Merge branch 'master' into ofop
authorRadek Czajka <radoslaw.czajka@nowoczesnapolska.org.pl>
Fri, 2 Mar 2012 13:00:12 +0000 (14:00 +0100)
committerRadek Czajka <radoslaw.czajka@nowoczesnapolska.org.pl>
Fri, 2 Mar 2012 13:00:12 +0000 (14:00 +0100)
26 files changed:
flirt-z-melpomena.fragments.html [new file with mode: 0644]
flirt-z-melpomena.html [new file with mode: 0644]
flirt-z-melpomena.xml [new file with mode: 0644]
librarian/cover.py
librarian/dcparser.py
librarian/epub.py
librarian/epub/style.css
librarian/epub/xsltContent.xsl
librarian/epub/xsltLast.xsl
librarian/epub/xsltScheme.xsl
librarian/epub/xsltTitle.xsl
librarian/fonts/DroidSans.ttf [new file with mode: 0644]
librarian/fonts/EBGaramond-Regular.ttf [new file with mode: 0644]
librarian/packagers.py
librarian/pdf.py
librarian/pdf/wl.cls
librarian/pdf/wl2tex.xslt
librarian/res/cover-arta-tech.jpg [new file with mode: 0644]
librarian/res/logo-fio.jpg [new file with mode: 0644]
librarian/res/ofop-logo.png [new file with mode: 0644]
librarian/xslt/book2html.xslt
mickiewicz.epub [new file with mode: 0644]
mickiewicz.txt [new file with mode: 0644]
scripts/book2epub
scripts/book2partner
scripts/book2pdf

diff --git a/flirt-z-melpomena.fragments.html b/flirt-z-melpomena.fragments.html
new file mode 100644 (file)
index 0000000..855e6c8
--- /dev/null
@@ -0,0 +1,260 @@
+
+            <!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD XHTML 1.1//EN" "http://www.w3.org/TR/xhtml11/DTD/xhtml11.dtd">
+            <html><head>
+                <title>bookfragments output</title>
+                <meta http-equiv="content-type" content="text/html;charset=utf-8"/>
+                <link rel="stylesheet" href="master.css" type="text/css" media="screen" charset="utf-8" />
+            </head>
+            <body><div class="fragment"><h3>[#1324289598909-3863737784] Literat, Poeta, Młodość</h3><p class="paragraph">I był pisarz dramatyczny. Stary i dobry. Stary nie wiekiem, ale myślą, doświadczeniem, kunsztem swego rzemiosła. I był stary, gdyż był dzieckiem swojej epoki, ach, jak bardzo starej! Epoki, która więcej żyła w mrokach bibliotecznych niż na swobodzie hal i łąk, więcej poiła się atramentem niżeli rosą polnych kwiatów, która, zanim cokolwiek zdąży odczuć, już wie, jak to samo czuli inni, począwszy od Hindusów i Greków, aż do symbolistów i futurystów. I przy pomocy swego wielkiego talentu pisarz ów stworzył eliksir, dzięki któremu płodził dzieła; utwory żywe i młode. Ale temu pisarzowi to nie wystarczało: zapragnął sam być młodym; zapragnął wyjść z kręgu plotek i konszachtów swego dworu i iść hen, w uroczy i świeży świat baśni; chciał, aby serce jego zabiło naiwnym wzruszeniem i aby tym samym młodym wzruszeniem zadrgało łono tej najmilszej, tej jedynej — poezji!</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324236630412-650760949] Zbrodnia</h3><p class="paragraph">Zbrodnia? Czyż to pojęcie istnieje dla kobiety? Zbrodnia jest naruszeniem milczącej umowy społecznej; czyż ona kiedy podpisywała tę umowę? Wychowanie społeczne, które głęboko przekształciło duszę mężczyzny, zaledwie obłaskawiło nieco kobietę: na widok bliskiego łupu dusza jej pręży się całą siłą swego instynktu jak pantera do skoku.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324224997858-1855606519] Twórczość</h3><p class="paragraph">I dlatego obstaję niezachwianie przy swoim: nie o to dziś chodzi, aby rozważać <em class="foreign-word">sub specie aeternitatis</em> proporcje Goethego i Pascala, Schillera i Racine'a, Kanta i Kartezjusza, ale o to, aby jak najspieszniej i jak najenergiczniej rozpocząć kurację z choroby, na której palec diagnosty nieomylnie położył zacny <em class="foreign-word">boszofag</em>, architekt Stryjeński.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324231748421-1553845740] Tajemnica, Kłamstwo, Ojciec, Syn</h3><p class="paragraph">Ale Jakub, od dawna dręczący się swym wątpliwym położeniem, dowiedział się przez nieopatrzność matki prawdy; nie zastanawiając się ani na chwilę, niepomny na własną przyszłość (co zresztą w jego wieku najłatwiejsze), na miłość i znaczące przestrogi kochanki, młody dzikus pędzi przed szambelana w chwili właśnie, gdy ten, rozczulony rycerskim pojedynkiem chłopca, z radością poznaje w nim ostatecznie „swoją krew'' i skłania się do formalnej adopcji. „Pan nie jest moim ojcem'', pali mu prosto z mostu Jakub. Szambelan milczy przez chwilę jak uderzony maczugą; jeszcze chce nie wierzyć, następnie mimo woli wydziera mu się z ust ten naiwniebolesny wyrzut: „Jak mogłeś mi to powiedzieć? Ty nie masz serca!'' — „Kiedy to <em class="author-emphasis">prawda</em>!'' — powtarza zdumiony i bezradny Jakub, patrząc na spustoszenie, jakiego dokonał.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1323815043432-2865888669] Twórczość</h3><p class="paragraph">Żal mi tych ludzi, doprawdy! Jeżeli trud pisania nie ma być zaspokojeniem wewnętrznej, tajemniczej potrzeby wypowiedzenia samego siebie, za jakież ciężkie grzechy nakładać sobie tę mękę! Ale zresztą to zrozumiale; żyliśmy od tylu lat w tak anormalnej atmosferze, tak bez tlenu, bez powietrza, pod ciśnieniem tylu <em class="author-emphasis">nakazów</em>, literatura musiała pełnić tyle funkcji zastępczych, że wszystko można i trzeba zrozumieć. Ale teraz, uff! Odetchnijmy. Mamy Polskę, sejm, wojsko, dyplomację, będziemy mieli szkołę polską i oświatę ludową, niechże to wszystko działa jak najsprawniej, a literatura niech wróci do tego, co jest jej jedyną prawą funkcją. Nie znaczy to, iżby kiedykolwiek literatura nasza miała się wyrzec swoich wielkich narodowych i społecznych zadań; mamy, na szczęście, i będziemy mieli dosyć pisarzy, dla których te właśnie wartości będą pełnym i szczerym wyrazem ich istoty. Ale po cóż zaraz wszyscy — z powołaniem czy bez — mamy przyjmować święcenia kapłańskie!</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1323812209638-3300319056] Sława, Twórczość, Artysta</h3><p class="paragraph">komedia o <em class="book-title">Świętoszku</em> jest szczytem twórczości komicznej Moliera, a tym samym najwyższym punktem, do jakiego dane było wznieść się komedii w ogóle? Tajemnicą geniuszu Moliera jest, w jaki sposób zdołał on w ciągu kilku lat pisarskiej kariery przebiec drogę od wpół średniowiecznej farsy (<em class="book-title">Latający lekarz</em> etc.), operującej tradycyjnymi maskami poruszającymi się w równie tradycyjnych grach scenicznych, aż do tej sztuki, która stała się niedoścignionym wzorem komedii obyczajowej, komedii charakterów, a zarazem satyry tak głębokiej, tak zuchwałej, można powiedzieć, iż obecność jej na scenie do dziś dnia przejmuje zdumieniem.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324234343662-3734252188] Twórczość</h3><p class="paragraph">W <em class="book-title">Głupim Jakubie</em> pokazał Rittner, że można wyrazić bardzo bolesne i bardzo smutne rzeczy bez terroryzowania nerwów widza tak drastycznym argumentem. I sądzę, iż pod tym względem nastąpi — a raczej już nastąpiła — w literaturze pewna reakcja: zachowując jako trwałą zdobycz ów bezcenny skarb ludzkiego współczucia, buntujemy się jednak przeciw zbytniemu <em class="author-emphasis">heroizowaniu</em> przeciętności i nadużywaniu wielkich środków tam, gdzie wystarczą mniejsze. O ile tylko można, bez rozlewu krwi! — to także w zakresie literatury dramatycznej humanitarna zdobycz epoki, która miała urodzić Ligę Narodów i poczciwego Wilsona.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324288713024-1768715867] Flirt</h3><p class="paragraph">Niejeden z czytelników, który wziął do ręki tę książkę znęcony jej wabnym tytułem, dozna rozczarowania, dowiadując się, iż zawiera ona po prostu zbiór felietonów teatralnych drukowanych w krakowskim „Czasie'' pomiędzy miesiącem marcem 1919 a marcem 1920. Tak, czytelniku: <em class="author-emphasis">flirt</em>, który cię skusił na okładce, jest czysto intelektualny; a jeżeli znajdzie się w tej książce jakaś półdziewica, to jestem nią chyba ja sam, biedna dusza moja, wciąż niezaspokojona, wciąż rozpaczliwie niewinna, wyciągająca raz po raz ręce po ekstazy upojeń i raz po raz cofająca się trwożliwie przed bólem i fatygą oddania.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324226579006-3879955754] Salon</h3><p class="paragraph">Akt „w mieszkaniu senatora'' jest w całych <em class="book-title">Dziadach</em> jedyną częścią naprawdę, w całej pełni dramatyczną; owa zaś scena balowa doprowadza w mistrzowskich efektach dramatyczność tę do najwyższego napięcia. Bez tego tła drugie zjawienie się pani Rollison traci nieskończenie wiele ze swojej straszliwej grozy; efekt piorunu przepada w próżni; zamiar artystyczny poety ulega <em class="author-emphasis">zasadniczemu okaleczeniu</em>. A wreszcie akt ten tak zrośnięty jest w naszej wyobraźni i pamięci z melodią, rytmem Mozartowskiego menueta!</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324287307843-2276031082] Lekarz</h3><p class="paragraph">Jeżeli Molier wyobrażał sobie, że umieścił wszystkie szczutki na nosie medycyny i lekarzy, mylił się grubo. Zostało jeszcze dosyć dla przyszłych pokoleń. Jakżeż bo przekształcił się, zróżniczkował typ lekarza z dawnej komedii, w ileż rozpylił się postaci! Przede wszystkim stał się dwupłciowy, rozszczepił się w lekarza i lekarkę; wydał odmianę lekarza domowego, prowincjonalnego, salonowego, kąpielowego; lekarza-obywatela, lekarza-<em class="author-emphasis">filantropa</em> (znałem takiego z bliska; cóż za bajeczny typ do komedii, niczym p. Geldhab!), lekarza-teozofa etc., etc. A <em class="author-emphasis">HIGIENA</em>, ta zmora o stu głowach, wścibska, natrętna, wszędobylska, przemądrzała, zaglądająca do garnków, do kieliszków, licząca bakterie na zespolonych ustach kochanków, każąca swoje wątpliwe dary opłacać niewątpliwym zatruciem radości i beztroski życia! A cóż dopiero wszelkie sanatoria, uzdrowiska, hydropatie, te przybytki medycyny tańczącej, flirtującej, swatającej, gdzie histerię indywidualną leczy się za pomocą histerii zbiorowej i gdzie choroby często urojone kombinują się z bardzo zdrowymi i pozytywnymi potrzebami serca. Tu już medycyna najdalej odbiegła od typu Moliera: zamiast starego cymbała w wielkiej peruce, komicznym kapeluszu, okularach, długiej czarnej sukni i z groteskowym instrumentem pod pachą, mamy ją w postaci młodego chłopca na schwał, z gołą głową, blond czupryną, opalonym karkiem, koszulą rozchlastaną na piersiach, boso, w krótkich majtkach, z muskularnymi łydkami. Ten młody Antinous to nie lada figura, to pan <em class="author-emphasis">asystent</em> zakładu wodoleczniczego; któż go nie znał, gdzież go nie ma, któryż bodaj trochę przystojny student medycyny nie marzył, aby nim zostać! To oś całego „interesu''; toteż roztropny dyrektor zakładu starannie czuwa nad doborem swoich asystentów.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324236234486-411074048] Twórczość</h3><p class="paragraph">Szekspir jest niesłychany! Za każdym razem, gdy się go czyta lub ogląda, zdumiewa ta zuchwała prostota, z jaką sięga ręką do samych trzewiów życia. Dlatego gdy chodzi o psychologię w jakiejkolwiek epoce, wśród jakichkolwiek „prądów'', zawsze pomiędzy najśmielszymi odkrywcami prawdy znajdzie się — Szekspir. Czyż na przykład w tej odwiecznej, z prastarych kronik wykrzesanej historii o Makbecie i jego żonie, nie mogłaby szukać poparcia modna filozofia dzisiejsza, głosząca zasadniczą <em class="author-emphasis">amoralność</em> kobiety, kobietę jako urodzoną zbrodniarkę oraz głęboką, nieprzebytą przepaść dzielącą świat wewnętrzny kobiecy i męski? Makbet, piorun wojny, zwycięski wódz zdolny i rozkazywać, i nadstawić piersi, walczy w obronie starego, wątłego króla. Czyż dziw, że w piersiach jego — nawet i bez wróżby czarownic — musiała nurtować myśl, że władza króla o wiele bardziej przystałaby rękom, które zdolne są miecz udźwignąć, a więc jego rękom? Ale ta myśl zaledwie że śmie spojrzeć sobie samej w oczy: honor, uczciwość, cześć dla prawej władzy, groza, jaką budzi zbrodnia, to szereg zapór, które dławią ją i prawdopodobnie nigdy nie dałyby się jej rozwinąć. Z takich nieurodzonych myśli człowiek nie jest winien rachunku nikomu; gdyby się je chciało sądzić i karać, któż chodziłby wolno po świecie?</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1323849505075-2698686942] Świętoszek</h3><p class="paragraph">Po tej uwadze, która, na szczęście, nie odnosi się bynajmniej do wszystkich wykonawców, przejdźmy do sobotniego <em class="book-title">Tartuffe'a</em>.</p>
+<p class="paragraph">„Wujaszek'' Sarcey w przystępie paradoksalnej weny przeprowadził raz tezę — a to na podstawie setek razy, które, jak twierdzi, oglądał <em class="book-title">Tartuffe'a</em> na wszelakiego rodzaju scenach — iż ze wszystkich sztuk Moliera jest to najbardziej „biorąca'' i że „gra się po prostu sama''. Trafne może to być w tym zrozumieniu, iż akcja <em class="book-title">Świętoszka</em> jest tak żywotna, a środki, jakimi operuje autor, tak proste i silne, że same przez się, prawie bez współdziałania aktora, przykuwają widza. W istocie jednak dla prawdziwego odtworzenia jest to sztuka bardzo trudna, przedstawia niezmiernie szeroką skalę dla kunsztu gry aktorskiej, czego dowodem cała literatura, jaka spiętrzyła się we Francji koło każdego niemal słowa, każdej intonacji w tej komedii. Stokroć jeszcze, oczywiście, trudniejszym jest granie jej u nas, gdzie praca reżyserii i artystów nie jest przyczynkiem osobistej inwencji do dawnych, we krwi każdego francuskiego aktora będących tradycji, ale gdzie wszystko, od początku do końca, trzeba stworzyć.</p>
+<p class="paragraph">Wczorajszy rezultat tej pracy był — pospieszam to zaznaczyć — wysoce dodatni. Całość nosiła cechy inteligentnej i bacznej reżyserii, z którą poszczególni artyści współdziałali wedle sił i warunków, na ogół szczęśliwie.</p>
+<p class="paragraph">Przede wszystkim tedy p. Bończa. <em class="book-title">Tartuffe</em> jest to rola niezmiernie trudna. Linia jej poczęta jest tak śmiało, poprowadzona tak ryzykownie wciąż po samej krawędzi prawdopodobieństwa, iż zagrać ją dobrze, przekonywająco, jest patentem wysokiej sztuki. Już sam początek: <em class="book-title">Tartuffe</em> zjawia się na scenie w akcie trzecim, będąc od pierwszej sceny pierwszego aktu niewidzialnym bohaterem sztuki; w kilku słowach powiedzianych za kulisami daje świetną ekspozycję swego charakteru, uzupełnia ją w króciutkiej rozmowie z Doryną, aby natychmiast rzucić się w karkołomną scenę oświadczyn, w której żar pulsującej krwi zmysłowca przepala maskę obłudnika.</p>
+<p class="paragraph">W tym akcie z początku p. Bończa, nierozgrzany jeszcze, jak gdyby szukał tonu, odnajdował go jednakże coraz więcej. W końcowej scenie aktu trzeciego był doskonały, z zupełną już brawurą odegrał drugą scenę miłosną w akcie czwartym, w momencie zaś, gdy jak nadeptana żmija wypręża się nagle z sykiem i podnosi głowę, aby ukąsić śmiertelnie swą ofiarę, znalazł w sobie akcent wibrującej siły, który objawił w jego <em class="book-title">Świętoszku</em> głęboką i dobrze przemyślaną kreację. Maska i mimiczna gra twarzy były arcydziełem.</p>
+<p class="paragraph">Bodaj czy nie trudniejszą jeszcze jest rola Orgona, figury niezmiernie ważnej przez to, że na jego bezmiernym, niewiarygodnym wprost zaślepieniu obraca się jak na osi akcja sztuki. Jest to w galerii Molierowskich „staruchów'' postać bardzo odrębna i skomplikowana. Orgon to nie prosty cymbał ani safanduła; przeciwnie, aby uwydatnić całą potęgę obłudy, autor wyposażył jej ofiarę wszystkimi dodatnimi cechami: to człowiek mający znaczenie w świecie, posłuch w domu, człowiek, który w ważnych potrzebach „oddał usługi królowi''. Nie jest to nawet, poza paroma momentami, figura komiczna; komizm tym głębszy płynie tutaj z kontrastu między rzeczywistością a światem urojeń, w jakim Orgon żyje; jest to tępy, uparty fanatyk, człowiek jakby urzeczony, opętany swoją monomanią wyrosłą na gruncie szczerych wierzeń religijnych wyzyskiwanych niecnie przez szalbierza.</p>
+<p class="paragraph">P. Feldman jest zbyt wytrawnym i cennym artystą, aby mógł grać źle; ale grał częścią co innego, a częścią nie wychodził z aktorskiego ogólnika: jego Orgon mógłby bez zająknienia (nie, raczej z zająknieniami) ciągnąć dalej jakąś tyradę Chryzala w <em class="book-title">Uczonych Białogłowach</em> lub nawet Sganarela w <em class="book-title">Rogaczu z urojenia</em>. Słowa, jakie padały z ust Orgona, nie były organicznie zrośnięte z postacią, nie miały akcentu wewnętrznego przekonania. Może i same warunki artysty popychające go raczej w kierunku dobrodusznego uśmiechu utrudniały mu pochwycenie właściwego tonu. Mimo tych zastrzeżeń kapitalna końcowa scena trzeciego aktu miała momenty bardzo dobre.</p>
+<p class="paragraph">Najgorętsze słowa uznania należą się pani Łuszczkiewicz-Gallowej za kreację Doryny. Arcyważną tę postać, która prowadzi akcję sztuki niby kapelmistrz orkiestrę i która werwą swoją i pogodą przyczynia się do rozjaśnienia kolorytu tej komedii tyle mającej w sobie pierwiastków okrutnego dramatu, odegrała pani Łuszczkiewicz-Gallowa z zacięciem, brawurą, swadą, możliwą jedynie przy tak starannym opracowaniu roli, jak to, które było podłożem jej kreacji. Pojęcie roli Doryny ma we Francji swoją literaturę i różne linie tradycji wahające się pomiędzy żywością młodej subretki a pewnością siebie i wygadaniem zaufanej (nie starej zresztą) piastunki, która wyniańczyła te dzieci na ręku i zastępowała im matkę. Pani Łuszczkiewicz-Galllowa przychyliła się do pierwszej wersji, bardziej zgodnej z jej warunkami, i przeprowadziła ją doskonale. Wyborną w swym ciepłym zasuszeniu była Pani Pernelle, doskonale opracowana przez panią Kosmowską: taką właśnie mogła być matka prawdziwego Orgona. Pełną wdzięku, mimo iż nie dość wygraną, nie dość wydobytą z tekstu, była Elmira p. Bednarzewskiej. Z drobniejszych ról zaznaczył się doskonałą maską oraz pierwszorzędną siłą komiczną pan Orwid (Pan Zgoda) oraz panna Malicka jako milutka Marianna. Reszta wykonawców walczyła mężnie w swoich mniej lub więcej wdzięcznych rolach.</p>
+<p class="paragraph">A sztuka? Czyż potrzebuję przypominać, że komedia o <em class="book-title">Świętoszku</em> jest szczytem twórczości komicznej Moliera, a tym samym najwyższym punktem, do jakiego dane było wznieść się komedii w ogóle? Tajemnicą geniuszu Moliera jest, w jaki sposób zdołał on w ciągu kilku lat pisarskiej kariery przebiec drogę od wpół średniowiecznej farsy (<em class="book-title">Latający lekarz</em> etc.), operującej tradycyjnymi maskami poruszającymi się w równie tradycyjnych grach scenicznych, aż do tej sztuki, która stała się niedoścignionym wzorem komedii obyczajowej, komedii charakterów, a zarazem satyry tak głębokiej, tak zuchwałej, można powiedzieć, iż obecność jej na scenie do dziś dnia przejmuje zdumieniem. Jakoż niełatwo przyszło jej zdobyć prawo do sceny. Nie będę kreślił znanych dziejów zaciętej walki toczącej się koło <em class="book-title">Świętoszka</em>, który mimo życzenia wszechwładnego króla przez pięć lat (1664 do 1669) skazany był na pogrzebanie; przypomnę jedynie, iż sztuka ta była jedną z walnych bitew kampanii, która wypełnia pierwsze lata twórczości Moliera. Rozpętawszy przeciwko sobie salony i koterie literackie, wysmagane nielitościwie w <em class="book-title">Pociesznych Wykwintnisiach</em>, Molier doznał niebawem skutków ich nieprzyjaźni po wystawieniu <em class="book-title">Szkoły żon</em>. Wytoczono przeciw niemu przede wszystkim tę broń, jakiej zazwyczaj się używa dla pognębienia świeżych objawów twórczości: oskarżono go o niemoralność. Zdaje się, iż geniusz musi być zasadniczo „niemoralny'', ponieważ pojawieniu się jego zawsze towarzyszy ta orkiestra. Rabelais, Molier, Balzac, Flaubert, te cztery triumfalne nazwiska literatury francuskiej, to tyleż etapów rzekomej „niemoralności''. Odpowiedzią Moliera — po paru lżejszych ripostach — był <em class="book-title">Tartuffe</em> walący jak maczugą w obłudę i świętoszkostwo. Sztuki zabroniono. Molier pozornie ulega; ale wciąż kołacząc do króla o interwencję, zadaje równocześnie w <em class="book-title">Don Juanie</em> uboczny sztych triumfującej klice; wreszcie, zwątpiwszy o zwycięstwie, daje wyraz zniechęceniu i goryczy w <em class="book-title">Mizantropie</em>. Nadchodzi dzień odwetu; <em class="book-title">Tartuffe</em> wystawiony w pełnej postaci w r. 1669 staje się triumfem pisarza; ale w walce tej stargały się jego siły. Daje za wygraną; odtąd Molier będzie bawił współczesnych, nie pogłębiając ostrza satyry, lub za jej cel biorąc mniej niebezpiecznych wrogów: próżność mieszczucha lub nieuctwo lekarzy. I dopiero po śmierci pisarza pokazało się, jak bardzo proroczą była jego komedia: na schyłku rządów Ludwika XIV i pani de Maintenon typ unieśmiertelniony w <em class="book-title">Świętoszku</em> zapanował wszechwładnie na dworze i zaciążył nad całą Francją.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324227407124-353010733] Seks</h3><p class="paragraph">Ten epizod z Kaswinem jest najlepszy w całej sztuce. W którymż salonie światowej „lali'' — jak Kaswin nazywa pieszczotliwie Renę — nie ma tego dwudziestoletniego chłopca kochającego z ową czujnością fizyczną, z jaką się kocha w tym wieku, i zbierającego owoc reakcji nerwowych kobiety, która kocha innego i która przez ambicję walczy zwycięsko ze swą miłością? W czym siła takiego cherubinka? W tym właśnie, że jest „bez konsekwencji'', a głównie w tym, że jest zawsze pod ręką; <em class="author-emphasis">być zawsze pod ręką</em>, to podobno w tych rzeczach olbrzymi atut.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324224147842-1348124168] Literat, Twórczość</h3><p class="paragraph">Niejeden z czytelników, który wziął do ręki tę książkę znęcony jej wabnym tytułem, dozna rozczarowania, dowiadując się, iż zawiera ona po prostu zbiór felietonów teatralnych drukowanych w krakowskim „Czasie'' pomiędzy miesiącem marcem 1919 a marcem 1920. Tak, czytelniku: <em class="author-emphasis">flirt</em>, który cię skusił na okładce, jest czysto intelektualny; a jeżeli znajdzie się w tej książce jakaś półdziewica, to jestem nią chyba ja sam, biedna dusza moja, wciąż niezaspokojona, wciąż rozpaczliwie niewinna, wyciągająca raz po raz ręce po ekstazy upojeń i raz po raz cofająca się trwożliwie przed bólem i fatygą oddania. Ale z tytułu nie będę się tłumaczył; wolno jest autorowi stroić swą książkę we wszystkie, choćby najbardziej zewnętrzne pokusy, tak jak kobiecie na balu wolno, za pomocą drażniąco niedomówionych ekshibicji cielesnych, maskować oschłość i smutek swego wnętrza. Czuję natomiast potrzebę usprawiedliwienia się z lekka, skąd mi się wzięło zabierać głos w przedmiocie tak odległym od zwykłych mych zatrudnień i uważanym dziś niemal za gałąź wiedzy. Stało się to, jak wszystko w moim życiu literackim, przypadkowo; mianowicie tak: pewnego dnia, okrągło rok temu, zatelefonował do mnie redaktor „Czasu'', czybym w zastępstwie nieobecnego recenzenta nie zechciał się podjąć zdania sprawy z przedstawienia Molierowskiego <em class="book-title">Świętoszka</em>. Zasiadłem tedy przygodnie w aksamitnym fotelu krytyki; nie śmiem twierdzić, iżby tą drogą wniknęło zeń we mnie owo światło, którego, idąc do teatru, nie czułem w sobie jeszcze ani promyczka; ale spostrzegłem, iż teatr, oglądany pod tym kątem, z przymusem ujmowania i formułowania wrażeń, może stanowić miłą rozrywkę i zbawienną odtrutkę na miazmaty bibliotecznych pyłów, którymi oddychałem wyłącznie od lat kilku. Zacząłem tedy, na wpół dla siebie, pisywać te gawędy teatralne, w których starałem się trzymać jak najdalej od ducha krytycyzmu, nie chcąc nim mącić zabawy sobie i drugim; że zaś zyskały one — może właśnie dla swej bezpretensjonalności — pewną poczytność i poza rogatkami Krakowa, pozwalam sobie przedłożyć je publiczności w tym zbiorku. Podaję te felietony — pisane z dnia na dzień, od ręki — w ich pierwotnej formie, bez zmian, z wyjątkiem bardzo drobnych skreśleń; stanowią one wierną kroniczkę wydarzeń teatralnych naszego miasta w ubiegłym roku. A ponieważ omawiając przy sposobności te lub owe zagadnienia teatralne, raczej <em class="author-emphasis">ocieram się</em> o nie, niż wnikam <em class="author-emphasis">do wnętrza</em>, sądziłem, iż nie mogę dać książeczce niniejszej trafniejszego tytułu, niż mieniąc ją skromnie <em class="book-title">Flirtem z Melpomeną</em>.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324228738537-3468672568] Warszawa</h3><p class="paragraph">Kraków, z punktu widzenia aktora, jest sam przez się miastem raczej obojętnym i niewdzięcznym; to nie Warszawa, gdzie, jak głoszą legendy teatralne, pierwszy kochanek mógłby siennik wypchać bilecikami miłosnymi, jakie otrzymuje co dzień. Dlatego tak trudno jest dyrekcji teatru utrzymać w Krakowie zdolnego aktora, a zwłaszcza aktorkę; na pierwsze skinienie Warszawy uciekają tam pędem, choć czasem później przychodzi im tego żałować. Ale trudno; tam szumi „nurt życia'', a u nas po wyczerpującym spektaklu, w którym artysta cisnął publiczności strzęp duszy i nerwów, czeka go jako jedyne wytchnienie skromna, własnym sumptem spożyta kolacyjka w „Grocie'' okraszona szklaneczką piwa i gazetą.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324225094707-1441596738] Kobieta demoniczna</h3><p class="paragraph">A to wszystko wciąż wikłające się owym <em class="foreign-word">leitmotivem</em> życia artysty — kobietą. Za młodu odciągający od pracy wieczny głód miłości, ironicznie kontrastujący z niedoborami butów, bielizny i „drobnych'' w portmonetce; niebezpieczeństwo zaprzepaszczenia życia w pierwszych ramionach, które się miłosiernie otworzą; później, w miarę rozgłosu, powodzenia, kobieta wciskająca się ze wszystkich stron w życie, kradnąca czas, siły…</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324291126964-3656319947] Artysta, Dusza</h3><p class="paragraph">Artysta stoi na rozdrożu między „ciałem'' a „duszą''; pierwsze wydziera się do ślicznej Reny, drugiej trudno się obejść bez narkotyku, subtelnego kadzidła, do jakiego przyzwyczaiła go literatka.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324238857618-3818313119] Artysta</h3><p class="paragraph">Z zanikiem kultury humanistycznej ludzkość zapomniała o tym, co wyraża owo tak szlachetne i znamienne godło: <em class="foreign-word">spiritus</em>. I rozdział jest opłakany: artyści piją wodę albo fuzel, podczas gdy szacowne wina sączą chamy i paskarze, jak gdyby im nie dosyć było pić krew ludzką.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1323812110520-1638215221] Sława, Zwycięstwo, Artysta</h3><p class="paragraph">Nadchodzi dzień odwetu; <em class="book-title">Tartuffe</em> wystawiony w pełnej postaci w r. 1669 staje się triumfem pisarza; ale w walce tej stargały się jego siły. Daje za wygraną; odtąd Molier będzie bawił współczesnych, nie pogłębiając ostrza satyry, lub za jej cel biorąc mniej niebezpiecznych wrogów: próżność mieszczucha lub nieuctwo lekarzy. I dopiero po śmierci pisarza pokazało się, jak bardzo proroczą była jego komedia: na schyłku rządów Ludwika XIV i pani de Maintenon typ unieśmiertelniony w <em class="book-title">Świętoszku</em> zapanował wszechwładnie na dworze i zaciążył nad całą Francją.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1323814344268-244304627] Teatr</h3><p class="paragraph">Zarzuty zdają mi się słuszne, ale sama kwestia bardziej skomplikowana. Istotnie, jeżeli prawdziwym jest pogląd, że teatr jest najwierniejszym odbiciem danego społeczeństwa, to trzeba powiedzieć, iż produkcja teatralna polska ostatniego ćwierćwiecza stanowi osobliwy wyjątek od tego prawidła. Gdyby zestawić repertuar teatralny tego okresu, wątpię, czy mógłby ktoś mieć, nie mówię wierny, ale w ogóle jakikolwiek obraz życia polskiego.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324292287382-3485485445] Sielanka</h3><p class="paragraph">Powracający z Troi Odys, wśród długich swoich wędrówek, przybywa na wyspę ludzi żywiących się kwiatem lotosu. Plemię to, które dla autora staje się symbolem najczystszego idealizmu, żyje w doskonałym szczęściu, znając jedynie szlachetne i harmonijne uczucia.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1323812529366-1140356425] Twórczość</h3><p class="paragraph">Stosunek twórczości literackiej do historii może być rozmaity. Skala jego sięga od imperatywu wizji, od idei historycznej, która w umyśle twórcy samorodnie obleka się w ciało, stwarzając wiekuiście żywy świat postaci, aż do inteligentnej, świadomej <em class="author-emphasis">roboty</em>, która doświadczenie pisarza oddaje w służby obranego tematu. Ten typ <em class="author-emphasis">transkrypcji</em> historycznej — w powieści zwłaszcza — stał się u nas w ostatnich czasach częsty i stanowi prąd raczej pożądany. W warunkach nowoczesnego „rynku'' literackiego, gdzie pisarz nakłada sobie niemal jako obowiązek częstą i regularną produkcję, łatwo grozi mu znużenie, wyczerpanie soków; tego rodzaju zwrócenie się od czasu do czasu do historii stanowi korzystny wypoczynek, odświeżenie tchnieniem innej atmosfery. A co się tyczy stosunku do prawdy historycznej (o ile w ogóle prawda historyczna nie jest mitem), ten rozstrzygnął lapidarnie stary Dumas-ojciec powiedzeniem: <em class="foreign-word">Il est permis de violer l'histoire à la condition de lui faire un enfant</em>.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1323815009105-1566489245] Sława</h3><p class="paragraph">Flaubert, szlifując przez sześć lat <em class="book-title">Panią Bovary</em>, za którą miał w dodatku proces o obrazę moralności, bardziej zasłużył się ojczyźnie, niż gdyby był napisał sztukę o Joannie d'Arc i epopeję o świętym Ludwiku.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1323813066400-55256847] Król, Państwo</h3><p class="paragraph">Akt trzeci ukazuje nam wnętrze gabinetu Stanisława Augusta; król, stary, znużony i zwątpiały, słucha dalekiej fujarki pastuszej, ociągając chwilę narad, w której najlepsi synowie kraju pchają go do stanowczej decyzji, do przeparcia w najbliższych dniach na sejmie wiekopomnej konstytucji.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324235531373-1710251143] Twórczość</h3><p class="paragraph">Poezję Wyspiańskiego przeorały już wszerz i wzdłuż pługi komentarzy. Bo ta poezja łatwą nie jest i on sam nie chciał, aby była łatwą; to nie owe dźwięczne szumki-dumki Harfiarki z <em class="book-title">Wyzwolenia</em> rozpływające się w wielkie <em class="author-emphasis">nic</em>. Tak samo jak w życiu Wyspiański żąda od nas wysiłku woli, tak samo w poezji swojej żąda ogromnego wysiłku myśli, aby nadążyć za nim w te sfery, w których on się porusza swobodną stopą jak w swojej przyrodzonej dziedzinie. Poezja Wyspiańskiego jest nieskończenie intelektualną, skomplikowaną, wieloplanową; pełna jest ukrytych myśli, pełna ironii czyhających na nasze wzruszenia, Hamletowych „pułapek na myszy'', jakie raz po raz zastawia słuchaczom. I jeżeli o kimś można ze słusznością użyć wyrażenia, że był człowiekiem z <em class="author-emphasis">innej planety</em>, to o Wyspiańskim: z jakiejś planety, gdzie atmosferę zamiast powietrza stanowi warstwa czystego tlenu.</p>
+<p class="paragraph">A jednak poezja ta działa i działa na wszystkich. Jest to prawdziwe <em class="author-emphasis">misterium</em>, gdyż dramat, który się rozgrywa w <em class="book-title">Wyzwoleniu</em>, dramat tak na wskroś cerebralny jest z konieczności dla większej części słuchaczy księgą zamkniętą na siedem pieczęci: ale równocześnie nie ma z pewnością ani jednego, który by nie czuł, iż spełniają się na scenie rzeczy wielkie. Alboż poezję mózgiem się odczuwa? Czyż nie stokroć większy ma w tym udział dźwięk, obraz i ów tajemniczy fluid, który zamknięty w naczyniu Słowa promieniuje ku widowni teatru, sprawiając, iż po zapadnięciu kurtyny opuszcza się salę w stanie jakiegoś odurzenia? To są czynniki uchodzące wszelkiej analizie i najsubtelniejsze rozbiory myślowe przejdą <em class="author-emphasis">zawsze obok</em> samej rzeczy.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324231196094-2323704942] Bieda</h3><p class="paragraph">Co się tyczy stosunków miejskich, zrozumiałym jest, iż grzeszek młodości galicyjskiego „nadradcy'', którego schedę po długim i zasłużonym żywocie stanowił krzyż kawalerski Franciszka Józefa, tysiąc sto dwadzieścia dwie korony… długu i stary gramofon, nie przedstawiał zbyt bogatego dramatycznego materiału. Był to raczej materiał tragiczny; z rzędu tych tragedii pisanych przez samo życie, w których tłem jest nędza, kulisami wilgotne ściany suteren, a funkcje reżyserskie pełni fabrykantka aniołków.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324290783790-973608038] Artysta</h3><p class="paragraph">Roman Worycki jest malarzem. Jako człowiek jest zupełnie <em class="foreign-word">nul</em>; ale kto by z tego powodu chciał wątpić w jego talent, ten by dowiódł, iż nigdy w życiu nie obcował ze światem malarskim</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324225073541-2048841054] Artysta</h3><p class="paragraph">Życie artysty!… Temat banalny, zbanalizowany raczej do znudzenia w tanich kliszach, ale w gruncie jakże przejmujący zawsze, jak dramatyczny! Jakaż droga stroma, przepaścista, najeżona niebezpieczeństwami! Za młodu najczęściej nędza lub — co na jedno wychodzi — bezład życia; walka bujnej wyobraźni i temperamentu, wyciągających ręce po wszystkie szczęścia świata, z niedostatkiem elementarnych potrzeb; łamanie się wewnętrzne z niezaradnością techniczną, nieświadomością samego siebie, ciążeniem naśladownictwa, lenistwem, zwątpieniem; później, po wyzwoleniu z czeladnika na majstra, znów walka, trudniejsza może jeszcze, z pokusami łatwych zarobków, tanich triumfów, ustępstw czynionych przeciętnemu gustowi, z bezwładem rutyny… A to wszystko wciąż wikłające się owym <em class="foreign-word">leitmotivem</em> życia artysty — kobietą. Za młodu odciągający od pracy wieczny głód miłości, ironicznie kontrastujący z niedoborami butów, bielizny i „drobnych'' w portmonetce; niebezpieczeństwo zaprzepaszczenia życia w pierwszych ramionach, które się miłosiernie otworzą; później, w miarę rozgłosu, powodzenia, kobieta wciskająca się ze wszystkich stron w życie, kradnąca czas, siły…</p>
+<p class="paragraph">Twórczość domagająca się wrażeń; „wrażenia'' dążące do tego, aby jej wyróść ponad głowę i zagarnąć dla siebie wszystko; rozpaczliwa świadomość, że sztukę i życie opędza się tym samym kapitałem; ciągłe dążenie do spoczynku, równowagi, podczas gdy niepokój i zwichnięcie równowagi są samymże warunkiem tworzenia — oto najpobieżniej tylko naszkicowane elementy tej organicznej choroby, jaką jest życie artysty w okresie kształtowania samego siebie.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324233111386-2530122915] Kobieta</h3><p class="paragraph">Rola Anieli, tej <em class="foreign-word">amoureuse'y</em> z polskiego dworku, jest osobliwie trudna do zagrania. Aniela jest to najbardziej urocze wcielenie „woli bożej'', jakie kiedykolwiek dreptało na dwóch łapkach w literaturze polskiej; rola niewinno-zmysłowa, harfa kobiecości, grająca za samym zbliżeniem męskiej dłoni… Czegóż bo nie ma w tej roli: i duma dziewicza, i tak drażniący erotycznie takt doskonale wychowanej panny, bierność hurysy, wdzięk, marzenie, poezja — i to polskie cielątko wreszcie, którego rasa rozpleniła się później tak szczęśliwie.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324290802595-301591784] Kobieta demoniczna</h3><p class="paragraph">Worycki ma towarzyszkę; jest nią Rena, wolny ptak wyemancypowany z „przesądów'', wcielenie triumfalnej młodości, powabu, na wskroś kobiecej — brutalnej prawie pod uroczą formą — trzeźwości w patrzeniu na życie. Młodzi poznali się kędyś w Paryżu; obecnie tworzą wolne stadło trwające już półtora roku. Przez ten czas śliczna Dalila zdołała już nieco podstrzyc runo Samsona palety; on czuje to i miota się niecierpliwie w jedwabnych więzach. Nie przesyt jeszcze, ale codzienne napojenie szczęściem wytwarza w Woryckim podłoże do tęsknot „idealnych'', które znajdują ucieleśnienie w półrozwódce Podelskiej, autorce, nieszkodliwej kabotynce z gatunku mimozowatych, płynącej wysoko ponad „prozą życia'' (do której zalicza i miłość „materialną'') tak wysoko, iż nawet drobne zabiegi kobiecego wykwintu są jej zbyt poziome, a wiecznie czarna „stylowo'' powłóczysta szata kryje tajniki tualetowe nie budzące w nas najmniejszego zaufania. Ta kobieta wciska się w życie Romana; budzi w nim „duszę'' i artystyczne sumienie (czy też tylko kabotyńskie aspiracje ponad stan?…) — dość, że Worycki czuje się nieszczęśliwy, widzi, iż Rena zabija w nim wielką twórczość, że wymaganiami swej miłości okrada jego talent, a potrzebami tualety pcha na drogę łatwych zarobków kosztem rozwoju artysty. Kiedy wreszcie Rena podrażniona ciągłą obecnością „siostrzanej duszy'' — w której niezawodnym instynktem kobiety wyczuwa kabotyństwo — sama mając zresztą w głowie inne kombinacje życiowe, oznajmia wyjazd — równoznaczny z zerwaniem — malarz przyjmuje go z radością.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1323813526707-3842120413] Teatr</h3><p class="paragraph">Ostatnie lata, w których natłok doniosłych problemów politycznych pochłonął całą niemal umysłowość narodu i wyssał zeń wszystkie soki żywotne, wpłynęły oczywiście zasadniczo i na stosunek publiczności do tzw. sztuki. Jak tę zmianę określić? Zobojętnienie? Ależ każdy obraz, jaki się pojawi na wystawie, nosi kartkę tak rzadką, tak sensacyjną dawniej wśród rzeszy malarskiej: <em class="author-emphasis">zakupione</em>; książki mimo szalonych cen „idą'' jak nigdy; dwa teatry, koncerty, stale pełne… A jednak tak; sztuki konsumuje Kraków więcej, być może wskutek przesunięć, jakie zaszły w podziale dóbr świata i specjalnych warunków pieniądza, ale interesuje się nią mniej. Nie należę bynajmniej do tych, którzy by z żalem wspominali dawną „intelektualną'' atmosferę Krakowa i przeciwstawiali ją obecnemu „zdziczeniu''; przeciwnie. Grunt w tym, aby była woda: jakie młyny na niej staną i co będą mełły, to rzecz przyszłości. Aż do błogosławionej, po trzykroć błogosławionej doby wojennej tragiczną cechą naszego miasta był absolutny brak wody, a wszystkie inteligentne i intelektualne młynki wznosiły się dumnie na piasku. Mówię to naturalnie w znaczeniu środków realizacji; tym większy honor dla Krakowa, iż w tych warunkach życie jego duchowe było tak intensywne.</p>
+<p class="paragraph">Przytoczony objaw spotykamy tedy i w kwestii teatru. Jak wspomniałem, teatr jest stale pełny, ogonek przy kasie taki, jak gdyby sprzedawano w niej co najmniej szmalec amerykański. Ale jakże daleko jesteśmy od czasów, kiedy Kraków istniał od jednej do drugiej <em class="author-emphasis">premiery</em> przeżywaniem czy przeżuwaniem (jak kto woli) arcygłębokich, artystycznych wrażeń i „dreszczów''. Dziś „nowy człowiek'' kupuje bilet, przyjmuje bez wielkich dociekań kęs strawy duchowej, jaki mu podadzą, idzie zapić go piwem do restauracji i kołysany dźwiękami walczyka przechodzi myślą do spraw serio, kombinując możliwie głębokie zapuszczenie ręki w kieszeń bliźniego swego przy możliwie najmniejszym ryzyku kryminału. Co mu tam repertuar, aktorzy! Ot, spędził wieczór i koniec, zawsze to jakaś odmiana po codziennym kinie.</p>
+<p class="paragraph">W ślad za publicznością prasa, to wierne odbicie życia, również przestała się interesować teatrem.</p>
+<p class="paragraph">„Jak to!'', powie ktoś, toć od miesięcy całych o niczym nie ma mowy w prasie tak często, jak o teatrze. Och! to całkiem co innego; to nie teatr, to „kampania teatralna''. I oto dotknęliśmy arcyciekawego problemu: <em class="author-emphasis">wpływów życia politycznego na formy życia artystycznego</em>. Objawowi temu przyglądam się od dłuższego czasu z daleka, z uciechą niemałą a niczym niezmąconą, ile że sama kwestia jest mi dość obojętna.</p>
+<p class="paragraph">„Polityka'' teatralna istniała i istnieć będzie zawsze. O niciach tej polityki długo by i szeroko mówić. Ludzie są ludźmi i zawsze znajdzie się dość pobudek, które dany dziennik lub osobę nastrajają bardziej lub mniej czule względem danej dyrekcji. Ale dyrektor był dzierżawcą teatru, samowładnym panem w swojej budzie na lat sześć, przeto polityka teatralna obracała się jedynie koło szczegółów, nie godziła w jego zasadnicze „być albo nie być''. Wyjątek stanowił schyłek sześciolecia i bliski koniec dzierżawy, który wytwarzał pewien rodzaj przedwyborczego podniecenia; ale zazwyczaj po sześcioletnim wytrwaniu każdy dyrektor własnowolnie się kwapił do pakowania manatków. Rzadko widziałem równie promieniejącego człowieka, jak Adam Siedlecki na swojej uczcie pożegnalnej.</p>
+<p class="paragraph">Od czasu umiastowienia, czyli <em class="author-emphasis">parlamentaryzacji</em> teatru, zmieniła się fizjonomia tego stosunku. Rzecz przedstawia się tak: Dyrektor teatru to <em class="author-emphasis">premier</em>, któremu poruczono utworzenie gabinetu; prasa i wszystko, co się koło niej skupia, to rozmaite stronnictwa polityczne, coś niby Izba posłów. Otóż z chwilą ukonstytuowania gabinetu dyrekcji kształtują się stosunki stronnictw, tworzy się prawica i lewica, powstaje opozycja dążąca do konsolidacji partii, utworzenia bloku i obalenia gabinetu, aby samemu stać się rządem; rządem, przeciw któremu znowuż utworzy się blok etc., etc. Poszczególne sztuki to niby dyskusje parlamentarne; dyrekcja <em class="author-emphasis">chwieje się</em> po sztuce p. X, tak jak rząd po jakimś „<em class="author-emphasis">Przyczynku do ustawy o stemplowaniu banknotów</em>''; to znów wzmacnia swoje stanowisko sztuką nieboszczyka Y lub Z, jak gabinet jakimś „<em class="author-emphasis">uniwersalnym dodatkiem drożyźnianym</em>''. Powstają nawet formy obstrukcji dążącej do uniemożliwienia dyskusji, tj. przedstawienia. W każdym razie „przesilenie'' gabinetowe wisi nieustannie na włosku i, skoro <em class="author-emphasis">opozycja</em> uzyska w danej chwili większość, odczuwa się w niej jakby zdziwienie i zniecierpliwienie, iż premier, przepraszam, dyrektor, nie „wyciąga konsekwencji'' z tego faktu.</p>
+<p class="paragraph">A sztuka, autorzy, aktorzy? Mam wrażenie, że zeszli po prostu do roli pionków czy figur na szachownicy, na której prowadzi się tę kampanię dążącą do triumfalnego <em class="author-emphasis">szach-mat</em>! Nikt wszak nie wymaga od polityka, aby wyrażał uznanie dla talentów oratorskich lub mądrości politycznej mówcy wrogiego mu w danej chwili stronnictwa; „koniunktura'' polityczna stanowi o wszystkim. Stąd te nieprawdopodobne, głęboką humorystyką tracące różnice w ocenie danego utworu lub jego wykonania w poszczególnych organach „opinii''. Rzecz z natury swojej tak swobodna i kapryśna, jak indywidualny stosunek krytyka do przejawów sztuki, staje się matematycznie wykreśloną i dającą się z góry przewidzieć linią programu „politycznego''.</p>
+<p class="paragraph">Nie żal mi dyrektora, trudno: <em class="foreign-word">qui a terre, a guerre</em>. Mniej żal mi też autorów; mimo że dzisiaj grzbiet ich jest tą „udeptaną ziemią'', na której toczą się homeryckie boje okołoteatralne, ci wybrańcy Muz mogą zawsze od wyroków współczesnych apelować do potomności, choćby bardzo odległej. Przed tym też forum rozstrzygnie się ostatecznie problem twórczości p. Katerwy lub p. Konczyńskiego (zestawiam tylko, nie porównuję). Ale najgorzej, mam wrażenie, wychodzą na tym <em class="author-emphasis">aktorzy</em>, to znaczy ci, którzy na przekór wszelkim „reformom'' i „odrodzeniom'' teatru zawsze będą stanowić jego rdzeń i istotę.</p>
+<p class="paragraph">Te delikatne organizacje artystyczne, te przeczulone kłębki nerwów, tak słusznie wrażliwe i drażliwe na współczesną i doraźną ocenę, jaką przedstawia dla nich świstek dziennika — gdyż dla nich, biednych, żadne odwołanie do potomności nie istnieje! — zasługują doprawdy, aby ich pracę i ich świątynię oceniano rzeczowo, uważnie, pieczołowicie, a nie gdzieś kątem, wśród huraganowego ognia ostrzeliwujących się wzajem pozycji nieprzyjacielskich.</p>
+<p class="paragraph">Praca twórcza prawdziwego aktora-artysty jest tak wyczerpująca nerwowo, tak bardzo musi w niej, wedle francuskiego wyrażenia, „płacić swoją osobą'', iż niezbędnym warunkiem dla niej jest atmosfera szczerego i troskliwego zainteresowania: wówczas jedynie znajduje aktor podnietę, aby wydać z siebie, co ma najlepszego. To zainteresowanie było jedną z przyczyn, dla których kunszt aktorski w naszym teatrze za czasów Pawlikowskiego wzniósł się tak wysoko. Kraków, z punktu widzenia aktora, jest sam przez się miastem raczej obojętnym i niewdzięcznym; to nie Warszawa, gdzie, jak głoszą legendy teatralne, pierwszy kochanek mógłby siennik wypchać bilecikami miłosnymi, jakie otrzymuje co dzień. Dlatego tak trudno jest dyrekcji teatru utrzymać w Krakowie zdolnego aktora, a zwłaszcza aktorkę; na pierwsze skinienie Warszawy uciekają tam pędem, choć czasem później przychodzi im tego żałować. Ale trudno; tam szumi „nurt życia'', a u nas po wyczerpującym spektaklu, w którym artysta cisnął publiczności strzęp duszy i nerwów, czeka go jako jedyne wytchnienie skromna, własnym sumptem spożyta kolacyjka w „Grocie'' okraszona szklaneczką piwa i gazetą. Rzuca się na nią, szuka tej „recenzji'', która, w dzienniku przepełnionym przeczącymi sobie co dzień depeszami, ledwie na trzeci lub czwarty dzień znajdzie dla siebie jakiś maleńki skrawek miejsca, przebiega gorączkowo oczami i czegóż się z niej dowie? Tego, czy w polityce teatralnej krytyk należy do „skrajnej lewicy'' czy „lewego centrum'' etc. A jak to działa pedagogicznie, oto przykład. Wpadł mi w ręce numer pisma „Światłocienie'' wydawanego przez młodzież gimnazjalną. Krytyk teatralny (jest nim pewien uczeń klasy szóstej), widocznie „antyblokowy'', tak pisze: „Reżyserował <em class="book-title">Krąg interesów</em> dyrektor Trzciński i wykazał, że dyletant o wielkiej kulturze artystycznej może oddać w teatrze większe usługi aniżeli rutynowany fachowiec''. Będąc w wieku tego krytyka, kochałem się zupełnie bezkrytycznie w Teci Trapszównie, na współkę z moim sąsiadem, młodym uczniem konserwatorium. Jednego dnia pianista otruł się; na wiadomość o tym zakradłem się do jego pokoju i bez najmniejszego wahania przed nadejściem władz ściągnąłem dużą fotografię Trapszówny, przedmiot mojej zazdrości i pożądania. Stała na stoliczku przy łóżku. Tak, wówczas teatr był <em class="author-emphasis">żywotną</em> instytucją.</p>
+<p class="paragraph">Przechodzę do konkluzji, którą rzucam, ot, na wiatr, jak człowiek stojący niezmiernie daleko od wszystkich tych bojów. A mianowicie: czy jeżeli chcemy mieć naprawdę dobry teatr nie byłoby wskazanym zamiast tej namiętnej kampanii okołoteatralnej próbować stworzyć trochę <em class="author-emphasis">atmosfery</em> teatralnej, a raczej wskrzesić tę, która istniała dawniej? A gdyby nawet synowie nasi, nawiązując do przerwanych tradycji, mieli się kochać w aktorkach, zdaje mi się, że w tej paskarskiej epoce odrobina ideału uniesiona w życie jest tak cenną, iż żadnym ryzykiem nie można jej okupić zbyt drogo.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324232341813-2033717499] Prawda, Miłość niespełniona</h3><p class="paragraph">Dwie takie <em class="author-emphasis">prawdy</em> posiadł w ręce wychowanek szambelana Karola i rządca w jego majątku, Jakub, szczery, dzielny i szlachetny chłopak. Jedna to stosunek jego do swego dobroczyńcy. Szambelan <em class="author-emphasis">chce</em> wierzyć, że jest jego ojcem, potrzebuje tej wiary, aby oprzeć o nią schyłek swego smutnego, twardego życia. Na tej jego wierze buduje swoje nadzieje Hania, „edukowana'' po pańsku ambitna fornalska córka, która kocha Jakuba, ale chce wyjść tylko za „pana''; podtrzymują również tę wiarę szambelana matka Jakuba oraz prawdziwy jego ojciec, doktor, widząc w tym szczęście i los dla syna. Ale Jakub, od dawna dręczący się swym wątpliwym położeniem, dowiedział się przez nieopatrzność matki prawdy; nie zastanawiając się ani na chwilę, niepomny na własną przyszłość (co zresztą w jego wieku najłatwiejsze), na miłość i znaczące przestrogi kochanki, młody dzikus pędzi przed szambelana w chwili właśnie, gdy ten, rozczulony rycerskim pojedynkiem chłopca, z radością poznaje w nim ostatecznie „swoją krew'' i skłania się do formalnej adopcji. „Pan nie jest moim ojcem'', pali mu prosto z mostu Jakub. Szambelan milczy przez chwilę jak uderzony maczugą; jeszcze chce nie wierzyć, następnie mimo woli wydziera mu się z ust ten naiwniebolesny wyrzut: „Jak mogłeś mi to powiedzieć? Ty nie masz serca!'' — „Kiedy to <em class="author-emphasis">prawda</em>!'' — powtarza zdumiony i bezradny Jakub, patrząc na spustoszenie, jakiego dokonał. „Och, ten głupi Jakub!'', woła prawie z nienawiścią Hania, do której zwróci się teraz niepodzielnie serce szambelana i która, doprowadzając go do małżeństwa, zostanie panią w tym samym smutnym dworze, który przy odrobinie „dobrej woli'' mogłoby napełniać weselem szczęście jej, Jakuba oraz kołyszącego fikcyjne wnuki starca.</p>
+<p class="paragraph">Ale Jakub posiada w ręku jeszcze inną <em class="author-emphasis">prawdę</em>. Pomiędzy nim a Hanią było coś więcej niźli wymiana serc i przyrzeczeń. Z chwilą gdy Hania zostaje narzeczoną jego dobroczyńcy, chłopiec chce oddalić się w milczeniu, podczas gdy ona ze swej strony rozwija wobec szambelana kobiecą dyplomację, aby zatrzymać przy sobie kochanka; ale kiedy w scenie pożegnania dowiedział się z jej ust, iż dziewczyna, mimo że wychodzi za innego, kocha go zawsze, znowuż nieuleczalnie „głupi'' Jakub staje do oczu szambelana i mówi: „Hania jest moja, Hania pójdzie ze mną''. Ale tu już — nie! Wobec pierwszego ciosu <em class="author-emphasis">prawdy</em> szambelan był bezbronny; ale tym razem nie da się jej zmiażdżyć brutalnie, będzie walczył <em class="author-emphasis">przeciw niej</em> o swe istnienie. Wbrew wewnętrznemu przeświadczeniu, wbrew ostrzeżeniu krewnych, wbrew własnym oczom, odrzuca prawdę, która jest dlań wyrokiem osamotnienia i zagłady; podsuwa Hani furtkę do zaparcia się Jakuba, wyraźnie żebrze, aby go oszukano. I Hania zapiera się Jakuba, i „głupi'' Jakub ze swą prawdą wygnany odchodzi w świat, a z nim uchodzi z domu młodość, zapał, radość życia; tamci, — „narzeczeni'' — zostają przy partii domina w dusznej i ciężkiej atmosferze starego dworu. Oto przewodni motyw sztuki, która jednak dzięki umiejętnemu rozmieszczeniu efektów ani na chwilę, mimo posępnego myślowego podkładu, nie przestaje być żywą i zabawną komedią.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1323812304637-452442777] Konflikt</h3><p class="paragraph">Nie będę kreślił znanych dziejów zaciętej walki toczącej się koło <em class="book-title">Świętoszka</em>, który mimo życzenia wszechwładnego króla przez pięć lat (1664 do 1669) skazany był na pogrzebanie; przypomnę jedynie, iż sztuka ta była jedną z walnych bitew kampanii, która wypełnia pierwsze lata twórczości Moliera. Rozpętawszy przeciwko sobie salony i koterie literackie, wysmagane nielitościwie w <em class="book-title">Pociesznych Wykwintnisiach</em>, Molier doznał niebawem skutków ich nieprzyjaźni po wystawieniu <em class="book-title">Szkoły żon</em>. Wytoczono przeciw niemu przede wszystkim tę broń, jakiej zazwyczaj się używa dla pognębienia świeżych objawów twórczości: oskarżono go o niemoralność. Zdaje się, iż geniusz musi być zasadniczo „niemoralny'', ponieważ pojawieniu się jego zawsze towarzyszy ta orkiestra. Rabelais, Molier, Balzac, Flaubert, te cztery triumfalne nazwiska literatury francuskiej, to tyleż etapów rzekomej „niemoralności''.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324227116049-1029387155] Teatr</h3><p class="paragraph">Na dwóch pierwszych przedstawieniach „Bagateli'', uderzają w zespole artystów dwie rzeczy: wyborne przygotowanie oraz szczera wesołość, jaka panuje na scenie. Czuć tę młodą atmosferę, w której pracuje się z radością i w której każdy daje z siebie, co może najlepszego. Oby ta atmosfera trwała jak najdłużej; stworzenie jej i utrzymanie jest najważniejszą rolą kierownika teatru. Dowiadujemy się z programu, iż obok głównego reżysera, p. Czarnowskiego, funkcje reżyserskie piastuje dobry znajomy ze sceny krakowskiej, p. Noskowski, oraz doświadczony artysta teatru lwowskiego, p. Wysocki, który poświęci się wyłącznie tym zadaniom. Widać z tego, iż kierownictwo teatru zdaje sobie dobrze sprawę ze znaczenia reżyserii dla repertuaru, któremu służyć ma „Bagatela''. Jakoż wytężona w tym kierunku praca wydała rezultaty, a owacja, której przedmiotem stał się w niedzielę p. Czarnowski, była zupełnie zasłużona.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324238291069-761916755] Śmiech</h3><p class="paragraph">Na potrzebę i wartość śmiechu i zabawy godzą się zapewne wszyscy, „tylko — mówią poważni i szanowni ludzie — niech zabawa ta nie obraża ani moralności ani dobrego smaku''. Zgoda, ale tutaj natykamy się na problem przypominający po trosze kwadraturę koła. „Bawcie się dzieci, mówi dobra mama, ale tak, aby nie pognieść kołnierzyka i nie podrzeć spodni na kolanach''. Jak to wykonać? Nie ma rzeczy, która by bardziej dokumentowała nasze głębokie tkwienie w materii, niż nasz śmiech. Dawna farsa miała tylko trzy efekty wesołości; mianowicie, że kogoś wygrzmocono kijem, że ktoś wziął na przeczyszczenie i że mu przyprawiono rogi. Skoro przypadkowo wszystkie te trzy wydarzenia zeszły się razem, wówczas wesołość dochodziła do szału. Dziś z farsy tej „pytają'' w szkołach, ponieważ odleżała się już parę wieków. Od tego czasu śmiech nasz wyszlachetniał zapewne; ale mimo że delikatniejszy w formie, w treści zawsze nosi piętno naszego ziemskiego, zbyt ziemskiego pochodzenia. Z tym musimy się pogodzić; na tamtym świecie będziemy subtelniejsi, ale na tym trzeba nam zostać takimi, jakich nas Pan Bóg stworzył. Obok Dantego — Boccacio, obok Pascala i Corneille'a — Rabelais, obok Kochanowskiego <em class="book-title">Trenów</em> i <em class="book-title">Psalmów</em> — <em class="book-title">Fraszki</em>; takim jest człowiek: kto go zechce zanadto „podnosić'', zrobi go ponurym i obłudnym.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324232793680-1181171014] Uroda</h3><p class="paragraph">skopiowano wiernie z kostiumologii fryzury panien, rajtroczki Gustawa, halsztuki Albina; słowem, każda figura mogła powędrować prosto do muzeum za gablotkę.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324237322964-3711273262] Czarownica, Czary</h3><p class="paragraph">Inscenizacja epizodu czarownic w I akcie wypadła najnieszczęśliwiej. Traktowana zupełnie realnie w pełnym świetle dziennym, przy brutalnej i grubej charakteryzacji, scena ta robiła wrażenie przykre i śmieszne; nie tylko nie przyczyniała się do stworzenia „nastroju'', ale niweczyła go doszczętnie. Co się tyczy sceny czarownic w akcie czwartym, najlepiej może byłoby zupełnie ją skreślić; wróżba tycząca dynastii Banka jest dla nas mało aktualna, sposób zaś jej ucieleśnienia przenosi nas ze sceny stołecznego miasta Krakowa gdzieś do jakiejś zapadłej „szmiry'' prowincjonalnej.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324237141642-1259429695] Mężczyzna, Kobieta</h3><p class="paragraph">Wyraźną dla mnie zupełnie jest intencja Szekspira postawienia dwojga istot — mężczyzny i kobiety — w obliczu tegoż samego problemu i przeprowadzenie, niby w kanonie muzycznym, dwóch rozmaitych linii wykreślonych zasadniczą odrębnością płci. Tym samym logika artystyczna broniłaby wprowadzać coś, co by mąciło czystość tych linii.</p>
+<p class="paragraph">Makbet nie jest niedołęgą; jest — Szekspir wyraźnie to podkreśla — dzielnym mężczyzną w całym tego słowa znaczeniu; jeżeli w pewnym momencie jest słaby, to dlatego właśnie, iż wszystkie <em class="author-emphasis">męskie</em> pojęcia honoru, szlachetności, wzdrygają się przed takim czynem. Tak samo Lady Makbet jest pełnej krwi kobietą: abstrahując od zrozumiałych konieczności scenicznych, z łatwością wyobraziłbym ją sobie jako wiotką, drobną kobiecinkę, którą barczysty olbrzym Makbet często nosi na rękach albo huśta na kolanach: siła jej jest czysto duchowa, płynie z bezwzględnej jednolitości i skupienia woli oraz ze zdolności smagania ową piekielnie dotkliwą kobiecą wzgardą, która dla prawdziwego mężczyzny jest wprost nie do zniesienia, albo chwyta za kij, albo — staje się bezbronny.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324237223635-3197558262] Kobieta demoniczna</h3><p class="paragraph">Widziałem bardzo dawno w roli Lady Makbet Modrzejewską, na schyłku jej świetnych czasów, ale jeszcze wspaniałą. Mimo iż byłem wówczas dzieckiem prawie, do dziś dnia słyszę zagięcia jej głosu przy poszczególnych wyrazach, widzę ruchy. Dziwnie wyraźnie zwłaszcza utkwił mi w pamięci ten dwuwiersz kończący scenę z mężem w I akcie:</p>
+<blockquote ><div class="stanza">
+<p class="verse">
+… które, jeśli się działać nie ustraszym,</p>
+<p class="verse">Nada blask przyszłym dniom i nocom naszym…
+</p>
+</div></blockquote>
+<p class="paragraph">Dominujący akcent, jaki Modrzejewska nadała temu słowu: <em class="author-emphasis">nocom</em>, akcent nieskończenie miękki, ciepły, kuszący; równocześnie zaś śliczny, bluszczowy ruch, jakim się oplotła o silne ciało Makbeta, miały w sobie coś arcykobiecego. Cały świat tajemnic dźwięczał w tym jednym słowie; owych tajemnic, które — jak to nawet nauce wiadomo — tyloma nićmi zespalają sferę zbrodni ze sferą miłości. Bez tego pogłębienia Makbet zmienia się po trochu w króla Heroda z szopki.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324287851710-3516342533] Sierota</h3><p class="paragraph"> I okazuje się, że panna Rózia, masażystka, jest bardzo zacną dziewczyną, z dobrego domu (bodaj czy nie <em class="author-emphasis">radczanka</em>!), która dla odmiany straciła i ojca, i matkę i pracą przebija się przez życie, barwiąc je sobie zbieraniem „pocztówek''</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324289513128-2818251412] Król, Młodość, Starość, Czary, Marzenie</h3><p class="paragraph">Był król. Taki król z bajki: dobry i stary. Ale ten król zbuntował się przeciw tradycjom bajarzy: nie chciał być stary. Przy pomocy swego lekarza stworzył sobie eliksir młodości, dzięki któremu włos jego nie siwiał, a twarz nie miała zmarszczek. I dusza (o co, niestety, łatwiej) pozostała młoda; toteż tłukła się w biednym starym królu i nie dawała mu spokoju. Jakkolwiek kochał żonę Blankę, piękną mimo dorosłego syna, dobrą i wierną, trapiły go niespokojne sny: śniły mu się jakieś kwitnące, pełne zapachu ogrody, jakieś niescałowane dotąd usta; i śnił mu się on sam, ale taki, jakim był niegdyś: jurny, szumny, niespożyty. Puścił się tedy król w podróż, przez góry i rzeki, aby szukać przygód, a w nich dawnego <em class="author-emphasis">siebie</em>; napotkał młode, śliczne dziewczę. I wobec talizmanu prawdziwej młodości jego talizman okazał się czczą złudą: dobry król uczuł się starym i z białym jak mleko włosem wrócił do kochającej go zawsze królowej. Okazało się, iż eliksir działa tylko w murach zamku, że młodym może być tylko <em class="author-emphasis">dla niej</em>. A piękną dziewczynę dał za żonę swemu synowi.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1323813651734-2329750706] Artysta, Twórczość, Teatr</h3><p class="paragraph">A sztuka, autorzy, aktorzy? Mam wrażenie, że zeszli po prostu do roli pionków czy figur na szachownicy, na której prowadzi się tę kampanię dążącą do triumfalnego <em class="author-emphasis">szach-mat</em>! Nikt wszak nie wymaga od polityka, aby wyrażał uznanie dla talentów oratorskich lub mądrości politycznej mówcy wrogiego mu w danej chwili stronnictwa; „koniunktura'' polityczna stanowi o wszystkim. Stąd te nieprawdopodobne, głęboką humorystyką tracące różnice w ocenie danego utworu lub jego wykonania w poszczególnych organach „opinii''. Rzecz z natury swojej tak swobodna i kapryśna, jak indywidualny stosunek krytyka do przejawów sztuki, staje się matematycznie wykreśloną i dającą się z góry przewidzieć linią programu „politycznego''.</p>
+<p class="paragraph">Nie żal mi dyrektora, trudno: <em class="foreign-word">qui a terre, a guerre</em>. Mniej żal mi też autorów; mimo że dzisiaj grzbiet ich jest tą „udeptaną ziemią'', na której toczą się homeryckie boje okołoteatralne, ci wybrańcy Muz mogą zawsze od wyroków współczesnych apelować do potomności, choćby bardzo odległej. Przed tym też forum rozstrzygnie się ostatecznie problem twórczości p. Katerwy lub p. Konczyńskiego (zestawiam tylko, nie porównuję). Ale najgorzej, mam wrażenie, wychodzą na tym <em class="author-emphasis">aktorzy</em>, to znaczy ci, którzy na przekór wszelkim „reformom'' i „odrodzeniom'' teatru zawsze będą stanowić jego rdzeń i istotę.</p>
+<p class="paragraph">Te delikatne organizacje artystyczne, te przeczulone kłębki nerwów, tak słusznie wrażliwe i drażliwe na współczesną i doraźną ocenę, jaką przedstawia dla nich świstek dziennika — gdyż dla nich, biednych, żadne odwołanie do potomności nie istnieje! — zasługują doprawdy, aby ich pracę i ich świątynię oceniano rzeczowo, uważnie, pieczołowicie, a nie gdzieś kątem, wśród huraganowego ognia ostrzeliwujących się wzajem pozycji nieprzyjacielskich.</p>
+<p class="paragraph">Praca twórcza prawdziwego aktora-artysty jest tak wyczerpująca nerwowo, tak bardzo musi w niej, wedle francuskiego wyrażenia, „płacić swoją osobą'', iż niezbędnym warunkiem dla niej jest atmosfera szczerego i troskliwego zainteresowania: wówczas jedynie znajduje aktor podnietę, aby wydać z siebie, co ma najlepszego. To zainteresowanie było jedną z przyczyn, dla których kunszt aktorski w naszym teatrze za czasów Pawlikowskiego wzniósł się tak wysoko. Kraków, z punktu widzenia aktora, jest sam przez się miastem raczej obojętnym i niewdzięcznym; to nie Warszawa, gdzie, jak głoszą legendy teatralne, pierwszy kochanek mógłby siennik wypchać bilecikami miłosnymi, jakie otrzymuje co dzień. Dlatego tak trudno jest dyrekcji teatru utrzymać w Krakowie zdolnego aktora, a zwłaszcza aktorkę; na pierwsze skinienie Warszawy uciekają tam pędem, choć czasem później przychodzi im tego żałować. Ale trudno; tam szumi „nurt życia'', a u nas po wyczerpującym spektaklu, w którym artysta cisnął publiczności strzęp duszy i nerwów, czeka go jako jedyne wytchnienie skromna, własnym sumptem spożyta kolacyjka w „Grocie'' okraszona szklaneczką piwa i gazetą. Rzuca się na nią, szuka tej „recenzji'', która, w dzienniku przepełnionym przeczącymi sobie co dzień depeszami, ledwie na trzeci lub czwarty dzień znajdzie dla siebie jakiś maleńki skrawek miejsca, przebiega gorączkowo oczami i czegóż się z niej dowie? Tego, czy w polityce teatralnej krytyk należy do „skrajnej lewicy'' czy „lewego centrum'' etc.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324230006122-2357799183] Filozof, Obraz świata</h3><p class="paragraph">„Czy wy naprawdę sumiennie mniemacie, iż kiedykolwiek Homer, pisząc <em class="book-title">Iliadę</em> i <em class="book-title">Odyseję</em>, miał na myśli owe alegorie, w jakie go ustroili Plutarch, Heraklides poncki, Eustathius, Phornutus i to, co z nich ukradł Policjan? Jeżeli tak mniemacie, nie zbliżacie się ani rękami, ani nogami do mego mniemania; ja bowiem sądzę, iż tak samo się nie śniło o nich Homerowi, co Owidiuszowi w <em class="book-title">Metamorfozach</em> nie śniło się o tajemnicach Ewangelii, jak to niejaki brat Obżora, szczery liżypółmisek, wysilał się dowieść, skoro zdarzyło mu się spotkać tak głupich jak on sam, niby (powiada przysłowie) pokrywę godną garnka''.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324226027881-169852443] Nauka, Nauczyciel, Uczeń</h3><p class="paragraph"><em class="book-title">Dziady</em> poznajemy po raz pierwszy, niestety, w szkole, to jest w owej atmosferze nudy, przymusu i bakałarskiego komentarza, w której sam bóg poezji, gdyby zstąpił na ziemię, zmieniłby się w kawał marynowanej tektury. (Mówię oczywiście jedynie o szkole z moich czasów; przypuszczam, że obecnie jest zupełnie inaczej).</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324289374565-1271334688] Miłość spełniona</h3><p class="paragraph">Ani w głowie Perzyńskiemu brać serio osoby dwojga posłów do sejmu, „prawicowca'' Burskiego i „pepeeski'' Jadwigi Łazańskiej, których losy zagnały do dwóch przeciwnych obozów, a którzy pojednani miłością postanawiają z końcem sztuki wystąpić ze swych stronnictw, aby utworzyć własną partię polityczną złożoną tylko — z ich dwojga. „Ależ taka partia nie będzie miała żadnego znaczenia!'', kwestionuje Jadwiga. „W sejmie, w którym najważniejsze uchwały przechodzą <em class="author-emphasis">jednym</em> głosem…'' — odpowiada z przekonaniem Burski — „…dwa głosy to potęga. Będziemy języczkiem u wagi''.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324290081456-3152066784] Artysta, Kobieta</h3><p class="paragraph">Sądzę, że jeżeli jest jaki zawód, który istotnie wysusza i stwardnia serce kobiety, to zawód aktorki. Scena daje jej poznać wszystkie gwary, wszystkie konwencje i fałsze języka uczuć; kulisy wszystkie brutalności życia: co razem wytwarza ów głęboki, instynktowny sceptycyzm, ową automatycznie działającą bezwzględną analizę i staje się niby pancerz urażający często pod ślicznymi fałdami miękkiej draperii twardością i chłodem.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324236693839-3151378958] List</h3><p class="paragraph">I widzimy to wrażliwe, jasnowłose stworzenie w chwili, gdy otrzymuje list męża, gdy blask korony oślepia nagle jej oczy.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324236792916-2204567014] Wyrzuty sumienia</h3><p class="paragraph">Od chwili ziszczenia tej strasznej rzeczy Makbet żyje jak w obłędzie. Zadał kłam wszystkim zasadom, z których wyrósł, którym zawdzięczał swą wielkość, zniszczył swe życie wewnętrzne: na wpół przytomny, nękany widziadłami, gnany ze zbrodni w zbrodnię, dochodzi do stanu, w którym śmierć wita niemal obojętnie: życie, wyzute ze swego sensu, stało się dlań</p>
+<blockquote ><div class="stanza">
+<p class="verse">powieścią idioty, </p>
+<p class="verse">Głośną, wrzaskliwą, a nic nieznaczącą…</p>
+</div></blockquote>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324291403915-173760329] Twórczość</h3><p class="paragraph">A dialog w komedii, jak rym w poezji, powinien nie tylko zaznajamiać słuchacza z treścią, ale nieustannie cieszyć i elektryzować samym sobą.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1323814311095-2115099738] Historia, Teatr</h3><p class="paragraph">Warunkiem istnienia rodzimego repertuaru jest ciągłość tradycji. Ta codzienna, powszednia twórczość teatralna, jest — kiedy spojrzeć na nią z dalszej perspektywy — niby piosnka ludowa raczej emanacją zbiorowej duszy społeczeństwa niż dziełem indywidualnego geniusza. Zupełnie wyraźnie występowało to niegdyś w owych <em class="foreign-word">commedia dell'arte</em> lub starych farsach francuskich przechodzących z rąk do rąk, wciąż na nowo kształtowanych, upiększanych, przetwarzanych. Ta linia np. farsy francuskiej ciągnie się nieprzerwanie od średnich wieków aż po dzień dzisiejszy; nie tamuje ona w niczym powstawania arcydzieł, przeciwnie, ułatwia je: od czasu do czasu farsa ta wyda jakiegoś <em class="author-emphasis">Grzegorza Dandina</em> (tak, Grzegorza, mimo iż wiadomo mi od dziecka, że <em class="author-emphasis">Georges</em> znaczy Jerzy), jakieś <em class="book-title">Wesele Figara</em> Beaumarchais'go lub <em class="book-title">Króla</em> Caillaveta i Flersa; ale i w okresach, które dzielą od siebie wyjątkowe erupcje świeżej twórczości, taż sama farsa czy komedia francuska, niezawstydzona i niezakłopotana tym bynajmniej, szumi, pieni się, szaleje po scenie, podając sobie z rąk do rąk figury i sytuacje, nie siląc się być czymś więcej, niż tym, do czego ją Pan Bóg stworzył. W kilkunastu teatrach Paryża codziennie grywa się doskonałe sztuki — ile z nich przejdzie do literatury?… Cóż za niedyskretne i niewłaściwe pytanie!…</p>
+<p class="paragraph">Teatr polski nie ma tak daleko sięgających tradycji, ale ma je piękne. Wyszedł on naprawdę — nie ma wstydu tego powiedzieć, boć ostatecznie wszystko z czegoś się rodzi — z końcem XVIII wieku z teatru francuskiego, zakwitł rychło cudownym geniuszem Fredry i szedł niezmącenie po tej linii aż późno w głąb wieku XIX. Kulminacyjnym punktem jego rozwoju (mówię wciąż o <em class="author-emphasis">ciągłości repertuaru</em>, nie o poszczególnych talentach) jest okres znaczący się nazwiskami Zalewskiego, Blizińskiego, Lubowskiego, Mańkowskiego, Dobrzańskiego, Bałuckiego, Jasieńczyka etc., etc. Wtedy istniał ciągły repertuar polski i był poniekąd odbiciem polskiej codzienności. Repertuar obcy, którym zasilały się polskie teatry, był wówczas również jednolity, oparty prawie wyłącznie na twórczości dramatycznej francuskiej: Augier, Pailleron, Dumas syn, Sardou etc. Najlepszym wyrazem tego teatru był styl warszawskich <em class="book-title">Rozmaitości </em>oraz Koźmianowska epoka w Krakowie.</p>
+<p class="paragraph">Dość nagłe odchylenie tej linii następuje w ostatnim dziesiątku lat ubiegłego wieku. Wskutek specjalnych warunków ówczesnego polskiego życia punkt ciężkości teatru, jak i wielu innych działów umysłowości polskiej, przenosi się na jakiś czas do Krakowa. Otóż w przeciwieństwie do Warszawy, Kraków przez swoje polityczne warunki, przez musową znajomość języka niemieckiego, daleko więcej wystawiony był na napór elementów germańskich, które w owym czasie zaczęły się narzucać teatralnej literaturze europejskiej, sztukując własne ubóstwo literaturą skandynawską. Prądy te znalazły nader skwapliwego odbiorcę w osobie Tadeusza Pawlikowskiego. Nie myślę bynajmniej zapoznawać jego zasług ani wysokiego znawstwa <em class="author-emphasis">całej</em> europejskiej teatrologii; ale był to temperament ponury, lubujący się w północnych samoudręczeniach, mgłach i nastrojach, któremu romańska pogoda, jasność spojrzenia i zwartość formy były raczej przeciwne i który też siłą swej wybitnej indywidualności pchnął teatr polski na te tory.</p>
+<p class="paragraph">Tak więc w bardzo krótkim stosunkowo czasie nastąpiła w naszych oczach przemiana; dojrzała, uśmiechnięta francuska mądrość życia została przez ówczesne młode pokolenie obrzucona epitetem <em class="author-emphasis">płytkości</em>; niezrównane, wiekową tradycją nabyte mistrzostwo sceny ochrzczono pogardliwie <em class="author-emphasis">robotą</em> i sztuczką; płody germańskiego ducha uzurpowały sobie monopol <em class="author-emphasis">głębi</em>. Wprowadzenie przed dwudziestu pięciu laty, wśród uroczystego bicia wielkich dzwonów, na krakowską scenę tego niestrawnego knedla, jakim była <em class="book-title">Hannele</em> Hauptmanna z niemieckim nauczycielem ludowym jako Chrystusem, przed którym to arcydziełem kazano nam padać na twarz niby przed objawieniem nowej sztuki, było zapoczątkowaniem kursu, jaki do dziś dnia pokutuje jeszcze tu i ówdzie po scenach polskich. Trzebaż to wreszcie powiedzieć: okres ten, tak wybitny pod względem reżyserskim, był pod względem repertuaru, a bardziej jeszcze ducha, odwróceniem teatru polskiego od jego wiekowych tradycji polsko-francuskich, a poddaniem go wpływowi i pośrednictwu Niemiec. Można się na to zapatrywać tak lub owak, ale trzeba to widzieć; otóż mam wrażenie, że przy wielokrotnym omawianiu owej epoki naszego teatru moment ten nigdy nie był jasno zaznaczony.</p>
+<p class="paragraph">Nie bez wpływu na to „przewartościowanie” był także pewien element, przez swą ruchliwość i „światowe obywatelstwo” tak znaczną odgrywający rolę w pośrednictwie duchowym pomiędzy nami a tzw. „Europą”, która w zakresie teatru najczęściej bywała po prostu — Berlinem. Mówię o czynniku semickim. Stara ta rasa, inteligentna, zblazowana i wciąż potrzebująca nowych podniet cerebralnych, chłonie przejawy sztuki nie tyle jako bezpośrednie wrażenie lub uczuciowe przeżycie, ile jako mózgową podnietę, nową szaradę do rozwiązania. Linia działalności politycznej inteligencji semickiej — która, pamiętać to trzeba, stanowiła też u nas ważny odłam publiczności teatralnej — każe jej być zawsze w awangardzie „postępu”, a <em class="author-emphasis">postępowość</em> ta, przyrosła do jej sposobu myślenia, przenosi się również i w dziedzinę sztuki. Zmysł handlowy wreszcie czyni z tego elementu czuły sejsmograf na wszelki świeży towar, na <em class="author-emphasis">modę</em>. Żywioł ten ciąży oczywiście do Niemiec, opanował tam zresztą w znacznej mierze teatr i prasę; cóż naturalniejszego, że stamtąd niósł nam ewangelię sztuki. Propagując teatr berliński, propaguje on poniekąd <em class="author-emphasis">swój</em> teatr. Harmonijna, zwarta, po tradycyjnej linii rozwijająca się kultura francuska jest duchowi semickiemu na ogół obca; nie przedstawia ani drażniącej łamigłówki dla mózgu, ani sposobności do hałaśliwego kolportażu, jakiej wciąż dostarcza niespokojna krzątanina niemieckiego parweniuszostwa.</p>
+<p class="paragraph">Już to, nawiasem mówiąc, w ogóle francuska scena nie znajduje łaski w oczach „odnowicieli'' teatru. Teatr francuski? Thi, co to za teatr! Po prostu, tak wczoraj, jak i dziś, wyborni aktorzy wybornie grają wybornie napisane sztuki. Wrócisz do Paryża za dziesięć lat? Znowu, bestie, doskonale grają! Cóż to jest? To zastój, to marazm! Gdzie postęp, gdzie stylizacja, gdzie <em class="author-emphasis">nowe prądy</em>, gdzie (przede wszystkim!) miejsce dla <em class="author-emphasis">reformatora</em> teatru?</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324233041426-3872319749] Młodość</h3><p class="paragraph">Młodość! W tym tkwi bodaj czy nie największa część sekretu. Pamiętam także <em class="book-title">Śluby</em> grane w pierwszorzędnych zespołach, ale w których zsumowane lata obu kochających się par dawały cyfrę zbliżoną do dwustu, jeżeli nie wyżej; i wtedy mimo całego wysokiego artyzmu czegoś brakło przedstawieniu… Jest to jedna z tych sztuk, w których łatwiej pewne braki wykończenia nadrobić młodością niż odwrotnie.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324290041434-2737516024] Nauka, Serce</h3><p class="paragraph">Nic tak nie konserwuje serca jak nauka: proszę się spytać wszystkich rektorów uniwersytetu, jakie się znajdzie u nich nieprzebrane skarby niewinności uczuć.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324227270747-3404005447] Flirt, Salon</h3><p class="paragraph">Bohaterka Zapolskiej, Rena, po krótkiej i nieudanej próbie małżeństwa z jakimś — jak go nazywa — „strzępem mężczyzny'' pozostaje odporną na wszelkie pokusy miłości. Nie znaczy to wszelako, aby ich unikała — och, nie! — przeciwnie, stwarza w swoim saloniku atmosferę, w której żyje się wyłącznie tym i gdzie grono „mężatek bez przesądów'' — jak głosi afisz — a nawet „uświadomionych panien'' zabawia się w towarzystwie dobranych partnerów plastycznym odtwarzaniem kompozycji Ropsa. Sama pani Rena czyni sobie prawdziwy „sport'' z tego, aby wszystkich otaczających ją mężczyzn, nie wyłączając przystojnego lokaja (to już może przesada?), doprowadzać do temperatury wrzenia. Lwem tego salonu jest „profesor uniwersytetu'' Halski, zawodowy uwodziciel z zamiłowania i — z zasad. Między tą parą toczy się zacięty pojedynek miłosny: ona, strojąc się w swą „nieskazitelność'', pragnie go nawrócić na religię wyłącznego poświęcenia życia jednej kobiecie i przywieść po tej śliskiej kładce — do ołtarza; on z ogniem apostoła głosi hasła miłości jako kaprysu zmysłów, bez jutra i zobowiązań.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1323814232206-2738271585] Dziedzictwo, Teatr</h3><p class="paragraph">Warunkiem istnienia rodzimego repertuaru jest ciągłość tradycji. Ta codzienna, powszednia twórczość teatralna, jest — kiedy spojrzeć na nią z dalszej perspektywy — niby piosnka ludowa raczej emanacją zbiorowej duszy społeczeństwa niż dziełem indywidualnego geniusza. Zupełnie wyraźnie występowało to niegdyś w owych <em class="foreign-word">commedia dell'arte</em> lub starych farsach francuskich przechodzących z rąk do rąk, wciąż na nowo kształtowanych, upiększanych, przetwarzanych. Ta linia np. farsy francuskiej ciągnie się nieprzerwanie od średnich wieków aż po dzień dzisiejszy; nie tamuje ona w niczym powstawania arcydzieł, przeciwnie, ułatwia je: od czasu do czasu farsa ta wyda jakiegoś <em class="author-emphasis">Grzegorza Dandina</em> (tak, Grzegorza, mimo iż wiadomo mi od dziecka, że <em class="author-emphasis">Georges</em> znaczy Jerzy), jakieś <em class="book-title">Wesele Figara</em> Beaumarchais'go lub <em class="book-title">Króla</em> Caillaveta i Flersa; ale i w okresach, które dzielą od siebie wyjątkowe erupcje świeżej twórczości, taż sama farsa czy komedia francuska, niezawstydzona i niezakłopotana tym bynajmniej, szumi, pieni się, szaleje po scenie, podając sobie z rąk do rąk figury i sytuacje, nie siląc się być czymś więcej, niż tym, do czego ją Pan Bóg stworzył. W kilkunastu teatrach Paryża codziennie grywa się doskonałe sztuki — ile z nich przejdzie do literatury?… Cóż za niedyskretne i niewłaściwe pytanie!…</p>
+<p class="paragraph">Teatr polski nie ma tak daleko sięgających tradycji, ale ma je piękne. Wyszedł on naprawdę — nie ma wstydu tego powiedzieć, boć ostatecznie wszystko z czegoś się rodzi — z końcem XVIII wieku z teatru francuskiego, zakwitł rychło cudownym geniuszem Fredry i szedł niezmącenie po tej linii aż późno w głąb wieku XIX. Kulminacyjnym punktem jego rozwoju (mówię wciąż o <em class="author-emphasis">ciągłości repertuaru</em>, nie o poszczególnych talentach) jest okres znaczący się nazwiskami Zalewskiego, Blizińskiego, Lubowskiego, Mańkowskiego, Dobrzańskiego, Bałuckiego, Jasieńczyka etc., etc. Wtedy istniał ciągły repertuar polski i był poniekąd odbiciem polskiej codzienności. Repertuar obcy, którym zasilały się polskie teatry, był wówczas również jednolity, oparty prawie wyłącznie na twórczości dramatycznej francuskiej: Augier, Pailleron, Dumas syn, Sardou etc. Najlepszym wyrazem tego teatru był styl warszawskich <em class="book-title">Rozmaitości </em>oraz Koźmianowska epoka w Krakowie.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324230771892-147495575] Idealista</h3><p class="paragraph">Mój Boże, idealistą był zapewne Bolesław Wstydliwy i św. Kinga, ale był też idealistą Napoleon i kardynał Richelieu, i Danton, i wyznaję, że ten drugi typ idealizmu silniej przemawia mi do serca. I tak jakoś historia kieruje, że grunt pod te idealne chramy, w których zawodzą idealne pieśni jadacze lotosu, zawsze musieli kiedyś swoim mieczem wyrąbywać i swoim trudem musieli na nich budować jacyś żywiący się mięsem Kefaleńcy. Aby dziś Woodrow Wilson mógł zza morza nieść Staremu Światu ewangelię pokoju i wolności, na to musieli niegdyś okrutni konkwistadorzy wyciąć w pień całe plemiona Lotofagów zamieszkujących dziewicze prerie i lasy, a ziemia zlana niewinną krwią musiała przez parę wieków służyć za <em class="foreign-word">asylum</em> wszystkim opryszkom starej Europy, praojcom i twórcom dzisiejszej chlubnej Ameryki. Zdaje mi się tedy, że hodowla <em class="author-emphasis">ideału</em> jest sprawą bardziej tajemniczą i skomplikowaną. Wspomniałem umyślnie Amerykę, gdyż jeżeli co mi przywodzi na pamięć sztuka p. Szukiewicza, to owe czytane za młodu historie najazdu Kortezów i Pizarrów na łagodne, wysoko na swój sposób kulturalne plemiona Indian; owego słodkiego, szlachetnego króla Montezumę, który, pieczony na żarzącym ruszcie, pocieszał skarżącego się towarzysza słowy: „Przyjacielu, zaliż ja na różach spoczywam?''. I minął dobry król Montezuma bez śladu wraz z całym swoim plemieniem, i <em class="author-emphasis">nie zmartwychwstał</em> w promiennej postaci, i, co gorsza, pies z kulawą nogą nie zatroszczył się o to. Dlatego jeżeli istotnie sztuka p. Szukiewicza jest aluzją do niedawnej przeszłości i jeżeli to nas, Polaków, ma ucieleśniać plemię <em class="author-emphasis">Lotofagów</em>, to niechaj nas Bóg broni od tego „idealizmu''! Raczej już pragnąc, aby w nas obficiej niż dotąd wcieliła się owa, jedynie, niestety, twórcza Goethe'owska cząstka <em class="foreign-word">jener Kraft</em> — <em class="foreign-word">Die stets das Böse will, und stets das Gute schafft</em>…</p>
+<p class="paragraph">A kto miał sposobność w życiu codziennym obserwować osobniki z plemienia <em class="author-emphasis">Lotofagów</em> i widywał, ile nieraz gnuśności, egoizmu, pasożytnictwa i kabotyństwa kryje się pod fałdami idealistycznego płaszcza, jak naiwne zwalanie trudu życia na barki pogardzanych „zjadaczy chleba'', ten z pewnym chłodem przyjmie wszelkie <em class="foreign-word">credo</em> zbyt górnie i śpiewnie niosącego się „idealizmu''.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324289788159-221097529] Teatr</h3><p class="paragraph"><em class="book-title">Ogród młodości</em> cieszy się podobno olbrzymim powodzeniem w wiedeńskim Burgtheatrze. I to nam wiele tłumaczy. Przekonujemy się, iż mimo wszystko nie można być bezkarnie przez kilkanaście lat oficjalnym dostawcą scen niemieckich. Nie wątpię, iż pan Rittner zawdzięcza im niejedno, choćby tę sumienną robotę sceniczną, która go tak korzystnie wyróżnia od wielu polskich, nawet utalentowanych dramatopisarzy; ale właśnie ta ostatnia sztuka ujawnia, jak bardzo nasiąkł duchem owej urzędowej <em class="foreign-word">quasi</em>-poezji niemieckiej, której świątynią jest tenże Burgtheater.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324287607967-3689279557] Uroda</h3><p class="paragraph">Proszę tylko nie przypuszczać, że w tym zakładzie, gdzie regulamin nawet personelowi domowemu nakazuje jasne włosy (to budzi wesołe myśli), bose stopy i kuse spódniczki, moralność w czymkolwiek szwankuje.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324224354671-2992206392] Dziedzictwo, Twórczość</h3><p class="paragraph">Po ogłoszeniu moich uwag teatralnych, trącających pośrednio o wpływy francuskie i niemieckie odnośnie do naszego repertuaru, spotkałem się z licznych stron z zarzutami <em class="author-emphasis">jednostronności</em> w stosunku do literatury i kultury duchowej Niemiec a Francji etc. Dlatego pozwolę sobie w kilku słowach wyjaśnić moje stanowisko. Być może znów spotkam się z tym samym zarzutem; na to odpowiem chyba wykrzyknikiem, jakim wybuchał nieodżałowany grubas, śp. malarz Stanisławski, ilekroć mu ktoś przedkładał, że jest <em class="author-emphasis">niesprawiedliwy</em> w objawach swoich sympatii lub antypatii artystycznych: „Noo, <em class="author-emphasis">dlaczego</em> ja mam być sprawiedliwy? <em class="author-emphasis">Pan Bóg</em> jest od tego, aby był sprawiedliwy!…''.</p>
+<p class="paragraph">Kwestia wpływów niemieckich na psychikę polską nie zdaje mi się bynajmniej kwestią akademicką, ale bardzo — i na długo jeszcze — życiową; nie chodzi tu przeto o czyste rozważanie, ale i o <em class="author-emphasis">oddziaływanie</em> wedle skromnych środków każdego; wszelkie zaś działanie, o ile ma być skuteczne, musi być poniekąd jednostronne. A przy tym każda chwila ma swoją specyficzną <em class="author-emphasis">prawdę</em> i swoją „ewangelię na dzień dzisiejszy''. Niewątpliwie, że kiedyś tam, w epoce Goethe'ów i Schillerów świeży powiew romantyzmu niemieckiego mógł być w Polsce dodatnim czynnikiem w stosunku do zaskorupiałych kopii francuskiego pseudoklasycyzmu; ale od tego czasu Francja stała się dla znacznej części naszego społeczeństwa — nawet względnie oświeconej — czymś równie obcym i egzotycznym niemal, jak np. Japonia; z drugiej strony, przeszliśmy setkę lat przeszło niemieckich wpływów, niemieckiej szkoły; niemieckość (w niczym zresztą niepodobna do niemieckości z epoki romantyków) wciskała się w życie nasze, myśl wszystkimi porami; stała się chwastem, do którego uprzątnięcia żadna metoda nie może być zbyt energiczną.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324230845391-3977830607] Anioł</h3><p class="paragraph">Wdzięczniej wypadły postacie kobiece; zapewne dlatego, iż w roli aniołów czują się one bardziej u siebie w domu.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324228609163-2892386104] Urzędnik</h3><p class="paragraph">To dopiero część materialna, a teraz strona duchowa. Ta urasta w kształt mistycznej piramidy, na której wierzchołku sterczy dekoracyjnie głowa miasta; poniżej jako dalsze człony prezydium, rada, przeróżni referenci, komisje, subkomisje, aż wreszcie u samej nasady wieniec dyrektorów: dyrektor administracyjny (od sprawowania rządów), dyrektor odpowiedzialny (od brania w skórę), dyrektor techniczny, literacki czy ja wiem, jaki wreszcie!… I cała ta olbrzymia góra powagi, władcy i dostojeństwa rodzi co dwa tygodnie małą, maleńką myszkę z zakręconym ogonkiem.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324238094758-1592255603] Śmiech</h3><p class="paragraph">Żart na stronę. Mamy tedy w Krakowie nowy teatr mający służyć wyłącznie śmiechowi i wesołości. Że na teatr taki było w Krakowie miejsce, dowodzić nie potrzeba. Pęd do szukania w teatrze przede wszystkim zabawy jest tak silny, że nic go stłumić ani odwrócić nie zdoła. „Dosyć jest dramatów w życiu'', jak mówi sympatyczny nestor naszych krytyków z „Nowej Reformy''. Zwłaszcza dzisiaj. Jeżeli się ogółowi nie dostarczy tej zabawy w dobrym gatunku, pójdzie jej szukać w złym; to i wszystko. Na dziesięć teatrów w wielkim mieście dziewięć poświęconych jest śmiechowi.</p>
+<p class="paragraph">Ale wesołość jest to stworzenie niezmiernie kapryśne, które trudno znęcić i obłaskawić, a niezmiernie łatwo spłoszyć. Lubi ona mieć swój własny domek, potrzebuje wygrzać sobie mury, tak aby już samo przestąpienie ich progu wytwarzało zaraźliwą, a tak konieczną sugestię rozbawienia. Współżycie płochej nieraz zabawy z podniosłymi wzruszeniami poezji nie wychodzi na pożytek ani jednej, ani drugiej. Pieprzna cokolwiek farsa, której słuchalibyśmy pobłażliwie w jej własnym, poufałym domku, może obudzić niesmak w murach, w których na parę dni wprzódy piliśmy z zapartym oddechem płomienne strofy <em class="book-title">Wyzwolenia</em>; na odwrót trudniej nas wstrząsnąć tragizmem w roli Lady Makbet artystce, której kazano dopiero co występować w — kąpielowym kostiumie. Każda rzecz ma swoje miejsce.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324289648616-504602899] Literat, Poezja</h3><p class="paragraph">Tym pisarzem jest Tadeusz Rittner, a <em class="book-title">Ogród młodości</em> można by pojąć jako mimowolną satyrę na niego samego i na… komedię jego <em class="book-title">Ogród młodości</em>. A rezultat? On sam opisał go w swojej sztuce. Pisarz opuszcza te dziedziny, w których władał silnym i sprawnym berłem; puszcza się w drogę ku ogrodom młodości, ale nadaremno; poezja to ta prosta i naiwna dziewczyna z jego własnej sztuki, wobec której eliksir choćby najsztuczniej spreparowany zawodzi. — I powstało dzieło martwe. Papier na sypko i atrament mrożony, znacie to <em class="foreign-word">menu</em>? Chłód i pustka wieją z tej symboliki.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1323815771128-1594756543] Alkohol, Pijaństwo</h3><p class="paragraph">Alkohol — czy też inny produkt upajający — aż do lipcowego <em class="foreign-word">billu</em> Wilsona towarzyszył wiernie ludzkości od pierwszych szczebli cywilizacji, od samych jej zaczątków zaledwie wyróżniających najniższy typ człowieka od najwyższego typu zwierzęcia. Nie śmiałbym formułować kwestii w ten sposób, iż użytek trunków upajających stanowi właśnie — obok użytku ognia — pierwszą cechę narodzin człowieczeństwa. Jednakże alkohol jest surogatem lub też sprzymierzeńcem poezji, poezję zaś uważam za przyrodzoną postać duchowego życia człowieka. Myśl pozytywna, proza myśli, jest już skomplikowanym wytworem cywilizacji, jest wysiłkiem podjętym dla wyodrębnienia swego mizernego światka prywatnych interesów z wszechrytmu kosmosu. Ale, raz po raz, rytm ten tętniący potężną falą zarówno w eterze, jak pod skorupą ziemi ogarnia biednego zaprzańca, chwyta go za włosy i za gardło, i każe się zanurzać jednostkom w alkoholu, narodom w poezji: dźwięcznej poezji słowa lub — krwawej poezji czynu…</p>
+<p class="paragraph">Nie wszystkim. Są ludzie, którzy „nie piją''. Tych nie znam i nie wiem, jacy są. Mówię: <em class="author-emphasis">nie znam</em>, albowiem dusza człowieka, który zasadniczo „nie pije'' jest dla duszy człowieka, który „pija'', księgą zamkniętą na siedem pieczęci i na odwrót. Pomiędzy <em class="author-emphasis">pijącym</em> Chińczykiem a <em class="author-emphasis">pijącym</em> Polakiem jest chyba mniejsze oddalenie niż pomiędzy pijącym a niepijącym Polakiem. Podział ten zresztą dotyczy tylko przeciętnej masy ludzi; istnieją bowiem szczęśliwe organizacje — bardzo dalekie od „trzeźwości'' — które tętno swego pijaństwa czerpią z innych, o ileż szlachetniejszych substancji. Byłem raz świadkiem, jak ktoś musił Stanisława Wyspiańskiego do kieliszka wódki, wówczas kiedy poeta już podupadły na zdrowiu przestał jej zupełnie używać. „Nie piję'', odrzekł. „Dla fantazji!'', zachęcał go natręt. Na to Wyspiański odparł cichutko ze swoim uśmieszkiem: „Ja fantazję mam zawsze, a po wódce mnie głowa boli''.</p>
+<p class="paragraph">Ludzie, którzy „piją'', to jedna z masonerii, której polityka międzynarodowa nie powinna by zaniedbywać i którą rozumiała zresztą doskonale stara dyplomacja, mrożąc w kubełkach musujący cement przymierza narodów.</p>
+<p class="paragraph">Powiadam tedy, iż <em class="foreign-word">bill</em> amerykański (po którym, jak donosi korespondent „Czasu'', pięć milionów Amerykanów gotuje się opuścić na zawsze kraj rodzinny) i myśl o świecie bez alkoholu przeraziły mnie. Jak to! Świat, w którym można będzie żyć dwadzieścia lat obok drugiego człowieka, widując go dzień w dzień i będąc z nim po dwudziestu latach znajomości równie obco i równie daleko co pierwszego dnia! Świat, w którym żadne nieporozumienie powstałe między dwoma ludźmi nigdy się nie zatrze i nie wyjaśni; w którym każda uraza, każda nienawiść będzie drążyć serca aż do śmierci, bez żadnej nadziei i możności odpuszczenia, ba, nawet, jak nieraz bywało po tęgim wspólnym wypiciu, zamiany w dozgonną przyjaźń! W czymże, jak nie w alkoholu zanurzyć tę błogosławioną gąbkę, którą przeciąga się od czasu do czasu po nazbyt zabazgranej tabliczce życia? „To jak burza w przyrodzie'', mawiał zmarły niedawno w Persji poeta, Vincent de Korab-Brzozowski. Gdzież znajdzie przydrożny odpoczynek i wytchnienie biedny wędrowiec Myśli o przemęczonym mózgu i skołatanym sercu, jeśli nie w tym cudnym oszołomieniu, które bywa niekiedy dla ducha równie nieprzepartą potrzebą, co sen dla ciała? Nie, żadna konsumpcja lodów, o której cuda pisze p. Beaupré, choćby nawet doszła do sześciu milionów galonów, nie zastąpi jednego dobrze zamrożonego kubka, marki… ha! Gdzież mnie niewczesna fantazja unosi?… Świat bez alkoholu to wreszcie wytępienie pomiędzy płcią męską a kobiecą tego uroczego obcowania utkanego z igraszki myśli, z rozmarzenia i pustoty, które stanowi największy wdzięk i najwyższą zdobycz naszej cywilizacji; to skazanie stosunku obu płci na przejawy brutalnej żądzy albo też tępą nudę…</p>
+<p class="paragraph">Ale nie trwóżmy się. Dzieło Ameryki nie wytrwa; zanim zdoła zarazić resztę świata, runie przez swą pychę samą. To obraz hardego przedsięwzięcia wieży Babel; i tak samo skarane będzie pomieszaniem języków. Albowiem tylko język upojenia wspólny jest ludziom; każdy człowiek zasadniczo trzeźwy przemawia zupełnie odrębnym narzeczem: mówi bardzo mądrze, tylko że ani on nikogo, ani nikt jego nie rozumie. Cisną mi się niedyskretnie na usta przykłady bardzo trzeźwych polityków…</p>
+<p class="paragraph">Zdaję sobie sprawę — a gdybym sam tego nie czuł, przypominałyby mi to czcigodne łamy pisma, z których mam zaszczyt przemawiać — iż stanowisko moje jest może zbyt indywidualne, że kwestia ta posiada poważne strony społeczne, moralne, higieniczne etc. Do tych się nie mieszam. Co więcej, z góry przyznaję, że byłbym zwolennikiem najdalej idących ograniczeń konsumpcji alkoholu. Tak jak obecnie ogromna większość tego cennego środka marnuje się: idzie w tępotę, zbydlęcenie, hałas, zamiast przetwarzać się we wdzięk, radość życia i melodię. Z zanikiem kultury humanistycznej ludzkość zapomniała o tym, co wyraża owo tak szlachetne i znamienne godło: <em class="foreign-word">spiritus</em>. I rozdział jest opłakany: artyści piją wodę albo fuzel, podczas gdy szacowne wina sączą chamy i paskarze, jak gdyby im nie dosyć było pić krew ludzką. Owszem, gdyby taka utopia była możliwa, niechaj nasz sprężysty rząd ściśle ograniczy użytek trunków; niech wprowadzi „karty na pijaństwo'' przyznawane po dojrzałej rozwadze (sądzę, że ta rzecz weszłaby doskonale w kompetencję obecnego ministerium <em class="author-emphasis">Kultury i Sztuki</em>) tylko tym, którzy go są godni: w zamian będzie im go można dostarczyć tanio i w najlepszej jakości; i tak samo godzę się chętnie, aby wytępiono ohydną konsumpcję alkoholu jako „używki'', sprowadzającą go do rzędu codziennych środków ogłupiania się; przeciwnie, niechaj ten nektar stanie się rzadkim świętem, niechaj wróci do godności misteriów bachicznych, niechaj użytek jego znaczy jedynie owe najcenniejsze godziny życia, w których mocą radosnego zespolenia duchów ten brzydki szary świat rozświetla się i rozzłaca, aby biednym wygnańcom z Raju dać na chwilę złudę poezji, niewinności i braterstwa…</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324226370001-2598215486] Mężczyzna, Patriota</h3><p class="paragraph">Młodzieniec cierpi, w tej męce serdecznej z wyrostka stał się mężczyzną. I dzieje się dalej, iż w straszliwie ciężkiej próbie życia ten nieugaszony żar raz rozniecony w sercu poety zmieni przedmiot swojej miłości: z kobiety przeniesie się, z tą samą namiętnością, z tą samą pełnią wibracji, na <em class="author-emphasis">naród</em>.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1323811469430-3754347748] Teatr</h3><p class="paragraph">Pierwszym, nieodzownym tego warunkiem jest doskonałe opanowanie tekstu. Otóż zważywszy:</p>
+<p class="paragraph">iż sztuki wierszem grywa się u nas nie częściej niż dwa lub trzy razy do roku;</p>
+<p class="paragraph">iż są to prawie zawsze arcydzieła literatury polskiej lub światowej;</p>
+<p class="paragraph">iż obsada ich znaną jest zazwyczaj artystom na kilka miesięcy przed terminem wystawienia;</p>
+<p class="paragraph">iż aktor nie posiadający pamięciowo wiersza udaremnia najlepsze intencje i starania reżyserii; zmienia narzędzie rytmu i harmonii w element niepokoju i zniecierpliwienia, wywołując u słuchacza myślowy wykrzyknik: „A powiedzże, u diabła, prozą, co masz na wątrobie!'';</p>
+<p class="paragraph">zważywszy tedy to wszystko, należy stwierdzić:</p>
+<p class="paragraph">iż nieopanowanie pamięciowe sztuki wierszem jest nie do darowania i stanowi najwyższy stopień lekceważenia sztuki, publiczności, reżyserii, dyrekcji, administracji, magistratu i prezydium miasta (wymieniam te instancje <em class="foreign-word">crescendo</em>, wedle stopnia winnego im uszanowania), do jakiego aktor lub aktorka posunąć się może.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324290984053-179243410] Małżeństwo</h3><p class="paragraph">Naraz, wśród dość sobie kwaśnej wymiany myśli Romana z Podelską, drzwi otwierają się, zjawia się Rena strojna jak kwiat, pachnąca młodością, wabniejsza niż kiedykolwiek. Wraca niby po swoje kufry; w rzeczywistości jednak pragnie, nim namyśli się na otwierające się przed nią praktyczne małżeństwo z filistrem, widzieć jeszcze Woryckiego, wyczytać, co to spotkanie ujawni w nim i w niej samej. Gotowa byłaby zostać, ale — jako żona. </p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1323811609814-3049080575] Ofiara</h3><p class="paragraph">Bodaj czy nie trudniejszą jeszcze jest rola Orgona, figury niezmiernie ważnej przez to, że na jego bezmiernym, niewiarygodnym wprost zaślepieniu obraca się jak na osi akcja sztuki. Jest to w galerii Molierowskich „staruchów'' postać bardzo odrębna i skomplikowana. Orgon to nie prosty cymbał ani safanduła; przeciwnie, aby uwydatnić całą potęgę obłudy, autor wyposażył jej ofiarę wszystkimi dodatnimi cechami: to człowiek mający znaczenie w świecie, posłuch w domu, człowiek, który w ważnych potrzebach „oddał usługi królowi''. Nie jest to nawet, poza paroma momentami, figura komiczna; komizm tym głębszy płynie tutaj z kontrastu między rzeczywistością a światem urojeń, w jakim Orgon żyje; jest to tępy, uparty fanatyk, człowiek jakby urzeczony, opętany swoją monomanią wyrosłą na gruncie szczerych wierzeń religijnych wyzyskiwanych niecnie przez szalbierza.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324288812668-3128316212] Głupota</h3><p class="paragraph">Perzyńskiego znaliśmy w ostatnich latach jako najdobrotliwszego z satyryków. Jest on niby św. Franciszek z Asyżu ludzkiej głupoty. Pędzi ewangeliczny żywot na łamach <em class="book-title">Tygodnika Ilustrowanego</em> wśród stadka swoich „Bidulskich'' i „Smucińskich'', karmi je niby ptaszki cukrem i bułeczką, słucha ich jednostajnego ćwierkania i byłby niepocieszony, gdyby którego z tych okazów miało mu zabraknąć. Rozumie, że głupota ludzka jest wdziękiem życia i jego rozgrzeszeniem, że bez niej byłoby ono nieraz czymś nie do usprawiedliwienia. Wskutek tej dobrotliwości Perzyński dopuszczał swą skrzydlatą gromadkę aż do zbytnich spoufaleń, dopuszczał do tego, iż zatracał się poniekąd dystans między malarzem a modelem i że obaj stanowili nieraz jak gdyby cząstkę jednej i tej samej specyficznej „Warszawki''.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324830165799-3347639831] Czas, Sztuka</h3><p class="paragraph">Ponieważ przedstawienie teatralne odbywa się <em class="author-emphasis">co dzień</em>, a ideałem jego, obowiązkiem niemal, jest dawać widzom zawsze świeży pokarm; ponieważ zaś, z drugiej strony, wielkie, twórcze dzieła pojawiają się <em class="author-emphasis">rzadko</em> i w nieregularnych odstępach, jasnym jest, że bieżący repertuar nie może się opierać na błyskach wielkiej twórczości, lecz na tej skromniejszej o wiele, ale mimo to cennej produkcji, której zadaniem jest, nie kusząc się o nieśmiertelność, dostarczyć co wieczora publiczności tematu do wzruszenia, myśli lub uśmiechu, aktorom pola do popisu w dobrze zbudowanych rolach, a teatrowi jego powszedniej strawy.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324290818065-582262038] Tęsknota</h3><p class="paragraph">Minęły dwa miesiące. Reny nie ma, ani wieści o niej. Z pracowni smutnej, ogołoconej, pierzchnął miły chochlik zalotności, wdzięku, rozkoszy; snuje się po niej duch Podelskiej, zamiatając powłóczystą szatą dawno nieścierane kurze. </p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324226865420-3717921783] Twórczość</h3><p class="paragraph"><em class="book-title">Dziady</em> poznajemy po raz pierwszy, niestety, w szkole, to jest w owej atmosferze nudy, przymusu i bakałarskiego komentarza, w której sam bóg poezji, gdyby zstąpił na ziemię, zmieniłby się w kawał marynowanej tektury. (Mówię oczywiście jedynie o szkole z moich czasów; przypuszczam, że obecnie jest zupełnie inaczej). Później poemat ten staje się dla nas jednym z wersetów wspaniałej mszy żałobnej, jaką kazaliśmy poezji naszej odprawiać na grobie narodowych nadziei. To była rola, przeciw której Wyspiański targnął się zuchwale ustami Konrada w <em class="book-title">Wyzwoleniu</em>. Mam uczucie, iż z narodzinami wolnej Polski wielka poezja nasza wchodzi w nową fazę; nie stanie się nam dalszą; przeciwnie, raczej bliższą! — ale inaczej: z zasunięciem się na drugi plan czynników dydaktyczno-narodowych, tym bardziej dotykalne staną się jej wartości ludzkie i artystyczne.</p>
+<p class="paragraph">Wówczas, patrząc wzrokiem niezamglonym łzami, ujrzymy tym wyraźniej, iż <em class="book-title">Dziady</em> Adama Mickiewicza są jednym z najśmielszych czynów poetyckich w literaturze świata. (Jest w tym pewna ironia losu, że świat nigdy się o tym nie dowie!). Nigdy chyba poeta swobodniejszą nogą nie stąpał po krainie rzeczywistości i fantazji, nie brał śmielszą ręką tuż obok siebie najbliższych, realnych zdarzeń, aby je rozpinać w tak olbrzymie perspektywy. Jeżeli mamy zaliczyć <em class="book-title">Dziady</em> do zakresu „romantyzmu'', to z pewnością nie w pojęciu jakiejś maniery czy szkoły literackiej, ale w znaczeniu powiewu swobody twórczej burzącej wszelkie zapory, jakie mogłyby się wznosić pomiędzy czuciem poety a bezpośrednim tego czucia wyrazem. Od uroczych naiwności lirycznych, aż do wściekłego politycznego pamfletu wlokącego przez rózgi żywe, współczesne osoby, aż do tego cudu wreszcie, jakim jest <em class="author-emphasis">Improwizacja</em> — najwyższy chyba rzut natchnienia, na jaki w ogóle poezja zdobyć się może — wszystko tu płynie z czucia, z żywej prawdy, ze krwi, nic z poetyckiej konwencji.</p>
+<p class="paragraph">Tę przedziwną <em class="foreign-word">pasję</em> ducha, który krzyżuje się za naród i bierze w siebie jego grzech i mękę, rozpoczyna poeta od tego, iż staje się <em class="author-emphasis">człowiekiem</em>. Nim wzrośnie w męża, staje się mężczyzną. Pierwszy raz odzywa się naprawdę w słowie polskim ów ton będący pradźwiękiem wszelkiej poezji: <em class="author-emphasis">miłość do kobiety</em>. A odzywa się z taką siłą, z takim pierwotnym żarem, jak gdyby coś długo powstrzymywanego, zatamowanego przez całe wieki wybuchło nagle i runęło potokiem lawy. Bo też tak było. Może to będzie bluźnierstwo, ale cała nasza literatura przedmickiewiczowska przedstawia mi się jako wielka szkolna ława, w której mniej lub więcej zdolni i pilni uczniowie odrabiają <em class="foreign-word">pensa</em> na tematy dyktowane im przez Europę, ale przykrojone roztropnie <em class="foreign-word">ad usum scholarum</em>: w dobie humanizmu odbywa się to z postępem <em class="author-emphasis">celującym</em>, w epoce saskiej <em class="author-emphasis">niedostatecznym</em>, później, w dobie stanisławowskiej, znowuż z <em class="author-emphasis">bardzo dobrym</em>. Dlatego mimo wszystkich wysiłków „pietyzmu'' zawsze piśmiennictwo to będzie dla nas jedynie <em class="author-emphasis">zabytkiem</em>: nikomu nie przyjdzie na myśl szukać w nim dla siebie ludzkiej treści.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324229257436-2607053532] Małżeństwo</h3><p class="paragraph">I oto autor dał nam analitycznie przeprowadzone dzieje jednego z tych mezaliansów, tak częstych w życiu artystów, a tyle zawsze wywołujących zdumień i komentarzy. A kto wie, czy to nie jest jedyne rozwiązanie życia dla wielu z tych niespokojnych, wrażliwych, słabych natur. Równocześnie pracować, tworzyć, myśleć o praktycznej stronie życia, parać się z psychicznym problemem kobiety i wymaganiami miłości nastrojonej na wysoki kamerton — to dla nich nad siły. W ten sposób mają zapewniony bodaj ów słynny „opierunek'' i chleb powszedni miłości, zachowując zarazem dużo swobód w artystycznej włóczędze myśli, wyobraźni i wrażeń. Jan Jakub Rousseau i Teresa Levasseur to para nie mniej klasyczna, co Petrarka i Laura. To dwie strony jednego i tego samego medalu. Marzenie i — <em class="author-emphasis">Rzeczywistość</em>.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324236200729-1567432111] Buntownik, Zbrodniarz</h3><p class="paragraph">Czyż na przykład w tej odwiecznej, z prastarych kronik wykrzesanej historii o Makbecie i jego żonie, nie mogłaby szukać poparcia modna filozofia dzisiejsza, głosząca zasadniczą <em class="author-emphasis">amoralność</em> kobiety, kobietę jako urodzoną zbrodniarkę oraz głęboką, nieprzebytą przepaść dzielącą świat wewnętrzny kobiecy i męski? Makbet, piorun wojny, zwycięski wódz zdolny i rozkazywać, i nadstawić piersi, walczy w obronie starego, wątłego króla. Czyż dziw, że w piersiach jego — nawet i bez wróżby czarownic — musiała nurtować myśl, że władza króla o wiele bardziej przystałaby rękom, które zdolne są miecz udźwignąć, a więc jego rękom? Ale ta myśl zaledwie że śmie spojrzeć sobie samej w oczy: honor, uczciwość, cześć dla prawej władzy, groza, jaką budzi zbrodnia, to szereg zapór, które dławią ją i prawdopodobnie nigdy nie dałyby się jej rozwinąć. </p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324229093958-2162036195] Szczęście</h3><p class="paragraph">Worycki godzi się z losem i… w chwilę potem czuje się już szczęśliwy, i mamy wrażenie, że znalazł, co mu trzeba.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1323815965878-2328377339] Katastrofa, Koniec świata</h3><p class="paragraph">Żyjemy w dniach tak gigantycznych przewrotów, jesteśmy tak stępiali na „sensacje'' dziejowe, iż wypadki najbardziej doniosłe, takie które w innych okolicznościach dostarczyłyby tematu do roztrząsań na całe miesiące, przechodzą niemal bez wrażenia. I tak wśród radosnych okrzyków witających narodziny pokoju, na wpół przesłonięty wydarzeniami politycznymi, spełnił się fakt doniosłością moralną przerastający wszystko to, co się stało w ostatnich pięciu latach. Czemyże bowiem była ta wojna światowa? Jednym z olbrzymich kataklizmów, jakie ludzkość tyle razy przechodziła; różniącym się od innych — dzięki nowoczesnej technice — ilościowo, ale nie jakościowo. Patrząc nań, to słońce, które oglądało ofensywy Aleksandra Wielkiego, żywe tanki Hannibala, walki triumwirów o panowanie nad światem, pochód Tamerlana
+i Atylli, to sławne wreszcie „słońce spod Austerlitz'', nie musiało być zbytnio wzruszone.</p>
+<p class="paragraph">Ale to samo stare, sceptyczne słońce musiało się wzdrygnąć ze zdumienia, otrzymawszy na własnym szczerozłotym drucie wiadomość z Ziemi o niesłychanej uchwale zapadłej świeżo w Ameryce Północnej. Mam na myśli <em class="foreign-word">bill</em> znoszący od dnia 3 lipca br. w zupełności produkcję i użytek napojów wyskokowych. Tego, odkąd to słońce przyświeca naszemu globowi, jeszcze nie było.</p>
+<p class="paragraph">Pijam na co dzień tylko wodę z pobliskiego źródła; mogę miesiące, lata całe żyć dosłownie bez kropli alkoholu; przemawiam tedy zupełnie bezinteresownie. Wyznaję jednak, iż kiedy przeczytałem tę wiadomość i zważyłem jej możliwe konsekwencje, dreszcz mnie przeszedł. Miałem uczucie, że się stało coś przerażającego, coś np. jak gdyby pod karą więzienia wydano zakaz pisania wierszem lub też grania na jakimkolwiek instrumencie. Wstrząsnęło mnie zimno za cały świat i nie była mnie w stanie rozgrzać nawet ta pocieszająca wiadomość dołączona życzliwie z Paryża przez p. Antoniego Beaupré, iż „pewne miasto amerykańskie, od czasu wprowadzenia w nim zakazu alkoholu, spożywa rocznie trzy miliony galonów lodów i że wartość produkcji <em class="foreign-word">ice-creamów</em> dochodzi w Ameryce dzięsieciu miliardów koron''…</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1323814705347-3366125774] Kawiarnia</h3><p class="paragraph">drapnął przed końcem pierwszego aktu do „Turla''.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324227722824-1245559292] Zdrada, Kochanek</h3><p class="paragraph">Przez ironię losu tej samej nocy, w której w Halskim dojrzał zamiar poproszenia o rękę Reny jako tej „czystej, nieskalanej'' — ona przejęta jego teoriami i pchnięta poniekąd przezeń na tę drogę, zostaje przelotną kochanką młodego żółtodzióba, Kaswina.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324224958546-1739043061] Polityka</h3><p class="paragraph">Kwestia wpływów niemieckich na psychikę polską nie zdaje mi się bynajmniej kwestią akademicką, ale bardzo — i na długo jeszcze — życiową; nie chodzi tu przeto o czyste rozważanie, ale i o <em class="author-emphasis">oddziaływanie</em> wedle skromnych środków każdego; wszelkie zaś działanie, o ile ma być skuteczne, musi być poniekąd jednostronne. A przy tym każda chwila ma swoją specyficzną <em class="author-emphasis">prawdę</em> i swoją „ewangelię na dzień dzisiejszy''. Niewątpliwie, że kiedyś tam, w epoce Goethe'ów i Schillerów świeży powiew romantyzmu niemieckiego mógł być w Polsce dodatnim czynnikiem w stosunku do zaskorupiałych kopii francuskiego pseudoklasycyzmu; ale od tego czasu Francja stała się dla znacznej części naszego społeczeństwa — nawet względnie oświeconej — czymś równie obcym i egzotycznym niemal, jak np. Japonia; z drugiej strony, przeszliśmy setkę lat przeszło niemieckich wpływów, niemieckiej szkoły; niemieckość (w niczym zresztą niepodobna do niemieckości z epoki romantyków) wciskała się w życie nasze, myśl wszystkimi porami; stała się chwastem, do którego uprzątnięcia żadna metoda nie może być zbyt energiczną.</p>
+<p class="paragraph">Mały przykład. Znam polskie pismo satyryczne (dobre zresztą), które jeszcze przed upadkiem Niemiec i za czasu obu okupacji prowadziło zaciętą i śmiałą kampanię antyniemiecką. Otóż gdyby zasłonić polski tekst, nikt nie odróżniłby numeru tego pisma od niemieckiego „Simplicissimusa'', tak bardzo co do formy artystycznej i ilustracyjnej jest na nim wzorowane. Od dwóch lat pismo to puszcza jadowite strzały w Niemców, naśladując ich równocześnie niewolniczo i przyczyniając się w ten sposób bezświadomie do utrwalenia niemieckości.</p>
+<p class="paragraph">„<em class="foreign-word">Vous êtes un sale boche</em>!'' — krzyczał raz największy <em class="author-emphasis">boszożerca</em>, architekt Stryjeński, na pewnego poczciwego jenerała austriackiego, zresztą Polaka i… <em class="author-emphasis">entencistę</em>. — „Ale skądże!'', sumitował się biedny jenerał. „<em class="foreign-word">Vous l'êtes sans le savoir: c'est comme la vérole, ça ne se voit pas, mais c'est dans le sang</em>!''.</p>
+<p class="paragraph">To się nazywa trafić w samo sedno; a przytoczone przeze mnie pismo polskie jest dowodem, że bezwiedne „orientacje'' duchowe są czymś głębiej tkwiącym, bardziej złożonym i niepokrywającym się zgoła z „orientacjami'' politycznymi, na szczęście pogrzebanymi już zresztą gruntownie. Nikt mnie nie posądzi, abym kiedykolwiek żywił sympatie „centralne'', mogę przeto mówić szczerze. Otóż znałem w czasie wojny wśród czynnie działających „aktywistów'' ludzi, którzy przez całe życie wszystkimi fibrami duchowymi sympatyzowali z Francją i nie potrafiliby zasnąć bez książki francuskiej przy łóżku; znałem, z drugiej strony znowuż, zajadłych „entencistów'', którzy przed wojną, wówczas gdy nic nie stało na przeszkodzie ich wolnemu wyborowi, wszystkie swoje wycieczki za granicę kierowali w stronę Wiednia i Berlina, stamtąd czerpiąc swój pokarm duchowy i pojęcia o cywilizacji.</p>
