Added script to generate correct identifier urls for books.
[wolnelektury.git] / books / oppman_legendy_bazyliszek.xml
1 <?xml version='1.0' encoding='utf-8'?>
2 <utwor>
3   <opowiadanie>
4
5 <rdf:RDF xmlns:rdf="http://www.w3.org/1999/02/22-rdf-syntax-ns#" xmlns:dc="http://purl.org/dc/elements/1.1/">
6 <rdf:Description rdf:about="http://wiki.wolnepodreczniki.pl/Lektury:Oppman/Legendy_warszawskie">
7 <dc:creator xml:lang="pl">Oppman, Artur</dc:creator>
8 <dc:title xml:lang="pl">Bazyliszek</dc:title>
9 <dc:relation.isPartOf xml:lang="pl">http://www.wolnelektury.pl/lektura/legendy-warszawskie</dc:relation.isPartOf>
10 <dc:contributor.editor xml:lang="pl">Sekuła, Aleksandra</dc:contributor.editor>
11 <dc:contributor.technical_editor xml:lang="pl">Sutkowska, Olga</dc:contributor.technical_editor>
12 <dc:publisher xml:lang="pl">Fundacja Nowoczesna Polska</dc:publisher>
13 <dc:subject.period xml:lang="pl">Modernizm</dc:subject.period>
14 <dc:subject.type xml:lang="pl">Epika</dc:subject.type>
15 <dc:subject.genre xml:lang="pl">Legenda</dc:subject.genre>
16 <dc:description xml:lang="pl">Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Partnerem projektu jest Prokom Software SA. Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Narodową z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów BN.</dc:description>
17 <dc:identifier.url xml:lang="pl">http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/legendy-warszawskie-bazyliszek</dc:identifier.url>
18 <dc:source.URL xml:lang="pl">http://www.polona.pl/Content/799</dc:source.URL>
19 <dc:source xml:lang="pl">Oppman, Artur (1867-1931), Legendy warszawskie, Księgarnia św. Wojciecha, Poznań, Warszawa [etc.], 1925</dc:source>
20 <dc:rights xml:lang="pl">Domena publiczna - Artur Oppman zm. 1931</dc:rights>
21 <dc:date.pd xml:lang="pl">1931</dc:date.pd>
22 <dc:format xml:lang="pl">xml</dc:format>
23 <dc:type xml:lang="pl">text</dc:type>
24 <dc:type xml:lang="en">text</dc:type>
25 <dc:date xml:lang="pl">2007-08-30</dc:date>
26 <dc:audience xml:lang="pl">SP2</dc:audience>
27 <dc:language xml:lang="pl">pol</dc:language>
28 </rdf:Description>
29 </rdf:RDF>
30
31 <extra><!--<elementy_poczatkowe>--></extra>
32
33 <autor_utworu>Artur Oppman</autor_utworu>
34
35 <dzielo_nadrzedne>Legendy warszawskie</dzielo_nadrzedne>
36
37 <nazwa_utworu>Bazyliszek</nazwa_utworu>
38
39 <extra><!--</elementy_poczatkowe>--></extra>
40
41 <extra><!--<tekst_glowny>--></extra>
42
43
44
45
46
47 <srodtytul>W kuźni płatnerza<pe><slowo_obce>płatnerz</slowo_obce> --- rzemieślnik wyrabiający zbroje, hełmy itp.</pe></srodtytul>
48
49
50
51
52
53 <akap><begin id="b1188809688837"/><motyw id="m1188809688837">Praca</motyw>W kuźni płatnerskiej imćpana Melchiora Ostrogi robota wrzała aż miło. Czeladzie pracowali nad wykończeniem przepysznej zbroi rycerskiej dla Jego Miłości pana kasztelana płockiego, a dwóch chłopaków dęło w wielkie miechy, podsycając ognisko w ogromnym kominie. W płomieniach purpurowych i złotych tego ognia sam we własnej osobie imćpan Melchior Ostroga, świetny mistrz sławetnego płatnerskiego cechu, trzymał w cęgach potężnych sztabę żelazną, aby ją za chwilę na miecz na kowadle przekować.</akap>
54
55
56 <akap>Miecz ten, wraz z pancerzem, z hełmem, z naramiennikami i nagolennikami stanowił właśnie całkowity rynsztunek bojowy, po który pan kasztelan miał dziś --- jutro przyjechać.</akap>
57
58
59 <akap>A cudnaż to była zbroica! Z najprzedniejszej stali, wypolerowanej, jak zwierciadło, pokryta nabijaniami ze szczerego srebra, z wizerunkiem Matki Boskiej Częstochowskiej, prześlicznie w złocie wyimaginowanym, i z krzyżem husarskim na kołnierzu.</akap>
60
61
62 <akap>Miało to być prawdziwe arcydzieło przesławnej sztuki płatnerskiej, i niepomału chlubił się nim już z góry mistrz Melchior.<end id="e1188809688837"/></akap>
63
64
