Fixed importing books.
[wolnelektury.git] / books / shakespeare_romeo_i_julia.txt
1
2 -----
3 Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl/). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Narodową z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów BN.
4 Ten utwór nie jest chroniony prawem autorskim i znajduje się w domenie publicznej, co oznacza, że możesz go swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać.
5 Źródło:
6 -----
7
8 AUTOR: 
9 TYTUŁ: 
10
11
12   
13
14
15
16
17
18
19 William Shakespeare
20
21 ROMEO I JULIA
22
23
24
25         OSOBY
26         ESKALUS — książę panujący w Weronie
27         PARYS — młody Weroneńczyk szlachetnego rodu, krewny księcia
28         MONTEKI
29         KAPULET
30         STARZEC — stryjeczny brat Kapuleta
31         ROMEO — syn Montekiego
32         MERKUCJO — krewny księcia
33         BENWOLIO — synowiec Montekiego
34         TYBALT — krewny Pani Kapulet
35         LAURENTY — ojciec franciszkanin
36         JAN — brat z tegoż zgromadzenia
37         BALTAZAR — służący Romea
38         SAMSON
39         GRZEGORZ
40         ABRAHAM — służący Montekiego
41         APTEKARZ
42         TRZECH MUZYKANTÓW
43         PAŹ PARYSA
44         PIOTR
45         DOWÓDCA WARTY
46         PANI MONTEKI — małżonka Montekiego
47         PANI KAPULET — małżonka Kapuleta
48         JULIA — córka Kapuletów
49         MARTA — mamka Julii
50         Obywatele weroneńscy, różne osoby płci obojej, liczącej się do przyjaciół obu domów, maski, straż wojskowa i inne osoby.
51
52
53 Rzecz odbywa się przez większą część sztuki w Weronie, przez część piątego aktu w Mantui.
54
55
56
57
58
59 PROLOG
60
61 Przełożył Jan Kasprowicz
62
63
64 Dwa rody, zacne jednako i sławne —
65 Tam, gdzie się rzecz ta rozgrywa, w Weronie,
66 Do nowej zbrodni pchają złości dawne,
67 Plamiąc szlachetną krwią szlachetne dłonie
68
69 Z łon tych dwu wrogów wzięło bowiem życie,
70 Pod najstraszliwszą z gwiazd, kochanków dwoje;
71 Po pełnym przygód nieszczęśliwych bycie
72 Śmierć ich stłumiła rodzicielskie boje.
73
74 Tej ich miłości przebieg zbyt bolesny
75 I jak się ojców nienawiść nie zmienia,
76 Aż ją zakończy dzieci zgon przedwczesny,
77 Dwugodzinnego treścią przedstawienia,
78
79 Które otoczcie cierpliwymi względy,
80 Jest w nim co złego, my usuniem błędy...
81
82
83
84
85
86
87
88
89
90
91
92
93
94
95
96
97 AKT PIERWSZY
98
99
100
101
102
103 SCENA PIERWSZA
104
105
106 Plac publiczny. Wchodzą Samson i Grzegorz uzbrojeni w tarcze i miecze.
107
108
109 SAMSON
110         
111                 Dalipan, Grzegorzu, nie będziem darli pierza.
112         
113
114
115 GRZEGORZ
116         
117                 Ma się rozumieć, bobyśmy byli zdziercami.
118         
119
120
121 SAMSON
122         
123                 Ale będziemy darli koty, jak z nami zadrą.
124         
125
126
127 GRZEGORZ
128         
129                 Kto zechce zadrzeć z nami, będzie musiał zadrżeć.
130         
131
132
133 SAMSON
134         
135                 Mam zwyczaj drapać zaraz, jak mię kto rozrucha.
136         
137
138
139 GRZEGORZ
140         
141                 Tak, ale nie zaraz zwykłeś się dać rozruchać.
142         
143
144
145 SAMSON
146         
147                 Te psy z domu Montekich rozruchać mię mogą bardzo łatwo.
148         
149
150
151 GRZEGORZ
152         
153                 Rozruchać się tyle znaczy co ruszyć się z miejsca; być walecznym jest to stać nieporuszenie: pojmuję więc, że skutkiem rozruchania się twego będzie - drapnięcie.
154         
155
156
157 SAMSON
158         
159                 Te psy z domu Montekich rozruchać mię mogą tylko do stania na miejscu. Będę jak mur dla każdego mężczyzny i każdej kobiety z tego domu.
160         
161
162
163 GRZEGORZ
164         
165                 To właśnie pokazuje twoją słabą stronę; mur dla nikogo niestraszny i tylko słabi go się trzymają.
166         
167
168
169 SAMSON
170         
171                 Prawda, dlatego to kobiety, jako najsłabsze, tulą się zawsze do muru. Ja też odtrącę od muru ludzi Montekich, a kobiety Montekich przyprę do muru.
172         
173
174
175 GRZEGORZ
176         
177                 Spór jest tylko między naszymi panami i między nami, ich ludźmi.
178         
179
180
181 SAMSON
182         
183                 Mniejsza mi o to, będę nieubłagany. Pobiwszy ludzi, wywrę wściekłość na kobietach: rzeź między nimi sprawię.
184         
185
186
187 GRZEGORZ
188         
189                 Rzeź kobiet chcesz przedsiębrać?
190         
191
192
193 SAMSON
194         
195                 Nie inaczej: wtłoczę miecz w każdą po kolei. Wiadomo, że się do lwów liczę.
196         
197
198
199 GRZEGORZ
200         
201                 Tym lepiej, że się liczysz do zwierząt; bo gdybyś się liczył do ryb, to byłbyś pewnie sztokfiszem. Weź no się za instrument, bo oto nadchodzi dwóch domowników Montekiego.
202         
203
204
205 Wchodzą Abraham i Baltazar.
206
207
208 SAMSON
209         
210                 Mój giwer już dobyty: zaczep ich, ja stanę z tyłu.
211         
212
213
214 GRZEGORZ
215         
216                 Gwoli drapania?
217         
218
219
220 SAMSON
221         
222                 Nie bój się.
223         
224
225
226 GRZEGORZ
227         
228                 Ja bym się miał bać z twojej przyczyny!
229         
230
231
232 SAMSON
233         
234                 Miejmy prawo za sobą, niech oni zaczną.
235         
236
237
238 GRZEGORZ
239         
240                 Marsa im nastawię przechodząc; niech go sobie, jak chcą, tłumaczą.
241         
242
243
244 SAMSON
245         
246                 Nie jak chcą, ale jak śmią. Ja im gębę wykrzywię; hańba im, jeśli to ścierpią.
247         
248
249
250 ABRAHAM
251         
252                 Skrzywiłeś się na nas, mości panie?
253         
254
255
256 SAMSON
257         
258                 Nie inaczej, skrzywiłem się.
259         
260
261
262 ABRAHAM
263         
264                 Czy na nas się skrzywiłeś, mości panie?
265         
266
267
268 SAMSON
269         do Grzegorza
270         
271                 Będziemyż mieli prawo za sobą, jak powiem: tak jest?
272         
273
274
275 GRZEGORZ
276         
277                 Nie.
278         
279
280
281 SAMSON
282         
283                 Nie, mości panie; nie skrzywiłem się na was, tylko skrzywiłem się tak sobie.
284         
285
286
287 GRZEGORZ
288         do Abrahama
289         
290                 Zaczepki waść szukasz?
291         
292
293
294 ABRAHAM
295         
296                 Zaczepki? nie.
297         
298
299
300 SAMSON
301         
302                 Jeżeli jej szukasz, to jestem na waścine usługi. Mój pan tak dobry jak i wasz.
303         
304
305
306 ABRAHAM
307         
308                 Nie lepszy.
309         
310
311
312 SAMSON
313         
314                 Niech i tak będzie.
315         
316
317
318 Benwolio ukazuje się w głębi.
319
320
321 GRZEGORZ
322         na stronie do Samsona
323         
324                 Powiedz: lepszy. Oto nadchodzi jeden z krewnych mego pana.
325         
326
327
328 SAMSON
329         
330                 Nie inaczej; lepszy.
331         
332
333
334 ABRAHAM
335         
336                 Kłamiesz.
337         
338
339
340 SAMSON
341         
342                 Dobądźcie mieczów, jeśli macie serca. Grzegorzu, pamiętaj o swoim pchnięciu.
343         
344
345
346 BENWOLIO
347         
348                 Odstąpcie, głupcy; schowajcie miecze do pochew. Sami nie wiecie, co robicie.
349         
350
351
352 Rozdziela ich swoim mieczem. Wchodzi Tybalt.
353
354
355 TYBALT
356         
357                 Cóż to? krzyżujesz oręż z parobkami?
358                 Do mnie, Benwolio! pilnuj swego życia.
359         
360
361
362 BENWOLIO
363         
364                 Przywracam tylko pokój. Włóż miecz nazad
365                 Albo wraz ze mną rozdziel nim tych ludzi.
366         
367
368
369 TYBALT
370         
371                 Z gołym orężem pokój? Nienawidzę
372                 Tego wyrazu, tak jak nienawidzę
373                 Szatana, wszystkich Montekich i ciebie.
374                 Broń się, nikczemny tchórzu.
375         
376
377
378 Walczą. Nadchodzi kilku przyjaciół obu partii i mieszają się do zwady; wkrótce potem wchodzą mieszczanie z pałkami.
379
380
381 PIERWSZY OBYWATEL
382         
383                 Hola! berdyszów! pałek! Dalej po nich!
384                 Precz z Montekimi, precz z Kapuletami!
385         
386
387
388 Wchodzą Kapulet i Pani Kapulet
389
390
391 KAPULET
392         
393                 Co za hałas? Podajcie mi długi
394                 Mój miecz! hej!
395         
396
397
398 PANI KAPULET
399         
400                 Raczej kulę; co ci z miecza?
401         
402
403
404 KAPULET
405         
406                 Miecz, mówię! Stary Monteki nadchodzi.
407                 I szydnie swoją klingą mi urąga.
408         
409
410
411 Wchodzą Monteki i Pani Monteki.
412
413
414 MONTEKI
415         
416                 Ha! nędzny Kapulecie!
417                 
418                 do żony
419                 
420                 Puść mnie, pani.
421         
422
423
424 PANI MONTEKI
425         
426                 Nie puszczę cię na krok, gdy wróg przed tobą.
427         
428
429
430 Wchodzi Książę z orszakiem.
431
432
433 KSIĄŻĘ
434         
435                 Zapamiętali niesforni poddani,
436                 Bezcześciciele bratniej stali! Cóż to,
437                 Czy nie słyszycie? Ludzie czy zwierzęta,
438                 Co wściekłych swoich gniewów żar gasicie
439                 W własnych żył swoich źródle purpurowym;
440                 Pod karą tortur wypuśćcie natychmiast
441                 Z dłoni skrwawionych tę broń buntowniczą
442                 I posłuchajcie tego, co niniejszym
443                 Wasz rozjątrzony książę postanawia.
444                 Domowe starcia, z marnych słów zrodzone
445                 Przez was, Monteki oraz Kapulecie,
446                 Trzykroć już spokój miasta zakłóciły,
447                 Tak że poważni wiekiem i zasługą
448                 Obywatele werońscy musieli
449                 Porzucić swoje wygodne przybory
450                 I w stare dłonie stare ująć miecze,
451                 By zardzewiałym ostrzem zardzewiałe
452                 Niechęci wasze przecinać. Jeżeli
453                 Wzniecicie kiedyś waśń podobną,
454                 Zamęt pokoju opłacicie życiem.
455                 A teraz wszyscy ustąpcie niezwłocznie.
456                 Ty, Kapulecie, pójdziesz ze mną razem;
457                 Ty zaś, Monteki, przyjdziesz po południu
458                 Na ratusz, gdzie ci dokładnie w tym względzie
459                 Dalsza ma wola oznajmiona będzie.
460                 Jeszcze raz wzywam wszystkich tu obecnych
461                 Pod karą śmierci, aby się rozeszli.
462         
463
464
465 Książę z orszakiem wychodzi. Podobnież Kapulet, Pani Kapulet, Tybalt, obywatele i słudzy.
466
467
468 MONTEKI
469         
470                 Kto wszczął tę nową zwadę? Mów, synowcze,
471                 Byłżeś tu wtedy, gdy się to zaczęło?
472         
473
474
475 BENWOLIO
476         
477                 Nieprzyjaciela naszego pachołcy
478                 I wasi już się bili, kiedym nadszedł;
479                 Dobyłem broni, aby ich rozdzielić:
480                 Wtem wpadł szalony Tybalt z gołym mieczem,
481                 I harde zionąc mi w uszy wyzwanie,
482                 Jął się wywijać nim i siec powietrze,
483                 Które świszczało tylko szydząc z marnych
484                 Jego zamachów. Gdyśmy tak ze sobą
485                 Cięcia i pchnięcia zamieniali, zbiegł się
486                 Większy tłum ludzi; z obu stron walczono,
487                 Aż książę nadszedł i rozdzielił wszystkich.
488         
489
490
491 PANI MONTEKI
492         
493                 Lecz gdzież Romeo? Widziałżeś go dzisiaj?
494                 Jakże się cieszę, że nie był w tym starciu.
495         
496
497
498 BENWOLIO
499         
500                 Godziną pierwej, nim wspaniałe słońce
501                 W złotych się oknach wschodu ukazało,
502                 Troski wygnały mię z dala od domu
503                 W sykomorowy ów gaj, co się ciągnie
504                 Ku południowi od naszego miasta.
505                 Tam, już tak rano, syn wasz się przechadzał.
506                 Ledwiem go ujrzał, pobiegłem ku niemu;
507                 Lecz on, spostrzegłszy mię, skrył się natychmiast
508                 I w najciemniejszej ukrył się gęstwinie.
509                 Pociąg ten jego do odosobnienia
510                 Mierząc mym własnym (serce nasze bowiem
511                 Jest najczynniejsze, kiedyśmy samotni),
512                 Nie przeszkadzałem mu w jego dumaniach
513                 I w inną stronę się udałem, chętnie
514                 Stroniąc od tego, co rad mnie unikał.
515         
516
517
518 MONTEKI
519         
520                 Nieraz o świcie już go tam widziano
521                 Łzami poranną mnożącego rosę,
522                 A chmury - swego oblicza chmurami,
523                 Aliści ledwo na najdalszym wschodzie
524                 Wesołe słońce sprzed łoża Aurory
525                 Zaczęło ściągać cienistą kotarę,
526                 On, uciekając od widoku światła,
527                 Co tchu zamykał się w swoim pokoju;
528                 Zasłaniał okna przed jasnym dnia blaskiem
529                 I sztuczną sobie ciemnicę utwarzał.
530                 W czarne bezdroża dusza jego zajdzie,
531                 Jeśli się na to lekarstwo nie znajdzie.
532         
533
534
535 BENWOLIO
536         
537                 Szanowny stryju, znaszże powód tego?
538         
539
540
541 MONTEKI
542         
543                 Nie znam i z niego wydobyć nie mogę.
544         
545
546
547 BENWOLIO
548         
549                 Wybadywałżeś go jakim sposobem?
550         
551
552
553 MONTEKI
554         
555                 Wybadywałem i sam, i przez drugich,
556                 Lecz on jedyny powiernik swych smutków.
557                 Tak im jest wierny, tak zamknięty w sobie,
558                 Od otwartości wszelkiej tak daleki
559                 Jak pączek kwiatu, co go robak gryzie,
560                 Nim światu wonny swój kielich roztoczył
561                 I pełność swoją rozwinął przed słońcem.
562                 Gdybyśmy mogli dojść tych trosk zarodka,
563                 Nie zbrakłoby nam zaradczego środka.
564         
565
566
567 Romeo ukazuje się w głębi.
568
569
570 BENWOLIO
571         
572                 Oto nadchodzi. Odstąpcie na stronę;
573                 Wyrwę mu z piersi cierpienia tajone.
574         
575
576
577 MONTEKI
578         
579                 Obyś w tej sprawie, co nam serce rani,
580                 Mógł być szczęśliwszym od nas! Pójdźmy, pani.
581         
582
583
584 Wychodzą Monteki i Pani Monteki.
585
586
587 BENWOLIO
588         
589                 Dzień dobry, bracie.
590         
591
592
593 ROMEO
594         
595                 Jeszczeż nie południe?
596         
597
598
599 BENWOLIO
600         
601                 Dziewiąta biła dopiero.
602         
603
604
605 ROMEO
606         
607                 Jak nudnie
608                 Wloką się chwile. Moiż to rodzice
609                 Tak spiesznie w tamtą zboczyli ulicę?
610         
611
612
613 BENWOLIO
614         
615                 Tak jest. Lecz cóż tak chwile twoje dłuży?
616         
617
618
619 ROMEO
620         
621                 Nieposiadanie tego, co je skraca.
622         
623
624
625 BENWOLIO
626         
627                 Miłość więc?
628         
629
630
631 ROMEO
632         
633                 Brak jej.
634         
635
636
637 BENWOLIO
638         
639                 Jak to? brak miłości?
640         
641
642
643 ROMEO
644         
645                 Brak jej tam, skąd bym pragnął wzajemności.
646         
647
648
649 BENWOLIO
650         
651                 Niestety! Czemuż, zdając się niebianką,
652                 Miłość jest w gruncie tak srogą tyranką?
653         
654
655
656 ROMEO
657         
658                 Niestety! Czemuż, z zasłoną na skroni,
659                 Miłość na oślep zawsze cel swój goni!
660                 Gdzież dziś jeść będziem? Ach! Był tu podobno
661                 Jakiś spór? Nie mów mi o nim, wiem wszystko.
662                 W grze tu nienawiść wielka, lecz i miłość.
663                 O! wy sprzeczności niepojęte dziwa!
664                 Szorstka miłości! nienawiści tkliwa!
665                 Coś narodzone z niczego! Pieszczoto
666                 Odpychająca! Poważna pustoto!
667                 Szpetny chaosie wdzięków! Ciężki puchu!
668                 Jasna mgło! Zimny żarze! Martwy ruchu!
669                 Śnie bez snu! Taką to w sobie zawiłość,
670                 Taką niełączność łączy moja miłość.
671                 Czy się nie śmiejesz?
672         
673
674
675 BENWOLIO
676         
677                 Nie, płakałbym raczej.
678         
679
680
681 ROMEO
682         
683                 Nad czym, poczciwa duszo?
684         
685
686
687 BENWOLIO
688         
689                 Nad uciskiem,
690                 Poczciwej duszy twojej.
691         
692
693
694 ROMEO
695         
696                 A więc strzała
697                 Miłości nawet przez odbitkę działa?
698                 Dość mi już ciężył mój smutek, ty jego
699                 Brzemię powiększasz przewyżką twojego;
700                 Współczucie twoje nad moim cierpieniem
701                 Nie ulgą, ale nowym jest kamieniem
702                 Dla mego serca. Miłość, przyjacielu,
703                 To dym, co z parą westchnień się unosi;
704                 To żar, co w oku szczęśliwego płonie;
705                 Morze łez, w którym nieszczęśliwy tonie.
706                 Czymże jest więcej? Istnym amalgamem,
707                 Żółcią trawiącą i zbawczym balsamem.
708                 Bądź zdrów.
709         
710
711
712 Chce odejść.
713
714
715 BENWOLIO
716         
717                 Zaczekaj! krzywdę byś mi sprawił,
718                 Gdybyś mą przyjaźń z kwitkiem tak zostawił.
719         
720
721
722 ROMEO
723         
724                 Ach! ja nie jestem tu, nie jestem sobą;
725                 To nie Romeo, co rozmawia z tobą.
726         
727
728
729 BENWOLIO
730         
731                 Kogóż to kochasz? mów!
732         
733
734
735 ROMEO
736         
737                 Przestań mię dręczyć.
738                 Mamże wraz jęczyć i mówić?
739         
740
741
742 BENWOLIO
743         
744                 Nie jęczyć,
745                 Tylko mi klucz dać do tego problemu,
746                 Kogóż to kochasz? Powiedz.
747         
748
749
750 ROMEO
751         
752                 Każ choremu
753                 Pisać testament: będzież to wezwanie
754                 Dobre dla tego, kto jest w tak złym stanie?
755                 A więc, kobietę kocham.
756         
757
758
759 BENWOLIO
760         
761                 Celniem mierzył,
762                 Gdym to pomyślał, nimeś mi powierzył.
763         
764
765
766 ROMEO
767         
768                 Biegle celujesz. I ta, którą kocham,
769                 Jest piękna.
770         
771
772
773 BENWOLIO
774         
775                 W piękny cel trafić najłatwiej.
776         
777
778
779 ROMEO
780         
781                 A właśnieś chybił. Niczym tu kołczany
782                 Kupida; ona ma naturę Diany;
783                 Pod twardą zbroją wstydliwości swojej
784                 Grotów miłości wcale się nie boi;
785                 Szydzi z nawału zaklęć oblężniczych;
786                 Odpiera szturmy spojrzeń napastniczych;
787                 Nawet jej złota wszechwładztwo nie zjedna.
788                 Bogata w wdzięki, w tym jedynie biedna,
789                 Że kiedy umrze, do grobu z nią zstąpi
790                 Całe bogactwo, którego tak skąpi.
791         
792
793
794 BENWOLIO
795         
796                 Wiecznież chce sama zostać z swym bogactwem?
797         
798
799
800 ROMEO
801         
802                 Tak jest; i skąpstwo to jest marnotrawstwem,
803                 Bo piękność, którą własna srogość strawia,
804                 Całą potomność piękności pozbawia.
805                 Zbyt ona piękna, zbyt mądra zarazem;
806                 Zbyt mądrze piękna: stąd istnym jest głazem.
807                 Przysięgła nigdy nie kochać i dzięki
808                 Temu skazanym - wieczne cierpieć męki.
809         
810
811
812 BENWOLIO
813         
814                 Jest na to rada: przestań myśleć o niej.
815         
816
817
818 ROMEO
819         
820                 Doradźże także, jakim bym sposobem
821                 Mógł przestać myśleć.
822         
823
824
825
826 BENWOLIO
827         
828                 Dając oczom wolność
829                 Rozpatrywania się w innych pięknościach.
830         
831
832
833 ROMEO
834         
835                 To byłby tylko sposób przywołania
836                 Jej cudnych wdzięków tym żywiej na pamięć.
837                 Maska kryjąca lica pięknej damy,
838                 Choć czarna, nęci nas, bo przeczuwamy
839                 Pod nią zbiór ponęt; ten, co wzrok postradał,
840                 Zapomniż kiedy, jaki skarb posiadał?
841                 Pokaż mi jaki ideał dziewczęcy,
842                 Będzież on dla mnie w istocie czym więcej
843                 Jak przypomnieniem, że jest piękność inna,
844                 Przed którą ta by uklęknąć powinna?
845                 Bądź zdrów, niewczesną podajesz mi radę.
846         
847
848
849 BENWOLIO
850         
851                 Najpraktyczniejszą - życie w zastaw kładę.
852         
853
854
855 Wychodzą.
856
857
858
859
860
861 SCENA DRUGA
862
863
864 Ulica. Wchodzą Kapulet i Parys, za nimi Służący.
865
866
867 KAPULET
868         
869                 Podobną jak mnie karą zagrożono
870                 I Montekiemu; ależ w wieku naszym
871                 Spokojnie siedzieć, rzecz nietrudna.
872         
873
874
875 PARYS
876         
877                 Oba
878                 Szanownych szczepów jesteście odrośle;
879                 Tym ci żałośniej, że od tyla czasu
880                 Żyjecie w takim rozdwojeniu z sobą.
881                 Cóż mówisz, panie, na moje zabiegi?
882         
883
884
885 KAPULET
886         
887                 To samo, co już dawniej powiedziałem:
888                 Mojemu dziecku świat jest jeszcze obcy,
889                 Ledwie czternastu lat wysnuła przędzę;
890                 Parę jej wiosen jeszcze przeżyć trzeba,
891                 Nim małżeńskiego zakosztuje chleba.
892         
893
894
895 PARYS
896         
897                 Z młodszych bywały nieraz szczęsne matki.
898         
899
900
901 KAPULET
902         
903                 Lecz prędko więdną przedwczesne mężatki.
904                 Ziemia schłonęła wszystkie me nadzieje:
905                 Oprócz tej jednej; ona jest, Parysie,
906                 Przyszłą, jedyną moich ziem dziedziczką.
907                 Staraj się jednak, skarb sobie jej serce,
908                 Chęć ma z jej chęcią nie będzie w rozterce;
909                 Jeśli cię przyjmie, głos ojca w tym względzie
910                 Jej pozwolenia echem tylko będzie.
911                 Daję dziś wieczór, na który niemało
912                 Gości sprosiłem; gdyby ci się dało
913                 Być jednym więcej, w nader miły sposób
914                 Zwiększyłbyś przez to zbiór miłych mi osób.
915                 W biednym mym domu, jednocześnie z nocą,
916                 Takie dziś gwiazdy ziemskie zamigocą,
917                 Że od ich blasku blask niebieski zblednie.
918                 Uciechy, młodym ludziom odpowiednie,
919                 Podobne do tych, jakie kwiecień sprawia,
920                 Gdy w starym progu zimy się pojawia;
921                 Takie uciechy, w całej swojej mocy,
922                 Wśród hożych dziewic staną się tej nocy
923                 Udziałem twoim w domu Kapuletów.
924                 Przyjdź, przejrz i wybierz sobie z tych bukietów
925                 Kwiat najpiękniejszy. I mój kwiat tam luby
926                 Wejdzie do liczby, choć nie do rachuby.
927                 Idźmy.
928
929                 do Sługi
930                 
931                 A wasze obejdź w krąg Weronę,
932                 Wynajdź osoby tu wyszczególnione
933                 
934                 oddaje mu papier
935                 
936                 I powiedz każdej: że mój dom otworem
937                 Na ich usługi stanie dziś wieczorem.
938         
939
940
941 Wychodzą Kapulet i Parys.
942
943
944 SŁUŻĄCY
945         
946                 Mam wynaleźć osoby tu wyszczególnione: to się znaczy według tego, co tu napisano... A cóż tu napisano? Oto: że szewc ma pilnować łokcia, a krawiec kopyta; rybak pędzla, a malarz więcierza. Jakże wynajdę osoby tu wyszczególnione, kiedy nie mogę wynaleźć środka na wyczytanie tego, co osoba pisząca tu wyszczególniła? Kazano mi jednak; muszę się udać do uczonych. Oto jacyś ichmoście. W samą porę nadchodzą.
947         
948
949
950 Wchodzi Romeo i Benwolio.
951
952
953 BENWOLIO
954         
955                 Tak, bracie, płomień spędza się płomieniem,
956                 Ból dawny nowym leczy się cierpieniem;
957                 Kręć się na odwrót, gdy masz zawrót głowy;
958                 Klin wyrugujesz, klin wbijając nowy;
959                 Zaczerpnij nowej zarazy do łona,
960                 A jad dawniejszej niewątpliwie skona.
961         
962
963
964 ROMEO
965         
966                 Liść pokrzywiany wyborny jest na to.
967         
968
969
970 BENWOLIO
971         
972                 Na cóż to, proszę?
973         
974
975
976 ROMEO
977         
978                 Na oparzeliznę;
979                 Spróbuj no tylko.
980         
981
982
983 BENWOLIO
984         
985                 Powiedz mi, Romeo,
986                 Czyś ty oszalał?
987         
988
989
990 ROMEO
991         
992                 Nie, nie oszalałem;
993                 Lecz wpadłem w gorszy stan niż szalonego;
994                 W loch się dostałem, jestem pastwą głodu,
995                 Chłost i mąk... Dobry wieczór, przyjacielu.
996         
997
998
999 SŁUŻĄCY
1000         
1001                 Nawzajem, panie. Czy umiesz pan czytać?
1002         
1003
1004
1005 ROMEO
1006         
1007                 Niestety! umiem w moim przeznaczeniu
1008                 Czytać niedolę.
1009         
1010
1011
1012 SŁUŻĄCY
1013         
1014                 Tego się bez książki
1015                 Można nauczyć; ale ja się pytam,
1016                 Czy pan pisane rzeczy umie czytać?
1017         
1018
1019
1020 ROMEO
1021         
1022                 Małej mi rzeczy do tego potrzeba,
1023                 To jest znać tylko język i litery.
1024         
1025
1026
1027 SŁUŻĄCY
1028         
1029                 Słusznie pan mówisz, bądźże zdrów i wesół.
1030         
1031
1032
1033 Chce odejść.
1034
1035
1036 ROMEO
1037         
1038                 Czekaj no, wasze, umiem czytać.
1039         
1040                 czyta
1041                 
1042                 „Sinior Martino, jego małżonka i córki. Hrabia Anzelm ze swymi pięknymi siostrami. Siniora wdowa po Witruwiuszu. Sinior Placentio i jego miłe siostrzenice. Merkucjusz i jego brat Walenty. Mój stryj Kapulet z małżonką i córkami. Moja śliczna siostrzenica, Rozalina, Liwia, Sinior Valentio i nasz kuzyn Tybalt. Lucjusz i nadobna Helena.” Wspaniałe grono! (oddaje kartę) Gdzież oni przyjść mają?
1043         
1044
1045
1046 SŁUŻĄCY
1047         
1048                 Owdzie.
1049         
1050
1051
1052 ROMEO
1053         
1054                 Gdzie?
1055         
1056
1057
1058 SŁUŻĄCY
1059         
1060                 Do naszego pałacu, na wieczerzę.
1061         
1062
1063
1064 ROMEO
1065         
1066                 Do czyjego pałacu?
1067         
1068
1069
1070 SŁUŻĄCY
1071         
1072                 Mojego pana.
1073         
1074
1075
1076 ROMEO
1077         
1078                 W istocie powinienem się był przede wszystkim spytać, kto nim jest.
1079         
1080
1081
1082 SŁUŻĄCY
1083         
1084                 Oznajmię to panu bez pytania: moim panem jest możny, bogaty Kapulet; jeżeli panowie nie jesteście z domu Montekich, to was zapraszam do niego na kubek wina. Bądźcie weseli. 
1085         
1086
1087
1088 Wychodzi.
1089
1090
1091 BENWOLIO
1092         
1093                 Na tym wieczorze Kapuleta będzie
1094                 Bożyszcze twoje, piękna Rozalina,
1095                 Obok najpierwszych piękności werońskich.
1096                 Pójdź tam i okiem bezstronnym porównaj
1097                 Jej twarz z obliczem tych, które ci wskażę:
1098                 Wnet nowe bóstwo ślad dawnego zmaże.
1099         
1100
1101
1102 ROMEO
1103         
1104                 Gdyby rzetelny mój wzrok tak fałszywe
1105                 Miał dać świadectwo, łzy, stańcie się żarem!
1106                 Wy, zalewane wciąż, a jeszcze żywe
1107                 Przezrocza, spłońcie pod kłamstwa nadmiarem!
1108                 Zatrzeć jej wdzięki! Nigdy wszechwidzące
1109                 Równej piękności nie widziało słońce.
1110         
1111
1112
1113 BENWOLIO
1114         
1115                 Wielbisz ją, boś ją jedną na oboich
1116                 Ważył dotychczas szalach oczu swoich,
1117                 Lecz umieść na tej wadze kryształowej
1118                 Obok niej inną, którą ci gotowy
1119                 Będę dziś wskazać; a ręczę, że owa
1120                 Nieporównana w kąt się przed tą schowa.
1121         
1122
1123
1124 ROMEO
1125         
1126                 Pójdę tam, ale z obojętnym okiem,
1127                 Jednej wyłącznie poić się widokiem.
1128         
1129
1130
1131 Wychodzą.
1132
1133
1134
1135
1136
1137 SCENA TRZECIA
1138
1139
1140 Pokój w domu Kapuletów. Wchodzi Pani Kapulet i Marta
1141
1142
1143 PANI KAPULET
1144         
1145                 Gdzie moja córka? Idź ją tu przywołać.
1146         
1147
1148
1149 MARTA
1150         
1151                 Na moją cnotę do dwunastu wiosen —
1152                 Już ją wołałam. Pieszczotko, biedronko!
1153                 Julciu! pieszczotko moja! moje złotko!
1154                 Boże, zmiłuj się! Gdzież ona jest? Julciu!
1155         
1156
1157
1158 Wchodzi Julia.
1159
1160
1161 JULIA
1162         
1163                 Czy mnie kto wołał?
1164         
1165
1166
1167 MARTA
1168         
1169                 Mama.
1170         
1171
1172
1173 JULIA
1174         
1175                 Jestem, pani;
1176                 Co mi rozkażesz?
1177         
1178
1179
1180 PANI KAPULET
1181         
1182                 Słuchaj. Odejdź, Marto;
1183                 Mam z nią sam na sam coś do pomówienia.
1184                 Marto, pozostań; przychodzi mi na myśl,
1185                 Że twa obecność może być potrzebna.