+<p class="paragraph">Zabawnym zbiegiem okoliczności pośród moich znajomych ci właśnie, którzy najenergiczniej „orientowali się'' po stronie ententy, najgłębiej, bezwiednie nieraz, w nauce, filozofii, sztuce zakażeni byli duchem niemieckim. Nie odważyłbym się może sformułować tak po prostu tego spostrzeżenia, gdybym nie posiadał bardzo czułej i pewnej w tej mierze kontroli. Żyłem mianowicie w czasie wojny blisko z pewnym młodym Francuzem, człowiekiem wysoce wykształconym i inteligentnym, który internowany w Krakowie w powrocie z Rosji spędził tu półpięta roku, serdecznie zrósł się z polskim społeczeństwem i doskonale się w nim rozeznawał. Z natury rzeczy obracał się w polskich kołach politycznie „<em class="author-emphasis">ententowych</em>''; otóż ilekroć rozmawiałem z nim o wspólnych znajomych z tych kół — a rozmawialiśmy z sobą bardzo otwarcie, poza wielką polityką i wyłącznie z punktu rozważania psychologii kraju — bardzo często powtarzało się w ustach jego określenie o kimś: „<em class="foreign-word">Oh, qu'il est boche!</em>'' — wypowiadane zresztą bez żółci, wyłącznie dla stwierdzenia pewnego piętna umysłowości.</p>
+<p class="paragraph">Rozmowom z tymże samym Francuzem zawdzięczam uświadomienie w jeszcze jednej kwestii. Intrygowało mnie mianowicie, dlaczego w naszych uniwersytetach gruntowne studium języka i literatury francuskiej wstydliwie zastępuje jakaś <em class="author-emphasis">romanistyka</em> siląca się o to, aby z najżywszej mowy i literatury w świecie uczynić język martwy na równi ze starogreckim lub sanskrytem; aby skupić pracę uczniów na odcyfrowywaniu tekstów z głębokiego średniowiecza, kończyć zaś najczęściej znajomość literatury francuskiej tam, gdzie się ta literatura właściwie zaczyna. Francuz objaśnił mnie, że <em class="author-emphasis">romanistyka</em> na uniwersytetach jest w tym ujęciu wynalazkiem <em class="author-emphasis">niemieckim</em>, jako iż Niemcom nie tyle idzie o samą literaturę francuską, ile o docieranie do tych mrocznych punktów, gdzie obie literatury, niemiecka i francuska, schodzą się u wspólnego pnia, przy czym oczywiście odgrywają rolę i szowinistyczne zakusy rewindykowania tego i owego zabytku na rzecz Niemiec. Z uniwersytetów niemieckich przejęły z dobrodziejstwem inwentarza tę <em class="author-emphasis">romanistykę</em> polskie i pielęgnują ją zawzięcie; o ile jednak ma ona rację bytu w tej postaci dla Niemców, o tyle w naszych stosunkach jest po trosze dziwolągiem. Z kursów tych wychodzą uczeni <em class="author-emphasis">romaniści</em>, którzy być może władają poprawnie językiem truwerów, ale których dzisiejsza francuszczyzna pozostawia wiele do życzenia (jedna ze słuchaczek uniwersytetu, romanistka, mówiła mi, iż na jej kursie posiadały język francuski jedynie dwie osoby i to posiadały go z <em class="author-emphasis">domu</em>); tym to romanistom powierza się w gimnazjach — o ile jest w nich zaprowadzony język francuski — naukę tego języka. Rezultaty są też odpowiednie. Znajomy mój dziennikarz, rozmawiając z jednym ze specjalistów od przyszłej organizacji naszych szkół (w której to organizacji ma być przyznane szerokie miejsce kulturze francuskiej), wyraził przypuszczenie, iż zapewne dla nauki tego języka w gimnazjach powoła się odpowiednią ilość rodowitych Francuzów; na co otrzymał odpowiedź: „Och, nie, mamy przecież dosyć wybornych »romanistów«''. Z tego by wynikało, że podstawą krzewienia u nas języka i kultury francuskiej, będzie nadal znajomość Francji… z epoki wędrówek narodów i Karola Łysego.</p>
+<p class="paragraph">Gdzież tedy nie natkniemy się u nas na przyczajonego <em class="author-emphasis">niemieckiego</em> ducha, jeżeli zdołał się on wcisnąć w same nawet podstawy przyszłej nauki francuszczyzny w wolnej Polsce!</p>
+<p class="paragraph">Pamiętam, jak w czasie ostatniej groźnej ofensywy Niemiec i marszu na Paryż, w jednym z najbardziej ponurych momentów wojny, zebrało się grono kilkunastu osób w gościnnym domu pp. Puszetów; celem zebrania, w którym uczestniczyły głośne nazwiska naszej nauki, było zainicjowanie <em class="author-emphasis">Towarzystwa Przyjaciół Kultury Francuskiej</em>. Ale samego celu nie zdołano nawet poruszyć, albowiem wśród ożywionej kilkugodzinnej dyskusji tok jej zeszedł wyłącznie na jedną sprawę: na potrzebę <em class="author-emphasis">odniemczenia</em> naszej umysłowości. Jeden z najwybitniejszych profesorów Wszechnicy krakowskiej przytaczał na podstawie doświadczeń swoich z Rady Szkolnej Krajowej przykłady, do jakiego stopnia pedagogia nasza zahipnotyzowana jest bezwiednie duchem niemieckim i poza niego, mówiąc trywialnie, nie wychyla nosa. Za czym każdy z obecnych dorzucił garść analogicznych przykładów ze swej dziedziny i wszyscy jednogłośnie uznali za jeden z najpilniejszych postulatów szeroko i planowo zakreśloną akcję <em class="author-emphasis">odniemczenia</em>, za jeden zaś z najskuteczniejszych środków ku temu — ułatwienie dostępu do kultury francuskiej. Zresztą, jak zwykle bywa, zebranie to nie pociągnęło za sobą następstw.</p>
+<p class="paragraph">Na szczęście, nie ma już dziś mowy o różnicy „orientacji'' politycznych, nie ma tak samo różnic w orientacji serc i sympatii polskich, sporo jednak czasu upłynie, zanim się wytworzy jednolita orientacja polskiej umysłowości. To, co dziesiątki lat zachwaściły, tego nie wyplewi chwila choćby największego entuzjazmu. Wyznaję, iż był to dla mnie jeden z najbardziej wzruszających momentów, kiedy w czasie przejazdu pierwszych hallerczyków tuż po dźwiękach naszego hymnu narodowego ozwały się dźwięki <em class="book-title">Marsylianki</em>; miałem uczucie, iż po długich dziesiątkach lat runął wreszcie żelazny mur, tak długo dzielący nas od kraju, który był niegdyś drugą ojczyzną duchową oświeconego Polaka i że znowu połączą nas z tym krajem najbliższe węzły; ale kiedy rozglądam się koło siebie, mam wrażenie, że droga do tego bardzo daleka. Znikomo mały odsetek mógłbym policzyć ludzi, którzy nie tylko politycznie, ale duchowo, samym typem i wyszkoleniem umysłowości, „orientują się'' ku Francji.</p>
+<p class="paragraph">I niech mi ktoś nie cytuje <em class="book-title">Cudzoziemszczyzny</em>, nie mówi, że Polak powinien być tylko Polakiem, bo to byłby frazes i oszukiwanie samych siebie. Nie chodzi o „doradzanie'' Polsce jakichś obcych wpływów, ale faktem jest, iż wpływy istniały u nas zawsze i zapewne istnieć będą długo; chodzi o to, jakie. Długo jeszcze Polska będzie się musiała myślą opierać o Zachód, czy to dla swej „młodszości cywilizacyjnej'', o której pisał Szujski, czy dla zaniedbania mnóstwa pól przez lata niewoli, czy dla innych braków, do których moja ambicja narodowa niechętnie pozwala mi się przyznać. Z konieczności czeka nas wybór. Znajdujemy się poniekąd na rozstajnych drogach; wszystkie działy naszego życia święcą swoje narodziny; od nas zależy, czy wróżką chrzestną przy kolebce tego życia będzie pełna rozumu i wdzięku Paryżanka, czy też straszący jeszcze tłusty upiór ciężkiej Germanii.</p></div><div class="fragment"><h3>[#1324287955329-589816362] Miłość spełniona</h3><p class="paragraph">I zjawia się prezes Sołtys, prawie tak szlachetny i bogaty jak mecenas Złotogórski w <em class="book-title">Królowej przedmieścia</em>, jeżeli się nie mylę, który to prezes, dowiedziawszy się przypadkiem o owej miłości, umie bohatersko zdławić spóźniony sentyment, jaki sam czuł do panny Rózi, adoptuje dziewczynę, chłopcu daje na dokończenie studiów etc… sam zastrzegając sobie co wieczór — partyjkę szachów w ich domu. Sielanka.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324289467747-2496709111] Kobieta, Urzędnik</h3><p class="paragraph"><em class="author-emphasis">kobiecość</em> typu tej dziewczyny, która odnajduje prawdziwą swą istotę w atmosferze miłości i pocałunków, a której „polityka'' jest jedynie sztuczną i komiczną naroślą. P. Łuszczkiewicz-Gallowa oddała — idąc w tym za naturą swoich warunków i talentu — rolę tę może zbyt serio; a starając się <em class="author-emphasis">uprawdopodobnić</em> „poselstwo'' Jadwigi, pozbawiła ją wielu zabawnych kontrastów.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324227511575-3773439031] Miłość niespełniona, Samobójstwo</h3><p class="paragraph"> tymczasem chłopiec upojony posiadaniem szaleje z miłości. Odtrącony brutalnie przez nią, podnosi rewolwer do ust, i czujemy że, to na serio: wówczas Rena gestem pokazując mu drzwi krzyczy owym twardym, <em class="author-emphasis">prawdziwym</em> głosem kobiety, którego, kto go raz słyszał w życiu, nie zapomni nigdy: „Na schody z tym!''. To jeden z tych świetnych skrótów, które, w jednym słowie otwierają dalekie perspektywy i które stawiają Zapolską w rzędzie skończonych majstrów sceny.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324226941675-3089413501] Twórczość</h3><p class="paragraph">Słowem, pierwszy egzamin wypadł bardzo dobrze; życzyć tylko należy młodej trupie, aby nie ustawała w pracy nad sobą oraz, aby sobie wzięła za dewizę to, iż <em class="author-emphasis">swobodę treści uniewinnia jedynie wykwint formy</em>.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324238928181-1266041921] Rozkosz, Raj, Radość</h3><p class="paragraph">i tak samo godzę się chętnie, aby wytępiono ohydną konsumpcję alkoholu jako „używki'', sprowadzającą go do rzędu codziennych środków ogłupiania się; przeciwnie, niechaj ten nektar stanie się rzadkim świętem, niechaj wróci do godności misteriów bachicznych, niechaj użytek jego znaczy jedynie owe najcenniejsze godziny życia, w których mocą radosnego zespolenia duchów ten brzydki szary świat rozświetla się i rozzłaca, aby biednym wygnańcom z Raju dać na chwilę złudę poezji, niewinności i braterstwa…</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1323811688902-1404078407] Zabawa, Gra, Dziecko</h3><p class="paragraph">Nasuwa mi się jedno porównanie. Wyobraźmy sobie, iż dzieci grające w krokieta wpadłyby na koncept, aby dla ożywienia zabawy i dla łatwości porozumienia ponadawać wszystkim kulom imiona męskie, a bramkom kobiece. „Raul przechodzi przez Adolfinę; Maurycemu brakuje Adeli i Fernandy do słupka” etc., etc. „Co się tam za rzeczy dzieją?!”, wykrzyknąłby moralista, niespokojnie nadstawiając uszu. Nic się nie dzieje. Dzieci grają w krokieta.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324291469025-2501846209] Żona</h3><p class="paragraph">P. Zielińska w pierwszych dwóch aktach miała niezbyt wdzięczne zadanie w roli tracącej nieco teatralnym szablonem, w trzecim natomiast, znajdując w tekście silniejszy punkt oparcia, umiała w paru krótkich scenach nadać postaci Karolki głębsze piętno. Skupiony ból kochającej a niekochanej kobiety, coś niby odcień powagi przyszłego macierzyństwa, nieśmiałość dziecka ludu mieszająca się z pewnością siebie „prawowitej żony'' i niezłomnym postanowieniem niewypuszczenia za żadną cenę swego łupu</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324235233217-2108248873] Żona</h3><p class="paragraph">Rola Żony w interpretacji p. Pancewiczowej jest małym arcydziełem. Nie tylko artystka uwydatnia w niej każdy najdrobniejszy szczegół, każdą intencję autorki, ale grą swoją, pełną ognia i żywiołu, podnosi ją z płaskiej sfery, w jakiej akcja się rozgrywa, do wyżyn wiekuistych zagadek kobiecości. Ta arcypłytka dusza będąca jedynie funkcją gatunku ma w gruncie — mimo iż najgorsza matka — jeden szczery akcent: macierzyństwo; tylko że rozkłada się ono najfantastyczniej między męża, dziecko a kochanka.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324236907398-3204347790] Sumienie, Konflikt wewnętrzny</h3><p class="paragraph">A lady Makbet? Jej sumienie jest spokojne; ona nie zadała kłamu niczemu, nie stargała w sobie żadnej struny. Jak nie było w niej wahania, tak nie ma i wyrzutu. A jednak i ona ulega dezorganizacji psychicznej, i ona snuje się w nocy po pałacu z błędnie otwartymi oczami, na próżno siląc się zmyć krwawą plamę. Cóż to za plama? To ta, którą <em class="author-emphasis">realnie</em>, w rzeczywistości ubroczyła ręce, podjąwszy się — wobec wzdragania Makbeta ogłuszonego spełnionym czynem — upozorować śmierć króla, wciskając krwawe sztylety w ręce pokojowców. Otóż dusza jej zdolna jest począć i udźwignąć najśmielszą koncepcję zbrodni, ale dłonie nie nawykły do zmazania krwią — do tego trzeba jej ręki mężczyzny. I ten drobny rys — zważmy to dobrze, <em class="author-emphasis">nie głos sumienia</em> — ściga lady Makbet w jej nocnych wędrówkach. Znowuż widzimy, jak wychowanie społeczne, które głęboko przetworzyło, uszlachetniło duszę mężczyzny, w kobiecie wydelikaciło tylko <em class="author-emphasis">system nerwowy</em>. Proszę się nie oburzać; to nie ja mówię; to Szekspir. Popełniona zbrodnia jest dla Makbeta śmiertelnym, duchowym przejściem; dla Lady Makbet jest ona nerwowym wstrząsem.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324226320788-3670987683] Młodość, Uczeń</h3><p class="paragraph">Może to będzie bluźnierstwo, ale cała nasza literatura przedmickiewiczowska przedstawia mi się jako wielka szkolna ława, w której mniej lub więcej zdolni i pilni uczniowie odrabiają <em class="foreign-word">pensa</em> na tematy dyktowane im przez Europę, ale przykrojone roztropnie <em class="foreign-word">ad usum scholarum</em>: w dobie humanizmu odbywa się to z postępem <em class="author-emphasis">celującym</em>, w epoce saskiej <em class="author-emphasis">niedostatecznym</em>, później, w dobie stanisławowskiej, znowuż z <em class="author-emphasis">bardzo dobrym</em>. Dlatego mimo wszystkich wysiłków „pietyzmu'' zawsze piśmiennictwo to będzie dla nas jedynie <em class="author-emphasis">zabytkiem</em>: nikomu nie przyjdzie na myśl szukać w nim dla siebie ludzkiej treści.</p>
+<p class="paragraph">I naraz z tym posłusznym uczniem dzieje się coś dziwnego; jednego dnia, kiedy jak zwykle ujrzał towarzyszkę swoich zabaw dziecinnych, stanął jak wryty: spojrzał na nią jak gdyby innymi oczyma. I pewnego wiosennego dnia porzuca książki i kajety, idzie błądzić po polach i lasach, patrzy na świat, jakby mu łuska z oczu spadła; wciąga w pierś powietrze, ale tę pierś wstrząsa niewytłumaczone łkanie; nuci piosenkę, ale jakimś nieswoim głosem: kocha!… Student jest studentem, panna panną na wydaniu; przychodzi chwila, że zjawia się odpowiedni konkurent i panna wychodzi za mąż.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1323812483093-3372911489] Artysta</h3><p class="paragraph">aktor nie posiadający pamięciowo wiersza udaremnia najlepsze intencje i starania reżyserii; zmienia narzędzie rytmu i harmonii w element niepokoju i zniecierpliwienia, wywołując u słuchacza myślowy wykrzyknik: „A powiedzże, u diabła, prozą, co masz na wątrobie!''</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324234602143-2967040049] Twórczość</h3><p class="paragraph"><em class="book-title">Ich czworo</em> Zapolskiej jest jedną ze sztuk, po których opuszcza się teatr z uczuciem pokrzepienia na duchu. Nie, iżby treść była tak szczególnie budująca; ale dlatego, że przyjemność sprawia widzieć polską komedię tak doskonale — poza całym talentem — tak porządnie <em class="author-emphasis">zrobioną</em> i napisaną. Wstyd powiedzieć, ale ze wszystkich naszych współczesnych komediopisarzy ta baba ma może najbardziej <em class="author-emphasis">męski</em> chwyt; największą zborność spojrzenia, najdalej posuniętą ekonomię scenicznego wyrazu i gestu. Od początku do końca każde słowo jest potrzebne, każde jest na swoim miejscu, każde <em class="author-emphasis">niesie</em>; nie licząc tych — a jest ich bez liku — które iskrzą się samorodnym i nieodpartym dowcipem.</p>
+<p class="paragraph">Powie ktoś, iż przy wszystkich tych niezaprzeczonych zaletach szkoda, że p. Zapolska nie czyni z nich szlachetniejszego użytku; iż swą świetną zdolność analizy i obserwacji poświęca duszom, które może nie warte są tego trudu, środowiskom, o których istnieniu wolałoby się raczej zapomnieć; iż lubuje się w grzebaniu w „błocie'' etc. Zapewne, zapewne… Ani mi w głowie wskrzeszać przedawnionego dylematu o wyższości dobrze pomalowanego buta nad źle namalowanym Kościuszką; a jednak sądzę, iż pani Zapolska dobrze uczyniła, puszczając mimo uszu te głosy. Obawiam się, iż gdyby sforsowała w powyżej wspomnianym duchu miarę i rodzaj swego talentu i starała się go „uszlachetnić'', stałoby się z nim to, co w jej ostatnich powieściach kuszących się o ambicje reformatorsko-kaznodziejskie; poświęciłaby swoje niewątpliwe wartości sceniczne dla więcej niż wątpliwych etycznych. Dlatego zdaje mi się, iż najlepiej jest przyjąć olbrzymi talent Zapolskiej takim, jak jest, „z dobrodziejstwem inwentarza''.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324232102450-87042320] Podstęp, Zdrada</h3><p class="paragraph">Wobec pierwszego ciosu <em class="author-emphasis">prawdy</em> szambelan był bezbronny; ale tym razem nie da się jej zmiażdżyć brutalnie, będzie walczył <em class="author-emphasis">przeciw niej</em> o swe istnienie. Wbrew wewnętrznemu przeświadczeniu, wbrew ostrzeżeniu krewnych, wbrew własnym oczom, odrzuca prawdę, która jest dlań wyrokiem osamotnienia i zagłady; podsuwa Hani furtkę do zaparcia się Jakuba, wyraźnie żebrze, aby go oszukano. I Hania zapiera się Jakuba</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1323811999684-227614186] Opieka</h3><p class="paragraph">Pojęcie roli Doryny ma we Francji swoją literaturę i różne linie tradycji wahające się pomiędzy żywością młodej subretki a pewnością siebie i wygadaniem zaufanej (nie starej zresztą) piastunki, która wyniańczyła te dzieci na ręku i zastępowała im matkę.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324229433549-1666132379] Rozczarowanie</h3><p class="paragraph">Jestem jeszcze bardzo świeżym recenzentem, dlatego wyznaję, że przed każdą <em class="author-emphasis">premierą</em> bywam szalenie zdenerwowany. Co to znów będzie za kwiatek? Tak przyjemnie jest się zachwycać, a tak głupio, tak nieprzyjemnie „krytykować''! Albo i ten Szukiewicz (myślałem sobie): znam go od tak dawna, za nic nie chciałbym mu zrobić, broń Panie Boże, przykrości; co jemu strzeliło z tym <em class="book-title">Odysem</em>? Odys. Czemu Odys? Czemu nie <em class="book-title">Arka Noego</em> albo <em class="book-title">Sodoma i Gomora</em>? (Cóż za bajeczne problemy dla nowoczesnej reżyserii!) Znów ten „wielki repertuar'' (wciąż tak zrzędziłem w duchu); znamy to: aktorzy bez gatek, a na koturnach, ze sceny padają odświętne słowa jak: „<em class="author-emphasis">przecz</em>'', „<em class="author-emphasis">atoli</em>'', „<em class="author-emphasis">ninie</em>'', trup ściele się gęsto, słowem: <em class="foreign-word">toute la lyre</em>.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1323814842860-862735077] Emigrant, Patriota</h3><p class="paragraph">Emigracja artystyczna odbywała się u nas ciągle aż do ostatniej chwili. Nie tylko wypadki polityczne, ale i inne warunki związane z okaleczeniem, podwiązaniem naszego duchowego życia były jej przyczyną. Można by wymienić litanię całą nazwisk artystów, którzy — mówiąc już tylko o ostatnim pokoleniu — lata całe spędzili poza granicami. Nawet ci, którzy niby żyli w kraju, przebywali w nim często jak przelotne ptaki, „żurawce'', nie zadomowiając się, wyglądając chwili odlotu. Kto zna powieści polskie lat ostatnich, ten zauważył, że w większości ich połowa akcji toczy się za granicą, najczęściej w Paryżu. Otóż na emigracji może powstać wielka poezja, ale nie może powstać bieżący repertuar teatralny wyrażający współczesne życie. Przybyszewski jest najczystszym typem tej emigracji, zawieszonej pomiędzy niebem a ziemią, nie żyjącej, ściśle biorąc, w żadnym społeczeństwie. Nie zna nawet języka, jakim w Polsce ludzie potocznie mówią, nie zna nic pośredniego między swą przepiękną poetycką prozą a okropnym żargonem kawiarnianej cyganerii, jakim bezwiednie zarywają bohaterowie jego powieści i dramatów…</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1323906009471-3703366] Kawiarnia</h3><p class="paragraph">Ale trudno; tam szumi „nurt życia'', a u nas po wyczerpującym spektaklu, w którym artysta cisnął publiczności strzęp duszy i nerwów, czeka go jako jedyne wytchnienie skromna, własnym sumptem spożyta kolacyjka w „Grocie'' okraszona szklaneczką piwa i gazetą.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324287449656-455863526] Zabawa, Taniec, Uroda</h3><p class="paragraph">Hala się wypełnia: to pora „gimnastyki rytmicznej''. Trzech Żydków w jupicach przechodzi przez ogród, rżnąc skoczne melodie, za nimi jaki dziesiątek kobiet w obowiązkowych kostiumach niemalże kąpielowych wkracza pod wodzą pana asystenta, wykonując kijkami swoje ewolucje.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324229008537-2563915603] Ślub</h3><p class="paragraph">Znów minęły trzy miesiące; Karolka uczuła się matką; malarz, uczciwy człowiek, spłacił przy ołtarzu chwilę zapomnienia. Tego dnia właśnie wrócili oboje z kościoła.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1323811281812-2407643909] Twórczość</h3><p class="paragraph">Komedie Moliera wierszem a prozą to dwa odrębne światy kunsztu aktorskiego. W sztukach prozą dialog krótki, żywy, daje swobodne pole dla realizmu szczegółów, śmiałej szarży i pantomimy. Natomiast w sztukach wierszem zewnętrznej akcji, ruchu jest bardzo mało; wszystko obraca się w szermierce słownej, i to przeważnie nie ucinkowej, ale toczącej się w szerokich tyradach. Sztuki prozą wyrosły z tradycyjnej średniowiecznej farsy, sztuki wierszem mają tok pokrewny z klasyczną tragedią XVII w.. Wszystko prawie trzeba tu wydobyć rzeźbieniem słowa, inteligentnym odważeniem ich wartości, nieskazitelną dykcją i nasileniem wibracji wewnętrznej. Raczej przerysować, niż nie dociągnąć lub zamazać.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324234177836-2152479425] Współczucie</h3><p class="paragraph">Duszę nowoczesnego człowieka skomplikowała jedna drobna rzecz: litość. To niby ziarnko piasku, które wpadło w oko i łzawi. Nie wiem, czy to jest głębokie uczucie serca, czy raczej przeczulenie nerwów, ale faktem jest, że istnieje i że różni nas od dawniejszych ludzi; przynajmniej w zakresie odczuwań estetycznych. Nie znała uczucia litości ta publiczność, która w cyrku rzymskim oklaskiwała śmiertelne walki gladiatorów, nie znały jej te piękne panie, które — jak świadczą pamiętniki Casanowy — uprawiały, powiedzmy, <em class="author-emphasis">flirt</em>, przyglądając się w tejże samej chwili z okna, jak rozrywano końmi Damiensa, niedoszłego mordercę Ludwika XV. Grzegorz Dandin Moliera był dla współczesnych figurą na wskroś komiczną; i dziś dopiero zarówno krytyka literacka, jak i grający go aktorzy doszukują się w nim — aż nadto gorliwie moim zdaniem — bolesno-tragicznych akcentów. Współczucie zdolne były obudzić jedynie nieszczęścia szlachetne, koturnowe, losy rozgrywające się w <em class="author-emphasis">pałacach</em>; wszystko inne, dola pospolitych ludzi z <em class="author-emphasis">małych domków</em> była jedynie tematem dla grubego, szerokiego śmiechu. Jakże się to zmieniło! Dziś dla artysty wystarczy spojrzeć pod pewnym kątem na kawałek szarego, przeciętnego życia, aby mu się serce ścisnęło litością; dla czytelnika czy widza wystarczy, aby potrącić pewne struny, a już w lot rozumie, już współdźwięczy… Dlatego zatarła się granica między tragedią a komedią; życie w ujęciu scenicznym stało się kalejdoskopem, w którym, już nie jak u Szekspira, przesuwają się pomieszane tragiczne i komiczne epizody życia, ale w którym te <em class="author-emphasis">same postacie</em> budzą kolejno śmiech, grozę i litość; w którym ci sami ludzie są na przemian dla nas niby marionetki tekturowe podrygujące śmiesznie na swej nitce, to znów niby bolesne ofiary rozpięte na krzyżu życia.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1323812727969-3073182384] Rozstanie</h3><p class="paragraph">Andrzej i Małgosia kochają się; rozłączyła ich niechęć ojca Małgosi i zbytnia hardość Andrzeja: ona przyjęła narzucony jej związek ze starszym o lat dwadzieścia, zacofanym trochę, ale zacnym Chorążym, on, gorący patriota, zaciągnął się do wojska.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324231028488-3036645294] Dziecko</h3><p class="paragraph">Szczęśliwe kraje, w których kwestia „syna naturalnego'' jest tak żywotną, iż staje się częstym tematem dla literatury dramatycznej! Świadczy to przede wszystkim o zamożności społeczeństwa, dalej o doskonale uregulowanych stosunkach prawnych, wreszcie o wysokim uświadomieniu w zakresie praw i obowiązków.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324290141257-1216411960] Kochanek, Kobieta "upadła"</h3><p class="paragraph">Ów Wernicki — bardzo zresztą mdło narysowany przez autora — to bądź co bądź mężczyzna, dla którego owa mądra, genialna niemal kobieta popełniła mezalians (?), zerwała z rodziną, któremu po kwadransie pierwszej rozmowy druga kobieta, Maria, rzuca się w objęcia, po którego stracie wreszcie uczona <em class="author-emphasis">ginekolożka</em> wyje z rozpaczy „jak najzwyklejsza samica'' i dla którego odzyskania gotowa się jest upodlić… Taki mężczyzna musi mieć w sobie owo „coś'' — którego panu Białkowskiemu brakło zupełnie.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324287930639-1157066948] Miłość niespełniona</h3><p class="paragraph">Okazuje się, że ten przystojny asystent nie jest sobie zwykłym lekkoduchem; że, przeciwnie, patrzy bardzo serio na życie; że stracił ojca, ma starą matkę („<em class="foreign-word">et ta soeur</em>!''… powiedziałby urwis paryski); że utrzymuje rodzinę, ma długi i grozi mu, iż, nie mając środków na złożenie ostatnich rygorozów, gotów zostać wiecznym „asystentem''… I okazuje się, że panna Rózia, masażystka, jest bardzo zacną dziewczyną, z dobrego domu (bodaj czy nie <em class="author-emphasis">radczanka</em>!), która dla odmiany straciła i ojca, i matkę i pracą przebija się przez życie, barwiąc je sobie zbieraniem „pocztówek''; tych dwoje młodych kocha się serdecznie, mimo iż sobie tego nie wyznali, wiedząc, że wobec ich ubóstwa miłość ta byłaby beznadziejną.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324235429350-1800158279] Cud, Polska</h3><p class="paragraph">Nie spodziewałem się doznać tak wstrząsającego wrażenia… Nie dla „podniosłego nastroju'': — sala była na wpół pusta; — nie dla gry artystów: wyznaję, iż niewiele w tej chwili o grze myślałem; ale sam utwór. Zawsze były dla mnie w <em class="book-title">Wyzwoleniu</em> wiersze, które za gardło po prostu chwytały wzruszeniem, ilekroć widziałem sztukę tę na scenie; wiersze jedne z najczystszych, najpiękniejszych, jakimi kiedykolwiek dźwięczała polska mowa; ale dziś każda scena tego dziwnego misterium nabrała jakby nowego światła, nowej głębi. Bo oto między ostatnim a wczorajszym przedstawieniem <em class="book-title">Wyzwolenia</em> stał się cud, jakiego chyba nigdy nie oglądały ludzkie oczy; nigdy chyba nie było dane temu samemu pokoleniu patrzeć na narodziny proroctwa i na jego ziszczenie; nigdy cud natchnienia i cud życia nie zlały się w podobny sposób w jeden akord. A stała się ta żywa, wolna Polska tak nagle — niby za rozsunięciem kurtyny — i rozgrywa się nam przed oczyma w tak skupionych, dramatycznych skrótach, jak gdyby wszystko, co się dziś dzieje, było szeregiem scen owego marzonego przez Konrada dramatu. I słuchając <em class="book-title">Wyzwolenia</em>, trzeba ciągłego czuwania trzeźwej refleksji, aby pamiętać, iż to, co się stało, było dziełem olbrzymich wypadków nieskończenie przerastających wysiłek nie tylko człowieka, ale i całego narodu: gdyby się poddać wrażeniu słów idących wczoraj ze sceny, miałoby się uczucie, że rzeczywistość dzisiejsza to nieodzowny, konieczny wynik owego straszliwego żaru pragnienia, owego napięcia woli, jakim przepojony jest ów dramat duszy poety. I w tym wrażeniu leży osobliwy urok, z jakim słucha się dziś <em class="book-title">Wyzwolenia</em>.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324290000684-759278895] Lekarz</h3><p class="paragraph">Miałem zaszczyt dość długo być lekarzem, znałem i lekarzy i lekarki, i zawsze uderzało mnie, jak konwencjonalnie i fałszywie malowaną jest (nawet u dobrych pisarzy) psychologia tego zawodu. Jeżeli zawodowcy innych gałęzi mają to samo wrażenie, patrząc na swoich książkowych reprezentantów, w takim razie smutno by należało wnioskować o wartości literatury jako dokumentu społecznego. „Nauka wysuszająca serce'', „zimny skalpel analizy'', och, och, cóż za banialuki! Nic tak nie konserwuje serca jak nauka: proszę się spytać wszystkich rektorów uniwersytetu, jakie się znajdzie u nich nieprzebrane skarby niewinności uczuć. Sądzę, że jeżeli jest jaki zawód, który istotnie wysusza i stwardnia serce kobiety, to zawód aktorki. Scena daje jej poznać wszystkie gwary, wszystkie konwencje i fałsze języka uczuć; kulisy wszystkie brutalności życia: co razem wytwarza ów głęboki, instynktowny sceptycyzm, ową automatycznie działającą bezwzględną analizę i staje się niby pancerz urażający często pod ślicznymi fałdami miękkiej draperii twardością i chłodem. Ale lekarka? Co za dzieciństwo! Czemuż nikt nie doszukiwał się tych problemów w akuszerkach?</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324225526673-32113221] Rozstanie</h3><p class="paragraph">Kiedy wreszcie Rena podrażniona ciągłą obecnością „siostrzanej duszy'' — w której niezawodnym instynktem kobiety wyczuwa kabotyństwo — sama mając zresztą w głowie inne kombinacje życiowe, oznajmia wyjazd — równoznaczny z zerwaniem — malarz przyjmuje go z radością.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324288054985-656891511] Katastrofa</h3><p class="paragraph">Asystent, dzięki intrydze nienawidzącej go dyrektorowej, opuszcza zakład, ale wraz z nim opuszczają <em class="book-title">Gencjanę</em> wszystkie kuracjuszki, dla których słońce, góry, powietrze straciły nagle swój urok. Nowy asystent, antyteza poprzedniego, sprowadzony chyłkiem przez dyrektorową, może tylko służyć za czwartego przy brydżu trzem starym prykom, którzy zostali jako niedobitki na placu. Katastrofa. </p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324287575645-1030176230] Flirt</h3><p class="paragraph">Ale rygor pryska; damy spracowane od świtu kopaniem rzepy walą się na leżaki, rozpraszają się po sali, która napełnia się świegotem tych lubych ptasząt nieraz sięgających olbrzymich rozmiarów i wagi. „Panie asystencie, proszę do mnie, proszę mnie nakryć'', „panie asystencie, proszę mnie zważyć''; „nie, nie, nikt inny tylko sam pan asystent'' etc., etc. I pan asystent goni, nakrywa, waży, elektryzuje, masuje, uśmiecha się czarująco a poufnie, spieszy do ogrodu, aby przenieść pannę Stasię, która rzekomo nie może chodzić, ale w chwilę potem, podczas gdy asystent jeszcze dyszy zmęczony dźwiganiem, ta sama panna Stasia, pokłóciwszy się o coś
+z małą Lilusią Bierstockel, pędzi za nią lekko jak sarenka… Wreszcie pacjentki, uraczywszy pana asystenta całym arsenałem pokus i uśmiechów, przechodzą do swoich pokojów; biedny chłopak oddycha z ulgą, trze sobie ręką rozklekotaną głowę, rzuca się w słomiane krzesło, przeciąga się, zamyka oczy, chwilę może zdrzemnie się spokojnie. Ale gdzież tam! Przez sen jeszcze otrząsa się ze zgrozą, czując dotknięcie miękkiej kobiecej dłoni: to panna Rózia, masażystka zakładu, wsuwa mu nieśmiało poduszkę pod głowę, następnie zaś staje obok, opędza gałęzią od much i wpatruje się z namiętną lubością…</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324232957745-673466534] Twórczość</h3><p class="paragraph">Oglądać <em class="book-title">Śluby panieńskie</em> na scenie jest zawsze rozkoszą; wiele musieliby dołożyć starań aktorzy, aby tę rozkosz zamącić. A przy tym ileż teatralnych wspomnień wiąże się z tą sztuką!… Na scenie krakowskiej <em class="book-title">Śluby</em> mają swoją bogatą historię: nie będąc zgrzybiałym starcem, pamiętam jednakże tej historii okres bardzo, bardzo długi. Pamiętam <em class="book-title">Śluby</em> grane jeszcze niemal jako współczesną komedię, jeżeli się nie mylę, w zwyczajnych sukniach i surdutach, w obojętnej ramie jakiegoś banalnego tekturowego pokoju — i grane mimo to znakomicie. O stylu fredrowskim niewiele rozprawiano wtedy, bo ten styl był jeszcze czymś bardzo bliskim swą tradycją, w typach, w zacięciu, traktowaniu wiersza. Naraz — zeszło się to, zdaje mi się, z otwarciem nowego teatru — powiał w gościnny dwór Pani Dobrójskiej wietrzyk muzealny. Odkryto mianowicie wówczas, iż jest to sztuka <em class="foreign-word">par excellence</em> „stylowa''; ustalono ściśle datę, w której rozgrywa się akcja; wypatrzono, jakie fotele, kantorki, szpinety mogły stać w pokoju, a jakie miniatury i obrazy wisieć na ścianach; skopiowano wiernie z kostiumologii fryzury panien, rajtroczki Gustawa, halsztuki Albina; słowem, każda figura mogła powędrować prosto do muzeum za gablotkę. I stało się, że na jakiś czas przy doskonałej i bardzo uczonej <em class="author-emphasis">stylizacji</em> zapodział się gdzieś <em class="author-emphasis">styl</em> Fredry: styl bowiem Fredry to przede wszystkim życie; a życia nigdy nie da się odtworzyć za pomocą rzeczy martwych. Pamiętam zwłaszcza jak przez mgłę jedno takie przedstawienie grane przez wybornych artystów, a zarazem jedno z najgorszych przedstawień <em class="book-title">Ślubów</em>, jakie w życiu widziałem: z całego wieczoru został mi we wrażemu tylko jakiś monstrualny kok na głowie Anieli (zapewne bardzo wierny) oraz tupety i kurtki Gustawa, w których „stylowe'' wiercenie kuperkiem pochłonęło całą uwagę utalentowanego artysty. Na szczęście, okres tego neofityzmu stylizacyjnego, w którym rekwizyt przytłaczał autora i poezję, minął; nastało szczęśliwe przymierze czy też „linia demarkacyjna'' pomiędzy duchem Fredry a duchem antykwarskim, a rezultatem jego jest ustalenie tego trafnego stylu, który, ujmując życie w niedzisiejsze ramy, nie paraliżuje go wszelako i zostawia pole młodości serc pod staroświecczyzną kostiumu.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324291228105-138634592] Miłość platoniczna</h3><p class="paragraph">Nie przesyt jeszcze, ale codzienne napojenie szczęściem wytwarza w Woryckim podłoże do tęsknot „idealnych'', które znajdują ucieleśnienie w półrozwódce Podelskiej, autorce, nieszkodliwej kabotynce z gatunku mimozowatych, płynącej wysoko ponad „prozą życia'' (do której zalicza i miłość „materialną'') tak wysoko, iż nawet drobne zabiegi kobiecego wykwintu są jej zbyt poziome, a wiecznie czarna „stylowo'' powłóczysta szata kryje tajniki tualetowe nie budzące w nas najmniejszego zaufania. Ta kobieta wciska się w życie Romana; budzi w nim „duszę'' i artystyczne sumienie (czy też tylko kabotyńskie aspiracje ponad stan?…) — dość, że Worycki czuje się nieszczęśliwy, widzi, iż Rena zabija w nim wielką twórczość, że wymaganiami swej miłości okrada jego talent, a potrzebami tualety pcha na drogę łatwych zarobków kosztem rozwoju artysty. Kiedy wreszcie Rena podrażniona ciągłą obecnością „siostrzanej duszy'' — w której niezawodnym instynktem kobiety wyczuwa kabotyństwo — sama mając zresztą w głowie inne kombinacje życiowe, oznajmia wyjazd — równoznaczny z zerwaniem — malarz przyjmuje go z radością.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324289740341-3294354362] Poezja</h3><p class="paragraph">Poezja wschodzi wszędzie, tylko ją zbierać.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1323816278787-164880025] Flirt</h3><p class="paragraph">Świat bez alkoholu to wreszcie wytępienie pomiędzy płcią męską a kobiecą tego uroczego obcowania utkanego z igraszki myśli, z rozmarzenia i pustoty, które stanowi największy wdzięk i najwyższą zdobycz naszej cywilizacji; to skazanie stosunku obu płci na przejawy brutalnej żądzy albo też tępą nudę…</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324231601937-1715956028] Bieda, Prawda</h3><p class="paragraph">to głęboki problem <em class="author-emphasis">prawdy</em> w życiu zagrażającej istnieniu przeciętnych jednostek, które w jej zbyt ostrej atmosferze żyć nie mogą i nie chcą, i które się przed nią instynktownie bronią. W ręku jej świadomego lub bezwiednego apostoła <em class="author-emphasis">prawda</em> staje się płonącą żagwią, której iskry obracają w popiół ludzkie siedziby; toteż biedne stadko człowiecze skupione w popłochu śledzi z przerażeniem gesty wzniosłego szaleńca, hipnotyzując go wzrokiem i błagając niemo zmiłowania.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324233707162-3966354910] Rozczarowanie</h3><p class="paragraph">Słuchając po raz drugi <em class="book-title">Rzeczywistości</em>, z której już miałem sposobność obszerniej zdawać sprawę, tym większą czułem urazę do autora, iż swoją doskonale pomyślaną sztukę zeszpecił tak czczym i płaskim dialogiem. Nie wiem, czy to z przyczyny sierpniowej kanikuły, czy że, znając już treść i nie podtrzymywany zaciekawieniem, więcej byłem wrażliwy na epizody, dość, że tym razem ta „pomidorówka'', to wieczne „pranie'' i kołnierzyki jako kontrast do „duchowego życia'' jeszcze cięższe mi się wydawały do strawienia. A język! Wśród beznadziejnie trywialnej rozmowy Reny z Romanem w I akcie, przeplatanej takimi wyrażeniami jak <em class="author-emphasis">hopy</em> i <em class="author-emphasis">kicze</em>, naraz takie kwiatki: „Wykąpiesz mnie w krynicy upojeń i rozkoszy'' etc. „Tak bardzo go <em class="author-emphasis">pragniesz</em>?'', mówi jedna kobieta do drugiej; „kocham go i <em class="author-emphasis">pragnę</em>'', odpowiada ta wkrótce potem. I znowu za chwilę Rena do Romana: „Czy <em class="author-emphasis">pragniesz</em>?'' i Roman o sobie: „jest we mnie zwierzę, które <em class="author-emphasis">pragnie</em>''; i Roman do szwaczki Karolki: „Nie <em class="author-emphasis">pragniesz</em> mnie?''. Biedna jest w ogóle literatura; ani rusz nie może się obejść bez szczudeł jakiejś umówionej gwary, a za każdym razem, kiedy znajdzie nowy żargon, wydaje się jej, że wniknęła po raz pierwszy w tajemnicę życia i sztuki.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324238304086-3024677570] Zabawa</h3><p class="paragraph">Na potrzebę i wartość śmiechu i zabawy godzą się zapewne wszyscy, „tylko — mówią poważni i szanowni ludzie — niech zabawa ta nie obraża ani moralności ani dobrego smaku''. Zgoda, ale tutaj natykamy się na problem przypominający po trosze kwadraturę koła. „Bawcie się dzieci, mówi dobra mama, ale tak, aby nie pognieść kołnierzyka i nie podrzeć spodni na kolanach''. Jak to wykonać?</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324287748782-296777769] Kradzież</h3><p class="paragraph">To tło, ta atmosfera zakładu, nerwowa elektryczność kobiecego niedosytu, te typy galicyjskich gości (mocno już zresztą „zbałucczone''), ta zabawa „w chowanego'' polegająca na tym, iż kuracjusz jedzie z dalekich stron za ciężkie pieniądze do lecznicy słynnej surowym regulaminem, aby następnie całą chytrość obrócić na oszukiwanie tegoż regulaminu; te wiktuały sprowadzane po kryjomu z miasteczka, niewinne „orgie'' z sardynkami, homarem i szampanem urządzane sekretnie w nocy; te fabrykowania przeróżnych lekarstw za pomocą szczypty cukru i soli, co w medycynie nosi poetyczną nazwę <em class="author-emphasis">psychoterapii</em>, „leczenia duszy'' — to wszystko odmalowane jest dowcipnie i barwnie.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324230243880-3905738082] Król, Bóg, Odrodzenie</h3><p class="paragraph">Wreszcie gotując się opuścić wyspę, Odys rabuje jeszcze, co się tylko da, podpala pałac i zabija króla; ale król zjawia się jego oczom promienny, ze skrzydłami u ramion i w odmłodzonej postaci, nieśmiertelny i triumfalny, albowiem on jest — Miłość. U boku jego w tej apoteozie idealizmu znajduje się córka Aglaja oraz jeden z towarzyszy Odysa, Euryloch, który sprzeniewierzył się swoim, aby (w zaledwie zresztą muśniętym epizodzie) szczypać kwiatki lotosu z uduchowioną Aglają.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324290831775-3086962635] Opieka</h3><p class="paragraph">Karolka, prosta ale ładna dziewczyna kochająca się skrycie w malarzu, robi potajemnie, co może, aby mu ułatwić życie: począwszy od troski o jego bieliznę, aż do sztuki złota, którą mu podsuwa ukradkiem.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324289837574-2115519971] Gość, Wyrzuty sumienia</h3><p class="paragraph">Za każdym razem, gdy piszę o teatrze, mam uczucie, że wszedłem w gościnny dom, gdzie mnie podjęli, jak zdołali najlepiej, przystroili się jak mogli, ugościli, jak ich było stać, utoczyli niemal żywej krwi swojej, a ja mam na odchodne wydziwiać na to przyjęcie i wytykać: to było takie, to owakie. I tak przez cały rok, bo przecież nic się nie odmieni!</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1323816158747-2086863870] Artysta</h3><p class="paragraph">Byłem raz świadkiem, jak ktoś musił Stanisława Wyspiańskiego do kieliszka wódki, wówczas kiedy poeta już podupadły na zdrowiu przestał jej zupełnie używać. „Nie piję'', odrzekł. „Dla fantazji!'', zachęcał go natręt. Na to Wyspiański odparł cichutko ze swoim uśmieszkiem: „Ja fantazję mam zawsze, a po wódce mnie głowa boli''.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324227837790-922165085] Uroda</h3><p class="paragraph">Jedną chciałbym uczynić uwagę, zaznaczając, iż zdaję sobie sprawę z trudnego w dzisiejszej dobie położenia i dyrekcji, i artystów. Mianowicie, niektóre stroje męskie pozostawiały nieco do życzenia. „Światowy'' człowiek spędzający pół życia w towarzystwie kobiet nie powinien zdradzać różnych braków. Nie można np. nosić do fraka jasnego, pstrokatego paltota. Wiem o tym dobrze, bo sam tak chodziłem w niewinności ducha, aż pewna wykwintna pani, której towarzyszyłem do teatru <em class="book-title">Scala </em>w Mediolanie, powiedziała mi wprost, że ją kompromituję: musiałem sobie sprawić śliczny, czarny paltocik na jedwabnej podszewce, który mam dotąd i wkładam na wielkie uroczystości. Nie wolno też podobno mężczyźnie nosić brązowych pończoch do czarnych trzewików, ale tego nie jestem już tak pewny. Może by dyrekcja, która tyle poświęciła wkładów dla estetycznej strony nowego teatru, dopełniła dzieła, ułatwiając artystom dociągnięcie tych drobiazgów do poziomu całości.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324998037105-430411262] Nauka, Patriota</h3><p class="paragraph">ntrygowało mnie mianowicie, dlaczego w naszych uniwersytetach gruntowne studium języka i literatury francuskiej wstydliwie zastępuje jakaś <em class="author-emphasis">romanistyka</em> siląca się o to, aby z najżywszej mowy i literatury w świecie uczynić język martwy na równi ze starogreckim lub sanskrytem; aby skupić pracę uczniów na odcyfrowywaniu tekstów z głębokiego średniowiecza, kończyć zaś najczęściej znajomość literatury francuskiej tam, gdzie się ta literatura właściwie zaczyna. Francuz objaśnił mnie, że <em class="author-emphasis">romanistyka</em> na uniwersytetach jest w tym ujęciu wynalazkiem <em class="author-emphasis">niemieckim</em>, jako iż Niemcom nie tyle idzie o samą literaturę francuską, ile o docieranie do tych mrocznych punktów, gdzie obie literatury, niemiecka i francuska, schodzą się u wspólnego pnia, przy czym oczywiście odgrywają rolę i szowinistyczne zakusy rewindykowania tego i owego zabytku na rzecz Niemiec. </p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1323815488596-2066734729] Obraz świata</h3><p class="paragraph">W którymś z rozdziałów <em class="book-title">Pantagruela</em> snuje Rabelais jedną ze swoich najgenialniejszych i najgłębszych fantazji na temat, czym byłby świat bez długów. Otóż trzeba by chyba zapożyczyć pióra od tego starego mistrza, aby odmalować, czym byłby świat bez alkoholu. To straszne!</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324287532046-2589957578] Opieka</h3><p class="paragraph">„Panie asystencie, proszę do mnie, proszę mnie nakryć'', „panie asystencie, proszę mnie zważyć''; „nie, nie, nikt inny tylko sam pan asystent'' etc., etc. I pan asystent goni, nakrywa, waży, elektryzuje, masuje, uśmiecha się czarująco a poufnie, spieszy do ogrodu, aby przenieść pannę Stasię, która rzekomo nie może chodzić, ale w chwilę potem, podczas gdy asystent jeszcze dyszy zmęczony dźwiganiem, ta sama panna Stasia, pokłóciwszy się o coś
+z małą Lilusią Bierstockel, pędzi za nią lekko jak sarenka…</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1323815400916-1671406284] Wiadomość</h3><p class="paragraph">Ale to samo stare, sceptyczne słońce musiało się wzdrygnąć ze zdumienia, otrzymawszy na własnym szczerozłotym drucie wiadomość z Ziemi o niesłychanej uchwale zapadłej świeżo w Ameryce Północnej. Mam na myśli <em class="foreign-word">bill</em> znoszący od dnia 3 lipca br. w zupełności produkcję i użytek napojów wyskokowych. Tego, odkąd to słońce przyświeca naszemu globowi, jeszcze nie było.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324237607291-774651314] Twórczość</h3><p class="paragraph">Czyżby na naszej scenie tłukła się gdzieś jeszcze owa fałszywa, pokątna i dawno zarzucona „teoria'', iż wiersz trzeba mówić w ten sposób, „aby go jak najmniej było znać''? Wiersz traktowany nie jako wiersz staje się największym nonsensem; z narzędzia harmonii zmienia się w źródło niepokoju i męki słuchacza.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1323815816935-286313806] Obraz świata</h3><p class="paragraph">Żyjemy w dniach tak gigantycznych przewrotów, jesteśmy tak stępiali na „sensacje'' dziejowe, iż wypadki najbardziej doniosłe, takie które w innych okolicznościach dostarczyłyby tematu do roztrząsań na całe miesiące, przechodzą niemal bez wrażenia. I tak wśród radosnych okrzyków witających narodziny pokoju, na wpół przesłonięty wydarzeniami politycznymi, spełnił się fakt doniosłością moralną przerastający wszystko to, co się stało w ostatnich pięciu latach. Czemyże bowiem była ta wojna światowa? Jednym z olbrzymich kataklizmów, jakie ludzkość tyle razy przechodziła; różniącym się od innych — dzięki nowoczesnej technice — ilościowo, ale nie jakościowo. Patrząc nań, to słońce, które oglądało ofensywy Aleksandra Wielkiego, żywe tanki Hannibala, walki triumwirów o panowanie nad światem, pochód Tamerlana
+i Atylli, to sławne wreszcie „słońce spod Austerlitz'', nie musiało być zbytnio wzruszone.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324224888845-3110548881] Polska</h3><p class="paragraph">I niech mi ktoś nie cytuje <em class="book-title">Cudzoziemszczyzny</em>, nie mówi, że Polak powinien być tylko Polakiem, bo to byłby frazes i oszukiwanie samych siebie. Nie chodzi o „doradzanie'' Polsce jakichś obcych wpływów, ale faktem jest, iż wpływy istniały u nas zawsze i zapewne istnieć będą długo; chodzi o to, jakie. Długo jeszcze Polska będzie się musiała myślą opierać o Zachód, czy to dla swej „młodszości cywilizacyjnej'', o której pisał Szujski, czy dla zaniedbania mnóstwa pól przez lata niewoli, czy dla innych braków, do których moja ambicja narodowa niechętnie pozwala mi się przyznać. Z konieczności czeka nas wybór. Znajdujemy się poniekąd na rozstajnych drogach; wszystkie działy naszego życia święcą swoje narodziny; od nas zależy, czy wróżką chrzestną przy kolebce tego życia będzie pełna rozumu i wdzięku Paryżanka, czy też straszący jeszcze tłusty upiór ciężkiej Germanii.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324236540083-138519313] Kobieta demoniczna, Kobieta "upadła", Podstęp, Zbrodniarz</h3><p class="paragraph">Ale w cieniu tego silnego mężczyzny żyje kobieta, istota o gładkich licach i o drobnych dłoniach, tak wiotka i delikatna, jak on jest mocny i tęgi. I widzimy to wrażliwe, jasnowłose stworzenie w chwili, gdy otrzymuje list męża, gdy blask korony oślepia nagle jej oczy. A korona ta nie jest dla niej — jak dla niego — arką tajemnych przeznaczeń narodów, olbrzymim rozszerzeniem platformy czynu, ale jest <em class="foreign-word">par excellence</em> biżuterią, bezkonkurencyjnym nowym kostiumem. W jednym błysku duszę jej przeszywa pragnienie, myśl; tylko ta sama myśl, która w duszy mężczyzny łamie się o tyle zapór, tutaj nie napotyka w drodze — nic.</p>
+<p class="paragraph">Zbrodnia? Czyż to pojęcie istnieje dla kobiety? Zbrodnia jest naruszeniem milczącej umowy społecznej; czyż ona kiedy podpisywała tę umowę? Wychowanie społeczne, które głęboko przekształciło duszę mężczyzny, zaledwie obłaskawiło nieco kobietę: na widok bliskiego łupu dusza jej pręży się całą siłą swego instynktu jak pantera do skoku.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324238444304-75620268] Twórczość</h3><p class="paragraph">Daleki zresztą jestem od tego, aby tzw. „lekki repertuar'' uważać za synonim płytkości lub trywialności. „Rodzaje'' w sztuce przechodzą swoje ewolucje; był czas, kiedy wszechwładnie panowała tragedia w pięciu aktach wierszem; obecnie sztuka dramatyczna raczej żegluje pod flagą komedii, bardziej odpowiadającej inteligentnemu sceptycyzmowi dzisiejszego człowieka. Jest to, trzeba przyznać, forma ze wszystkich najbardziej giętka i szeroka; tragedia nie może nas rozśmieszyć (chyba mimo woli), podczas gdy komedia może na przemian bawić, rozmarzać, uczyć, wzruszać. Jakże nikłą zresztą bywa niekiedy ścianka, która ją dzieli od dramatu: czyż nie wystarczy po prostu zmienić zakończenie w <em class="book-title">Skąpcu</em> Moliera, aby tę komedię przekształcić w dramat, i to jeden z najbardziej ponurych? A we wczorajszej <em class="book-title">Kobiecie bez skazy</em>, czy nie dość byłoby w tym celu pocisnąć po prostu cyngiel rewolweru w rękach młodego głuptaska, Kaswina? Ale po co to czynić? To, że skoro brauning jest nabity, może wystrzelić, to każdemu wiadomo; czyż nie lepiej się uśmiechnąć? Dwa strzały z rewolweru to błąd młodości Rittnera w jego <em class="book-title">Małym Domku</em>.</p>
+<p class="paragraph">Komedia umie dziś pomieścić niemal wszystko. Dlatego sądzę, iż w skromnych ramach swego programu nowy teatrzyk ma przed sobą szerokie pole możliwości. Otwarcie jego witamy z sympatią i przyjmujemy z zaufaniem zapowiedź dyr. Dąbrowskiego, iż w swoim zakresie scenka ta szczerze służyć będzie literaturze i sztuce. Obecność jej może tylko wyjść na dobre ogólnej naszej atmosferze teatralnej, wytwarzając zdrowe współzawodnictwo: stojąca woda monopolu i zadowolenia z siebie rzadko bywa dodatnim i twórczym elementem.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324290939194-3320008351] Miłość niespełniona</h3><p class="paragraph">Co do artysty, ten spadł z deszczu pod rynnę: z tęsknot ducha w tęsknoty ciała. Roman tęskni wszystkimi fibrami młodości za Reną, liczy godziny od jednego zjawienia listonosza do drugiego. A twórczość, talent? Nie odnosimy wrażenia, aby się miały o wiele lepiej; wprawdzie „Rubikon'' zamieszcza pochwalne hymny o ostatnich pracach artysty, ale artykuły te wyszły spod pióra — Podelskiej. I harmonia dusz tej pary — ciągle bowiem przebywają jedynie w sferze harmonii dusz — zmąciła się; mącą ją akcenty poziomych tęsknot za Reną spotęgowanych paromiesięczną rozłąką. Naraz, wśród dość sobie kwaśnej wymiany myśli Romana z Podelską, drzwi otwierają się, zjawia się Rena strojna jak kwiat, pachnąca młodością, wabniejsza niż kiedykolwiek. Wraca niby po swoje kufry; w rzeczywistości jednak pragnie, nim namyśli się na otwierające się przed nią praktyczne małżeństwo z filistrem, widzieć jeszcze Woryckiego, wyczytać, co to spotkanie ujawni w nim i w niej samej. Gotowa byłaby zostać, ale — jako żona. Artysta stoi na rozdrożu między „ciałem'' a „duszą''; pierwsze wydziera się do ślicznej Reny, drugiej trudno się obejść bez narkotyku, subtelnego kadzidła, do jakiego przyzwyczaiła go literatka. W naiwnym egoizmie próbuje znaleźć wyjście w takim podziale terytorialnym: Renie ofiaruje panowanie w pokoju sypialnym, Podelskiej w pracowni. Rena ironicznie odtrąca ten podział i odchodzi, tym razem bez powrotu; Podelską zrozpaczony artysta sam „wylewa'' z pracowni; i zostaje na tym pogrzebie pragnień i ciała, i duszy sam — z Karolką, którą na złość losom zaprasza do przygotowanego dla innej obiadu. Jak się ta stypa skończy, łatwo zgadnąć.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324229164906-1921824111] Nadzieja</h3><p class="paragraph">A Rena? Rena wychodzi za mąż za swego przedsiębiorcę; może, może spotkają się i jeszcze z Woryckim — o ile będzie sławny. Podelska napisze powieść o tym wszystkim, czego między nimi — nie było.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324230216886-3163117407] Zbrodnia, Zbrodniarz</h3><p class="paragraph">Sielankę tę mąci brutalnie zgraja wygłodzonych żołdaków-tułaczy spragnionych wina, mięsiwa, rozpusty i łupu. Pierwsze zetknięcie dwóch światów znaczy się krwią i zbrodnią. Odys morduje bezmyślnie królewskiego syna, po czym w nikczemny sposób uczyniwszy ofiarą swej zbrodni towarzysza broni, umie obłudnymi słowami pozyskać ufność szlachetnego króla. Stopniowo brutalna stopa najeźdźcy coraz śmielej depce wolną ziemię; stada baranów, rzekomo przeznaczone przez nich na błagalne ofiary, padają pod nożem, a wełna ładuje wysoko statki Odysa. Aby utuczyć swoje stada świń, a zarazem podać mieszkańców w tym cięższą zawisłość, ten herszt zgrai okupantów nie waha się spaść świniami świętych lotosów. Wreszcie gotując się opuścić wyspę, Odys rabuje jeszcze, co się tylko da, podpala pałac i zabija króla</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324234877349-1560246030] Pozycja społeczna</h3><p class="paragraph">A zresztą! Czy przyjdzie komu do głowy zaprzeczyć, iż <em class="book-title">Paryżanka</em> Becque'a jest w swoim rodzaju arcydziełem? Czemuż by jej daleka kuzynka znad Pełtwi, bohaterka wczorajszej sztuki, miała mieć inne prawa? Dlatego że z „gorszej sfery'', że biedniejsza, mniej wykwintna? A gdzie równość, gdzie demokracja? Co dzisiaj sfera, wykwint, nawet majątek! Ani się spodziewamy, kto na tej huśtawce, na której dziś jesteśmy, będzie jutro na dole, kto na górze. Taki Fedycki na przykład z wczorajszej sztuki. To tylko źle zrobił, że za wcześnie wyjechał do Monaco. Gdybyż był został na miejscu, we Lwowie! Dzisiaj dopiero otwarłoby się dla niego pole, dziś pływałby jak ryba w wodzie. Już go widzę, jak byłby bohaterem „afery'' automobilowej, skórzanej, tłuszczowej, czy ja wiem zresztą, jakiej jeszcze. Bo jednak mimo swego „ukraińskiego'' nazwiska Fedycki byłby pozostał przy nas: przytuliłaby go gościnnie jakaś centrala lub intendentura.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324289907662-1894543383] Uczeń, Lekarz, Nauka, Natura, Obraz świata, Mężczyzna</h3><p class="paragraph">Kiedy w czasie wojny pełniłem obowiązki na wojskowej stacji opatrunkowej, miałem pod swoimi rozkazami celującą studentkę drugiego roku medycyny, bardzo skromną i dobrze wychowaną panienkę. Jednego razu, wszedłszy do jej służbowego pokoiku, zastałem ją pochyloną nad podręcznikiem lekarskim; rycina przedstawiała jakiś szczegół anatomii męskiej. Zapytałem półżartem, czy ta nauka nie depoetyzuje w jej oczach mężczyzny i miłości. Panienka zamyśliła się chwilę i rzekła poważnie:</p>
+<p class="paragraph">„Wie pan, że nie. To tak jak kwiat: można się uczyć botaniki, znać budowę wszystkich słupków i pręcików, a mimo to barwa i zapach zostaje. To są zupełnie różne rzeczy''.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324237789913-2240535941] Sen</h3><p class="paragraph">Bardzo samodzielnym i śmiałym było wprowadzenie w scenę somnambulizmu akcentów jakby dziecięcej skargi: był to niby intuicyjny refleks słów Lady Makbet z drugiego aktu, iż zdołałaby może sama zabić króla, gdyby nie to, że był we śnie „tak do jej ojca podobny''</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324228624107-244226818] Teatr</h3><p class="paragraph">Jestem człowiekiem starej daty, dlatego też wzrosłem w przekonaniu, że powstanie nowego teatru lub zgoła przeniesienie go z jednego gmachu do drugiego jest to sprawa wymagająca lat co najmniej — piętnastu. Zaczyna się od lekkich dreszczyków, związanych z fizjologiczną tajemnicą poczęcia projektu; następnie, <em class="foreign-word">piano, piano</em>, jak mówi nieoszacowany Bazylio w <em class="book-title">Cyruliku</em>, projekt nabiera coraz bardziej określonych kształtów: wchodzi w ważną fazę dyskusji nad wyborem miejsca. Ta faza trwa około lat pięciu, ile że kwestia topograficzna przybiera zabarwienie wybitnie polityczne i wciąż zmienia oblicze zależnie od „ugrupowania stronnictw''. Wreszcie miejsce szczęśliwie wybrano — o ile można tak, aby przy tym skazać na zburzenie największą ilość bezcennych zabytków architektury — rzecz dojrzewa do fazy konkursu, w której przebywa przez dalszych lat kilka. Na koniec, kiedy już fakt powstania nowego przybytku sztuki przeszedł niemal w dziedzinę mitu — ile że znaczna część osób, które pamiętały początki sprawy, wymarła — pojawia się pewnego dnia na pustym placu kupka cegieł, wyrasta z wolna oparkanienie z desek i — znowuż po szeregu lat — rodzi się monumentalna budowla, aby dać początek namiętnej, ćwierć wieku trwającej dyskusji, czy jest ozdobą, czy oszpeceniem miasta.</p>
+<p class="paragraph">To dopiero część materialna, a teraz strona duchowa. Ta urasta w kształt mistycznej piramidy, na której wierzchołku sterczy dekoracyjnie głowa miasta; poniżej jako dalsze człony prezydium, rada, przeróżni referenci, komisje, subkomisje, aż wreszcie u samej nasady wieniec dyrektorów: dyrektor administracyjny (od sprawowania rządów), dyrektor odpowiedzialny (od brania w skórę), dyrektor techniczny, literacki czy ja wiem, jaki wreszcie!… I cała ta olbrzymia góra powagi, władcy i dostojeństwa rodzi co dwa tygodnie małą, maleńką myszkę z zakręconym ogonkiem.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324234259412-3474314324] Cierpienie</h3><p class="paragraph">I to uczucie udziela się nam tym bardziej przez to, iż najczęściej Rittner obiera sobie ciasne, szare środowisko, w którym ludzie gnębią się wzajem i dręczą bez wielkości, i tłuką głową o szybę, kiedy próbują jak ptaki lecieć ku słońcu piękna.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324287793454-2781933722] Rozczarowanie</h3><p class="paragraph">Jakoż pierwszy akt upływa nam w pogodzie ducha i szczerej wesołości, czekamy drugiego pełni najlepszych nadziei. Ale oto staje się rzecz dziwna i trudna do pojęcia u tak wytrawnej znawczyni <em class="author-emphasis">ekonomii</em> scenicznej jak p. Zapolska. Mianowicie, w chwili gdy autorka wystrzelała wszystkie niemal race konceptów, gdy szmermele i młynki ogniste obracają się coraz wolniej — wówczas zaczyna się dopiero sama „akcja''!</p>
+<p class="paragraph">I ta akcja jest blada, konwencjonalna i niezajmująca.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324238548277-3950601727] Twórczość</h3><p class="paragraph">„Wujaszek'' Sarcey w przystępie paradoksalnej weny przeprowadził raz tezę — a to na podstawie setek razy, które, jak twierdzi, oglądał <em class="book-title">Tartuffe'a</em> na wszelakiego rodzaju scenach — iż ze wszystkich sztuk Moliera jest to najbardziej „biorąca'' i że „gra się po prostu sama''. Trafne może to być w tym zrozumieniu, iż akcja <em class="book-title">Świętoszka</em> jest tak żywotna, a środki, jakimi operuje autor, tak proste i silne, że same przez się, prawie bez współdziałania aktora, przykuwają widza. W istocie jednak dla prawdziwego odtworzenia jest to sztuka bardzo trudna, przedstawia niezmiernie szeroką skalę dla kunsztu gry aktorskiej, czego dowodem cała literatura, jaka spiętrzyła się we Francji koło każdego niemal słowa, każdej intonacji w tej komedii. Stokroć jeszcze, oczywiście, trudniejszym jest granie jej u nas, gdzie praca reżyserii i artystów nie jest przyczynkiem osobistej inwencji do dawnych, we krwi każdego francuskiego aktora będących tradycji, ale gdzie wszystko, od początku do końca, trzeba stworzyć.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324230639861-3639413815] Obraz świata</h3><p class="paragraph">Idealizmowi p. Szukiewicza nie można by nic zarzucić, chyba to, że jest konwencjonalny i brzmi cokolwiek fałszywie. A także rozdział ten, wykreślony pomiędzy idealistyczną a materialistyczną koncepcją świata, wydaje mi się prostolinijny. Nie żyjemy, niestety, na wyspie szczęśliwości, ale na opornie rodzącej ziemi, która wydaje lotosy ideału tylko o tyle, o ile ją obficie nawieźć krwią i gnojem.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324289345059-1035868939] Polityka</h3><p class="paragraph">Ani w głowie Perzyńskiemu brać serio osoby dwojga posłów do sejmu, „prawicowca'' Burskiego i „pepeeski'' Jadwigi Łazańskiej, których losy zagnały do dwóch przeciwnych obozów, a którzy pojednani miłością postanawiają z końcem sztuki wystąpić ze swych stronnictw, aby utworzyć własną partię polityczną złożoną tylko — z ich dwojga. „Ależ taka partia nie będzie miała żadnego znaczenia!'', kwestionuje Jadwiga. „W sejmie, w którym najważniejsze uchwały przechodzą <em class="author-emphasis">jednym</em> głosem…'' — odpowiada z przekonaniem Burski — „…dwa głosy to potęga. Będziemy języczkiem u wagi''. Zabiegi trzech kobiet poruszanych miłością, próżnością i nienawiścią około nominacji p. Kiełbik de Kiełbikowskiego stanowią „węzeł dramatyczny'' sztuki będącej w tej części wiernym, a podobno zgoła niewyczerpującym odbiciem obecnej warszawskiej <em class="author-emphasis">babokracji</em>; dopełnia zaś tła szereg karykaturalnych, ale zręcznie i z podkładem rzeczywistości pochwyconych typów. A więc minister zapracowany organizowaniem strajków; sekretarka jego, ekskucharka, czuwająca nad towarzyskimi formami dygnitarza; szlachcic-paskarz sypiący w ministerstwach dziesiątkami tysięcy w zamian za certyfikaty <em class="author-emphasis">wywozu</em>; światowa dama znajdująca w sobie równe skarby lirycznego entuzjazmu dla Bergsona, <em class="author-emphasis">tanga</em> i dla „odradzającej się ojczyzny'' jako ostatniej nowalii sezonu etc.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324232938046-221827984] Uroda</h3><p class="paragraph">Pamiętam zwłaszcza jak przez mgłę jedno takie przedstawienie grane przez wybornych artystów, a zarazem jedno z najgorszych przedstawień <em class="book-title">Ślubów</em>, jakie w życiu widziałem: z całego wieczoru został mi we wrażemu tylko jakiś monstrualny kok na głowie Anieli (zapewne bardzo wierny) oraz tupety i kurtki Gustawa, w których „stylowe'' wiercenie kuperkiem pochłonęło całą uwagę utalentowanego artysty.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324232629945-2216905654] Polska, Patriota, Dziedzictwo, Twórczość</h3><p class="paragraph">Dobrze uczyniły obie sceny krakowskie, iż pierwszy rok teatralny w niepodległej Polsce rozpoczęły arcydziełem Fredry. Bo Fredro to wielka poezja polska, nie ta zrodzona z niewoli i męki, patologiczna i wzniosła, natchniona i obłąkana w swojej monomanii, nie ta, której duch narodu zawdzięcza swoje ocalenie, ale i swoje straszliwe skrzywienie zarazem; ale ta Polska odwieczna, po której ów epizod krwi i hańby spłynął, nie znacząc na niej śladów, tak jak spłynął bez śladu po glebie oranej przez polskiego chłopa; ta Polska, która otwiera nam ramiona dzisiaj. Tej niespożytej polskości, jaka kryje się w uśmiechu Fredry, nie dość rozumiano za jego życia, nie prędko zrozumiano i po jego śmierci. Pojęcie wielkości, poezji utożsamiło się z wyrazem bólu narodowego lub nawet z jego gestem, niejeden „wieszcz'', nie zawsze nawet najczystszej wody, który górnie rozdzierał szaty nad losem ojczyzny, przesłonił tedy Fredrę naszemu sercu i pamięci. Fredro szat nad ojczyzną nie rozdzierał, bo on nią był; najgłębiej może, bo bezwiednie. I był jednym z największych polskich artystów, tym, którego nazwisko możemy bez cienia szowinizmu postawić obok pierwszych nazwisk świata. Przełom, jaki dziś zaszedł w naszym życiu narodowym, stanie się nieodzownie zaczątkiem ogromnych przemian polskiej myśli i odczuwania, także i w zakresie retrospektywnym; jestem przekonany, że wiele relikwii polskiej literatury spokojnie w proch zetleje w swoich relikwiarzach, podczas gdy imię Fredry, nieprzesłaniane już przez mgły i dymy narodowych smutków, jaśnieć nam będzie coraz żywszym blaskiem wielkiej sztuki, jak we Francji imię Moliera.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1323812842292-1303591509] Pojedynek, Honor</h3><p class="paragraph">drugi raz na salonach warszawskich, gdzie Andrzej ma sposobność bronić jej czci przed natarczywością podpitych magnatów. Ale w szlachetnym ferworze on, prosty oficer, dobył szabli na jenerała artylerii Sapiehę i na wszechpotężnego hetmana Branickiego; grozi mu zguba.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324238420254-1442156597] Teatr, Głód</h3><p class="paragraph">Odkładając do jutra przyjemność zdania sprawy z pierwszych przedstawień, kończę jeszcze małą uwagą. Mówiono w ostatnich czasach wiele o różnych „reformach teatralnych''; otóż ja chciałbym jedną tylko zaproponować reformę, ale zasadniczą i bardzo doniosłą. Mianowicie: zerwijmy ze zwyczajem chodzenia do teatru, a <em class="author-emphasis">zwłaszcza na farsę</em>, na głodno. Nikt nie zastanawiał się może, do jakiego to stopnia oddziałuje na psychikę widza. Mnóstwo nieporozumień pomiędzy sceną a widownią polega na tym, iż dana sztuka pisana była dla osób, które jadły dobry obiad o godz. siódmej wieczór, podczas gdy słuchają jej ludzie, którzy jedli o pierwszej w południe, i to lichy. Stanowczo tedy należy wieczerzać przed teatrem; po teatrze, kto ma ochotę i środki po temu, może jeszcze przetrącić coś lekkiego, ale <em class="author-emphasis">przed teatrem zjeść koniecznie</em>! Jeżeli pora za wczesna, zwróćmy się do dyr. Dąbrowskiego z prośbą, aby jeszcze nieco opóźnił godzinę rozpoczęcia przedstawień: jestem przekonany, że ten dobry, pulchny człowiek wyrozumie nas i nie odmówi tego. A ja nawet nie będę dla siebie żądał tego tytułu, tak poszukiwanego przez osoby bez określonych kwalifikacji: REFORMATORA TEATRU.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324233558412-1580307145] Fałsz</h3><p class="paragraph">Całość przedstawienia szła składnie, z wyjątkiem <em class="author-emphasis">klaki</em>, która działała nie dość dyskretnie i inteligentnie: nie wiem, czyj to wydział, ale trzeba by to wycieniować.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324234160349-433963764] Twórczość</h3><p class="paragraph">Dlatego zatarła się granica między tragedią a komedią; życie w ujęciu scenicznym stało się kalejdoskopem, w którym, już nie jak u Szekspira, przesuwają się pomieszane tragiczne i komiczne epizody życia, ale w którym te <em class="author-emphasis">same postacie</em> budzą kolejno śmiech, grozę i litość; w którym ci sami ludzie są na przemian dla nas niby marionetki tekturowe podrygujące śmiesznie na swej nitce, to znów niby bolesne ofiary rozpięte na krzyżu życia.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1323815539040-2771923437] Bóg, Miłosierdzie</h3><p class="paragraph">Nieraz dumałem nad mitem Noego i zawsze dochodziłem do wniosku, że nie może być przypadkowym zbiegiem okoliczności fakt, iż ten właśnie patriarcha, w którego osobie ludzkość święci pojednanie z Bogiem, jest zarazem odkrywcą winnej latorośli. To Bóg, skarawszy okrutnie rodzaj ludzki, ulitował się nad nim i szczęście, które z winy swego upadku człowiek na zawsze postradał, raczył mu wrócić bodaj w postaci złudy. Wejrzał Bóg, iż człowiek raz skażony grzechem niezdolny jest jasno patrzeć w twarz ni Jemu, ni sobie, ni reszcie stworzenia, że życie jego musi pozostać smutne i zbrodnicze, o ile od czasu do czasu nie zamgli sobie oczu marzeniem o tym, czym był kiedyś; o ile w soku winnej jagody nie zdoła wyczarować odbicia tej tęczy, która zabłysła mu na niebie jako znak pojednania. Tak, to dar boski, a że człowiek tego boskiego daru nadużył, czyż to dziw?… Czegóż bo człowiek nie potrafił nadużyć!</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324227958283-41124129] Miłość niespełniona</h3><p class="paragraph">W czasie tej szermierki „zaistniał'' — mówiąc galicyjskim stylem urzędowym — w każdym z dwojga stan fizjologiczny podatny do przyjęcia haseł przeciwnej strony: „kobietę bez skazy'' bowiem trawi nieustanna tęsknota miłosna, podczas gdy uwodziciel odczuwa w swoim uciążliwym zawodzie pierwsze objawy przesytu i znużenia. Ale dążąc tak wzajem ku sobie — mijają się… Przez ironię losu tej samej nocy, w której w Halskim dojrzał zamiar poproszenia o rękę Reny jako tej „czystej, nieskalanej'' — ona przejęta jego teoriami i pchnięta poniekąd przezeń na tę drogę, zostaje przelotną kochanką młodego żółtodzióba, Kaswina. Halski cofa się, uprowadzając w dodatku chłopczyka; a Renie opuszczonej przez obu adoratorów nie pozostaje — wedle ironicznego określenia kuzynki — nic, jak tylko „przenieść się do innego miasta, aby tam dalej udawać — kobietę bez skazy''.</p>
+<p class="paragraph">Ten epizod z Kaswinem jest najlepszy w całej sztuce. W którymż salonie światowej „lali'' — jak Kaswin nazywa pieszczotliwie Renę — nie ma tego dwudziestoletniego chłopca kochającego z ową czujnością fizyczną, z jaką się kocha w tym wieku, i zbierającego owoc reakcji nerwowych kobiety, która kocha innego i która przez ambicję walczy zwycięsko ze swą miłością? W czym siła takiego cherubinka? W tym właśnie, że jest „bez konsekwencji'', a głównie w tym, że jest zawsze pod ręką; <em class="author-emphasis">być zawsze pod ręką</em>, to podobno w tych rzeczach olbrzymi atut.</p>
+<p class="paragraph">I jest tutaj, między Reną a Kaswinem, znakomita scena, wybiegająca poza ramy tej dość błahej komedii i ocierająca się o dramat. Po „upadku'' Rena patrzy na Kaswina z nienawiścią i wstrętem — zwłaszcza odkąd wie, iż ten epizod grozi jej utratą Halskiego — tymczasem chłopiec upojony posiadaniem szaleje z miłości. Odtrącony brutalnie przez nią, podnosi rewolwer do ust, i czujemy że, to na serio: wówczas Rena gestem pokazując mu drzwi krzyczy owym twardym, <em class="author-emphasis">prawdziwym</em> głosem kobiety, którego, kto go raz słyszał w życiu, nie zapomni nigdy: „Na schody z tym!''. To jeden z tych świetnych skrótów, które, w jednym słowie otwierają dalekie perspektywy i które stawiają Zapolską w rzędzie skończonych majstrów sceny.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324235131944-623567128] Twórczość</h3><p class="paragraph">Z przymiotów Zapolskiej jako komediopisarki wypływa naturalnym sposobem to, iż daje ona świetne role. Każde słowo gra, ani jedno zdanie nie jest czczą gadaniną, w którą aktor musi wstrzykiwać litrami własną krew, aby jej nadać pozory życia. </p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324288215314-462311507] Głód</h3><p class="paragraph">Wystrzelała na początku całą amunicję (lub może raczej nie starczyło jej na trzyaktową sztukę), wskutek czego w miarę rozwoju tematu zainteresowanie zamiast rosnąć, słabnie. Nie jest go w stanie podtrzymać hałaśliwa scena „szampitrowania'' w akcie drugim (czy uważali państwo, jak przy naszym systemie chodzenia do teatru na głodno dziwnie drażni, kiedy na scenie coś jedzą albo piją?);</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324233963817-2226956562] Teatr</h3><p class="paragraph">Nawet i linię repertuaru warto nieraz dostroić do osobistych warunków poszczególnych artystów. Zeszłoroczny sezon był — powiedzmy szczerze, skoro to już należy do historii — prowadzony pod względem repertuarowym dosyć po omacku; miejmy nadzieję, że obecnie powołanie w tym celu osobnego „organu'', który, na szczęście, jest nie tylko organem, ale i poetą, oddziała korzystnie w tej mierze na sezon obecny.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324233793376-3953654921] Kobieta demoniczna</h3><p class="paragraph">Rola Reny przypadła p. Pancewiczowej; zagrała ją bardzo przekonywająco: czuło się w tej modelce kobietę z rasy Daudetowskiej Safony, która, gdyby zechciała, potrafiłaby tak opleść biednego malarzynę swoim miękkim uściskiem, że by nieborak „ani zipnął''.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324288252361-1719575634] Uroda</h3><p class="paragraph">Gra artystów, artystek zwłaszcza? Tu powinien bym odstąpić na chwilę głosu zawodowemu profesorowi estetyki lub anatomii, aby fachowym piórem ocenił „walory artystyczne'', jakie w kąpielowych strojach przesunęły się na scenie przed naszymi oczyma. Widzieliśmy rzeczy dziwne; widzieliśmy wpół nago osoby, które przywykliśmy szanować od dziecka; widzieliśmy… ale nie, to już doprawdy przekracza granice <em class="author-emphasis">krytyki literackiej</em>.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324288200814-62774373] Nuda</h3><p class="paragraph">Jak już wspomniałem, p. Zapolska obeszła się ze swym tematem dość niegospodarnie. Wystrzelała na początku całą amunicję (lub może raczej nie starczyło jej na trzyaktową sztukę), wskutek czego w miarę rozwoju tematu zainteresowanie zamiast rosnąć, słabnie. Nie jest go w stanie podtrzymać hałaśliwa scena „szampitrowania'' w akcie drugim (czy uważali państwo, jak przy naszym systemie chodzenia do teatru na głodno dziwnie drażni, kiedy na scenie coś jedzą albo piją?); trzeci zaś akt jest, powiedzmy po prostu, pusty i nudny. Przyczynia się do tego i długość sztuki nieproporcjonalna do jej wagi i treści. Trzy akty tej błahostki trwają <em class="author-emphasis">cztery godziny</em> (mimo niezmienionej dekoracji), to znaczy tyle, co przedstawienie <em class="book-title">Hamleta</em>! Nie mogę pojąć, w jaki sposób ołówek dyrektorski, który przecież umie korzystać ze swych uświęconych praw nawet wobec największych arcydzieł literatury, tym razem jakby zapomniał o swym przywileju. Czyżby na próbach nikt nie spoglądał na zegarek? Roi się w <em class="book-title">Asystencie</em> od całych „kwestii'', od całych scen niemal, które się proszą o skreślenie lub o wydatne skróty. Jeżeli doświadczona pracowniczka sceny odbiegła tym razem od zwykłej swej zwartości, należało ją w tym wyręczyć, na czym sztuka zyskałaby ogromnie. (Ściśle biorąc, jest w niej materiał na bardzo zabawną jednoaktówkę).</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324232511128-3223389573] Alkohol</h3><p class="paragraph">Ale to samo stare, sceptyczne słońce musiało się wzdrygnąć ze zdumienia, otrzymawszy na własnym szczerozłotym drucie wiadomość z Ziemi o niesłychanej uchwale zapadłej świeżo w Ameryce Północnej. Mam na myśli <em class="foreign-word">bill</em> znoszący od dnia 3 lipca br. w zupełności produkcję i użytek napojów wyskokowych. Tego, odkąd to słońce przyświeca naszemu globowi, jeszcze nie było.</p>
+<p class="paragraph">Pijam na co dzień tylko wodę z pobliskiego źródła; mogę miesiące, lata całe żyć dosłownie bez kropli alkoholu; przemawiam tedy zupełnie bezinteresownie. Wyznaję jednak, iż kiedy przeczytałem tę wiadomość i zważyłem jej możliwe konsekwencje, dreszcz mnie przeszedł. Miałem uczucie, że się stało coś przerażającego, coś np. jak gdyby pod karą więzienia wydano zakaz pisania wierszem lub też grania na jakimkolwiek instrumencie. Wstrząsnęło mnie zimno za cały świat i nie była mnie w stanie rozgrzać nawet ta pocieszająca wiadomość dołączona życzliwie z Paryża przez p. Antoniego Beaupré, iż „pewne miasto amerykańskie, od czasu wprowadzenia w nim zakazu alkoholu, spożywa rocznie trzy miliony galonów lodów i że wartość produkcji <em class="foreign-word">ice-creamów</em> dochodzi w Ameryce dzięsieciu miliardów koron''…</p>
+<p class="paragraph">W którymś z rozdziałów <em class="book-title">Pantagruela</em> snuje Rabelais jedną ze swoich najgenialniejszych i najgłębszych fantazji na temat, czym byłby świat bez długów. Otóż trzeba by chyba zapożyczyć pióra od tego starego mistrza, aby odmalować, czym byłby świat bez alkoholu. To straszne!</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1323814910015-1638776843] Emigrant</h3><p class="paragraph">I tu również wchodzą w grę następstwa <em class="author-emphasis">emigracji</em>, dla której stolik kawiarni literackiej staje się światem, a problemy z odpowiednią przesadą przy nim roztrząsane — życiem.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324234789394-3781188850] Przebranie</h3><p class="paragraph">Książę pożycza Chorążynie swego płaszcza, pieroga i karety; niechaj w tym przebraniu, korzystając z nocnego mroku, dostanie się do gabinetu króla, gdzie toczą się właśnie ważne obrady i niech wybłaga u niego łaskę.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324287864189-1944632503] Bieda, Bezsilność</h3><p class="paragraph">Okazuje się, że ten przystojny asystent nie jest sobie zwykłym lekkoduchem; że, przeciwnie, patrzy bardzo serio na życie; że stracił ojca, ma starą matkę („<em class="foreign-word">et ta soeur</em>!''… powiedziałby urwis paryski); że utrzymuje rodzinę, ma długi i grozi mu, iż, nie mając środków na złożenie ostatnich rygorozów, gotów zostać wiecznym „asystentem''… </p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1323813293578-2440430059] Polityka, Teatr</h3><p class="paragraph">Od czasu umiastowienia, czyli <em class="author-emphasis">parlamentaryzacji</em> teatru, zmieniła się fizjonomia tego stosunku. Rzecz przedstawia się tak: Dyrektor teatru to <em class="author-emphasis">premier</em>, któremu poruczono utworzenie gabinetu; prasa i wszystko, co się koło niej skupia, to rozmaite stronnictwa polityczne, coś niby Izba posłów. Otóż z chwilą ukonstytuowania gabinetu dyrekcji kształtują się stosunki stronnictw, tworzy się prawica i lewica, powstaje opozycja dążąca do konsolidacji partii, utworzenia bloku i obalenia gabinetu, aby samemu stać się rządem; rządem, przeciw któremu znowuż utworzy się blok etc., etc. Poszczególne sztuki to niby dyskusje parlamentarne; dyrekcja <em class="author-emphasis">chwieje się</em> po sztuce p. X, tak jak rząd po jakimś „<em class="author-emphasis">Przyczynku do ustawy o stemplowaniu banknotów</em>''; to znów wzmacnia swoje stanowisko sztuką nieboszczyka Y lub Z, jak gabinet jakimś „<em class="author-emphasis">uniwersalnym dodatkiem drożyźnianym</em>''. Powstają nawet formy obstrukcji dążącej do uniemożliwienia dyskusji, tj. przedstawienia. W każdym razie „przesilenie'' gabinetowe wisi nieustannie na włosku i, skoro <em class="author-emphasis">opozycja</em> uzyska w danej chwili większość, odczuwa się w niej jakby zdziwienie i zniecierpliwienie, iż premier, przepraszam, dyrektor, nie „wyciąga konsekwencji'' z tego faktu.</p>
+<p class="paragraph">A sztuka, autorzy, aktorzy? Mam wrażenie, że zeszli po prostu do roli pionków czy figur na szachownicy, na której prowadzi się tę kampanię dążącą do triumfalnego <em class="author-emphasis">szach-mat</em>! Nikt wszak nie wymaga od polityka, aby wyrażał uznanie dla talentów oratorskich lub mądrości politycznej mówcy wrogiego mu w danej chwili stronnictwa; „koniunktura'' polityczna stanowi o wszystkim. Stąd te nieprawdopodobne, głęboką humorystyką tracące różnice w ocenie danego utworu lub jego wykonania w poszczególnych organach „opinii''. Rzecz z natury swojej tak swobodna i kapryśna, jak indywidualny stosunek krytyka do przejawów sztuki, staje się matematycznie wykreśloną i dającą się z góry przewidzieć linią programu „politycznego''.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324227479424-2015163688] Wyrzuty sumienia</h3><p class="paragraph">I jest tutaj, między Reną a Kaswinem, znakomita scena, wybiegająca poza ramy tej dość błahej komedii i ocierająca się o dramat. Po „upadku'' Rena patrzy na Kaswina z nienawiścią i wstrętem — zwłaszcza odkąd wie, iż ten epizod grozi jej utratą Halskiego</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324233741680-1134111571] Twórczość, Fałsz</h3><p class="paragraph">Biedna jest w ogóle literatura; ani rusz nie może się obejść bez szczudeł jakiejś umówionej gwary, a za każdym razem, kiedy znajdzie nowy żargon, wydaje się jej, że wniknęła po raz pierwszy w tajemnicę życia i sztuki. Były „płomienie'' i „kajdany'' klasyków; potem przyszły <em class="author-emphasis">anielstwa</em> i <em class="author-emphasis">błyskawice</em> romantyczne; potem zluzowały to „chucie'' i „praiły''… Zamieniał stryjek siekierkę na kijek, niechże mu będzie. Ale pomyśleć, że po to wygnaliśmy ze sceny wiersz, szlachetność gestu, wdzięk słowa, aby w imię realizmu scenicznego i codziennej prawdy koniugować we wszystkich osobach: ja cie pragnę, ty mnie pragniesz, on jej pragnie! Odwołuję się do wszystkich abonentów „Czasu'', poczynając od najstarszych: czy który z nich tak mówił kiedy? Czy to jest język rzeczywistego życia, nawet w jego bardziej patetycznych momentach? Mamy tak mówić na scenie, to już, doprawdy, lepiej wróćmy do „słodkich kajdanów'' i „stałych płomieni''.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324238156239-267556012] Twórczość</h3><p class="paragraph">Każda rzecz ma także swój styl. Mimo iż z powodu mozaikowej wielostronności repertuaru nasi aktorzy mają bajeczną wprost giętkość i wprawę w przerzucaniu się z dnia na dzień od Eschylesa do Tristana Bernarda, od Ibsena do Fredry, od Słowackiego do Shawa, jest jeden rodzaj, dla którego raczej wskazaną jest specjalizacja: mianowicie lekka komedia i farsa. Wielka sztuka stoi indywidualnościami aktorskimi; nieraz <em class="author-emphasis">jedna rola</em> wystarcza, aby okupić wszystkie braki całości i dostarczyć niezapomnianych wrażeń; w owym natomiast mniejszym rodzaju na pierwszy plan się wysuwa i o wszystkim rozstrzyga <em class="author-emphasis">zespół</em>, doskonałe zgranie, błyskawiczne tempo: a to da się osiągnąć jedynie przy specjalizacji i przy wyłącznie w tym kierunku obróconej współpracy. Łatwiej jest utrzymywać ciepło humoru, niż je za każdym razem na nowo rozpalać.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324227665357-3386878650] Pożądanie</h3><p class="paragraph">Trafnie podkreśliła owo tło nerwowego przedrażnienia dobrowolnej męczennicy, która otacza się duszną atmosferą męskich pragnień po to, aby sześćdziesiąt razy na godzinę mówić n i e, wówczas gdy cały jej ustrój kobiecy krzyczy tak!</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1323811902490-3887324248] Podstęp</h3><p class="paragraph"><em class="book-title">Tartuffe</em> zjawia się na scenie w akcie trzecim, będąc od pierwszej sceny pierwszego aktu niewidzialnym bohaterem sztuki; w kilku słowach powiedzianych za kulisami daje świetną ekspozycję swego charakteru, uzupełnia ją w króciutkiej rozmowie z Doryną, aby natychmiast rzucić się w karkołomną scenę oświadczyn, w której żar pulsującej krwi zmysłowca przepala maskę obłudnika.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1323814986521-1379235232] Literat</h3><p class="paragraph">Ale co mówić teatr! A reszta? Biedna ta nasza literatura! Jeden pisarz, wykwintny krytyk, odkłada z westchnieniem tom Willy'ego, aby zasiąść do pisania artykułu jubileuszowego o Elizie Orzeszkowej. Inny przerywa ze zgrzytaniem zębów trzydniową partię baka, aby kończyć ostatni rozdział powieści o <em class="author-emphasis">obywatelskiej tendencji</em>; rasowy pamflecista obmyśla nową sztukę o <em class="author-emphasis">Księdzu Skardze</em> albo o <em class="author-emphasis">Unii lubelskiej</em>; inny, wyga nad wygi, kropi „brylantową'' oktawą nową edycję <em class="book-title">Króla Ducha</em>; inny, miłe dziecię salonów, skupia się do nowej <em class="book-title">Mesjady</em>, etc. Trzeba znać literaturę polską nie tylko publicznie, ale i prywatnie, aby ocenić, do jakiego stopnia zalęgła się u nas zupełna rozbieżność pomiędzy myśleniem poufnym a oficjalnym. Czasem mogłoby się zdawać, że odwykliśmy po prostu od świadomości, że pierwszym, jedynym zadaniem pisarza jest wyrazić możliwie pełno i szczerze ludzką treść własną. Flaubert, szlifując przez sześć lat <em class="book-title">Panią Bovary</em>, za którą miał w dodatku proces o obrazę moralności, bardziej zasłużył się ojczyźnie, niż gdyby był napisał sztukę o Joannie d'Arc i epopeję o świętym Ludwiku.</p>
+</div><div class="fragment"><h3>[#1324288965597-3722757861] Konflikt</h3><p class="paragraph">Naraz ostatnia jego komedia rozległa się niby świst bata i wywołała w rodzinnym mieście autora gwałtowne poruszenie. Miałżeby w istocie Perzyński, zrywając ze swym pogodnym na ułomności tego świata spojrzeniem, podnieść głos aż do krwawej, ze świętego oburzenia zrodzonej satyry? Sądzę, że nie: Perzyński pozostał sobą, tylko pewne tematy, pewne kwestie poruszone ze sceny nabrały siłą rzeczy akcentów ostrej satyrycznej inwektywy. Stąd nieporozumienia, jakie po warszawskim przedstawieniu <em class="book-title">Polityki</em> wynikły między autorem a częścią prasy. Zarzucono mu, iż napisał paszkwil partyjny wymierzony w jedno stronnictwo; podczas gdy po prostu wrażliwy na śmieszność artysta brał ją tam, gdzie ją najobficiej i najłatwiej znajdował. Zarzucano mu z innej strony, że ten czarny, niczym nie rozjaśniony obraz bezmyślności i korupcji, mający reprezentować nasze sfery rządzące, jest — w zestawieniu z pobłażliwym do zbytku zakończeniem komedii — czymś głęboko okrutnym. Nie sądzę, aby i to również było słuszne. Jest coś, co rozgrzesza żartobliwe ujęcie przez Perzyńskiego tych bolesnych spraw z zarzutów cynizmu, pesymizmu lub okrucieństwa: a mianowicie decydujący fakt, iż państwowość nasza znajduje się w zaraniu kilkumiesięcznego ledwie niemowlęctwa.</p>
+</div></body></html>
\ No newline at end of file
diff --git a/flirt-z-melpomena.html b/flirt-z-melpomena.html
new file mode 100644 (file)
index 0000000..b23ebb8
--- /dev/null
@@ -0,0 +1,1664 @@
+<div xmlns:wl="http://wolnelektury.pl/functions" xmlns:dc="http://purl.org/dc/elements/1.1/" id="book-text">
+<div id="toc">
+<h2>Spis treści</h2>
+<ol>
+<li><a href="#s1" class="anchor">Od autora</a></li>
+<li><a href="#s2" class="anchor">Molier, Tartuffe (Świętoszek)</a></li>
+<li><a href="#s3" class="anchor">Krzywoszewski, Pani Chorążyna</a></li>
+<li><a href="#s4" class="anchor">„Parlamentyzacja'' teatru</a></li>
+<li><a href="#s5" class="anchor">Kłopoty polskiego teatru</a></li>
+<li><a href="#s6" class="anchor">Bezwiedne[149] „orientacje''</a></li>
+<li><a href="#s7" class="anchor">Gorczyński, Rzeczywistość</a></li>
+<li><a href="#s8" class="anchor">Szukiewicz, Odys w gościnie</a></li>
+<li><a href="#s9" class="anchor">Rittner, Głupi Jakub</a></li>
+<li><a href="#s10" class="anchor">Pijaństwo trzeźwości[257]</a></li>
+<li>
+<a href="#s11" class="anchor">Sezon 1919/1920</a><ol>
+<li><a href="#s12" class="anchor">Fredro, Śluby panieńskie</a></li>
+<li><a href="#s13" class="anchor">Gorczyński, Rzeczywistość</a></li>
+<li><a href="#s14" class="anchor">Rittner, W małym domku</a></li>
+<li><a href="#s15" class="anchor">Zapolska, Ich czworo</a></li>
+<li><a href="#s16" class="anchor">Wyspiański, Wyzwolenie</a></li>
+<li><a href="#s17" class="anchor">Zalewski, Lancet</a></li>
+<li><a href="#s18" class="anchor">Rittner, Ogród młodości</a></li>
+<li><a href="#s19" class="anchor">Perzyński, Polityka</a></li>
+<li><a href="#s20" class="anchor">Zapolska, Asystent</a></li>
+<li><a href="#s21" class="anchor">Szekspir, Makbet</a></li>
+<li><a href="#s22" class="anchor">Teatr i teatrzyk</a></li>
+<li><a href="#s23" class="anchor">Zapolska, Kobieta bez skazy</a></li>
+<li><a href="#s24" class="anchor">Arnold i Bach, Hiszpańska mucha</a></li>
+<li><a href="#s25" class="anchor">Mickiewicz, Dziady</a></li>
+<li><a href="#s26" class="anchor">Feydeau, Dudek</a></li>
+</ol>
+</li>
+</ol>
+</div>
+<h1>
+<span class="author">Tadeusz Boy-Żeleński </span><span class="title">Flirt z Melpomeną<a name="anchor-idp116752"></a><a href="#footnote-idp116752" class="annotation">[1]</a></span>
+</h1>
+<h3><a name="s1" class="target"> </a>Od autora</h3>
+<p class="paragraph"><a name="f1" class="target"> </a><a href="#f1" class="anchor">1</a><a name="m1324224147842-1348124168" class="theme-begin" fid="1324224147842-1348124168">Literat, Twórczość</a><a name="m1324288713024-1768715867" class="theme-begin" fid="1324288713024-1768715867">Flirt</a>Niejeden z czytelników, który wziął do ręki tę książkę znęcony jej wabnym tytułem, dozna rozczarowania, dowiadując się, iż zawiera ona po prostu zbiór felietonów teatralnych drukowanych w krakowskim „Czasie''<a name="anchor-idp118840"></a><a href="#footnote-idp118840" class="annotation">[2]</a> pomiędzy miesiącem marcem 1919 a marcem 1920. Tak, czytelniku: <em class="author-emphasis">flirt</em>, który cię skusił na okładce, jest czysto intelektualny; a jeżeli znajdzie się w tej książce jakaś półdziewica, to jestem nią chyba ja sam, biedna dusza moja, wciąż niezaspokojona, wciąż rozpaczliwie niewinna, wyciągająca raz po raz ręce po ekstazy upojeń i raz po raz cofająca się trwożliwie przed bólem i fatygą oddania.<span class="theme-end" fid="1324288713024-1768715867"></span> Ale z tytułu nie będę się tłumaczył; wolno jest autorowi stroić swą książkę we wszystkie, choćby najbardziej zewnętrzne pokusy, tak jak kobiecie na balu wolno, za pomocą drażniąco niedomówionych ekshibicji<a name="anchor-idp120488"></a><a href="#footnote-idp120488" class="annotation">[3]</a> cielesnych, maskować oschłość i smutek swego wnętrza. Czuję natomiast potrzebę usprawiedliwienia się z lekka, skąd mi się wzięło zabierać głos w przedmiocie tak odległym od zwykłych mych zatrudnień i uważanym dziś niemal za gałąź wiedzy. Stało się to, jak wszystko w moim życiu literackim, przypadkowo; mianowicie tak: pewnego dnia, okrągło rok temu, zatelefonował do mnie redaktor „Czasu''<a name="anchor-idp121312"></a><a href="#footnote-idp121312" class="annotation">[4]</a>, czybym w zastępstwie nieobecnego recenzenta nie zechciał się podjąć zdania sprawy z przedstawienia Molierowskiego<a name="anchor-idp122304"></a><a href="#footnote-idp122304" class="annotation">[5]</a> <em class="book-title">Świętoszka<a name="anchor-idp123632"></a><a href="#footnote-idp123632" class="annotation">[6]</a></em>. Zasiadłem tedy<a name="anchor-idp124152"></a><a href="#footnote-idp124152" class="annotation">[7]</a> przygodnie w aksamitnym fotelu krytyki; nie śmiem twierdzić, iżby tą drogą wniknęło zeń we mnie owo światło, którego, idąc do teatru, nie czułem w sobie jeszcze ani promyczka; ale spostrzegłem, iż teatr, oglądany pod tym kątem, z przymusem ujmowania i formułowania wrażeń, może stanowić miłą rozrywkę i zbawienną odtrutkę na miazmaty<a name="anchor-idp124896"></a><a href="#footnote-idp124896" class="annotation">[8]</a> bibliotecznych pyłów, którymi oddychałem wyłącznie od lat kilku. Zacząłem tedy, na wpół dla siebie, pisywać te gawędy teatralne, w których starałem się trzymać jak najdalej od ducha krytycyzmu, nie chcąc nim mącić zabawy sobie i drugim; że zaś zyskały one — może właśnie dla swej bezpretensjonalności — pewną poczytność i poza rogatkami<a name="anchor-idp125688"></a><a href="#footnote-idp125688" class="annotation">[9]</a> Krakowa, pozwalam sobie przedłożyć je publiczności w tym zbiorku. Podaję te felietony — pisane z dnia na dzień, od ręki — w ich pierwotnej formie, bez zmian, z wyjątkiem bardzo drobnych skreśleń; stanowią one wierną kroniczkę wydarzeń teatralnych naszego miasta w ubiegłym roku. A ponieważ omawiając przy sposobności te lub owe zagadnienia teatralne, raczej <em class="author-emphasis">ocieram się</em> o nie, niż wnikam <em class="author-emphasis">do wnętrza</em>, sądziłem, iż nie mogę dać książeczce niniejszej trafniejszego tytułu, niż mieniąc ją skromnie <em class="book-title">Flirtem z Melpomeną</em>.<span class="theme-end" fid="1324224147842-1348124168"></span></p>
+<div class="note">
+<p class="paragraph">Boy.</p>
+<p class="paragraph">Kraków, w marcu 1920.</p>
+</div>
+<h3><a name="s2" class="target"> </a>Molier, <em class="book-title">Tartuffe</em> (<em class="book-title">Świętoszek</em>)</h3>
+<p class="paragraph"><a name="f2" class="target"> </a><a href="#f2" class="anchor">2</a>Teatr miejski im. Słowackiego<a name="anchor-idp128920"></a><a href="#footnote-idp128920" class="annotation">[10]</a>: <em class="book-title">Tartuffe</em> (<em class="book-title">Świętoszek</em>), komedia w pięciu aktach wierszem Moliera, przekład Tadeusza Boya-Żeleńskiego.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f3" class="target"> </a><a href="#f3" class="anchor">3</a><a name="m1323811281812-2407643909" class="theme-begin" fid="1323811281812-2407643909">Twórczość</a>Komedie Moliera wierszem a prozą to dwa odrębne światy kunsztu aktorskiego. W sztukach prozą dialog krótki, żywy, daje swobodne pole dla realizmu szczegółów, śmiałej szarży i pantomimy. Natomiast w sztukach wierszem zewnętrznej akcji, ruchu jest bardzo mało; wszystko obraca się w szermierce słownej, i to przeważnie nie ucinkowej, ale toczącej się w szerokich tyradach. Sztuki prozą wyrosły z tradycyjnej średniowiecznej farsy, sztuki wierszem mają tok pokrewny z klasyczną tragedią XVII w.<a name="anchor-idp131592"></a><a href="#footnote-idp131592" class="annotation">[11]</a>. Wszystko prawie trzeba tu wydobyć rzeźbieniem słowa, inteligentnym odważeniem ich wartości, nieskazitelną dykcją i nasileniem wibracji wewnętrznej. Raczej przerysować, niż nie dociągnąć lub zamazać.<span class="theme-end" fid="1323811281812-2407643909"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f4" class="target"> </a><a href="#f4" class="anchor">4</a><a name="m1323811469430-3754347748" class="theme-begin" fid="1323811469430-3754347748">Teatr</a>Pierwszym, nieodzownym tego warunkiem jest doskonałe opanowanie tekstu. Otóż zważywszy:</p>
+<p class="paragraph"><a name="f5" class="target"> </a><a href="#f5" class="anchor">5</a>iż sztuki wierszem grywa się u nas nie częściej niż dwa lub trzy razy do roku;</p>
+<p class="paragraph"><a name="f6" class="target"> </a><a href="#f6" class="anchor">6</a>iż są to prawie zawsze arcydzieła literatury polskiej lub światowej;</p>
+<p class="paragraph"><a name="f7" class="target"> </a><a href="#f7" class="anchor">7</a>iż obsada ich znaną jest zazwyczaj artystom na kilka miesięcy przed terminem wystawienia;</p>
+<p class="paragraph"><a name="f8" class="target"> </a><a href="#f8" class="anchor">8</a>iż <a name="m1323812483093-3372911489" class="theme-begin" fid="1323812483093-3372911489">Artysta</a>aktor nie posiadający pamięciowo wiersza udaremnia najlepsze intencje i starania reżyserii; zmienia narzędzie rytmu i harmonii w element niepokoju i zniecierpliwienia, wywołując u słuchacza myślowy wykrzyknik: „A powiedzże, u diabła, prozą, co masz na wątrobie!''<span class="theme-end" fid="1323812483093-3372911489"></span>;</p>
+<p class="paragraph"><a name="f9" class="target"> </a><a href="#f9" class="anchor">9</a>zważywszy tedy to wszystko, należy stwierdzić:</p>
+<p class="paragraph"><a name="f10" class="target"> </a><a href="#f10" class="anchor">10</a>iż nieopanowanie pamięciowe sztuki wierszem jest nie do darowania i stanowi najwyższy stopień lekceważenia sztuki, publiczności, reżyserii, dyrekcji, administracji, magistratu<a name="anchor-idp136680"></a><a href="#footnote-idp136680" class="annotation">[12]</a> i prezydium miasta (wymieniam te instancje <em class="foreign-word">crescendo<a name="anchor-idp137272"></a><a href="#footnote-idp137272" class="annotation">[13]</a></em>, wedle stopnia winnego im uszanowania), do jakiego aktor lub aktorka posunąć się może.<span class="theme-end" fid="1323811469430-3754347748"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f11" class="target"> </a><a href="#f11" class="anchor">11</a><a name="m1323849505075-2698686942" class="theme-begin" fid="1323849505075-2698686942">Świętoszek</a>Po tej uwadze, która, na szczęście, nie odnosi się bynajmniej do wszystkich wykonawców, przejdźmy do sobotniego <em class="book-title">Tartuffe'a</em>.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f12" class="target"> </a><a href="#f12" class="anchor">12</a><a name="m1324238548277-3950601727" class="theme-begin" fid="1324238548277-3950601727">Twórczość</a>„Wujaszek'' Sarcey<a name="anchor-idp139816"></a><a href="#footnote-idp139816" class="annotation">[14]</a> w przystępie paradoksalnej weny przeprowadził raz tezę — a to na podstawie setek razy, które, jak twierdzi, oglądał <em class="book-title">Tartuffe'a</em> na wszelakiego rodzaju scenach — iż ze wszystkich sztuk Moliera jest to najbardziej „biorąca'' i że „gra się po prostu sama''. Trafne może to być w tym zrozumieniu, iż akcja <em class="book-title">Świętoszka</em> jest tak żywotna, a środki, jakimi operuje autor, tak proste i silne, że same przez się, prawie bez współdziałania aktora, przykuwają widza. W istocie jednak dla prawdziwego odtworzenia jest to sztuka bardzo trudna, przedstawia niezmiernie szeroką skalę dla kunsztu gry aktorskiej, czego dowodem cała literatura, jaka spiętrzyła się we Francji koło każdego niemal słowa, każdej intonacji w tej komedii. Stokroć jeszcze, oczywiście, trudniejszym jest granie jej u nas, gdzie praca reżyserii i artystów nie jest przyczynkiem osobistej inwencji do dawnych, we krwi każdego francuskiego aktora będących tradycji, ale gdzie wszystko, od początku do końca, trzeba stworzyć.<span class="theme-end" fid="1324238548277-3950601727"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f13" class="target"> </a><a href="#f13" class="anchor">13</a>Wczorajszy rezultat tej pracy był — pospieszam to zaznaczyć — wysoce dodatni. Całość nosiła cechy inteligentnej i bacznej reżyserii, z którą poszczególni artyści współdziałali wedle sił i warunków, na ogół szczęśliwie.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f14" class="target"> </a><a href="#f14" class="anchor">14</a>Przede wszystkim tedy p. Bończa<a name="anchor-idp142592"></a><a href="#footnote-idp142592" class="annotation">[15]</a>. <em class="book-title">Tartuffe</em> jest to rola niezmiernie trudna. Linia jej poczęta jest tak śmiało, poprowadzona tak ryzykownie wciąż po samej krawędzi prawdopodobieństwa, iż zagrać ją dobrze, przekonywająco, jest patentem wysokiej sztuki. Już sam początek: <em class="book-title"><a name="m1323811902490-3887324248" class="theme-begin" fid="1323811902490-3887324248">Podstęp</a>Tartuffe</em> zjawia się na scenie w akcie trzecim, będąc od pierwszej sceny pierwszego aktu niewidzialnym bohaterem sztuki; w kilku słowach powiedzianych za kulisami daje świetną ekspozycję swego charakteru, uzupełnia ją w króciutkiej rozmowie z Doryną<a name="anchor-idp144432"></a><a href="#footnote-idp144432" class="annotation">[16]</a>, aby natychmiast rzucić się w karkołomną scenę oświadczyn, w której żar pulsującej krwi zmysłowca przepala maskę obłudnika.<span class="theme-end" fid="1323811902490-3887324248"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f15" class="target"> </a><a href="#f15" class="anchor">15</a>W tym akcie z początku p. Bończa, nierozgrzany jeszcze, jak gdyby szukał tonu, odnajdował go jednakże coraz więcej. W końcowej scenie aktu trzeciego był doskonały, z zupełną już brawurą odegrał drugą scenę miłosną w akcie czwartym, w momencie zaś, gdy jak nadeptana żmija wypręża się nagle z sykiem i podnosi głowę, aby ukąsić śmiertelnie swą ofiarę, znalazł w sobie akcent wibrującej siły, który objawił w jego <em class="book-title">Świętoszku</em> głęboką i dobrze przemyślaną kreację. Maska i mimiczna gra twarzy były arcydziełem.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f16" class="target"> </a><a href="#f16" class="anchor">16</a><a name="m1323811609814-3049080575" class="theme-begin" fid="1323811609814-3049080575">Ofiara</a>Bodaj czy nie trudniejszą jeszcze jest rola Orgona<a name="anchor-idp146936"></a><a href="#footnote-idp146936" class="annotation">[17]</a>, figury niezmiernie ważnej przez to, że na jego bezmiernym, niewiarygodnym wprost zaślepieniu obraca się jak na osi akcja sztuki. Jest to w galerii Molierowskich „staruchów'' postać bardzo odrębna i skomplikowana. Orgon to nie prosty cymbał<a name="anchor-idp147584"></a><a href="#footnote-idp147584" class="annotation">[18]</a> ani safanduła<a name="anchor-idp147992"></a><a href="#footnote-idp147992" class="annotation">[19]</a>; przeciwnie, aby uwydatnić całą potęgę obłudy, autor wyposażył jej ofiarę wszystkimi dodatnimi cechami: to człowiek mający znaczenie w świecie, posłuch w domu, człowiek, który w ważnych potrzebach „oddał usługi królowi''. Nie jest to nawet, poza paroma momentami, figura komiczna; komizm tym głębszy płynie tutaj z kontrastu między rzeczywistością a światem urojeń, w jakim Orgon żyje; jest to tępy, uparty fanatyk, człowiek jakby urzeczony, opętany swoją monomanią<a name="anchor-idp148896"></a><a href="#footnote-idp148896" class="annotation">[20]</a> wyrosłą na gruncie szczerych wierzeń religijnych wyzyskiwanych niecnie przez szalbierza<a name="anchor-idp149400"></a><a href="#footnote-idp149400" class="annotation">[21]</a>.<span class="theme-end" fid="1323811609814-3049080575"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f17" class="target"> </a><a href="#f17" class="anchor">17</a>P. Feldman<a name="anchor-idp150232"></a><a href="#footnote-idp150232" class="annotation">[22]</a> jest zbyt wytrawnym i cennym artystą, aby mógł grać źle; ale grał częścią co innego, a częścią nie wychodził z aktorskiego ogólnika: jego Orgon mógłby bez zająknienia (nie, raczej z zająknieniami) ciągnąć dalej jakąś tyradę Chryzala w <em class="book-title">Uczonych Białogłowach<a name="anchor-idp151040"></a><a href="#footnote-idp151040" class="annotation">[23]</a></em> lub nawet Sganarela w <em class="book-title">Rogaczu z urojenia<a name="anchor-idp151608"></a><a href="#footnote-idp151608" class="annotation">[24]</a></em>. Słowa, jakie padały z ust Orgona, nie były organicznie zrośnięte z postacią, nie miały akcentu wewnętrznego przekonania. Może i same warunki artysty popychające go raczej w kierunku dobrodusznego uśmiechu utrudniały mu pochwycenie właściwego tonu. Mimo tych zastrzeżeń kapitalna końcowa scena trzeciego aktu miała momenty bardzo dobre.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f18" class="target"> </a><a href="#f18" class="anchor">18</a>Najgorętsze słowa uznania należą się pani Łuszczkiewicz-Gallowej<a name="anchor-idp152640"></a><a href="#footnote-idp152640" class="annotation">[25]</a> za kreację Doryny. Arcyważną tę postać, która prowadzi akcję sztuki niby kapelmistrz<a name="anchor-idp153136"></a><a href="#footnote-idp153136" class="annotation">[26]</a> orkiestrę i która werwą swoją i pogodą przyczynia się do rozjaśnienia kolorytu tej komedii tyle mającej w sobie pierwiastków okrutnego dramatu, odegrała pani Łuszczkiewicz-Gallowa z zacięciem, brawurą, swadą, możliwą jedynie przy tak starannym opracowaniu roli, jak to, które było podłożem jej kreacji. <a name="m1323811999684-227614186" class="theme-begin" fid="1323811999684-227614186">Opieka</a>Pojęcie roli Doryny ma we Francji swoją literaturę i różne linie tradycji wahające się pomiędzy żywością młodej subretki<a name="anchor-idp154560"></a><a href="#footnote-idp154560" class="annotation">[27]</a> a pewnością siebie i wygadaniem zaufanej (nie starej zresztą) piastunki, która wyniańczyła te dzieci na ręku i zastępowała im matkę.<span class="theme-end" fid="1323811999684-227614186"></span> Pani Łuszczkiewicz-Galllowa przychyliła się do pierwszej wersji, bardziej zgodnej z jej warunkami, i przeprowadziła ją doskonale. Wyborną w swym ciepłym zasuszeniu była Pani Pernelle<a name="anchor-idp155560"></a><a href="#footnote-idp155560" class="annotation">[28]</a>, doskonale opracowana przez panią Kosmowską<a name="anchor-idp155984"></a><a href="#footnote-idp155984" class="annotation">[29]</a>: taką właśnie mogła być matka prawdziwego Orgona. Pełną wdzięku, mimo iż nie dość wygraną, nie dość wydobytą z tekstu, była Elmira<a name="anchor-idp156512"></a><a href="#footnote-idp156512" class="annotation">[30]</a> p. Bednarzewskiej<a name="anchor-idp156896"></a><a href="#footnote-idp156896" class="annotation">[31]</a>. Z drobniejszych ról zaznaczył się doskonałą maską oraz pierwszorzędną siłą komiczną pan Orwid<a name="anchor-idp157408"></a><a href="#footnote-idp157408" class="annotation">[32]</a> (Pan Zgoda<a name="anchor-idp157824"></a><a href="#footnote-idp157824" class="annotation">[33]</a>) oraz panna Malicka<a name="anchor-idp158240"></a><a href="#footnote-idp158240" class="annotation">[34]</a> jako milutka Marianna<a name="anchor-idp158648"></a><a href="#footnote-idp158648" class="annotation">[35]</a>. Reszta wykonawców walczyła mężnie w swoich mniej lub więcej wdzięcznych rolach.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f19" class="target"> </a><a href="#f19" class="anchor">19</a>A sztuka? Czyż potrzebuję przypominać, że <a name="m1323812209638-3300319056" class="theme-begin" fid="1323812209638-3300319056">Sława, Twórczość, Artysta</a>komedia o <em class="book-title">Świętoszku</em> jest szczytem twórczości komicznej Moliera, a tym samym najwyższym punktem, do jakiego dane było wznieść się komedii w ogóle? Tajemnicą geniuszu Moliera jest, w jaki sposób zdołał on w ciągu kilku lat pisarskiej kariery przebiec drogę od wpół średniowiecznej farsy (<em class="book-title">Latający lekarz</em><a name="anchor-idp160648"></a><a href="#footnote-idp160648" class="annotation">[36]</a> etc.), operującej tradycyjnymi maskami poruszającymi się w równie tradycyjnych grach scenicznych, aż do tej sztuki, która stała się niedoścignionym wzorem komedii obyczajowej, komedii charakterów, a zarazem satyry tak głębokiej, tak zuchwałej, można powiedzieć, iż obecność jej na scenie do dziś dnia przejmuje zdumieniem.<span class="theme-end" fid="1323812209638-3300319056"></span> Jakoż niełatwo przyszło jej zdobyć prawo do sceny. <a name="m1323812304637-452442777" class="theme-begin" fid="1323812304637-452442777">Konflikt</a>Nie będę kreślił znanych dziejów zaciętej walki toczącej się koło <em class="book-title">Świętoszka</em>, który mimo życzenia wszechwładnego króla<a name="anchor-idp162664"></a><a href="#footnote-idp162664" class="annotation">[37]</a> przez pięć lat (1664 do 1669) skazany był na pogrzebanie; przypomnę jedynie, iż sztuka ta była jedną z walnych bitew kampanii, która wypełnia pierwsze lata twórczości Moliera. Rozpętawszy przeciwko sobie salony i koterie literackie, wysmagane nielitościwie w <em class="book-title">Pociesznych Wykwintnisiach<a name="anchor-idp163472"></a><a href="#footnote-idp163472" class="annotation">[38]</a></em>, Molier doznał niebawem skutków ich nieprzyjaźni po wystawieniu <em class="book-title">Szkoły żon<a name="anchor-idp164104"></a><a href="#footnote-idp164104" class="annotation">[39]</a></em>. Wytoczono przeciw niemu przede wszystkim tę broń, jakiej zazwyczaj się używa dla pognębienia świeżych objawów twórczości: oskarżono go o niemoralność. Zdaje się, iż geniusz musi być zasadniczo „niemoralny'', ponieważ pojawieniu się jego zawsze towarzyszy ta orkiestra. Rabelais<a name="anchor-idp164792"></a><a href="#footnote-idp164792" class="annotation">[40]</a>, Molier, Balzac<a name="anchor-idp165680"></a><a href="#footnote-idp165680" class="annotation">[41]</a>, Flaubert<a name="anchor-idp166488"></a><a href="#footnote-idp166488" class="annotation">[42]</a>, te cztery triumfalne nazwiska literatury francuskiej, to tyleż etapów rzekomej „niemoralności<a name="anchor-idp167560"></a><a href="#footnote-idp167560" class="annotation">[43]</a>''.<span class="theme-end" fid="1323812304637-452442777"></span> Odpowiedzią Moliera — po paru lżejszych ripostach — był <em class="book-title">Tartuffe</em> walący jak maczugą w obłudę i świętoszkostwo. Sztuki zabroniono. Molier pozornie ulega; ale wciąż kołacząc do króla o interwencję, zadaje równocześnie w <em class="book-title">Don Juanie<a name="anchor-idp169400"></a><a href="#footnote-idp169400" class="annotation">[44]</a></em> uboczny sztych triumfującej klice; wreszcie, zwątpiwszy o zwycięstwie, daje wyraz zniechęceniu i goryczy w <em class="book-title">Mizantropie</em><a name="anchor-idp170040"></a><a href="#footnote-idp170040" class="annotation">[45]</a>. <a name="m1323812110520-1638215221" class="theme-begin" fid="1323812110520-1638215221">Sława, Zwycięstwo, Artysta</a>Nadchodzi dzień odwetu; <em class="book-title">Tartuffe</em> wystawiony w pełnej postaci w r. 1669 staje się triumfem pisarza; ale w walce tej stargały się jego siły. Daje za wygraną; odtąd Molier będzie bawił współczesnych, nie pogłębiając ostrza satyry, lub za jej cel biorąc mniej niebezpiecznych wrogów: próżność mieszczucha lub nieuctwo lekarzy. I dopiero po śmierci pisarza pokazało się, jak bardzo proroczą była jego komedia: na schyłku rządów Ludwika XIV<a name="anchor-idp171712"></a><a href="#footnote-idp171712" class="annotation">[46]</a> i pani de Maintenon<a name="anchor-idp172184"></a><a href="#footnote-idp172184" class="annotation">[47]</a> typ unieśmiertelniony w <em class="book-title">Świętoszku</em> zapanował wszechwładnie na dworze i zaciążył nad całą Francją.<span class="theme-end" fid="1323849505075-2698686942"></span><span class="theme-end" fid="1323812110520-1638215221"></span></p>
+<h3><a name="s3" class="target"> </a>Krzywoszewski, <em class="book-title">Pani Chorążyna</em>
+</h3>