65 <akap><begin id="b1188810773858"/><motyw id="m1188810773858">Dziecko</motyw>W kąciku kuźni, za wielką kupą żelastwa, bawiło się dwoje dzieci: czarnowłosy chłopczyk i złocistoloka dziewczynka. Było to rodzeństwo, dziatwa imćpana Ostrogi. Chłopczyk, jako to chłopczyk, rycerską znalazł sobie igraszkę: z kawałka cienkiego żelaza szablę krzywą, niby to turecką, uczynił i w fechty jął się wprawiać, jak żołnierz. Ale dziewczynka, zapatrzona z początku w szermierkę braciszka, znudziła się niezadługo, boć co tam panienkę wojowanie obchodzi.<end id="e1188810773858"/></akap>
66
67 <akap_dialog>--- Maćku! --- zawołała na brata. --- Chodźmy już stąd na Rynek; w Rynku tak wesoło i gwarno, słoneczko świeci; pobiegamy, przyjrzymy się kramom<pe><slowo_obce>kram</slowo_obce> --- stragan, stolik, z którego sprzedaje się towary.</pe> i towarom.</akap_dialog>
68
69 <akap_dialog>--- Czekaj--no, Halszko, jeszcze ano kilka cięć krzyżową sztuką przypomnę i pójdę z tobą, kiedy chcesz koniecznie; choć mnie i w kuźni dobrze: tyle tu ciekawych rzeczy: kopii<pe><slowo_obce>kopia</slowo_obce> --- był to rodzaj potężnej włóczni używanej przez konnych rycerzy.</pe>, kolczug<pe><slowo_obce>kolczuga</slowo_obce> --- był to rodzaj lekkiej zbroi, wykonanej z połączonych ze sobą w rodzaj sieci metalowych kółek. Niekiedy na kolczugę zakładano dopiero zbroję właściwą, wykonaną z odpowiednio uformowanych płatów metalu.</pe>, bułatów<pe><slowo_obce>bułat</slowo_obce> --- była to w dawnej Polsce nazwa szabli tureckiej albo perskiej, wykonanej z bardzo twardej i sprężystej stali.</pe>.</akap_dialog>
70
71
72 <akap>Machnął raz i drugi szabelką, cisnął ją na ziemię i zabierali się ku wyjściu.</akap>
73
74
75 <akap>Spostrzegł wychodzące dzieci mistrz Ostroga i przywołał je do siebie.</akap>
76
77 <akap_dialog>--- A gdzie to, malcy?</akap_dialog>
78
79 <akap_dialog>--- Na Rynek, tatuńciu.</akap_dialog>
80
81 <akap_dialog>--- A po co?</akap_dialog>
82
83 <akap_dialog>--- Popatrzeć, pobiegać, światu Bożemu się przyjrzeć.</akap_dialog>
84
85 <akap_dialog>--- Zgoda. Ale uważajcie na siebie i na obiad się nie spóźnijcie do matki. I jeszcze jedno: niech was ręka Boska broni chodzić na Krzywe Koło do zburzonego domostwa. Niedobre sprawy się tam dzieją. Coś straszy, coś jęczy. Jeszcze by was, strzeż Panienko Najświętsza, złe porwało!</akap_dialog>
86
87 <akap_dialog>--- Ja się niczego nie boję, tatuńciu! --- zuchowato zawołał Maciek.</akap_dialog>
88
89 <akap_dialog>--- A ja się wszystkiego boję, tatuńciu! --- zapiszczała cieniutko Halszka. --- I nie pójdziemy!</akap_dialog>
90
91 <akap_dialog>--- No, to bądźcie mi zdrowe, dzieciaki!</akap_dialog>
92
93
94
95
96
97 <srodtytul>Na Starym Rynku</srodtytul>
98
99
100
101
102
103 <akap><begin id="b1219047462253"/><motyw id="m1219047462253">Miasto, Tłum</motyw>Na Rynku wrzask i harmider. Tłum w barwnych ubiorach krąży dokoła Ratusza, który dumnie wznosi się pośrodku placu. W Ratuszu na dole kramnice bogate, dostanie w nich, czego dusza zapragnie. Tu sklepy ormiańskie z tkaninami tureckimi, haftowanymi złotem i srebrem, z dywanami perskimi i indyjskimi szalami; tam Szkot suknem i płótnem zamorskim handluje; ówdzie poważny Turek z długą brodą i z cybuchem<pe><slowo_obce>cybuch</slowo_obce> --- część fajki łącząca ustnik z główką, w ktorej znajduje się tytoń.</pe> w ustach zasiadł za ladą, na której figi, daktyle, rodzynki, bakalie przeróżne stosami się piętrzą, aż ślinka idzie, a jeszcze gdzie indziej Niemiec, czy Holender zabawki ma takie, łątki, czyli lalki, koniki, pieski, piłki, że aż oczy bolą patrzeć i chciałoby się mieć to wszystko na własność.<end id="e1219047462253"/></akap>
104
105
106 <akap>Maciuś i Halszka przewijają się wśród ludzkiej gromady zręcznie i szybko, jak dwa piskorze<pe><slowo_obce>piskorz</slowo_obce> --- ryba słodkowodna o zwinnym ciele.</pe>; sami nie wiedzą, na co spojrzeć. I to wabi, i to nęci. Wszędzie jest tyle piękności, że można by rok chyba cały po Rynku wędrować i jeszcze by się wszystkiego nie zobaczyło.</akap>
107
108
109 <akap><begin id="b1219047667663"/><motyw id="m1219047667663">Teatr</motyw>Aż ci tu nagle zahuczy bębenek, zaświszczy piszczałka, talerze blaszane zadźwięczą. Co to takiego? A to Cygan, czarnokudły, ciemny na gębie, uczonego niedźwiedzia na łańcuchu prowadzi. Cóż to za niedźwiedź! Boże miły! Wszystko umie, wszystko rozumie. Gada ci Cygan do niego jakimsiś łamanym językiem, z kiepska po węgiersku, a ten robi, co mu każą, ani się namyśli.</akap>