1186                 Julka ma piękny już wiek, wszakże prawda?
1187         
1188
1189
1190 MARTA
1191         
1192                 Ba, mogę wiek jej policzyć na palcach.
1193         
1194
1195
1196 PANI KAPULET
1197         
1198                 Czternaście ma już lat, jak mi się zdaje.
1199         
1200
1201
1202 MARTA
1203         
1204                 Czternaście moich zębów w zakład stawię
1205                 (Chociaż właściwie mam ich tylko cztery),
1206                 Że jeszcze nie ma. Rychłoż będzie święto
1207                 Piotra i Pawła?
1208         
1209
1210
1211 PANI KAPULET
1212         
1213                 Za parę tygodni
1214                 Mniej więcej.
1215         
1216
1217
1218 MARTA
1219         
1220                 Mniej czy więcej, czy okrągło,
1221                 Ale dopiero w wieczór na świętego
1222                 Piotra i Pawła skończy lat czternaście.
1223                 Ona z Zuzanką, Boże, zbaw nas grzesznych!
1224                 Były rówieśne. Zuzanka u Boga —
1225                 Byłże to anioł! ale jak mówiłam,
1226                 Julcia dopiero na świętego Piotra
1227                 i Pawła skończy spełna lat czternaście.
1228                 Tak, tak; pamiętam dobrze. Mija teraz
1229                 Rok jedenasty od trzęsienia ziemi;
1230                 Właśnie od piersi była odsądzona,
1231                 Spomiędzy wszystkich dni bożego roku
1232                 Tego jednego nigdy nie zapomnę.
1233                 Piołunem sobie wtedy pierś potarłam,
1234                 Siedząc na słońcu tuż pod gołębnikiem.
1235                 Państwo byliście tego dnia w Mantui.
1236                 A co? mam pamięć? Ale jak mówiłam,
1237                 Skoro pieszczotka moja na brodawce
1238                 Poczuła gorycz, trzeba było widzieć,
1239                 Jak się skrzywiła, szarpnęła od piersi;
1240                 Gołębnik za mną: skrzyp! a ja co żywo
1241                 Na równe nogi: hyc! nie myśląc czekać,
1242                 Aż mi kto każe. Upłynęło odtąd
1243                 Lat jedenaście. Umiała już wtedy
1244                 0 własnej sile stać, co mówię, biegać,
1245                 Dyrdać. Dniem pierwej zbiła sobie czoło.
1246                 Mój mąż, świeć Panie jego duszy! podniósł
1247                 Z ziemi niebogę; był to wielki figlarz.
1248                 „Plackiem - rzekł - padasz teraz, a jak przyjdzie
1249                 Większy rozumek, to na wznak upadniesz,
1250                 Nieprawdaż, Julciu?” A ten mały łotrzyk
1251                 Jak mi Bóg miły! przestał zaraz krzyczeć
1252                 I odpowiedział: „tak”. Chociażbym żyła
1253                 Tysiąc lat, nigdy tego nie zapomnę.
1254                 „Nieprawdaż, Julciu - rzekł - że padniesz wznak?”
1255                 A mały urwis odpowiedział: „tak”.
1256         
1257
1258
1259 PANI KAPULET
1260         
1261                 Dość tego, Marto, skończ już tę historię.
1262                 Proszę cię.
1263         
1264
1265
1266 MARTA
1267         
1268                 Dobrze, miłościwa pani.
1269                 Ale nie mogę wstrzymać się od śmiechu,
1270                 Kiedy przypomnę sobie, jak to ona
1271                 Przestała krzyczeć i odpowiedziała:
1272                 „Tak”. Miała jednak guz jak kurze jaje,
1273                 Siniec porządny i płakała gorzko;
1274                 Ale gdy mąż mój rzekł: „Plackiem dziś padasz,
1275                 A jak dorośniesz, to na wznak upadniesz,
1276                 Nieprawdaż Julciu?”, tak i niebożątko
1277                 Zaraz ucichło i odrzekło:„tak”.
1278         
1279
1280
1281 JULIA
1282         
1283                 Ucichnij też i ty, proszę cię, nianiu.
1284         
1285
1286
1287 MARTA
1288         
1289                 Jużem ucichła przecie. Pan Bóg z tobą!
1290                 Ty jesteś perłą ze wszystkich niemowląt,
1291                 Jakie karmiłam. Gdybym jeszcze mogła
1292                 Patrzeć na twoje zamęście!...
1293         
1294
1295
1296 PANI KAPULET
1297         
1298                 Zamęście!
1299                 To jest punkt właśnie, o którym chcę mówić.
1300                 Powiedz mi, Julio, co myślisz i jakie
1301                 Są chęci twoje we względzie małżeństwa?
1302         
1303
1304
1305 JULIA
1306         
1307                 O tym zaszczycie jeszcze nie myślałam.
1308         
1309
1310
1311 MARTA
1312         
1313                 O tym zaszczycie! Gdybym nie ja była
1314                 Twą karmicielką, rzekłabym, żeś mądrość
1315                 Wyssała z mlekiem.
1316         
1317
1318
1319 PANI KAPULET
1320         
1321                 Myślże o tym teraz.
1322                 Młodsze od ciebie dziewczęta z szlachetnych
1323                 Domów w Weronie wcześnie stan zmieniają;
1324                 Ja sama byłam już matką w tym wieku,
1325                 W którym tyś jeszcze panną. Krótko mówiąc,
1326                 Waleczny Parys stara się o ciebie.
1327         
1328
1329
1330 MARTA
1331         
1332                 To mi kawaler! panniuniu, to brylant
1333                 Taki kawaler: chłopiec gdyby z wosku!
1334         
1335
1336
1337 PANI KAPULET
1338         
1339                 Nie ma w Weronie równego mu kwiatu.
1340         
1341
1342
1343 MARTA
1344         
1345                 Co to, to prawda: kwiat to, kwiat prawdziwy.
1346         
1347
1348
1349 PANI KAPULET
1350         
1351                 Cóż, Julio? Będziesz mogła go kochać?
1352                 Dziś w wieczór ujrzysz go wśród naszych gości.
1353                 Wczytaj się w księgę jego lic, na których
1354                 Pióro piękności wypisało miłość;
1355                 Przypatrz się jego rysom, jak uroczo,
1356                 Zgodnie się schodzą z sobą i jednoczą;
1357                 A co w tej księdze wyda ci się mrocznym,
1358                 To w jego oczach stanieć się widocznym.
1359                 Do upięknienia tej, zaprawdę rzadkiej,
1360                 Edycji męża brak tylko okładki.
1361                 Roślina w ziemi, ryba w wodzie żyje;
1362                 Miło, gdy piękną treść piękny wierzch kryje;
1363                 I tym wspanialsza, tym więcej jest warta
1364                 Złota myśl w złotej oprawie zawarta.
1365                 Tak więc z nim wszystką jego właść posiędziesz
1366                 I w niczym sama ujmy mieć nie będziesz.
1367         
1368
1369
1370 MARTA
1371         
1372                 Ujmy? Ba, owszem przyrost, boć to przecie
1373                 Zawżdy z mężczyzną przybywa kobiecie.
1374         
1375
1376
1377 PANI KAPULET
1378         
1379                 Chceszże go? powiedz krótko, węzłowato.
1380         
1381
1382
1383 JULIA
1384         
1385                 Zobaczę, jeśli patrzenia dość na to;
1386                 Nie głębiej jednak myślę w tę rzecz wglądać,
1387                 Jak tobie, pani, podoba się żądać.
1388         
1389
1390
1391 Wchodzi Służący.
1392
1393
1394 SŁUŻĄCY
1395         
1396                 Pani, goście już przybyli; wieczerza zastawiona, czekają na panie, pytają o pannę Julię, przeklinają w kuchni panią Martę; słowem, niecierpliwość powszechna. Niech panie raczą pośpieszyć.
1397         
1398
1399
1400 Wychodzi.
1401
1402
1403 PANI KAPULET
1404         
1405                 Pójdź, Julio; w hrabi serce tam dygoce.
1406         
1407
1408
1409 MARTA
1410         
1411                 Idź i po błogich dniach błogie znajdź noce.
1412         
1413
1414
1415 Wychodzą.
1416
1417
1418
1419
1420
1421 SCENA CZWARTA
1422
1423
1424 Ulica. Wchodzą Romeo, Merkucjo i Benwolio w towarzystwie pięciu czy sześciu masek. Ludzie z pochodniami i inne osoby.
1425
1426
1427 ROMEO
1428         
1429                 Mamyż przy wejściu z przemową wystąpić
1430                 Czy też po prostu wejść?
1431         
1432
1433
1434 BENWOLIO
1435         
1436                 Wyszły już z mody
1437                 Te ceremonie; nie będziemy z sobą
1438                 Wiedli Kupida z opaską na skroni,
1439                 Łuk malowany z gontu niosącego
1440                 I straszącego dziewczęta jak ptaki,
1441                 Ani też owych prawili oracji,
1442                 Mdło za suflerem cedzonych na wstępie.
1443                 Niech sobie o nas pomyślą, co zechcą;
1444                 Wejdziem, pokręcim się i znikniem potem.
1445         
1446
1447
1448 ROMEO
1449         
1450                 Kręćcie się, kiedy chcecie, jam do tego
1451                 Dziś niesposobny.
1452         
1453
1454
1455 MERKUCJO
1456         
1457                 Kochany Romeo,
1458                 Musisz potańczyć także.
1459         
1460
1461
1462 ROMEO
1463         
1464                 Nie, doprawdy.
1465                 Wy macie lekkie trzewiki, to tańczcie;
1466                 Mnie ołów serce tłoczy, ledwie mogę
1467                 Ruszyć się z miejsca.
1468         
1469
1470
1471 MERKUCJO
1472         
1473                 Zakochany jesteś;
1474                 Pożycz strzelistych od Kupida skrzydeł
1475                 I wznieś się nimi nad poziomą sferę.
1476         
1477
1478
1479 ROMEO
1480         
1481                 Nie mnie, tkniętemu srodze jego strzałą,
1482                 Strzeliście wzbijać się na jego skrzydłach;
1483                 Nie mnie się wznosić nad poziom, co nosząc
1484                 Brzemię miłości, na poziom upadam.
1485         
1486
1487
1488 MERKUCJO
1489         
1490                 A gdybyś upadł z nią, ją byś obrzemił.
1491                 Tak delikatną rzecz przygniótłbyś srodze.
1492         
1493
1494
1495 ROMEO
1496         
1497                 Nazywasz miłość rzeczą delikatną?
1498                 Zbyt, owszem, twarda, szorstka i koląca.
1499         
1500
1501
1502 MERKUCJO
1503         
1504                 Twardali dla cię, bądź i dla niej twardy;
1505                 Kol ją, gdy kole, a zwalisz ją łatwo.
1506                 Hola! podajcie mi na twarz pokrowiec!
1507                 Maskę na maskę!
1508         
1509                 wkłada maskę
1510                 
1511                 Niechaj sobie teraz
1512                 Ciekawe oko nicuje mą szpetność!
1513                 Ta larwa za mnie będzie się rumienić.
1514         
1515
1516
1517 BENWOLIO
1518         
1519                 Idźmy, panowie; zadzwońmy, a potem
1520                 Ostro już tylko polećmy się nogom.
1521         
1522
1523
1524 ROMEO
1525         
1526                 Niech trzpioty łechcą nieczułą posadzkę!
1527                 Pochodni dla mnie! bom ja dziś skazany,
1528                 Jak ów pachołek, co świeci swej pani,
1529                 Stać nieruchomie i martwym być widzem.
1530         
1531
1532
1533 MERKUCJO
1534         
1535                 Stój, jak chcesz, byleś tylko nie stał o to,
1536                 Co cię tak martwi, a w czym (z całym winnym
1537                 Uszanowaniem dla twojej miłości),
1538                 Jak w błocie, widzę, po uszy zagrzązłeś.
1539                 Nuże, nie palmy świec w dzień.
1540         
1541
1542
1543 ROMEO
1544         
1545                 Palmyż teraz.
1546                 Bo noc jest.
1547         
1548
1549
1550 MERKUCJO
1551         
1552                 Mniemam, panie, że czas tracąc
1553                 Zarówno psujem świece bez potrzeby,
1554                 Jak w dzień je paląc. Przyjmij tę uwagę;
1555                 Bo w niej pięć razy więcej jest logiki
1556                 Niż w naszych pięciu zmysłach.
1557         
1558
1559
1560 ROMEO
1561         
1562                 Uważamy
1563                 Za rzecz stosowną pójść tam na ten festyn,
1564                 Chociaż logiki w tym nie ma.
1565         
1566
1567
1568 MERKUCJO
1569         
1570                 Dlaczego?
1571         
1572
1573
1574 ROMEO
1575         
1576                 Miałem tej nocy marzenie.
1577         
1578
1579
1580 MERKUCJO
1581         
1582                 Ja także;
1583         
1584
1585
1586 ROMEO
1587         
1588                 Cóż ci się śniło?
1589         
1590
1591
1592 MERKUCJO
1593         
1594                 To, że marzyciele
1595                 Najczęściej zwykli kłamać.
1596         
1597
1598
1599 ROMEO
1600         
1601                 Przez sen w łóżku,
1602                 Gdy w gruncie marzą o rzeczach prawdziwych.
1603         
1604
1605
1606 MERKUCJO
1607         
1608                 Snadź się królowa Mab widziała z tobą;
1609                 Ta, co to babi wieszczkom i w postaci
1610                 Kobietki mało co większej niż agat
1611                 Na wskazującym palcu aldermana,
1612                 Ciągniona cugiem drobniuchnych atomów,
1613                 Tuż, tuż śpiącemu przeciąga pod nosem.
1614                 Szprychy jej wozu z długich nóg pajęczych,
1615                 Osłona z lśniących skrzydełek szarańczy;
1616                 Sprzężaj z plecionych nitek pajęczyny;
1617                 Lejce z wilgotnych księżyca promyków;
1618                 Bicz z cienkiej żyłki na świerszcza szkielecie;
1619                 A jej forszpanem mała, szara muszka
1620                 Przez pół tak wielka jak ów krągły owad,
1621                 Co siedzi w palcu leniwej dziewczyny;
1622                 Wozem zaś próżny laskowy orzeszek;
1623                 Dzieło wiewiórki lub majstra robaka,
1624                 Tych z dawien dawna akredytowanych
1625                 Stelmachów wieszczek. W takich to przyborach
1626                 Co noc harcują po głowach kochanków,
1627                 Którzy natenczas marzą o miłości;
1628                 Albo po giętkich kolanach dworaków,
1629                 Którzy natenczas o ukłonach marzą;
1630                 Albo po chudych palcach adwokatów,
1631                 Którym się wtedy roją honoraria;
1632                 Albo po ustach romansowych damul,
1633                 Którym się wtedy marzą pocałunki;
1634                 Często atoli Mab na te ostatnie
1635                 Zsyła przedwczesne zmarszczki, gdy ich oddech
1636                 Za bardzo znajdzie cukrem przesycony.
1637                 Czasem też wjeżdża na nos dworakowi:
1638                 Wtedy śnią mu się nowe łaski pańskie;
1639                 Czasem i księdza plebana odwiedzi,
1640                 Gdy ten spokojnie drzemie, i ogonem
1641                 Dziesięcinnego wieprza w nos go łechce:
1642                 Wtedy mu nowe śnią się beneficja
1643                 Czasem wkłusuje na kark żołnierzowi:
1644                 Ten wtedy marzy o cięciach i pchnięciach,
1645                 O szturmach, breszach , o hiszpańskich klingach
1646                 Czy o pucharach, co mają pięć sążni;
1647                 Wtem mu zatrąbi w ucho: nasz bohater
1648                 Truchleje, zrywa się, klnąc zmawia pacierz
1649                 I znów zasypia. Taka jest Mab: ona,
1650                 Ona to w nocy zlepia grzywy koniom
1651                 I włos ich gładki w szpetne kudły zbija,
1652                 Które rozczesać niebezpiecznie; ona
1653                 Jest ową zmorą, co na wznak leżące
1654                 Dziewczęta dusi i wcześnie je uczy
1655                 Dźwigać ciężary, by się z czasem mogły
1656                 Zawołanymi stać gospodyniami.
1657                 Ona to, ona...
1658         
1659
1660
1661 ROMEO
1662         
1663                 Skończ już, skończ, Merkucjo,
1664                 Prawisz o niczym.
1665         
1666
1667
1668 MERKUCJO
1669         
1670                 Prawię o marzeniach,
1671                 Które w istocie niczym innym nie są
1672                 Jak wylęgłymi w chorobliwym mózgu
1673                 Dziećmi fantazji; ta zaś jest pierwiastku
1674                 Tak subtelnego właśnie jak powietrze;
1675                 Bardziej niestała niż wiatr, który już to
1676                 Mroźną całuje północ, już to z wstrętem
1677                 Rzuca ją, dążąc w objęcia południa.
1678         
1679
1680
1681 BENWOLIO
1682         
1683                 Coś ten wiatr zawiał, zdaje się, i na nas,
1684                 Wieczerza stoi, spóźnimy się na nią.
1685         
1686
1687
1688 ROMEO
1689         
1690                 Boję się, czyli nie przyjdziem za wcześnie;
1691                 Bo moja dusza przeczuwa, że jakieś
1692                 Nieszczęście, jeszcze wpośród gwiazd wiszące,
1693                 Złowrogi bieg swój rozpocznie od daty
1694                 Uciech tej nocy i kres zamkniętego
1695                 W mej piersi, zbyt już nieznośnego, życia
1696                 Przyśpieszy jakimś strasznym śmierci ciosem.
1697                 Lecz niech Ten, który ma ster mój w swym ręku,
1698                 Kieruje moim żaglem! Dalej! Idźmy!
1699         
1700
1701
1702 BENWOLIO
1703         
1704                 Uderzcie w bębny!
1705         
1706
1707
1708 Wychodzą.
1709
1710
1711
1712
1713
1714 SCENA PIĄTA
1715
1716
1717 Sala w domu Kapuletów. Wchodzą muzykanci i słudzy.
1718
1719
1720 PIERWSZY SŁUGA
1721         
1722                 Gdzie Potpan? Czemu nie pomaga sprzątać? Gęsi mu paść, nie służyć.
1723         
1724
1725
1726 DRUGI SŁUGA
1727         
1728                 Tak to, kiedy ważne obowiązki lokaja powierzają ludziom złej maniery; na diabła się to zdało.
1729         
1730
1731
1732 PIERWSZY SŁUGA
1733         
1734                 Powynoście stołki! usuńcie na bok bufet! Pozbierajcie srebra! Schowaj no tam dla mnie, braciszku, kawałek marcepana i szepnij na ucho odźwiernemu, żeby wpuścił Zuzannę Grindstone i Nelly; jak mię kochasz! Antoni! Potpan!
1735         
1736
1737
1738 DRUGI SŁUGA
1739         
1740                 Dobrze, chłopcze, gotowe.
1741         
1742
1743
1744 PIERWSZY SŁUGA
1745         
1746                 Wołają was, czekają na was i niecierpliwią się w wielkiej sali.
1747         
1748
1749
1750 TRZECI SŁUGA
1751         
1752                 Nie możemy być tu i tam razem. Dalej, chłopcy! pohulajmyż dzisiaj! Kto umie czekać, wszystkiego się doczeka.
1753         
1754
1755
1756 Oddalają się. Kapulet i inni wchodzą z gośćmi i maskami.
1757
1758
1759 KAPULET
1760         
1761                 Witaj, cna młodzi! Wolne od nagniotków
1762                 Damy rachują na waszą ruchawość,
1763                 Śliczne panienki, któraż z was odmówi
1764                 Stanąć do tańca? O takiej wręcz powiem,
1765                 Że ma nagniotki. A co? Tom was zażył!
1766                 Dalej, panowie! I ja kiedyś także
1767                 Maskę nosiłem i umiałem szeptać
1768                 W ucho pięknościom jedwabne powieści,
1769                 Co szły do serca; przeszło to już, przeszło.
1770                 Nuże, panowie! Grajki, zaczynajcie!
1771                 Miejsca! rozstąpmy się! dalej, dziewczęta!
1772                 
1773         Muzyka gra. Młodzież tańczy.
1774         
1775         
1776                 Hej! więcej światła! Wynieście te stoły!
1777                 I zgaście ogień, bo zbyt już gorąco.
1778                 Siadajże, siadaj, bracie Kapulecie!
1779                 Dla nas dwóch czasy pląsów już minęły.
1780                 Jakże to dawno byliśmy obydwaj
1781                 Po raz ostatni w maskach?
1782         
1783
1784
1785 DRUGI KAPULET
1786         
1787                 Będzie temu
1788                 Lat ze trzydzieści.
1789         
1790
1791
1792 KAPULET
1793         
1794                 Co? Co! Nie tak dawno
1795                 Było to, pomnę, na godach Lucencja;
1796                 Na te Zielone Świątki, da Bóg dożyć,
1797                 Będzie dwadzieścia pięć lat.
1798         
1799
1800
1801 DRUGI KAPULET
1802         
1803                 Dawniej, dawniej,
1804                 Wszak już syn jego jest trzydziestoletni.
1805         
1806
1807
1808 KAPULET
1809         
1810                 Co mi waść prawisz? Przede dwoma laty
1811                 Syn jego nie był jeszcze pełnoletni.
1812         
1813
1814
1815 ROMEO
1816         do jednego z sług
1817         
1818                 Co to za dama, co w tej chwili tańczy
1819                 Z tym kawalerem?
1820         
1821
1822
1823 SŁUGA
1824         
1825                 Nie wiem, jaśnie panie.
1826         
1827
1828
1829 ROMEO
1830         
1831                 Ona zawstydza świec jarzących blaski;
1832                 Piękność jej wisi u nocnej opaski
1833                 Jak drogi klejnot u uszu Etiopa.
1834                 Nie tknęła ziemi wytworniejsza stopa.
1835                 Jak śnieżny gołąb wśród kawek tak ona
1836                 Świeci wśród swoich towarzyszek grona.
1837                 Zaraz po tańcu przybliżę się do niej
1838                 I dłoń mą uczczę dotknięciem jej dłoni.
1839                 Kochałżem dotąd? O! zaprzecz, mój wzroku!
1840                 Boś jeszcze nie znał równego uroku.
1841         
1842
1843
1844 TYBALT
1845         
1846                 Sądząc po głosie, z Montekich to któryś.
1847                 Daj no mi rapir, chłopcze. Jak się waży
1848                 Ten łotr tu wchodzić i kłamaną larwą
1849                 Szyderczo naszej urągać zabawie?
1850                 Na krew szlachetną, co mi wzdyma serce,
1851                 Nie będzie grzechu, jeśli go uśmiercę.
1852         
1853
1854
1855 KAPULET
1856         
1857                 Tybalcie, co ci to? Czego się zżymasz?
1858         
1859
1860
1861 TYBALT
1862         
1863                 Ujmy tej, stryju, pewno nie wytrzymasz:
1864                 Jeden z Montekich, twych śmiertelnych wrogów,
1865                 Śmie tu znieważać gościnność twych progów.
1866         
1867
1868
1869 KAPULET
1870         
1871                 Czyż to Romeo?
1872         
1873
1874
1875 TYBALT
1876         
1877                 Tak, ten to nikczemnik.
1878         
1879
1880
1881 KAPULET
1882         
1883                 Daj mu waść pokój, nie wychodzi przecie
1884                 z granic wytkniętych dobrym wychowaniem
1885                 I prawdę mówiąc, cała go Werona
1886                 Ma za młodzieńca pełnego przymiotów;
1887                 Nie chciałbym za nic w świecie w moim domu
1888                 Czynić mu krzywdy. Uspokój się zatem,
1889                 Miły synowcze, nie zważaj na niego,
1890                 Taka ma wola; jeśli ją szanujesz,
1891                 Okaż uprzejmość i spędź precz z oblicza
1892                 Ten mars niezgodny z weselem tej doby.
1893         
1894
1895
1896 TYBALT
1897         
1898                 Taki gość w domu nabawia choroby;
1899                 Nie ścierpię go tu.
1900         
1901
1902
1903 KAPULET
1904         
1905                 Chcę go mieć cierpianym.
1906                 Cóż to, zuchwalcze? Mówię, że chcę! Cóż to?
1907                 Czy ja tu jestem, czy waść jesteś panem?
1908                 Waść go tu nie chcesz ścierpieć! Boże odpuść!
1909                 Waść mi chcesz gości porozpędzać? kołki
1910                 Na łbie mi strugać? przewodzić w mym domu?
1911         
1912
1913
1914 TYBALT
1915         
1916                 Stryju, to hańba!
1917         
1918
1919
1920 KAPULET
1921         
1922                 Cicho! burdą jesteś.
1923                 Z tą porywczością doigrasz się waszmość.
1924                 Zawsze mi musisz się sprzeciwiać! - Brawo,
1925                 Kochana młodzi! - Urwipołeć z waści!
1926                 Siedź cicho albo... Hola! Więcej światła! -
1927                 Ja cię uciszę. Patrz go! - Żwawo, chłopcy!
1928         
1929
1930
1931 TYBALT
1932         
1933                 Gniew dobrowolny z flegmą przymuszoną
1934                 Na krzyż się schodząc wstrząsają mi łono.
1935                 Muszę ustąpić; wkrótce się atoli
1936                 W gorzką żółć zmieni ta słodycz wbrew woli.
1937         
1938
1939
1940 Oddala się.
1941
1942
1943 ROMEO
1944         do Julii
1945         
1946                 Jeśli dłoń moja, co tę świętość trzyma,
1947                 Bluźni dotknięciem: zuchwalstwo takowe
1948                 Odpokutować usta me gotowe
1949                 Pocałowaniem pobożnym pielgrzyma.
1950         
1951
1952
1953 JULIA
1954         do Romeo
1955         
1956                 Mości pielgrzymie, bluźnisz swojej dłoni,
1957                 Która nie grzeszy zdrożnym dotykaniem;
1958                 Jestli ujęcie rąk pocałowaniem,
1959                 Nikt go ze świętych pielgrzymom nie broni.
1960         
1961
1962
1963 ROMEO
1964         jak pierwej
1965         
1966                 Nie mająż święci ust tak jak pielgrzymi?
1967         
1968
1969
1970 JULIA
1971         jak pierwej
1972         
1973                 Mają ku modłom lub kornej podzięce.
1974         
1975
1976
1977 ROMEO
1978         
1979                 Niechże ich usta czynią to co ręce;
1980                 Moje się modlą, przyjm modły ich, przyjmij.
1981         
1982
1983
1984 JULIA
1985         
1986                 Niewzruszonymi pozostają święci,
1987                 Choć gwoli modłów niewzbronne ich chęci.
1988         
1989
1990
1991 ROMEO
1992         
1993                 Ziść więc cel moich, stojąc niewzruszenie.
1994                 I z ust swych moim daj wziąć rozgrzeszenie.
1995         
1996
1997
1998 Całuje ją.
1999
2000
2001 JULIA
2002         
2003                 Moje więc teraz obciąża grzech zdjęty.
2004         
2005
2006
2007 ROMEO
2008         
2009                 Z mych ust? O! grzechu, zbyt pełen ponęty!
2010                 Niechże go nazad rozgrzeszony zdejmie!
2011                 Pozwól.
2012         
2013
2014
2015 Całuje ją znowu.
2016
2017
2018 JULIA
2019         
2020                 Jak z książki całujesz pielgrzymie.
2021         
2022
2023
2024 MARTA
2025         
2026                 Panienko, jejmość pani matka prosi.
2027         
2028
2029
2030 ROMEO
2031         
2032                 Któż jest jej matką?
2033         
2034
2035
2036 MARTA
2037         
2038                 Jej matką? Bajbardzo!
2039                 Nikt inny, jeno pani tego domu;
2040                 I dobra pani, mądra a cnotliwa.
2041                 Ja byłam mamką tej, coś z nią pan mówił.
2042                 Smaczny by kąsek miał, kto by ją złowił.
2043         
2044
2045
2046 ROMEO
2047         
2048                 A więc Kapulet! O dolo zbyt sroga!
2049                 Życie me jest więc w ręku mego wroga.
2050         
2051
2052
2053 BENWOLIO
2054         
2055                 Wychodźmy, wieczór dobiega już końca.
2056         
2057
2058
2059
2060 ROMEO
2061         
2062                 Niestety! z wschodem dla mnie zachód słońca.
2063         
2064
2065
2066 KAPULET
2067         do rozchodzących się gości
2068         
2069                 Ejże, panowie, pozostańcie jeszcze;
2070                 Mają nam wkrótce dać małą przekąskę.
2071                 Chcecie koniecznie? Muszę więc ustąpić.
2072                 Dzięki wam, mili panowie i panie.
2073                 Dobranoc. Światła! Idźmyż spać.
2074                 
2075                 do Drugiego Kapuleta
2076                 
2077                 Braciszku,
2078                 Zapóźniliśmy się; idę wypocząć.
2079         
2080
2081
2082 Wychodzą wszyscy prócz Julii i Marty.
2083
2084
2085 JULIA
2086         
2087                 Czy nie wiesz, nianiu, kto to jest ten pan?
2088         
2089
2090
2091 MARTA
2092         
2093                 Ten,tu?
2094                 To syn starego Tyberia.
2095         
2096
2097
2098 JULIA
2099         
2100                 A tamten,
2101                 Co właśnie ku drzwiom zmierza?
2102         
2103
2104
2105 MARTA
2106         
2107                 To podobno
2108                 Młody Petrycy.
2109         
2110
2111
2112 JULIA
2113         
2114                 A ów, tam na prawo,
2115                 Co nie chciał tańczyć?
2116         
2117
2118
2119 MARTA
2120         
2121                 Nie wiem.
2122         
2123
2124
2125 JULIA
2126         
2127                 Spytaj, proszę,
2128                 Jak się nazywa. Jeżeli żonaty,
2129                 Całun mnie czeka zamiast ślubnej szaty.
2130         
2131
2132
2133 MARTA
2134         
2135                 Zwie się Romeo, jest z rodu Montekich,
2136                 Synem waszego największego wroga.
2137         
2138
2139
2140 JULIA
2141         
2142                 Jako obcego za wcześnie ujrzałam!
2143                 Jako lubego za późno poznałam!
2144                 Dziwny miłości traf się na mnie iści,
2145                 Że muszę kochać przedmiot nienawiści.
