Now search box is wider only on main page.
[wolnelektury.git] / books / zeromski_silaczka.xml
1 <utwor><opowiadanie>
2
3 <rdf:RDF xmlns:rdf="http://www.w3.org/1999/02/22-rdf-syntax-ns#"
4 xmlns:dc="http://purl.org/dc/elements/1.1/">
5 <rdf:Description rdf:about="http://wiki.wolnepodreczniki.pl/Lektury:Żeromski/Siłaczka">
6 <dc:creator xml:lang="pl">Żeromski, Stefan</dc:creator>
7 <dc:title xml:lang="pl">Siłaczka</dc:title>
8 <dc:contributor.editor xml:lang="pl">Pigoń, Stanisław</dc:contributor.editor>
9 <dc:contributor.editor xml:lang="pl">Sekuła, Aleksandra</dc:contributor.editor>
10 <dc:contributor.technical_editor xml:lang="pl">Gałecki, Dariusz</dc:contributor.technical_editor>
11 <dc:publisher xml:lang="pl">Fundacja Nowoczesna Polska</dc:publisher>
12 <dc:subject.period xml:lang="pl">Modernizm</dc:subject.period>
13 <dc:subject.type xml:lang="pl">Epika</dc:subject.type>
14 <dc:subject.genre xml:lang="pl">Nowela</dc:subject.genre>
15 <dc:description xml:lang="pl">Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Partnerem projektu jest Prokom Software SA. Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Narodową z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów BN.</dc:description>
16 <dc:identifier.url xml:lang="pl">http://www.wolnelektury.pl/lektura/Si%C5%82aczka</dc:identifier.url>
17 <dc:source.URL xml:lang="pl">http://www.polona.pl/Content/3343</dc:source.URL>
18 <dc:source xml:lang="pl">Żeromski, Stefan (1864-1925), Opowiadania. Utwory powieściowe, Czytelnik, wyd. 5, Warszawa, 1973</dc:source>
19 <dc:rights xml:lang="pl">Domena publiczna - Stefan Żeromski zm. 1925</dc:rights>
20 <dc:date.pd xml:lang="pl">1925</dc:date.pd>
21 <dc:format xml:lang="pl">xml</dc:format>
22 <dc:type xml:lang="pl">text</dc:type>
23 <dc:type xml:lang="en">text</dc:type>
24 <dc:date xml:lang="pl">2007-08-31</dc:date>
25 <dc:audience xml:lang="pl">G</dc:audience>
26 <dc:language xml:lang="pl">pol</dc:language>
27 </rdf:Description>
28 </rdf:RDF>
29
30 <extra><!--<elementy_poczatkowe>--></extra>
31
32 <autor_utworu>Stefan Żeromski</autor_utworu>
33
34 <nazwa_utworu>Siłaczka</nazwa_utworu>
35
36 <extra><!--</elementy_poczatkowe>--></extra>
37
38 <extra><!--<tekst_glowny>--></extra>
39
40
41
42 <akap>W nienajlepszym humorze powrócił do domu doktor Paweł Obarecki z winta<pe><slowo_obce>wint</slowo_obce> --- dawna gra w karty, podobna do wista.</pe>, za którego pośrednictwem składał uroczyście życzenia księdzu plebanowi wraz z aptekarzem, poczciarzem i sędzią w ciągu ośmiu godzin z rzędu. <begin id='b1202220255625' /><motyw id='m1202220255625'>Samotnik</motyw>Powróciwszy drzwi gabinetu zamknął tak szczelnie, aby się do niego nikt, nie wyłączając dwudziestoczteroletniej gospodyni, wedrzeć<pe><slowo_obce>wedrzeć</slowo_obce> --- wejść.</pe> nie mógł --- usiadł przy stoliku i wpatrywał się przede wszystkim z uporem w okno, bez żadnego zresztą wyraźnego powodu, następnie zaś zajął się bębnieniem palcami po stole.<end id='e1202220255625' /> Czuł najwyraźniej, że opanowywać go zaczyna <wyroznienie>metafizyka</wyroznienie><pe><slowo_obce>metafizyka</slowo_obce> --- dyscyplina filozoficzna zajmująca się ogólną teorią bytu, także rozważania o tym, co pozadoświadczalne; pot.: rozmyślania oderwane od rzeczywistości.</pe>...</akap>
43
44
45 <akap><begin id='b1184867378812' /><motyw id='m1184867378812'>Nuda</motyw>Wiadomą jest rzeczą, że człowiek kultury, wyrzucony przez pęd odśrodkowy niedostatku z ogniska życia umysłowego do Klwowa, Kurozwęk lub --- jak doktor Obarecki --- do Obrzydłówka, podlega z upływem czasu, wskutek dżdżów<pe><slowo_obce>dżdżów</slowo_obce> --- deszczów.</pe> jesiennych, braku środków komunikacji i absolutnej niemożności mówienia w ciągu sezonów całych --- stopniowemu przeistaczaniu się w twór mięsożerno--roślinożerny, wchłaniający nadmierną ilość butelek piwa i poddany atakom nudy, osłabiającej aż do takiego stanu, jaki graniczy z usposobieniem poprzedzającym wymioty.<end id='e1184867378812' /> Zwyczajną nudę małomiasteczkową połyka się bezwiednie, jak bezwiednie zając połyka jajka tasiemca rozproszone na trawie przez psy. Od chwili zagnieżdżenia się w organizmie bąblowca<pe><slowo_obce>bąblowiec</slowo_obce> --- pasożyt, gatunek tasiemca, żyjący w jelitach.</pe>: ,,Najzupełniej mi jest wszystko jedno" --- zaczyna się właściwie proces umierania.</akap>
46
47
48 <akap>Doktor Paweł, w epoce jego życia, o której mówię, zjedzony był już przez Obrzydłówek wraz z mózgiem, sercem i energią --- zarówno potencjonalną, jak i kinetyczną. Doświadczał nieprzezwyciężonego wstrętu do czytania, pisania oraz rachowania, mógł całymi godzinami spacerować po gabinecie lub leżeć na szezlongu<pe><slowo_obce>szezlong</slowo_obce> --- kanapa w kształcie wydłużonego fotela.</pe> choćby z niezapalonym papierosem w zębach, w tęsknym, dokuczliwym i bolesnym niemal oczekiwaniu na coś, co się stać musi, na kogoś, kto musi nadejść, mówić cokolwiek, choćby kozły przewracać, w natężonym wsłuchiwaniu się w szmery i szelesty zwiastujące przerwanie ciszy, która dławi i przygniata niejako do ziemi. <begin id='b1202220515187' /><motyw id='m1202220515187'>Jesień</motyw>Szczególniej dokuczała mu zazwyczaj jesień. W ciszy jesiennego popołudnia, zalegającej Obrzydłówek od przedmieścia do przedmieścia, było coś bolesnego, coś, co poduszczało do wołania o pomoc.<end id='e1202220515187' /> Mózg, opleciony niby miękkim przędziwem<pe><slowo_obce>przędziwo</slowo_obce> --- przędza, nić.</pe> pajęczyny, wypracowywał myśli czasami niesłychanie pospolite, a niejednokrotnie --- stanowczo do niczego niepodobne.</akap>
49
50
51 <akap>Gwizdanie i dysertacje<pe><slowo_obce>dysertacja</slowo_obce> --- rozprawa naukowa, tu w znaczeniu ironicznym.</pe> z gospodynią, raz przyzwoitsze (o niesłychanej np. wyższości pieczonego prosięcia nadzianego kaszą tatarczaną<pe><slowo_obce>kasza tatarczana</slowo_obce> --- kasza gryczana.</pe>, rozumie się: bez majeranku, nad takimże prosięciem nadzianym innymi substancjami), kiedy indziej zaś ohydnie nieprzystojne --- stanowiły jedyną rozrywkę. <begin id='b1202220653593' /><motyw id='m1202220653593'>Przyroda nieożywiona</motyw>Wytoczy się, bywało, na połowę niebios chmura z potwornymi odnogami w kształcie łap tytanicznych<pe><slowo_obce>tytaniczny</slowo_obce> --- olbrzymi, ogromny; przym. od <slowo_obce>Tytanów</slowo_obce> --- olbrzymów z mitologii greckiej.</pe> i bury jej kłąb zawiśnie bezwładnie, nie mogąc rozwiać się w przestwór i grożąc zawaleniem się na Obrzydłówek i dalekie, puste pola. Od chmury tej leci niesiona przez wiatr ukośnie mgła kropelek, które osiadają na szybach w postaci kryształków, sprawiając w szumie wiatru szelest odrębny a przejmujący, jakby obok, gdzieś za węgłem domu łkało dziecko dobywające resztki jęku. Daleko na miedzach stoją pozbawione liści, samotne gruszki polne, miotają się ich gałęzie, deszcz je siecze...<end id='e1202220653593' /> <begin id='b1184867504000' /><motyw id='m1184867504000'>Smutek</motyw>Myśl zbierała z tego krajobrazu smutek, w którym było coś chronicznie kataralnego --- i mglisto, niejasno, bezwiednie wyczuwaną trwogę. Ten właśnie nastrój kataralno-melancholijny stał się nastrojem dominującym i rozciągał się na sezony letnie i wiosenne. Zagnieździł się w duszy doktora smutek<end id='e1184867504000' /> zjadliwy a nie mający żadnej podstawy. Za nim nadciągnęło lenistwo nieopisane, lenistwo zabójcze, wytrącające z rąk ofiary nawet nowele Alexisa<pe>Paul Alexis (1847-1901) --- francuski pisarz i dramaturg. Naturalista, przyjaciel Emila Zoli oraz autor jego biografii.</pe>.</akap>
52
53