110
111 <akap_dialog>--- Miszka! Ukłoń się ładnie jasno wielmożnym państwu!</akap_dialog>
112
113
114 <akap>Niedźwiedź się kłania.</akap>
115
116 <akap_dialog>--- Miszka! Jak stare baby wodę z rzeki noszą?</akap_dialog>
117
118
119 <akap>Niedźwiedź dwa wiadra na drągu na plecy bierze i lezie taczając się z boku na bok, jak pijany.</akap>
120
121 <akap_dialog>--- Miszka! Jak młode panienki na weselu tańcują?</akap_dialog>
122
123
124 <akap>I niedźwiedź nuż w podrygi, a w łamańce. Boki zrywać ze śmiechu!<end id="e1219047667663"/></akap>
125
126
127 <akap>Gdy się tak Maciek i Halszka zwierzowi mądremu przypatrują, z nagła ktoś im ręce na oczach położył i ciekawy widok zasłonił.</akap>
128
129 <akap_dialog>--- Zgadnijcie, kto to taki? --- ozwał się głosik rzeźwy, wesoły, radosny.</akap_dialog>
130
131 <akap_dialog>--- Waluś! Waluś! --- ucieszyło się rodzeństwo. --- Poznaliśmy cię od razu po głosie! Ale odsłoń--no już nam oczy i spozierajmy razem na niedźwiedzia.</akap_dialog>
132
133
134 <akap><begin id="b1188811517185"/><motyw id="m1188811517185">Dziecko</motyw>Odwrócili główki: jakoż był to w istocie Waluś Klepka, synek dziesięciolatek imćpana Pietra Klepki, bednarza<pe><slowo_obce>bednarz</slowo_obce> --- rzemieślnik wyrabiający różne naczynia z drewna, w tym np. beczki.</pe> z Zapiecka.</akap>
135
136
137 <akap>Waluś, dawny ich znajomy, miły i zabawny chłopczyk, jedną wielką miał wadę: urwis był z niego okrutny. Psocił i broił co niemiara; rady sobie z nim rodzice dać nie mogli. Obiecywał poprawę, przyrzekał posłuszeństwo, ale gdzie tam! Za parę dni --- co dni! --- za kilka godzin znów jakąś sztukę wypłatał. Niewytrzymanie ludzkie z takim wiercipiętą!<end id="e1188811517185"/></akap>
138
139
140 <akap>Niedźwiedź odprawił swoje widowisko, Cygan do czapki sporą kupkę nazbierał szelągów<pe><slowo_obce>szeląg</slowo_obce> --- srebrna moneta, która w XIV wieku była bita i wprowadzona przez Krzyżaków.</pe>, pomiędzy którymi gdzieniegdzie i srebrny grosz zabłysnął --- i ruszyli dalej.</akap>
141
142
143 <akap>A ruszyli właśnie, jak na nieszczęście, w stronę Krzywego Koła.</akap>
144
145
146 <akap>Trójka malców powlokła się za gromadą, ale, gdy przechodzili koło zwalisk odwiecznego domostwa, o którym płatnerz wspominał, Waluś zatrzymał Maćka i Halszkę.</akap>
147
148 <akap_dialog>--- Poczekajcie --- szepnął tajemniczo --- coś wam powiem, coś pokażę.</akap_dialog>
149
150 <akap_dialog>--- No co? No co? --- zaciekawiły się dzieci.</akap_dialog>
151
152 <akap_dialog>--- Oto to, żebyśmy zeszli po tych schodach, co widzicie, do piwnic starego domu.</akap_dialog>
153
154 <akap_dialog>--- Co ty gadasz, Walusiu? --- zawołała Halszka. --- Jakże to można, choćby żartem, mówić o tym. Toć--że tam straszy! Tatuś powiadali.</akap_dialog>
155
156 <akap_dialog>--- Ehe! Straszy, straszy... Bajki ze strachami! A ja wam mówię, że tam są skarby zaklęte. Zazierałem w piwnicę wczoraj w południe, to powiadam wam, coś tak błyszczało, gdy słonko zajrzało do wnętrza, że aż mnie oczy zabolały. Ani chybi: złoto!</akap_dialog>
157
158
159 <akap>Maciek się zastanowił.</akap>
160
161 <akap_dialog>--- A może by znijść<pe><slowo_obce>znijść</slowo_obce> --- zejść.</pe> na chwilę, a skarby matusi i tatuńciowi przynieść. Tożby się ucieszyli! Jak myślisz, Halszko?</akap_dialog>
162
163 <akap_dialog>--- Ja nie znijdę! --- rezolutnie zakrzyknęła Halszka. --- Nie znijdę za nic na świecie!</akap_dialog>
164
165 <akap_dialog>--- Och, ty mały tchórzu! --- zaśmiał się Waluś. --- Nie schodź sobie, jeśli nie chcesz! My dwaj pójdziemy, prawda, Maciusiu?</akap_dialog>
166
167
168 <akap>I posunął się ku schodom, widniejącym z ulicy, a Maciek, że to był chłopak odważny i śmiały, za nim.</akap>
169
170 <akap_dialog>--- Kiedy tak --- na wpół z płaczem zawołała Halszka --- to i ja pójdę; nie opuszczę cię przecież, braciszku! Niech się dzieje wola Boska!</akap_dialog>
171