2146         
2147
2148
2149 MARTA
2150         
2151                 Co to jest? co to takiego?
2152         
2153
2154
2155 JULIA
2156         
2157                 To wiersze,
2158                 Których mię jeden tancerz dziś nauczył.
2159         
2160
2161
2162 MARTA
2163         
2164                 Pójdź spać, waćpanna.
2165         
2166         
2167         Głos za sceną: „Julio!”
2168                 
2169         
2170                 Dalej! dalej!
2171                 Wołają pannę i pusto już w sali.
2172         
2173
2174
2175 Wychodzą.
2176
2177
2178
2179
2180
2181
2182
2183
2184
2185
2186 AKT DRUGI
2187
2188
2189
2190
2191
2192 PROLOG
2193
2194 Przełożył Jan Kasprowicz
2195
2196
2197 CHÓR
2198
2199 Dawna namiętność już w całunach leży,
2200 W jej miejscu władnie siła żądzy nowej;
2201 Piękną przestała być przy Julii świeżej
2202 Piękność, dla której umrzeć był gotowy.
2203
2204 Dziś jest Romeo kochany i kocha,
2205 W oczach obojga żar jednaki płonie;
2206 Lecz on, w niej wroga przypuszczając, szlocha,
2207 A ona miłość z wędki grozy chłonie.
2208
2209 On się nie zbliży i przed nią nie złoży
2210 Przysiąg serdecznych, uważan za wroga;
2211 I jej, choć w łonie namiętność się sroży,
2212 Zejścia się z lubym zamkniętą jest droga.
2213
2214 Lecz w żądzy siła: po wielkich katuszach
2215 Wielką im radość czas zgotuje w duszach.
2216
2217
2218
2219
2220
2221 SCENA PIERWSZA
2222
2223
2224 Pusty plac przytykający do ogrodu Kapuletów. Wchodzi Romeo.
2225
2226
2227 ROMEO
2228         
2229                 Mamże iść dalej, gdy tu moje serce?
2230                 Cofnij się, ziemio, wynajdź sobie centrum!
2231         
2232
2233
2234 Wchodzi na mur i spuszcza się do ogrodu. Wchodzą Merkucjo i Benwolio.
2235
2236
2237 BENWOLIO
2238         
2239                 Romeo! bracie! Romeo!
2240         
2241
2242
2243 MERKUCJO
2244         
2245                 Ma rozum;
2246                 Powietrze chłodne, więc dyrnął do łóżka.
2247
2248
2249
2250 BENWOLIO
2251         
2252                 Pobiegł tą drogą i przelazł przez parkan.
2253                 Wołaj, Merkucjo!
2254         
2255
2256
2257 MERKUCJO
2258         
2259                 Użyję nań zaklęć;
2260                 Romeo! gachu! cietrzewiu! wariacie!
2261                 Ukaż się w lotnej postaci westchnienia,
2262                 Powiedz choć jeden wiersz, a dość mi będzie;
2263                 Jęknij: ach! połącz w rym: kochać i szlochać;
2264                 Szepnij Wenerze jakie piękne słówko;
2265                 Daj jaki nowy epitet ślepemu
2266                 Jej synalkowi, co tak celnie strzelał
2267                 Za owych czasów, gdy król Kofetua
2268                 W zaloty chodził do córki żebraczej.
2269                 Nie słucha; ani piśnie, ani trunie
2270                 Zdechł robak, muszę zakląć go inaczej.
2271                 Klnę cię na żywe oczy Rozaliny,
2272                 Na jej wysokie czoło, krasne usta,
2273                 Wysmukłe nóżki i toczone biodra
2274                 Z przyległościami, abyś się przed nami
2275                 W właściwej sobie postaci ukazał.
2276         
2277
2278
2279 BENWOLIO
2280         
2281                 Gniewać się będzie, jeśli cię usłyszy.
2282         
2283
2284
2285 MERKUCJO
2286         
2287                 Co się ma gniewać? Mógłby się rozgniewać,
2288                 Gdyby za sprawą mojego zaklęcia
2289                 W zaczarowane koło jego pani
2290                 Inny duch wkroczył i stał tam dopóty,
2291                 Dopóki by go nie zmogła: to byłby
2292                 Powód do uraz; moja inwokacja
2293                 Jest przyjacielska i godziwa razem,
2294                 Bo wywołuje w imię jego pani
2295                 Jego jedynie naturalną postać.
2296         
2297
2298
2299 BENWOLIO
2300         
2301                 Pójdź! skrył się owdzie pomiędzy drzewami,
2302                 By się tam zbratał z tajemniczą nocą—
2303                 Ślepym w miłości ciemność jest najmilsza.
2304         
2305
2306
2307 MERKUCJO
2308         
2309                 Możeż w cel trafić miłość będąc ślepą?
2310                 Teraz usiądzie sobie pod jabłonką
2311                 I będzie wzdychał, by jego kochanka
2312                 Była owocem, który młode panny,
2313                 Kiedy są same - nazywają figą.
2314                 Oby, Romeo, była, oby była 
2315                 Taką otwartą figą, a ty chłopcze,
2316                 Obyś był gruszką! Dobranoc, Romeo!
2317                 Idę lec w moim łóżku za kotarą,
2318                 Bo to polowe tu dla mnie za chłodne.
2319                 Czy idziesz także?
2320         
2321
2322
2323 BENWOLIO
2324         
2325                 Idę; próżno szukać
2326                 Takiego, co być nie chce znaleziony.
2327         
2328
2329
2330 Wychodzą.
2331
2332
2333
2334
2335
2336 SCENA DRUGA
2337
2338
2339 Ogród Kapuletów. Wchodzi Romeo.
2340
2341
2342 ROMEO
2343         
2344                 Drwi z blizn, kto nigdy nie doświadczył rany.
2345         
2346         
2347         Julia ukazuje się w oknie.
2348
2349         
2350                 Lecz cicho! Co za blask strzelił tam z okna!
2351                 Ono jest wschodem, a Julia jest słońcem!
2352                 Wnijdź, cudne słońce, zgładź zazdrosną lunę,
2353                 Która aż zbladła z gniewu, że ty jesteś
2354                 Od niej piękniejsza; o, jeśli zazdrosna,
2355                 Nie bądź jej służką! Jej szatkę zieloną
2356                 I bladą noszą jeno głupcy. Zrzuć ją!
2357                 To moja pani, to moja kochanka!
2358                 O! gdyby mogła wiedzieć, czym jest dla mnie!
2359                 Przemawia, chociaż nic nie mówi; cóż stąd?
2360                 Jej oczy mówią, oczom więc odpowiem.
2361                 Za śmiały jestem; mówią, lecz nie do mnie.
2362                 Dwie najjaśniejsze, najpiękniejsze gwiazdy
2363                 Z całego nieba, gdzie indziej zajęte,
2364                 Prosiły oczu jej, aby zastępczo
2365                 Stały w ich sferach, dopóki nie wrócą.
2366                 Lecz choćby oczy jej były na niebie,
2367                 A owe gwiazdy w oprawie jej oczu:
2368                 Blask jej oblicza zawstydziłby gwiazdy
2369                 Jak zorza lampę; gdyby zaś jej oczy
2370                 Wśród eterycznej zabłysły przezroczy,
2371                 Ptaki ocknęłyby się i śpiewały,
2372                 Myśląc, że to już nie noc, lecz dzień biały.
2373                 Patrz, jak na dłoni smutnie wsparła liczko!
2374                 O! gdybym mógł być tylko rękawiczką,
2375                 Co tę dłoń kryje!
2376         
2377
2378
2379 JULIA
2380         
2381                 Ach!
2382         
2383
2384
2385 ROMEO
2386         
2387                 Cicho! coś mówi.
2388                 o! mów, mów dalej, uroczy aniele;
2389                 bo ty mi w noc tę tak wspaniale świecisz
2390                 jak lotny goniec niebios rozwartemu
2391                 od podziwienia oku śmiertelników,
2392                 które się wlepia w niego, aby patrzeć,
2393                 jak on po ciężkich chmurach się przesuwa
2394                 i po powietrznej żegluje przestrzeni.
2395         
2396
2397
2398 JULIA
2399         
2400                 Romeo! Czemuż ty jesteś Romeo!
2401                 Wyrzecz się swego rodu, rzuć tę nazwę!
2402                 Lub jeśli tego nie możesz uczynić,
2403                 To przysiąż wiernym być mojej miłości,
2404                 A ja przestanę być z krwi Kapuletów.
2405         
2406
2407
2408 ROMEO
2409         
2410                 Mamże przemówić czy też słuchać dalej?
2411         
2412
2413
2414 JULIA
2415         
2416                 Nazwa twa tylko jest mi nieprzyjazna,
2417                 Boś ty w istocie nie Montekim dla mnie.
2418                 Jestże Monteki choćby tylko ręką,
2419                 Ramieniem, twarzą, zgoła jakąkolwiek
2420                 Częścią człowieka? O! weź inną nazwę!
2421                 Czymże jest nazwa? To, co zowiem różą,
2422                 Pod inną nazwą równie by pachniało;
2423                 Tak i Romeo bez nazwy Romea
2424                 Przecież by całą swą wartość zatrzymał.
2425                 Romeo! porzuć tę nazwę, a w zamian
2426                 Za to, co nawet cząstką ciebie nie jest,
2427                 Weź mię, ach! całą!
2428         
2429
2430
2431 ROMEO
2432         
2433                 Biorę cię za słowo:
2434                 Zwij mię kochankiem, a krzyżmo chrztu tego
2435                 Sprawi, że odtąd nie będę Romeem.
2436         
2437
2438
2439
2440 JULIA
2441         
2442                 Ktoś ty jest, co się nocą osłaniając,
2443                 Podchodzisz moją samotność?
2444         
2445
2446
2447 ROMEO
2448         
2449                 Z nazwiska
2450                 Nie mógłbym tobie powiedzieć, kto jestem;
2451                 Nazwisko moje jest mi nienawistne,
2452                 Bo jest, o! święta, nieprzyjazne tobie;
2453                 Zdarłbym je, gdybym miał je napisane.
2454         
2455
2456
2457 JULIA
2458         
2459                 Jeszcze me ucho stu słów nie wypiło
2460                 Z tych ust, a przecież dźwięk już ich mi znany.
2461                 Jestżeś Romeo, mów? jestżeś Monteki?
2462         
2463
2464
2465 ROMEO
2466         
2467                 Nie jestem ani jednym, ani drugim,
2468                 Jednoli z dwojga jest niemiłe tobie.
2469         
2470
2471
2472 JULIA
2473         
2474                 Jakżeś tu przyszedł, powiedz, i dlaczego?
2475                 Mur jest wysoki i trudny do przejścia,
2476                 A miejsce zgubne; gdyby cię kto z moich
2477                 Krewnych tu zastał...
2478         
2479
2480
2481 ROMEO
2482         
2483                 Na skrzydłach miłości
2484                 Lekko, bezpiecznie mur ten przesadziłem,
2485                 Bo miłość nie ma żadnych tam i granic;
2486                 A co potrafi, na to się i waży;
2487                 Krewni więc twoi nie trwożą mię wcale.
2488         
2489
2490
2491 JULIA
2492         
2493                 Zabiliby cię, gdyby cię ujrzeli.
2494         
2495
2496
2497 ROMEO
2498         
2499                 Ach! więcej groźby leży w oczach twoich
2500                 Niż w ich dwudziestu mieczach; patrz łaskawie,
2501                 A będę silny przeciw ich gniewowi.
2502         
2503
2504
2505 JULIA
2506         
2507                 Na Boga! niech cię oni tu nie ujrzą!
2508         
2509
2510
2511 ROMEO
2512         
2513                 Ciemny płaszcz nocy skryje mię przed nimi.
2514                 Lecz niech mię znajdą, jeśli ty mię kochasz.
2515                 Lepszy kres życia skutkiem ich niechęci
2516                 Niż przedłużony zgon w braku twych uczuć.
2517         
2518
2519
2520 JULIA
2521         
2522                 Kto ci dopomógł znaleźć to ustronie?
2523         
2524
2525
2526 ROMEO
2527         
2528                 Miłość, co mi go doradziła szukać;
2529                 Ona mi instynkt, ja jej oczy dałem.
2530                 Nie jestem sternik, gdybyś jednak była
2531                 Równie daleko jak ów brzeg, którego
2532                 Morze najdalsze podmywa krawędzie,
2533                 Śmiało po taki klejnot bym popłynął.
2534         
2535
2536
2537 JULIA
2538         
2539                 Gdyby nie ciemność, co mi twarz maskuje,
2540                 Widziałbyś na niej rozlany rumieniec
2541                 Po tym, co z ust mych słyszałeś tej nocy.
2542                 Rada bym form się trzymać, rada cofnąć
2543                 To, co wyrzekłam; ale precz, udanie!
2544                 Czy ty mię kochasz? Wiem, że powiesz: tak jest;
2545                 I jać uwierzę; mimo przysiąg jednak
2546                 Możesz mię zawieść. Z wiarołomstwa mężczyzn
2547                 Śmieje się, mówią, Jowisz. O! Romeo!
2548                 Jeśli mię kochasz, wyrzecz to rzetelnie;
2549                 Lecz jeśli masz mię za podbój zbyt łatwy,
2550                 To zmarszczę czoło i przewrotną będę,
2551                 I na miłosne twoje oświadczenia
2552                 Powiem: nie, w innym razie za nic w świecie.
2553                 Za czuła może jestem, o! Monteki,
2554                 Stąd możesz sądzić me obejście płochym;
2555                 Ufaj mi jednak, będę ja wierniejsza
2556                 Od tych, co bieglej umieją się drożyć.
2557                 Byłabym ja się była, prawdę mówiąc,
2558                 Także drożyła, gdybyś był tajnego
2559                 Głosu miłości mojej nie podchwycił.
2560                 Nie wiń mię przeto ani też przypisuj
2561                 Płochości tego wylania mych uczuć,
2562                 Które zdradziła noc ciemna.
2563         
2564
2565
2566 ROMEO
2567         
2568                 O! Julio,
2569                 Przysięgam na ten księżyc, co wspaniale
2570                 Powleka srebrem tamtych drzew wierzchołki...
2571         
2572
2573
2574 JULIA
2575         
2576                 O! nie przysięgaj na księżyc, bo księżyc
2577                 Co tydzień zmienia kształt swej pięknej tarczy;
2578                 I miłość twoja po takiej przysiędze
2579                 Mogłaby również zmienną się okazać.
2580         
2581
2582
2583 ROMEO
2584         
2585                 Na cóż mam przysiąc?
2586         
2587
2588
2589 JULIA
2590         
2591                 Nie przysięgaj wcale;
2592                 Lub wreszcie przysiąż na samego siebie:
2593                 Na ten uroczy przedmiot mych uwielbień,
2594                 To ci uwierzę.
2595         
2596
2597
2598 ROMEO
2599         
2600                 Jeśli szczera miłość
2601                 Mojego serca...
2602         
2603
2604
2605
2606 JULIA
2607         
2608                 Daj pokój przysięgom.
2609                 Lubo się cieszę z twojej obecności,
2610                 Te nocne śluby nie cieszą mnie jakoś,
2611                 Za nagłe one są, za nierozważne,
2612                 Podobne niby do blasku, co znika,
2613                 Nim człowiek zdąży powiedzieć: „Błysnęło”.
2614                 Dobranoc, luby! Oby nam ten wonny
2615                 Miłości pączek przyniósł kwiat niepłonny!
2616                 Bądź zdrów! i zaśnij z tak błogim spokojem,
2617                 Jaki, z twej łaski, czuję w sercu mojem.
2618         
2619
2620
2621 ROMEO
2622         
2623                 Także mam odejść nie zaspokojony?
2624         
2625
2626
2627 JULIA
2628         
2629                 Jakiegoż więcej chcesz zaspokojenia?
2630         
2631
2632
2633 ROMEO
2634         
2635                 Zamiany twoich zapewnień za moje.
2636         
2637
2638
2639 JULIA
2640         
2641                 Jużem ci dała je, nimeś zażądał;
2642                 Rada bym jednak one mieć na powrót.
2643         
2644
2645
2646 ROMEO
2647         
2648                 Chciałaż byś cofnąć je? Dlaczego? luba!
2649         
2650
2651
2652 JULIA
2653         
2654                 Ażebym mogła oddać ci je znowu.
2655                 A przecież jest to żądanie zbyteczne;
2656                 Bo moja miłość równie jest głęboka
2657                 Jak morze, równie jak ono bez końca;
2658                 Im więcej ci jej udzielam, tym więcej
2659                 Czuję jej w sercu.
2660         
2661         
2662         Słychać w pokojach głos Marty.
2663         
2664         
2665                 Wołają mię. — Zaraz.
2666                 Bądź zdrów, kochanku drogi! — Zaraz, zaraz.
2667                 — Najmilszy, pomnij być stałym! — Zaczekaj,
2668                 Zaczekaj trochę, powrócę za chwilę.
2669         
2670
2671
2672 Wychodzi.
2673
2674
2675 ROMEO
2676         
2677                 Błogosławiona, o! błogosławiona
2678                 Po dwakroć nocy! Ale czy to wszystko,
2679                 Dziejąc się w nocy nie jest marą tylko?
2680                 Co tak lubego możeż być istotnym?
2681         
2682
2683
2684 JULIA
2685         ukazując się znowu
2686         
2687                 Jeszcze słów parę, a potem dobranoc,
2688                 Drogi Romeo! jeśli twoja skłonność
2689                 Jest prawą, twoim zamiarem małżeństwo:
2690                 To mię uwiadom jutro przez osobę,
2691                 Którą do ciebie przyślę, gdzie i kiedy
2692                 Zechcesz dopełnić obrzędu; a wtedy
2693                 Całą mą przyszłość u nóg twoich złożę
2694                 I w świat za tobą pójdę w imię boże.
2695         
2696
2697
2698 MARTA
2699         za sceną
2700         
2701                 Panienko!
2702         
2703
2704
2705 JULIA
2706         
2707                 Idę. — Lecz jeśli mię zwodzisz,
2708                 To cię zaklinam...
2709         
2710
2711
2712 MARTA
2713         za sceną
2714         
2715                 Julciu!
2716         
2717
2718
2719 JULIA
2720         
2721                 Zaraz idę.
2722                 — Jeśli mię zwodzisz, o! to cię zaklinam,
2723                 Skończ te zabiegi i zostaw mię żalom.
2724                 — Jutro więc przyślę.
2725         
2726
2727
2728 ROMEO
2729         
2730                 Jak pragnę zbawienia...
2731         
2732
2733
2734 JULIA
2735         
2736                 Po tysiąc razy dobranoc.
2737         
2738
2739
2740 Odchodzi.
2741
2742
2743 ROMEO
2744         
2745                 Po tysiąc
2746                 Razy niedobra tam, gdzie ty nie świecisz.
2747                 Jak żak, gdy rzuca książkę, tak kochanek
2748                 Do celu swego pospiesza wesoły;
2749                 A gdy nadejdzie z kochanką rozstanek,
2750                 Wlecze się smutnie, jak ów żak do szkoły.
2751         
2752
2753
2754 Odchodzi.
2755
2756
2757 JULIA
2758         ukazuje się znowu
2759         
2760                 Pst! pst! Romeo! O, gdybym mieć mogła
2761                 Głos sokolnika, by tego maiża
2762                 Nazad przywołać! Przymus jest ochrypły,
2763                 Nie może głośno mówić, gdyby nie to,
2764                 Wstrząsłabym góry, gdzie się echo kryje,
2765                 I głos bym jego zrobiła chrapliwszy
2766                 Niż mój od rozbrzmień imienia Romeo!
2767         
2768
2769
2770 ROMEO
2771         
2772                 Moja to dusza dzwoni imię moje,
2773                 Jak srebrny dźwięk ma nocą głos kochanki!
2774                 I jestże słodsza muzyka na świecie?
2775         
2776
2777
2778 JULIA
2779         
2780                 Romeo!
2781         
2782
2783
2784
2785 ROMEO
2786         
2787                 Luba!
2788         
2789
2790
2791 JULIA
2792         
2793                 O której godzinie
2794                 Jutro mam przysłać?
2795         
2796
2797
2798 ROMEO
2799         
2800                 O dziewiątej.
2801         
2802
2803
2804 JULIA
2805         
2806                 Dobrze.
2807                 Dwudziestoletni to termin. Nie pomnę,
2808                 Po com tu ciebie znowu przywołała.
2809         
2810
2811
2812 ROMEO
2813         
2814                 Pozwól mi czekać, aż sobie przypomnisz.
2815         
2816
2817
2818 JULIA
2819         
2820                 Zapomnę znowu, po co czekasz, pomnąc
2821                 O twojej tylko lubej obecności.
2822         
2823
2824
2825 ROMEO
2826         
2827                 A ja wciąż czekać będę, abyś ciągle
2828                 Zapominała, sam zapominając,
2829                 Że mam gdzie inny dom jak tutaj.
2830         
2831
2832
2833 JULIA
2834         
2835                 Wkrótce
2836                 Dnieć będzie: rada bym, żebyś już odszedł;
2837                 Nie dalej jednak jak ów biedny ptaszek,
2838                 Co go swawolna dziewka z rąk wypuszcza
2839                 I wnet, zazdroszcząc mu krótkiej wolności,
2840                 Jak niewolnika trzymanego w więzach
2841                 Jedwabnym sznurkiem przyciąga na powrót.
2842         
2843
2844
2845 ROMEO
2846         
2847                 Chciałbym być biednym ptaszkiem w twoim ręku.
2848         
2849
2850
2851 JULIA
2852         
2853                 O! ja bym zbytkiem pieszczot cię zabiła.
2854                 Dobranoc, luby! jeszcze raz dobranoc!
2855                 Smutek rozstania tak bardzo jest miły,
2856                 Że by dobranoc wciąż usta mówiły.
2857         
2858
2859
2860 Odchodzi.
2861
2862
2863 ROMEO
2864         
2865                 Sen na twe oczy, pokój w pierś niech spłynie;
2866                 Obym był nimi w tej błogiej godzinie!
2867                 Spieszę do ojca Laurentego celi,
2868                 On mi pomocy i rady udzieli.
2869         
2870
2871
2872 Wychodzi.
2873
2874
2875
2876
2877
2878 SCENA TRZECIA
2879
2880
2881 Cela Ojca Laurentego. Wchodzi Ojciec Laurenty z koszykiem w ręku.
2882
2883
2884 OJCIEC LAURENTY
2885         
2886                 Szary poranek spędza mrok ponury
2887                 Pasami światła znacząc wschodnie mury
2888                 I noc się na bok chyli jak pijana
2889                 Z dróg dnia ubitych kołami Tytana.
2890                 Nim oko słońca pełnym blaskiem strzeli,
2891                 Rosę wypije i świat rozweseli,
2892                 Muszę uzbierać w ten koszyk z sitowia
2893                 Roślin tak zbawczych, jak zgubnych dla zdrowia,
2894                 Ziemia jest matką natury i grobem,
2895                 Grzebie i życia obdziela zasobem.
2896                 I mnóstwo dzieci jej łona widzimy
2897                 Ciągnących pokarm z jej piersi rodzimej;
2898                 Niejedno w skutkach swoich wyśmienite,
2899                 Każde do czegoś, wszystko rozmaite.
2900                 O! moc to pełna cudów, co się mieści
2901                 W sokach ziół, krzewów, w martwej kruszców treści!
2902                 Bo nie ma rzeczy tak podłych na ziemi,
2903                 Aby nie mogły stać się przydatnemi;
2904                 Ni tak przydatnych, aby zamiast służyć
2905                 Nie zaszkodziły pod wpływem nadużyć.
2906                 Wszakże i cnota może zajść w bezdroże,
2907                 A błąd się czynem uszlachetnić może.
2908                 W mdłym kwiatku, w ziółku jednym i tym samem
2909                 Ma nieraz miejsce jad wespół z balsamem,
2910                 Co zmysły razi i to, co im sprzyja,
2911                 Bo jego zapach rzeźwi; smak zabija.
2912                 Podobnie sprzeczna i w człowieku gości
2913                 Dwójca pierwiastków: dobroci i złości;
2914                 A kędy górę gorsza weźmie stroma,
2915                 Tam śmierć przychodzi i roślina kona.
2916         
2917
2918
2919 Wchodzi Romeo.
2920
2921
2922 ROMEO
2923         
2924                 Dzień dobry, ojcze mój.
2925         
2926
2927
2928 OJCIEC LAURENTY
2929         
2930                 Benedicite!
2931                 Cóż to za ranny głos tak mnie pozdrawia!
2932                 Młody mój synu, zły to znak, kto łoże
2933                 Próżne zostawia o tak wczesnej porze.
2934                 Troska odbywa straż w oczach starego,
2935                 A sen tych mija, których troski strzegą;
2936                 Ale gdzie czerstwa, wolna od kłopotów
2937                 Młódź głowę złoży, sen zawżdy przyjść gotów.
2938                 To więc tak ranne tu przybycie zdradza
2939                 Jakiś niepokój, któremu snu władza
2940                 Ulec musiała. Czy tylko się kładłeś?
2941                 Możeś do łóżka i nie zajrzał?
2942         
2943
2944
2945 ROMEO
2946         
2947                 Zgadłeś;
2948                 Milej niż w łóżku przeszły mi godziny.
2949         
2950
2951
2952 OJCIEC LAURENTY
2953         
2954                 Grzeszniku, pewnieś był u Rozaliny.
2955         
2956
2957
2958 ROMEO
2959         
2960                 U Rozaliny? Nie, ojcze; to imię
2961                 W pamięci mojej wiecznym snem już drzemie.
2962         
2963
2964
2965 OJCIEC LAURENTY
2966         
2967                 Brawo, mój synu! Lecz gdzieżeś to bywał?
2968         
2969
2970
2971 ROMEO
2972         
2973                 Zaraz ci powiem: próżno byś zgadywał;
2974                 Byłem na balu w domu mego wroga,
2975                 Gdziem został ranny, lecz zbójczyni sroga
2976                 Czuje cios wzajem przeze mnie zadany,
2977                 Tak że na nasze obopólne rany
2978                 Święty wpływ tylko twej, ojcze, opieki
2979                 Poradzić zdoła i dać zbawcze leki.
2980                 Po chrześcijańsku, jak widzisz, przemawiam,
2981                 Skoro się nawet za mym wrogiem wstawiam.
2982         
2983
2984
2985 OJCIEC LAURENTY
2986         
2987                 Mów jaśniej, synu; zagadkowa spowiedź,
2988                 Dwuznaczną także znajduje odpowiedź.
2989         
2990
2991
2992 ROMEO
2993         
2994                 Dowiedz się zatem, że anioł kobieta,
2995                 Którąm ukochał, jest z krwi Kapuleta.
2996                 Jego to dziecko i nadzieja cała;
2997                 Jak ja ją, tak mnie ona ukochała.
2998                 I do jedności, która nas już splata,
2999                 Brakuje tylko, byś nas ty dla świata
3000                 Stułą zjednoczył. Gdzie, o jakiej dobie
3001                 Dozgonną miłość przysięgliśmy sobie,
3002                 Powiem ci idąc, czcigodny kapłanie;
3003                 Błagam cię tylko, niech się to dziś stanie.
3004         
3005
3006
3007 OJCIEC LAURENTY
3008         
3009                 Święty Franciszku! Cóż to za przemiana!
3010                 Toż Rozalina, owa ukochana,
3011                 Niczym już dla cię? Miłość więc młodzieży
3012                 W oczach jedynie, a nie w sercu leży?
3013                 Jezus! Maryja! Ileż to solanki
3014                 Ściekło z twych oczu dla owej kochanki!
3015                 I nadaremnie, bowiem twe zapały
3016                 Wciąż zalewane, wciąż się powiększały.
3017                 Jeszcze twych westchnień nie rozwiał Fawoni;
3018                 Jeszcze twój dawny jęk w uszach mi dzwoni,
3019                 I na twych licach, bladością pokrytych,
3020                 Widoczny jeszcze ślad łez nie obmytych,
3021                 Wszystko, coś cierpiał z miłosnej przyczyny,
3022                 Cierpiałeś tylko gwoli Rozaliny.
3023                 A teraz! nie dziw, gdy mdła płeć upadnie,
3024                 Kiedy mężczyźni szwankują tak snadnie.
3025         
3026
3027
3028 ROMEO
3029         
3030                 Gdym kochał tamtą, takżeś nie pochwalał.
3031         
3032
3033
3034 OJCIEC LAURENTY
3035         
3036                 Nie, żeś ją kochał, lecz żeś za nią szalał.
3037         
3038
3039
3040 ROMEO
3041         
3042                 Pogrześć tą miłość kazałeś.
3043         
3044
3045
3046 OJCIEC LAURENTY
3047         
3048                 Nie w grobie
3049                 By tę pochować, a inną wziąć sobie.
3050         
3051
3052
3053 ROMEO
3054         
3055                 Nie łaj mnie, proszę; ta, co mi dziś luba,
3056                 Miłość mą płaci miłością cheruba;
3057                 Z tamtą inaczej było.
3058         
3059
3060
3061 OJCIEC LAURENTY
3062         
3063                 Bo odgadła,
3064                 Że w rzeczach serca nie znasz abecadła,
3065                 Tylko z rutyny czytasz. Pójdź, wietrzniku;
3066                 Do sankcji tego nowego wybryku
3067                 Jeden i jeden tylko wzgląd mię skłania:
3068                 To jest, że może z tego zawiązania
3069                 Wyniknie węzeł, który wasze rody
3070                 Zawistne złączy w piękny łańcuch zgody.
3071         
3072
3073
3074 ROMEO
3075         
3076                 O! prędzej! pilno mi!
3077         
3078
3079
3080 OJCIEC LAURENTY
3081         
3082                 Festina lente!
3083                 Zdradne są kroki za spiesznie podjęte.
3084         
3085
3086
3087 Wychodzą.
3088
3089
3090
3091
3092
3093 SCENA CZWARTA
3094
3095
3096 Ulica. Wchodzą Merkucjo i Benwolio.
3097
3098
3099 MERKUCJO
3100         
3101                 Gdzież, u diabła, ugrzązł Romeo! Czy był tej nocy w domu?
3102         
3103
3104
3105 BENWOLIO
3106         
3107                 Nie w domu swego ojca przynajmniej; mówiłem z jego służącym.
3108         
3109
3110
3111 MERKUCJO
3112         
3113                 Ta blada sekutnica Rozalina
3114                 Na wariata go wnet wykieruje.
3115         
3116
3117
3118 BENWOLIO
3119         
3120                 Tybalt, starego Kapuleta krewny,
3121                 Pisał do niego list.
3122         
3123
3124
3125 MERKUCJO
3126         
3127                 Z wyzwaniem, ręczę.
3128         
3129
3130
3131 BENWOLIO
3132         
3133                 Romeo mu odpowie.
3134         
3135
3136
3137 MERKUCJO
3138         
3139                 Każdy człowiek
3140                 Piśmienny może na list odpowiedzieć.
3141         
3142
3143
3144 BENWOLIO
3145         
3146                 On mu odpowie odpowiednio, jak człowiek wyzwany.
3147         
3148
3149
3150 MERKUCJO
3151         
3152                 Biedny Romeo! Już trup z niego! Zakłuty czarnymi oczyma białogłowy; przestrzelony na wskroś uszu romansową piosnką; ugodzony w sam rdzeń serca postrzałem ślepego malca łucznika; potrafiż on Tybaltowi stawić czoło?
3153         
3154
3155
3156 BENWOLIO
3157         
3158                 A cóż to takiego Tybalt?
3159         
3160
3161
3162 MERKUCJO
3163         
3164                 Coś więcej niż książę kotów; możesz mi wierzyć! Nieustraszony rębacz, bije się jak z nut, zna czas, odległość i miarę; pauzuje w sam raz jak potrzeba: raz, dwa, a trzy to już w pierś. Żaden jedwabny guzik nie wykręci mu się od śmierci. Duelista to, duelista pierwszej klasy. Owe nieśmiertelne passado! Owe punto reverso! owe hai!
3165         
3166
3167
3168 BENWOLIO
3169         
3170                 Co takiego?
3171         
3172
3173
3174 MERKUCJO
3175         
3176                 Niech kaci porwą to plemię śmiesznych, sepleniących, przesadnych fantastyków, z ich nowo kutymi terminami! Na Boga, doskonała klinga! Dzielny mąż! Wspaniała dziewka! Nie jestże to rzecz opłakana, że nas obsiadły te zagraniczne muchy, te modne sroki, te pardonnez moi, którym tak bardzo idzie o nową formę, że nawet na starej ławce wygodnie siedzieć nie mogą; te bąki, co bąkają: bon! bon!
3177         
3178
3179
3180 Wchodzi Romeo
3181
3182
3183 BENWOLIO
3184         
3185                 Oto Romeo, nasz Romeo idzie.
3186         
3187
3188
3189 MERKUCJO
3190         
3191                 Bez mlecza, jak śledź suszony. O! człowieku! jakżeś się w rybę przedzierzgnął! Teraz go rymy Petrarki rozczulają. Laura naprzeciw jego bóstwa jest prostą pomywaczką, lubo tamta miała kochanka, co ją opiewał; Dydona flądrą; Kleopatra Cyganką; Helena i Hero szurgotami i otłukami; Tyzbe kopciuchem lub czymś podobnym, ale zawsze niedystyngowanym. Bon jour, sinior Romeo! Oto masz francuskie pozdrowienie na cześć twoich francuskich pantalonów. Pięknie nas zażyłeś tej nocy.
3192         
3193
3194
3195 ROMEO
3196         
3197                 Dzień dobry wam, moi drodzy. Jakże to was zażyłem?
3198         
3199
3200
3201 MERKUCJO
3202         
3203                 Pokazałeś nam odwrotną stronę medalu, odwrotną stronę swego medalu.
3204         
3205
3206
3207 ROMEO
3208         
3209                 To się znaczy, żem wam zdezerterował. Wybacz, kochany Merkucjo; miałem pilny interes, a w takim przypadku człowiek może zgrzeszyć na polu uprzejmości.