+<p class="paragraph"><a name="f20" class="target"> </a><a href="#f20" class="anchor">20</a>Teatr miejski im. Słowackiego: <em class="book-title">Pani Chorążyna</em> (Wielki dzień), sztuka w czterech aktach Stefana Krzywoszewskiego<a name="anchor-idp174304"></a><a href="#footnote-idp174304" class="annotation">[48]</a>.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f21" class="target"> </a><a href="#f21" class="anchor">21</a><a name="m1323812529366-1140356425" class="theme-begin" fid="1323812529366-1140356425">Twórczość</a>Stosunek twórczości literackiej do historii może być rozmaity. Skala jego sięga od imperatywu<a name="anchor-idp175744"></a><a href="#footnote-idp175744" class="annotation">[49]</a> wizji, od idei historycznej, która w umyśle twórcy samorodnie obleka się w ciało, stwarzając wiekuiście żywy świat postaci, aż do inteligentnej, świadomej <em class="author-emphasis">roboty</em>, która doświadczenie pisarza oddaje w służby obranego tematu. Ten typ <em class="author-emphasis">transkrypcji</em><a name="anchor-idp176736"></a><a href="#footnote-idp176736" class="annotation">[50]</a> historycznej — w powieści zwłaszcza — stał się u nas w ostatnich czasach częsty i stanowi prąd raczej pożądany. W warunkach nowoczesnego „rynku'' literackiego, gdzie pisarz nakłada sobie niemal jako obowiązek częstą i regularną produkcję, łatwo grozi mu znużenie, wyczerpanie soków; tego rodzaju zwrócenie się od czasu do czasu do historii stanowi korzystny wypoczynek, odświeżenie tchnieniem innej atmosfery. A co się tyczy stosunku do prawdy historycznej (o ile w ogóle prawda historyczna nie jest mitem), ten rozstrzygnął lapidarnie stary Dumas-ojciec<a name="anchor-idp177768"></a><a href="#footnote-idp177768" class="annotation">[51]</a> powiedzeniem: <em class="foreign-word">Il est permis de violer l'histoire à la condition de lui faire un enfant</em><a name="anchor-idp178832"></a><a href="#footnote-idp178832" class="annotation">[52]</a>.<span class="theme-end" fid="1323812529366-1140356425"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f22" class="target"> </a><a href="#f22" class="anchor">22</a>P. Krzywoszewski przystąpił do tego zadania ze swobodą, doświadczeniem i wprawą wieloletniego pracownika sceny. Chciał stworzyć widowisko sceniczne. Wziął jedną z najtragiczniejszych, najbardziej złożonych psychologicznie epok naszej historii; wplótł w nią jako akcję sztuki dramat trojga szlachetnych serc, który, wzięty serio, wystarczyłby na temat dla autentycznej tragedii Corneille'a<a name="anchor-idp180184"></a><a href="#footnote-idp180184" class="annotation">[53]</a>; nie dał się skusić czyhającym nań zapewne niebezpieczeństwom odruchu gryzącej satyry, krwawego bólu i wzruszenia i — napisał sztukę teatralną na ogół barwną i zajmującą. W czasie wystawienia w Warszawie sztuka ta spotkała się z dość rzadkim w formie swej protestem pewnej młodej grupy literackiej; trudno zrozumieć dlaczego, nie ma w niej bowiem żadnego szalbierstwa artystycznego, które nieraz tak drażniąco działa w naszych utworach teatralnych: nie podaje się ona za nic innego, niż jest w istocie.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f23" class="target"> </a><a href="#f23" class="anchor">23</a><a name="m1323812727969-3073182384" class="theme-begin" fid="1323812727969-3073182384">Rozstanie</a>Andrzej i Małgosia kochają się; rozłączyła ich niechęć ojca Małgosi i zbytnia hardość Andrzeja: ona przyjęła narzucony jej związek ze starszym o lat dwadzieścia, zacofanym trochę, ale zacnym Chorążym, on, gorący patriota, zaciągnął się do wojska.<span class="theme-end" fid="1323812727969-3073182384"></span> Po kilku latach spotykają się znowu: raz na wsi, gdzie on ratuje jej życie w wypadku z saniami, <a name="m1323812842292-1303591509" class="theme-begin" fid="1323812842292-1303591509">Pojedynek, Honor</a>drugi raz na salonach warszawskich, gdzie Andrzej ma sposobność bronić jej czci przed natarczywością podpitych magnatów. Ale w szlachetnym ferworze on, prosty oficer, dobył szabli na jenerała artylerii Sapiehę<a name="anchor-idp183896"></a><a href="#footnote-idp183896" class="annotation">[54]</a> i na wszechpotężnego hetmana Branickiego<a name="anchor-idp184552"></a><a href="#footnote-idp184552" class="annotation">[55]</a>; grozi mu zguba.<span class="theme-end" fid="1323812842292-1303591509"></span> Na to zjawia się książę Józef<a name="anchor-idp185416"></a><a href="#footnote-idp185416" class="annotation">[56]</a> (niestety, nie można powiedzieć utartym zwrotem, że był „jak ze starego portretu''!). W szczerej chęci ratowania swego oficera, błagany przez Chorążynę, wpada na pomysł godny szarmanta „spod Blachy'<a name="anchor-idp186112"></a><a href="#footnote-idp186112" class="annotation">[57]</a>'. Trzeba działać szybko: jutro rano Branicki będzie już ze skargą u króla; należy go uprzedzić. <a name="m1324234789394-3781188850" class="theme-begin" fid="1324234789394-3781188850">Przebranie</a>Książę pożycza Chorążynie swego płaszcza, pieroga<a name="anchor-idp187408"></a><a href="#footnote-idp187408" class="annotation">[58]</a> i karety; niechaj w tym przebraniu, korzystając z nocnego mroku, dostanie się do gabinetu króla, gdzie toczą się właśnie ważne obrady i niech wybłaga u niego łaskę.<span class="theme-end" fid="1324234789394-3781188850"></span> (Nawiasem mówiąc, dowiadujemy się z tej sztuki, że to książę Józef był autorem tak wyświechtanego później dowcipu: „<em class="author-emphasis">To się zdarza w najlepszych familiach</em>'', tylko bowiem chyba nakaz źródłowej prawdy historycznej mógł skłonić autora do włożenia tego konceptu w jego usta).</p>
+<p class="paragraph"><a name="f24" class="target"> </a><a href="#f24" class="anchor">24</a><a name="m1323813066400-55256847" class="theme-begin" fid="1323813066400-55256847">Król, Państwo</a>Akt trzeci ukazuje nam wnętrze gabinetu Stanisława Augusta<a name="anchor-idp189568"></a><a href="#footnote-idp189568" class="annotation">[59]</a>; król, stary, znużony i zwątpiały, słucha dalekiej fujarki pastuszej, ociągając chwilę narad, w której najlepsi synowie kraju pchają go do stanowczej decyzji, do przeparcia w najbliższych dniach na sejmie wiekopomnej konstytucji.<span class="theme-end" fid="1323813066400-55256847"></span> Patriotyczne, ale mało sceniczne wywody Kołłątaja<a name="anchor-idp190648"></a><a href="#footnote-idp190648" class="annotation">[60]</a>, Ignacego Potockiego<a name="anchor-idp191144"></a><a href="#footnote-idp191144" class="annotation">[61]</a> etc. urozmaica <em class="foreign-word">intermezzo<a name="anchor-idp191808"></a><a href="#footnote-idp191808" class="annotation">[62]</a></em> w postaci wtargnięcia Chorążyny. Plan księcia Pepi<a name="anchor-idp192304"></a><a href="#footnote-idp192304" class="annotation">[63]</a> powiódł się; król ubawiony, rozczulony po trosze, darowuje łaską krewkiego oficera.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f25" class="target"> </a><a href="#f25" class="anchor">25</a>Akt czwarty wreszcie rozgrywa się w przedsionku gmachu sejmowego; podczas gdy w sali obrad spełnia się wielkie dzieło narodowego odrodzenia, tutaj pani Małgosia w skromnym kobiecym zakresie zdobywa się na czyn nie mniej heroiczny: wzruszona szlachetnością męża, mając zostawiany sobie wolny wybór, wybiera — drogę obowiązku. Na to dzwony biją, lud wiwatuje, słowem, jak zapowiadał afisz — <em class="author-emphasis">wielki dzień</em>.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f26" class="target"> </a><a href="#f26" class="anchor">26</a>Zgodnie z założeniem sztuki rysunek występujących figur jest raczej lekkim zaznaczeniem w duchu popularnej tradycji niż śmiałym osobistym ich ujęciem. Prócz konwencjonalnych bohaterów romansu w akcji biorą udział takie postacie jak: król Stanisław August, książę Józef, hetman Branicki, Niemcewicz<a name="anchor-idp194184"></a><a href="#footnote-idp194184" class="annotation">[64]</a>, Kołłątaj, Potocki, Małachowski<a name="anchor-idp194664"></a><a href="#footnote-idp194664" class="annotation">[65]</a> etc.; wysnucie z gry tych charakterów głębszych konsekwencji zaprowadziłoby niechybnie autora daleko poza ramy komediowego widowiska, jakie sobie zamierzył. W zamian za to kunszt aktorski niewiele znajduje w tym utworze pola do popisu. Najwdzięczniejsze stosunkowo role króla Stanisława Augusta oraz hetmana Branickiego zyskały dobrych przedstawicieli w pp. Jednowskim<a name="anchor-idp195544"></a><a href="#footnote-idp195544" class="annotation">[66]</a> i Szymborskim<a name="anchor-idp195968"></a><a href="#footnote-idp195968" class="annotation">[67]</a>; postacie szlachetnych kochanków starali się ożywić własnym ciepłem p. Jarszewska<a name="anchor-idp196440"></a><a href="#footnote-idp196440" class="annotation">[68]</a> i p. Staszewski. Wreszcie słuszność każe zaznaczyć, iż tego rodzaju sztuki „wystawowe'' na scenie krakowskiej, wobec jej skromnych środków, pozbawione są wielu swoich atutów, ocena zatem wrażenia może być poniekąd tylko połowiczną.</p>
+<h3><a name="s4" class="target"> </a>„Parlamentyzacja'' teatru</h3>
+<p class="paragraph"><a name="f27" class="target"> </a><a href="#f27" class="anchor">27</a><a name="m1323813526707-3842120413" class="theme-begin" fid="1323813526707-3842120413">Teatr</a>Ostatnie lata, w których natłok doniosłych problemów politycznych pochłonął całą niemal umysłowość narodu i wyssał zeń wszystkie soki żywotne, wpłynęły oczywiście zasadniczo i na stosunek publiczności do tzw. sztuki. Jak tę zmianę określić? Zobojętnienie? Ależ każdy obraz, jaki się pojawi na wystawie, nosi kartkę tak rzadką, tak sensacyjną dawniej wśród rzeszy malarskiej: <em class="author-emphasis">zakupione</em>; książki mimo szalonych cen „idą'' jak nigdy; dwa teatry, koncerty, stale pełne… A jednak tak; sztuki konsumuje Kraków więcej, być może wskutek przesunięć, jakie zaszły w podziale dóbr świata i specjalnych warunków pieniądza, ale interesuje się nią mniej. Nie należę bynajmniej do tych, którzy by z żalem wspominali dawną „intelektualną'' atmosferę Krakowa i przeciwstawiali ją obecnemu „zdziczeniu''; przeciwnie. Grunt w tym, aby była woda: jakie młyny na niej staną i co będą mełły, to rzecz przyszłości. Aż do błogosławionej, po trzykroć błogosławionej doby wojennej tragiczną cechą naszego miasta był absolutny brak wody, a wszystkie inteligentne i intelektualne młynki wznosiły się dumnie na piasku. Mówię to naturalnie w znaczeniu środków realizacji; tym większy honor dla Krakowa, iż w tych warunkach życie jego duchowe było tak intensywne.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f28" class="target"> </a><a href="#f28" class="anchor">28</a>Przytoczony objaw spotykamy tedy i w kwestii teatru. Jak wspomniałem, teatr jest stale pełny, ogonek przy kasie taki, jak gdyby sprzedawano w niej co najmniej szmalec amerykański. Ale jakże daleko jesteśmy od czasów, kiedy Kraków istniał od jednej do drugiej <em class="author-emphasis">premiery</em> przeżywaniem czy przeżuwaniem (jak kto woli) arcygłębokich, artystycznych wrażeń i „dreszczów''. Dziś „nowy człowiek'' kupuje bilet, przyjmuje bez wielkich dociekań kęs strawy duchowej, jaki mu podadzą, idzie zapić go piwem do restauracji i kołysany dźwiękami walczyka przechodzi myślą do spraw serio, kombinując możliwie głębokie zapuszczenie ręki w kieszeń bliźniego swego przy możliwie najmniejszym ryzyku kryminału. Co mu tam repertuar, aktorzy! Ot, spędził wieczór i koniec, zawsze to jakaś odmiana po codziennym kinie.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f29" class="target"> </a><a href="#f29" class="anchor">29</a>W ślad za publicznością prasa, to wierne odbicie życia, również przestała się interesować teatrem.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f30" class="target"> </a><a href="#f30" class="anchor">30</a>„Jak to!'', powie ktoś, toć od miesięcy całych o niczym nie ma mowy w prasie tak często, jak o teatrze. Och! to całkiem co innego; to nie teatr, to „kampania teatralna''. I oto dotknęliśmy arcyciekawego problemu: <em class="author-emphasis">wpływów życia politycznego na formy życia artystycznego</em>. Objawowi temu przyglądam się od dłuższego czasu z daleka, z uciechą niemałą a niczym niezmąconą, ile że sama kwestia jest mi dość obojętna.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f31" class="target"> </a><a href="#f31" class="anchor">31</a>„Polityka'' teatralna istniała i istnieć będzie zawsze. O niciach tej polityki długo by i szeroko mówić. Ludzie są ludźmi i zawsze znajdzie się dość pobudek, które dany dziennik lub osobę nastrajają bardziej lub mniej czule względem danej dyrekcji. Ale dyrektor był dzierżawcą teatru, samowładnym panem w swojej budzie na lat sześć, przeto polityka teatralna obracała się jedynie koło szczegółów, nie godziła w jego zasadnicze „być albo nie być''. Wyjątek stanowił schyłek sześciolecia i bliski koniec dzierżawy, który wytwarzał pewien rodzaj przedwyborczego podniecenia; ale zazwyczaj po sześcioletnim wytrwaniu każdy dyrektor własnowolnie się kwapił do pakowania manatków. Rzadko widziałem równie promieniejącego człowieka, jak Adam Siedlecki<a name="anchor-idp203008"></a><a href="#footnote-idp203008" class="annotation">[69]</a> na swojej uczcie pożegnalnej.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f32" class="target"> </a><a href="#f32" class="anchor">32</a><a name="m1323813293578-2440430059" class="theme-begin" fid="1323813293578-2440430059">Polityka, Teatr</a>Od czasu umiastowienia, czyli <em class="author-emphasis">parlamentaryzacji</em> teatru, zmieniła się fizjonomia tego stosunku. Rzecz przedstawia się tak: Dyrektor teatru to <em class="author-emphasis">premier</em>, któremu poruczono<a name="anchor-idp204808"></a><a href="#footnote-idp204808" class="annotation">[70]</a> utworzenie gabinetu; prasa i wszystko, co się koło niej skupia, to rozmaite stronnictwa polityczne, coś niby Izba posłów. Otóż z chwilą ukonstytuowania gabinetu dyrekcji kształtują się stosunki stronnictw, tworzy się prawica i lewica, powstaje opozycja dążąca do konsolidacji<a name="anchor-idp205544"></a><a href="#footnote-idp205544" class="annotation">[71]</a> partii, utworzenia bloku i obalenia gabinetu, aby samemu stać się rządem; rządem, przeciw któremu znowuż utworzy się blok etc., etc. Poszczególne sztuki to niby dyskusje parlamentarne; dyrekcja <em class="author-emphasis">chwieje się</em> po sztuce p. X, tak jak rząd po jakimś „<em class="author-emphasis">Przyczynku do ustawy o stemplowaniu banknotów</em>''; to znów wzmacnia swoje stanowisko sztuką nieboszczyka Y lub Z, jak gabinet jakimś „<em class="author-emphasis">uniwersalnym dodatkiem drożyźnianym</em>''. Powstają nawet formy obstrukcji dążącej do uniemożliwienia dyskusji, tj. przedstawienia. W każdym razie „przesilenie'' gabinetowe wisi nieustannie na włosku i, skoro <em class="author-emphasis">opozycja</em> uzyska w danej chwili większość, odczuwa się w niej jakby zdziwienie i zniecierpliwienie, iż premier, przepraszam, dyrektor, nie „wyciąga konsekwencji'' z tego faktu.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f33" class="target"> </a><a href="#f33" class="anchor">33</a><a name="m1323813651734-2329750706" class="theme-begin" fid="1323813651734-2329750706">Artysta, Twórczość, Teatr</a>A sztuka, autorzy, aktorzy? Mam wrażenie, że zeszli po prostu do roli pionków czy figur na szachownicy, na której prowadzi się tę kampanię dążącą do triumfalnego <em class="author-emphasis">szach-mat</em>! Nikt wszak nie wymaga od polityka, aby wyrażał uznanie dla talentów oratorskich lub mądrości politycznej mówcy wrogiego mu w danej chwili stronnictwa; „koniunktura'' polityczna stanowi o wszystkim. Stąd te nieprawdopodobne, głęboką humorystyką tracące różnice w ocenie danego utworu lub jego wykonania w poszczególnych organach „opinii''. Rzecz z natury swojej tak swobodna i kapryśna, jak indywidualny stosunek krytyka do przejawów sztuki, staje się matematycznie wykreśloną i dającą się z góry przewidzieć linią programu „politycznego''.<span class="theme-end" fid="1323813293578-2440430059"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f34" class="target"> </a><a href="#f34" class="anchor">34</a>Nie żal mi dyrektora, trudno: <em class="foreign-word">qui a terre, a guerre<a name="anchor-idp209912"></a><a href="#footnote-idp209912" class="annotation">[72]</a></em>. Mniej żal mi też autorów; mimo że dzisiaj grzbiet ich jest tą „udeptaną ziemią'', na której toczą się homeryckie boje okołoteatralne, ci wybrańcy Muz mogą zawsze od wyroków współczesnych apelować do potomności, choćby bardzo odległej. Przed tym też forum rozstrzygnie się ostatecznie problem twórczości p. Katerwy<a name="anchor-idp210680"></a><a href="#footnote-idp210680" class="annotation">[73]</a> lub p. Konczyńskiego<a name="anchor-idp211664"></a><a href="#footnote-idp211664" class="annotation">[74]</a> (zestawiam tylko, nie porównuję). Ale najgorzej, mam wrażenie, wychodzą na tym <em class="author-emphasis">aktorzy</em>, to znaczy ci, którzy na przekór wszelkim „reformom'' i „odrodzeniom'' teatru zawsze będą stanowić jego rdzeń i istotę.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f35" class="target"> </a><a href="#f35" class="anchor">35</a>Te delikatne organizacje artystyczne, te przeczulone kłębki nerwów, tak słusznie wrażliwe i drażliwe na współczesną i doraźną ocenę, jaką przedstawia dla nich świstek dziennika — gdyż dla nich, biednych, żadne odwołanie do potomności nie istnieje! — zasługują doprawdy, aby ich pracę i ich świątynię oceniano rzeczowo, uważnie, pieczołowicie, a nie gdzieś kątem, wśród huraganowego ognia ostrzeliwujących się wzajem pozycji nieprzyjacielskich.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f36" class="target"> </a><a href="#f36" class="anchor">36</a>Praca twórcza prawdziwego aktora-artysty jest tak wyczerpująca nerwowo, tak bardzo musi w niej, wedle francuskiego wyrażenia, „płacić swoją osobą'', iż niezbędnym warunkiem dla niej jest atmosfera szczerego i troskliwego zainteresowania: wówczas jedynie znajduje aktor podnietę, aby wydać z siebie, co ma najlepszego. To zainteresowanie było jedną z przyczyn, dla których kunszt aktorski w naszym teatrze za czasów Pawlikowskiego<a name="anchor-idp214048"></a><a href="#footnote-idp214048" class="annotation">[75]</a> wzniósł się tak wysoko. <a name="m1324228738537-3468672568" class="theme-begin" fid="1324228738537-3468672568">Warszawa</a>Kraków, z punktu widzenia aktora, jest sam przez się miastem raczej obojętnym i niewdzięcznym; to nie Warszawa, gdzie, jak głoszą legendy teatralne, pierwszy kochanek<a name="anchor-idp215320"></a><a href="#footnote-idp215320" class="annotation">[76]</a> mógłby siennik wypchać bilecikami miłosnymi, jakie otrzymuje co dzień. Dlatego tak trudno jest dyrekcji teatru utrzymać w Krakowie zdolnego aktora, a zwłaszcza aktorkę; na pierwsze skinienie Warszawy uciekają tam pędem, choć czasem później przychodzi im tego żałować. <a name="m1323906009471-3703366" class="theme-begin" fid="1323906009471-3703366">Kawiarnia</a>Ale trudno; tam szumi „nurt życia'', a u nas po wyczerpującym spektaklu, w którym artysta cisnął publiczności strzęp duszy i nerwów, czeka go jako jedyne wytchnienie skromna, własnym sumptem<a name="anchor-idp216808"></a><a href="#footnote-idp216808" class="annotation">[77]</a> spożyta kolacyjka w „Grocie''<a name="anchor-idp217216"></a><a href="#footnote-idp217216" class="annotation">[78]</a> okraszona szklaneczką piwa i gazetą.<span class="theme-end" fid="1323906009471-3703366"></span><span class="theme-end" fid="1324228738537-3468672568"></span> Rzuca się na nią, szuka tej „recenzji'', która, w dzienniku przepełnionym przeczącymi sobie co dzień depeszami, ledwie na trzeci lub czwarty dzień znajdzie dla siebie jakiś maleńki skrawek miejsca, przebiega gorączkowo oczami i czegóż się z niej dowie? Tego, czy w polityce teatralnej krytyk należy do „skrajnej lewicy'' czy „lewego centrum'' etc.<span class="theme-end" fid="1323813651734-2329750706"></span> A jak to działa pedagogicznie, oto przykład. Wpadł mi w ręce numer pisma „Światłocienie'' wydawanego przez młodzież gimnazjalną. Krytyk teatralny (jest nim pewien uczeń klasy szóstej), widocznie „antyblokowy'', tak pisze: „Reżyserował <em class="book-title">Krąg interesów<a name="anchor-idp219432"></a><a href="#footnote-idp219432" class="annotation">[79]</a></em> dyrektor Trzciński<a name="anchor-idp219944"></a><a href="#footnote-idp219944" class="annotation">[80]</a> i wykazał, że dyletant<a name="anchor-idp221344"></a><a href="#footnote-idp221344" class="annotation">[81]</a> o wielkiej kulturze artystycznej może oddać w teatrze większe usługi aniżeli rutynowany fachowiec''. Będąc w wieku tego krytyka, kochałem się zupełnie bezkrytycznie w Teci Trapszównie<a name="anchor-idp221960"></a><a href="#footnote-idp221960" class="annotation">[82]</a>, na współkę z moim sąsiadem, młodym uczniem konserwatorium. Jednego dnia pianista otruł się; na wiadomość o tym zakradłem się do jego pokoju i bez najmniejszego wahania przed nadejściem władz ściągnąłem dużą fotografię Trapszówny, przedmiot mojej zazdrości i pożądania. Stała na stoliczku przy łóżku. Tak, wówczas teatr był <em class="author-emphasis">żywotną</em> instytucją.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f37" class="target"> </a><a href="#f37" class="anchor">37</a>Przechodzę do konkluzji, którą rzucam, ot, na wiatr, jak człowiek stojący niezmiernie daleko od wszystkich tych bojów. A mianowicie: czy jeżeli chcemy mieć naprawdę dobry teatr nie byłoby wskazanym zamiast tej namiętnej kampanii okołoteatralnej próbować stworzyć trochę <em class="author-emphasis">atmosfery</em> teatralnej, a raczej wskrzesić tę, która istniała dawniej? A gdyby nawet synowie nasi, nawiązując do przerwanych tradycji, mieli się kochać w aktorkach, zdaje mi się, że w tej paskarskiej<a name="anchor-idp223856"></a><a href="#footnote-idp223856" class="annotation">[83]</a> epoce odrobina ideału uniesiona w życie jest tak cenną, iż żadnym ryzykiem nie można jej okupić zbyt drogo.<span class="theme-end" fid="1323813526707-3842120413"></span></p>
+<h3><a name="s5" class="target"> </a>Kłopoty polskiego teatru</h3>
+<p class="paragraph"><a name="f38" class="target"> </a><a href="#f38" class="anchor">38</a>Niedawno temu odbyła się z inicjatywy „Zrzeszenia literatów'' dość ożywiona pogawędka czy dyskusja teatralna, w której garść ludzi interesujących się tą kwestią dała upust swoim poglądom. Znaczna część krytyk, a raczej ubolewań, odnosiła się do współczesnego repertuaru polskiego. Podnoszono, iż nie posiada on dostatecznego związku z życiem; wyrażano przekonanie, iż przekształcające się obecnie formy bytowania wpłyną też ożywczo na twórczość teatralną i pchną ją na nowe tory.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f39" class="target"> </a><a href="#f39" class="anchor">39</a><a name="m1323814344268-244304627" class="theme-begin" fid="1323814344268-244304627">Teatr</a>Zarzuty zdają mi się słuszne, ale sama kwestia bardziej skomplikowana. Istotnie, jeżeli prawdziwym jest pogląd, że teatr jest najwierniejszym odbiciem danego społeczeństwa, to trzeba powiedzieć, iż produkcja teatralna polska ostatniego ćwierćwiecza stanowi osobliwy wyjątek od tego prawidła. Gdyby zestawić repertuar teatralny tego okresu, wątpię, czy mógłby ktoś mieć, nie mówię wierny, ale w ogóle jakikolwiek obraz życia polskiego.<span class="theme-end" fid="1323814344268-244304627"></span> Ale przede wszystkim porozumiejmy się co do pojęć. <a name="m1324830165799-3347639831" class="theme-begin" fid="1324830165799-3347639831">Czas, Sztuka</a>Ponieważ przedstawienie teatralne odbywa się <em class="author-emphasis">co dzień</em>, a ideałem jego, obowiązkiem niemal, jest dawać widzom zawsze świeży pokarm; ponieważ zaś, z drugiej strony, wielkie, twórcze dzieła pojawiają się <em class="author-emphasis">rzadko</em> i w nieregularnych odstępach, jasnym jest, że bieżący repertuar nie może się opierać na błyskach wielkiej twórczości, lecz na tej skromniejszej o wiele, ale mimo to cennej produkcji, której zadaniem jest, nie kusząc się o nieśmiertelność, dostarczyć co wieczora publiczności tematu do wzruszenia, myśli lub uśmiechu, aktorom pola do popisu w dobrze zbudowanych rolach, a teatrowi jego powszedniej strawy.<span class="theme-end" fid="1324830165799-3347639831"></span> Ten typ produkcji, u nas lekceważony, oceniany często fałszywą i niesłuszną miarą, jest w ostatnich czasach dość skąpy i nikły i nie odznacza się wysokim kulturalnym poziomem. Stąd konieczność tak obfitego sięgania po codzienny repertuar za granicę, która — jak to podnoszono — do ostatnich czasów wypełniała może więcej niż trzy czwarte całości; fakt bez wątpienia opłakany, w żadnym innym cywilizowanym społeczeństwie nie mający analogii.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f40" class="target"> </a><a href="#f40" class="anchor">40</a><a name="m1323814232206-2738271585" class="theme-begin" fid="1323814232206-2738271585">Dziedzictwo, Teatr</a><a name="m1323814311095-2115099738" class="theme-begin" fid="1323814311095-2115099738">Historia, Teatr</a>Warunkiem istnienia rodzimego repertuaru jest ciągłość tradycji. Ta codzienna, powszednia twórczość teatralna, jest — kiedy spojrzeć na nią z dalszej perspektywy — niby piosnka ludowa raczej emanacją zbiorowej duszy społeczeństwa niż dziełem indywidualnego geniusza. Zupełnie wyraźnie występowało to niegdyś w owych <em class="foreign-word">commedia dell'arte<a name="anchor-idp231288"></a><a href="#footnote-idp231288" class="annotation">[84]</a></em> lub starych farsach francuskich przechodzących z rąk do rąk, wciąż na nowo kształtowanych, upiększanych, przetwarzanych<a name="anchor-idp232040"></a><a href="#footnote-idp232040" class="annotation">[85]</a>. Ta linia np. farsy francuskiej ciągnie się nieprzerwanie od średnich wieków aż po dzień dzisiejszy; nie tamuje ona w niczym powstawania arcydzieł, przeciwnie, ułatwia je: od czasu do czasu farsa ta wyda jakiegoś <em class="author-emphasis">Grzegorza Dandina</em><a name="anchor-idp233136"></a><a href="#footnote-idp233136" class="annotation">[86]</a> (tak, Grzegorza, mimo iż wiadomo mi od dziecka, że <em class="author-emphasis">Georges</em> znaczy Jerzy), jakieś <em class="book-title">Wesele Figara<a name="anchor-idp234248"></a><a href="#footnote-idp234248" class="annotation">[87]</a></em> Beaumarchais'go lub <em class="book-title">Króla<a name="anchor-idp235088"></a><a href="#footnote-idp235088" class="annotation">[88]</a></em> Caillaveta i Flersa<a name="anchor-idp235536"></a><a href="#footnote-idp235536" class="annotation">[89]</a>; ale i w okresach, które dzielą od siebie wyjątkowe erupcje świeżej twórczości, taż sama farsa czy komedia francuska, niezawstydzona i niezakłopotana tym bynajmniej, szumi, pieni się, szaleje po scenie, podając sobie z rąk do rąk figury i sytuacje, nie siląc się być czymś więcej, niż tym, do czego ją Pan Bóg stworzył. W kilkunastu teatrach Paryża codziennie grywa się doskonałe sztuki — ile z nich przejdzie do literatury?… Cóż za niedyskretne i niewłaściwe pytanie!…</p>
+<p class="paragraph"><a name="f41" class="target"> </a><a href="#f41" class="anchor">41</a>Teatr polski nie ma tak daleko sięgających tradycji, ale ma je piękne. Wyszedł on naprawdę — nie ma wstydu tego powiedzieć, boć ostatecznie wszystko z czegoś się rodzi — z końcem XVIII wieku z teatru francuskiego, zakwitł rychło cudownym geniuszem Fredry<a name="anchor-idp236960"></a><a href="#footnote-idp236960" class="annotation">[90]</a> i szedł niezmącenie po tej linii aż późno w głąb wieku XIX. Kulminacyjnym punktem jego rozwoju (mówię wciąż o <em class="author-emphasis">ciągłości repertuaru</em>, nie o poszczególnych talentach) jest okres znaczący się nazwiskami Zalewskiego<a name="anchor-idp237872"></a><a href="#footnote-idp237872" class="annotation">[91]</a>, Blizińskiego<a name="anchor-idp238416"></a><a href="#footnote-idp238416" class="annotation">[92]</a>, Lubowskiego<a name="anchor-idp238976"></a><a href="#footnote-idp238976" class="annotation">[93]</a>, Mańkowskiego<a name="anchor-idp239456"></a><a href="#footnote-idp239456" class="annotation">[94]</a>, Dobrzańskiego<a name="anchor-idp239928"></a><a href="#footnote-idp239928" class="annotation">[95]</a>, Bałuckiego<a name="anchor-idp240504"></a><a href="#footnote-idp240504" class="annotation">[96]</a>, Jasieńczyka<a name="anchor-idp240992"></a><a href="#footnote-idp240992" class="annotation">[97]</a> etc., etc. Wtedy istniał ciągły repertuar polski i był poniekąd odbiciem polskiej codzienności. Repertuar obcy, którym zasilały się polskie teatry, był wówczas również jednolity, oparty prawie wyłącznie na twórczości dramatycznej francuskiej: Augier<a name="anchor-idp241712"></a><a href="#footnote-idp241712" class="annotation">[98]</a>, Pailleron<a name="anchor-idp242200"></a><a href="#footnote-idp242200" class="annotation">[99]</a>, Dumas syn<a name="anchor-idp242944"></a><a href="#footnote-idp242944" class="annotation">[100]</a>, Sardou<a name="anchor-idp244184"></a><a href="#footnote-idp244184" class="annotation">[101]</a> etc. Najlepszym wyrazem tego teatru był styl warszawskich <em class="book-title">Rozmaitości<a name="anchor-idp245120"></a><a href="#footnote-idp245120" class="annotation">[102]</a> </em>oraz Koźmianowska epoka w Krakowie<a name="anchor-idp245688"></a><a href="#footnote-idp245688" class="annotation">[103]</a>.<span class="theme-end" fid="1323814232206-2738271585"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f42" class="target"> </a><a href="#f42" class="anchor">42</a>Dość nagłe odchylenie tej linii następuje w ostatnim dziesiątku lat ubiegłego wieku. Wskutek specjalnych warunków ówczesnego polskiego życia punkt ciężkości teatru, jak i wielu innych działów umysłowości polskiej, przenosi się na jakiś czas do Krakowa. Otóż w przeciwieństwie do Warszawy, Kraków przez swoje polityczne warunki, przez musową znajomość języka niemieckiego, daleko więcej wystawiony był na napór elementów germańskich, które w owym czasie zaczęły się narzucać teatralnej literaturze europejskiej, sztukując własne ubóstwo literaturą skandynawską. Prądy te znalazły nader skwapliwego odbiorcę w osobie Tadeusza Pawlikowskiego. Nie myślę bynajmniej zapoznawać jego zasług ani wysokiego znawstwa <em class="author-emphasis">całej</em> europejskiej teatrologii; ale był to temperament ponury, lubujący się w północnych samoudręczeniach, mgłach i nastrojach, któremu romańska pogoda, jasność spojrzenia i zwartość formy były raczej przeciwne i który też siłą swej wybitnej indywidualności pchnął teatr polski na te tory.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f43" class="target"> </a><a href="#f43" class="anchor">43</a>Tak więc w bardzo krótkim stosunkowo czasie nastąpiła w naszych oczach przemiana; dojrzała, uśmiechnięta francuska mądrość życia została przez ówczesne młode pokolenie obrzucona epitetem <em class="author-emphasis">płytkości</em>; niezrównane, wiekową tradycją nabyte mistrzostwo sceny ochrzczono pogardliwie <em class="author-emphasis">robotą</em> i sztuczką; płody germańskiego ducha uzurpowały<a name="anchor-idp248928"></a><a href="#footnote-idp248928" class="annotation">[104]</a> sobie monopol <em class="author-emphasis">głębi</em>. Wprowadzenie przed dwudziestu pięciu laty, wśród uroczystego bicia wielkich dzwonów, na krakowską scenę tego niestrawnego knedla<a name="anchor-idp249680"></a><a href="#footnote-idp249680" class="annotation">[105]</a>, jakim była <em class="book-title">Hannele</em><a name="anchor-idp250296"></a><a href="#footnote-idp250296" class="annotation">[106]</a> Hauptmanna<a name="anchor-idp250984"></a><a href="#footnote-idp250984" class="annotation">[107]</a> z niemieckim nauczycielem ludowym jako Chrystusem, przed którym to arcydziełem kazano nam padać na twarz niby przed objawieniem nowej sztuki, było zapoczątkowaniem kursu, jaki do dziś dnia pokutuje jeszcze tu i ówdzie po scenach polskich. Trzebaż to wreszcie powiedzieć: okres ten, tak wybitny pod względem reżyserskim, był pod względem repertuaru, a bardziej jeszcze ducha, odwróceniem teatru polskiego od jego wiekowych tradycji polsko-francuskich, a poddaniem go wpływowi i pośrednictwu Niemiec. Można się na to zapatrywać tak lub owak, ale trzeba to widzieć; otóż mam wrażenie, że przy wielokrotnym omawianiu owej epoki naszego teatru moment ten nigdy nie był jasno zaznaczony.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f44" class="target"> </a><a href="#f44" class="anchor">44</a>Nie bez wpływu na to „przewartościowanie” był także pewien element, przez swą ruchliwość i „światowe obywatelstwo” tak znaczną odgrywający rolę w pośrednictwie duchowym pomiędzy nami a tzw. „Europą”, która w zakresie teatru najczęściej bywała po prostu — Berlinem. Mówię o czynniku semickim. Stara ta rasa, inteligentna, zblazowana i wciąż potrzebująca nowych podniet cerebralnych, chłonie przejawy sztuki nie tyle jako bezpośrednie wrażenie lub uczuciowe przeżycie, ile jako mózgową podnietę, nową szaradę<a name="anchor-idp253208"></a><a href="#footnote-idp253208" class="annotation">[108]</a> do rozwiązania. Linia działalności politycznej inteligencji semickiej — która, pamiętać to trzeba, stanowiła też u nas ważny odłam publiczności teatralnej — każe jej być zawsze w awangardzie „postępu”, a <em class="author-emphasis">postępowość</em> ta, przyrosła do jej sposobu myślenia, przenosi się również i w dziedzinę sztuki. Zmysł handlowy wreszcie czyni z tego elementu czuły sejsmograf<a name="anchor-idp254184"></a><a href="#footnote-idp254184" class="annotation">[109]</a> na wszelki świeży towar, na <em class="author-emphasis">modę</em>. Żywioł ten ciąży oczywiście do Niemiec, opanował tam zresztą w znacznej mierze teatr i prasę; cóż naturalniejszego, że stamtąd niósł nam ewangelię sztuki. Propagując teatr berliński, propaguje on poniekąd <em class="author-emphasis">swój</em> teatr. Harmonijna, zwarta, po tradycyjnej linii rozwijająca się kultura francuska jest duchowi semickiemu na ogół obca; nie przedstawia ani drażniącej łamigłówki dla mózgu, ani sposobności do hałaśliwego kolportażu, jakiej wciąż dostarcza niespokojna krzątanina niemieckiego parweniuszostwa<a name="anchor-idp255632"></a><a href="#footnote-idp255632" class="annotation">[110]</a>.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f45" class="target"> </a><a href="#f45" class="anchor">45</a>Już to, nawiasem mówiąc, w ogóle francuska scena nie znajduje łaski w oczach „odnowicieli'' teatru. Teatr francuski? Thi, co to za teatr! Po prostu, tak wczoraj, jak i dziś, wyborni aktorzy wybornie grają wybornie napisane sztuki. Wrócisz do Paryża za dziesięć lat? Znowu, bestie, doskonale grają! Cóż to jest? To zastój, to marazm<a name="anchor-idp256584"></a><a href="#footnote-idp256584" class="annotation">[111]</a>! Gdzie postęp, gdzie stylizacja, gdzie <em class="author-emphasis">nowe prądy</em>, gdzie (przede wszystkim!) miejsce dla <em class="author-emphasis">reformatora</em> teatru?<span class="theme-end" fid="1323814311095-2115099738"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f46" class="target"> </a><a href="#f46" class="anchor">46</a>Przytoczę jeden przykład tego kręćka: Przed kilku laty jedna z najwybitniejszych polskich artystek<a name="anchor-idp258024"></a><a href="#footnote-idp258024" class="annotation">[112]</a> grywała równocześnie dwie sztuki dość pokrewne treścią oraz postacią bohaterki, mianowicie <em class="book-title">Kobietę i pajaca<a name="anchor-idp258728"></a><a href="#footnote-idp258728" class="annotation">[113]</a></em> Pierre'a Louÿsa<a name="anchor-idp259152"></a><a href="#footnote-idp259152" class="annotation">[114]</a>, awanturę bezpretensjonalną i żartobliwą oraz <em class="book-title">Demona ziemi</em><a name="anchor-idp260040"></a><a href="#footnote-idp260040" class="annotation">[115]</a> Franka Wedekinda<a name="anchor-idp260464"></a><a href="#footnote-idp260464" class="annotation">[116]</a>, również awanturę, tylko że pretensjonalną, nadętą i niedorzecznie tragiczną. Obie sztuki trzymały się wyłącznie efektowną rolą kobiecą. Trzeba było widzieć, jak pod wpływem panującej sugestii odnoszono się do tych dwóch sztuk: na pierwszą tłoczyła się wprawdzie publiczność, ale słuchała jej wstydliwie, z pobłażliwym, lekceważącym wzruszeniem ramion; <em class="book-title">Demona ziemi</em> natomiast podawano i przyjmowano niby jakieś wysokie misterium!</p>
+<p class="paragraph"><a name="f47" class="target"> </a><a href="#f47" class="anchor">47</a>Do jakiego stopnia specyficznie ponure zabarwienie temperamentu Pawlikowskiego zidentyfikowało się w umysłowościach owej epoki z pojęciami o teatrze, może stanowić dowód, iż kiedy obecny dyrektor, człowiek, jak wiadomo, odznaczający się prywatnie złotym humorem i świetnym apetytem, zapragnął w pierwszych „czwartkach literackich''<a name="anchor-idp262488"></a><a href="#footnote-idp262488" class="annotation">[117]</a> streścić, jak się zdaje, swoje artystyczne <em class="foreign-word">credo<a name="anchor-idp263256"></a><a href="#footnote-idp263256" class="annotation">[118]</a></em>, podał nam jednym tchem jedną sztukę Ibsena<a name="anchor-idp263712"></a><a href="#footnote-idp263712" class="annotation">[119]</a>, jedną Przybyszewskiego<a name="anchor-idp264488"></a><a href="#footnote-idp264488" class="annotation">[120]</a>, i jedną Strindberga<a name="anchor-idp265280"></a><a href="#footnote-idp265280" class="annotation">[121]</a>, czyli sam ekstrakt owej germańsko-skandynawskiej kuchni.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f48" class="target"> </a><a href="#f48" class="anchor">48</a>Mam przekonanie, że o ile krzyżowanie polsko-francuskie wydaje, jak w literaturze, tak i w teatrze, od biskupa Krasickiego<a name="anchor-idp266440"></a><a href="#footnote-idp266440" class="annotation">[122]</a> aż po Gabrielę Zapolską<a name="anchor-idp267352"></a><a href="#footnote-idp267352" class="annotation">[123]</a>, zdrowe i dorodne potomstwo (sam Fredro jest cudownym wręcz dowodem, jak można, wyciągnąwszy z francuskiej kultury wszystkie soki, pozostać <em class="author-emphasis">takim</em> Polakiem; w żadnej innej kombinacji cud ten nie byłby do pomyślenia), o tyle krzyżowanie germańsko-polskie jest bezpłodne albo też rodzi dziwotwory<a name="anchor-idp268888"></a><a href="#footnote-idp268888" class="annotation">[124]</a>. Toż samo wpływy północne. Ibsen jest wielkim pisarzem, ani słowa; ale wszystkie te protestancko-pastorskie problemy sumienia, tak żywe, tak codzienne dla jakiegoś Ibsena czy Björnsona<a name="anchor-idp269464"></a><a href="#footnote-idp269464" class="annotation">[125]</a>, są dla naszej romańsko-katolickiej umysłowości najzupełniej obce: tak obce, jak jakieś punkty honoru japońskiego samuraja. Mogą nas zająć intelektualnie, ale w krew nie wejdą nigdy, oddźwięk zaś, jaki wywołają w naszej twórczości, będzie zawsze brzmiał sztucznie lub fałszywie.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f49" class="target"> </a><a href="#f49" class="anchor">49</a>Poglądu na niepomyślne wyniki polsko-germańskiej symbiozy nie zachwieje chyba teatr Stanisława Przybyszewskiego, który tak znaczny wywarł wpływ na całe jedno pokolenie. Przybyszewski jest wielkim poetą lirykiem; jak wielkim, może ten tylko mieć pojęcie, kto czytał pierwsze jego utwory w oryginale, tj. po niemiecku<a name="anchor-idp271112"></a><a href="#footnote-idp271112" class="annotation">[126]</a>; ale twórczość jego teatralna sprowadza się właściwie do jednego motywu, w którym jedynie jakiś sugestionujący poprzez dzieło element pasji wewnętrznej pisarza może przesłonić zahipnotyzowanemu widzowi straszliwe niedostatki środowiska, figur, dialogu etc. A już od „szkoły'' Przybyszewskiego w teatrze niech nas Pan Bóg broni!</p>
+<p class="paragraph"><a name="f50" class="target"> </a><a href="#f50" class="anchor">50</a>Nie chciałbym, aby mnie fałszywie rozumiano. Rolę, jaką Przybyszewski odegrał w swoim czasie jako <em class="author-emphasis">wychowawca</em>, uważam za niezmiernie zbawienną i płodną: pobyt jego w Krakowie i codzienne nasze obcowanie wspominam z najwyższą wdzięcznością i entuzjazmem. Ale jak każda potężna indywidualność był on niezmiernie wyłączny. Nietzsche<a name="anchor-idp275248"></a><a href="#footnote-idp275248" class="annotation">[127]</a> w bardzo szczęśliwej definicji dzieli sztukę na dwie zasadnicze grupy <em class="book-title">Rausch i Traum</em> (Szał i Sen). Przybyszewski znał tylko <em class="foreign-word">Rausch</em>: sztukę jako konwulsyjne napięcie bólu, żądzy, tęsknoty, przerażenia. <em class="foreign-word">Traum</em>, sztuka jako sen, w którym, jak w tafli zaczarowanego jakiegoś jeziora, odbija się obiektywnie a syntetycznie zarazem złuda życia, ten odłam sztuki zupełnie dla niego nie istniał. Pozwolę sobie przytoczyć zabawną anegdotę: Przybyszewski uwielbiał Słowackiego jako twórcę <em class="book-title">Króla Ducha<a name="anchor-idp277040"></a><a href="#footnote-idp277040" class="annotation">[128]</a></em>; nie ręczę, czy go bardzo czytał, czy tylko odgadywał, dość że go uwielbiał. Otóż za jego pobytu w Krakowie dawano <em class="book-title">Nową Dejanirę</em><a name="anchor-idp277784"></a><a href="#footnote-idp277784" class="annotation">[129]</a>; wybrał się do teatru jak na wielkie święto. Byłem z nim sam w loży. Zaledwie kurtyna się podniosła, podczas kiedy ze sceny lały się strumienie tej cudnej poezji, widziałem, iż „Przybysz'' kręci się coraz niecierpliwiej na krześle; w końcu ze swą naturą nerwowca niezdolnego do nałożenia sobie najmniejszego przymusu zerwał się, szepnął do mnie charakterystyczną chrypką: „Okrutnie tego Julka nie lubię!'' i — <a name="m1323814705347-3366125774" class="theme-begin" fid="1323814705347-3366125774">Kawiarnia</a>drapnął przed końcem pierwszego aktu do „Turla''<a name="anchor-idp279608"></a><a href="#footnote-idp279608" class="annotation">[130]</a>.<span class="theme-end" fid="1323814705347-3366125774"></span> Można zrozumieć, jak dopiero z tego punktu patrzenia na sztukę przedstawiał się Mistrzowi, a zwłaszcza jego uczniom, repertuar teatralny Zalewskich, Przybylskich<a name="anchor-idp281232"></a><a href="#footnote-idp281232" class="annotation">[131]</a> etc. Bałucki bodajże tragiczną śmiercią przypłacił bezgraniczną wzgardę, jaką uczuł się nagle obrzucony. W każdym razie nie była to atmosfera, która by sprzyjała rozwojowi dobrego, codziennego repertuaru; na drodze bowiem, na jaką wiódł Przybyszewski swoich wyznawców, talent średniej miary może tylko kark skręcić.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f51" class="target"> </a><a href="#f51" class="anchor">51</a>Przybyszewski cudownie się spotkał z Pawlikowskim w swoich upodobaniach. Znał on i rozumiał jedynie teatr skandynawski i niemiecki; najwyższą koncesją, do jakiej na rzecz ducha „romańskiego'' się posuwał, był — Maeterlinck<a name="anchor-idp282808"></a><a href="#footnote-idp282808" class="annotation">[132]</a>! Ustępstwo, jak widzimy, nieduże.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f52" class="target"> </a><a href="#f52" class="anchor">52</a>Twórczość Przybyszewskiego prowadzi nas pośrednio do ciekawego momentu polskiego życia artystycznego, tj. do <em class="author-emphasis">emigracji</em>.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f53" class="target"> </a><a href="#f53" class="anchor">53</a><a name="m1323814842860-862735077" class="theme-begin" fid="1323814842860-862735077">Emigrant, Patriota</a>Emigracja artystyczna odbywała się u nas ciągle aż do ostatniej chwili. Nie tylko wypadki polityczne, ale i inne warunki związane z okaleczeniem, podwiązaniem naszego duchowego życia były jej przyczyną. Można by wymienić litanię całą nazwisk artystów, którzy — mówiąc już tylko o ostatnim pokoleniu — lata całe spędzili poza granicami. Nawet ci, którzy niby żyli w kraju, przebywali w nim często jak przelotne ptaki, „żurawce''<a name="anchor-idp285280"></a><a href="#footnote-idp285280" class="annotation">[133]</a>, nie zadomowiając się, wyglądając chwili odlotu. Kto zna powieści polskie lat ostatnich, ten zauważył, że w większości ich połowa akcji toczy się za granicą, najczęściej w Paryżu. Otóż na emigracji może powstać wielka poezja, ale nie może powstać bieżący repertuar teatralny wyrażający współczesne życie. Przybyszewski jest najczystszym typem tej emigracji, zawieszonej pomiędzy niebem a ziemią, nie żyjącej, ściśle biorąc, w żadnym społeczeństwie. Nie zna nawet języka, jakim w Polsce ludzie potocznie mówią, nie zna nic pośredniego między swą przepiękną poetycką prozą a okropnym żargonem kawiarnianej cyganerii, jakim bezwiednie zarywają bohaterowie jego powieści i dramatów…<span class="theme-end" fid="1323814842860-862735077"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f54" class="target"> </a><a href="#f54" class="anchor">54</a>Nastręczają mi się w tym przedmiocie dwa charakterystyczne fakty. Przed kilku laty teatr krakowski wystawił sztukę obecnego sprawozdawcy z kongresu pokojowego, p. Korab-Kucharskiego<a name="anchor-idp287264"></a><a href="#footnote-idp287264" class="annotation">[134]</a>, stale osiadłego w Paryżu. Akcja sztuki napisanej po polsku rozgrywała się we Francji, w Bretanii<a name="anchor-idp287768"></a><a href="#footnote-idp287768" class="annotation">[135]</a>. Było to jedyne przedstawienie, na którym byłem świadkiem, jak w teatrze rozległy się gwizdania. Czemu, niepodobna właściwie określić. Coś podobnego zdarzyło się teraz na sztuce <em class="book-title">Granith et Hymen<a name="anchor-idp288512"></a><a href="#footnote-idp288512" class="annotation">[136]</a></em>, a autorem jej jest również dobrowolny emigrant, który przebył pół życia za granicą, zresztą bardzo inteligentny i kulturalny człowiek. (Przed kilku laty czytałem w rękopisie inną jego sztukę pisaną po polsku, a rozgrywającą się w sferach najwyższej arystokracji francuskiej, której zapewne autor nigdy nie oglądał. Znam innego znowuż wybitnego pisarza polskiego, który włożył wiele pracy w to, aby napisać po francusku farsę pt. <em class="book-title">Cardon s'il vous plait!<a name="anchor-idp289520"></a><a href="#footnote-idp289520" class="annotation">[137]</a></em> i dokładał starań, by ją wystawić w Paryżu…). Dwa rzadkie a przykre incydenty teatralne, które przytoczyłem poprzednio, świadczą, jak delikatne są w teatrze włókna porozumienia ze społeczeństwem i jak trudno je zachować, nie żyjąc co dzień jego życiem.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f55" class="target"> </a><a href="#f55" class="anchor">55</a>Innego znów rodzaju zjawisko emigracji przedstawia Tadeusz Rittner<a name="anchor-idp290616"></a><a href="#footnote-idp290616" class="annotation">[138]</a>, nie posiadający wskutek tego dla dramaturgii polskiej ani w części tego znaczenia, do jakiego by mu wielki jego talent, kultura i praca dawały słuszne prawo.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f56" class="target"> </a><a href="#f56" class="anchor">56</a>Trzeba przyznać z drugiej strony, że i samo społeczeństwo polskie stało się z biegiem czasu coraz trudniejsze do uchwycenia, do ujęcia w <em class="author-emphasis">typy</em>: bez tego zaś stypizowania, w którym jak w <em class="foreign-word">commedia dell' arte</em> autor porusza z drobnymi zmianami tradycyjne marionetki, powszedni repertuar teatralny niełatwo może się obyć. Dawny szopkowy szlachcic, mieszczanin, chłop i Żyd nadzwyczaj się skomplikowali. Środowisko szlacheckie, tak żywo odbijające się jeszcze w utworach Blizińskiego, przestało zasilać twórczość teatralną; w znacznym stopniu straciło swą odrębność zewnętrzną, pochwycenie zaś jego świeżej treści wymagałoby zapewne zupełnie nowego ujęcia. Klasa średnia, mieszczańska, inteligencja, która z natury rzeczy nastręcza się wszędzie jako podłoże nowoczesnego repertuaru, znajduje się u nas jeszcze w płynnym stanie formacji: z jednej strony zasilana ciągłym napływem tracącej pod nogami ziemię (w dosłownym znaczeniu) szlachetczyzny, z drugiej inwazją elementu ludowego. Sam chłop wreszcie jakie przechodzi przeobrażenia! Jeżeli dodamy do tego zasadnicze rozłamy „kordonów''<a name="anchor-idp293552"></a><a href="#footnote-idp293552" class="annotation">[139]</a>, stałe przesunięcie ośrodków życia politycznego poza granice kraju, brak stolicy, która by skupiała pełne życie narodu, różnoraką emigrację wreszcie, nowoczesne życie polskie przedstawi nam olbrzymi las indywiduów, ale bardzo mało <em class="author-emphasis">typów</em>. Zręczny pracownik sceniczny we Francji ma tych typów setki, leżą gotowe w pudełkach; tylko trochę je przemalować, trochę poprzemieszczać kombinacje sznureczków i można je puścić w ruch; u nas musiałby za każdym razem tworzyć samemu syntezę, a na to trzeba by może wzroku Balzaca albo też twórcy <em class="book-title">Wesela</em>… A ja wciąż mówię tu nie o twórczości genialnej, tylko o tej, która jest podstawą dobrego codziennego repertuaru.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f57" class="target"> </a><a href="#f57" class="anchor">57</a>Młody repertuar polski instynktownie ucieka od tej trudności, biorąc jako temat obserwacji najbliższe sobie środowisko „artystyczne''; najczęściej bohaterem sztuki jest malarz, poeta lub rzeźbiarz, tematem zaś jego erotyczne perypetie. Nie potrzebuję podkreślać, jakim zubożeniem motywów jest ta „<em class="author-emphasis">droga najmniejszego oporu</em>'' w obserwacji i jakim spaczeniem proporcji rzeczywistego życia.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f58" class="target"> </a><a href="#f58" class="anchor">58</a><a name="m1323814910015-1638776843" class="theme-begin" fid="1323814910015-1638776843">Emigrant</a>I tu również wchodzą w grę następstwa <em class="author-emphasis">emigracji</em>, dla której stolik kawiarni literackiej staje się światem, a problemy z odpowiednią przesadą przy nim roztrząsane — życiem.<span class="theme-end" fid="1323814910015-1638776843"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f59" class="target"> </a><a href="#f59" class="anchor">59</a>Inne jeszcze może elementy, dodatnie same w sobie wpłynęły na wybicie z toru naszej codzienności teatralnej. Szukanie teatralnych walorów w chwale naszej literatury, wielkiej poezji romantycznej, wprowadziło na scenę polską szereg dzieł w założeniu na wpół tylko scenicznych, z jednej strony odwracając uwagę od przykazań teatralności, z drugiej zapładniając nieraz nowszą twórczość polską zjawiskiem jednym ze smutniejszych, tj. „wielką poezją drugiej klasy''. Zjawił się Wyspiański<a name="anchor-idp297960"></a><a href="#footnote-idp297960" class="annotation">[140]</a>, człowiek teatralny nieskończenie twórczy sam dla siebie, ale groźny po prostu jako szkoła dla tych, co naśladują jego formę, zdolni najczęściej przejąć tylko jej braki, nie okupując ich jego duchem. Wszystko to razem wprowadziło opłakane lekceważenie teatralnego rzemiosła (pamiętam czas, w którym nazwisko <em class="author-emphasis">Sardou</em> było w kołach literackich obelgą, czymś w rodzaju <em class="foreign-word">sufragana</em><a name="anchor-idp299704"></a><a href="#footnote-idp299704" class="annotation">[141]</a>); wprowadziło na pewien czas dążenia teatralne pod znak fałszywej genialności, fałszywej głębi, fałszywej poezji. Teatr codzienny przestał być odbiciem życia, ponieważ przestał być <em class="author-emphasis">szczerym</em> wyrazem talentu i skali jednostek.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f60" class="target"> </a><a href="#f60" class="anchor">60</a><a name="m1323814986521-1379235232" class="theme-begin" fid="1323814986521-1379235232">Literat</a>Ale co mówić teatr! A reszta? Biedna ta nasza literatura! Jeden pisarz, wykwintny krytyk, odkłada z westchnieniem tom Willy'ego<a name="anchor-idp301552"></a><a href="#footnote-idp301552" class="annotation">[142]</a>, aby zasiąść do pisania artykułu jubileuszowego o Elizie Orzeszkowej<a name="anchor-idp302496"></a><a href="#footnote-idp302496" class="annotation">[143]</a>. Inny przerywa ze zgrzytaniem zębów trzydniową partię baka<a name="anchor-idp303432"></a><a href="#footnote-idp303432" class="annotation">[144]</a>, aby kończyć ostatni rozdział powieści o <em class="author-emphasis">obywatelskiej tendencji</em>; rasowy pamflecista obmyśla nową sztukę o <em class="author-emphasis">Księdzu Skardze</em> albo o <em class="author-emphasis">Unii lubelskiej</em>; inny, wyga<a name="anchor-idp304608"></a><a href="#footnote-idp304608" class="annotation">[145]</a> nad wygi, kropi „brylantową'' oktawą nową edycję <em class="book-title">Króla Ducha</em>; inny, miłe dziecię salonów, skupia się do nowej <em class="book-title">Mesjady</em>, etc. Trzeba znać literaturę polską nie tylko publicznie, ale i prywatnie, aby ocenić, do jakiego stopnia zalęgła się u nas zupełna rozbieżność pomiędzy myśleniem poufnym a oficjalnym. Czasem mogłoby się zdawać, że odwykliśmy po prostu od świadomości, że pierwszym, jedynym zadaniem pisarza jest wyrazić możliwie pełno i szczerze ludzką treść własną. <a name="m1323815009105-1566489245" class="theme-begin" fid="1323815009105-1566489245">Sława</a>Flaubert, szlifując przez sześć lat <em class="book-title">Panią Bovary</em>, za którą miał w dodatku proces o obrazę moralności, bardziej zasłużył się ojczyźnie, niż gdyby był napisał sztukę o Joannie d'Arc<a name="anchor-idp306928"></a><a href="#footnote-idp306928" class="annotation">[146]</a> i epopeję o świętym Ludwiku<a name="anchor-idp307496"></a><a href="#footnote-idp307496" class="annotation">[147]</a>.<span class="theme-end" fid="1323815009105-1566489245"></span><span class="theme-end" fid="1323814986521-1379235232"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f61" class="target"> </a><a href="#f61" class="anchor">61</a><a name="m1323815043432-2865888669" class="theme-begin" fid="1323815043432-2865888669">Twórczość</a>Żal mi tych ludzi, doprawdy! Jeżeli trud pisania nie ma być zaspokojeniem wewnętrznej, tajemniczej potrzeby wypowiedzenia samego siebie, za jakież ciężkie grzechy nakładać sobie tę mękę! Ale zresztą to zrozumiale; żyliśmy od tylu lat w tak anormalnej atmosferze, tak bez tlenu, bez powietrza, pod ciśnieniem tylu <em class="author-emphasis">nakazów</em>, literatura musiała pełnić tyle funkcji zastępczych, że wszystko można i trzeba zrozumieć. Ale teraz, uff! Odetchnijmy. Mamy Polskę, sejm, wojsko, dyplomację, będziemy mieli szkołę polską i oświatę ludową, niechże to wszystko działa jak najsprawniej, a literatura niech wróci do tego, co jest jej jedyną prawą funkcją. Nie znaczy to, iżby kiedykolwiek literatura nasza miała się wyrzec swoich wielkich narodowych i społecznych zadań; mamy, na szczęście, i będziemy mieli dosyć pisarzy, dla których te właśnie wartości będą pełnym i szczerym wyrazem ich istoty. Ale po cóż zaraz wszyscy — z powołaniem czy bez — mamy przyjmować święcenia kapłańskie!<span class="theme-end" fid="1323815043432-2865888669"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f62" class="target"> </a><a href="#f62" class="anchor">62</a>A konkluzja tych bezładnych nieco uwag?</p>
+<p class="paragraph"><a name="f63" class="target"> </a><a href="#f63" class="anchor">63</a>Teatr polski swój dobry codzienny repertuar miał i niewątpliwie mieć będzie. A droga do tego, o ile mi się zdaje, byłaby: zacząć skromniej i naturalniej pojmować istotę teatru, odrzucić wszelkie szczudła i fałszywe piedestały, odrzucić te obce naleciałości, które są naszej indywidualności rasowej przeciwne; żyć w kraju pełnym życiem swego społeczeństwa; a wreszcie zwrócić oczy tam, skąd zawsze płynęły dla naszego teatru ożywcze soki. Zgodzić się z tym, że ze wszystkich rodzajów literackich w produkcję teatralną wchodzi największa dawka <em class="author-emphasis">rzemiosła</em>, którego nauczyć się można i — trzeba. Jako dowód tego odrębnego charakteru twórczości teatralnej może służyć fakt, iż np. w zakresie lekkiej komedii współpracownictwo dwóch pisarzy daje tak dobre wyniki. To nie jest rzecz natchnienia; inwencja musi tu być kontrolowana zimną krytyką; konstrukcja komedii to sprawa inżynierska, gdzie jak przy budowie mostu wytrzymałość i obciążenie każdego punktu muszą być ściśle obliczone. A nawet humor, dowcip, rzecz na pozór tak samorzutna, ileż ma w sobie pierwiastków <em class="author-emphasis">matematyki</em> i jak szczęśliwie iskrzy się nieraz pod wpływem tarcia dwóch dobranych do siebie intelektów. Wreszcie w teatrach francuskich, mogących sobie pozwolić na kilkadziesiąt prób, na <em class="author-emphasis">próbach</em> odbywa się przykrawanie sztuki z udziałem reżysera, dawkowanie efektów sytuacji lub dialogu pod kontrolą żywego wrażenia; dlatego na przedstawieniu sztuka nie jest, jak to się zdarza u nas, nieobliczalną niespodzianką dla samego autora, ale leży na scenie i na aktorach niby ubranie doskonale zrobione na <em class="author-emphasis">miarę</em>. Ale przede wszystkim niech każdy, komu się świat w postaci scenicznej kształtuje, dąży do tego, aby wyrazić w tej formie to, co <em class="author-emphasis">naprawdę</em> jego samego cieszy, wzrusza lub bawi, a my nie żądajmy odeń czego innego jak szczerości i sumienności artystycznej. Im wyżej będziemy podnosić sztandar „wielkiej sztuki'', im więcej będziemy mówili o „dostojeństwie teatru'' i jego postulatach, o „misteriach'' polskich i o świętym Graalu<a name="anchor-idp314256"></a><a href="#footnote-idp314256" class="annotation">[148]</a>, tym niżej będzie spadać nasza bieżąca twórczość teatralna. Załże się na śmierć. Wiadomo wszystkim, że w nauce śpiewu najważniejszą rzeczą jest naturalne <em class="author-emphasis">ustawienie głosu</em>; kto zacznie śpiewać nie swoim głosem, ten skończy „kogutkiem'' i zedrze się przedwcześnie.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f64" class="target"> </a><a href="#f64" class="anchor">64</a>A co do <em class="author-emphasis">wielkiej sztuki</em>, ta odwiedzi nas, <em class="author-emphasis">ilekroć przyjdzie jej samej ochota</em> i potrafi na swój użytek rozszerzyć bodaj najskromniejsze ramy.</p>
+<h3><a name="s6" class="target"> </a>Bezwiedne<a name="anchor-idp316264"></a><a href="#footnote-idp316264" class="annotation">[149]</a> „orientacje''</h3>
+<p class="paragraph"><a name="f65" class="target"> </a><a href="#f65" class="anchor">65</a><a name="m1324224354671-2992206392" class="theme-begin" fid="1324224354671-2992206392">Dziedzictwo, Twórczość</a>Po ogłoszeniu moich uwag teatralnych, trącających pośrednio o wpływy francuskie i niemieckie odnośnie do naszego repertuaru, spotkałem się z licznych stron z zarzutami <em class="author-emphasis">jednostronności</em> w stosunku do literatury i kultury duchowej Niemiec a Francji etc. Dlatego pozwolę sobie w kilku słowach wyjaśnić moje stanowisko. Być może znów spotkam się z tym samym zarzutem; na to odpowiem chyba wykrzyknikiem, jakim wybuchał nieodżałowany grubas, śp. malarz Stanisławski<a name="anchor-idp318088"></a><a href="#footnote-idp318088" class="annotation">[150]</a>, ilekroć mu ktoś przedkładał, że jest <em class="author-emphasis">niesprawiedliwy</em> w objawach swoich sympatii lub antypatii artystycznych: „Noo, <em class="author-emphasis">dlaczego</em> ja mam być sprawiedliwy? <em class="author-emphasis">Pan Bóg</em> jest od tego, aby był sprawiedliwy!…''.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f66" class="target"> </a><a href="#f66" class="anchor">66</a><a name="m1324224958546-1739043061" class="theme-begin" fid="1324224958546-1739043061">Polityka</a>Kwestia wpływów niemieckich na psychikę polską nie zdaje mi się bynajmniej kwestią akademicką, ale bardzo — i na długo jeszcze — życiową; nie chodzi tu przeto o czyste rozważanie, ale i o <em class="author-emphasis">oddziaływanie</em> wedle skromnych środków każdego; wszelkie zaś działanie, o ile ma być skuteczne, musi być poniekąd jednostronne. A przy tym każda chwila ma swoją specyficzną <em class="author-emphasis">prawdę</em> i swoją „ewangelię na dzień dzisiejszy''. Niewątpliwie, że kiedyś tam, w epoce Goethe'ów<a name="anchor-idp321096"></a><a href="#footnote-idp321096" class="annotation">[151]</a> i Schillerów<a name="anchor-idp322208"></a><a href="#footnote-idp322208" class="annotation">[152]</a> świeży powiew romantyzmu niemieckiego mógł być w Polsce dodatnim czynnikiem w stosunku do zaskorupiałych kopii francuskiego pseudoklasycyzmu; ale od tego czasu Francja stała się dla znacznej części naszego społeczeństwa — nawet względnie oświeconej — czymś równie obcym i egzotycznym niemal, jak np. Japonia; z drugiej strony, przeszliśmy setkę lat przeszło niemieckich wpływów, niemieckiej szkoły; niemieckość (w niczym zresztą niepodobna do niemieckości z epoki romantyków) wciskała się w życie nasze, myśl wszystkimi porami; stała się chwastem, do którego uprzątnięcia żadna metoda nie może być zbyt energiczną.<span class="theme-end" fid="1324224354671-2992206392"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f67" class="target"> </a><a href="#f67" class="anchor">67</a>Mały przykład. Znam polskie pismo satyryczne (dobre zresztą), które jeszcze przed upadkiem Niemiec i za czasu obu okupacji prowadziło zaciętą i śmiałą kampanię antyniemiecką. Otóż gdyby zasłonić polski tekst, nikt nie odróżniłby numeru tego pisma od niemieckiego „Simplicissimusa''<a name="anchor-idp324904"></a><a href="#footnote-idp324904" class="annotation">[153]</a>, tak bardzo co do formy artystycznej i ilustracyjnej jest na nim wzorowane. Od dwóch lat pismo to puszcza jadowite strzały w Niemców, naśladując ich równocześnie niewolniczo i przyczyniając się w ten sposób bezświadomie do utrwalenia niemieckości.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f68" class="target"> </a><a href="#f68" class="anchor">68</a>„<em class="foreign-word">Vous êtes un sale boche</em>!''<a name="anchor-idp326160"></a><a href="#footnote-idp326160" class="annotation">[154]</a> — krzyczał raz największy <em class="author-emphasis">boszożerca</em>, architekt Stryjeński<a name="anchor-idp326848"></a><a href="#footnote-idp326848" class="annotation">[155]</a>, na pewnego poczciwego jenerała austriackiego, zresztą Polaka i… <em class="author-emphasis">entencistę</em><a name="anchor-idp327592"></a><a href="#footnote-idp327592" class="annotation">[156]</a>. — „Ale skądże!'', sumitował się<a name="anchor-idp328168"></a><a href="#footnote-idp328168" class="annotation">[157]</a> biedny jenerał. „<em class="foreign-word">Vous l'êtes sans le savoir: c'est comme la vérole, ça ne se voit pas, mais c'est dans le sang</em>!''<a name="anchor-idp328920"></a><a href="#footnote-idp328920" class="annotation">[158]</a>.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f69" class="target"> </a><a href="#f69" class="anchor">69</a>To się nazywa trafić w samo sedno; a przytoczone przeze mnie pismo polskie jest dowodem, że bezwiedne „orientacje'' duchowe są czymś głębiej tkwiącym, bardziej złożonym i niepokrywającym się zgoła z „orientacjami'' politycznymi, na szczęście pogrzebanymi już zresztą gruntownie. Nikt mnie nie posądzi, abym kiedykolwiek żywił sympatie „centralne''<a name="anchor-idp330072"></a><a href="#footnote-idp330072" class="annotation">[159]</a>, mogę przeto mówić szczerze. Otóż znałem w czasie wojny wśród czynnie działających „aktywistów''<a name="anchor-idp330640"></a><a href="#footnote-idp330640" class="annotation">[160]</a> ludzi, którzy przez całe życie wszystkimi fibrami<a name="anchor-idp331128"></a><a href="#footnote-idp331128" class="annotation">[161]</a> duchowymi sympatyzowali z Francją i nie potrafiliby zasnąć bez książki francuskiej przy łóżku; znałem, z drugiej strony znowuż, zajadłych „entencistów''<a name="anchor-idp331688"></a><a href="#footnote-idp331688" class="annotation">[162]</a>, którzy przed wojną, wówczas gdy nic nie stało na przeszkodzie ich wolnemu wyborowi, wszystkie swoje wycieczki za granicę kierowali w stronę Wiednia i Berlina, stamtąd czerpiąc swój pokarm duchowy i pojęcia o cywilizacji.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f70" class="target"> </a><a href="#f70" class="anchor">70</a>Zabawnym zbiegiem okoliczności pośród moich znajomych ci właśnie, którzy najenergiczniej „orientowali się'' po stronie ententy, najgłębiej, bezwiednie nieraz, w nauce, filozofii, sztuce zakażeni byli duchem niemieckim. Nie odważyłbym się może sformułować tak po prostu tego spostrzeżenia, gdybym nie posiadał bardzo czułej i pewnej w tej mierze kontroli. Żyłem mianowicie w czasie wojny blisko z pewnym młodym Francuzem, człowiekiem wysoce wykształconym i inteligentnym, który internowany w Krakowie w powrocie z Rosji spędził tu półpięta<a name="anchor-idp333136"></a><a href="#footnote-idp333136" class="annotation">[163]</a> roku, serdecznie zrósł się z polskim społeczeństwem i doskonale się w nim rozeznawał. Z natury rzeczy obracał się w polskich kołach politycznie „<em class="author-emphasis">ententowych</em>''; otóż ilekroć rozmawiałem z nim o wspólnych znajomych z tych kół — a rozmawialiśmy z sobą bardzo otwarcie, poza wielką polityką i wyłącznie z punktu rozważania psychologii kraju — bardzo często powtarzało się w ustach jego określenie o kimś: „<em class="foreign-word">Oh, qu'il est boche!</em>''<a name="anchor-idp334408"></a><a href="#footnote-idp334408" class="annotation">[164]</a> — wypowiadane zresztą bez żółci<a name="anchor-idp334848"></a><a href="#footnote-idp334848" class="annotation">[165]</a>, wyłącznie dla stwierdzenia pewnego piętna umysłowości.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f71" class="target"> </a><a href="#f71" class="anchor">71</a>Rozmowom z tymże samym Francuzem zawdzięczam uświadomienie w jeszcze jednej kwestii. I<a name="m1324998037105-430411262" class="theme-begin" fid="1324998037105-430411262">Nauka, Patriota</a>ntrygowało mnie mianowicie, dlaczego w naszych uniwersytetach gruntowne studium języka i literatury francuskiej wstydliwie zastępuje jakaś <em class="author-emphasis">romanistyka</em> siląca się o to, aby z najżywszej mowy i literatury w świecie uczynić język martwy na równi ze starogreckim lub sanskrytem; aby skupić pracę uczniów na odcyfrowywaniu tekstów z głębokiego średniowiecza, kończyć zaś najczęściej znajomość literatury francuskiej tam, gdzie się ta literatura właściwie zaczyna. Francuz objaśnił mnie, że <em class="author-emphasis">romanistyka</em> na uniwersytetach jest w tym ujęciu wynalazkiem <em class="author-emphasis">niemieckim</em>, jako iż Niemcom nie tyle idzie o samą literaturę francuską, ile o docieranie do tych mrocznych punktów, gdzie obie literatury, niemiecka i francuska, schodzą się u wspólnego pnia, przy czym oczywiście odgrywają rolę i szowinistyczne zakusy rewindykowania tego i owego zabytku na rzecz Niemiec. <span class="theme-end" fid="1324998037105-430411262"></span>Z uniwersytetów niemieckich przejęły z dobrodziejstwem inwentarza tę <em class="author-emphasis">romanistykę</em> polskie i pielęgnują ją zawzięcie; o ile jednak ma ona rację bytu w tej postaci dla Niemców, o tyle w naszych stosunkach jest po trosze dziwolągiem. Z kursów tych wychodzą uczeni <em class="author-emphasis">romaniści</em>, którzy być może władają poprawnie językiem truwerów<a name="anchor-idp338752"></a><a href="#footnote-idp338752" class="annotation">[166]</a>, ale których dzisiejsza francuszczyzna pozostawia wiele do życzenia (jedna ze słuchaczek uniwersytetu, romanistka, mówiła mi, iż na jej kursie posiadały język francuski jedynie dwie osoby i to posiadały go z <em class="author-emphasis">domu</em>); tym to romanistom powierza się w gimnazjach — o ile jest w nich zaprowadzony język francuski — naukę tego języka. Rezultaty są też odpowiednie. Znajomy mój dziennikarz, rozmawiając z jednym ze specjalistów od przyszłej organizacji naszych szkół (w której to organizacji ma być przyznane szerokie miejsce kulturze francuskiej), wyraził przypuszczenie, iż zapewne dla nauki tego języka w gimnazjach powoła się odpowiednią ilość rodowitych Francuzów; na co otrzymał odpowiedź: „Och, nie, mamy przecież dosyć wybornych »romanistów«''. Z tego by wynikało, że podstawą krzewienia u nas języka i kultury francuskiej, będzie nadal znajomość Francji… z epoki wędrówek narodów i Karola Łysego.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f72" class="target"> </a><a href="#f72" class="anchor">72</a>Gdzież tedy nie natkniemy się u nas na przyczajonego <em class="author-emphasis">niemieckiego</em> ducha, jeżeli zdołał się on wcisnąć w same nawet podstawy przyszłej nauki francuszczyzny w wolnej Polsce!</p>
+<p class="paragraph"><a name="f73" class="target"> </a><a href="#f73" class="anchor">73</a>Pamiętam, jak w czasie ostatniej groźnej ofensywy Niemiec i marszu na Paryż, w jednym z najbardziej ponurych momentów wojny, zebrało się grono kilkunastu osób w gościnnym domu pp. Puszetów<a name="anchor-idp341344"></a><a href="#footnote-idp341344" class="annotation">[167]</a>; celem zebrania, w którym uczestniczyły głośne nazwiska naszej nauki, było zainicjowanie <em class="author-emphasis">Towarzystwa Przyjaciół Kultury Francuskiej</em>. Ale samego celu nie zdołano nawet poruszyć, albowiem wśród ożywionej kilkugodzinnej dyskusji tok jej zeszedł wyłącznie na jedną sprawę: na potrzebę <em class="author-emphasis">odniemczenia</em> naszej umysłowości. Jeden z najwybitniejszych profesorów Wszechnicy krakowskiej przytaczał na podstawie doświadczeń swoich z Rady Szkolnej Krajowej<a name="anchor-idp342768"></a><a href="#footnote-idp342768" class="annotation">[168]</a> przykłady, do jakiego stopnia pedagogia nasza zahipnotyzowana jest bezwiednie duchem niemieckim i poza niego, mówiąc trywialnie, nie wychyla nosa. Za czym każdy z obecnych dorzucił garść analogicznych przykładów ze swej dziedziny i wszyscy jednogłośnie uznali za jeden z najpilniejszych postulatów szeroko i planowo zakreśloną akcję <em class="author-emphasis">odniemczenia</em>, za jeden zaś z najskuteczniejszych środków ku temu — ułatwienie dostępu do kultury francuskiej. Zresztą, jak zwykle bywa, zebranie to nie pociągnęło za sobą następstw.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f74" class="target"> </a><a href="#f74" class="anchor">74</a>Na szczęście, nie ma już dziś mowy o różnicy „orientacji'' politycznych, nie ma tak samo różnic w orientacji serc i sympatii polskich, sporo jednak czasu upłynie, zanim się wytworzy jednolita orientacja polskiej umysłowości. To, co dziesiątki lat zachwaściły, tego nie wyplewi chwila choćby największego entuzjazmu. Wyznaję, iż był to dla mnie jeden z najbardziej wzruszających momentów, kiedy w czasie przejazdu pierwszych hallerczyków<a name="anchor-idp344656"></a><a href="#footnote-idp344656" class="annotation">[169]</a> tuż po dźwiękach naszego hymnu narodowego ozwały się dźwięki <em class="book-title">Marsylianki</em><a name="anchor-idp345312"></a><a href="#footnote-idp345312" class="annotation">[170]</a>; miałem uczucie, iż po długich dziesiątkach lat runął wreszcie żelazny mur, tak długo dzielący nas od kraju, który był niegdyś drugą ojczyzną duchową oświeconego Polaka i że znowu połączą nas z tym krajem najbliższe węzły; ale kiedy rozglądam się koło siebie, mam wrażenie, że droga do tego bardzo daleka. Znikomo mały odsetek mógłbym policzyć ludzi, którzy nie tylko politycznie, ale duchowo, samym typem i wyszkoleniem umysłowości, „orientują się'' ku Francji.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f75" class="target"> </a><a href="#f75" class="anchor">75</a><a name="m1324224888845-3110548881" class="theme-begin" fid="1324224888845-3110548881">Polska</a>I niech mi ktoś nie cytuje <em class="book-title">Cudzoziemszczyzny<a name="anchor-idp347176"></a><a href="#footnote-idp347176" class="annotation">[171]</a></em>, nie mówi, że Polak powinien być tylko Polakiem, bo to byłby frazes i oszukiwanie samych siebie. Nie chodzi o „doradzanie'' Polsce jakichś obcych wpływów, ale faktem jest, iż wpływy istniały u nas zawsze i zapewne istnieć będą długo; chodzi o to, jakie. Długo jeszcze Polska będzie się musiała myślą opierać o Zachód, czy to dla swej „młodszości cywilizacyjnej'', o której pisał Szujski<a name="anchor-idp347984"></a><a href="#footnote-idp347984" class="annotation">[172]</a>, czy dla zaniedbania mnóstwa pól przez lata niewoli, czy dla innych braków, do których moja ambicja narodowa niechętnie pozwala mi się przyznać. Z konieczności czeka nas wybór. Znajdujemy się poniekąd na rozstajnych drogach; wszystkie działy naszego życia święcą swoje narodziny; od nas zależy, czy wróżką chrzestną przy kolebce tego życia będzie pełna rozumu i wdzięku Paryżanka, czy też straszący jeszcze tłusty upiór ciężkiej Germanii.<span class="theme-end" fid="1324224958546-1739043061"></span><span class="theme-end" fid="1324224888845-3110548881"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f76" class="target"> </a><a href="#f76" class="anchor">76</a><a name="m1324224997858-1855606519" class="theme-begin" fid="1324224997858-1855606519">Twórczość</a>I dlatego obstaję niezachwianie przy swoim: nie o to dziś chodzi, aby rozważać <em class="foreign-word">sub specie aeternitatis</em><a name="anchor-idp350696"></a><a href="#footnote-idp350696" class="annotation">[173]</a> proporcje Goethego i Pascala<a name="anchor-idp351136"></a><a href="#footnote-idp351136" class="annotation">[174]</a>, Schillera i Racine'a<a name="anchor-idp352040"></a><a href="#footnote-idp352040" class="annotation">[175]</a>, Kanta<a name="anchor-idp352704"></a><a href="#footnote-idp352704" class="annotation">[176]</a> i Kartezjusza<a name="anchor-idp353296"></a><a href="#footnote-idp353296" class="annotation">[177]</a>, ale o to, aby jak najspieszniej i jak najenergiczniej rozpocząć kurację z choroby, na której palec diagnosty nieomylnie położył zacny <em class="foreign-word">boszofag<a name="anchor-idp354080"></a><a href="#footnote-idp354080" class="annotation">[178]</a></em>, architekt Stryjeński.<span class="theme-end" fid="1324224997858-1855606519"></span></p>
+<h3><a name="s7" class="target"> </a>Gorczyński, <em class="book-title">Rzeczywistość</em>
+</h3>
+<p class="paragraph"><a name="f77" class="target"> </a><a href="#f77" class="anchor">77</a>Teatr miejski im. Słowackiego: <em class="book-title">Rzeczywistość</em>, komedia w trzech aktach Bolesława Gorczyńskiego<a name="anchor-idp355608"></a><a href="#footnote-idp355608" class="annotation">[179]</a>.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f78" class="target"> </a><a href="#f78" class="anchor">78</a>Jeszcze jedna sztuka polska z życia artystów. <em class="book-title">Cyganeria</em>?… Przypadkowo tak się złożyło, że w ostatnich czasach ciągle miałem w ręku <em class="book-title">Sceny z życia Cyganerii<a name="anchor-idp357336"></a><a href="#footnote-idp357336" class="annotation">[180]</a></em> Murgera<a name="anchor-idp357816"></a><a href="#footnote-idp357816" class="annotation">[181]</a>, tak iż kiedy szedłem do teatru, snuły mi się jeszcze po głowie wiecznie młode postacie Rudolfa i Mimi, Marcela i Muzetty… Z podniesieniem kurtyny pierwsze zdania dialogu sprowadziły mnie z krainy poezji do — <em class="book-title">Rzeczywistości</em>; ale ponieważ rzeczywistość była dobrze ujęta przez autora i przez wykonawców, nie skarżę się bynajmniej na dywersję<a name="anchor-idp359136"></a><a href="#footnote-idp359136" class="annotation">[182]</a>.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f79" class="target"> </a><a href="#f79" class="anchor">79</a><a name="m1324225073541-2048841054" class="theme-begin" fid="1324225073541-2048841054">Artysta</a>Życie artysty!… Temat banalny, zbanalizowany raczej do znudzenia w tanich kliszach, ale w gruncie jakże przejmujący zawsze, jak dramatyczny! Jakaż droga stroma, przepaścista, najeżona niebezpieczeństwami! Za młodu najczęściej nędza lub — co na jedno wychodzi — bezład życia; walka bujnej wyobraźni i temperamentu, wyciągających ręce po wszystkie szczęścia świata, z niedostatkiem elementarnych potrzeb; łamanie się wewnętrzne z niezaradnością techniczną, nieświadomością samego siebie, ciążeniem naśladownictwa, lenistwem, zwątpieniem; później, po wyzwoleniu z czeladnika na majstra, znów walka, trudniejsza może jeszcze, z pokusami łatwych zarobków, tanich triumfów, ustępstw czynionych przeciętnemu gustowi, z bezwładem rutyny… <a name="m1324225094707-1441596738" class="theme-begin" fid="1324225094707-1441596738">Kobieta demoniczna</a>A to wszystko wciąż wikłające się owym <em class="foreign-word">leitmotivem</em><a name="anchor-idp361888"></a><a href="#footnote-idp361888" class="annotation">[183]</a> życia artysty — kobietą. Za młodu odciągający od pracy wieczny głód miłości, ironicznie kontrastujący z niedoborami butów, bielizny i „drobnych'' w portmonetce; niebezpieczeństwo zaprzepaszczenia życia w pierwszych ramionach, które się miłosiernie otworzą; później, w miarę rozgłosu, powodzenia, kobieta wciskająca się ze wszystkich stron w życie, kradnąca czas, siły…<span class="theme-end" fid="1324225094707-1441596738"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f80" class="target"> </a><a href="#f80" class="anchor">80</a>Twórczość domagająca się wrażeń; „wrażenia'' dążące do tego, aby jej wyróść ponad głowę i zagarnąć dla siebie wszystko; rozpaczliwa świadomość, że sztukę i życie opędza się tym samym kapitałem; ciągłe dążenie do spoczynku, równowagi, podczas gdy niepokój i zwichnięcie równowagi są samymże warunkiem tworzenia — oto najpobieżniej tylko naszkicowane elementy tej organicznej choroby, jaką jest życie artysty w okresie kształtowania samego siebie.<span class="theme-end" fid="1324225073541-2048841054"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f81" class="target"> </a><a href="#f81" class="anchor">81</a><a name="m1324290783790-973608038" class="theme-begin" fid="1324290783790-973608038">Artysta</a>Roman Worycki jest malarzem. Jako człowiek jest zupełnie <em class="foreign-word">nul</em><a name="anchor-idp364736"></a><a href="#footnote-idp364736" class="annotation">[184]</a>; ale kto by z tego powodu chciał wątpić w jego talent, ten by dowiódł, iż nigdy w życiu nie obcował ze światem malarskim<span class="theme-end" fid="1324290783790-973608038"></span>. Aby perypetie artysty na scenie były interesujące, wiara w jego talent jest konieczną; dlatego też autor, obierając za bohatera malarza, niepospolicie ułatwia sobie zadanie.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f82" class="target"> </a><a href="#f82" class="anchor">82</a><a name="m1324290802595-301591784" class="theme-begin" fid="1324290802595-301591784">Kobieta demoniczna</a>Worycki ma towarzyszkę; jest nią Rena, wolny ptak wyemancypowany z „przesądów'', wcielenie triumfalnej młodości, powabu, na wskroś kobiecej — brutalnej prawie pod uroczą formą — trzeźwości w patrzeniu na życie. Młodzi poznali się kędyś<a name="anchor-idp366728"></a><a href="#footnote-idp366728" class="annotation">[185]</a> w Paryżu; obecnie tworzą wolne stadło trwające już półtora roku. Przez ten czas śliczna Dalila zdołała już nieco podstrzyc runo Samsona<a name="anchor-idp367248"></a><a href="#footnote-idp367248" class="annotation">[186]</a> palety; on czuje to i miota się niecierpliwie w jedwabnych więzach. <a name="m1324291228105-138634592" class="theme-begin" fid="1324291228105-138634592">Miłość platoniczna</a>Nie przesyt jeszcze, ale codzienne napojenie szczęściem wytwarza w Woryckim podłoże do tęsknot „idealnych'', które znajdują ucieleśnienie w półrozwódce Podelskiej, autorce, nieszkodliwej kabotynce<a name="anchor-idp368608"></a><a href="#footnote-idp368608" class="annotation">[187]</a> z gatunku mimozowatych<a name="anchor-idp369024"></a><a href="#footnote-idp369024" class="annotation">[188]</a>, płynącej wysoko ponad „prozą życia'' (do której zalicza i miłość „materialną'') tak wysoko, iż nawet drobne zabiegi kobiecego wykwintu są jej zbyt poziome, a wiecznie czarna „stylowo'' powłóczysta szata kryje tajniki tualetowe nie budzące w nas najmniejszego zaufania. Ta kobieta wciska się w życie Romana; budzi w nim „duszę'' i artystyczne sumienie (czy też tylko kabotyńskie aspiracje ponad stan?…) — dość, że Worycki czuje się nieszczęśliwy, widzi, iż Rena zabija w nim wielką twórczość, że wymaganiami swej miłości okrada jego talent, a potrzebami tualety pcha na drogę łatwych zarobków kosztem rozwoju artysty. <a name="m1324225526673-32113221" class="theme-begin" fid="1324225526673-32113221">Rozstanie</a>Kiedy wreszcie Rena podrażniona ciągłą obecnością „siostrzanej duszy'' — w której niezawodnym instynktem kobiety wyczuwa kabotyństwo — sama mając zresztą w głowie inne kombinacje życiowe, oznajmia wyjazd — równoznaczny z zerwaniem — malarz przyjmuje go z radością.<span class="theme-end" fid="1324291228105-138634592"></span><span class="theme-end" fid="1324225526673-32113221"></span><span class="theme-end" fid="1324290802595-301591784"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f83" class="target"> </a><a href="#f83" class="anchor">83</a><a name="m1324290818065-582262038" class="theme-begin" fid="1324290818065-582262038">Tęsknota</a>Minęły dwa miesiące. Reny nie ma, ani wieści o niej. Z pracowni smutnej, ogołoconej, pierzchnął miły chochlik zalotności, wdzięku, rozkoszy; snuje się po niej duch Podelskiej, zamiatając powłóczystą szatą dawno nieścierane kurze. <span class="theme-end" fid="1324290818065-582262038"></span>Jedynie sąsiadka, <a name="m1324290831775-3086962635" class="theme-begin" fid="1324290831775-3086962635">Opieka</a>Karolka, prosta ale ładna dziewczyna kochająca się skrycie w malarzu, robi potajemnie, co może, aby mu ułatwić życie: począwszy od troski o jego bieliznę, aż do sztuki złota, którą mu podsuwa ukradkiem.<span class="theme-end" fid="1324290831775-3086962635"></span> <a name="m1324290939194-3320008351" class="theme-begin" fid="1324290939194-3320008351">Miłość niespełniona</a>Co do artysty, ten spadł z deszczu pod rynnę: z tęsknot ducha w tęsknoty ciała. Roman tęskni wszystkimi fibrami młodości za Reną, liczy godziny od jednego zjawienia listonosza do drugiego. A twórczość, talent? Nie odnosimy wrażenia, aby się miały o wiele lepiej; wprawdzie „Rubikon'' zamieszcza pochwalne hymny o ostatnich pracach artysty, ale artykuły te wyszły spod pióra — Podelskiej. I harmonia dusz tej pary — ciągle bowiem przebywają jedynie w sferze harmonii dusz — zmąciła się; mącą ją akcenty poziomych tęsknot za Reną spotęgowanych paromiesięczną rozłąką. <a name="m1324290984053-179243410" class="theme-begin" fid="1324290984053-179243410">Małżeństwo</a>Naraz, wśród dość sobie kwaśnej wymiany myśli Romana z Podelską, drzwi otwierają się, zjawia się Rena strojna jak kwiat, pachnąca młodością, wabniejsza niż kiedykolwiek. Wraca niby po swoje kufry; w rzeczywistości jednak pragnie, nim namyśli się na otwierające się przed nią praktyczne małżeństwo z filistrem<a name="anchor-idp376096"></a><a href="#footnote-idp376096" class="annotation">[189]</a>, widzieć jeszcze Woryckiego, wyczytać, co to spotkanie ujawni w nim i w niej samej. Gotowa byłaby zostać, ale — jako żona. <span class="theme-end" fid="1324290984053-179243410"></span><a name="m1324291126964-3656319947" class="theme-begin" fid="1324291126964-3656319947">Artysta, Dusza</a>Artysta stoi na rozdrożu między „ciałem'' a „duszą''; pierwsze wydziera się do ślicznej Reny, drugiej trudno się obejść bez narkotyku, subtelnego kadzidła, do jakiego przyzwyczaiła go literatka.<span class="theme-end" fid="1324291126964-3656319947"></span> W naiwnym egoizmie próbuje znaleźć wyjście w takim podziale terytorialnym: Renie ofiaruje panowanie w pokoju sypialnym, Podelskiej w pracowni. Rena ironicznie odtrąca ten podział i odchodzi, tym razem bez powrotu; Podelską zrozpaczony artysta sam „wylewa'' z pracowni; i zostaje na tym pogrzebie pragnień i ciała, i duszy sam — z Karolką, którą na złość losom zaprasza do przygotowanego dla innej obiadu. Jak się ta stypa<a name="anchor-idp378352"></a><a href="#footnote-idp378352" class="annotation">[190]</a> skończy, łatwo zgadnąć.<span class="theme-end" fid="1324290939194-3320008351"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f84" class="target"> </a><a href="#f84" class="anchor">84</a><a name="m1324229008537-2563915603" class="theme-begin" fid="1324229008537-2563915603">Ślub</a>Znów minęły trzy miesiące; Karolka uczuła się matką; malarz, uczciwy człowiek, spłacił przy ołtarzu chwilę zapomnienia. Tego dnia właśnie wrócili oboje z kościoła.<span class="theme-end" fid="1324229008537-2563915603"></span> Teraz już koniec; zrobił, co do niego należało; dał dziewczynie i przyszłemu dziecku nazwisko, lecz sam chce odzyskać wolność; to znaczy zostawić list z pożegnaniem, nieco wątpliwych środków materialnych i dmuchnąć w świat. Ale tym razem słaby artysta spotkał się z groźniejszym przeciwnikiem: to już nie niefrasobliwa bujność Reny ani wyrozumiała mimozowatość Podelskiej; to energia dziecięcia ludu, które sakrament bierze serio, „chłopa'' swojego potrafi utrzymać po woli czy po niewoli, a rywalce bodaj „zedrzeć łeb jak krosna'', jak mówi poeta. Zresztą, Karolka kocha Woryckiego; jedyna z tych trzech kobiet kocha go naprawdę, jest świeża, ładna, bardzo ładna nawet. <a name="m1324229093958-2162036195" class="theme-begin" fid="1324229093958-2162036195">Szczęście</a>Worycki godzi się z losem i… w chwilę potem czuje się już szczęśliwy, i mamy wrażenie, że znalazł, co mu trzeba.<span class="theme-end" fid="1324229093958-2162036195"></span> <a name="m1324229164906-1921824111" class="theme-begin" fid="1324229164906-1921824111">Nadzieja</a>A Rena? Rena wychodzi za mąż za swego przedsiębiorcę; może, może spotkają się i jeszcze z Woryckim — o ile będzie sławny. Podelska napisze powieść o tym wszystkim, czego między nimi — nie było.<span class="theme-end" fid="1324229164906-1921824111"></span> Słowem, wszystko się kończy dobrze i na pożytek społeczeństwa.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f85" class="target"> </a><a href="#f85" class="anchor">85</a><a name="m1324229257436-2607053532" class="theme-begin" fid="1324229257436-2607053532">Małżeństwo</a>I oto autor dał nam analitycznie przeprowadzone dzieje jednego z tych mezaliansów<a name="anchor-idp383880"></a><a href="#footnote-idp383880" class="annotation">[191]</a>, tak częstych w życiu artystów, a tyle zawsze wywołujących zdumień i komentarzy. A kto wie, czy to nie jest jedyne rozwiązanie życia dla wielu z tych niespokojnych, wrażliwych, słabych natur. Równocześnie pracować, tworzyć, myśleć o praktycznej stronie życia, parać się<a name="anchor-idp384616"></a><a href="#footnote-idp384616" class="annotation">[192]</a> z psychicznym problemem kobiety i wymaganiami miłości nastrojonej na wysoki kamerton<a name="anchor-idp385104"></a><a href="#footnote-idp385104" class="annotation">[193]</a> — to dla nich nad siły. W ten sposób mają zapewniony bodaj ów słynny „opierunek''<a name="anchor-idp385640"></a><a href="#footnote-idp385640" class="annotation">[194]</a> i chleb powszedni miłości, zachowując zarazem dużo swobód w artystycznej włóczędze myśli, wyobraźni i wrażeń. Jan Jakub Rousseau<a name="anchor-idp386280"></a><a href="#footnote-idp386280" class="annotation">[195]</a> i Teresa Levasseur<a name="anchor-idp387152"></a><a href="#footnote-idp387152" class="annotation">[196]</a> to para nie mniej klasyczna, co Petrarka<a name="anchor-idp387664"></a><a href="#footnote-idp387664" class="annotation">[197]</a> i Laura. To dwie strony jednego i tego samego medalu. Marzenie i — <em class="author-emphasis">Rzeczywistość</em>.<span class="theme-end" fid="1324229257436-2607053532"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f86" class="target"> </a><a href="#f86" class="anchor">86</a><em class="book-title">Rzeczywistość</em> jest sztuką dobrze pomyślaną i dobrze przeprowadzoną. Co więcej, dobrze przeprowadzoną <em class="author-emphasis">do końca</em>; w przeciwstawieniu do tych tak częstych dyletanckich utworów „obiecujących talentów'', gdzie po interesującym pierwszym akcie brnie się z każdym następnym z rozczarowania w rozczarowanie. Czujemy tu rasowego pisarza scenicznego, który umie zostać zewnątrz swoich figur, napełnić je logiczną myślą i pozwolić działać wyemancypowanym<a name="anchor-idp390016"></a><a href="#footnote-idp390016" class="annotation">[198]</a> już od jego woli charakterom. Trudny problem fabuły rozgrywającej się między czworgiem osób — trzy kobiety dokoła jednego mężczyzny — rozwiązany na ogół szczęśliwie; akcja z natury rzeczy niebogata w epizody rozwija się konsekwentnie, znajdując w pomysłowym finale organicznie z treści wypływające uwieńczenie.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f87" class="target"> </a><a href="#f87" class="anchor">87</a>Słabszą natomiast stronę sztuki stanowi dialog. Jest banalny i chudy. Robi po trosze wrażenie choinki ubogiego dziecka: tu parę pierniczków, tam jabłuszko, orzeszek w staniolu<a name="anchor-idp391144"></a><a href="#footnote-idp391144" class="annotation">[199]</a>… Za mało w nim błysków, iskierek, za mało zazębiania się o siebie zwartych replik<a name="anchor-idp391656"></a><a href="#footnote-idp391656" class="annotation">[200]</a>. <a name="m1324291403915-173760329" class="theme-begin" fid="1324291403915-173760329">Twórczość</a>A dialog w komedii, jak rym w poezji, powinien nie tylko zaznajamiać słuchacza z treścią, ale nieustannie cieszyć i elektryzować samym sobą.<span class="theme-end" fid="1324291403915-173760329"></span> Szkoda, gdyż kilkanaście rozsypanych szczęśliwych rysów świadczy, iż przy większym wysiłku autor byłby może umiał osiągnąć tę soczystość, jaką np. — aby nie szukać dalekich wzorów — daje to małe cacko sceniczne niedawno wystawione na naszej scenie: <em class="book-title">Ich czworo</em> Zapolskiej.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f88" class="target"> </a><a href="#f88" class="anchor">88</a>Sztukę przygotowano i odegrano dobrze. P. Kamińska jako Rena ślicznie wyglądała i oddała swą partię z wdziękiem i furią młodości. Nóżki jej, które taką rolę grają w dialogu sztuki, sumiennie wypełniły swoje artystyczne zadanie. Zdaje mi się jedynie, że artystka cokolwiek <em class="author-emphasis">zdrobniła</em> postać Reny, że przesłoniła nieco jej śmiałą linię ptaszęcym świegotem. Ale to są może moje grymasy; i taką jak była, Rena p. Kamińskiej doskonale wyrażała to, co ta postać ma ucieleśniać w przeżyciach malarza. P. Łuszczkiewicz-Gallowej przypadła nieco blada rola autorki-Podelskiej: instynkt aktorski kazał jej pchnąć tę role w kierunku śmiałej szarży<a name="anchor-idp394688"></a><a href="#footnote-idp394688" class="annotation">[201]</a>; nie mam jasnego sądu, czy zupełnie w myśl intencji autora, ale bardzo pomysłowo i szczęśliwie. Strój, maska, ruchy, głos, wszystko było przeprowadzone doskonale i przyczyniło się w znacznej mierze do ożywienia sztuki. <a name="m1324291469025-2501846209" class="theme-begin" fid="1324291469025-2501846209">Żona</a>P. Zielińska w pierwszych dwóch aktach miała niezbyt wdzięczne zadanie w roli tracącej nieco teatralnym szablonem, w trzecim natomiast, znajdując w tekście silniejszy punkt oparcia, umiała w paru krótkich scenach nadać postaci Karolki głębsze piętno. Skupiony ból kochającej a niekochanej kobiety, coś niby odcień powagi przyszłego macierzyństwa, nieśmiałość dziecka ludu mieszająca się z pewnością siebie „prawowitej żony'' i niezłomnym postanowieniem niewypuszczenia za żadną cenę swego łupu<span class="theme-end" fid="1324291469025-2501846209"></span>, wszystko to wyrażało się w jej grze i stworzyło z tej młodej dziewczyny bardzo zajmującą postać. P. Nowakowski<a name="anchor-idp396848"></a><a href="#footnote-idp396848" class="annotation">[202]</a> wreszcie umiał trafnie uwydatnić chroniczne zdenerwowanie artysty, który chciałby przede wszystkim malować, a który robi przeważnie — co innego. Niech się nikt nie śmieje: to są ciche tragedie.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f89" class="target"> </a><a href="#f89" class="anchor">89</a>Doskonałe sobotnie przedstawienie świadczy, iż cokolwiek może sztucznie wytworzono koło krakowskiego teatru tę atmosferę śmiertelnie chorego, nad którym poważnie kiwają głową uczeni doktorzy i którego z tajemniczymi minami okadzają znachory wszelkiego autoramentu<a name="anchor-idp397936"></a><a href="#footnote-idp397936" class="annotation">[203]</a>.</p>
+<h3><a name="s8" class="target"> </a>Szukiewicz, <em class="book-title">Odys w gościnie</em>
+</h3>
+<p class="paragraph"><a name="f90" class="target"> </a><a href="#f90" class="anchor">90</a>Teatr miejski im. Słowackiego: <em class="book-title">Odys w gościnie</em>, sztuka w trzech aktach Macieja Szukiewicza<a name="anchor-idp399224"></a><a href="#footnote-idp399224" class="annotation">[204]</a>.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f91" class="target"> </a><a href="#f91" class="anchor">91</a><a name="m1324229433549-1666132379" class="theme-begin" fid="1324229433549-1666132379">Rozczarowanie</a>Jestem jeszcze bardzo świeżym recenzentem, dlatego wyznaję, że przed każdą <em class="author-emphasis">premierą</em> bywam szalenie zdenerwowany. Co to znów będzie za kwiatek? Tak przyjemnie jest się zachwycać, a tak głupio, tak nieprzyjemnie „krytykować''! Albo i ten Szukiewicz (myślałem sobie): znam go od tak dawna, za nic nie chciałbym mu zrobić, broń Panie Boże, przykrości; co jemu strzeliło z tym <em class="book-title">Odysem</em>? Odys. Czemu Odys? Czemu nie <em class="book-title">Arka Noego</em> albo <em class="book-title">Sodoma i Gomora</em>? (Cóż za bajeczne problemy dla nowoczesnej reżyserii!) Znów ten „wielki repertuar'' (wciąż tak zrzędziłem w duchu); znamy to: aktorzy bez gatek, a na koturnach, ze sceny padają odświętne słowa jak: „<em class="author-emphasis">przecz</em>''<a name="anchor-idp402232"></a><a href="#footnote-idp402232" class="annotation">[205]</a>, „<em class="author-emphasis">atoli</em>''<a name="anchor-idp402840"></a><a href="#footnote-idp402840" class="annotation">[206]</a>, „<em class="author-emphasis">ninie</em>''<a name="anchor-idp403448"></a><a href="#footnote-idp403448" class="annotation">[207]</a>, trup ściele się gęsto, słowem: <em class="foreign-word">toute la lyre<a name="anchor-idp404008"></a><a href="#footnote-idp404008" class="annotation">[208]</a></em>.<span class="theme-end" fid="1324229433549-1666132379"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f92" class="target"> </a><a href="#f92" class="anchor">92</a>Tak biłem się z myślami, nie przebierając w wyrażeniach, ile że byłem sam na sam ze swoim wnętrzem.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f93" class="target"> </a><a href="#f93" class="anchor">93</a>Pragnąc wystąpić w pełnym rynsztunku erudycji „porównawczej'', odczytałem bardzo uważnie <em class="book-title">Powrót Odysa</em><a name="anchor-idp405456"></a><a href="#footnote-idp405456" class="annotation">[209]</a> Wyspiańskiego oraz bystrą książkę <em class="book-title">Antyk Wyspiańskiego<a name="anchor-idp406064"></a><a href="#footnote-idp406064" class="annotation">[210]</a></em> prof. Sinki<a name="anchor-idp406520"></a><a href="#footnote-idp406520" class="annotation">[211]</a>. Na szczęście dowiedziałem się z uczuciem ulgi, że <em class="book-title">Odys</em> p. Szukiewicza nie stoi w żadnym ideowym ani przyczynowym związku do <em class="book-title">Odysa</em> Wyspiańskiego; że stanowi natomiast dramatyczne rozwinięcie kilkunastu wierszy zawartych w dziewiątej ks. <em class="book-title">Odysei</em>, mianowicie epizodu na wyspie Lotofagów<a name="anchor-idp407952"></a><a href="#footnote-idp407952" class="annotation">[212]</a>, ludzi żywiących się lotosem. Rzuciłem się na <em class="book-title">Odyseję</em> i odczytawszy inkryminowany<a name="anchor-idp408720"></a><a href="#footnote-idp408720" class="annotation">[213]</a> ustęp w przekładzie Siemieńskiego<a name="anchor-idp409144"></a><a href="#footnote-idp409144" class="annotation">[214]</a> oraz dosłownym francuskim, zanurzyłem się w głębokie dumania nad wykładem jego symboliki, kiedy zaczęły mi podzwaniać w uchu szydercze słowa mistrza Rabelais'ego:</p>
+<p class="paragraph"><a name="f94" class="target"> </a><a href="#f94" class="anchor">94</a><a name="m1324230006122-2357799183" class="theme-begin" fid="1324230006122-2357799183">Filozof, Obraz świata</a>„Czy wy naprawdę sumiennie mniemacie, iż kiedykolwiek Homer<a name="anchor-idp410984"></a><a href="#footnote-idp410984" class="annotation">[215]</a>, pisząc <em class="book-title">Iliadę</em> i <em class="book-title">Odyseję</em>, miał na myśli owe alegorie, w jakie go ustroili Plutarch<a name="anchor-idp412400"></a><a href="#footnote-idp412400" class="annotation">[216]</a>, Heraklides poncki<a name="anchor-idp413136"></a><a href="#footnote-idp413136" class="annotation">[217]</a>, Eustathius<a name="anchor-idp413688"></a><a href="#footnote-idp413688" class="annotation">[218]</a>, Phornutus<a name="anchor-idp415016"></a><a href="#footnote-idp415016" class="annotation">[219]</a> i to, co z nich ukradł Policjan<a name="anchor-idp415768"></a><a href="#footnote-idp415768" class="annotation">[220]</a>? Jeżeli tak mniemacie, nie zbliżacie się ani rękami, ani nogami do mego mniemania; ja bowiem sądzę, iż tak samo się nie śniło o nich Homerowi, co Owidiuszowi w <em class="book-title">Metamorfozach</em><a name="anchor-idp417176"></a><a href="#footnote-idp417176" class="annotation">[221]</a> nie śniło się o tajemnicach Ewangelii, jak to niejaki brat Obżora<a name="anchor-idp417680"></a><a href="#footnote-idp417680" class="annotation">[222]</a>, szczery liżypółmisek, wysilał się dowieść, skoro zdarzyło mu się spotkać tak głupich jak on sam, niby (powiada przysłowie) pokrywę godną garnka''.<span class="theme-end" fid="1324230006122-2357799183"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f95" class="target"> </a><a href="#f95" class="anchor">95</a>W takim zamęcie ducha doczekałem się premiery.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f96" class="target"> </a><a href="#f96" class="anchor">96</a>Sztuka p. Szukiewicza jest istotnie wcale pomysłowym rozwinięciem motywu ledwie potrąconego przez Homera, i to rozwinięciem zupełnie samodzielnym. Oto szczupły, o wiele zbyt szczupły wątek akcji:</p>
+<p class="paragraph"><a name="f97" class="target"> </a><a href="#f97" class="anchor">97</a><a name="m1324292287382-3485485445" class="theme-begin" fid="1324292287382-3485485445">Sielanka</a>Powracający z Troi Odys, wśród długich swoich wędrówek, przybywa na wyspę ludzi żywiących się kwiatem lotosu. Plemię to, które dla autora staje się symbolem najczystszego idealizmu, żyje w doskonałym szczęściu, znając jedynie szlachetne i harmonijne uczucia.<span class="theme-end" fid="1324292287382-3485485445"></span> <a name="m1324230216886-3163117407" class="theme-begin" fid="1324230216886-3163117407">Zbrodnia, Zbrodniarz</a>Sielankę tę mąci brutalnie zgraja wygłodzonych żołdaków-tułaczy spragnionych wina, mięsiwa, rozpusty i łupu. Pierwsze zetknięcie dwóch światów znaczy się krwią i zbrodnią. Odys morduje bezmyślnie królewskiego syna, po czym w nikczemny sposób uczyniwszy ofiarą swej zbrodni towarzysza broni, umie obłudnymi słowami pozyskać ufność szlachetnego króla. Stopniowo brutalna stopa najeźdźcy coraz śmielej depce wolną ziemię; stada baranów, rzekomo przeznaczone przez nich na błagalne ofiary, padają pod nożem, a wełna ładuje wysoko statki Odysa. Aby utuczyć swoje stada świń, a zarazem podać mieszkańców w tym cięższą zawisłość<a name="anchor-idp422200"></a><a href="#footnote-idp422200" class="annotation">[223]</a>, ten herszt zgrai okupantów nie waha się spaść świniami świętych lotosów. <a name="m1324230243880-3905738082" class="theme-begin" fid="1324230243880-3905738082">Król, Bóg, Odrodzenie</a>Wreszcie gotując się opuścić wyspę, Odys rabuje jeszcze, co się tylko da, podpala pałac i zabija króla<span class="theme-end" fid="1324230216886-3163117407"></span>; ale król zjawia się jego oczom promienny, ze skrzydłami u ramion i w odmłodzonej postaci, nieśmiertelny i triumfalny, albowiem on jest — Miłość. U boku jego w tej apoteozie idealizmu znajduje się córka Aglaja oraz jeden z towarzyszy Odysa, Euryloch, który sprzeniewierzył się swoim, aby (w zaledwie zresztą muśniętym epizodzie) szczypać kwiatki lotosu z uduchowioną Aglają.<span class="theme-end" fid="1324230243880-3905738082"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f98" class="target"> </a><a href="#f98" class="anchor">98</a>To mniej więcej wszystko, z tym nadmienieniem, że w drugiej części sztuki coraz bardziej przechyla się ona, w efektach o dość wątpliwym guście, ku alegorycznym reminiscencjom<a name="anchor-idp424696"></a><a href="#footnote-idp424696" class="annotation">[224]</a> z naszych niedawnych bólów „okupacyjnych''.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f99" class="target"> </a><a href="#f99" class="anchor">99</a><a name="m1324230639861-3639413815" class="theme-begin" fid="1324230639861-3639413815">Obraz świata</a>Idealizmowi p. Szukiewicza nie można by nic zarzucić, chyba to, że jest konwencjonalny i brzmi cokolwiek fałszywie. A także rozdział ten, wykreślony pomiędzy idealistyczną a materialistyczną koncepcją świata, wydaje mi się prostolinijny. Nie żyjemy, niestety, na wyspie szczęśliwości, ale na opornie rodzącej ziemi, która wydaje lotosy ideału tylko o tyle, o ile ją obficie nawieźć krwią i gnojem.<span class="theme-end" fid="1324230639861-3639413815"></span> <a name="m1324230771892-147495575" class="theme-begin" fid="1324230771892-147495575">Idealista</a>Mój Boże, idealistą był zapewne Bolesław Wstydliwy<a name="anchor-idp427272"></a><a href="#footnote-idp427272" class="annotation">[225]</a> i św. Kinga<a name="anchor-idp427800"></a><a href="#footnote-idp427800" class="annotation">[226]</a>, ale był też idealistą Napoleon<a name="anchor-idp428320"></a><a href="#footnote-idp428320" class="annotation">[227]</a> i kardynał Richelieu<a name="anchor-idp428984"></a><a href="#footnote-idp428984" class="annotation">[228]</a>, i Danton<a name="anchor-idp429464"></a><a href="#footnote-idp429464" class="annotation">[229]</a>, i wyznaję, że ten drugi typ idealizmu silniej przemawia mi do serca. I tak jakoś historia kieruje, że grunt pod te idealne chramy<a name="anchor-idp430072"></a><a href="#footnote-idp430072" class="annotation">[230]</a>, w których zawodzą idealne pieśni jadacze lotosu, zawsze musieli kiedyś swoim mieczem wyrąbywać i swoim trudem musieli na nich budować jacyś żywiący się mięsem Kefaleńcy<a name="anchor-idp430648"></a><a href="#footnote-idp430648" class="annotation">[231]</a>. Aby dziś Woodrow Wilson<a name="anchor-idp431168"></a><a href="#footnote-idp431168" class="annotation">[232]</a> mógł zza morza nieść Staremu Światu ewangelię pokoju i wolności, na to musieli niegdyś okrutni konkwistadorzy<a name="anchor-idp431888"></a><a href="#footnote-idp431888" class="annotation">[233]</a> wyciąć w pień całe plemiona Lotofagów zamieszkujących dziewicze prerie i lasy, a ziemia zlana niewinną krwią musiała przez parę wieków służyć za <em class="foreign-word">asylum<a name="anchor-idp432648"></a><a href="#footnote-idp432648" class="annotation">[234]</a></em> wszystkim opryszkom starej Europy, praojcom i twórcom dzisiejszej chlubnej Ameryki. Zdaje mi się tedy, że hodowla <em class="author-emphasis">ideału</em> jest sprawą bardziej tajemniczą i skomplikowaną. Wspomniałem umyślnie Amerykę, gdyż jeżeli co mi przywodzi na pamięć sztuka p. Szukiewicza, to owe czytane za młodu historie najazdu Kortezów<a name="anchor-idp433584"></a><a href="#footnote-idp433584" class="annotation">[235]</a> i Pizarrów<a name="anchor-idp434040"></a><a href="#footnote-idp434040" class="annotation">[236]</a> na łagodne, wysoko na swój sposób kulturalne plemiona Indian; owego słodkiego, szlachetnego króla Montezumę<a name="anchor-idp434632"></a><a href="#footnote-idp434632" class="annotation">[237]</a>, który, pieczony na żarzącym ruszcie, pocieszał skarżącego się towarzysza słowy: „Przyjacielu, zaliż<a name="anchor-idp435216"></a><a href="#footnote-idp435216" class="annotation">[238]</a> ja na różach spoczywam?''. I minął dobry król Montezuma bez śladu wraz z całym swoim plemieniem, i <em class="author-emphasis">nie zmartwychwstał</em> w promiennej postaci, i, co gorsza, pies z kulawą nogą nie zatroszczył się o to. Dlatego jeżeli istotnie sztuka p. Szukiewicza jest aluzją do niedawnej przeszłości i jeżeli to nas, Polaków, ma ucieleśniać plemię <em class="author-emphasis">Lotofagów</em>, to niechaj nas Bóg broni od tego „idealizmu''! Raczej już pragnąc, aby w nas obficiej niż dotąd wcieliła się owa, jedynie, niestety, twórcza Goethe'owska cząstka <em class="foreign-word">jener Kraft</em> — <em class="foreign-word">Die stets das Böse will, und stets das Gute schafft</em>…<a name="anchor-idp437024"></a><a href="#footnote-idp437024" class="annotation">[239]</a></p>
+<p class="paragraph"><a name="f100" class="target"> </a><a href="#f100" class="anchor">100</a>A kto miał sposobność w życiu codziennym obserwować osobniki z plemienia <em class="author-emphasis">Lotofagów</em> i widywał, ile nieraz gnuśności, egoizmu, pasożytnictwa i kabotyństwa kryje się pod fałdami idealistycznego płaszcza, jak naiwne zwalanie trudu życia na barki pogardzanych „zjadaczy chleba'', ten z pewnym chłodem przyjmie wszelkie <em class="foreign-word">credo</em> zbyt górnie i śpiewnie niosącego się „idealizmu''.<span class="theme-end" fid="1324230771892-147495575"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f101" class="target"> </a><a href="#f101" class="anchor">101</a>Jako widowisko sceniczne sztuka p. Szukiewicza cierpi na swoim czysto alegorycznym charakterze: nie ma w niej <em class="author-emphasis">ludzi</em>. Raz nie ma dlatego, że są tylko przenośnie; drugi raz dlatego, że i w tej przenośni autor chciał widzieć w świecie jedynie anioły i bydlęta. Dlatego nie ma i ról. Mimo wysiłku i sumiennego opracowania p. Jednowskiego postać Odysa nie może nas zająć, ponieważ autor, uczyniwszy zeń płaskiego łajdaka bez czci i wiary, nie wyposażył go ani jednym, nie mówię już szlachetniejszym, ale ludzkim rysem. Takim mógł być Odys w brukowej prasie Lotofagów. <a name="m1324230845391-3977830607" class="theme-begin" fid="1324230845391-3977830607">Anioł</a>Wdzięczniej wypadły postacie kobiece; zapewne dlatego, iż w roli aniołów czują się one bardziej u siebie w domu.<span class="theme-end" fid="1324230845391-3977830607"></span> P. Zielińska ładnie mówiła płynny wiersz p. Szukiewicza, zaś p. Łuszczkiewicz-Gallowa świetnym zakończeniem drugiego aktu rzetelnie przyczyniła się do sukcesu scenicznego sztuki. Nastręcza się jedna uwaga. Nie wiem, czy się tak wczoraj złożyło, ale, gdyby sądzić z tego przedstawienia, personel żeński teatru naszego pod względem dykcji i umiejętności mówienia wiersza nieskończenie przewyższa męską jego połowę. Ilekroć panie Zielińska i Gallowa były na scenie, każde słowo brzmiało czysto jak dzwoneczek; ilekroć przychodzili do głosu mężczyźni, połowa tekstu przeważnie ginęła w nieartykułowanych dźwiękach. Z początkowej sceny pierwszego aktu nie rozumiałem, mimo iż siedziałem blisko, <em class="author-emphasis">dosłownie nic</em>. Może by od tego punktu zacząć „reformę teatru'', która w ostatnich czasach narobiła tyle wrzawy? Ma tę zaletę, iż nie jest kosztowna i że drogę do niej znajdzie każdy — na końcu języka.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f102" class="target"> </a><a href="#f102" class="anchor">102</a>Co się tyczy części dekoracyjnej, muszę zaświadczyć, iż oglądałem w kancelarii dyrektora szkice p. Frycza<a name="anchor-idp442480"></a><a href="#footnote-idp442480" class="annotation">[240]</a>, że są bardzo piękne i że niewiele z nich urzeczywistniło się na scenie. Mimo to i w tych warunkach wystawienie sztuki odznaczało się starannością, jeżeli pominiemy kilku skromniejszych Lotofagów, którzy przewinęli się przez drugi plan w przykusych płaszczach i widnych po kolana bardzo materialistycznych spodniach w paski.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f103" class="target"> </a><a href="#f103" class="anchor">103</a>Obecnego na przedstawieniu autora wywoływano z zapałem po drugim akcie.</p>
+<h3><a name="s9" class="target"> </a>Rittner, <em class="book-title">Głupi Jakub</em>
+</h3>
+<p class="paragraph"><a name="f104" class="target"> </a><a href="#f104" class="anchor">104</a>Teatr miejski im. Słowackiego: <em class="book-title">Głupi Jakub</em>, komedia w trzech aktach Tadeusza Rittnera<a name="anchor-idp444520"></a><a href="#footnote-idp444520" class="annotation">[241]</a> (wznowienie).</p>