172 <akap_dialog>--- I nie pożałujesz, Halszko, pełny fartuszek dukatów<pe><slowo_obce>dukat</slowo_obce> --- złota moneta europejska używana w XIX w.</pe> ci nasypię. A teraz --- schodźmy do piwnic!</akap_dialog>
173
174
175 <akap>I poszli.</akap>
176
177
178
179
180
181 <srodtytul>W lochach zwaliska</srodtytul>
182
183
184
185
186
187 <akap>Schody były drewniane, połamane i zepsute, a niektórych stopni brakło już zupełnie, tak, że trzeba było często skakać ze stopnia na stopień, pomijając otwierające się pomiędzy nimi luki. Dość uciążliwa była to droga, zwłaszcza, iż zaraz niedaleko od wnijścia<pe><slowo_obce>wnijście</slowo_obce> --- wejście.</pe> załamywały się schody i ciemność ogarnęła Walka, Maćka i Halszkę.</akap>
188
189 <uwaga>skan 41 - dziwnie dużo światła pomiędzy akapitami; do sprawdzenia z innymi, nowszymi wydaniami</uwaga>
190
191 <akap>Wprawdzie niewielkie światełko migotało w oddali: było to zapewne okienko piwniczne, wychodzące na Brzozową, bo tyły domów z Krzywego Koła na tę właśnie ulicę miały widok, ale światełko to było dalekie i niepewne, ile że okienko musiało być brudne i pajęczyną zasnute.</akap>
192
193
194 <akap>Waluś szedł przodem, o kilka kroków przed rodzeństwem; dobrej był myśli i podśpiewywał sobie wesoło, nie przeczuwał biedaczek, co go spotka za chwilę.</akap>
195
196
197 <akap>Tak idąc ostrożnie i pomału, zeszli nareszcie do lochu i znaleźli się w wielkiej, sklepionej piwnicy. Pod ścianami jej stały rozmaite rupiecie: stare okna, futryny, drzwi i różne nieużyteczne graty. Po prawej stronie piwnicy widać było, uchyloną nieco, żelazem okutą furtkę od dalszych zapewne lochów.</akap>
198
199 <akap_dialog><begin id="b1188812688285"/><motyw id="m1188812688285">Śmierć</motyw>--- Maćku, Halszko! --- rzekł Waluś, a głos jego dziwnie ponuro rozbrzmiał w głębokościach podziemia. --- Kiedyśmy tu już zeszli, to idźmy--ż i dalej, spenetrujmy całe zwaliska, a skarb znajdzie się na pewno.</akap_dialog>
200
201 <akap_dialog>--- Walusiu, mój Walusiu! Proszę cię, chodźmy już na górę --- rzewliwie zawołała Halszka. --- Co nam po skarbach! Wróćmy! Ja się czegoś lękam okropnie.</akap_dialog>
202
203 <akap_dialog>--- I ja bym radził wrócić --- poważnie rzekł Maciek. --- Dalszej drogi nie znamy; kto wie, co może być za tą furtą? Rodzice i nasi i twoi niespokojni będą. Czemuż ich martwić?</akap_dialog>
204
205 <akap_dialog>--- A ja jednak pójdę i wy pójdziecie ze mną! --- krzyknął zapalczywie Waluś. --- Co mi tam wszystkie bajdy o strachach! O! Raz, dwa, trzy! Już idę!</akap_dialog>
206
207
208 <akap>I powiedziawszy to, podbiegł do furty zamczystej, szarpnął ją, otworzył --- i nagle, jak piorunem rażony, runął na ziemię, jak długi.</akap>
209
210
211 <akap>Co to się stało?</akap>
212
213
214 <akap>Z otwartej czeluści drugiej piwnicy buchnęło zgnilizną i w zielonawym świetle, przypominającym blask świętojańskich robaczków, Maciek i Halszka ujrzeli okropnego potworka. Był to niby kogut, niby wąż. Głowę miał kogucią z ogromnym purpurowym grzebieniem w kształcie korony, szyję długą i cienką, wężową, kadłub pękaty, nastroszonymi czarnymi piórami pokryty, i nogi kosmate, wysokie, zakończone łapami o ostrych olbrzymich pazurach.</akap>
215
216
217 <akap>Ale najstraszniejsze były oczy potwora: wyłupiaste, okrągłe, do sowich ślepiów podobne, jarzące się to czerwono, to żółto; oczy te, na szczęście, nie widziały Maćka i Halszki, utkwiła je bowiem poczwara w ciało leżącego na ziemi i nieżywego już biednego Walusia.<end id="e1188812688285"/></akap>
218
219 <akap_dialog>--- Bazyliszek! --- szepnął drżącym głosem Maciek. --- To bazyliszek, siostrzyczko; schowajmy się, schowajmy czym prędzej!</akap_dialog>
220
221
222 <akap>I po cichutku, po cichutku, trzymając się za ręce, dzieci na paluszkach posunęły się ku ścianie i wślizgnęły się za wielkie drzwi o mur prastary oparte.</akap>
223
224
225 <akap><begin id="b1188812946984"/><motyw id="m1188812946984">Brat, Siostra</motyw>W tym ukryciu, bezpiecznym na razie, Maciek począł szeptać siostrzyczce do uszka:</akap>
226