3210         
3211
3212
3213 MERKUCJO
3214         
3215                 To się znaczy, że w takim przypadku człowiek może być zniewolony zgiąć kolana.
3216         
3217
3218
3219 ROMEO
3220         
3221                 Ma się rozumieć — z uprzejmości.
3222         
3223
3224
3225 MERKUCJO
3226         
3227                 Bardzoś zgrabnie trafił w sedno.
3228         
3229
3230
3231 ROMEO
3232         
3233                 A ty bardzoś zgrabnie to wyłożył.
3234         
3235
3236
3237 MERKUCJO
3238         
3239                 Ja bo jestem kwiatem uprzejmości.
3240         
3241
3242
3243 ROMEO
3244         
3245                 Kwiatem kwiatów.
3246         
3247
3248
3249 MERKUCJO
3250         
3251                 Racja.
3252         
3253
3254
3255 ROMEO
3256         
3257                 Jeżeliś ty kwiatem, to moje trzewiki są w kwitnącym stanie.
3258         
3259
3260
3261 MERKUCJO
3262         
3263                 Brawo! pielęgnuj mi ten dowcip; ażeby, skoro ci się do reszty zedrze podeszwa u trzewików, twój dowcip mógł po prostu figurować.
3264         
3265
3266
3267 ROMEO
3268         
3269                 O! godny zdartej podeszwy dowcipie! O! figuro pełna prostoty z powodu swego prostactwa!
3270         
3271
3272
3273 MERKUCJO
3274         
3275                 Na pomoc, Benwolio! moje koncepta dech tracą.
3276         
3277
3278
3279 ROMEO
3280         
3281                 Pejcza je i pejcza! Biczem i ostrogą, inaczej nazwę je hetkami.
3282         
3283
3284
3285 MERKUCJO
3286         
3287                 Jeżeli twój dowcip poluje na dzikie gęsi, to kapituluję; bo on ma więcej kwalifikacji ku temu niż wszystkie moje umysłowe władze. Czy ja ci się zdaję na to, żebym miał z gęsiami do czynienia?
3288         
3289
3290
3291 ROMEO
3292         
3293                 Tyś mi się nigdy na nic nie zdał, wyjąwszy, kiedy miałem do czynienia z gęsiami.
3294         
3295
3296
3297 MERKUCJO
3298         
3299                 Za ten koncept ugryzę cię w ucho.
3300         
3301
3302
3303 ROMEO
3304         
3305                 Chyba udziobiesz!
3306         
3307
3308
3309 MERKUCJO
3310         
3311                 Twój dowcip jest gorzką konfiturą, diabelnie ostrym sosem.
3312         
3313
3314
3315 ROMEO
3316         
3317                 Stosownym do gęsi.
3318         
3319
3320
3321 MERKUCJO
3322         
3323                 To koncept z koźlej skórki, której cal da się rozciągnąć tak, że nim opaszesz całą głowę.
3324         
3325
3326
3327 ROMEO
3328         
3329                 Rozciągnę go do wyrazu „głowę”, który połączywszy z gęsią, będziesz miał gęsią głowę.
3330         
3331
3332
3333 MERKUCJO
3334         
3335                 Nie jestże to lepiej niż jęczeć z miłości? Teraz to co innego; teraz mi jesteś towarzyski, jesteś Romeem, jesteś tym, czym jesteś; miłość zaś jest podobna do owego gapia, co się szwenda wywiesiwszy język, szukając dziury, gdzie by mógł palec wścibić.
3336         
3337
3338
3339 ROMEO
3340         
3341                 Stój! Stój!
3342         
3343
3344
3345 MERKUCJO
3346         
3347                 Chcesz, aby się mój dowcip zastanowił w samym środku weny?
3348         
3349
3350
3351 ROMEO
3352         
3353                 Z obawy, abyś tej weny zbyt nie rozszerzył.
3354         
3355
3356
3357 MERKUCJO
3358         
3359                 Mylisz się, właśnie byłem bliski ją ścieśnić, bo jużem był doszedł do jej dna i nie miałem zamiaru dłużej wyczerpywać materii.
3360         
3361
3362
3363 ROMEO
3364         
3365                 Patrzcie, co za dziwadła!
3366         
3367
3368
3369 Wchodzi Marta z Piotrem.
3370
3371
3372 MERKUCJO
3373         
3374                 Żagiel! żagiel! żagiel!
3375         
3376
3377
3378 BENWOLIO
3379         
3380                 Dwa, dwa: spodnie i spódnica
3381         
3382
3383
3384 MARTA
3385         
3386                 Piotrze.
3387         
3388
3389
3390 PIOTR
3391         
3392                 Słucham.
3393         
3394
3395
3396 MARTA
3397         
3398                 Piotrze, gdzie mój wachlarz?
3399         
3400
3401
3402 MERKUCJO
3403         
3404                 Proszę cię, mój Piotrze, zakryj wachlarzem twarz jejmości; bo z dwojga tego, jej wachlarz jest piękniejszy.
3405         
3406
3407
3408 MARTA
3409         
3410                 Życzę panom dnia dobrego.
3411         
3412
3413
3414 MERKUCJO
3415         
3416                 Życzymy ci dobrego południa, piękna sinjoro.
3417         
3418
3419
3420 MARTA
3421         
3422                 Czy to już południe?
3423         
3424
3425
3426 MERKUCJO
3427         
3428                 Nie inaczej; bo nieczysta ręka wskazówki na kompasie trzyma już południe za ogon.
3429         
3430
3431
3432 MARTA
3433         
3434                 Chryste Panie! Cóż to za człowiek z waćpana?
3435         
3436
3437
3438 ROMEO
3439         
3440                 Człowiek, którego Pan Bóg skazał na zepsucie.
3441         
3442
3443
3444 MARTA
3445         
3446                 Dobrześ pan powiedział, na poczciwość! Nie wie też czasem który z panów, gdzie bym mogła znaleźć młodego Romea?
3447         
3448
3449
3450 ROMEO
3451         
3452                 Ja wiem czasem, ale młodego Romea znajdziesz waćpani starszym, niż był, kiedyś go szukać zaczęła. Jestem najmłodszy z tych, co noszą to imię w braku gorszego.
3453         
3454
3455
3456 MARTA
3457         
3458                 Ach, to dobrze!
3459         
3460
3461
3462 MERKUCJO
3463         
3464                 Możeż być dobrym to, co jest gorszym?
3465         
3466
3467
3468 MARTA
3469         
3470                 Jeżeli waćpan nim jesteś, to rada bym z nim pomówić sam na sam.
3471         
3472
3473
3474 BENWOLIO
3475         
3476                 Zaprosi go na jakąś wieczorynkę.
3477         
3478
3479
3480 MERKUCJO
3481         
3482                 Pośredniczka to Wenery. Huź, ha!
3483         
3484
3485
3486 ROMEO
3487         
3488                 Cóż to, czyś kota upatrzył?
3489         
3490
3491
3492 MERKUCJO
3493         
3494                 Kotlinę, panie, nie kota; i to w starym piecu, nie w polu.
3495
3496         
3497         
3498                 Bodaj to kotlina,
3499                 Gdzie siedzi kocina,
3500                 Ta nie osmali...
3501                 Lecz zmykaj, chudzino,
3502                 Przed taką kotliną,
3503                 Gdzie diabeł pali!
3504         
3505         
3506         
3507                 Romeo, czy będziesz u ojca na obiedzie? My tam idziemy.
3508         
3509
3510
3511 ROMEO
3512         
3513                 Pośpieszę za wami.
3514         
3515
3516
3517 MERKUCJO
3518         
3519                 Do widzenia, starożytna damo; damo, damo, damo, damo!
3520         
3521
3522
3523 Wychodzą Merkucjo i Benwolio.
3524
3525
3526 MARTA
3527         
3528                 Tak, tak, do widzenia! Co to za infamis, proszę pana, co się tak poważył rozpuścić cugle swemu grubiaństwu?
3529         
3530
3531
3532 ROMEO
3533         
3534                 Jest to panicz zakochany w swym języku, zdolny wypowiedzieć więcej w ciągu jednej minuty niż milczeć przez cały miesiąc.
3535         
3536
3537
3538 MARTA
3539         
3540                 Jeżeli on na mnie co powiedział, dam ja mu, chociażby był zuchwalszy, niż jest, i miał ze sobą dwudziestu sobie podobnych drabów; a jeżeli mi ujdzie, to znajdę takich, co to potrafią. A hultaj! czy to ja jestem jego kochanką, jego poniewieradłem! (do Piotra) I ty tu stałeś także i mogłeś ścierpieć, żeby mnie lada gbur używał wedle upodobania za przedmiot swych bezwstydnych żartów?
3541         
3542
3543
3544 PIOTR
3545         
3546                 Nie widziałem jeszcze, żeby kto używał jejmości wedle upodobania; gdybym był to widział, byłbym był pewnie zaraz giwer wydobył, ręczę za to. Umiem się najeżyć tak dobrze jak kto inny, kiedy mam sposobność po temu i prawo za sobą.
3547         
3548
3549
3550 MARTA
3551         
3552                 Dlaboga! tak jestem rozdrażniona, że się wszystko we mnie trzęsie. A hultaj! Otóż, proszę pana, tak jak powiedziałam, młoda moja pani kazała mi się wywiedzieć o panu; co mi kazała powiedzieć, to sobie zachowuję; ale przede wszystkim oświadczam panu, że jeżelibyś ją osadził na koszu, jak to mówią, bo panienka, o której mówię, jest młoda, i dlatego, gdybyś ją pan wywiódł w pole, byłoby to tak ciężkim psikusem, jaki tylko młodej panience można wyrządzić.
3553         
3554
3555
3556 ROMEO
3557         
3558                 Pozdrów ją, waćpani, ode mnie i powiedz, że jej daję rendez-vous...
3559         
3560
3561
3562 MARTA
3563         
3564                 Poczciwości! oświadczę jej to, oświadczę. Niebożę, nie posiądzie się z radości.
3565         
3566
3567
3568 ROMEO
3569         
3570                 Co jej waćpani chcesz oświadczyć? Nie wiesz, co mówić miałem.
3571         
3572
3573
3574 MARTA
3575         
3576                 Oświadczę jej, że pan dajesz randewu; co jest, jeżeli się nie mylę, ofiarą godną prawdziwego szlachcica.
3577         
3578
3579
3580 ROMEO
3581         
3582                 Powiedz jej, aby pod pozorem spowiedzi przyszła za parę godzin do celi ojca Laurentego, tam ślub weźmiemy. Oto masz waćpani za swoje trudy.
3583         
3584
3585 MARTA
3586         
3587                 Nie, panie; ani grosika.
3588         
3589
3590
3591 ROMEO
3592         
3593                 No, no, bez ceremonii.
3594         
3595
3596
3597 MARTA
3598         
3599                 Za parę godzin więc; dobrze, nie zaniedba się stawić.
3600         
3601
3602
3603 ROMEO
3604         
3605                 Waćpani staniesz za murem klasztornym,
3606                 Tam ci mój człowiek przyniesie drabinkę
3607                 Z sznurków skręconą, która mi w noc późną
3608                 Do szczytu mego szczęścia wstęp ułatwi.
3609                 Bądź zdrowa! Wierność twa znajdzie nagrodę,
3610                 Poleć mię swojej młodej pani.
3611         
3612
3613
3614 MARTA
3615         
3616                 Niech wam Bóg błogosławi! Ale, ale...
3617         
3618
3619
3620 ROMEO
3621         
3622                 Cóż mi waćpani jeszcze powiesz?
3623         
3624
3625
3626 MARTA
3627         
3628                 Czy człowiek pański dobry do sekretu?
3629                 Bo gdzie się skrycie prowadzą układy,
3630                 Tam dwóch już, mówią, za wiele do rady.
3631         
3632
3633
3634 ROMEO
3635         
3636                 Ręczę za niego: jest to wierność sama.
3637         
3638
3639
3640 MARTA
3641         
3642                 A więc wszystko dobrze. Co też za miłe stworzenie ta moja panienka! Co to nie wyprawiało, jak było małym! Chryste Panie! Ale, ale, jest tu na mieście jeden pan, niejaki Parys, ten ma na nią diabli apetyt; ale ona, poczciwina, wolałaby patrzeć na bazyliszka niż na niego. Przekomarzam się z nią nieraz i mówię, że ten Parys to wcale przystojny mężczyzna; wtedy ona, powiadam panu, za każdym razem aż blednie, zupełnie tak jak pąsowa chusta na słońcu. Proszę też pana, czy rozmaryn i Romeo nie zaczyna się od takiej samej litery?
3643         
3644
3645
3646 ROMEO
3647         
3648                 Nie inaczej: jedno i drugie od R.
3649         
3650
3651
3652 MARTA
3653         
3654                 Kpiarz z waszmości. To psie imię. To litera dla... Nie, tamto zaczyna się od innej litery. Co też ona o tym prawi, to jest o rozmarynie i o panu: rada bym, żebyś pan to słyszał.
3655         
3656
3657
3658 ROMEO
3659         
3660                 Poleć jej służby moje.
3661         
3662
3663
3664 Wychodzi.
3665
3666
3667 MARTA
3668         
3669                 Uczynię to, uczynię po tysiąc razy. — Piotrze!
3670         
3671
3672
3673 PIOTR
3674         
3675                 Jestem.
3676         
3677
3678
3679 MARTA
3680         
3681                 Piotrze, naści mój wachlarz i idź przodem.
3682         
3683
3684
3685 Wychodzą.
3686
3687
3688
3689
3690
3691 SCENA PIĄTA
3692
3693
3694 Ogród Kapuletów. Wchodzi Julia.
3695
3696
3697 JULIA
3698         
3699                 Dziewiąta biła, kiedym ją posłała;
3700                 Przyrzekła wrócić się za pół godziny.
3701                 Nie znalazła go może? nie, to nie to;
3702                 Słabe ma nogi. Heroldem miłości 
3703                 Powinna by być myśl, która o dziesięć
3704                 Razy mknie prędzej niż promienie słońca,
3705                 Kiedy z pochyłych wzgórków cień spędzają.
3706                 Nie darmo lotne gołębie są w cugach
3707                 Bóstwa miłości i nie darmo Kupid
3708                 Ma skrzydła z wiatrem idące w zawody.
3709                 Już teraz słońce jest w samej połowie
3710                 Dzisiejszej drogi swojej; od dziewiątej
3711                 Aż do dwunastej trzy już upłynęły
3712                 Długie godziny, a jeszcze jej nie ma.
3713                 Gdyby krew miała młodą i uczucia,
3714                 Jak piłka byłaby chyżą i lekką,
3715                 I słowa moje do mego kochanka,
3716                 A jego do mnie w lot by ją popchnęły;
3717                 Lecz starzy wcześnie są jakby nieżywi;
3718                 Jak ołów ciężcy, zimni, więc leniwi.
3719         
3720         
3721         Wchodzą Marta i Piotr.
3722         
3723         
3724                 Ha! otóż idzie. I cóż, złota nianiu?
3725                 Czyś się widziała z nim? Każ odejść słudze.
3726         
3727
3728
3729 MARTA
3730         
3731                 Idź, stań za progiem Piotrze.
3732         
3733
3734
3735 Wychodzi Piotr.
3736
3737
3738 JULIA
3739         
3740                 Mów, droga, luba nianiu! Ależ przebóg!
3741                 Czemu tak smutno wyglądasz? Chociażbyś
3742                 Złe wieści miała, powiedz je wesoło;
3743                 Jeśli zaś dobre przynosisz, ta mina
3744                 Fałszywy miesza ton do ich muzyki.
3745         
3746
3747
3748 MARTA
3749         
3750                 Tchu nie mam, pozwól mi trochę odpocząć;
3751                 Ach! moje kości! To był harc nie lada!
3752         
3753
3754
3755 JULIA
3756         
3757                 Weź moje kości, a daj mi wieść swoją.
3758                 Mówże, mów prędzej, mów, nianiuniu droga.
3759         
3760
3761
3762 MARTA
3763         
3764                 Co za gwałt! Folguj, dlaboga, choć chwilkę,
3765                 Czyliż nie widzisz, że ledwie oddycham?
3766         
3767
3768
3769 JULIA
3770         
3771                 Ledwie oddychasz; kiedy masz dość tchnienia
3772                 Do powiedzenia, że ledwie oddychasz?
3773                 To tłumaczenie się twoje jest dłuższe
3774                 Od wieści, której zwłokę nim tłumaczysz;
3775                 Maszli wieść dobrą czy złą? niech przynajmniej
3776                 Tego się dowiem, poczekam na resztę;
3777                 Tylko mi powiedz: czy jest zła, czy dobra?
3778         
3779
3780
3781 MARTA
3782         
3783                 Tak, tak, pięknyś panna wybór zrobiła! pannie właśnie męża wybierać. Romeo! żal się Boże! Co mi to za gagatek! Ma wprawdzie twarz gładszą niż niejeden, ale oczy, niech się wszystkie inne schowają; co się zaś tyczy rąk i nóg, i całej budowy, chociaż o tym nie ma co wspominać, przyznać trzeba, że nieporównane. Nie jest to wprawdzie galant całą gębą, ale słodziuchny jak baranek. No, no, dziewczyno! Bóg pomagaj! A czy jedliście już obiad?
3784         
3785
3786
3787 JULIA
3788         
3789                 Nie. Ale o tym wszystkim już wiedziałam.
3790                 Cóż o małżeństwie naszym mówił? powiedz.
3791         
3792
3793
3794 MARTA
3795         
3796                 Ach! jak mnie głowa boli! tak w niej łupie,
3797                 Jakby się miała w kawałki rozlecieć.
3798                 A krzyż! krzyż! biedny krzyż! niechaj waćpannie
3799                 Bóg nie pamięta, żeś mię posyłała.
3800                 Aby mi przez ten kurs śmierci przyśpieszyć.
3801         
3802
3803
3804 JULIA
3805         
3806                 Doprawdy, przykro mi, że jesteś słaba.
3807                 Nianiu, nianiuniu, nianiunieczku droga.
3808                 Powiedz mi, co ci mówił mój kochanek?
3809         
3810
3811
3812 MARTA
3813         
3814                 Mówił, jak dobrze wychowany młodzian,
3815                 Grzeczny, stateczny, a przy tym, upewniam,
3816                 Pełen zacności. Gdzie waćpanny matka?
3817         
3818
3819
3820 JULIA
3821         
3822                 Gdzie moja matka? Gdzież ma być? Jest w domu.
3823                 Co też nie pleciesz, nianiu, mój kochanek
3824                 Mówił, jak dobrze wychowany młodzian,
3825                 Gdzie moja matka?
3826         
3827
3828
3829 MARTA
3830         
3831                 O mój miły Jezu!
3832                 Takżeś mi aśćka w ukropie kąpana!
3833                 I takąż to jest maść na moje kości?
3834                 Bądźże na przyszłość sama sobie posłem.
3835         
3836
3837
3838 JULIA
3839         
3840                 O męki! Co ci powiedział Romeo?
3841         
3842
3843
3844 MARTA
3845         
3846                 Masz pozwolenie iść dziś do spowiedzi?
3847         
3848
3849
3850 JULIA
3851         
3852                 Mam je.
3853         
3854
3855
3856 MARTA
3857         
3858                 Spiesz więc do celi ojca Laurentego;
3859                 Tam znajdziesz kogoś, coć pojmie za żonę.
3860                 Jak ci jagódki pokraśniały! Czekaj!
3861                 Zaraz je w szkarłat zmienię inną wieścią:
3862                 Idź do kościoła, ja tymczasem pójdę
3863                 Przynieść drabinkę, po której twój ptaszek
3864                 Ma się do gniazdka wśliznąć, jak się ściemni.
3865                 Jak tragarz, muszę być ci ku pomocy;
3866                 Ty za to ciężar dźwigać będziesz w nocy.
3867                 Idź: trza mi zjeść co po takim zmachaniu.
3868         
3869
3870
3871 JULIA
3872         
3873                 Idę raj posiąść. Adieu, złota nianiu.
3874         
3875
3876
3877 Wychodzą.
3878
3879
3880
3881
3882
3883 SCENA SZÓSTA
3884
3885
3886 Cela Ojca Laurentego. Ojciec Laurenty i Romeo
3887
3888
3889 OJCIEC LAURENTY
3890         
3891                 Oby ten święty akt był miły niebu
3892                 I przyszłość smutkiem nas nie ukarała.
3893         
3894
3895
3896 ROMEO
3897         
3898                 Amen! lecz choćby przyszedł nawał smutku,
3899                 Nie sprzeciwważyłby on tej radości,
3900                 Jaką mię darzy jedna przy niej chwila.
3901                 Złącz tylko nasze dłonie świętym węzłem;
3902                 Niech go śmierć potem przetnie, kiedy zechce,
3903                 Dość, że wprzód będę mógł ją nazwać moją.
3904         
3905
3906
3907 OJCIEC LAURENTY
3908         
3909                 Gwałtownych uciech i koniec gwałtowny;
3910                 Są one na kształt prochu zatlonego,
3911                 Co wystrzeliwszy gaśnie. Miód jest słodki,
3912                 Lecz słodkość jego graniczy z ckliwością
3913                 I zbytkiem smaku zabija apetyt.
3914                 Miarkuj więc miłość twoją; zbyt skwapliwy
3915                 Tak samo spóźnia się jak zbyt leniwy.
3916         
3917         
3918         Wchodzi Julia.
3919         
3920         
3921                 Otóż i panna młoda. Mech najcieńszy
3922                 Nie ugiąłby się pod tak lekką stopą.
3923                 Kochankom mogłyby do jazdy służyć
3924                 Owe słoneczne pyłki, co igrają
3925                 Latem w powietrzu; tak lekką jest marność.
3926         
3927
3928
3929 JULIA
3930         
3931                 Czcigodny spowiedniku, bądź pozdrowion.
3932         
3933
3934
3935 OJCIEC LAURENTY
3936         
3937                 Romeo, córko, podziękuje tobie
3938                 Za nas obydwu.
3939         
3940
3941
3942 JULIA
3943         
3944                 Pozdrawiam go również,
3945                 By dzięki jego zbytnimi nie były.
3946         
3947
3948
3949 ROMEO
3950         
3951                 O! Julio, jeśli miara twej radości
3952                 Równa się mojej, a dar jej skreślenia
3953                 Większy od mego: to osłódź twym tchnieniem
3954                 Powietrze i niech muzyka ust twoich
3955                 Objawi obraz szczęścia, jakie spływa
3956                 Na nas oboje w tym błogim spotkaniu.
3957         
3958
3959
3960 JULIA
3961         
3962                 Czucie bogatsze w osnowę niż w słowa
3963                 Pyszni się z swojej wartości, nie z ozdób;
3964                 Żebracy tylko rachują swe mienie.
3965                 Mojej miłości skarb jest tak niezmierny,
3966                 Że i pół sumy tej nie zdołam zliczyć.
3967         
3968
3969
3970 OJCIEC LAURENTY
3971         
3972                 Pójdźcie, załatwim rzecz w krótkich wyrazach,
3973                 Nie wprzód będziecie sobie zostawieni,
3974                 Aż was sakrament z dwojga w jedno zmieni.
3975         
3976
3977
3978 Wychodzą.
3979
3980
3981
3982
3983
3984
3985
3986
3987
3988
3989 AKT TRZECI
3990
3991
3992
3993
3994
3995 SCENA PIERWSZA
3996
3997
3998 Plac publiczny. Wchodzą Benwolio, Merkucjo, Paź i słudzy.
3999
4000 BENWOLIO
4001         
4002                 Oddalmy się stąd, proszę cię, Merkucjo,
4003                 Dzień dziś gorący, Kapuleci krążą;
4004                 Jak ich zdybiemy, nie unikniem zajścia,
4005                 Bo w tak gorące dni krew nie jest lodem.
4006         
4007
4008
4009 MERKUCJO
4010         
4011                 Podobnyś do owego burdy, co wchodząc do winiarni rzuca szpadę i mówi: „Daj Boże, abym cię nie potrzebował!”, a po wypróżnieniu drugiego kubka dobywa jej na dobywacza korków bez najmniejszej w świecie potrzeby.
4012         
4013
4014
4015 BENWOLIO
4016         
4017                 Masz mię za takiego burdę?
4018         
4019
4020
4021 MERKUCJO
4022         
4023                 Mam cię za tak wielkiego zawadiakę, jakiemu chyba mało kto równy jest we Włoszech; bardziej zaiste skłonnego do breweryj niż do brewiarza.
4024         
4025
4026
4027 BENWOLIO 
4028         
4029                 Cóż dalej?
4030         
4031
4032
4033 MERKUCJO
4034         
4035                 Gdybyśmy mieli dwóch takich, to byśmy wkrótce nie mieli żadnego, bo jeden by drugiego zagryzł. Tyś gotów człowieka napastować za to, że ma w brodzie jeden włos mniej lub więcej od ciebie. Tyś gotów napastować człowieka za to, że piwo pije, bo w tym upatrzysz przytyk do swoich piwnych oczu; chociaż żadne inne oko, jak piwne, nie upatrzyłoby w tym przytyku. W twojej głowie tak się lęgną swary jak bekasy w ługu, toś też nieraz za to beknął i głowę ci zmyto bez ługu. Pobiłeś raz człowieka za to, że kaszlnął na ulicy i przebudził przez to twego psa, który się wysypiał przed domem. Nie napastowałżeś raz krawca za to, że wdział na siebie nowy kaftan w dzień powszedni? kogoś innego za to, że miał stare wstążki u nowych trzewików? I ty mię chcesz moralizować za kłótliwość?
4036         
4037
4038
4039 BENWOLIO
4040         
4041                 Gdybym był tak skory do kłótni, jak ty jesteś, nikt by mi życia na pięć kwadransów nie zaręczył.
4042         
4043
4044
4045 MERKUCJO
4046         
4047                 Życie twoje przeszłoby zatem bez zaręczyn.
4048         
4049
4050
4051 Wchodzi Tybalt z poplecznikami swymi.
4052
4053
4054 BENWOLIO
4055         
4056                 Patrz, oto idą Kapuleci.
4057         
4058
4059
4060 MERKUCJO
4061         
4062                 Zamknij oczy! Co mi do tego!
4063         
4064
4065
4066 TYBALT
4067         do swoich
4068         
4069                 Pójdźcie tu, bo chcę się z nimi rozmówić.
4070
4071                 do tamtych
4072
4073                 Mości panowie, słowo.
4074         
4075
4076
4077 MERKUCJO
4078         
4079                 Słowo tylko?
4080                 I samo słowo? Połącz je z czymś drugim;
4081                 Z pchnięciem na przykład.
4082         
4083
4084
4085 TYBALT
4086         
4087                 Znajdziesz mię ku temu
4088                 Gotowym, panie, jeśli dasz okazję.
4089         
4090
4091
4092 MERKUCJO
4093         
4094                 Sam ją wziąć możesz bez mego dawania.
4095         
4096
4097
4098 TYBALT
4099         
4100                 Pan jesteś w dobrej harmonii z Romeem?
4101         
4102
4103
4104 MERKUCJO
4105         
4106                 W harmonii? Maszli nas za muzykusów!
4107                 Jeśli tak, to się nie spodziewaj słyszeć
4108                 Czego innego, jeno dysonanse.
4109                 Oto mój smyczek; zaraz ci on gotów
4110                 Zagrać do tańca. Patrzaj go! w harmonii!
4111         
4112
4113
4114 BENWOLIO
4115         
4116                 Jesteśmy w miejscu publicznym, panowie;
4117                 Albo usuńcie się gdzie na ustronie,
4118                 Albo też zimną krwią połóżcie tamę
4119                 Tej kłótni. Wszystkich oczy w nas wlepione.
4120         
4121
4122
4123 MERKUCJO
4124         
4125                 Oczy są na to, ażeby patrzały;
4126                 Niech robią swoje, a my róbmy swoje.
4127         
4128
4129
4130 Wchodzi Romeo.
4131
4132
4133 TYBALT
4134         
4135                 Z panem nic nie mam do omówienia. Oto
4136                 Nadchodzi właśnie ten, którego szukam.
4137         
4138
4139
4140 MERKUCJO
4141         
4142                 Jeżeli szukasz guza, mogę ręczyć,
4143                 Że się z nim spotkasz.
4144         
4145
4146
4147 TYBALT
4148         
4149                 Romeo, nienawiść
4150                 Moja do ciebie nie może się zdobyć
4151                 Na lepszy wyraz jak ten: jesteś podły.
4152         
4153
4154
4155 ROMEO
4156         
4157                 Tybalcie, powód do kochania ciebie,
4158                 Jaki mam, tłumi gniew słusznie wzbudzony
4159                 Taką przemową. Nie jestem ja podły;
4160                 Bądź więc zdrów. Widzę, że mię nie znasz.
4161         
4162
4163
4164 TYBALT
4165         
4166                 Smyku.
4167                 Nie zatrzesz takim tłumaczeniem obelg
4168                 Mi uczynionych: stań więc i wyjm szpadę.
4169         
4170
4171
4172 ROMEO
4173         
4174                 Klnę się, żem nigdy obelg ci nie czynił;
4175                 Sprzyjam ci, owszem, bardziej, niżeś zdolny
4176                 Pomyśleć o tym, nie znając powodu.
4177                 Uspokój się więc, zacny Kapulecie,
4178                 Którego imię milsze mi niż moje.
4179         
4180
4181
4182 MERKUCJO
4183         
4184                 Spokojna, nędzna, niegodna submisjo!
4185                 Alla stoccata wnet jej kres położy.
4186
4187                 dobywa szpady
4188
4189                 Pójdź tu, Tybalcie, pójdź tu, dusiszczurze!
4190         
4191
4192
4193 TYBALT
4194         
4195                 Czego ten człowiek chce ode mnie?
4196         
4197
4198
4199 MERKUCJO
4200         
4201                 Niczego, mój ty kocikrólu, chcę ci wziąć tylko jedno życie spomiędzy dziewięciu, jakie masz, abym się nim trochę popieścił; a za nowym spotkaniem uskubnąć ci i tamte ośm, jedno po drugim. Dalej! wyciągnij za uszy szpadę z powijaka, inaczej moja gwiźnie ci koło uszu, nim wyciągniesz swoją.