+<p class="paragraph"><a name="f105" class="target"> </a><a href="#f105" class="anchor">105</a><a name="m1324231028488-3036645294" class="theme-begin" fid="1324231028488-3036645294">Dziecko</a>Szczęśliwe kraje, w których kwestia „syna naturalnego'' jest tak żywotną, iż staje się częstym tematem dla literatury dramatycznej! Świadczy to przede wszystkim o zamożności społeczeństwa, dalej o doskonale uregulowanych stosunkach prawnych, wreszcie o wysokim uświadomieniu w zakresie praw i obowiązków.<span class="theme-end" fid="1324231028488-3036645294"></span> U nas nie można powiedzieć, aby ten problem wysuwał się dotąd na czoło zagadnień społecznych lub tematów literackich. Na wsi odwieczna szlachecka „krowa'' łagodziła do niedawna po staremu wiele życiowych konfliktów. <a name="m1324231196094-2323704942" class="theme-begin" fid="1324231196094-2323704942">Bieda</a>Co się tyczy stosunków miejskich, zrozumiałym jest, iż grzeszek młodości galicyjskiego „nadradcy'', którego schedę po długim i zasłużonym żywocie stanowił krzyż kawalerski Franciszka Józefa<a name="anchor-idp447888"></a><a href="#footnote-idp447888" class="annotation">[242]</a>, tysiąc sto dwadzieścia dwie korony<a name="anchor-idp448384"></a><a href="#footnote-idp448384" class="annotation">[243]</a>… długu i stary gramofon, nie przedstawiał zbyt bogatego dramatycznego materiału. Był to raczej materiał tragiczny; z rzędu tych tragedii pisanych przez samo życie, w których tłem jest nędza, kulisami wilgotne ściany suteren<a name="anchor-idp449016"></a><a href="#footnote-idp449016" class="annotation">[244]</a>, a funkcje reżyserskie pełni fabrykantka aniołków.<span class="theme-end" fid="1324231196094-2323704942"></span> Ale przychodzą nowe czasy, nowi ludzie; era bogaczy wojennych i tytanów aprowizacyjnych<a name="anchor-idp449872"></a><a href="#footnote-idp449872" class="annotation">[245]</a>: może i dla „synów naturalnych'' (a będą ich mieli, sądząc z obfitości i tęczowego przepychu wielobarwnych <em class="foreign-word">pyjam<a name="anchor-idp450528"></a><a href="#footnote-idp450528" class="annotation">[246]</a></em> połyskujących na wystawach sklepów galanteryjnych) zaświta u nas jutrzenka<a name="anchor-idp451000"></a><a href="#footnote-idp451000" class="annotation">[247]</a>… bodaj na deskach scenicznych.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f106" class="target"> </a><a href="#f106" class="anchor">106</a>Historia o <em class="book-title">Głupim Jakubie</em> Rittnera jest doskonale napisana. Widziałem <em class="book-title">Głupiego Jakuba</em> na premierze na scenie krakowskiej i znowuż po ośmiu latach wczoraj; otóż w tej powtórnej kontroli sztuka nie tylko nie traci, ale utrwala jeszcze wrażenie kultury, inteligencji i umiejętności scenicznej, jakie cechują tę niepospolitą komedię. Talent p. Rittnera jest raczej refleksyjny niż żywiołowy; ale refleksja ta jest tak zrównoważona i dojrzała, iż potrafi dać pełną konstrukcję obranego za temat kawałka życia wraz z całą architektoniką<a name="anchor-idp452608"></a><a href="#footnote-idp452608" class="annotation">[248]</a> jego planów i perspektyw.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f107" class="target"> </a><a href="#f107" class="anchor">107</a>Problem podjęty przez p. Rittnera mógłby się wykazać zaszczytną parantelą<a name="anchor-idp453320"></a><a href="#footnote-idp453320" class="annotation">[249]</a> w piśmiennictwie dramatycznym; ociera się o to zagadnienie <em class="book-title">Mizantrop</em> Moliera, śmiało i bezwzględnie wchodzi w nie <em class="book-title">Dzika kaczka<a name="anchor-idp454176"></a><a href="#footnote-idp454176" class="annotation">[250]</a></em> Ibsena: <a name="m1324231601937-1715956028" class="theme-begin" fid="1324231601937-1715956028">Bieda, Prawda</a>to głęboki problem <em class="author-emphasis">prawdy</em> w życiu zagrażającej istnieniu przeciętnych jednostek, które w jej zbyt ostrej atmosferze żyć nie mogą i nie chcą, i które się przed nią instynktownie bronią. W ręku jej świadomego lub bezwiednego apostoła <em class="author-emphasis">prawda</em> staje się płonącą żagwią<a name="anchor-idp455888"></a><a href="#footnote-idp455888" class="annotation">[251]</a>, której iskry obracają w popiół ludzkie siedziby; toteż biedne stadko człowiecze skupione w popłochu śledzi z przerażeniem gesty wzniosłego szaleńca, hipnotyzując go wzrokiem i błagając niemo zmiłowania.<span class="theme-end" fid="1324231601937-1715956028"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f108" class="target"> </a><a href="#f108" class="anchor">108</a><a name="m1324232341813-2033717499" class="theme-begin" fid="1324232341813-2033717499">Prawda, Miłość niespełniona</a>Dwie takie <em class="author-emphasis">prawdy</em> posiadł w ręce wychowanek szambelana<a name="anchor-idp457704"></a><a href="#footnote-idp457704" class="annotation">[252]</a> Karola i rządca w jego majątku, Jakub, szczery, dzielny i szlachetny chłopak. Jedna to stosunek jego do swego dobroczyńcy. Szambelan <em class="author-emphasis">chce</em> wierzyć, że jest jego ojcem, potrzebuje tej wiary, aby oprzeć o nią schyłek swego smutnego, twardego życia. Na tej jego wierze buduje swoje nadzieje Hania, „edukowana'' po pańsku ambitna fornalska<a name="anchor-idp458648"></a><a href="#footnote-idp458648" class="annotation">[253]</a> córka, która kocha Jakuba, ale chce wyjść tylko za „pana''; podtrzymują również tę wiarę szambelana matka Jakuba oraz prawdziwy jego ojciec, doktor, widząc w tym szczęście i los dla syna. <a name="m1324231748421-1553845740" class="theme-begin" fid="1324231748421-1553845740">Tajemnica, Kłamstwo, Ojciec, Syn</a>Ale Jakub, od dawna dręczący się swym wątpliwym położeniem, dowiedział się przez nieopatrzność matki prawdy; nie zastanawiając się ani na chwilę, niepomny na własną przyszłość (co zresztą w jego wieku najłatwiejsze), na miłość i znaczące przestrogi kochanki, młody dzikus pędzi przed szambelana w chwili właśnie, gdy ten, rozczulony rycerskim pojedynkiem chłopca, z radością poznaje w nim ostatecznie „swoją krew'' i skłania się do formalnej adopcji. „Pan nie jest moim ojcem'', pali mu prosto z mostu Jakub. Szambelan milczy przez chwilę jak uderzony maczugą; jeszcze chce nie wierzyć, następnie mimo woli wydziera mu się z ust ten naiwniebolesny wyrzut: „Jak mogłeś mi to powiedzieć? Ty nie masz serca!'' — „Kiedy to <em class="author-emphasis">prawda</em>!'' — powtarza zdumiony i bezradny Jakub, patrząc na spustoszenie, jakiego dokonał.<span class="theme-end" fid="1324231748421-1553845740"></span> „Och, ten głupi Jakub!'', woła prawie z nienawiścią Hania, do której zwróci się teraz niepodzielnie serce szambelana i która, doprowadzając go do małżeństwa, zostanie panią w tym samym smutnym dworze, który przy odrobinie „dobrej woli'' mogłoby napełniać weselem szczęście jej, Jakuba oraz kołyszącego fikcyjne wnuki starca.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f109" class="target"> </a><a href="#f109" class="anchor">109</a>Ale Jakub posiada w ręku jeszcze inną <em class="author-emphasis">prawdę</em>. Pomiędzy nim a Hanią było coś więcej niźli wymiana serc i przyrzeczeń. Z chwilą gdy Hania zostaje narzeczoną jego dobroczyńcy, chłopiec chce oddalić się w milczeniu, podczas gdy ona ze swej strony rozwija wobec szambelana kobiecą dyplomację, aby zatrzymać przy sobie kochanka; ale kiedy w scenie pożegnania dowiedział się z jej ust, iż dziewczyna, mimo że wychodzi za innego, kocha go zawsze, znowuż nieuleczalnie „głupi'' Jakub staje do oczu szambelana i mówi: „Hania jest moja, Hania pójdzie ze mną''. Ale tu już — nie! <a name="m1324232102450-87042320" class="theme-begin" fid="1324232102450-87042320">Podstęp, Zdrada</a>Wobec pierwszego ciosu <em class="author-emphasis">prawdy</em> szambelan był bezbronny; ale tym razem nie da się jej zmiażdżyć brutalnie, będzie walczył <em class="author-emphasis">przeciw niej</em> o swe istnienie. Wbrew wewnętrznemu przeświadczeniu, wbrew ostrzeżeniu krewnych, wbrew własnym oczom, odrzuca prawdę, która jest dlań wyrokiem osamotnienia i zagłady; podsuwa Hani furtkę do zaparcia się Jakuba, wyraźnie żebrze, aby go oszukano. I Hania zapiera się Jakuba<span class="theme-end" fid="1324232102450-87042320"></span>, i „głupi'' Jakub ze swą prawdą wygnany odchodzi w świat, a z nim uchodzi z domu młodość, zapał, radość życia; tamci, — „narzeczeni'' — zostają przy partii domina w dusznej i ciężkiej atmosferze starego dworu. Oto przewodni motyw sztuki, która jednak dzięki umiejętnemu rozmieszczeniu efektów ani na chwilę, mimo posępnego myślowego podkładu, nie przestaje być żywą i zabawną komedią.<span class="theme-end" fid="1324232341813-2033717499"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f110" class="target"> </a><a href="#f110" class="anchor">110</a><em class="book-title">Głupi Jakub</em> zawsze był grany na krakowskiej scenie doskonale: bo też i przedstawia szereg ról kreślonych przez wytrawnego znawcę teatru. Postać samego Jakuba mimo ciepła, jakie wlał w nią p. Nowakowski, jest może nieco „literacką'' koncepcją; natomiast Hania, ta dziewczyna przerażająco inteligentna, namiętna a przebiegła, mająca we krwi wszystkie apetyty i wszystkie zdławione urazy swego pochodzenia; dalej szambelan, tak strasznie nieznośny, ale tak biedny w swoim oschłym a naiwnym sercu, iż mimo wszystko zdobywa naszą sympatię — to postacie ujęte żywo i silnie. Obie te postacie, kreowane niegdyś przez wczorajszych ich wykonawców, znalazły w interpretacji p. Sosnowskiego<a name="anchor-idp466280"></a><a href="#footnote-idp466280" class="annotation">[254]</a> i p. Jarszewskiej skończony wyraz artystyczny. Hania p. Jarszewskiej to chyba najlepsza jej rola; z tym większym żalem przychodziło krakowskiej publiczności pożegnać się w niej z utalentowaną artystką opuszczającą naszą scenę. Pyszną parę rezydentów stworzyli p. Bończa i p. Czaplińska<a name="anchor-idp466992"></a><a href="#footnote-idp466992" class="annotation">[255]</a>; rolę doktora oraz matki Jakuba oddali p. Jednowski i p. Modzelewska<a name="anchor-idp467448"></a><a href="#footnote-idp467448" class="annotation">[256]</a> bez zarzutu. P. Szymborski zagrał prezesa z temperamentem, ale nadał tej figurze rozmach więcej może podmiejski niż szlachecki. Całość przedstawienia wypadła starannie.</p>
+<h3><a name="s10" class="target"> </a>Pijaństwo trzeźwości<a name="anchor-idp468248"></a><a href="#footnote-idp468248" class="annotation">[257]</a>
+</h3>
+<div class="dedication"><p class="paragraph">Towarzyszom i towarzyszkom wieczoru z dnia 12 lipca 1919 poświęcam.</p></div>
+<p class="paragraph"><a name="f111" class="target"> </a><a href="#f111" class="anchor">111</a><a name="m1323815816935-286313806" class="theme-begin" fid="1323815816935-286313806">Obraz świata</a><a name="m1323815965878-2328377339" class="theme-begin" fid="1323815965878-2328377339">Katastrofa, Koniec świata</a>Żyjemy w dniach tak gigantycznych przewrotów, jesteśmy tak stępiali<a name="anchor-idp470416"></a><a href="#footnote-idp470416" class="annotation">[258]</a> na „sensacje'' dziejowe, iż wypadki najbardziej doniosłe, takie które w innych okolicznościach dostarczyłyby tematu do roztrząsań na całe miesiące, przechodzą niemal bez wrażenia. I tak wśród radosnych okrzyków witających narodziny pokoju, na wpół przesłonięty wydarzeniami politycznymi, spełnił się fakt doniosłością moralną przerastający wszystko to, co się stało w ostatnich pięciu latach. Czemyże bowiem była ta wojna światowa? Jednym z olbrzymich kataklizmów, jakie ludzkość tyle razy przechodziła; różniącym się od innych — dzięki nowoczesnej technice — ilościowo, ale nie jakościowo. Patrząc nań, to słońce, które oglądało ofensywy Aleksandra Wielkiego<a name="anchor-idp471528"></a><a href="#footnote-idp471528" class="annotation">[259]</a>, żywe tanki <a name="anchor-idp472080"></a><a href="#footnote-idp472080" class="annotation">[260]</a>Hannibala<a name="anchor-idp472520"></a><a href="#footnote-idp472520" class="annotation">[261]</a>, walki triumwirów<a name="anchor-idp473040"></a><a href="#footnote-idp473040" class="annotation">[262]</a> o panowanie nad światem, pochód Tamerlana<a name="anchor-idp473744"></a><a href="#footnote-idp473744" class="annotation">[263]</a>
+i Atylli<a name="anchor-idp474296"></a><a href="#footnote-idp474296" class="annotation">[264]</a>, to sławne wreszcie „słońce spod Austerlitz''<a name="anchor-idp474832"></a><a href="#footnote-idp474832" class="annotation">[265]</a>, nie musiało być zbytnio wzruszone.<span class="theme-end" fid="1323815816935-286313806"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f112" class="target"> </a><a href="#f112" class="anchor">112</a><a name="m1323815400916-1671406284" class="theme-begin" fid="1323815400916-1671406284">Wiadomość</a><a name="m1324232511128-3223389573" class="theme-begin" fid="1324232511128-3223389573">Alkohol</a>Ale to samo stare, sceptyczne słońce musiało się wzdrygnąć ze zdumienia, otrzymawszy na własnym szczerozłotym drucie wiadomość z Ziemi o niesłychanej uchwale zapadłej świeżo w Ameryce Północnej. Mam na myśli <em class="foreign-word">bill</em><a name="anchor-idp477240"></a><a href="#footnote-idp477240" class="annotation">[266]</a> znoszący od dnia 3 lipca br. w zupełności produkcję i użytek napojów wyskokowych. Tego, odkąd to słońce przyświeca naszemu globowi, jeszcze nie było.<span class="theme-end" fid="1323815400916-1671406284"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f113" class="target"> </a><a href="#f113" class="anchor">113</a>Pijam na co dzień tylko wodę z pobliskiego źródła; mogę miesiące, lata całe żyć dosłownie bez kropli alkoholu; przemawiam tedy zupełnie bezinteresownie. Wyznaję jednak, iż kiedy przeczytałem tę wiadomość i zważyłem jej możliwe konsekwencje, dreszcz mnie przeszedł. Miałem uczucie, że się stało coś przerażającego, coś np. jak gdyby pod karą więzienia wydano zakaz pisania wierszem lub też grania na jakimkolwiek instrumencie. Wstrząsnęło mnie zimno za cały świat i nie była mnie w stanie rozgrzać nawet ta pocieszająca wiadomość dołączona życzliwie z Paryża przez p. Antoniego Beaupré<a name="anchor-idp478840"></a><a href="#footnote-idp478840" class="annotation">[267]</a>, iż „pewne miasto amerykańskie, od czasu wprowadzenia w nim zakazu alkoholu, spożywa rocznie trzy miliony galonów<a name="anchor-idp479440"></a><a href="#footnote-idp479440" class="annotation">[268]</a> lodów i że wartość produkcji <em class="foreign-word">ice-creamów<a name="anchor-idp480072"></a><a href="#footnote-idp480072" class="annotation">[269]</a></em> dochodzi w Ameryce dzięsieciu miliardów koron''…<span class="theme-end" fid="1323815965878-2328377339"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f114" class="target"> </a><a href="#f114" class="anchor">114</a><a name="m1323815488596-2066734729" class="theme-begin" fid="1323815488596-2066734729">Obraz świata</a>W którymś z rozdziałów <em class="book-title">Pantagruela</em> snuje Rabelais jedną ze swoich najgenialniejszych i najgłębszych fantazji na temat, czym byłby świat bez długów. Otóż trzeba by chyba zapożyczyć pióra od tego starego mistrza, aby odmalować, czym byłby świat bez alkoholu. To straszne!<span class="theme-end" fid="1324232511128-3223389573"></span><span class="theme-end" fid="1323815488596-2066734729"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f115" class="target"> </a><a href="#f115" class="anchor">115</a><a name="m1323815539040-2771923437" class="theme-begin" fid="1323815539040-2771923437">Bóg, Miłosierdzie</a>Nieraz dumałem nad mitem Noego<a name="anchor-idp483152"></a><a href="#footnote-idp483152" class="annotation">[270]</a> i zawsze dochodziłem do wniosku, że nie może być przypadkowym zbiegiem okoliczności fakt, iż ten właśnie patriarcha, w którego osobie ludzkość święci pojednanie z Bogiem, jest zarazem odkrywcą winnej latorośli. To Bóg, skarawszy okrutnie rodzaj ludzki, ulitował się nad nim i szczęście, które z winy swego upadku człowiek na zawsze postradał, raczył mu wrócić bodaj w postaci złudy. Wejrzał Bóg, iż człowiek raz skażony grzechem niezdolny jest jasno patrzeć w twarz ni Jemu, ni sobie, ni reszcie stworzenia, że życie jego musi pozostać smutne i zbrodnicze, o ile od czasu do czasu nie zamgli sobie oczu marzeniem o tym, czym był kiedyś; o ile w soku winnej jagody nie zdoła wyczarować odbicia tej tęczy, która zabłysła mu na niebie jako znak pojednania. Tak, to dar boski, a że człowiek tego boskiego daru nadużył, czyż to dziw?… Czegóż bo człowiek nie potrafił nadużyć!<span class="theme-end" fid="1323815539040-2771923437"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f116" class="target"> </a><a href="#f116" class="anchor">116</a><a name="m1323815771128-1594756543" class="theme-begin" fid="1323815771128-1594756543">Alkohol, Pijaństwo</a>Alkohol — czy też inny produkt upajający — aż do lipcowego <em class="foreign-word">billu</em> Wilsona towarzyszył wiernie ludzkości od pierwszych szczebli cywilizacji, od samych jej zaczątków zaledwie wyróżniających najniższy typ człowieka od najwyższego typu zwierzęcia. Nie śmiałbym formułować kwestii w ten sposób, iż użytek trunków upajających stanowi właśnie — obok użytku ognia — pierwszą cechę narodzin człowieczeństwa. Jednakże alkohol jest surogatem<a name="anchor-idp486224"></a><a href="#footnote-idp486224" class="annotation">[271]</a> lub też sprzymierzeńcem poezji, poezję zaś uważam za przyrodzoną postać duchowego życia człowieka. Myśl pozytywna, proza myśli, jest już skomplikowanym wytworem cywilizacji, jest wysiłkiem podjętym dla wyodrębnienia swego mizernego światka prywatnych interesów z wszechrytmu kosmosu. Ale, raz po raz, rytm ten tętniący potężną falą zarówno w eterze, jak pod skorupą ziemi ogarnia biednego zaprzańca<a name="anchor-idp487056"></a><a href="#footnote-idp487056" class="annotation">[272]</a>, chwyta go za włosy i za gardło, i każe się zanurzać jednostkom w alkoholu, narodom w poezji: dźwięcznej poezji słowa lub — krwawej poezji czynu…</p>
+<p class="paragraph"><a name="f117" class="target"> </a><a href="#f117" class="anchor">117</a>Nie wszystkim. Są ludzie, którzy „nie piją''. Tych nie znam i nie wiem, jacy są. Mówię: <em class="author-emphasis">nie znam</em>, albowiem dusza człowieka, który zasadniczo „nie pije'' jest dla duszy człowieka, który „pija'', księgą zamkniętą na siedem pieczęci i na odwrót. Pomiędzy <em class="author-emphasis">pijącym</em> Chińczykiem a <em class="author-emphasis">pijącym</em> Polakiem jest chyba mniejsze oddalenie niż pomiędzy pijącym a niepijącym Polakiem. Podział ten zresztą dotyczy tylko przeciętnej masy ludzi; istnieją bowiem szczęśliwe organizacje — bardzo dalekie od „trzeźwości'' — które tętno swego pijaństwa czerpią z innych, o ileż szlachetniejszych substancji. <a name="m1323816158747-2086863870" class="theme-begin" fid="1323816158747-2086863870">Artysta</a>Byłem raz świadkiem, jak ktoś musił<a name="anchor-idp489680"></a><a href="#footnote-idp489680" class="annotation">[273]</a> Stanisława Wyspiańskiego do kieliszka wódki, wówczas kiedy poeta już podupadły na zdrowiu przestał jej zupełnie używać. „Nie piję'', odrzekł. „Dla fantazji!'', zachęcał go natręt. Na to Wyspiański odparł cichutko ze swoim uśmieszkiem: „Ja fantazję mam zawsze, a po wódce mnie głowa boli''.<span class="theme-end" fid="1323816158747-2086863870"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f118" class="target"> </a><a href="#f118" class="anchor">118</a>Ludzie, którzy „piją'', to jedna z masonerii<a name="anchor-idp490848"></a><a href="#footnote-idp490848" class="annotation">[274]</a>, której polityka międzynarodowa nie powinna by zaniedbywać i którą rozumiała zresztą doskonale stara dyplomacja, mrożąc w kubełkach musujący cement przymierza narodów.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f119" class="target"> </a><a href="#f119" class="anchor">119</a>Powiadam tedy, iż <em class="foreign-word">bill</em> amerykański (po którym, jak donosi korespondent „Czasu'', pięć milionów Amerykanów gotuje się opuścić na zawsze kraj rodzinny) i myśl o świecie bez alkoholu przeraziły mnie. Jak to! Świat, w którym można będzie żyć dwadzieścia lat obok drugiego człowieka, widując go dzień w dzień i będąc z nim po dwudziestu latach znajomości równie obco i równie daleko co pierwszego dnia! Świat, w którym żadne nieporozumienie powstałe między dwoma ludźmi nigdy się nie zatrze i nie wyjaśni; w którym każda uraza, każda nienawiść będzie drążyć serca aż do śmierci, bez żadnej nadziei i możności odpuszczenia, ba, nawet, jak nieraz bywało po tęgim wspólnym wypiciu, zamiany w dozgonną przyjaźń! W czymże, jak nie w alkoholu zanurzyć tę błogosławioną gąbkę, którą przeciąga się od czasu do czasu po nazbyt zabazgranej tabliczce życia? „To jak burza w przyrodzie'', mawiał zmarły niedawno w Persji poeta, Vincent de Korab-Brzozowski<a name="anchor-idp493056"></a><a href="#footnote-idp493056" class="annotation">[275]</a>. Gdzież znajdzie przydrożny odpoczynek i wytchnienie biedny wędrowiec Myśli o przemęczonym mózgu i skołatanym sercu, jeśli nie w tym cudnym oszołomieniu, które bywa niekiedy dla ducha równie nieprzepartą potrzebą, co sen dla ciała? Nie, żadna konsumpcja lodów, o której cuda pisze p. Beaupré, choćby nawet doszła do sześciu milionów galonów, nie zastąpi jednego dobrze zamrożonego kubka, marki… ha! Gdzież mnie niewczesna fantazja unosi?… <a name="m1323816278787-164880025" class="theme-begin" fid="1323816278787-164880025">Flirt</a>Świat bez alkoholu to wreszcie wytępienie pomiędzy płcią męską a kobiecą tego uroczego obcowania utkanego z igraszki myśli, z rozmarzenia i pustoty, które stanowi największy wdzięk i najwyższą zdobycz naszej cywilizacji; to skazanie stosunku obu płci na przejawy brutalnej żądzy albo też tępą nudę…<span class="theme-end" fid="1323816278787-164880025"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f120" class="target"> </a><a href="#f120" class="anchor">120</a>Ale nie trwóżmy się. Dzieło Ameryki nie wytrwa; zanim zdoła zarazić resztę świata, runie przez swą pychę samą. To obraz hardego przedsięwzięcia wieży Babel<a name="anchor-idp495776"></a><a href="#footnote-idp495776" class="annotation">[276]</a>; i tak samo skarane będzie pomieszaniem języków. Albowiem tylko język upojenia wspólny jest ludziom; każdy człowiek zasadniczo trzeźwy przemawia zupełnie odrębnym narzeczem: mówi bardzo mądrze, tylko że ani on nikogo, ani nikt jego nie rozumie. Cisną mi się niedyskretnie na usta przykłady bardzo trzeźwych polityków…</p>
+<p class="paragraph"><a name="f121" class="target"> </a><a href="#f121" class="anchor">121</a>Zdaję sobie sprawę — a gdybym sam tego nie czuł, przypominałyby mi to czcigodne łamy pisma, z których mam zaszczyt przemawiać — iż stanowisko moje jest może zbyt indywidualne, że kwestia ta posiada poważne strony społeczne, moralne, higieniczne etc. Do tych się nie mieszam. Co więcej, z góry przyznaję, że byłbym zwolennikiem najdalej idących ograniczeń konsumpcji alkoholu. Tak jak obecnie ogromna większość tego cennego środka marnuje się: idzie w tępotę, zbydlęcenie, hałas, zamiast przetwarzać się we wdzięk, radość życia i melodię. <a name="m1324238857618-3818313119" class="theme-begin" fid="1324238857618-3818313119">Artysta</a>Z zanikiem kultury humanistycznej ludzkość zapomniała o tym, co wyraża owo tak szlachetne i znamienne godło: <em class="foreign-word">spiritus<a name="anchor-idp498144"></a><a href="#footnote-idp498144" class="annotation">[277]</a></em>. I rozdział jest opłakany: artyści piją wodę albo fuzel<a name="anchor-idp498712"></a><a href="#footnote-idp498712" class="annotation">[278]</a>, podczas gdy szacowne wina sączą chamy i paskarze<a name="anchor-idp499200"></a><a href="#footnote-idp499200" class="annotation">[279]</a>, jak gdyby im nie dosyć było pić krew ludzką.<span class="theme-end" fid="1324238857618-3818313119"></span> Owszem, gdyby taka utopia<a name="anchor-idp499936"></a><a href="#footnote-idp499936" class="annotation">[280]</a> była możliwa, niechaj nasz sprężysty rząd ściśle ograniczy użytek trunków; niech wprowadzi „karty na pijaństwo'' przyznawane po dojrzałej rozwadze (sądzę, że ta rzecz weszłaby doskonale w kompetencję obecnego ministerium <em class="author-emphasis">Kultury i Sztuki</em>) tylko tym, którzy go są godni: w zamian będzie im go można dostarczyć tanio i w najlepszej jakości; <a name="m1324238928181-1266041921" class="theme-begin" fid="1324238928181-1266041921">Rozkosz, Raj, Radość</a>i tak samo godzę się chętnie, aby wytępiono ohydną konsumpcję alkoholu jako „używki'', sprowadzającą go do rzędu codziennych środków ogłupiania się; przeciwnie, niechaj ten nektar stanie się rzadkim świętem, niechaj wróci do godności misteriów bachicznych<a name="anchor-idp501880"></a><a href="#footnote-idp501880" class="annotation">[281]</a>, niechaj użytek jego znaczy jedynie owe najcenniejsze godziny życia, w których mocą radosnego zespolenia duchów ten brzydki szary świat rozświetla się i rozzłaca, aby biednym wygnańcom z Raju dać na chwilę złudę poezji, niewinności i braterstwa…<span class="theme-end" fid="1324238928181-1266041921"></span><span class="theme-end" fid="1323815771128-1594756543"></span></p>
+<h2><a name="s11" class="target"> </a>Sezon 1919/1920</h2>
+<h3><a name="s12" class="target"> </a>Fredro, <em class="book-title">Śluby panieńskie</em>
+</h3>
+<p class="paragraph"><a name="f122" class="target"> </a><a href="#f122" class="anchor">122</a>Teatr miejski im. Słowackiego: <em class="book-title">Śluby panieńskie</em>, komedia w pięciu aktach wierszem Aleksandra hr. Fredry.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f123" class="target"> </a><a href="#f123" class="anchor">123</a><a name="m1324232629945-2216905654" class="theme-begin" fid="1324232629945-2216905654">Polska, Patriota, Dziedzictwo, Twórczość</a>Dobrze uczyniły obie sceny krakowskie, iż pierwszy rok teatralny w niepodległej Polsce rozpoczęły arcydziełem Fredry. Bo Fredro to wielka poezja polska, nie ta zrodzona z niewoli i męki, patologiczna i wzniosła, natchniona i obłąkana w swojej monomanii<a name="anchor-idp505200"></a><a href="#footnote-idp505200" class="annotation">[282]</a>, nie ta, której duch narodu zawdzięcza swoje ocalenie, ale i swoje straszliwe skrzywienie zarazem; ale ta Polska odwieczna, po której ów epizod krwi i hańby spłynął, nie znacząc na niej śladów, tak jak spłynął bez śladu po glebie oranej przez polskiego chłopa; ta Polska, która otwiera nam ramiona dzisiaj. Tej niespożytej polskości, jaka kryje się w uśmiechu Fredry, nie dość rozumiano za jego życia, nie prędko zrozumiano i po jego śmierci. Pojęcie wielkości, poezji utożsamiło się z wyrazem bólu narodowego lub nawet z jego gestem, niejeden „wieszcz'', nie zawsze nawet najczystszej wody, który górnie rozdzierał szaty nad losem ojczyzny, przesłonił tedy Fredrę naszemu sercu i pamięci. Fredro szat nad ojczyzną nie rozdzierał, bo on nią był; najgłębiej może, bo bezwiednie. I był jednym z największych polskich artystów, tym, którego nazwisko możemy bez cienia szowinizmu postawić obok pierwszych nazwisk świata. Przełom, jaki dziś zaszedł w naszym życiu narodowym, stanie się nieodzownie zaczątkiem ogromnych przemian polskiej myśli i odczuwania, także i w zakresie retrospektywnym; jestem przekonany, że wiele relikwii polskiej literatury spokojnie w proch zetleje<a name="anchor-idp506832"></a><a href="#footnote-idp506832" class="annotation">[283]</a> w swoich relikwiarzach, podczas gdy imię Fredry, nieprzesłaniane już przez mgły i dymy narodowych smutków, jaśnieć nam będzie coraz żywszym blaskiem wielkiej sztuki, jak we Francji imię Moliera.<span class="theme-end" fid="1324232629945-2216905654"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f124" class="target"> </a><a href="#f124" class="anchor">124</a><a name="m1324232957745-673466534" class="theme-begin" fid="1324232957745-673466534">Twórczość</a>Oglądać <em class="book-title">Śluby panieńskie</em> na scenie jest zawsze rozkoszą; wiele musieliby dołożyć starań aktorzy, aby tę rozkosz zamącić. A przy tym ileż teatralnych wspomnień wiąże się z tą sztuką!… Na scenie krakowskiej <em class="book-title">Śluby</em> mają swoją bogatą historię: nie będąc zgrzybiałym starcem, pamiętam jednakże tej historii okres bardzo, bardzo długi. Pamiętam <em class="book-title">Śluby</em> grane jeszcze niemal jako współczesną komedię, jeżeli się nie mylę, w zwyczajnych sukniach i surdutach, w obojętnej ramie jakiegoś banalnego tekturowego pokoju — i grane mimo to znakomicie. O stylu fredrowskim niewiele rozprawiano wtedy, bo ten styl był jeszcze czymś bardzo bliskim swą tradycją, w typach, w zacięciu, traktowaniu wiersza. Naraz — zeszło się to, zdaje mi się, z otwarciem nowego teatru — powiał w gościnny dwór Pani Dobrójskiej<a name="anchor-idp509880"></a><a href="#footnote-idp509880" class="annotation">[284]</a> wietrzyk muzealny. Odkryto mianowicie wówczas, iż jest to sztuka <em class="foreign-word">par excellence</em><a name="anchor-idp510496"></a><a href="#footnote-idp510496" class="annotation">[285]</a> „stylowa''; ustalono ściśle datę, w której rozgrywa się akcja; wypatrzono, jakie fotele, kantorki, szpinety<a name="anchor-idp511000"></a><a href="#footnote-idp511000" class="annotation">[286]</a> mogły stać w pokoju, a jakie miniatury i obrazy wisieć na ścianach; <a name="m1324232793680-1181171014" class="theme-begin" fid="1324232793680-1181171014">Uroda</a>skopiowano wiernie z kostiumologii fryzury panien, rajtroczki<a name="anchor-idp512112"></a><a href="#footnote-idp512112" class="annotation">[287]</a> Gustawa, halsztuki<a name="anchor-idp512552"></a><a href="#footnote-idp512552" class="annotation">[288]</a> Albina; słowem, każda figura mogła powędrować prosto do muzeum za gablotkę.<span class="theme-end" fid="1324232793680-1181171014"></span> I stało się, że na jakiś czas przy doskonałej i bardzo uczonej <em class="author-emphasis">stylizacji</em> zapodział się gdzieś <em class="author-emphasis">styl</em> Fredry: styl bowiem Fredry to przede wszystkim życie; a życia nigdy nie da się odtworzyć za pomocą rzeczy martwych. <a name="m1324232938046-221827984" class="theme-begin" fid="1324232938046-221827984">Uroda</a>Pamiętam zwłaszcza jak przez mgłę jedno takie przedstawienie grane przez wybornych artystów, a zarazem jedno z najgorszych przedstawień <em class="book-title">Ślubów</em>, jakie w życiu widziałem: z całego wieczoru został mi we wrażemu tylko jakiś monstrualny kok na głowie Anieli (zapewne bardzo wierny) oraz tupety<a name="anchor-idp515144"></a><a href="#footnote-idp515144" class="annotation">[289]</a> i kurtki Gustawa, w których „stylowe'' wiercenie kuperkiem pochłonęło całą uwagę utalentowanego artysty.<span class="theme-end" fid="1324232938046-221827984"></span> Na szczęście, okres tego neofityzmu stylizacyjnego, w którym rekwizyt przytłaczał autora i poezję, minął; nastało szczęśliwe przymierze czy też „linia demarkacyjna''<a name="anchor-idp516128"></a><a href="#footnote-idp516128" class="annotation">[290]</a> pomiędzy duchem Fredry a duchem antykwarskim<a name="anchor-idp516592"></a><a href="#footnote-idp516592" class="annotation">[291]</a>, a rezultatem jego jest ustalenie tego trafnego stylu, który, ujmując życie w niedzisiejsze ramy, nie paraliżuje go wszelako i zostawia pole młodości serc pod staroświecczyzną kostiumu.<span class="theme-end" fid="1324232957745-673466534"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f125" class="target"> </a><a href="#f125" class="anchor">125</a><a name="m1324233041426-3872319749" class="theme-begin" fid="1324233041426-3872319749">Młodość</a>Młodość! W tym tkwi bodaj czy nie największa część sekretu. Pamiętam także <em class="book-title">Śluby</em> grane w pierwszorzędnych zespołach, ale w których zsumowane lata obu kochających się par dawały cyfrę zbliżoną do dwustu, jeżeli nie wyżej; i wtedy mimo całego wysokiego artyzmu czegoś brakło przedstawieniu… Jest to jedna z tych sztuk, w których łatwiej pewne braki wykończenia nadrobić młodością niż odwrotnie.<span class="theme-end" fid="1324233041426-3872319749"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f126" class="target"> </a><a href="#f126" class="anchor">126</a>Wczorajsze przedstawienie posiadało tę zaletę w całej pełni: ciepło i ogień biły ze sceny. Gustaw zwłaszcza, Albin i Klara (wszystko nowe nabytki tego sezonu) spisywali się doskonale. <a name="m1324233111386-2530122915" class="theme-begin" fid="1324233111386-2530122915">Kobieta</a>Rola Anieli, tej <em class="foreign-word">amoureuse'y</em><a name="anchor-idp520176"></a><a href="#footnote-idp520176" class="annotation">[292]</a> z polskiego dworku, jest osobliwie trudna do zagrania. Aniela jest to najbardziej urocze wcielenie „woli bożej'', jakie kiedykolwiek dreptało na dwóch łapkach w literaturze polskiej; rola niewinno-zmysłowa, harfa kobiecości, grająca za samym zbliżeniem męskiej dłoni… Czegóż bo nie ma w tej roli: i duma dziewicza, i tak drażniący erotycznie takt doskonale wychowanej panny, bierność hurysy<a name="anchor-idp520960"></a><a href="#footnote-idp520960" class="annotation">[293]</a>, wdzięk, marzenie, poezja — i to polskie cielątko wreszcie, którego rasa rozpleniła się później tak szczęśliwie.<span class="theme-end" fid="1324233111386-2530122915"></span> Nieraz żałowałem, że tego rodzaju igraszki nie są u nas w modzie: bardzo bym pragnął, aby ktoś napisał dalszy ciąg <em class="book-title">Ślubów panieńskich</em>, tak jak istnieje dalszy ciąg <em class="book-title">Mizantropa</em> lub owe przemiłe fantazje Juliusza Lemaître'a<a name="anchor-idp522432"></a><a href="#footnote-idp522432" class="annotation">[294]</a> „na marginesie'' klasycznych arcydzieł. Często wprawdzie bywa, iż z zapadnięciem kurtyny sztuka się nie kończy, lecz zaczyna; ale tu dalsze koleje pp. Gustawowstwa byłyby szczególnie zajmujące i nieraz zdarzyło mi się zadumać nad tym, co życie zrobi z tej sympatycznej panny Anieli Dobrójskiej… P. Białkowska dużo uchwyciła z wdzięku tej postaci, ale nie wszystko; „wola boża'' była bez zarzutu; to już wiele, jak sądzę? Role p. Dobrójskiej i Radosta spoczywały w doświadczonych rękach p. Kosmowskiej i p. Jednowskiego: p. Kosmowska opracowała swoją jak zawsze bardzo starannie, p. Jednowski po trosze w myśl hasła „jakoś to będzie'': hasło bardzo polskie i z tego chyba tytułu na miejscu w arcydziele Fredry. Traktowanie wiersza przez artystów nie było na ogół bez usterek: tak np. często powtarzającego się słowa <em class="author-emphasis">wariat</em> Fredro używa po staroświecku jako trzyzgłoskowego: <em class="author-emphasis">wa-ry-iat</em>; wymawiając je dwuzgłoskowo: <em class="author-emphasis">war-iat</em>, zatraca się miarę wiersza. Takich szczegółów było więcej, a rytmika daleką była od muzycznej przejrzystości. <a name="m1324233558412-1580307145" class="theme-begin" fid="1324233558412-1580307145">Fałsz</a>Całość przedstawienia szła składnie, z wyjątkiem <em class="author-emphasis">klaki</em><a name="anchor-idp525368"></a><a href="#footnote-idp525368" class="annotation">[295]</a>, która działała nie dość dyskretnie i inteligentnie: nie wiem, czyj to wydział, ale trzeba by to wycieniować.<span class="theme-end" fid="1324233558412-1580307145"></span></p>
+<h3><a name="s13" class="target"> </a>Gorczyński, <em class="book-title">Rzeczywistość</em>
+</h3>
+<p class="paragraph"><a name="f127" class="target"> </a><a href="#f127" class="anchor">127</a>Teatr miejski im. Słowackiego: <em class="book-title">Rzeczywistość</em>, komedia w trzech aktach Bolesława Gorczyńskiego (wznowienie).</p>
+<p class="paragraph"><a name="f128" class="target"> </a><a href="#f128" class="anchor">128</a><a name="m1324233707162-3966354910" class="theme-begin" fid="1324233707162-3966354910">Rozczarowanie</a>Słuchając po raz drugi <em class="book-title">Rzeczywistości</em>, z której już miałem sposobność obszerniej zdawać sprawę, tym większą czułem urazę do autora, iż swoją doskonale pomyślaną sztukę zeszpecił tak czczym i płaskim dialogiem. Nie wiem, czy to z przyczyny sierpniowej kanikuły<a name="anchor-idp528536"></a><a href="#footnote-idp528536" class="annotation">[296]</a>, czy że, znając już treść i nie podtrzymywany zaciekawieniem, więcej byłem wrażliwy na epizody, dość, że tym razem ta „pomidorówka'', to wieczne „pranie'' i kołnierzyki jako kontrast do „duchowego życia'' jeszcze cięższe mi się wydawały do strawienia. A język! Wśród beznadziejnie trywialnej rozmowy Reny z Romanem w I akcie, przeplatanej takimi wyrażeniami jak <em class="author-emphasis">hopy</em> i <em class="author-emphasis">kicze</em>, naraz takie kwiatki: „Wykąpiesz mnie w krynicy upojeń i rozkoszy'' etc. „Tak bardzo go <em class="author-emphasis">pragniesz</em>?'', mówi jedna kobieta do drugiej; „kocham go i <em class="author-emphasis">pragnę</em>'', odpowiada ta wkrótce potem. I znowu za chwilę Rena do Romana: „Czy <em class="author-emphasis">pragniesz</em>?'' i Roman o sobie: „jest we mnie zwierzę, które <em class="author-emphasis">pragnie</em>''; i Roman do szwaczki Karolki: „Nie <em class="author-emphasis">pragniesz</em> mnie?''. <a name="m1324233741680-1134111571" class="theme-begin" fid="1324233741680-1134111571">Twórczość, Fałsz</a>Biedna jest w ogóle literatura; ani rusz nie może się obejść bez szczudeł jakiejś umówionej gwary, a za każdym razem, kiedy znajdzie nowy żargon<a name="anchor-idp531904"></a><a href="#footnote-idp531904" class="annotation">[297]</a>, wydaje się jej, że wniknęła po raz pierwszy w tajemnicę życia i sztuki.<span class="theme-end" fid="1324233707162-3966354910"></span> Były „płomienie'' i „kajdany'' klasyków; potem przyszły <em class="author-emphasis">anielstwa</em> i <em class="author-emphasis">błyskawice</em> romantyczne; potem zluzowały to „chucie''<a name="anchor-idp533304"></a><a href="#footnote-idp533304" class="annotation">[298]</a> i „praiły''<a name="anchor-idp533696"></a><a href="#footnote-idp533696" class="annotation">[299]</a>… Zamieniał stryjek siekierkę na kijek, niechże mu będzie. Ale pomyśleć, że po to wygnaliśmy ze sceny wiersz, szlachetność gestu, wdzięk słowa, aby w imię realizmu scenicznego i codziennej prawdy koniugować we wszystkich osobach: ja cie pragnę, ty mnie pragniesz, on jej pragnie! Odwołuję się do wszystkich abonentów „Czasu'', poczynając od najstarszych: czy który z nich tak mówił kiedy? Czy to jest język rzeczywistego życia, nawet w jego bardziej patetycznych momentach? Mamy tak mówić na scenie, to już, doprawdy, lepiej wróćmy do „słodkich kajdanów'' i „stałych płomieni''.<span class="theme-end" fid="1324233741680-1134111571"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f129" class="target"> </a><a href="#f129" class="anchor">129</a><em class="book-title">Rzeczywistość</em> grano częściowo w nowej obsadzie. Z dawnej pozostał p. Nowakowski oraz p. Łuszczkiewicz-Gallowa, jeszcze może lepsza niż wprzódy w swojej szelmowsko obmyślonej karykaturze koleżeńskiej. P. Kacicka<a name="anchor-idp535528"></a><a href="#footnote-idp535528" class="annotation">[300]</a> poprawnie odtworzyła Karolkę. <a name="m1324233793376-3953654921" class="theme-begin" fid="1324233793376-3953654921">Kobieta demoniczna</a>Rola Reny przypadła p. Pancewiczowej<a name="anchor-idp536592"></a><a href="#footnote-idp536592" class="annotation">[301]</a>; zagrała ją bardzo przekonywająco: czuło się w tej modelce kobietę z rasy Daudetowskiej<a name="anchor-idp537120"></a><a href="#footnote-idp537120" class="annotation">[302]</a> Safony<a name="anchor-idp537840"></a><a href="#footnote-idp537840" class="annotation">[303]</a>, która, gdyby zechciała, potrafiłaby tak opleść biednego malarzynę swoim miękkim uściskiem, że by nieborak „ani zipnął''.<span class="theme-end" fid="1324233793376-3953654921"></span> Ale mimo bardzo ładnej i inteligentnej gry artystki przychodziło przede wszystkim na myśl co innego: mianowicie refleksja, dlaczego, mając aktorkę o tak korzystnych warunkach zewnętrznych, bogatym i ciepłym głosie, szerokich akcentach dramatycznych i doskonałej umiejętności mówienia wiersza, nie widzieliśmy od paru lat żadnej próby, aby przymioty te szerzej i szlachetniej spożytkować? Zespół naszego teatru jest dość ograniczony; cała sztuka w tym, aby go dobrze wyzyskać i sterować nim tak, by każdy mógł dać z siebie i rozwinąć w sobie co ma najlepszego. <a name="m1324233963817-2226956562" class="theme-begin" fid="1324233963817-2226956562">Teatr</a>Nawet i linię repertuaru warto nieraz dostroić do osobistych warunków poszczególnych artystów. Zeszłoroczny sezon był — powiedzmy szczerze, skoro to już należy do historii — prowadzony pod względem repertuarowym dosyć po omacku; miejmy nadzieję, że obecnie powołanie w tym celu osobnego „organu'', który, na szczęście, jest nie tylko organem, ale i poetą, oddziała korzystnie w tej mierze na sezon obecny.<span class="theme-end" fid="1324233963817-2226956562"></span></p>
+<h3><a name="s14" class="target"> </a>Rittner, <em class="book-title">W małym domku</em>
+</h3>
+<p class="paragraph"><a name="f130" class="target"> </a><a href="#f130" class="anchor">130</a>Teatr miejski im. Słowackiego: <em class="book-title">W małym domku</em>, dramat w trzech aktach Tadeusza Rittnera (wznowienie).</p>
+<p class="paragraph"><a name="f131" class="target"> </a><a href="#f131" class="anchor">131</a><a name="m1324234177836-2152479425" class="theme-begin" fid="1324234177836-2152479425">Współczucie</a>Duszę nowoczesnego człowieka skomplikowała jedna drobna rzecz: litość. To niby ziarnko piasku, które wpadło w oko i łzawi. Nie wiem, czy to jest głębokie uczucie serca, czy raczej przeczulenie nerwów, ale faktem jest, że istnieje i że różni nas od dawniejszych ludzi; przynajmniej w zakresie odczuwań estetycznych. Nie znała uczucia litości ta publiczność, która w cyrku rzymskim oklaskiwała śmiertelne walki gladiatorów, nie znały jej te piękne panie, które — jak świadczą pamiętniki Casanowy<a name="anchor-idp542696"></a><a href="#footnote-idp542696" class="annotation">[304]</a> — uprawiały, powiedzmy, <em class="author-emphasis">flirt</em>, przyglądając się w tejże samej chwili z okna, jak rozrywano końmi Damiensa<a name="anchor-idp543824"></a><a href="#footnote-idp543824" class="annotation">[305]</a>, niedoszłego mordercę Ludwika XV<a name="anchor-idp544416"></a><a href="#footnote-idp544416" class="annotation">[306]</a>. Grzegorz Dandin Moliera był dla współczesnych figurą na wskroś komiczną; i dziś dopiero zarówno krytyka literacka, jak i grający go aktorzy doszukują się w nim — aż nadto gorliwie moim zdaniem — bolesno-tragicznych akcentów. Współczucie zdolne były obudzić jedynie nieszczęścia szlachetne, koturnowe, losy rozgrywające się w <em class="author-emphasis">pałacach</em>; wszystko inne, dola pospolitych ludzi z <em class="author-emphasis">małych domków</em> była jedynie tematem dla grubego, szerokiego śmiechu. Jakże się to zmieniło! Dziś dla artysty wystarczy spojrzeć pod pewnym kątem na kawałek szarego, przeciętnego życia, aby mu się serce ścisnęło litością; dla czytelnika czy widza wystarczy, aby potrącić pewne struny, a już w lot rozumie, już współdźwięczy… <a name="m1324234160349-433963764" class="theme-begin" fid="1324234160349-433963764">Twórczość</a>Dlatego zatarła się granica między tragedią a komedią; życie w ujęciu scenicznym stało się kalejdoskopem, w którym, już nie jak u Szekspira<a name="anchor-idp546800"></a><a href="#footnote-idp546800" class="annotation">[307]</a>, przesuwają się pomieszane tragiczne i komiczne epizody życia, ale w którym te <em class="author-emphasis">same postacie</em> budzą kolejno śmiech, grozę i litość; w którym ci sami ludzie są na przemian dla nas niby marionetki tekturowe podrygujące śmiesznie na swej nitce, to znów niby bolesne ofiary rozpięte na krzyżu życia.<span class="theme-end" fid="1324234160349-433963764"></span><span class="theme-end" fid="1324234177836-2152479425"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f132" class="target"> </a><a href="#f132" class="anchor">132</a>Takie spojrzenie na wskroś nowoczesnego artysty posiada Tadeusz Rittner. I winy ludzkie, i ludzkie śmieszności roztapiają się dla niego w uczuciu głębokiego, litośnego smutku. <a name="m1324234259412-3474314324" class="theme-begin" fid="1324234259412-3474314324">Cierpienie</a>I to uczucie udziela się nam tym bardziej przez to, iż najczęściej Rittner obiera sobie ciasne, szare środowisko, w którym ludzie gnębią się wzajem i dręczą bez wielkości, i tłuką głową o szybę, kiedy próbują jak ptaki lecieć ku słońcu piękna.<span class="theme-end" fid="1324234259412-3474314324"></span> Taki osad wrażenia pozostaje nam z <em class="book-title">Głupiego Jakuba</em>, taki też z wznowionego wczoraj dramatu <em class="book-title">W małym domku</em>.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f133" class="target"> </a><a href="#f133" class="anchor">133</a>Jest to jeden z wczesnych utworów pisarza. Późniejsze sztuki cechuje większe opanowanie i zwłaszcza stosowanie środków, jakimi autor operuje: tutaj uderza niezwykła śmiałość, z jaką prowadzi sztukę po linii jaskrawej groteski, aby nagle strzałem z rewolweru przerzucić ją w podwójny dramat; dramat młodego przerwanego życia i drugi dramat domagającego się swoich praw sumienia. Czy nie za dużo jednak aż dwóch strzałów i dwóch trupów w stosunku do ciężaru gatunkowego tych biednych duszyczek z tak taniego ostatecznie kruszcu? Sądzę, że sam autor przyznałby dzisiaj, że tak. Do takiej zwierzyny nie strzela się kulami. <a name="m1324234343662-3734252188" class="theme-begin" fid="1324234343662-3734252188">Twórczość</a>W <em class="book-title">Głupim Jakubie</em> pokazał Rittner, że można wyrazić bardzo bolesne i bardzo smutne rzeczy bez terroryzowania nerwów widza tak drastycznym argumentem. I sądzę, iż pod tym względem nastąpi — a raczej już nastąpiła — w literaturze pewna reakcja: zachowując jako trwałą zdobycz ów bezcenny skarb ludzkiego współczucia, buntujemy się jednak przeciw zbytniemu <em class="author-emphasis">heroizowaniu</em> przeciętności i nadużywaniu wielkich środków tam, gdzie wystarczą mniejsze. O ile tylko można, bez rozlewu krwi! — to także w zakresie literatury dramatycznej humanitarna zdobycz epoki, która miała urodzić Ligę Narodów<a name="anchor-idp552904"></a><a href="#footnote-idp552904" class="annotation">[308]</a> i poczciwego Wilsona.<span class="theme-end" fid="1324234343662-3734252188"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f134" class="target"> </a><a href="#f134" class="anchor">134</a>Sztukę Rittnera grano bardzo dobrze. P. Jednowski w roli doktora stworzył postać doskonale obmyśloną w każdym szczególe; był to od początku do końca żywy i prawdziwy człowiek. Głębokie zwłaszcza przesilenie moralne, jakie zachodzi w nim pomiędzy drugim a trzecim aktem, uwydatniło się z wielką plastyką. P. Bednarzewska z artystycznym smakiem oddała prostą i aż do głupoty naiwną, a tak poetyczną na swój sposób, duszę biednego Kopciuszka. Wszystkie inne role — mniej interesujące — wypadły bez zarzutu; p. Szymborski zwłaszcza miał wyborny epizod w trzecim akcie.</p>
+<h3><a name="s15" class="target"> </a>Zapolska, <em class="book-title">Ich czworo</em>
+</h3>
+<p class="paragraph"><a name="f135" class="target"> </a><a href="#f135" class="anchor">135</a>Teatr miejski im. Słowackiego: <em class="book-title">Ich czworo</em>, tragedia ludzi głupich w trzech aktach Gabrieli Zapolskiej (wznowienie).</p>
+<p class="paragraph"><a name="f136" class="target"> </a><a href="#f136" class="anchor">136</a><em class="book-title"><a name="m1324234602143-2967040049" class="theme-begin" fid="1324234602143-2967040049">Twórczość</a>Ich czworo</em> Zapolskiej jest jedną ze sztuk, po których opuszcza się teatr z uczuciem pokrzepienia na duchu. Nie, iżby treść była tak szczególnie budująca; ale dlatego, że przyjemność sprawia widzieć polską komedię tak doskonale — poza całym talentem — tak porządnie <em class="author-emphasis">zrobioną</em> i napisaną. Wstyd powiedzieć, ale ze wszystkich naszych współczesnych komediopisarzy ta baba ma może najbardziej <em class="author-emphasis">męski</em> chwyt; największą zborność spojrzenia, najdalej posuniętą ekonomię scenicznego wyrazu i gestu. Od początku do końca każde słowo jest potrzebne, każde jest na swoim miejscu, każde <em class="author-emphasis">niesie</em>; nie licząc tych — a jest ich bez liku — które iskrzą się samorodnym i nieodpartym dowcipem.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f137" class="target"> </a><a href="#f137" class="anchor">137</a>Powie ktoś, iż przy wszystkich tych niezaprzeczonych zaletach szkoda, że p. Zapolska nie czyni z nich szlachetniejszego użytku; iż swą świetną zdolność analizy i obserwacji poświęca duszom, które może nie warte są tego trudu, środowiskom, o których istnieniu wolałoby się raczej zapomnieć; iż lubuje się w grzebaniu w „błocie'' etc. Zapewne, zapewne… Ani mi w głowie wskrzeszać przedawnionego dylematu o wyższości dobrze pomalowanego buta nad źle namalowanym Kościuszką<a name="anchor-idp558328"></a><a href="#footnote-idp558328" class="annotation">[309]</a>; a jednak sądzę, iż pani Zapolska dobrze uczyniła, puszczając mimo uszu te głosy. Obawiam się, iż gdyby sforsowała w powyżej wspomnianym duchu miarę i rodzaj swego talentu i starała się go „uszlachetnić'', stałoby się z nim to, co w jej ostatnich powieściach kuszących się o ambicje reformatorsko-kaznodziejskie; poświęciłaby swoje niewątpliwe wartości sceniczne dla więcej niż wątpliwych etycznych. Dlatego zdaje mi się, iż najlepiej jest przyjąć olbrzymi talent Zapolskiej takim, jak jest, „z dobrodziejstwem inwentarza''.<span class="theme-end" fid="1324234602143-2967040049"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f138" class="target"> </a><a href="#f138" class="anchor">138</a><a name="m1324234877349-1560246030" class="theme-begin" fid="1324234877349-1560246030">Pozycja społeczna</a>A zresztą! Czy przyjdzie komu do głowy zaprzeczyć, iż <em class="book-title">Paryżanka</em> Becque'a<a name="anchor-idp560632"></a><a href="#footnote-idp560632" class="annotation">[310]</a> jest w swoim rodzaju arcydziełem? Czemuż by jej daleka kuzynka znad Pełtwi<a name="anchor-idp561616"></a><a href="#footnote-idp561616" class="annotation">[311]</a>, bohaterka wczorajszej sztuki, miała mieć inne prawa? Dlatego że z „gorszej sfery'', że biedniejsza, mniej wykwintna? A gdzie równość, gdzie demokracja? Co dzisiaj sfera, wykwint, nawet majątek! Ani się spodziewamy, kto na tej huśtawce, na której dziś jesteśmy, będzie jutro na dole, kto na górze. Taki Fedycki na przykład z wczorajszej sztuki. To tylko źle zrobił, że za wcześnie wyjechał do Monaco. Gdybyż był został na miejscu, we Lwowie! Dzisiaj dopiero otwarłoby się dla niego pole, dziś pływałby jak ryba w wodzie. Już go widzę, jak byłby bohaterem „afery'' automobilowej, skórzanej, tłuszczowej, czy ja wiem zresztą, jakiej jeszcze. Bo jednak mimo swego „ukraińskiego'' nazwiska Fedycki byłby pozostał przy nas: przytuliłaby go gościnnie jakaś centrala lub intendentura<a name="anchor-idp562848"></a><a href="#footnote-idp562848" class="annotation">[312]</a>.<span class="theme-end" fid="1324234877349-1560246030"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f139" class="target"> </a><a href="#f139" class="anchor">139</a><a name="m1324235131944-623567128" class="theme-begin" fid="1324235131944-623567128">Twórczość</a>Z przymiotów Zapolskiej jako komediopisarki wypływa naturalnym sposobem to, iż daje ona świetne role. Każde słowo gra, ani jedno zdanie nie jest czczą gadaniną, w którą aktor musi wstrzykiwać litrami własną krew, aby jej nadać pozory życia. <span class="theme-end" fid="1324235131944-623567128"></span>Wyborna zeszłoroczna obsada sztuki zmieniła się tylko w drobnej mierze: niestety, nie można rzec, aby szczęśliwie. Przykro to komuś powiedzieć, ale p. Wasilewski nie ma warunków na kochanka (tj. we wczorajszej sztuce, poza tym nie mam prawa sądzić). Nie ma ani warunków, ani tego rozbrajającego humoru, który jest nieodzowny w tej roli, jeżeli nie ma się stać obrzydliwą. Wyznaję, iż nie mogłem się w niej odżałować p. Żarskiego<a name="anchor-idp565256"></a><a href="#footnote-idp565256" class="annotation">[313]</a>. Bywają role, które szczęśliwym trafem tak zlewają się z osobistą indywidualnością danego artysty, iż doprawdy trudno rozróżnić gdzie się kończy sztuka, a zaczyna natura. Nie mogłem się odżałować p. Żarskiego, choćby dla tej uroczej pogody, z jaką mówił do kochanki: „Wiesz, umiem już jeździć na rowerze; przejechałem psa i dziecko i nie spadłem''. <a name="m1324235233217-2108248873" class="theme-begin" fid="1324235233217-2108248873">Żona</a>Rola Żony w interpretacji p. Pancewiczowej jest małym arcydziełem. Nie tylko artystka uwydatnia w niej każdy najdrobniejszy szczegół, każdą intencję autorki, ale grą swoją, pełną ognia i żywiołu, podnosi ją z płaskiej sfery, w jakiej akcja się rozgrywa, do wyżyn wiekuistych zagadek kobiecości. Ta arcypłytka dusza będąca jedynie funkcją gatunku ma w gruncie — mimo iż najgorsza matka — jeden szczery akcent: macierzyństwo; tylko że rozkłada się ono najfantastyczniej między męża, dziecko a kochanka.<span class="theme-end" fid="1324235233217-2108248873"></span> Akcent ten wydobyła p. Pancewiczowa bardzo ładnie i umiała zjednać tej, w istocie „tragicznie głupiej'' żonie, mimowolne sympatie widza. P. Łuszczkiewicz-Gallowa jeszcze raz dowiodła szerokiej skali swego talentu wyborną rolą szwaczki; wyznaję jednak, iż niezupełnie umiałem zespolić w jedną całość liryczne niemal potraktowanie jej w akcie trzecim w zestawieniu z jaskrawą (doskonałą zresztą) szarżą aktu pierwszego. Ale zdaje się, że ta rysa jest w samej roli, której nigdy nie mogłem dość jasno sobie wytłumaczyć. Pani Rotterowa<a name="anchor-idp568024"></a><a href="#footnote-idp568024" class="annotation">[314]</a> jako zakochana „Mont-Blanc'', pp. Nowakowski i Miarczyński<a name="anchor-idp568480"></a><a href="#footnote-idp568480" class="annotation">[315]</a> wybornie dopełniali dawnego zespołu. Jeszcze raz powtarzam: wyszedłem z teatru podniesiony na duchu</p>
+<h3><a name="s16" class="target"> </a>Wyspiański, <em class="book-title">Wyzwolenie</em>
+</h3>
+<p class="paragraph"><a name="f140" class="target"> </a><a href="#f140" class="anchor">140</a>Teatr miejski im. Słowackiego: <em class="book-title">Wyzwolenie</em>, dramat w trzech aktach Stanisława Wyspiańskiego.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f141" class="target"> </a><a href="#f141" class="anchor">141</a><a name="m1324235429350-1800158279" class="theme-begin" fid="1324235429350-1800158279">Cud, Polska</a>Nie spodziewałem się doznać tak wstrząsającego wrażenia… Nie dla „podniosłego nastroju'': — sala była na wpół pusta; — nie dla gry artystów: wyznaję, iż niewiele w tej chwili o grze myślałem; ale sam utwór. Zawsze były dla mnie w <em class="book-title">Wyzwoleniu</em> wiersze, które za gardło po prostu chwytały wzruszeniem, ilekroć widziałem sztukę tę na scenie; wiersze jedne z najczystszych, najpiękniejszych, jakimi kiedykolwiek dźwięczała polska mowa; ale dziś każda scena tego dziwnego misterium nabrała jakby nowego światła, nowej głębi. Bo oto między ostatnim a wczorajszym przedstawieniem <em class="book-title">Wyzwolenia</em> stał się cud, jakiego chyba nigdy nie oglądały ludzkie oczy; nigdy chyba nie było dane temu samemu pokoleniu patrzeć na narodziny proroctwa i na jego ziszczenie; nigdy cud natchnienia i cud życia nie zlały się w podobny sposób w jeden akord. A stała się ta żywa, wolna Polska tak nagle — niby za rozsunięciem kurtyny — i rozgrywa się nam przed oczyma w tak skupionych, dramatycznych skrótach, jak gdyby wszystko, co się dziś dzieje, było szeregiem scen owego marzonego przez Konrada dramatu. I słuchając <em class="book-title">Wyzwolenia</em>, trzeba ciągłego czuwania trzeźwej refleksji, aby pamiętać, iż to, co się stało, było dziełem olbrzymich wypadków nieskończenie przerastających wysiłek nie tylko człowieka, ale i całego narodu: gdyby się poddać wrażeniu słów idących wczoraj ze sceny, miałoby się uczucie, że rzeczywistość dzisiejsza to nieodzowny, konieczny wynik owego straszliwego żaru pragnienia, owego napięcia woli, jakim przepojony jest ów dramat duszy poety. I w tym wrażeniu leży osobliwy urok, z jakim słucha się dziś <em class="book-title">Wyzwolenia</em>.<span class="theme-end" fid="1324235429350-1800158279"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f142" class="target"> </a><a href="#f142" class="anchor">142</a><a name="m1324235531373-1710251143" class="theme-begin" fid="1324235531373-1710251143">Twórczość</a>Poezję Wyspiańskiego przeorały już wszerz i wzdłuż pługi komentarzy. Bo ta poezja łatwą nie jest i on sam nie chciał, aby była łatwą; to nie owe dźwięczne szumki-dumki Harfiarki z <em class="book-title">Wyzwolenia</em> rozpływające się w wielkie <em class="author-emphasis">nic</em>. Tak samo jak w życiu Wyspiański żąda od nas wysiłku woli, tak samo w poezji swojej żąda ogromnego wysiłku myśli, aby nadążyć za nim w te sfery, w których on się porusza swobodną stopą jak w swojej przyrodzonej dziedzinie. Poezja Wyspiańskiego jest nieskończenie intelektualną, skomplikowaną, wieloplanową; pełna jest ukrytych myśli, pełna ironii czyhających na nasze wzruszenia, Hamletowych „pułapek na myszy'', jakie raz po raz zastawia słuchaczom. I jeżeli o kimś można ze słusznością użyć wyrażenia, że był człowiekiem z <em class="author-emphasis">innej planety</em>, to o Wyspiańskim: z jakiejś planety, gdzie atmosferę zamiast powietrza stanowi warstwa czystego tlenu.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f143" class="target"> </a><a href="#f143" class="anchor">143</a>A jednak poezja ta działa i działa na wszystkich. Jest to prawdziwe <em class="author-emphasis">misterium</em>, gdyż dramat, który się rozgrywa w <em class="book-title">Wyzwoleniu</em>, dramat tak na wskroś cerebralny jest z konieczności dla większej części słuchaczy księgą zamkniętą na siedem pieczęci: ale równocześnie nie ma z pewnością ani jednego, który by nie czuł, iż spełniają się na scenie rzeczy wielkie. Alboż poezję mózgiem się odczuwa? Czyż nie stokroć większy ma w tym udział dźwięk, obraz i ów tajemniczy fluid, który zamknięty w naczyniu Słowa promieniuje ku widowni teatru, sprawiając, iż po zapadnięciu kurtyny opuszcza się salę w stanie jakiegoś odurzenia? To są czynniki uchodzące wszelkiej analizie i najsubtelniejsze rozbiory myślowe przejdą <em class="author-emphasis">zawsze obok</em> samej rzeczy.<span class="theme-end" fid="1324235531373-1710251143"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f144" class="target"> </a><a href="#f144" class="anchor">144</a>Dlatego sądzę, iż teatr krakowski dobrze uczynił, odważając się na wznowienie <em class="book-title">Wyzwolenia</em> nawet w obecnych warunkach swego zespołu. Rzeczy drobne, powszednie wymagają doskonałego wykonania: inaczej cóż by z nich zostało? Ale poezja ma ten dar, iż swoim płaszczem umie osłonić wiele niedostatków. Trzeba tylko stłumić w sobie ów tak psujący wszelkie doraźne użycie instynkt wspominków i porównywania, zapomnieć, iż w wielu rolach powierzonych wczoraj surowym jeszcze lub bardzo miernym siłom oglądaliśmy niegdyś w tym samym gmachu pierwsze nazwiska polskiej sceny. Ale pocieszajmy się tym, że i wtedy biadano nad „upadkiem'' krakowskiego teatru; i tym wreszcie, że wczorajsi debiutanci także może zabłysną kiedyś… Na razie dali z siebie, co mieli najlepszego; niechże im ten grosz wdowi<a name="anchor-idp578728"></a><a href="#footnote-idp578728" class="annotation">[316]</a> będzie poczytany za tyle, co <em class="author-emphasis">talent</em> bogacza.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f145" class="target"> </a><a href="#f145" class="anchor">145</a>Jedna rola w <em class="book-title">Wyzwoleniu</em> nie znosi kompromisu: to Konrad. Na szczęście wczorajszy jej wykonawca, p. Nowakowski, sprostał swemu zadaniu; zarówno głosowo, jak intelektualnie opanował rolę znakomicie. Olbrzymi wysiłek drugiego aktu uniósł do końca bez znużenia i bez obniżenia tonu. I czuł, rozumiał każde słowo tego, co mówił. O jedną tylko scenę spierałbym się z p. Nowakowskim, może dlatego, że osobliwie w niej jestem zakochany. To ta, kiedy na schyłku trzeciego aktu, z końcem widowiska aktorzy opuścili scenę i na deskach przed chwilą tak ludnych i gwarnych Konrad zostaje sam, w mroku; i kiedy naraz niby cudowna kantylena<a name="anchor-idp580488"></a><a href="#footnote-idp580488" class="annotation">[317]</a> wykwitają owe strofy: „<em class="author-emphasis">Sam już na wielkiej, pustej scenie</em>''… Zdaje mi się, że zyskałyby one, gdyby je traktować mniej dramatycznie, bez gry, bez ruchu, rzeźbą samego skupionego słowa? Wczoraj strofy te zginęły nieco, połamały się; a to jest może najpiękniejszy, najbardziej przejmujący moment w sztuce. Gdy mowa o rzeźbieniu wiersza, trzeba podnieść nieskazitelne jego traktowanie przez panią Pancewiczową w roli Hestii; dużo giętkości wyrazu miała p. Łuszczkiewicz-Gallowa jako Muza. P. Sosnowski w świetnej postaci Prymasa był żywym przypomnieniem dawnych tradycji <em class="book-title">Wyzwolenia</em> na scenie krakowskiej; p. Szymborski ładnie powiedział rolę Starego Aktora.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f146" class="target"> </a><a href="#f146" class="anchor">146</a>W akcie drugim wprowadzono warszawską inscenizację pomysłu, o ile wiem, Karola Frycza. Rozwiązuje ona bardzo szczęśliwie tę część dramatu dawniej rażącą zbytnią <em class="author-emphasis">realnością</em> postaci grających Maski. Gruby mrok panujący na scenie, rozświetlany raz po razu błyskiem, któremu towarzyszy szept jednej z Masek, daje istotnie wrażenie jakby gorączkowej wewnętrznej pracy rozpalonego mózgu Konrada.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f147" class="target"> </a><a href="#f147" class="anchor">147</a>Szkoda, że, jak wspomniałem, teatr był tak słabo zapełniony!</p>
+<h3><a name="s17" class="target"> </a>Zalewski, <em class="book-title">Lancet</em>
+</h3>
+<p class="paragraph"><a name="f148" class="target"> </a><a href="#f148" class="anchor">148</a>Teatr miejski im. Słowackiego: <em class="book-title">Lancet</em>, tragikomedia w czterech aktach Władysława Jastrzębiec-Zalewskiego<a name="anchor-idp584016"></a><a href="#footnote-idp584016" class="annotation">[318]</a>. (Wznowienie).</p>
+<p class="paragraph"><a name="f149" class="target"> </a><a href="#f149" class="anchor">149</a><a name="m1324289907662-1894543383" class="theme-begin" fid="1324289907662-1894543383">Uczeń, Lekarz, Nauka, Natura, Obraz świata, Mężczyzna</a>Kiedy w czasie wojny pełniłem obowiązki na wojskowej stacji opatrunkowej, miałem pod swoimi rozkazami celującą studentkę drugiego roku medycyny, bardzo skromną i dobrze wychowaną panienkę. Jednego razu, wszedłszy do jej służbowego pokoiku, zastałem ją pochyloną nad podręcznikiem lekarskim; rycina przedstawiała jakiś szczegół anatomii męskiej. Zapytałem półżartem, czy ta nauka nie depoetyzuje w jej oczach mężczyzny i miłości. Panienka zamyśliła się chwilę i rzekła poważnie:</p>
+<p class="paragraph"><a name="f150" class="target"> </a><a href="#f150" class="anchor">150</a>„Wie pan, że nie. To tak jak kwiat: można się uczyć botaniki, znać budowę wszystkich słupków i pręcików, a mimo to barwa i zapach zostaje. To są zupełnie różne rzeczy''.<span class="theme-end" fid="1324289907662-1894543383"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f151" class="target"> </a><a href="#f151" class="anchor">151</a>Głęboka ta i trafna odpowiedź polskiego dziewczęcia przypomniała mi się wczorajszego wieczoru, kiedym patrzał na dramat sercowy dr Wernickiej, w której natura kobiety dopomina się rzekomo o swoje zapoznane na chwilę prawa. <a name="m1324290000684-759278895" class="theme-begin" fid="1324290000684-759278895">Lekarz</a>Miałem zaszczyt dość długo być lekarzem, znałem i lekarzy i lekarki, i zawsze uderzało mnie, jak konwencjonalnie i fałszywie malowaną jest (nawet u dobrych pisarzy) psychologia tego zawodu. Jeżeli zawodowcy innych gałęzi mają to samo wrażenie, patrząc na swoich książkowych reprezentantów, w takim razie smutno by należało wnioskować o wartości literatury jako dokumentu społecznego. „Nauka wysuszająca serce'', „zimny skalpel analizy'', och, och, cóż za banialuki<a name="anchor-idp588568"></a><a href="#footnote-idp588568" class="annotation">[319]</a>! <a name="m1324290041434-2737516024" class="theme-begin" fid="1324290041434-2737516024">Nauka, Serce</a>Nic tak nie konserwuje serca jak nauka: proszę się spytać wszystkich rektorów uniwersytetu, jakie się znajdzie u nich nieprzebrane skarby niewinności uczuć.<span class="theme-end" fid="1324290041434-2737516024"></span> <a name="m1324290081456-3152066784" class="theme-begin" fid="1324290081456-3152066784">Artysta, Kobieta</a>Sądzę, że jeżeli jest jaki zawód, który istotnie wysusza i stwardnia serce kobiety, to zawód aktorki. Scena daje jej poznać wszystkie gwary, wszystkie konwencje i fałsze języka uczuć; kulisy wszystkie brutalności życia: co razem wytwarza ów głęboki, instynktowny sceptycyzm, ową automatycznie działającą bezwzględną analizę i staje się niby pancerz urażający często pod ślicznymi fałdami miękkiej draperii twardością i chłodem.<span class="theme-end" fid="1324290081456-3152066784"></span> Ale lekarka? Co za dzieciństwo! Czemuż nikt nie doszukiwał się tych problemów w akuszerkach?<span class="theme-end" fid="1324290000684-759278895"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f152" class="target"> </a><a href="#f152" class="anchor">152</a>Dramat tedy mieszczący się w <em class="book-title">Lancecie</em> jest dosyć papierowy: z rzędu tych, w które jedynie świetna i przekonywająca gra aktorska zdolna jest tchnąć pozory życia i usprawiedliwić ich obecność na scenie. Wczorajszego wieczoru pomoc ta w znacznej mierze zawiodła, czy dla braku odpowiednich sił, czy też dla niewłaściwego ich użycia, z krzywdą dla samych artystów.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f153" class="target"> </a><a href="#f153" class="anchor">153</a>Mam na myśli rolę Wernickiego oraz rolę Marii. <a name="m1324290141257-1216411960" class="theme-begin" fid="1324290141257-1216411960">Kochanek, Kobieta "upadła"</a>Ów Wernicki — bardzo zresztą mdło narysowany przez autora — to bądź co bądź mężczyzna, dla którego owa mądra, genialna niemal kobieta popełniła mezalians (?), zerwała z rodziną, któremu po kwadransie pierwszej rozmowy druga kobieta, Maria, rzuca się w objęcia, po którego stracie wreszcie uczona <em class="author-emphasis">ginekolożka</em> wyje z rozpaczy „jak najzwyklejsza samica'' i dla którego odzyskania gotowa się jest upodlić… Taki mężczyzna musi mieć w sobie owo „coś'' — którego panu Białkowskiemu<a name="anchor-idp594056"></a><a href="#footnote-idp594056" class="annotation">[320]</a> brakło zupełnie.<span class="theme-end" fid="1324290141257-1216411960"></span> P. Kacicka, która wykazuje niewątpliwy talent, uwydatniła — wskutek swoich warunków osobistych — w roli Marii cechy zupełnie odmienne niż te, które wynikają z sensu roli i wręcz z tekstu. Przy tym ta para kochanków, która w intencji autora wciela — w przeciwstawieniu do „zimnej i suchej nauki'' — gorące tętno życia, wdzięk żywiołowej miłości, „namiętnie purpurowe usta'', ucharakteryzowała się na jakieś dwie zabiedzone sieroty z baraku dla ewakuowanych. Wskutek tego połowa sztuki niemal ziała wielką luką, a dramat dr Wernickiej rozgrywał się w próżni, nie mogąc w nas wzbudzić wiary ani zainteresowania. A szkoda; gdyż p. Łuszczkiewicz-Gallowa włożyła w tę rolę dużo nerwu i inteligencji i — o ile autor na to pozwolił — stworzyła z tej George Sand<a name="anchor-idp595560"></a><a href="#footnote-idp595560" class="annotation">[321]</a> akuszerki postać niemal żywą. Inne role wypadły dobrze; p. Orwid zwłaszcza i p. Modzelewska<a name="anchor-idp596520"></a><a href="#footnote-idp596520" class="annotation">[322]</a> mieli wyborne epizody.</p>
+<h3><a name="s18" class="target"> </a>Rittner, <em class="book-title">Ogród młodości</em>
+</h3>
+<p class="paragraph"><a name="f154" class="target"> </a><a href="#f154" class="anchor">154</a>Teatr miejski im. Słowackiego: <em class="book-title">Ogród młodości</em>, komedia w czterech aktach Tadeusza Rittnera.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f155" class="target"> </a><a href="#f155" class="anchor">155</a><a name="m1324289513128-2818251412" class="theme-begin" fid="1324289513128-2818251412">Król, Młodość, Starość, Czary, Marzenie</a>Był król. Taki król z bajki: dobry i stary. Ale ten król zbuntował się przeciw tradycjom bajarzy: nie chciał być stary. Przy pomocy swego lekarza stworzył sobie eliksir młodości, dzięki któremu włos jego nie siwiał, a twarz nie miała zmarszczek. I dusza (o co, niestety, łatwiej) pozostała młoda; toteż tłukła się w biednym starym królu i nie dawała mu spokoju. Jakkolwiek kochał żonę Blankę, piękną mimo dorosłego syna, dobrą i wierną, trapiły go niespokojne sny: śniły mu się jakieś kwitnące, pełne zapachu ogrody, jakieś niescałowane dotąd usta; i śnił mu się on sam, ale taki, jakim był niegdyś: jurny, szumny, niespożyty. Puścił się tedy król w podróż, przez góry i rzeki, aby szukać przygód, a w nich dawnego <em class="author-emphasis">siebie</em>; napotkał młode, śliczne dziewczę. I wobec talizmanu prawdziwej młodości jego talizman okazał się czczą złudą: dobry król uczuł się starym i z białym jak mleko włosem wrócił do kochającej go zawsze królowej. Okazało się, iż eliksir działa tylko w murach zamku, że młodym może być tylko <em class="author-emphasis">dla niej</em>. A piękną dziewczynę dał za żonę swemu synowi.<span class="theme-end" fid="1324289513128-2818251412"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f156" class="target"> </a><a href="#f156" class="anchor">156</a>Oto treść symbolicznej komedii Rittnera.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f157" class="target"> </a><a href="#f157" class="anchor">157</a><a name="m1324289598909-3863737784" class="theme-begin" fid="1324289598909-3863737784">Literat, Poeta, Młodość</a>I był pisarz dramatyczny. Stary i dobry. Stary nie wiekiem, ale myślą, doświadczeniem, kunsztem swego rzemiosła. I był stary, gdyż był dzieckiem swojej epoki, ach, jak bardzo starej! Epoki, która więcej żyła w mrokach bibliotecznych niż na swobodzie hal i łąk, więcej poiła się atramentem niżeli rosą polnych kwiatów, która, zanim cokolwiek zdąży odczuć, już wie, jak to samo czuli inni, począwszy od Hindusów i Greków, aż do symbolistów i futurystów. I przy pomocy swego wielkiego talentu pisarz ów stworzył eliksir, dzięki któremu płodził dzieła; utwory żywe i młode. Ale temu pisarzowi to nie wystarczało: zapragnął sam być młodym; zapragnął wyjść z kręgu plotek i konszachtów<a name="anchor-idp602120"></a><a href="#footnote-idp602120" class="annotation">[323]</a> swego dworu i iść hen, w uroczy i świeży świat baśni; chciał, aby serce jego zabiło naiwnym wzruszeniem i aby tym samym młodym wzruszeniem zadrgało łono tej najmilszej, tej jedynej — poezji!<span class="theme-end" fid="1324289598909-3863737784"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f158" class="target"> </a><a href="#f158" class="anchor">158</a><a name="m1324289648616-504602899" class="theme-begin" fid="1324289648616-504602899">Literat, Poezja</a>Tym pisarzem jest Tadeusz Rittner, a <em class="book-title">Ogród młodości</em> można by pojąć jako mimowolną satyrę na niego samego i na… komedię jego <em class="book-title">Ogród młodości</em>. A rezultat? On sam opisał go w swojej sztuce. Pisarz opuszcza te dziedziny, w których władał silnym i sprawnym berłem; puszcza się w drogę ku ogrodom młodości, ale nadaremno; poezja to ta prosta i naiwna dziewczyna z jego własnej sztuki, wobec której eliksir choćby najsztuczniej spreparowany zawodzi. — I powstało dzieło martwe. Papier na sypko i atrament mrożony, znacie to <em class="foreign-word">menu</em>? Chłód i pustka wieją z tej symboliki.<span class="theme-end" fid="1324289648616-504602899"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f159" class="target"> </a><a href="#f159" class="anchor">159</a>Tak jest. Zanadto wysoko cenię talent i wiedzę sceniczną Rittnera, którym niejednokrotnie miałem sposobność złożyć hołd na tym miejscu, aby nie powiedzieć śmiało i otwarcie, iż <em class="book-title">Ogród młodości</em> uważam za omyłkę w karierze pisarskiej autora. Omyłki takie miewali najtężsi twórcy, a zazwyczaj płyną one ze szlachetnego źródła. Któryż z wielkich realistów, któryż z wielkich komików nie przechodził paroksyzmów<a name="anchor-idp605968"></a><a href="#footnote-idp605968" class="annotation">[324]</a> wstrętu do swej sztuki i nie pragnął rozwinąć skrzydeł do obłocznych lotów? Toć Molier, lekceważąc swoje pierwsze laury komediopisarza i pragnąc wzbić się „wyżej'', próbował przerzucić się od „błazeństwa'' do „wielkiej poezji'' i napisał straszne, zapomniane dziś doszczętnie dramidło <em class="book-title">Don Garcia z Nawary<a name="anchor-idp606832"></a><a href="#footnote-idp606832" class="annotation">[325]</a></em>! Szczęściem, sztuka padła jak długa; gdyby spotkała się z uznaniem, Molier byłby może szedł dalej na tej drodze, z jakąż krzywdą dla literatury! A ileż takich omyłek np. w Balzaku, ileż takich fałszywych wzlotów w krainę poezji.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f160" class="target"> </a><a href="#f160" class="anchor">160</a>Nie twierdzę bynajmniej, aby kraina ta była dla p. Rittnera zamkniętą. <a name="m1324289740341-3294354362" class="theme-begin" fid="1324289740341-3294354362">Poezja</a>Poezja wschodzi wszędzie, tylko ją zbierać.<span class="theme-end" fid="1324289740341-3294354362"></span> Talent jego, mądry, intelektualny, zrównoważony, umiał ją niejednokrotnie destylować z pierwiastków rzeczywistości. Ale zwiewne ogrody poetycznej złudy, lotnej fantazji, są dlań, jak sądzę, tylko tęsknym rojeniem zamkniętego w swej pracowni alchemika. To niby Gretchen<a name="anchor-idp608976"></a><a href="#footnote-idp608976" class="annotation">[326]</a> przy kołowrotku, która się zjawia staremu Faustowi; ale za chwilę jej posiadania trzeba sprzedać duszę diabłu. Musset<a name="anchor-idp609736"></a><a href="#footnote-idp609736" class="annotation">[327]</a>, Verlaine<a name="anchor-idp610520"></a><a href="#footnote-idp610520" class="annotation">[328]</a> drogo płacili za swoje natchnienia.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f161" class="target"> </a><a href="#f161" class="anchor">161</a><em class="book-title"><a name="m1324289788159-221097529" class="theme-begin" fid="1324289788159-221097529">Teatr</a>Ogród młodości</em> cieszy się podobno olbrzymim powodzeniem w wiedeńskim Burgtheatrze<a name="anchor-idp612040"></a><a href="#footnote-idp612040" class="annotation">[329]</a>. I to nam wiele tłumaczy. Przekonujemy się, iż mimo wszystko nie można być bezkarnie przez kilkanaście lat oficjalnym dostawcą scen niemieckich. Nie wątpię, iż pan Rittner zawdzięcza im niejedno, choćby tę sumienną robotę sceniczną, która go tak korzystnie wyróżnia od wielu polskich, nawet utalentowanych dramatopisarzy; ale właśnie ta ostatnia sztuka ujawnia, jak bardzo nasiąkł duchem owej urzędowej <em class="foreign-word">quasi</em>-poezji niemieckiej, której świątynią jest tenże Burgtheater.<span class="theme-end" fid="1324289788159-221097529"></span> Duch nie Hauptmanna, ale, z przeproszeniem, Fuldy straszy w tym <em class="book-title">Ogrodzie młodości</em>. Są tam szczegóły (np. ów „<em class="author-emphasis">głos kamiennego dziadka</em>'' i w ogóle koniec trzeciego aktu) tak arcyniemieckie, jak owe kolorowane koboldy<a name="anchor-idp614096"></a><a href="#footnote-idp614096" class="annotation">[330]</a> i karzełki z żółtymi brodami, jakie widzi się porozmieszczane wśród zieleni w niemieckich ogródkach.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f162" class="target"> </a><a href="#f162" class="anchor">162</a>I mimo woli myśl moja pobiegła od przepychów wiedeńskiego Burgu ku innym, skromniejszym dziedzinom. Przypomniałem sobie sztukę powstałą z pokrewnego tematu: mianowicie <em class="book-title">Papa<a name="anchor-idp615128"></a><a href="#footnote-idp615128" class="annotation">[331]</a> </em> Caillaveta i Flersa tak rozkosznie graną, jeżeli się nie mylę, w paryskim <em class="book-title">Gymnase<a name="anchor-idp615856"></a><a href="#footnote-idp615856" class="annotation">[332]</a></em>. Ale cóż za bluźnierstwo przeciw „Wielkiej Sztuce''! Wszakże to tylko bulwarowa „płytka'' farsa, francuskie błazeństwo! Alboż to zostanie w „historii literatury? O, ludzie ślepi i nie chcący widzieć!!</p>
+<p class="paragraph"><a name="f163" class="target"> </a><a href="#f163" class="anchor">163</a>Zbliżam się do najtrudniejszej części mego zadania, tj. do oceny gry. Raz już spowiadałem się z moich utrapień wynikłych z tego, iż jestem recenzentem-nowicjuszem, iż nie oblekłem jeszcze skóry mego rzemiosła. <a name="m1324289837574-2115519971" class="theme-begin" fid="1324289837574-2115519971">Gość, Wyrzuty sumienia</a>Za każdym razem, gdy piszę o teatrze, mam uczucie, że wszedłem w gościnny dom, gdzie mnie podjęli, jak zdołali najlepiej, przystroili się jak mogli, ugościli, jak ich było stać, utoczyli niemal żywej krwi swojej, a ja mam na odchodne wydziwiać na to przyjęcie i wytykać: to było takie, to owakie. I tak przez cały rok, bo przecież nic się nie odmieni!<span class="theme-end" fid="1324289837574-2115519971"></span> <em class="foreign-word">La plus belle fille</em><a name="anchor-idp618472"></a><a href="#footnote-idp618472" class="annotation">[333]</a> etc. Najchętniej bym powiedział: wszystko było ślicznie, doskonale, dziękuję za już, a proszę o jeszcze. Zwłaszcza paniom mówić tak prawdę w oczy to straszne. Ale ostatecznie na to mnie wynajęli, zatem — w imię Boże!</p>
+<p class="paragraph"><a name="f164" class="target"> </a><a href="#f164" class="anchor">164</a>Sztuka p. Rittnera stawia aktorom niezmiernie trudne zadanie: żąda od nich wiele, żąda, aby tchnęli życie w jej zimne symbole, a równocześnie dostarcza im po temu dość mało środków. Dialog jest ubogi i kręcący się z niejakim pedantyzmem wciąż koło jednego „zasadniczego'' motywu. Dlatego nie wymagajmy za wiele; zadowólmy się spokojnym wdziękiem p. Bednarzewskiej (która była zresztą idealną <em class="author-emphasis">Królową</em>) i staranną grą p. Nowackiego, któremu tylko w pierwszej scenie zdałoby się może więcej dostojeństwa i mimo wszystko królewskości. Gorzej było z parą młodych, którzy mają zadanie jeszcze cięższe: oni to są tym „ogrodem młodości'', od którego ma iść ku nam powiew nieprzepartego czaru. Ta para nie dopisała. Cenię talent i pracę p. Białkowskiego, ale jeżeli w obecnym sezonie stale ma jemu przypaść ciężar ról sprzecznych z jego indywidualnością, będzie to z krzywdą i dla tego sumiennego artysty, i dla poziomu teatru. P. Białkowski ma w swojej naturze rys jakiejś organicznej melancholii, już same usta jego układają się jakby w bolesny skurcz smutku. Dlatego też wczorajsza rola brzmiała sztucznie i fałszywie. Mimo iż p. Białkowski jest młodym człowiekiem, królewicz ten, który ma być wiośnianym Cherubinem<a name="anchor-idp621168"></a><a href="#footnote-idp621168" class="annotation">[334]</a>, był o dobrych kilka lat starszy od swego ojca. P. Hryniewiczówna<a name="anchor-idp621656"></a><a href="#footnote-idp621656" class="annotation">[335]</a> była „naiwna'' tą zdawkową naiwnością, która jest niby dobrze znany rekwizyt teatralny. Gra jej czysto zewnętrzna nie miała nic, co by szło prosto do serca. Uff! Przebrnąłem.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f165" class="target"> </a><a href="#f165" class="anchor">165</a>Dobrą sylwetą zaznaczyła się p. Ordyńska<a name="anchor-idp622504"></a><a href="#footnote-idp622504" class="annotation">[336]</a>.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f166" class="target"> </a><a href="#f166" class="anchor">166</a>Przedstawienie trwało długo…</p>
+<h3><a name="s19" class="target"> </a>Perzyński, <em class="book-title">Polityka</em>
+</h3>
+<p class="paragraph"><a name="f167" class="target"> </a><a href="#f167" class="anchor">167</a>Teatr miejski im. Słowackiego: <em class="book-title">Polityka</em>, komedia w trzech aktach Włodzimierza Perzyńskiego<a name="anchor-idp624072"></a><a href="#footnote-idp624072" class="annotation">[337]</a>.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f168" class="target"> </a><a href="#f168" class="anchor">168</a><a name="m1324288812668-3128316212" class="theme-begin" fid="1324288812668-3128316212">Głupota</a>Perzyńskiego znaliśmy w ostatnich latach jako najdobrotliwszego z satyryków. Jest on niby św. Franciszek z Asyżu<a name="anchor-idp625640"></a><a href="#footnote-idp625640" class="annotation">[338]</a> ludzkiej głupoty. Pędzi ewangeliczny żywot na łamach <em class="book-title">Tygodnika Ilustrowanego</em><a name="anchor-idp626344"></a><a href="#footnote-idp626344" class="annotation">[339]</a> wśród stadka swoich „Bidulskich'' i „Smucińskich'', karmi je niby ptaszki cukrem i bułeczką, słucha ich jednostajnego ćwierkania i byłby niepocieszony, gdyby którego z tych okazów miało mu zabraknąć. Rozumie, że głupota ludzka jest wdziękiem życia i jego rozgrzeszeniem, że bez niej byłoby ono nieraz czymś nie do usprawiedliwienia. Wskutek tej dobrotliwości Perzyński dopuszczał swą skrzydlatą gromadkę aż do zbytnich spoufaleń, dopuszczał do tego, iż zatracał się poniekąd dystans między malarzem a modelem i że obaj stanowili nieraz jak gdyby cząstkę jednej i tej samej specyficznej „Warszawki''.<span class="theme-end" fid="1324288812668-3128316212"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f169" class="target"> </a><a href="#f169" class="anchor">169</a><a name="m1324288965597-3722757861" class="theme-begin" fid="1324288965597-3722757861">Konflikt</a>Naraz ostatnia jego komedia rozległa się niby świst bata i wywołała w rodzinnym mieście autora gwałtowne poruszenie. Miałżeby w istocie Perzyński, zrywając ze swym pogodnym na ułomności tego świata spojrzeniem, podnieść głos aż do krwawej, ze świętego oburzenia zrodzonej satyry? Sądzę, że nie: Perzyński pozostał sobą, tylko pewne tematy, pewne kwestie poruszone ze sceny nabrały siłą rzeczy akcentów ostrej satyrycznej inwektywy<a name="anchor-idp628976"></a><a href="#footnote-idp628976" class="annotation">[340]</a>. Stąd nieporozumienia, jakie po warszawskim przedstawieniu <em class="book-title">Polityki</em> wynikły między autorem a częścią prasy. Zarzucono mu, iż napisał paszkwil<a name="anchor-idp629728"></a><a href="#footnote-idp629728" class="annotation">[341]</a> partyjny wymierzony w jedno stronnictwo; podczas gdy po prostu wrażliwy na śmieszność artysta brał ją tam, gdzie ją najobficiej i najłatwiej znajdował. Zarzucano mu z innej strony, że ten czarny, niczym nie rozjaśniony obraz bezmyślności i korupcji, mający reprezentować nasze sfery rządzące, jest — w zestawieniu z pobłażliwym do zbytku zakończeniem komedii — czymś głęboko okrutnym. Nie sądzę, aby i to również było słuszne. Jest coś, co rozgrzesza żartobliwe ujęcie przez Perzyńskiego tych bolesnych spraw z zarzutów cynizmu, pesymizmu lub okrucieństwa: a mianowicie decydujący fakt, iż państwowość nasza znajduje się w zaraniu kilkumiesięcznego ledwie niemowlęctwa.<span class="theme-end" fid="1324288965597-3722757861"></span> Robienie nieporządku stanowi najbardziej bezsporny przywilej wieku niemowlęcego i spotyka się z pobłażliwym uśmiechem otoczenia; ta sama przywara, gdy towarzyszy latom młodzieńczym lub zgoła męskiej dojrzałości, budzi poważną troskę rodziny i każe szukać porady lekarza. To właśnie poczucie, z którego może nie zdajemy sobie sprawy, ale które niewątpliwie tkwi w nas na dnie, pozwala nam, nie uderzając w ton Skargów i Modrzewskich<a name="anchor-idp631640"></a><a href="#footnote-idp631640" class="annotation">[342]</a>, spędzić pogodny wieczór w atmosferze zakulisowych szacherek<a name="anchor-idp632248"></a><a href="#footnote-idp632248" class="annotation">[343]</a> ministra Kręciołka, więcej niż wątpliwych operacji p. szefa sekcji Kiełbik de Kiełbikowskiego oraz politycznego <em class="author-emphasis">tanga </em>rozwydrzonych zapaszkiem władzy kobiet; dzięki temu poczuciu mogła publiczność przyjmować oklaskiem przy otwartej scenie pewne jaskrawe uogólnienia, do jakich nie posunął się nawet Gogol<a name="anchor-idp633168"></a><a href="#footnote-idp633168" class="annotation">[344]</a> wobec Rosji w swoim <em class="book-title">Rewizorze z Petersburga</em> i które już za lat kilkanaście odczulibyśmy niewątpliwie jako policzek wymierzony godności narodowej.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f170" class="target"> </a><a href="#f170" class="anchor">170</a>Jedynie również dzięki tej instynktownej pobłażliwości możliwym do wytłumaczenia jest fakt, iż tę <em class="author-emphasis">właśnie sztukę</em> wybrano na hołd „odradzającej się Polski odrodzonym Włochom'', których reprezentantów uraczono w sobotę, obok hymnów narodowych, taką owego „odradzania się'' ilustracją. Owacja była śliczna i miała dla smakoszów swój pieprzyk. Kwiecista dwujęzyczna wymowa dyrektora teatru, którego wyfraczony tors rysował się posągowo na draperii rozedrganej jeszcze inteligentnym śmiechem Perzyńskiego, znakomicie ilustrowała polską <em class="author-emphasis">odświętność</em> wyciągającą swoje trele na tle ironicznego akompaniamentu polskiej <em class="author-emphasis">codzienności</em>… Powinno by się już stale grywać <em class="book-title">Politykę</em> z tą wkładką: kilku artystów naszego teatru mogłoby w odpowiednich kostiumach odtwarzać misję zagraniczną w loży p. prezydenta.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f171" class="target"> </a><a href="#f171" class="anchor">171</a>Wraz z komedią Perzyńskiego witamy może nowy etap polskiej twórczości scenicznej. W ostatnich czasach życie nasze, skneblowane, pozbawione swego rdzenia, rozbite na partykularne<a name="anchor-idp636872"></a><a href="#footnote-idp636872" class="annotation">[345]</a> ośrodki, wyrzucone częściowo poza granice kraju, kryjące się pod ziemią, umykało się poniekąd pędzlowi komediopisarza; komedia nasza „chodziła bokami'', zużywając talenty lub nie dając się im rozwinąć, dla braku związku z pulsem prawdziwego życia. <em class="book-title">Rzeczywistość</em>, <em class="book-title">Granith et Hymen</em>, <em class="book-title">Wygnany Eros</em><a name="anchor-idp638144"></a><a href="#footnote-idp638144" class="annotation">[346]</a>, oto — każdy w innym rodzaju i nierównomiernej wartości — uszczknięte z ostatniego sezonu przykłady tej <em class="author-emphasis">postroności</em> naszej scenicznej literatury współczesnej. Obecnie życie wali niby ropa z ziemi, niosąc z sobą przebogaty materiał; wszystko tam jest: komedia, dramat, melodramat, farsa… Tylko brać. To, na co się patrzy, to, co się czuje szczerze i prosto. Paszkwil? Niech będzie i paszkwil; zazwyczaj przyszłość dopiero rozstrzyga o tym, czy ulotny paszkwil nie krył w sobie trwałego arcydzieła.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f172" class="target"> </a><a href="#f172" class="anchor">172</a><em class="book-title">Polityka</em> Perzyńskiego nie rości sobie zapewne tak daleko sięgających pretensji. Ale wobec rozbieżnych sądów warszawskiej prasy o jej wartości stwierdzić należy, iż nie ma w tej sztuce sprzeczności między zamiarem a wykonaniem, nie ma wewnętrznego dysonansu<a name="anchor-idp640168"></a><a href="#footnote-idp640168" class="annotation">[347]</a>. Jest tym, czym być miała, stanowi zatem problem artystyczny rozwiązany zwycięsko. A problem to ani tak łatwy, ani też godzien lekceważenia: chwytać współczesne życie na gorącym uczynku oraz przetwarzać na wesołość rzeczy dość smutne…</p>
+<p class="paragraph"><a name="f173" class="target"> </a><a href="#f173" class="anchor">173</a>Fabuła <em class="author-emphasis">Polityki</em> jest tak nikła i autor tak widocznie nie przywiązuje do niej wagi, iż przypomina ona niemal ową luźną kanwę paryskich <em class="foreign-word">revues</em><a name="anchor-idp641520"></a><a href="#footnote-idp641520" class="annotation">[348]</a> służącą do powiązania galerii figur, konceptów i piosenek. <a name="m1324289345059-1035868939" class="theme-begin" fid="1324289345059-1035868939">Polityka</a><a name="m1324289374565-1271334688" class="theme-begin" fid="1324289374565-1271334688">Miłość spełniona</a>Ani w głowie Perzyńskiemu brać serio osoby dwojga posłów do sejmu, „prawicowca'' Burskiego i „pepeeski'' <a name="anchor-idp643184"></a><a href="#footnote-idp643184" class="annotation">[349]</a>Jadwigi Łazańskiej, których losy zagnały do dwóch przeciwnych obozów, a którzy pojednani miłością postanawiają z końcem sztuki wystąpić ze swych stronnictw, aby utworzyć własną partię polityczną złożoną tylko — z ich dwojga. „Ależ taka partia nie będzie miała żadnego znaczenia!'', kwestionuje Jadwiga. „W sejmie, w którym najważniejsze uchwały przechodzą <em class="author-emphasis">jednym</em> głosem…'' — odpowiada z przekonaniem Burski — „…dwa głosy to potęga. Będziemy języczkiem u wagi''.<span class="theme-end" fid="1324289374565-1271334688"></span> Zabiegi trzech kobiet poruszanych miłością, próżnością i nienawiścią około nominacji p. Kiełbik de Kiełbikowskiego stanowią „węzeł dramatyczny'' sztuki będącej w tej części wiernym, a podobno zgoła niewyczerpującym odbiciem obecnej warszawskiej <em class="author-emphasis">babokracji</em>; dopełnia zaś tła szereg karykaturalnych, ale zręcznie i z podkładem rzeczywistości pochwyconych typów. A więc minister zapracowany organizowaniem strajków; sekretarka jego, ekskucharka, czuwająca nad towarzyskimi formami dygnitarza; szlachcic-paskarz sypiący w ministerstwach dziesiątkami tysięcy w zamian za certyfikaty <em class="author-emphasis">wywozu</em>; światowa dama znajdująca w sobie równe skarby lirycznego entuzjazmu dla Bergsona<a name="anchor-idp645736"></a><a href="#footnote-idp645736" class="annotation">[350]</a>, <em class="author-emphasis">tanga</em> i dla „odradzającej się ojczyzny'' jako ostatniej nowalii<a name="anchor-idp646728"></a><a href="#footnote-idp646728" class="annotation">[351]</a> sezonu etc.<span class="theme-end" fid="1324289345059-1035868939"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f174" class="target"> </a><a href="#f174" class="anchor">174</a>Galeria ta przesuwa się nam przed oczyma w lekkich i zabawnych dialogach czerpiących w razie potrzeby swoje upierzone pociski bodaj z utartych dowcipów ulicy lub kawiarni. Ale — jak słusznie podnosi stary Sarcey, mówiąc o… <em class="book-title">Weselu Figara</em> — te właśnie są na scenie najbardziej niezawodne, zwłaszcza w komedii politycznej. Bądźmy przekonani, iż z tego fajerwerku konceptów, jakimi Figaro Beaumarschais'go zasypuje współczesny porządek rzeczy, wszystkie niemal — w mniej może lapidarnej formie — obiegały od lat kilkunastu salony i kawiarnie Paryża. Nie bierzmy przeto za złe i Perzyńskiemu, <em class="foreign-word">qu'il prend son bien où il le trouve<a name="anchor-idp648552"></a><a href="#footnote-idp648552" class="annotation">[352]</a></em>, zwłaszcza że czyni to zawsze z wdziękiem i ze smakiem; od czasu do czasu zaś, sięgnąwszy głębiej w samego siebie, potrafi zamigotać iskierkami dowcipu najczystszej wody.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f175" class="target"> </a><a href="#f175" class="anchor">175</a><em class="book-title">Politykę</em> wystawiono na ogół bardzo dobrze. <a name="m1324289467747-2496709111" class="theme-begin" fid="1324289467747-2496709111">Kobieta, Urzędnik</a>Mam jednak wrażenie, że rola panny Łazańskiej nie była trafnie obsadzona. Historia miłości dwojga posłów, Burskiego i Jadwigi, to nie komedia charakterów, nie satyra nawet, ale prosty żart, pustota: postać Jadwigi powinna jak najbardziej podkreślać zasadniczą <em class="author-emphasis">kobiecość</em> typu tej dziewczyny, która odnajduje prawdziwą swą istotę w atmosferze miłości i pocałunków, a której „polityka'' jest jedynie sztuczną i komiczną naroślą. P. Łuszczkiewicz-Gallowa oddała — idąc w tym za naturą swoich warunków i talentu — rolę tę może zbyt serio; a starając się <em class="author-emphasis">uprawdopodobnić</em> „poselstwo'' Jadwigi, pozbawiła ją wielu zabawnych kontrastów.<span class="theme-end" fid="1324289467747-2496709111"></span> Nie potrzebuję dodawać, iż w swoim ujęciu zagrała ją wybornie, z werwą i życiem. Poprawnym jej partnerem w dość bladej figurze Burskiego był p. Ziembiński. W państwu Dobrzańskich mieliśmy sposobność powitać parę wytrawnych komediowych artystów, którzy niewątpliwie będą wielką pomocą w lawirowaniu wśród szkopułów obecnego sezonu. Wczorajszy pierwszy występ wypadł dobrze. P. Rotterowa ma w tego rodzaju typach swoje niezawodne efekty; p. Nowakowski jako jej protegowany Kiełbik bardzo inteligentnie odtworzył poszczególne elementy tej ciemnej figury, ale nie potrafił się w nią <em class="author-emphasis">wżyć</em> całkowicie, co zresztą przynosi zaszczyt jego charakterowi. P. Guttner jako minister Kręciołek stworzył sylwetę wręcz znakomitą, tym bardziej więc raziło nadużywanie pewnej zbyt łatwej i nieestetycznej sztuczki. Co na to reżyseria?</p>
+<h3><a name="s20" class="target"> </a>Zapolska, <em class="book-title">Asystent</em>
+</h3>
+<p class="paragraph"><a name="f176" class="target"> </a><a href="#f176" class="anchor">176</a>Teatr miejski im. Słowackiego: <em class="book-title">Asystent</em>, sztuka w trzech aktach Gabrieli Zapolskiej.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f177" class="target"> </a><a href="#f177" class="anchor">177</a><a name="m1324287307843-2276031082" class="theme-begin" fid="1324287307843-2276031082">Lekarz</a>Jeżeli Molier wyobrażał sobie, że umieścił wszystkie szczutki<a name="anchor-idp654304"></a><a href="#footnote-idp654304" class="annotation">[353]</a> na nosie medycyny i lekarzy, mylił się grubo. Zostało jeszcze dosyć dla przyszłych pokoleń. Jakżeż bo przekształcił się, zróżniczkował<a name="anchor-idp654832"></a><a href="#footnote-idp654832" class="annotation">[354]</a> typ lekarza z dawnej komedii, w ileż rozpylił się postaci! Przede wszystkim stał się dwupłciowy, rozszczepił się w lekarza i lekarkę; wydał odmianę lekarza domowego, prowincjonalnego, salonowego, kąpielowego; lekarza-obywatela, lekarza-<em class="author-emphasis">filantropa</em><a name="anchor-idp655616"></a><a href="#footnote-idp655616" class="annotation">[355]</a> (znałem takiego z bliska; cóż za bajeczny typ do komedii, niczym p. Geldhab!<a name="anchor-idp656112"></a><a href="#footnote-idp656112" class="annotation">[356]</a>), lekarza-teozofa etc., etc. A <em class="author-emphasis">HIGIENA</em>, ta zmora o stu głowach, wścibska, natrętna, wszędobylska, przemądrzała, zaglądająca do garnków, do kieliszków, licząca bakterie na zespolonych ustach kochanków, każąca swoje wątpliwe dary opłacać niewątpliwym zatruciem radości i beztroski życia! A cóż dopiero wszelkie sanatoria, uzdrowiska, hydropatie<a name="anchor-idp657320"></a><a href="#footnote-idp657320" class="annotation">[357]</a>, te przybytki medycyny tańczącej, flirtującej, swatającej, gdzie histerię indywidualną leczy się za pomocą histerii zbiorowej i gdzie choroby często urojone kombinują się z bardzo zdrowymi i pozytywnymi potrzebami serca. Tu już medycyna najdalej odbiegła od typu Moliera: zamiast starego cymbała w wielkiej peruce, komicznym kapeluszu, okularach, długiej czarnej sukni i z groteskowym instrumentem pod pachą, mamy ją w postaci młodego chłopca na schwał, z gołą głową, blond czupryną, opalonym karkiem, koszulą rozchlastaną na piersiach, boso, w krótkich majtkach, z muskularnymi łydkami. Ten młody Antinous to nie lada figura, to pan <em class="author-emphasis">asystent</em> zakładu wodoleczniczego; któż go nie znał, gdzież go nie ma, któryż bodaj trochę przystojny student medycyny nie marzył, aby nim zostać! To oś całego „interesu''; toteż roztropny dyrektor zakładu starannie czuwa nad doborem swoich asystentów.<span class="theme-end" fid="1324287307843-2276031082"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f178" class="target"> </a><a href="#f178" class="anchor">178</a>Ten nieoszacowany <em class="author-emphasis">asystent</em> stał się bohaterem nowej sztuki p. Zapolskiej, której tłem jest, przeźroczyście sportretowany, pewien znany zakład leczniczy we wschodniej Galicji. Od samego podniesienia kurtyny idzie ku nam ożywczy zapach zdrowia: las, bujny górski las, widny przez szeroko otwarte wrota świetlicy; szereg leżaków zaprasza do rozkoszy „werandowania''; na ścianach umajonych zielenią sympatyczne i krzepiące napisy, jak: „Zwróć się do przyrody, w niej twoje zbawienie'', albo: „Wchodząc w ten dom, zbądź się trosk'' itp. Naczelny szafarz<a name="anchor-idp660056"></a><a href="#footnote-idp660056" class="annotation">[358]</a> tego zdrowia, tężyzny i siły woli jest to, oczywiście, chuderlawy, łysy, podrygujący epileptycznie<a name="anchor-idp660552"></a><a href="#footnote-idp660552" class="annotation">[359]</a> dr Raczkiewicz (wybornie reprezentowany przez p. Dobrzańskiego), niedołęga jęczący pod ciężką dłonią połowicy<a name="anchor-idp661088"></a><a href="#footnote-idp661088" class="annotation">[360]</a>; duszą natomiast zakładu, <em class="foreign-word">genius loci</em><a name="anchor-idp661640"></a><a href="#footnote-idp661640" class="annotation">[361]</a>, jest — pan asystent. <a name="m1324287449656-455863526" class="theme-begin" fid="1324287449656-455863526">Zabawa, Taniec, Uroda</a>Hala się wypełnia: to pora „gimnastyki rytmicznej''. Trzech Żydków w jupicach<a name="anchor-idp662736"></a><a href="#footnote-idp662736" class="annotation">[362]</a> przechodzi przez ogród, rżnąc skoczne melodie, za nimi jaki dziesiątek kobiet w obowiązkowych kostiumach niemalże kąpielowych wkracza pod wodzą pana asystenta, wykonując kijkami swoje ewolucje.<span class="theme-end" fid="1324287449656-455863526"></span> <a name="m1324287575645-1030176230" class="theme-begin" fid="1324287575645-1030176230">Flirt</a>Ale rygor pryska; damy spracowane od świtu kopaniem rzepy walą się na leżaki, rozpraszają się po sali, która napełnia się świegotem tych lubych ptasząt nieraz sięgających olbrzymich rozmiarów i wagi. <a name="m1324287532046-2589957578" class="theme-begin" fid="1324287532046-2589957578">Opieka</a>„Panie asystencie, proszę do mnie, proszę mnie nakryć'', „panie asystencie, proszę mnie zważyć''; „nie, nie, nikt inny tylko sam pan asystent'' etc., etc. I pan asystent goni, nakrywa, waży, elektryzuje, masuje, uśmiecha się czarująco a poufnie, spieszy do ogrodu, aby przenieść pannę Stasię, która rzekomo nie może chodzić, ale w chwilę potem, podczas gdy asystent jeszcze dyszy zmęczony dźwiganiem, ta sama panna Stasia, pokłóciwszy się o coś
+z małą Lilusią Bierstockel, pędzi za nią lekko jak sarenka…<span class="theme-end" fid="1324287532046-2589957578"></span> Wreszcie pacjentki, uraczywszy pana asystenta całym arsenałem pokus i uśmiechów, przechodzą do swoich pokojów; biedny chłopak oddycha z ulgą, trze sobie ręką rozklekotaną głowę, rzuca się w słomiane krzesło, przeciąga się, zamyka oczy, chwilę może zdrzemnie się spokojnie. Ale gdzież tam! Przez sen jeszcze otrząsa się ze zgrozą, czując dotknięcie miękkiej kobiecej dłoni: to panna Rózia, masażystka zakładu, wsuwa mu nieśmiało poduszkę pod głowę, następnie zaś staje obok, opędza gałęzią od much i wpatruje się z namiętną lubością…<span class="theme-end" fid="1324287575645-1030176230"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f179" class="target"> </a><a href="#f179" class="anchor">179</a><a name="m1324287607967-3689279557" class="theme-begin" fid="1324287607967-3689279557">Uroda</a>Proszę tylko nie przypuszczać, że w tym zakładzie, gdzie regulamin nawet personelowi domowemu nakazuje jasne włosy (to budzi wesołe myśli), bose stopy i kuse spódniczki, moralność w czymkolwiek szwankuje.<span class="theme-end" fid="1324287607967-3689279557"></span> Z pewnością nie; a gdyby nawet czasem, troszkę, to nie z udziałem pana asystenta. Ten chłopak, szczwany<a name="anchor-idp668232"></a><a href="#footnote-idp668232" class="annotation">[363]</a> jak rutynowana kasjerka z nocnej kawiarni, wie, iż gdyby zdecydował się na wybór, byłby zgubiony: inne, wzgardzone kuracjuszki nie darowałyby mu tego; straciłby cały <em class="author-emphasis">fluid</em><a name="anchor-idp668928"></a><a href="#footnote-idp668928" class="annotation">[364]</a>. Dlatego wedle swego wyrażenia, „migota tylko chusteczką przed oczyma, ale jej nie rzuca''; jest jednakowy dla wszystkich pacjentek, czarujący, wymykający się z rąk, drażniąco bierny…</p>
+<p class="paragraph"><a name="f180" class="target"> </a><a href="#f180" class="anchor">180</a><a name="m1324287748782-296777769" class="theme-begin" fid="1324287748782-296777769">Kradzież</a>To tło, ta atmosfera zakładu, nerwowa elektryczność kobiecego niedosytu, te typy galicyjskich gości (mocno już zresztą „zbałucczone''<a name="anchor-idp670408"></a><a href="#footnote-idp670408" class="annotation">[365]</a>), ta zabawa „w chowanego'' polegająca na tym, iż kuracjusz jedzie z dalekich stron za ciężkie pieniądze do lecznicy słynnej surowym regulaminem, aby następnie całą chytrość obrócić na oszukiwanie tegoż regulaminu; te wiktuały<a name="anchor-idp671048"></a><a href="#footnote-idp671048" class="annotation">[366]</a> sprowadzane po kryjomu z miasteczka, niewinne „orgie'' z sardynkami, homarem i szampanem urządzane sekretnie w nocy; te fabrykowania przeróżnych lekarstw za pomocą szczypty cukru i soli, co w medycynie nosi poetyczną nazwę <em class="author-emphasis">psychoterapii</em>, „leczenia duszy'' — to wszystko odmalowane jest dowcipnie i barwnie.<span class="theme-end" fid="1324287748782-296777769"></span> <a name="m1324287793454-2781933722" class="theme-begin" fid="1324287793454-2781933722">Rozczarowanie</a>Jakoż pierwszy akt upływa nam w pogodzie ducha i szczerej wesołości, czekamy drugiego pełni najlepszych nadziei. Ale oto staje się rzecz dziwna i trudna do pojęcia u tak wytrawnej znawczyni <em class="author-emphasis">ekonomii</em> scenicznej jak p. Zapolska. Mianowicie, w chwili gdy autorka wystrzelała wszystkie niemal race konceptów, gdy szmermele<a name="anchor-idp673384"></a><a href="#footnote-idp673384" class="annotation">[367]</a> i młynki ogniste obracają się coraz wolniej — wówczas zaczyna się dopiero sama „akcja''!</p>
+<p class="paragraph"><a name="f181" class="target"> </a><a href="#f181" class="anchor">181</a>I ta akcja jest blada, konwencjonalna i niezajmująca.<span class="theme-end" fid="1324287793454-2781933722"></span> <a name="m1324287930639-1157066948" class="theme-begin" fid="1324287930639-1157066948">Miłość niespełniona</a><a name="m1324287864189-1944632503" class="theme-begin" fid="1324287864189-1944632503">Bieda, Bezsilność</a>Okazuje się, że ten przystojny asystent nie jest sobie zwykłym lekkoduchem<a name="anchor-idp675632"></a><a href="#footnote-idp675632" class="annotation">[368]</a>; że, przeciwnie, patrzy bardzo serio na życie; że stracił ojca, ma starą matkę („<em class="foreign-word">et ta soeur</em>!''<a name="anchor-idp676400"></a><a href="#footnote-idp676400" class="annotation">[369]</a>… powiedziałby urwis paryski); że utrzymuje rodzinę, ma długi i grozi mu, iż, nie mając środków na złożenie ostatnich rygorozów<a name="anchor-idp676928"></a><a href="#footnote-idp676928" class="annotation">[370]</a>, gotów zostać wiecznym „asystentem''…<a name="m1324287851710-3516342533" class="theme-begin" fid="1324287851710-3516342533">Sierota</a> <span class="theme-end" fid="1324287864189-1944632503"></span>I okazuje się, że panna Rózia, masażystka, jest bardzo zacną dziewczyną, z dobrego domu (bodaj czy nie <em class="author-emphasis">radczanka</em><a name="anchor-idp678520"></a><a href="#footnote-idp678520" class="annotation">[371]</a>!), która dla odmiany straciła i ojca, i matkę i pracą przebija się przez życie, barwiąc je sobie zbieraniem „pocztówek''<span class="theme-end" fid="1324287851710-3516342533"></span>; tych dwoje młodych kocha się serdecznie, mimo iż sobie tego nie wyznali, wiedząc, że wobec ich ubóstwa miłość ta byłaby beznadziejną.<span class="theme-end" fid="1324287930639-1157066948"></span> <a name="m1324287955329-589816362" class="theme-begin" fid="1324287955329-589816362">Miłość spełniona</a>I zjawia się prezes Sołtys, prawie tak szlachetny i bogaty jak mecenas Złotogórski w <em class="book-title">Królowej przedmieścia</em><a name="anchor-idp680616"></a><a href="#footnote-idp680616" class="annotation">[372]</a>, jeżeli się nie mylę, który to prezes, dowiedziawszy się przypadkiem o owej miłości, umie bohatersko zdławić spóźniony sentyment, jaki sam czuł do panny Rózi, adoptuje dziewczynę, chłopcu daje na dokończenie studiów etc… sam zastrzegając sobie co wieczór — partyjkę szachów w ich domu. Sielanka.<span class="theme-end" fid="1324287955329-589816362"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f182" class="target"> </a><a href="#f182" class="anchor">182</a></p>
+<p class="paragraph"><a name="f183" class="target"> </a><a href="#f183" class="anchor">183</a><a name="m1324288054985-656891511" class="theme-begin" fid="1324288054985-656891511">Katastrofa</a>Asystent, dzięki intrydze nienawidzącej go dyrektorowej, opuszcza zakład, ale wraz z nim opuszczają <em class="book-title">Gencjanę</em> wszystkie kuracjuszki, dla których słońce, góry, powietrze straciły nagle swój urok. Nowy asystent, antyteza poprzedniego, sprowadzony chyłkiem przez dyrektorową, może tylko służyć za czwartego przy brydżu trzem starym prykom, którzy zostali jako niedobitki na placu. Katastrofa. <span class="theme-end" fid="1324288054985-656891511"></span>A morał? „<em class="author-emphasis">Zwróć się do przyrody, w niej twoje zbawienie</em>'', głosi napis na ścianie świetlicy. Okazało się po prostu, że młody i ładny chłopiec jest bardzo integralną i żywotną cząstką tej zbawczej „przyrody''. My, ludzie nieuczeni, wiedzieliśmy to od dawna, ale „higiena'' doszła do tej mądrości jedynie ukradkiem i przymrużając swe kaprawe oko.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f184" class="target"> </a><a href="#f184" class="anchor">184</a>W akcję tę, traktowaną przez autorkę bez zbytniego przekonania, ale i tak zanadto serio, wplatają się rysy niedodające już nic nowego do charakterystyki tła z pierwszego aktu oraz epizod z pacjentką lekkiego autoramentu, panną Gustawą Strzygoń, której szanujące się mury <em class="book-title">Gencjany</em> nie mogą dać gościny, ale która z wiedzą przemyślnych gospodarzy wkracza triumfalnie w akcie trzecim jako „hrabina Strzygońska''.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f185" class="target"> </a><a href="#f185" class="anchor">185</a><a name="m1324288200814-62774373" class="theme-begin" fid="1324288200814-62774373">Nuda</a>Jak już wspomniałem, p. Zapolska obeszła się ze swym tematem dość niegospodarnie. <a name="m1324288215314-462311507" class="theme-begin" fid="1324288215314-462311507">Głód</a>Wystrzelała na początku całą amunicję (lub może raczej nie starczyło jej na trzyaktową sztukę), wskutek czego w miarę rozwoju tematu zainteresowanie zamiast rosnąć, słabnie. Nie jest go w stanie podtrzymać hałaśliwa scena „szampitrowania''<a name="anchor-idp686368"></a><a href="#footnote-idp686368" class="annotation">[373]</a> w akcie drugim (czy uważali państwo, jak przy naszym systemie chodzenia do teatru na głodno dziwnie drażni, kiedy na scenie coś jedzą albo piją?);<span class="theme-end" fid="1324288215314-462311507"></span> trzeci zaś akt jest, powiedzmy po prostu, pusty i nudny. Przyczynia się do tego i długość sztuki nieproporcjonalna do jej wagi i treści. Trzy akty tej błahostki trwają <em class="author-emphasis">cztery godziny</em> (mimo niezmienionej dekoracji), to znaczy tyle, co przedstawienie <em class="book-title">Hamleta</em>! Nie mogę pojąć, w jaki sposób ołówek dyrektorski, który przecież umie korzystać ze swych uświęconych praw nawet wobec największych arcydzieł literatury, tym razem jakby zapomniał o swym przywileju. Czyżby na próbach nikt nie spoglądał na zegarek? Roi się w <em class="book-title">Asystencie</em> od całych „kwestii'', od całych scen niemal, które się proszą o skreślenie lub o wydatne skróty. Jeżeli doświadczona pracowniczka sceny odbiegła tym razem od zwykłej swej zwartości, należało ją w tym wyręczyć, na czym sztuka zyskałaby ogromnie. (Ściśle biorąc, jest w niej materiał na bardzo zabawną jednoaktówkę).<span class="theme-end" fid="1324288200814-62774373"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f186" class="target"> </a><a href="#f186" class="anchor">186</a><a name="m1324288252361-1719575634" class="theme-begin" fid="1324288252361-1719575634">Uroda</a>Gra artystów, artystek zwłaszcza? Tu powinien bym odstąpić na chwilę głosu zawodowemu profesorowi estetyki lub anatomii, aby fachowym piórem ocenił „walory artystyczne'', jakie w kąpielowych strojach przesunęły się na scenie przed naszymi oczyma. Widzieliśmy rzeczy dziwne; widzieliśmy wpół nago osoby, które przywykliśmy szanować od dziecka; widzieliśmy… ale nie, to już doprawdy przekracza granice <em class="author-emphasis">krytyki literackiej</em>.<span class="theme-end" fid="1324288252361-1719575634"></span> Poza tym role w <em class="book-title">Asystencie</em> nie przedstawiają zbytniego pola dla inwencji: w sztuce tej więcej grają rzeczy niż ludzie. Figury nakreślone są dość szablonowo; każdy zatem z artystów, sięgnąwszy do swej wypróbowanej galerii, znalazł typ, który doskonale się tu nadał. Trzeba by przepisywać długi afisz i łamać sobie głowę nad coraz to odmienną formą pochlebnego uznania przy każdym nazwisku. Wyjątek należy oczywiście uczynić dla osoby samego „asystenta''; od jego osobistych warunków oraz sposobu wywiązania się z funkcji zależą jak losy lecznicy <em class="book-title">Gencjany</em>, tak i losy tej sztuki na scenie. Otóż p. Nowacki wyglądał doskonale, był w miarę zalotnym, umęczonym, dziarskim, szlachetnym i sentymentalnym i stworzył istotnie tę męską oś, koło której mógł się kręcić cały damski światek bez obrażenia wymagań gustu i prawdopodobieństwa. Pierwszy raz od debiutu w <em class="book-title">Ślubach panieńskich</em> widzieliśmy na scenie p. Białkowską: wniosła z sobą dużo wdzięku i szczerego łobuzerskiego zacięcia. Słyszałem nawet ubolewania, iż tekst sztuki nie pozwolił jej ujrzeć w stroju przepisanym przez regulamin <em class="book-title">Gencjany</em>.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f187" class="target"> </a><a href="#f187" class="anchor">187</a>Pomimo wszystkich braków <em class="book-title">Asystenta</em> zrozumiałą jest rzeczą, iż nowemu utworowi zasłużonej autorki należało się miejsce na scenie. Tym samym musiał go wystawić teatr miejski pełniący dotychczas funkcję naszej „panienki do wszystkiego'', mimo iż tego rodzaju błahostki o wiele zyskują grane na scenie mniejszej i mniej obciążonej brzmieniem „dostojeństwa''. Zapowiedziane na ten miesiąc otwarcie nowego teatrzyku oraz przyszłość Teatru Powszechnego, który objawia coraz większą pomysłowość i inicjatywę, zdejmą niewątpliwie z barków naszej sceny część obowiązków i repertuaru; wówczas kierownictwo teatru im. Słowackiego szerzej będzie mogło rozwinąć swoje aspiracje, które zapewne musi mieć, mimo iż dotąd się z nimi nie zdradza.</p>
+<h3><a name="s21" class="target"> </a>Szekspir, <em class="book-title">Makbet</em>
+</h3>