227 <akap_dialog>--- To bazyliszek! Słyszałem o nim od tatuńcia. Sroga to stwora! Na kogo spojrzy --- wzrokiem zabije! Tak zabił Walusia. Stójmy tu cicho, Halszko, stójmy cichutko...</akap_dialog>
228
229 <akap_dialog>--- Boże, mój Boże! --- załkała Halszka. --- Co to będzie? Co się z nami stanie? Pocośmy tu przyszli? Pocośmy tu przyszli? Ja chcę do domu!</akap_dialog>
230
231 <akap_dialog>--- Uspokój się, siostrzyczko --- szeptał Maciek --- wrócimy do domu, jeśli Bóg pozwoli; ale teraz chodzi o to, żeby nas bazyliszek nie spostrzegł, bo jak zobaczy i spojrzy na nas --- wszystko przepadło: umrzemy!<end id="e1188812946984"/></akap_dialog>
232
233 <akap_dialog>--- Maćkuuuu! Maaaćku! Halszko! Halusiu! --- rozległo się nawoływanie z ulicy --- Maaaćku! Haaalszko! Gdzież wy jesteście? Obiad gotowy! Obiad gotowy!</akap_dialog>
234
235
236 <akap>Przerażone dzieci poznały głos Agaty, ale się odezwać nie śmiały.</akap>
237
238
239 <akap>Bazyliszek odwrócił łeb grzebieniasty, jeszcze straszliwiej najeżył pióra i jaskrawymi ślepiami spojrzał w stronę schodów.</akap>
240
241
242 <akap>Na schodach stanęła stara Agata, a za nią, w ulicy, widać było gromadkę mieszczanek i mieszczan.</akap>
243
244 <akap_dialog>--- Tu zeszły, tu zeszły na pewno --- ozwały się głosy na górze --- musiały się zabłąkać w podziemiach; nie schodźta<pe>gw.</pe>, Agato, bo was jeszcze jakie licho zadusi!</akap_dialog>
245
246
247 <akap>Ale Agata, poczciwa stara służąca, już schodziła do lochu --- i oto zaledwie zeszła na dół, zabrzmiał jej okrzyk, okropną trwogą wezbrany, i głucha, posępna cisza zaległa znowu piwnicę.</akap>
248
249
250 <akap>To płomienisty wzrok bazyliszka uderzył w nieszczęsną i trupem ją na miejscu położył.</akap>
251
252
253 <akap>Gromadka sprzed schodów pierzchnęła<pe><slowo_obce>pierzchnęła</slowo_obce> --- uciekła.</pe> w Rynek i w przyległe uliczki, roznosząc wieść okropną na miasto. Skamieniałe z przerażenia rodzeństwo przytuliło się do wilgotnego muru, trzymając się konwulsyjnie za rączki, a bazyliszek rad ze zniszczenia, jakie uczynił, począł się przechadzać po lochu tam i z powrotem, tam i z powrotem. Wydostać się z piwnicy nie było sposobu!...</akap>
254
255
256
257
258
259 <srodtytul>U czarownika</srodtytul>
260
261
262
263
264
265 <akap_dialog>--- Pani Ostrożyno! Pani Ostrożyno! Dzieci wam przepadły! Dzieci wam w lochach zginęły!</akap_dialog>
266
267 <akap_dialog>--- Jezusie! Maryjo! Co takiego! Co wy mówicie, ludzie? Gdzie? Jak? Gadajcie!</akap_dialog>
268
269 <akap_dialog>--- Ano, polazły do piwnic na Krzywym Kole i, musi, bies<pe><slowo_obce>bies</slowo_obce> --- diabeł.</pe> im główki ukręcił, niebożętom!</akap_dialog>
270
271 <akap_dialog>--- Chrystusie cudowny u Fary! Ratuj! Wspomagaj! --- Skąd--że wy wiecie to wszystko?</akap_dialog>
272
273 <akap_dialog>--- Widzieli szewczyki z przeciwka, jak dzieci z Walkiem od Klepki schodziły w podziemia, a potem wasza Agata wołała je, wołała, aż zeszła do piwnic --- krzyknęła okropnie --- i już nie wyszła! Słyszeliśmy!</akap_dialog>
274
275 <akap_dialog>--- Agatę ja posłałam, bo dzieci nie wracały. Boże wielkiego miłosierdzia, bądź miłościw mnie grzesznej! Co ja tu pocznę, nieszczęsna?!</akap_dialog>
276
277
278 <akap><begin id="b1188813359557"/><motyw id="m1188813359557">Matka, Ojciec</motyw>W przedsieniu uczynił się rumor i przedzierając się przez ciżbę wpadł do alkierza mistrz Melchior. Blady był płatnerz i drżący, bo już dowiedział się był<pe>Forma czasu zaprzeszłego. Czas ten nie jest używany we współczesnej polszczyźnie.</pe> w kuźni o srogim ciosie, jaki go ugodził. A Maćka i Halszkę miłował ponad wszystko, ponad życie własne!</akap>
279
280 <akap_dialog>--- Co robić, Melchrze, co robić? --- biadała Ostrożyna. --- Ratujmy--ż nasze maleństwa kochane! Ślubuję Ci, Panie Jezu, srebrne serce złocone pod Twoje nóżki najświętsze, jeno dopomóż nam w tym strapieniu!<end id="e1188813359557"/></akap_dialog>
281
282
283 <akap>Z gromady wysunął się sędziwy rajca<pe><slowo_obce>rajca</slowo_obce> --- dawny radca miejski. Stanowisko to piastowane było w danwej Polsce.</pe> miejski, imćpan Ezechiel Strubicz, mąż mądry i stateczny, znany całej Warszawie z dobroci i z przywiązania do dziatwy staromiejskiej.</akap>