4202         
4203
4204
4205 TYBALT
4206         
4207                 Służę waćpanu.
4208         
4209
4210
4211 Dobywa szpady.
4212
4213
4214 ROMEO
4215         
4216                 Merkucjo, schowaj szpadę, jak mnie kochasz.
4217         
4218
4219
4220 MERKUCJO
4221         
4222                 Pokaż no swoje passado.
4223         
4224
4225
4226 Biją się.
4227
4228
4229 ROMEO
4230         
4231                 Benwolio,
4232                 Rozdziel ich! Wstydźcie się, moi panowie!
4233                 Wybaczcie sobie. Tybalcie! Merkucjo!
4234                 Książę wyraźnie zabronił podobnych
4235                 Starć na ulicach. Merkucjo! Tybalcie!
4236         
4237
4238
4239 Tybalt odchodzi ze swoimi.
4240
4241
4242 MERKUCJO
4243         
4244                 Zranił mię. Kaduk zabierz wasze domy!
4245                 Nie wybrnę z tego. Czy odszedł ten hultaj
4246                 I nie oberwał nic?
4247         
4248
4249
4250 BENWOLIO
4251         
4252                 Jesteś raniony?
4253         
4254
4255
4256 MERKUCJO
4257         
4258                 Tak, tak, draśniętym trochę, ale rdzennie.
4259                 Gdzie mój paź? Chłopcze, biegnij po chirurga.
4260         
4261
4262
4263 Wychodzi Paź.
4264
4265
4266 ROMEO
4267         
4268                 Zbierz męstwo, rana nie musi być wielka.
4269         
4270
4271
4272 MERKUCJO
4273         
4274                 Zepewne, nie tak głęboka jak studnia
4275                 Ani szeroka tak jak drzwi kościelne,
4276                 Ale wystarcza w sam raz, ręczę za to
4277                 Znajdziesz mię jutro spokojnym jak trusia.
4278                 Już się dla tego świata na nic nie zdam.
4279                 Bierz licho wasze domy! Żeby taki
4280                 Pies, szczur, kot na śmierć zadrapał człowieka!
4281                 Taki cap, taki warchoł, taki ciura.
4282                 Co się bić umie jak z arytmetyki!
4283                 Po kiego czorta ci się było mieszać
4284                 Między nas! Zranił mię pod bokiem twoim.
4285         
4286
4287
4288 ROMEO
4289         
4290                 Chciałem, Bóg widzi, jak najlepiej.
4291         
4292
4293
4294 MERKUCJO
4295         
4296                 Benwolio, pomóż mi wejść gdzie do domu.
4297                 Słabnę. Bierz licho oba wasze domy!
4298                 One mię dały na strawę robakom;
4299                 Będę nią, i to wnet. Kaduk was zabierz!
4300         
4301
4302
4303 Wychodzą Merkucjo i Benwolio.
4304
4305
4306 ROMEO
4307         
4308                 Ten dzielny człowiek, bliski krewny księcia
4309                 I mój najlepszy przyjaciel, śmiertelny
4310                 Poniósł cios za mnie; moją dobrą sławę
4311                 Tybalt znieważył; Tybalt, który nie ma
4312                 Godziny jeszcze, jak został mym krewnym.
4313                 O Julio! wdzięki twe mię zniewieściły
4314                 I z hartu zwykłej wyzuły mię siły.
4315         
4316
4317
4318 Benwolio powraca.
4319
4320
4321 BENWOLIO
4322         
4323                 Romeo, Romeo, Merkucjo skonał!
4324                 Mężny duch jego uleciał wysoko
4325                 Gardząc przedwcześnie swą ziemską powłoką.
4326         
4327
4328
4329 ROMEO
4330         
4331                 Dzień ten fatalny więcej takich wróży;
4332                 Gdy się raz zacznie złe, zwykle trwa dłużej.
4333         
4334
4335
4336 Tybalt powraca.
4337
4338
4339 BENWOLIO
4340         
4341                 Oto szalony Tybalt wraca znowu.
4342         
4343
4344
4345 ROMEO
4346         
4347                 On żyw! W tryumfie! A Merkucjo trupem!
4348                 Precz, pobłażliwa teraz łagodności!
4349                 Płomiennooka furio, ty mną kieruj!
4350                 Tybalcie, odbierz nazad swoje „podły”;
4351                 Zwracam ci, co mi dałeś! Duch Merkucja
4352                 Wznosi się ponad naszymi głowami
4353                 Dopominając się za swoją twojej.
4354                 Ty lub ja albo oba musim legnąć.
4355         
4356
4357
4358 TYBALT
4359         
4360                 Nikczemny chłystku, tyś mu tu był druhem,
4361                 Bądźże i owdzie.
4362         
4363
4364
4365 ROMEO
4366         
4367                 To się tym rozstrzygnie.
4368         
4369
4370
4371 Walczą. Tybalt pada.
4372
4373
4374 BENWOLIO
4375         
4376                 Romeo, uchodź, oddal się, uciekaj!
4377                 Rozruch się wszczyna i Tybalt nie żyje.
4378                 Nie stój jak wryty; jeśli cię schwytają,
4379                 Książę cię na śmierć skaże; chroń się zatem!
4380         
4381
4382
4383 ROMEO
4384         
4385                 Jestem igraszką losu!
4386         
4387
4388
4389 BENWOLIO
4390         
4391                 Prędzej! prędzej!
4392         
4393
4394
4395 Romeo wychodzi. Wchodzą obywatele itd.
4396
4397
4398 PIERWSZY OBYWATEL
4399         
4400                 Gdzie on? Gdzie uszedł zabójca Merkucja?
4401                 Zabójca Tybalt w którą uszedł stronę?
4402         
4403
4404
4405 BENWOLIO
4406         
4407                 Tybalt tu leży.
4408         
4409
4410
4411 PIERWSZY OBYWATEL
4412         
4413                 Za mną, mości panie;
4414                 W imieniu księcia każęć być posłusznym.
4415         
4416
4417
4418 Wchodzą Książę z orszakiem, Monteki i Kapulet z małżonkami swymi i inne osoby.
4419
4420
4421 KSIĄŻĘ
4422         
4423                 Gdzie są nikczemni sprawcy tej rozterki?
4424         
4425
4426
4427 BENWOLIO
4428         
4429                 Dostojny książę, ja mogę objaśnić
4430                 Cały bieg tego nieszczęsnego starcia.
4431                 Oto tu leży, przez Romea zgładzon,
4432                 Zabójca twego krewnego, Merkucja.
4433         
4434
4435
4436 PANI KAPULET
4437         
4438                 Tybalt! Mój krewny! Syn mojego brata!
4439                 Boże! Tak marnie zgładzony ze świata!
4440                 O mości książę, błagam twej opieki,
4441                 Niech za krew naszą odda krew Monteki.
4442         
4443
4444
4445 KSIĄŻĘ
4446         
4447                 Benwolio, powiedz, kto ten spór zapalił?
4448         
4449
4450
4451 BENWOLIO
4452         
4453                 Tybalt, którego Romeo powalił.
4454                 Romeo darmo przekładał, jak próżną
4455                 Była ta kłótnia, przypominał zakaz
4456                 Waszej książęcej mości, ale wszystkie
4457                 Te przedstawienia, uczynione grzecznie,
4458                 Spokojnym głosem, nawet w korny sposób,
4459                 Nie mogły wpłynąć na zawzięty umysł
4460                 Tybalta. Zamiast skłonić się do zgody
4461                 Zwraca morderczą stal w Merkucja piersi,
4462                 Który, podobnież uniesiony, ostrze
4463                 Odpiera ostrzem i uszedłszy śmierci,
4464                 Śle ją nawzajem Tybaltowi: ale
4465                 Bez skutku, dzięki zręczności tamtego.
4466                 Romeo woła: „Hola! przyjaciele!
4467                 Stójcie! odstąpcie!”, i ramieniem szybszym
4468                 Od słów rozdziela skrzyżowane klingi,
4469                 Wpadając między nich; lecz w tejże chwili
4470                 Cios wymierzony z boku przez Tybalta
4471                 Przeciął Merkucja życie. Tybalt zniknął:
4472                 Wkrótce atoli ukazał się znowu,
4473                 Kiedy Romeo już był zemstą zawrzał.
4474                 Starli się w okamgnieniu i nim szpadę
4475                 Wyjąć zdołałem, by wstrzymać tę zwadę,
4476                 Już mężny Tybalt wskroś poległ przeszyty
4477                 Z ręki Romea, a Romeo uszedł.
4478                 Tak się rzecz miała: jeżelim się minął
4479                 Z prawdą, bodaj em ciężką śmiercią zginął.
4480         
4481
4482
4483 PANI KAPULET
4484         
4485                 On jest Montekich krewnym, przywiązanie
4486                 Czyni go kłamcą, nie wierz mu, o panie!
4487                 Ich tu przynajmniej ze dwudziestu było;
4488                 Dwudziestu przeciw jednemu walczyło.
4489                 Sprawiedliwości, panie! Kto śmierć zadał,
4490                 Słuszna, by śmiercią za to odpowiadał.
4491         
4492
4493
4494 KSIĄŻĘ
4495         
4496                 Tybalt ją zadał wprzód Merkucjuszowi,
4497                 Romeo jemu; któż słusznie odpowie?
4498         
4499
4500
4501 MONTEKI
4502         
4503                 Nie mój syn, panie; o, nie wyrzecz tego!
4504                 On był Merkucja najlepszym kolegą
4505                 I przyjacielem; w tym jedynie zgrzeszył,
4506                 Że Tybaltowi nieprawnie przyspieszył
4507                 Rygoru prawa.
4508         
4509
4510
4511 KSIĄŻĘ
4512         
4513                 I za ten to błąd
4514                 Banitujemy go na zawsze stąd.
4515                 Z bliska mię wasze dotknęły niesnaski,
4516                 Skoro mój własny dom cierpi z ich łaski;
4517                 Ale ja takie znajdę środki na nie,
4518                 Że wam spór każdy obmierzłym się stanie,
4519                 Wszelkie wykręty na nic się nie zdadzą:
4520                 Ni łzy, ni prośby winnym nie poradzą,
4521                 Uprzedzam! Niechaj Romeo ucieka,
4522                 Bo gdy schwytany będzie, śmierć go czeka.
4523                 Każcie stąd zabrać te zwłoki: Łaskawość
4524                 Zbrodnią jest, kiedy oszczędza nieprawość.
4525         
4526
4527
4528 Wychodzą.
4529
4530
4531
4532
4533
4534
4535 SCENA DRUGA
4536
4537
4538 Pokój w domu Kapuletów. Julia sama.
4539
4540
4541 JULIA
4542         
4543                 Pędźcie, ognistokopyte rumaki,
4544                 Ku państwom Feba; oby nowy jaki
4545                 Faeton dodał wam bodźca i rączej
4546                 Pognał was owdzie, gdzie się szlak dnia kończy!
4547                 Wierna kochankom nocy, spuść zasłonę,
4548                 By się wznieść mogły oczy w dzień spuszczone
4549                 I w te objęcia niedostrzeżonego
4550                 Sprowadź, ach! sprowadź mi Romea mego!
4551                 Miłości świeci pod twą czarną krepą
4552                 Jej własna piękność, a jeśli jest ślepą,
4553                 Tym stosowniejszy mrok dla niej. O nocy!
4554                 Cicha matrono, w ciemnej twej karocy
4555                 Przybądź i naucz mię niemym wyrazem,
4556                 Jak się to traci i wygrywa razem
4557                 Wśród gry niewinnej dwojga serc dziewiczych;
4558                 Skryj w płaszcza twego zwojach tajemniczych
4559                 Krew, co mi do lic bije z głębi łona;
4560                 Aż nieświadoma miłość, ośmielona,
4561                 Za skromność weźmie czyn swej świadomości.
4562                 Przyjdź, ciemna nocy! Przyjdź, mój dniu i w ciemności!
4563                 To twój blask, o mój luby, jaśnieć będzie
4564                 Na skrzydłach nocy, jak pióro łabędzie
4565                 Na grzbiecie kruka. Wstąp, o, wstąp w te progi!
4566                 Daj mi Romea, a po jego zgonie
4567                 Rozsyp go w gwiazdki! A niebo zapłonie
4568                 Tak, że się cały świat w tobie zakocha
4569                 I czci odmówi słońcu. Ach, jam sobie
4570                 Kupiła piękny przybytek miłości,
4571                 A w posiadanie jego wejść nie mogę;
4572                 Nabytą jestem także, a nabywca
4573                 Jeszcze mię nie ma! Dzień ten mi nieznośny
4574                 Jak noc, co święto jakowe poprzedza,
4575                 Niecierpliwemu dziecku, które nowe
4576                 Dostało szaty, a nie może zaraz
4577                 W nie się przystroić. A! niania kochana.
4578         
4579         
4580         Wchodzi Marta z drabinką sznurową w ręku.
4581         
4582         
4583                 Niesie mi wieści o nim, a kto tylko
4584                 Wymienia imię Romea, ten boski
4585                 Ma dar wymowy. Cóż tam, moja nianiu?
4586                 Co to masz? Czy to ta drabinka, którą
4587                 Romeo przynieść kazał? 
4588         
4589
4590
4591 MARTA
4592         
4593                 Tak, drabinka!
4594         
4595
4596
4597 Rzuca ją.
4598
4599
4600 JULIA
4601         
4602                 Dlaboga! czego załamujesz ręce?
4603         
4604
4605
4606 MARTA
4607         
4608                 Ach! on nie żyje, nie żyje! nie żyje!
4609                 Biada nam! biada nam! wszystko stracone!
4610                 On zginął! on nie żyje! on zabity!
4611         
4612
4613
4614 JULIA
4615         
4616                 Możeż być niebo tak okrutne?
4617         
4618
4619
4620 MARTA
4621         
4622                 Niebo
4623                 Nie jest okrutne, lecz Romeo; on to,
4624                 On jest okrutny. O Romeo! któż by
4625                 Się był spodziewał! Romeo! Romeo!
4626         
4627
4628
4629 JULIA
4630         
4631                 Cóżeś za szatan, że tak mię udręczasz?
4632                 Taki głos w piekle by tylko brzmieć winien.
4633                 Czyliż Romeo odjął sobie życie?
4634                 Powiedz: tak! a te trzy litery gorszy
4635                 Jad będą miały niż wzrok bazyliszka.
4636                 Jeżeli takie „tak” istnieje, Julia
4637                 Istnieć nie będzie; zawrą się na zawsze
4638                 Te usta, które to „tak” wywołały.
4639                 Zginąłli, powiedz: tak, jeżeli nie - nie;
4640                 W krótkich wyrazach zbaw albo mnie zabij.
4641         
4642
4643
4644 MARTA
4645         
4646                 Widziałam ranę na me własne oczy,
4647                 Boże, zmiłuj się nad nim, tu, tu oto,
4648                 Tu w samym środku mężnej jego piersi.
4649                 Straszny trup! straszny trup! blady jak popiół;
4650                 Cały zbroczony, cały krwią zbryzgany,
4651                 Zgęstłą krwią: ażem wzdrygnęła się patrząc.
4652         
4653
4654
4655 JULIA
4656         
4657                 O pęknij, serce! pęknij w tym przeskoku
4658                 Z bogactw do nędzy! Do więzienia, wzroku!
4659                 Już ty nie zaznasz swobody uroku.
4660                 Jak nas na ziemi złączył jeden ślub,
4661                 Tak niech nas w ziemi złączy jeden grób.
4662         
4663
4664
4665 MARTA
4666         
4667                 Tybalcie! mój najlepszy przyjacielu!
4668                 Luby Tybalcie! dziarski, walny chłopcze!
4669                 Czemuż mi, czemuż przyszło przeżyć ciebie?
4670         
4671
4672
4673 JULIA
4674         
4675                 Cóż to za wicher dmie z dwóch stron przeciwnych?
4676                 Romeo zginął? i Tybalt zabity?
4677                 Ogłoś więc, straszna trąbo, koniec świata!
4678                 Bo gdzież są żywi, gdy ci dwaj nie żyją?
4679         
4680
4681
4682 MARTA
4683         
4684                 Tybalt nie żyje, Romeo wygnany,
4685                 Romeo zabił go, jest więc wygnany.
4686         
4687
4688
4689 JULIA
4690         
4691                 Boże! Romeo przelał krew Tybalta?
4692         
4693
4694
4695 MARTA
4696         
4697                 On to, niestety, on, on to uczynił.
4698         
4699
4700
4701 JULIA
4702         
4703                 O serce żmii pod kwiecistą maską!
4704                 Kryłże się kiedy smok w tak pięknym lochu?
4705                 Luby tyranie, anielski szatanie!
4706                 Kruku w gołębich pierzach! Wilku w runie!
4707                 Nikczemny wątku w niebiańskiej postaci!
4708                 We wszystkim sprzeczny z tym, czym się wydajesz.
4709                 Szlachetny zbrodniu! Potępieńcze święty!
4710                 O, cóżeś miała do czynienia w piekle,
4711                 Naturo, kiedyś taki duch szatański
4712                 W raj tak pięknego ciała wprowadziła?
4713                 Byłaż gdzie książka tak ohydnej treści
4714                 W oprawie tak ozdobnej? Trzebaż, aby
4715                 Fałsz zamieszkiwał tak przepyszny pałac?!
4716         
4717
4718
4719 MARTA
4720         
4721                 Nie ma czci, nie ma wiary, nie ma prawdy,
4722                 Nie ma sumienia w ludziach; sama zmienność,
4723                 Sama przewrotność, chytrość i obłuda.
4724                 Pietrze! daj no mi trochę akwawity.
4725                 Te smutki, te zgryzoty, te cierpienia
4726                 Robią mię starą. Przeklęty Romeo!
4727                 Hańba mu!
4728         
4729
4730
4731 JULIA
4732         
4733                 Bodaj ci język oniemiał
4734                 Za to przekleństwo! Romeo nie zrodzon
4735                 Do hańby; hańba by wstydem spłonęła
4736                 Na jego czole! bo ono jest tronem,
4737                 Na którym honor śmiało by mógł zostać
4738                 Koronowany na monarchę świata.
4739                 O, jakże mogłam mu złorzeczyć!
4740         
4741
4742
4743 MARTA
4744         
4745                 Chceszże
4746                 Zbójcę krewnego twego uniewinniać?
4747         
4748
4749
4750 JULIA
4751         
4752                 Mamże potępiać mojego małżonka?
4753                 O biedny! któż by popieścił twe imię,
4754                 Gdybym ja, od trzech godzin twoja żona,
4755                 Miała je szarpać? Ależ, niegodziwy,
4756                 Za co ty mego zabiłeś krewnego!
4757                 Za to, że krewny niegodziwy zabić
4758                 Chciał mego męża. Precz, precz, łzy niewczesne!
4759                 Spłyńcie do źródła, które was wydało;
4760                 Dań waszych kropel przypada żalowi,
4761                 A nie radości, której ją płacicie.
4762                 Mój mąż, co Tybalt go chciał zabić, żyje,
4763                 A Tybalt, co chciał zabić mego męża,
4764                 Śmierć poniósł; w tym pociecha. Czegóż płaczę?
4765                 Ha! doszło moich uszu coś gorszego
4766                 Niż śmierć Tybalta; co mię wskroś przeszyło.
4767                 Chętnie bym o tym zapomniała, ale
4768                 To coś wcisnęło się tak w moją pamięć
4769                 Jak karygodny czyn w umysł grzesznika.
4770                 Tybalt nie żyje - Romeo wygnany!
4771                 To jedno słowo: wygnany, zabiło
4772                 Tysiąc Tybaltów. Śmierć Tybalta była
4773                 Sama już przez się dostatecznym ciosem;
4774                 Jeśli zaś ciosy lubią towarzystwo
4775                 I gwałtem muszą mieć za sobą świtę,
4776                 Dlaczegóż w ślad tych słów: Tybalt nie żyje!
4777                 Nie nastąpiło: twój ojciec nie żyje
4778                 Lub matka, albo i ojciec, i matka?
4779                 Żal byłby wtenczas całkiem naturalny,
4780                 Lecz gdy Tybalta śmierć ma za następstwo
4781                 To przeraźliwe: Romeo wygnany!
4782                 O, jednocześnie z tym wykrzykiem Tybalt,
4783                 Matka i ojciec, Romeo i Julia,
4784                 Wszyscy nie żyją. Romeo wygnany!
4785                 Z zbójczego tego wyrazu płynąca
4786                 Śmierć nie ma granic ni miary, ni końca
4787                 I żaden język nie odda boleści,
4788                 Jaką to straszne słowo w sobie mieści.
4789                 Gdzie moja matka i ojciec?
4790         
4791
4792
4793 MARTA
4794         
4795                 Przy zwłokach
4796                 Tybalta jęczą i łzy wylewają.
4797                 Chcesz tam panienka iść, to zaprowadzę.
4798         
4799
4800
4801 JULIA
4802         
4803                 Nie mnie oblewać łzami jego rany:
4804                 Moich przedmiotem Romeo wygnany.
4805                 Weź tę drabinkę. Biedna ty plecionko!
4806                 Ty zawód dzielisz z Romea małżonką:
4807                 Obie nas chybił los oczekiwany,
4808                 Bo on wygnany, Romeo wygnany!
4809                 Ty pozostajesz spuścizną jałową,
4810                 A ja w panieńskim stanie jestem wdową.
4811                 Pójdź, nianiu, prowadź mię w małżeńskie łoże,
4812                 Nie mąż, już tylko śmierć w nie wstąpić może.
4813         
4814
4815
4816 MARTA
4817         
4818                 Czekaj no, pójdę sprowadzić Romea,
4819                 By cię pocieszył. Wiem, gdzie on jest teraz.
4820                 Nie płacz; użyjem jeszcze tych plecionek
4821                 I twój Romeo wnet przed tobą stanie.
4822         
4823
4824
4825 JULIA
4826         
4827                 O, znajdź go! daj mu w zakład ten pierścionek
4828                 I na ostatnie proś go pożegnanie.
4829         
4830
4831
4832 Wychodzą.
4833
4834
4835
4836
4837
4838 SCENA TRZECIA
4839
4840
4841 Cela Ojca Laurentego. Wchodzi Ojciec Laurenty i Romeo.
4842
4843
4844 OJCIEC LAURENTY
4845         wchodząc
4846         
4847                 Romeo! Pójdź tu, pognębiony człeku!
4848                 Smutek zakochał się w umyśle twoim
4849                 I poślubiony jesteś niefortunnie.
4850         
4851
4852
4853 ROMEO
4854         
4855                 Cóż tam, cny ojcze? Jakiż wyrok księcia?
4856                 I jakaż dola nieznana ma zostać
4857                 Mą towarzyszką?
4858         
4859
4860
4861 OJCIEC LAURENTY
4862         
4863                 Zbyt już oswojony
4864                 Jest mój syn drogi z takim towarzystwem,
4865                 Przynoszęć wieści o wyroku księcia.
4866         
4867
4868
4869 ROMEO
4870         
4871                 Jakiż by mógł być łaskawszy prócz śmierci?
4872         
4873
4874
4875 OJCIEC LAURENTY
4876         
4877                 Z ust jego padło łagodniejsze słowo:
4878                 Wygnanie ciała, nie śmierć ciała, wyrzekł.
4879         
4880
4881
4882 ROMEO
4883         
4884                 Wygnanie? Zmiłuj się, jeszcze śmierć dodaj!
4885                 Wygnanie bowiem wygląda okropniej
4886                 Niż śmierć. Zaklinam cię, nie mów: wygnanie.
4887         
4888
4889
4890 OJCIEC LAURENTY
4891         
4892                 Wygnany jesteś z obrębu Werony.
4893                 Zbierz męstwo, świat jest długi i szeroki.
4894         
4895
4896
4897 ROMEO
4898         
4899                 Zewnątrz Werony nie ma, nie ma świata,
4900                 Tylko tortury, czyściec, piekło samo!
4901                 Stąd być wygnanym jest to być wygnanym
4902                 Ze świata; być zaś wygnanym ze świata
4903                 Jest to śmierć ponieść; wygnanie jest zatem
4904                 Śmiercią barwioną. Mieniąc śmierć wygnaniem,
4905                 Złotym toporem ucinasz mi głowę,
4906                 Z uśmiechem patrząc na ten cios śmiertelny.
4907         
4908
4909
4910 OJCIEC LAURENTY
4911         
4912                 O ciężki grzechu! O niewdzięczne serce!
4913                 Błąd twój pociąga z prawa śmierć za sobą:
4914                 Książę, ujmując się jednak za tobą,
4915                 Prawo życzliwie usuwa na stronę
4916                 I groźny wyraz: śmierć - w wygnanie zmienia,
4917                 Łaska to, i ty tego nie uznajesz?
4918         
4919
4920
4921 ROMEO
4922         
4923                 Katusza to, nie łaska. Tu jest niebo,
4924                 Gdzie Julia żyje; lada pies, kot, lada
4925                 Mysz marna, lada nikczemne stworzenie
4926                 Żyje tu w niebie, może na nią patrzeć,
4927                 Tylko Romeo nie może. Mdła mucha
4928                 Więcej ma mocy, więcej czci i szczęścia
4929                 Niźli Romeo; jej wolno dotykać
4930                 Białego cudu, drogiej ręki Julii
4931                 I nieśmiertelne z ust jej kraść zbawienie;
4932                 Z tych ust, co pełne westalczej skromności
4933                 Bez przerwy płoną i pocałowanie 
4934                 Grzechem być sądzą; mucha ma tę wolność,
4935                 Ale Romeo nie ma; on wygnany.
4936                 I mówisz, że wygnanie nie jest śmiercią?
4937                 Nie maszli żadnej trucizny, żadnego
4938                 Ostrza, żadnego środka nagłej śmierci,
4939                 Aby mię zabić, tylko ten fatalny
4940                 Wyraz — wygnanie? O księże, złe duchy
4941                 Wyją, gdy w piekle usłyszą ten wyraz:
4942                 I ty masz serce, ty, święty spowiednik,
4943                 Rozgrześca grzechów i szczery przyjaciel,
4944                 Pasy drzeć ze mnie tym słowem: wygnanie?
4945         
4946
4947
4948 OJCIEC LAURENTY
4949         
4950                 Stój, nierozumny szaleńcze, posłuchaj!
4951         
4952
4953
4954 ROMEO
4955         
4956                 Znowu mi będziesz prawił o wygnaniu.
4957         
4958
4959
4960 OJCIEC LAURENTY
4961         
4962                 Dam ci broń przeciw temu wyrazowi;
4963                 Balsamem w przeciwnościach — filozofia;
4964                 W tej więc otuchę czerp będąc wygnanym.
4965         
4966
4967
4968 ROMEO
4969         
4970                 Wygnanym jednak! O, precz z filozofią!
4971                 Czyż filozofia zdoła stworzyć Julię?
4972                 Przestawić miasto? Zmienić wyrok księcia?
4973                 Nic z niej; bezsilna ona, nie mów o niej.
4974         
4975
4976
4977 OJCIEC LAURENTY
4978         
4979                 Szaleni są więc głuchymi, jak widzę.
4980         
4981
4982
4983 ROMEO
4984         
4985                 Jak mają nie być, gdy mądrzy nie widzą.
4986         
4987
4988
4989 OJCIEC LAURENTY
4990         
4991                 Dajże mi mówić; przyjm słowa rozsądku.
4992         
4993
4994
4995 ROMEO
4996         
4997                 Nie możesz mówić tam, gdzie nic nie czujesz.
4998                 Bądź jak ja młodym, posiądź miłość Julii,
4999                 Zaślub ją tylko co, zabij Tybalta,
5000                 Bądź zakochanym jak ja i wygnanym,
5001                 A wtedy będziesz mógł mówić; o, wtedy
5002                 Będziesz mógł sobie z rozpaczy rwać włosy
5003                 I rzuć się na ziemię,jak ja teraz,
5004                 Na grób zawczasu biorąc sobie miarę.
5005         
5006
5007
5008 Rzuca się na ziemię. Słychać kołatanie.
5009
5010
5011 OJCIEC LAURENTY
5012         
5013                 Cicho, ktoś puka; ukryj się, Romeo.
5014         
5015
5016
5017 ROMEO
5018         
5019                 Nie; chyba para powstała z mych jęków,
5020                 Jak mgła, ukryje mię przed ludzkim wzrokiem.
5021         
5022
5023
5024 Kołatanie.
5025
5026
5027 OJCIEC LAURENTY
5028         
5029                 Słyszysz? pukają znowu. Kto tam? Powstań,
5030                 Powstań, Romeo! Chcesz być wziętym? Powstań;
5031         
5032
5033         Kołatanie.
5034         
5035         
5036                 Wnijdź do pracowni mojej. Zaraz, zaraz.
5037                 Cóż to za upór!
5038         
5039
5040         Kołatanie.
5041
5042         
5043                 Idę, idę, któż to
5044                 Tak na gwałt puka? Skąd wy? Czego chcecie?
5045         
5046
5047
5048 MARTA
5049         zewnątrz
5050         
5051                 Wpuśćcie mię, wnet się o wszystkim dowiecie.
5052                 Julia przysyła mię.
5053         
5054
5055
5056 OJCIEC LAURENTY
5057         
5058                 Witajże, witaj.
5059         
5060
5061
5062 Wchodzi Marta.
5063
5064
5065 MARTA
5066         
5067                 O! świątobliwy ojcze, powiedz, proszę,
5068                 Gdzie jest mąż mojej pani, gdzie Romeo?
5069         
5070
5071
5072 OJCIEC LAURENTY
5073         
5074                 Tu, na podłodze, łzami upojony.
5075         
5076
5077
5078 MARTA
5079         
5080                 Ach, on jest właśnie w stanie mojej pani,
5081                 Właśnie w jej stanie. Nieszczęsna sympatio!
5082                 Smutne zbliżenie! I ona tak leży
5083                 Płacząc i łkając, szlochając i płacząc.
5084                 Powstań pan, powstań, jeśli jesteś mężem!
5085                 O, powstań, podnieś się przez wzgląd na Julię!
5086                 Dlaczego dać się przygnębiać tak srodze?
5087         
5088
5089
5090 ROMEO
5091         
5092                 Marto!
5093         
5094
5095
5096 MARTA
5097         
5098                 Ach, panie! Wszystko na tym świecie
5099                 Kończy się śmiercią.
5100         
5101
5102
5103 ROMEO
5104         
5105                 Mówiłaś o Julii?
5106                 Cóż się z nią dzieje? O, pewnie mię ona
5107                 Ma za mordercę zakamieniałego,
5108                 Kiedym mógł naszych rozkoszy dzieciństwo
5109                 Splamić krwią, jeszcze tak bliską jej własnej.
5110                 Gdzie ona? Jak się miewa i co mówi
5111                 Na zawód w świeżo błysłym nam zawodzie?
5112         
5113
5114
5115 MARTA
5116         
5117                 Nic, tylko szlocha i szlocha, i szlocha;
5118                 To się na łóżko rzuca, to powstaje,
5119                 To woła: „Tybalt!”, to krzyczy: „Romeo!”
5120                 I znowu pada.
5121         
5122
5123
5124 ROMEO
5125         
5126                 Jak gdyby to imię
5127                 Z śmiertelnej paszczy działa wystrzelone
5128                 Miało ją zabić, tak jak jej krewnego
5129                 Zabiła ręka tego, co je nosi.
5130                 O! powiedz, powiedz mi, ojcze, przez litość,
5131                 W którym zakątku tej nędznej budowy
5132                 Mieszka me imię; powiedz, abym zburzył
5133                 To nienawistne siedlisko. Dobywa miecza.
5134         
5135
5136
5137 OJCIEC LAURENTY
5138         
5139                 Stój! Wstrzymaj
5140                 Dłoń rozpaczliwą! czy jesteś ty mężem?
5141                 Postać wskazuje twoja, że nim jesteś;
5142                 Łzy twe niewieście; dzikie twoje czyny
5143                 Cechują wściekłość bezrozumną zwierza.
5144                 W pozornym mężu ukryta niewiasto!
5145                 Zwierzu, przybrany w pozór tego dwojga!
5146                 Ty mnie w zdumienie wprawiasz. Jakem kapłan!
5147                 Myślałem, że masz więcej hartu w sobie.
5148                 Tybaltaś zabił, chcesz zabić sam siebie
5149                 I przez haniebny ten na siebie zamach
5150                 Zabić chcesz także tę, co żyje tobą?
5151                 Przecz tak uwłaczasz swemu urodzeniu,
5152                 Niebu i ziemi, skoro urodzenie,
5153                 Niebo i ziemia ci się śmieją? Wstydź się!
5154                 Krzywdzisz swą postać, swą miłość, swój rozum,
5155                 Boś ty jak lichwiarz bogaty w to wszystko,
5156                 Ale niczego tego nie używasz
5157                 W sposób mogący te dary ozdobić.
5158                 Kształtna twa postać jest figurą z wosku,
5159                 Skoro nie z męską cnotą idzie w parze;
5160                 Miłość twa w gruncie czczym krzywoprzysięstwem,
5161                 Skoro chcesz zabić tę, którejś ją ślubił.
5162                 Twój rozum, chluba kształtów i miłości,
5163                 Niezręczny w korzystaniu z tego dwojga,
5164                 Jest jak proch w rożku płochego żołnierza,
5165                 Co się zapala z własnej jego winy
5166                 I razi tego, którego miał bronić.
5167                 Otrząś się, człeku! Julia twoja żyje;
5168                 Julia, dla której umrzeć byłeś gotów;
5169                 W tymeś szczęśliwy. Tybalt chciał cię zabić,
5170                 Tyś jego zabił: w tym szczęśliwyś także.
5171                 Prawo, grożące ci śmiercią, zamienia
5172                 Śmierć na wygnanie, i w tymeś szczęśliwy.