+<p class="paragraph"><a name="f188" class="target"> </a><a href="#f188" class="anchor">188</a>Teatr miejski im. Słowackiego: <em class="book-title">Makbet</em>, tragedia w pięciu aktach Szekspira.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f189" class="target"> </a><a href="#f189" class="anchor">189</a><a name="m1324236234486-411074048" class="theme-begin" fid="1324236234486-411074048">Twórczość</a>Szekspir jest niesłychany! Za każdym razem, gdy się go czyta lub ogląda, zdumiewa ta zuchwała prostota, z jaką sięga ręką do samych trzewiów życia. Dlatego gdy chodzi o psychologię w jakiejkolwiek epoce, wśród jakichkolwiek „prądów'', zawsze pomiędzy najśmielszymi odkrywcami prawdy znajdzie się — Szekspir. <a name="m1324236200729-1567432111" class="theme-begin" fid="1324236200729-1567432111">Buntownik, Zbrodniarz</a>Czyż na przykład w tej odwiecznej, z prastarych kronik wykrzesanej historii o Makbecie i jego żonie, nie mogłaby szukać poparcia modna filozofia dzisiejsza, głosząca zasadniczą <em class="author-emphasis">amoralność</em> kobiety, kobietę jako urodzoną zbrodniarkę oraz głęboką, nieprzebytą przepaść dzielącą świat wewnętrzny kobiecy i męski? Makbet, piorun wojny, zwycięski wódz zdolny i rozkazywać, i nadstawić piersi, walczy w obronie starego, wątłego króla. Czyż dziw, że w piersiach jego — nawet i bez wróżby czarownic — musiała nurtować myśl, że władza króla o wiele bardziej przystałaby rękom, które zdolne są miecz udźwignąć, a więc jego rękom? Ale ta myśl zaledwie że śmie spojrzeć sobie samej w oczy: honor, uczciwość, cześć dla prawej władzy, groza, jaką budzi zbrodnia, to szereg zapór, które dławią ją i prawdopodobnie nigdy nie dałyby się jej rozwinąć. <span class="theme-end" fid="1324236200729-1567432111"></span>Z takich nieurodzonych myśli człowiek nie jest winien rachunku nikomu; gdyby się je chciało sądzić i karać, któż chodziłby wolno po świecie?<span class="theme-end" fid="1324236234486-411074048"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f190" class="target"> </a><a href="#f190" class="anchor">190</a><a name="m1324236540083-138519313" class="theme-begin" fid="1324236540083-138519313">Kobieta demoniczna, Kobieta "upadła", Podstęp, Zbrodniarz</a>Ale w cieniu tego silnego mężczyzny żyje kobieta, istota o gładkich licach i o drobnych dłoniach, tak wiotka i delikatna, jak on jest mocny i tęgi. <a name="m1324236693839-3151378958" class="theme-begin" fid="1324236693839-3151378958">List</a>I widzimy to wrażliwe, jasnowłose stworzenie w chwili, gdy otrzymuje list męża, gdy blask korony oślepia nagle jej oczy.<span class="theme-end" fid="1324236693839-3151378958"></span> A korona ta nie jest dla niej — jak dla niego — arką tajemnych przeznaczeń narodów, olbrzymim rozszerzeniem platformy czynu, ale jest <em class="foreign-word">par excellence</em> biżuterią, bezkonkurencyjnym nowym kostiumem. W jednym błysku duszę jej przeszywa pragnienie, myśl; tylko ta sama myśl, która w duszy mężczyzny łamie się o tyle zapór, tutaj nie napotyka w drodze — nic.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f191" class="target"> </a><a href="#f191" class="anchor">191</a><a name="m1324236630412-650760949" class="theme-begin" fid="1324236630412-650760949">Zbrodnia</a>Zbrodnia? Czyż to pojęcie istnieje dla kobiety? Zbrodnia jest naruszeniem milczącej umowy społecznej; czyż ona kiedy podpisywała tę umowę? Wychowanie społeczne, które głęboko przekształciło duszę mężczyzny, zaledwie obłaskawiło nieco kobietę: na widok bliskiego łupu dusza jej pręży się całą siłą swego instynktu jak pantera do skoku.<span class="theme-end" fid="1324236630412-650760949"></span><span class="theme-end" fid="1324236540083-138519313"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f192" class="target"> </a><a href="#f192" class="anchor">192</a>Czyn został spełniony; i tu zaczyna się druga część dramatu.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f193" class="target"> </a><a href="#f193" class="anchor">193</a><a name="m1324236792916-2204567014" class="theme-begin" fid="1324236792916-2204567014">Wyrzuty sumienia</a>Od chwili ziszczenia tej strasznej rzeczy Makbet żyje jak w obłędzie. Zadał kłam wszystkim zasadom, z których wyrósł, którym zawdzięczał swą wielkość, zniszczył swe życie wewnętrzne: na wpół przytomny, nękany widziadłami, gnany ze zbrodni w zbrodnię, dochodzi do stanu, w którym śmierć wita niemal obojętnie: życie, wyzute ze swego sensu, stało się dlań</p>
+<blockquote><div class="stanza">
+<p class="verse">powieścią idioty, </p>
+<p class="verse">Głośną, wrzaskliwą, a nic nieznaczącą…<span class="theme-end" fid="1324236792916-2204567014"></span></p>
+</div></blockquote>
+<p class="paragraph"><a name="f194" class="target"> </a><a href="#f194" class="anchor">194</a><a name="m1324236907398-3204347790" class="theme-begin" fid="1324236907398-3204347790">Sumienie, Konflikt wewnętrzny</a>A lady Makbet? Jej sumienie jest spokojne; ona nie zadała kłamu niczemu, nie stargała w sobie żadnej struny. Jak nie było w niej wahania, tak nie ma i wyrzutu. A jednak i ona ulega dezorganizacji psychicznej, i ona snuje się w nocy po pałacu z błędnie otwartymi oczami, na próżno siląc się zmyć krwawą plamę. Cóż to za plama? To ta, którą <em class="author-emphasis">realnie</em>, w rzeczywistości ubroczyła ręce, podjąwszy się — wobec wzdragania Makbeta ogłuszonego spełnionym czynem — upozorować śmierć króla, wciskając krwawe sztylety w ręce pokojowców. Otóż dusza jej zdolna jest począć i udźwignąć najśmielszą koncepcję zbrodni, ale dłonie nie nawykły do zmazania krwią — do tego trzeba jej ręki mężczyzny. I ten drobny rys — zważmy to dobrze, <em class="author-emphasis">nie głos sumienia</em> — ściga lady Makbet w jej nocnych wędrówkach. Znowuż widzimy, jak wychowanie społeczne, które głęboko przetworzyło, uszlachetniło duszę mężczyzny, w kobiecie wydelikaciło tylko <em class="author-emphasis">system nerwowy</em>. Proszę się nie oburzać; to nie ja mówię; to Szekspir. Popełniona zbrodnia jest dla Makbeta śmiertelnym, duchowym przejściem; dla Lady Makbet jest ona nerwowym wstrząsem.<span class="theme-end" fid="1324236907398-3204347790"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f195" class="target"> </a><a href="#f195" class="anchor">195</a>Jak przedstawia się postać Lady Makbet w ujęciu scenicznym? Przede wszystkim zasadniczo trzeba odrzucić pokutującą niekiedy po scenie, na zasadzie linii najmniejszego oporu, koncepcję Lady Makbet jako rodzaju <em class="foreign-word">virago, hic mulier<a name="anchor-idp707656"></a><a href="#footnote-idp707656" class="annotation">[374]</a></em>. Lady Makbet musi być kobieca i bardzo kobieca. <a name="m1324237141642-1259429695" class="theme-begin" fid="1324237141642-1259429695">Mężczyzna, Kobieta</a>Wyraźną dla mnie zupełnie jest intencja Szekspira postawienia dwojga istot — mężczyzny i kobiety — w obliczu tegoż samego problemu i przeprowadzenie, niby w kanonie muzycznym, dwóch rozmaitych linii wykreślonych zasadniczą odrębnością płci. Tym samym logika artystyczna broniłaby wprowadzać coś, co by mąciło czystość tych linii.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f196" class="target"> </a><a href="#f196" class="anchor">196</a>Makbet nie jest niedołęgą; jest — Szekspir wyraźnie to podkreśla — dzielnym mężczyzną w całym tego słowa znaczeniu; jeżeli w pewnym momencie jest słaby, to dlatego właśnie, iż wszystkie <em class="author-emphasis">męskie</em> pojęcia honoru, szlachetności, wzdrygają się przed takim czynem. Tak samo Lady Makbet jest pełnej krwi kobietą: abstrahując od zrozumiałych konieczności scenicznych, z łatwością wyobraziłbym ją sobie jako wiotką, drobną kobiecinkę, którą barczysty olbrzym Makbet często nosi na rękach albo huśta na kolanach: siła jej jest czysto duchowa, płynie z bezwzględnej jednolitości i skupienia woli oraz ze zdolności smagania ową piekielnie dotkliwą kobiecą wzgardą, która dla prawdziwego mężczyzny jest wprost nie do zniesienia, albo chwyta za kij, albo — staje się bezbronny.<span class="theme-end" fid="1324237141642-1259429695"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f197" class="target"> </a><a href="#f197" class="anchor">197</a><a name="m1324237223635-3197558262" class="theme-begin" fid="1324237223635-3197558262">Kobieta demoniczna</a>Widziałem bardzo dawno w roli Lady Makbet Modrzejewską<a name="anchor-idp711328"></a><a href="#footnote-idp711328" class="annotation">[375]</a>, na schyłku jej świetnych czasów, ale jeszcze wspaniałą. Mimo iż byłem wówczas dzieckiem prawie, do dziś dnia słyszę zagięcia jej głosu przy poszczególnych wyrazach, widzę ruchy. Dziwnie wyraźnie zwłaszcza utkwił mi w pamięci ten dwuwiersz kończący scenę z mężem w I akcie:</p>
+<blockquote><div class="stanza">
+<p class="verse">
+… które, jeśli się działać nie ustraszym,</p>
+<p class="verse">Nada blask przyszłym dniom i nocom naszym…
+</p>
+</div></blockquote>
+<p class="paragraph"><a name="f198" class="target"> </a><a href="#f198" class="anchor">198</a>Dominujący akcent, jaki Modrzejewska nadała temu słowu: <em class="author-emphasis">nocom</em>, akcent nieskończenie miękki, ciepły, kuszący; równocześnie zaś śliczny, bluszczowy ruch, jakim się oplotła o silne ciało Makbeta, miały w sobie coś arcykobiecego. Cały świat tajemnic dźwięczał w tym jednym słowie; owych tajemnic, które — jak to nawet nauce wiadomo — tyloma nićmi zespalają sferę zbrodni ze sferą miłości. Bez tego pogłębienia Makbet zmienia się po trochu w króla Heroda<a name="anchor-idp713512"></a><a href="#footnote-idp713512" class="annotation">[376]</a> z szopki.<span class="theme-end" fid="1324237223635-3197558262"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f199" class="target"> </a><a href="#f199" class="anchor">199</a>Trzeba przyznać, że jako widowisko sceniczne <em class="book-title">Makbet</em> nie jest zbyt wdzięczny. Cały punkt ciężkości zagęszcza się w kilka scen — prawda, że potężnych — około zabójstwa Dunkana, po czym — z końcem drugiego aktu! — zainteresowanie obumiera zupełnie. Trzeba by chyba genialnej gry, aby je obudzić na chwilę w scenie „ducha Banka'', lub też somnambulizmu<a name="anchor-idp715288"></a><a href="#footnote-idp715288" class="annotation">[377]</a> Lady Makbet. Poza tym szereg scen obojętnych lub przykrych przez swą grubą materializację fantazji poety.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f200" class="target"> </a><a href="#f200" class="anchor">200</a>Rolę Makbeta odtworzył p. Sosnowski. Nie sądzę, aby leżała ona ściśle w rodzaju tego doskonałego artysty. Gra p. Sosnowskiego, powściągliwa, trochę sucha, bardzo nowożytna w środkach, która niedawno stworzyła np. prawdziwe arcydzieło w roli pułkownika w <em class="book-title">Obowiązku<a name="anchor-idp716416"></a><a href="#footnote-idp716416" class="annotation">[378]</a></em> Lavedana<a name="anchor-idp717080"></a><a href="#footnote-idp717080" class="annotation">[379]</a>, tutaj pozostawia często wrażenie niedociągnięcia, oschłości. Przy tym niezupełne opanowanie pamięciowe roli nie pozwoliło artyście dostatecznie cieniować szczegółów; tak np. ów przełomowy moment, kiedy wszystkie skrupuły, wahania Makbeta topnieją pod przemożną wolą kobiety i kiedy nagle oszołomiony żarem jej wymowy wybucha z entuzjazmem: „Ródź mi samych chłopców!'' — ten moment zatarł się zupełnie.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f201" class="target"> </a><a href="#f201" class="anchor">201</a>Nie ubliżę w niczym wielkiemu talentowi p. Łuszczkiewicz-Gallowej, jeżeli również nie powiem, aby wcieliła wszystko to, co w sobie kryje lady Makbet. Udźwignęła tę ogromną rolę; to już bardzo wiele; poszczególne akcenty miała doskonałe (przepyszne „To chybimy!'' w ostatniej scenie pierwszego aktu). Pewne braki w wymowie, stanowiące poniekąd zaporę dla artystki w jej szlachetnych dążeniach, dałoby się może przy pracy usunąć?</p>
+<p class="paragraph"><a name="f202" class="target"> </a><a href="#f202" class="anchor">202</a>Z innych wykonawców niejeden mógłby powiedzieć słowami Chochoła z <em class="book-title">Wesela</em>:</p>
+<blockquote><div class="stanza">
+<p class="verse">Kto mnie wołał, czego chciał? </p>
+<p class="verse">Zebrałem się, w com ta miał…</p>
+</div></blockquote>
+<p class="paragraph"><a name="f203" class="target"> </a><a href="#f203" class="anchor">203</a>Makdufa grał p. Guttner. Stanowczo wolę go jako ministra Kręciołka w <em class="book-title">Polityce</em>. Nowocześni dygnitarze bardziej, zdaje się, odpowiadają indywidualności tego artysty.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f204" class="target"> </a><a href="#f204" class="anchor">204</a><a name="m1324237322964-3711273262" class="theme-begin" fid="1324237322964-3711273262">Czarownica, Czary</a>Inscenizacja epizodu czarownic w I akcie wypadła najnieszczęśliwiej. Traktowana zupełnie realnie w pełnym świetle dziennym, przy brutalnej i grubej charakteryzacji, scena ta robiła wrażenie przykre i śmieszne; nie tylko nie przyczyniała się do stworzenia „nastroju'', ale niweczyła go doszczętnie. Co się tyczy sceny czarownic w akcie czwartym, najlepiej może byłoby zupełnie ją skreślić; wróżba tycząca dynastii Banka jest dla nas mało aktualna, sposób zaś jej ucieleśnienia przenosi nas ze sceny stołecznego miasta Krakowa gdzieś do jakiejś zapadłej „szmiry''<a name="anchor-idp721584"></a><a href="#footnote-idp721584" class="annotation">[380]</a> prowincjonalnej.<span class="theme-end" fid="1324237322964-3711273262"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f205" class="target"> </a><a href="#f205" class="anchor">205</a>W końcu jeszcze jedna uwaga. <em class="book-title">Makbet</em> (nie wszyscy słuchacze zauważyli to może wczoraj) pisany jest <em class="author-emphasis">wierszem</em>. Otóż na próżno siliłem się nieraz łowić uchem tok tego wiersza: zjawiał się na chwilę, aby niemal w tej samej chwili przepadać, ustępując miejsca jakiejś nieznanej formie pośredniej między wierszem a prozą. W znacznej mierze działo się to wskutek niedostatecznego pamięciowego opanowania tekstu u wielu artystów; przed tym trzeba uchylić czoła, gdyż stało się to niejako serwitutem<a name="anchor-idp723352"></a><a href="#footnote-idp723352" class="annotation">[381]</a> krakowskiego teatru przy wystawianiu arcydzieł literatury; ale zauważyłem także jak gdyby umyślnie zacieranie wiązań pomiędzy jednym wierszem a drugim. <a name="m1324237607291-774651314" class="theme-begin" fid="1324237607291-774651314">Twórczość</a>Czyżby na naszej scenie tłukła się gdzieś jeszcze owa fałszywa, pokątna i dawno zarzucona „teoria'', iż wiersz trzeba mówić w ten sposób, „aby go jak najmniej było znać''? Wiersz traktowany nie jako wiersz staje się największym nonsensem; z narzędzia harmonii zmienia się w źródło niepokoju i męki słuchacza.<span class="theme-end" fid="1324237607291-774651314"></span> Mamy obecnie w zarządzie teatru poetę, którego muzykalne ucho musiało często tortury cierpieć na wczorajszym przedstawieniu: może by on się zechciał podjąć misji cywilizacyjnej w tej mierze?</p>
+<p class="paragraph"><a name="f206" class="target"> </a><a href="#f206" class="anchor">206</a>Występ p. Pancewiczowej w <em class="book-title">Makbecie</em> Szekspira.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f207" class="target"> </a><a href="#f207" class="anchor">207</a>Zagrać po <em class="author-emphasis">trzech dniach</em> przygotowania rolę Lady Makbet to fakt zapewne dosyć odosobniony w dziejach teatru. Mało która aktorka podjęłaby się tego i, powiedzmy także, mało której dyrekcji przyszłoby na myśl tego zażądać. Dokonała tego wczoraj p. Pancewiczowa, i to w sposób chlubnie świadczący o talencie artystki. Od dawna już wiedzieliśmy, że warunki indywidualne p. Pancewiczowej, jej piękny głos, szlachetne wysłowienie, dają jej prawo sięgnięcia poza repertuar <em class="author-emphasis">codzienności</em>, w którym widywaliśmy ją przeważnie dotąd i otwierają przed nią szersze pole w dziedzinach poezji. Przyszłość okaże, czy linia rozwoju artystki pójdzie w kierunku „bohaterskim'' czy też bardziej odpowiadać jej będzie skala liryczna.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f208" class="target"> </a><a href="#f208" class="anchor">208</a>W warunkach, w jakich odbył się występ wczorajszy, nie mogło być oczywiście mowy o zupełnie jednolitym opracowaniu i <em class="author-emphasis">dociągnięciu</em> wszystkich szczegółów; była to raczej <em class="author-emphasis">improwizacja</em> talentu, pełna szczęśliwych, trafnie odczutych rysów. <a name="m1324237789913-2240535941" class="theme-begin" fid="1324237789913-2240535941">Sen</a>Bardzo samodzielnym i śmiałym było wprowadzenie w scenę somnambulizmu akcentów jakby dziecięcej skargi: był to niby intuicyjny refleks słów Lady Makbet z drugiego aktu, iż zdołałaby może sama zabić króla, gdyby nie to, że był we śnie „tak do jej ojca podobny''<span class="theme-end" fid="1324237789913-2240535941"></span>. Rys ten, zaznaczony przez Szekspira, u którego żadne słowo nie jest zazwyczaj powiedziane na próżno, uprawnia najzupełniej interpretację tej sceny w pojęciu pani Pancewiczowej.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f209" class="target"> </a><a href="#f209" class="anchor">209</a>W inscenizacji, mianowicie w scenach pojawiania się czarownic, przeprowadzono korzystne zmiany w operowaniu światłem.</p>
+<h3><a name="s22" class="target"> </a>Teatr i teatrzyk</h3>
+<p class="paragraph"><a name="f210" class="target"> </a><a href="#f210" class="anchor">210</a>(Z powodu otwarcia „Bagateli''<a name="anchor-idp730280"></a><a href="#footnote-idp730280" class="annotation">[382]</a>).</p>
+<p class="paragraph"><a name="f211" class="target"> </a><a href="#f211" class="anchor">211</a><a name="m1324228624107-244226818" class="theme-begin" fid="1324228624107-244226818">Teatr</a>Jestem człowiekiem starej daty, dlatego też wzrosłem w przekonaniu, że powstanie nowego teatru lub zgoła przeniesienie go z jednego gmachu do drugiego jest to sprawa wymagająca lat co najmniej — piętnastu. Zaczyna się od lekkich dreszczyków, związanych z fizjologiczną tajemnicą poczęcia projektu; następnie, <em class="foreign-word">piano, piano<a name="anchor-idp732520"></a><a href="#footnote-idp732520" class="annotation">[383]</a></em>, jak mówi nieoszacowany Bazylio w <em class="book-title">Cyruliku<a name="anchor-idp733112"></a><a href="#footnote-idp733112" class="annotation">[384]</a></em>, projekt nabiera coraz bardziej określonych kształtów: wchodzi w ważną fazę dyskusji nad wyborem miejsca. Ta faza trwa około lat pięciu, ile że kwestia topograficzna przybiera zabarwienie wybitnie polityczne i wciąż zmienia oblicze zależnie od „ugrupowania stronnictw''. Wreszcie miejsce szczęśliwie wybrano — o ile można tak, aby przy tym skazać na zburzenie największą ilość bezcennych zabytków architektury — rzecz dojrzewa do fazy konkursu, w której przebywa przez dalszych lat kilka. Na koniec, kiedy już fakt powstania nowego przybytku sztuki przeszedł niemal w dziedzinę mitu — ile że znaczna część osób, które pamiętały początki sprawy, wymarła — pojawia się pewnego dnia na pustym placu kupka cegieł, wyrasta z wolna oparkanienie z desek i — znowuż po szeregu lat — rodzi się monumentalna budowla, aby dać początek namiętnej, ćwierć wieku trwającej dyskusji, czy jest ozdobą, czy oszpeceniem miasta.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f212" class="target"> </a><a href="#f212" class="anchor">212</a><a name="m1324228609163-2892386104" class="theme-begin" fid="1324228609163-2892386104">Urzędnik</a>To dopiero część materialna, a teraz strona duchowa. Ta urasta w kształt mistycznej piramidy, na której wierzchołku sterczy dekoracyjnie głowa miasta; poniżej jako dalsze człony prezydium, rada, przeróżni referenci, komisje, subkomisje, aż wreszcie u samej nasady wieniec dyrektorów: dyrektor administracyjny (od sprawowania rządów), dyrektor odpowiedzialny (od brania w skórę), dyrektor techniczny, literacki czy ja wiem, jaki wreszcie!… I cała ta olbrzymia góra powagi, władcy i dostojeństwa rodzi co dwa tygodnie małą, maleńką myszkę z zakręconym ogonkiem.<span class="theme-end" fid="1324228624107-244226818"></span><span class="theme-end" fid="1324228609163-2892386104"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f213" class="target"> </a><a href="#f213" class="anchor">213</a>Jestem, powtarzam, człowiekiem starej daty; dlatego też osłupiałem, <em class="foreign-word">obstupui</em><a name="anchor-idp736696"></a><a href="#footnote-idp736696" class="annotation">[385]</a> panie tego, kiedy na wiosnę <em class="author-emphasis">obecnego roku</em> rozeszła się luźna pogłoska, że w małym piętrowym domku przy ulicy Krupniczej, koło którego zaczęto właśnie coś majstrować, ma być <em class="author-emphasis">podobno</em> nowy teatr; w lecie tegoż roku skromne komunikaty doniosły mimochodem, że <em class="author-emphasis">na pewno</em> będzie tam nowy teatr — przed trzema zaś dniami otrzymałem zaproszenie na inaugurację. I gdyby nie obecność kapłana, który wszystko <em class="foreign-word">lege artis</em><a name="anchor-idp738504"></a><a href="#footnote-idp738504" class="annotation">[386]</a> poświęcił oraz gdyby nie potężny płat rozbefu<a name="anchor-idp738944"></a><a href="#footnote-idp738944" class="annotation">[387]</a>, który „wsunąłem'' przy tej okazji, zakropiwszy węgrzynem i który robił wrażenie zupełnie realne, byłbym skłonny mniemać, że to jakaś czartowska sztuczka i że ta ślicznie przez p. Uziębłę ozdobiona sala na ośmset<a name="anchor-idp739584"></a><a href="#footnote-idp739584" class="annotation">[388]</a> osób mieszcząca się, licho wie jak, w tym niepozornym domku rozwieje się w dym z zapianiem trzeciego kura…</p>
+<p class="paragraph"><a name="f214" class="target"> </a><a href="#f214" class="anchor">214</a><a name="m1324238094758-1592255603" class="theme-begin" fid="1324238094758-1592255603">Śmiech</a>Żart na stronę. Mamy tedy w Krakowie nowy teatr mający służyć wyłącznie śmiechowi i wesołości. Że na teatr taki było w Krakowie miejsce, dowodzić nie potrzeba. Pęd do szukania w teatrze przede wszystkim zabawy jest tak silny, że nic go stłumić ani odwrócić nie zdoła. „Dosyć jest dramatów w życiu'', jak mówi sympatyczny nestor naszych krytyków z „Nowej Reformy''<a name="anchor-idp741192"></a><a href="#footnote-idp741192" class="annotation">[389]</a>. Zwłaszcza dzisiaj. Jeżeli się ogółowi nie dostarczy tej zabawy w dobrym gatunku, pójdzie jej szukać w złym; to i wszystko. Na dziesięć teatrów w wielkim mieście dziewięć poświęconych jest śmiechowi.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f215" class="target"> </a><a href="#f215" class="anchor">215</a>Ale wesołość jest to stworzenie niezmiernie kapryśne, które trudno znęcić i obłaskawić, a niezmiernie łatwo spłoszyć. Lubi ona mieć swój własny domek, potrzebuje wygrzać sobie mury, tak aby już samo przestąpienie ich progu wytwarzało zaraźliwą, a tak konieczną sugestię rozbawienia. Współżycie płochej nieraz zabawy z podniosłymi wzruszeniami poezji nie wychodzi na pożytek ani jednej, ani drugiej. Pieprzna cokolwiek farsa, której słuchalibyśmy pobłażliwie w jej własnym, poufałym domku, może obudzić niesmak w murach, w których na parę dni wprzódy piliśmy z zapartym oddechem płomienne strofy <em class="book-title">Wyzwolenia</em>; na odwrót trudniej nas wstrząsnąć tragizmem w roli Lady Makbet artystce, której kazano dopiero co występować w — kąpielowym kostiumie. Każda rzecz ma swoje miejsce.<span class="theme-end" fid="1324238094758-1592255603"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f216" class="target"> </a><a href="#f216" class="anchor">216</a><a name="m1324238156239-267556012" class="theme-begin" fid="1324238156239-267556012">Twórczość</a>Każda rzecz ma także swój styl. Mimo iż z powodu mozaikowej wielostronności repertuaru nasi aktorzy mają bajeczną wprost giętkość i wprawę w przerzucaniu się z dnia na dzień od Eschylesa<a name="anchor-idp744248"></a><a href="#footnote-idp744248" class="annotation">[390]</a> do Tristana Bernarda<a name="anchor-idp745136"></a><a href="#footnote-idp745136" class="annotation">[391]</a>, od Ibsena do Fredry, od Słowackiego do Shawa<a name="anchor-idp745920"></a><a href="#footnote-idp745920" class="annotation">[392]</a>, jest jeden rodzaj, dla którego raczej wskazaną jest specjalizacja: mianowicie lekka komedia i farsa. Wielka sztuka stoi indywidualnościami aktorskimi; nieraz <em class="author-emphasis">jedna rola</em> wystarcza, aby okupić wszystkie braki całości i dostarczyć niezapomnianych wrażeń; w owym natomiast mniejszym rodzaju na pierwszy plan się wysuwa i o wszystkim rozstrzyga <em class="author-emphasis">zespół</em>, doskonałe zgranie, błyskawiczne tempo: a to da się osiągnąć jedynie przy specjalizacji i przy wyłącznie w tym kierunku obróconej współpracy. Łatwiej jest utrzymywać ciepło humoru, niż je za każdym razem na nowo rozpalać.<span class="theme-end" fid="1324238156239-267556012"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f217" class="target"> </a><a href="#f217" class="anchor">217</a><a name="m1324238291069-761916755" class="theme-begin" fid="1324238291069-761916755">Śmiech</a><a name="m1324238304086-3024677570" class="theme-begin" fid="1324238304086-3024677570">Zabawa</a>Na potrzebę i wartość śmiechu i zabawy godzą się zapewne wszyscy, „tylko — mówią poważni i szanowni ludzie — niech zabawa ta nie obraża ani moralności ani dobrego smaku''. Zgoda, ale tutaj natykamy się na problem przypominający po trosze kwadraturę koła<a name="anchor-idp749656"></a><a href="#footnote-idp749656" class="annotation">[393]</a>. „Bawcie się dzieci, mówi dobra mama, ale tak, aby nie pognieść kołnierzyka i nie podrzeć spodni na kolanach''. Jak to wykonać?<span class="theme-end" fid="1324238304086-3024677570"></span> Nie ma rzeczy, która by bardziej dokumentowała nasze głębokie tkwienie w materii, niż nasz śmiech. Dawna farsa miała tylko trzy efekty wesołości; mianowicie, że kogoś wygrzmocono kijem, że ktoś wziął na przeczyszczenie i że mu przyprawiono rogi. Skoro przypadkowo wszystkie te trzy wydarzenia zeszły się razem, wówczas wesołość dochodziła do szału. Dziś z farsy tej „pytają'' w szkołach, ponieważ odleżała się już parę wieków. Od tego czasu śmiech nasz wyszlachetniał zapewne; ale mimo że delikatniejszy w formie, w treści zawsze nosi piętno naszego ziemskiego, zbyt ziemskiego pochodzenia. Z tym musimy się pogodzić; na tamtym świecie będziemy subtelniejsi, ale na tym trzeba nam zostać takimi, jakich nas Pan Bóg stworzył. Obok Dantego<a name="anchor-idp751256"></a><a href="#footnote-idp751256" class="annotation">[394]</a> — Boccacio<a name="anchor-idp752008"></a><a href="#footnote-idp752008" class="annotation">[395]</a>, obok Pascala i Corneille'a — Rabelais, obok Kochanowskiego<a name="anchor-idp752896"></a><a href="#footnote-idp752896" class="annotation">[396]</a> <em class="book-title">Trenów</em> i <em class="book-title">Psalmów</em> — <em class="book-title">Fraszki</em>; takim jest człowiek: kto go zechce zanadto „podnosić'', zrobi go ponurym i obłudnym.<span class="theme-end" fid="1324238291069-761916755"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f218" class="target"> </a><a href="#f218" class="anchor">218</a>I w tym także najlepszym może wyjściem jest stworzyć dla tego biednego ludzkiego śmiechu osobny przybytek. „Internować''<a name="anchor-idp754952"></a><a href="#footnote-idp754952" class="annotation">[397]</a> go. Unika się w ten sposób nieporozumień; idzie go tam szukać z całą świadomością ten, kto ma na to ochotę; unika się niebezpieczeństw dysharmonii pomiędzy napisem na frontonie gmachu a zawartością wnętrza.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f219" class="target"> </a><a href="#f219" class="anchor">219</a><a name="m1324238444304-75620268" class="theme-begin" fid="1324238444304-75620268">Twórczość</a>Daleki zresztą jestem od tego, aby tzw. „lekki repertuar'' uważać za synonim płytkości lub trywialności. „Rodzaje'' w sztuce przechodzą swoje ewolucje; był czas, kiedy wszechwładnie panowała tragedia w pięciu aktach wierszem; obecnie sztuka dramatyczna raczej żegluje pod flagą komedii, bardziej odpowiadającej inteligentnemu sceptycyzmowi dzisiejszego człowieka. Jest to, trzeba przyznać, forma ze wszystkich najbardziej giętka i szeroka; tragedia nie może nas rozśmieszyć (chyba mimo woli), podczas gdy komedia może na przemian bawić, rozmarzać, uczyć, wzruszać. Jakże nikłą zresztą bywa niekiedy ścianka, która ją dzieli od dramatu: czyż nie wystarczy po prostu zmienić zakończenie w <em class="book-title">Skąpcu</em> Moliera, aby tę komedię przekształcić w dramat, i to jeden z najbardziej ponurych? A we wczorajszej <em class="book-title">Kobiecie bez skazy</em>, czy nie dość byłoby w tym celu pocisnąć po prostu cyngiel rewolweru w rękach młodego głuptaska, Kaswina? Ale po co to czynić? To, że skoro brauning jest nabity, może wystrzelić, to każdemu wiadomo; czyż nie lepiej się uśmiechnąć? Dwa strzały z rewolweru to błąd młodości Rittnera w jego <em class="book-title">Małym Domku</em>.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f220" class="target"> </a><a href="#f220" class="anchor">220</a>Komedia umie dziś pomieścić niemal wszystko. Dlatego sądzę, iż w skromnych ramach swego programu nowy teatrzyk ma przed sobą szerokie pole możliwości. Otwarcie jego witamy z sympatią i przyjmujemy z zaufaniem zapowiedź dyr. Dąbrowskiego<a name="anchor-idp758592"></a><a href="#footnote-idp758592" class="annotation">[398]</a>, iż w swoim zakresie scenka ta szczerze służyć będzie literaturze i sztuce. Obecność jej może tylko wyjść na dobre ogólnej naszej atmosferze teatralnej, wytwarzając zdrowe współzawodnictwo: stojąca woda monopolu i zadowolenia z siebie rzadko bywa dodatnim i twórczym elementem.<span class="theme-end" fid="1324238444304-75620268"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f221" class="target"> </a><a href="#f221" class="anchor">221</a><a name="m1324238420254-1442156597" class="theme-begin" fid="1324238420254-1442156597">Teatr, Głód</a>Odkładając do jutra przyjemność zdania sprawy z pierwszych przedstawień, kończę jeszcze małą uwagą. Mówiono w ostatnich czasach wiele o różnych „reformach teatralnych''; otóż ja chciałbym jedną tylko zaproponować reformę, ale zasadniczą i bardzo doniosłą. Mianowicie: zerwijmy ze zwyczajem chodzenia do teatru, a <em class="author-emphasis">zwłaszcza na farsę</em>, na głodno. Nikt nie zastanawiał się może, do jakiego to stopnia oddziałuje na psychikę widza. Mnóstwo nieporozumień pomiędzy sceną a widownią polega na tym, iż dana sztuka pisana była dla osób, które jadły dobry obiad o godz. siódmej wieczór, podczas gdy słuchają jej ludzie, którzy jedli o pierwszej w południe, i to lichy. Stanowczo tedy należy wieczerzać przed teatrem; po teatrze, kto ma ochotę i środki po temu, może jeszcze przetrącić coś lekkiego, ale <em class="author-emphasis">przed teatrem zjeść koniecznie</em>! Jeżeli pora za wczesna, zwróćmy się do dyr. Dąbrowskiego z prośbą, aby jeszcze nieco opóźnił godzinę rozpoczęcia przedstawień: jestem przekonany, że ten dobry, pulchny człowiek wyrozumie nas i nie odmówi tego. A ja nawet nie będę dla siebie żądał tego tytułu, tak poszukiwanego przez osoby bez określonych kwalifikacji: REFORMATORA TEATRU.<span class="theme-end" fid="1324238420254-1442156597"></span></p>
+<h3><a name="s23" class="target"> </a>Zapolska, <em class="book-title">Kobieta bez skazy</em>
+</h3>
+<p class="paragraph"><a name="f222" class="target"> </a><a href="#f222" class="anchor">222</a>Teatr „Bagatela'': <em class="book-title">Kobieta bez skazy</em>, komedia w trzech aktach Gabrieli Zapolskiej; <em class="book-title">Hiszpańska mucha</em>, farsa w trzech aktach Franza Arnolda<a name="anchor-idp763440"></a><a href="#footnote-idp763440" class="annotation">[399]</a> i Ernesta Bacha<a name="anchor-idp764240"></a><a href="#footnote-idp764240" class="annotation">[400]</a>.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f223" class="target"> </a><a href="#f223" class="anchor">223</a><a name="m1324227116049-1029387155" class="theme-begin" fid="1324227116049-1029387155">Teatr</a>Na dwóch pierwszych przedstawieniach „Bagateli'', uderzają w zespole artystów dwie rzeczy: wyborne przygotowanie oraz szczera wesołość, jaka panuje na scenie. Czuć tę młodą atmosferę, w której pracuje się z radością i w której każdy daje z siebie, co może najlepszego. Oby ta atmosfera trwała jak najdłużej; stworzenie jej i utrzymanie jest najważniejszą rolą kierownika teatru. Dowiadujemy się z programu, iż obok głównego reżysera, p. Czarnowskiego<a name="anchor-idp765896"></a><a href="#footnote-idp765896" class="annotation">[401]</a>, funkcje reżyserskie piastuje dobry znajomy ze sceny krakowskiej, p. Noskowski<a name="anchor-idp766368"></a><a href="#footnote-idp766368" class="annotation">[402]</a>, oraz doświadczony artysta teatru lwowskiego, p. Wysocki<a name="anchor-idp766824"></a><a href="#footnote-idp766824" class="annotation">[403]</a>, który poświęci się wyłącznie tym zadaniom. Widać z tego, iż kierownictwo teatru zdaje sobie dobrze sprawę ze znaczenia reżyserii dla repertuaru, któremu służyć ma „Bagatela''. Jakoż wytężona w tym kierunku praca wydała rezultaty, a owacja, której przedmiotem stał się w niedzielę p. Czarnowski, była zupełnie zasłużona.<span class="theme-end" fid="1324227116049-1029387155"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f224" class="target"> </a><a href="#f224" class="anchor">224</a>Na premierę wybrano sztukę Zapolskiej, głośną w swoim czasie zakazem cenzury, w gruncie dość niezrozumiałym. Chyba że ówczesny cenzor lwowski, mając jakie zobowiązania wobec „kobiet bez skazy'', czuł się dotknięty w ich imieniu? Istotnie, Zapolska nie jest zbyt łaskawa dla tego gatunku. Wedle niej źródłem braku „skazy'' jest u kobiety niedorzeczna ambicja, oschłość serca, głupota i… zepsucie. Zbytecznym byłoby podkreślać wobec czytelników „Czasu'', iż tego poglądu nie należy uogólniać.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f225" class="target"> </a><a href="#f225" class="anchor">225</a><a name="m1324227270747-3404005447" class="theme-begin" fid="1324227270747-3404005447">Flirt, Salon</a>Bohaterka Zapolskiej, Rena, po krótkiej i nieudanej próbie małżeństwa z jakimś — jak go nazywa — „strzępem mężczyzny'' pozostaje odporną na wszelkie pokusy miłości. Nie znaczy to wszelako, aby ich unikała — och, nie! — przeciwnie, stwarza w swoim saloniku atmosferę, w której żyje się wyłącznie tym i gdzie grono „mężatek bez przesądów'' — jak głosi afisz — a nawet „uświadomionych panien'' zabawia się w towarzystwie dobranych partnerów plastycznym odtwarzaniem kompozycji Ropsa<a name="anchor-idp769760"></a><a href="#footnote-idp769760" class="annotation">[404]</a>. Sama pani Rena czyni sobie prawdziwy „sport'' z tego, aby wszystkich otaczających ją mężczyzn, nie wyłączając przystojnego lokaja (to już może przesada?), doprowadzać do temperatury wrzenia. Lwem tego salonu jest „profesor uniwersytetu'' Halski, zawodowy uwodziciel z zamiłowania i — z zasad. Między tą parą toczy się zacięty pojedynek miłosny: ona, strojąc się w swą „nieskazitelność'', pragnie go nawrócić na religię wyłącznego poświęcenia życia jednej kobiecie i przywieść po tej śliskiej kładce — do ołtarza; on z ogniem apostoła głosi hasła miłości jako kaprysu zmysłów, bez jutra i zobowiązań.<span class="theme-end" fid="1324227270747-3404005447"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f226" class="target"> </a><a href="#f226" class="anchor">226</a><a name="m1324227958283-41124129" class="theme-begin" fid="1324227958283-41124129">Miłość niespełniona</a>W czasie tej szermierki „zaistniał'' — mówiąc galicyjskim stylem urzędowym — w każdym z dwojga stan fizjologiczny podatny do przyjęcia haseł przeciwnej strony: „kobietę bez skazy'' bowiem trawi nieustanna tęsknota miłosna, podczas gdy uwodziciel odczuwa w swoim uciążliwym zawodzie pierwsze objawy przesytu i znużenia. Ale dążąc tak wzajem ku sobie — mijają się… <a name="m1324227722824-1245559292" class="theme-begin" fid="1324227722824-1245559292">Zdrada, Kochanek</a>Przez ironię losu tej samej nocy, w której w Halskim dojrzał zamiar poproszenia o rękę Reny jako tej „czystej, nieskalanej'' — ona przejęta jego teoriami i pchnięta poniekąd przezeń na tę drogę, zostaje przelotną kochanką młodego żółtodzióba, Kaswina.<span class="theme-end" fid="1324227722824-1245559292"></span> Halski cofa się, uprowadzając w dodatku chłopczyka; a Renie opuszczonej przez obu adoratorów nie pozostaje — wedle ironicznego określenia kuzynki — nic, jak tylko „przenieść się do innego miasta, aby tam dalej udawać — kobietę bez skazy''.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f227" class="target"> </a><a href="#f227" class="anchor">227</a><a name="m1324227407124-353010733" class="theme-begin" fid="1324227407124-353010733">Seks</a>Ten epizod z Kaswinem jest najlepszy w całej sztuce. W którymż salonie światowej „lali'' — jak Kaswin nazywa pieszczotliwie Renę — nie ma tego dwudziestoletniego chłopca kochającego z ową czujnością fizyczną, z jaką się kocha w tym wieku, i zbierającego owoc reakcji nerwowych kobiety, która kocha innego i która przez ambicję walczy zwycięsko ze swą miłością? W czym siła takiego cherubinka<a name="anchor-idp774832"></a><a href="#footnote-idp774832" class="annotation">[405]</a>? W tym właśnie, że jest „bez konsekwencji'', a głównie w tym, że jest zawsze pod ręką; <em class="author-emphasis">być zawsze pod ręką</em>, to podobno w tych rzeczach olbrzymi atut.<span class="theme-end" fid="1324227407124-353010733"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f228" class="target"> </a><a href="#f228" class="anchor">228</a><a name="m1324227479424-2015163688" class="theme-begin" fid="1324227479424-2015163688">Wyrzuty sumienia</a>I jest tutaj, między Reną a Kaswinem, znakomita scena, wybiegająca poza ramy tej dość błahej komedii i ocierająca się o dramat. Po „upadku'' Rena patrzy na Kaswina z nienawiścią i wstrętem — zwłaszcza odkąd wie, iż ten epizod grozi jej utratą Halskiego<span class="theme-end" fid="1324227479424-2015163688"></span> —<a name="m1324227511575-3773439031" class="theme-begin" fid="1324227511575-3773439031">Miłość niespełniona, Samobójstwo</a> tymczasem chłopiec upojony posiadaniem szaleje z miłości. Odtrącony brutalnie przez nią, podnosi rewolwer do ust, i czujemy że, to na serio: wówczas Rena gestem pokazując mu drzwi krzyczy owym twardym, <em class="author-emphasis">prawdziwym</em> głosem kobiety, którego, kto go raz słyszał w życiu, nie zapomni nigdy: „Na schody z tym!''. To jeden z tych świetnych skrótów, które, w jednym słowie otwierają dalekie perspektywy i które stawiają Zapolską w rzędzie skończonych majstrów sceny.<span class="theme-end" fid="1324227958283-41124129"></span><span class="theme-end" fid="1324227511575-3773439031"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f229" class="target"> </a><a href="#f229" class="anchor">229</a><em class="book-title">Kobieta bez skazy</em> rozgrywa się, jak zwykle u Zapolskiej, w środowisku bardzo nieinteresującym. Cały ten światek roszczący sobie pretensje do wysokiej „kultury erotycznej'' jest mocno trywialny. O ile też autorka patrzy nań pod kątem satyry, wszystko idzie dobrze, natomiast w scenach, gdy — szczerze, jak się zdaje — pragnie uderzyć w liryczny ton poważniejszego uczucia, nie budzi w nas zaufania. Najbardziej odbija się to na roli Halskiego; ten uwodziciel <em class="foreign-word">ex cathedra<a name="anchor-idp779904"></a><a href="#footnote-idp779904" class="annotation">[406]</a></em> nosi z sobą sporą dawkę mimowolnej śmieszności. Przyczynia się tu może i ciężar owego uniwersyteckiego dostojeństwa. „Ostatecznie, powie ktoś, i profesor uniwersytetu jest człowiekiem''. Zapewne, ale nie tak ciągle…</p>
+<p class="paragraph"><a name="f230" class="target"> </a><a href="#f230" class="anchor">230</a>Jako kompozycja sceniczna i zrozumienie (na swój sposób) mechanizmu życia należy <em class="book-title">Kobieta bez skazy</em> do najlepszych sztuk Zapolskiej, ma jednak pewną wadę: za dużo się tu mówi. Te ciągłe rozmowy o…, powiedzmy, o „cnocie'' są nieco nużące; chwilami słuchacz doświadcza uczucia pewnego zakłopotania, zawstydzenia, bardziej niż gdyby się na scenie <em class="author-emphasis">działy</em> najgorsze rzeczy. Zapolska powinna by lepiej wiedzieć, <em class="author-emphasis">o czym się nie mówi</em>…</p>
+<p class="paragraph"><a name="f231" class="target"> </a><a href="#f231" class="anchor">231</a>Rolę tytułową odtworzyła p. Kozłowska, pozyskana z Warszawy. <a name="m1324227665357-3386878650" class="theme-begin" fid="1324227665357-3386878650">Pożądanie</a>Trafnie podkreśliła owo tło nerwowego przedrażnienia dobrowolnej męczennicy, która otacza się duszną atmosferą męskich pragnień po to, aby sześćdziesiąt razy na godzinę mówić n i e, wówczas gdy cały jej ustrój kobiecy krzyczy tak!<span class="theme-end" fid="1324227665357-3386878650"></span> We wspomnianej scenie z rewolwerem, nader szczęśliwie znalazła artystka akcent brutalnej prawdy; w improwizowanym wreszcie obrazie <em class="book-title">Podwiązki</em><a name="anchor-idp783544"></a><a href="#footnote-idp783544" class="annotation">[407]</a> Ropsa ujawniła zupełnie ładne — warunki sceniczne.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f232" class="target"> </a><a href="#f232" class="anchor">232</a>Kontrast Reny „bez skazy'' stanowi pani Fila, osóbka, w przeciwieństwie do swej kuzynki, wyzwolona z wszelkich więzów cnoty, a której przez osobliwy kaprys autorki przypada w sztuce rola — rezonera-moralisty! Ale pani Fila jest w interpretacji p. Łąckiej<a name="anchor-idp784712"></a><a href="#footnote-idp784712" class="annotation">[408]</a> tak inteligentna, tak szelmowsko-kobieca i ma tyle rozbrajającej prostoty, że niepodobna patrzeć na nią zbyt surowo. Powrót na scenę tej doskonałej i sympatycznej artystki witamy z prawdziwą przyjemnością.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f233" class="target"> </a><a href="#f233" class="anchor">233</a>Z innych wykonawców należy podnieść przede wszystkim p. Fritschego<a name="anchor-idp785600"></a><a href="#footnote-idp785600" class="annotation">[409]</a>, w którym nowy teatrzyk zdobył pierwszorzędną siłę komiczną oraz p. Brzeskiego, bardzo sympatycznego „kochanka'' o ciepłym głosie i ujmujących warunkach.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f234" class="target"> </a><a href="#f234" class="anchor">234</a><a name="m1324227837790-922165085" class="theme-begin" fid="1324227837790-922165085">Uroda</a>Jedną chciałbym uczynić uwagę, zaznaczając, iż zdaję sobie sprawę z trudnego w dzisiejszej dobie położenia i dyrekcji, i artystów. Mianowicie, niektóre stroje męskie pozostawiały nieco do życzenia. „Światowy'' człowiek spędzający pół życia w towarzystwie kobiet nie powinien zdradzać różnych braków. Nie można np. nosić do fraka jasnego, pstrokatego paltota<a name="anchor-idp787264"></a><a href="#footnote-idp787264" class="annotation">[410]</a>. Wiem o tym dobrze, bo sam tak chodziłem w niewinności ducha, aż pewna wykwintna pani, której towarzyszyłem do teatru <em class="book-title">Scala<a name="anchor-idp787920"></a><a href="#footnote-idp787920" class="annotation">[411]</a> </em>w Mediolanie, powiedziała mi wprost, że ją kompromituję: musiałem sobie sprawić śliczny, czarny paltocik na jedwabnej podszewce, który mam dotąd i wkładam na wielkie uroczystości. Nie wolno też podobno mężczyźnie nosić brązowych pończoch do czarnych trzewików, ale tego nie jestem już tak pewny. Może by dyrekcja, która tyle poświęciła wkładów dla estetycznej strony nowego teatru, dopełniła dzieła, ułatwiając artystom dociągnięcie tych drobiazgów do poziomu całości.<span class="theme-end" fid="1324227837790-922165085"></span></p>
+<h3><a name="s24" class="target"> </a>Arnold i Bach, <em class="book-title">Hiszpańska mucha</em>
+</h3>
+<p class="paragraph"><a name="f235" class="target"> </a><a href="#f235" class="anchor">235</a>W niedzielę po południu odegrano <em class="book-title">Hiszpańską muchę</em>. Sztuka ta należy do typu fars opartych nie na karykaturze psychologicznej, ale po prostu na szczerym błazeństwie i zawikłaniu płynącym z najfantastyczniejszych <em class="foreign-word">qui pro quo<a name="anchor-idp790328"></a><a href="#footnote-idp790328" class="annotation">[412]</a></em>. Trzeba przyznać, że w tym rodzaju zrobiona jest znakomicie: wszystkie sprężynki mistyfikacji działają bardzo składnie, wywołując wrażenie nieodpartej wesołości. W farsie tej, w której zgranie i tempo stanowią nieodzowny warunek powodzenia, jeszcze dobitniej może ujawniła się sprawność zespołu. Dyrygent tej orkiestry, p. Czarnowski, przedstawił się sam jako dobry aktor komiczno-charakterystyczny; obok niego p. Fritsche, p. Dante-Baranowski<a name="anchor-idp791224"></a><a href="#footnote-idp791224" class="annotation">[413]</a>, p. Dębowicz<a name="anchor-idp791624"></a><a href="#footnote-idp791624" class="annotation">[414]</a> oraz p. Dąbrowska podtrzymywali nieustanną radość widowni.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f236" class="target"> </a><a href="#f236" class="anchor">236</a><a name="m1324226941675-3089413501" class="theme-begin" fid="1324226941675-3089413501">Twórczość</a>Słowem, pierwszy egzamin wypadł bardzo dobrze; życzyć tylko należy młodej trupie, aby nie ustawała w pracy nad sobą oraz, aby sobie wzięła za dewizę to, iż <em class="author-emphasis">swobodę treści uniewinnia jedynie wykwint formy</em>.<span class="theme-end" fid="1324226941675-3089413501"></span></p>
+<h3><a name="s25" class="target"> </a>Mickiewicz, <em class="book-title">Dziady</em>
+</h3>
+<p class="paragraph"><a name="f237" class="target"> </a><a href="#f237" class="anchor">237</a>Teatr miejski im. Słowackiego: <em class="book-title">Dziady</em>, sceny dramatyczne w sześciu obrazach Adama Mickiewicza<a name="anchor-idp794336"></a><a href="#footnote-idp794336" class="annotation">[415]</a>.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f238" class="target"> </a><a href="#f238" class="anchor">238</a><em class="book-title"><a name="m1324226027881-169852443" class="theme-begin" fid="1324226027881-169852443">Nauka, Nauczyciel, Uczeń</a><a name="m1324226865420-3717921783" class="theme-begin" fid="1324226865420-3717921783">Twórczość</a>Dziady</em> poznajemy po raz pierwszy, niestety, w szkole, to jest w owej atmosferze nudy, przymusu i bakałarskiego komentarza, w której sam bóg poezji, gdyby zstąpił na ziemię, zmieniłby się w kawał marynowanej tektury. (Mówię oczywiście jedynie o szkole z moich czasów; przypuszczam, że obecnie jest zupełnie inaczej).<span class="theme-end" fid="1324226027881-169852443"></span> Później poemat ten staje się dla nas jednym z wersetów wspaniałej mszy żałobnej, jaką kazaliśmy poezji naszej odprawiać na grobie narodowych nadziei. To była rola, przeciw której Wyspiański targnął się zuchwale ustami Konrada w <em class="book-title">Wyzwoleniu</em>. Mam uczucie, iż z narodzinami wolnej Polski wielka poezja nasza wchodzi w nową fazę; nie stanie się nam dalszą; przeciwnie, raczej bliższą! — ale inaczej: z zasunięciem się na drugi plan czynników dydaktyczno-narodowych, tym bardziej dotykalne staną się jej wartości ludzkie i artystyczne.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f239" class="target"> </a><a href="#f239" class="anchor">239</a>Wówczas, patrząc wzrokiem niezamglonym łzami, ujrzymy tym wyraźniej, iż <em class="book-title">Dziady</em> Adama Mickiewicza są jednym z najśmielszych czynów poetyckich w literaturze świata. (Jest w tym pewna ironia losu, że świat nigdy się o tym nie dowie!). Nigdy chyba poeta swobodniejszą nogą nie stąpał po krainie rzeczywistości i fantazji, nie brał śmielszą ręką tuż obok siebie najbliższych, realnych zdarzeń, aby je rozpinać w tak olbrzymie perspektywy. Jeżeli mamy zaliczyć <em class="book-title">Dziady</em> do zakresu „romantyzmu'', to z pewnością nie w pojęciu jakiejś maniery czy szkoły literackiej, ale w znaczeniu powiewu swobody twórczej burzącej wszelkie zapory, jakie mogłyby się wznosić pomiędzy czuciem poety a bezpośrednim tego czucia wyrazem. Od uroczych naiwności lirycznych, aż do wściekłego politycznego pamfletu<a name="anchor-idp799888"></a><a href="#footnote-idp799888" class="annotation">[416]</a> wlokącego przez rózgi żywe, współczesne osoby, aż do tego cudu wreszcie, jakim jest <em class="author-emphasis">Improwizacja</em> — najwyższy chyba rzut natchnienia, na jaki w ogóle poezja zdobyć się może — wszystko tu płynie z czucia, z żywej prawdy, ze krwi, nic z poetyckiej konwencji.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f240" class="target"> </a><a href="#f240" class="anchor">240</a>Tę przedziwną <em class="foreign-word">pasję</em> ducha, który krzyżuje się za naród i bierze w siebie jego grzech i mękę, rozpoczyna poeta od tego, iż staje się <em class="author-emphasis">człowiekiem</em>. Nim wzrośnie w męża, staje się mężczyzną. Pierwszy raz odzywa się naprawdę w słowie polskim ów ton będący pradźwiękiem wszelkiej poezji: <em class="author-emphasis">miłość do kobiety</em>. A odzywa się z taką siłą, z takim pierwotnym żarem, jak gdyby coś długo powstrzymywanego, zatamowanego przez całe wieki wybuchło nagle i runęło potokiem lawy. Bo też tak było. <a name="m1324226320788-3670987683" class="theme-begin" fid="1324226320788-3670987683">Młodość, Uczeń</a>Może to będzie bluźnierstwo, ale cała nasza literatura przedmickiewiczowska przedstawia mi się jako wielka szkolna ława, w której mniej lub więcej zdolni i pilni uczniowie odrabiają <em class="foreign-word">pensa</em><a name="anchor-idp803144"></a><a href="#footnote-idp803144" class="annotation">[417]</a> na tematy dyktowane im przez Europę, ale przykrojone roztropnie <em class="foreign-word">ad usum scholarum<a name="anchor-idp803776"></a><a href="#footnote-idp803776" class="annotation">[418]</a></em>: w dobie humanizmu odbywa się to z postępem <em class="author-emphasis">celującym</em>, w epoce saskiej <em class="author-emphasis">niedostatecznym</em>, później, w dobie stanisławowskiej, znowuż z <em class="author-emphasis">bardzo dobrym</em>. Dlatego mimo wszystkich wysiłków „pietyzmu''<a name="anchor-idp804992"></a><a href="#footnote-idp804992" class="annotation">[419]</a> zawsze piśmiennictwo to będzie dla nas jedynie <em class="author-emphasis">zabytkiem</em>: nikomu nie przyjdzie na myśl szukać w nim dla siebie ludzkiej treści.<span class="theme-end" fid="1324226865420-3717921783"></span></p>
+<p class="paragraph"><a name="f241" class="target"> </a><a href="#f241" class="anchor">241</a>I naraz z tym posłusznym uczniem dzieje się coś dziwnego; jednego dnia, kiedy jak zwykle ujrzał towarzyszkę swoich zabaw dziecinnych, stanął jak wryty: spojrzał na nią jak gdyby innymi oczyma. I pewnego wiosennego dnia porzuca książki i kajety<a name="anchor-idp806424"></a><a href="#footnote-idp806424" class="annotation">[420]</a>, idzie błądzić po polach i lasach, patrzy na świat, jakby mu łuska z oczu spadła; wciąga w pierś powietrze, ale tę pierś wstrząsa niewytłumaczone łkanie; nuci piosenkę, ale jakimś nieswoim głosem: kocha!… Student jest studentem, panna panną na wydaniu; przychodzi chwila, że zjawia się odpowiedni konkurent i panna wychodzi za mąż.<span class="theme-end" fid="1324226320788-3670987683"></span> „Kobieto, puchu marny!…''<a name="anchor-idp807472"></a><a href="#footnote-idp807472" class="annotation">[421]</a>. <a name="m1324226370001-2598215486" class="theme-begin" fid="1324226370001-2598215486">Mężczyzna, Patriota</a>Młodzieniec cierpi, w tej męce serdecznej z wyrostka stał się mężczyzną. I dzieje się dalej, iż w straszliwie ciężkiej próbie życia ten nieugaszony żar raz rozniecony w sercu poety zmieni przedmiot swojej miłości: z kobiety przeniesie się, z tą samą namiętnością, z tą samą pełnią wibracji, na <em class="author-emphasis">naród</em>.<span class="theme-end" fid="1324226370001-2598215486"></span> Raz zbudzona energia czucia zmieniła łożysko, ale początkiem jej była <em class="author-emphasis">płeć</em>; jak gdyby na potwierdzenie słów, którymi zaczyna swoje „<em class="book-title">Dziady</em>'' — <em class="foreign-word">Totenmesse<a name="anchor-idp810296"></a><a href="#footnote-idp810296" class="annotation">[422]</a></em> — Stanisław Przybyszewski: <em class="foreign-word">An Anfang war das Geschlecht<a name="anchor-idp811336"></a><a href="#footnote-idp811336" class="annotation">[423]</a></em>. I doprawdy trudno powiedzieć, kto spełnił donioślejszy, bardziej brzemienny w następstwa dla rozwoju duszy polskiej czyn: czy płomienny Konrad, który samemu Bogu rzucił wyzwanie za naszą sprawę, czy naiwny a gorący „kochanek'' Maryli, Gustaw, który nauczył nas w pulsie własnej krwi szukać źródeł piękna i prawdy.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f242" class="target"> </a><a href="#f242" class="anchor">242</a>Czy utwór ten, mimo iż niepisany przez poetę dla teatru, powinien był się w teatrze znaleźć? Chyba że tak. Wszelka poezja przeznaczona jest na to, aby była <em class="author-emphasis">głośno mówiona</em>; jeżeli zatem kształtowała się w fantazji poety w formie scen, tym samym ma prawo na scenie szukać miejsca. Tylko trzeba się z tym pogodzić, iż nie może tu być mowy o owym jednolitym, potężnym wrażeniu, jakie dają wielkie koncepcje naprawdę poczęte w kształcie dramatycznym. Gra czystej wyobraźni wtłoczona w ramę techniki scenicznej ileż traci ze swej zwiewnej lekkości! Uznajemy konieczność skróceń; a jednak jakże drażniąco działają one nieraz w utworze, którego zna się i pamięta niemal każde słowo! Konieczność skróceń z jednej strony, z drugiej zaś obciążenie pewnych momentów przez materializację fantazji wpływają równie na niepożądane przesunięcie proporcji: kiedy np. czytamy <em class="book-title">Dziady</em>, scena wywoływania duchów w kaplicy jest niby lekkim, zamglonym preludium<a name="anchor-idp814000"></a><a href="#footnote-idp814000" class="annotation">[424]</a> do sceny Gustawa z Księdzem: na scenie rozrasta się ona z konieczności do niestosunkowych rozmiarów. Dość powiedzieć, iż epizod Dziedzica żartego przez ptactwo lub też aniołków „lecących do mamy'' zajmuje znacznie więcej miejsca niż — <em class="author-emphasis">Improwizacja</em> Konrada! Ale to są — zdaje się — rzeczy nieuniknione.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f243" class="target"> </a><a href="#f243" class="anchor">243</a>We wczorajszym przedstawieniu zachowano inscenizację Wyspiańskiego, w jakiej po raz pierwszy odegrano <em class="author-emphasis">Dziady</em> na scenie krakowskiej 31 października 1901; z tą odmianą, iż opuszczono z przyczyn technicznych scenę piątą, <em class="book-title">Widzenie Senatora</em>, oraz cały epizod balowy w scenie szóstej. Z usunięciem <em class="book-title">Widzenia senatora</em> łatwiej się można zgodzić; natomiast ta druga operacja musi budzić poważne zastrzeżenia. <a name="m1324226579006-3879955754" class="theme-begin" fid="1324226579006-3879955754">Salon</a>Akt „w mieszkaniu senatora'' jest w całych <em class="book-title">Dziadach</em> jedyną częścią naprawdę, w całej pełni dramatyczną; owa zaś scena balowa doprowadza w mistrzowskich efektach dramatyczność tę do najwyższego napięcia. Bez tego tła drugie zjawienie się pani Rollison traci nieskończenie wiele ze swojej straszliwej grozy; efekt piorunu przepada w próżni; zamiar artystyczny poety ulega <em class="author-emphasis">zasadniczemu okaleczeniu</em>. A wreszcie akt ten tak zrośnięty jest w naszej wyobraźni i pamięci z melodią, rytmem Mozartowskiego<a name="anchor-idp817736"></a><a href="#footnote-idp817736" class="annotation">[425]</a> menueta!<span class="theme-end" fid="1324226579006-3879955754"></span> Dobre wystawienie tej sceny przedstawia zadanie niełatwe, ale jakże powabne dla reżyserii; o ileż bardziej jeszcze niż pasterka Zosia „w swoich niezrównanych produkcjach na linie''! Jeżeli kierownictwo teatru miało poczucie, iż może dać jedynie parodię owej sceny, zapewne lepiej uczyniło, skreślając ją; fakt jednakże, iż była grana, a że dziś przyszło ją usunąć, że z raz zdobytego terenu trzeba było ustąpić, budzi przykre podejrzenia, iż teatr nasz w zakresie możliwości scenicznych nie postępuje naprzód — jak to byłoby naturalnym — ale się cofa. (Jeśli chodziło o czas trwania widowiska, raczej można by poświęcić ostatnią scenę na cmentarzu!).</p>
+<p class="paragraph"><a name="f244" class="target"> </a><a href="#f244" class="anchor">244</a>Poza tym przedstawienie <em class="book-title">Dziadów</em>, mimo iż dość dalekie (zwłaszcza w drobniejszych rolach) od owego <em class="author-emphasis">święta mowy polskiej</em>, jakim być powinno, było poprawne. Z dawnych wykonawców pozostał od pierwszego przedstawienia przy swej roli p. Sosnowski, dając potężną w swej prostocie postać ks. Piotra. P Nowakowski włożył w postać Konrada cały swój młodzieńczy ogień i wysoką inteligencję artystyczną; stworzył kreację dużej miary, jednolicie utrzymaną od początku aż do końca.</p>
+<h3><a name="s26" class="target"> </a>Feydeau, <em class="book-title">Dudek</em>
+</h3>
+<p class="paragraph"><a name="f245" class="target"> </a><a href="#f245" class="anchor">245</a>Teatr „Bagatela'': <em class="book-title">Dudek</em>, krotochwila<a name="anchor-idp821160"></a><a href="#footnote-idp821160" class="annotation">[426]</a> w trzech aktach Jerzego Feydeau<a name="anchor-idp821632"></a><a href="#footnote-idp821632" class="annotation">[427]</a>.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f246" class="target"> </a><a href="#f246" class="anchor">246</a><em class="book-title">Dudek</em> należy do typu sztuk, na których łatwiej jest śmiać się do rozpuku, niż je opowiedzieć, tak treść jest powikłana a ulotna zarazem. Jest to typowa bulwarowa<a name="anchor-idp822856"></a><a href="#footnote-idp822856" class="annotation">[428]</a> farsa paryska; tak typowa, iż za dwieście lub trzysta lat będzie mogła służyć jako podłoże do rozprawy habilitacyjnej jakiemuś panu dr. phil. Müllerowi, „romaniście'' z Lipska lub Jeny; tytuł zaś rozprawy będzie brzmiał następująco: „<em class="foreign-word">Beitrag zur vielfachartigen Anwendung des verhinderten, resp. fictiven, event. auch definitiv vollgebrachten Ehebruchs, als dramatischen Hauptknotens der französischen Nationalposse der ersten Jahrzentel des XX Jahrhunderts</em>''<a name="anchor-idp823944"></a><a href="#footnote-idp823944" class="annotation">[429]</a>. Jest tam tedy wszystko: i komisarz policji (dwóch nawet!) w trójkolorowej szarfie „konstatujący''<a name="anchor-idp824864"></a><a href="#footnote-idp824864" class="annotation">[430]</a> z całą powagą swego urzędu to, czego nie było; i pokój w hotelu, gdzie najosobliwszym zbiegiem okoliczności spotykają się w nocy wszyscy bohaterowie sztuki i jeszcze kilkanaście obcych osób; i pan major lubiący ładne buziaki a obdarzony głuchą jak pień żoną; i dzwonki ukryte w łóżku; i poczciwy żonkoś<a name="anchor-idp825576"></a><a href="#footnote-idp825576" class="annotation">[431]</a>, który miał chwilę zapomnienia gdzieś tam za kanałem La Manche i któremu ku jego rozpaczy ta „chwila zapomnienia'' spada na kark; i kochające żony głoszące prawo bezwzględnego odwetu w razie gdyby pan mąż zrobił początek, ale wybaczające poczciwie wszystko w trzecim akcie… Słowem, <em class="foreign-word">commedia dell'arte</em>, która na francuskiej scenie nie przestała żyć ani na chwilę, tylko z każdym pokoleniem wstaje w odmiennej cokolwiek, odmłodzonej postaci, strojąc odwiecznego Arlekina<a name="anchor-idp826704"></a><a href="#footnote-idp826704" class="annotation">[432]</a> we frak paryski najnowszego kroju, a Kolombinę<a name="anchor-idp827408"></a><a href="#footnote-idp827408" class="annotation">[433]</a> w sukienkę — jutrzejszej mody.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f247" class="target"> </a><a href="#f247" class="anchor">247</a>I mimo że treść ociera się wedle prastarej galijskiej<a name="anchor-idp828424"></a><a href="#footnote-idp828424" class="annotation">[434]</a> tradycji o przedmiot dość śliski, trzeba by głębokiego niezrozumienia kultury francuskiej, aby wzorem surowych cenzorów moralności dopatrywać się w tej cerebralnej<a name="anchor-idp828968"></a><a href="#footnote-idp828968" class="annotation">[435]</a> igraszce przeznaczonej na wytchnienie dla ludzi, którzy umieją pracować jak nikt w świecie, śladów zepsucia, zgorszenia lub „złego przykładu''. Farsa tego typu nie wypływa z podłoża obyczajowego ani też z psychologicznego problemu; jest to niejako łamigłówka, oparta na pewnych konwencjach gra, w której z danego założenia matematyczny <em class="foreign-word">kartezjański</em> intelekt francuski wysnuwa wszystkie możliwe konsekwencje dowcipu i humoru.</p>
+<p class="paragraph"><a name="f248" class="target"> </a><a href="#f248" class="anchor">248</a><a name="m1323811688902-1404078407" class="theme-begin" fid="1323811688902-1404078407">Zabawa, Gra, Dziecko</a>Nasuwa mi się jedno porównanie. Wyobraźmy sobie, iż dzieci grające w krokieta<a name="anchor-idp830832"></a><a href="#footnote-idp830832" class="annotation">[436]</a> wpadłyby na koncept, aby dla ożywienia zabawy i dla łatwości porozumienia ponadawać wszystkim kulom imiona męskie, a bramkom kobiece. „Raul przechodzi przez Adolfinę; Maurycemu brakuje Adeli i Fernandy do słupka” etc., etc. „Co się tam za rzeczy dzieją?!”, wykrzyknąłby moralista, niespokojnie nadstawiając uszu. Nic się nie dzieje. Dzieci grają w krokieta.<span class="theme-end" fid="1323811688902-1404078407"></span></p>
+<div id="footnotes">
+<h3>Przypisy</h3>
+<div>
+<a name="footnote-idp116752"></a><a href="#anchor-idp116752" class="annotation">[1]</a><p><em class="foreign-word">Melpomene a. Melpomena</em> (mit.) — w mit. gr. muza tragedii, której atrybutem jest smutna maska tragiczna.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp118840"></a><a href="#anchor-idp118840" class="annotation">[2]</a><p><em class="foreign-word">„Czas''</em> — konserwatywny dziennik wydawany początkowo w Krakowie (1848–1934), a później, po połączeniu z „Dniem Polskim'', w Warszawie (1935–1939).</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp120488"></a><a href="#anchor-idp120488" class="annotation">[3]</a><p><em class="foreign-word">ekshibicja</em> (z łac.) — obnażanie, wystawianie na pokaz.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp121312"></a><a href="#anchor-idp121312" class="annotation">[4]</a><p><em class="foreign-word">redaktor „Czasu''</em> — wówczas (a w ogóle od czerwca 1901 roku) funkcję tę sprawował przyjaciel Boya — Rudolf Starzewski (1870–1920), pierwowzór postaci Dziennikarzaz <em class="book-title">Wesela</em> Wyspiańskiego; podobno przyczyną samobójczej śmierci Starzewskiego było niespełnione uczucie do Zofii Pareńskiej, żony Boya.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp122304"></a><a href="#anchor-idp122304" class="annotation">[5]</a><p><em class="foreign-word">Molièr</em> (1622–1673) — francuski komediopisarz, założyciel własnej trupy aktorskiej „Théâtre Illustre'' (1643). Autor m. in. <em class="book-title">Skąpca</em>, <em class="book-title">Świętoszka</em>, <em class="book-title">Szkoły żon</em>.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp123632"></a><a href="#anchor-idp123632" class="annotation">[6]</a><p><em class="foreign-word">Świętoszek</em> — sztuka została wystawiona po raz pierwszy w 1664 roku; Boy był widzem przedstawienia z 30 marca 1919 roku w Teatrze im. Słowackiego.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp124152"></a><a href="#anchor-idp124152" class="annotation">[7]</a><p><em class="foreign-word">tedy</em> (przest.) — zatem, więc.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp124896"></a><a href="#anchor-idp124896" class="annotation">[8]</a><p><em class="foreign-word">miazmaty</em> (z gr.) — dosł. szkodliwe wyziewy, trujące opary; przen. złe wpływy.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp125688"></a><a href="#anchor-idp125688" class="annotation">[9]</a><p><em class="foreign-word">rogatki</em> — tu: granice.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp128920"></a><a href="#anchor-idp128920" class="annotation">[10]</a><p><em class="foreign-word">Teatr miejski im. Słowackiego</em> — dawniej zwany po prostu Teatrem miejskim; otwarty 1893 roku na placu św. Ducha w Krakowie, w miejscu dawnej siedziby zakonu Duchaków, zaprojektowany w stylu eklektycznym przez Jana Zawieyskiego; do 1909 roku instytucji patronował Aleksander Fredro, czego symbolem pozostało popiersie z jego podobizną znajdujące się przed gmachem teatru, do dziś zaś patronem jest Juliusz Słowacki; dyrektorami teatru byli m.in.: Tadeusz Pawlikowski, Józef Kotarbiński, Ludwik Solski, Lucjan Rydel.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp131592"></a><a href="#anchor-idp131592" class="annotation">[11]</a><p><em class="foreign-word">klasyczna tragedia XVII w.</em> — chodzi o klasycystyczną tragedię francuską, np. <em class="book-title">Cyda</em> Pierre'a Corneille'a czy <em class="book-title">Andromachę</em> Jeana Racine'a.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp136680"></a><a href="#anchor-idp136680" class="annotation">[12]</a><p><em class="foreign-word">magistrat</em> (z łac.) — rada miejska, dzisiejszy ratusz.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp137272"></a><a href="#anchor-idp137272" class="annotation">[13]</a><p><em class="foreign-word">crescendo</em> (wł., muz.) — stopniowo zwiększając natężenie.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp139816"></a><a href="#anchor-idp139816" class="annotation">[14]</a><p><em class="foreign-word">Sarcey, Francisque</em> (1827–1899) — francuski krytyk i dziennikarz.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp142592"></a><a href="#anchor-idp142592" class="annotation">[15]</a><p><em class="foreign-word">Bończa-Stępiński, Leonard</em> (1876–1921) — aktor.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp144432"></a><a href="#anchor-idp144432" class="annotation">[16]</a><p><em class="foreign-word">Doryna</em> — garderobiana Marianny, córki Orgona.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp146936"></a><a href="#anchor-idp146936" class="annotation">[17]</a><p><em class="foreign-word">Orgon</em> — syn Pani Pernelle, ofiara spisku Świętoszka.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp147584"></a><a href="#anchor-idp147584" class="annotation">[18]</a><p><em class="foreign-word">cymbał</em> — człowiek głupi, tępy, niezaradny.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp147992"></a><a href="#anchor-idp147992" class="annotation">[19]</a><p><em class="foreign-word">safanduła</em> — człowiek niezaradny, powolny, fajtłapa.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp148896"></a><a href="#anchor-idp148896" class="annotation">[20]</a><p><em class="foreign-word">monomania</em> — natręctwo; skupianie się tylko na jednej myśli, sprawie.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp149400"></a><a href="#anchor-idp149400" class="annotation">[21]</a><p><em class="foreign-word">szalbierz</em> (z niem.) — oszust, krętacz.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp150232"></a><a href="#anchor-idp150232" class="annotation">[22]</a><p><em class="foreign-word">Feldman, Ferdynand</em> (1862–1919) — aktor.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp151040"></a><a href="#anchor-idp151040" class="annotation">[23]</a><p><em class="foreign-word">Uczone Białogłowy</em> — komedia Moliera z 1672 roku.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp151608"></a><a href="#anchor-idp151608" class="annotation">[24]</a><p><em class="foreign-word">Rogacz z urojenia</em> — komedia Moliera z 1660 roku.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp152640"></a><a href="#anchor-idp152640" class="annotation">[25]</a><p><em class="foreign-word">Łuszczkiewicz-Gallowa, Róża </em> (1893–1919) — aktorka.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp153136"></a><a href="#anchor-idp153136" class="annotation">[26]</a><p><em class="foreign-word">kapelmistrz</em> (z niem.) — dyrygent.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp154560"></a><a href="#anchor-idp154560" class="annotation">[27]</a><p><em class="foreign-word">subretka</em> (z fr.) — pokojówka.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp155560"></a><a href="#anchor-idp155560" class="annotation">[28]</a><p><em class="foreign-word">Pani Pernelle</em> — matka Orgona.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp155984"></a><a href="#anchor-idp155984" class="annotation">[29]</a><p><em class="foreign-word">Kosmowska, Ada</em> (1871–1944) — aktorka.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp156512"></a><a href="#anchor-idp156512" class="annotation">[30]</a><p><em class="foreign-word">Elmira</em> — żona Orgona.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp156896"></a><a href="#anchor-idp156896" class="annotation">[31]</a><p><em class="foreign-word">Bednarzewska, Konstancja z Raykowskich</em> (1866–1940) — aktorka.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp157408"></a><a href="#anchor-idp157408" class="annotation">[32]</a><p><em class="foreign-word">Orwid, Józef</em> (1891–1944) — właśc. Józef Kostych, aktor.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp157824"></a><a href="#anchor-idp157824" class="annotation">[33]</a><p><em class="foreign-word"> Pan Zgoda </em> — woźny, oficer gwardii Filipota.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp158240"></a><a href="#anchor-idp158240" class="annotation">[34]</a><p><em class="foreign-word">Malicka, Maria</em> (1900–1992) — aktorka.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp158648"></a><a href="#anchor-idp158648" class="annotation">[35]</a><p><em class="foreign-word">Marianna</em> — córka Orgona.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp160648"></a><a href="#anchor-idp160648" class="annotation">[36]</a><p><em class="foreign-word">Latający lekarz</em> — pierwsza sztuka Moliera z 1645 roku.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp162664"></a><a href="#anchor-idp162664" class="annotation">[37]</a><p><em class="foreign-word">król</em> — chodzi o Ludwika XIV.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp163472"></a><a href="#anchor-idp163472" class="annotation">[38]</a><p><em class="foreign-word">Pocieszne Wykwintnisie</em> — jednoaktówka Moliera z 1659 roku.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp164104"></a><a href="#anchor-idp164104" class="annotation">[39]</a><p><em class="foreign-word">Szkoła żon</em> — komedia Moliera z 1662 roku.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp164792"></a><a href="#anchor-idp164792" class="annotation">[40]</a><p><em class="foreign-word">Rabelais, François</em> (1483-94–1553) — francuski pisarz, lekarz, były zakonnik; jego satyryczno-fantastyczne epopeja <em class="book-title">Gargantua i Pantagruel</em> pisana w latach 1532-1564 krytykowała instytucje kościelno-feudalne, dogmaty, średniowieczną metafizykę, budując tym samym podwaliny pod nowoczesną myśl odrodzenia.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp165680"></a><a href="#anchor-idp165680" class="annotation">[41]</a><p><em class="foreign-word">Balzac, Honoré de</em> (1199–1850)— francuski powieściopisarz zwany ojcem powieści realistycznej; zasłynął cyklem ponad stu trzydziestu utworów pisanych w latach 1829-1847 — <em class="book-title">Komedią Ludzką</em> — prezentujących krytyczny obraz społeczeństwa.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp166488"></a><a href="#anchor-idp166488" class="annotation">[42]</a><p><em class="foreign-word">Flaubert, Gustave</em> (1821–1880) — francuski powieściopisarz; uznany za mistrza literatury naturalistycznej, w ramach której sformułował postulat bezosobowości; w 1856 roku zasłynął <em class="book-title">Panią Bovary</em> opowiadającą o prowincjuszce, która porzuca dziecko, zdradza i doprowadza do bankructwa męża, po czym popełnia samobójstwo. Po publikacji Flaubertowi wytoczono proces, uznając jego książkę za deprawującą.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp167560"></a><a href="#anchor-idp167560" class="annotation">[43]</a><p><em class="foreign-word">niemoralność</em> — Więcej na temat problemu niemoralności pisarzy zob.: Boy-Żeleński Tadeusz, <em class="book-title">Jak zostałem literatem</em>, [w tegoż:] <em class="book-title">Reflektorem w mrok</em>, PIW, Warszawa 1985, s. 40-41.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp169400"></a><a href="#anchor-idp169400" class="annotation">[44]</a><p><em class="foreign-word">Don Juan</em> — komedia Moliera z 1665 roku.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp170040"></a><a href="#anchor-idp170040" class="annotation">[45]</a><p><em class="foreign-word">Mizantrop</em> — komedia Moliera z 1666 roku.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp171712"></a><a href="#anchor-idp171712" class="annotation">[46]</a><p><em class="foreign-word">Ludwik XIV</em> (1638–1715) — król Francji od 1643 roku, z dynastii Burbonów; wprowadził w kraju absolutyzm.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp172184"></a><a href="#anchor-idp172184" class="annotation">[47]</a><p><em class="foreign-word">Maintenon, Françoise d'Aubigné</em> (1635–1719) — kochanka, potem żona Ludwika XIV, protektorka kleru.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp174304"></a><a href="#anchor-idp174304" class="annotation">[48]</a><p><em class="foreign-word">Krzywoszewski, Stefan</em> (1866–1950) — pisarz, publicysta i dramaturg, w 1903 roku założyciel czasopisma „Świat'', redaktor „Kuriera Polskiego'', prezes kilku związków kulturalnych, m.in. dyrektor Teatrów Miejskich w Warszawie w latach 1931–1934.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp175744"></a><a href="#anchor-idp175744" class="annotation">[49]</a><p><em class="foreign-word">imperatyw</em> (z łac.) — nakaz, zasada.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp176736"></a><a href="#anchor-idp176736" class="annotation">[50]</a><p><em class="foreign-word">transkrypcja</em> — tu: przetworzenie, wykorzystanie materiału historycznego w celach literackich.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp177768"></a><a href="#anchor-idp177768" class="annotation">[51]</a><p><em class="foreign-word">Dumas, Alexandre, ojciec</em> (1802–1870) — francuski powieściopisarz i dramaturg; brał udział w rewolucji francuskiej z 1830 roku i walce o niepodległość Włoch; autor poczytnych powieści historycznych z wątkami awanturniczymi i romansowymi, np. <em class="book-title">Trzej muszkieterowie</em> (1844).</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp178832"></a><a href="#anchor-idp178832" class="annotation">[52]</a><p><em class="foreign-word">Il est permis de violer l'histoire à la condition de lui faire un enfant</em> (fr.) — Można gwałcić historię pod warunkiem, że się ją obdarzy dzieckiem.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp180184"></a><a href="#anchor-idp180184" class="annotation">[53]</a><p><em class="foreign-word">Corneille, Pierre</em> (1606–1684) — ojciec tragedii francuskiej, który doprowadził do odrodzenia teatru, przywrócenia antycznej zasady trzech jedności; jego największe dzieła to <em class="book-title">Cyd</em> (1636) i <em class="book-title">Andromeda</em> (1650).</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp183896"></a><a href="#anchor-idp183896" class="annotation">[54]</a><p>prawdop. <em class="foreign-word">Sapieha, Kazimierz Nestor</em> (1754–1798) — generał artylerii litewskiej od 1773, jeden z marszałków Sejmu Czteroletniego i twórców Konstytucji 3 maja, uczestnik powstania kościuszkowskiego.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp184552"></a><a href="#anchor-idp184552" class="annotation">[55]</a><p><em class="foreign-word">Branicki, Ksawery</em> (1730–18189) — hetman wielki koronny od 1774, przywódca opozycji magnackiej, przeciwnik ustanowień Sejmu Czteroletniego, jeden z twórców konfederacji targowickiej.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp185416"></a><a href="#anchor-idp185416" class="annotation">[56]</a><p><em class="foreign-word">Poniatowski, Józef</em> (1763–1813) — bratanek Stanisława Augusta Poniatowskiego, generał, obrońca niepodległości, zwolennik Konstytucji 3 maja.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp186112"></a><a href="#anchor-idp186112" class="annotation">[57]</a><p><em class="foreign-word">Pałac Pod Blachą</em> — znajdujący się u podnóża Zamku Królewskiego w Warszawie, rezydencja księcia Poniatowskiego w latach 1798-1813; stanowił pierwszy salon warszawski, miejsce hucznych zabaw arystokracji.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp187408"></a><a href="#anchor-idp187408" class="annotation">[58]</a><p><em class="foreign-word">pieróg</em> — tu: charakterystyczne nakrycie głowy.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp189568"></a><a href="#anchor-idp189568" class="annotation">[59]</a><p><em class="foreign-word">Poniatowski, Stanisław August</em> (1732–1798) — ostatni król Polski w latach 1764-1795; przyczynił się do rozwoju gospodarczego i kulturalnego kraju.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp190648"></a><a href="#anchor-idp190648" class="annotation">[60]</a><p><em class="foreign-word">Kołłątaj, Hugo</em> (1750–1812) — wszechstronny humanista, członek Komisji Edukacji Narodowej, współtwórca Konstytucji 3 maja.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp191144"></a><a href="#anchor-idp191144" class="annotation">[61]</a><p><em class="foreign-word">Potocki, Ignacy</em> (1750–1809) — działacz polityczny, członek Komisji Edukacji Narodowej, współtwórca reform Sejmu Czteroletniego, Konstytucji 3 maja.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp191808"></a><a href="#anchor-idp191808" class="annotation">[62]</a><p><em class="foreign-word">intermezzo</em> (wł., muz.) — fragment muzyczny o lżejszym i pogodnym charakterze włączony do opery.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp192304"></a><a href="#anchor-idp192304" class="annotation">[63]</a><p><em class="foreign-word">książę Pepi</em> — przezwisko księcia Józefa Poniatowskiego.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp194184"></a><a href="#anchor-idp194184" class="annotation">[64]</a><p><em class="foreign-word">Niemcewicz, Julian Ursyn</em> (1758–1841) — pisarz, publicysta, działacz Stronnictwa Patriotycznego.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp194664"></a><a href="#anchor-idp194664" class="annotation">[65]</a><p><em class="foreign-word">Małachowski, Stanisław</em> (1736–1809) — referendarz wielki koronny, marszałek Sejmu Czteroletniego, przywódca centralnej frakcji Stronnictwa Patriotycznego.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp195544"></a><a href="#anchor-idp195544" class="annotation">[66]</a><p><em class="foreign-word">Jednowski, Marian</em> (1873–1932) — właśc. Marian Jednoróg; aktor.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp195968"></a><a href="#anchor-idp195968" class="annotation">[67]</a><p><em class="foreign-word">Szymborski, Wacław</em> (1866–1932) — aktor.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp196440"></a><a href="#anchor-idp196440" class="annotation">[68]</a><p><em class="foreign-word">Jarszewska, Wanda</em> (1888–1964) — aktorka.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp203008"></a><a href="#anchor-idp203008" class="annotation">[69]</a><p><em class="foreign-word">Grzymała-Siedlecki, Adam</em> (1876–1967) — dyrektor Teatru im. Słowackiego w latach 1916–1918.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp204808"></a><a href="#anchor-idp204808" class="annotation">[70]</a><p><em class="foreign-word">poruczyć</em> (z czes.) — powierzyć coś ważnego do zrobienia lub oddać coś w opiekę komuś zaufanemu.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp205544"></a><a href="#anchor-idp205544" class="annotation">[71]</a><p><em class="foreign-word">konsolidacja</em> (z łac.) — połączenie, zjednoczenie.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp209912"></a><a href="#anchor-idp209912" class="annotation">[72]</a><p><em class="foreign-word">qui a terre, a guerre</em> (przysł. fr.) — kto ma ziemię, temu grozi wojna.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp210680"></a><a href="#anchor-idp210680" class="annotation">[73]</a><p><em class="foreign-word">Katerwa, Bohdan</em> (1881–1949) — właśc. Szczepan Jeleński, inżynier, pisarz, autor <em class="book-title">Śladami Pitagorasa</em> i <em class="book-title">Lilavati. Rozrywki matematyczne</em> — popularnych pozycji promujących naukę matematyki.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp211664"></a><a href="#anchor-idp211664" class="annotation">[74]</a><p><em class="foreign-word">Konczyński, Tadeusz</em> (1875–1944) — pisarz, reżyser teatralny, redaktor „Ilustrowanego Kuriera Codziennego” w latach 1914–1918; pasjonat piłki nożnej i założyciel kilku klubów piłkarskich, w tym do dziś istniejącej Wisły Kraków.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp214048"></a><a href="#anchor-idp214048" class="annotation">[75]</a><p><em class="foreign-word">Pawlikowski, Tadeusz</em> (1861–1915) — dyrektor Teatru im. Słowackiego w latach 1893–1899 i 1913–1915, później teatru lwowskiego.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp215320"></a><a href="#anchor-idp215320" class="annotation">[76]</a><p><em class="foreign-word">pierwszy kochanek</em> — tu: aktor wyspecjalizowany w odgrywaniu roli amanta.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp216808"></a><a href="#anchor-idp216808" class="annotation">[77]</a><p><em class="foreign-word">sumpt</em> (przest.) — koszt.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp217216"></a><a href="#anchor-idp217216" class="annotation">[78]</a><p><em class="foreign-word">„Grota''</em> — młodopolska kawiarnia artystyczna przy ul. Floriańskiej 45 w Krakowie, otwarta w 1895 roku, obecnie zwana (od nazwiska założyciela Jana Apolinarego Michalika) Jamą Michalika. Miejsce założenia i występów kabaretów Zielony Balonik i Szopka.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp219432"></a><a href="#anchor-idp219432" class="annotation">[79]</a><p><em class="foreign-word">Krąg interesów</em> — sztuka hiszpańskiego dramaturga Jacinta Benavente'a z 1909, wystawiona w teatrze im. Słowackiego 22 lutego 1919 roku.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp219944"></a><a href="#anchor-idp219944" class="annotation">[80]</a><p><em class="foreign-word">Trzciński, Teofil</em> (1878–1952) — dyrektor i reżyser teatralny, recenzent m.in. „Czasu'', kierownik Teatru im. Słowackiego w latach 1918–1926 i 1929–1932, także teatrów we Lwowie i Poznaniu; za jego dyrektury na scenie krakowskiej debiutował Witkacy, wystawiono wielokrotnie Fredrę; zasłynął plenerowym spektaklem<em class="book-title"> Odprawy posłów greckich</em>, niekanonicznym ujęciem <em class="book-title">Kordiana</em> i <em class="book-title">Dziadów</em>.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp221344"></a><a href="#anchor-idp221344" class="annotation">[81]</a><p><em class="foreign-word">dyletant</em> (z wł.) — człowiek poświęcający się czemuś w sposób niezawodowy.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp221960"></a><a href="#anchor-idp221960" class="annotation">[82]</a><p><em class="foreign-word">Trapszo-Krywultowa, Tekla</em> (1873–1944) — aktorka.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp223856"></a><a href="#anchor-idp223856" class="annotation">[83]</a><p><em class="foreign-word">paskarski</em> — tu: bezwzględnie skupiający się na dochodach, wymiernych korzyściach.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp231288"></a><a href="#anchor-idp231288" class="annotation">[84]</a><p><em class="foreign-word">commedia dell'arte</em> (wł.) — włoska komedia ludowa z okresu XVI–XVIII wieku, grana przez wędrowne trupy teatralne. Oparta jedynie na zarysie scenariusza (głównym wątku, intrydze, schemacie scenicznym), pozostawiała aktorom wybór szczegółowych rozwiązań artystycznych.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp232040"></a><a href="#anchor-idp232040" class="annotation">[85]</a><p><em class="foreign-word">lub starych farsach francuskich przechodzących z rąk do rąk, wciąż na nowo kształtowanych, upiększanych, przetwarzanych</em> — np. <em class="book-title">Mistrz Pathelin</em> z ok. 1465 roku.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp233136"></a><a href="#anchor-idp233136" class="annotation">[86]</a><p><em class="foreign-word">Grzegorz Dandin</em> — pełen tytuł: <em class="book-title">Grzegorz Dandyła albo mąż zmieszany</em>; komedia Moliera z 1668 roku.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp234248"></a><a href="#anchor-idp234248" class="annotation">[87]</a><p><em class="foreign-word">Wesele Figara</em> — pełen tytuł: <em class="book-title">Szalony dzień, czyli wesele Figara</em>; komedia Pierre'a Beaumarchais'go z 1784 roku.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp235088"></a><a href="#anchor-idp235088" class="annotation">[88]</a><p><em class="foreign-word">Król</em> — wspólna komedia Gastona Caillaveta i Roberta de Flersa z 1908 roku.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp235536"></a><a href="#anchor-idp235536" class="annotation">[89]</a><p><em class="foreign-word">Caillavet i Flers</em> — dwaj francuscy dramaturdzy współpracujący w latach 1901–1915.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp236960"></a><a href="#anchor-idp236960" class="annotation">[90]</a><p><em class="foreign-word">Fredro, Aleksander, hrabia</em> (1793–1876) — komediopisarz, aforysta, pamiętnikarz, często osadzający swe sztuki w środowisku szlacheckim.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp237872"></a><a href="#anchor-idp237872" class="annotation">[91]</a><p><em class="foreign-word">Zalewski, Kazimierz</em> (1849–1919) — dramatopisarz, krytyk teatralny, tłumacz, od 1875 redaktor założonego przez siebie „Wieku'', współdyrektor Warszawskich Teatrów Rządowych.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp238416"></a><a href="#anchor-idp238416" class="annotation">[92]</a><p><em class="foreign-word">Bliziński, Józef Franciszek</em> (1827–1893) — komediopisarz i dramaturg, etnograf; wraz z Bałuckim czerpał z twórczości Fredry, czego dowodem jego komedie opisujące środowisko mieszczańskie.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp238976"></a><a href="#anchor-idp238976" class="annotation">[93]</a><p><em class="foreign-word">Lubowski, Edward</em> (1837–1923) — autor powieści i komedii, te ostatnie wzorował na francuskim dramacie mieszczańskim.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp239456"></a><a href="#anchor-idp239456" class="annotation">[94]</a><p><em class="foreign-word">Mańkowski, Aleksander</em> (1855–1924) — autor powieści i komedii, głównie dotyczących szlachty z Podola.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp239928"></a><a href="#anchor-idp239928" class="annotation">[95]</a><p>prawdop. <em class="foreign-word">Dobrzański, Stanisław</em> (1848–1880) — pisarz, tłumacz sztuk francuskich, reżyser, aktor w teatrze krakowskim, lwowskim i poznańskim.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp240504"></a><a href="#anchor-idp240504" class="annotation">[96]</a><p><em class="foreign-word">Bałucki, Michał</em> (1837–1901) — autor powieści tendencyjnych i komedii przedstawiających życie mieszczaństwa w Galicji.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp240992"></a><a href="#anchor-idp240992" class="annotation">[97]</a><p><em class="foreign-word">Jasieńczyk, Marian</em> (1855–1911) — właśc. Wacław Karczewski; dziennikarz, powieściopisarz naturalistyczny.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp241712"></a><a href="#anchor-idp241712" class="annotation">[98]</a><p><em class="foreign-word">Augier Émile</em> (1828–1889) — francuski dramatopisarz, członek Akademii Francuskiej, autor komedii obyczajowych i społecznych.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp242200"></a><a href="#anchor-idp242200" class="annotation">[99]</a><p><em class="foreign-word">Pailleron, Edouard</em> (1834–1899) — poeta i dramatopisarz; w 1868 zasłynął jednoaktówką <em class="book-title">Le Monde où l'on s'amuse</em>, która zawierała liczne krytyczne aluzje do środowiska akademickiego.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp242944"></a><a href="#anchor-idp242944" class="annotation">[100]</a><p><em class="foreign-word">Dumas, Alexandre, syn</em> (1824–1895) — francuski pisarz, członek Akademii Francuskiej, autor powieści obyczajowych, komedii moralistycznych; w 1848 zasłynął <em class="book-title">Damą kameliową</em>, po której powstały komedie, np. <em class="book-title">Półświatek</em>, <em class="book-title">Cudzoziemka</em>.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp244184"></a><a href="#anchor-idp244184" class="annotation">[101]</a><p><em class="foreign-word">Sardou, Victorien</em> (1831–1908) — francuski dramatopisarz, członek Akademii Francuskiej; autor komedii obyczajowych (<em class="book-title">Pani Sans-Gêne</em> z 1893) i dramatów historycznych.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp245120"></a><a href="#anchor-idp245120" class="annotation">[102]</a><p><em class="foreign-word">styl warszawskich Rozmaitości</em> — chodzi o styl gry aktorskiej ugruntowany w warszawskim Teatrze Rozmaitości.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp245688"></a><a href="#anchor-idp245688" class="annotation">[103]</a><p><em class="foreign-word">Koźmianowska epoka w Krakowie</em> — chodzi o lata 1865–1885, czyli mniej więcej czas kierowania teatrem krakowskim przez Stanisława Skorupkę i powstałą wówczas tzw. szkołę gry krakowskiej.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp248928"></a><a href="#anchor-idp248928" class="annotation">[104]</a><p><em class="foreign-word">uzurpować</em> — zagarniać, przywłaszczać.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp249680"></a><a href="#anchor-idp249680" class="annotation">[105]</a><p><em class="foreign-word">knedle</em> (z niem.) — okrągłe pierogi z ciasta mączno-ziemniaczanego nadziewane owocami, serem czy mięsem.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp250296"></a><a href="#anchor-idp250296" class="annotation">[106]</a><p><em class="foreign-word">Hannele</em> — pełen tytuł: <em class="book-title">Hanneles Himmelfahrt</em>; satyra na stosunki w administracji Gertharta Hauptmanna z 1884 roku.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp250984"></a><a href="#anchor-idp250984" class="annotation">[107]</a><p><em class="foreign-word">Hauptmann, Gerhart</em> (1862–1946) — niemiecki dramaturg, naturalista; podejmował problematykę społeczną, np. biedę tkaczy śląskich i ich buntu z lat czterdziestych XIX wieku — <em class="book-title">Tkacze </em>z 1892 roku.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp253208"></a><a href="#anchor-idp253208" class="annotation">[108]</a><p><em class="foreign-word">szarada</em> (z fr.) — tu: zagadka.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp254184"></a><a href="#anchor-idp254184" class="annotation">[109]</a><p><em class="foreign-word">sejsmograf</em> — urządzenie, które rejestruje drgania powierzchni Ziemi podczas wstrząsów sejsmicznych.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp255632"></a><a href="#anchor-idp255632" class="annotation">[110]</a><p><em class="foreign-word">parweniuszostwo</em> — dorobkiewiczostwo.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp256584"></a><a href="#anchor-idp256584" class="annotation">[111]</a><p><em class="foreign-word">marazm</em> (z gr.) — zastój, bierność.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp258024"></a><a href="#anchor-idp258024" class="annotation">[112]</a><p><em class="foreign-word">jedna z najwybitniejszych polskich artystek</em> — chodzi o Jadwigę Stanisławę Mrozowską (1880–1966).</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp258728"></a><a href="#anchor-idp258728" class="annotation">[113]</a><p><em class="foreign-word">Kobieta i pajac</em> — powieść Pierre'a Louÿsa z 1898 roku.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp259152"></a><a href="#anchor-idp259152" class="annotation">[114]</a><p><em class="foreign-word">Louÿs, Pierre</em> (1870–1925) — francuski pisarz, przedstawiciel symbolizmu; twórca zbioru poematów prozą — <em class="book-title">Pieśni Bilitis</em> (1894).</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp260040"></a><a href="#anchor-idp260040" class="annotation">[115]</a><p><em class="foreign-word">Demon ziemi</em> — sztuka Benjamina Franklina Wedekinda z 1895 roku.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp260464"></a><a href="#anchor-idp260464" class="annotation">[116]</a><p><em class="foreign-word">Wedekind, Frank</em> (1864–1918) — niemiecki dramatopisarz i poeta, uznany za prekursora ekspresjonizmu, który łączył z realizmem krytycznym; najbardziej popularna sztuka o satyrycznym zabarwieniu to <em class="book-title">Przebudzenie wiosny</em> z 1891 roku.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp262488"></a><a href="#anchor-idp262488" class="annotation">[117]</a><p><em class="foreign-word">„czwartki literackie''</em> — nawiązanie to tzw. „obiadów czwartkowych'', tj. spotkań salonu oświeceniowego w Zamku Królewskim, na których poruszano sprawy polityki, kultury, prezentowano lżejszą twórczość literacką.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp263256"></a><a href="#anchor-idp263256" class="annotation">[118]</a><p><em class="foreign-word">credo</em> (łac.) — zbiór przekonań, dosł. wyznanie wiary.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp263712"></a><a href="#anchor-idp263712" class="annotation">[119]</a><p><em class="foreign-word">Ibsen, Henrik</em> (1828–1906) — norweski dramaturg, czołowy przedstawiciel nurtu krycznorealistycznego w Skandynawii; jego <em class="book-title">Komedia miłości</em> z 1862 wywołała skandal ze strony mieszczaństwa.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp264488"></a><a href="#anchor-idp264488" class="annotation">[120]</a><p><em class="foreign-word">Przybyszewski, Stanisław Feliks</em> (1868–1927) — pisarz, dziennikarz, ekspresjonista i dekadent, czołowy twórca Młodej Polski i jej estetycznego programu — <em class="book-title">Confiteor</em> z 1899; redagował „Życie'' i „Zdrój''.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp265280"></a><a href="#anchor-idp265280" class="annotation">[121]</a><p><em class="foreign-word">Strindberg, August</em> (1849–1912) — nowatorski pisarz szwedzki; ustanowił nowy język literacki, zaszczepił w Szwecji europejskie prądy literackie (np. naturalizm, ekspresjonizm); autor m.in. <em class="book-title">Ojca </em>z 1887.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp266440"></a><a href="#anchor-idp266440" class="annotation">[122]</a><p><em class="foreign-word">Krasicki, Ignacy</em> (1735–1801) — biskup warmiński i arcybiskup gnieźnieński, radaktor „Monitora'', wszechstronny autor oświeceniowy: poematów heroikomicznych, bajek, satyr, komedii, powiastek filozoficznych, encyklopedii, a także pierwszej polskiej powieści (przełomowe <em class="book-title">Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki</em> z 1776 roku).</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp267352"></a><a href="#anchor-idp267352" class="annotation">[123]</a><p><em class="foreign-word">Zapolska, Gabriela</em> (1857–1921) — właśc. Maria Gabriela Śnieżko-Błocka, z domu Korwin-Piotrowska; pisarka, publicystka, także aktorka; zasłynęła z komedii demaskujących mieszczańską obłudę, np. <em class="book-title">Moralność Pani Dulskiej</em> oraz <em class="book-title">Ich Czworo</em> z 1904 roku.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp268888"></a><a href="#anchor-idp268888" class="annotation">[124]</a><p><em class="foreign-word">dziwotwór</em> — istota dziwaczna, straszydło.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp269464"></a><a href="#anchor-idp269464" class="annotation">[125]</a><p><em class="foreign-word">Björnson, Björnstjerne</em> (1832–1910) — pisarz, publicysta, mówca i polityk norweski; od komedii <em class="book-title">Nowożeńcy</em> z 1865 roku dokonał się przełom w jego twórczości, odszedł od estetyki idealistyczno-romantycznej na rzecz realistyczno-społecznej.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp271112"></a><a href="#anchor-idp271112" class="annotation">[126]</a><p><em class="foreign-word">pierwsze jego utwory w oryginale, tj. po niemiecku</em> — tj.: <em class="book-title">Zur Psychologie des Individuums. I. Chopin und Nietzsche. II. Ola Hansson</em> (<em class="book-title">O psychologii jednostek</em>) z 1892, a zwłaszcza poematy prozą: <em class="book-title">Totenmesse</em> (<em class="book-title">Msza żałobna</em>) z 1893, <em class="book-title">Vigilien</em> (<em class="book-title">Wigilie</em>) z 1894, <em class="book-title">De Profundis</em> z 1895, <em class="book-title">Im Malstrom</em> (<em class="book-title">W Malstrom</em>) z 1896, <em class="book-title">Satanskinder</em> (<em class="book-title">Dzieci Szatana</em>) z 1897 roku.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp275248"></a><a href="#anchor-idp275248" class="annotation">[127]</a><p><em class="foreign-word">Nietzsche, Friedrich</em> (1844–1900) — filozof niemiecki, reprezentant irracjonalizmu i immoralizmu; sformułował koncepcje „woli mocy'' i „nadczłowieka''.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp277040"></a><a href="#anchor-idp277040" class="annotation">[128]</a><p><em class="foreign-word">Król Duch</em> — poemat historiozoficzny z okresu mistycznego Juliusz Słowackiego, który wydano po raz pierwszy w 1847 roku.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp277784"></a><a href="#anchor-idp277784" class="annotation">[129]</a><p><em class="foreign-word">Nowa Dejanira</em> — tragikomedia Juliusza Słowackiego z elementami zarówno realistycznymi, jak i genezyjskimi, wydana pośmiertnie w 1866 roku; obecnie znana pod tytułem <em class="book-title">Fantazy</em>.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp279608"></a><a href="#anchor-idp279608" class="annotation">[130]</a><p><em class="foreign-word">„Turl''</em> — zwany także „Paonem'', „Teatralką''; krakowska teatralna kawiarnio-restauracja znajdująca się przy ul. Szpitalnej 38, którą Florian Turliński założył w 1897 roku; jedna ze ścian pomieszczenia przeznaczona była na podpisy, wiersze i rysunki gości-twórców; kawiarnia „Paon'' wzięła nazwę od wiersza Maurice'a Maeterlincka <em class="book-title">Paon nochalant</em> (<em class="book-title">Paw nonszalancki</em>).</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp281232"></a><a href="#anchor-idp281232" class="annotation">[131]</a><p><em class="foreign-word">Przybylski, Zygmunt</em> (1856–1909) — komediopisarz, recenzent „Słów'' i „Wieku'', w latach 1894–1896 dyrektor teatru lwowskiego, a 1896–1904 teatrzyku ogródkowego w Warszawie, znany z farsy <em class="book-title">Wicek i Wacek</em> z 1896 roku.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp282808"></a><a href="#anchor-idp282808" class="annotation">[132]</a><p><em class="foreign-word">Maeterlinck, Maurice</em> (1862–1949) — belgijski pisarz, dramaturg, twórca dramatu symbolicznego, np. <em class="book-title">Peleas i Melizanda</em> z 1893 roku.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp285280"></a><a href="#anchor-idp285280" class="annotation">[133]</a><p><em class="foreign-word">„żurawiec''</em> — określenie z <em class="book-title">Wesela</em> Stanisława Wyspiańskiego, akt I, sc. 25.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp287264"></a><a href="#anchor-idp287264" class="annotation">[134]</a><p><em class="foreign-word">Korab-Kucharski, Henryk</em> (1891–1954) — dziennikarz.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp287768"></a><a href="#anchor-idp287768" class="annotation">[135]</a><p><em class="foreign-word">Bretania</em> — region w północno-zachodniej Francji.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp288512"></a><a href="#anchor-idp288512" class="annotation">[136]</a><p><em class="foreign-word">Granith et Hymen</em> — farsa Rogera Dicksona.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp289520"></a><a href="#anchor-idp289520" class="annotation">[137]</a><p><em class="foreign-word">Cardon s'il vous plait!</em> — tłum pol. <em class="book-title">Panie Cardon, proszę!</em></p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp290616"></a><a href="#anchor-idp290616" class="annotation">[138]</a><p><em class="foreign-word">Rittner, Tadeusz</em> (1873–1921) — pseud. Tomasz Czaszka; dramatopisarz, prozaik, krytyk teatralny, twórca nowoczesnej komedii, np. <em class="book-title">W małym domku</em> (1904) <em class="book-title">Głupi Jakub</em> (1910); pisał zarówno po polsku, jak po niemiecku.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp293552"></a><a href="#anchor-idp293552" class="annotation">[139]</a><p><em class="foreign-word">kordon</em> (z fr.) — tu: granica między zaborcami.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp297960"></a><a href="#anchor-idp297960" class="annotation">[140]</a><p><em class="foreign-word">Wyspiański, Stanisław</em> (1869–1907) — poeta, malarz, wybitny dramatopisarz, reformator teatru; pierwszy wystawił Mickiewiczowskie <em class="book-title">Dziady</em> w 1901 roku; autor dramatów politycznych, filozoficzny, metafizycznych, np. <em class="book-title">Wesela</em>.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp299704"></a><a href="#anchor-idp299704" class="annotation">[141]</a><p><em class="foreign-word">sufragan</em> (z łac.) — biskup pomocniczy, podlegający<em class="author-emphasis"></em> biskupowi.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp301552"></a><a href="#anchor-idp301552" class="annotation">[142]</a><p><em class="foreign-word">Willy</em> (1856–1931) — właśc. Henry Gauthier-Villars; francuski pisarz i dziennikarz, autor czterotomowej powieści-pamiętnika z lat 1900–1904 — <em class="book-title">Klaudyny</em>, która została jedynie przez niego zredagowana, a za jego namową napisana i ubarwiona erotycznymi wątkami przez jego żonę, Sidonię-Gabriellę Colette.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp302496"></a><a href="#anchor-idp302496" class="annotation">[143]</a><p><em class="foreign-word">Orzeszkowa, Eliza</em> (1841-1910) — powieściopisarka, nowelistka; początkowo pozostawała w nurcie prozy tendencyjnej, problematyka społeczna zawsze była obecna w jej twórczości, ale późniejsze utwory charakteryzowały się pogłębioną psychologią, np. <em class="book-title">Nad Niemnem</em> z 1888; jako publicystka walczyła o prawa kobiet.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp303432"></a><a href="#anchor-idp303432" class="annotation">[144]</a><p><em class="foreign-word">bak</em> — bakarat, gra karciana.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp304608"></a><a href="#anchor-idp304608" class="annotation">[145]</a><p><em class="foreign-word">wyga</em> — spryciarz, ktoś wyjątkowo obrotny.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp306928"></a><a href="#anchor-idp306928" class="annotation">[146]</a><p><em class="foreign-word">św. Joanna d'Arc</em> (1412–1431) — zwana Dziewicą Orleańską, bohaterka narodowa Francji; w 1429 w męskim przebraniu uratowała oblężony przez Anglię Orlean, zginęła spalona na stosie.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp307496"></a><a href="#anchor-idp307496" class="annotation">[147]</a><p><em class="foreign-word">Ludwiku IX Święty</em> (1214–1270) — król Francji; usprawnił administrację, system monetarny, zorganizował dwukrotnie krucjatę w celu odzyskania Ziemi Świętej.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp314256"></a><a href="#anchor-idp314256" class="annotation">[148]</a><p><em class="foreign-word">święty Graal</em> — według śrdw. legendy o królu Arturze i rycerzach Okrągłego Stołu to poszukiwane przez nich naczynie, z którego pił Jezus podczas Ostatniej Wieczerzy.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp316264"></a><a href="#anchor-idp316264" class="annotation">[149]</a><p><em class="foreign-word">bezwiedny</em> — tu: nieświadomy.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp318088"></a><a href="#anchor-idp318088" class="annotation">[150]</a><p><em class="foreign-word">Stanisławski, Jan Grzegorz</em> (1860–1907) — malarz, profesor krakowskiej ASP, jeden z założycieli Towarzystwa Artystów Polskich „Sztuka''; tworzył głównie nastrojowe, impresjonistyczne pejzaże.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp321096"></a><a href="#anchor-idp321096" class="annotation">[151]</a><p><em class="foreign-word">Goethe, Johann Wolfgang von</em> (1749–1832) — najwybitniejszy niemiecki poeta tzw. okresu burzy i naporu, potem stał się klasykiem; zasłynął powieścią <em class="book-title">Cierpienia młodego Wertera</em> (1774) która wywołała falę samobójstw na wzór głównego bohatera; jego szczytowym osiągnięciem okazał się dramat filozoficzny <em class="book-title">Faust</em> (1808 i 1831).</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp322208"></a><a href="#anchor-idp322208" class="annotation">[152]</a><p><em class="foreign-word">Schiller, Friedrich von</em> (1759–1805) — poeta, teoretyk sztuki, wraz z Goethem największy klasyk niemiecki; początkowo tworzył w związany z okresem burzy i naporu, później w klasycznym; znany z dramatu historycznego (np. <em class="book-title">Dziewica Orleańska</em> z 1901) i romantycznych ballad (np. <em class="book-title">Rękawiczka</em>), a także z <em class="book-title">Ody do młodości</em> (1785).</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp324904"></a><a href="#anchor-idp324904" class="annotation">[153]</a><p><em class="foreign-word">„Simplicissimus''</em> (łac.) — dosł. prostaczek, najpierw imię bohatera powieści łotrzykowskiej, potem niemiecki tygodnik o charakterze satyrycznym, wydawany w latach 1896–1944.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp326160"></a><a href="#anchor-idp326160" class="annotation">[154]</a><p><em class="foreign-word">„Vous êtes un sale boche!''</em> (fr.) — Pan jest głupim szkopem!</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp326848"></a><a href="#anchor-idp326848" class="annotation">[155]</a><p><em class="foreign-word">Stryjeński, Karol</em> (1889–1932) — architekt, profesor krakowskiej ASP, działacz Towarzystwa Tatrzańskiego; zaprojektował mauzoleum Jana Kasprowicza i Wielką Krokiew w Zakopanem.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp327592"></a><a href="#anchor-idp327592" class="annotation">[156]</a><p><em class="foreign-word">entencista</em> (z fr.) — zwolennik Ententy, tj. funkcjonującego w czasach I wojny światowej związku Francji, Rosji i Anglii przeciwko państwom centralnym — gł. Niemcom i Austro-Węgrom.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp328168"></a><a href="#anchor-idp328168" class="annotation">[157]</a><p><em class="foreign-word">sumitować się</em> (z łac.) — tłumaczyć się, usprawiedliwiać się.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp328920"></a><a href="#anchor-idp328920" class="annotation">[158]</a><p><em class="foreign-word">„Vous l'êtes sans le savoir: c'est comme la vérole, ça ne se voit pas, mais c'est dans le sang!''</em> (fr.) — Pan jest nim, nawet o tym nie wiedząc: to jest jak z ospą — nie widzi się jej, ale jest we krwi.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp330072"></a><a href="#anchor-idp330072" class="annotation">[159]</a><p><em class="foreign-word">sympatie „centralne''</em> — sympatie do „państw centralnych”, tj. do związanych sojuszem Niemiec i Włoch.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp330640"></a><a href="#anchor-idp330640" class="annotation">[160]</a><p><em class="foreign-word">Aktywiści</em> — politycy współpracujący w czasie I wojny światowej z Anglią i Niemcami.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp331128"></a><a href="#anchor-idp331128" class="annotation">[161]</a><p><em class="foreign-word">fibra</em> (z łac.) — nerw (dosł. włókno).</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp331688"></a><a href="#anchor-idp331688" class="annotation">[162]</a><p><em class="foreign-word">„entencista''</em> — zwolennik Ententy, tj. sojuszu francusko-brytyjsko-rosyjskiego.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp333136"></a><a href="#anchor-idp333136" class="annotation">[163]</a><p><em class="foreign-word">półpięta</em> (przest.) — cztery i pół.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp334408"></a><a href="#anchor-idp334408" class="annotation">[164]</a><p><em class="foreign-word">„Oh, qu'il est boche!''</em> (fr.) — Och, co za szkop!</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp334848"></a><a href="#anchor-idp334848" class="annotation">[165]</a><p><em class="foreign-word">żółć</em> — tu: złość, nienawiść.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp338752"></a><a href="#anchor-idp338752" class="annotation">[166]</a><p><em class="foreign-word">truwer</em> — śrdw. poeta, śpiewak i/lub kompozytor.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp341344"></a><a href="#anchor-idp341344" class="annotation">[167]</a><p><em class="foreign-word">Puszet, Ludwik</em> (1877–1942) — baron, rzeźbiarz, malarz, historyk sztuki, redaktor „Czasu'' i „Ilustrowanego Kuriera Codziennego'', jeden z twórców w kabarecie „Zielony balonik''.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp342768"></a><a href="#anchor-idp342768" class="annotation">[168]</a><p><em class="foreign-word">Rada Szkolna Krajowa</em> — instytucja, która zajmowała się szkolnictwem w latach 1867–1921 w Galicji.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp344656"></a><a href="#anchor-idp344656" class="annotation">[169]</a><p><em class="foreign-word">Hallerczycy</em> — związek wojskowy utworzony pod dowództwem generała Józefa Hallera w 1918 roku.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp345312"></a><a href="#anchor-idp345312" class="annotation">[170]</a><p><em class="foreign-word">Marsylianka</em> — hymn narodowy Francji; słowa i kompozycja autorstwa Claude'a Josepha Rougeta de Lisle'a.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp347176"></a><a href="#anchor-idp347176" class="annotation">[171]</a><p><em class="foreign-word">Cudzoziemszczyzna</em> — komedia Fredry z 1824 roku.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp347984"></a><a href="#anchor-idp347984" class="annotation">[172]</a><p><em class="foreign-word">Szujski, Józef</em> (1835–1883) — jeden z przywódców obozu stańczyków (tj. galicyjskich konserwatystów), historyk, pisarz, publicysta, założyciel „Przeglądu Polskiego'', w którym w 1869 roku ukazał się pamflet polityczny m.in. jego autorstwa — <em class="book-title">Teka Stańczyka</em>.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp350696"></a><a href="#anchor-idp350696" class="annotation">[173]</a><p><em class="foreign-word">sub specie aeternitatis</em> (łac.) — z punktu widzenia wieczności.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp351136"></a><a href="#anchor-idp351136" class="annotation">[174]</a><p><em class="foreign-word">Pascal, Blaise</em> (1632–1662) — francuski badacz nauk ścisłych, filozof i mistyk; zajmował się indukcją matematyczną, zjawiskiem ciśnienia atmosferycznego, hydrostatyki, rachunkiem prawdopodobieństwa oraz różniczkowym; bronił rozdziału wiary od rozumu, który wyłożył w wydanych pośmiertnie <em class="book-title">Myślach</em>.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp352040"></a><a href="#anchor-idp352040" class="annotation">[175]</a><p><em class="foreign-word">Racine, Jean</em> (1639–1699) — francuski poeta i dramaturg; odniósł sukces <em class="book-title">Anromachą</em> z 1667 roku.