284
285 <akap_dialog>--- Co robić? --- powtórzył. --- Ja wam poradzę, co robić: walcie, jak w dym do czarownika na Piwną. Któż jak nie on lek znajdzie na waszą troskę skuteczny? On się zna na sprawach ziemskich i zaziemskich, boć to i doktór, i alchimista, i astrolog, i człek, co po uszy w księgach starych siedzi. Ba! Skrzydła ponoć zmajstrował i nocami na nich po powietrzu lata.</akap_dialog>
286
287 <akap_dialog>--- Walcie do czarownika! Walcie do czarownika! --- wrzasnęła gromada. --- On pouczy, on dopomoże! Dobra rada! Przednia!</akap_dialog>
288
289 <akap_dialog>--- Najprzedniejsza --- przytaknął strapiony rodzic. --- Bóg wam zapłać, Strubiczu! Chodź, żono, idziemy na Piwną.</akap_dialog>
290
291 <akap_dialog>--- I ja z wami --- imćpan Strubicz na to --- a nuż się jeszcze uda Maćka i Halszkę odszukać.</akap_dialog>
292
293 <akap_dialog>--- Daj--że to, Matko Boska Częstochowska --- zapłakała Ostrożyna. --- Niech się tak stanie!</akap_dialog>
294
295
296 <akap>Na Piwnej, na czwartym piętrze pod samym dachem wysokiego narożnego domu, mieszkał sławny i uczony doktór, dominus Hermenegildus Fabuła, znany nawet na dworze króla jegomości.</akap>
297
298
299 <akap><begin id="b1219048623478"/><motyw id="m1219048623478">Czary, Lud</motyw>Nie był to, prawdę mówiąc, czarownik, tylko wielce znamienity lekarz i człek we wszystkich kunsztach<pe><slowo_obce>kunszt</slowo_obce> --- sztuka, umiejętność.</pe> i naukach wyzwolonych doświadczony. Jeno gmin warszawski, widząc jego prawie cudowne kuracje, i obserwując z daleka tajemnicze praktyki, mienił go, w prostocie swojej, być czarnoksiężnikiem, z mocami nadprzyrodzonymi mającym ścisłą styczność. A że pan rajca Strubicz czarownikiem go nazywał, to jeno tak tylko, aby ludowi na poprzek nie stawać, który lubi rzeczy niezrozumiałe i rad ku cudowności się obraca, samą mądrość ludzką lekce sobie ważąc i zgoła postponując.<end id="e1219048623478"/></akap>
300
301
302 <akap>W obszernej komnacie o łukowym sklepieniu siedział za wielkim stołem, zawalonym księgami i pergaminami, człeczek maleńki, chuderlawy, wyschły, o licu pożółkłym, pomarszczonym, jak pieczone jabłko; ale źrenice w tej twarzy, ogromne, czarne, jarzyły się, jak pochodnie gorejące, a taką miały moc i potęgę te oczy, że, gdyś w nie spojrzał, zdawało ci się, iż na wielkoluda spozierasz, i mimowiednie budziły się w tobie lęk, podziw i uszanowanie dla tej niepozornej, a jednak imponującej postaci.</akap>
303
304
305 <akap>U sufitu komnaty wisiał wypchany krokodylek łokciowy<pe><slowo_obce>krokodylek łokciowy</slowo_obce> --- krokodylek długi na łokieć, tj. ok. 60 cm.</pe>, w kącie stała mumia egipska, na oknie w słojach rozlicznych pławiły się ropuchy, węże, padalce, robaki jakieś zamorskie. A wszędzie, gdzieś spojrzał, księgi, księgi i księgi.</akap>
306
307
308 <akap>Gdy mistrz Ostroga z żoną i z imć panem rajcą Strubiczem weszli do doktora Fabuli, ów podniósł oczy od foliantu<pe><slowo_obce>foliant</slowo_obce> --- daw. księga.</pe>, w którym coś czytał z ciekawością i zadowoleniem ogromnym, bo aż się uśmiechał radośnie, ale, zobaczywszy wchodzących, wstał, obciągnął swoją czarną szatę, co mu się pofałdowała na ciele, i spytał:</akap>
309
310 <akap_dialog>--- A czego to waćpaństwo życzycie sobie ode mnie?</akap_dialog>
311
312
313 <akap>Tedy Ostrożyna z płaczem a narzekaniem wielkim opowiedziała całą sprawę, a gdy skończyła i chlipiąc błagać poczęła o pomoc i ratunek, dominus Hermenegildus Fabuła tak rzecze:</akap>
314
315 <akap_dialog><begin id="b1219048936957"/><motyw id="m1219048936957">Książka</motyw>--- Wiem ci ja dobrze, co było przyczyną zaguby waszmość państwa dziatek, bom właśnie w tej księdze o podobnych przypadkach traktat wertował. Oto, ani mniej, ani więcej, tylko stwór najniebezpieczniejszy i najszkodliwszy na ziemi, który się zwie: bazyliszek.<end id="e1219048936957"/></akap_dialog>
316
317 <akap_dialog>--- Bazyliszek? --- zakrzyknęli w popłochu Strubicz, Ostroga i Ostrożyna --- bazyliszek! Tedy już nadaremne wszystkie trudy i starania nasze!</akap_dialog>