5173                 Stosy na głowie błogosławieństw dźwigasz,
5174                 Szczęście najwabniej wdzięczy się do ciebie,
5175                 A ty, jak dziewka zepsuta, kapryśna,
5176                 Dąsasz się na tę szczodrotę fortuny.
5177                 Strzeż się, bo tacy marnie umierają.
5178                 Terazże idź do żony, jak to było
5179                 Wprzód umówione, i pociesz niebogę.
5180                 Pomnij wyjść jednak przed wart rozstawieniem;
5181                 Bo później przejść byś nie mógł do Mantui,
5182                 Gdzie masz przebywać tak długo, aż znajdziem
5183                 Czas do odkrycia waszego małżeństwa,
5184                 Do pojednania waszych nieprzyjaciół,
5185                 Do przebłagania księcia, na ostatek
5186                 Do sprowadzenia cię nazad, z radością
5187                 Dziesięciokroć sto tysięcy razy większą
5188                 Niż teraźniejszy twój smutek. Waćpani,
5189                 Idź naprzód; pozdrów ode mnie swą panią
5190                 I każ jej naglić wszystkich do spoczynku,
5191                 Ku czemu żal ich ułatwi namowę.
5192                 Romeo przyjdzie niebawem.
5193         
5194
5195
5196 MARTA
5197         
5198                 O panie!
5199                 Mogłabym całą noc stać tu i słuchać,
5200                 Co też to może nauczoność! Biegnę
5201                 Uprzedzić moją panią, że pan przyjdziesz.
5202         
5203
5204
5205 ROMEO
5206         
5207                 Idź, proś ją, niech się gotuje mię zgromić.
5208         
5209
5210
5211 MARTA
5212         
5213                 Oto pierścionek, który mi kazała
5214                 Doręczyć panu. Śpiesz się pan, już późno.
5215         
5216
5217
5218 Wychodzi Marta.
5219
5220
5221 ROMEO
5222         
5223                 O, jakże mi ten dar dodał otuchy!
5224         
5225
5226
5227 OJCIEC LAURENTY
5228         
5229                 Idź już, dobranoc! a pamiętaj, synu,
5230                 Wyjść jeszcze dzisiaj, nim zaciągną warty,
5231                 Albo w przebraniu wyjść jutro o świcie.
5232                 Osiądź w Mantui. Jeden z naszych braci
5233                 Nosić ci będzie od czasu do czasu
5234                 Zawiadomienie o każdym wypadku,
5235                 Jaki na twoją korzyść tu się zdarzy.
5236                 Daj rękę, późno już, bądź zdrów, dobranoc.
5237         
5238
5239
5240 ROMEO
5241         
5242                 Gdyby nie radość, co mię czeka, wczesny
5243                 Ten rozdział z tobą byłby zbyt bolesny.
5244                 Żegnam cię, ojcze.
5245         
5246
5247
5248 Wychodzą.
5249
5250
5251
5252
5253
5254 SCENA CZWARTA
5255
5256
5257 Pokój w domu Kapuletów. Wchodzą Kapulet, Pani Kapulet i Parys.
5258
5259
5260 KAPULET
5261         
5262                 Tak smutny dotknął nas, panie, wypadek.
5263                 Żeśmy nie mieli czasu mówić z Julią.
5264                 Krewny nasz, Tybalt, był jej nader drogim,
5265                 Nam także, ale rodzim się, by umrzeć.
5266                 Dziś ona już nie zejdzie, bo już późno.
5267                 Gdyby nie twoje, hrabio, odwiedziny,
5268                 Ja sam bym w łóżku był już od godziny.
5269         
5270
5271
5272 PARYS
5273         
5274                 Pora żałoby nie sprzyja zalotom;
5275                 Dobranoc, pani, poleć mnie swej córce.
5276         
5277
5278
5279 PANI KAPULET
5280         
5281                 Najchętniej, zaraz jutro ją wybadam;
5282                 Na dziś zamknęła się, by żal swój spłakać.
5283         
5284
5285
5286 KAPULET
5287         
5288                 Hrabio, za miłość naszego dziecięcia
5289                 Mogę ci ręczyć; mniemam, że się skłoni
5290                 Do mych przełożeń, co więcej, nie wątpię.
5291                 Pójdź do niej, żono, nim się spać położysz;
5292                 Oznajm jej cnego Parysa zamiary
5293                 I powiedzże jej, uważasz, iż w środę...
5294                 Zaczekaj, cóż to dzisiaj?
5295         
5296
5297
5298 PARYS
5299         
5300                 Poniedziałek.
5301         
5302
5303
5304 KAPULET
5305         
5306                 A! poniedziałek! Za wcześnie we środę;
5307                 Odłóżmy to na czwartek; w ten więc czwartek
5308                 Zostanie żoną szlachetnego hrabi.
5309                 Będzieszli gotów? Czy ci to dogadza?
5310                 Cicho się sprawim: jeden, dwóch przyjaciół...
5311                 Gdybyśmy bowiem po tak świeżej stracie
5312                 Bardzo hulali, ludzie, widzisz, hrabio,
5313                 Mogliby myśleć, że za lekko bierzem
5314                 Zgon tak bliskiego krewnego; dlatego
5315                 Wezwiem przyjaciół z jakie pół tuzina
5316                 I na tym koniec. Cóż mówisz na czwartek?
5317         
5318
5319
5320 PARYS
5321         
5322                 Rad bym, o panie, żeby już był jutro.
5323         
5324
5325
5326 KAPULET
5327         
5328                 To dobrze. Bądź nam zdrów. A więc we czwartek.
5329                 Wstąpże do Julii, żono, nim spać pójdziesz,
5330                 Przygotuj ją do ślubu. Bądź zdrów, hrabio.
5331                 Światła! hej! światła do mego pokoju!
5332                 Tak już jest późno, żebyśmy nieledwie
5333                 Mogli powiedzieć: tak rano. Dobranoc.
5334         
5335
5336
5337 Wychodzą.
5338
5339
5340
5341
5342
5343
5344 SCENA PIĄTA
5345
5346
5347 Pokój Julii. Wchodzą Romeo i Julia.
5348
5349
5350 JULIA
5351         
5352                 Chcesz już iść? Jeszcze ranek nie tak bliski,
5353                 Słowik to, a nie skowronek się zrywa
5354                 I śpiewem przeszył trwożne ucho twoje.
5355                 Co noc on śpiewa owdzie na gałązce
5356                 Granatu, wierzaj mi, że to był słowik.
5357         
5358
5359
5360 ROMEO
5361         
5362                 Skowronek to, ów czujny herold ranku,
5363                 Nie słowik; widzisz te zazdrosne smugi,
5364                 Co tam na wschodzie złocą chmur krawędzie?
5365                 Pochodnie nocy już się wypaliły
5366                 I dzień się wspina raźnie na gór szczyty.
5367                 Chcąc żyć, iść muszę lub zostając — umrzeć.
5368         
5369
5370
5371 JULIA
5372         
5373                 Owo światełko nie jest świtem; jest to
5374                 Jakiś meteor od słońca wysłany,
5375                 Aby ci służył w noc na przewodnika
5376                 I do Mantui rozjaśnił ci drogę,
5377                 Zostań więc, nie masz potrzeby się śpieszyć.
5378         
5379
5380
5381 ROMEO
5382         
5383                 Niech mię schwytają, na śmierć zaprowadzą,
5384                 Rad temu będę, bo Julia chce tego.
5385                 Nie, ten brzask nie jest zapowiedzią ranka,
5386                 To tylko blady odblask lica luny;
5387                 To nie skowronek, co owdzie piosenką
5388                 Bijąc w niebiosa wznosi się nad nami.
5389                 Więcej mię względów skłania tu pozostać
5390                 Niż nagle odejść. O śmierci, przybywaj!
5391                 Chętnie cię przyjmę, bo Julia chce tego.
5392                 Cóż, luba? prawda, że jeszcze nie dnieje?
5393         
5394
5395
5396 JULIA
5397         
5398                 O, dnieje, dnieje! Idź, spiesz się, uciekaj!
5399                 Głos to skowronka grzmi tak przeraźliwie
5400                 I niestrojnymi, ostrymi dźwiękami
5401                 Razi me ucho. Mówią, że skowronek
5402                 Miło wywodzi; z tym się ma przeciwnie,
5403                 Bo on wywodzi nas z objęć wzajemnych.
5404                 Skowronek, mówią, z obrzydłą ropuchą
5405                 Zamienił oczy; o, rada bym teraz,
5406                 Żeby był także i głos z nią zamienił,
5407                 Bo ten głos, w smutnej rozstania potrzebie,
5408                 Dzień przywołując, odwołuje ciebie.
5409                 Idź już, idź: ciemność coraz to się zmniejsza.
5410         
5411
5412
5413 ROMEO
5414         
5415                 A dola nasza coraz to ciemniejsza!
5416         
5417
5418
5419 Wchodzi Marta.
5420
5421
5422 MARTA
5423         
5424                 Pst! pst!
5425         
5426
5427
5428 JULIA
5429         
5430                 Co?
5431         
5432
5433
5434 MARTA
5435         
5436                 Starsza pani tu nadchodzi,
5437                 Dzień świta: baczność, bo się narazicie.
5438         
5439
5440
5441 Wychodzi.
5442
5443
5444 JULIA
5445         
5446                 O okno, wpuśćże dzień, a wypuść życie!
5447         
5448
5449
5450 ROMEO
5451         wychodząc przez okno
5452         
5453                 Bądź zdrowa! Jeszcze jeden uścisk krótki.
5454         
5455
5456
5457 JULIA
5458         
5459                 Już idziesz; o mój drogi! mój milutki!
5460                 Muszę mieć co dzień wiadomość o tobie;
5461                 A każda chwila równą będzie dobie.
5462                 Zgrzybieję licząc podług tej rachuby,
5463                 Nim cię zobaczę znowu, o mój luby.
5464         
5465
5466
5467 ROMEO
5468         
5469                 Ilekroć będę mógł, tylekroć twoję
5470                 Drogą troskliwość pewnie zaspokoję.
5471         
5472
5473
5474 Znika za oknem.
5475
5476
5477 JULIA
5478         
5479                 Jak myślisz, czy się znów ujrzymy kiedy?
5480         
5481
5482
5483 ROMEO
5484         
5485                 Nie wątpię o tym, najmilsza, a wtedy
5486                 Wszystkie cierpienia nasze kwiatem tkaną
5487                 Kanwą do słodkich rozmów nam się staną.
5488         
5489
5490
5491 JULIA
5492         
5493                 Boże! przeczuwam jakąś ciężką dolę;
5494                 Wydajesz mi się teraz tam na dole
5495                 Jak trup, z którego znikły życia ślady.
5496                 Czy mię wzrok myli? Jakiżeś ty blady!
5497         
5498
5499
5500 ROMEO
5501         
5502                 I twoja także twarz jak pogrobowa.
5503                 Smutek nas trawi. Bądź zdrowa! bądź zdrowa!
5504         
5505
5506
5507 JULIA
5508         odstępując od okna
5509         
5510                 O losie! ludzie mienią cię niestałym;
5511                 Toż więc przez zawiść tylko prześladujesz
5512                 Tych, co kochają stale? Bądź niestały,
5513                 Bo wtedy będę mogła mieć nadzieję,
5514                 Że go niedługo będziesz zatrzymywał
5515                 I wrócisz nazad.
5516         
5517
5518
5519 PANI KAPULET 
5520         za sceną
5521         
5522                 Julio! czyś już wstała?
5523         
5524
5525
5526 JULIA
5527         
5528                 Któż to mię woła! Głosże to mej matki?
5529                 Nie spałaż ona czy wstała tak rano?
5530                 Jakiż niezwykły powód ją sprowadza?
5531         
5532
5533
5534 Wchodzi Pani Kapulet.
5535
5536
5537 PANI KAPULET
5538         
5539                 Jak się masz, Julciu?
5540         
5541
5542
5543 JULIA
5544         
5545                 Niedobrze mi, matko!
5546         
5547
5548
5549 PANI KAPULET
5550         
5551                 Wciąż jeszcze płaczesz nad stratą Tybalta?
5552                 Chceszże go łzami dobyć z grobu? Choćbyś
5553                 Dopięła tego, wskrzesić go nie zdołasz.
5554                 Przestań więc; pewien żal może dowodzić
5555                 Wielkiej miłości, ale wielkość żalu
5556                 Dowodzi pewnej płytkości pojęcia.
5557         
5558
5559
5560 JULIA
5561         
5562                 Trudno na taką stratę nie być czułą.
5563         
5564
5565
5566 PANI KAPULET
5567         
5568                 Tak, ale płacząc czujesz tylko stratę,
5569                 Nie tego, po kim płaczesz, moje dziecko.
5570         
5571
5572
5573 JULIA
5574         
5575                 Tak czując stratę, mogę tylko płakać.
5576         
5577
5578
5579 PANI KAPULET
5580         
5581                 Przyznaj się jednak, że nie tyle płaczesz
5582                 Nad jego śmiercią, jako raczej nad tym,
5583                 Że jeszcze żyje ten łotr, co go zabił.
5584         
5585
5586
5587 JULIA
5588         
5589                 Jaki łotr, pani?
5590         
5591
5592
5593 PANI KAPULET
5594         
5595                 Ten ci łotr Romeo.
5596         
5597
5598
5599 JULIA
5600         na stronie
5601         
5602                 On i łotr żyją daleko od siebie.
5603         
5604                 głośno
5605         
5606                 Przebacz mu, Boże, tak jak ja przebaczam,
5607                 A przecież nie ma na świecie człowieka,
5608                 Który by bardziej ciężył mi na sercu.
5609         
5610
5611
5612 PANI KAPULET
5613         
5614                 Że mimo swoich niecnot jeszcze żyje.
5615         
5616
5617
5618 JULIA
5619         
5620                 Że go nie mogę dosiąc tym ramieniem,
5621                 Rada bym sama móc się na nim zemścić.
5622         
5623
5624
5625 PANI KAPULET
5626         
5627                 Dozna on zemsty; nie troszcz się i nie płacz,
5628                 Zlecę ja pewnej osobie w Mantui,
5629                 Gdzie ten wygnany renegat się schronił,
5630                 Dać mu traktament tak zniewalający,
5631                 Że wnet pospieszy za Tybaltem.Wtedy
5632                 Będziesz, spodziewam się, zaspokojona.
5633         
5634
5635
5636 JULIA
5637         
5638                 Nie zaspokoi mnie Romeo nigdy,
5639                 Dopóki tylko żyć będzie; tak silnie
5640                 Boleść po krewnym rozjątrza mi serce.
5641                 O pani, jeśli tylko znajdziesz kogo,
5642                 Co się podejmie podać mu truciznę,
5643                 Ja ją przyrządzę, by po jej wypiciu
5644                 Romeo zasnąć mógł jak najspokojniej.
5645                 Jakże mię korci słyszeć jego imię
5646                 I nie móc zaraz dostać się do niego,
5647                 By przywiązaniu memu do Tybalta
5648                 Dać odwet na tym, co go zamordował.
5649         
5650
5651
5652 PANI KAPULET
5653         
5654                 Znajdź ty sposoby, ja znajdę człowieka,
5655                 Terazże mam ci udzielić, dziewczyno,
5656                 Wesołych nowin.
5657         
5658
5659
5660 JULIA
5661         
5662                 Wesołe nowiny
5663                 Pożądanymi są w tak smutnych czasach.
5664                 Jakaż tych nowin treść, kochana matko?
5665         
5666
5667
5668 PANI KAPULET
5669         
5670                 Masz troskliwego ojca, moje dziecię;
5671                 On to, ażeby smutek twój rozproszyć,
5672                 Umyślił i wyznaczył dzień na radość
5673                 Tak dla cię, jak i dla mnie niespodzianą.
5674         
5675
5676
5677 JULIA
5678         
5679                 Cóż to za radość, matko? mogęż wiedzieć?
5680         
5681
5682
5683 PANI KAPULET
5684         
5685                 Ta, a nie inna, że w ten czwartek z rana
5686                 Piękny, szlachetny, młody hrabia Parys
5687                 Ma cię uczynić szczęśliwą małżonką
5688                 W Świętego Piotra kościele.
5689         
5690
5691
5692 JULIA
5693         
5694                 Na kościół
5695                 Świętego Piotra i Piotra samego!
5696                 Nigdy on, nigdy tego nie uczyni!
5697                 Zdumiewa mię ten pośpiech. Mam iść za mąż,
5698                 Nim ten, co moim ma być mężem, zaczął
5699                 Starać się o mnie, nim mi się dał poznać?
5700                 Proszę cię, matko, powiedz memu ojcu,
5701                 Że jeszcze nie chcę iść za mąż, a gdybym
5702                 Koniecznie miała iść, to bym wolała 
5703                 Pójść za Romea, który, jak wiesz dobrze,
5704                 Jest mi z całego serca nienawistny,
5705                 Niż za Parysa. Ha! to mi nowina!
5706         
5707
5708
5709 Wchodzi Kapulet i Marta.
5710
5711
5712 PANI KAPULET
5713         
5714                 Oto twój ojciec, powiedz mu to sama;
5715                 Zobaczym, jak on przyjmie twą odpowiedź.
5716         
5717
5718
5719 KAPULET
5720         
5721                 Kiedy dzień kona, niebo spuszcza rosę;
5722                 Ale po skonie naszego krewnego
5723                 Pada ulewny deszcz. Cóż to, dziewczyno?
5724                 Czy jesteś cebrem? Ciągle jeszcze we łzach?
5725                 Ciągłe wezbranie? W małej swej istocie
5726                 Przedstawiasz obraz łodzi, morza, wiatru:
5727                 Bo twoje oczy, jakby morze, ciągle
5728                 Falują łzami: biedne twoje ciało
5729                 Jak łódź żegluje po tych słonych falach.
5730                 Wiatrem na koniec są westchnienia twoje,
5731                 Które ze łzami walcząc, a łzy z nimi,
5732                 Jeżeli nagła nie nastąpi cisza,
5733                 Strzaskają twoją łódkę. I cóż, żono?
5734                 Czyś jej zamiary nasze objawiła?
5735         
5736
5737
5738 PANI KAPULET
5739         
5740                 Tak, ale nie chce i dziękuje za nie,
5741                 Bodajby była z grobem zaślubiona!
5742         
5743
5744
5745 KAPULET
5746         
5747                 Co? Jak to? Nie chce? Nie chce? Nie chce, mówisz?
5748                 Nie jest nam wdzięczna? Nie pyszni się z tego?
5749                 Nie poczytuje sobie za szczyt szczęścia,
5750                 Niegodna, żeśmy jej najgodniejszego
5751                 Z werońskich chłopców wybrali na męża?
5752         
5753
5754
5755 JULIA
5756         
5757                 Nie pysznam z tego, alem wdzięczna za to
5758                 Pyszna, zaiste, nie mogę być z tego,
5759                 Co nienawidzę; lecz wdzięczna być winnam
5760                 I za nienawiść w postaci miłości.
5761         
5762
5763
5764 KAPULET
5765         
5766                 Cóż to znów? cóż to? Logika w spódnicy!
5767                 Pysznam i wdzięcznam, i zasię nie wdzięcznam,
5768                 Jednak nie pysznam! Słuchaj, świdrzygłówko,
5769                 Nie dziękuj wdzięcznie ni się pyszń z niepyszna,
5770                 Lecz zbierz swe sprytne klepki na ten czwartek,
5771                 By pójść z Parysem do Świętego Piotra,
5772                 Albo cię każę zawlec tam na smyczy.
5773                 Rozumiesz? ty blednico, ty tłumoku;
5774                 Lalko łojowa!
5775         
5776
5777
5778 PANI KAPULET
5779         
5780                 Wstydź się! czyś oszalał?
5781         
5782
5783
5784 JULIA
5785         
5786                 Błagam cię, ojcze, na klęczkach cię błagam,
5787                 Pozwól powiedzieć sobie tylko słowo.
5788         
5789
5790
5791 KAPULET
5792         
5793                 Precz, wszetecznico! dziewko nieposłuszna!
5794                 Ja ci powiadam: gotuj się w ten czwartek
5795                 Iść do kościoła lub nigdy, przenigdy
5796                 Na oczy mi się więcej nie pokazuj.
5797                 Nic nie mów ani piśnij, ani trunij:
5798                 Palce mię świerzbią. Myśleliśmy, żono,
5799                 Że nas za skąpo Bóg pobłogosławił
5800                 Dając nam jedno dziecko; teraz widzę,
5801                 Że i to jedno jest jednym za wiele
5802                 I że w niej mamy bicz boży. Precz, plucho!
5803                 Cyganko jakaś!
5804         
5805
5806
5807 MARTA
5808         
5809                 Błogosław jej Boże!
5810                 Jegomość grzeszy, tak fukając na nią.
5811         
5812
5813
5814 KAPULET
5815         
5816                 Doprawdy! Czy tak sądzi wasza mądrość?
5817                 Idźże pytlować gębą z kumoszkami.
5818         
5819
5820
5821 MARTA
5822         
5823                 Nie mówię bluźnierstw.
5824         
5825
5826
5827 KAPULET
5828         
5829                 Terefere kuku!
5830         
5831
5832
5833 MARTA
5834         
5835                 Czyż mówić zbrodnia?
5836         
5837
5838
5839 KAPULET
5840         
5841                 Milcz, stara trajkotko!
5842                 Schowaj swój rozum na babskie sejmiki.
5843                 Tu niepotrzebny.
5844         
5845
5846
5847 PANI KAPULET
5848         
5849                 Za gorący jesteś.
5850         
5851
5852
5853 KAPULET
5854         
5855                 Na miłość boską, to trzeba oszaleć!
5856                 W dzień, w noc, wieczorem, rano, w domu, w mieście,
5857                 Sam, w towarzystwie, we śnie i na jawie
5858                 Ciągle i ciągle ot, rozmyślam tylko
5859                 O jej zamęściu; i teraz, gdym znalazł
5860                 Dlań oblubieńca książęcego rodu,
5861                 Pana rozległych majątków, młodego,
5862                 Ukształconego, uposażonego
5863                 Dokolusieńka, jak mówią, w przymioty,
5864                 Jakich się może od mężczyzny żądać;
5865                 Trzeba, ażeby mi jedna smarkata,
5866                 Mazgajowata gęś odpowiedziała:
5867                 Nie chcę iść za mąż, nie mogę pokochać,
5868                 Jestem za młoda, wybaczcie mi, proszę.
5869                 Nie chcesz iść za mąż? a to nie idź, zgoda,
5870                 Ale mi nie właź w oczy; żeruj sobie,
5871                 Gdzie tylko zechcesz, byle nie w mym domu.
5872                 Zważ to, pamiętaj, nie zwykłym żartować.
5873                 Czwartek za pasem; przyłóż dłoń do serca;
5874                 Namyśl się dobrze; będzieszli powolna,
5875                 Znajdziesz dobrego we mnie przyjaciela,
5876                 A nie, to marniej, żebrz, jęcz, mrzej pod płotem;
5877                 Bo jak Bóg w niebie, nigdy cię nie uznam
5878                 Za moje dziecko i z mojego mienia
5879                 Nawet źdźbło nigdy ci się nie oberwie.
5880                 Możesz się na to spuścić, jestem słowny.
5881         
5882
5883
5884 Wychodzi.
5885
5886
5887 JULIA
5888         
5889                 Nie masz litości w niebie, która widzi
5890                 Całą głębokość mojego cierpienia?
5891                 Ty mię przynajmniej nie odpychaj, matko!
5892                 Zwlecz to małżeństwo na miesiąc, na tydzień
5893                 Albo mi pościel oblubieńcze łoże
5894                 W tymże grobowcu, w którym Tybalt leży.
5895         
5896
5897
5898 PANI KAPULET
5899         
5900                 Nie mów nic do mnie, nic ci nie odpowiem;
5901                 Rób, co chcesz, wszystko mi to obojętne.
5902         
5903
5904
5905 Wychodzi.
5906
5907
5908 JULIA
5909         
5910                 O Boże! O ty, moja karmicielko!
5911                 Poradź mi, powiedz, jak temu zaradzić?
5912                 Mój mąż na ziemi, moja wiara w niebie;
5913                 Jakżeż ta wiara ma na ziemię wrócić,
5914                 Nim mój mąż sam mi ją powróci z nieba
5915                 Po opuszczeniu ziemi? Daj mi radę.
5916                 Niestety! Że też nieba mogą nękać
5917                 Tak mdłą istotę jak ja! Nic nie mówisz?
5918                 Nie maszże żadnej pociechy, żadnego 
5919                 Na to lekarstwa?
5920         
5921
5922
5923 MARTA
5924         
5925                 Mam ci, a to takie:
5926                 Romeo na wygnaniu i o wszystko
5927                 Można iść w zakład, że cię już nie przyjdzie
5928                 Nagabać więcej, chybaby ukradkiem.
5929                 Ponieważ tedy rzecz tak stoi, sądzę,
5930                 Że nic lepszego nie masz do zrobienia
5931                 Jak pójść za hrabię. Dalipan, to wcale,
5932                 Co się nazywa, przystojny mężczyzna.
5933                 Romeo kołek przy nim; orzeł, pani,
5934                 Nie ma tak pięknych, żywych, bystrych oczu
5935                 Jak Parys. Nazwij mię hetką-pętelką,
5936                 Jeśli nie będziesz z kretesem szczęśliwa
5937                 W tym nowym stadle, bo ono jest stokroć
5938                 Lepsze niż pierwsze; a choćby nie było,
5939                 To i tak tamten pierwszy już nie żyje;
5940                 Tak jakby nie żył; przynajmniej dla ciebie,
5941                 Skoro, choć żyje, nie masz zeń pożytku.
5942         
5943
5944
5945 JULIA
5946         
5947                 Czy z serca mówisz?
5948         
5949
5950
5951 MARTA
5952         
5953                 Ba, i z duszy całej!
5954                 Jeśli nie z serca i nie z duszy, to je
5955                 Przeklnij oboje.
5956         
5957
5958
5959 JULIA
5960         
5961                 Amen!
5962         
5963
5964
5965 MARTA
5966         
5967                 Na co amen? 
5968         
5969
5970
5971 JULIA
5972         
5973                 Bardzoś mi przez to dodała otuchy,
5974                 Idźże i powiedz teraz mojej matce,
5975                 Że, naraziwszy się na gniew rodzica,
5976                 Poszłam do celi ojca Laurentego
5977                 Odprawić spowiedź i wziąć rozgrzeszenie.
5978         
5979
5980
5981 MARTA
5982         
5983                 O, idę! to mi pięknie i roztropnie.
5984         
5985
5986
5987 Wychodzi.
5988
5989
5990 JULIA
5991         
5992                 Stara niecnoto! Zdradziecki szatanie!
5993                 Cóż jest niegodniej, cóż jest większym grzechem:
5994                 Czy tak mię kusić do krzywoprzysięstwa?
5995                 Czy lżyć małżonka mego tymiż usty,
5996                 Którymi tyle razy go pod niebo
5997                 Wznosiłaś chwaląc? Precz, uwodzicielko!
5998                 Serce me odtąd zamknięte dla ciebie.
5999                 Pójdę poprosić ojca Laurentego,
6000                 By mi dał radę, a jeśli żadnego
6001                 Na tę przeciwność nie będzie sposobu,
6002                 Znajdę moc w sobie wstąpienia do grobu.
6003         
6004
6005
6006 Wychodzi.
6007
6008
6009
6010
6011
6012
6013
6014
6015
6016
6017 AKT CZWARTY
6018
6019
6020
6021
6022
6023 SCENA PIERWSZA
6024
6025
6026 Cela Ojca Laurentego. Ojciec Laurenty i Parys.
6027
6028
6029 OJCIEC LAURENTY
6030
6031         W ten czwartek zatem? To bardzo pośpiesznie.
6032
6033
6034
6035 PARYS
6036
6037         Mój teść, Kapulet, życzy sobie tego;
6038                 A ja powodu nie mam, by odwlekać.
6039
6040
6041
6042 OJCIEC LAURENTY
6043
6044         Nie znasz pan, mówisz, uczuć swojej przyszłej;
6045                 Krzywa to droga, ja takich nie lubię.
6046
6047
6048
6049 PARYS
6050
6051         Bez miary płacze nad śmiercią Tybalta,
6052                 Małom jej przeto mówił o miłości,
6053                 Bo Wenus w domu łez się nie uśmiecha.
6054                 Ojciec jej, mając to za niebezpieczne,
6055                 Że się tak bardzo poddaje żalowi,
6056                 W mądrości swojej przyśpiesza nasz związek,
6057                 By zatamować źródło tych łez, które
6058                 W odosobnieniu cieką za obficie.
6059                 A w towarzystwie prędzej mogą ustać.
6060                 Znasz teraz, ojcze, powód tej nagłości.
6061
6062
6063
6064 OJCIEC LAURENTY
6065 na stronie
6066
6067         Obym mógł nie znać powodów do zwłoki!
6068         
6069         głośno
6070         
6071         Patrz, hrabio, oto twa przyszła nadchodzi.
6072
6073
6074
6075 Wchodzi Julia.
6076
6077
6078 PARYS
6079
6080         Szczęsny traf dla mnie, piękna przyszła żono!
6081
6082
6083
6084 JULIA
6085
6086         Być może, przyszłość jest nieodgadniona.
6087
6088
6089
6090 PARYS
6091
6092         To „może” ma być już w ten czwartek z rana.
6093
6094
6095
6096 JULIA
6097
6098         Co ma być, będzie.
6099
6100
6101
6102 OJCIEC LAURENTY
6103
6104         Prawda to zbyt znana.
6105
6106
6107
6108 PARYS
6109
6110         Przyszłaś się, pani, spowiadać przed ojcem?
6111
6112
6113
6114 JULIA
6115
6116         Mówiąc to, panu bym się spowiadała.
6117
6118
6119
6120 PARYS
6121
6122         Nie zaprzecz przed nim, pani, że mię kochasz.
6123
6124
6125
6126 JULIA
6127
6128         Że jego kocham, to wyznam i panu.