54 <akap><begin id='b1184758477031' /><motyw id='m1184758477031'>Konflikt wewnętrzny</motyw>,,Metafizyka", jakiej doktor Paweł doświadczał ostatnimi czasy raz, czasami dwa razy do roku --- to kilka godzin świadomego samobadania bystro, z szaloną gwałtownością napływających wspomnień, niecierpliwego zbierania strzępów wiedzy, szamotania się, graniczącego z wściekłością, szlachetnych porywów przywalonych gliną bezczynności, rozmyślań, wybuchów goryczy, postanowień niezłomnych, ślubów, zamiarów... Wszystko to, rozumie się, nie prowadziło do żadnej zmiany na lepsze i przemijało, jako pewna miara czasu mniej więcej dotkliwego cierpienia. Z ,,metafizyki" można się było wyspać jak z bólu głowy, by wstać nazajutrz z umysłem odświeżonym, energiczniejszym i uzdolnionym lepiej do podjęcia zwyczajnego jarzma<pe><slowo_obce>jarzmo</slowo_obce> --- niewola.</pe> nudów oraz zużywania wszystkiej energii mózgu na wymyślanie najsmaczniejszego jadła. Endemia<pe><slowo_obce>endemia</slowo_obce> --- stałe występowanie jakiejś choroby na określonym terenie.</pe> ,,metafizyki" wskazywała jednak naszemu doktorowi, że w jego egzystencji roślinnej, najedzonej, niejako nasyconej filozofią mocnego, zdrowego rozsądku, kryje się jakaś rana nieuleczalna, niewidoczna, a dolegająca nad wyraz, niby ranka nad próchniejącą kością.<end id='e1184758477031' /></akap>
55
56
57 <akap><begin id='b1184771384676' /><motyw id='m1184771384676'>Społecznik</motyw><begin id='b1202221002890' /><motyw id='m1202221002890'>Praca u podstaw</motyw>Doktor Obarecki przybył do Obrzydłówka przed sześcioma laty, zaraz po ukończeniu studiów, z umysłem rozwidnionym zorzą niewielu wprawdzie, ale nadzwyczajnie pożytecznych myśli, tudzież z kilkoma rublami w kieszeni. Mówiono podówczas bez przerwy o konieczności osiedlania się w lasach i Obrzydłówkach. Posłuchał apostołów. Był śmiały, młody, szlachetny i energiczny.<end id='e1202221002890' /> W pierwszym zaraz po osiedleniu się miesiącu wydał niebacznie wojnę aptekarzowi i felczerom<pe><slowo_obce>felczer</slowo_obce> (z niem. <slowo_obce>Feldscher</slowo_obce> --- chirurg polowy) --- osoba uprawniona do wykonywania prostych zabiegów medycznych.</pe> miejscowym, uzdrawiającym za pomocą środków wkraczających w dziedzinę misteryj. Aptekarz obrzydłowski ,,eksploatując sytuację" (do najbliższej apteką przez cywilizację obdarzonej miejscowości było mil pięć) --- nakładał haracz<pe>haracz --- wygórowana, niesłusznie pobierana opłata.</pe> na jednostki pragnące powrócić do zdrowia dzięki jego olejom, balwierze<pe><slowo_obce>balwierz</slowo_obce> --- (inaczej cyrulik) zajmował się między innymi goleniem, rwaniem zębów, czyszczeniem uszu i puszczaniem krwi.</pe> zaś wybudowali, trzymając się z farmaceutą za ręce, wspaniałe domostwa; w <wyroznienie>kacabajach</wyroznienie><pe><slowo_obce>kacabaj</slowo_obce> --- dawn. ciepły kaftan.</pe> niedźwiadkami podbitych chadzali, zachowując na obliczach wyraz takiej powagi, jak gdyby w każdej chwili żywota prowadzili księdza plebana na procesji Bożego Ciała.</akap>
58
59
60 <akap>Gdy delikatne i ogniste perswazje, skierowane do farmaceuty, a wypowiadane patetycznie<pe><slowo_obce>patetyczny</slowo_obce> --- pełen patosu, podniosły, uroczysty; tu: przesadnie poważny.</pe> z rozmaitych ,,punktów widzenia", traktowane były jako idylle<pe><slowo_obce>idylla</slowo_obce> --- beztroskie i pogodne życie; tu: wymysł.</pe> młodzieńcze i skutku żadnego nie odniosły --- doktor <begin id='b1184867638140' /><motyw id='m1184867638140'>Idealista</motyw><begin id='b1202221147265' /><motyw id='m1202221147265'>Praca u podstaw</motyw><begin id='b1202221976015' /><motyw id='m1202221976015'>Lekarz</motyw>Obarecki uzbierawszy nieco grosza kupił apteczkę podręczną i zabierał ją ze sobą jadąc do chorych na wieś. Sam przygotowywał na miejscu lekarstwa, udzielał ich za bezcen, jeżeli nie za darmo, uczył higieny, badał, pracował z fanatyzmem, z uporem, bez snu i odpoczynku.<end id='e1202221976015' /><end id='e1202221147265' /><end id='e1184867638140' /> Rzecz prosta, że natychmiast po rozejściu się wieści o apteczkach przenośnych, udzielaniu pomocy za darmo i tym podobnych punktach widzenia --- wybito mu wszystkie szyby, jakie istniały w ubogim mieszkaniu. Ponieważ zaś Boruch Pokoik, jedyny szklarz w Obrzydłówku, odprawiał w owym czasie święto Kuczek<pe><slowo_obce>święto Kuczek</slowo_obce> ---święto żydowskie, obchodzone dla upamiętnia mieszkania w namiotach podczas wędrówki do Ziemi Obiecanej, po wygnaniu z Egiptu. Zwane też świetem Namiotów, lub Sukkot (<slowo_obce>suka</slowo_obce> w języku hebrajskim oznacza: namiot, szałas, kuczka).</pe> --- trzeba było okna wykleić bibułą i czuwać nocą z rewolwerem w prawicy. Wprawione wreszcie szyby wybito powtórnie i wybijano je odtąd periodycznie, aż do chwili sprawienia dębowych okiennic. <begin id='b1202221606234' /><motyw id='m1202221606234'>Prawda</motyw><begin id='b1202221635921' /><motyw id='m1202221635921'>Zwycięstwo</motyw>Rozpuszczono między ludnością miasteczka wieść, jakoby młody doktor obcował z duchami ciemności, oczerniono go w opinii inteligencji okolicznej jako niesłychanego nieuka, odciągano przemocą chorych zmierzających do jego mieszkania, wyprawiano w majowe wieczory kocie muzyki itp. Młody doktor nie zwracał na to wszystko uwagi, ufając w zwycięstwo prawdy.</akap>
61
62
63 <akap>Zwycięstwo prawdy nie nastąpiło. Nie wiadomo dlaczego...<end id='e1202221635921' /> <end id='e1202221606234' /><begin id='b1202221703218' /><motyw id='m1202221703218'>Klęska, Praca u podstaw</motyw>Już po upływie roku doktor poczuł, że jego energia staje się z wolna ,,dziedzictwem robaków". <begin id='b1202221825468' /><motyw id='m1202221825468'>Syzyf</motyw><begin id='b1202221857968' /><motyw id='m1202221857968'>Rozczarowanie</motyw>Zetknięcie bliskie z ciemną masą ludu rozczarowało go nad wyraz: jego prośby, namowy, istne prelekcje z zakresu higieny upadały jak ziarna na opokę. Robił, co tylko mógł --- na próżno! Szczerze mówiąc --- trudno nawet wymagać, aby człowiek nie mający butów na zimę, wygrzebujący w marcu z cudzych pól zgniłe, zeszłoroczne kartofle w celu czynienia sobie z nich podpłomyków, mielący na przednówku korę olszową na mąkę, aby tej domieszać do zbyt szczupłej miary mąki żytniej, gotujący kaszę z niedojrzałego ziarna, nabranego o świcie ,,sposobem kradzionym" --- mógł zreformować w sensie dodatnim zaniedbane zdrowie swoje pod wpływem choćby najzrozumialej wyłożonych praw zdrowotności.<end id='e1202221857968' /><end id='e1202221825468' /><end id='e1202221703218' /><end id='e1184771384676' /></akap>
64
65
66 <akap>Nieznacznie doktorowi zaczęło być ,,wszystko jedno"... Jedzą zgniłe kartofle --- cóż począć --- niechaj jedzą, jeżeli im smakują. Mogą nawet jadać surowe --- to trudno...</akap>
67
68
69 <akap>Ludność żydowska miasteczka leczyła się u marzyciela, ponieważ nie odstraszały jej duchy ciemności, a zachęcała nadzwyczajna taniość <wyroznienie>medycyny</wyroznienie>.</akap>
70
71
72 <akap><begin id='b1202221798218' /><motyw id='m1202221798218'>Upadek</motyw>Pewnego pięknego poranku doktor skonstatował, że ów płomyczek nad jego głową, z którym tu przyszedł i którym chciał rozwidnić drożynę swoją --- zgasł. Zgasł sam przez się: wypalił się. Wówczas apteczka podręczna została na klucz do szafy zamknięta i doktor sam jedynie z niej korzystał.<end id='e1202221798218' /></akap>
73
74
75 <akap><begin id='b1202221918656' /><motyw id='m1202221918656'>Klęska</motyw>Co za męczarnia jednak dać się pokonać farmaceucie i balwierzom, ustać i zakończyć wojny obrzydłowskie zamknięciem apteczki do szafy.</akap>
76
77
78 <akap>Zwycięzcami mają prawo się okrzyknąć i zbierać łupy, lecz nie oni go pokonali: sam się pokonał. Zadusił proste i wysokie myśli i uczynki może dlatego, że się w jadło zbytecznie wdawać zaczął --- dość, że zadusił. Coś tam jeszcze robił, leczył myśląc --- nie miał już jednak nikt z całej jego ówczesnej ,,działalności" za pół papierosa pożytku.<end id='e1202221918656' /></akap>
79
80