318
319 <akap_dialog>--- Z trwogi waszej wnoszę, iż waćpaństwu wiadoma jest natura owego zwierza i to, iż on wzrokiem swoim wszelkie żyjące stworzenia zabija. Alić Bóg jest wielki i nadziei do ostatka tracić człekowi wierzącemu nie wolno. A choćby wreszcie i pomarły już dziateczki wasze, toć trzeba je wydobyć z piwnicy, aby przecie pogrzeb chrześcijański mieć mogły; bazyliszka zasię ubić należy koniecznie, boć niejedna jeszcze ofiara od ślepiów jego zabójczych na śmierć pewną pójdzie, ani chybi! Póki ta bestia przeklęta żywie<uwaga>Olu - przypis czy uwspółcześnienie do żywie</uwaga>, Warszawa spokojności nie zazna!</akap_dialog>
320
321 <akap_dialog>--- Jakże to uczynić, mężu uczony? --- zapyta Strubicz.</akap_dialog>
322
323 <akap_dialog>--- Jakże to uczynić? Jakże to uczynić? --- zawołają Ostroga i Ostrożyna.</akap_dialog>
324
325 <akap_dialog>--- Jest sposób --- odpowie Hermenegildus Fabuła --- jest taki sposób, jeno tak trudny i niebezpieczny, że nie wiem, azali się znajdzie kto w tym tu mieście, coby się ważył na takie przedsięwzięcie.</akap_dialog>
326
327
328 <akap>Oto trzeba, aby do lochu zeszedł człowiek, całkowicie obwieszony zwierciadłami; gdy bazyliszek spojrzy w nie i siebie zobaczy, sam się własnym wzrokiem zabije, a tak uwolnilibyśmy od potwora i tę Warszawę umiłowaną i całą przesławną Rzeczpospolitą.</akap>
329
330 <akap_dialog>--- Sposób jest dobry i pewny, ani słowa! --- wyrzeknie Strubicz. --- Ale skąd wziąć takiego śmiałka, co zdrową głowę pod ewangelię położy<pe><slowo_obce>zdrową głowę pod ewangelię położy</slowo_obce> --- będąc zdrowym zdecydować się na śmierć, czy choćby zaryzykować życie.</pe>?</akap_dialog>
331
332 <akap_dialog>--- Tak, tak --- zajęknie Ostrożyna --- nie ma już takich ludzi na świecie!</akap_dialog>
333
334
335 <akap>Nagle do komnaty Fabuli dobiegł ponury głos farnego<pe><slowo_obce>fara</slowo_obce> --- dwa. kościół prafialny.</pe> dzwonu, a w ślad za tym przejmującym dźwiękiem, ogromny gwar tysiącznego tłumu. Imćpan Strubicz wychylił się przez okno.</akap>
336
337 <akap_dialog>--- Mam! mam! --- zakrzyknął radośnie. --- Mam takiego człowieka! Kumie! Kumo! Za mną!</akap_dialog>
338
339 <akap_dialog>--- Bóg zapłać, uczony mężu! Bóg zapłać!</akap_dialog>
340
341
342 <akap>I już ich nie było w komnacie.</akap>
343
344
345
346
347
348 <srodtytul>Skazaniec</srodtytul>
349
350
351
352
353
354 <akap>Od Rynku w stronę Piekiełka zdążał ponury, choć jaskrawy orszak. Przodem szła straż miejska z halabardami<uwaga>powinien być przypis</uwaga>, za nimi ,,bracia pokutnicy" w długich ciemnych opończach, z twarzami osłoniętymi rodzajem maski sukiennej, w której wycięto jedynie otwory na oczy; dalej dostojnie stąpał imćpan pisarz miejski ze zwojem pergaminu w ręku, za panem pisarzem asysta z urzędników sądowych złożona, wreszcie dwie główne osoby pochodu: skazaniec, niemłody już, brodaty mężczyzna w nędznej odzieży, ze związanymi w tyle rękoma, i kat, olbrzymi, rozrosły drągal, cały w czerwieni, z potężnym błyszczącym mieczem i z dwoma butlami, czyli pachołkami. Po bokach, z przodu i z tyłu orszaku cisnęło się mrowie nieprzeliczone warszawskiego pospólstwa, uliczników, urwisów i wszelakiej hałastry, ciekawej okropnego widowiska.</akap>
355
356
357 <akap>Już pochód stanął na placyku, Piekiełkiem zwanym, gdzie pośrodku, na czarnym suknie, widniał pieniek, miejsce stracenia; już pan pisarz miejski odczytał nosowym głosem wyrok, brzmiący: iż Jan Ślązak, krawczyk wędrowny, oskarżony o zabójstwo swego towarzysza podróży, na gardle ma być ukaran i mieczem ścięty; już skazaniec klęknął przy pieńku i głowę na nim położył, a kat mieczem straszliwym błysnął pod słońce, gdy nagle... gdy nagle imćpan Ezechiel Strubicz z mistrzem Ostrogą przedarł się przez stłoczone tłumy gawiedzi i tubalnym basem zakrzyknął:</akap>
358
359 <akap_dialog>--- Stójcie! Stójcie!</akap_dialog>
360
361
362 <akap>Kat miecz wzniesiony opuścił, skazaniec zadygotał całym ciałem, a pan pisarz miejski, zdjęte dopiero co okulary z powrotem na nos sążnisty założywszy, niechętnie spojrzał na rajcę, oczekując wyjaśnienia sprawy.</akap>