6129
6130
6131
6132 PARYS
6133
6134         Wyznasz mi także, tuszę, że mnie kochasz.
6135
6136
6137
6138 JULIA
6139
6140         Gdyby tak było, większą by to miało
6141                 Wartość wyznane z daleka niż w oczy.
6142
6143
6144
6145 PARYS
6146
6147         Biedna! łzy bardzo twarz twą oszpeciły.
6148
6149
6150
6151 JULIA
6152
6153         Niewielkie przez to odniosły zwycięstwo;
6154                 Dosyć już była uboga przed nimi.
6155
6156
6157
6158 PARYS
6159
6160         Tym słowem bardziej ją krzywdzisz niż łzami.
6161
6162
6163
6164 JULIA
6165
6166         Nie jest to krzywda, panie, ale prawda,
6167                 I w oczy sobie ją mówię.
6168
6169
6170
6171 PARYS
6172
6173         Twarz twoja
6174                 Do mnie należy, a ty jej uwłaczasz.
6175
6176
6177
6178 JULIA
6179
6180         Nie przeczę; moja bowiem była inna.
6181                 Maszli czas teraz, mój ojcze duchowny,
6182                 Czyli też mam przyjść wieczór po nieszporach?
6183
6184
6185
6186 OJCIEC LAURENTY
6187
6188         Nie brak mi teraz czasu, smętne dziecię.
6189                 Racz, panie hrabio, zostawić nas samych.
6190
6191
6192
6193 PARYS
6194
6195         Niech mię Bóg broni świętym obowiązkom
6196                 Stać na przeszkodzie! Julio, w czwartek z rana
6197                 Przyjdę cię zbudzić. Bądź zdrowa tymczasem
6198                 I przyjm pobożne to pocałowanie.
6199
6200
6201
6202 Wychodzi.
6203
6204
6205 JULIA
6206
6207         O! zamknij, ojcze, drzwi; a jak je zamkniesz,
6208                 Przyjdź płakać ze mną. Nie ma już nadziei!
6209                 Nie ma ratunku! Nie ma ocalenia!
6210
6211
6212
6213 OJCIEC LAURENTY
6214
6215         Ach, Julio! Znam twą boleść; mnie samego
6216                 Nabawia ona prawie odurzenia,
6217                 Słyszałem, i nic tego nie odwlecze,
6218                 Że w przyszły czwartek wziąć masz ślub z tym hrabią
6219
6220
6221
6222 JULIA
6223
6224         Nie mów mi, ojcze, że o tym słyszałeś;
6225                 Chyba, że powiesz, jak tego uniknąć,
6226                 Jeżeli w swojej mądrości nie znajdziesz
6227                 Żadnego na to środka, to przynajmniej
6228                 Postanowienie moje nazwij mądrym,
6229                 A w tym sztylecie zaraz znajdę środek.
6230                 Bóg złączył moje i Romea ręce,
6231                 Ty nasze dłonie; i nim ta dłoń, świętą
6232                 Pieczęcią twoją z Romeem spojona,
6233                 Inny akt stwierdzi, nim to wierne serce
6234                 W zdradzieckim buncie odda się innemu,
6235                 To ostrze zada śmierć sercu i dłoni.
6236                 Daj mi więc jaką radę, zaczerpniętą
6237                 Z długoletniego doświadczenia twego,
6238                 Albo bądź świadkiem, jak ten nóż rozstrzygnie
6239                 Sprawę pomiędzy mną a moim losem,
6240                 Wnet zaradzając temu, czego ani
6241                 Wiek, ani rozum nie mógł doprowadzić
6242                 Do rozwiązania zgodnego z honorem.
6243                 Mów prędko; pilno mi wstąpić do grobu,
6244                 Jeśli mi powiesz, że nie ma sposobu.
6245
6246
6247
6248 OJCIEC LAURENTY
6249
6250         Stój, córko! Mam ja w myśli pewien środek,
6251                 Wymagający równie rozpaczliwej
6252                 Determinacji, jak jest rozpaczliwe
6253                 To, czemu chcemy zapobiec. Jeżeli,
6254                 Dla uniknięcia małżeństwa z Parysem,
6255                 Masz siłę woli odjąć sobie życie,
6256                 To się odważysz snadź na coś takiego,
6257                 Co będąc tylko podobnym do śmierci
6258                 Uwolni cię od hańby, jakiej chciałaś
6259                 Ujść przez zadanie jej sobie naprawdę.
6260                 Maszli odwagę, toć wskażę ten środek.
6261
6262
6263
6264 JULIA
6265
6266         O! każ mi, zamiast być żoną Parysa,
6267                 Skoczyć ze szczytu wieży; w rozbójniczych
6268                 Gościć jaskiniach, w legowiskach wężów,
6269                 Zamknij mię w jedną klatkę z niedźwiedziami
6270                 Albo mię wepchnij nocą do kostnicy,
6271                 Zewsząd pokrytej szczątkami szkieletów,
6272                 Poczerniałymi kośćmi i czaszkami,
6273                 Każ mi wejść żywcem w grób świeżo kopany
6274                 I w jeden całun z trupem się obwinąć;
6275                 Wszystko to dawniej dreszcz budziło we mnie,
6276                 Ale bez trwogi uczynię to zaraz,
6277                 Bylebym tylko pozostała czystą
6278                 Małżonką mego lubego kochanka.
6279
6280
6281
6282 OJCIEC LAURENTY
6283
6284         Słuchaj więc; idź do domu, bądź wesoła,
6285                 Przystań na związek z hrabią. Jutro środa;
6286                 Staraj się jutro na noc zostać sama,
6287                 Niech Marta nie śpi ten raz w twym pokoju.
6288                 Masz tu flaszeczkę; weźmiesz ją do łóżka
6289                 I filtrowany likwor ten wypijesz;
6290                 A wnet po wszystkich żyłach cię przebiegnie
6291                 Usypiający dreszcz, który owładnie
6292                 Wszelką żywotną funkcją; wszystkie pulsa
6293                 Wstrzymają w tobie swe zwyczajne bicie;
6294                 Ni dech, ni ciepło nie wskaże, że żyjesz.
6295                 Róże ust twoich i policzków zbledną
6296                 Jak popiół; oczu zasłony zapadną,
6297                 Jak gdy dłoń śmierci zakrywa dzień życia;
6298                 Każdy twój członek pozbawiony władzy
6299                 Zdrętwieje, stęgnie, zziębnie jak u trupa.
6300                 I w tym pozornym stanie nagłej śmierci
6301                 Zostawać będziesz czterdzieści dwie godzin,
6302                 Wtedy się ockniesz jak ze snu błogiego.
6303                 Gdy więc nazajutrz z rana narzeczony
6304                 Przyjdzie cię zbudzić, znajdzie cię umarłą;
6305                 Po czym, jak każe zwyczaj, przystrojona
6306                 W godowe szaty, w odsłoniętej trumnie,
6307                 Złożoną będziesz pod owym sklepieniem,
6308                 Gdzie leżą wszyscy ze krwi Kapuletów.
6309                 Uwiadomiony tymczasem przeze mnie
6310                 O naszym planie, Romeo przybędzie;
6311                 Wraz ze mną czekać będzie w owym lochu
6312                 Na twe ocknienie i tej samej nocy
6313                 Uprowadzi cię skrycie do Mantui.
6314                 To cię uchroni od hańby grożącej;
6315                 Jeśli brak woli lub niewieścia bojaźń
6316                 Od wykonania tego cię nie wstrzyma.
6317
6318
6319
6320 JULIA
6321
6322         O, daj mi, daj mi! nie mów o bojaźni!
6323
6324
6325
6326 OJCIEC LAURENTY
6327
6328         Masz, idź, bądź niewzruszona i szczęśliwa
6329                 W tym przedsięwzięciu! Wyprawię natychmiast
6330                 Jednego z naszych braci do Mantui
6331                 Z listem do twego męża.
6332
6333
6334
6335 JULIA
6336
6337         O nadziejo!
6338                 Ty mi bądź bodźcem, a hasłem Romeo!
6339                 Bądź zdrów, mój ojcze!
6340
6341
6342
6343 Odchodzi.
6344
6345
6346
6347
6348
6349 SCENA DRUGA
6350
6351
6352 Pokój w domu Kapuletów. Wchodzą Kapulet, Pani Kapulet, Marta i słudzy.
6353
6354
6355 KAPULET
6356 do Służącego
6357
6358         Proś te osoby, co tu są spisane.
6359
6360
6361 Służący wychodzi.
6362
6363
6364         A waść dwudziestu biegłych zbierz kucharzy.
6365
6366
6367
6368 DRUGI SŁUŻĄCY
6369
6370         Nie będzie zły ani jeden, jaśnie panie, bo się przekonam wprzód o każdym, czy umie sobie oblizywać palce.
6371
6372
6373
6374 KAPULET
6375
6376         A to na co?
6377
6378
6379
6380 DRUGI SŁUŻĄCY
6381
6382         Zły to kucharz, jaśnie panie, co nie oblizuje sobie palców, o którym się więc przekonam, że tego nie umie, tego nie sprowadzę.
6383
6384
6385
6386 KAPULET 
6387
6388         Ruszaj!
6389
6390
6391 Wychodzi Służący.
6392
6393
6394         Wątpię, czy wszystko na czas wygotujem.
6395                 Bodaj cię! Prawdaż to, że Julia poszła
6396                 Do ojca Laurentego?
6397
6398
6399
6400 MARTA
6401
6402         Poszła, panie.
6403
6404
6405
6406 KAPULET
6407
6408         To dobrze; może on co dla niej wskóra.
6409                 Cięta, uparta to skóra na buty.
6410
6411
6412
6413 Wchodzi Julia.
6414
6415
6416 MARTA
6417
6418         Patrz pan, jak raźnie wraca od spowiedzi.
6419
6420
6421
6422 KAPULET
6423
6424         No, sekutnico, gdzieżeś to bywała?
6425
6426
6427
6428 JULIA
6429
6430         Gdzie mię żałować nauczono, panie,
6431                 Za grzech uporu i nieposłuszeństwa
6432                 Naprzeciw woli twojej. Świątobliwy
6433                 Kapłan Laurenty kazał mi się rzucić
6434                 Do twych nóg i o przebaczenie prosić.
6435                 Przebacz mi, ojcze! będę już uległa.
6436
6437
6438
6439 KAPULET
6440
6441         Niech tam kto pójdzie prosić pana hrabię:
6442                 Jutro mieć muszę spleciony ten węzeł.
6443
6444
6445
6446 JULIA
6447
6448         Spotkałam hrabię w celi Laurentego
6449                 I okazałam mu miłość, jak mogłam,
6450                 Nie przekraczając granicy skromności.
6451
6452
6453
6454 KAPULET
6455
6456         To co innego; tak, to dobrze, powstań;
6457                 Tak być powinno, tak córce przystoi.
6458                 Prosić tu hrabię, żeby przyszedł zaraz.
6459                 Dalipan, święty to człek z tego mnicha;
6460                 Słusznie mu całe miasto cześć oddaje.
6461
6462
6463
6464 JULIA
6465
6466         Marto, pójdź ze mną do mego pokoju.
6467                 Wszak mi pomożesz przymierzyć przyborów,
6468                 Jakie na jutro uznasz za stosowne?
6469
6470
6471
6472 PANI KAPULET
6473
6474         Po co dziś? jutro będzie dosyć czasu.
6475
6476
6477
6478 KAPULET
6479
6480         Idź z nią, idź, jutro pójdziem do kościoła.
6481
6482
6483
6484 Julia z Martą wychodzi.
6485
6486
6487 PANI KAPULET
6488
6489         Nie wiem, czy zdążym z przygotowaniami;
6490                 Już wieczór.
6491
6492
6493
6494 KAPULET
6495
6496         Nie troszcz się; dojrzę wszystkiego
6497                 I wszystko będzie dobrze, za to ręczę.
6498                 Idź do Juleczki, pomóż jej się przebrać.
6499                 Ja się tej nocy nie położę; będę
6500                 Na ten raz pełnił urząd gospodyni.
6501                 Hej, służba! Cóż to? wszyscy się rozeszli?
6502                 Mniejsza z tym, pójdę sam hrabię uprzedzić
6503                 O zaszłej zmianie. Lekko mi na sercu,
6504                 Że się ten kozioł przecie opamiętał.
6505
6506
6507
6508 Wychodzą.
6509
6510
6511
6512
6513
6514 SCENA TRZECIA
6515
6516
6517 Pokój Julii. Wchodzi Julia i Marta.
6518
6519
6520 JULIA
6521
6522         Tak, ten strój wezmę. Ale, złota nianiu,
6523                 Proszę cię, zostaw mię na tę noc samą,
6524                 Bo dużo muszę pacierzy odmówić
6525                 Dla uproszenia sobie względów niebios
6526                 Nad moim stanem, jak wiesz, pełnym grzechu.
6527
6528
6529
6530 Wchodzi Pani Kapulet.
6531
6532
6533 PANI KAPULET
6534
6535         Takeś zajęta? Mamże ci dopomóc?
6536
6537
6538
6539 JULIA
6540
6541         Nie, pani; jużeśmy we dwie wybrały,
6542                 Co mi na jutro może być potrzebne.
6543                 Pozwól, bym teraz sama pozostała,
6544                 I niechaj Marta spędzi tę noc z tobą.
6545                 Pewnam, że wszyscy macie dość roboty 
6546                 Przy tym tak nagłym obchodzie.
6547
6548
6549
6550 PANI KAPULET
6551
6552         Dobranoc!
6553                 Połóż się, spocznij; potrzebujesz tego.
6554
6555
6556
6557 Wychodzą Pani Kapulet i Marta.
6558
6559
6560 JULIA
6561
6562         Dobranoc! Bóg wie, kiedy się zobaczym.
6563                 Zimny dreszcz trwogi na wskroś mię przejmuje
6564                 I jakby mrozi we mnie ciepło życia.
6565                 Zawołam na nie, by mnie pokrzepiły;
6566                 Nianiu! I po cóż tu ona? Straszliwy
6567                 Ten czyn wymaga właśnie samotności.
6568                 Ha! pójdź, flakonie!
6569                 Gdyby jednakże ten płyn nie skutkował?
6570                 Miałażbym gwałtem z hrabią być złączona?
6571                 Nie, nie, ucieczka w tym: leż tu w odwodzie.
6572         
6573         
6574         kładzie na stole sztylet
6575         
6576         A gdyby też to miała być trucizna,
6577                 Którą mi ksiądz ten zręcznie śmierć chce zadać,
6578                 By ujść zarzutu, że dał ślub kobiecie,
6579                 Którą już pierwej zaślubił z kim innym?
6580                 To by być mogło; ale nie, tak nie jest,
6581                 Bo jego świętość jest wypróbowana,
6582                 I nawet myśli tej nie chcę przypuszczać.
6583                 Lecz gdybym w grobie się ocknęła pierwej,
6584                 Nim mię Romeo przyjdzie oswobodzić?
6585                 To byłoby okropnie!
6586                 Nie udusiłażbym się wśród tych sklepień,
6587                 Gdzie nigdy zdrowe nie wnika powietrze,
6588                 I nie umarłażbym wprzód, nim Romeo
6589                 Przyjdzie na pomoc? A choćbym i żyła,
6590                 Czyliżby straszny wpływ nocy i śmierci,
6591                 Którą dokoła będę otoczona,
6592                 Obok wrażenia, jakie sprawić musi
6593                 Samaż miejscowość tego sklepionego
6594                 Starożytnego lochu, w którym kości
6595                 Zmarłych mych przodków od lat niepamiętnych
6596                 Nagromadzone leżą, kędy świeżo
6597                 Złożony Tybalt gnije pod całunem;
6598                 I kędy nocą, o pewnych godzinach,
6599                 Duchy, jak mówią odbywają schadzki;
6600                 Niestety! czyliżby prawdopodobnie
6601                 To wszystko, gdybym wcześniej się ocknęła,
6602                 A potem zapach trupi, krzyk podobny
6603                 Do tego, jaki wydaje ów korzeń
6604                 Ziela pokrzyku, gdy się go wyrywa,
6605                 Krzyk wprawiający ludzi w obłąkanie,
6606                 Czyliżby wszystko to, w razie ocknienia
6607                 Nie pomieszało mi zmysłów? Czyliżbym
6608                 Po szalonemu nie igrała wtedy
6609                 Z kośćmi mych przodków? nie poszła się pieścić
6610                 Z trupem Tybalta? i w tym rozstrojeniu
6611                 Nie rozbiłażbym sobie rozpaczliwie
6612                 Głowy piszczelą którego z pradziadów
6613                 Jak pałką? Patrzcie! patrzcie! zdaje mi się,
6614                 Że duch Tybalta widzę ścigający
6615                 Romea za to, że go wygnał z ciała.
6616                 Stój! stój, Tybalcie!
6617         
6618         przytyka flakon do ust
6619         
6620         Do ciebie, mój luby,
6621                 Spełniam ten toast zbawienia lub zguby.
6622
6623
6624
6625 Wypija napój i rzuca się na łóżko.
6626
6627
6628
6629
6630
6631 SCENA CZWARTA
6632
6633
6634 Sala w domu Kapuletów. Wchodzą Pani Kapulet i Marta.
6635
6636
6637 PANI KAPULET
6638
6639         Weź te półmiski i wydaj korzenie.
6640
6641
6642
6643 MARTA
6644
6645         Piekarz o pigwy woła i daktyle.
6646
6647
6648
6649 Wchodzi Kapulet.
6650
6651
6652 KAPULET
6653
6654         Spieszcie się, śpieszcie! Już drugi kur zapiał;
6655                 Poranny dzwonek ozwał się: to trzecia,
6656                 Dojrzyj ciast, moja Marto, nie szczędź przypraw.
6657
6658
6659
6660 MARTA
6661
6662         Co to za wścibstwo? Idźże się pan przespać.
6663         Dalipan, jutro się nam rozchorujesz
6664         Z tego niewczasu.
6665
6666
6667
6668 KAPULET
6669
6670         Ani krzty! Do licha!
6671                 Nie wysypiałem się dla spraw mniej ważnych,
6672                 A przecież nigdy nie zachorowałem.
6673
6674
6675
6676 PANI KAPULET
6677
6678         Wiem ci ja dobrze, wiem, umiał jegomość
6679                 Swojego czasu myszkować; lecz teraz
6680                 Ja czuwam nad tym, abyś pan nie czuwał.
6681
6682
6683
6684 Wychodzą Pani Kapulet i Marta.
6685
6686
6687 KAPULET
6688
6689         Zazdrosna sztuka!
6690
6691
6692 Wchodzą słudzy z rożnami, koszami i drzewem.
6693
6694
6695         Hej! co tam niesiecie?
6696
6697
6698
6699 PIERWSZY SŁUGA
6700
6701         Rzeczy do kuchni, ale nie wiem jakie.
6702
6703
6704
6705 KAPULET
6706
6707         Spiesz się.
6708
6709
6710 Wychodzi Służący.
6711
6712
6713         Idź, wasze, suchszych szczap narąbać;
6714                 Piotr ci kloc wskaże po temu.
6715
6716
6717
6718 DRUGI SŁUGA
6719
6720         Jeżeli
6721                 O kloca idzie, to dość mnie samego;
6722                 Nie potrzebuję się zwracać do Piotra.
6723
6724
6725
6726 Wychodzi.
6727
6728
6729 KAPULET
6730
6731         Masz słuszność; żywo! Wesołe ladaco!
6732                 Sam będziesz klocem. Dalipan, już dnieje
6733                 I hrabia będzie tu zaraz z muzyką.
6734                 Tak przyrzekł.
6735
6736
6737 Słychać muzykę.
6738
6739
6740         Otóż idzie; już go słychać.
6741                 Hej! Żono! Marto! Chodźcie tu! Hej! Marto!
6742
6743
6744 Wchodzi Marta.
6745
6746
6747         Idź, obudź Julkę, ubierz ją co żywo.
6748                 Ja pogawędzę tymczasem z Parysem.
6749                 Spiesz się, nie marudź; pan młody już przyszedł.
6750                 Co tchu się zwijaj.
6751
6752
6753
6754 Wychodzi.
6755
6756
6757
6758
6759
6760 SCENA PIĄTA
6761
6762
6763 Pokój Julii. Julia w łóżku. Wchodzi Marta.
6764
6765
6766 MARTA
6767
6768         Panienko! Julciu! Jak się to zaspało!
6769                 Wstawaj gołąbku! Wstawaj! Wstydź się, śpiochu!
6770                 Panienko! duszko! rybko! Ani mrumru!
6771                 Chcesz, widzę, wyspać się za cały tydzień.
6772                 Jakbyś wiedziała, że ci hrabia Parys
6773                 Następnej nocy nie da oka zmrużyć.
6774                 Odpuść mi, Panie, amen! Jak śpi smacznie!
6775                 Muszę ją jednak zbudzić. Julciu! Julciu!
6776                 Niech no cię hrabia Parys tak zastanie,
6777                 To się dopiero zerwiesz. Cóż to? w sukni?
6778                 Jużeś ubrana i znów się pokładłaś?
6779                 Dosyć już tego! Julciu! Panno Julio! -
6780                 Ha! przez Bóg żywy! Na pomoc! na pomoc!
6781                 Ona nie żyje! O, ja nieszczęśliwa!
6782                 Po co mi było się rodzić? Na pomoc!
6783                 Choć trochę akwawity! Panie! Pani!
6784
6785
6786
6787 Wchodzi Pani Kapulet.
6788
6789
6790 PANI KAPULET
6791
6792         Co za hałas?
6793
6794
6795
6796 MARTA
6797
6798         O dniu niefortunny!
6799
6800
6801
6802 PANI KAPULET
6803
6804         Mów, co się stało?
6805
6806
6807
6808 MARTA
6809
6810         Patrz, pani.
6811
6812
6813
6814 PANI KAPULET
6815
6816         O nieba!
6817                 O moje dziecię! o moja pociecho!
6818                 Wstań! odżyj albo umrę razem z tobą!
6819                 Na pomoc! wołaj pomocy!
6820
6821
6822
6823 Wchodzi Kapulet.
6824
6825
6826 KAPULET
6827
6828         Co za guzdralstwo! Pan młody już czeka.
6829
6830
6831
6832 MARTA
6833
6834         Ona nie żyje; rozstała się z życiem!
6835                 O dniu żałosny!
6836
6837
6838
6839 PANI KAPULET
6840
6841         O dniu opłakany!
6842                 Ona nie żyje, nie żyje, nie żyje!
6843
6844
6845
6846 KAPULET
6847
6848         Puśćcie mię, niech zobaczę... Jak lód zimna;
6849                 Krew w niej zastygła; członki jej zdrętwiały...
6850                 Dawno już życie z tych ust uleciało.
6851                 Śmierć ją zwarzyła, jak mróz najpiękniejszy
6852                 Pierwiosnek w maju. Nieszczęsny ja starzec!
6853
6854
6855
6856 MARTA
6857
6858         O niefortunny dniu!
6859
6860
6861
6862 PANI KAPULET
6863
6864         O dniu boleści!
6865
6866
6867
6868 KAPULET
6869
6870         Śmierć ta, niszcząca wszystkie me nadzieje,
6871                 Głos mi tamuje i zamyka usta.
6872
6873
6874
6875 Wchodzi Ojciec Laurenty i Parys z muzykantami.
6876
6877
6878 OJCIEC LAURENTY
6879
6880         Czy panna młoda już jest w pogotowiu
6881                 Iść do kościoła?
6882
6883
6884
6885 KAPULET
6886
6887         Iść, ale nie wrócić;
6888                 O synu, w wilię dnia twojego ślubu
6889                 Śmierć zaślubiła twą oblubienicę.
6890                 Patrz, oto leży ten kwiat w jej uścisku.
6891                 Śmierć jest mym zięciem, śmierć jest mym dziedzicem.
6892                 Umrę i wszystko jej oddam, bo wszystko 
6893                 Oddaje śmierci, kto oddaje ducha.
6894
6895
6896
6897 PARYS
6898
6899         Tak dawnom wzdychał do tego poranku
6900                 I takiż widok czekał mię u mety!
6901
6902
6903
6904 PANI KAPULET
6905
6906         Dniu nienawistny, przeklęty! ohydny,
6907                 Stokroć obmierzły, jakiemu równego
6908                 W obiegu swoim czas jeszcze nie widział!
6909                 Jedno mieć tylko, jedno biedne dziecko,
6910                 Jedną uciechę i jedną pociechę.
6911                 I tę zabiera śmierć nielitościwa!
6912
6913
6914
6915 MARTA
6916
6917         O smutny, smutny dniu! o dniu żałosny!
6918                 Najopłakańszy, najniefortunniejszy,
6919                 Jaki widziałam w życiu kiedykolwiek!
6920                 O dniu! o smutny dniu! O dniu żałosny!
6921                 Nie było nigdy jeszcze dnia takiego.
6922                 O! stokroć smutny dniu, stokroć żałosny!
6923
6924
6925
6926 PARYS
6927
6928         Okrutna, sroga świętokradzka śmierci!
6929                 Tyś mię podeszła, obdarła, zgnębiła.
6930                 Przez ciebiem niebo stracił, okrutnico!
6931                 O Julio! luba! życie! już nie życie.
6932                 Nie mniej jednakże luba i po śmierci!
6933
6934
6935
6936 KAPULET
6937
6938         Zawistny, twardy, niecny, zbójczy losie!
6939                 Po cóż ci, po co było tak tyrańsko
6940                 Wniwecz obracać naszą uroczystość!
6941                 O moje dziecko! raczej duszo moja,
6942                 Nie moje dziecko, bo dziecko jest trupem;
6943                 I wraz z nim cała pociech mych ostoja,
6944                 Cały wdzięk życia stał się śmierci łupem!
6945
6946
6947
6948 OJCIEC LAURENTY
6949
6950         Przestańcie! Rozpacz nie leczy rozpaczy.
6951                 Nadobne dziecię to było własnością
6952                 Zarówno nieba, jak i waszą, niebo
6953                 Zabrało swoją część; tym lepiej dla niej,
6954                 Wyście nie mogli waszej części ziemskiej
6955                 Ustrzec od śmierci, ale część jej lepszą
6956                 Niebo zachowa w wiekuistym życiu.
6957                 Jej wywyższenie było szczytem waszych
6958                 Życzeń i dążeń. W nim zakładaliście
6959                 Swój raj na ziemi i płaczecie teraz,
6960                 I rozpaczacie, widząc ją wzniesioną
6961                 Ponad obłoki do istnego raju?
6962                 O, zła to miłość jęczeć z żalu wtedy,
6963                 Kiedy tym, których kochamy, jest dobrze.
6964                 Nie ta dziewica dobrze poszła za mąż,
6965                 Co długie lata przeżyła w zamęściu,
6966                 Lecz ta, co młodo zamężną umiera.
6967                 Połóżcie tamę łzom i umaiwszy
6968                 To piękne ciało liśćmi rozmarynu,
6969                 Każcie je, wedle zwyczaju, niebawem
6970                 W świątecznych szatach zanieść do kościoła.
6971                 Świętymi wprawdzie są boleści prawa,
6972                 Przecież rozsądek z łez się naigrawa.
6973
6974
6975
6976 KAPULET
6977
6978         Cośmy na gody poprzysposabiali,
6979                 To musi teraz posłużyć na pogrzeb;
6980                 Weselna uczta zamieni się w stypę,
6981                 Dźwięk strun w jęk dzwonów, pieśni w smętne treny,
6982                 Mirtowy wieniec martwą skroń otoczy,
6983                 Słowem, wszystko się w opak przeistoczy.
6984
6985
6986
6987 OJCIEC LAURENTY
6988
6989         Wyjdźcie stąd, państwo, i ty, hrabio, także.
6990                 Niech się gotuje każdy odprowadzić
6991                 Te piękne zwłoki na wieczny spoczynek.
6992                 Snadź niebo na was o coś zagniewane;
6993                 Nie jątrzcież jego gniewu jeszcze gorzej
6994                 Oporem przeciw świętej woli bożej.
6995
6996
6997
6998 Wychodzą Kapulet, Pani Kapulet, Parys i Ojciec Laurenty.
6999
7000
7001 PIERWSZY MUZYKANT
7002
7003         Trzeba nam podobno schować dudy w miech i wynieść się za drzwi.
7004
7005
7006
7007 MARTA
7008
7009         Tak, tak, schowajcie swoje instrumenta,
7010                 Poczciwi ludzie, nie ma tu co robić.
7011
7012
7013
7014 DRUGI MUZYKANT
7015
7016         Możeć się jeszcze co znajdzie.
7017
7018
7019
7020 Wchodzi Piotr.
7021
7022
7023 PIOTR
7024
7025         Zagrajcie mi na basetli, panowie muzykanci, zagrajcie mi na basetli, jeżeli mi dobrze życzycie.
7026
7027
7028
7029 PIERWSZY MUZYKANT
7030
7031         Dlaczego na basetli?
7032
7033
7034
7035 PIOTR
7036
7037         Bo moja dusza gra teraz na drumli. Zagrajcie mi co smętnie skocznego dla rozweselenia.
7038
7039
7040
7041 PIERWSZY MUZYKANT
7042
7043         Daj nam waść pokój; nie pora teraz do gędźby.
7044
7045
7046
7047 PIOTR
7048
7049         Nie chcecie zatem?
7050
7051
7052
7053 PIERWSZY MUZYKANT
7054
7055         Nie.
7056
7057
7058
7059 PIOTR
7060
7061         Czekajcie, zapłacę wam za to.
7062
7063
7064
7065 PIERWSZY MUZYKANT
7066
7067         Czym takim?
7068
7069
7070
7071 PIOTR
7072
7073         Nie brzęczącą monetą, jak mi Bóg miły! ale bitą monetą; monetą godną rzępołów.
7074
7075
7076
7077 PIERWSZY MUZYKANT
7078
7079         To my się waćpanu równą monetą odpłacimy; monetą godną lokajów.
7080
7081
7082
7083 PIOTR
7084
7085         Wprzód ja wam lokajską klingą zagram po brzuchu.
7086
7087
7088
7089 DRUGI MUZYKANT
7090
7091         Schowaj, waćpan, swój rożen, a wydobądź lepiej swój dowcip.
7092
7093
7094
7095 PIOTR
7096
7097         Strzeżcie się ostrza mego dowcipu, bo was przeszyje na wylot. Baczność!
7098         
7099         śpiewa
7100
7101         
7102
7103         Gdy z piersi płynie jęk,
7104                 A serce żal zakrwawią,
7105                 Muzyki srebrny dźwięk...
7106
7107         
7108
7109         Dlaczego srebrny dźwięk? Dlaczego muzyki srebrny dźwięk? Cóż waść na to, mości Barania Kiszko?
7110
7111
7112
7113 PIERWSZY MUZYKANT
7114
7115         Jużci dlatego, że srebro ma dźwięk miły.
7116
7117
7118
7119 PIOTR
7120
7121         Pleciesz! a waść co na to, mości Klawicymbale?
7122
7123
7124
7125 DRUGI MUZYKANT
7126
7127         Dlatego sądzę, że muzykanci grają za srebro.
7128
7129
7130
7131 PIOTR
7132
7133         Pleciesz także! A waść co o tym sądzisz, mości Kaleczyuchu?
7134
7135
7136
7137 TRZECI MUZYKANT
7138
7139         Nie wiem doprawdy, co o tym sądzić.
7140
7141
7142
7143 PIOTR
7144
7145         O, przepraszam, zapomniałem, że jesteś śpiewakiem. No, to ja powiem za ciebie: „Muzyki srebrny dźwięk” mówi się dlatego, że muzykanci rzadko kiedy złoto za muzykę dostają.
7146         
7147         wychodzi śpiewając
7148         
7149         Muzyki srebrny dźwięk
7150                 Natychmiast ulgę sprawia.
7151
7152
7153
7154 PIERWSZY MUZYKANT
7155
7156         Cóż to za bezczelny łotr z tego hultaja!
7157
7158
7159
7160 DRUGI MUZYKANT
7161
7162         Pal go kaci! Zejdźmy tam na dół wmieszać się między orszak żałobny i czekać, rychło co spadnie z półmiska.
7163
7164
7165
7166 Wychodzą.
7167
7168
7169
7170
7171
7172
7173
7174
7175
7176
7177 AKT PIĄTY
7178
7179
7180
7181
7182
7183 SCENA PIERWSZA
7184
7185
7186 Mantua. Ulica. Wchodzi Romeo.
7187
7188
7189 ROMEO
7190
7191         Jeżeli można ufać sennym wróżbom,
7192                 Wkrótce mię czeka jakaś wieść radosna.
7193                 Król mego łona oddycha swobodnie
7194                 I duch mój przez dzień cały niezwyczajnie
7195                 Lekkim nad ziemię wznosi się polotem:
7196                 Śniłem, że moja ukochana przyszła
7197                 I że znalazła mię nieżywym (dziwny
7198                 Sen, co pozwala myśleć umarłemu!),
7199                 Lecz ona swymi pocałowaniami
7200                 Tyle tchu wlała w martwe moje usta,
7201                 Żem nagle odżył i został cesarzem.