81 <akap>W okolicznych siedzibach pańskich przemieszkiwali dziwnym zbiegiem okoliczności sami troglodyci<pe><slowo_obce>troglodyta</slowo_obce> --- człowiek z epoki przedhistorycznej, mieszkający w jaskini, człowiek pierowtny; tu: człowiek zacofany.</pe> ,,z dziada pradziada", którzy doktorów w ogóle traktowali w sposób cokolwiek niewspółczesny. Jednemu z nich złożył doktor Paweł wizytę, co było pomysłem chybionym, ponieważ troglodyta przyjął go u siebie w gabinecie, siedział podczas wizyty w kamizelce i jadł spokojnie szynkę krając ją scyzorykiem. Doktor poczuł w sobie napływ ducha demokratyzmu, powiedział pół--hrabi coś cierpkiego i nie składał więcej wizyt w okolicy.</akap>
82
83
84 <akap>Pozostał tedy do wymiany myśli ksiądz proboszcz i sędzia. <begin id='b1202222362046' /><motyw id='m1202222362046'>Przyroda nieożywiona, Samotnik</motyw>Obcować jednak zbyt często z plebanem --- markotnie jest nieco; sędzia zaś był człowiekiem mówiącym rzeczy, których zupełnie nie można było pojąć --- pozostała tedy właściwie samotność. Aby uniknąć złych następstw absolutnego przebywania z samym sobą, usiłował zbliżyć się do przyrody, odzyskać spokój, harmonię wewnętrzną ducha, poczucie siły i odwagi, wynalazłszy te żelazne ogniwa, jakie człowieka zespalają z przyrodą. Żadnych jednak ogniw żelaznych nie odnalazł, pomimo że błąkał się po polach, docierał nawet do poręb w lesie i zagrzązł pewnego razu w bagnie na pastwisku.<end id='e1202222362046' /></akap>
85
86
87 <akap><begin id='b1202222402921' /><motyw id='m1202222402921'>Natura</motyw>Płaski krajobraz otaczało zewsząd sinawe pasmo lasu. Bliżej, na wydmuchach szarego piasku, rosły samotne chojaki, a naokół ciągnęły się nie wiedzieć do kogo należące zagony. Pastwiska porosłe ,,kozicą" i żółtawymi trawami, umierającymi przedwcześnie, jakby do rozwoju gałeczek zieleni w ich pędach zabrakło światła --- stanowiły jedyne upiększenie Obrzydłówka.<end id='e1202222402921' /><begin id='b1202222414875' /><motyw id='m1202222414875'>Światło</motyw> Zdawało się, że słońce oświetla to pustkowie po to jedynie, aby okazać jego bezpłodność, nagość i posępność...<end id='e1202222414875' /></akap>
88
89
90 <akap>Brzegiem drogi, okrytej brudnym piaskiem, porytej wybojami i wygrodzonej ruinami płotu, wlókł się codziennie biedny doktor z parasolem... Droga ta nie prowadziła, zdawało się, do żadnych osad ludzkich, rozszczepiała się bowiem wśród pastwiska na kilkanaście ścieżek i ginęła między kretowiskami. Zjawiała się znowu dopiero na szczycie wydmy piaszczystej w postaci dwu trójkątnych wyżłobień w piasku i szła w las karłowatych sosenek.</akap>
91
92
93 <akap>Jakaś niecierpliwa złość ogarniała doktora, gdy patrzył na ten krajobraz, i pożerała mu spokój nieokreślona obawa...</akap>
94
95
96 <akap>Lata upływały. Zarządzono z inicjatywy księdza plebana zgodę między aptekarzem a doktorem, gdy skonstatowano dodatnie zjawisko ,,ochłonięcia" tego ostatniego. Antagoniści<pe><slowo_obce>Antagoniści</slowo_obce> --- przeciwnicy, rywale.</pe> zaczęli odtąd wspólnie <wyroznienie>orać</wyroznienie> w wincie, choć doktor z obrzydzeniem zawsze patrzył na farmaceutę. Stopniowo i obrzydzenie nieco się zmniejszyło. Zaczął chodzić z wizytą do aptekarza i emablować<pe><slowo_obce>emablować</slowo_obce> (fr.) --- otaczać szczególnymi względami, zabawiać, nadskakiwać.</pe> jego żonę. Pewnego razu przeraził się nawet wynikiem analizy własnego serca, która okazała, że zdolnym jest do platonicznego rozmiłowania się w pani aptekarzowej, damie tępej umysłowo jak siekierka do rąbania cukru, gotowej dać się ukrzyżować za przekonanie, zupełnie nawet bezzasadne, że jest wiotką, powabną i niebezpieczną, i opowiadającej z przedziwnym zapałem, a bez przerwy, o grzechach głównych swojej pokojówki. <begin id='b1202222529687' /><motyw id='m1202222529687'>Śmiech</motyw>Słuchał doktor Paweł całymi godzinami wymowy pani Anieli, zachowując na obliczu uśmiech, jaki oglądać można na ustach młodzieńca emablującego grono pięknych dam w chwili, gdy mu najstraszliwiej dokucza ból zębów.<end id='e1202222529687' /></akap>
97
98
99 <akap><begin id='b1184771818336' /><motyw id='m1184771818336'>Upadek</motyw>Do czynów bohaterskich w zakresie demokratyzacji w Obrzydłówku pojęć, choćby w imię znośniejszego przepędzania czasu, nie był już zdolnym. Za żadną cenę nie byłby składał wizyt rzeźnikom, jak to zamierzał swojego czasu, jeżeli mógł rozmawiać, to jedynie z ludźmi będącymi w jakiej takiej kulturze.</akap>
100
101
102 <akap>Wówczas to nie tylko już energia uległa zniszczeniu --- znikło i poszanowanie dla wszelkiej myśli szerszej. Z wielkich widnokręgów, ledwie dających się zmierzyć rozmarzonymi oczyma, został widnokrąg tak dalece mały, że można go było zakreślić końcem modnego kamaszka<pe><slowo_obce>kamasze</slowo_obce> --- rodzaj męskich butów.</pe>. Na rozbrzmiewające po artykułach szukanie ,,prawdy jasnego promienia i nowych, nieodkrytych dróg"<pe><slowo_obce>prawdy jasnego promienia i nowych, nieodkrytych dróg</slowo_obce> --- nieco zmienione dwa początkowe wersy wiersza Adama Asnyka <tytul_dziela>Do młodych</tytul_dziela>: ,,Szukajcie prawdy jasnego promienia! / Szukajcie nowych, nieodkrytych dróg!".</pe> zapatrywał się w początkach umierania z goryczą, żalem, zawiścią, następnie --- z ostrożnością człowieka mającego pewien zasób doświadczenia, później z niedowierzaniem, wkrótce potem z półuśmiechem, potem ze zdecydowanym lekceważeniem, a koniec końców nie zapatrywał się wcale, ponieważ było mu najzupełniej wszystko jedno. Leczył według wskazówek rutyny, praktykę jaką taką wyrobić sobie zdołał, przywykł jakoś do Obrzydłówka, do samotności, do nudy nawet, do prosiąt pieczonych, i nie kwapił się bynajmniej do ogniska życia umysłowego.</akap>
103
104
105 <akap>Zasadą, do której, niby do wspólnego mianownika, sprowadziły się czyny i myśli doktora Obareckiego, stała się ta: --- dawajcie pieniądze i wynoście się...<end id='e1184771818336' /></akap>
106
107
108 <akap>A jednak w chwili, gdy siedział po powrocie z imienin księdza proboszcza, zajęty bębnieniem palcami po stole, ,,metafizyka" opanowywała go z dawną siłą. Już podczas jakiejś szóstej godziny wintowej doktor czuł się niedobrze. Wywołał to aptekarz znowu, który zaczął ni z tego, ni z owego studiować <tytul_dziela>Historię powszechną</tytul_dziela> Cezara Cantu (w przekładzie Leona Rogalskiego)<pe>Chodzi o <slowo_obce>Historię powszechną</slowo_obce> francuskiego historyka Cezara Cantu, wydaną w Polsce przez warszawskiego księgarza S. Orgelbranda, w 1853 r.</pe> i wyrobiwszy w sobie bardzo radykalny pogląd na działalność Aleksandra VI<pe><slowo_obce>Aleksander VI</slowo_obce> (1431--1503) --- papież od 11 sierpnia 1492 do śmierci. Był dobrym dyplomatą i politykiem, ale zarzucano mu bardzo niemorlane życie</pe> w bezwyznaniowość jakoby popadł.</akap>
109
110
111 <akap>Doktor Obarecki wiedział aż nadto dobrze, dlaczego farmaceuta dysputami destrukcyjnymi rozbestwia księdza proboszcza; przeczuwał, że są to preludia<pe><slowo_obce>preludium</slowo_obce> --- wstęp do czegoś; w muzyce funkcjonuje jako osobny gatunek muzyczny (np. cykl 24 preludiów fortepianowych op. 28 Fryderyka Chopina) lub jako wprowadzająca część do większej formy muzycznej (np. sonaty, suity).</pe> do zbliżenia się, zaprzyjaźnienia na mocy jedności poglądów... Przeczuwał, że odwiedzi go kiedykolwiek, będzie, z daleka zachodząc, wskazywał umiejętnie na brak kapitału, źródło ,,stagnacji", a zniżywszy loty do spraw obrzydłowskich wykaże, ile by oni dwaj, trzymając się za ręce, korzyści społeczeństwu przynieśli: jeden pisaniem recept na łokcie, drugi eksploatowaniem sytuacji... Kto wie --- może zaproponuje szczerze i otwarcie, ,,nóżki kładąc na stół", założenie czysto wekslowej spółki, której celem będzie wspólne maszerowanie w tonie gnojówki. Przeczuwał także doktor, że nie będzie miał siły do zakończenia propozycji aptekarzowych nakręceniem mu z lekka kości policzkowej, ponieważ nie wiedzieć w imię czego kość tę nakręcać... Przypuszczał nawet, że spółka ta stanie --- któż wie... Gorycz zalała mu serce. <begin id='b1202222819875' /><motyw id='m1202222819875'>Błoto</motyw>Co się stało, jakim sposobem aż dotąd zaszedł, dlaczego nie wyrywa się z tego błota, czemu jest leniuchem, marzycielem, refleksjonistą, psowaczem własnych myśli, karykaturą wstrętną samego siebie?<end id='e1202222819875' /></akap>