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp352704"></a><a href="#anchor-idp352704" class="annotation">[176]</a><p><em class="foreign-word">Kant, Immanuel</em> (1742–1804) — przedstawiciel klasycznej filozofii niemieckiej; twórca teorii, według której poznanie rzeczy odbywa się poprzez umysł narzucający rzeczom, które same w sobie są niepoznawalne, konkretne formy.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp353296"></a><a href="#anchor-idp353296" class="annotation">[177]</a><p><em class="foreign-word">Kartezjusz</em> (1596-1650) — właśc. René Descartes; francuski filozof i matematyk, prekursor geometrii analitycznej, zwolennik racjonalizmu w filozofii.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp354080"></a><a href="#anchor-idp354080" class="annotation">[178]</a><p><em class="foreign-word">boszofag</em> (żart.) — wróg Niemców.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp355608"></a><a href="#anchor-idp355608" class="annotation">[179]</a><p><em class="foreign-word">Gorczyński, Bolesław</em> (1880–1944) — pisarz, dyrektor teatrów; w 1921 założyciel i dyrektor warszawskiego teatru im. Bogusławskiego; zasłynął swoimi utworami naturalistycznymi: <em class="book-title">Bagienkiem</em> (1907) i <em class="book-title">Rzeczywistością</em>.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp357336"></a><a href="#anchor-idp357336" class="annotation">[180]</a><p><em class="foreign-word">Sceny z życia Cyganerii</em> — powieść Henriego Murgera z 1851 roku, opowiadająca o losach francuskiej cyganerii artystycznej.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp357816"></a><a href="#anchor-idp357816" class="annotation">[181]</a><p><em class="foreign-word">Murger, Henri</em> (1822–1861) — francuski pisarz i malarz; po zebraniu notatek na temat paryskiej cyganerii napisał na poły autobiograficzną powieść — <em class="book-title">Sceny z życia cyganerii</em>.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp359136"></a><a href="#anchor-idp359136" class="annotation">[182]</a><p><em class="foreign-word">dywersja</em> (fr.) — działania wojenne za linią frontu, zmierzające do osłabienia sił przeciwnika.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp361888"></a><a href="#anchor-idp361888" class="annotation">[183]</a><p><em class="foreign-word">leitmotiv</em> (z niem.) — motyw przewodni.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp364736"></a><a href="#anchor-idp364736" class="annotation">[184]</a><p><em class="foreign-word">nul</em> (łac.) — zero; tu: człowiek nic nie znaczący.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp366728"></a><a href="#anchor-idp366728" class="annotation">[185]</a><p><em class="foreign-word">kędyś</em> (daw.) — gdzieś.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp367248"></a><a href="#anchor-idp367248" class="annotation">[186]</a><p><em class="foreign-word">Samson</em> — bohater biblijny, obdarzony legendarną siłą, której został pozbawiony, gdy jego kochanka, Dalila, ścięła mu włosy.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp368608"></a><a href="#anchor-idp368608" class="annotation">[187]</a><p><em class="foreign-word">kabotyn</em> (z fr.) — tani efekciarz, komediant.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp369024"></a><a href="#anchor-idp369024" class="annotation">[188]</a><p><em class="foreign-word">mimozowaty</em> — przewrażliwiony.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp376096"></a><a href="#anchor-idp376096" class="annotation">[189]</a><p><em class="foreign-word">filister</em> — pogardliwie: mieszczanin.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp378352"></a><a href="#anchor-idp378352" class="annotation">[190]</a><p><em class="foreign-word">stypa</em> (z łac.) — uczta po ceremonii pogrzebowej.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp383880"></a><a href="#anchor-idp383880" class="annotation">[191]</a><p><em class="foreign-word">mezalians</em> (z fr.) — małżeństwo, w którym jedna strona jest niższego stanu a. biedniejsza od drugiej.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp384616"></a><a href="#anchor-idp384616" class="annotation">[192]</a><p><em class="foreign-word">parać się</em> (przest.) — trudzić się, zajmować się.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp385104"></a><a href="#anchor-idp385104" class="annotation">[193]</a><p><em class="foreign-word">kamerton</em> (z niem.) — urządzenie wydające wzorcowy ton, do którego dostraja się instrumenty muzyczne.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp385640"></a><a href="#anchor-idp385640" class="annotation">[194]</a><p><em class="foreign-word">opierunek</em> (daw.) — pranie; dziś obecny w wyrażeniu: „zapewnić komuś wikt i opierunek'', czyli wyżywienie i czystą odzież, czy w ogóle utrzymanie.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp386280"></a><a href="#anchor-idp386280" class="annotation">[195]</a><p><em class="foreign-word">Rousseau, Jean Jacques</em> (1712–1778) — francuski pisarz oraz filozof; postulował powrót do natury, odrzucał zdobycze cywilizacji, w tym pojęcie własności prywatnej; swój model człowieka idealnego, dobrego, wychowywanego w naturze przedstawił w dziele z 1762: <em class="book-title">Emil, czyli o wychowaniu</em>.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp387152"></a><a href="#anchor-idp387152" class="annotation">[196]</a><p><em class="foreign-word">Levasseur, Teresa</em> (1721–1801) — partnerka Rousseau, urodziła mu pięcioro dzieci, główna spadkobierczyni po jego śmierci.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp387664"></a><a href="#anchor-idp387664" class="annotation">[197]</a><p><em class="foreign-word">Petrarca, Francesco</em> (1304–1374) — włoski poeta i latynista; w 1341 uwieńczony tzw. laurem poetyckim; zasłynął cyklem wierszy miłosnych (<em class="book-title">Śpiewnik</em>), głównie sonetów, poświęconych madonnie Laurze, której tożsamość pozostaje nieznana.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp390016"></a><a href="#anchor-idp390016" class="annotation">[198]</a><p><em class="foreign-word">wyemancypowany</em> — uwolniony, samodzielny.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp391144"></a><a href="#anchor-idp391144" class="annotation">[199]</a><p><em class="foreign-word">staniol</em> — kolorowa folia aluminiowa, w którą dawniej zawijano słodycze.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp391656"></a><a href="#anchor-idp391656" class="annotation">[200]</a><p><em class="foreign-word">replika</em> (z łac.) — odpowiedź.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp394688"></a><a href="#anchor-idp394688" class="annotation">[201]</a><p><em class="foreign-word">szarża</em> (z fr.) — atak w teatrze: przejaskrawienie, popis.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp396848"></a><a href="#anchor-idp396848" class="annotation">[202]</a><p><em class="foreign-word">Nowakowski, Zygmunt</em> (1891–1963) — aktor.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp397936"></a><a href="#anchor-idp397936" class="annotation">[203]</a><p><em class="foreign-word">autorament</em> (z łac.) — tu: pokrój.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp399224"></a><a href="#anchor-idp399224" class="annotation">[204]</a><p><em class="foreign-word">Szukiewicz, Maciej</em> (1870–1943) — wyjątkowo płodny pisarz wielu gatunków, krytyk teatralny; badacz twórczości Jana Matejki, kustosz krakowskiego muzeum poświęconego malarzowi.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp402232"></a><a href="#anchor-idp402232" class="annotation">[205]</a><p><em class="foreign-word">przecz</em> (daw.) — dlaczego.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp402840"></a><a href="#anchor-idp402840" class="annotation">[206]</a><p><em class="foreign-word">atoli</em> (daw.) — lecz, jednak.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp403448"></a><a href="#anchor-idp403448" class="annotation">[207]</a><p><em class="foreign-word">ninie</em> (daw.) — teraz.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp404008"></a><a href="#anchor-idp404008" class="annotation">[208]</a><p><em class="foreign-word">toute la lyre</em> (fr.) — tytuł pośmiertnego wydania poezji Wiktora Hugo; przen. cała poezja.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp405456"></a><a href="#anchor-idp405456" class="annotation">[209]</a><p><em class="foreign-word">Powrót Odysa</em> — dramat Stanisława Wyspiańskiego z 1907 roku.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp406064"></a><a href="#anchor-idp406064" class="annotation">[210]</a><p><em class="foreign-word">Antyk Wyspiańskiego</em> — popularna praca Tadeusza Sinki wydana po raz pierwszy w 1916 roku.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp406520"></a><a href="#anchor-idp406520" class="annotation">[211]</a><p><em class="foreign-word">Sinko, Tadeusz</em> (1977–1966) — filolog klasyczny, członek Akademii Umiejętności, Polskiej Akademii Nauk, profesor uniwersytetów we Lwowie i w Krakowie.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp407952"></a><a href="#anchor-idp407952" class="annotation">[212]</a><p><em class="foreign-word">Lotofagowie</em> — według mitologii greckiej lud żywiący się lotosem, który miał właściwość wywoływania amnezji.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp408720"></a><a href="#anchor-idp408720" class="annotation">[213]</a><p><em class="foreign-word">inkryminowany</em> — posądzany o coś.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp409144"></a><a href="#anchor-idp409144" class="annotation">[214]</a><p><em class="foreign-word">Siemieński, Lucjan Hipolit</em> (1807–1877) — poeta, pisarz, uczestnik powstania listopadowego; przetłumaczył m.in. <em class="book-title">Odyseję</em>, twórczość Horacego, Michała Anioła, ludową poezję ukraińską; był jednym z najważniejszych krytyków literackich z grupy konserwatystów: „Czasu'' i „Przeglądu Polskiego''.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp410984"></a><a href="#anchor-idp410984" class="annotation">[215]</a><p><em class="foreign-word">Homer</em> (VIII w. p.n.e) — epik grecki; jak głoszą podania, był ślepym śpiewakiem wędrownym, twórcą <em class="book-title">Iliady </em>i <em class="book-title">Odysei</em>.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp412400"></a><a href="#anchor-idp412400" class="annotation">[216]</a><p><em class="foreign-word">Plutarch</em> (I–II w. n.e.) —grecki biograf, filozof, orator; znany z <em class="book-title">Od Augusta do Witeliusza</em> — zbioru czterdziestu sześciu żywotów sławnych Greków i Rzymian.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp413136"></a><a href="#anchor-idp413136" class="annotation">[217]</a><p><em class="foreign-word">Heraklides z Pontu</em> (IV w. p.n.e.) — grecki filozof akademicki, „astronom-platończyk'', twórca hipotezy heliocentrycznej (według której Ziemia obraca się wokół własnej osi i Słońca).</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp413688"></a><a href="#anchor-idp413688" class="annotation">[218]</a><p><em class="foreign-word">Eustathius</em> (ok. 1125–1193 lub 1198) — także: Eustathios, Eustatios, Eustacjusz z Tesaloniki; bizantyjski teolog, filolog, historyk, arcybiskup Tesaloniki od 1175 roku, twórca prac teoretycznych poświęconych Homerowi: <em class="book-title">Parekbolàj ejs ten Homéru Iliáda</em> (tytuł pol. <em class="book-title">Komentarz do Iliady Homera</em>) i <em class="book-title">Parekbolàj ejs ten Homéru Odýssejan</em>.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp415016"></a><a href="#anchor-idp415016" class="annotation">[219]</a><p><em class="foreign-word">Phornatus</em> (I w. n.e.) — właśc. Lucius Annaeus Cornutus; grecki filozof, stoik, przyjaciel Persjusza, autor popularnego traktatu <em class="book-title">Theologiae Graecae compendium</em>.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp415768"></a><a href="#anchor-idp415768" class="annotation">[220]</a><p><em class="foreign-word">Policiano, Antonio</em> (1454–1494) — właśc. Angelo Ambrogini; włoski pisarz, wybitny humanista renesansowy, kanclerz Florencji, profesor; od czasów młodzieńczych przetłumaczył cztery księgi <em class="book-title">Iliady</em> na łaciński heksametr, za co w 1470 roku otrzymał tytuł <em class="book-title">homericus adulescens</em>, czyli homeryckiego młodzieńca.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp417176"></a><a href="#anchor-idp417176" class="annotation">[221]</a><p><em class="foreign-word">Metamorfozy</em> — poemat epicki Owidiusza, w którym została opisana rzymska kosmogonia.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp417680"></a><a href="#anchor-idp417680" class="annotation">[222]</a><p><em class="foreign-word">brat Obżora</em> — chodzi o angielskiego dominikanina Thomasa Wallisa, który łączył naukę <em class="book-title">Metamorfoz</em> z <em class="book-title">Biblią</em>.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp422200"></a><a href="#anchor-idp422200" class="annotation">[223]</a><p><em class="foreign-word">zawisłość</em> — tu: zależność, podległość.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp424696"></a><a href="#anchor-idp424696" class="annotation">[224]</a><p><em class="foreign-word">reminiscencja</em> (z łac.) — przypomnienie, nawiązanie do czegoś wcześniejszego.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp427272"></a><a href="#anchor-idp427272" class="annotation">[225]</a><p><em class="foreign-word">Bolesław V Wstydliwy</em> (1226–1279) — syn Leszka Białego; książę krakowski od 1243, sandomierski od 1232, ostatni przedstawiciel małopolskiej linii Piastów.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp427800"></a><a href="#anchor-idp427800" class="annotation">[226]</a><p><em class="foreign-word">św. Kinga</em> (1234–1292) — także Kunegunda; córka króla Węgier Beli IV, żona Bolesława V Wstydliwego, święta Kościoła katolickiego.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp428320"></a><a href="#anchor-idp428320" class="annotation">[227]</a><p><em class="foreign-word">Napoleon Bonaparte</em> (1769–1821) — cesarz Francuzów w latach 1804–1814, król Włoch 1805–1814, twórca Księstwa Warszawskiego, wybitny wódz i polityk europejski; poniósł klęskę w trakcie wyprawy na Moskwę, pod Lipskiem i pod Waterloo, zmarł samotnie, wygnany na wyspę św. Heleny.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp428984"></a><a href="#anchor-idp428984" class="annotation">[228]</a><p><em class="foreign-word">Richelieu, Armand-Jean du Plessis de</em> (1585–1642) — francuski książę, kardynał, od 1624 roku pierwszy minister Francji.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp429464"></a><a href="#anchor-idp429464" class="annotation">[229]</a><p><em class="foreign-word">Danton, Georges</em> (1759–1794) — jeden z przywódców rewolucji francuskiej z 1794, skazany na śmierć przez Roberspierre'a.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp430072"></a><a href="#anchor-idp430072" class="annotation">[230]</a><p><em class="foreign-word">chram</em> (daw.) — świątynia, zwł. pogańska.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp430648"></a><a href="#anchor-idp430648" class="annotation">[231]</a><p><em class="foreign-word">Kefaleńcy</em> — prawdop. neologizm od aramejskiego imienia apostoła Piotra (Kefas), stanowiący aluzję do jego wyciągnięcia miecza w obronie Jezusa.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp431168"></a><a href="#anchor-idp431168" class="annotation">[232]</a><p><em class="foreign-word">Wilson, Thomas Woodrow</em> (1856–1924) — amerykański mąż stanu, od 1912 prezydent; zasłużył się wprowadzeniem licznych reform społeczno-ekonomicznych, a w polityce międzynarodowej — propagowaniem doktryny o prawie narodów do samostanowienia.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp431888"></a><a href="#anchor-idp431888" class="annotation">[233]</a><p><em class="foreign-word">konkwistador</em> (z hiszp.) — zaborca, najeźdźca; najczęściej odnoszone do hiszpańskich zdobywców Ameryki.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp432648"></a><a href="#anchor-idp432648" class="annotation">[234]</a><p><em class="foreign-word">asylum</em> (łac.) — miejsce schronienia, kryjówka.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp433584"></a><a href="#anchor-idp433584" class="annotation">[235]</a><p><em class="foreign-word">Cortés, Hernán</em> (1485–1547) — hiszpański konkwistador, w latach 1519–1521 zdobywca Meksyku.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp434040"></a><a href="#anchor-idp434040" class="annotation">[236]</a><p><em class="foreign-word">Pizarro, Francisco</em> (1478–1541) — hiszpański konkwistador, zdobywca imperium Inków, założyciel miasta Lima, dzisiejszej stolicy Peru.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp434632"></a><a href="#anchor-idp434632" class="annotation">[237]</a><p><em class="foreign-word">Montezuma II</em> (1466–1520) — od 1503 władca Azteków; stracił władzę wraz z najazdem Hiszpanii na Meksyk w 1519 roku.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp435216"></a><a href="#anchor-idp435216" class="annotation">[238]</a><p><em class="foreign-word">zaliż</em> (daw.) — czy.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp437024"></a><a href="#anchor-idp437024" class="annotation">[239]</a><p><em class="foreign-word">jener Kraft — Die stets das Böse will, und stets das Gute schafft…</em> (niem.) — owej siły, która wciąż pragnąc złego, wciąż czyni dobro; słowa wypowiadane przez Mefistofelesa w I części <em class="book-title">Fausta </em>Goethego.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp442480"></a><a href="#anchor-idp442480" class="annotation">[240]</a><p><em class="foreign-word">Frycz, Karol</em> (1877–1963) — malarz, grafik, scenograf, reżyser, dyrektor teatru im. Słowackiego w latach 1935–1939 i 1945–1946, wykładowca Akademii Sztuk Pięknych.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp444520"></a><a href="#anchor-idp444520" class="annotation">[241]</a><p><em class="foreign-word">Rittner, Tadeusz</em> (1873–1921) — pseud. Tomasz Czaszka; dramatopisarz, prozaik, krytyk teatralny, twórca nowoczesnej komedii, np. <em class="book-title">W małym domku</em> (1904), <em class="book-title">Głupi Jakub</em> (1910); pisał zarówno po polsku, jak po niemiecku.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp447888"></a><a href="#anchor-idp447888" class="annotation">[242]</a><p><em class="foreign-word">krzyż kawalerski Franciszka Józefa</em> — order wojenny Cesarstwa Austriackiego nadawany w latach 1917–1918.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp448384"></a><a href="#anchor-idp448384" class="annotation">[243]</a><p><em class="foreign-word">korona</em> — historyczna waluta Austro-Węgier.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp449016"></a><a href="#anchor-idp449016" class="annotation">[244]</a><p><em class="foreign-word">suterena a. suteryna</em> (z fr.) — podziemne pomieszczenie mieszkalne, piwnica.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp449872"></a><a href="#anchor-idp449872" class="annotation">[245]</a><p><em class="foreign-word">aprowizacja</em> — zaopatrzenie, zwł. w prowiant.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp450528"></a><a href="#anchor-idp450528" class="annotation">[246]</a><p><em class="foreign-word">pyjama</em> (ang.) — piżama, strój do spania.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp451000"></a><a href="#anchor-idp451000" class="annotation">[247]</a><p><em class="foreign-word">jutrzenka</em> (poet.) — poranek, brzask.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp452608"></a><a href="#anchor-idp452608" class="annotation">[248]</a><p><em class="foreign-word">architektonika</em> (z gr.) — tu: projekt, układ.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp453320"></a><a href="#anchor-idp453320" class="annotation">[249]</a><p><em class="foreign-word">parantela</em> (z łac.) — pochodzenie.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp454176"></a><a href="#anchor-idp454176" class="annotation">[250]</a><p><em class="foreign-word">Dzika kaczka</em> — sztuka Henrika Ibsena z 1884 roku.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp455888"></a><a href="#anchor-idp455888" class="annotation">[251]</a><p><em class="foreign-word">żagiew</em> — pochodnia.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp457704"></a><a href="#anchor-idp457704" class="annotation">[252]</a><p><em class="foreign-word">szambelan</em> (z fr.)— urzędnik dworski.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp458648"></a><a href="#anchor-idp458648" class="annotation">[253]</a><p><em class="foreign-word">fornalski</em> — pochodzący od rzeczownika <em class="author-emphasis">fornal</em>, który oznacza woźnicę bądź szerzej bezrolnego chłopa.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp466280"></a><a href="#anchor-idp466280" class="annotation">[254]</a><p><em class="foreign-word">Sosnowski, Jerzy</em> (1863–1933) — pseud. Marian Mariański; aktor.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp466992"></a><a href="#anchor-idp466992" class="annotation">[255]</a><p><em class="foreign-word">Czaplińska, Zofia</em> (1866–1940) — aktorka.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp467448"></a><a href="#anchor-idp467448" class="annotation">[256]</a><p><em class="foreign-word">Modzelewska, Maria</em> (1903–1997) — aktorka.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp468248"></a><a href="#anchor-idp468248" class="annotation">[257]</a><p><em class="foreign-word">Pijaństwo trzeźwości</em> — W czasie mojej działalności jako recenzenta nawinął mi się pod pióro ten artykulik, który, mimo iż nie należy do zakresu spraw teatralnych, pozwalam sobie tutaj włączyć. [przypis autorski]</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp470416"></a><a href="#anchor-idp470416" class="annotation">[258]</a><p><em class="foreign-word">stępiały</em> — tu: nieczuły, głuchy, obojętny.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp471528"></a><a href="#anchor-idp471528" class="annotation">[259]</a><p><em class="foreign-word">Aleksander Wielki</em> (356–323 p.n.e) — Aleksander III Macedoński; od 336 p.n.e. król Macedonii, uczeń Arystotelesa, zwycięzca w wojnie z Persją; jego podboje zainicjowały epokę helleńską.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp472080"></a><a href="#anchor-idp472080" class="annotation">[260]</a><p><em class="foreign-word">tank</em> (z ang.; pot.) — czołg; tu o wykorzystywanych przez Hannibala słoniach.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp472520"></a><a href="#anchor-idp472520" class="annotation">[261]</a><p><em class="foreign-word">Hannibal Barkas</em> (246–183 p.n.e.) — wódz i mąż stanu Kartaginy; przez wiele lat prowadził walki z Rzymianami, w 202 p.n.e. poniósł klęskę pod Zamą.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp473040"></a><a href="#anchor-idp473040" class="annotation">[262]</a><p><em class="foreign-word">triumwirat</em> (łac.) — dosł. „władza trzech mężów”; w starożytnym Rzymie I triumwirat został zawiązany w roku 60 p.n.e. przez Gnejusza Pompejusza, Gajusza Juliusza Cezara i Marka Krassusa; po śmierci tego ostatniego dwaj pozostali triumwirowie stoczyli ze sobą wojnę, zakończoną zwycięstwem Cezara.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp473744"></a><a href="#anchor-idp473744" class="annotation">[263]</a><p><em class="foreign-word">Tamerlan</em> (1336–1405) — właśc. Timur Chromy; od 1370 roku władca olbrzymiego państwa; założył turecką dynastię Timurydów, zdobył większość Azji Środkowej, Iranu, Iraku i Zakaukazia.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp474296"></a><a href="#anchor-idp474296" class="annotation">[264]</a><p><em class="foreign-word">Atylla</em> (?–453) — zwany Biczem Bożym; król Hunów w latach 434-453, od 445 władca Węgier, pobity przez Aecjusza na Polach Katalaunijskich.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp474832"></a><a href="#anchor-idp474832" class="annotation">[265]</a><p><em class="foreign-word">„słonce spod Austerlitz''</em> — aluzja do słów, które wypowiedział Napoleon Bonaparte („Oto słońce spod Austerlitz'') przypominając żołnierzom zwycięstwo w bitwie pod Austerlitz z 1805 roku.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp477240"></a><a href="#anchor-idp477240" class="annotation">[266]</a><p><em class="foreign-word">bill</em> (ang.) — projekt ustawy.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp478840"></a><a href="#anchor-idp478840" class="annotation">[267]</a><p><em class="foreign-word">Beaupré, Antoni </em> (1860–1937) — publicysta, społecznik, w latach 1904–1914 redaktor naczelny „Głosu Narodu'', od 1920 „Czasu''.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp479440"></a><a href="#anchor-idp479440" class="annotation">[268]</a><p><em class="foreign-word">galon</em> — jednostka objętości ciał ciekłych i sypkich; 3,7854 litra to jeden galon amerykański.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp480072"></a><a href="#anchor-idp480072" class="annotation">[269]</a><p><em class="foreign-word">ice-cream</em> (ang.) — lody (do jedzenia).</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp483152"></a><a href="#anchor-idp483152" class="annotation">[270]</a><p><em class="foreign-word">Noe</em> — postać biblijna; z rozkazu Boga zbudował Arkę i wprowadził do niej wybranych ludzi i zwierzęta, żeby nie zginąć w zesłanym na Ziemię potopie.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp486224"></a><a href="#anchor-idp486224" class="annotation">[271]</a><p><em class="foreign-word">surogat</em> (z łac.) — namiastka, produkt zastępczy dla czegoś.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp487056"></a><a href="#anchor-idp487056" class="annotation">[272]</a><p><em class="foreign-word">zaprzaniec</em> — odstępca, zdrajca.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp489680"></a><a href="#anchor-idp489680" class="annotation">[273]</a><p><em class="foreign-word">musić</em> (daw.) — zmuszać.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp490848"></a><a href="#anchor-idp490848" class="annotation">[274]</a><p><em class="foreign-word">masoneria</em> (z fr.) — wolnomularstwo, hermetyczne stowarzyszenie międzynarodowe powstałe w XVIII wieku o hierarchicznej strukturze wewnętrznej, którego przedmiotem zainteresowania było pielęgnowanie zasad moralnych i idei Oświecenia.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp493056"></a><a href="#anchor-idp493056" class="annotation">[275]</a><p><em class="foreign-word">Brzozowski Korab, Wincenty</em> (1877–1941) — młodszy brat Stanisława, poeta, tłumacz, przedstawiciel symbolizmu; pisał także w języku francuskim; znany z tomu <em class="book-title">Dusza mówiąca</em> z 1910 roku.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp495776"></a><a href="#anchor-idp495776" class="annotation">[276]</a><p><em class="foreign-word">wieża Babel</em> — tu: synonim zamętu, bezładu, chaosu.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp498144"></a><a href="#anchor-idp498144" class="annotation">[277]</a><p><em class="foreign-word">spiritus</em> (łac.) — dusza, duch; tu: gra językowa wykorzystująca podwójne znaczenie słowa: zarówno duch, jak i alkohol, który tego ducha „ożywia''.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp498712"></a><a href="#anchor-idp498712" class="annotation">[278]</a><p><em class="foreign-word">fuzel a. fuzle</em> (z niem.) — szkodliwe odpady ze źle przeprowadzonej fermentacji.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp499200"></a><a href="#anchor-idp499200" class="annotation">[279]</a><p><em class="foreign-word">paskarz</em> — kombinator, spekulant.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp499936"></a><a href="#anchor-idp499936" class="annotation">[280]</a><p><em class="foreign-word">utopia</em> — pojęcie użyte po raz pierwszy w 1516 roku przez Thomasa More'a jako tytuł dzieła; projekt idealnego ustroju; tu: coś nierealnego.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp501880"></a><a href="#anchor-idp501880" class="annotation">[281]</a><p><em class="foreign-word">misteria bachiczne</em> — rozpustne nocne obrzędy związane z kultem rzymskiego boga Bachusa (odpowiednik greckiego Dionizosa).</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp505200"></a><a href="#anchor-idp505200" class="annotation">[282]</a><p><em class="foreign-word">monomania</em> — patologiczna koncentracja na jednym temacie.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp506832"></a><a href="#anchor-idp506832" class="annotation">[283]</a><p><em class="foreign-word">zetleć</em> — przeważnie o tkaninie: rozpadać się pod wpływem starości.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp509880"></a><a href="#anchor-idp509880" class="annotation">[284]</a><p><em class="foreign-word">Pani Dobrójska</em> — opiekunka Anieli i Klary.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp510496"></a><a href="#anchor-idp510496" class="annotation">[285]</a><p><em class="foreign-word">par excellence</em> (fr.) — w najwyższym stopniu.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp511000"></a><a href="#anchor-idp511000" class="annotation">[286]</a><p><em class="foreign-word">szpinet</em> (z niem.) — rodzaj małego klawesynu.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp512112"></a><a href="#anchor-idp512112" class="annotation">[287]</a><p><em class="foreign-word">rajtrok</em> (z niem.) — dawny surdut z rozciętymi połami używany do jazdy konnej.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp512552"></a><a href="#anchor-idp512552" class="annotation">[288]</a><p><em class="foreign-word">halsztuk</em> (z niem.) — trójkątna chusta wiązana przy szyi przez mężczyzn w XVIII i XIX wieku, później zastąpiona przez krawat.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp515144"></a><a href="#anchor-idp515144" class="annotation">[289]</a><p><em class="foreign-word">tupet</em> (z fr.) — półperuka zakładana na przód głowy.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp516128"></a><a href="#anchor-idp516128" class="annotation">[290]</a><p><em class="foreign-word">linia demarkacyjna</em> — granica między państwami; tu: granica w ogóle.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp516592"></a><a href="#anchor-idp516592" class="annotation">[291]</a><p><em class="foreign-word">antykwarski</em> (daw.) — związany z antykami, reprodukcją historyczną bądź starymi książkami.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp520176"></a><a href="#anchor-idp520176" class="annotation">[292]</a><p><em class="foreign-word">amoureuse</em> (fr.) — kochanka.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp520960"></a><a href="#anchor-idp520960" class="annotation">[293]</a><p><em class="foreign-word">hurysa</em> (z arab.) — dziewica z muzułmańskiego raju.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp522432"></a><a href="#anchor-idp522432" class="annotation">[294]</a><p><em class="foreign-word">Lemaître, Jules François Élie</em> (1853–1914) — francuski krytyk, dramatopisarz, poeta.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp525368"></a><a href="#anchor-idp525368" class="annotation">[295]</a><p><em class="foreign-word">klaka</em> (z fr. <em class="foreign-word">claque</em>) — pozornie spontaniczne wyrazy zachwytów widowni nad sztuką, zapewniane przez wynajętych „oklaskiwaczy''.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp528536"></a><a href="#anchor-idp528536" class="annotation">[296]</a><p><em class="foreign-word">kanikuła</em> (z łac.) — letnie wakacje.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp531904"></a><a href="#anchor-idp531904" class="annotation">[297]</a><p><em class="foreign-word">żargon</em> (fr.) — odmiana ogólnonarodowego języka, którą posługuje się jakaś grupa środowiskowa, np. młodzież, więźniowie.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp533304"></a><a href="#anchor-idp533304" class="annotation">[298]</a><p><em class="foreign-word">chuć</em> — pożadanie seksualne.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp533696"></a><a href="#anchor-idp533696" class="annotation">[299]</a><p><em class="foreign-word">praiły</em> — pren. najgłębsze warstwy duszy ludzkiej (metafora geologiczna).</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp535528"></a><a href="#anchor-idp535528" class="annotation">[300]</a><p><em class="foreign-word">Gall, Halina, z domu Kacicka </em> (1890–1974) — aktorka.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp536592"></a><a href="#anchor-idp536592" class="annotation">[301]</a><p><em class="foreign-word">Pancewicz-Leszczyńska, Leokadia</em> (1888–1974) — właśc. Leokadia Rzecznik; aktorka.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp537120"></a><a href="#anchor-idp537120" class="annotation">[302]</a><p><em class="foreign-word">Daudet, Alphonse</em> (1840–1897) — francuski pisarz; autor książek poświęconych m.in. Prowansji, z której pochodził: np. <em class="book-title">Tartarin z Taraskonu</em> (1872).</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp537840"></a><a href="#anchor-idp537840" class="annotation">[303]</a><p><em class="foreign-word">Safona</em> (VII/VI–VI p.n.e.) — grecka poetka tworząca pieśni weselne, miłosne oraz hymny.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp542696"></a><a href="#anchor-idp542696" class="annotation">[304]</a><p><em class="foreign-word">Casanova, di Seingalt</em> (1725–1798) — włoski pamiętnikarz słynący z miłosnych podbojów i awanturniczego życiorysu, który opisał w <em class="book-title">Historii mojego życia</em>. Wydanie, do którego dostęp miał Boy, było jeszcze częściowo ocenzurowane.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp543824"></a><a href="#anchor-idp543824" class="annotation">[305]</a><p><em class="foreign-word">Damiens, Rober François</em> (1714–1757) — w 1757 roku dokonał nieudanego zamachu scyzorykiem na Ludwika XV; po dochodzeniu skazany na śmierć w męczarniach, co wówczas uchodziło za warte zobaczenia widowisko.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp544416"></a><a href="#anchor-idp544416" class="annotation">[306]</a><p><em class="foreign-word">Ludwik XV</em> (1710–1774) — król Francji od 1715, należący do dynastii Burbonów; nie przysłużył się znacząco ojczyźnie.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp546800"></a><a href="#anchor-idp546800" class="annotation">[307]</a><p><em class="foreign-word">Shakespeare, William</em> (1564–1616) — angielski poeta, dramaturg z epoki elżbietańskiej, współzałożyciel teatru The Globe; napisał trzydzieści siedem sztuk: komedii, tragedii oraz kronik historycznych.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp552904"></a><a href="#anchor-idp552904" class="annotation">[308]</a><p><em class="foreign-word">Liga Narodów</em> — międzynarodowa organizacja istniejąca w latach 1919–1946, powołana na mocy traktatu wersalskiego w celu zapewnienia pokoju, rozwiązana po powstaniu ONZ.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp558328"></a><a href="#anchor-idp558328" class="annotation">[309]</a><p><em class="foreign-word">Kościuszko, Tadeusz</em> (17496–1817) — generał polski i amerykański, przywódca powstania z 1794, brał także udział w walce o wolność Stanów Zjednoczonych.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp560632"></a><a href="#anchor-idp560632" class="annotation">[310]</a><p><em class="foreign-word">Becque, Henry</em> (1837–1899) — francuski dramatopisarz, nazwany pionierem naturalizmu w dramacie; autor m. in. <em class="book-title">Kruków </em> (1882) <em class="book-title">Paryżanki </em> (1885).</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp561616"></a><a href="#anchor-idp561616" class="annotation">[311]</a><p><em class="foreign-word">Pełtwia</em> — rzeka w Ukrainie, przy której znajduje się Lwów.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp562848"></a><a href="#anchor-idp562848" class="annotation">[312]</a><p><em class="foreign-word">intendentura</em> (z niem.) — dział jakiejś instytucji, który zajmuje się sprawami gospodarczymi.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp565256"></a><a href="#anchor-idp565256" class="annotation">[313]</a><p><em class="foreign-word">Żarski, Władysław</em> — właśc. Władysław Szajer; aktor.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp568024"></a><a href="#anchor-idp568024" class="annotation">[314]</a><p><em class="foreign-word">Rotter-Jarnińska, Amelia</em> (1879–1942) — aktorka.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp568480"></a><a href="#anchor-idp568480" class="annotation">[315]</a><p><em class="foreign-word">Miarczyński, Włodzimierz</em> (1879–1846) — aktor.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp578728"></a><a href="#anchor-idp578728" class="annotation">[316]</a><p><em class="foreign-word">grosz wdowi</em> (fraz., bibl.) — niewielki dar osoby niezamożnej (tu w przenośni).</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp580488"></a><a href="#anchor-idp580488" class="annotation">[317]</a><p><em class="foreign-word">kantylena</em> (z wł., muz.) — rodzaj śpiewnej melodii.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp584016"></a><a href="#anchor-idp584016" class="annotation">[318]</a><p><em class="foreign-word">Jastrzębiec-Zalewski, Władysław</em> (ur. 1877) — komediopisarz, autor <em class="book-title">Lanceta</em>, <em class="book-title">Gobelina</em>, <em class="book-title">Serc za drutem kolczastym</em>.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp588568"></a><a href="#anchor-idp588568" class="annotation">[319]</a><p><em class="foreign-word">banialuki</em> — głupoty, brednie.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp594056"></a><a href="#anchor-idp594056" class="annotation">[320]</a><p><em class="foreign-word">Białkowski, Tadeusz</em> (1888–1961) — aktor.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp595560"></a><a href="#anchor-idp595560" class="annotation">[321]</a><p><em class="foreign-word">Sand, George</em> (1804–1876) — francuska powieściopisarka; publikowała pod męskim pseudonimem; początkowo pisała w duchu romantycznej egzaltacji, później poruszała tematy społeczne, postulując obronę niższych warstw m.in. w <em class="book-title">Grzechu pana Antoniego</em> z 1847 roku; przyjaźniła się z Chopinem.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp596520"></a><a href="#anchor-idp596520" class="annotation">[322]</a><p><em class="foreign-word">Modzelewska, Józefa</em> (1865–1939) — aktorka.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp602120"></a><a href="#anchor-idp602120" class="annotation">[323]</a><p><em class="foreign-word">konszachty</em> (z niem.) — spiski, nieuczciwe intrygi.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp605968"></a><a href="#anchor-idp605968" class="annotation">[324]</a><p><em class="foreign-word">paroksyzm</em> — nagłe zaostrzenie się objawów choroby.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp606832"></a><a href="#anchor-idp606832" class="annotation">[325]</a><p><em class="foreign-word">Don Garcia z Nawary</em> — komedia heroiczna Moliera z 1660 roku.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp608976"></a><a href="#anchor-idp608976" class="annotation">[326]</a><p><em class="foreign-word">Gretchen</em> — Małgorzata, postać z <em class="book-title">Fausta</em> Johanna Wolfganga Goethego.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp609736"></a><a href="#anchor-idp609736" class="annotation">[327]</a><p><em class="foreign-word">Musset, Alfred de</em> (1810–1857) — francuski poeta; nieszczęśliwa miłość do pani Sand wpłynęła na jego twórczość, np. na do pewnego stopnia autobiograficzną <em class="book-title">Spowiedź dziecięcia wieku</em> z 1836 roku, liryki miłosne.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp610520"></a><a href="#anchor-idp610520" class="annotation">[328]</a><p><em class="foreign-word">Verlaine, Paul</em> (1844–1896) — francuski poeta; typ poety-włóczęgi, alkoholika; jego liryki miały charakter ulotny i melancholijny, wykorzystywały muzyczność, synestezję.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp612040"></a><a href="#anchor-idp612040" class="annotation">[329]</a><p><em class="foreign-word">Burgtheater</em> — teatr wiedeński, drugi najstarszy w Europie, otwarty w 1741 roku.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp614096"></a><a href="#anchor-idp614096" class="annotation">[330]</a><p><em class="foreign-word">kobold</em> (z niem.) — krasnal, karzeł.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp615128"></a><a href="#anchor-idp615128" class="annotation">[331]</a><p><em class="foreign-word">Papa</em> — komedia Gastona Armana de Caillaveta i Roberta de Flersa z 1911.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp615856"></a><a href="#anchor-idp615856" class="annotation">[332]</a><p><em class="foreign-word">Théâtre du Gymnase Marie Bell</em> — paryski teatr otwarty w 1820; wystawiał sztuki na podstawie dzieł m.in.: Balzaka, Émila Augiera, Georges Sand, Victoriena Sardou, Alexandra Dumasa (ojca i syna).</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp618472"></a><a href="#anchor-idp618472" class="annotation">[333]</a><p><em class="foreign-word">La plus belle fille</em> (przysł. fr.) — pełne brzmienie: <em class="book-title">La plus belle fille du monde ne peut donner que ce qu'elle a</em>, co znaczy: nawet najpiękniejsza dziewczyna nie może dać więcej, niż sama ma.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp621168"></a><a href="#anchor-idp621168" class="annotation">[334]</a><p><em class="foreign-word">Cherubin</em> (z hebr.) — istota z jednego z wyższych chórów anielskich.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp621656"></a><a href="#anchor-idp621656" class="annotation">[335]</a><p><em class="foreign-word">Hryniewicz-Winklerowa, Maria</em> (1904–1970) — aktorka.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp622504"></a><a href="#anchor-idp622504" class="annotation">[336]</a><p><em class="foreign-word">Ordyńska, Zofia Teofila Matylda, z Pindelskich</em> (1882–1972) — aktorka.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp624072"></a><a href="#anchor-idp624072" class="annotation">[337]</a><p><em class="foreign-word">Perzyński, Włodzimierz</em> (1877–1930) — pisarz, poliglota; współpracował z „Głosem'' i „Tygodnikiem Ilustrowanym''; autor m. in. komedii <em class="book-title">Aszantka</em> (1906).</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp625640"></a><a href="#anchor-idp625640" class="annotation">[338]</a><p><em class="foreign-word">św. Franciszek z Asyżu</em> (1181/82–1226) — włoski duchowny katolicki i mistyk, założyciel zakonu franciszkanów; propagował ubóstwo zakonne.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp626344"></a><a href="#anchor-idp626344" class="annotation">[339]</a><p><em class="foreign-word">Tygodnik Ilustrowany</em> — warszawski ilustrowany magazyn kulturalno-społeczny, który ukazywało się w latach 1859–1939; założycielem był Józef Unger, a stałymi współpracownikami m. in. Henryk Sienkiewicz czy Eliza Orzeszkowa.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp628976"></a><a href="#anchor-idp628976" class="annotation">[340]</a><p><em class="foreign-word">inwektywa</em> (z łac.) — obelga, zniewaga, obraza.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp629728"></a><a href="#anchor-idp629728" class="annotation">[341]</a><p><em class="foreign-word">paszkwil</em> (wł.) — utwór poświęcony jakiejś osobie, którego celem jest ukazanie jej w złym świetle.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp631640"></a><a href="#anchor-idp631640" class="annotation">[342]</a><p><em class="foreign-word">Skargów i Modrzewskich</em> — dwoje najwybitniejszych polskich kaznodziejów: Piotr Skarga (1536–1612) i Andrzej Frycz Modrzewski (1503–1572), często i chętnie poruszających tematy polityczne.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp632248"></a><a href="#anchor-idp632248" class="annotation">[343]</a><p><em class="foreign-word">szacherka</em> (pot.) — szachrajstwo, oszustwo.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp633168"></a><a href="#anchor-idp633168" class="annotation">[344]</a><p><em class="foreign-word">Gogol, Nikołaj</em> (1809–1952) — rosyjski pisarz, publicysta; sięgał po groteskę i fantastykę; jego satyryczna twórczość miała wpływ na rozwój realizmu krytycznego; najwybitniejsze dzieła to komedia <em class="book-title">Rewizor </em> (1836) i powieść <em class="book-title">Martwe dusze</em> (1842).</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp636872"></a><a href="#anchor-idp636872" class="annotation">[345]</a><p><em class="foreign-word">partykularny</em> (z łac.) — osobny.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp638144"></a><a href="#anchor-idp638144" class="annotation">[346]</a><p><em class="foreign-word">Wygnany Eros</em> — lekka sztuka Tadeusza Kończyńskiego, reinterpretująca <em class="book-title">Raj odzyskany</em> Johna Miltona.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp640168"></a><a href="#anchor-idp640168" class="annotation">[347]</a><p><em class="foreign-word">dysonans</em> (z łac.) — brak harmonii.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp641520"></a><a href="#anchor-idp641520" class="annotation">[348]</a><p><em class="foreign-word">revues</em> (fr.) — czasopisma.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp643184"></a><a href="#anchor-idp643184" class="annotation">[349]</a><p><em class="foreign-word">„pepeeska'' </em> — przedstawicielka Polskiej Partii Socjalistycznej.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp645736"></a><a href="#anchor-idp645736" class="annotation">[350]</a><p><em class="foreign-word">Bergson, Henri</em> (1859–1941) — francuski filozof, przedstawiciel irracjonalizmu i intuicjonizmu, twórca koncepcji <em class="foreign-word">élan vital</em>, czyli pędu życiowego.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp646728"></a><a href="#anchor-idp646728" class="annotation">[351]</a><p><em class="foreign-word">nowalia</em> — nowinka.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp648552"></a><a href="#anchor-idp648552" class="annotation">[352]</a><p><em class="foreign-word">qu'il prend son bien où il le trouve</em> (fr.) — który korzysta z dobrodziejstwa tam, gdzie je znajdzie.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp654304"></a><a href="#anchor-idp654304" class="annotation">[353]</a><p><em class="foreign-word">szczutek</em> (daw.) — prztyczek.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp654832"></a><a href="#anchor-idp654832" class="annotation">[354]</a><p><em class="foreign-word">różniczkować</em> — dziś lepiej: zróżnicował.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp655616"></a><a href="#anchor-idp655616" class="annotation">[355]</a><p><em class="foreign-word">filantrop</em> (z gr.) — człowiek dobry, życzliwy, pomagający biednym.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp656112"></a><a href="#anchor-idp656112" class="annotation">[356]</a><p><em class="foreign-word">Geldhab</em> — postać z komedii Aleksandra Fredry z 1818 roku: <em class="book-title">Pan Geldhab</em>.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp657320"></a><a href="#anchor-idp657320" class="annotation">[357]</a><p><em class="foreign-word">hydropatia</em> (z gr.) — leczenie za pomocą wody.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp660056"></a><a href="#anchor-idp660056" class="annotation">[358]</a><p><em class="foreign-word">szafarz</em> — osoba, która rozdysponowuje dobra.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp660552"></a><a href="#anchor-idp660552" class="annotation">[359]</a><p><em class="foreign-word">epileptycznie</em> (z gr.) — tak, jak przy ataku epilepsji, konwulsyjnie.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp661088"></a><a href="#anchor-idp661088" class="annotation">[360]</a><p><em class="foreign-word">połowica</em> (żart.) — żona.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp661640"></a><a href="#anchor-idp661640" class="annotation">[361]</a><p><em class="foreign-word">genius loci</em> (łac.) — duch opiekuńczy miejsca.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp662736"></a><a href="#anchor-idp662736" class="annotation">[362]</a><p><em class="foreign-word">jupica</em> — prawdopodobnie żartobliwe określenie chałatu (od fr. <em class="foreign-word">jupe</em> — spódnica).</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp668232"></a><a href="#anchor-idp668232" class="annotation">[363]</a><p><em class="foreign-word">szczwany</em> — sprytny, przebiegły.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp668928"></a><a href="#anchor-idp668928" class="annotation">[364]</a><p><em class="foreign-word">fluid</em> (z łac.) — czar, prąd czy energia płynąca z człowieka.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp670408"></a><a href="#anchor-idp670408" class="annotation">[365]</a><p><em class="foreign-word">zbałucczony</em> — przypominający komedie Bałuckiego.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp671048"></a><a href="#anchor-idp671048" class="annotation">[366]</a><p><em class="foreign-word">wiktuały</em> (z łac., przest.) — żywność.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp673384"></a><a href="#anchor-idp673384" class="annotation">[367]</a><p><em class="foreign-word">szmermel</em> (daw.) — rodzaj sztucznych ogni.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp675632"></a><a href="#anchor-idp675632" class="annotation">[368]</a><p><em class="foreign-word">lekkoduch</em> — człowiek, który z powodu braku odpowiedzialności za cokolwiek, unika problemów i zmartwień.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp676400"></a><a href="#anchor-idp676400" class="annotation">[369]</a><p><em class="foreign-word">„et ta soeur!''</em> — i twoja siostra!</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp676928"></a><a href="#anchor-idp676928" class="annotation">[370]</a><p><em class="foreign-word">rygorozum</em> (z łac.) — egzamin dopuszczający do wykonywania zawodu.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp678520"></a><a href="#anchor-idp678520" class="annotation">[371]</a><p><em class="foreign-word">radczanka</em> — córka radcy, tj. samorządowca.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp680616"></a><a href="#anchor-idp680616" class="annotation">[372]</a><p><em class="foreign-word">Królowa przedmieścia</em> — wodewil Konstantego Krumłowskiego z 1898 roku.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp686368"></a><a href="#anchor-idp686368" class="annotation">[373]</a><p><em class="foreign-word">szampitrowanie</em> (neol.) — ucztowanie, biesiadowanie.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp707656"></a><a href="#anchor-idp707656" class="annotation">[374]</a><p><em class="foreign-word">virago, hic mulier</em> (łac.) — silna kobieta, baba-chłop, herod-baba.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp711328"></a><a href="#anchor-idp711328" class="annotation">[375]</a><p><em class="foreign-word">Modrzejewska, Helena</em> (1840–1909) — aktorka polka, która zrobiła światową karierę.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp713512"></a><a href="#anchor-idp713512" class="annotation">[376]</a><p><em class="foreign-word">Herod I Wielki</em> (ok. 73–4 p.n.e.) — król Judei od 33 p.n.e.; wg <em class="book-title">Biblii</em> despota odpowiedzialny za tzw. rzeź niewiniątek (wymordowanie chłopców od drugiego roku życia z Betlejem i okolic).</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp715288"></a><a href="#anchor-idp715288" class="annotation">[377]</a><p><em class="foreign-word">somnambulizm</em> (daw.) — lunatyzm.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp716416"></a><a href="#anchor-idp716416" class="annotation">[378]</a><p><em class="foreign-word">Obowiązek</em> — sztuka Henriego Lavedana w Polsce znana pod tytułem: <em class="book-title">Obowiązek, czyli szpieg Francji</em>.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp717080"></a><a href="#anchor-idp717080" class="annotation">[379]</a><p><em class="foreign-word">Lavedan, Henri Léon Emile</em> (1859–1940), francuski dramatopisarz, intelektualista, liberalny dziennikarz.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp721584"></a><a href="#anchor-idp721584" class="annotation">[380]</a><p><em class="foreign-word">szmira</em> (z niem.) — lichota, kicz.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp723352"></a><a href="#anchor-idp723352" class="annotation">[381]</a><p><em class="foreign-word">serwitut</em> (z łac.) — przen. obowiązek wynikający z posiadania czegoś wraz z płynącymi z tego konsekwencjami.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp730280"></a><a href="#anchor-idp730280" class="annotation">[382]</a><p><em class="foreign-word">Teatr Bagatela</em> — krakowski teatr u zbiegu ulic Karmelickiej i Krupnicznej, obecnie noszący imię Tadeusza Boya-Żeleńskiego. Wybudowany z inicjatywy Mariana Dąbrowskiego, według projektu Janusza Zarzeckiego i Henryka Uziembły, na terenie dawnej piwiarni; od 1919 otworzył swoją scenę na współczesne sztuki polskie i zachodnie komedie; z powodu kłopotów finansowych i pożaru z 1828 został przemianowany na kino „Skala''; po II wojnie światowej funkcjonował jako Teatr Kameralny, później Państwowy Teatr Młodego Widza, Teatr Rozmaitości, aż w 1970 roku przywrócono mu nazwę „Bagatela'', którą, jak głosi anegdota, wymyślił przez przypadek Boy.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp732520"></a><a href="#anchor-idp732520" class="annotation">[383]</a><p><em class="foreign-word">piano, piano</em> (wł.) — termin muzyczny; cicho, delikatnie.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp733112"></a><a href="#anchor-idp733112" class="annotation">[384]</a><p><em class="foreign-word">Cyrulik serwilski</em> — komedia Pierre'a Beaumarchais'go, która miała premierę w 1775 roku.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp736696"></a><a href="#anchor-idp736696" class="annotation">[385]</a><p><em class="foreign-word">obstupui</em> (łac.; 2 os. perfecti od <em class="foreign-word">obstupēsco</em>) — oniemiałem.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp738504"></a><a href="#anchor-idp738504" class="annotation">[386]</a><p><em class="foreign-word">lege artis</em> (łac.) — zgodnie z zasadami.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp738944"></a><a href="#anchor-idp738944" class="annotation">[387]</a><p><em class="foreign-word">rozbef a. rostbef</em> (z ang.) — mięso z lędźwiowej części wołu.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp739584"></a><a href="#anchor-idp739584" class="annotation">[388]</a><p><em class="foreign-word">ośmset</em> (przest.) — osiemset.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp741192"></a><a href="#anchor-idp741192" class="annotation">[389]</a><p><em class="foreign-word">„Nowa Reforma''</em> — liberalno-demokratyczny dziennik krakowski wydawany w latach 1882–1928.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp744248"></a><a href="#anchor-idp744248" class="annotation">[390]</a><p><em class="foreign-word">Ajschylos</em> (525–456 p.n.e.) — grecki tragediopisarz; twórca i reformator tragedii: wprowadził drugiego aktora, akcję rozgrywającą się poza sceną, ograniczył rolę chóru, a rozbudował dialog i akcję; z jego dziewięćdziesięciu sztuk pozostało do dziś siedem, np. <em class="book-title">Siedmiu przeciw Tebom</em>.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp745136"></a><a href="#anchor-idp745136" class="annotation">[391]</a><p><em class="foreign-word">Bernard, Tristan</em> (1866–1947) — właśc. Paul Bernard; francuski pisarz, dziennikarz; pisał głównie komedie: np. udany debiut w 1895 roku dowcipną sztuką <em class="book-title">Les Pieds Nickelés</em>.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp745920"></a><a href="#anchor-idp745920" class="annotation">[392]</a><p><em class="foreign-word">Shaw, George Bernard</em> (1856–1950) — irlandzki dramatopisarz i filozof; autor ironiczno–humorystycznych, pozostających w nurcie realizmu sztuk obnażających konwencjonalność epoki: <em class="book-title">Profesja Pani Waren</em> (1898) czy <em class="book-title">Pigmalion</em> (1912).</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp749656"></a><a href="#anchor-idp749656" class="annotation">[393]</a><p><em class="foreign-word">kwadratura koła</em> (pot.) — zadanie niewykonalne.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp751256"></a><a href="#anchor-idp751256" class="annotation">[394]</a><p><em class="foreign-word">Dante, Alighieri</em> (1265–1321) — włoski poeta; twórca światowego arcydzieła — <em class="book-title">Boskiej Komedii</em> — poematu alegorycznego, stanowiącego literacką summę myśli średniowiecza.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp752008"></a><a href="#anchor-idp752008" class="annotation">[395]</a><p><em class="foreign-word">Boccacio, Giovanni</em> (1313–1375) — włoski pisarz, humanista; zbiór stu nowel — <em class="book-title">Dekameron </em> rozwinął prozę artystyczną, gatunek noweli oraz stworzył tzw. teorię sokoła (kluczowego, powracającego w noweli motywu). Wiele spośród jego tekstów ma zabarwienie erotyczne.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp752896"></a><a href="#anchor-idp752896" class="annotation">[396]</a><p><em class="foreign-word">Kochanowski, Jan</em> (1530–1584) — najwybitniejszy poeta epoki renesansu, latynista, humanista; twórca pierwszej polskiej tragedii renesansowej — <em class="book-title">Odprawy posłów greckich</em> (1578).</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp754952"></a><a href="#anchor-idp754952" class="annotation">[397]</a><p><em class="foreign-word">internować</em> — tu: osadzić gdzieś, uwięzić, odizolować.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp758592"></a><a href="#anchor-idp758592" class="annotation">[398]</a><p><em class="foreign-word">Dąbrowski, Marian</em> (1878–1958) — wydawca, dziennikarz, największy potentat prasowy okresu międzywojennego, w 1910 założyciel „Ilustrowanego Kuriera Codziennego'', poseł na Sejm II RP, dyrektor Teatru „Bagatela''.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp763440"></a><a href="#anchor-idp763440" class="annotation">[399]</a><p><em class="foreign-word">Arnold, Franz</em> (1876–1929) — niemiecki aktor i dramatopisarz. Wraz z poznanym w berlińskim Teatrze miejskim Bachem stworzyli popularny duet Arnold und Bach; pierwszą ich wspólną sztuką była <em class="book-title">Hiszpańska mucha</em> z 1913 roku.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp764240"></a><a href="#anchor-idp764240" class="annotation">[400]</a><p><em class="foreign-word">Bach, Ernst</em> (1876–1929) — niemiecki aktor i dramatopisarz, partner artystyczny Franza Arnolda.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp765896"></a><a href="#anchor-idp765896" class="annotation">[401]</a><p><em class="foreign-word">Czarnowski, Ludwik</em> (1887–1933) — aktor, reżyser.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp766368"></a><a href="#anchor-idp766368" class="annotation">[402]</a><p><em class="foreign-word">Noskowski, Zygmunt</em>(1880–1952) — pseud. Łada; aktor.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp766824"></a><a href="#anchor-idp766824" class="annotation">[403]</a><p><em class="foreign-word">Wysocki, Franciszek</em> — aktor.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp769760"></a><a href="#anchor-idp769760" class="annotation">[404]</a><p><em class="foreign-word">Rops, Felicien</em> (1833–1898) — belgijski malarz, grafik, karykaturzysta, współpracował z magazynem „Uylenspigel”; wiele jego rysunków miało charakter erotyczny.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp774832"></a><a href="#anchor-idp774832" class="annotation">[405]</a><p><em class="foreign-word">cherubinek</em> (z hebr.) — aniołek, bardziej przypominający puttę (anioła przedstawianego w formie pucołowatego dziecka) niż Cherubina.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp779904"></a><a href="#anchor-idp779904" class="annotation">[406]</a><p><em class="foreign-word">ex cathedra</em> (łac.) — dosł. z katedry (tu mowa o stanowisku uniwersyteckim).</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp783544"></a><a href="#anchor-idp783544" class="annotation">[407]</a><p><em class="foreign-word">Podwiązka</em> — pełen tytuł obrazu Feliciena Ropsa: <em class="book-title">Kobieta z podwiązką</em>.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp784712"></a><a href="#anchor-idp784712" class="annotation">[408]</a><p><em class="foreign-word">Łącka, Helena</em> (zm. 1964) — aktorka.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp785600"></a><a href="#anchor-idp785600" class="annotation">[409]</a><p><em class="foreign-word">Fritsche, Ludwik</em> (1872–1940) — aktor.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp787264"></a><a href="#anchor-idp787264" class="annotation">[410]</a><p><em class="foreign-word">paltot</em> (z fr., przest.) — palto.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp787920"></a><a href="#anchor-idp787920" class="annotation">[411]</a><p><em class="foreign-word">Teatro alla Scala</em> — międzynarodowa scena operowa w Mediolanie; teatr został otwarty w 1778 roku.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp790328"></a><a href="#anchor-idp790328" class="annotation">[412]</a><p><em class="foreign-word">qui pro quo</em> (łac.) — dosł. jeden zamiast drugiego; pomyłka co do tożsamości postaci.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp791224"></a><a href="#anchor-idp791224" class="annotation">[413]</a><p><em class="foreign-word">Baranowski-Dante</em> (1882–1925) — aktor.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp791624"></a><a href="#anchor-idp791624" class="annotation">[414]</a><p><em class="foreign-word">Dębowicz, Józef</em> — aktor.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp794336"></a><a href="#anchor-idp794336" class="annotation">[415]</a><p><em class="foreign-word">Mickiewicz, Adam Bernard, herbu Poraj</em> (1798–1855) — uznany za największego poetę polskiego, profesor, publicysta, działacz patriotyczny, twórca legionu w 1848, wieszcz narodu, wyraziciel idei mesjanistycznej; autor sonetów, <em class="book-title">Dziadów</em>, <em class="book-title">Ksiąg narodu i pielgrzymsta polskiego</em>, <em class="book-title">Pana Tadeusza</em>.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp799888"></a><a href="#anchor-idp799888" class="annotation">[416]</a><p><em class="foreign-word">pamflet</em> (z ang.) — często anonimowy utwór z pogranicza literatury pięknej i publicystyki, ostro krytykujący osobę czy instytucję.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp803144"></a><a href="#anchor-idp803144" class="annotation">[417]</a><p><em class="foreign-word">pensum</em> (łac., przest.) — materiał do odrobienia, przyswojenia.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp803776"></a><a href="#anchor-idp803776" class="annotation">[418]</a><p><em class="foreign-word">ad usum scholarum</em> (łac.) — na użytek uczniów.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp804992"></a><a href="#anchor-idp804992" class="annotation">[419]</a><p><em class="foreign-word">pietyzm</em> (z łac.) — uwielbienie, okrywanie czegoś czcią.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp806424"></a><a href="#anchor-idp806424" class="annotation">[420]</a><p><em class="foreign-word">kajet</em> (daw., z fr.) — zeszyt.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp807472"></a><a href="#anchor-idp807472" class="annotation">[421]</a><p><em class="foreign-word">„Kobieto, puchu marny!…''</em> — słowa wypowiadane przez Gustawa w IV części <em class="book-title">Dziadów</em>.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp810296"></a><a href="#anchor-idp810296" class="annotation">[422]</a><p><em class="foreign-word">Totenmesse</em> (niem.) — <em class="book-title">Msza żałobna</em> (tytuł pol.: <em class="book-title">Requiem Aeternam</em>) z 1893.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp811336"></a><a href="#anchor-idp811336" class="annotation">[423]</a><p><em class="foreign-word">An Anfang war das Geschlecht</em> (niem.) — Na początku była chuć — zdanie rozpoczynające III pieśń <em class="book-title">Requiem Aeternam</em>.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp814000"></a><a href="#anchor-idp814000" class="annotation">[424]</a><p><em class="foreign-word">preludium</em> (z łac., muz.) — wstęp do dalszej części utworu.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp817736"></a><a href="#anchor-idp817736" class="annotation">[425]</a><p><em class="foreign-word">Mozart, Wolfgang Amadeusz</em> (1756–1791) — austriacki kompozytor, zaliczany do tzw. klasyków wiedeńskich.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp821160"></a><a href="#anchor-idp821160" class="annotation">[426]</a><p><em class="foreign-word">krotochwila</em> — krótki utwór sceniczny podobny do farsy, który opiera się na prostym konflikcie.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp821632"></a><a href="#anchor-idp821632" class="annotation">[427]</a><p><em class="foreign-word">Feydeau, Georges</em> (1862–1921) — francuski dramatopisarz, autor licznych fars; najbardziej znany z <em class="book-title">Damy od Maksyma</em> z 1899 roku.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp822856"></a><a href="#anchor-idp822856" class="annotation">[428]</a><p><em class="foreign-word">bulwarowy</em> (z fr.) — służący prostej rozrywce.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp823944"></a><a href="#anchor-idp823944" class="annotation">[429]</a><p><em class="foreign-word">„Beitrag zur vielfachartigen Anwendung des verhinderten, resp. fictiven, event. auch definitiv vollgebrachten Ehebruchs, als dramatischen Hauptknotens der französischen Nationalposse der ersten Jahrzentel des XX Jahrhunderts''</em> — Przyczynek do wielorakiego użycia motywu udaremnionego względnie fikcyjnego ewentualnie definitywnie popełnionego cudzołóstwa w charakterze głównego węzła dramatycznego farsy francuskiej pierwszych dziesięciu lat XX wieku.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp824864"></a><a href="#anchor-idp824864" class="annotation">[430]</a><p><em class="foreign-word">konstatować</em> — orzekać, stwierdzać.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp825576"></a><a href="#anchor-idp825576" class="annotation">[431]</a><p><em class="foreign-word">żonkoś</em> — dowcipnie o mężczyźnie, który dopiero co wyszedł za mąż.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp826704"></a><a href="#anchor-idp826704" class="annotation">[432]</a><p><em class="foreign-word">Arlekin</em> (z wł.) — postać sprytnego i zakochanego sługi z <em class="foreign-word">commedia dell'arte</em> z końca XVII wieku.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp827408"></a><a href="#anchor-idp827408" class="annotation">[433]</a><p><em class="foreign-word">Kolombina</em> (z wł.) — inaczej Arlekinetta; postać zuchwałej, żartobliwej wybranki serca Arlekina usługującej młodym damom z <em class="foreign-word">commedia dell'arte</em> z XVII wieku.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp828424"></a><a href="#anchor-idp828424" class="annotation">[434]</a><p><em class="foreign-word">galijski</em> — tu: francuski.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp828968"></a><a href="#anchor-idp828968" class="annotation">[435]</a><p><em class="foreign-word">cerebralny</em> — mózgowy, rozumowy.</p>
+</div>
+<div>
+<a name="footnote-idp830832"></a><a href="#anchor-idp830832" class="annotation">[436]</a><p><em class="foreign-word">krokiet</em> (z ang.) — często mylony z krykietem; gra dla 2–8 osób, której celem jest jak najszybsze przetoczenie drewnianej kuli z jednego końca boiska na drugi. Kula jest prowadzona przez wąskie druciane bramki za pomocą uderzeń młotka.</p>
+</div>
+</div>
+</div>
diff --git a/flirt-z-melpomena.xml b/flirt-z-melpomena.xml
new file mode 100644 (file)
index 0000000..c044fd3
--- /dev/null
@@ -0,0 +1,1353 @@
+<utwor>
+<rdf:RDF xmlns:rdf="http://www.w3.org/1999/02/22-rdf-syntax-ns#">
+<rdf:Description rdf:about="http://redakcja.wolnelektury.pl/documents/book/boy__flirt_z_melpomena__cz_1/">
+<dc:creator xml:lang="pl" xmlns:dc="http://purl.org/dc/elements/1.1/">Boy-Żeleński, Tadeusz</dc:creator>
+<dc:title xml:lang="pl" xmlns:dc="http://purl.org/dc/elements/1.1/">Flirt z Melpomeną</dc:title>
+<dc:contributor.technical_editor xml:lang="pl" xmlns:dc="http://purl.org/dc/elements/1.1/">Rawska, Aneta</dc:contributor.technical_editor>
+<dc:contributor.editor xml:lang="pl" xmlns:dc="http://purl.org/dc/elements/1.1/">Kozioł, Paweł</dc:contributor.editor>
+<dc:contributor.editor xml:lang="pl" xmlns:dc="http://purl.org/dc/elements/1.1/">Bonisławska, Marlena</dc:contributor.editor>
+<dc:publisher xml:lang="pl" xmlns:dc="http://purl.org/dc/elements/1.1/">Fundacja Nowoczesna Polska</dc:publisher>
+<dc:subject.period xml:lang="pl" xmlns:dc="http://purl.org/dc/elements/1.1/">Dwudziestolecie międzywojenne</dc:subject.period>
+<dc:subject.period xml:lang="pl" xmlns:dc="http://purl.org/dc/elements/1.1/">Modernizm</dc:subject.period>
+<dc:subject.type xml:lang="pl" xmlns:dc="http://purl.org/dc/elements/1.1/">Epika</dc:subject.type>
+<dc:subject.genre xml:lang="pl" xmlns:dc="http://purl.org/dc/elements/1.1/">Esej</dc:subject.genre>
+<dc:subject.genre xml:lang="pl" xmlns:dc="http://purl.org/dc/elements/1.1/">Felieton</dc:subject.genre>
+<dc:description xml:lang="pl" xmlns:dc="http://purl.org/dc/elements/1.1/">Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Narodową z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów BN.</dc:description>
+<dc:identifier.url xml:lang="pl" xmlns:dc="http://purl.org/dc/elements/1.1/">http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/flirt-z-melpomena</dc:identifier.url>
+<dc:source.URL xml:lang="pl" xmlns:dc="http://purl.org/dc/elements/1.1/"/>
+<dc:source xml:lang="pl" xmlns:dc="http://purl.org/dc/elements/1.1/">Tadeusz Boy-Żeleński, Flirt z Melpomeną, pierwodruk, wyd. Biblioteka Polska, Warszawa 1920 </dc:source>
+<dc:rights xml:lang="pl" xmlns:dc="http://purl.org/dc/elements/1.1/">Domena publiczna - Tadeusz Boy-Żeleński zm. 1941</dc:rights>
+<dc:date.pd xml:lang="pl" xmlns:dc="http://purl.org/dc/elements/1.1/">1941</dc:date.pd>
+<dc:format xml:lang="pl" xmlns:dc="http://purl.org/dc/elements/1.1/">xml</dc:format>
+<dc:type xml:lang="pl" xmlns:dc="http://purl.org/dc/elements/1.1/">text</dc:type>
+<dc:type xml:lang="en" xmlns:dc="http://purl.org/dc/elements/1.1/">text</dc:type>
+<dc:date xml:lang="pl" xmlns:dc="http://purl.org/dc/elements/1.1/">2011-10-10</dc:date>
+<dc:audience xml:lang="pl" xmlns:dc="http://purl.org/dc/elements/1.1/">L</dc:audience>
+<dc:language xml:lang="pl" xmlns:dc="http://purl.org/dc/elements/1.1/">pol</dc:language>
+</rdf:Description>
+</rdf:RDF>
+
+<powiesc>
+<autor_utworu>Tadeusz Boy-Żeleński </autor_utworu>
+<nazwa_utworu>Flirt z Melpomeną<pe><slowo_obce>Melpomene a. Melpomena</slowo_obce> (mit.) --- w mit. gr. muza tragedii, której atrybutem jest smutna maska tragiczna.</pe></nazwa_utworu>
+
+<naglowek_rozdzial>Od autora</naglowek_rozdzial>
+
+<akap><begin id="b1324224147842-1348124168"/><motyw id="m1324224147842-1348124168">Literat, Twórczość</motyw><begin id="b1324288713024-1768715867"/><motyw id="m1324288713024-1768715867">Flirt</motyw>Niejeden z czytelników, który wziął do ręki tę książkę znęcony jej wabnym tytułem, dozna rozczarowania, dowiadując się, iż zawiera ona po prostu zbiór felietonów teatralnych drukowanych w krakowskim ,,Czasie''<pe><slowo_obce>,,Czas''</slowo_obce> --- konserwatywny dziennik wydawany początkowo w Krakowie (1848--1934), a później, po połączeniu z ,,Dniem Polskim'', w Warszawie (1935--1939).</pe> pomiędzy miesiącem marcem 1919 a marcem 1920. Tak, czytelniku: <wyroznienie>flirt</wyroznienie>, który cię skusił na okładce, jest czysto intelektualny; a jeżeli znajdzie się w tej książce jakaś półdziewica, to jestem nią chyba ja sam, biedna dusza moja, wciąż niezaspokojona, wciąż rozpaczliwie niewinna, wyciągająca raz po raz ręce po ekstazy upojeń i raz po raz cofająca się trwożliwie przed bólem i fatygą oddania.<end id="e1324288713024-1768715867"/> Ale z tytułu nie będę się tłumaczył; wolno jest autorowi stroić swą książkę we wszystkie, choćby najbardziej zewnętrzne pokusy, tak jak kobiecie na balu wolno, za pomocą drażniąco niedomówionych ekshibicji<pe><slowo_obce>ekshibicja</slowo_obce> (z łac.) --- obnażanie, wystawianie na pokaz.</pe> cielesnych, maskować oschłość i smutek swego wnętrza. Czuję natomiast potrzebę usprawiedliwienia się z lekka, skąd mi się wzięło zabierać głos w przedmiocie tak odległym od zwykłych mych zatrudnień i uważanym dziś niemal za gałąź wiedzy. Stało się to, jak wszystko w moim życiu literackim, przypadkowo; mianowicie tak: pewnego dnia, okrągło rok temu, zatelefonował do mnie redaktor ,,Czasu''<pe><slowo_obce>redaktor ,,Czasu''</slowo_obce> --- wówczas (a w ogóle od czerwca 1901 roku) funkcję tę sprawował przyjaciel Boya --- Rudolf Starzewski (1870--1920), pierwowzór postaci Dziennikarzaz <tytul_dziela>Wesela</tytul_dziela> Wyspiańskiego; podobno przyczyną samobójczej śmierci Starzewskiego było niespełnione uczucie do Zofii Pareńskiej, żony Boya.</pe>, czybym w zastępstwie nieobecnego recenzenta nie zechciał się podjąć zdania sprawy z przedstawienia Molierowskiego<pe><slowo_obce>Molièr</slowo_obce> (1622--1673) --- francuski komediopisarz, założyciel własnej trupy aktorskiej ,,Théâtre Illustre'' (1643). Autor m. in. <tytul_dziela>Skąpca</tytul_dziela>, <tytul_dziela>Świętoszka</tytul_dziela>, <tytul_dziela>Szkoły żon</tytul_dziela>.</pe> <tytul_dziela>Świętoszka<pe><slowo_obce>Świętoszek</slowo_obce> --- sztuka została wystawiona po raz pierwszy w 1664 roku; Boy był widzem przedstawienia z 30 marca 1919 roku w Teatrze im. Słowackiego.</pe></tytul_dziela>. Zasiadłem tedy<pe><slowo_obce>tedy</slowo_obce> (przest.) --- zatem, więc.</pe> przygodnie w aksamitnym fotelu krytyki; nie śmiem twierdzić, iżby tą drogą wniknęło zeń we mnie owo światło, którego, idąc do teatru, nie czułem w sobie jeszcze ani promyczka; ale spostrzegłem, iż teatr, oglądany pod tym kątem, z przymusem ujmowania i formułowania wrażeń, może stanowić miłą rozrywkę i zbawienną odtrutkę na miazmaty<pe><slowo_obce>miazmaty</slowo_obce> (z gr.) --- dosł. szkodliwe wyziewy, trujące opary; przen. złe wpływy.</pe> bibliotecznych pyłów, którymi oddychałem wyłącznie od lat kilku. Zacząłem tedy, na wpół dla siebie, pisywać te gawędy teatralne, w których starałem się trzymać jak najdalej od ducha krytycyzmu, nie chcąc nim mącić zabawy sobie i drugim; że zaś zyskały one --- może właśnie dla swej bezpretensjonalności --- pewną poczytność i poza rogatkami<pe><slowo_obce>rogatki</slowo_obce> --- tu: granice.</pe> Krakowa, pozwalam sobie przedłożyć je publiczności w tym zbiorku. Podaję te felietony --- pisane z dnia na dzień, od ręki --- w ich pierwotnej formie, bez zmian, z wyjątkiem bardzo drobnych skreśleń; stanowią one wierną kroniczkę wydarzeń teatralnych naszego miasta w ubiegłym roku. A ponieważ omawiając przy sposobności te lub owe zagadnienia teatralne, raczej <wyroznienie>ocieram się</wyroznienie> o nie, niż wnikam <wyroznienie>do wnętrza</wyroznienie>, sądziłem, iż nie mogę dać książeczce niniejszej trafniejszego tytułu, niż mieniąc ją skromnie <tytul_dziela>Flirtem z Melpomeną</tytul_dziela>.<end id="e1324224147842-1348124168"/></akap>
+
+<nota><akap>Boy.</akap>
+<akap>Kraków, w marcu 1920.</akap></nota>
+
+
+
+
+<naglowek_rozdzial>Molier, <tytul_dziela>Tartuffe</tytul_dziela> (<tytul_dziela>Świętoszek</tytul_dziela>)</naglowek_rozdzial>
+<akap>Teatr miejski im. Słowackiego<pe><slowo_obce>Teatr miejski im. Słowackiego</slowo_obce> --- dawniej zwany po prostu Teatrem miejskim; otwarty 1893 roku na placu św. Ducha w Krakowie, w miejscu dawnej siedziby zakonu Duchaków, zaprojektowany w stylu eklektycznym przez Jana Zawieyskiego; do 1909 roku instytucji patronował Aleksander Fredro, czego symbolem pozostało popiersie z jego podobizną znajdujące się przed gmachem teatru, do dziś zaś patronem jest Juliusz Słowacki; dyrektorami teatru byli m.in.: Tadeusz Pawlikowski, Józef Kotarbiński, Ludwik Solski, Lucjan Rydel.</pe>: <tytul_dziela>Tartuffe</tytul_dziela> (<tytul_dziela>Świętoszek</tytul_dziela>), komedia w pięciu aktach wierszem Moliera, przekład Tadeusza Boya-Żeleńskiego.</akap>
+
+<akap><begin id="b1323811281812-2407643909"/><motyw id="m1323811281812-2407643909">Twórczość</motyw>Komedie Moliera wierszem a prozą to dwa odrębne światy kunsztu aktorskiego. W sztukach prozą dialog krótki, żywy, daje swobodne pole dla realizmu szczegółów, śmiałej szarży i pantomimy. Natomiast w sztukach wierszem zewnętrznej akcji, ruchu jest bardzo mało; wszystko obraca się w szermierce słownej, i to przeważnie nie ucinkowej, ale toczącej się w szerokich tyradach. Sztuki prozą wyrosły z tradycyjnej średniowiecznej farsy, sztuki wierszem mają tok pokrewny z klasyczną tragedią XVII w.<pe><slowo_obce>klasyczna tragedia XVII w.</slowo_obce> --- chodzi o klasycystyczną tragedię francuską, np. <tytul_dziela>Cyda</tytul_dziela> Pierre'a Corneille'a czy <tytul_dziela>Andromachę</tytul_dziela> Jeana Racine'a.</pe>. Wszystko prawie trzeba tu wydobyć rzeźbieniem słowa, inteligentnym odważeniem ich wartości, nieskazitelną dykcją i nasileniem wibracji wewnętrznej. Raczej przerysować, niż nie dociągnąć lub zamazać.<end id="e1323811281812-2407643909"/></akap>
+
+
+
+<akap><begin id="b1323811469430-3754347748"/><motyw id="m1323811469430-3754347748">Teatr</motyw>Pierwszym, nieodzownym tego warunkiem jest doskonałe opanowanie tekstu. Otóż zważywszy:</akap>
+
+
+
+
+<akap>iż sztuki wierszem grywa się u nas nie częściej niż dwa lub trzy razy do roku;</akap>
+
+
+
+
+<akap>iż są to prawie zawsze arcydzieła literatury polskiej lub światowej;</akap>
+
+
+
+
+<akap>iż obsada ich znaną jest zazwyczaj artystom na kilka miesięcy przed terminem wystawienia;</akap>
+
+
+
+
+<akap>iż <begin id="b1323812483093-3372911489"/><motyw id="m1323812483093-3372911489">Artysta</motyw>aktor nie posiadający pamięciowo wiersza udaremnia najlepsze intencje i starania reżyserii; zmienia narzędzie rytmu i harmonii w element niepokoju i zniecierpliwienia, wywołując u słuchacza myślowy wykrzyknik: ,,A powiedzże, u diabła, prozą, co masz na wątrobie!''<end id="e1323812483093-3372911489"/>;</akap>
+
+
+
+
+<akap>zważywszy tedy to wszystko, należy stwierdzić:</akap>
+
+
+
+
+<akap>iż nieopanowanie pamięciowe sztuki wierszem jest nie do darowania i stanowi najwyższy stopień lekceważenia sztuki, publiczności, reżyserii, dyrekcji, administracji, magistratu<pe><slowo_obce>magistrat</slowo_obce> (z łac.) --- rada miejska, dzisiejszy ratusz.</pe> i prezydium miasta (wymieniam te instancje <slowo_obce>crescendo<pe><slowo_obce>crescendo</slowo_obce> (wł., muz.) --- stopniowo zwiększając natężenie.</pe></slowo_obce>, wedle stopnia winnego im uszanowania), do jakiego aktor lub aktorka posunąć się może.<end id="e1323811469430-3754347748"/></akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1323849505075-2698686942"/><motyw id="m1323849505075-2698686942">Świętoszek</motyw>Po tej uwadze, która, na szczęście, nie odnosi się bynajmniej do wszystkich wykonawców, przejdźmy do sobotniego <tytul_dziela>Tartuffe'a</tytul_dziela>.</akap>
+
+<akap><begin id="b1324238548277-3950601727"/><motyw id="m1324238548277-3950601727">Twórczość</motyw>,,Wujaszek'' Sarcey<pe><slowo_obce>Sarcey, Francisque</slowo_obce> (1827--1899) --- francuski krytyk i dziennikarz.</pe> w przystępie paradoksalnej weny przeprowadził raz tezę --- a to na podstawie setek razy, które, jak twierdzi, oglądał <tytul_dziela>Tartuffe'a</tytul_dziela> na wszelakiego rodzaju scenach --- iż ze wszystkich sztuk Moliera jest to najbardziej ,,biorąca'' i że ,,gra się po prostu sama''. Trafne może to być w tym zrozumieniu, iż akcja <tytul_dziela>Świętoszka</tytul_dziela> jest tak żywotna, a środki, jakimi operuje autor, tak proste i silne, że same przez się, prawie bez współdziałania aktora, przykuwają widza. W istocie jednak dla prawdziwego odtworzenia jest to sztuka bardzo trudna, przedstawia niezmiernie szeroką skalę dla kunsztu gry aktorskiej, czego dowodem cała literatura, jaka spiętrzyła się we Francji koło każdego niemal słowa, każdej intonacji w tej komedii. Stokroć jeszcze, oczywiście, trudniejszym jest granie jej u nas, gdzie praca reżyserii i artystów nie jest przyczynkiem osobistej inwencji do dawnych, we krwi każdego francuskiego aktora będących tradycji, ale gdzie wszystko, od początku do końca, trzeba stworzyć.<end id="e1324238548277-3950601727"/></akap>
+
+
+
+
+
+<akap>Wczorajszy rezultat tej pracy był --- pospieszam to zaznaczyć --- wysoce dodatni. Całość nosiła cechy inteligentnej i bacznej reżyserii, z którą poszczególni artyści współdziałali wedle sił i warunków, na ogół szczęśliwie.</akap>
+
+
+
+
+<akap>Przede wszystkim tedy p. Bończa<pe><slowo_obce>Bończa-Stępiński, Leonard</slowo_obce> (1876--1921) --- aktor.</pe>. <tytul_dziela>Tartuffe</tytul_dziela> jest to rola niezmiernie trudna. Linia jej poczęta jest tak śmiało, poprowadzona tak ryzykownie wciąż po samej krawędzi prawdopodobieństwa, iż zagrać ją dobrze, przekonywająco, jest patentem wysokiej sztuki. Już sam początek: <tytul_dziela><begin id="b1323811902490-3887324248"/><motyw id="m1323811902490-3887324248">Podstęp</motyw>Tartuffe</tytul_dziela> zjawia się na scenie w akcie trzecim, będąc od pierwszej sceny pierwszego aktu niewidzialnym bohaterem sztuki; w kilku słowach powiedzianych za kulisami daje świetną ekspozycję swego charakteru, uzupełnia ją w króciutkiej rozmowie z Doryną<pe><slowo_obce>Doryna</slowo_obce> --- garderobiana Marianny, córki Orgona.</pe>, aby natychmiast rzucić się w karkołomną scenę oświadczyn, w której żar pulsującej krwi zmysłowca przepala maskę obłudnika.<end id="e1323811902490-3887324248"/></akap>
+
+
+
+
+<akap>W tym akcie z początku p. Bończa, nierozgrzany jeszcze, jak gdyby szukał tonu, odnajdował go jednakże coraz więcej. W końcowej scenie aktu trzeciego był doskonały, z zupełną już brawurą odegrał drugą scenę miłosną w akcie czwartym, w momencie zaś, gdy jak nadeptana żmija wypręża się nagle z sykiem i podnosi głowę, aby ukąsić śmiertelnie swą ofiarę, znalazł w sobie akcent wibrującej siły, który objawił w jego <tytul_dziela>Świętoszku</tytul_dziela> głęboką i dobrze przemyślaną kreację. Maska i mimiczna gra twarzy były arcydziełem.</akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1323811609814-3049080575"/><motyw id="m1323811609814-3049080575">Ofiara</motyw>Bodaj czy nie trudniejszą jeszcze jest rola Orgona<pe><slowo_obce>Orgon</slowo_obce> --- syn Pani Pernelle, ofiara spisku Świętoszka.</pe>, figury niezmiernie ważnej przez to, że na jego bezmiernym, niewiarygodnym wprost zaślepieniu obraca się jak na osi akcja sztuki. Jest to w galerii Molierowskich ,,staruchów'' postać bardzo odrębna i skomplikowana. Orgon to nie prosty cymbał<pe><slowo_obce>cymbał</slowo_obce> --- człowiek głupi, tępy, niezaradny.</pe> ani safanduła<pe><slowo_obce>safanduła</slowo_obce> --- człowiek niezaradny, powolny, fajtłapa.</pe>; przeciwnie, aby uwydatnić całą potęgę obłudy, autor wyposażył jej ofiarę wszystkimi dodatnimi cechami: to człowiek mający znaczenie w świecie, posłuch w domu, człowiek, który w ważnych potrzebach ,,oddał usługi królowi''. Nie jest to nawet, poza paroma momentami, figura komiczna; komizm tym głębszy płynie tutaj z kontrastu między rzeczywistością a światem urojeń, w jakim Orgon żyje; jest to tępy, uparty fanatyk, człowiek jakby urzeczony, opętany swoją monomanią<pe><slowo_obce>monomania</slowo_obce> --- natręctwo; skupianie się tylko na jednej myśli, sprawie.</pe> wyrosłą na gruncie szczerych wierzeń religijnych wyzyskiwanych niecnie przez szalbierza<pe><slowo_obce>szalbierz</slowo_obce> (z niem.) --- oszust, krętacz.</pe>.<end id="e1323811609814-3049080575"/></akap>
+
+
+<akap>P. Feldman<pe><slowo_obce>Feldman, Ferdynand</slowo_obce> (1862--1919) --- aktor.</pe> jest zbyt wytrawnym i cennym artystą, aby mógł grać źle; ale grał częścią co innego, a częścią nie wychodził z aktorskiego ogólnika: jego Orgon mógłby bez zająknienia (nie, raczej z zająknieniami) ciągnąć dalej jakąś tyradę Chryzala w <tytul_dziela>Uczonych Białogłowach<pe><slowo_obce>Uczone Białogłowy</slowo_obce> --- komedia Moliera z 1672 roku.</pe></tytul_dziela> lub nawet Sganarela w <tytul_dziela>Rogaczu z urojenia<pe><slowo_obce>Rogacz z urojenia</slowo_obce> --- komedia Moliera z 1660 roku.</pe></tytul_dziela>. Słowa, jakie padały z ust Orgona, nie były organicznie zrośnięte z postacią, nie miały akcentu wewnętrznego przekonania. Może i same warunki artysty popychające go raczej w kierunku dobrodusznego uśmiechu utrudniały mu pochwycenie właściwego tonu. Mimo tych zastrzeżeń kapitalna końcowa scena trzeciego aktu miała momenty bardzo dobre.</akap>
+
+
+
+
+<akap>Najgorętsze słowa uznania należą się pani Łuszczkiewicz-Gallowej<pe><slowo_obce>Łuszczkiewicz-Gallowa, Róża </slowo_obce> (1893--1919) --- aktorka.</pe> za kreację Doryny. Arcyważną tę postać, która prowadzi akcję sztuki niby kapelmistrz<pe><slowo_obce>kapelmistrz</slowo_obce> (z niem.) --- dyrygent.</pe> orkiestrę i która werwą swoją i pogodą przyczynia się do rozjaśnienia kolorytu tej komedii tyle mającej w sobie pierwiastków okrutnego dramatu, odegrała pani Łuszczkiewicz-Gallowa z zacięciem, brawurą, swadą, możliwą jedynie przy tak starannym opracowaniu roli, jak to, które było podłożem jej kreacji. <begin id="b1323811999684-227614186"/><motyw id="m1323811999684-227614186">Opieka</motyw>Pojęcie roli Doryny ma we Francji swoją literaturę i różne linie tradycji wahające się pomiędzy żywością młodej subretki<pe><slowo_obce>subretka</slowo_obce> (z fr.) --- pokojówka.</pe> a pewnością siebie i wygadaniem zaufanej (nie starej zresztą) piastunki, która wyniańczyła te dzieci na ręku i zastępowała im matkę.<end id="e1323811999684-227614186"/> Pani Łuszczkiewicz-Galllowa przychyliła się do pierwszej wersji, bardziej zgodnej z jej warunkami, i przeprowadziła ją doskonale. Wyborną w swym ciepłym zasuszeniu była Pani Pernelle<pe><slowo_obce>Pani Pernelle</slowo_obce> --- matka Orgona.</pe>, doskonale opracowana przez panią Kosmowską<pe><slowo_obce>Kosmowska, Ada</slowo_obce> (1871--1944) --- aktorka.</pe>: taką właśnie mogła być matka prawdziwego Orgona. Pełną wdzięku, mimo iż nie dość wygraną, nie dość wydobytą z tekstu, była Elmira<pe><slowo_obce>Elmira</slowo_obce> --- żona Orgona.</pe> p. Bednarzewskiej<pe><slowo_obce>Bednarzewska, Konstancja z Raykowskich</slowo_obce> (1866--1940) --- aktorka.</pe>. Z drobniejszych ról zaznaczył się doskonałą maską oraz pierwszorzędną siłą komiczną pan Orwid<pe><slowo_obce>Orwid, Józef</slowo_obce> (1891--1944) --- właśc. Józef Kostych, aktor.</pe> (Pan Zgoda<pe><slowo_obce> Pan Zgoda </slowo_obce> --- woźny, oficer gwardii Filipota.</pe>) oraz panna Malicka<pe><slowo_obce>Malicka, Maria</slowo_obce> (1900--1992) --- aktorka.</pe> jako milutka Marianna<pe><slowo_obce>Marianna</slowo_obce> --- córka Orgona.</pe>. Reszta wykonawców walczyła mężnie w swoich mniej lub więcej wdzięcznych rolach.</akap>
+
+
+<akap>A sztuka? Czyż potrzebuję przypominać, że <begin id="b1323812209638-3300319056"/><motyw id="m1323812209638-3300319056">Sława, Twórczość, Artysta</motyw>komedia o <tytul_dziela>Świętoszku</tytul_dziela> jest szczytem twórczości komicznej Moliera, a tym samym najwyższym punktem, do jakiego dane było wznieść się komedii w ogóle? Tajemnicą geniuszu Moliera jest, w jaki sposób zdołał on w ciągu kilku lat pisarskiej kariery przebiec drogę od wpół średniowiecznej farsy (<tytul_dziela>Latający lekarz</tytul_dziela><pe><slowo_obce>Latający lekarz</slowo_obce> --- pierwsza sztuka Moliera z 1645 roku.</pe> etc.), operującej tradycyjnymi maskami poruszającymi się w równie tradycyjnych grach scenicznych, aż do tej sztuki, która stała się niedoścignionym wzorem komedii obyczajowej, komedii charakterów, a zarazem satyry tak głębokiej, tak zuchwałej, można powiedzieć, iż obecność jej na scenie do dziś dnia przejmuje zdumieniem.<end id="e1323812209638-3300319056"/> Jakoż niełatwo przyszło jej zdobyć prawo do sceny. <begin id="b1323812304637-452442777"/><motyw id="m1323812304637-452442777">Konflikt</motyw>Nie będę kreślił znanych dziejów zaciętej walki toczącej się koło <tytul_dziela>Świętoszka</tytul_dziela>, który mimo życzenia wszechwładnego króla<pe><slowo_obce>król</slowo_obce> --- chodzi o Ludwika XIV.</pe> przez pięć lat (1664 do 1669) skazany był na pogrzebanie; przypomnę jedynie, iż sztuka ta była jedną z walnych bitew kampanii, która wypełnia pierwsze lata twórczości Moliera. Rozpętawszy przeciwko sobie salony i koterie literackie, wysmagane nielitościwie w <tytul_dziela>Pociesznych Wykwintnisiach<pe><slowo_obce>Pocieszne Wykwintnisie</slowo_obce> --- jednoaktówka Moliera z 1659 roku.</pe></tytul_dziela>, Molier doznał niebawem skutków ich nieprzyjaźni po wystawieniu <tytul_dziela>Szkoły żon<pe><slowo_obce>Szkoła żon</slowo_obce> --- komedia Moliera z 1662 roku.</pe></tytul_dziela>. Wytoczono przeciw niemu przede wszystkim tę broń, jakiej zazwyczaj się używa dla pognębienia świeżych objawów twórczości: oskarżono go o niemoralność. Zdaje się, iż geniusz musi być zasadniczo ,,niemoralny'', ponieważ pojawieniu się jego zawsze towarzyszy ta orkiestra. Rabelais<pe><slowo_obce>Rabelais, François</slowo_obce> (1483-94--1553) --- francuski pisarz, lekarz, były zakonnik; jego satyryczno-fantastyczne epopeja <tytul_dziela>Gargantua i Pantagruel</tytul_dziela> pisana w latach 1532-1564 krytykowała instytucje kościelno-feudalne, dogmaty, średniowieczną metafizykę, budując tym samym podwaliny pod nowoczesną myśl odrodzenia.</pe>, Molier, Balzac<pe><slowo_obce>Balzac, Honoré de</slowo_obce> (1199--1850)--- francuski powieściopisarz zwany ojcem powieści realistycznej; zasłynął cyklem ponad stu trzydziestu utworów pisanych w latach 1829-1847 --- <tytul_dziela>Komedią Ludzką</tytul_dziela> --- prezentujących krytyczny obraz społeczeństwa.</pe>, Flaubert<pe><slowo_obce>Flaubert, Gustave</slowo_obce> (1821--1880) --- francuski powieściopisarz; uznany za mistrza literatury naturalistycznej, w ramach której sformułował postulat bezosobowości; w 1856 roku zasłynął <tytul_dziela>Panią Bovary</tytul_dziela> opowiadającą o prowincjuszce, która porzuca dziecko, zdradza i doprowadza do bankructwa męża, po czym popełnia samobójstwo. Po publikacji Flaubertowi wytoczono proces, uznając jego książkę za deprawującą.</pe>, te cztery triumfalne nazwiska literatury francuskiej, to tyleż etapów rzekomej ,,niemoralności<pe><slowo_obce>niemoralność</slowo_obce> --- Więcej na temat problemu niemoralności pisarzy zob.: Boy-Żeleński Tadeusz, <tytul_dziela>Jak zostałem literatem</tytul_dziela>, [w tegoż:] <tytul_dziela>Reflektorem w mrok</tytul_dziela>, PIW, Warszawa 1985, s. 40-41.</pe>''.<end id="e1323812304637-452442777"/> Odpowiedzią Moliera --- po paru lżejszych ripostach --- był <tytul_dziela>Tartuffe</tytul_dziela> walący jak maczugą w obłudę i świętoszkostwo. Sztuki zabroniono. Molier pozornie ulega; ale wciąż kołacząc do króla o interwencję, zadaje równocześnie w <tytul_dziela>Don Juanie<pe><slowo_obce>Don Juan</slowo_obce> --- komedia Moliera z 1665 roku.</pe></tytul_dziela> uboczny sztych triumfującej klice; wreszcie, zwątpiwszy o zwycięstwie, daje wyraz zniechęceniu i goryczy w <tytul_dziela>Mizantropie</tytul_dziela><pe><slowo_obce>Mizantrop</slowo_obce> --- komedia Moliera z 1666 roku.</pe>. <begin id="b1323812110520-1638215221"/><motyw id="m1323812110520-1638215221">Sława, Zwycięstwo, Artysta</motyw>Nadchodzi dzień odwetu; <tytul_dziela>Tartuffe</tytul_dziela> wystawiony w pełnej postaci w r. 1669 staje się triumfem pisarza; ale w walce tej stargały się jego siły. Daje za wygraną; odtąd Molier będzie bawił współczesnych, nie pogłębiając ostrza satyry, lub za jej cel biorąc mniej niebezpiecznych wrogów: próżność mieszczucha lub nieuctwo lekarzy. I dopiero po śmierci pisarza pokazało się, jak bardzo proroczą była jego komedia: na schyłku rządów Ludwika XIV<pe><slowo_obce>Ludwik XIV</slowo_obce> (1638--1715) --- król Francji od 1643 roku, z dynastii Burbonów; wprowadził w kraju absolutyzm.</pe> i pani de Maintenon<pe><slowo_obce>Maintenon, Françoise d'Aubigné</slowo_obce> (1635--1719) --- kochanka, potem żona Ludwika XIV, protektorka kleru.</pe> typ unieśmiertelniony w <tytul_dziela>Świętoszku</tytul_dziela> zapanował wszechwładnie na dworze i zaciążył nad całą Francją.<end id="e1323849505075-2698686942"/><end id="e1323812110520-1638215221"/></akap>
+
+
+
+
+<naglowek_rozdzial>Krzywoszewski, <tytul_dziela>Pani Chorążyna</tytul_dziela></naglowek_rozdzial>
+
+<akap>Teatr miejski im. Słowackiego: <tytul_dziela>Pani Chorążyna</tytul_dziela> (Wielki dzień), sztuka w czterech aktach Stefana Krzywoszewskiego<pe><slowo_obce>Krzywoszewski, Stefan</slowo_obce> (1866--1950) --- pisarz, publicysta i dramaturg, w 1903 roku założyciel czasopisma ,,Świat'', redaktor ,,Kuriera Polskiego'', prezes kilku związków kulturalnych, m.in. dyrektor Teatrów Miejskich w Warszawie w latach 1931--1934.</pe>.</akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1323812529366-1140356425"/><motyw id="m1323812529366-1140356425">Twórczość</motyw>Stosunek twórczości literackiej do historii może być rozmaity. Skala jego sięga od imperatywu<pe><slowo_obce>imperatyw</slowo_obce> (z łac.) --- nakaz, zasada.</pe> wizji, od idei historycznej, która w umyśle twórcy samorodnie obleka się w ciało, stwarzając wiekuiście żywy świat postaci, aż do inteligentnej, świadomej <wyroznienie>roboty</wyroznienie>, która doświadczenie pisarza oddaje w służby obranego tematu. Ten typ <wyroznienie>transkrypcji</wyroznienie><pe><slowo_obce>transkrypcja</slowo_obce> --- tu: przetworzenie, wykorzystanie materiału historycznego w celach literackich.</pe> historycznej --- w powieści zwłaszcza --- stał się u nas w ostatnich czasach częsty i stanowi prąd raczej pożądany. W warunkach nowoczesnego ,,rynku'' literackiego, gdzie pisarz nakłada sobie niemal jako obowiązek częstą i regularną produkcję, łatwo grozi mu znużenie, wyczerpanie soków; tego rodzaju zwrócenie się od czasu do czasu do historii stanowi korzystny wypoczynek, odświeżenie tchnieniem innej atmosfery. A co się tyczy stosunku do prawdy historycznej (o ile w ogóle prawda historyczna nie jest mitem), ten rozstrzygnął lapidarnie stary Dumas-ojciec<pe><slowo_obce>Dumas, Alexandre, ojciec</slowo_obce> (1802--1870) --- francuski powieściopisarz i dramaturg; brał udział w rewolucji francuskiej z 1830 roku i walce o niepodległość Włoch; autor poczytnych powieści historycznych z wątkami awanturniczymi i romansowymi, np. <tytul_dziela>Trzej muszkieterowie</tytul_dziela> (1844).</pe> powiedzeniem: <slowo_obce>Il est permis de violer l'histoire à la condition de lui faire un enfant</slowo_obce><pe><slowo_obce>Il est permis de violer l'histoire à la condition de lui faire un enfant</slowo_obce> (fr.) --- Można gwałcić historię pod warunkiem, że się ją obdarzy dzieckiem.</pe>.<end id="e1323812529366-1140356425"/></akap>
+
+
+
+
+<akap>P. Krzywoszewski przystąpił do tego zadania ze swobodą, doświadczeniem i wprawą wieloletniego pracownika sceny. Chciał stworzyć widowisko sceniczne. Wziął jedną z najtragiczniejszych, najbardziej złożonych psychologicznie epok naszej historii; wplótł w nią jako akcję sztuki dramat trojga szlachetnych serc, który, wzięty serio, wystarczyłby na temat dla autentycznej tragedii Corneille'a<pe><slowo_obce>Corneille, Pierre</slowo_obce> (1606--1684) --- ojciec tragedii francuskiej, który doprowadził do odrodzenia teatru, przywrócenia antycznej zasady trzech jedności; jego największe dzieła to <tytul_dziela>Cyd</tytul_dziela> (1636) i <tytul_dziela>Andromeda</tytul_dziela> (1650).</pe>; nie dał się skusić czyhającym nań zapewne niebezpieczeństwom odruchu gryzącej satyry, krwawego bólu i wzruszenia i --- napisał sztukę teatralną na ogół barwną i zajmującą. W czasie wystawienia w Warszawie sztuka ta spotkała się z dość rzadkim w formie swej protestem pewnej młodej grupy literackiej; trudno zrozumieć dlaczego, nie ma w niej bowiem żadnego szalbierstwa artystycznego, które nieraz tak drażniąco działa w naszych utworach teatralnych: nie podaje się ona za nic innego, niż jest w istocie.</akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1323812727969-3073182384"/><motyw id="m1323812727969-3073182384">Rozstanie</motyw>Andrzej i Małgosia kochają się; rozłączyła ich niechęć ojca Małgosi i zbytnia hardość Andrzeja: ona przyjęła narzucony jej związek ze starszym o lat dwadzieścia, zacofanym trochę, ale zacnym Chorążym, on, gorący patriota, zaciągnął się do wojska.<end id="e1323812727969-3073182384"/> Po kilku latach spotykają się znowu: raz na wsi, gdzie on ratuje jej życie w wypadku z saniami, <begin id="b1323812842292-1303591509"/><motyw id="m1323812842292-1303591509">Pojedynek, Honor</motyw>drugi raz na salonach warszawskich, gdzie Andrzej ma sposobność bronić jej czci przed natarczywością podpitych magnatów. Ale w szlachetnym ferworze on, prosty oficer, dobył szabli na jenerała artylerii Sapiehę<pe>prawdop. <slowo_obce>Sapieha, Kazimierz Nestor</slowo_obce> (1754--1798) --- generał artylerii litewskiej od 1773, jeden z marszałków Sejmu Czteroletniego i twórców Konstytucji 3 maja, uczestnik powstania kościuszkowskiego.</pe> i na wszechpotężnego hetmana Branickiego<pe><slowo_obce>Branicki, Ksawery</slowo_obce> (1730--18189) --- hetman wielki koronny od 1774, przywódca opozycji magnackiej, przeciwnik ustanowień Sejmu Czteroletniego, jeden z twórców konfederacji targowickiej.</pe>; grozi mu zguba.<end id="e1323812842292-1303591509"/> Na to zjawia się książę Józef<pe><slowo_obce>Poniatowski, Józef</slowo_obce> (1763--1813) --- bratanek Stanisława Augusta Poniatowskiego, generał, obrońca niepodległości, zwolennik Konstytucji 3 maja.</pe> (niestety, nie można powiedzieć utartym zwrotem, że był ,,jak ze starego portretu''!). W szczerej chęci ratowania swego oficera, błagany przez Chorążynę, wpada na pomysł godny szarmanta ,,spod Blachy'<pe><slowo_obce>Pałac Pod Blachą</slowo_obce> --- znajdujący się u podnóża Zamku Królewskiego w Warszawie, rezydencja księcia Poniatowskiego w latach 1798-1813; stanowił pierwszy salon warszawski, miejsce hucznych zabaw arystokracji.</pe>'. Trzeba działać szybko: jutro rano Branicki będzie już ze skargą u króla; należy go uprzedzić. <begin id="b1324234789394-3781188850"/><motyw id="m1324234789394-3781188850">Przebranie</motyw>Książę pożycza Chorążynie swego płaszcza, pieroga<pe><slowo_obce>pieróg</slowo_obce> --- tu: charakterystyczne nakrycie głowy.</pe> i karety; niechaj w tym przebraniu, korzystając z nocnego mroku, dostanie się do gabinetu króla, gdzie toczą się właśnie ważne obrady i niech wybłaga u niego łaskę.<end id="e1324234789394-3781188850"/> (Nawiasem mówiąc, dowiadujemy się z tej sztuki, że to książę Józef był autorem tak wyświechtanego później dowcipu: ,,<wyroznienie>To się zdarza w najlepszych familiach</wyroznienie>'', tylko bowiem chyba nakaz źródłowej prawdy historycznej mógł skłonić autora do włożenia tego konceptu w jego usta).</akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1323813066400-55256847"/><motyw id="m1323813066400-55256847">Król, Państwo</motyw>Akt trzeci ukazuje nam wnętrze gabinetu Stanisława Augusta<pe><slowo_obce>Poniatowski, Stanisław August</slowo_obce> (1732--1798) --- ostatni król Polski w latach 1764-1795; przyczynił się do rozwoju gospodarczego i kulturalnego kraju.</pe>; król, stary, znużony i zwątpiały, słucha dalekiej fujarki pastuszej, ociągając chwilę narad, w której najlepsi synowie kraju pchają go do stanowczej decyzji, do przeparcia w najbliższych dniach na sejmie wiekopomnej konstytucji.<end id="e1323813066400-55256847"/> Patriotyczne, ale mało sceniczne wywody Kołłątaja<pe><slowo_obce>Kołłątaj, Hugo</slowo_obce> (1750--1812) --- wszechstronny humanista, członek Komisji Edukacji Narodowej, współtwórca Konstytucji 3 maja.</pe>, Ignacego Potockiego<pe><slowo_obce>Potocki, Ignacy</slowo_obce> (1750--1809) --- działacz polityczny, członek Komisji Edukacji Narodowej, współtwórca reform Sejmu Czteroletniego, Konstytucji 3 maja.</pe> etc. urozmaica <slowo_obce>intermezzo<pe><slowo_obce>intermezzo</slowo_obce> (wł., muz.) --- fragment muzyczny o lżejszym i pogodnym charakterze włączony do opery.</pe></slowo_obce> w postaci wtargnięcia Chorążyny. Plan księcia Pepi<pe><slowo_obce>książę Pepi</slowo_obce> --- przezwisko księcia Józefa Poniatowskiego.</pe> powiódł się; król ubawiony, rozczulony po trosze, darowuje łaską krewkiego oficera.</akap>
+
+
+
+
+<akap>Akt czwarty wreszcie rozgrywa się w przedsionku gmachu sejmowego; podczas gdy w sali obrad spełnia się wielkie dzieło narodowego odrodzenia, tutaj pani Małgosia w skromnym kobiecym zakresie zdobywa się na czyn nie mniej heroiczny: wzruszona szlachetnością męża, mając zostawiany sobie wolny wybór, wybiera --- drogę obowiązku. Na to dzwony biją, lud wiwatuje, słowem, jak zapowiadał afisz --- <wyroznienie>wielki dzień</wyroznienie>.</akap>
+
+
+
+
+<akap>Zgodnie z założeniem sztuki rysunek występujących figur jest raczej lekkim zaznaczeniem w duchu popularnej tradycji niż śmiałym osobistym ich ujęciem. Prócz konwencjonalnych bohaterów romansu w akcji biorą udział takie postacie jak: król Stanisław August, książę Józef, hetman Branicki, Niemcewicz<pe><slowo_obce>Niemcewicz, Julian Ursyn</slowo_obce> (1758--1841) --- pisarz, publicysta, działacz Stronnictwa Patriotycznego.</pe>, Kołłątaj, Potocki, Małachowski<pe><slowo_obce>Małachowski, Stanisław</slowo_obce> (1736--1809) --- referendarz wielki koronny, marszałek Sejmu Czteroletniego, przywódca centralnej frakcji Stronnictwa Patriotycznego.</pe> etc.; wysnucie z gry tych charakterów głębszych konsekwencji zaprowadziłoby niechybnie autora daleko poza ramy komediowego widowiska, jakie sobie zamierzył. W zamian za to kunszt aktorski niewiele znajduje w tym utworze pola do popisu. Najwdzięczniejsze stosunkowo role króla Stanisława Augusta oraz hetmana Branickiego zyskały dobrych przedstawicieli w pp. Jednowskim<pe><slowo_obce>Jednowski, Marian</slowo_obce> (1873--1932) --- właśc. Marian Jednoróg; aktor.</pe> i Szymborskim<pe><slowo_obce>Szymborski, Wacław</slowo_obce> (1866--1932) --- aktor.</pe>; postacie szlachetnych kochanków starali się ożywić własnym ciepłem p. Jarszewska<pe><slowo_obce>Jarszewska, Wanda</slowo_obce> (1888--1964) --- aktorka.</pe> i p. Staszewski. Wreszcie słuszność każe zaznaczyć, iż tego rodzaju sztuki ,,wystawowe'' na scenie krakowskiej, wobec jej skromnych środków, pozbawione są wielu swoich atutów, ocena zatem wrażenia może być poniekąd tylko połowiczną.</akap>
+
+
+<naglowek_rozdzial>,,Parlamentyzacja'' teatru</naglowek_rozdzial>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1323813526707-3842120413"/><motyw id="m1323813526707-3842120413">Teatr</motyw>Ostatnie lata, w których natłok doniosłych problemów politycznych pochłonął całą niemal umysłowość narodu i wyssał zeń wszystkie soki żywotne, wpłynęły oczywiście zasadniczo i na stosunek publiczności do tzw. sztuki. Jak tę zmianę określić? Zobojętnienie? Ależ każdy obraz, jaki się pojawi na wystawie, nosi kartkę tak rzadką, tak sensacyjną dawniej wśród rzeszy malarskiej: <wyroznienie>zakupione</wyroznienie>; książki mimo szalonych cen ,,idą'' jak nigdy; dwa teatry, koncerty, stale pełne... A jednak tak; sztuki konsumuje Kraków więcej, być może wskutek przesunięć, jakie zaszły w podziale dóbr świata i specjalnych warunków pieniądza, ale interesuje się nią mniej. Nie należę bynajmniej do tych, którzy by z żalem wspominali dawną ,,intelektualną'' atmosferę Krakowa i przeciwstawiali ją obecnemu ,,zdziczeniu''; przeciwnie. Grunt w tym, aby była woda: jakie młyny na niej staną i co będą mełły, to rzecz przyszłości. Aż do błogosławionej, po trzykroć błogosławionej doby wojennej tragiczną cechą naszego miasta był absolutny brak wody, a wszystkie inteligentne i intelektualne młynki wznosiły się dumnie na piasku. Mówię to naturalnie w znaczeniu środków realizacji; tym większy honor dla Krakowa, iż w tych warunkach życie jego duchowe było tak intensywne.</akap>
+
+
+
+<akap>Przytoczony objaw spotykamy tedy i w kwestii teatru. Jak wspomniałem, teatr jest stale pełny, ogonek przy kasie taki, jak gdyby sprzedawano w niej co najmniej szmalec amerykański. Ale jakże daleko jesteśmy od czasów, kiedy Kraków istniał od jednej do drugiej <wyroznienie>premiery</wyroznienie> przeżywaniem czy przeżuwaniem (jak kto woli) arcygłębokich, artystycznych wrażeń i ,,dreszczów''. Dziś ,,nowy człowiek'' kupuje bilet, przyjmuje bez wielkich dociekań kęs strawy duchowej, jaki mu podadzą, idzie zapić go piwem do restauracji i kołysany dźwiękami walczyka przechodzi myślą do spraw serio, kombinując możliwie głębokie zapuszczenie ręki w kieszeń bliźniego swego przy możliwie najmniejszym ryzyku kryminału. Co mu tam repertuar, aktorzy! Ot, spędził wieczór i koniec, zawsze to jakaś odmiana po codziennym kinie.</akap>
+
+<akap>W ślad za publicznością prasa, to wierne odbicie życia, również przestała się interesować teatrem.</akap>
+
+
+
+
+<akap>,,Jak to!'', powie ktoś, toć od miesięcy całych o niczym nie ma mowy w prasie tak często, jak o teatrze. Och! to całkiem co innego; to nie teatr, to ,,kampania teatralna''. I oto dotknęliśmy arcyciekawego problemu: <wyroznienie>wpływów życia politycznego na formy życia artystycznego</wyroznienie>. Objawowi temu przyglądam się od dłuższego czasu z daleka, z uciechą niemałą a niczym niezmąconą, ile że sama kwestia jest mi dość obojętna.</akap>
+
+
+
+
+<akap>,,Polityka'' teatralna istniała i istnieć będzie zawsze. O niciach tej polityki długo by i szeroko mówić. Ludzie są ludźmi i zawsze znajdzie się dość pobudek, które dany dziennik lub osobę nastrajają bardziej lub mniej czule względem danej dyrekcji. Ale dyrektor był dzierżawcą teatru, samowładnym panem w swojej budzie na lat sześć, przeto polityka teatralna obracała się jedynie koło szczegółów, nie godziła w jego zasadnicze ,,być albo nie być''. Wyjątek stanowił schyłek sześciolecia i bliski koniec dzierżawy, który wytwarzał pewien rodzaj przedwyborczego podniecenia; ale zazwyczaj po sześcioletnim wytrwaniu każdy dyrektor własnowolnie się kwapił do pakowania manatków. Rzadko widziałem równie promieniejącego człowieka, jak Adam Siedlecki<pe><slowo_obce>Grzymała-Siedlecki, Adam</slowo_obce> (1876--1967) --- dyrektor Teatru im. Słowackiego w latach 1916--1918.</pe> na swojej uczcie pożegnalnej.</akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1323813293578-2440430059"/><motyw id="m1323813293578-2440430059">Polityka, Teatr</motyw>Od czasu umiastowienia, czyli <wyroznienie>parlamentaryzacji</wyroznienie> teatru, zmieniła się fizjonomia tego stosunku. Rzecz przedstawia się tak: Dyrektor teatru to <wyroznienie>premier</wyroznienie>, któremu poruczono<pe><slowo_obce>poruczyć</slowo_obce> (z czes.) --- powierzyć coś ważnego do zrobienia lub oddać coś w opiekę komuś zaufanemu.</pe> utworzenie gabinetu; prasa i wszystko, co się koło niej skupia, to rozmaite stronnictwa polityczne, coś niby Izba posłów. Otóż z chwilą ukonstytuowania gabinetu dyrekcji kształtują się stosunki stronnictw, tworzy się prawica i lewica, powstaje opozycja dążąca do konsolidacji<pe><slowo_obce>konsolidacja</slowo_obce> (z łac.) --- połączenie, zjednoczenie.</pe> partii, utworzenia bloku i obalenia gabinetu, aby samemu stać się rządem; rządem, przeciw któremu znowuż utworzy się blok etc., etc. Poszczególne sztuki to niby dyskusje parlamentarne; dyrekcja <wyroznienie>chwieje się</wyroznienie> po sztuce p. X, tak jak rząd po jakimś ,,<wyroznienie>Przyczynku do ustawy o stemplowaniu banknotów</wyroznienie>''; to znów wzmacnia swoje stanowisko sztuką nieboszczyka Y lub Z, jak gabinet jakimś ,,<wyroznienie>uniwersalnym dodatkiem drożyźnianym</wyroznienie>''. Powstają nawet formy obstrukcji dążącej do uniemożliwienia dyskusji, tj. przedstawienia. W każdym razie ,,przesilenie'' gabinetowe wisi nieustannie na włosku i, skoro <wyroznienie>opozycja</wyroznienie> uzyska w danej chwili większość, odczuwa się w niej jakby zdziwienie i zniecierpliwienie, iż premier, przepraszam, dyrektor, nie ,,wyciąga konsekwencji'' z tego faktu.</akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1323813651734-2329750706"/><motyw id="m1323813651734-2329750706">Artysta, Twórczość, Teatr</motyw>A sztuka, autorzy, aktorzy? Mam wrażenie, że zeszli po prostu do roli pionków czy figur na szachownicy, na której prowadzi się tę kampanię dążącą do triumfalnego <wyroznienie>szach-mat</wyroznienie>! Nikt wszak nie wymaga od polityka, aby wyrażał uznanie dla talentów oratorskich lub mądrości politycznej mówcy wrogiego mu w danej chwili stronnictwa; ,,koniunktura'' polityczna stanowi o wszystkim. Stąd te nieprawdopodobne, głęboką humorystyką tracące różnice w ocenie danego utworu lub jego wykonania w poszczególnych organach ,,opinii''. Rzecz z natury swojej tak swobodna i kapryśna, jak indywidualny stosunek krytyka do przejawów sztuki, staje się matematycznie wykreśloną i dającą się z góry przewidzieć linią programu ,,politycznego''.<end id="e1323813293578-2440430059"/></akap>
+
+
+