363
364
365 <akap>A imćpan Strubicz rozpoczął przemowę:</akap>
366
367 <akap_dialog>--- Po pierwsze: w imieniu szlachetnego burmistrza miasta starej Warszawy rozkazuję wstrzymać egzekucję! Po drugie: natychmiast rozwiązać winowajcę! Po trzecie: zbliż się, Janie Ślązaku!</akap_dialog>
368
369
370 <akap>Zapytuję ciebie, Janie Ślązaku, któryś jest na śmierć osądzon i nic cię od niej ocalić nie może, azali zgadzasz się znijść do lochu, gdzie przebywa bazyliszek, i zabić oną bestię zjadliwą?</akap>
371
372
373 <akap>Jeżeli to uczynisz --- wolny będziesz! To ci przez moje usta sam szlachetny burmistrz i cała wysoka rada miejska solennie obiecuje i przyrzeka.</akap>
374
375
376 <akap>Zdumiał się wielce imćpan pisarz miejski, zdumiało się pospólstwo, a skazaniec, wznosząc dziękczynnie oczy ku niebiosom, odpowie:</akap>
377
378 <akap_dialog>--- Zgadzam się, przezacny panie, zgadzam się tym łacniej, iż --- Bóg mi świadkiem --- niewinien jestem zarzucanej mi zbrodni i tak myślę, że łaska Pana Jezusowa będzie ze mną.</akap_dialog>
379
380
381 <akap>Tedy nie mieszkając wiele, powiedli Strubicz i Ostroga skazańca na Ratusz, skąd, obwieszonego zwierciadłami, zaprowadzono na Krzywe Koło i kazano mu znijść do podziemi. Burmistrz, rajce, ławnicy i setki ludu czekały na ulicy, a przed wszystkimi, wpatrzeni chciwie w otwór piwniczny, stali mistrz Ostroga, pani Ostrożyna i dobry rajca Strubicz. Upłynęła chwila --- i oto w lochu rozległ się głos przeraźliwy: coś, jakby chrypliwe pianie koguta, jakby świszczący syk węża, jakby śmiech diabelski, a takie to było okropne, że zgromadzonym aż ciarki przeleciały po grzbietach i włosy dębem na głowach stanęły.</akap>
382
383 <akap_dialog>--- Zabity! Zabity! --- zadźwięczał donośnie głos Jana Ślązaka.</akap_dialog>
384
385 <akap_dialog>--- Zabity! --- zahuczał tłum. --- Bazyliszek zabity! --- wichrem pomknęła radosna wieść na Rynek, na Świętojańską, na Piwną, na Brzozową, na oba Dunaje: Szeroki i Wąski, i na całą starą Warszawę.</akap_dialog>
386
387
388 <akap>A na schodach piwnicznych ukazała się postać cała w lustrach, niosąca na ostro zakończonym drągu straszliwego potwora.</akap>
389
390
391 <akap>Porwał go kat z rąk dzielnego Ślązaka i na Piekiełku, na stosie ognistym, ku uciesze tysiącznego ludu, na popiół spalił.</akap>
392
393
394 <akap>Stało się wszystko tak, jak przepowiedział mądry doktór Hermenegildus Fabuła: bazyliszek spojrzał w zwierciadło i sam się wzrokiem swym jadowitym zatruł i zabił.</akap>
395
396
397 <akap>Ale pani Ostrożyna, mistrz Ostroga i rajca Strubicz, wziąwszy zapaloną pochodnię, pędem pobiegli do lochu.</akap>
398
399 <akap_dialog>--- Maćku! Halszko! --- wołała matka. --- Maćku! Halszko! --- wołał ojciec. --- Zaliście żywi? Ozwijcie się! Gdzie wy? Gdzie wy?</akap_dialog>
400
401 <akap_dialog>--- My tu, matusiu! My tu, tatuńciu!</akap_dialog>
402
403
404 <akap>I z ukrycia swego, zza wielkich drzwi, o mur prastary opartych, wybiegły dzieci i zdrowe, choć pobladłe jeszcze ze strachu, rzuciły się w objęcia rodziców. O, jakaż radość! O, jakież szczęście! Uściskom i pocałunkom końca nie było, aż imćpan rajca Strubicz, choć taki stary i mądry, płakał jak bóbr i od płaczu się zanosił.</akap>
405
406
407 <sekcja_swiatlo/>
408 <separator_linia/>
409 <sekcja_swiatlo/>
410
411
412 <akap>Tak się skończyła przygoda z bazyliszkiem. Przypłacili ją życiem nieposłuszny Waluś i stara, poczciwa Agata. Zwłoki ich, wydobyte z piwnicy, pochowano uroczyście, a rodzina Ostrogów nigdy o nich nie zapomniała.</akap>
413
414
415 <akap>Co do mężnego Jana Ślązaka, to okazało się, iż on istotnie nie był winien zabójstwa swego kamrata; ten bowiem zjawił się niebawem w Warszawie i opowiedział, że zabłąkawszy się w boru, przebył w nim bodaj miesiąc z górą, aż go węglarze, drzewo w lesie wypalający, przypadkiem znaleźli i do Warszawy, na dobrą drogę skierowali.</akap>
416
417
418 <akap>Żaden bazyliszek już się więcej w mieście nie pokazał.</akap>
419
420
421 <extra><!--</tekst_glowny>--></extra>
422
423 </opowiadanie>
424 </utwor>