7202                 Ach, jakże słodką jest miłość naprawdę,
7203                 Kiedy jej mara taką rozkosz sprawia!
7204
7205 Wchodzi Baltazar.
7206
7207
7208         Wieści z Werony! - Cóż tam, Baltazarze?
7209                 Czy mi przynosisz list od Laurentego?
7210                 Co robi Julia? Czy zdrów jest mój ojciec?
7211                 Jak się ma Julia? Po raz drugi pytam.
7212                 Bo nie ma złego, jeśli jej jest dobrze.
7213
7214
7215
7216 BALTAZAR
7217
7218         Wszystko więc dobrze, bo jej już źle nie jest;
7219                 Ciało jej leży w lochach Kapuletów,
7220                 A duch jej gości między aniołami.
7221                 Widziałem, jak ją złożono do sklepień,
7222                 I wziąłem pocztę, aby o tym panu
7223                 Donieść czym prędzej. Przebacz pan, że taką
7224                 Złą wieść przynoszę; wszakże uwiadomić
7225                 Pana o wszystkim byłem w obowiązku.
7226
7227
7228
7229 ROMEO
7230
7231         Maż to być prawdą? Drwię sobie z was, gwiazdy!
7232                 Wszak wiesz, gdzie mieszkam? Przynieś mi papieru
7233                 I atramentu, idź potem na pocztę
7234                 Zamienić konie. Wyjeżdżam tej nocy.
7235
7236
7237
7238 BALTAZAR
7239
7240         Błagam cię, panie, zachowaj cierpliwość;
7241                 Wyglądasz blado, ponuro i wzrok twój
7242                 Coś niedobrego zapowiada.
7243
7244
7245
7246 ROMEO
7247
7248         Cicho.
7249                 Mylisz się; zostaw mię, zrób, com rozkazał.
7250                 Czy nie masz listu od księdza?
7251
7252
7253
7254 BALTAZAR
7255
7256         Nie, panie.
7257
7258
7259
7260 ROMEO
7261
7262         Mniejsza więc o to. Idź zamówić konie;
7263                 Wkrótce pospieszę za tobą.
7264
7265
7266 Wychodzi Baltazar.
7267
7268
7269         Tak Julio!
7270                 Tej jeszcze nocy spocznę przy twym boku:
7271                 O środek tylko idzie. O, jak prędko
7272                 Zły zamiar wnika w myśl zrozpaczonego!
7273                 Gdzieś niedaleko stąd mieszka aptekarz:
7274                 Przed paru dniami widziałem go, pomnę,
7275                 Jak zasępiony, w podartym odzieniu,
7276                 Przebierał zioła; zapadłe miał oczy.
7277                 Ciało od wielkiej nędzy jak wiór wyschłe.
7278                 W nikczemnym jego sklepiku żółw wisiał;
7279                 Wypchany aligator obok szczątków
7280                 Dziwnego kształtu ryb; na jego półkach
7281                 Leżała tu i ówdzie zbieranina
7282                 Próżnych flasz, słojów, zielonych czerepów,
7283                 Pęcherzów, stęchłych nasion; resztki sznurków
7284                 I zapleśniałe kawałki lukrecji.
7285                 Na widok tego pomyślałem sobie:
7286                 Komu by była potrzebna trucizna,
7287                 Której w Mantui sprzedaż gardłem karzą,
7288                 Niechajby przyszedł do tego hołysza,
7289                 On by dostarczył mu jej. Myśl ta była,
7290                 Niestety! wróżbą mej potrzeby własnej;
7291                 Sam w niej dziś jestem i tenże sam człowiek
7292                 Z potrzeby będzie musiał jej zaradzić.
7293                 Jeżeli się nie mylę, tu on mieszka;
7294                 Z powodu święta kram jego zamknięty —
7295                 Hej! aptekarzu!
7296
7297
7298
7299 Wchodzi Aptekarz.
7300
7301
7302 APTEKARZ
7303
7304         Któż to woła takim
7305                 Donośnym głosem?
7306
7307
7308
7309 ROMEO
7310
7311         Zbliż się tu, człowieku,
7312                 Widzę, że jesteś w niezamożnym stanie;
7313                 Weź te czterdzieści dukatów, a daj mi
7314                 Drachmę trucizny takiej, co by mogła
7315                 Po wszystkich żyłach rozejść się od razu
7316                 I nienawistne życie odjąć temu,
7317                 Co jej zażyje; co by tak gwałtownie
7318                 Wygnała oddech z piersi, jak gwałtownie
7319                 Lontem dotknięty proch wypędza pocisk
7320                 Z czeluści działa.
7321
7322
7323
7324 APTEKARZ
7325
7326         Mam ja taki środek;
7327                 Ale w Mantui prawo śmiercią karze
7328                 Każdego, co się waży go udzielić.
7329
7330
7331
7332 ROMEO
7333
7334         Tak bardzo jesteś biedny, tak cię srodze
7335                 Los upośledza i boisz się umrzeć?
7336                 Głód z twych lic, z oczu patrzy niedostatek;
7337                 Łatana nędza wisi na twym grzbiecie;
7338                 Świat ci nie sprzyja ani prawo świata,
7339                 Bo świat nie dajeć prawa być bogatym;
7340                 Drwij więc z praw, przyjm to i przestań być biednym.
7341
7342
7343
7344 APTEKARZ
7345
7346         Ubóstwo, a nie chęć skłania mnie ulec.
7347
7348
7349
7350 ROMEO
7351
7352         Ubóstwo twoje też, nie chęć opłacam.
7353
7354
7355
7356 APTEKARZ
7357
7358         Weź pan to, rozczyń w jakimkolwiek płynie
7359                 I płyn ten wypij, a choćbyś miał siłę
7360                 Dwudziestu ludzi, wnet wyzioniesz ducha!
7361
7362
7363
7364 ROMEO
7365
7366         Oto masz złoto, tę truciznę zgubną
7367                 Dla duszy ludzkiej, która więcej zabójstw
7368                 Na tym obmierzłym świecie dokonywa
7369                 Niż owe marne preparata, których
7370                 Pod karą śmierci sprzedać ci nie wolno.
7371                 Nie ty mnie, ja ci sprzedałem truciznę.
7372                 Bądź zdrów: kup strawy i odziej się w mięso.
7373                 Kordiale, nie trucizno, pójdź mi służyć
7374                 U grobu Julii, bo tam cię mam użyć.
7375
7376
7377
7378 Rozchodzą się.
7379
7380
7381
7382
7383
7384 SCENA DRUGA
7385
7386
7387 Cela Ojca Laurentego. Ojciec Laurenty sam.
7388
7389
7390 BRAT JAN
7391 za sceną
7392
7393         Otwórz, wielebny ojcze franciszkanie.
7394
7395
7396
7397 OJCIEC LAURENTY
7398
7399         Toć nie czyj inny głos, jak brata Jana.
7400         
7401         otwiera drzwi
7402         
7403         Witaj z Mantui! Cóż Romeo? Maszli
7404                 Ustną odpowiedź jego czy na piśmie?
7405
7406
7407
7408 Wchodzi Brat Jan.
7409
7410
7411 BRAT JAN
7412
7413         Kiedy za jednym bosym zakonnikiem
7414                 Naszej reguły, który miał iść ze mną
7415                 I był przy chorym, poszedłem na miasto
7416                 I jużem znalazł go, miejscy pachołcy
7417                 Podejrzewając, żeśmy byli w domu
7418                 Tkniętym zarazą, opieczętowali
7419                 Drzwi i nie chcieli nas puścić na zewnątrz.
7420                 Nie mogłem się więc udać do Mantui.
7421
7422
7423
7424 OJCIEC LAURENTY
7425
7426         Któż tedy zaniósł mój list do Romea?
7427
7428
7429
7430 BRAT JAN
7431
7432         Nikt go nie zaniósł — oto jest; nie mogłem
7433                 Ani go posłać do Mantui, ani
7434                 Wam go odesłać, tak nas pilnowano.
7435
7436
7437
7438 OJCIEC LAURENTY
7439
7440         Nieszczęsny trafie! ten list był tak ważny!
7441                 Niedoręczenie go może fatalne
7442                 Skutki sprowadzić. Biegnij, bracie Janie;
7443                 Postaraj no się gdzie o drąg żelazny
7444                 I tu go przynieś.
7445
7446
7447
7448 BRAT JAN
7449
7450         Natychmiast przyniosę.
7451
7452
7453
7454 OJCIEC LAURENTY
7455
7456         Muszę czym prędzej spieszyć do grobowca.
7457                 W ciągu trzech godzin Julia się przebudzi.
7458                 Gniewać się na mnie będzie, żem Romea
7459                 Nie uwiadomił o tym, co się stało;
7460                 Ale napiszę do niego raz jeszcze
7461                 I tu ją skryję do jego przybycia.
7462                 Biedny ty prochu: w grobie już za życia!
7463
7464
7465
7466 Wychodzi.
7467
7468
7469
7470
7471
7472 SCENA TRZECIA
7473
7474
7475 Cmentarz, na nim grobowiec rodziny Kapuletów. Wchodzi Parys z Paziem, niosącym kwiaty i pochodnię.
7476
7477
7478 PARYS
7479
7480         Daj mi pochodnię, chłopcze, i idź z Bogiem,
7481                 Lub zgaś ją, nie chcę, żeby mię widziano.
7482                 Idź się położyć owdzie pod cisami
7483                 I ucho przyłóż do ziemi, a skoro
7484                 Usłyszysz czyje kroki na cmentarzu,
7485                 Którego ryty grunt łatwo je zdradzi,
7486                 Wtedy zagwizdnij na znak, że ktoś idzie.
7487                 Daj mi te kwiaty. Idź, zrób, jakem kazał.
7488
7489
7490
7491 PAŹ
7492
7493         Straszno mi będzie pozostać samemu
7494                 Wpośród cmentarza; jednakże spróbuję.
7495
7496
7497
7498 Oddala się.
7499
7500
7501 PARYS
7502
7503         Drogi mój kwiecie, kwieciem posypuję
7504                 Twe oblubieńcze łoże. Baldachimem
7505                 Twym są, niestety, głazy i proch marny,
7506                 Które ożywczą wodą co noc zroszę
7507                 Lub, gdy jej braknie, łzami mej rozpaczy
7508                 I tak co nocy na twoją mogiłę
7509                 Kwiat będę sypał i gorzkie łzy ronił.
7510
7511
7512 Paź gwiżdże.
7513
7514
7515         Chłopiec mój daje hasło; ktoś się zbliża.
7516                 Czyjaż to stopa śmie nocą tu zmierzać
7517                 I ten żałobny mój przerywać obrzęd?
7518                 Z pochodnią nawet! Odstąpmy na chwilę.
7519
7520
7521
7522 Oddala się. Wchodzi Romeo i Baltazar z pochodnią, oskardem itp.
7523
7524
7525 ROMEO
7526
7527         Podaj mi oskard i drąg. Weź to pismo;
7528                 Oddasz je memu ojcu jak najraniej.
7529                 Daj no pochodnię. Co bądź tu usłyszysz
7530                 Albo zobaczysz, pamiętaj, jeżeli
7531                 Miłe ci życie, pozostać z daleka
7532                 I nie przerywać biegu mej czynności.
7533                 W to łoże śmierci wejść chcę częścią po to,
7534                 Aby zobaczyć tę, co w nim spoczywa,
7535                 Lecz głównie po to, aby zdjąć z jej palca
7536                 Szacowny pierścień, który mi do czegoś
7537                 Ważnego nieodbicie jest potrzebny.
7538                 Idź więc, zastosuj się do moich życzeń.
7539                 Gdybyś zaś, płochą zdjęty ciekawością,
7540                 Wrócił podglądać dalsze moje kroki,
7541                 Na Boga, wszystkie kości bym ci roztrząsł
7542                 I posiał nimi ten niesyty cmentarz.
7543                 Umysł mój dziko jest usposobiony,
7544                 Niepowstrzymaniej i nieubłaganiej
7545                 Niż głodny tygrys lub wzburzone morze.
7546
7547
7548
7549 BALTAZAR
7550
7551         Odejdę, panie, i będęć posłuszny.
7552
7553
7554
7555 ROMEO
7556
7557         Okażesz mi tym przyjaźń. Weź ten worek,
7558                 Poczciwy chłopcze, bądź zdrów i szczęśliwy.
7559
7560
7561
7562 BALTAZAR
7563 na stronie
7564
7565         Bądź jak bądź, stanę tu gdzie na uboczu,
7566                 Bo mu zły jakiś zamiar patrzy z oczu.
7567
7568
7569
7570 Oddala się.
7571
7572
7573 ROMEO
7574
7575         Czarna pieczaro, o! ty wnętrze śmierci,
7576                 Tuczne najdroższym na tej ziemi szczątkiem,
7577                 Otwórz mi swoją zardzewiałą paszczę,
7578                 A ja ci nową żertwę rzucę za to.
7579
7580
7581
7582 Odbija drzwi grobowca.
7583
7584
7585 PARYS
7586
7587         To ten wygnany, zuchwały Monteki,
7588                 Co zamordował Tybalta, po którym
7589                 Żal, jak mniemają, sprowadził śmierć Julii;
7590                 I on tu przyszedł knuć jeszcze zamachy
7591                 Przeciw umarłym; muszę go powstrzymać,
7592         
7593         postępuje naprzód
7594         
7595         Spuść świętokradzką dłoń, niecny Monteki!
7596                 Możeż się zemsta aż za grób rozciągać?
7597                 Skazany zbrodniu, aresztuję ciebie;
7598                 Bądź mi posłuszny i pójdź; musisz umrzeć.
7599
7600
7601
7602 ROMEO
7603
7604         Muszę, zaprawdę, i po tom tu przyszedł.
7605                 Młodzieńcze, nie drażń człowieka w rozpaczy;
7606                 Zostaw mię, odejdź; pomyśl o tych zmarłych
7607                 I zadrżyj. Błagam cię na wszystkie względy,
7608                 Nie wal nowego grzechu na mą głowę,
7609                 Przyprowadzając mię do pasji; odejdź!
7610                 Na Boga, życzę ci lepiej niż sobie;
7611                 Bom ja tu przyszedł przeciw sobie zbrojny.
7612                 O! odejdź, odejdź! żyj i powiedz potem:
7613                 „Z łaski szaleńca cieszę się żywotem.”
7614
7615
7616
7617 PARYS
7618
7619         Za nic mam wszelkie twoje przełożenia
7620                 I aresztuję cię jako złoczyńcę.
7621
7622
7623
7624 ROMEO
7625
7626         Wyzywasz moją wściekłość, broń się zatem.
7627
7628
7629
7630 Walczą.
7631
7632
7633 PAŹ
7634
7635         O nieba! biją się, biegnę po wartę.
7636
7637
7638
7639 Wychodzi.
7640
7641
7642 PARYS
7643 padając
7644
7645         Zabity jestem. O, jeśli masz litość,
7646                 Otwórz grobowiec i złóż mnie przy Julii.
7647
7648
7649
7650 Umiera.
7651
7652
7653 ROMEO
7654
7655         Stanieć się zadość. Lecz któż to jest taki?
7656                 To hrabia Parys, Merkucja plemiennik!
7657                 Cóż to mi w drodze prawił mój służący?
7658                 Lecz wtedy moja nieprzytomna dusza
7659                 Uwagi na to nie zwróciła; Parys,
7660                 Mówił, podobno miał zaślubić Julię.
7661                 Czy on to mówił? czy mi się to śniło?
7662                 Czyli też jestem w obłąkaniu myśląc,
7663                 Że jego wzmianka o Julii tak brzmiała?
7664                 Daj mi uścisnąć twą dłoń, o ty, w jedną
7665                 Księgę niedoli ze mną zapisany!
7666                 Złożę twe zwłoki w tryumfalnym grobie.
7667                 W grobie? nie, młoda ofiaro, nie w grobie,
7668                 W latarni raczej, bo tu Julia leży;
7669                 A blask jej wdzięków zmienia to sklepienie
7670                 W przybytek światła. Spoczywaj w spokoju,
7671                 Trupie, rękami trupa pogrzebany!
7672         
7673         składa ciało Parysa w grobowcu
7674         
7675         Mówią, że nieraz ludzie bliscy śmierci
7676                 Miewali chwile wesołe; ich stróże
7677                 Zwą to ostatnim przedśmiertnym wybłyskiem;
7678                 Coś podobnego i u mnie się zdarza?
7679                 Julio! kochanko moja! moja żono!
7680                 Śmierć, co wyssała miód twojego tchnienia,
7681                 Wdzięków twych zatrzeć nie zdołała jeszcze.
7682                 Nie jesteś jeszcze zwyciężoną: karmin,
7683                 Ten sztandar wdzięków, nie przestał powiewać
7684                 Na twoich licach i bladej swej flagi
7685                 Zniszczenie na nich jeszcze nie zatknęło.
7686                 Tybalcie, tyż to śpisz pod tym całunem?
7687                 Mogęż czym lepszym zadość ci uczynić,
7688                 Jak że tą ręką, co zabiła ciebie,
7689                 Przetnę dni tego, co był twoim wrogiem?
7690                 Przebacz mi, przebacz, Tybalcie! Ach, Julio!
7691                 Jakżeś ty jeszcze piękna! Mamże myśleć,
7692                 Że bezcielesna nawet śmierć ulega
7693                 Wpływom miłości? że chudy ten potwór
7694                 W ciemnicy tej cię trzyma jak kochankę?
7695                 Bojąc się tego, zostanę przy tobie
7696                 I nigdy, nigdy już nie wyjdę z tego
7697                 Pałacu nocy; tu, tu mieszkać będę
7698                 Pośród twojego orszaku - robactwa.
7699                 Tu sobie stałą założę siedzibę,
7700                 Gdy z tego ciała znużonego światem
7701                 Otrząsnę jarzmo gwiazd zawistnych. Oczy,
7702                 Spojrzyjcie po raz ostatni! ramiona,
7703                 Po raz ostatni zegnijcie się w uścisk!
7704                 A wy, podwoje tchu, zapieczętujcie
7705                 Pocałowaniem akt sojuszu z śmiercią
7706                 Na wieczne czasy mający się zawrzeć!
7707                 Pójdź, ty niesmaczny, cierpki przewodniku!
7708                 Blady sterniku, pójdź rzucić o skały
7709                 Falami życia skołataną łódkę!
7710                 Do ciebie, Julio!
7711         
7712         pije
7713         
7714         Walny aptekarzu!
7715                 Płyn twój skutkuje: całując — umieram.
7716
7717
7718
7719 Umiera. Wchodzi Ojciec Laurenty z przeciwnej strony cmentarza, z latarnią, drągiem żelaznym i rydlem.
7720
7721
7722 OJCIEC LAURENTY
7723
7724         Święty Franciszku, wspieraj mię! Jak często
7725                 O takiej porze stare moje stopy
7726                 O głazy grobów potrącały! Kto tu?
7727
7728
7729
7730 BALTAZAR
7731
7732         Przyjaciel, który was dobrze zna, ojcze.
7733
7734
7735
7736 OJCIEC LAURENTY
7737
7738         Bóg z tobą! Powiedz mi, mój przyjacielu,
7739                 Co znaczy owa pochodnia świecąca
7740                 Chyba robakom i bezoczym czaszkom?
7741                 Nie tlejeż ona w grobach Kapuletów?
7742
7743
7744
7745 BALTAZAR
7746
7747         Tam właśnie; jest tam i mój pan, któremu
7748                 Sprzyjacie, ojcze.
7749
7750
7751
7752 OJCIEC LAURENTY
7753
7754         Kto taki?
7755
7756
7757
7758 BALTAZAR
7759
7760         Romeo.
7761
7762
7763
7764 OJCIEC LAURENTY
7765
7766         Jak dawno on tam jest?!
7767
7768
7769
7770 BALTAZAR
7771
7772         Od pół godziny.
7773
7774
7775
7776 OJCIEC LAURENTY
7777
7778         Pójdź ze mną, bracie, do tych sklepień.
7779
7780
7781
7782 BALTAZAR
7783
7784         Nie śmiem;
7785                 Bo mi pan kazał odejść i straszliwie
7786                 Zagroził śmiercią, jeśli tu zostanę
7787                 I kroki jego ważę się podglądać.
7788
7789
7790
7791 OJCIEC LAURENTY
7792
7793         Zostań więc, ja sam pójdę. Drżę z obawy,
7794                 Czy się nie stało co nieszczęśliwego.
7795
7796
7797
7798 BALTAZAR
7799
7800         Gdym drzymał, leżąc owdzie pod cisami,
7801                 Marzyło mi się, że mój pan z kimś walczył
7802                 I że pokonał tamtego.
7803
7804
7805
7806 OJCIEC LAURENTY
7807 postępując naprzód
7808
7809         Romeo!
7810                 Na miłość boską, czyjaż to krew broczy
7811                 Kamienne wnijście do tego grobowca?
7812                 Czyjeż to miecze samopas rzucone
7813                 Leżą u tego siedliska pokoju?
7814         
7815         wchodzi do grobowca
7816         
7817         Romeo! blady! — Parys! i on także!
7818                 I krwią zalany? Ach! cóż za fatalność
7819                 Tak opłakany zrządziła wypadek! —
7820                 Julia się budzi.
7821
7822
7823
7824 JULIA
7825 budząc się i podnosząc
7826
7827         O pocieszycielu!
7828                 Gdzie mój kochanek? Wiem, gdzie być powinnam
7829                 I tam też jestem; lecz gdzie mój Romeo?
7830
7831
7832
7833 Hałas za sceną.
7834
7835
7836 OJCIEC LAURENTY
7837
7838         Cóż to za hałas? Julio, wyjdźmy z tego
7839                 Mieszkania śmierci, zgrozy i zniszczenia.
7840                 Potęga, której nikt z nas się nie oprze,
7841                 Wniwecz zamiary nasze obróciła.
7842                 Pójdź; twój mąż leży martwy obok ciebie.
7843                 I Parys także. Pójdź; pójdź; zaprowadzęć
7844                 Do monasteru świętych sióstr zakonnych.
7845                 Nie zwłócz, nie pytaj, bo warta nadchodzi.
7846                 Pójdź, biedna Julio!
7847
7848
7849 Znowu hałas.
7850
7851
7852         Nie mogę już czekać.
7853
7854
7855
7856 Wychodzi.
7857
7858
7859 JULIA
7860
7861         Idź z Bogiem, starcze; idź, ja tu zostanę.
7862                 Cóż to jest? Czara w zaciśniętej dłoni
7863                 Mego kochanka? Truciznę więc zażył!
7864                 O skąpiec! Wypił wszystko; ani kropli
7865                 Nie pozostawił dla mnie! Przytknę usta
7866                 Do twych kochanych ust, może tam jeszcze
7867                 Znajdzie się jaka odrobina jadu,
7868                 Co mię zabije w upojeniu błogim.
7869         
7870         całuje go
7871         
7872         Twe usta ciepłe.
7873
7874
7875
7876 DOWÓDCA WARTY
7877 za sceną
7878
7879         Gdzie to? pokaż, chłopcze.
7880
7881
7882
7883 JULIA
7884
7885         Idą, czas kończyć.
7886         
7887         chwytając sztylet Romea
7888         
7889         Zbawczy puginale!
7890                 Tu twoje miejsce.
7891         
7892         przebija się
7893         
7894         Tkwij w tym futerale.
7895
7896
7897
7898 Pada na ciało Romea i umiera. Wchodzi warta z Paziem Parysa.
7899
7900
7901 PAŹ
7902
7903         Tu, tu w tym miejscu, gdzie płonie pochodnia.
7904
7905
7906
7907 DOWÓDCA WARTY
7908
7909         Ziemia zbroczona; obejdźcie w krąg cmentarz
7910                 I przytrzymajcie, kogo napotkacie.
7911
7912
7913 Wychodzi kilku ludzi z warty.
7914
7915
7916         Smutny widoku! tu hrabia zabity,
7917                 Tu Julia we krwi pływa, jeszcze ciepła,
7918                 Tylko co zmarła; ona, co przed dwoma
7919                 Dniami w tym grobie była pochowana.
7920                 Idźcie powiedzieć o tym księciu; śpieszcie,
7921                 Wy do Montekich, wy do Kapuletów,
7922                 A wy odbądźcie przegląd w innej stronie.
7923
7924
7925 Wychodzi kilku innych wartowników.
7926
7927
7928         Widzimy miejsce, gdzie zaszła ta zgroza,
7929                 Lecz w jaki sposób ona miała miejsce,
7930                 Tego nie możem pojąć bez objaśnień.
7931
7932
7933
7934 Wchodzi kilku innych wartowników z Baltazarem.
7935
7936
7937 PIERWSZY WARTOWNIK
7938
7939         Oto Romea sługa, znaleźliśmy
7940                 Go na cmentarzu.
7941
7942
7943
7944 DOWÓDCA
7945
7946         Niech będzie pod strażą,
7947                 Dopóki książę nie nadejdzie.
7948
7949
7950
7951 Wchodzi kilku innych wartowników, prowadząc Ojca Laurentego.
7952
7953
7954 DRUGI WARTOWNIK
7955
7956         Oto mnich jakiś drżący i płaczący;
7957                 Odebraliśmy mu ten drąg i rydel,
7958                 Kiedy się bokiem cmentarza wykradał.
7959
7960
7961
7962 DOWÓDCA
7963
7964         To jakiś ptaszek; trzymajcie go także.
7965
7966
7967 Wchodzi Książę ze swym orszakiem.
7968
7969
7970         Co za nieszczęście o tak rannej porze
7971                 Sen nasz przerwało i aż tu nas wzywa?
7972
7973
7974
7975 Wchodzi Kapulet, Pani Kapulet i inne osoby.
7976
7977
7978 KAPULET
7979
7980         Jakiż być może powód tego zgiełku?
7981
7982
7983
7984 PANI KAPULET
7985
7986         Lud po ulicach wykrzykuje: „Julia!
7987                 Parys! Romeo!” i jedni przez drugich
7988                 Tłumnie tu dążą do naszego grobu.
7989
7990
7991
7992 KSIĄŻĘ
7993
7994         Cóż to za postrach rozruch ten sprowadza?!
7995                 Odpowiadajcie!
7996
7997
7998
7999 DOWÓDCA
8000
8001         Miłościwy Panie!
8002                 Oto zabity leży hrabia Parys!
8003                 Romeo martwy i Julia, wprzód zmarła,
8004                 A teraz ciepła z puginałem w piersi.
8005
8006
8007
8008 KSIĄŻĘ
8009
8010         Szukajcie, śledźcie sprawców tego mordu.
8011
8012
8013
8014 DOWÓDCA
8015
8016         Oto mnich jakiś i Romea sługa,
8017                 Których tu moi ludzie przytrzymali
8018                 I którzy mieli przy sobie narzędzia
8019                 Do odbijania grobów.
8020
8021
8022
8023 KAPULET
8024
8025         O nieba! żono, patrz, jak ją krew broczy!
8026                 Puginał zbłądził z drogi; oto bowiem
8027                 Pochwa od niego wisi przy Montekim;
8028                 Zamiast w nią trafić, trafił w pierś mej córki.
8029
8030
8031
8032 PANI KAPULET
8033
8034         Niestety! widok ten, jak odgłos dzwonu,
8035                 Ostrzega starość mą o chwili zgonu.
8036
8037
8038
8039 Wchodzi Monteki i inne osoby.
8040
8041
8042 KSIĄŻĘ
8043
8044         Monteki, wcześnie wstałeś, aby ujrzeć
8045                 Nadziei swoich wcześniejszy upadek!
8046
8047
8048
8049 MONTEKI
8050
8051         Ach! miłościwy książę, żona moja
8052                 Zmarła tej nocy z tęsknoty za synem;
8053                 Jakiż cios jeszcze niebo mi przeznacza?
8054
8055
8056
8057 KSIĄŻĘ
8058
8059         Patrz, a zobaczysz!
8060
8061
8062
8063 MONTEKI
8064
8065         O niedobry synu!
8066                 Jak się ważyłeś w grób uprzedzić ojca?
8067
8068
8069
8070 KSIĄŻĘ
8071
8072         Zamknijcie usta żalowi na chwilę,
8073                 Póki zagadki tej nie rozwiążemy
8074                 I nie zbadamy jej źródła i wątku:
8075                 Wtedy sam stanę na skarg waszych czele
8076                 I będę waszej boleści heroldem.
8077                 Do samej śmierci. Proszę was o spokój
8078                 I niech ulegnie zły los cierpliwości.
8079                 Stawcie, na kogo pada podejrzenie.
8080
8081
8082
8083 OJCIEC LAURENTY
8084
8085         Ja to, o panie! lubo najmniej zdolny
8086                 Do popełnienia czegoś podobnego,
8087                 Jestem, ze względu na okoliczności,
8088                 Poszlakowany najprawdopodobniej
8089                 O dzieło tego okropnego mordu.
8090                 Staję więc jako własny oskarżyciel
8091                 I jako własny obrońca w tej sprawie,
8092                 By się potępić i usprawiedliwić.
8093
8094
8095
8096 KSIĄŻĘ
8097
8098         Mów, czegoś świadom.
8099
8100
8101
8102 OJCIEC LAURENTY
8103
8104         Zwięźle rzecz opowiem.
8105                 Bo tchnień mych pasmo krótsze jest zaiste
8106                 Niż długa powieść. Romeo, którego
8107                 Zwłoki tu leżą, był małżonkiem Julii,
8108                 A Julia była prawą jego żoną;
8109                 Jam ich zaślubił, a dniem tajemnego
8110                 Ich połączenia był ów dzień nieszczęsnej
8111                 Tybalta śmierci, która nowożeńca
8112                 Wygnała z miasta; i ten to był powód
8113                 Cierpienia Julii, nie żal po Tybalcie.
8114         
8115         do Kapuletów
8116         
8117         Wy, chcąc oddalić od niej chmury smutku,
8118                 Zaręczyliście ją i do małżeństwa
8119                 Z hrabią Parysem chcieliście ją zmusić.
8120                 W tej alternacie przyszła ona do mnie
8121                 I nalegała usilnymi prośby
8122                 O doradzenie jej jakiego środka,
8123                 Co by od tego powtórnego związku
8124                 Mógł ją uwolnić; w przeciwnym zaś razie
8125                 Chciała w mej celi życie sobie odjąć.
8126                 Dałem jej tedy, ufny w mojej sztuce,
8127                 Usypiające krople, których skutek
8128                 Bynajmniej mię nie zawiódł, bo jej nadał
8129                 Pozór umarłej. Napisałem przy tym
8130                 List do Romea, wzywając go, aby
8131                 Dzisiejszej nocy, o tej porze, w której
8132                 Działanie owych kropel miało ustać,
8133                 Zszedł się tu ze mną dla wyswobodzenia
8134                 Tej, co mu dała taki dowód wiary,
8135                 Z tymczasowego jej grobu. Traf zrządził,
8136                 Że brat Jan, który z listem był wysłany,
8137                 Nie mógł się z miasta wydostać i wczoraj
8138                 List ten mi zwrócił. O godzinie zatem
8139                 Na jej ocknienie ściśle naznaczonej
8140                 Sam pospieszyłem wyrwać ją z tych sklepień,
8141                 Chcąc ją następnie umieścić w mej celi,
8142                 Póki Romeo nie przybędzie; ale
8143                 Kiedym tu przyszedł (na niewiele minut
8144                 Przed jej zbudzeniem), już szlachetny Parys
8145                 Leżał bez duszy i Romeo także.
8146                 Ona się budzi, jam się jął przekładać,
8147                 By poszła ze mną i to dopuszczenie
8148                 Nieba przyjęła z korną uległością,
8149                 Gdy wtem zgiełk nagły spłoszył mię od grobu,
8150                 A ona, głucha na moje namowy,
8151                 Rozpaczą zdjęta, pozostała w miejscu
8152                 I, jak się zdaje, cios zadała sobie.
8153                 Oto jest wszystko, co wiem; o małżeństwie
8154                 Marta zaświadczy. Jeśli to nieszczęście
8155                 Choć najmniej z mojej nastąpiło winy,
8156                 Niech mój sędziwy wiek odpowie za to,
8157                 Na kilka godzin przed bliskim już kresem,
8158                 Wedle rygoru praw jak najsurowszych.
8159
8160
8161
8162 KSIĄŻĘ
8163
8164         Jako mąż święty zawsześ nam był znany.
8165                 Gdzie jest Romea sługa? Cóż on powie?
8166
8167
8168
8169 BALTAZAR
8170
8171         Zaniosłem panu wieść o śmierci Julii;
8172                 Wraz on wziął pocztę i z Mantui przybył
8173                 Prosto w to miejsce, do tego grobowca.
8174                 Ten list mi kazał rano oddać ojcu;
8175                 I w grób wstępując zagroził mi śmiercią,
8176                 Jeśli nie pójdę precz lub nazad wrócę.
8177
8178
8179
8180 KSIĄŻĘ
8181
8182         Daj mi to pismo, przejrzę je — a teraz,
8183                 Gdzie paź hrabiego, co wartę sprowadził?
8184                 Co twój pan, chłopcze, porabiał w tym miejscu?
8185
8186
8187
8188 PAŹ
8189
8190         Przyszedł kwiatami ubrać grób swej przyszłej;
8191                 Kazał mi stanąć z dala, com też zrobił;
8192                 Wtem ktoś ze światłem przyszedł grób otwierać
8193                 I mój pan dobył szpady przeciw niemu;
8194                 Co zobaczywszy, pobiegłem po wartę.
8195
8196
8197
8198 KSIĄŻĘ
8199
8200         List ten potwierdza słowa zakonnika,
8201                 Bieg ich miłości i Romea rozpacz.
8202                 Biedny młodzieniec pisze oprócz tego,
8203                 Że sobie kupił gdzieś u aptekarza
8204                 Trucizny, którą postanowił zażyć
8205                 W tym tu grobowcu, by umrzeć przy Julii.
8206                 Rzecz jasna! Gdzie są ci nieprzyjaciele?
8207                 Patrzcie, Monteki! Kapulecie! Jaka
8208                 Chłosta spotyka wasze nienawiści,
8209                 Niebo obrało miłość za narzędzie
8210                 Zabicia pociech waszego żywota;
8211                 I ja za moje zbytnie pobłażanie
8212                 Waszym niesnaskom straciłem dwóch krewnych.
8213                 Wszyscy jesteśmy ukarani.
8214
8215
8216
8217 KAPULET
8218
8219         Monteki, bracie mój, podaj mi rękę;
8220                 Niech to oprawą będzie dla mej córki;
8221                 Więcej nie mogę żądać.
8222
8223
8224
8225 MONTEKI
8226
8227         Lecz ja mogę
8228                 Więcej dać tobie nad to: każę bowiem
8229                 Posąg jej ulać ze szczerego złota,
8230                 By się nie znalazł szacowniejszy pomnik
8231                 Po wszystkie czasy istnienia Werony
8232                 Jak ten, pamięci Julii poświęcony.
8233
8234
8235
8236 KAPULET
8237
8238         Tak i Romeo stanie przy swej żonie;
8239                 Dzieląc za życia, złączmy ich po zgonie.
8240
8241
8242
8243 KSIĄŻĘ
8244
8245         Ponurą zgodą ranek ten skojarzył;
8246                 Słońce się z żalu w chmur zasłonę tuli;
8247                 Smutniejszej bowiem los jeszcze nie zdarzył,
8248                 Jak ta historia Romea i Julii
8249
8250
8251
8252 Wychodzą.
8253
8254
8255
8256
8257
8258