+<akap>Nie żal mi dyrektora, trudno: <slowo_obce>qui a terre, a guerre<pe><slowo_obce>qui a terre, a guerre</slowo_obce> (przysł. fr.) --- kto ma ziemię, temu grozi wojna.</pe></slowo_obce>. Mniej żal mi też autorów; mimo że dzisiaj grzbiet ich jest tą ,,udeptaną ziemią'', na której toczą się homeryckie boje okołoteatralne, ci wybrańcy Muz mogą zawsze od wyroków współczesnych apelować do potomności, choćby bardzo odległej. Przed tym też forum rozstrzygnie się ostatecznie problem twórczości p. Katerwy<pe><slowo_obce>Katerwa, Bohdan</slowo_obce> (1881--1949) --- właśc. Szczepan Jeleński, inżynier, pisarz, autor <tytul_dziela>Śladami Pitagorasa</tytul_dziela> i <tytul_dziela>Lilavati. Rozrywki matematyczne</tytul_dziela> --- popularnych pozycji promujących naukę matematyki.</pe> lub p. Konczyńskiego<pe><slowo_obce>Konczyński, Tadeusz</slowo_obce> (1875--1944) --- pisarz, reżyser teatralny, redaktor ,,Ilustrowanego Kuriera Codziennego" w latach 1914--1918; pasjonat piłki nożnej i założyciel kilku klubów piłkarskich, w tym do dziś istniejącej Wisły Kraków.</pe> (zestawiam tylko, nie porównuję). Ale najgorzej, mam wrażenie, wychodzą na tym <wyroznienie>aktorzy</wyroznienie>, to znaczy ci, którzy na przekór wszelkim ,,reformom'' i ,,odrodzeniom'' teatru zawsze będą stanowić jego rdzeń i istotę.</akap>
+
+
+
+
+<akap>Te delikatne organizacje artystyczne, te przeczulone kłębki nerwów, tak słusznie wrażliwe i drażliwe na współczesną i doraźną ocenę, jaką przedstawia dla nich świstek dziennika --- gdyż dla nich, biednych, żadne odwołanie do potomności nie istnieje! --- zasługują doprawdy, aby ich pracę i ich świątynię oceniano rzeczowo, uważnie, pieczołowicie, a nie gdzieś kątem, wśród huraganowego ognia ostrzeliwujących się wzajem pozycji nieprzyjacielskich.</akap>
+
+
+
+
+<akap>Praca twórcza prawdziwego aktora-artysty jest tak wyczerpująca nerwowo, tak bardzo musi w niej, wedle francuskiego wyrażenia, ,,płacić swoją osobą'', iż niezbędnym warunkiem dla niej jest atmosfera szczerego i troskliwego zainteresowania: wówczas jedynie znajduje aktor podnietę, aby wydać z siebie, co ma najlepszego. To zainteresowanie było jedną z przyczyn, dla których kunszt aktorski w naszym teatrze za czasów Pawlikowskiego<pe><slowo_obce>Pawlikowski, Tadeusz</slowo_obce> (1861--1915) --- dyrektor Teatru im. Słowackiego w latach 1893--1899 i 1913--1915, później teatru lwowskiego.</pe> wzniósł się tak wysoko. <begin id="b1324228738537-3468672568"/><motyw id="m1324228738537-3468672568">Warszawa</motyw>Kraków, z punktu widzenia aktora, jest sam przez się miastem raczej obojętnym i niewdzięcznym; to nie Warszawa, gdzie, jak głoszą legendy teatralne, pierwszy kochanek<pe><slowo_obce>pierwszy kochanek</slowo_obce> --- tu: aktor wyspecjalizowany w odgrywaniu roli amanta.</pe> mógłby siennik wypchać bilecikami miłosnymi, jakie otrzymuje co dzień. Dlatego tak trudno jest dyrekcji teatru utrzymać w Krakowie zdolnego aktora, a zwłaszcza aktorkę; na pierwsze skinienie Warszawy uciekają tam pędem, choć czasem później przychodzi im tego żałować. <begin id="b1323906009471-3703366"/><motyw id="m1323906009471-3703366">Kawiarnia</motyw>Ale trudno; tam szumi ,,nurt życia'', a u nas po wyczerpującym spektaklu, w którym artysta cisnął publiczności strzęp duszy i nerwów, czeka go jako jedyne wytchnienie skromna, własnym sumptem<pe><slowo_obce>sumpt</slowo_obce> (przest.) --- koszt.</pe> spożyta kolacyjka w ,,Grocie''<pe><slowo_obce>,,Grota''</slowo_obce> --- młodopolska kawiarnia artystyczna przy ul. Floriańskiej 45 w Krakowie, otwarta w 1895 roku, obecnie zwana (od nazwiska założyciela Jana Apolinarego Michalika) Jamą Michalika. Miejsce założenia i występów kabaretów Zielony Balonik i Szopka.</pe> okraszona szklaneczką piwa i gazetą.<end id="e1323906009471-3703366"/><end id="e1324228738537-3468672568"/> Rzuca się na nią, szuka tej ,,recenzji'', która, w dzienniku przepełnionym przeczącymi sobie co dzień depeszami, ledwie na trzeci lub czwarty dzień znajdzie dla siebie jakiś maleńki skrawek miejsca, przebiega gorączkowo oczami i czegóż się z niej dowie? Tego, czy w polityce teatralnej krytyk należy do ,,skrajnej lewicy'' czy ,,lewego centrum'' etc.<end id="e1323813651734-2329750706"/> A jak to działa pedagogicznie, oto przykład. Wpadł mi w ręce numer pisma ,,Światłocienie'' wydawanego przez młodzież gimnazjalną. Krytyk teatralny (jest nim pewien uczeń klasy szóstej), widocznie ,,antyblokowy'', tak pisze: ,,Reżyserował <tytul_dziela>Krąg interesów<pe><slowo_obce>Krąg interesów</slowo_obce> --- sztuka hiszpańskiego dramaturga Jacinta Benavente'a z 1909, wystawiona w teatrze im. Słowackiego 22 lutego 1919 roku.</pe></tytul_dziela> dyrektor Trzciński<pe><slowo_obce>Trzciński, Teofil</slowo_obce> (1878--1952) --- dyrektor i reżyser teatralny, recenzent m.in. ,,Czasu'', kierownik Teatru im. Słowackiego w latach 1918--1926 i 1929--1932, także teatrów we Lwowie i Poznaniu; za jego dyrektury na scenie krakowskiej debiutował Witkacy, wystawiono wielokrotnie Fredrę; zasłynął plenerowym spektaklem<tytul_dziela> Odprawy posłów greckich</tytul_dziela>, niekanonicznym ujęciem <tytul_dziela>Kordiana</tytul_dziela> i <tytul_dziela>Dziadów</tytul_dziela>.</pe> i wykazał, że dyletant<pe><slowo_obce>dyletant</slowo_obce> (z wł.) --- człowiek poświęcający się czemuś w sposób niezawodowy.</pe> o wielkiej kulturze artystycznej może oddać w teatrze większe usługi aniżeli rutynowany fachowiec''. Będąc w wieku tego krytyka, kochałem się zupełnie bezkrytycznie w Teci Trapszównie<pe><slowo_obce>Trapszo-Krywultowa, Tekla</slowo_obce> (1873--1944) --- aktorka.</pe>, na współkę z moim sąsiadem, młodym uczniem konserwatorium. Jednego dnia pianista otruł się; na wiadomość o tym zakradłem się do jego pokoju i bez najmniejszego wahania przed nadejściem władz ściągnąłem dużą fotografię Trapszówny, przedmiot mojej zazdrości i pożądania. Stała na stoliczku przy łóżku. Tak, wówczas teatr był <wyroznienie>żywotną</wyroznienie> instytucją.</akap>
+
+
+
+<akap>Przechodzę do konkluzji, którą rzucam, ot, na wiatr, jak człowiek stojący niezmiernie daleko od wszystkich tych bojów. A mianowicie: czy jeżeli chcemy mieć naprawdę dobry teatr nie byłoby wskazanym zamiast tej namiętnej kampanii okołoteatralnej próbować stworzyć trochę <wyroznienie>atmosfery</wyroznienie> teatralnej, a raczej wskrzesić tę, która istniała dawniej? A gdyby nawet synowie nasi, nawiązując do przerwanych tradycji, mieli się kochać w aktorkach, zdaje mi się, że w tej paskarskiej<pe><slowo_obce>paskarski</slowo_obce> --- tu: bezwzględnie skupiający się na dochodach, wymiernych korzyściach.</pe> epoce odrobina ideału uniesiona w życie jest tak cenną, iż żadnym ryzykiem nie można jej okupić zbyt drogo.<end id="e1323813526707-3842120413"/></akap>
+
+<naglowek_rozdzial>Kłopoty polskiego teatru</naglowek_rozdzial>
+
+
+
+
+
+<akap>Niedawno temu odbyła się z inicjatywy ,,Zrzeszenia literatów'' dość ożywiona pogawędka czy dyskusja teatralna, w której garść ludzi interesujących się tą kwestią dała upust swoim poglądom. Znaczna część krytyk, a raczej ubolewań, odnosiła się do współczesnego repertuaru polskiego. Podnoszono, iż nie posiada on dostatecznego związku z życiem; wyrażano przekonanie, iż przekształcające się obecnie formy bytowania wpłyną też ożywczo na twórczość teatralną i pchną ją na nowe tory.</akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1323814344268-244304627"/><motyw id="m1323814344268-244304627">Teatr</motyw>Zarzuty zdają mi się słuszne, ale sama kwestia bardziej skomplikowana. Istotnie, jeżeli prawdziwym jest pogląd, że teatr jest najwierniejszym odbiciem danego społeczeństwa, to trzeba powiedzieć, iż produkcja teatralna polska ostatniego ćwierćwiecza stanowi osobliwy wyjątek od tego prawidła. Gdyby zestawić repertuar teatralny tego okresu, wątpię, czy mógłby ktoś mieć, nie mówię wierny, ale w ogóle jakikolwiek obraz życia polskiego.<end id="e1323814344268-244304627"/> Ale przede wszystkim porozumiejmy się co do pojęć. <begin id="b1324830165799-3347639831"/><motyw id="m1324830165799-3347639831">Czas, Sztuka</motyw>Ponieważ przedstawienie teatralne odbywa się <wyroznienie>co dzień</wyroznienie>, a ideałem jego, obowiązkiem niemal, jest dawać widzom zawsze świeży pokarm; ponieważ zaś, z drugiej strony, wielkie, twórcze dzieła pojawiają się <wyroznienie>rzadko</wyroznienie> i w nieregularnych odstępach, jasnym jest, że bieżący repertuar nie może się opierać na błyskach wielkiej twórczości, lecz na tej skromniejszej o wiele, ale mimo to cennej produkcji, której zadaniem jest, nie kusząc się o nieśmiertelność, dostarczyć co wieczora publiczności tematu do wzruszenia, myśli lub uśmiechu, aktorom pola do popisu w dobrze zbudowanych rolach, a teatrowi jego powszedniej strawy.<end id="e1324830165799-3347639831"/> Ten typ produkcji, u nas lekceważony, oceniany często fałszywą i niesłuszną miarą, jest w ostatnich czasach dość skąpy i nikły i nie odznacza się wysokim kulturalnym poziomem. Stąd konieczność tak obfitego sięgania po codzienny repertuar za granicę, która --- jak to podnoszono --- do ostatnich czasów wypełniała może więcej niż trzy czwarte całości; fakt bez wątpienia opłakany, w żadnym innym cywilizowanym społeczeństwie nie mający analogii.</akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1323814232206-2738271585"/><motyw id="m1323814232206-2738271585">Dziedzictwo, Teatr</motyw><begin id="b1323814311095-2115099738"/><motyw id="m1323814311095-2115099738">Historia, Teatr</motyw>Warunkiem istnienia rodzimego repertuaru jest ciągłość tradycji. Ta codzienna, powszednia twórczość teatralna, jest --- kiedy spojrzeć na nią z dalszej perspektywy --- niby piosnka ludowa raczej emanacją zbiorowej duszy społeczeństwa niż dziełem indywidualnego geniusza. Zupełnie wyraźnie występowało to niegdyś w owych <slowo_obce>commedia dell'arte<pe><slowo_obce>commedia dell'arte</slowo_obce> (wł.) --- włoska komedia ludowa z okresu XVI--XVIII wieku, grana przez wędrowne trupy teatralne. Oparta jedynie na zarysie scenariusza (głównym wątku, intrydze, schemacie scenicznym), pozostawiała aktorom wybór szczegółowych rozwiązań artystycznych.</pe></slowo_obce> lub starych farsach francuskich przechodzących z rąk do rąk, wciąż na nowo kształtowanych, upiększanych, przetwarzanych<pe><slowo_obce>lub starych farsach francuskich przechodzących z rąk do rąk, wciąż na nowo kształtowanych, upiększanych, przetwarzanych</slowo_obce> --- np. <tytul_dziela>Mistrz Pathelin</tytul_dziela> z ok. 1465 roku.</pe>. Ta linia np. farsy francuskiej ciągnie się nieprzerwanie od średnich wieków aż po dzień dzisiejszy; nie tamuje ona w niczym powstawania arcydzieł, przeciwnie, ułatwia je: od czasu do czasu farsa ta wyda jakiegoś <wyroznienie>Grzegorza Dandina</wyroznienie><pe><slowo_obce>Grzegorz Dandin</slowo_obce> --- pełen tytuł: <tytul_dziela>Grzegorz Dandyła albo mąż zmieszany</tytul_dziela>; komedia Moliera z 1668 roku.</pe> (tak, Grzegorza, mimo iż wiadomo mi od dziecka, że <wyroznienie>Georges</wyroznienie> znaczy Jerzy), jakieś <tytul_dziela>Wesele Figara<pe><slowo_obce>Wesele Figara</slowo_obce> --- pełen tytuł: <tytul_dziela>Szalony dzień, czyli wesele Figara</tytul_dziela>; komedia Pierre'a Beaumarchais'go z 1784 roku.</pe></tytul_dziela> Beaumarchais'go lub <tytul_dziela>Króla<pe><slowo_obce>Król</slowo_obce> --- wspólna komedia Gastona Caillaveta i Roberta de Flersa z 1908 roku.</pe></tytul_dziela> Caillaveta i Flersa<pe><slowo_obce>Caillavet i Flers</slowo_obce> --- dwaj francuscy dramaturdzy współpracujący w latach 1901--1915.</pe>; ale i w okresach, które dzielą od siebie wyjątkowe erupcje świeżej twórczości, taż sama farsa czy komedia francuska, niezawstydzona i niezakłopotana tym bynajmniej, szumi, pieni się, szaleje po scenie, podając sobie z rąk do rąk figury i sytuacje, nie siląc się być czymś więcej, niż tym, do czego ją Pan Bóg stworzył. W kilkunastu teatrach Paryża codziennie grywa się doskonałe sztuki --- ile z nich przejdzie do literatury?... Cóż za niedyskretne i niewłaściwe pytanie!...</akap>
+
+
+
+
+
+<akap>Teatr polski nie ma tak daleko sięgających tradycji, ale ma je piękne. Wyszedł on naprawdę --- nie ma wstydu tego powiedzieć, boć ostatecznie wszystko z czegoś się rodzi --- z końcem XVIII wieku z teatru francuskiego, zakwitł rychło cudownym geniuszem Fredry<pe><slowo_obce>Fredro, Aleksander, hrabia</slowo_obce> (1793--1876) --- komediopisarz, aforysta, pamiętnikarz, często osadzający swe sztuki w środowisku szlacheckim.</pe> i szedł niezmącenie po tej linii aż późno w głąb wieku XIX. Kulminacyjnym punktem jego rozwoju (mówię wciąż o <wyroznienie>ciągłości repertuaru</wyroznienie>, nie o poszczególnych talentach) jest okres znaczący się nazwiskami Zalewskiego<pe><slowo_obce>Zalewski, Kazimierz</slowo_obce> (1849--1919) --- dramatopisarz, krytyk teatralny, tłumacz, od 1875 redaktor założonego przez siebie ,,Wieku'', współdyrektor Warszawskich Teatrów Rządowych.</pe>, Blizińskiego<pe><slowo_obce>Bliziński, Józef Franciszek</slowo_obce> (1827--1893) --- komediopisarz i dramaturg, etnograf; wraz z Bałuckim czerpał z twórczości Fredry, czego dowodem jego komedie opisujące środowisko mieszczańskie.</pe>, Lubowskiego<pe><slowo_obce>Lubowski, Edward</slowo_obce> (1837--1923) --- autor powieści i komedii, te ostatnie wzorował na francuskim dramacie mieszczańskim.</pe>, Mańkowskiego<pe><slowo_obce>Mańkowski, Aleksander</slowo_obce> (1855--1924) --- autor powieści i komedii, głównie dotyczących szlachty z Podola.</pe>, Dobrzańskiego<pe>prawdop. <slowo_obce>Dobrzański, Stanisław</slowo_obce> (1848--1880) --- pisarz, tłumacz sztuk francuskich, reżyser, aktor w teatrze krakowskim, lwowskim i poznańskim.</pe>, Bałuckiego<pe><slowo_obce>Bałucki, Michał</slowo_obce> (1837--1901) --- autor powieści tendencyjnych i komedii przedstawiających życie mieszczaństwa w Galicji.</pe>, Jasieńczyka<pe><slowo_obce>Jasieńczyk, Marian</slowo_obce> (1855--1911) --- właśc. Wacław Karczewski; dziennikarz, powieściopisarz naturalistyczny.</pe> etc., etc. Wtedy istniał ciągły repertuar polski i był poniekąd odbiciem polskiej codzienności. Repertuar obcy, którym zasilały się polskie teatry, był wówczas również jednolity, oparty prawie wyłącznie na twórczości dramatycznej francuskiej: Augier<pe><slowo_obce>Augier Émile</slowo_obce> (1828--1889) --- francuski dramatopisarz, członek Akademii Francuskiej, autor komedii obyczajowych i społecznych.</pe>, Pailleron<pe><slowo_obce>Pailleron, Edouard</slowo_obce> (1834--1899) --- poeta i dramatopisarz; w 1868 zasłynął jednoaktówką <tytul_dziela>Le Monde où l'on s'amuse</tytul_dziela>, która zawierała liczne krytyczne aluzje do środowiska akademickiego.</pe>, Dumas syn<pe><slowo_obce>Dumas, Alexandre, syn</slowo_obce> (1824--1895) --- francuski pisarz, członek Akademii Francuskiej, autor powieści obyczajowych, komedii moralistycznych; w 1848 zasłynął <tytul_dziela>Damą kameliową</tytul_dziela>, po której powstały komedie, np. <tytul_dziela>Półświatek</tytul_dziela>, <tytul_dziela>Cudzoziemka</tytul_dziela>.</pe>, Sardou<pe><slowo_obce>Sardou, Victorien</slowo_obce> (1831--1908) --- francuski dramatopisarz, członek Akademii Francuskiej; autor komedii obyczajowych (<tytul_dziela>Pani Sans-Gêne</tytul_dziela> z 1893) i dramatów historycznych.</pe> etc. Najlepszym wyrazem tego teatru był styl warszawskich <tytul_dziela>Rozmaitości<pe><slowo_obce>styl warszawskich Rozmaitości</slowo_obce> --- chodzi o styl gry aktorskiej ugruntowany w warszawskim Teatrze Rozmaitości.</pe> </tytul_dziela>oraz Koźmianowska epoka w Krakowie<pe><slowo_obce>Koźmianowska epoka w Krakowie</slowo_obce> --- chodzi o lata 1865--1885, czyli mniej więcej czas kierowania teatrem krakowskim przez Stanisława Skorupkę i powstałą wówczas tzw. szkołę gry krakowskiej.</pe>.<end id="e1323814232206-2738271585"/></akap>
+
+
+
+
+
+<akap>Dość nagłe odchylenie tej linii następuje w ostatnim dziesiątku lat ubiegłego wieku. Wskutek specjalnych warunków ówczesnego polskiego życia punkt ciężkości teatru, jak i wielu innych działów umysłowości polskiej, przenosi się na jakiś czas do Krakowa. Otóż w przeciwieństwie do Warszawy, Kraków przez swoje polityczne warunki, przez musową znajomość języka niemieckiego, daleko więcej wystawiony był na napór elementów germańskich, które w owym czasie zaczęły się narzucać teatralnej literaturze europejskiej, sztukując własne ubóstwo literaturą skandynawską. Prądy te znalazły nader skwapliwego odbiorcę w osobie Tadeusza Pawlikowskiego. Nie myślę bynajmniej zapoznawać jego zasług ani wysokiego znawstwa <wyroznienie>całej</wyroznienie> europejskiej teatrologii; ale był to temperament ponury, lubujący się w północnych samoudręczeniach, mgłach i nastrojach, któremu romańska pogoda, jasność spojrzenia i zwartość formy były raczej przeciwne i który też siłą swej wybitnej indywidualności pchnął teatr polski na te tory.</akap>
+
+
+
+
+<akap>Tak więc w bardzo krótkim stosunkowo czasie nastąpiła w naszych oczach przemiana; dojrzała, uśmiechnięta francuska mądrość życia została przez ówczesne młode pokolenie obrzucona epitetem <wyroznienie>płytkości</wyroznienie>; niezrównane, wiekową tradycją nabyte mistrzostwo sceny ochrzczono pogardliwie <wyroznienie>robotą</wyroznienie> i sztuczką; płody germańskiego ducha uzurpowały<pe><slowo_obce>uzurpować</slowo_obce> --- zagarniać, przywłaszczać.</pe> sobie monopol <wyroznienie>głębi</wyroznienie>. Wprowadzenie przed dwudziestu pięciu laty, wśród uroczystego bicia wielkich dzwonów, na krakowską scenę tego niestrawnego knedla<pe><slowo_obce>knedle</slowo_obce> (z niem.) --- okrągłe pierogi z ciasta mączno-ziemniaczanego nadziewane owocami, serem czy mięsem.</pe>, jakim była <tytul_dziela>Hannele</tytul_dziela><pe><slowo_obce>Hannele</slowo_obce> --- pełen tytuł: <tytul_dziela>Hanneles Himmelfahrt</tytul_dziela>; satyra na stosunki w administracji Gertharta Hauptmanna z 1884 roku.</pe> Hauptmanna<pe><slowo_obce>Hauptmann, Gerhart</slowo_obce> (1862--1946) --- niemiecki dramaturg, naturalista; podejmował problematykę społeczną, np. biedę tkaczy śląskich i ich buntu z lat czterdziestych XIX wieku --- <tytul_dziela>Tkacze </tytul_dziela>z 1892 roku.</pe> z niemieckim nauczycielem ludowym jako Chrystusem, przed którym to arcydziełem kazano nam padać na twarz niby przed objawieniem nowej sztuki, było zapoczątkowaniem kursu, jaki do dziś dnia pokutuje jeszcze tu i ówdzie po scenach polskich. Trzebaż to wreszcie powiedzieć: okres ten, tak wybitny pod względem reżyserskim, był pod względem repertuaru, a bardziej jeszcze ducha, odwróceniem teatru polskiego od jego wiekowych tradycji polsko-francuskich, a poddaniem go wpływowi i pośrednictwu Niemiec. Można się na to zapatrywać tak lub owak, ale trzeba to widzieć; otóż mam wrażenie, że przy wielokrotnym omawianiu owej epoki naszego teatru moment ten nigdy nie był jasno zaznaczony.</akap>
+
+
+
+
+<akap>Nie bez wpływu na to ,,przewartościowanie" był także pewien element, przez swą ruchliwość i ,,światowe obywatelstwo" tak znaczną odgrywający rolę w pośrednictwie duchowym pomiędzy nami a tzw. ,,Europą", która w zakresie teatru najczęściej bywała po prostu --- Berlinem. Mówię o czynniku semickim. Stara ta rasa, inteligentna, zblazowana i wciąż potrzebująca nowych podniet cerebralnych, chłonie przejawy sztuki nie tyle jako bezpośrednie wrażenie lub uczuciowe przeżycie, ile jako mózgową podnietę, nową szaradę<pe><slowo_obce>szarada</slowo_obce> (z fr.) --- tu: zagadka.</pe> do rozwiązania. Linia działalności politycznej inteligencji semickiej --- która, pamiętać to trzeba, stanowiła też u nas ważny odłam publiczności teatralnej --- każe jej być zawsze w awangardzie ,,postępu", a <wyroznienie>postępowość</wyroznienie> ta, przyrosła do jej sposobu myślenia, przenosi się również i w dziedzinę sztuki. Zmysł handlowy wreszcie czyni z tego elementu czuły sejsmograf<pe><slowo_obce>sejsmograf</slowo_obce> --- urządzenie, które rejestruje drgania powierzchni Ziemi podczas wstrząsów sejsmicznych.</pe> na wszelki świeży towar, na <wyroznienie>modę</wyroznienie>. Żywioł ten ciąży oczywiście do Niemiec, opanował tam zresztą w znacznej mierze teatr i prasę; cóż naturalniejszego, że stamtąd niósł nam ewangelię sztuki. Propagując teatr berliński, propaguje on poniekąd <wyroznienie>swój</wyroznienie> teatr. Harmonijna, zwarta, po tradycyjnej linii rozwijająca się kultura francuska jest duchowi semickiemu na ogół obca; nie przedstawia ani drażniącej łamigłówki dla mózgu, ani sposobności do hałaśliwego kolportażu, jakiej wciąż dostarcza niespokojna krzątanina niemieckiego parweniuszostwa<pe><slowo_obce>parweniuszostwo</slowo_obce> --- dorobkiewiczostwo.</pe>.</akap>
+
+
+
+
+<akap>Już to, nawiasem mówiąc, w ogóle francuska scena nie znajduje łaski w oczach ,,odnowicieli'' teatru. Teatr francuski? Thi, co to za teatr! Po prostu, tak wczoraj, jak i dziś, wyborni aktorzy wybornie grają wybornie napisane sztuki. Wrócisz do Paryża za dziesięć lat? Znowu, bestie, doskonale grają! Cóż to jest? To zastój, to marazm<pe><slowo_obce>marazm</slowo_obce> (z gr.) --- zastój, bierność.</pe>! Gdzie postęp, gdzie stylizacja, gdzie <wyroznienie>nowe prądy</wyroznienie>, gdzie (przede wszystkim!) miejsce dla <wyroznienie>reformatora</wyroznienie> teatru?<end id="e1323814311095-2115099738"/></akap>
+
+
+
+
+
+<akap>Przytoczę jeden przykład tego kręćka: Przed kilku laty jedna z najwybitniejszych polskich artystek<pe><slowo_obce>jedna z najwybitniejszych polskich artystek</slowo_obce> --- chodzi o Jadwigę Stanisławę Mrozowską (1880--1966).</pe> grywała równocześnie dwie sztuki dość pokrewne treścią oraz postacią bohaterki, mianowicie <tytul_dziela>Kobietę i pajaca<pe><slowo_obce>Kobieta i pajac</slowo_obce> --- powieść Pierre'a Louÿsa z 1898 roku.</pe></tytul_dziela> Pierre'a Louÿsa<pe><slowo_obce>Louÿs, Pierre</slowo_obce> (1870--1925) --- francuski pisarz, przedstawiciel symbolizmu; twórca zbioru poematów prozą --- <tytul_dziela>Pieśni Bilitis</tytul_dziela> (1894).</pe>, awanturę bezpretensjonalną i żartobliwą oraz <tytul_dziela>Demona ziemi</tytul_dziela><pe><slowo_obce>Demon ziemi</slowo_obce> --- sztuka Benjamina Franklina Wedekinda z 1895 roku.</pe> Franka Wedekinda<pe><slowo_obce>Wedekind, Frank</slowo_obce> (1864--1918) --- niemiecki dramatopisarz i poeta, uznany za prekursora ekspresjonizmu, który łączył z realizmem krytycznym; najbardziej popularna sztuka o satyrycznym zabarwieniu to <tytul_dziela>Przebudzenie wiosny</tytul_dziela> z 1891 roku.</pe>, również awanturę, tylko że pretensjonalną, nadętą i niedorzecznie tragiczną. Obie sztuki trzymały się wyłącznie efektowną rolą kobiecą. Trzeba było widzieć, jak pod wpływem panującej sugestii odnoszono się do tych dwóch sztuk: na pierwszą tłoczyła się wprawdzie publiczność, ale słuchała jej wstydliwie, z pobłażliwym, lekceważącym wzruszeniem ramion; <tytul_dziela>Demona ziemi</tytul_dziela> natomiast podawano i przyjmowano niby jakieś wysokie misterium!</akap>
+
+
+
+
+<akap>Do jakiego stopnia specyficznie ponure zabarwienie temperamentu Pawlikowskiego zidentyfikowało się w umysłowościach owej epoki z pojęciami o teatrze, może stanowić dowód, iż kiedy obecny dyrektor, człowiek, jak wiadomo, odznaczający się prywatnie złotym humorem i świetnym apetytem, zapragnął w pierwszych ,,czwartkach literackich''<pe><slowo_obce>,,czwartki literackie''</slowo_obce> --- nawiązanie to tzw. ,,obiadów czwartkowych'', tj. spotkań salonu oświeceniowego w Zamku Królewskim, na których poruszano sprawy polityki, kultury, prezentowano lżejszą twórczość literacką.</pe> streścić, jak się zdaje, swoje artystyczne <slowo_obce>credo<pe><slowo_obce>credo</slowo_obce> (łac.) --- zbiór przekonań, dosł. wyznanie wiary.</pe></slowo_obce>, podał nam jednym tchem jedną sztukę Ibsena<pe><slowo_obce>Ibsen, Henrik</slowo_obce> (1828--1906) --- norweski dramaturg, czołowy przedstawiciel nurtu krycznorealistycznego w Skandynawii; jego <tytul_dziela>Komedia miłości</tytul_dziela> z 1862 wywołała skandal ze strony mieszczaństwa.</pe>, jedną Przybyszewskiego<pe><slowo_obce>Przybyszewski, Stanisław Feliks</slowo_obce> (1868--1927) --- pisarz, dziennikarz, ekspresjonista i dekadent, czołowy twórca Młodej Polski i jej estetycznego programu --- <tytul_dziela>Confiteor</tytul_dziela> z 1899; redagował ,,Życie'' i ,,Zdrój''.</pe>, i jedną Strindberga<pe><slowo_obce>Strindberg, August</slowo_obce> (1849--1912) --- nowatorski pisarz szwedzki; ustanowił nowy język literacki, zaszczepił w Szwecji europejskie prądy literackie (np. naturalizm, ekspresjonizm); autor m.in. <tytul_dziela>Ojca </tytul_dziela>z 1887.</pe>, czyli sam ekstrakt owej germańsko-skandynawskiej kuchni.</akap>
+
+
+
+
+<akap>Mam przekonanie, że o ile krzyżowanie polsko-francuskie wydaje, jak w literaturze, tak i w teatrze, od biskupa Krasickiego<pe><slowo_obce>Krasicki, Ignacy</slowo_obce> (1735--1801) --- biskup warmiński i arcybiskup gnieźnieński, radaktor ,,Monitora'', wszechstronny autor oświeceniowy: poematów heroikomicznych, bajek, satyr, komedii, powiastek filozoficznych, encyklopedii, a także pierwszej polskiej powieści (przełomowe <tytul_dziela>Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki</tytul_dziela> z 1776 roku).</pe> aż po Gabrielę Zapolską<pe><slowo_obce>Zapolska, Gabriela</slowo_obce> (1857--1921) --- właśc. Maria Gabriela Śnieżko-Błocka, z domu Korwin-Piotrowska; pisarka, publicystka, także aktorka; zasłynęła z komedii demaskujących mieszczańską obłudę, np. <tytul_dziela>Moralność Pani Dulskiej</tytul_dziela> oraz <tytul_dziela>Ich Czworo</tytul_dziela> z 1904 roku.</pe>, zdrowe i dorodne potomstwo (sam Fredro jest cudownym wręcz dowodem, jak można, wyciągnąwszy z francuskiej kultury wszystkie soki, pozostać <wyroznienie>takim</wyroznienie> Polakiem; w żadnej innej kombinacji cud ten nie byłby do pomyślenia), o tyle krzyżowanie germańsko-polskie jest bezpłodne albo też rodzi dziwotwory<pe><slowo_obce>dziwotwór</slowo_obce> --- istota dziwaczna, straszydło.</pe>. Toż samo wpływy północne. Ibsen jest wielkim pisarzem, ani słowa; ale wszystkie te protestancko-pastorskie problemy sumienia, tak żywe, tak codzienne dla jakiegoś Ibsena czy Björnsona<pe><slowo_obce>Björnson, Björnstjerne</slowo_obce> (1832--1910) --- pisarz, publicysta, mówca i polityk norweski; od komedii <tytul_dziela>Nowożeńcy</tytul_dziela> z 1865 roku dokonał się przełom w jego twórczości, odszedł od estetyki idealistyczno-romantycznej na rzecz realistyczno-społecznej.</pe>, są dla naszej romańsko-katolickiej umysłowości najzupełniej obce: tak obce, jak jakieś punkty honoru japońskiego samuraja. Mogą nas zająć intelektualnie, ale w krew nie wejdą nigdy, oddźwięk zaś, jaki wywołają w naszej twórczości, będzie zawsze brzmiał sztucznie lub fałszywie.</akap>
+
+
+
+
+<akap>Poglądu na niepomyślne wyniki polsko-germańskiej symbiozy nie zachwieje chyba teatr Stanisława Przybyszewskiego, który tak znaczny wywarł wpływ na całe jedno pokolenie. Przybyszewski jest wielkim poetą lirykiem; jak wielkim, może ten tylko mieć pojęcie, kto czytał pierwsze jego utwory w oryginale, tj. po niemiecku<pe><slowo_obce>pierwsze jego utwory w oryginale, tj. po niemiecku</slowo_obce> --- tj.: <tytul_dziela>Zur Psychologie des Individuums. I. Chopin und Nietzsche. II. Ola Hansson</tytul_dziela> (<tytul_dziela>O psychologii jednostek</tytul_dziela>) z 1892, a zwłaszcza poematy prozą: <tytul_dziela>Totenmesse</tytul_dziela> (<tytul_dziela>Msza żałobna</tytul_dziela>) z 1893, <tytul_dziela>Vigilien</tytul_dziela> (<tytul_dziela>Wigilie</tytul_dziela>) z 1894, <tytul_dziela>De Profundis</tytul_dziela> z 1895, <tytul_dziela>Im Malstrom</tytul_dziela> (<tytul_dziela>W Malstrom</tytul_dziela>) z 1896, <tytul_dziela>Satanskinder</tytul_dziela> (<tytul_dziela>Dzieci Szatana</tytul_dziela>) z 1897 roku.</pe>; ale twórczość jego teatralna sprowadza się właściwie do jednego motywu, w którym jedynie jakiś sugestionujący poprzez dzieło element pasji wewnętrznej pisarza może przesłonić zahipnotyzowanemu widzowi straszliwe niedostatki środowiska, figur, dialogu etc. A już od ,,szkoły'' Przybyszewskiego w teatrze niech nas Pan Bóg broni!</akap>
+
+
+
+
+<akap>Nie chciałbym, aby mnie fałszywie rozumiano. Rolę, jaką Przybyszewski odegrał w swoim czasie jako <wyroznienie>wychowawca</wyroznienie>, uważam za niezmiernie zbawienną i płodną: pobyt jego w Krakowie i codzienne nasze obcowanie wspominam z najwyższą wdzięcznością i entuzjazmem. Ale jak każda potężna indywidualność był on niezmiernie wyłączny. Nietzsche<pe><slowo_obce>Nietzsche, Friedrich</slowo_obce> (1844--1900) --- filozof niemiecki, reprezentant irracjonalizmu i immoralizmu; sformułował koncepcje ,,woli mocy'' i ,,nadczłowieka''.</pe> w bardzo szczęśliwej definicji dzieli sztukę na dwie zasadnicze grupy <tytul_dziela>Rausch i Traum</tytul_dziela> (Szał i Sen). Przybyszewski znał tylko <slowo_obce>Rausch</slowo_obce>: sztukę jako konwulsyjne napięcie bólu, żądzy, tęsknoty, przerażenia. <slowo_obce>Traum</slowo_obce>, sztuka jako sen, w którym, jak w tafli zaczarowanego jakiegoś jeziora, odbija się obiektywnie a syntetycznie zarazem złuda życia, ten odłam sztuki zupełnie dla niego nie istniał. Pozwolę sobie przytoczyć zabawną anegdotę: Przybyszewski uwielbiał Słowackiego jako twórcę <tytul_dziela>Króla Ducha<pe><slowo_obce>Król Duch</slowo_obce> --- poemat historiozoficzny z okresu mistycznego Juliusz Słowackiego, który wydano po raz pierwszy w 1847 roku.</pe></tytul_dziela>; nie ręczę, czy go bardzo czytał, czy tylko odgadywał, dość że go uwielbiał. Otóż za jego pobytu w Krakowie dawano <tytul_dziela>Nową Dejanirę</tytul_dziela><pe><slowo_obce>Nowa Dejanira</slowo_obce> --- tragikomedia Juliusza Słowackiego z elementami zarówno realistycznymi, jak i genezyjskimi, wydana pośmiertnie w 1866 roku; obecnie znana pod tytułem <tytul_dziela>Fantazy</tytul_dziela>.</pe>; wybrał się do teatru jak na wielkie święto. Byłem z nim sam w loży. Zaledwie kurtyna się podniosła, podczas kiedy ze sceny lały się strumienie tej cudnej poezji, widziałem, iż ,,Przybysz'' kręci się coraz niecierpliwiej na krześle; w końcu ze swą naturą nerwowca niezdolnego do nałożenia sobie najmniejszego przymusu zerwał się, szepnął do mnie charakterystyczną chrypką: ,,Okrutnie tego Julka nie lubię!'' i --- <begin id="b1323814705347-3366125774"/><motyw id="m1323814705347-3366125774">Kawiarnia</motyw>drapnął przed końcem pierwszego aktu do ,,Turla''<pe><slowo_obce>,,Turl''</slowo_obce> --- zwany także ,,Paonem'', ,,Teatralką''; krakowska teatralna kawiarnio-restauracja znajdująca się przy ul. Szpitalnej 38, którą Florian Turliński założył w 1897 roku; jedna ze ścian pomieszczenia przeznaczona była na podpisy, wiersze i rysunki gości-twórców; kawiarnia ,,Paon'' wzięła nazwę od wiersza Maurice'a Maeterlincka <tytul_dziela>Paon nochalant</tytul_dziela> (<tytul_dziela>Paw nonszalancki</tytul_dziela>).</pe>.<end id="e1323814705347-3366125774"/> Można zrozumieć, jak dopiero z tego punktu patrzenia na sztukę przedstawiał się Mistrzowi, a zwłaszcza jego uczniom, repertuar teatralny Zalewskich, Przybylskich<pe><slowo_obce>Przybylski, Zygmunt</slowo_obce> (1856--1909) --- komediopisarz, recenzent ,,Słów'' i ,,Wieku'', w latach 1894--1896 dyrektor teatru lwowskiego, a 1896--1904 teatrzyku ogródkowego w Warszawie, znany z farsy <tytul_dziela>Wicek i Wacek</tytul_dziela> z 1896 roku.</pe> etc. Bałucki bodajże tragiczną śmiercią przypłacił bezgraniczną wzgardę, jaką uczuł się nagle obrzucony. W każdym razie nie była to atmosfera, która by sprzyjała rozwojowi dobrego, codziennego repertuaru; na drodze bowiem, na jaką wiódł Przybyszewski swoich wyznawców, talent średniej miary może tylko kark skręcić.</akap>
+
+
+
+
+<akap>Przybyszewski cudownie się spotkał z Pawlikowskim w swoich upodobaniach. Znał on i rozumiał jedynie teatr skandynawski i niemiecki; najwyższą koncesją, do jakiej na rzecz ducha ,,romańskiego'' się posuwał, był --- Maeterlinck<pe><slowo_obce>Maeterlinck, Maurice</slowo_obce> (1862--1949) --- belgijski pisarz, dramaturg, twórca dramatu symbolicznego, np. <tytul_dziela>Peleas i Melizanda</tytul_dziela> z 1893 roku.</pe>! Ustępstwo, jak widzimy, nieduże.</akap>
+
+
+
+
+
+<akap>Twórczość Przybyszewskiego prowadzi nas pośrednio do ciekawego momentu polskiego życia artystycznego, tj. do <wyroznienie>emigracji</wyroznienie>.</akap>
+
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1323814842860-862735077"/><motyw id="m1323814842860-862735077">Emigrant, Patriota</motyw>Emigracja artystyczna odbywała się u nas ciągle aż do ostatniej chwili. Nie tylko wypadki polityczne, ale i inne warunki związane z okaleczeniem, podwiązaniem naszego duchowego życia były jej przyczyną. Można by wymienić litanię całą nazwisk artystów, którzy --- mówiąc już tylko o ostatnim pokoleniu --- lata całe spędzili poza granicami. Nawet ci, którzy niby żyli w kraju, przebywali w nim często jak przelotne ptaki, ,,żurawce''<pe><slowo_obce>,,żurawiec''</slowo_obce> --- określenie z <tytul_dziela>Wesela</tytul_dziela> Stanisława Wyspiańskiego, akt I, sc. 25.</pe>, nie zadomowiając się, wyglądając chwili odlotu. Kto zna powieści polskie lat ostatnich, ten zauważył, że w większości ich połowa akcji toczy się za granicą, najczęściej w Paryżu. Otóż na emigracji może powstać wielka poezja, ale nie może powstać bieżący repertuar teatralny wyrażający współczesne życie. Przybyszewski jest najczystszym typem tej emigracji, zawieszonej pomiędzy niebem a ziemią, nie żyjącej, ściśle biorąc, w żadnym społeczeństwie. Nie zna nawet języka, jakim w Polsce ludzie potocznie mówią, nie zna nic pośredniego między swą przepiękną poetycką prozą a okropnym żargonem kawiarnianej cyganerii, jakim bezwiednie zarywają bohaterowie jego powieści i dramatów...<end id="e1323814842860-862735077"/></akap>
+
+
+
+
+
+<akap>Nastręczają mi się w tym przedmiocie dwa charakterystyczne fakty. Przed kilku laty teatr krakowski wystawił sztukę obecnego sprawozdawcy z kongresu pokojowego, p. Korab-Kucharskiego<pe><slowo_obce>Korab-Kucharski, Henryk</slowo_obce> (1891--1954) --- dziennikarz.</pe>, stale osiadłego w Paryżu. Akcja sztuki napisanej po polsku rozgrywała się we Francji, w Bretanii<pe><slowo_obce>Bretania</slowo_obce> --- region w północno-zachodniej Francji.</pe>. Było to jedyne przedstawienie, na którym byłem świadkiem, jak w teatrze rozległy się gwizdania. Czemu, niepodobna właściwie określić. Coś podobnego zdarzyło się teraz na sztuce <tytul_dziela>Granith et Hymen<pe><slowo_obce>Granith et Hymen</slowo_obce> --- farsa Rogera Dicksona.</pe></tytul_dziela>, a autorem jej jest również dobrowolny emigrant, który przebył pół życia za granicą, zresztą bardzo inteligentny i kulturalny człowiek. (Przed kilku laty czytałem w rękopisie inną jego sztukę pisaną po polsku, a rozgrywającą się w sferach najwyższej arystokracji francuskiej, której zapewne autor nigdy nie oglądał. Znam innego znowuż wybitnego pisarza polskiego, który włożył wiele pracy w to, aby napisać po francusku farsę pt. <tytul_dziela>Cardon s'il vous plait!<pe><slowo_obce>Cardon s'il vous plait!</slowo_obce> --- tłum pol. <tytul_dziela>Panie Cardon, proszę!</tytul_dziela></pe></tytul_dziela> i dokładał starań, by ją wystawić w Paryżu...). Dwa rzadkie a przykre incydenty teatralne, które przytoczyłem poprzednio, świadczą, jak delikatne są w teatrze włókna porozumienia ze społeczeństwem i jak trudno je zachować, nie żyjąc co dzień jego życiem.</akap>
+
+
+
+
+
+<akap>Innego znów rodzaju zjawisko emigracji przedstawia Tadeusz Rittner<pe><slowo_obce>Rittner, Tadeusz</slowo_obce> (1873--1921) --- pseud. Tomasz Czaszka; dramatopisarz, prozaik, krytyk teatralny, twórca nowoczesnej komedii, np. <tytul_dziela>W małym domku</tytul_dziela> (1904) <tytul_dziela>Głupi Jakub</tytul_dziela> (1910); pisał zarówno po polsku, jak po niemiecku.</pe>, nie posiadający wskutek tego dla dramaturgii polskiej ani w części tego znaczenia, do jakiego by mu wielki jego talent, kultura i praca dawały słuszne prawo.</akap>
+
+
+
+
+<akap>Trzeba przyznać z drugiej strony, że i samo społeczeństwo polskie stało się z biegiem czasu coraz trudniejsze do uchwycenia, do ujęcia w <wyroznienie>typy</wyroznienie>: bez tego zaś stypizowania, w którym jak w <slowo_obce>commedia dell' arte</slowo_obce> autor porusza z drobnymi zmianami tradycyjne marionetki, powszedni repertuar teatralny niełatwo może się obyć. Dawny szopkowy szlachcic, mieszczanin, chłop i Żyd nadzwyczaj się skomplikowali. Środowisko szlacheckie, tak żywo odbijające się jeszcze w utworach Blizińskiego, przestało zasilać twórczość teatralną; w znacznym stopniu straciło swą odrębność zewnętrzną, pochwycenie zaś jego świeżej treści wymagałoby zapewne zupełnie nowego ujęcia. Klasa średnia, mieszczańska, inteligencja, która z natury rzeczy nastręcza się wszędzie jako podłoże nowoczesnego repertuaru, znajduje się u nas jeszcze w płynnym stanie formacji: z jednej strony zasilana ciągłym napływem tracącej pod nogami ziemię (w dosłownym znaczeniu) szlachetczyzny, z drugiej inwazją elementu ludowego. Sam chłop wreszcie jakie przechodzi przeobrażenia! Jeżeli dodamy do tego zasadnicze rozłamy ,,kordonów''<pe><slowo_obce>kordon</slowo_obce> (z fr.) --- tu: granica między zaborcami.</pe>, stałe przesunięcie ośrodków życia politycznego poza granice kraju, brak stolicy, która by skupiała pełne życie narodu, różnoraką emigrację wreszcie, nowoczesne życie polskie przedstawi nam olbrzymi las indywiduów, ale bardzo mało <wyroznienie>typów</wyroznienie>. Zręczny pracownik sceniczny we Francji ma tych typów setki, leżą gotowe w pudełkach; tylko trochę je przemalować, trochę poprzemieszczać kombinacje sznureczków i można je puścić w ruch; u nas musiałby za każdym razem tworzyć samemu syntezę, a na to trzeba by może wzroku Balzaca albo też twórcy <tytul_dziela>Wesela</tytul_dziela>... A ja wciąż mówię tu nie o twórczości genialnej, tylko o tej, która jest podstawą dobrego codziennego repertuaru.</akap>
+
+
+
+
+<akap>Młody repertuar polski instynktownie ucieka od tej trudności, biorąc jako temat obserwacji najbliższe sobie środowisko ,,artystyczne''; najczęściej bohaterem sztuki jest malarz, poeta lub rzeźbiarz, tematem zaś jego erotyczne perypetie. Nie potrzebuję podkreślać, jakim zubożeniem motywów jest ta ,,<wyroznienie>droga najmniejszego oporu</wyroznienie>'' w obserwacji i jakim spaczeniem proporcji rzeczywistego życia.</akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1323814910015-1638776843"/><motyw id="m1323814910015-1638776843">Emigrant</motyw>I tu również wchodzą w grę następstwa <wyroznienie>emigracji</wyroznienie>, dla której stolik kawiarni literackiej staje się światem, a problemy z odpowiednią przesadą przy nim roztrząsane --- życiem.<end id="e1323814910015-1638776843"/></akap>
+
+
+
+
+<akap>Inne jeszcze może elementy, dodatnie same w sobie wpłynęły na wybicie z toru naszej codzienności teatralnej. Szukanie teatralnych walorów w chwale naszej literatury, wielkiej poezji romantycznej, wprowadziło na scenę polską szereg dzieł w założeniu na wpół tylko scenicznych, z jednej strony odwracając uwagę od przykazań teatralności, z drugiej zapładniając nieraz nowszą twórczość polską zjawiskiem jednym ze smutniejszych, tj. ,,wielką poezją drugiej klasy''. Zjawił się Wyspiański<pe><slowo_obce>Wyspiański, Stanisław</slowo_obce> (1869--1907) --- poeta, malarz, wybitny dramatopisarz, reformator teatru; pierwszy wystawił Mickiewiczowskie <tytul_dziela>Dziady</tytul_dziela> w 1901 roku; autor dramatów politycznych, filozoficzny, metafizycznych, np. <tytul_dziela>Wesela</tytul_dziela>.</pe>, człowiek teatralny nieskończenie twórczy sam dla siebie, ale groźny po prostu jako szkoła dla tych, co naśladują jego formę, zdolni najczęściej przejąć tylko jej braki, nie okupując ich jego duchem. Wszystko to razem wprowadziło opłakane lekceważenie teatralnego rzemiosła (pamiętam czas, w którym nazwisko <wyroznienie>Sardou</wyroznienie> było w kołach literackich obelgą, czymś w rodzaju <slowo_obce>sufragana</slowo_obce><pe><slowo_obce>sufragan</slowo_obce> (z łac.) --- biskup pomocniczy, podlegający<wyroznienie/> biskupowi.</pe>); wprowadziło na pewien czas dążenia teatralne pod znak fałszywej genialności, fałszywej głębi, fałszywej poezji. Teatr codzienny przestał być odbiciem życia, ponieważ przestał być <wyroznienie>szczerym</wyroznienie> wyrazem talentu i skali jednostek.</akap>
+
+
+<akap><begin id="b1323814986521-1379235232"/><motyw id="m1323814986521-1379235232">Literat</motyw>Ale co mówić teatr! A reszta? Biedna ta nasza literatura! Jeden pisarz, wykwintny krytyk, odkłada z westchnieniem tom Willy'ego<pe><slowo_obce>Willy</slowo_obce> (1856--1931) --- właśc. Henry Gauthier-Villars; francuski pisarz i dziennikarz, autor czterotomowej powieści-pamiętnika z lat 1900--1904 --- <tytul_dziela>Klaudyny</tytul_dziela>, która została jedynie przez niego zredagowana, a za jego namową napisana i ubarwiona erotycznymi wątkami przez jego żonę, Sidonię-Gabriellę Colette.</pe>, aby zasiąść do pisania artykułu jubileuszowego o Elizie Orzeszkowej<pe><slowo_obce>Orzeszkowa, Eliza</slowo_obce> (1841-1910) --- powieściopisarka, nowelistka; początkowo pozostawała w nurcie prozy tendencyjnej, problematyka społeczna zawsze była obecna w jej twórczości, ale późniejsze utwory charakteryzowały się pogłębioną psychologią, np. <tytul_dziela>Nad Niemnem</tytul_dziela> z 1888; jako publicystka walczyła o prawa kobiet.</pe>. Inny przerywa ze zgrzytaniem zębów trzydniową partię baka<pe><slowo_obce>bak</slowo_obce> --- bakarat, gra karciana.</pe>, aby kończyć ostatni rozdział powieści o <wyroznienie>obywatelskiej tendencji</wyroznienie>; rasowy pamflecista obmyśla nową sztukę o <wyroznienie>Księdzu Skardze</wyroznienie> albo o <wyroznienie>Unii lubelskiej</wyroznienie>; inny, wyga<pe><slowo_obce>wyga</slowo_obce> --- spryciarz, ktoś wyjątkowo obrotny.</pe> nad wygi, kropi ,,brylantową'' oktawą nową edycję <tytul_dziela>Króla Ducha</tytul_dziela>; inny, miłe dziecię salonów, skupia się do nowej <tytul_dziela>Mesjady</tytul_dziela>, etc. Trzeba znać literaturę polską nie tylko publicznie, ale i prywatnie, aby ocenić, do jakiego stopnia zalęgła się u nas zupełna rozbieżność pomiędzy myśleniem poufnym a oficjalnym. Czasem mogłoby się zdawać, że odwykliśmy po prostu od świadomości, że pierwszym, jedynym zadaniem pisarza jest wyrazić możliwie pełno i szczerze ludzką treść własną. <begin id="b1323815009105-1566489245"/><motyw id="m1323815009105-1566489245">Sława</motyw>Flaubert, szlifując przez sześć lat <tytul_dziela>Panią Bovary</tytul_dziela>, za którą miał w dodatku proces o obrazę moralności, bardziej zasłużył się ojczyźnie, niż gdyby był napisał sztukę o Joannie d'Arc<pe><slowo_obce>św. Joanna d'Arc</slowo_obce> (1412--1431) --- zwana Dziewicą Orleańską, bohaterka narodowa Francji; w 1429 w męskim przebraniu uratowała oblężony przez Anglię Orlean, zginęła spalona na stosie.</pe> i epopeję o świętym Ludwiku<pe><slowo_obce>Ludwiku IX Święty</slowo_obce> (1214--1270) --- król Francji; usprawnił administrację, system monetarny, zorganizował dwukrotnie krucjatę w celu odzyskania Ziemi Świętej.</pe>.<end id="e1323815009105-1566489245"/><end id="e1323814986521-1379235232"/></akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1323815043432-2865888669"/><motyw id="m1323815043432-2865888669">Twórczość</motyw>Żal mi tych ludzi, doprawdy! Jeżeli trud pisania nie ma być zaspokojeniem wewnętrznej, tajemniczej potrzeby wypowiedzenia samego siebie, za jakież ciężkie grzechy nakładać sobie tę mękę! Ale zresztą to zrozumiale; żyliśmy od tylu lat w tak anormalnej atmosferze, tak bez tlenu, bez powietrza, pod ciśnieniem tylu <wyroznienie>nakazów</wyroznienie>, literatura musiała pełnić tyle funkcji zastępczych, że wszystko można i trzeba zrozumieć. Ale teraz, uff! Odetchnijmy. Mamy Polskę, sejm, wojsko, dyplomację, będziemy mieli szkołę polską i oświatę ludową, niechże to wszystko działa jak najsprawniej, a literatura niech wróci do tego, co jest jej jedyną prawą funkcją. Nie znaczy to, iżby kiedykolwiek literatura nasza miała się wyrzec swoich wielkich narodowych i społecznych zadań; mamy, na szczęście, i będziemy mieli dosyć pisarzy, dla których te właśnie wartości będą pełnym i szczerym wyrazem ich istoty. Ale po cóż zaraz wszyscy --- z powołaniem czy bez --- mamy przyjmować święcenia kapłańskie!<end id="e1323815043432-2865888669"/></akap>
+
+
+
+
+<akap>A konkluzja tych bezładnych nieco uwag?</akap>
+
+
+
+
+<akap>Teatr polski swój dobry codzienny repertuar miał i niewątpliwie mieć będzie. A droga do tego, o ile mi się zdaje, byłaby: zacząć skromniej i naturalniej pojmować istotę teatru, odrzucić wszelkie szczudła i fałszywe piedestały, odrzucić te obce naleciałości, które są naszej indywidualności rasowej przeciwne; żyć w kraju pełnym życiem swego społeczeństwa; a wreszcie zwrócić oczy tam, skąd zawsze płynęły dla naszego teatru ożywcze soki. Zgodzić się z tym, że ze wszystkich rodzajów literackich w produkcję teatralną wchodzi największa dawka <wyroznienie>rzemiosła</wyroznienie>, którego nauczyć się można i --- trzeba. Jako dowód tego odrębnego charakteru twórczości teatralnej może służyć fakt, iż np. w zakresie lekkiej komedii współpracownictwo dwóch pisarzy daje tak dobre wyniki. To nie jest rzecz natchnienia; inwencja musi tu być kontrolowana zimną krytyką; konstrukcja komedii to sprawa inżynierska, gdzie jak przy budowie mostu wytrzymałość i obciążenie każdego punktu muszą być ściśle obliczone. A nawet humor, dowcip, rzecz na pozór tak samorzutna, ileż ma w sobie pierwiastków <wyroznienie>matematyki</wyroznienie> i jak szczęśliwie iskrzy się nieraz pod wpływem tarcia dwóch dobranych do siebie intelektów. Wreszcie w teatrach francuskich, mogących sobie pozwolić na kilkadziesiąt prób, na <wyroznienie>próbach</wyroznienie> odbywa się przykrawanie sztuki z udziałem reżysera, dawkowanie efektów sytuacji lub dialogu pod kontrolą żywego wrażenia; dlatego na przedstawieniu sztuka nie jest, jak to się zdarza u nas, nieobliczalną niespodzianką dla samego autora, ale leży na scenie i na aktorach niby ubranie doskonale zrobione na <wyroznienie>miarę</wyroznienie>. Ale przede wszystkim niech każdy, komu się świat w postaci scenicznej kształtuje, dąży do tego, aby wyrazić w tej formie to, co <wyroznienie>naprawdę</wyroznienie> jego samego cieszy, wzrusza lub bawi, a my nie żądajmy odeń czego innego jak szczerości i sumienności artystycznej. Im wyżej będziemy podnosić sztandar ,,wielkiej sztuki'', im więcej będziemy mówili o ,,dostojeństwie teatru'' i jego postulatach, o ,,misteriach'' polskich i o świętym Graalu<pe><slowo_obce>święty Graal</slowo_obce> --- według śrdw. legendy o królu Arturze i rycerzach Okrągłego Stołu to poszukiwane przez nich naczynie, z którego pił Jezus podczas Ostatniej Wieczerzy.</pe>, tym niżej będzie spadać nasza bieżąca twórczość teatralna. Załże się na śmierć. Wiadomo wszystkim, że w nauce śpiewu najważniejszą rzeczą jest naturalne <wyroznienie>ustawienie głosu</wyroznienie>; kto zacznie śpiewać nie swoim głosem, ten skończy ,,kogutkiem'' i zedrze się przedwcześnie.</akap>
+
+
+
+
+<akap>A co do <wyroznienie>wielkiej sztuki</wyroznienie>, ta odwiedzi nas, <wyroznienie>ilekroć przyjdzie jej samej ochota</wyroznienie> i potrafi na swój użytek rozszerzyć bodaj najskromniejsze ramy.</akap>
+
+<naglowek_rozdzial>Bezwiedne<pe><slowo_obce>bezwiedny</slowo_obce> --- tu: nieświadomy.</pe> ,,orientacje''</naglowek_rozdzial>
+
+
+<akap><begin id="b1324224354671-2992206392"/><motyw id="m1324224354671-2992206392">Dziedzictwo, Twórczość</motyw>Po ogłoszeniu moich uwag teatralnych, trącających pośrednio o wpływy francuskie i niemieckie odnośnie do naszego repertuaru, spotkałem się z licznych stron z zarzutami <wyroznienie>jednostronności</wyroznienie> w stosunku do literatury i kultury duchowej Niemiec a Francji etc. Dlatego pozwolę sobie w kilku słowach wyjaśnić moje stanowisko. Być może znów spotkam się z tym samym zarzutem; na to odpowiem chyba wykrzyknikiem, jakim wybuchał nieodżałowany grubas, śp. malarz Stanisławski<pe><slowo_obce>Stanisławski, Jan Grzegorz</slowo_obce> (1860--1907) --- malarz, profesor krakowskiej ASP, jeden z założycieli Towarzystwa Artystów Polskich ,,Sztuka''; tworzył głównie nastrojowe, impresjonistyczne pejzaże.</pe>, ilekroć mu ktoś przedkładał, że jest <wyroznienie>niesprawiedliwy</wyroznienie> w objawach swoich sympatii lub antypatii artystycznych: ,,Noo, <wyroznienie>dlaczego</wyroznienie> ja mam być sprawiedliwy? <wyroznienie>Pan Bóg</wyroznienie> jest od tego, aby był sprawiedliwy!...''.</akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1324224958546-1739043061"/><motyw id="m1324224958546-1739043061">Polityka</motyw>Kwestia wpływów niemieckich na psychikę polską nie zdaje mi się bynajmniej kwestią akademicką, ale bardzo --- i na długo jeszcze --- życiową; nie chodzi tu przeto o czyste rozważanie, ale i o <wyroznienie>oddziaływanie</wyroznienie> wedle skromnych środków każdego; wszelkie zaś działanie, o ile ma być skuteczne, musi być poniekąd jednostronne. A przy tym każda chwila ma swoją specyficzną <wyroznienie>prawdę</wyroznienie> i swoją ,,ewangelię na dzień dzisiejszy''. Niewątpliwie, że kiedyś tam, w epoce Goethe'ów<pe><slowo_obce>Goethe, Johann Wolfgang von</slowo_obce> (1749--1832) --- najwybitniejszy niemiecki poeta tzw. okresu burzy i naporu, potem stał się klasykiem; zasłynął powieścią <tytul_dziela>Cierpienia młodego Wertera</tytul_dziela> (1774) która wywołała falę samobójstw na wzór głównego bohatera; jego szczytowym osiągnięciem okazał się dramat filozoficzny <tytul_dziela>Faust</tytul_dziela> (1808 i 1831).</pe> i Schillerów<pe><slowo_obce>Schiller, Friedrich von</slowo_obce> (1759--1805) --- poeta, teoretyk sztuki, wraz z Goethem największy klasyk niemiecki; początkowo tworzył w związany z okresem burzy i naporu, później w klasycznym; znany z dramatu historycznego (np. <tytul_dziela>Dziewica Orleańska</tytul_dziela> z 1901) i romantycznych ballad (np. <tytul_dziela>Rękawiczka</tytul_dziela>), a także z <tytul_dziela>Ody do młodości</tytul_dziela> (1785).</pe> świeży powiew romantyzmu niemieckiego mógł być w Polsce dodatnim czynnikiem w stosunku do zaskorupiałych kopii francuskiego pseudoklasycyzmu; ale od tego czasu Francja stała się dla znacznej części naszego społeczeństwa --- nawet względnie oświeconej --- czymś równie obcym i egzotycznym niemal, jak np. Japonia; z drugiej strony, przeszliśmy setkę lat przeszło niemieckich wpływów, niemieckiej szkoły; niemieckość (w niczym zresztą niepodobna do niemieckości z epoki romantyków) wciskała się w życie nasze, myśl wszystkimi porami; stała się chwastem, do którego uprzątnięcia żadna metoda nie może być zbyt energiczną.<end id="e1324224354671-2992206392"/></akap>
+
+
+
+
+<akap>Mały przykład. Znam polskie pismo satyryczne (dobre zresztą), które jeszcze przed upadkiem Niemiec i za czasu obu okupacji prowadziło zaciętą i śmiałą kampanię antyniemiecką. Otóż gdyby zasłonić polski tekst, nikt nie odróżniłby numeru tego pisma od niemieckiego ,,Simplicissimusa''<pe><slowo_obce>,,Simplicissimus''</slowo_obce> (łac.) --- dosł. prostaczek, najpierw imię bohatera powieści łotrzykowskiej, potem niemiecki tygodnik o charakterze satyrycznym, wydawany w latach 1896--1944.</pe>, tak bardzo co do formy artystycznej i ilustracyjnej jest na nim wzorowane. Od dwóch lat pismo to puszcza jadowite strzały w Niemców, naśladując ich równocześnie niewolniczo i przyczyniając się w ten sposób bezświadomie do utrwalenia niemieckości.</akap>
+
+
+
+
+<akap>,,<slowo_obce>Vous êtes un sale boche</slowo_obce>!''<pe><slowo_obce>,,Vous êtes un sale boche!''</slowo_obce> (fr.) --- Pan jest głupim szkopem!</pe> --- krzyczał raz największy <wyroznienie>boszożerca</wyroznienie>, architekt Stryjeński<pe><slowo_obce>Stryjeński, Karol</slowo_obce> (1889--1932) --- architekt, profesor krakowskiej ASP, działacz Towarzystwa Tatrzańskiego; zaprojektował mauzoleum Jana Kasprowicza i Wielką Krokiew w Zakopanem.</pe>, na pewnego poczciwego jenerała austriackiego, zresztą Polaka i... <wyroznienie>entencistę</wyroznienie><pe><slowo_obce>entencista</slowo_obce> (z fr.) --- zwolennik Ententy, tj. funkcjonującego w czasach I wojny światowej związku Francji, Rosji i Anglii przeciwko państwom centralnym --- gł. Niemcom i Austro-Węgrom.</pe>. --- ,,Ale skądże!'', sumitował się<pe><slowo_obce>sumitować się</slowo_obce> (z łac.) --- tłumaczyć się, usprawiedliwiać się.</pe> biedny jenerał. ,,<slowo_obce>Vous l'êtes sans le savoir: c'est comme la vérole, ça ne se voit pas, mais c'est dans le sang</slowo_obce>!''<pe><slowo_obce>,,Vous l'êtes sans le savoir: c'est comme la vérole, ça ne se voit pas, mais c'est dans le sang!''</slowo_obce> (fr.) --- Pan jest nim, nawet o tym nie wiedząc: to jest jak z ospą --- nie widzi się jej, ale jest we krwi.</pe>.</akap>
+
+
+
+
+<akap>To się nazywa trafić w samo sedno; a przytoczone przeze mnie pismo polskie jest dowodem, że bezwiedne ,,orientacje'' duchowe są czymś głębiej tkwiącym, bardziej złożonym i niepokrywającym się zgoła z ,,orientacjami'' politycznymi, na szczęście pogrzebanymi już zresztą gruntownie. Nikt mnie nie posądzi, abym kiedykolwiek żywił sympatie ,,centralne''<pe><slowo_obce>sympatie ,,centralne''</slowo_obce> --- sympatie do ,,państw centralnych", tj. do związanych sojuszem Niemiec i Włoch.</pe>, mogę przeto mówić szczerze. Otóż znałem w czasie wojny wśród czynnie działających ,,aktywistów''<pe><slowo_obce>Aktywiści</slowo_obce> --- politycy współpracujący w czasie I wojny światowej z Anglią i Niemcami.</pe> ludzi, którzy przez całe życie wszystkimi fibrami<pe><slowo_obce>fibra</slowo_obce> (z łac.) --- nerw (dosł. włókno).</pe> duchowymi sympatyzowali z Francją i nie potrafiliby zasnąć bez książki francuskiej przy łóżku; znałem, z drugiej strony znowuż, zajadłych ,,entencistów''<pe><slowo_obce>,,entencista''</slowo_obce> --- zwolennik Ententy, tj. sojuszu francusko-brytyjsko-rosyjskiego.</pe>, którzy przed wojną, wówczas gdy nic nie stało na przeszkodzie ich wolnemu wyborowi, wszystkie swoje wycieczki za granicę kierowali w stronę Wiednia i Berlina, stamtąd czerpiąc swój pokarm duchowy i pojęcia o cywilizacji.</akap>
+
+
+
+
+<akap>Zabawnym zbiegiem okoliczności pośród moich znajomych ci właśnie, którzy najenergiczniej ,,orientowali się'' po stronie ententy, najgłębiej, bezwiednie nieraz, w nauce, filozofii, sztuce zakażeni byli duchem niemieckim. Nie odważyłbym się może sformułować tak po prostu tego spostrzeżenia, gdybym nie posiadał bardzo czułej i pewnej w tej mierze kontroli. Żyłem mianowicie w czasie wojny blisko z pewnym młodym Francuzem, człowiekiem wysoce wykształconym i inteligentnym, który internowany w Krakowie w powrocie z Rosji spędził tu półpięta<pe><slowo_obce>półpięta</slowo_obce> (przest.) --- cztery i pół.</pe> roku, serdecznie zrósł się z polskim społeczeństwem i doskonale się w nim rozeznawał. Z natury rzeczy obracał się w polskich kołach politycznie ,,<wyroznienie>ententowych</wyroznienie>''; otóż ilekroć rozmawiałem z nim o wspólnych znajomych z tych kół --- a rozmawialiśmy z sobą bardzo otwarcie, poza wielką polityką i wyłącznie z punktu rozważania psychologii kraju --- bardzo często powtarzało się w ustach jego określenie o kimś: ,,<slowo_obce>Oh, qu'il est boche!</slowo_obce>''<pe><slowo_obce>,,Oh, qu'il est boche!''</slowo_obce> (fr.) --- Och, co za szkop!</pe> --- wypowiadane zresztą bez żółci<pe><slowo_obce>żółć</slowo_obce> --- tu: złość, nienawiść.</pe>, wyłącznie dla stwierdzenia pewnego piętna umysłowości.</akap>
+
+
+
+
+<akap>Rozmowom z tymże samym Francuzem zawdzięczam uświadomienie w jeszcze jednej kwestii. I<begin id="b1324998037105-430411262"/><motyw id="m1324998037105-430411262">Nauka, Patriota</motyw>ntrygowało mnie mianowicie, dlaczego w naszych uniwersytetach gruntowne studium języka i literatury francuskiej wstydliwie zastępuje jakaś <wyroznienie>romanistyka</wyroznienie> siląca się o to, aby z najżywszej mowy i literatury w świecie uczynić język martwy na równi ze starogreckim lub sanskrytem; aby skupić pracę uczniów na odcyfrowywaniu tekstów z głębokiego średniowiecza, kończyć zaś najczęściej znajomość literatury francuskiej tam, gdzie się ta literatura właściwie zaczyna. Francuz objaśnił mnie, że <wyroznienie>romanistyka</wyroznienie> na uniwersytetach jest w tym ujęciu wynalazkiem <wyroznienie>niemieckim</wyroznienie>, jako iż Niemcom nie tyle idzie o samą literaturę francuską, ile o docieranie do tych mrocznych punktów, gdzie obie literatury, niemiecka i francuska, schodzą się u wspólnego pnia, przy czym oczywiście odgrywają rolę i szowinistyczne zakusy rewindykowania tego i owego zabytku na rzecz Niemiec. <end id="e1324998037105-430411262"/>Z uniwersytetów niemieckich przejęły z dobrodziejstwem inwentarza tę <wyroznienie>romanistykę</wyroznienie> polskie i pielęgnują ją zawzięcie; o ile jednak ma ona rację bytu w tej postaci dla Niemców, o tyle w naszych stosunkach jest po trosze dziwolągiem. Z kursów tych wychodzą uczeni <wyroznienie>romaniści</wyroznienie>, którzy być może władają poprawnie językiem truwerów<pe><slowo_obce>truwer</slowo_obce> --- śrdw. poeta, śpiewak i/lub kompozytor.</pe>, ale których dzisiejsza francuszczyzna pozostawia wiele do życzenia (jedna ze słuchaczek uniwersytetu, romanistka, mówiła mi, iż na jej kursie posiadały język francuski jedynie dwie osoby i to posiadały go z <wyroznienie>domu</wyroznienie>); tym to romanistom powierza się w gimnazjach --- o ile jest w nich zaprowadzony język francuski --- naukę tego języka. Rezultaty są też odpowiednie. Znajomy mój dziennikarz, rozmawiając z jednym ze specjalistów od przyszłej organizacji naszych szkół (w której to organizacji ma być przyznane szerokie miejsce kulturze francuskiej), wyraził przypuszczenie, iż zapewne dla nauki tego języka w gimnazjach powoła się odpowiednią ilość rodowitych Francuzów; na co otrzymał odpowiedź: ,,Och, nie, mamy przecież dosyć wybornych »romanistów«''. Z tego by wynikało, że podstawą krzewienia u nas języka i kultury francuskiej, będzie nadal znajomość Francji... z epoki wędrówek narodów i Karola Łysego.</akap>
+
+
+
+
+<akap>Gdzież tedy nie natkniemy się u nas na przyczajonego <wyroznienie>niemieckiego</wyroznienie> ducha, jeżeli zdołał się on wcisnąć w same nawet podstawy przyszłej nauki francuszczyzny w wolnej Polsce!</akap>
+
+
+
+
+<akap>Pamiętam, jak w czasie ostatniej groźnej ofensywy Niemiec i marszu na Paryż, w jednym z najbardziej ponurych momentów wojny, zebrało się grono kilkunastu osób w gościnnym domu pp. Puszetów<pe><slowo_obce>Puszet, Ludwik</slowo_obce> (1877--1942) --- baron, rzeźbiarz, malarz, historyk sztuki, redaktor ,,Czasu'' i ,,Ilustrowanego Kuriera Codziennego'', jeden z twórców w kabarecie ,,Zielony balonik''.</pe>; celem zebrania, w którym uczestniczyły głośne nazwiska naszej nauki, było zainicjowanie <wyroznienie>Towarzystwa Przyjaciół Kultury Francuskiej</wyroznienie>. Ale samego celu nie zdołano nawet poruszyć, albowiem wśród ożywionej kilkugodzinnej dyskusji tok jej zeszedł wyłącznie na jedną sprawę: na potrzebę <wyroznienie>odniemczenia</wyroznienie> naszej umysłowości. Jeden z najwybitniejszych profesorów Wszechnicy krakowskiej przytaczał na podstawie doświadczeń swoich z Rady Szkolnej Krajowej<pe><slowo_obce>Rada Szkolna Krajowa</slowo_obce> --- instytucja, która zajmowała się szkolnictwem w latach 1867--1921 w Galicji.</pe> przykłady, do jakiego stopnia pedagogia nasza zahipnotyzowana jest bezwiednie duchem niemieckim i poza niego, mówiąc trywialnie, nie wychyla nosa. Za czym każdy z obecnych dorzucił garść analogicznych przykładów ze swej dziedziny i wszyscy jednogłośnie uznali za jeden z najpilniejszych postulatów szeroko i planowo zakreśloną akcję <wyroznienie>odniemczenia</wyroznienie>, za jeden zaś z najskuteczniejszych środków ku temu --- ułatwienie dostępu do kultury francuskiej. Zresztą, jak zwykle bywa, zebranie to nie pociągnęło za sobą następstw.</akap>
+
+
+
+
+<akap>Na szczęście, nie ma już dziś mowy o różnicy ,,orientacji'' politycznych, nie ma tak samo różnic w orientacji serc i sympatii polskich, sporo jednak czasu upłynie, zanim się wytworzy jednolita orientacja polskiej umysłowości. To, co dziesiątki lat zachwaściły, tego nie wyplewi chwila choćby największego entuzjazmu. Wyznaję, iż był to dla mnie jeden z najbardziej wzruszających momentów, kiedy w czasie przejazdu pierwszych hallerczyków<pe><slowo_obce>Hallerczycy</slowo_obce> --- związek wojskowy utworzony pod dowództwem generała Józefa Hallera w 1918 roku.</pe> tuż po dźwiękach naszego hymnu narodowego ozwały się dźwięki <tytul_dziela>Marsylianki</tytul_dziela><pe><slowo_obce>Marsylianka</slowo_obce> --- hymn narodowy Francji; słowa i kompozycja autorstwa Claude'a Josepha Rougeta de Lisle'a.</pe>; miałem uczucie, iż po długich dziesiątkach lat runął wreszcie żelazny mur, tak długo dzielący nas od kraju, który był niegdyś drugą ojczyzną duchową oświeconego Polaka i że znowu połączą nas z tym krajem najbliższe węzły; ale kiedy rozglądam się koło siebie, mam wrażenie, że droga do tego bardzo daleka. Znikomo mały odsetek mógłbym policzyć ludzi, którzy nie tylko politycznie, ale duchowo, samym typem i wyszkoleniem umysłowości, ,,orientują się'' ku Francji.</akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1324224888845-3110548881"/><motyw id="m1324224888845-3110548881">Polska</motyw>I niech mi ktoś nie cytuje <tytul_dziela>Cudzoziemszczyzny<pe><slowo_obce>Cudzoziemszczyzna</slowo_obce> --- komedia Fredry z 1824 roku.</pe></tytul_dziela>, nie mówi, że Polak powinien być tylko Polakiem, bo to byłby frazes i oszukiwanie samych siebie. Nie chodzi o ,,doradzanie'' Polsce jakichś obcych wpływów, ale faktem jest, iż wpływy istniały u nas zawsze i zapewne istnieć będą długo; chodzi o to, jakie. Długo jeszcze Polska będzie się musiała myślą opierać o Zachód, czy to dla swej ,,młodszości cywilizacyjnej'', o której pisał Szujski<pe><slowo_obce>Szujski, Józef</slowo_obce> (1835--1883) --- jeden z przywódców obozu stańczyków (tj. galicyjskich konserwatystów), historyk, pisarz, publicysta, założyciel ,,Przeglądu Polskiego'', w którym w 1869 roku ukazał się pamflet polityczny m.in. jego autorstwa --- <tytul_dziela>Teka Stańczyka</tytul_dziela>.</pe>, czy dla zaniedbania mnóstwa pól przez lata niewoli, czy dla innych braków, do których moja ambicja narodowa niechętnie pozwala mi się przyznać. Z konieczności czeka nas wybór. Znajdujemy się poniekąd na rozstajnych drogach; wszystkie działy naszego życia święcą swoje narodziny; od nas zależy, czy wróżką chrzestną przy kolebce tego życia będzie pełna rozumu i wdzięku Paryżanka, czy też straszący jeszcze tłusty upiór ciężkiej Germanii.<end id="e1324224958546-1739043061"/><end id="e1324224888845-3110548881"/></akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1324224997858-1855606519"/><motyw id="m1324224997858-1855606519">Twórczość</motyw>I dlatego obstaję niezachwianie przy swoim: nie o to dziś chodzi, aby rozważać <slowo_obce>sub specie aeternitatis</slowo_obce><pe><slowo_obce>sub specie aeternitatis</slowo_obce> (łac.) --- z punktu widzenia wieczności.</pe> proporcje Goethego i Pascala<pe><slowo_obce>Pascal, Blaise</slowo_obce> (1632--1662) --- francuski badacz nauk ścisłych, filozof i mistyk; zajmował się indukcją matematyczną, zjawiskiem ciśnienia atmosferycznego, hydrostatyki, rachunkiem prawdopodobieństwa oraz różniczkowym; bronił rozdziału wiary od rozumu, który wyłożył w wydanych pośmiertnie <tytul_dziela>Myślach</tytul_dziela>.</pe>, Schillera i Racine'a<pe><slowo_obce>Racine, Jean</slowo_obce> (1639--1699) --- francuski poeta i dramaturg; odniósł sukces <tytul_dziela>Anromachą</tytul_dziela> z 1667 roku.</pe>, Kanta<pe><slowo_obce>Kant, Immanuel</slowo_obce> (1742--1804) --- przedstawiciel klasycznej filozofii niemieckiej; twórca teorii, według której poznanie rzeczy odbywa się poprzez umysł narzucający rzeczom, które same w sobie są niepoznawalne, konkretne formy.</pe> i Kartezjusza<pe><slowo_obce>Kartezjusz</slowo_obce> (1596-1650) --- właśc. René Descartes; francuski filozof i matematyk, prekursor geometrii analitycznej, zwolennik racjonalizmu w filozofii.</pe>, ale o to, aby jak najspieszniej i jak najenergiczniej rozpocząć kurację z choroby, na której palec diagnosty nieomylnie położył zacny <slowo_obce>boszofag<pe><slowo_obce>boszofag</slowo_obce> (żart.) --- wróg Niemców.</pe></slowo_obce>, architekt Stryjeński.<end id="e1324224997858-1855606519"/></akap>
+
+
+<naglowek_rozdzial>Gorczyński, <tytul_dziela>Rzeczywistość</tytul_dziela></naglowek_rozdzial>
+
+
+<akap>Teatr miejski im. Słowackiego: <tytul_dziela>Rzeczywistość</tytul_dziela>, komedia w trzech aktach Bolesława Gorczyńskiego<pe><slowo_obce>Gorczyński, Bolesław</slowo_obce> (1880--1944) --- pisarz, dyrektor teatrów; w 1921 założyciel i dyrektor warszawskiego teatru im. Bogusławskiego; zasłynął swoimi utworami naturalistycznymi: <tytul_dziela>Bagienkiem</tytul_dziela> (1907) i <tytul_dziela>Rzeczywistością</tytul_dziela>.</pe>.</akap>
+
+
+
+
+<akap>Jeszcze jedna sztuka polska z życia artystów. <tytul_dziela>Cyganeria</tytul_dziela>?... Przypadkowo tak się złożyło, że w ostatnich czasach ciągle miałem w ręku <tytul_dziela>Sceny z życia Cyganerii<pe><slowo_obce>Sceny z życia Cyganerii</slowo_obce> --- powieść Henriego Murgera z 1851 roku, opowiadająca o losach francuskiej cyganerii artystycznej.</pe></tytul_dziela> Murgera<pe><slowo_obce>Murger, Henri</slowo_obce> (1822--1861) --- francuski pisarz i malarz; po zebraniu notatek na temat paryskiej cyganerii napisał na poły autobiograficzną powieść --- <tytul_dziela>Sceny z życia cyganerii</tytul_dziela>.</pe>, tak iż kiedy szedłem do teatru, snuły mi się jeszcze po głowie wiecznie młode postacie Rudolfa i Mimi, Marcela i Muzetty... Z podniesieniem kurtyny pierwsze zdania dialogu sprowadziły mnie z krainy poezji do --- <tytul_dziela>Rzeczywistości</tytul_dziela>; ale ponieważ rzeczywistość była dobrze ujęta przez autora i przez wykonawców, nie skarżę się bynajmniej na dywersję<pe><slowo_obce>dywersja</slowo_obce> (fr.) --- działania wojenne za linią frontu, zmierzające do osłabienia sił przeciwnika.</pe>.</akap>
+
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1324225073541-2048841054"/><motyw id="m1324225073541-2048841054">Artysta</motyw>Życie artysty!... Temat banalny, zbanalizowany raczej do znudzenia w tanich kliszach, ale w gruncie jakże przejmujący zawsze, jak dramatyczny! Jakaż droga stroma, przepaścista, najeżona niebezpieczeństwami! Za młodu najczęściej nędza lub --- co na jedno wychodzi --- bezład życia; walka bujnej wyobraźni i temperamentu, wyciągających ręce po wszystkie szczęścia świata, z niedostatkiem elementarnych potrzeb; łamanie się wewnętrzne z niezaradnością techniczną, nieświadomością samego siebie, ciążeniem naśladownictwa, lenistwem, zwątpieniem; później, po wyzwoleniu z czeladnika na majstra, znów walka, trudniejsza może jeszcze, z pokusami łatwych zarobków, tanich triumfów, ustępstw czynionych przeciętnemu gustowi, z bezwładem rutyny... <begin id="b1324225094707-1441596738"/><motyw id="m1324225094707-1441596738">Kobieta demoniczna</motyw>A to wszystko wciąż wikłające się owym <slowo_obce>leitmotivem</slowo_obce><pe><slowo_obce>leitmotiv</slowo_obce> (z niem.) --- motyw przewodni.</pe> życia artysty --- kobietą. Za młodu odciągający od pracy wieczny głód miłości, ironicznie kontrastujący z niedoborami butów, bielizny i ,,drobnych'' w portmonetce; niebezpieczeństwo zaprzepaszczenia życia w pierwszych ramionach, które się miłosiernie otworzą; później, w miarę rozgłosu, powodzenia, kobieta wciskająca się ze wszystkich stron w życie, kradnąca czas, siły...<end id="e1324225094707-1441596738"/></akap>
+
+
+
+
+
+<akap>Twórczość domagająca się wrażeń; ,,wrażenia'' dążące do tego, aby jej wyróść ponad głowę i zagarnąć dla siebie wszystko; rozpaczliwa świadomość, że sztukę i życie opędza się tym samym kapitałem; ciągłe dążenie do spoczynku, równowagi, podczas gdy niepokój i zwichnięcie równowagi są samymże warunkiem tworzenia --- oto najpobieżniej tylko naszkicowane elementy tej organicznej choroby, jaką jest życie artysty w okresie kształtowania samego siebie.<end id="e1324225073541-2048841054"/></akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1324290783790-973608038"/><motyw id="m1324290783790-973608038">Artysta</motyw>Roman Worycki jest malarzem. Jako człowiek jest zupełnie <slowo_obce>nul</slowo_obce><pe><slowo_obce>nul</slowo_obce> (łac.) --- zero; tu: człowiek nic nie znaczący.</pe>; ale kto by z tego powodu chciał wątpić w jego talent, ten by dowiódł, iż nigdy w życiu nie obcował ze światem malarskim<end id="e1324290783790-973608038"/>. Aby perypetie artysty na scenie były interesujące, wiara w jego talent jest konieczną; dlatego też autor, obierając za bohatera malarza, niepospolicie ułatwia sobie zadanie.</akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1324290802595-301591784"/><motyw id="m1324290802595-301591784">Kobieta demoniczna</motyw>Worycki ma towarzyszkę; jest nią Rena, wolny ptak wyemancypowany z ,,przesądów'', wcielenie triumfalnej młodości, powabu, na wskroś kobiecej --- brutalnej prawie pod uroczą formą --- trzeźwości w patrzeniu na życie. Młodzi poznali się kędyś<pe><slowo_obce>kędyś</slowo_obce> (daw.) --- gdzieś.</pe> w Paryżu; obecnie tworzą wolne stadło trwające już półtora roku. Przez ten czas śliczna Dalila zdołała już nieco podstrzyc runo Samsona<pe><slowo_obce>Samson</slowo_obce> --- bohater biblijny, obdarzony legendarną siłą, której został pozbawiony, gdy jego kochanka, Dalila, ścięła mu włosy.</pe> palety; on czuje to i miota się niecierpliwie w jedwabnych więzach. <begin id="b1324291228105-138634592"/><motyw id="m1324291228105-138634592">Miłość platoniczna</motyw>Nie przesyt jeszcze, ale codzienne napojenie szczęściem wytwarza w Woryckim podłoże do tęsknot ,,idealnych'', które znajdują ucieleśnienie w półrozwódce Podelskiej, autorce, nieszkodliwej kabotynce<pe><slowo_obce>kabotyn</slowo_obce> (z fr.) --- tani efekciarz, komediant.</pe> z gatunku mimozowatych<pe><slowo_obce>mimozowaty</slowo_obce> --- przewrażliwiony.</pe>, płynącej wysoko ponad ,,prozą życia'' (do której zalicza i miłość ,,materialną'') tak wysoko, iż nawet drobne zabiegi kobiecego wykwintu są jej zbyt poziome, a wiecznie czarna ,,stylowo'' powłóczysta szata kryje tajniki tualetowe nie budzące w nas najmniejszego zaufania. Ta kobieta wciska się w życie Romana; budzi w nim ,,duszę'' i artystyczne sumienie (czy też tylko kabotyńskie aspiracje ponad stan?...) --- dość, że Worycki czuje się nieszczęśliwy, widzi, iż Rena zabija w nim wielką twórczość, że wymaganiami swej miłości okrada jego talent, a potrzebami tualety pcha na drogę łatwych zarobków kosztem rozwoju artysty. <begin id="b1324225526673-32113221"/><motyw id="m1324225526673-32113221">Rozstanie</motyw>Kiedy wreszcie Rena podrażniona ciągłą obecnością ,,siostrzanej duszy'' --- w której niezawodnym instynktem kobiety wyczuwa kabotyństwo --- sama mając zresztą w głowie inne kombinacje życiowe, oznajmia wyjazd --- równoznaczny z zerwaniem --- malarz przyjmuje go z radością.<end id="e1324291228105-138634592"/><end id="e1324225526673-32113221"/><end id="e1324290802595-301591784"/></akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1324290818065-582262038"/><motyw id="m1324290818065-582262038">Tęsknota</motyw>Minęły dwa miesiące. Reny nie ma, ani wieści o niej. Z pracowni smutnej, ogołoconej, pierzchnął miły chochlik zalotności, wdzięku, rozkoszy; snuje się po niej duch Podelskiej, zamiatając powłóczystą szatą dawno nieścierane kurze. <end id="e1324290818065-582262038"/>Jedynie sąsiadka, <begin id="b1324290831775-3086962635"/><motyw id="m1324290831775-3086962635">Opieka</motyw>Karolka, prosta ale ładna dziewczyna kochająca się skrycie w malarzu, robi potajemnie, co może, aby mu ułatwić życie: począwszy od troski o jego bieliznę, aż do sztuki złota, którą mu podsuwa ukradkiem.<end id="e1324290831775-3086962635"/> <begin id="b1324290939194-3320008351"/><motyw id="m1324290939194-3320008351">Miłość niespełniona</motyw>Co do artysty, ten spadł z deszczu pod rynnę: z tęsknot ducha w tęsknoty ciała. Roman tęskni wszystkimi fibrami młodości za Reną, liczy godziny od jednego zjawienia listonosza do drugiego. A twórczość, talent? Nie odnosimy wrażenia, aby się miały o wiele lepiej; wprawdzie ,,Rubikon'' zamieszcza pochwalne hymny o ostatnich pracach artysty, ale artykuły te wyszły spod pióra --- Podelskiej. I harmonia dusz tej pary --- ciągle bowiem przebywają jedynie w sferze harmonii dusz --- zmąciła się; mącą ją akcenty poziomych tęsknot za Reną spotęgowanych paromiesięczną rozłąką. <begin id="b1324290984053-179243410"/><motyw id="m1324290984053-179243410">Małżeństwo</motyw>Naraz, wśród dość sobie kwaśnej wymiany myśli Romana z Podelską, drzwi otwierają się, zjawia się Rena strojna jak kwiat, pachnąca młodością, wabniejsza niż kiedykolwiek. Wraca niby po swoje kufry; w rzeczywistości jednak pragnie, nim namyśli się na otwierające się przed nią praktyczne małżeństwo z filistrem<pe><slowo_obce>filister</slowo_obce> --- pogardliwie: mieszczanin.</pe>, widzieć jeszcze Woryckiego, wyczytać, co to spotkanie ujawni w nim i w niej samej. Gotowa byłaby zostać, ale --- jako żona. <end id="e1324290984053-179243410"/><begin id="b1324291126964-3656319947"/><motyw id="m1324291126964-3656319947">Artysta, Dusza</motyw>Artysta stoi na rozdrożu między ,,ciałem'' a ,,duszą''; pierwsze wydziera się do ślicznej Reny, drugiej trudno się obejść bez narkotyku, subtelnego kadzidła, do jakiego przyzwyczaiła go literatka.<end id="e1324291126964-3656319947"/> W naiwnym egoizmie próbuje znaleźć wyjście w takim podziale terytorialnym: Renie ofiaruje panowanie w pokoju sypialnym, Podelskiej w pracowni. Rena ironicznie odtrąca ten podział i odchodzi, tym razem bez powrotu; Podelską zrozpaczony artysta sam ,,wylewa'' z pracowni; i zostaje na tym pogrzebie pragnień i ciała, i duszy sam --- z Karolką, którą na złość losom zaprasza do przygotowanego dla innej obiadu. Jak się ta stypa<pe><slowo_obce>stypa</slowo_obce> (z łac.) --- uczta po ceremonii pogrzebowej.</pe> skończy, łatwo zgadnąć.<end id="e1324290939194-3320008351"/></akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1324229008537-2563915603"/><motyw id="m1324229008537-2563915603">Ślub</motyw>Znów minęły trzy miesiące; Karolka uczuła się matką; malarz, uczciwy człowiek, spłacił przy ołtarzu chwilę zapomnienia. Tego dnia właśnie wrócili oboje z kościoła.<end id="e1324229008537-2563915603"/> Teraz już koniec; zrobił, co do niego należało; dał dziewczynie i przyszłemu dziecku nazwisko, lecz sam chce odzyskać wolność; to znaczy zostawić list z pożegnaniem, nieco wątpliwych środków materialnych i dmuchnąć w świat. Ale tym razem słaby artysta spotkał się z groźniejszym przeciwnikiem: to już nie niefrasobliwa bujność Reny ani wyrozumiała mimozowatość Podelskiej; to energia dziecięcia ludu, które sakrament bierze serio, ,,chłopa'' swojego potrafi utrzymać po woli czy po niewoli, a rywalce bodaj ,,zedrzeć łeb jak krosna'', jak mówi poeta. Zresztą, Karolka kocha Woryckiego; jedyna z tych trzech kobiet kocha go naprawdę, jest świeża, ładna, bardzo ładna nawet. <begin id="b1324229093958-2162036195"/><motyw id="m1324229093958-2162036195">Szczęście</motyw>Worycki godzi się z losem i... w chwilę potem czuje się już szczęśliwy, i mamy wrażenie, że znalazł, co mu trzeba.<end id="e1324229093958-2162036195"/> <begin id="b1324229164906-1921824111"/><motyw id="m1324229164906-1921824111">Nadzieja</motyw>A Rena? Rena wychodzi za mąż za swego przedsiębiorcę; może, może spotkają się i jeszcze z Woryckim --- o ile będzie sławny. Podelska napisze powieść o tym wszystkim, czego między nimi --- nie było.<end id="e1324229164906-1921824111"/> Słowem, wszystko się kończy dobrze i na pożytek społeczeństwa.</akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1324229257436-2607053532"/><motyw id="m1324229257436-2607053532">Małżeństwo</motyw>I oto autor dał nam analitycznie przeprowadzone dzieje jednego z tych mezaliansów<pe><slowo_obce>mezalians</slowo_obce> (z fr.) --- małżeństwo, w którym jedna strona jest niższego stanu a. biedniejsza od drugiej.</pe>, tak częstych w życiu artystów, a tyle zawsze wywołujących zdumień i komentarzy. A kto wie, czy to nie jest jedyne rozwiązanie życia dla wielu z tych niespokojnych, wrażliwych, słabych natur. Równocześnie pracować, tworzyć, myśleć o praktycznej stronie życia, parać się<pe><slowo_obce>parać się</slowo_obce> (przest.) --- trudzić się, zajmować się.</pe> z psychicznym problemem kobiety i wymaganiami miłości nastrojonej na wysoki kamerton<pe><slowo_obce>kamerton</slowo_obce> (z niem.) --- urządzenie wydające wzorcowy ton, do którego dostraja się instrumenty muzyczne.</pe> --- to dla nich nad siły. W ten sposób mają zapewniony bodaj ów słynny ,,opierunek''<pe><slowo_obce>opierunek</slowo_obce> (daw.) --- pranie; dziś obecny w wyrażeniu: ,,zapewnić komuś wikt i opierunek'', czyli wyżywienie i czystą odzież, czy w ogóle utrzymanie.</pe> i chleb powszedni miłości, zachowując zarazem dużo swobód w artystycznej włóczędze myśli, wyobraźni i wrażeń. Jan Jakub Rousseau<pe><slowo_obce>Rousseau, Jean Jacques</slowo_obce> (1712--1778) --- francuski pisarz oraz filozof; postulował powrót do natury, odrzucał zdobycze cywilizacji, w tym pojęcie własności prywatnej; swój model człowieka idealnego, dobrego, wychowywanego w naturze przedstawił w dziele z 1762: <tytul_dziela>Emil, czyli o wychowaniu</tytul_dziela>.</pe> i Teresa Levasseur<pe><slowo_obce>Levasseur, Teresa</slowo_obce> (1721--1801) --- partnerka Rousseau, urodziła mu pięcioro dzieci, główna spadkobierczyni po jego śmierci.</pe> to para nie mniej klasyczna, co Petrarka<pe><slowo_obce>Petrarca, Francesco</slowo_obce> (1304--1374) --- włoski poeta i latynista; w 1341 uwieńczony tzw. laurem poetyckim; zasłynął cyklem wierszy miłosnych (<tytul_dziela>Śpiewnik</tytul_dziela>), głównie sonetów, poświęconych madonnie Laurze, której tożsamość pozostaje nieznana.</pe> i Laura. To dwie strony jednego i tego samego medalu. Marzenie i --- <wyroznienie>Rzeczywistość</wyroznienie>.<end id="e1324229257436-2607053532"/></akap>
+
+
+
+
+<akap><tytul_dziela>Rzeczywistość</tytul_dziela> jest sztuką dobrze pomyślaną i dobrze przeprowadzoną. Co więcej, dobrze przeprowadzoną <wyroznienie>do końca</wyroznienie>; w przeciwstawieniu do tych tak częstych dyletanckich utworów ,,obiecujących talentów'', gdzie po interesującym pierwszym akcie brnie się z każdym następnym z rozczarowania w rozczarowanie. Czujemy tu rasowego pisarza scenicznego, który umie zostać zewnątrz swoich figur, napełnić je logiczną myślą i pozwolić działać wyemancypowanym<pe><slowo_obce>wyemancypowany</slowo_obce> --- uwolniony, samodzielny.</pe> już od jego woli charakterom. Trudny problem fabuły rozgrywającej się między czworgiem osób --- trzy kobiety dokoła jednego mężczyzny --- rozwiązany na ogół szczęśliwie; akcja z natury rzeczy niebogata w epizody rozwija się konsekwentnie, znajdując w pomysłowym finale organicznie z treści wypływające uwieńczenie.</akap>
+
+
+
+
+<akap>Słabszą natomiast stronę sztuki stanowi dialog. Jest banalny i chudy. Robi po trosze wrażenie choinki ubogiego dziecka: tu parę pierniczków, tam jabłuszko, orzeszek w staniolu<pe><slowo_obce>staniol</slowo_obce> --- kolorowa folia aluminiowa, w którą dawniej zawijano słodycze.</pe>... Za mało w nim błysków, iskierek, za mało zazębiania się o siebie zwartych replik<pe><slowo_obce>replika</slowo_obce> (z łac.) --- odpowiedź.</pe>. <begin id="b1324291403915-173760329"/><motyw id="m1324291403915-173760329">Twórczość</motyw>A dialog w komedii, jak rym w poezji, powinien nie tylko zaznajamiać słuchacza z treścią, ale nieustannie cieszyć i elektryzować samym sobą.<end id="e1324291403915-173760329"/> Szkoda, gdyż kilkanaście rozsypanych szczęśliwych rysów świadczy, iż przy większym wysiłku autor byłby może umiał osiągnąć tę soczystość, jaką np. --- aby nie szukać dalekich wzorów --- daje to małe cacko sceniczne niedawno wystawione na naszej scenie: <tytul_dziela>Ich czworo</tytul_dziela> Zapolskiej.</akap>
+
+
+
+
+<akap>Sztukę przygotowano i odegrano dobrze. P. Kamińska jako Rena ślicznie wyglądała i oddała swą partię z wdziękiem i furią młodości. Nóżki jej, które taką rolę grają w dialogu sztuki, sumiennie wypełniły swoje artystyczne zadanie. Zdaje mi się jedynie, że artystka cokolwiek <wyroznienie>zdrobniła</wyroznienie> postać Reny, że przesłoniła nieco jej śmiałą linię ptaszęcym świegotem. Ale to są może moje grymasy; i taką jak była, Rena p. Kamińskiej doskonale wyrażała to, co ta postać ma ucieleśniać w przeżyciach malarza. P. Łuszczkiewicz-Gallowej przypadła nieco blada rola autorki-Podelskiej: instynkt aktorski kazał jej pchnąć tę role w kierunku śmiałej szarży<pe><slowo_obce>szarża</slowo_obce> (z fr.) --- atak w teatrze: przejaskrawienie, popis.</pe>; nie mam jasnego sądu, czy zupełnie w myśl intencji autora, ale bardzo pomysłowo i szczęśliwie. Strój, maska, ruchy, głos, wszystko było przeprowadzone doskonale i przyczyniło się w znacznej mierze do ożywienia sztuki. <begin id="b1324291469025-2501846209"/><motyw id="m1324291469025-2501846209">Żona</motyw>P. Zielińska w pierwszych dwóch aktach miała niezbyt wdzięczne zadanie w roli tracącej nieco teatralnym szablonem, w trzecim natomiast, znajdując w tekście silniejszy punkt oparcia, umiała w paru krótkich scenach nadać postaci Karolki głębsze piętno. Skupiony ból kochającej a niekochanej kobiety, coś niby odcień powagi przyszłego macierzyństwa, nieśmiałość dziecka ludu mieszająca się z pewnością siebie ,,prawowitej żony'' i niezłomnym postanowieniem niewypuszczenia za żadną cenę swego łupu<end id="e1324291469025-2501846209"/>, wszystko to wyrażało się w jej grze i stworzyło z tej młodej dziewczyny bardzo zajmującą postać. P. Nowakowski<pe><slowo_obce>Nowakowski, Zygmunt</slowo_obce> (1891--1963) --- aktor.</pe> wreszcie umiał trafnie uwydatnić chroniczne zdenerwowanie artysty, który chciałby przede wszystkim malować, a który robi przeważnie --- co innego. Niech się nikt nie śmieje: to są ciche tragedie.</akap>
+
+
+
+
+<akap>Doskonałe sobotnie przedstawienie świadczy, iż cokolwiek może sztucznie wytworzono koło krakowskiego teatru tę atmosferę śmiertelnie chorego, nad którym poważnie kiwają głową uczeni doktorzy i którego z tajemniczymi minami okadzają znachory wszelkiego autoramentu<pe><slowo_obce>autorament</slowo_obce> (z łac.) --- tu: pokrój.</pe>.</akap>
+
+
+<naglowek_rozdzial>Szukiewicz, <tytul_dziela>Odys w gościnie</tytul_dziela></naglowek_rozdzial>
+
+<akap>Teatr miejski im. Słowackiego: <tytul_dziela>Odys w gościnie</tytul_dziela>, sztuka w trzech aktach Macieja Szukiewicza<pe><slowo_obce>Szukiewicz, Maciej</slowo_obce> (1870--1943) --- wyjątkowo płodny pisarz wielu gatunków, krytyk teatralny; badacz twórczości Jana Matejki, kustosz krakowskiego muzeum poświęconego malarzowi.</pe>.</akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1324229433549-1666132379"/><motyw id="m1324229433549-1666132379">Rozczarowanie</motyw>Jestem jeszcze bardzo świeżym recenzentem, dlatego wyznaję, że przed każdą <wyroznienie>premierą</wyroznienie> bywam szalenie zdenerwowany. Co to znów będzie za kwiatek? Tak przyjemnie jest się zachwycać, a tak głupio, tak nieprzyjemnie ,,krytykować''! Albo i ten Szukiewicz (myślałem sobie): znam go od tak dawna, za nic nie chciałbym mu zrobić, broń Panie Boże, przykrości; co jemu strzeliło z tym <tytul_dziela>Odysem</tytul_dziela>? Odys. Czemu Odys? Czemu nie <tytul_dziela>Arka Noego</tytul_dziela> albo <tytul_dziela>Sodoma i Gomora</tytul_dziela>? (Cóż za bajeczne problemy dla nowoczesnej reżyserii!) Znów ten ,,wielki repertuar'' (wciąż tak zrzędziłem w duchu); znamy to: aktorzy bez gatek, a na koturnach, ze sceny padają odświętne słowa jak: ,,<wyroznienie>przecz</wyroznienie>''<pe><slowo_obce>przecz</slowo_obce> (daw.) --- dlaczego.</pe>, ,,<wyroznienie>atoli</wyroznienie>''<pe><slowo_obce>atoli</slowo_obce> (daw.) --- lecz, jednak.</pe>, ,,<wyroznienie>ninie</wyroznienie>''<pe><slowo_obce>ninie</slowo_obce> (daw.) --- teraz.</pe>, trup ściele się gęsto, słowem: <slowo_obce>toute la lyre<pe><slowo_obce>toute la lyre</slowo_obce> (fr.) --- tytuł pośmiertnego wydania poezji Wiktora Hugo; przen. cała poezja.</pe></slowo_obce>.<end id="e1324229433549-1666132379"/></akap>
+
+
+
+
+<akap>Tak biłem się z myślami, nie przebierając w wyrażeniach, ile że byłem sam na sam ze swoim wnętrzem.</akap>
+
+
+
+
+<akap>Pragnąc wystąpić w pełnym rynsztunku erudycji ,,porównawczej'', odczytałem bardzo uważnie <tytul_dziela>Powrót Odysa</tytul_dziela><pe><slowo_obce>Powrót Odysa</slowo_obce> --- dramat Stanisława Wyspiańskiego z 1907 roku.</pe> Wyspiańskiego oraz bystrą książkę <tytul_dziela>Antyk Wyspiańskiego<pe><slowo_obce>Antyk Wyspiańskiego</slowo_obce> --- popularna praca Tadeusza Sinki wydana po raz pierwszy w 1916 roku.</pe></tytul_dziela> prof. Sinki<pe><slowo_obce>Sinko, Tadeusz</slowo_obce> (1977--1966) --- filolog klasyczny, członek Akademii Umiejętności, Polskiej Akademii Nauk, profesor uniwersytetów we Lwowie i w Krakowie.</pe>. Na szczęście dowiedziałem się z uczuciem ulgi, że <tytul_dziela>Odys</tytul_dziela> p. Szukiewicza nie stoi w żadnym ideowym ani przyczynowym związku do <tytul_dziela>Odysa</tytul_dziela> Wyspiańskiego; że stanowi natomiast dramatyczne rozwinięcie kilkunastu wierszy zawartych w dziewiątej ks. <tytul_dziela>Odysei</tytul_dziela>, mianowicie epizodu na wyspie Lotofagów<pe><slowo_obce>Lotofagowie</slowo_obce> --- według mitologii greckiej lud żywiący się lotosem, który miał właściwość wywoływania amnezji.</pe>, ludzi żywiących się lotosem. Rzuciłem się na <tytul_dziela>Odyseję</tytul_dziela> i odczytawszy inkryminowany<pe><slowo_obce>inkryminowany</slowo_obce> --- posądzany o coś.</pe> ustęp w przekładzie Siemieńskiego<pe><slowo_obce>Siemieński, Lucjan Hipolit</slowo_obce> (1807--1877) --- poeta, pisarz, uczestnik powstania listopadowego; przetłumaczył m.in. <tytul_dziela>Odyseję</tytul_dziela>, twórczość Horacego, Michała Anioła, ludową poezję ukraińską; był jednym z najważniejszych krytyków literackich z grupy konserwatystów: ,,Czasu'' i ,,Przeglądu Polskiego''.</pe> oraz dosłownym francuskim, zanurzyłem się w głębokie dumania nad wykładem jego symboliki, kiedy zaczęły mi podzwaniać w uchu szydercze słowa mistrza Rabelais'ego:</akap>
+
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1324230006122-2357799183"/><motyw id="m1324230006122-2357799183">Filozof, Obraz świata</motyw>,,Czy wy naprawdę sumiennie mniemacie, iż kiedykolwiek Homer<pe><slowo_obce>Homer</slowo_obce> (VIII w. p.n.e) --- epik grecki; jak głoszą podania, był ślepym śpiewakiem wędrownym, twórcą <tytul_dziela>Iliady </tytul_dziela>i <tytul_dziela>Odysei</tytul_dziela>.</pe>, pisząc <tytul_dziela>Iliadę</tytul_dziela> i <tytul_dziela>Odyseję</tytul_dziela>, miał na myśli owe alegorie, w jakie go ustroili Plutarch<pe><slowo_obce>Plutarch</slowo_obce> (I--II w. n.e.) ---grecki biograf, filozof, orator; znany z <tytul_dziela>Od Augusta do Witeliusza</tytul_dziela> --- zbioru czterdziestu sześciu żywotów sławnych Greków i Rzymian.</pe>, Heraklides poncki<pe><slowo_obce>Heraklides z Pontu</slowo_obce> (IV w. p.n.e.) --- grecki filozof akademicki, ,,astronom-platończyk'', twórca hipotezy heliocentrycznej (według której Ziemia obraca się wokół własnej osi i Słońca).</pe>, Eustathius<pe><slowo_obce>Eustathius</slowo_obce> (ok. 1125--1193 lub 1198) --- także: Eustathios, Eustatios, Eustacjusz z Tesaloniki; bizantyjski teolog, filolog, historyk, arcybiskup Tesaloniki od 1175 roku, twórca prac teoretycznych poświęconych Homerowi: <tytul_dziela>Parekbolàj ejs ten Homéru Iliáda</tytul_dziela> (tytuł pol. <tytul_dziela>Komentarz do Iliady Homera</tytul_dziela>) i <tytul_dziela>Parekbolàj ejs ten Homéru Odýssejan</tytul_dziela>.</pe>, Phornutus<pe><slowo_obce>Phornatus</slowo_obce> (I w. n.e.) --- właśc. Lucius Annaeus Cornutus; grecki filozof, stoik, przyjaciel Persjusza, autor popularnego traktatu <tytul_dziela>Theologiae Graecae compendium</tytul_dziela>.</pe> i to, co z nich ukradł Policjan<pe><slowo_obce>Policiano, Antonio</slowo_obce> (1454--1494) --- właśc. Angelo Ambrogini; włoski pisarz, wybitny humanista renesansowy, kanclerz Florencji, profesor; od czasów młodzieńczych przetłumaczył cztery księgi <tytul_dziela>Iliady</tytul_dziela> na łaciński heksametr, za co w 1470 roku otrzymał tytuł <tytul_dziela>homericus adulescens</tytul_dziela>, czyli homeryckiego młodzieńca.</pe>? Jeżeli tak mniemacie, nie zbliżacie się ani rękami, ani nogami do mego mniemania; ja bowiem sądzę, iż tak samo się nie śniło o nich Homerowi, co Owidiuszowi w <tytul_dziela>Metamorfozach</tytul_dziela><pe><slowo_obce>Metamorfozy</slowo_obce> --- poemat epicki Owidiusza, w którym została opisana rzymska kosmogonia.</pe> nie śniło się o tajemnicach Ewangelii, jak to niejaki brat Obżora<pe><slowo_obce>brat Obżora</slowo_obce> --- chodzi o angielskiego dominikanina Thomasa Wallisa, który łączył naukę <tytul_dziela>Metamorfoz</tytul_dziela> z <tytul_dziela>Biblią</tytul_dziela>.</pe>, szczery liżypółmisek, wysilał się dowieść, skoro zdarzyło mu się spotkać tak głupich jak on sam, niby (powiada przysłowie) pokrywę godną garnka''.<end id="e1324230006122-2357799183"/></akap>
+
+
+
+
+<akap>W takim zamęcie ducha doczekałem się premiery.</akap>
+
+
+
+
+<akap>Sztuka p. Szukiewicza jest istotnie wcale pomysłowym rozwinięciem motywu ledwie potrąconego przez Homera, i to rozwinięciem zupełnie samodzielnym. Oto szczupły, o wiele zbyt szczupły wątek akcji:</akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1324292287382-3485485445"/><motyw id="m1324292287382-3485485445">Sielanka</motyw>Powracający z Troi Odys, wśród długich swoich wędrówek, przybywa na wyspę ludzi żywiących się kwiatem lotosu. Plemię to, które dla autora staje się symbolem najczystszego idealizmu, żyje w doskonałym szczęściu, znając jedynie szlachetne i harmonijne uczucia.<end id="e1324292287382-3485485445"/> <begin id="b1324230216886-3163117407"/><motyw id="m1324230216886-3163117407">Zbrodnia, Zbrodniarz</motyw>Sielankę tę mąci brutalnie zgraja wygłodzonych żołdaków-tułaczy spragnionych wina, mięsiwa, rozpusty i łupu. Pierwsze zetknięcie dwóch światów znaczy się krwią i zbrodnią. Odys morduje bezmyślnie królewskiego syna, po czym w nikczemny sposób uczyniwszy ofiarą swej zbrodni towarzysza broni, umie obłudnymi słowami pozyskać ufność szlachetnego króla. Stopniowo brutalna stopa najeźdźcy coraz śmielej depce wolną ziemię; stada baranów, rzekomo przeznaczone przez nich na błagalne ofiary, padają pod nożem, a wełna ładuje wysoko statki Odysa. Aby utuczyć swoje stada świń, a zarazem podać mieszkańców w tym cięższą zawisłość<pe><slowo_obce>zawisłość</slowo_obce> --- tu: zależność, podległość.</pe>, ten herszt zgrai okupantów nie waha się spaść świniami świętych lotosów. <begin id="b1324230243880-3905738082"/><motyw id="m1324230243880-3905738082">Król, Bóg, Odrodzenie</motyw>Wreszcie gotując się opuścić wyspę, Odys rabuje jeszcze, co się tylko da, podpala pałac i zabija króla<end id="e1324230216886-3163117407"/>; ale król zjawia się jego oczom promienny, ze skrzydłami u ramion i w odmłodzonej postaci, nieśmiertelny i triumfalny, albowiem on jest --- Miłość. U boku jego w tej apoteozie idealizmu znajduje się córka Aglaja oraz jeden z towarzyszy Odysa, Euryloch, który sprzeniewierzył się swoim, aby (w zaledwie zresztą muśniętym epizodzie) szczypać kwiatki lotosu z uduchowioną Aglają.<end id="e1324230243880-3905738082"/></akap>
+
+
+
+
+<akap>To mniej więcej wszystko, z tym nadmienieniem, że w drugiej części sztuki coraz bardziej przechyla się ona, w efektach o dość wątpliwym guście, ku alegorycznym reminiscencjom<pe><slowo_obce>reminiscencja</slowo_obce> (z łac.) --- przypomnienie, nawiązanie do czegoś wcześniejszego.</pe> z naszych niedawnych bólów ,,okupacyjnych''.</akap>
+
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1324230639861-3639413815"/><motyw id="m1324230639861-3639413815">Obraz świata</motyw>Idealizmowi p. Szukiewicza nie można by nic zarzucić, chyba to, że jest konwencjonalny i brzmi cokolwiek fałszywie. A także rozdział ten, wykreślony pomiędzy idealistyczną a materialistyczną koncepcją świata, wydaje mi się prostolinijny. Nie żyjemy, niestety, na wyspie szczęśliwości, ale na opornie rodzącej ziemi, która wydaje lotosy ideału tylko o tyle, o ile ją obficie nawieźć krwią i gnojem.<end id="e1324230639861-3639413815"/> <begin id="b1324230771892-147495575"/><motyw id="m1324230771892-147495575">Idealista</motyw>Mój Boże, idealistą był zapewne Bolesław Wstydliwy<pe><slowo_obce>Bolesław V Wstydliwy</slowo_obce> (1226--1279) --- syn Leszka Białego; książę krakowski od 1243, sandomierski od 1232, ostatni przedstawiciel małopolskiej linii Piastów.</pe> i św. Kinga<pe><slowo_obce>św. Kinga</slowo_obce> (1234--1292) --- także Kunegunda; córka króla Węgier Beli IV, żona Bolesława V Wstydliwego, święta Kościoła katolickiego.</pe>, ale był też idealistą Napoleon<pe><slowo_obce>Napoleon Bonaparte</slowo_obce> (1769--1821) --- cesarz Francuzów w latach 1804--1814, król Włoch 1805--1814, twórca Księstwa Warszawskiego, wybitny wódz i polityk europejski; poniósł klęskę w trakcie wyprawy na Moskwę, pod Lipskiem i pod Waterloo, zmarł samotnie, wygnany na wyspę św. Heleny.</pe> i kardynał Richelieu<pe><slowo_obce>Richelieu, Armand-Jean du Plessis de</slowo_obce> (1585--1642) --- francuski książę, kardynał, od 1624 roku pierwszy minister Francji.</pe>, i Danton<pe><slowo_obce>Danton, Georges</slowo_obce> (1759--1794) --- jeden z przywódców rewolucji francuskiej z 1794, skazany na śmierć przez Roberspierre'a.</pe>, i wyznaję, że ten drugi typ idealizmu silniej przemawia mi do serca. I tak jakoś historia kieruje, że grunt pod te idealne chramy<pe><slowo_obce>chram</slowo_obce> (daw.) --- świątynia, zwł. pogańska.</pe>, w których zawodzą idealne pieśni jadacze lotosu, zawsze musieli kiedyś swoim mieczem wyrąbywać i swoim trudem musieli na nich budować jacyś żywiący się mięsem Kefaleńcy<pe><slowo_obce>Kefaleńcy</slowo_obce> --- prawdop. neologizm od aramejskiego imienia apostoła Piotra (Kefas), stanowiący aluzję do jego wyciągnięcia miecza w obronie Jezusa.</pe>. Aby dziś Woodrow Wilson<pe><slowo_obce>Wilson, Thomas Woodrow</slowo_obce> (1856--1924) --- amerykański mąż stanu, od 1912 prezydent; zasłużył się wprowadzeniem licznych reform społeczno-ekonomicznych, a w polityce międzynarodowej --- propagowaniem doktryny o prawie narodów do samostanowienia.</pe> mógł zza morza nieść Staremu Światu ewangelię pokoju i wolności, na to musieli niegdyś okrutni konkwistadorzy<pe><slowo_obce>konkwistador</slowo_obce> (z hiszp.) --- zaborca, najeźdźca; najczęściej odnoszone do hiszpańskich zdobywców Ameryki.</pe> wyciąć w pień całe plemiona Lotofagów zamieszkujących dziewicze prerie i lasy, a ziemia zlana niewinną krwią musiała przez parę wieków służyć za <slowo_obce>asylum<pe><slowo_obce>asylum</slowo_obce> (łac.) --- miejsce schronienia, kryjówka.</pe></slowo_obce> wszystkim opryszkom starej Europy, praojcom i twórcom dzisiejszej chlubnej Ameryki. Zdaje mi się tedy, że hodowla <wyroznienie>ideału</wyroznienie> jest sprawą bardziej tajemniczą i skomplikowaną. Wspomniałem umyślnie Amerykę, gdyż jeżeli co mi przywodzi na pamięć sztuka p. Szukiewicza, to owe czytane za młodu historie najazdu Kortezów<pe><slowo_obce>Cortés, Hernán</slowo_obce> (1485--1547) --- hiszpański konkwistador, w latach 1519--1521 zdobywca Meksyku.</pe> i Pizarrów<pe><slowo_obce>Pizarro, Francisco</slowo_obce> (1478--1541) --- hiszpański konkwistador, zdobywca imperium Inków, założyciel miasta Lima, dzisiejszej stolicy Peru.</pe> na łagodne, wysoko na swój sposób kulturalne plemiona Indian; owego słodkiego, szlachetnego króla Montezumę<pe><slowo_obce>Montezuma II</slowo_obce> (1466--1520) --- od 1503 władca Azteków; stracił władzę wraz z najazdem Hiszpanii na Meksyk w 1519 roku.</pe>, który, pieczony na żarzącym ruszcie, pocieszał skarżącego się towarzysza słowy: ,,Przyjacielu, zaliż<pe><slowo_obce>zaliż</slowo_obce> (daw.) --- czy.</pe> ja na różach spoczywam?''. I minął dobry król Montezuma bez śladu wraz z całym swoim plemieniem, i <wyroznienie>nie zmartwychwstał</wyroznienie> w promiennej postaci, i, co gorsza, pies z kulawą nogą nie zatroszczył się o to. Dlatego jeżeli istotnie sztuka p. Szukiewicza jest aluzją do niedawnej przeszłości i jeżeli to nas, Polaków, ma ucieleśniać plemię <wyroznienie>Lotofagów</wyroznienie>, to niechaj nas Bóg broni od tego ,,idealizmu''! Raczej już pragnąc, aby w nas obficiej niż dotąd wcieliła się owa, jedynie, niestety, twórcza Goethe'owska cząstka <slowo_obce>jener Kraft</slowo_obce> --- <slowo_obce>Die stets das Böse will, und stets das Gute schafft</slowo_obce>...<pe><slowo_obce>jener Kraft --- Die stets das Böse will, und stets das Gute schafft...</slowo_obce> (niem.) --- owej siły, która wciąż pragnąc złego, wciąż czyni dobro; słowa wypowiadane przez Mefistofelesa w I części <tytul_dziela>Fausta </tytul_dziela>Goethego.</pe></akap>
+
+
+
+
+
+<akap>A kto miał sposobność w życiu codziennym obserwować osobniki z plemienia <wyroznienie>Lotofagów</wyroznienie> i widywał, ile nieraz gnuśności, egoizmu, pasożytnictwa i kabotyństwa kryje się pod fałdami idealistycznego płaszcza, jak naiwne zwalanie trudu życia na barki pogardzanych ,,zjadaczy chleba'', ten z pewnym chłodem przyjmie wszelkie <slowo_obce>credo</slowo_obce> zbyt górnie i śpiewnie niosącego się ,,idealizmu''.<end id="e1324230771892-147495575"/></akap>
+
+
+
+<akap>Jako widowisko sceniczne sztuka p. Szukiewicza cierpi na swoim czysto alegorycznym charakterze: nie ma w niej <wyroznienie>ludzi</wyroznienie>. Raz nie ma dlatego, że są tylko przenośnie; drugi raz dlatego, że i w tej przenośni autor chciał widzieć w świecie jedynie anioły i bydlęta. Dlatego nie ma i ról. Mimo wysiłku i sumiennego opracowania p. Jednowskiego postać Odysa nie może nas zająć, ponieważ autor, uczyniwszy zeń płaskiego łajdaka bez czci i wiary, nie wyposażył go ani jednym, nie mówię już szlachetniejszym, ale ludzkim rysem. Takim mógł być Odys w brukowej prasie Lotofagów. <begin id="b1324230845391-3977830607"/><motyw id="m1324230845391-3977830607">Anioł</motyw>Wdzięczniej wypadły postacie kobiece; zapewne dlatego, iż w roli aniołów czują się one bardziej u siebie w domu.<end id="e1324230845391-3977830607"/> P. Zielińska ładnie mówiła płynny wiersz p. Szukiewicza, zaś p. Łuszczkiewicz-Gallowa świetnym zakończeniem drugiego aktu rzetelnie przyczyniła się do sukcesu scenicznego sztuki. Nastręcza się jedna uwaga. Nie wiem, czy się tak wczoraj złożyło, ale, gdyby sądzić z tego przedstawienia, personel żeński teatru naszego pod względem dykcji i umiejętności mówienia wiersza nieskończenie przewyższa męską jego połowę. Ilekroć panie Zielińska i Gallowa były na scenie, każde słowo brzmiało czysto jak dzwoneczek; ilekroć przychodzili do głosu mężczyźni, połowa tekstu przeważnie ginęła w nieartykułowanych dźwiękach. Z początkowej sceny pierwszego aktu nie rozumiałem, mimo iż siedziałem blisko, <wyroznienie>dosłownie nic</wyroznienie>. Może by od tego punktu zacząć ,,reformę teatru'', która w ostatnich czasach narobiła tyle wrzawy? Ma tę zaletę, iż nie jest kosztowna i że drogę do niej znajdzie każdy --- na końcu języka.</akap>
+
+
+
+
+<akap>Co się tyczy części dekoracyjnej, muszę zaświadczyć, iż oglądałem w kancelarii dyrektora szkice p. Frycza<pe><slowo_obce>Frycz, Karol</slowo_obce> (1877--1963) --- malarz, grafik, scenograf, reżyser, dyrektor teatru im. Słowackiego w latach 1935--1939 i 1945--1946, wykładowca Akademii Sztuk Pięknych.</pe>, że są bardzo piękne i że niewiele z nich urzeczywistniło się na scenie. Mimo to i w tych warunkach wystawienie sztuki odznaczało się starannością, jeżeli pominiemy kilku skromniejszych Lotofagów, którzy przewinęli się przez drugi plan w przykusych płaszczach i widnych po kolana bardzo materialistycznych spodniach w paski.</akap>
+
+
+
+
+<akap>Obecnego na przedstawieniu autora wywoływano z zapałem po drugim akcie.</akap>
+
+<naglowek_rozdzial>Rittner, <tytul_dziela>Głupi Jakub</tytul_dziela></naglowek_rozdzial>
+
+<akap>Teatr miejski im. Słowackiego: <tytul_dziela>Głupi Jakub</tytul_dziela>, komedia w trzech aktach Tadeusza Rittnera<pe><slowo_obce>Rittner, Tadeusz</slowo_obce> (1873--1921) --- pseud. Tomasz Czaszka; dramatopisarz, prozaik, krytyk teatralny, twórca nowoczesnej komedii, np. <tytul_dziela>W małym domku</tytul_dziela> (1904), <tytul_dziela>Głupi Jakub</tytul_dziela> (1910); pisał zarówno po polsku, jak po niemiecku.</pe> (wznowienie).</akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1324231028488-3036645294"/><motyw id="m1324231028488-3036645294">Dziecko</motyw>Szczęśliwe kraje, w których kwestia ,,syna naturalnego'' jest tak żywotną, iż staje się częstym tematem dla literatury dramatycznej! Świadczy to przede wszystkim o zamożności społeczeństwa, dalej o doskonale uregulowanych stosunkach prawnych, wreszcie o wysokim uświadomieniu w zakresie praw i obowiązków.<end id="e1324231028488-3036645294"/> U nas nie można powiedzieć, aby ten problem wysuwał się dotąd na czoło zagadnień społecznych lub tematów literackich. Na wsi odwieczna szlachecka ,,krowa'' łagodziła do niedawna po staremu wiele życiowych konfliktów. <begin id="b1324231196094-2323704942"/><motyw id="m1324231196094-2323704942">Bieda</motyw>Co się tyczy stosunków miejskich, zrozumiałym jest, iż grzeszek młodości galicyjskiego ,,nadradcy'', którego schedę po długim i zasłużonym żywocie stanowił krzyż kawalerski Franciszka Józefa<pe><slowo_obce>krzyż kawalerski Franciszka Józefa</slowo_obce> --- order wojenny Cesarstwa Austriackiego nadawany w latach 1917--1918.</pe>, tysiąc sto dwadzieścia dwie korony<pe><slowo_obce>korona</slowo_obce> --- historyczna waluta Austro-Węgier.</pe>... długu i stary gramofon, nie przedstawiał zbyt bogatego dramatycznego materiału. Był to raczej materiał tragiczny; z rzędu tych tragedii pisanych przez samo życie, w których tłem jest nędza, kulisami wilgotne ściany suteren<pe><slowo_obce>suterena a. suteryna</slowo_obce> (z fr.) --- podziemne pomieszczenie mieszkalne, piwnica.</pe>, a funkcje reżyserskie pełni fabrykantka aniołków.<end id="e1324231196094-2323704942"/> Ale przychodzą nowe czasy, nowi ludzie; era bogaczy wojennych i tytanów aprowizacyjnych<pe><slowo_obce>aprowizacja</slowo_obce> --- zaopatrzenie, zwł. w prowiant.</pe>: może i dla ,,synów naturalnych'' (a będą ich mieli, sądząc z obfitości i tęczowego przepychu wielobarwnych <slowo_obce>pyjam<pe><slowo_obce>pyjama</slowo_obce> (ang.) --- piżama, strój do spania.</pe></slowo_obce> połyskujących na wystawach sklepów galanteryjnych) zaświta u nas jutrzenka<pe><slowo_obce>jutrzenka</slowo_obce> (poet.) --- poranek, brzask.</pe>... bodaj na deskach scenicznych.</akap>
+
+
+
+
+<akap>Historia o <tytul_dziela>Głupim Jakubie</tytul_dziela> Rittnera jest doskonale napisana. Widziałem <tytul_dziela>Głupiego Jakuba</tytul_dziela> na premierze na scenie krakowskiej i znowuż po ośmiu latach wczoraj; otóż w tej powtórnej kontroli sztuka nie tylko nie traci, ale utrwala jeszcze wrażenie kultury, inteligencji i umiejętności scenicznej, jakie cechują tę niepospolitą komedię. Talent p. Rittnera jest raczej refleksyjny niż żywiołowy; ale refleksja ta jest tak zrównoważona i dojrzała, iż potrafi dać pełną konstrukcję obranego za temat kawałka życia wraz z całą architektoniką<pe><slowo_obce>architektonika</slowo_obce> (z gr.) --- tu: projekt, układ.</pe> jego planów i perspektyw.</akap>
+
+
+<akap>Problem podjęty przez p. Rittnera mógłby się wykazać zaszczytną parantelą<pe><slowo_obce>parantela</slowo_obce> (z łac.) --- pochodzenie.</pe> w piśmiennictwie dramatycznym; ociera się o to zagadnienie <tytul_dziela>Mizantrop</tytul_dziela> Moliera, śmiało i bezwzględnie wchodzi w nie <tytul_dziela>Dzika kaczka<pe><slowo_obce>Dzika kaczka</slowo_obce> --- sztuka Henrika Ibsena z 1884 roku.</pe></tytul_dziela> Ibsena: <begin id="b1324231601937-1715956028"/><motyw id="m1324231601937-1715956028">Bieda, Prawda</motyw>to głęboki problem <wyroznienie>prawdy</wyroznienie> w życiu zagrażającej istnieniu przeciętnych jednostek, które w jej zbyt ostrej atmosferze żyć nie mogą i nie chcą, i które się przed nią instynktownie bronią. W ręku jej świadomego lub bezwiednego apostoła <wyroznienie>prawda</wyroznienie> staje się płonącą żagwią<pe><slowo_obce>żagiew</slowo_obce> --- pochodnia.</pe>, której iskry obracają w popiół ludzkie siedziby; toteż biedne stadko człowiecze skupione w popłochu śledzi z przerażeniem gesty wzniosłego szaleńca, hipnotyzując go wzrokiem i błagając niemo zmiłowania.<end id="e1324231601937-1715956028"/></akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1324232341813-2033717499"/><motyw id="m1324232341813-2033717499">Prawda, Miłość niespełniona</motyw>Dwie takie <wyroznienie>prawdy</wyroznienie> posiadł w ręce wychowanek szambelana<pe><slowo_obce>szambelan</slowo_obce> (z fr.)--- urzędnik dworski.</pe> Karola i rządca w jego majątku, Jakub, szczery, dzielny i szlachetny chłopak. Jedna to stosunek jego do swego dobroczyńcy. Szambelan <wyroznienie>chce</wyroznienie> wierzyć, że jest jego ojcem, potrzebuje tej wiary, aby oprzeć o nią schyłek swego smutnego, twardego życia. Na tej jego wierze buduje swoje nadzieje Hania, ,,edukowana'' po pańsku ambitna fornalska<pe><slowo_obce>fornalski</slowo_obce> --- pochodzący od rzeczownika <wyroznienie>fornal</wyroznienie>, który oznacza woźnicę bądź szerzej bezrolnego chłopa.</pe> córka, która kocha Jakuba, ale chce wyjść tylko za ,,pana''; podtrzymują również tę wiarę szambelana matka Jakuba oraz prawdziwy jego ojciec, doktor, widząc w tym szczęście i los dla syna. <begin id="b1324231748421-1553845740"/><motyw id="m1324231748421-1553845740">Tajemnica, Kłamstwo, Ojciec, Syn</motyw>Ale Jakub, od dawna dręczący się swym wątpliwym położeniem, dowiedział się przez nieopatrzność matki prawdy; nie zastanawiając się ani na chwilę, niepomny na własną przyszłość (co zresztą w jego wieku najłatwiejsze), na miłość i znaczące przestrogi kochanki, młody dzikus pędzi przed szambelana w chwili właśnie, gdy ten, rozczulony rycerskim pojedynkiem chłopca, z radością poznaje w nim ostatecznie ,,swoją krew'' i skłania się do formalnej adopcji. ,,Pan nie jest moim ojcem'', pali mu prosto z mostu Jakub. Szambelan milczy przez chwilę jak uderzony maczugą; jeszcze chce nie wierzyć, następnie mimo woli wydziera mu się z ust ten naiwniebolesny wyrzut: ,,Jak mogłeś mi to powiedzieć? Ty nie masz serca!'' --- ,,Kiedy to <wyroznienie>prawda</wyroznienie>!'' --- powtarza zdumiony i bezradny Jakub, patrząc na spustoszenie, jakiego dokonał.<end id="e1324231748421-1553845740"/> ,,Och, ten głupi Jakub!'', woła prawie z nienawiścią Hania, do której zwróci się teraz niepodzielnie serce szambelana i która, doprowadzając go do małżeństwa, zostanie panią w tym samym smutnym dworze, który przy odrobinie ,,dobrej woli'' mogłoby napełniać weselem szczęście jej, Jakuba oraz kołyszącego fikcyjne wnuki starca.</akap>
+
+
+
+
+<akap>Ale Jakub posiada w ręku jeszcze inną <wyroznienie>prawdę</wyroznienie>. Pomiędzy nim a Hanią było coś więcej niźli wymiana serc i przyrzeczeń. Z chwilą gdy Hania zostaje narzeczoną jego dobroczyńcy, chłopiec chce oddalić się w milczeniu, podczas gdy ona ze swej strony rozwija wobec szambelana kobiecą dyplomację, aby zatrzymać przy sobie kochanka; ale kiedy w scenie pożegnania dowiedział się z jej ust, iż dziewczyna, mimo że wychodzi za innego, kocha go zawsze, znowuż nieuleczalnie ,,głupi'' Jakub staje do oczu szambelana i mówi: ,,Hania jest moja, Hania pójdzie ze mną''. Ale tu już --- nie! <begin id="b1324232102450-87042320"/><motyw id="m1324232102450-87042320">Podstęp, Zdrada</motyw>Wobec pierwszego ciosu <wyroznienie>prawdy</wyroznienie> szambelan był bezbronny; ale tym razem nie da się jej zmiażdżyć brutalnie, będzie walczył <wyroznienie>przeciw niej</wyroznienie> o swe istnienie. Wbrew wewnętrznemu przeświadczeniu, wbrew ostrzeżeniu krewnych, wbrew własnym oczom, odrzuca prawdę, która jest dlań wyrokiem osamotnienia i zagłady; podsuwa Hani furtkę do zaparcia się Jakuba, wyraźnie żebrze, aby go oszukano. I Hania zapiera się Jakuba<end id="e1324232102450-87042320"/>, i ,,głupi'' Jakub ze swą prawdą wygnany odchodzi w świat, a z nim uchodzi z domu młodość, zapał, radość życia; tamci, --- ,,narzeczeni'' --- zostają przy partii domina w dusznej i ciężkiej atmosferze starego dworu. Oto przewodni motyw sztuki, która jednak dzięki umiejętnemu rozmieszczeniu efektów ani na chwilę, mimo posępnego myślowego podkładu, nie przestaje być żywą i zabawną komedią.<end id="e1324232341813-2033717499"/></akap>
+
+
+
+
+<akap><tytul_dziela>Głupi Jakub</tytul_dziela> zawsze był grany na krakowskiej scenie doskonale: bo też i przedstawia szereg ról kreślonych przez wytrawnego znawcę teatru. Postać samego Jakuba mimo ciepła, jakie wlał w nią p. Nowakowski, jest może nieco ,,literacką'' koncepcją; natomiast Hania, ta dziewczyna przerażająco inteligentna, namiętna a przebiegła, mająca we krwi wszystkie apetyty i wszystkie zdławione urazy swego pochodzenia; dalej szambelan, tak strasznie nieznośny, ale tak biedny w swoim oschłym a naiwnym sercu, iż mimo wszystko zdobywa naszą sympatię --- to postacie ujęte żywo i silnie. Obie te postacie, kreowane niegdyś przez wczorajszych ich wykonawców, znalazły w interpretacji p. Sosnowskiego<pe><slowo_obce>Sosnowski, Jerzy</slowo_obce> (1863--1933) --- pseud. Marian Mariański; aktor.</pe> i p. Jarszewskiej skończony wyraz artystyczny. Hania p. Jarszewskiej to chyba najlepsza jej rola; z tym większym żalem przychodziło krakowskiej publiczności pożegnać się w niej z utalentowaną artystką opuszczającą naszą scenę. Pyszną parę rezydentów stworzyli p. Bończa i p. Czaplińska<pe><slowo_obce>Czaplińska, Zofia</slowo_obce> (1866--1940) --- aktorka.</pe>; rolę doktora oraz matki Jakuba oddali p. Jednowski i p. Modzelewska<pe><slowo_obce>Modzelewska, Maria</slowo_obce> (1903--1997) --- aktorka.</pe> bez zarzutu. P. Szymborski zagrał prezesa z temperamentem, ale nadał tej figurze rozmach więcej może podmiejski niż szlachecki. Całość przedstawienia wypadła starannie.</akap>
+
+
+
+
+<naglowek_rozdzial>Pijaństwo trzeźwości<pa><slowo_obce>Pijaństwo trzeźwości</slowo_obce> --- W czasie mojej działalności jako recenzenta nawinął mi się pod pióro ten artykulik, który, mimo iż nie należy do zakresu spraw teatralnych, pozwalam sobie tutaj włączyć.</pa></naglowek_rozdzial>
+
+
+<dedykacja><akap>Towarzyszom i towarzyszkom wieczoru z dnia 12 lipca 1919 poświęcam.</akap></dedykacja>
+