112
113
114 <akap>I zaczęło się, podczas wpatrywania się w okno, nadzwyczajnie szczegółowe, pilne, badawcze bezlitośnie i subtelne oglądanie własnej bezsilności. <begin id='b1202222858500' /><motyw id='m1202222858500'>Zima</motyw>Śnieg padał wielkimi płatkami, przesłaniając smutny krajobraz zimową mgłą i zmrokiem.<end id='e1202222858500' /></akap>
115
116
117 <sekcja_swiatlo />
118
119
120 <akap>Chimeryczną<pe><slowo_obce>Chimeryczną</slowo_obce> --- nierealną, dziwaczną; od: Chimery, potwora z mitologii greckiej o postaci lwa z głową kozy i wężem w miejscu ogona.</pe> a bezpłodną gonitwę myśli przerwały nagle wykrzykniki gospodyni, usiłującej przekonać kogoś, że doktora w domu nie ma. Doktor jednak wyszedł do kuchni, aby rozerwać pasmo męczących go myśli.</akap>
121
122
123 <akap>Ogromny chłop w żółtym kożuchu zmiótł ,,wściekłą czapą" pył spod jego nóg w głębokim pokłonie, odgarnął pięścią włosy z czoła, wyprostował się i zamierzał rozpocząć orację<pe><slowo_obce>oracja</slowo_obce> --- dawn. ozdobna mowa, uroczyste przemówienie; tu w znaczeniu ironicznym.</pe>.</akap>
124
125 <akap_dialog><begin id='b1202222945375' /><motyw id='m1202222945375'>Choroba, Lekarz</motyw>--- Czego? --- zapytał doktor.</akap_dialog>
126
127 <akap_dialog>--- A to, wielmożny doktorze, sołtys mię tu przysłał...</akap_dialog>
128
129 <akap_dialog>--- Po co?</akap_dialog>
130
131 <akap_dialog>--- A po wielmożnego doktora.</akap_dialog>
132
133 <akap_dialog>--- Kto chory?</akap_dialog>
134
135 <akap_dialog>--- Nauczycielka ta u nas we wsi zachorzała, sparło ją cosi.<end id='e1202222945375' /> Przyszedł sołtys... Jedźcie, pada<pe><slowo_obce>pada</slowo_obce> --- gw.: powiada.</pe>, Ignacy, do Obrzydłówka po wielmożnego doktora. Może, pada...</akap_dialog>
136
137 <akap_dialog>--- Pojadę. Konie dobre?</akap_dialog>
138
139 <akap_dialog>--- A konie ta, jak konie: śwarne gady.</akap_dialog>
140
141
142 <akap>Podobała się doktorowi myśl jazdy, zmęczenia się, choćby nawet niebezpieczeństwa. Wdział z nagłym ożywieniem grube buty, kożuszek, futro i wyszedł przed dom. ,,Gady" chłopskie niewielkie były, ale okrągłe, wypasione --- wasąg<pe><slowo_obce>wasąg</slowo_obce> (z niem. <slowo_obce>Fassung</slowo_obce>) --- wóz gospodarski, dość prymitywny powóz czterokołowy bez resorów, z nadwoziem drabinkowym lub w kształcie wiklinowego kosza, opartym bezpośrednio na osiach; używany w Polsce do pocz. XX wieku.</pe> olbrzymi na saniach, słomą wyładowany i okryty kilimkiem. Zanurzył się w słomę, otulił, chłop przysiadł bokiem na przednim siedzeniu, odmotał parciane lejce z kłonicy, konie zaciął. Pomknęli.</akap>
143
144 <akap_dialog>--- Daleko to? --- zagadnął doktor.</akap_dialog>
145
146 <akap_dialog>--- Będzie ta może ze trzy mile, może nie ma...</akap_dialog>
147
148 <akap_dialog><begin id='b1202223098531' /><motyw id='m1202223098531'>Śmiech</motyw>--- Nie zbłądzisz?</akap_dialog>
149
150
151 <akap>Chłop obejrzał się z uśmiechem ironicznym.</akap>
152
153 <akap_dialog>--- Któż... ja?<end id='e1202223098531' /></akap_dialog>
154
155
156 <akap><begin id='b1202223119140' /><motyw id='m1202223119140'>Wiatr </motyw>Wiatr dął w polu przejmujący. Niekute, ukośne, ledwo ociosane siekierą sanice wrzynały się w głęboki, świeżo spadły śnieg, odwracając na bok białe jego skiby. Drogę zaniosło.<end id='e1202223119140' /></akap>
157
158
159 <akap>Chłop ,,wściekłą czapę" na bok przechylił i zaciął konie. Doktor czuł się dobrze. <begin id='b1184773340418' /><motyw id='m1184773340418'>Natura</motyw>Minąwszy lasek, który zdawał się tonąć w śniegu, wyjechali na pusty, bezludny przestwór, oprawny w ramy lasu, ledwie widzialnego na krańcu widnokręgu. <begin id='b1202223158921' /><motyw id='m1202223158921'>Noc</motyw>Zmrok zapadał, powlekając ten nagi i surowy obraz pustkowia niebieskawym kolorytem, który ciemniał nad lasem.<end id='e1202223158921' /> Grudki zbitego śniegu wyrzucane kopytami koni przelatywały koło uszu doktora. Nie wiedzieć czemu chciało mu się stanąć na saniach i wołać po chłopsku, z całych sił w ten głuchy, niemy, nieskończony przestwór, urzekający ogromem jak przepaść. Nachylała się szybko noc dzika i ponura, noc pól niezamieszkanych.</akap>
160
161 <akap><begin id='b1202223202468' /><motyw id='m1202223202468'>Wiatr </motyw>Wiatr się wzmógł, dął jednostajnie, z hukiem przechodzącym od czasu do czasu w głuche <slowo_obce>largo</slowo_obce><pe><slowo_obce>largo</slowo_obce> (z włos. <slowo_obce>largo</slowo_obce> --- szeroko, rozlewnie) --- termin muzyczny określający tempo grania utworu.</pe>; śnieg zacinał z boku.<end id='e1202223202468' /><end id='e1184773340418' /></akap>
162
163 <akap_dialog>--- Strzeżcie drogi, gospodarzu, bo może być źle --- zauważył doktor kryjąc nos w futro.</akap_dialog>
164
165 <akap_dialog>--- A no, maluśkie! --- wrzasnął chłop na konie zamiast odpowiedzi.</akap_dialog>
166
167
168 <akap>Głos ten ledwo już można było dosłyszeć w wichrze. Konie biegły w cwał<pe><slowo_obce>cwał</slowo_obce> --- najszybszy chód koński używany podczas wyścigów, odmiana galopu.</pe>.</akap>
169
170
171 <akap><begin id='b1184773399751' /><motyw id='m1184773399751'>Żywioły</motyw>Zamieć rozszalała się nagle. Bałwanami miotać się począł wicher, uderzał w sanie, skowyczał między sankami, tłumił oddech. Słychać było parskanie koni, lecz ani ich, ani furmana doktor nie mógł dostrzec. Kłęby śniegu, zdzierane z ziemi przez wiatr, leciały jak stado koni i słychać było niby tętent ich tytanicznych skoków; chwilami wywierało się z ziemi piekło huku i szła ta melodia uderzać wszystką potęgą tonów w chmury, łamać je i upadać nagle z łoskotem. Wtedy rozpryskało się w puch posłanie śniegowe i otaczało podróżnych naszych wirującymi słupami. Wydawało się, że jakieś potwory zataczają w szalonym tańcu olbrzymie koła, że doganiają z tyłu, zabiegają z przodu, z boku i sypią po szczypcie śniegu na sanie. Gdzieś, najwyżej, w zenicie, uderzał niby wielki, rozkołysany dzwon przeciągle, głucho, jednostajnie.<end id='e1184773399751' /></akap>
172
173 <akap_dialog>Doktor poczuł, że nie jadą już po drodze; sanie posuwały się z wolna, uderzając końcami sanic o grzbiety zagonów.</akap_dialog>
174
175 <akap_dialog>--- Gospodarzu --- zawołał z trwogą --- a gdzie my jesteśmy?</akap_dialog>
176
177 <akap_dialog>--- Jadę polem do lasu --- odpowiedział chłop --- w lesie ciszej będzie... pod samą wieś lasem zajedziemy...</akap_dialog>
178
179
180 <akap>Rzeczywiście wiatr wkrótce ucichł i dawał się słyszeć tylko huk podniebny i trzask łamiących się gałęzi. Na czarnym tle nocy majaczyły osypane śniegiem drzewa. Prędzej jechać nie było można, drożyna bowiem leśna, zawalona zaspami, przeciskała się śród pniaków i gałęzi. Nareszcie po upływie jakiejś godziny, podczas której doktor szczerze namartwił się i naobawiał, dały się słyszeć powtarzające się głuche odgłosy: --- psy szczekały.</akap>
181
182 <akap_dialog>--- Nasza wieś, wielmożny panie...</akap_dialog>
183
184
185 <akap>Zamigotały światełka w oddali, podobne do chwiejących się w różne strony punkcików, dym zapachniał.</akap>
186
187 <akap_dialog>--- Nuże<uwaga>Nuże</uwaga>, małe! --- zawołał wesoło na konie woźnica, rozgrzewając się za pomocą obijania boków pięściami.</akap_dialog>
188
189
190 <akap>Za chwilę mijali pędem szereg chat, do strzech zasypanych śniegiem. Na tle szyb zamarzniętych okien, od których padały na drogę kręgi światła, rysowały się cienie głów.</akap>
191
192 <akap_dialog><begin id='b1202223498000' /><motyw id='m1202223498000'>Jedzenie</motyw>--- Wieczerzę ludzie jedzą... --- bez żadnej potrzeby zauważył chłop, przypominając doktorowi czas wieczerzy, której spożywać dnia tego nie miał nadziei.<end id='e1202223498000' /></akap_dialog>
193
194
195 <akap>Konie zatrzymały się przed jakimś domostwem: chłop wprowadził doktora Pawła do sieni i znikł. Namacawszy klamkę doktor wszedł do małej, nędznej izby, oświetlonej kagankiem naftowym<pe><slowo_obce>kaganek naftowy</slowo_obce> --- rodzaj lampki, w którym źródłem światła jest paląca się ciecz, tu nafta.</pe>.</akap>
196
197
198 <akap>Zgrzybiała i zgarbiona jak rączka parasola kobiecina ujrzawszy go zerwała się z łóżka, poprawiła chustkę na głowie i jęła mrugać powiekami, a wytrzeszczać czerwone oczy ze źle tajonym przerażeniem.</akap>
199
200 <akap_dialog>--- Gdzie chora? --- spytał. --- Samowar<pe><slowo_obce>Samowar</slowo_obce> --- metalowe naczynie do gotowania wody i przygotowywania herbaty, rozpowszechnione głównie w Rosji.</pe> macie?</akap_dialog>
201
202
203 <akap>Stara w przerażeniu swym do słowa przyjść nie mogła.</akap>
204
205 <akap_dialog>--- Samowar macie? Herbaty możecie mi zrobić?</akap_dialog>
206
207 <akap_dialog>--- Jest ten ta samowar... jeno cukru...</akap_dialog>
208
209 <akap_dialog>--- Masz tobie! Cukru nie ma?</akap_dialog>
210
211 <akap_dialog>--- A nie ma... chybaby Walkowa mieli, bo to panienka...</akap_dialog>
212
213 <akap_dialog>--- Gdzież ta wasza panienka?</akap_dialog>
214
215 <akap_dialog>--- A dy w stancyi<uwaga>A dy w stancyi</uwaga> nieboga leży.</akap_dialog>
216
217 <akap_dialog><begin id='b1202223573828' /><motyw id='m1202223573828'>Choroba</motyw>--- Dawno chora?</akap_dialog>
218
219 <akap_dialog>--- Pokładała się to ta już ze dwie niedziele, a teraz ani ręką, ani nogą. Ścisnęło i pokój.<end id='e1202223573828' /></akap_dialog>
220
221
222 <akap>Uchyliła drzwi do izby sąsiedniej.</akap>
223
224 <akap_dialog>--- Zaraz! Ogrzać się muszę --- zawołał gniewnie doktor, zdejmując futro.</akap_dialog>
225
226
227 <akap>Ogrzać się w tej norze nie było trudno: z pieca rozchodziło się takie gorąco, że doktor co prędzej wsunął się do pokoju ,,panienki". Małą tę i nadzwyczajnie ubogą izdebkę oświetlała lampa przyćmiona, stojąca na stole obok wezgłowia chorej. Rysów twarzy nauczycielki nie można było rozeznać, gdyż padał na nie cień jakiejś dużej księgi. Doktor zbliżył się ostrożnie, lampę rozświetlił, usunął książkę i przyglądać się zaczął pacjentce. <begin id='b1202223784531' /><motyw id='m1202223784531'>Choroba</motyw>Była to młoda dziewczyna, pogrążona we śnie gorączkowym. Szkarłatem<pe><slowo_obce>Szkarłat</slowo_obce> --- kolor ciemnoczerwony.</pe> była powleczona jej twarz, szyja, ręce --- na tle tym znać było jakąś wysypkę. Jasnopopielate, niezmiernie bujne włosy leżały poplątanymi pasmami na poduszce, wiły się na twarzy. Ręce bezwiednie i niecierpliwie szarpały kołdrę.</akap>
228
229
230 <akap>Doktor Paweł pochylił się aż do samej twarzy chorej i zaczął nagle mówić głosem, który przecinało i dusiło przerażenie:</akap>
231
232 <akap_dialog>--- Panno Stanisławo, panno Stanisławo, panno Stanisławo...</akap_dialog>
233
234
235 <akap>Chora leniwie i z wysiłkiem dźwignęła powieki, lecz zamknęła je natychmiast. Przeciągała się, przesuwała głowę od jednego końca poduszki do drugiego i jakoś cicho, boleśnie, głucho jęczała. Co chwila otwierała usta, z wysiłkiem, jak karp, połykając powietrze.<end id='e1202223784531' /></akap>
236
237
238 <akap>Doktor powiódł oczami po nagich, wapnem wybielonych ścianach izby, dostrzegł okno źle opatrzone, przemokłe i zeschnięte trzewiki chorej --- stosy książek leżące wszędzie: na ziemi, na stoliku, na szafce...</akap>
239
240 <akap_dialog><begin id='b1184760101687' /><motyw id='m1184760101687'>Rozpacz</motyw>--- Ach, ty szalona, ty głupia! --- szeptał załamując ręce.</akap_dialog>
241
242
243 <akap>Gorączkowo, z trwogą i żalem zaczął ją badać, mierzył drżącymi rękami temperaturę.</akap>
244
245 <akap_dialog>--- Tyfus<pe><slowo_obce>Tyfus</slowo_obce> --- ostra choroba zakaźna.</pe>... --- wyszeptał blednąc.</akap_dialog>
246
247
248 <akap>Z wściekłością ściskał sobie gardło, w którym dławiły go, niby zwitki pakuł<pe><slowo_obce>zwitki pakuł</slowo_obce> --- pasma lnianych włókien, używane na przykład do uszczelniania.</pe>, łzy niezdolne wypłynąć. <begin id='b1202224025375' /><motyw id='m1202224025375'>Śmiech</motyw>Widział, że jej nic nie pomoże, nic nie może pomóc --- roześmiał się nagle, wspomniawszy, że po taką chininę<pe><slowo_obce>chinina</slowo_obce> --- lek w postaci białego, gorzkiego proszku otrzymywany z kory chinowca.</pe> lub antypirynę trzeba posyłać do Obrzydłówka... trzy mile.<end id='e1202224025375' /> Panna Stanisława otwierała od czasu do czasu oczy szklane, bezmyślne, podobne do zastygłego pod powiekami płynu i patrzyła nic nie widząc przez długie, koliste rzęsy. Wołał na nią najczulszymi nazwami, unosił jej głowę słabo trzymającą się szyi --- na darmo.</akap>
249
250
251 <akap><begin id='b1202224068609' /><motyw id='m1202224068609'>Los</motyw>Usiadł bezwładnie na stołku i wpatrywał się w płomień lampy. Oto nieszczęście jak wróg śmiertelny zadało mu ślepy cios i wlecze teraz bezsilnego do jakiejś mrocznej pieczary, do jakiejś szczeliny bez dna...<end id='e1202224068609' /></akap>
252
253 <akap_dialog>--- Co począć? --- szeptał drżąc.</akap_dialog>
254
255
256 <akap>Przez szpary okna wdzierał się chłód burzy zimowej i przechodził przez izbę jak widmo złowieszcze. Zdawało się doktorowi, że go ktoś dotyka, że prócz niego i chorej jest w izbie ktoś trzeci...<end id='e1184760101687' /></akap>
257
258
259 <akap>Wyszedł do kuchenki i zakrzyknął na służącą, aby mu wołała natychmiast sołtysa.</akap>
260
261
262 <akap>Stara wdziała co tchu olbrzymie buty, okryła głowę ,,zapaską" i zabawnie podskakując znikła. Wkrótce potem zjawił się sołtys.</akap>
263
264 <akap_dialog>--- Słuchajcie, nie znajdziecie mi człowieka, który by pojechał do Obrzydłówka?</akap_dialog>
265
266 <akap_dialog>--- Teraz, panie doktorze, nie pojedzie... zawieja. Na śmierć pojedzie... Psa ciężko wygnać.</akap_dialog>
267
268 <akap_dialog>--- Ja zapłacę, wynagrodzę.</akap_dialog>
269
270 <akap_dialog>--- Nie wiem ja... przepytam się.</akap_dialog>
271
272 <akap>Wyszedł. Doktor Paweł ściskał skronie, które zdawał się rozsadzać napływ krwi. Przysiadł na skrzynce i o czymś dawnym, dalekim myślał.</akap>
273
274
275 <akap>Dały się wkrótce słyszeć kroki: sołtys prowadził parobczaka w kożuszynie przedartej, nie dosięgającej mu do kolan, w zgrzebnych spodniach, kiepskich butach i czerwonym szaliku na szyi.</akap>
276
277 <akap_dialog>--- Ten? --- zapytał doktor.</akap_dialog>
278
279 <akap_dialog>--- Powiada, że pojedzie... śmiałek. Ja konia mogę dać, ale gdzież to w taki czas...</akap_dialog>
280
281 <akap_dialog>--- Słuchaj, jeżeli wrócisz za sześć godzin, dostaniesz ode mnie dwadzieścia pięć, trzydzieści rubli, dostaniesz... co chcesz... słyszysz?</akap_dialog>
282
283
284 <akap>Chłopaczyna popatrzył na doktora --- miał zamiar coś powiedzieć, ale się powstrzymał.</akap>
285
286
287 <akap>Utarł nos palcami, bokiem się odwrócił i czekał. Doktor powrócił do stolika nauczycielki i zaczął pisać. Ręce mu się trzęsły i skakały co chwila do skroni. Kombinował, pisał, przekreślał, darł papier. Wystosował list do aptekarza, prosząc, aby natychmiast wysłać konie do miasta powiatowego po tamtejszego lekarza, prosił o wysłanie mu chininy; nachylał się nad chorą, badał ją jeszcze. Wyszedł wreszcie do kuchni i wręczył list chłopakowi.</akap>
288
289 <akap_dialog>--- Mój bracie --- mówił jakimś nieswoim, dziwnym głosem, kładąc ręce na ramionach wyrostka i wstrząsając nim --- co koń skoczy, co tchu... Słyszysz, mój bracie!...</akap_dialog>
290
291
292 <akap>Chłopiec skłonił mu się do nóg i wyszedł z sołtysem.</akap>
293
294 <akap_dialog><begin id='b1184774113693' /><motyw id='m1184774113693'>Starość </motyw>--- Ta nauczycielka dawno tu u was we wsi siedzi?... --- zagadnął doktor Paweł babinę, przytuloną do komina.</akap_dialog>
295
296 <akap_dialog>--- Trzy zimy!... Jakoś bodaj.</akap_dialog>
297
298 <akap_dialog>--- Trzy zimy. Nikt tu z nią nie mieszkał?</akap_dialog>
299
300 <akap_dialog>--- A któż ta miał... ja jeno. Przygarnęło mię chudziątko... służby, powiada, już nie znajdziecie, babko, a u mnie ta roboty niewiele... aby ta, aby... Teraz masz: com sobie obiecywała, że mi trumnę sprawi, to ja... módl się za nami grzesznymi...</akap_dialog>
301
302
303 <akap><begin id='b1202224238000' /><motyw id='m1202224238000'>Modlitwa</motyw>Zaczęła niespodziewanie szeptać modlitwę, odcinając wyraz od wyrazu i poruszając wargami jak wielbłąd. Głowa jej się trzęsła, zmarszczkami wlewały się łzy do ust bezzębnych.<end id='e1202224238000' /></akap>
304
305 <akap_dialog>--- Dobra była...</akap_dialog>
306
307
308 <akap>,,Babka" zaczęła chlipać śmiesznie i machać rękami, jakby pragnęła od siebie doktora odegnać.<end id='e1184774113693' /></akap>
309
310
311 <akap>Wszedł do pokoju i zaczął na palcach chodzić po swojemu, dokoła... chodził, chodził... Zatrzymywał się od czasu do czasu przy łóżku i z gniewem, od którego bielały mu wargi i wyszczerzyły się zęby, mówił do chorej:</akap>
312
313 <akap_dialog><begin id='b1184774213494' /><motyw id='m1184774213494'>Miłość</motyw><begin id='b1202224429343' /><motyw id='m1202224429343'>Praca u podstaw</motyw>--- Niemądra byłaś! Tak żyć nie tylko nie można, ale i nie warto. Z życia nie zrobisz jakiegoś jednego spełnienia obowiązku: zjedzą cię idioci, odprowadzą na powrozie do stada, a jeśli się im oprzesz w imię swych głupich złudzeń, to cię śmierć zabije najpierwszą, boś za piękna, zbyt ukochana...<end id='e1202224429343' /></akap_dialog>
314
315
316 <akap>Jak płomień suche drewno, obejmowało go dawne, przeżyte, zapomniane uczucie; zjawiało się, porywające jak niegdyś i zabójczo słodkie. Wmawiał w siebie, że nigdy o niej nie zapomniał, że do tej chwili ją uwielbiał i pamiętał... Przypatrywał się tej twarzy znajomej z jakąś nienasyconą ciekawością i cichy, przeszywający ból wjadał mu się w serce. Trzy lata tu mieszkała obok niego --- dowiaduje się o tym, gdy mu umiera...</akap>
317
318
319 <akap>Wszystko, co go spotykało tego dnia, wydawało mu się jako dalszy ciąg udręczeń przymusowo--borsuczego istnienia. Jednocześnie rozchylał się jakiś tajemniczy horyzont, jakiś ocean ginący we mgłach. Po nerwach jego, aż do najdalszych ich gałązeczek, ściekały zimne dreszcze. <begin id='b1202224507609' /><motyw id='m1202224507609'>Błoto</motyw>Miotał się jak śliz<pe><slowo_obce>śliz</slowo_obce> --- ryba z rodziny przylgowatych, w Polsce żyjąca głównie w rzekach górskich.</pe> na błotnistym dnie strumienia wychowany, gdy go zanurzyć w wodzie morskiej...<end id='e1202224507609' /><end id='e1184774213494' /></akap>
320
321
322 <akap>Toteż całym wysiłkiem rozpaczliwej niecierpliwości uchwycił się wspomnień, uciekł w nie przed nieznośną rzeczywistością, zatonął jak w obłoku mgły<uwaga>w źródle było "mogły" - str. 104.</uwaga> czerwcowego przedświtu.</akap>
323
324
325 <akap>Za jaką bądź cenę pragnął być choćby przez chwilę sam, aby myśleć, myśleć...</akap>
326
327
328 <akap><begin id='b1184775609883' /><motyw id='m1184775609883'>Wspomnienia</motyw>Z pokoju nauczycielki wszedł przez małe drzwiczki do dużej izby, zastawionej ławkami i stolikami. Tam usiadł w ciemności i niby skupiając ducha, niby obmyślając środki ratunku, zaczął wspominać. Oto, co sobie przypomniał.</akap>
329
330
331 <sekcja_swiatlo />
332
333
334 <akap>Jest ubogim studentem czwartego kursu. <begin id='b1202224586515' /><motyw id='m1202224586515'>Bieda</motyw>Idzie w poranek zimowy do szpitala, tak misternie stawiając nogi, by nie wszyscy przynajmniej widzieli, iż dziury w podeszwach tekturą umiejętnie są pozatykane. Paltocik ma ciasny jak kaftan wariata, wytarty tak dalece, że Żyd letnią porą ośmiu zań złotych dać nie chciał. Bieda nastraja go pesymistycznie, wtrąca w jakiś stan ciągłego smutku, który jest czymś nieskończenie większym niż nuda przykra, lecz daleko mniejszym niż cierpienie. Można się z tego obudzić natychmiast: dość jest wypić kilka szklanek herbaty, zjeść befsztyk --- lecz herbaty nie pił i obiadu prawdopodobnie jeść nie będzie.<end id='e1202224586515' /> <begin id='b1184776248877' /><motyw id='m1184776248877'>Miłość</motyw><begin id='b1202224609937' /><motyw id='m1202224609937'>Błoto</motyw>Biegnie niemal po brunatnym błocie z ulicy Długiej, aby o trzy kwadranse na dziewiątą wchodzić w bramę Ogrodu Saskiego.<end id='e1202224609937' /> Tam spotka panienkę, przejdzie obok niej, przyjrzy się ciężkiemu, długiemu, jasnopopielatemu jej warkoczowi... Ona nie podniesie oczu, zmarszczy brwi, podobne do prostych a wąskich skrzydełek jakiegoś ptaka.</akap>
335
336
337 <akap>Spotykał ją wówczas w tym samym miejscu codziennie. Szła szybko na Krakowskie Przedmieście, wsiadała do tramwaju i jechała na Pragę. Nie miała więcej nad siedemnaście lat, a wyglądała jak stare pannisko, w baszłyku<pe><slowo_obce>baszłyk</slowo_obce> --- kaptur z filcu lub grubej tkaniny, z długimi końcami do wiązania wokół szyi lub pasa, noszony dawniej w Rosji.</pe> zarzuconym niedbale na futrzaną czapkę, w kaloszach za dużych trochę na jej małe nogi, w niezgrabnej i niemodnej salopce<pe><slowo_obce>salopka</slowo_obce> (zdr. od: <slowo_obce>salopa</slowo_obce>) --- długie, wierzchnie okrycie kobiece, z rękawami i pelerynką, ocieplane futrem, noszone w XVIII i XIX w.</pe>. Niosła zawsze pod pachą jakieś kajety<pe><slowo_obce>kajet</slowo_obce> --- zeszyt.</pe>, arkusze zapisane, książki, mapy. Raz jeden, czując się w posiadaniu kilku dziesiątek przeznaczonych na obiad, postanowił zbadać, dokąd ona jeździ. Puścił się tedy w pogoń, wsiadł do tego samego, dziesięciogroszowego przedziału, lecz zaraz po zajęciu miejsca stracił całą odwagę. Nieznajoma zmierzyła go wzrokiem tak okropnej pogardy, że niezwłocznie wyskoczył z tramwaju, tracąc tym sposobem wazkę rosołu i nic nie wskórawszy.</akap>
338
339
340 <akap>Nie czuł jednak do niej żalu --- tym wyżej, dalej się wzniosła. Myślał o niej pomimo woli, bezwiednie, bez przerwy. W ciągu całych godzin usiłował przypomnieć sobie, uprzytomnić jej włosy, oczy, usta o kolorze torebek owocu dzikiej róży --- i wysilał pamięć nadaremnie.</akap>
341
342
343 <akap>Zaledwie mu znikła z oczu, znikały z pamięci jej rysy --- zostawało natomiast natrętne widmo, podobne do białego obłoku o niejasnych rysach, które szło przed nim gdzieś górą. Obłok ten goniły jego myśli z tęsknotą i pokorną bojaźnią, z odrobiną nieuchwytnego żalu, ze smutkiem i nieodegnaną sympatią. Szedł co rano, aby żywą dziewczynkę ze swym widmem porównywać. I wydawała mu się ta żywa piękniejszą, napawały go jakimś strachem jej kryniczne i mądre oczy...<end id='e1184776248877' /></akap>
344
345
346 <akap><begin id='b1202224785203' /><motyw id='m1202224785203'>Bieda, Małżeństwo</motyw>Podówczas jeden z jego kolegów, tak zwany ,,Ruch w przestrzeni", wielki ,,społecznik", zaczynający wiecznie pisać wstępne artykuły, których dokończyć nie pozwalał mu brak potrzebnych po temu książek, nagle i niespodziewanie ,,wziął" i ożenił się z ubogą jak mysz kościelna emancypantką<pe><slowo_obce>emancypantka</slowo_obce> --- zwolenniczka równouprawnienia kobiet i mężczyzn, pojęcie używane na przełomie XIX i XX wieku; dziś: feministka.</pe>.</akap>
347
348
349 <akap>Żona wniosła ,,Ruchowi" w posagu stary dywan, dwa rondelki, gipsowy posąg Mickiewicza i kilkanaście nagród gimnazjalnych. Młodzi małżonkowie zamieszkali na czwartym piętrze i zaczęli zaraz po ślubie głodem przymierać. Udzielali oboje korepetycyj<uwaga>korepetycyj</uwaga> z takim zapałem, że rozbiegłszy się rano spotykali się dopiero wieczorem.<end id='e1202224785203' /><begin id='b1202224815656' /><motyw id='m1202224815656'>Dom</motyw> Dom ich jednak stał się punktem, do którego zmierzał wieczorem każdy ,,społecznik" w zabłoconych sandałach, aby się wysiedzieć na fotelu, napalić cudzych papierosów, nagadać do ochrypnięcia i wydać ostatnie kilka groszy na składkę, za którą uprzejma gospodyni kupowała bułki i serdelki, układała artystycznie na talerzyku i częstowała gościnnie. Można się tam było zawsze z kimś spotkać, zaznajomić z nieznanymi do tej pory wielkimi ludźmi, z koleżankami gospodyni, a niejednokrotnie można było nawet pożyczyć czterdzieści groszy.<end id='e1202224815656' /></akap>
350
351
352 <akap><begin id='b1184760487750' /><motyw id='m1184760487750'>Miłość</motyw>Jakże pobladł Obarecki z radości, gdy wchodząc pewnego wieczora do tak zwanego salonu ujrzał ukochaną swoją panienkę w gronie koleżanek! Rozmawiał z nią i aż do nieprzyzwoitości tracił przytomność... Wracając tego wieczora do domu pragnął być sam --- nie marzyć ani myśleć, tylko być z nią całą duszą, wszystką ją mieć w oczach, w uszach mieć dźwięk jej głosu, tak myśleć jak ona, zamknąć powieki i niechaj idą pod nimi te obrazy, które wydzierają się z serca. Pamiętał jej oczy przedziwne, posępne a miłosierne, łagodne i tajemniczo myślące, w których przerażała jakaś głębina. Doznawał uczucia radości i spokoju, jakby po skwarnej i dręczącej podróży doszedł do czystego stoku, ukrytego w cieniu sosen na wyżynie górskiej.<end id='e1184760487750' /></akap>
353
354
355 <akap>Otaczano ją szacunkiem, przywiązywano szczególną wagę do jej słów. ,,Ruch", przedstawiając Obareckiego nieznajomej, wydeklamował poważnie:</akap>
356
357 <akap_dialog>--- Obarecki, refleksjonista, marzyciel, wielki leniuch, zresztą przyszła sława; panna Stanisława Bozowska, nasza ,,darwinistka"<pe><slowo_obce>darwinista</slowo_obce> --- zwolennik <slowo_obce>darwinizmu</slowo_obce>, teorii ewolucji sformułowanej w 1859 r. przez brytyjskiego uczonego Karola Darwina, zgodnie z którą rozwój jest powolnym procesem przemian, dokonujących się dzięki doborowi naturalnemu oraz dostosowywaniu się do środowiska.</pe>...</akap_dialog>
358
359
360 <akap>,,Wielki leniuch" dowiedział się o ,,darwinistce" niewiele: ukończyła gimnazjum, dawała lekcje, miała zamiar jechać do Zurychu czy Paryża na medycynę, nie miała grosza przy duszy...</akap>
361
362
363 <akap>Spotykali się odtąd w ,,salonie" często. Panna Stanisława przynosiła pod salopką funt<pe><slowo_obce>funt</slowo_obce> --- tu: dawna jednostka masy, powszechna w Europie do XIX w., równa od 0,35 do 0,56 kg.</pe> cukru, jakiś zimny kotlet w papierze, kilka bułek; Obarecki nic nie przynosił, ponieważ nic nie miał, pożerał za to bułki i pożerał oczami ,,darwinistkę". Raz nawet, odprowadzając ukochaną do domu, oświadczył się o jej rękę. Roześmiała się serdecznie i pożegnała go przyjacielskim uściśnieniem ręki. Wkrótce potem znikła; wyjechała do guberni podolskiej jako nauczycielka do jakiegoś wielkopańskiego ,,domu".</akap>
364
365
366 <akap>Spotyka ją teraz oto w tym zapadłym kącie, w tej wsi ukrytej w lasach, zamieszkanej przez chłopów samych, gdzie nie ma dworu, gdzie nie ma żywego ducha... Sama tu żyła w tej puszczy. Teraz umiera... zapomniana...<end id='e1184775609883' /></akap>
367
368
369 <akap><begin id='b1184760577171' /><motyw id='m1184760577171'>Cierpienie</motyw>Wszystkie dawne zachwyty, niespełnione sny i pragnienia zrywają się nagle i biją w niego jak porywy wichru. Serce ściska mu ból chorobliwy i jad namiętności wsącza się nieznacznie w krew wzburzoną.<end id='e1184760577171' /> <begin id='b1184846896701' /><motyw id='m1184846896701'>Miłość</motyw><begin id='b1202225031718' /><motyw id='m1202225031718'>Pożądanie</motyw>Powrócił na palcach do łóżka chorej, oparł łokcie na jego poręczy i nasycał się widokiem nagich ramion, które cudownymi liniami kojarzyły się z zarysem piersi i szyi. Panienka spała. Na skroniach jej nabrzmiały żyły, z zagiętych ku dołowi kątów ust sączyła się ślina, gorąco od niej biło, powietrze wpadało do ust z głośnym świstem. Doktor Paweł usiadł obok niej na krawędzi łóżka, pieścił rękami miękkie końce promieni włosów, głaskał się nimi po twarzy, dotykał ich wargami z wydzierającym mu się z piersi szlochaniem.<end id='e1202225031718' /></akap>
370
371 <akap_dialog>--- Stasiu, Stachno... kochanko... --- szeptał cicho, aby jej nie obudzić --- nie ucieczesz mi już... prawda? Nigdy... moją będziesz na zawsze... słyszysz... na wieki...</akap_dialog>
372
373
374 <akap>Usiadł potem obok wezgłowia chorej na stołku i zapadł znowu w marzenia. <begin id='b1202225085703' /><motyw id='m1202225085703'>Młodość</motyw>Bujna młodość zbudziła się w nim z letargu. Wszystko teraz będzie inaczej. Czuje w sobie siłę atlety do pełnienia uczynków, które z serca płyną. Boleść i nadzieja mieszają się jakby w płomień, który liże mózg, trawi go, nie da mu spocząć.<end id='e1202225085703' /><end id='e1184846896701' /></akap>
375
376
377 <sekcja_swiatlo />
378
379
380 <akap><begin id='b1202225164437' /><motyw id='m1202225164437'>Noc</motyw>Noc mijała. Godziny upływały leniwo, lecz upłynęło ich już od wyjazdu posłańca więcej niż sześć. Była czwarta po północy. Doktor zaczął nasłuchiwać, zrywał się za każdym szelestem. Co chwila zdawało mu się, że ktoś idzie, że otwiera drzwi, że stuka w okno... Wsłuchiwał się całym niemal organizmem.<end id='e1202225164437' /><begin id='b1202225180421' /><motyw id='m1202225180421'>Wiatr </motyw> Wiatr huczał, szyber<pe><slowo_obce>szyber</slowo_obce> --- tu: zasuwa w kominie, służąca do regulacji ciągu powietrza.</pe> w piecu kołatał --- zresztą cisza znowu.<end id='e1202225180421' /> I biegną minuty trwające po sto lat, w ciągu których niecierpliwość rozpręża nerwy i wprawia go w stan dygotania całym ciałem.</akap>
381
382
383 <akap>Gdy po raz szósty mierzył temperaturę, chora otwarła z wolna oczy, które w mroku rzęs wydawały się prawie czarnymi, patrzyła w niego z uporem i wyszeptała jakimś skrzeczącym głosem: </akap>
384
385 <akap_dialog>--- Kto to?</akap_dialog>
386
387
388 <akap>Zapadła jednak zaraz w stan poprzedniego bezczucia. Pocieszał się jak skarbem tą sekundą świadomości. Ach, gdyby mieć chininę, zmniejszyć jej ból głowy, powrócić przytomność... Posłaniec nie nadjeżdżał i nie nadjechał.</akap>
389
390
391 <akap>Przed świtem doktor Obarecki szedł wzdłuż wsi, po głębokich zaspach, łudząc się ostatnią nadzieją, że go zobaczy. Złe przeczucie jak koniuszek igły wrzynało mu się w serce. <begin id='b1202225236546' /><motyw id='m1202225236546'>Wiatr </motyw>W nagich gałęziach topoli przydrożnych głucho huczał wiatr, choć burza ucichła.<end id='e1202225236546' /> Z chat wychodziły kobiety po wodę i dźwigały ją w konewkach, zagięte powyżej kolan. Parobcy ,,zadawali" bydłu<uwaga>Parobcy ,,zadawali" bydłu</uwaga>, z kominów dym się wznosił. Tu i owdzie z otwartych na chwilę drzwi wybuchał obłok pary.</akap>
392
393
394 <akap>Doktor odnalazł chatę sołtysa i kazał natychmiast zaprzęgać konie. Sprzężono ich dwie pary i jakiś parobczak zajechał przed szkołę. Doktor pożegnał chorą oczami rozszerzonymi od znużenia i rozpaczy, wsiadł na sanie i pojechał do Obrzydłówka. O godzinie dwunastej w południe powracał wioząc swą apteczkę, wino, całe zapasy żywności. Stawał co chwila na saniach, jakby pragnąc wyskoczyć i wyścignąć konie w cwał biegnące. Zajechał wreszcie przed szkołę, lecz nie wysiadał... <begin id='b1184760688671' /><motyw id='m1184760688671'>Rozpacz</motyw><begin id='b1184847549356' /><motyw id='m1184847549356'>Śmierć</motyw>Zdławiony krótki wrzask wydarł mu się z ust wykrzywionych prawie ukośnie, gdy ujrzał otwarte okna domostwa i gromadkę dzieci tłoczącą się w sieni. Szedł blady jak płótno do okna, zajrzał i został tam, łokciami oparty o futrynę.</akap>
395
396
397 <akap>W obszernej izbie szkolnej leżał na ławce rozebrany do naga trup młodej nauczycielki; dwie jakieś stare baby myły go... Drobne pyłki śniegowe wlatywały przez okno i osiadały na ramionach, na zmoczonych włosach, na półotwartych oczach umarłej.</akap>
398
399
400 <akap>Doktor poszedł do pokoiku nieboszczki, zgarbiony, jakby na ramionach dźwigał górę. Usiadł, nie rozbierając się, na krzesełku i powtarzał jeden wyraz, w który zmieściła się wszystka jego boleść:</akap>
401
402 <akap_dialog>--- Czyż tak? Czyż tak?</akap_dialog>
403
404
405 <akap>Było mu zimno, jakby zmarzł, zmartwiał, jakby w nim krew zakrzepła. Nie cierpiał, nie wiedział, co mu jest, tylko po głowie toczyły mu się niby koła nienasmarowane z przeraźliwym skrzypieniem.<end id='e1184760688671' /></akap>
406
407
408 <akap>Łóżko Stasi było rozmiecione: kołdra leżała na ziemi, prześcieradło zwieszało się na podłogę, poduszka przepocona leżała na środku łóżka. Druciane haczyki okien stukały monotonnie o ramy szyb; listki jakiejś rośliny, moknące w doniczce, zwieszały się i zwijały od mrozu.</akap>
409
410
411 <akap><begin id='b1202225458562' /><motyw id='m1202225458562'>Modlitwa, Śmierć</motyw>Przez uchylone drzwi widział chłopów klękających dokoła ubranego już trupa, dzieci modlące się ,,na książce", stolarza zdejmującego miarę na trumnę...<end id='e1202225458562' /></akap>
412
413
414 <akap>Wszedł tam i ochrypłym głosem rozkazał, aby zbić trumnę z czterech desek nieheblowanych, wiórów pod głowę nasłać.</akap>
415
416 <akap_dialog>--- Nic więcej... słyszysz! --- mówił do stolarza z tajoną wściekłością --- cztery deski, nic więcej...</akap_dialog>
417
418
419 <akap>Przypomniał sobie, że trzeba kogoś zawiadomić... rodzinę. Gdzież jest ta jej rodzina?...<end id='e1184847549356' /></akap>
420
421
422 <akap>Zaczął z tępą, idiotyczną zapobiegliwością układać na jeden stos książki, rejestry szkolne, kajety, jakieś rękopisy. Natrafił wśród papierów na początek listu.</akap>
423
424
425 <dlugi_cytat>
426         <akap>Kochana Helenko!</akap>
427         
428         <akap>Od kilku dni czuję się tak źle, że prawdopodobnie przeniosę się przed oblicze Minosa i Radamantesa, Eakosa i Tryptolemosa<uwaga>Minosa i Radamantesa, Eakosa i Tryptolemosa</uwaga> oraz innych wielu z półbogów, którzy itd. W razie tego ,,przesiedlenia się stąd na miejsce inne" zechciej zażądać od wójta mojej gminy, aby pozostałą po mnie spuściznę książkową na ręce twoje wysłał. <begin id='b1202225561140' /><motyw id='m1202225561140'>Praca u podstaw</motyw>Opracowałam nareszcie <tytul_dziela>Fizykę dla ludu</tytul_dziela>, nad którą tyle nałamałyśmy sobie głów dziewiczych: opracowałam na brudno --- niestety! Jeżeli ci czasu starczy --- zawsze w razie mego przesiedlenia się na miejsce inne --- uszykuj to do druku i zmuś Antosia, niech przepisze; on to dla mnie zrobi.<end id='e1202225561140' /> Ach, co za smutek!... Prawda!... Księgarzowi naszemu winnam jedenaście rubli kopiejek sześćdziesiąt pięć... wypłać mu... Spencerem<pe><slowo_obce>Spencer</slowo_obce> --- krótki damski kaftanik z długimi rękawami i wysokim kołnierzem, noszony dawniej na sukni, ale także rodzaj męskiego stroju, noszony w poł. XIX w.</pe> moim, gdyż pustki u mnie w szkatule. Sobie na pamiątkę weź...</akap>
429 </dlugi_cytat>
430
431
432 <akap>Ostatnie wyrazy nieczytelnymi już były pisane kreskami. Nie było adresu --- nie można też było listu wysłać. W szufladzie stolika znalazł doktor rękopis owej <tytul_dziela>Fizyki</tytul_dziela>, o którym w liście czytał, zwitki notatek i szpargałów, w szafce --- trochę bielizny, salopkę kotkami podbitą, jakąś starą czarną sukienkę...</akap>
433
434
435 <akap><begin id='b1184776979478' /><motyw id='m1184776979478'>Chłop</motyw>Krzątając się po pokoiku, dostrzegł w izbie szkolnej chłopaka, który jeździł po lekarstwo; stał przytulony w kącie obok pieca, przestępując z nogi na nogę. Zwierzęca nienawiść zadrgała w duszy doktora.</akap>
436
437 <akap_dialog>--- Dlaczegoś na czas nie wrócił? --- zawołał przyskakując do chłopca.</akap_dialog>
438
439 <akap_dialog>--- Zabłądziłem na polu, koń mi ustał... piechotą przyszedłem rano... panienka już wtedy...</akap_dialog>
440
441 <akap_dialog>--- Kłamiesz!</akap_dialog>
442
443
444 <akap>Chłopiec nie odpowiedział. Spojrzał mu doktor w oczy i dziwnego doznał wrażenia; oczy te były zmęczone i straszne, wyglądała z nich, jak z podziemnej jaskini, chłopska, głupia, zdziczała rozpacz, podobna do niedocieczonej tajemnicy.</akap>
445
446 <akap_dialog>--- Ja tu, panie, odniosłem książki, co mi ta nauczycielka pożyczyła --- mówił wyciągając z zanadrza kilka wyszarzałych i zabrudzonych tomików.</akap_dialog>
447
448 <akap_dialog>--- Daj ty mi pokój... idź precz! --- zawołał doktor, odwracając się od niego i uciekając do pokoiku.<end id='e1184776979478' /></akap_dialog>
449
450
451 <akap>Tam stanął wśród porozrzucanych na podłodze rupieci, papierów, książek i ze śmiechem pytał sam siebie:</akap>
452
453 <akap_dialog><begin id='b1184777081456' /><motyw id='m1184777081456'>Wyrzuty sumienia</motyw>--- Czego ja tu chcę?... Nic tu po mnie, nie mam prawa!</akap_dialog>
454
455
456 <akap>Obejmowała go cześć głęboka, zrozumienie, wwiadywanie się pilne, wielka pokora. Gdyby tam zostawał choćby godzinę dłużej, doszedłby do tego szczytu łańcucha gór, na którym siedzi szaleństwo. W sekrecie przed samym sobą wiedział, że go zdejmuje obawa o siebie. W tym wszystkim, co go miażdżyło owej chwili, była ogromna niesymetria z nim samym, coś, co wyważało z głębi jego duszy ostateczny rdzeń uczuć ludzkich: egoizm i --- egoizm ten dusząc --- kazało naprawdę dać się otaczać tęczy, która uniosła z ziemi tę głupią dziewczynę. Trzeba uciekać co prędzej...<end id='e1184777081456' /> Zgodziwszy się na wyjazd natychmiastowy zaczął rozpaczać pięknymi frazesami, co było już ulgą znaczną.</akap>
457
458
459 <akap>Kazał zajechać...</akap>
460
461
462 <akap><begin id='b1184760859906' /><motyw id='m1184760859906'>Rozpacz</motyw>Pochylił się nad trupem Stasi i szeptał na jej uczczenie najpiękniejsze wyrazy, jakie wymarzyć mogły na chwałę wielkości puste serca ludzkie. Zatrzymał się raz jeszcze we drzwiach, obejrzał; przez sekundę myślał, czy nie lepiej by było umrzeć natychmiast, potem rozsunął gromadę chłopów przed drzwiami, wskoczył na sanie, przewrócił się na twarz i poniosły go konie, duszącego się spazmatycznym płaczem.<end id='e1184760859906' /></akap>
463
464
465 <sekcja_swiatlo />
466
467
468 <akap><begin id='b1202225733093' /><motyw id='m1202225733093'>Żałoba</motyw>Śmierć panny Stanisławy wywarła wpływ niejaki na usposobienie doktora Pawła. Przez pewien czas czytywał w wolnych chwilach <tytul_dziela>Boską komedię</tytul_dziela> Dantego, w winta nawet nie grywał, gospodynię dwudziestoczteroletnią odprawił. Stopniowo jednak uspokoił się.<end id='e1202225733093' /></akap>
469
470
471 <akap>Obecnie ma się znakomicie: utył, pieniędzy worek uczciwy nazbijał. Ożywił się nawet; dzięki jego usilnej agitacji<pe><slowo_obce>agitacja</slowo_obce> --- propagowanie jakichś haseł lub jakiejś ideologii.</pe> wszyscy prawie optymaci<pe><slowo_obce>optymaci</slowo_obce> (z łac. <slowo_obce>optimates</slowo_obce>, od <slowo_obce>optimus</slowo_obce> --- najlepszy) --- konserwatywne ugrupowanie polityczne w starożytnym Rzymie powstałe w II w. p.n.e.; w jego skład wchodzili członkowie bogatych rodów senatorskich; tu ironicznie, w znaczeniu: śmietanka towarzyska miasteczka.</pe> obrzydłowscy, z wyjątkiem krzykliwych, prawda, ale też nielicznych konserwatystów, zaczęli palić papierosy w gilzach niesklejanych<pe><slowo_obce>gilza</slowo_obce> --- bibułka papierosowa.</pe>, zaszczytnie znanych pod godłem ,,nieszkodliwych piersiom". Nareszcie!...</akap>
472
473
474 <extra><!--</tekst_glowny>--></extra>
475
476 </opowiadanie></utwor>