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1323815816935-286313806"/><motyw id="m1323815816935-286313806">Obraz świata</motyw><begin id="b1323815965878-2328377339"/><motyw id="m1323815965878-2328377339">Katastrofa, Koniec świata</motyw>Żyjemy w dniach tak gigantycznych przewrotów, jesteśmy tak stępiali<pe><slowo_obce>stępiały</slowo_obce> --- tu: nieczuły, głuchy, obojętny.</pe> na ,,sensacje'' dziejowe, iż wypadki najbardziej doniosłe, takie które w innych okolicznościach dostarczyłyby tematu do roztrząsań na całe miesiące, przechodzą niemal bez wrażenia. I tak wśród radosnych okrzyków witających narodziny pokoju, na wpół przesłonięty wydarzeniami politycznymi, spełnił się fakt doniosłością moralną przerastający wszystko to, co się stało w ostatnich pięciu latach. Czemyże bowiem była ta wojna światowa? Jednym z olbrzymich kataklizmów, jakie ludzkość tyle razy przechodziła; różniącym się od innych --- dzięki nowoczesnej technice --- ilościowo, ale nie jakościowo. Patrząc nań, to słońce, które oglądało ofensywy Aleksandra Wielkiego<pe><slowo_obce>Aleksander Wielki</slowo_obce> (356--323 p.n.e) --- Aleksander III Macedoński; od 336 p.n.e. król Macedonii, uczeń Arystotelesa, zwycięzca w wojnie z Persją; jego podboje zainicjowały epokę helleńską.</pe>, żywe tanki <pe><slowo_obce>tank</slowo_obce> (z ang.; pot.) --- czołg; tu o wykorzystywanych przez Hannibala słoniach.</pe>Hannibala<pe><slowo_obce>Hannibal Barkas</slowo_obce> (246--183 p.n.e.) --- wódz i mąż stanu Kartaginy; przez wiele lat prowadził walki z Rzymianami, w 202 p.n.e. poniósł klęskę pod Zamą.</pe>, walki triumwirów<pe><slowo_obce>triumwirat</slowo_obce> (łac.) --- dosł. ,,władza trzech mężów"; w starożytnym Rzymie I triumwirat został zawiązany w roku 60 p.n.e. przez Gnejusza Pompejusza, Gajusza Juliusza Cezara i Marka Krassusa; po śmierci tego ostatniego dwaj pozostali triumwirowie stoczyli ze sobą wojnę, zakończoną zwycięstwem Cezara.</pe> o panowanie nad światem, pochód Tamerlana<pe><slowo_obce>Tamerlan</slowo_obce> (1336--1405) --- właśc. Timur Chromy; od 1370 roku władca olbrzymiego państwa; założył turecką dynastię Timurydów, zdobył większość Azji Środkowej, Iranu, Iraku i Zakaukazia.</pe>
+i Atylli<pe><slowo_obce>Atylla</slowo_obce> (?--453) --- zwany Biczem Bożym; król Hunów w latach 434-453, od 445 władca Węgier, pobity przez Aecjusza na Polach Katalaunijskich.</pe>, to sławne wreszcie ,,słońce spod Austerlitz''<pe><slowo_obce>,,słonce spod Austerlitz''</slowo_obce> --- aluzja do słów, które wypowiedział Napoleon Bonaparte (,,Oto słońce spod Austerlitz'') przypominając żołnierzom zwycięstwo w bitwie pod Austerlitz z 1805 roku.</pe>, nie musiało być zbytnio wzruszone.<end id="e1323815816935-286313806"/></akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1323815400916-1671406284"/><motyw id="m1323815400916-1671406284">Wiadomość</motyw><begin id="b1324232511128-3223389573"/><motyw id="m1324232511128-3223389573">Alkohol</motyw>Ale to samo stare, sceptyczne słońce musiało się wzdrygnąć ze zdumienia, otrzymawszy na własnym szczerozłotym drucie wiadomość z Ziemi o niesłychanej uchwale zapadłej świeżo w Ameryce Północnej. Mam na myśli <slowo_obce>bill</slowo_obce><pe><slowo_obce>bill</slowo_obce> (ang.) --- projekt ustawy.</pe> znoszący od dnia 3 lipca br. w zupełności produkcję i użytek napojów wyskokowych. Tego, odkąd to słońce przyświeca naszemu globowi, jeszcze nie było.<end id="e1323815400916-1671406284"/></akap>
+
+
+
+
+<akap>Pijam na co dzień tylko wodę z pobliskiego źródła; mogę miesiące, lata całe żyć dosłownie bez kropli alkoholu; przemawiam tedy zupełnie bezinteresownie. Wyznaję jednak, iż kiedy przeczytałem tę wiadomość i zważyłem jej możliwe konsekwencje, dreszcz mnie przeszedł. Miałem uczucie, że się stało coś przerażającego, coś np. jak gdyby pod karą więzienia wydano zakaz pisania wierszem lub też grania na jakimkolwiek instrumencie. Wstrząsnęło mnie zimno za cały świat i nie była mnie w stanie rozgrzać nawet ta pocieszająca wiadomość dołączona życzliwie z Paryża przez p. Antoniego Beaupré<pe><slowo_obce>Beaupré, Antoni </slowo_obce> (1860--1937) --- publicysta, społecznik, w latach 1904--1914 redaktor naczelny ,,Głosu Narodu'', od 1920 ,,Czasu''.</pe>, iż ,,pewne miasto amerykańskie, od czasu wprowadzenia w nim zakazu alkoholu, spożywa rocznie trzy miliony galonów<pe><slowo_obce>galon</slowo_obce> --- jednostka objętości ciał ciekłych i sypkich; 3,7854 litra to jeden galon amerykański.</pe> lodów i że wartość produkcji <slowo_obce>ice-creamów<pe><slowo_obce>ice-cream</slowo_obce> (ang.) --- lody (do jedzenia).</pe></slowo_obce> dochodzi w Ameryce dzięsieciu miliardów koron''...<end id="e1323815965878-2328377339"/></akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1323815488596-2066734729"/><motyw id="m1323815488596-2066734729">Obraz świata</motyw>W którymś z rozdziałów <tytul_dziela>Pantagruela</tytul_dziela> snuje Rabelais jedną ze swoich najgenialniejszych i najgłębszych fantazji na temat, czym byłby świat bez długów. Otóż trzeba by chyba zapożyczyć pióra od tego starego mistrza, aby odmalować, czym byłby świat bez alkoholu. To straszne!<end id="e1324232511128-3223389573"/><end id="e1323815488596-2066734729"/></akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1323815539040-2771923437"/><motyw id="m1323815539040-2771923437">Bóg, Miłosierdzie</motyw>Nieraz dumałem nad mitem Noego<pe><slowo_obce>Noe</slowo_obce> --- postać biblijna; z rozkazu Boga zbudował Arkę i wprowadził do niej wybranych ludzi i zwierzęta, żeby nie zginąć w zesłanym na Ziemię potopie.</pe> i zawsze dochodziłem do wniosku, że nie może być przypadkowym zbiegiem okoliczności fakt, iż ten właśnie patriarcha, w którego osobie ludzkość święci pojednanie z Bogiem, jest zarazem odkrywcą winnej latorośli. To Bóg, skarawszy okrutnie rodzaj ludzki, ulitował się nad nim i szczęście, które z winy swego upadku człowiek na zawsze postradał, raczył mu wrócić bodaj w postaci złudy. Wejrzał Bóg, iż człowiek raz skażony grzechem niezdolny jest jasno patrzeć w twarz ni Jemu, ni sobie, ni reszcie stworzenia, że życie jego musi pozostać smutne i zbrodnicze, o ile od czasu do czasu nie zamgli sobie oczu marzeniem o tym, czym był kiedyś; o ile w soku winnej jagody nie zdoła wyczarować odbicia tej tęczy, która zabłysła mu na niebie jako znak pojednania. Tak, to dar boski, a że człowiek tego boskiego daru nadużył, czyż to dziw?... Czegóż bo człowiek nie potrafił nadużyć!<end id="e1323815539040-2771923437"/></akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1323815771128-1594756543"/><motyw id="m1323815771128-1594756543">Alkohol, Pijaństwo</motyw>Alkohol --- czy też inny produkt upajający --- aż do lipcowego <slowo_obce>billu</slowo_obce> Wilsona towarzyszył wiernie ludzkości od pierwszych szczebli cywilizacji, od samych jej zaczątków zaledwie wyróżniających najniższy typ człowieka od najwyższego typu zwierzęcia. Nie śmiałbym formułować kwestii w ten sposób, iż użytek trunków upajających stanowi właśnie --- obok użytku ognia --- pierwszą cechę narodzin człowieczeństwa. Jednakże alkohol jest surogatem<pe><slowo_obce>surogat</slowo_obce> (z łac.) --- namiastka, produkt zastępczy dla czegoś.</pe> lub też sprzymierzeńcem poezji, poezję zaś uważam za przyrodzoną postać duchowego życia człowieka. Myśl pozytywna, proza myśli, jest już skomplikowanym wytworem cywilizacji, jest wysiłkiem podjętym dla wyodrębnienia swego mizernego światka prywatnych interesów z wszechrytmu kosmosu. Ale, raz po raz, rytm ten tętniący potężną falą zarówno w eterze, jak pod skorupą ziemi ogarnia biednego zaprzańca<pe><slowo_obce>zaprzaniec</slowo_obce> --- odstępca, zdrajca.</pe>, chwyta go za włosy i za gardło, i każe się zanurzać jednostkom w alkoholu, narodom w poezji: dźwięcznej poezji słowa lub --- krwawej poezji czynu...</akap>
+
+
+<akap>Nie wszystkim. Są ludzie, którzy ,,nie piją''. Tych nie znam i nie wiem, jacy są. Mówię: <wyroznienie>nie znam</wyroznienie>, albowiem dusza człowieka, który zasadniczo ,,nie pije'' jest dla duszy człowieka, który ,,pija'', księgą zamkniętą na siedem pieczęci i na odwrót. Pomiędzy <wyroznienie>pijącym</wyroznienie> Chińczykiem a <wyroznienie>pijącym</wyroznienie> Polakiem jest chyba mniejsze oddalenie niż pomiędzy pijącym a niepijącym Polakiem. Podział ten zresztą dotyczy tylko przeciętnej masy ludzi; istnieją bowiem szczęśliwe organizacje --- bardzo dalekie od ,,trzeźwości'' --- które tętno swego pijaństwa czerpią z innych, o ileż szlachetniejszych substancji. <begin id="b1323816158747-2086863870"/><motyw id="m1323816158747-2086863870">Artysta</motyw>Byłem raz świadkiem, jak ktoś musił<pe><slowo_obce>musić</slowo_obce> (daw.) --- zmuszać.</pe> Stanisława Wyspiańskiego do kieliszka wódki, wówczas kiedy poeta już podupadły na zdrowiu przestał jej zupełnie używać. ,,Nie piję'', odrzekł. ,,Dla fantazji!'', zachęcał go natręt. Na to Wyspiański odparł cichutko ze swoim uśmieszkiem: ,,Ja fantazję mam zawsze, a po wódce mnie głowa boli''.<end id="e1323816158747-2086863870"/></akap>
+
+
+
+<akap>Ludzie, którzy ,,piją'', to jedna z masonerii<pe><slowo_obce>masoneria</slowo_obce> (z fr.) --- wolnomularstwo, hermetyczne stowarzyszenie międzynarodowe powstałe w XVIII wieku o hierarchicznej strukturze wewnętrznej, którego przedmiotem zainteresowania było pielęgnowanie zasad moralnych i idei Oświecenia.</pe>, której polityka międzynarodowa nie powinna by zaniedbywać i którą rozumiała zresztą doskonale stara dyplomacja, mrożąc w kubełkach musujący cement przymierza narodów.</akap>
+
+
+
+
+
+
+
+<akap>Powiadam tedy, iż <slowo_obce>bill</slowo_obce> amerykański (po którym, jak donosi korespondent ,,Czasu'', pięć milionów Amerykanów gotuje się opuścić na zawsze kraj rodzinny) i myśl o świecie bez alkoholu przeraziły mnie. Jak to! Świat, w którym można będzie żyć dwadzieścia lat obok drugiego człowieka, widując go dzień w dzień i będąc z nim po dwudziestu latach znajomości równie obco i równie daleko co pierwszego dnia! Świat, w którym żadne nieporozumienie powstałe między dwoma ludźmi nigdy się nie zatrze i nie wyjaśni; w którym każda uraza, każda nienawiść będzie drążyć serca aż do śmierci, bez żadnej nadziei i możności odpuszczenia, ba, nawet, jak nieraz bywało po tęgim wspólnym wypiciu, zamiany w dozgonną przyjaźń! W czymże, jak nie w alkoholu zanurzyć tę błogosławioną gąbkę, którą przeciąga się od czasu do czasu po nazbyt zabazgranej tabliczce życia? ,,To jak burza w przyrodzie'', mawiał zmarły niedawno w Persji poeta, Vincent de Korab-Brzozowski<pe><slowo_obce>Brzozowski Korab, Wincenty</slowo_obce> (1877--1941) --- młodszy brat Stanisława, poeta, tłumacz, przedstawiciel symbolizmu; pisał także w języku francuskim; znany z tomu <tytul_dziela>Dusza mówiąca</tytul_dziela> z 1910 roku.</pe>. Gdzież znajdzie przydrożny odpoczynek i wytchnienie biedny wędrowiec Myśli o przemęczonym mózgu i skołatanym sercu, jeśli nie w tym cudnym oszołomieniu, które bywa niekiedy dla ducha równie nieprzepartą potrzebą, co sen dla ciała? Nie, żadna konsumpcja lodów, o której cuda pisze p. Beaupré, choćby nawet doszła do sześciu milionów galonów, nie zastąpi jednego dobrze zamrożonego kubka, marki... ha! Gdzież mnie niewczesna fantazja unosi?... <begin id="b1323816278787-164880025"/><motyw id="m1323816278787-164880025">Flirt</motyw>Świat bez alkoholu to wreszcie wytępienie pomiędzy płcią męską a kobiecą tego uroczego obcowania utkanego z igraszki myśli, z rozmarzenia i pustoty, które stanowi największy wdzięk i najwyższą zdobycz naszej cywilizacji; to skazanie stosunku obu płci na przejawy brutalnej żądzy albo też tępą nudę...<end id="e1323816278787-164880025"/></akap>
+
+
+
+
+<akap>Ale nie trwóżmy się. Dzieło Ameryki nie wytrwa; zanim zdoła zarazić resztę świata, runie przez swą pychę samą. To obraz hardego przedsięwzięcia wieży Babel<pe><slowo_obce>wieża Babel</slowo_obce> --- tu: synonim zamętu, bezładu, chaosu.</pe>; i tak samo skarane będzie pomieszaniem języków. Albowiem tylko język upojenia wspólny jest ludziom; każdy człowiek zasadniczo trzeźwy przemawia zupełnie odrębnym narzeczem: mówi bardzo mądrze, tylko że ani on nikogo, ani nikt jego nie rozumie. Cisną mi się niedyskretnie na usta przykłady bardzo trzeźwych polityków...</akap>
+
+
+
+
+<akap>Zdaję sobie sprawę --- a gdybym sam tego nie czuł, przypominałyby mi to czcigodne łamy pisma, z których mam zaszczyt przemawiać --- iż stanowisko moje jest może zbyt indywidualne, że kwestia ta posiada poważne strony społeczne, moralne, higieniczne etc. Do tych się nie mieszam. Co więcej, z góry przyznaję, że byłbym zwolennikiem najdalej idących ograniczeń konsumpcji alkoholu. Tak jak obecnie ogromna większość tego cennego środka marnuje się: idzie w tępotę, zbydlęcenie, hałas, zamiast przetwarzać się we wdzięk, radość życia i melodię. <begin id="b1324238857618-3818313119"/><motyw id="m1324238857618-3818313119">Artysta</motyw>Z zanikiem kultury humanistycznej ludzkość zapomniała o tym, co wyraża owo tak szlachetne i znamienne godło: <slowo_obce>spiritus<pe><slowo_obce>spiritus</slowo_obce> (łac.) --- dusza, duch; tu: gra językowa wykorzystująca podwójne znaczenie słowa: zarówno duch, jak i alkohol, który tego ducha ,,ożywia''.</pe></slowo_obce>. I rozdział jest opłakany: artyści piją wodę albo fuzel<pe><slowo_obce>fuzel a. fuzle</slowo_obce> (z niem.) --- szkodliwe odpady ze źle przeprowadzonej fermentacji.</pe>, podczas gdy szacowne wina sączą chamy i paskarze<pe><slowo_obce>paskarz</slowo_obce> --- kombinator, spekulant.</pe>, jak gdyby im nie dosyć było pić krew ludzką.<end id="e1324238857618-3818313119"/> Owszem, gdyby taka utopia<pe><slowo_obce>utopia</slowo_obce> --- pojęcie użyte po raz pierwszy w 1516 roku przez Thomasa More'a jako tytuł dzieła; projekt idealnego ustroju; tu: coś nierealnego.</pe> była możliwa, niechaj nasz sprężysty rząd ściśle ograniczy użytek trunków; niech wprowadzi ,,karty na pijaństwo'' przyznawane po dojrzałej rozwadze (sądzę, że ta rzecz weszłaby doskonale w kompetencję obecnego ministerium <wyroznienie>Kultury i Sztuki</wyroznienie>) tylko tym, którzy go są godni: w zamian będzie im go można dostarczyć tanio i w najlepszej jakości; <begin id="b1324238928181-1266041921"/><motyw id="m1324238928181-1266041921">Rozkosz, Raj, Radość</motyw>i tak samo godzę się chętnie, aby wytępiono ohydną konsumpcję alkoholu jako ,,używki'', sprowadzającą go do rzędu codziennych środków ogłupiania się; przeciwnie, niechaj ten nektar stanie się rzadkim świętem, niechaj wróci do godności misteriów bachicznych<pe><slowo_obce>misteria bachiczne</slowo_obce> --- rozpustne nocne obrzędy związane z kultem rzymskiego boga Bachusa (odpowiednik greckiego Dionizosa).</pe>, niechaj użytek jego znaczy jedynie owe najcenniejsze godziny życia, w których mocą radosnego zespolenia duchów ten brzydki szary świat rozświetla się i rozzłaca, aby biednym wygnańcom z Raju dać na chwilę złudę poezji, niewinności i braterstwa...<end id="e1324238928181-1266041921"/><end id="e1323815771128-1594756543"/></akap>
+
+
+
+<srodtytul>Sezon 1919/1920</srodtytul>
+
+
+
+
+
+<naglowek_rozdzial>Fredro, <tytul_dziela>Śluby panieńskie</tytul_dziela></naglowek_rozdzial>
+
+<akap>Teatr miejski im. Słowackiego: <tytul_dziela>Śluby panieńskie</tytul_dziela>, komedia w pięciu aktach wierszem Aleksandra hr. Fredry.</akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1324232629945-2216905654"/><motyw id="m1324232629945-2216905654">Polska, Patriota, Dziedzictwo, Twórczość</motyw>Dobrze uczyniły obie sceny krakowskie, iż pierwszy rok teatralny w niepodległej Polsce rozpoczęły arcydziełem Fredry. Bo Fredro to wielka poezja polska, nie ta zrodzona z niewoli i męki, patologiczna i wzniosła, natchniona i obłąkana w swojej monomanii<pe><slowo_obce>monomania</slowo_obce> --- patologiczna koncentracja na jednym temacie.</pe>, nie ta, której duch narodu zawdzięcza swoje ocalenie, ale i swoje straszliwe skrzywienie zarazem; ale ta Polska odwieczna, po której ów epizod krwi i hańby spłynął, nie znacząc na niej śladów, tak jak spłynął bez śladu po glebie oranej przez polskiego chłopa; ta Polska, która otwiera nam ramiona dzisiaj. Tej niespożytej polskości, jaka kryje się w uśmiechu Fredry, nie dość rozumiano za jego życia, nie prędko zrozumiano i po jego śmierci. Pojęcie wielkości, poezji utożsamiło się z wyrazem bólu narodowego lub nawet z jego gestem, niejeden ,,wieszcz'', nie zawsze nawet najczystszej wody, który górnie rozdzierał szaty nad losem ojczyzny, przesłonił tedy Fredrę naszemu sercu i pamięci. Fredro szat nad ojczyzną nie rozdzierał, bo on nią był; najgłębiej może, bo bezwiednie. I był jednym z największych polskich artystów, tym, którego nazwisko możemy bez cienia szowinizmu postawić obok pierwszych nazwisk świata. Przełom, jaki dziś zaszedł w naszym życiu narodowym, stanie się nieodzownie zaczątkiem ogromnych przemian polskiej myśli i odczuwania, także i w zakresie retrospektywnym; jestem przekonany, że wiele relikwii polskiej literatury spokojnie w proch zetleje<pe><slowo_obce>zetleć</slowo_obce> --- przeważnie o tkaninie: rozpadać się pod wpływem starości.</pe> w swoich relikwiarzach, podczas gdy imię Fredry, nieprzesłaniane już przez mgły i dymy narodowych smutków, jaśnieć nam będzie coraz żywszym blaskiem wielkiej sztuki, jak we Francji imię Moliera.<end id="e1324232629945-2216905654"/></akap>
+
+
+<akap><begin id="b1324232957745-673466534"/><motyw id="m1324232957745-673466534">Twórczość</motyw>Oglądać <tytul_dziela>Śluby panieńskie</tytul_dziela> na scenie jest zawsze rozkoszą; wiele musieliby dołożyć starań aktorzy, aby tę rozkosz zamącić. A przy tym ileż teatralnych wspomnień wiąże się z tą sztuką!... Na scenie krakowskiej <tytul_dziela>Śluby</tytul_dziela> mają swoją bogatą historię: nie będąc zgrzybiałym starcem, pamiętam jednakże tej historii okres bardzo, bardzo długi. Pamiętam <tytul_dziela>Śluby</tytul_dziela> grane jeszcze niemal jako współczesną komedię, jeżeli się nie mylę, w zwyczajnych sukniach i surdutach, w obojętnej ramie jakiegoś banalnego tekturowego pokoju --- i grane mimo to znakomicie. O stylu fredrowskim niewiele rozprawiano wtedy, bo ten styl był jeszcze czymś bardzo bliskim swą tradycją, w typach, w zacięciu, traktowaniu wiersza. Naraz --- zeszło się to, zdaje mi się, z otwarciem nowego teatru --- powiał w gościnny dwór Pani Dobrójskiej<pe><slowo_obce>Pani Dobrójska</slowo_obce> --- opiekunka Anieli i Klary.</pe> wietrzyk muzealny. Odkryto mianowicie wówczas, iż jest to sztuka <slowo_obce>par excellence</slowo_obce><pe><slowo_obce>par excellence</slowo_obce> (fr.) --- w najwyższym stopniu.</pe> ,,stylowa''; ustalono ściśle datę, w której rozgrywa się akcja; wypatrzono, jakie fotele, kantorki, szpinety<pe><slowo_obce>szpinet</slowo_obce> (z niem.) --- rodzaj małego klawesynu.</pe> mogły stać w pokoju, a jakie miniatury i obrazy wisieć na ścianach; <begin id="b1324232793680-1181171014"/><motyw id="m1324232793680-1181171014">Uroda</motyw>skopiowano wiernie z kostiumologii fryzury panien, rajtroczki<pe><slowo_obce>rajtrok</slowo_obce> (z niem.) --- dawny surdut z rozciętymi połami używany do jazdy konnej.</pe> Gustawa, halsztuki<pe><slowo_obce>halsztuk</slowo_obce> (z niem.) --- trójkątna chusta wiązana przy szyi przez mężczyzn w XVIII i XIX wieku, później zastąpiona przez krawat.</pe> Albina; słowem, każda figura mogła powędrować prosto do muzeum za gablotkę.<end id="e1324232793680-1181171014"/> I stało się, że na jakiś czas przy doskonałej i bardzo uczonej <wyroznienie>stylizacji</wyroznienie> zapodział się gdzieś <wyroznienie>styl</wyroznienie> Fredry: styl bowiem Fredry to przede wszystkim życie; a życia nigdy nie da się odtworzyć za pomocą rzeczy martwych. <begin id="b1324232938046-221827984"/><motyw id="m1324232938046-221827984">Uroda</motyw>Pamiętam zwłaszcza jak przez mgłę jedno takie przedstawienie grane przez wybornych artystów, a zarazem jedno z najgorszych przedstawień <tytul_dziela>Ślubów</tytul_dziela>, jakie w życiu widziałem: z całego wieczoru został mi we wrażemu tylko jakiś monstrualny kok na głowie Anieli (zapewne bardzo wierny) oraz tupety<pe><slowo_obce>tupet</slowo_obce> (z fr.) --- półperuka zakładana na przód głowy.</pe> i kurtki Gustawa, w których ,,stylowe'' wiercenie kuperkiem pochłonęło całą uwagę utalentowanego artysty.<end id="e1324232938046-221827984"/> Na szczęście, okres tego neofityzmu stylizacyjnego, w którym rekwizyt przytłaczał autora i poezję, minął; nastało szczęśliwe przymierze czy też ,,linia demarkacyjna''<pe><slowo_obce>linia demarkacyjna</slowo_obce> --- granica między państwami; tu: granica w ogóle.</pe> pomiędzy duchem Fredry a duchem antykwarskim<pe><slowo_obce>antykwarski</slowo_obce> (daw.) --- związany z antykami, reprodukcją historyczną bądź starymi książkami.</pe>, a rezultatem jego jest ustalenie tego trafnego stylu, który, ujmując życie w niedzisiejsze ramy, nie paraliżuje go wszelako i zostawia pole młodości serc pod staroświecczyzną kostiumu.<end id="e1324232957745-673466534"/></akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1324233041426-3872319749"/><motyw id="m1324233041426-3872319749">Młodość</motyw>Młodość! W tym tkwi bodaj czy nie największa część sekretu. Pamiętam także <tytul_dziela>Śluby</tytul_dziela> grane w pierwszorzędnych zespołach, ale w których zsumowane lata obu kochających się par dawały cyfrę zbliżoną do dwustu, jeżeli nie wyżej; i wtedy mimo całego wysokiego artyzmu czegoś brakło przedstawieniu... Jest to jedna z tych sztuk, w których łatwiej pewne braki wykończenia nadrobić młodością niż odwrotnie.<end id="e1324233041426-3872319749"/></akap>
+
+
+
+
+<akap>Wczorajsze przedstawienie posiadało tę zaletę w całej pełni: ciepło i ogień biły ze sceny. Gustaw zwłaszcza, Albin i Klara (wszystko nowe nabytki tego sezonu) spisywali się doskonale. <begin id="b1324233111386-2530122915"/><motyw id="m1324233111386-2530122915">Kobieta</motyw>Rola Anieli, tej <slowo_obce>amoureuse'y</slowo_obce><pe><slowo_obce>amoureuse</slowo_obce> (fr.) --- kochanka.</pe> z polskiego dworku, jest osobliwie trudna do zagrania. Aniela jest to najbardziej urocze wcielenie ,,woli bożej'', jakie kiedykolwiek dreptało na dwóch łapkach w literaturze polskiej; rola niewinno-zmysłowa, harfa kobiecości, grająca za samym zbliżeniem męskiej dłoni... Czegóż bo nie ma w tej roli: i duma dziewicza, i tak drażniący erotycznie takt doskonale wychowanej panny, bierność hurysy<pe><slowo_obce>hurysa</slowo_obce> (z arab.) --- dziewica z muzułmańskiego raju.</pe>, wdzięk, marzenie, poezja --- i to polskie cielątko wreszcie, którego rasa rozpleniła się później tak szczęśliwie.<end id="e1324233111386-2530122915"/> Nieraz żałowałem, że tego rodzaju igraszki nie są u nas w modzie: bardzo bym pragnął, aby ktoś napisał dalszy ciąg <tytul_dziela>Ślubów panieńskich</tytul_dziela>, tak jak istnieje dalszy ciąg <tytul_dziela>Mizantropa</tytul_dziela> lub owe przemiłe fantazje Juliusza Lemaître'a<pe><slowo_obce>Lemaître, Jules François Élie</slowo_obce> (1853--1914) --- francuski krytyk, dramatopisarz, poeta.</pe> ,,na marginesie'' klasycznych arcydzieł. Często wprawdzie bywa, iż z zapadnięciem kurtyny sztuka się nie kończy, lecz zaczyna; ale tu dalsze koleje pp. Gustawowstwa byłyby szczególnie zajmujące i nieraz zdarzyło mi się zadumać nad tym, co życie zrobi z tej sympatycznej panny Anieli Dobrójskiej... P. Białkowska dużo uchwyciła z wdzięku tej postaci, ale nie wszystko; ,,wola boża'' była bez zarzutu; to już wiele, jak sądzę? Role p. Dobrójskiej i Radosta spoczywały w doświadczonych rękach p. Kosmowskiej i p. Jednowskiego: p. Kosmowska opracowała swoją jak zawsze bardzo starannie, p. Jednowski po trosze w myśl hasła ,,jakoś to będzie'': hasło bardzo polskie i z tego chyba tytułu na miejscu w arcydziele Fredry. Traktowanie wiersza przez artystów nie było na ogół bez usterek: tak np. często powtarzającego się słowa <wyroznienie>wariat</wyroznienie> Fredro używa po staroświecku jako trzyzgłoskowego: <wyroznienie>wa-ry-iat</wyroznienie>; wymawiając je dwuzgłoskowo: <wyroznienie>war-iat</wyroznienie>, zatraca się miarę wiersza. Takich szczegółów było więcej, a rytmika daleką była od muzycznej przejrzystości. <begin id="b1324233558412-1580307145"/><motyw id="m1324233558412-1580307145">Fałsz</motyw>Całość przedstawienia szła składnie, z wyjątkiem <wyroznienie>klaki</wyroznienie><pe><slowo_obce>klaka</slowo_obce> (z fr. <slowo_obce>claque</slowo_obce>) --- pozornie spontaniczne wyrazy zachwytów widowni nad sztuką, zapewniane przez wynajętych ,,oklaskiwaczy''.</pe>, która działała nie dość dyskretnie i inteligentnie: nie wiem, czyj to wydział, ale trzeba by to wycieniować.<end id="e1324233558412-1580307145"/></akap>
+
+<naglowek_rozdzial>Gorczyński, <tytul_dziela>Rzeczywistość</tytul_dziela></naglowek_rozdzial>
+<akap>Teatr miejski im. Słowackiego: <tytul_dziela>Rzeczywistość</tytul_dziela>, komedia w trzech aktach Bolesława Gorczyńskiego (wznowienie).</akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1324233707162-3966354910"/><motyw id="m1324233707162-3966354910">Rozczarowanie</motyw>Słuchając po raz drugi <tytul_dziela>Rzeczywistości</tytul_dziela>, z której już miałem sposobność obszerniej zdawać sprawę, tym większą czułem urazę do autora, iż swoją doskonale pomyślaną sztukę zeszpecił tak czczym i płaskim dialogiem. Nie wiem, czy to z przyczyny sierpniowej kanikuły<pe><slowo_obce>kanikuła</slowo_obce> (z łac.) --- letnie wakacje.</pe>, czy że, znając już treść i nie podtrzymywany zaciekawieniem, więcej byłem wrażliwy na epizody, dość, że tym razem ta ,,pomidorówka'', to wieczne ,,pranie'' i kołnierzyki jako kontrast do ,,duchowego życia'' jeszcze cięższe mi się wydawały do strawienia. A język! Wśród beznadziejnie trywialnej rozmowy Reny z Romanem w I akcie, przeplatanej takimi wyrażeniami jak <wyroznienie>hopy</wyroznienie> i <wyroznienie>kicze</wyroznienie>, naraz takie kwiatki: ,,Wykąpiesz mnie w krynicy upojeń i rozkoszy'' etc. ,,Tak bardzo go <wyroznienie>pragniesz</wyroznienie>?'', mówi jedna kobieta do drugiej; ,,kocham go i <wyroznienie>pragnę</wyroznienie>'', odpowiada ta wkrótce potem. I znowu za chwilę Rena do Romana: ,,Czy <wyroznienie>pragniesz</wyroznienie>?'' i Roman o sobie: ,,jest we mnie zwierzę, które <wyroznienie>pragnie</wyroznienie>''; i Roman do szwaczki Karolki: ,,Nie <wyroznienie>pragniesz</wyroznienie> mnie?''. <begin id="b1324233741680-1134111571"/><motyw id="m1324233741680-1134111571">Twórczość, Fałsz</motyw>Biedna jest w ogóle literatura; ani rusz nie może się obejść bez szczudeł jakiejś umówionej gwary, a za każdym razem, kiedy znajdzie nowy żargon<pe><slowo_obce>żargon</slowo_obce> (fr.) --- odmiana ogólnonarodowego języka, którą posługuje się jakaś grupa środowiskowa, np. młodzież, więźniowie.</pe>, wydaje się jej, że wniknęła po raz pierwszy w tajemnicę życia i sztuki.<end id="e1324233707162-3966354910"/> Były ,,płomienie'' i ,,kajdany'' klasyków; potem przyszły <wyroznienie>anielstwa</wyroznienie> i <wyroznienie>błyskawice</wyroznienie> romantyczne; potem zluzowały to ,,chucie''<pe><slowo_obce>chuć</slowo_obce> --- pożadanie seksualne.</pe> i ,,praiły''<pe><slowo_obce>praiły</slowo_obce> --- pren. najgłębsze warstwy duszy ludzkiej (metafora geologiczna).</pe>... Zamieniał stryjek siekierkę na kijek, niechże mu będzie. Ale pomyśleć, że po to wygnaliśmy ze sceny wiersz, szlachetność gestu, wdzięk słowa, aby w imię realizmu scenicznego i codziennej prawdy koniugować we wszystkich osobach: ja cie pragnę, ty mnie pragniesz, on jej pragnie! Odwołuję się do wszystkich abonentów ,,Czasu'', poczynając od najstarszych: czy który z nich tak mówił kiedy? Czy to jest język rzeczywistego życia, nawet w jego bardziej patetycznych momentach? Mamy tak mówić na scenie, to już, doprawdy, lepiej wróćmy do ,,słodkich kajdanów'' i ,,stałych płomieni''.<end id="e1324233741680-1134111571"/></akap>
+
+<akap><tytul_dziela>Rzeczywistość</tytul_dziela> grano częściowo w nowej obsadzie. Z dawnej pozostał p. Nowakowski oraz p. Łuszczkiewicz-Gallowa, jeszcze może lepsza niż wprzódy w swojej szelmowsko obmyślonej karykaturze koleżeńskiej. P. Kacicka<pe><slowo_obce>Gall, Halina, z domu Kacicka </slowo_obce> (1890--1974) --- aktorka.</pe> poprawnie odtworzyła Karolkę. <begin id="b1324233793376-3953654921"/><motyw id="m1324233793376-3953654921">Kobieta demoniczna</motyw>Rola Reny przypadła p. Pancewiczowej<pe><slowo_obce>Pancewicz-Leszczyńska, Leokadia</slowo_obce> (1888--1974) --- właśc. Leokadia Rzecznik; aktorka.</pe>; zagrała ją bardzo przekonywająco: czuło się w tej modelce kobietę z rasy Daudetowskiej<pe><slowo_obce>Daudet, Alphonse</slowo_obce> (1840--1897) --- francuski pisarz; autor książek poświęconych m.in. Prowansji, z której pochodził: np. <tytul_dziela>Tartarin z Taraskonu</tytul_dziela> (1872).</pe> Safony<pe><slowo_obce>Safona</slowo_obce> (VII/VI--VI p.n.e.) --- grecka poetka tworząca pieśni weselne, miłosne oraz hymny.</pe>, która, gdyby zechciała, potrafiłaby tak opleść biednego malarzynę swoim miękkim uściskiem, że by nieborak ,,ani zipnął''.<end id="e1324233793376-3953654921"/> Ale mimo bardzo ładnej i inteligentnej gry artystki przychodziło przede wszystkim na myśl co innego: mianowicie refleksja, dlaczego, mając aktorkę o tak korzystnych warunkach zewnętrznych, bogatym i ciepłym głosie, szerokich akcentach dramatycznych i doskonałej umiejętności mówienia wiersza, nie widzieliśmy od paru lat żadnej próby, aby przymioty te szerzej i szlachetniej spożytkować? Zespół naszego teatru jest dość ograniczony; cała sztuka w tym, aby go dobrze wyzyskać i sterować nim tak, by każdy mógł dać z siebie i rozwinąć w sobie co ma najlepszego. <begin id="b1324233963817-2226956562"/><motyw id="m1324233963817-2226956562">Teatr</motyw>Nawet i linię repertuaru warto nieraz dostroić do osobistych warunków poszczególnych artystów. Zeszłoroczny sezon był --- powiedzmy szczerze, skoro to już należy do historii --- prowadzony pod względem repertuarowym dosyć po omacku; miejmy nadzieję, że obecnie powołanie w tym celu osobnego ,,organu'', który, na szczęście, jest nie tylko organem, ale i poetą, oddziała korzystnie w tej mierze na sezon obecny.<end id="e1324233963817-2226956562"/></akap>
+
+
+
+<naglowek_rozdzial>Rittner, <tytul_dziela>W małym domku</tytul_dziela></naglowek_rozdzial>
+
+
+<akap>Teatr miejski im. Słowackiego: <tytul_dziela>W małym domku</tytul_dziela>, dramat w trzech aktach Tadeusza Rittnera (wznowienie).</akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1324234177836-2152479425"/><motyw id="m1324234177836-2152479425">Współczucie</motyw>Duszę nowoczesnego człowieka skomplikowała jedna drobna rzecz: litość. To niby ziarnko piasku, które wpadło w oko i łzawi. Nie wiem, czy to jest głębokie uczucie serca, czy raczej przeczulenie nerwów, ale faktem jest, że istnieje i że różni nas od dawniejszych ludzi; przynajmniej w zakresie odczuwań estetycznych. Nie znała uczucia litości ta publiczność, która w cyrku rzymskim oklaskiwała śmiertelne walki gladiatorów, nie znały jej te piękne panie, które --- jak świadczą pamiętniki Casanowy<pe><slowo_obce>Casanova, di Seingalt</slowo_obce> (1725--1798) --- włoski pamiętnikarz słynący z miłosnych podbojów i awanturniczego życiorysu, który opisał w <tytul_dziela>Historii mojego życia</tytul_dziela>. Wydanie, do którego dostęp miał Boy, było jeszcze częściowo ocenzurowane.</pe> --- uprawiały, powiedzmy, <wyroznienie>flirt</wyroznienie>, przyglądając się w tejże samej chwili z okna, jak rozrywano końmi Damiensa<pe><slowo_obce>Damiens, Rober François</slowo_obce> (1714--1757) --- w 1757 roku dokonał nieudanego zamachu scyzorykiem na Ludwika XV; po dochodzeniu skazany na śmierć w męczarniach, co wówczas uchodziło za warte zobaczenia widowisko.</pe>, niedoszłego mordercę Ludwika XV<pe><slowo_obce>Ludwik XV</slowo_obce> (1710--1774) --- król Francji od 1715, należący do dynastii Burbonów; nie przysłużył się znacząco ojczyźnie.</pe>. Grzegorz Dandin Moliera był dla współczesnych figurą na wskroś komiczną; i dziś dopiero zarówno krytyka literacka, jak i grający go aktorzy doszukują się w nim --- aż nadto gorliwie moim zdaniem --- bolesno-tragicznych akcentów. Współczucie zdolne były obudzić jedynie nieszczęścia szlachetne, koturnowe, losy rozgrywające się w <wyroznienie>pałacach</wyroznienie>; wszystko inne, dola pospolitych ludzi z <wyroznienie>małych domków</wyroznienie> była jedynie tematem dla grubego, szerokiego śmiechu. Jakże się to zmieniło! Dziś dla artysty wystarczy spojrzeć pod pewnym kątem na kawałek szarego, przeciętnego życia, aby mu się serce ścisnęło litością; dla czytelnika czy widza wystarczy, aby potrącić pewne struny, a już w lot rozumie, już współdźwięczy... <begin id="b1324234160349-433963764"/><motyw id="m1324234160349-433963764">Twórczość</motyw>Dlatego zatarła się granica między tragedią a komedią; życie w ujęciu scenicznym stało się kalejdoskopem, w którym, już nie jak u Szekspira<pe><slowo_obce>Shakespeare, William</slowo_obce> (1564--1616) --- angielski poeta, dramaturg z epoki elżbietańskiej, współzałożyciel teatru The Globe; napisał trzydzieści siedem sztuk: komedii, tragedii oraz kronik historycznych.</pe>, przesuwają się pomieszane tragiczne i komiczne epizody życia, ale w którym te <wyroznienie>same postacie</wyroznienie> budzą kolejno śmiech, grozę i litość; w którym ci sami ludzie są na przemian dla nas niby marionetki tekturowe podrygujące śmiesznie na swej nitce, to znów niby bolesne ofiary rozpięte na krzyżu życia.<end id="e1324234160349-433963764"/><end id="e1324234177836-2152479425"/></akap>
+
+
+
+
+
+<akap>Takie spojrzenie na wskroś nowoczesnego artysty posiada Tadeusz Rittner. I winy ludzkie, i ludzkie śmieszności roztapiają się dla niego w uczuciu głębokiego, litośnego smutku. <begin id="b1324234259412-3474314324"/><motyw id="m1324234259412-3474314324">Cierpienie</motyw>I to uczucie udziela się nam tym bardziej przez to, iż najczęściej Rittner obiera sobie ciasne, szare środowisko, w którym ludzie gnębią się wzajem i dręczą bez wielkości, i tłuką głową o szybę, kiedy próbują jak ptaki lecieć ku słońcu piękna.<end id="e1324234259412-3474314324"/> Taki osad wrażenia pozostaje nam z <tytul_dziela>Głupiego Jakuba</tytul_dziela>, taki też z wznowionego wczoraj dramatu <tytul_dziela>W małym domku</tytul_dziela>.</akap>
+
+
+
+
+
+<akap>Jest to jeden z wczesnych utworów pisarza. Późniejsze sztuki cechuje większe opanowanie i zwłaszcza stosowanie środków, jakimi autor operuje: tutaj uderza niezwykła śmiałość, z jaką prowadzi sztukę po linii jaskrawej groteski, aby nagle strzałem z rewolweru przerzucić ją w podwójny dramat; dramat młodego przerwanego życia i drugi dramat domagającego się swoich praw sumienia. Czy nie za dużo jednak aż dwóch strzałów i dwóch trupów w stosunku do ciężaru gatunkowego tych biednych duszyczek z tak taniego ostatecznie kruszcu? Sądzę, że sam autor przyznałby dzisiaj, że tak. Do takiej zwierzyny nie strzela się kulami. <begin id="b1324234343662-3734252188"/><motyw id="m1324234343662-3734252188">Twórczość</motyw>W <tytul_dziela>Głupim Jakubie</tytul_dziela> pokazał Rittner, że można wyrazić bardzo bolesne i bardzo smutne rzeczy bez terroryzowania nerwów widza tak drastycznym argumentem. I sądzę, iż pod tym względem nastąpi --- a raczej już nastąpiła --- w literaturze pewna reakcja: zachowując jako trwałą zdobycz ów bezcenny skarb ludzkiego współczucia, buntujemy się jednak przeciw zbytniemu <wyroznienie>heroizowaniu</wyroznienie> przeciętności i nadużywaniu wielkich środków tam, gdzie wystarczą mniejsze. O ile tylko można, bez rozlewu krwi! --- to także w zakresie literatury dramatycznej humanitarna zdobycz epoki, która miała urodzić Ligę Narodów<pe><slowo_obce>Liga Narodów</slowo_obce> --- międzynarodowa organizacja istniejąca w latach 1919--1946, powołana na mocy traktatu wersalskiego w celu zapewnienia pokoju, rozwiązana po powstaniu ONZ.</pe> i poczciwego Wilsona.<end id="e1324234343662-3734252188"/></akap>
+
+
+
+
+<akap>Sztukę Rittnera grano bardzo dobrze. P. Jednowski w roli doktora stworzył postać doskonale obmyśloną w każdym szczególe; był to od początku do końca żywy i prawdziwy człowiek. Głębokie zwłaszcza przesilenie moralne, jakie zachodzi w nim pomiędzy drugim a trzecim aktem, uwydatniło się z wielką plastyką. P. Bednarzewska z artystycznym smakiem oddała prostą i aż do głupoty naiwną, a tak poetyczną na swój sposób, duszę biednego Kopciuszka. Wszystkie inne role --- mniej interesujące --- wypadły bez zarzutu; p. Szymborski zwłaszcza miał wyborny epizod w trzecim akcie.</akap>
+
+
+
+<naglowek_rozdzial>Zapolska, <tytul_dziela>Ich czworo</tytul_dziela></naglowek_rozdzial>
+
+<akap>Teatr miejski im. Słowackiego: <tytul_dziela>Ich czworo</tytul_dziela>, tragedia ludzi głupich w trzech aktach Gabrieli Zapolskiej (wznowienie).</akap>
+
+
+
+
+<akap><tytul_dziela><begin id="b1324234602143-2967040049"/><motyw id="m1324234602143-2967040049">Twórczość</motyw>Ich czworo</tytul_dziela> Zapolskiej jest jedną ze sztuk, po których opuszcza się teatr z uczuciem pokrzepienia na duchu. Nie, iżby treść była tak szczególnie budująca; ale dlatego, że przyjemność sprawia widzieć polską komedię tak doskonale --- poza całym talentem --- tak porządnie <wyroznienie>zrobioną</wyroznienie> i napisaną. Wstyd powiedzieć, ale ze wszystkich naszych współczesnych komediopisarzy ta baba ma może najbardziej <wyroznienie>męski</wyroznienie> chwyt; największą zborność spojrzenia, najdalej posuniętą ekonomię scenicznego wyrazu i gestu. Od początku do końca każde słowo jest potrzebne, każde jest na swoim miejscu, każde <wyroznienie>niesie</wyroznienie>; nie licząc tych --- a jest ich bez liku --- które iskrzą się samorodnym i nieodpartym dowcipem.</akap>
+
+
+
+
+<akap>Powie ktoś, iż przy wszystkich tych niezaprzeczonych zaletach szkoda, że p. Zapolska nie czyni z nich szlachetniejszego użytku; iż swą świetną zdolność analizy i obserwacji poświęca duszom, które może nie warte są tego trudu, środowiskom, o których istnieniu wolałoby się raczej zapomnieć; iż lubuje się w grzebaniu w ,,błocie'' etc. Zapewne, zapewne... Ani mi w głowie wskrzeszać przedawnionego dylematu o wyższości dobrze pomalowanego buta nad źle namalowanym Kościuszką<pe><slowo_obce>Kościuszko, Tadeusz</slowo_obce> (17496--1817) --- generał polski i amerykański, przywódca powstania z 1794, brał także udział w walce o wolność Stanów Zjednoczonych.</pe>; a jednak sądzę, iż pani Zapolska dobrze uczyniła, puszczając mimo uszu te głosy. Obawiam się, iż gdyby sforsowała w powyżej wspomnianym duchu miarę i rodzaj swego talentu i starała się go ,,uszlachetnić'', stałoby się z nim to, co w jej ostatnich powieściach kuszących się o ambicje reformatorsko-kaznodziejskie; poświęciłaby swoje niewątpliwe wartości sceniczne dla więcej niż wątpliwych etycznych. Dlatego zdaje mi się, iż najlepiej jest przyjąć olbrzymi talent Zapolskiej takim, jak jest, ,,z dobrodziejstwem inwentarza''.<end id="e1324234602143-2967040049"/></akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1324234877349-1560246030"/><motyw id="m1324234877349-1560246030">Pozycja społeczna</motyw>A zresztą! Czy przyjdzie komu do głowy zaprzeczyć, iż <tytul_dziela>Paryżanka</tytul_dziela> Becque'a<pe><slowo_obce>Becque, Henry</slowo_obce> (1837--1899) --- francuski dramatopisarz, nazwany pionierem naturalizmu w dramacie; autor m. in. <tytul_dziela>Kruków </tytul_dziela> (1882) <tytul_dziela>Paryżanki </tytul_dziela> (1885).</pe> jest w swoim rodzaju arcydziełem? Czemuż by jej daleka kuzynka znad Pełtwi<pe><slowo_obce>Pełtwia</slowo_obce> --- rzeka w Ukrainie, przy której znajduje się Lwów.</pe>, bohaterka wczorajszej sztuki, miała mieć inne prawa? Dlatego że z ,,gorszej sfery'', że biedniejsza, mniej wykwintna? A gdzie równość, gdzie demokracja? Co dzisiaj sfera, wykwint, nawet majątek! Ani się spodziewamy, kto na tej huśtawce, na której dziś jesteśmy, będzie jutro na dole, kto na górze. Taki Fedycki na przykład z wczorajszej sztuki. To tylko źle zrobił, że za wcześnie wyjechał do Monaco. Gdybyż był został na miejscu, we Lwowie! Dzisiaj dopiero otwarłoby się dla niego pole, dziś pływałby jak ryba w wodzie. Już go widzę, jak byłby bohaterem ,,afery'' automobilowej, skórzanej, tłuszczowej, czy ja wiem zresztą, jakiej jeszcze. Bo jednak mimo swego ,,ukraińskiego'' nazwiska Fedycki byłby pozostał przy nas: przytuliłaby go gościnnie jakaś centrala lub intendentura<pe><slowo_obce>intendentura</slowo_obce> (z niem.) --- dział jakiejś instytucji, który zajmuje się sprawami gospodarczymi.</pe>.<end id="e1324234877349-1560246030"/></akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1324235131944-623567128"/><motyw id="m1324235131944-623567128">Twórczość</motyw>Z przymiotów Zapolskiej jako komediopisarki wypływa naturalnym sposobem to, iż daje ona świetne role. Każde słowo gra, ani jedno zdanie nie jest czczą gadaniną, w którą aktor musi wstrzykiwać litrami własną krew, aby jej nadać pozory życia. <end id="e1324235131944-623567128"/>Wyborna zeszłoroczna obsada sztuki zmieniła się tylko w drobnej mierze: niestety, nie można rzec, aby szczęśliwie. Przykro to komuś powiedzieć, ale p. Wasilewski nie ma warunków na kochanka (tj. we wczorajszej sztuce, poza tym nie mam prawa sądzić). Nie ma ani warunków, ani tego rozbrajającego humoru, który jest nieodzowny w tej roli, jeżeli nie ma się stać obrzydliwą. Wyznaję, iż nie mogłem się w niej odżałować p. Żarskiego<pe><slowo_obce>Żarski, Władysław</slowo_obce> --- właśc. Władysław Szajer; aktor.</pe>. Bywają role, które szczęśliwym trafem tak zlewają się z osobistą indywidualnością danego artysty, iż doprawdy trudno rozróżnić gdzie się kończy sztuka, a zaczyna natura. Nie mogłem się odżałować p. Żarskiego, choćby dla tej uroczej pogody, z jaką mówił do kochanki: ,,Wiesz, umiem już jeździć na rowerze; przejechałem psa i dziecko i nie spadłem''. <begin id="b1324235233217-2108248873"/><motyw id="m1324235233217-2108248873">Żona</motyw>Rola Żony w interpretacji p. Pancewiczowej jest małym arcydziełem. Nie tylko artystka uwydatnia w niej każdy najdrobniejszy szczegół, każdą intencję autorki, ale grą swoją, pełną ognia i żywiołu, podnosi ją z płaskiej sfery, w jakiej akcja się rozgrywa, do wyżyn wiekuistych zagadek kobiecości. Ta arcypłytka dusza będąca jedynie funkcją gatunku ma w gruncie --- mimo iż najgorsza matka --- jeden szczery akcent: macierzyństwo; tylko że rozkłada się ono najfantastyczniej między męża, dziecko a kochanka.<end id="e1324235233217-2108248873"/> Akcent ten wydobyła p. Pancewiczowa bardzo ładnie i umiała zjednać tej, w istocie ,,tragicznie głupiej'' żonie, mimowolne sympatie widza. P. Łuszczkiewicz-Gallowa jeszcze raz dowiodła szerokiej skali swego talentu wyborną rolą szwaczki; wyznaję jednak, iż niezupełnie umiałem zespolić w jedną całość liryczne niemal potraktowanie jej w akcie trzecim w zestawieniu z jaskrawą (doskonałą zresztą) szarżą aktu pierwszego. Ale zdaje się, że ta rysa jest w samej roli, której nigdy nie mogłem dość jasno sobie wytłumaczyć. Pani Rotterowa<pe><slowo_obce>Rotter-Jarnińska, Amelia</slowo_obce> (1879--1942) --- aktorka.</pe> jako zakochana ,,Mont-Blanc'', pp. Nowakowski i Miarczyński<pe><slowo_obce>Miarczyński, Włodzimierz</slowo_obce> (1879--1846) --- aktor.</pe> wybornie dopełniali dawnego zespołu. Jeszcze raz powtarzam: wyszedłem z teatru podniesiony na duchu</akap>
+
+
+
+<naglowek_rozdzial>Wyspiański, <tytul_dziela>Wyzwolenie</tytul_dziela></naglowek_rozdzial>
+
+
+<akap>Teatr miejski im. Słowackiego: <tytul_dziela>Wyzwolenie</tytul_dziela>, dramat w trzech aktach Stanisława Wyspiańskiego.</akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1324235429350-1800158279"/><motyw id="m1324235429350-1800158279">Cud, Polska</motyw>Nie spodziewałem się doznać tak wstrząsającego wrażenia... Nie dla ,,podniosłego nastroju'': --- sala była na wpół pusta; --- nie dla gry artystów: wyznaję, iż niewiele w tej chwili o grze myślałem; ale sam utwór. Zawsze były dla mnie w <tytul_dziela>Wyzwoleniu</tytul_dziela> wiersze, które za gardło po prostu chwytały wzruszeniem, ilekroć widziałem sztukę tę na scenie; wiersze jedne z najczystszych, najpiękniejszych, jakimi kiedykolwiek dźwięczała polska mowa; ale dziś każda scena tego dziwnego misterium nabrała jakby nowego światła, nowej głębi. Bo oto między ostatnim a wczorajszym przedstawieniem <tytul_dziela>Wyzwolenia</tytul_dziela> stał się cud, jakiego chyba nigdy nie oglądały ludzkie oczy; nigdy chyba nie było dane temu samemu pokoleniu patrzeć na narodziny proroctwa i na jego ziszczenie; nigdy cud natchnienia i cud życia nie zlały się w podobny sposób w jeden akord. A stała się ta żywa, wolna Polska tak nagle --- niby za rozsunięciem kurtyny --- i rozgrywa się nam przed oczyma w tak skupionych, dramatycznych skrótach, jak gdyby wszystko, co się dziś dzieje, było szeregiem scen owego marzonego przez Konrada dramatu. I słuchając <tytul_dziela>Wyzwolenia</tytul_dziela>, trzeba ciągłego czuwania trzeźwej refleksji, aby pamiętać, iż to, co się stało, było dziełem olbrzymich wypadków nieskończenie przerastających wysiłek nie tylko człowieka, ale i całego narodu: gdyby się poddać wrażeniu słów idących wczoraj ze sceny, miałoby się uczucie, że rzeczywistość dzisiejsza to nieodzowny, konieczny wynik owego straszliwego żaru pragnienia, owego napięcia woli, jakim przepojony jest ów dramat duszy poety. I w tym wrażeniu leży osobliwy urok, z jakim słucha się dziś <tytul_dziela>Wyzwolenia</tytul_dziela>.<end id="e1324235429350-1800158279"/></akap>
+
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1324235531373-1710251143"/><motyw id="m1324235531373-1710251143">Twórczość</motyw>Poezję Wyspiańskiego przeorały już wszerz i wzdłuż pługi komentarzy. Bo ta poezja łatwą nie jest i on sam nie chciał, aby była łatwą; to nie owe dźwięczne szumki-dumki Harfiarki z <tytul_dziela>Wyzwolenia</tytul_dziela> rozpływające się w wielkie <wyroznienie>nic</wyroznienie>. Tak samo jak w życiu Wyspiański żąda od nas wysiłku woli, tak samo w poezji swojej żąda ogromnego wysiłku myśli, aby nadążyć za nim w te sfery, w których on się porusza swobodną stopą jak w swojej przyrodzonej dziedzinie. Poezja Wyspiańskiego jest nieskończenie intelektualną, skomplikowaną, wieloplanową; pełna jest ukrytych myśli, pełna ironii czyhających na nasze wzruszenia, Hamletowych ,,pułapek na myszy'', jakie raz po raz zastawia słuchaczom. I jeżeli o kimś można ze słusznością użyć wyrażenia, że był człowiekiem z <wyroznienie>innej planety</wyroznienie>, to o Wyspiańskim: z jakiejś planety, gdzie atmosferę zamiast powietrza stanowi warstwa czystego tlenu.</akap>
+
+
+
+
+
+<akap>A jednak poezja ta działa i działa na wszystkich. Jest to prawdziwe <wyroznienie>misterium</wyroznienie>, gdyż dramat, który się rozgrywa w <tytul_dziela>Wyzwoleniu</tytul_dziela>, dramat tak na wskroś cerebralny jest z konieczności dla większej części słuchaczy księgą zamkniętą na siedem pieczęci: ale równocześnie nie ma z pewnością ani jednego, który by nie czuł, iż spełniają się na scenie rzeczy wielkie. Alboż poezję mózgiem się odczuwa? Czyż nie stokroć większy ma w tym udział dźwięk, obraz i ów tajemniczy fluid, który zamknięty w naczyniu Słowa promieniuje ku widowni teatru, sprawiając, iż po zapadnięciu kurtyny opuszcza się salę w stanie jakiegoś odurzenia? To są czynniki uchodzące wszelkiej analizie i najsubtelniejsze rozbiory myślowe przejdą <wyroznienie>zawsze obok</wyroznienie> samej rzeczy.<end id="e1324235531373-1710251143"/></akap>
+
+
+
+
+
+<akap>Dlatego sądzę, iż teatr krakowski dobrze uczynił, odważając się na wznowienie <tytul_dziela>Wyzwolenia</tytul_dziela> nawet w obecnych warunkach swego zespołu. Rzeczy drobne, powszednie wymagają doskonałego wykonania: inaczej cóż by z nich zostało? Ale poezja ma ten dar, iż swoim płaszczem umie osłonić wiele niedostatków. Trzeba tylko stłumić w sobie ów tak psujący wszelkie doraźne użycie instynkt wspominków i porównywania, zapomnieć, iż w wielu rolach powierzonych wczoraj surowym jeszcze lub bardzo miernym siłom oglądaliśmy niegdyś w tym samym gmachu pierwsze nazwiska polskiej sceny. Ale pocieszajmy się tym, że i wtedy biadano nad ,,upadkiem'' krakowskiego teatru; i tym wreszcie, że wczorajsi debiutanci także może zabłysną kiedyś... Na razie dali z siebie, co mieli najlepszego; niechże im ten grosz wdowi<pe><slowo_obce>grosz wdowi</slowo_obce> (fraz., bibl.) --- niewielki dar osoby niezamożnej (tu w przenośni).</pe> będzie poczytany za tyle, co <wyroznienie>talent</wyroznienie> bogacza.</akap>
+
+
+
+
+
+<akap>Jedna rola w <tytul_dziela>Wyzwoleniu</tytul_dziela> nie znosi kompromisu: to Konrad. Na szczęście wczorajszy jej wykonawca, p. Nowakowski, sprostał swemu zadaniu; zarówno głosowo, jak intelektualnie opanował rolę znakomicie. Olbrzymi wysiłek drugiego aktu uniósł do końca bez znużenia i bez obniżenia tonu. I czuł, rozumiał każde słowo tego, co mówił. O jedną tylko scenę spierałbym się z p. Nowakowskim, może dlatego, że osobliwie w niej jestem zakochany. To ta, kiedy na schyłku trzeciego aktu, z końcem widowiska aktorzy opuścili scenę i na deskach przed chwilą tak ludnych i gwarnych Konrad zostaje sam, w mroku; i kiedy naraz niby cudowna kantylena<pe><slowo_obce>kantylena</slowo_obce> (z wł., muz.) --- rodzaj śpiewnej melodii.</pe> wykwitają owe strofy: ,,<wyroznienie>Sam już na wielkiej, pustej scenie</wyroznienie>''... Zdaje mi się, że zyskałyby one, gdyby je traktować mniej dramatycznie, bez gry, bez ruchu, rzeźbą samego skupionego słowa? Wczoraj strofy te zginęły nieco, połamały się; a to jest może najpiękniejszy, najbardziej przejmujący moment w sztuce. Gdy mowa o rzeźbieniu wiersza, trzeba podnieść nieskazitelne jego traktowanie przez panią Pancewiczową w roli Hestii; dużo giętkości wyrazu miała p. Łuszczkiewicz-Gallowa jako Muza. P. Sosnowski w świetnej postaci Prymasa był żywym przypomnieniem dawnych tradycji <tytul_dziela>Wyzwolenia</tytul_dziela> na scenie krakowskiej; p. Szymborski ładnie powiedział rolę Starego Aktora.</akap>
+
+
+
+
+<akap>W akcie drugim wprowadzono warszawską inscenizację pomysłu, o ile wiem, Karola Frycza. Rozwiązuje ona bardzo szczęśliwie tę część dramatu dawniej rażącą zbytnią <wyroznienie>realnością</wyroznienie> postaci grających Maski. Gruby mrok panujący na scenie, rozświetlany raz po razu błyskiem, któremu towarzyszy szept jednej z Masek, daje istotnie wrażenie jakby gorączkowej wewnętrznej pracy rozpalonego mózgu Konrada.</akap>
+
+
+
+<akap>Szkoda, że, jak wspomniałem, teatr był tak słabo zapełniony!</akap>
+
+
+
+
+
+<naglowek_rozdzial>Zalewski, <tytul_dziela>Lancet</tytul_dziela></naglowek_rozdzial>
+
+<akap>Teatr miejski im. Słowackiego: <tytul_dziela>Lancet</tytul_dziela>, tragikomedia w czterech aktach Władysława Jastrzębiec-Zalewskiego<pe><slowo_obce>Jastrzębiec-Zalewski, Władysław</slowo_obce> (ur. 1877) --- komediopisarz, autor <tytul_dziela>Lanceta</tytul_dziela>, <tytul_dziela>Gobelina</tytul_dziela>, <tytul_dziela>Serc za drutem kolczastym</tytul_dziela>.</pe>. (Wznowienie).</akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1324289907662-1894543383"/><motyw id="m1324289907662-1894543383">Uczeń, Lekarz, Nauka, Natura, Obraz świata, Mężczyzna</motyw>Kiedy w czasie wojny pełniłem obowiązki na wojskowej stacji opatrunkowej, miałem pod swoimi rozkazami celującą studentkę drugiego roku medycyny, bardzo skromną i dobrze wychowaną panienkę. Jednego razu, wszedłszy do jej służbowego pokoiku, zastałem ją pochyloną nad podręcznikiem lekarskim; rycina przedstawiała jakiś szczegół anatomii męskiej. Zapytałem półżartem, czy ta nauka nie depoetyzuje w jej oczach mężczyzny i miłości. Panienka zamyśliła się chwilę i rzekła poważnie:</akap>
+
+
+
+<akap_dialog>,,Wie pan, że nie. To tak jak kwiat: można się uczyć botaniki, znać budowę wszystkich słupków i pręcików, a mimo to barwa i zapach zostaje. To są zupełnie różne rzeczy''.<end id="e1324289907662-1894543383"/></akap_dialog>
+
+
+
+
+
+<akap>Głęboka ta i trafna odpowiedź polskiego dziewczęcia przypomniała mi się wczorajszego wieczoru, kiedym patrzał na dramat sercowy dr Wernickiej, w której natura kobiety dopomina się rzekomo o swoje zapoznane na chwilę prawa. <begin id="b1324290000684-759278895"/><motyw id="m1324290000684-759278895">Lekarz</motyw>Miałem zaszczyt dość długo być lekarzem, znałem i lekarzy i lekarki, i zawsze uderzało mnie, jak konwencjonalnie i fałszywie malowaną jest (nawet u dobrych pisarzy) psychologia tego zawodu. Jeżeli zawodowcy innych gałęzi mają to samo wrażenie, patrząc na swoich książkowych reprezentantów, w takim razie smutno by należało wnioskować o wartości literatury jako dokumentu społecznego. ,,Nauka wysuszająca serce'', ,,zimny skalpel analizy'', och, och, cóż za banialuki<pe><slowo_obce>banialuki</slowo_obce> --- głupoty, brednie.</pe>! <begin id="b1324290041434-2737516024"/><motyw id="m1324290041434-2737516024">Nauka, Serce</motyw>Nic tak nie konserwuje serca jak nauka: proszę się spytać wszystkich rektorów uniwersytetu, jakie się znajdzie u nich nieprzebrane skarby niewinności uczuć.<end id="e1324290041434-2737516024"/> <begin id="b1324290081456-3152066784"/><motyw id="m1324290081456-3152066784">Artysta, Kobieta</motyw>Sądzę, że jeżeli jest jaki zawód, który istotnie wysusza i stwardnia serce kobiety, to zawód aktorki. Scena daje jej poznać wszystkie gwary, wszystkie konwencje i fałsze języka uczuć; kulisy wszystkie brutalności życia: co razem wytwarza ów głęboki, instynktowny sceptycyzm, ową automatycznie działającą bezwzględną analizę i staje się niby pancerz urażający często pod ślicznymi fałdami miękkiej draperii twardością i chłodem.<end id="e1324290081456-3152066784"/> Ale lekarka? Co za dzieciństwo! Czemuż nikt nie doszukiwał się tych problemów w akuszerkach?<end id="e1324290000684-759278895"/></akap>
+
+
+
+
+<akap>Dramat tedy mieszczący się w <tytul_dziela>Lancecie</tytul_dziela> jest dosyć papierowy: z rzędu tych, w które jedynie świetna i przekonywająca gra aktorska zdolna jest tchnąć pozory życia i usprawiedliwić ich obecność na scenie. Wczorajszego wieczoru pomoc ta w znacznej mierze zawiodła, czy dla braku odpowiednich sił, czy też dla niewłaściwego ich użycia, z krzywdą dla samych artystów.</akap>
+
+
+
+
+<akap>Mam na myśli rolę Wernickiego oraz rolę Marii. <begin id="b1324290141257-1216411960"/><motyw id="m1324290141257-1216411960">Kochanek, Kobieta "upadła"</motyw>Ów Wernicki --- bardzo zresztą mdło narysowany przez autora --- to bądź co bądź mężczyzna, dla którego owa mądra, genialna niemal kobieta popełniła mezalians (?), zerwała z rodziną, któremu po kwadransie pierwszej rozmowy druga kobieta, Maria, rzuca się w objęcia, po którego stracie wreszcie uczona <wyroznienie>ginekolożka</wyroznienie> wyje z rozpaczy ,,jak najzwyklejsza samica'' i dla którego odzyskania gotowa się jest upodlić... Taki mężczyzna musi mieć w sobie owo ,,coś'' --- którego panu Białkowskiemu<pe><slowo_obce>Białkowski, Tadeusz</slowo_obce> (1888--1961) --- aktor.</pe> brakło zupełnie.<end id="e1324290141257-1216411960"/> P. Kacicka, która wykazuje niewątpliwy talent, uwydatniła --- wskutek swoich warunków osobistych --- w roli Marii cechy zupełnie odmienne niż te, które wynikają z sensu roli i wręcz z tekstu. Przy tym ta para kochanków, która w intencji autora wciela --- w przeciwstawieniu do ,,zimnej i suchej nauki'' --- gorące tętno życia, wdzięk żywiołowej miłości, ,,namiętnie purpurowe usta'', ucharakteryzowała się na jakieś dwie zabiedzone sieroty z baraku dla ewakuowanych. Wskutek tego połowa sztuki niemal ziała wielką luką, a dramat dr Wernickiej rozgrywał się w próżni, nie mogąc w nas wzbudzić wiary ani zainteresowania. A szkoda; gdyż p. Łuszczkiewicz-Gallowa włożyła w tę rolę dużo nerwu i inteligencji i --- o ile autor na to pozwolił --- stworzyła z tej George Sand<pe><slowo_obce>Sand, George</slowo_obce> (1804--1876) --- francuska powieściopisarka; publikowała pod męskim pseudonimem; początkowo pisała w duchu romantycznej egzaltacji, później poruszała tematy społeczne, postulując obronę niższych warstw m.in. w <tytul_dziela>Grzechu pana Antoniego</tytul_dziela> z 1847 roku; przyjaźniła się z Chopinem.</pe> akuszerki postać niemal żywą. Inne role wypadły dobrze; p. Orwid zwłaszcza i p. Modzelewska<pe><slowo_obce>Modzelewska, Józefa</slowo_obce> (1865--1939) --- aktorka.</pe> mieli wyborne epizody.</akap>
+
+
+<naglowek_rozdzial>Rittner, <tytul_dziela>Ogród młodości</tytul_dziela></naglowek_rozdzial>
+
+
+<akap>Teatr miejski im. Słowackiego: <tytul_dziela>Ogród młodości</tytul_dziela>, komedia w czterech aktach Tadeusza Rittnera.</akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1324289513128-2818251412"/><motyw id="m1324289513128-2818251412">Król, Młodość, Starość, Czary, Marzenie</motyw>Był król. Taki król z bajki: dobry i stary. Ale ten król zbuntował się przeciw tradycjom bajarzy: nie chciał być stary. Przy pomocy swego lekarza stworzył sobie eliksir młodości, dzięki któremu włos jego nie siwiał, a twarz nie miała zmarszczek. I dusza (o co, niestety, łatwiej) pozostała młoda; toteż tłukła się w biednym starym królu i nie dawała mu spokoju. Jakkolwiek kochał żonę Blankę, piękną mimo dorosłego syna, dobrą i wierną, trapiły go niespokojne sny: śniły mu się jakieś kwitnące, pełne zapachu ogrody, jakieś niescałowane dotąd usta; i śnił mu się on sam, ale taki, jakim był niegdyś: jurny, szumny, niespożyty. Puścił się tedy król w podróż, przez góry i rzeki, aby szukać przygód, a w nich dawnego <wyroznienie>siebie</wyroznienie>; napotkał młode, śliczne dziewczę. I wobec talizmanu prawdziwej młodości jego talizman okazał się czczą złudą: dobry król uczuł się starym i z białym jak mleko włosem wrócił do kochającej go zawsze królowej. Okazało się, iż eliksir działa tylko w murach zamku, że młodym może być tylko <wyroznienie>dla niej</wyroznienie>. A piękną dziewczynę dał za żonę swemu synowi.<end id="e1324289513128-2818251412"/></akap>
+
+
+
+
+
+<akap>Oto treść symbolicznej komedii Rittnera.</akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1324289598909-3863737784"/><motyw id="m1324289598909-3863737784">Literat, Poeta, Młodość</motyw>I był pisarz dramatyczny. Stary i dobry. Stary nie wiekiem, ale myślą, doświadczeniem, kunsztem swego rzemiosła. I był stary, gdyż był dzieckiem swojej epoki, ach, jak bardzo starej! Epoki, która więcej żyła w mrokach bibliotecznych niż na swobodzie hal i łąk, więcej poiła się atramentem niżeli rosą polnych kwiatów, która, zanim cokolwiek zdąży odczuć, już wie, jak to samo czuli inni, począwszy od Hindusów i Greków, aż do symbolistów i futurystów. I przy pomocy swego wielkiego talentu pisarz ów stworzył eliksir, dzięki któremu płodził dzieła; utwory żywe i młode. Ale temu pisarzowi to nie wystarczało: zapragnął sam być młodym; zapragnął wyjść z kręgu plotek i konszachtów<pe><slowo_obce>konszachty</slowo_obce> (z niem.) --- spiski, nieuczciwe intrygi.</pe> swego dworu i iść hen, w uroczy i świeży świat baśni; chciał, aby serce jego zabiło naiwnym wzruszeniem i aby tym samym młodym wzruszeniem zadrgało łono tej najmilszej, tej jedynej --- poezji!<end id="e1324289598909-3863737784"/></akap>
+
+
+
+<akap><begin id="b1324289648616-504602899"/><motyw id="m1324289648616-504602899">Literat, Poezja</motyw>Tym pisarzem jest Tadeusz Rittner, a <tytul_dziela>Ogród młodości</tytul_dziela> można by pojąć jako mimowolną satyrę na niego samego i na... komedię jego <tytul_dziela>Ogród młodości</tytul_dziela>. A rezultat? On sam opisał go w swojej sztuce. Pisarz opuszcza te dziedziny, w których władał silnym i sprawnym berłem; puszcza się w drogę ku ogrodom młodości, ale nadaremno; poezja to ta prosta i naiwna dziewczyna z jego własnej sztuki, wobec której eliksir choćby najsztuczniej spreparowany zawodzi. --- I powstało dzieło martwe. Papier na sypko i atrament mrożony, znacie to <slowo_obce>menu</slowo_obce>? Chłód i pustka wieją z tej symboliki.<end id="e1324289648616-504602899"/></akap>
+
+
+
+<akap>Tak jest. Zanadto wysoko cenię talent i wiedzę sceniczną Rittnera, którym niejednokrotnie miałem sposobność złożyć hołd na tym miejscu, aby nie powiedzieć śmiało i otwarcie, iż <tytul_dziela>Ogród młodości</tytul_dziela> uważam za omyłkę w karierze pisarskiej autora. Omyłki takie miewali najtężsi twórcy, a zazwyczaj płyną one ze szlachetnego źródła. Któryż z wielkich realistów, któryż z wielkich komików nie przechodził paroksyzmów<pe><slowo_obce>paroksyzm</slowo_obce> --- nagłe zaostrzenie się objawów choroby.</pe> wstrętu do swej sztuki i nie pragnął rozwinąć skrzydeł do obłocznych lotów? Toć Molier, lekceważąc swoje pierwsze laury komediopisarza i pragnąc wzbić się ,,wyżej'', próbował przerzucić się od ,,błazeństwa'' do ,,wielkiej poezji'' i napisał straszne, zapomniane dziś doszczętnie dramidło <tytul_dziela>Don Garcia z Nawary<pe><slowo_obce>Don Garcia z Nawary</slowo_obce> --- komedia heroiczna Moliera z 1660 roku.</pe></tytul_dziela>! Szczęściem, sztuka padła jak długa; gdyby spotkała się z uznaniem, Molier byłby może szedł dalej na tej drodze, z jakąż krzywdą dla literatury! A ileż takich omyłek np. w Balzaku, ileż takich fałszywych wzlotów w krainę poezji.</akap>
+
+
+
+
+<akap>Nie twierdzę bynajmniej, aby kraina ta była dla p. Rittnera zamkniętą. <begin id="b1324289740341-3294354362"/><motyw id="m1324289740341-3294354362">Poezja</motyw>Poezja wschodzi wszędzie, tylko ją zbierać.<end id="e1324289740341-3294354362"/> Talent jego, mądry, intelektualny, zrównoważony, umiał ją niejednokrotnie destylować z pierwiastków rzeczywistości. Ale zwiewne ogrody poetycznej złudy, lotnej fantazji, są dlań, jak sądzę, tylko tęsknym rojeniem zamkniętego w swej pracowni alchemika. To niby Gretchen<pe><slowo_obce>Gretchen</slowo_obce> --- Małgorzata, postać z <tytul_dziela>Fausta</tytul_dziela> Johanna Wolfganga Goethego.</pe> przy kołowrotku, która się zjawia staremu Faustowi; ale za chwilę jej posiadania trzeba sprzedać duszę diabłu. Musset<pe><slowo_obce>Musset, Alfred de</slowo_obce> (1810--1857) --- francuski poeta; nieszczęśliwa miłość do pani Sand wpłynęła na jego twórczość, np. na do pewnego stopnia autobiograficzną <tytul_dziela>Spowiedź dziecięcia wieku</tytul_dziela> z 1836 roku, liryki miłosne.</pe>, Verlaine<pe><slowo_obce>Verlaine, Paul</slowo_obce> (1844--1896) --- francuski poeta; typ poety-włóczęgi, alkoholika; jego liryki miały charakter ulotny i melancholijny, wykorzystywały muzyczność, synestezję.</pe> drogo płacili za swoje natchnienia.</akap>
+
+
+
+
+<akap><tytul_dziela><begin id="b1324289788159-221097529"/><motyw id="m1324289788159-221097529">Teatr</motyw>Ogród młodości</tytul_dziela> cieszy się podobno olbrzymim powodzeniem w wiedeńskim Burgtheatrze<pe><slowo_obce>Burgtheater</slowo_obce> --- teatr wiedeński, drugi najstarszy w Europie, otwarty w 1741 roku.</pe>. I to nam wiele tłumaczy. Przekonujemy się, iż mimo wszystko nie można być bezkarnie przez kilkanaście lat oficjalnym dostawcą scen niemieckich. Nie wątpię, iż pan Rittner zawdzięcza im niejedno, choćby tę sumienną robotę sceniczną, która go tak korzystnie wyróżnia od wielu polskich, nawet utalentowanych dramatopisarzy; ale właśnie ta ostatnia sztuka ujawnia, jak bardzo nasiąkł duchem owej urzędowej <slowo_obce>quasi</slowo_obce>-poezji niemieckiej, której świątynią jest tenże Burgtheater.<end id="e1324289788159-221097529"/> Duch nie Hauptmanna, ale, z przeproszeniem, Fuldy straszy w tym <tytul_dziela>Ogrodzie młodości</tytul_dziela>. Są tam szczegóły (np. ów ,,<wyroznienie>głos kamiennego dziadka</wyroznienie>'' i w ogóle koniec trzeciego aktu) tak arcyniemieckie, jak owe kolorowane koboldy<pe><slowo_obce>kobold</slowo_obce> (z niem.) --- krasnal, karzeł.</pe> i karzełki z żółtymi brodami, jakie widzi się porozmieszczane wśród zieleni w niemieckich ogródkach.</akap>
+
+
+
+
+<akap>I mimo woli myśl moja pobiegła od przepychów wiedeńskiego Burgu ku innym, skromniejszym dziedzinom. Przypomniałem sobie sztukę powstałą z pokrewnego tematu: mianowicie <tytul_dziela>Papa<pe><slowo_obce>Papa</slowo_obce> --- komedia Gastona Armana de Caillaveta i Roberta de Flersa z 1911.</pe> </tytul_dziela> Caillaveta i Flersa tak rozkosznie graną, jeżeli się nie mylę, w paryskim <tytul_dziela>Gymnase<pe><slowo_obce>Théâtre du Gymnase Marie Bell</slowo_obce> --- paryski teatr otwarty w 1820; wystawiał sztuki na podstawie dzieł m.in.: Balzaka, Émila Augiera, Georges Sand, Victoriena Sardou, Alexandra Dumasa (ojca i syna).</pe></tytul_dziela>. Ale cóż za bluźnierstwo przeciw ,,Wielkiej Sztuce''! Wszakże to tylko bulwarowa ,,płytka'' farsa, francuskie błazeństwo! Alboż to zostanie w ,,historii literatury? O, ludzie ślepi i nie chcący widzieć!!</akap>
+
+
+
+
+<akap>Zbliżam się do najtrudniejszej części mego zadania, tj. do oceny gry. Raz już spowiadałem się z moich utrapień wynikłych z tego, iż jestem recenzentem-nowicjuszem, iż nie oblekłem jeszcze skóry mego rzemiosła. <begin id="b1324289837574-2115519971"/><motyw id="m1324289837574-2115519971">Gość, Wyrzuty sumienia</motyw>Za każdym razem, gdy piszę o teatrze, mam uczucie, że wszedłem w gościnny dom, gdzie mnie podjęli, jak zdołali najlepiej, przystroili się jak mogli, ugościli, jak ich było stać, utoczyli niemal żywej krwi swojej, a ja mam na odchodne wydziwiać na to przyjęcie i wytykać: to było takie, to owakie. I tak przez cały rok, bo przecież nic się nie odmieni!<end id="e1324289837574-2115519971"/> <slowo_obce>La plus belle fille</slowo_obce><pe><slowo_obce>La plus belle fille</slowo_obce> (przysł. fr.) --- pełne brzmienie: <tytul_dziela>La plus belle fille du monde ne peut donner que ce qu'elle a</tytul_dziela>, co znaczy: nawet najpiękniejsza dziewczyna nie może dać więcej, niż sama ma.</pe> etc. Najchętniej bym powiedział: wszystko było ślicznie, doskonale, dziękuję za już, a proszę o jeszcze. Zwłaszcza paniom mówić tak prawdę w oczy to straszne. Ale ostatecznie na to mnie wynajęli, zatem --- w imię Boże!</akap>
+
+
+
+
+<akap>Sztuka p. Rittnera stawia aktorom niezmiernie trudne zadanie: żąda od nich wiele, żąda, aby tchnęli życie w jej zimne symbole, a równocześnie dostarcza im po temu dość mało środków. Dialog jest ubogi i kręcący się z niejakim pedantyzmem wciąż koło jednego ,,zasadniczego'' motywu. Dlatego nie wymagajmy za wiele; zadowólmy się spokojnym wdziękiem p. Bednarzewskiej (która była zresztą idealną <wyroznienie>Królową</wyroznienie>) i staranną grą p. Nowackiego, któremu tylko w pierwszej scenie zdałoby się może więcej dostojeństwa i mimo wszystko królewskości. Gorzej było z parą młodych, którzy mają zadanie jeszcze cięższe: oni to są tym ,,ogrodem młodości'', od którego ma iść ku nam powiew nieprzepartego czaru. Ta para nie dopisała. Cenię talent i pracę p. Białkowskiego, ale jeżeli w obecnym sezonie stale ma jemu przypaść ciężar ról sprzecznych z jego indywidualnością, będzie to z krzywdą i dla tego sumiennego artysty, i dla poziomu teatru. P. Białkowski ma w swojej naturze rys jakiejś organicznej melancholii, już same usta jego układają się jakby w bolesny skurcz smutku. Dlatego też wczorajsza rola brzmiała sztucznie i fałszywie. Mimo iż p. Białkowski jest młodym człowiekiem, królewicz ten, który ma być wiośnianym Cherubinem<pe><slowo_obce>Cherubin</slowo_obce> (z hebr.) --- istota z jednego z wyższych chórów anielskich.</pe>, był o dobrych kilka lat starszy od swego ojca. P. Hryniewiczówna<pe><slowo_obce>Hryniewicz-Winklerowa, Maria</slowo_obce> (1904--1970) --- aktorka.</pe> była ,,naiwna'' tą zdawkową naiwnością, która jest niby dobrze znany rekwizyt teatralny. Gra jej czysto zewnętrzna nie miała nic, co by szło prosto do serca. Uff! Przebrnąłem.</akap>
+
+
+
+
+<akap>Dobrą sylwetą zaznaczyła się p. Ordyńska<pe><slowo_obce>Ordyńska, Zofia Teofila Matylda, z Pindelskich</slowo_obce> (1882--1972) --- aktorka.</pe>.</akap>
+
+
+
+
+<akap>Przedstawienie trwało długo...</akap>
+
+
+
+
+<naglowek_rozdzial>Perzyński, <tytul_dziela>Polityka</tytul_dziela></naglowek_rozdzial>
+
+<akap>Teatr miejski im. Słowackiego: <tytul_dziela>Polityka</tytul_dziela>, komedia w trzech aktach Włodzimierza Perzyńskiego<pe><slowo_obce>Perzyński, Włodzimierz</slowo_obce> (1877--1930) --- pisarz, poliglota; współpracował z ,,Głosem'' i ,,Tygodnikiem Ilustrowanym''; autor m. in. komedii <tytul_dziela>Aszantka</tytul_dziela> (1906).</pe>.</akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1324288812668-3128316212"/><motyw id="m1324288812668-3128316212">Głupota</motyw>Perzyńskiego znaliśmy w ostatnich latach jako najdobrotliwszego z satyryków. Jest on niby św. Franciszek z Asyżu<pe><slowo_obce>św. Franciszek z Asyżu</slowo_obce> (1181/82--1226) --- włoski duchowny katolicki i mistyk, założyciel zakonu franciszkanów; propagował ubóstwo zakonne.</pe> ludzkiej głupoty. Pędzi ewangeliczny żywot na łamach <tytul_dziela>Tygodnika Ilustrowanego</tytul_dziela><pe><slowo_obce>Tygodnik Ilustrowany</slowo_obce> --- warszawski ilustrowany magazyn kulturalno-społeczny, który ukazywało się w latach 1859--1939; założycielem był Józef Unger, a stałymi współpracownikami m. in. Henryk Sienkiewicz czy Eliza Orzeszkowa.</pe> wśród stadka swoich ,,Bidulskich'' i ,,Smucińskich'', karmi je niby ptaszki cukrem i bułeczką, słucha ich jednostajnego ćwierkania i byłby niepocieszony, gdyby którego z tych okazów miało mu zabraknąć. Rozumie, że głupota ludzka jest wdziękiem życia i jego rozgrzeszeniem, że bez niej byłoby ono nieraz czymś nie do usprawiedliwienia. Wskutek tej dobrotliwości Perzyński dopuszczał swą skrzydlatą gromadkę aż do zbytnich spoufaleń, dopuszczał do tego, iż zatracał się poniekąd dystans między malarzem a modelem i że obaj stanowili nieraz jak gdyby cząstkę jednej i tej samej specyficznej ,,Warszawki''.<end id="e1324288812668-3128316212"/></akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1324288965597-3722757861"/><motyw id="m1324288965597-3722757861">Konflikt</motyw>Naraz ostatnia jego komedia rozległa się niby świst bata i wywołała w rodzinnym mieście autora gwałtowne poruszenie. Miałżeby w istocie Perzyński, zrywając ze swym pogodnym na ułomności tego świata spojrzeniem, podnieść głos aż do krwawej, ze świętego oburzenia zrodzonej satyry? Sądzę, że nie: Perzyński pozostał sobą, tylko pewne tematy, pewne kwestie poruszone ze sceny nabrały siłą rzeczy akcentów ostrej satyrycznej inwektywy<pe><slowo_obce>inwektywa</slowo_obce> (z łac.) --- obelga, zniewaga, obraza.</pe>. Stąd nieporozumienia, jakie po warszawskim przedstawieniu <tytul_dziela>Polityki</tytul_dziela> wynikły między autorem a częścią prasy. Zarzucono mu, iż napisał paszkwil<pe><slowo_obce>paszkwil</slowo_obce> (wł.) --- utwór poświęcony jakiejś osobie, którego celem jest ukazanie jej w złym świetle.</pe> partyjny wymierzony w jedno stronnictwo; podczas gdy po prostu wrażliwy na śmieszność artysta brał ją tam, gdzie ją najobficiej i najłatwiej znajdował. Zarzucano mu z innej strony, że ten czarny, niczym nie rozjaśniony obraz bezmyślności i korupcji, mający reprezentować nasze sfery rządzące, jest --- w zestawieniu z pobłażliwym do zbytku zakończeniem komedii --- czymś głęboko okrutnym. Nie sądzę, aby i to również było słuszne. Jest coś, co rozgrzesza żartobliwe ujęcie przez Perzyńskiego tych bolesnych spraw z zarzutów cynizmu, pesymizmu lub okrucieństwa: a mianowicie decydujący fakt, iż państwowość nasza znajduje się w zaraniu kilkumiesięcznego ledwie niemowlęctwa.<end id="e1324288965597-3722757861"/> Robienie nieporządku stanowi najbardziej bezsporny przywilej wieku niemowlęcego i spotyka się z pobłażliwym uśmiechem otoczenia; ta sama przywara, gdy towarzyszy latom młodzieńczym lub zgoła męskiej dojrzałości, budzi poważną troskę rodziny i każe szukać porady lekarza. To właśnie poczucie, z którego może nie zdajemy sobie sprawy, ale które niewątpliwie tkwi w nas na dnie, pozwala nam, nie uderzając w ton Skargów i Modrzewskich<pe><slowo_obce>Skargów i Modrzewskich</slowo_obce> --- dwoje najwybitniejszych polskich kaznodziejów: Piotr Skarga (1536--1612) i Andrzej Frycz Modrzewski (1503--1572), często i chętnie poruszających tematy polityczne.</pe>, spędzić pogodny wieczór w atmosferze zakulisowych szacherek<pe><slowo_obce>szacherka</slowo_obce> (pot.) --- szachrajstwo, oszustwo.</pe> ministra Kręciołka, więcej niż wątpliwych operacji p. szefa sekcji Kiełbik de Kiełbikowskiego oraz politycznego <wyroznienie>tanga </wyroznienie>rozwydrzonych zapaszkiem władzy kobiet; dzięki temu poczuciu mogła publiczność przyjmować oklaskiem przy otwartej scenie pewne jaskrawe uogólnienia, do jakich nie posunął się nawet Gogol<pe><slowo_obce>Gogol, Nikołaj</slowo_obce> (1809--1952) --- rosyjski pisarz, publicysta; sięgał po groteskę i fantastykę; jego satyryczna twórczość miała wpływ na rozwój realizmu krytycznego; najwybitniejsze dzieła to komedia <tytul_dziela>Rewizor </tytul_dziela> (1836) i powieść <tytul_dziela>Martwe dusze</tytul_dziela> (1842).</pe> wobec Rosji w swoim <tytul_dziela>Rewizorze z Petersburga</tytul_dziela> i które już za lat kilkanaście odczulibyśmy niewątpliwie jako policzek wymierzony godności narodowej.</akap>
+
+
+
+
+<akap>Jedynie również dzięki tej instynktownej pobłażliwości możliwym do wytłumaczenia jest fakt, iż tę <wyroznienie>właśnie sztukę</wyroznienie> wybrano na hołd ,,odradzającej się Polski odrodzonym Włochom'', których reprezentantów uraczono w sobotę, obok hymnów narodowych, taką owego ,,odradzania się'' ilustracją. Owacja była śliczna i miała dla smakoszów swój pieprzyk. Kwiecista dwujęzyczna wymowa dyrektora teatru, którego wyfraczony tors rysował się posągowo na draperii rozedrganej jeszcze inteligentnym śmiechem Perzyńskiego, znakomicie ilustrowała polską <wyroznienie>odświętność</wyroznienie> wyciągającą swoje trele na tle ironicznego akompaniamentu polskiej <wyroznienie>codzienności</wyroznienie>... Powinno by się już stale grywać <tytul_dziela>Politykę</tytul_dziela> z tą wkładką: kilku artystów naszego teatru mogłoby w odpowiednich kostiumach odtwarzać misję zagraniczną w loży p. prezydenta.</akap>
+
+
+
+
+<akap>Wraz z komedią Perzyńskiego witamy może nowy etap polskiej twórczości scenicznej. W ostatnich czasach życie nasze, skneblowane, pozbawione swego rdzenia, rozbite na partykularne<pe><slowo_obce>partykularny</slowo_obce> (z łac.) --- osobny.</pe> ośrodki, wyrzucone częściowo poza granice kraju, kryjące się pod ziemią, umykało się poniekąd pędzlowi komediopisarza; komedia nasza ,,chodziła bokami'', zużywając talenty lub nie dając się im rozwinąć, dla braku związku z pulsem prawdziwego życia. <tytul_dziela>Rzeczywistość</tytul_dziela>, <tytul_dziela>Granith et Hymen</tytul_dziela>, <tytul_dziela>Wygnany Eros</tytul_dziela><pe><slowo_obce>Wygnany Eros</slowo_obce> --- lekka sztuka Tadeusza Kończyńskiego, reinterpretująca <tytul_dziela>Raj odzyskany</tytul_dziela> Johna Miltona.</pe>, oto --- każdy w innym rodzaju i nierównomiernej wartości --- uszczknięte z ostatniego sezonu przykłady tej <wyroznienie>postroności</wyroznienie> naszej scenicznej literatury współczesnej. Obecnie życie wali niby ropa z ziemi, niosąc z sobą przebogaty materiał; wszystko tam jest: komedia, dramat, melodramat, farsa... Tylko brać. To, na co się patrzy, to, co się czuje szczerze i prosto. Paszkwil? Niech będzie i paszkwil; zazwyczaj przyszłość dopiero rozstrzyga o tym, czy ulotny paszkwil nie krył w sobie trwałego arcydzieła.</akap>
+
+
+
+
+<akap><tytul_dziela>Polityka</tytul_dziela> Perzyńskiego nie rości sobie zapewne tak daleko sięgających pretensji. Ale wobec rozbieżnych sądów warszawskiej prasy o jej wartości stwierdzić należy, iż nie ma w tej sztuce sprzeczności między zamiarem a wykonaniem, nie ma wewnętrznego dysonansu<pe><slowo_obce>dysonans</slowo_obce> (z łac.) --- brak harmonii.</pe>. Jest tym, czym być miała, stanowi zatem problem artystyczny rozwiązany zwycięsko. A problem to ani tak łatwy, ani też godzien lekceważenia: chwytać współczesne życie na gorącym uczynku oraz przetwarzać na wesołość rzeczy dość smutne...</akap>
+
+
+
+
+<akap>Fabuła <wyroznienie>Polityki</wyroznienie> jest tak nikła i autor tak widocznie nie przywiązuje do niej wagi, iż przypomina ona niemal ową luźną kanwę paryskich <slowo_obce>revues</slowo_obce><pe><slowo_obce>revues</slowo_obce> (fr.) --- czasopisma.</pe> służącą do powiązania galerii figur, konceptów i piosenek. <begin id="b1324289345059-1035868939"/><motyw id="m1324289345059-1035868939">Polityka</motyw><begin id="b1324289374565-1271334688"/><motyw id="m1324289374565-1271334688">Miłość spełniona</motyw>Ani w głowie Perzyńskiemu brać serio osoby dwojga posłów do sejmu, ,,prawicowca'' Burskiego i ,,pepeeski'' <pe><slowo_obce>,,pepeeska'' </slowo_obce> --- przedstawicielka Polskiej Partii Socjalistycznej.</pe>Jadwigi Łazańskiej, których losy zagnały do dwóch przeciwnych obozów, a którzy pojednani miłością postanawiają z końcem sztuki wystąpić ze swych stronnictw, aby utworzyć własną partię polityczną złożoną tylko --- z ich dwojga. ,,Ależ taka partia nie będzie miała żadnego znaczenia!'', kwestionuje Jadwiga. ,,W sejmie, w którym najważniejsze uchwały przechodzą <wyroznienie>jednym</wyroznienie> głosem...'' --- odpowiada z przekonaniem Burski --- ,,...dwa głosy to potęga. Będziemy języczkiem u wagi''.<end id="e1324289374565-1271334688"/> Zabiegi trzech kobiet poruszanych miłością, próżnością i nienawiścią około nominacji p. Kiełbik de Kiełbikowskiego stanowią ,,węzeł dramatyczny'' sztuki będącej w tej części wiernym, a podobno zgoła niewyczerpującym odbiciem obecnej warszawskiej <wyroznienie>babokracji</wyroznienie>; dopełnia zaś tła szereg karykaturalnych, ale zręcznie i z podkładem rzeczywistości pochwyconych typów. A więc minister zapracowany organizowaniem strajków; sekretarka jego, ekskucharka, czuwająca nad towarzyskimi formami dygnitarza; szlachcic-paskarz sypiący w ministerstwach dziesiątkami tysięcy w zamian za certyfikaty <wyroznienie>wywozu</wyroznienie>; światowa dama znajdująca w sobie równe skarby lirycznego entuzjazmu dla Bergsona<pe><slowo_obce>Bergson, Henri</slowo_obce> (1859--1941) --- francuski filozof, przedstawiciel irracjonalizmu i intuicjonizmu, twórca koncepcji <slowo_obce>élan vital</slowo_obce>, czyli pędu życiowego.</pe>, <wyroznienie>tanga</wyroznienie> i dla ,,odradzającej się ojczyzny'' jako ostatniej nowalii<pe><slowo_obce>nowalia</slowo_obce> --- nowinka.</pe> sezonu etc.<end id="e1324289345059-1035868939"/></akap>
+
+
+
+
+<akap>Galeria ta przesuwa się nam przed oczyma w lekkich i zabawnych dialogach czerpiących w razie potrzeby swoje upierzone pociski bodaj z utartych dowcipów ulicy lub kawiarni. Ale --- jak słusznie podnosi stary Sarcey, mówiąc o... <tytul_dziela>Weselu Figara</tytul_dziela> --- te właśnie są na scenie najbardziej niezawodne, zwłaszcza w komedii politycznej. Bądźmy przekonani, iż z tego fajerwerku konceptów, jakimi Figaro Beaumarschais'go zasypuje współczesny porządek rzeczy, wszystkie niemal --- w mniej może lapidarnej formie --- obiegały od lat kilkunastu salony i kawiarnie Paryża. Nie bierzmy przeto za złe i Perzyńskiemu, <slowo_obce>qu'il prend son bien où il le trouve<pe><slowo_obce>qu'il prend son bien où il le trouve</slowo_obce> (fr.) --- który korzysta z dobrodziejstwa tam, gdzie je znajdzie.</pe></slowo_obce>, zwłaszcza że czyni to zawsze z wdziękiem i ze smakiem; od czasu do czasu zaś, sięgnąwszy głębiej w samego siebie, potrafi zamigotać iskierkami dowcipu najczystszej wody.</akap>
+
+
+
+
+<akap><tytul_dziela>Politykę</tytul_dziela> wystawiono na ogół bardzo dobrze. <begin id="b1324289467747-2496709111"/><motyw id="m1324289467747-2496709111">Kobieta, Urzędnik</motyw>Mam jednak wrażenie, że rola panny Łazańskiej nie była trafnie obsadzona. Historia miłości dwojga posłów, Burskiego i Jadwigi, to nie komedia charakterów, nie satyra nawet, ale prosty żart, pustota: postać Jadwigi powinna jak najbardziej podkreślać zasadniczą <wyroznienie>kobiecość</wyroznienie> typu tej dziewczyny, która odnajduje prawdziwą swą istotę w atmosferze miłości i pocałunków, a której ,,polityka'' jest jedynie sztuczną i komiczną naroślą. P. Łuszczkiewicz-Gallowa oddała --- idąc w tym za naturą swoich warunków i talentu --- rolę tę może zbyt serio; a starając się <wyroznienie>uprawdopodobnić</wyroznienie> ,,poselstwo'' Jadwigi, pozbawiła ją wielu zabawnych kontrastów.<end id="e1324289467747-2496709111"/> Nie potrzebuję dodawać, iż w swoim ujęciu zagrała ją wybornie, z werwą i życiem. Poprawnym jej partnerem w dość bladej figurze Burskiego był p. Ziembiński. W państwu Dobrzańskich mieliśmy sposobność powitać parę wytrawnych komediowych artystów, którzy niewątpliwie będą wielką pomocą w lawirowaniu wśród szkopułów obecnego sezonu. Wczorajszy pierwszy występ wypadł dobrze. P. Rotterowa ma w tego rodzaju typach swoje niezawodne efekty; p. Nowakowski jako jej protegowany Kiełbik bardzo inteligentnie odtworzył poszczególne elementy tej ciemnej figury, ale nie potrafił się w nią <wyroznienie>wżyć</wyroznienie> całkowicie, co zresztą przynosi zaszczyt jego charakterowi. P. Guttner jako minister Kręciołek stworzył sylwetę wręcz znakomitą, tym bardziej więc raziło nadużywanie pewnej zbyt łatwej i nieestetycznej sztuczki. Co na to reżyseria?</akap>
+
+
+
+
+<naglowek_rozdzial>Zapolska, <tytul_dziela>Asystent</tytul_dziela></naglowek_rozdzial>
+
+
+<akap>Teatr miejski im. Słowackiego: <tytul_dziela>Asystent</tytul_dziela>, sztuka w trzech aktach Gabrieli Zapolskiej.</akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1324287307843-2276031082"/><motyw id="m1324287307843-2276031082">Lekarz</motyw>Jeżeli Molier wyobrażał sobie, że umieścił wszystkie szczutki<pe><slowo_obce>szczutek</slowo_obce> (daw.) --- prztyczek.</pe> na nosie medycyny i lekarzy, mylił się grubo. Zostało jeszcze dosyć dla przyszłych pokoleń. Jakżeż bo przekształcił się, zróżniczkował<pe><slowo_obce>różniczkować</slowo_obce> --- dziś lepiej: zróżnicował.</pe> typ lekarza z dawnej komedii, w ileż rozpylił się postaci! Przede wszystkim stał się dwupłciowy, rozszczepił się w lekarza i lekarkę; wydał odmianę lekarza domowego, prowincjonalnego, salonowego, kąpielowego; lekarza-obywatela, lekarza-<wyroznienie>filantropa</wyroznienie><pe><slowo_obce>filantrop</slowo_obce> (z gr.) --- człowiek dobry, życzliwy, pomagający biednym.</pe> (znałem takiego z bliska; cóż za bajeczny typ do komedii, niczym p. Geldhab!<pe><slowo_obce>Geldhab</slowo_obce> --- postać z komedii Aleksandra Fredry z 1818 roku: <tytul_dziela>Pan Geldhab</tytul_dziela>.</pe>), lekarza-teozofa etc., etc. A <wyroznienie>HIGIENA</wyroznienie>, ta zmora o stu głowach, wścibska, natrętna, wszędobylska, przemądrzała, zaglądająca do garnków, do kieliszków, licząca bakterie na zespolonych ustach kochanków, każąca swoje wątpliwe dary opłacać niewątpliwym zatruciem radości i beztroski życia! A cóż dopiero wszelkie sanatoria, uzdrowiska, hydropatie<pe><slowo_obce>hydropatia</slowo_obce> (z gr.) --- leczenie za pomocą wody.</pe>, te przybytki medycyny tańczącej, flirtującej, swatającej, gdzie histerię indywidualną leczy się za pomocą histerii zbiorowej i gdzie choroby często urojone kombinują się z bardzo zdrowymi i pozytywnymi potrzebami serca. Tu już medycyna najdalej odbiegła od typu Moliera: zamiast starego cymbała w wielkiej peruce, komicznym kapeluszu, okularach, długiej czarnej sukni i z groteskowym instrumentem pod pachą, mamy ją w postaci młodego chłopca na schwał, z gołą głową, blond czupryną, opalonym karkiem, koszulą rozchlastaną na piersiach, boso, w krótkich majtkach, z muskularnymi łydkami. Ten młody Antinous to nie lada figura, to pan <wyroznienie>asystent</wyroznienie> zakładu wodoleczniczego; któż go nie znał, gdzież go nie ma, któryż bodaj trochę przystojny student medycyny nie marzył, aby nim zostać! To oś całego ,,interesu''; toteż roztropny dyrektor zakładu starannie czuwa nad doborem swoich asystentów.<end id="e1324287307843-2276031082"/></akap>
+
+
+
+
+<akap>Ten nieoszacowany <wyroznienie>asystent</wyroznienie> stał się bohaterem nowej sztuki p. Zapolskiej, której tłem jest, przeźroczyście sportretowany, pewien znany zakład leczniczy we wschodniej Galicji. Od samego podniesienia kurtyny idzie ku nam ożywczy zapach zdrowia: las, bujny górski las, widny przez szeroko otwarte wrota świetlicy; szereg leżaków zaprasza do rozkoszy ,,werandowania''; na ścianach umajonych zielenią sympatyczne i krzepiące napisy, jak: ,,Zwróć się do przyrody, w niej twoje zbawienie'', albo: ,,Wchodząc w ten dom, zbądź się trosk'' itp. Naczelny szafarz<pe><slowo_obce>szafarz</slowo_obce> --- osoba, która rozdysponowuje dobra.</pe> tego zdrowia, tężyzny i siły woli jest to, oczywiście, chuderlawy, łysy, podrygujący epileptycznie<pe><slowo_obce>epileptycznie</slowo_obce> (z gr.) --- tak, jak przy ataku epilepsji, konwulsyjnie.</pe> dr Raczkiewicz (wybornie reprezentowany przez p. Dobrzańskiego), niedołęga jęczący pod ciężką dłonią połowicy<pe><slowo_obce>połowica</slowo_obce> (żart.) --- żona.</pe>; duszą natomiast zakładu, <slowo_obce>genius loci</slowo_obce><pe><slowo_obce>genius loci</slowo_obce> (łac.) --- duch opiekuńczy miejsca.</pe>, jest --- pan asystent. <begin id="b1324287449656-455863526"/><motyw id="m1324287449656-455863526">Zabawa, Taniec, Uroda</motyw>Hala się wypełnia: to pora ,,gimnastyki rytmicznej''. Trzech Żydków w jupicach<pe><slowo_obce>jupica</slowo_obce> --- prawdopodobnie żartobliwe określenie chałatu (od fr. <slowo_obce>jupe</slowo_obce> --- spódnica).</pe> przechodzi przez ogród, rżnąc skoczne melodie, za nimi jaki dziesiątek kobiet w obowiązkowych kostiumach niemalże kąpielowych wkracza pod wodzą pana asystenta, wykonując kijkami swoje ewolucje.<end id="e1324287449656-455863526"/> <begin id="b1324287575645-1030176230"/><motyw id="m1324287575645-1030176230">Flirt</motyw>Ale rygor pryska; damy spracowane od świtu kopaniem rzepy walą się na leżaki, rozpraszają się po sali, która napełnia się świegotem tych lubych ptasząt nieraz sięgających olbrzymich rozmiarów i wagi. <begin id="b1324287532046-2589957578"/><motyw id="m1324287532046-2589957578">Opieka</motyw>,,Panie asystencie, proszę do mnie, proszę mnie nakryć'', ,,panie asystencie, proszę mnie zważyć''; ,,nie, nie, nikt inny tylko sam pan asystent'' etc., etc. I pan asystent goni, nakrywa, waży, elektryzuje, masuje, uśmiecha się czarująco a poufnie, spieszy do ogrodu, aby przenieść pannę Stasię, która rzekomo nie może chodzić, ale w chwilę potem, podczas gdy asystent jeszcze dyszy zmęczony dźwiganiem, ta sama panna Stasia, pokłóciwszy się o coś
+z małą Lilusią Bierstockel, pędzi za nią lekko jak sarenka...<end id="e1324287532046-2589957578"/> Wreszcie pacjentki, uraczywszy pana asystenta całym arsenałem pokus i uśmiechów, przechodzą do swoich pokojów; biedny chłopak oddycha z ulgą, trze sobie ręką rozklekotaną głowę, rzuca się w słomiane krzesło, przeciąga się, zamyka oczy, chwilę może zdrzemnie się spokojnie. Ale gdzież tam! Przez sen jeszcze otrząsa się ze zgrozą, czując dotknięcie miękkiej kobiecej dłoni: to panna Rózia, masażystka zakładu, wsuwa mu nieśmiało poduszkę pod głowę, następnie zaś staje obok, opędza gałęzią od much i wpatruje się z namiętną lubością...<end id="e1324287575645-1030176230"/></akap>
+
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1324287607967-3689279557"/><motyw id="m1324287607967-3689279557">Uroda</motyw>Proszę tylko nie przypuszczać, że w tym zakładzie, gdzie regulamin nawet personelowi domowemu nakazuje jasne włosy (to budzi wesołe myśli), bose stopy i kuse spódniczki, moralność w czymkolwiek szwankuje.<end id="e1324287607967-3689279557"/> Z pewnością nie; a gdyby nawet czasem, troszkę, to nie z udziałem pana asystenta. Ten chłopak, szczwany<pe><slowo_obce>szczwany</slowo_obce> --- sprytny, przebiegły.</pe> jak rutynowana kasjerka z nocnej kawiarni, wie, iż gdyby zdecydował się na wybór, byłby zgubiony: inne, wzgardzone kuracjuszki nie darowałyby mu tego; straciłby cały <wyroznienie>fluid</wyroznienie><pe><slowo_obce>fluid</slowo_obce> (z łac.) --- czar, prąd czy energia płynąca z człowieka.</pe>. Dlatego wedle swego wyrażenia, ,,migota tylko chusteczką przed oczyma, ale jej nie rzuca''; jest jednakowy dla wszystkich pacjentek, czarujący, wymykający się z rąk, drażniąco bierny...</akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1324287748782-296777769"/><motyw id="m1324287748782-296777769">Kradzież</motyw>To tło, ta atmosfera zakładu, nerwowa elektryczność kobiecego niedosytu, te typy galicyjskich gości (mocno już zresztą ,,zbałucczone''<pe><slowo_obce>zbałucczony</slowo_obce> --- przypominający komedie Bałuckiego.</pe>), ta zabawa ,,w chowanego'' polegająca na tym, iż kuracjusz jedzie z dalekich stron za ciężkie pieniądze do lecznicy słynnej surowym regulaminem, aby następnie całą chytrość obrócić na oszukiwanie tegoż regulaminu; te wiktuały<pe><slowo_obce>wiktuały</slowo_obce> (z łac., przest.) --- żywność.</pe> sprowadzane po kryjomu z miasteczka, niewinne ,,orgie'' z sardynkami, homarem i szampanem urządzane sekretnie w nocy; te fabrykowania przeróżnych lekarstw za pomocą szczypty cukru i soli, co w medycynie nosi poetyczną nazwę <wyroznienie>psychoterapii</wyroznienie>, ,,leczenia duszy'' --- to wszystko odmalowane jest dowcipnie i barwnie.<end id="e1324287748782-296777769"/> <begin id="b1324287793454-2781933722"/><motyw id="m1324287793454-2781933722">Rozczarowanie</motyw>Jakoż pierwszy akt upływa nam w pogodzie ducha i szczerej wesołości, czekamy drugiego pełni najlepszych nadziei. Ale oto staje się rzecz dziwna i trudna do pojęcia u tak wytrawnej znawczyni <wyroznienie>ekonomii</wyroznienie> scenicznej jak p. Zapolska. Mianowicie, w chwili gdy autorka wystrzelała wszystkie niemal race konceptów, gdy szmermele<pe><slowo_obce>szmermel</slowo_obce> (daw.) --- rodzaj sztucznych ogni.</pe> i młynki ogniste obracają się coraz wolniej --- wówczas zaczyna się dopiero sama ,,akcja''!</akap>
+
+
+
+
+<akap>I ta akcja jest blada, konwencjonalna i niezajmująca.<end id="e1324287793454-2781933722"/> <begin id="b1324287930639-1157066948"/><motyw id="m1324287930639-1157066948">Miłość niespełniona</motyw><begin id="b1324287864189-1944632503"/><motyw id="m1324287864189-1944632503">Bieda, Bezsilność</motyw>Okazuje się, że ten przystojny asystent nie jest sobie zwykłym lekkoduchem<pe><slowo_obce>lekkoduch</slowo_obce> --- człowiek, który z powodu braku odpowiedzialności za cokolwiek, unika problemów i zmartwień.</pe>; że, przeciwnie, patrzy bardzo serio na życie; że stracił ojca, ma starą matkę (,,<slowo_obce>et ta soeur</slowo_obce>!''<pe><slowo_obce>,,et ta soeur!''</slowo_obce> --- i twoja siostra!</pe>... powiedziałby urwis paryski); że utrzymuje rodzinę, ma długi i grozi mu, iż, nie mając środków na złożenie ostatnich rygorozów<pe><slowo_obce>rygorozum</slowo_obce> (z łac.) --- egzamin dopuszczający do wykonywania zawodu.</pe>, gotów zostać wiecznym ,,asystentem''...<begin id="b1324287851710-3516342533"/><motyw id="m1324287851710-3516342533">Sierota</motyw> <end id="e1324287864189-1944632503"/>I okazuje się, że panna Rózia, masażystka, jest bardzo zacną dziewczyną, z dobrego domu (bodaj czy nie <wyroznienie>radczanka</wyroznienie><pe><slowo_obce>radczanka</slowo_obce> --- córka radcy, tj. samorządowca.</pe>!), która dla odmiany straciła i ojca, i matkę i pracą przebija się przez życie, barwiąc je sobie zbieraniem ,,pocztówek''<end id="e1324287851710-3516342533"/>; tych dwoje młodych kocha się serdecznie, mimo iż sobie tego nie wyznali, wiedząc, że wobec ich ubóstwa miłość ta byłaby beznadziejną.<end id="e1324287930639-1157066948"/> <begin id="b1324287955329-589816362"/><motyw id="m1324287955329-589816362">Miłość spełniona</motyw>I zjawia się prezes Sołtys, prawie tak szlachetny i bogaty jak mecenas Złotogórski w <tytul_dziela>Królowej przedmieścia</tytul_dziela><pe><slowo_obce>Królowa przedmieścia</slowo_obce> --- wodewil Konstantego Krumłowskiego z 1898 roku.</pe>, jeżeli się nie mylę, który to prezes, dowiedziawszy się przypadkiem o owej miłości, umie bohatersko zdławić spóźniony sentyment, jaki sam czuł do panny Rózi, adoptuje dziewczynę, chłopcu daje na dokończenie studiów etc... sam zastrzegając sobie co wieczór --- partyjkę szachów w ich domu. Sielanka.<end id="e1324287955329-589816362"/></akap>
+
+
+
+
+
+<akap/><akap><begin id="b1324288054985-656891511"/><motyw id="m1324288054985-656891511">Katastrofa</motyw>Asystent, dzięki intrydze nienawidzącej go dyrektorowej, opuszcza zakład, ale wraz z nim opuszczają <tytul_dziela>Gencjanę</tytul_dziela> wszystkie kuracjuszki, dla których słońce, góry, powietrze straciły nagle swój urok. Nowy asystent, antyteza poprzedniego, sprowadzony chyłkiem przez dyrektorową, może tylko służyć za czwartego przy brydżu trzem starym prykom, którzy zostali jako niedobitki na placu. Katastrofa. <end id="e1324288054985-656891511"/>A morał? ,,<wyroznienie>Zwróć się do przyrody, w niej twoje zbawienie</wyroznienie>'', głosi napis na ścianie świetlicy. Okazało się po prostu, że młody i ładny chłopiec jest bardzo integralną i żywotną cząstką tej zbawczej ,,przyrody''. My, ludzie nieuczeni, wiedzieliśmy to od dawna, ale ,,higiena'' doszła do tej mądrości jedynie ukradkiem i przymrużając swe kaprawe oko.</akap>
+
+
+<akap>W akcję tę, traktowaną przez autorkę bez zbytniego przekonania, ale i tak zanadto serio, wplatają się rysy niedodające już nic nowego do charakterystyki tła z pierwszego aktu oraz epizod z pacjentką lekkiego autoramentu, panną Gustawą Strzygoń, której szanujące się mury <tytul_dziela>Gencjany</tytul_dziela> nie mogą dać gościny, ale która z wiedzą przemyślnych gospodarzy wkracza triumfalnie w akcie trzecim jako ,,hrabina Strzygońska''.</akap>
+
+
+<akap><begin id="b1324288200814-62774373"/><motyw id="m1324288200814-62774373">Nuda</motyw>Jak już wspomniałem, p. Zapolska obeszła się ze swym tematem dość niegospodarnie. <begin id="b1324288215314-462311507"/><motyw id="m1324288215314-462311507">Głód</motyw>Wystrzelała na początku całą amunicję (lub może raczej nie starczyło jej na trzyaktową sztukę), wskutek czego w miarę rozwoju tematu zainteresowanie zamiast rosnąć, słabnie. Nie jest go w stanie podtrzymać hałaśliwa scena ,,szampitrowania''<pe><slowo_obce>szampitrowanie</slowo_obce> (neol.) --- ucztowanie, biesiadowanie.</pe> w akcie drugim (czy uważali państwo, jak przy naszym systemie chodzenia do teatru na głodno dziwnie drażni, kiedy na scenie coś jedzą albo piją?);<end id="e1324288215314-462311507"/> trzeci zaś akt jest, powiedzmy po prostu, pusty i nudny. Przyczynia się do tego i długość sztuki nieproporcjonalna do jej wagi i treści. Trzy akty tej błahostki trwają <wyroznienie>cztery godziny</wyroznienie> (mimo niezmienionej dekoracji), to znaczy tyle, co przedstawienie <tytul_dziela>Hamleta</tytul_dziela>! Nie mogę pojąć, w jaki sposób ołówek dyrektorski, który przecież umie korzystać ze swych uświęconych praw nawet wobec największych arcydzieł literatury, tym razem jakby zapomniał o swym przywileju. Czyżby na próbach nikt nie spoglądał na zegarek? Roi się w <tytul_dziela>Asystencie</tytul_dziela> od całych ,,kwestii'', od całych scen niemal, które się proszą o skreślenie lub o wydatne skróty. Jeżeli doświadczona pracowniczka sceny odbiegła tym razem od zwykłej swej zwartości, należało ją w tym wyręczyć, na czym sztuka zyskałaby ogromnie. (Ściśle biorąc, jest w niej materiał na bardzo zabawną jednoaktówkę).<end id="e1324288200814-62774373"/></akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1324288252361-1719575634"/><motyw id="m1324288252361-1719575634">Uroda</motyw>Gra artystów, artystek zwłaszcza? Tu powinien bym odstąpić na chwilę głosu zawodowemu profesorowi estetyki lub anatomii, aby fachowym piórem ocenił ,,walory artystyczne'', jakie w kąpielowych strojach przesunęły się na scenie przed naszymi oczyma. Widzieliśmy rzeczy dziwne; widzieliśmy wpół nago osoby, które przywykliśmy szanować od dziecka; widzieliśmy... ale nie, to już doprawdy przekracza granice <wyroznienie>krytyki literackiej</wyroznienie>.<end id="e1324288252361-1719575634"/> Poza tym role w <tytul_dziela>Asystencie</tytul_dziela> nie przedstawiają zbytniego pola dla inwencji: w sztuce tej więcej grają rzeczy niż ludzie. Figury nakreślone są dość szablonowo; każdy zatem z artystów, sięgnąwszy do swej wypróbowanej galerii, znalazł typ, który doskonale się tu nadał. Trzeba by przepisywać długi afisz i łamać sobie głowę nad coraz to odmienną formą pochlebnego uznania przy każdym nazwisku. Wyjątek należy oczywiście uczynić dla osoby samego ,,asystenta''; od jego osobistych warunków oraz sposobu wywiązania się z funkcji zależą jak losy lecznicy <tytul_dziela>Gencjany</tytul_dziela>, tak i losy tej sztuki na scenie. Otóż p. Nowacki wyglądał doskonale, był w miarę zalotnym, umęczonym, dziarskim, szlachetnym i sentymentalnym i stworzył istotnie tę męską oś, koło której mógł się kręcić cały damski światek bez obrażenia wymagań gustu i prawdopodobieństwa. Pierwszy raz od debiutu w <tytul_dziela>Ślubach panieńskich</tytul_dziela> widzieliśmy na scenie p. Białkowską: wniosła z sobą dużo wdzięku i szczerego łobuzerskiego zacięcia. Słyszałem nawet ubolewania, iż tekst sztuki nie pozwolił jej ujrzeć w stroju przepisanym przez regulamin <tytul_dziela>Gencjany</tytul_dziela>.</akap>
+
+
+
+
+<akap>Pomimo wszystkich braków <tytul_dziela>Asystenta</tytul_dziela> zrozumiałą jest rzeczą, iż nowemu utworowi zasłużonej autorki należało się miejsce na scenie. Tym samym musiał go wystawić teatr miejski pełniący dotychczas funkcję naszej ,,panienki do wszystkiego'', mimo iż tego rodzaju błahostki o wiele zyskują grane na scenie mniejszej i mniej obciążonej brzmieniem ,,dostojeństwa''. Zapowiedziane na ten miesiąc otwarcie nowego teatrzyku oraz przyszłość Teatru Powszechnego, który objawia coraz większą pomysłowość i inicjatywę, zdejmą niewątpliwie z barków naszej sceny część obowiązków i repertuaru; wówczas kierownictwo teatru im. Słowackiego szerzej będzie mogło rozwinąć swoje aspiracje, które zapewne musi mieć, mimo iż dotąd się z nimi nie zdradza.</akap>
+
+
+
+
+<naglowek_rozdzial>Szekspir, <tytul_dziela>Makbet</tytul_dziela></naglowek_rozdzial>
+
+
+<akap>Teatr miejski im. Słowackiego: <tytul_dziela>Makbet</tytul_dziela>, tragedia w pięciu aktach Szekspira.</akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1324236234486-411074048"/><motyw id="m1324236234486-411074048">Twórczość</motyw>Szekspir jest niesłychany! Za każdym razem, gdy się go czyta lub ogląda, zdumiewa ta zuchwała prostota, z jaką sięga ręką do samych trzewiów życia. Dlatego gdy chodzi o psychologię w jakiejkolwiek epoce, wśród jakichkolwiek ,,prądów'', zawsze pomiędzy najśmielszymi odkrywcami prawdy znajdzie się --- Szekspir. <begin id="b1324236200729-1567432111"/><motyw id="m1324236200729-1567432111">Buntownik, Zbrodniarz</motyw>Czyż na przykład w tej odwiecznej, z prastarych kronik wykrzesanej historii o Makbecie i jego żonie, nie mogłaby szukać poparcia modna filozofia dzisiejsza, głosząca zasadniczą <wyroznienie>amoralność</wyroznienie> kobiety, kobietę jako urodzoną zbrodniarkę oraz głęboką, nieprzebytą przepaść dzielącą świat wewnętrzny kobiecy i męski? Makbet, piorun wojny, zwycięski wódz zdolny i rozkazywać, i nadstawić piersi, walczy w obronie starego, wątłego króla. Czyż dziw, że w piersiach jego --- nawet i bez wróżby czarownic --- musiała nurtować myśl, że władza króla o wiele bardziej przystałaby rękom, które zdolne są miecz udźwignąć, a więc jego rękom? Ale ta myśl zaledwie że śmie spojrzeć sobie samej w oczy: honor, uczciwość, cześć dla prawej władzy, groza, jaką budzi zbrodnia, to szereg zapór, które dławią ją i prawdopodobnie nigdy nie dałyby się jej rozwinąć. <end id="e1324236200729-1567432111"/>Z takich nieurodzonych myśli człowiek nie jest winien rachunku nikomu; gdyby się je chciało sądzić i karać, któż chodziłby wolno po świecie?<end id="e1324236234486-411074048"/></akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1324236540083-138519313"/><motyw id="m1324236540083-138519313">Kobieta demoniczna, Kobieta "upadła", Podstęp, Zbrodniarz</motyw>Ale w cieniu tego silnego mężczyzny żyje kobieta, istota o gładkich licach i o drobnych dłoniach, tak wiotka i delikatna, jak on jest mocny i tęgi. <begin id="b1324236693839-3151378958"/><motyw id="m1324236693839-3151378958">List</motyw>I widzimy to wrażliwe, jasnowłose stworzenie w chwili, gdy otrzymuje list męża, gdy blask korony oślepia nagle jej oczy.<end id="e1324236693839-3151378958"/> A korona ta nie jest dla niej --- jak dla niego --- arką tajemnych przeznaczeń narodów, olbrzymim rozszerzeniem platformy czynu, ale jest <slowo_obce>par excellence</slowo_obce> biżuterią, bezkonkurencyjnym nowym kostiumem. W jednym błysku duszę jej przeszywa pragnienie, myśl; tylko ta sama myśl, która w duszy mężczyzny łamie się o tyle zapór, tutaj nie napotyka w drodze --- nic.</akap>
+
+
+
+<akap><begin id="b1324236630412-650760949"/><motyw id="m1324236630412-650760949">Zbrodnia</motyw>Zbrodnia? Czyż to pojęcie istnieje dla kobiety? Zbrodnia jest naruszeniem milczącej umowy społecznej; czyż ona kiedy podpisywała tę umowę? Wychowanie społeczne, które głęboko przekształciło duszę mężczyzny, zaledwie obłaskawiło nieco kobietę: na widok bliskiego łupu dusza jej pręży się całą siłą swego instynktu jak pantera do skoku.<end id="e1324236630412-650760949"/><end id="e1324236540083-138519313"/></akap>
+
+
+
+
+<akap>Czyn został spełniony; i tu zaczyna się druga część dramatu.</akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1324236792916-2204567014"/><motyw id="m1324236792916-2204567014">Wyrzuty sumienia</motyw>Od chwili ziszczenia tej strasznej rzeczy Makbet żyje jak w obłędzie. Zadał kłam wszystkim zasadom, z których wyrósł, którym zawdzięczał swą wielkość, zniszczył swe życie wewnętrzne: na wpół przytomny, nękany widziadłami, gnany ze zbrodni w zbrodnię, dochodzi do stanu, w którym śmierć wita niemal obojętnie: życie, wyzute ze swego sensu, stało się dlań</akap>
+
+
+
+<poezja_cyt>
+<strofa>powieścią idioty, /
+Głośną, wrzaskliwą, a nic nieznaczącą...<end id="e1324236792916-2204567014"/></strofa>
+</poezja_cyt>
+
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1324236907398-3204347790"/><motyw id="m1324236907398-3204347790">Sumienie, Konflikt wewnętrzny</motyw>A lady Makbet? Jej sumienie jest spokojne; ona nie zadała kłamu niczemu, nie stargała w sobie żadnej struny. Jak nie było w niej wahania, tak nie ma i wyrzutu. A jednak i ona ulega dezorganizacji psychicznej, i ona snuje się w nocy po pałacu z błędnie otwartymi oczami, na próżno siląc się zmyć krwawą plamę. Cóż to za plama? To ta, którą <wyroznienie>realnie</wyroznienie>, w rzeczywistości ubroczyła ręce, podjąwszy się --- wobec wzdragania Makbeta ogłuszonego spełnionym czynem --- upozorować śmierć króla, wciskając krwawe sztylety w ręce pokojowców. Otóż dusza jej zdolna jest począć i udźwignąć najśmielszą koncepcję zbrodni, ale dłonie nie nawykły do zmazania krwią --- do tego trzeba jej ręki mężczyzny. I ten drobny rys --- zważmy to dobrze, <wyroznienie>nie głos sumienia</wyroznienie> --- ściga lady Makbet w jej nocnych wędrówkach. Znowuż widzimy, jak wychowanie społeczne, które głęboko przetworzyło, uszlachetniło duszę mężczyzny, w kobiecie wydelikaciło tylko <wyroznienie>system nerwowy</wyroznienie>. Proszę się nie oburzać; to nie ja mówię; to Szekspir. Popełniona zbrodnia jest dla Makbeta śmiertelnym, duchowym przejściem; dla Lady Makbet jest ona nerwowym wstrząsem.<end id="e1324236907398-3204347790"/></akap>
+
+
+
+
+<akap>Jak przedstawia się postać Lady Makbet w ujęciu scenicznym? Przede wszystkim zasadniczo trzeba odrzucić pokutującą niekiedy po scenie, na zasadzie linii najmniejszego oporu, koncepcję Lady Makbet jako rodzaju <slowo_obce>virago, hic mulier<pe><slowo_obce>virago, hic mulier</slowo_obce> (łac.) --- silna kobieta, baba-chłop, herod-baba.</pe></slowo_obce>. Lady Makbet musi być kobieca i bardzo kobieca. <begin id="b1324237141642-1259429695"/><motyw id="m1324237141642-1259429695">Mężczyzna, Kobieta</motyw>Wyraźną dla mnie zupełnie jest intencja Szekspira postawienia dwojga istot --- mężczyzny i kobiety --- w obliczu tegoż samego problemu i przeprowadzenie, niby w kanonie muzycznym, dwóch rozmaitych linii wykreślonych zasadniczą odrębnością płci. Tym samym logika artystyczna broniłaby wprowadzać coś, co by mąciło czystość tych linii.</akap>
+
+
+
+
+<akap>Makbet nie jest niedołęgą; jest --- Szekspir wyraźnie to podkreśla --- dzielnym mężczyzną w całym tego słowa znaczeniu; jeżeli w pewnym momencie jest słaby, to dlatego właśnie, iż wszystkie <wyroznienie>męskie</wyroznienie> pojęcia honoru, szlachetności, wzdrygają się przed takim czynem. Tak samo Lady Makbet jest pełnej krwi kobietą: abstrahując od zrozumiałych konieczności scenicznych, z łatwością wyobraziłbym ją sobie jako wiotką, drobną kobiecinkę, którą barczysty olbrzym Makbet często nosi na rękach albo huśta na kolanach: siła jej jest czysto duchowa, płynie z bezwzględnej jednolitości i skupienia woli oraz ze zdolności smagania ową piekielnie dotkliwą kobiecą wzgardą, która dla prawdziwego mężczyzny jest wprost nie do zniesienia, albo chwyta za kij, albo --- staje się bezbronny.<end id="e1324237141642-1259429695"/></akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1324237223635-3197558262"/><motyw id="m1324237223635-3197558262">Kobieta demoniczna</motyw>Widziałem bardzo dawno w roli Lady Makbet Modrzejewską<pe><slowo_obce>Modrzejewska, Helena</slowo_obce> (1840--1909) --- aktorka polka, która zrobiła światową karierę.</pe>, na schyłku jej świetnych czasów, ale jeszcze wspaniałą. Mimo iż byłem wówczas dzieckiem prawie, do dziś dnia słyszę zagięcia jej głosu przy poszczególnych wyrazach, widzę ruchy. Dziwnie wyraźnie zwłaszcza utkwił mi w pamięci ten dwuwiersz kończący scenę z mężem w I akcie:</akap>
+
+
+
+<poezja_cyt>
+<strofa>
+... które, jeśli się działać nie ustraszym,/
+Nada blask przyszłym dniom i nocom naszym...
+</strofa>
+
+
+</poezja_cyt>
+
+
+<akap>Dominujący akcent, jaki Modrzejewska nadała temu słowu: <wyroznienie>nocom</wyroznienie>, akcent nieskończenie miękki, ciepły, kuszący; równocześnie zaś śliczny, bluszczowy ruch, jakim się oplotła o silne ciało Makbeta, miały w sobie coś arcykobiecego. Cały świat tajemnic dźwięczał w tym jednym słowie; owych tajemnic, które --- jak to nawet nauce wiadomo --- tyloma nićmi zespalają sferę zbrodni ze sferą miłości. Bez tego pogłębienia Makbet zmienia się po trochu w króla Heroda<pe><slowo_obce>Herod I Wielki</slowo_obce> (ok. 73--4 p.n.e.) --- król Judei od 33 p.n.e.; wg <tytul_dziela>Biblii</tytul_dziela> despota odpowiedzialny za tzw. rzeź niewiniątek (wymordowanie chłopców od drugiego roku życia z Betlejem i okolic).</pe> z szopki.<end id="e1324237223635-3197558262"/></akap>
+
+
+
+
+<akap>Trzeba przyznać, że jako widowisko sceniczne <tytul_dziela>Makbet</tytul_dziela> nie jest zbyt wdzięczny. Cały punkt ciężkości zagęszcza się w kilka scen --- prawda, że potężnych --- około zabójstwa Dunkana, po czym --- z końcem drugiego aktu! --- zainteresowanie obumiera zupełnie. Trzeba by chyba genialnej gry, aby je obudzić na chwilę w scenie ,,ducha Banka'', lub też somnambulizmu<pe><slowo_obce>somnambulizm</slowo_obce> (daw.) --- lunatyzm.</pe> Lady Makbet. Poza tym szereg scen obojętnych lub przykrych przez swą grubą materializację fantazji poety.</akap>
+
+
+
+
+<akap>Rolę Makbeta odtworzył p. Sosnowski. Nie sądzę, aby leżała ona ściśle w rodzaju tego doskonałego artysty. Gra p. Sosnowskiego, powściągliwa, trochę sucha, bardzo nowożytna w środkach, która niedawno stworzyła np. prawdziwe arcydzieło w roli pułkownika w <tytul_dziela>Obowiązku<pe><slowo_obce>Obowiązek</slowo_obce> --- sztuka Henriego Lavedana w Polsce znana pod tytułem: <tytul_dziela>Obowiązek, czyli szpieg Francji</tytul_dziela>.</pe></tytul_dziela> Lavedana<pe><slowo_obce>Lavedan, Henri Léon Emile</slowo_obce> (1859--1940), francuski dramatopisarz, intelektualista, liberalny dziennikarz.</pe>, tutaj pozostawia często wrażenie niedociągnięcia, oschłości. Przy tym niezupełne opanowanie pamięciowe roli nie pozwoliło artyście dostatecznie cieniować szczegółów; tak np. ów przełomowy moment, kiedy wszystkie skrupuły, wahania Makbeta topnieją pod przemożną wolą kobiety i kiedy nagle oszołomiony żarem jej wymowy wybucha z entuzjazmem: ,,Ródź mi samych chłopców!'' --- ten moment zatarł się zupełnie.</akap>
+
+
+
+
+<akap>Nie ubliżę w niczym wielkiemu talentowi p. Łuszczkiewicz-Gallowej, jeżeli również nie powiem, aby wcieliła wszystko to, co w sobie kryje lady Makbet. Udźwignęła tę ogromną rolę; to już bardzo wiele; poszczególne akcenty miała doskonałe (przepyszne ,,To chybimy!'' w ostatniej scenie pierwszego aktu). Pewne braki w wymowie, stanowiące poniekąd zaporę dla artystki w jej szlachetnych dążeniach, dałoby się może przy pracy usunąć?</akap>
+
+
+
+
+<akap>Z innych wykonawców niejeden mógłby powiedzieć słowami Chochoła z <tytul_dziela>Wesela</tytul_dziela>:</akap>
+
+
+
+
+<poezja_cyt>
+<strofa>Kto mnie wołał, czego chciał? /
+Zebrałem się, w com ta miał...</strofa>
+</poezja_cyt>
+
+
+<akap>Makdufa grał p. Guttner. Stanowczo wolę go jako ministra Kręciołka w <tytul_dziela>Polityce</tytul_dziela>. Nowocześni dygnitarze bardziej, zdaje się, odpowiadają indywidualności tego artysty.</akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1324237322964-3711273262"/><motyw id="m1324237322964-3711273262">Czarownica, Czary</motyw>Inscenizacja epizodu czarownic w I akcie wypadła najnieszczęśliwiej. Traktowana zupełnie realnie w pełnym świetle dziennym, przy brutalnej i grubej charakteryzacji, scena ta robiła wrażenie przykre i śmieszne; nie tylko nie przyczyniała się do stworzenia ,,nastroju'', ale niweczyła go doszczętnie. Co się tyczy sceny czarownic w akcie czwartym, najlepiej może byłoby zupełnie ją skreślić; wróżba tycząca dynastii Banka jest dla nas mało aktualna, sposób zaś jej ucieleśnienia przenosi nas ze sceny stołecznego miasta Krakowa gdzieś do jakiejś zapadłej ,,szmiry''<pe><slowo_obce>szmira</slowo_obce> (z niem.) --- lichota, kicz.</pe> prowincjonalnej.<end id="e1324237322964-3711273262"/></akap>
+
+
+
+
+<akap>W końcu jeszcze jedna uwaga. <tytul_dziela>Makbet</tytul_dziela> (nie wszyscy słuchacze zauważyli to może wczoraj) pisany jest <wyroznienie>wierszem</wyroznienie>. Otóż na próżno siliłem się nieraz łowić uchem tok tego wiersza: zjawiał się na chwilę, aby niemal w tej samej chwili przepadać, ustępując miejsca jakiejś nieznanej formie pośredniej między wierszem a prozą. W znacznej mierze działo się to wskutek niedostatecznego pamięciowego opanowania tekstu u wielu artystów; przed tym trzeba uchylić czoła, gdyż stało się to niejako serwitutem<pe><slowo_obce>serwitut</slowo_obce> (z łac.) --- przen. obowiązek wynikający z posiadania czegoś wraz z płynącymi z tego konsekwencjami.</pe> krakowskiego teatru przy wystawianiu arcydzieł literatury; ale zauważyłem także jak gdyby umyślnie zacieranie wiązań pomiędzy jednym wierszem a drugim. <begin id="b1324237607291-774651314"/><motyw id="m1324237607291-774651314">Twórczość</motyw>Czyżby na naszej scenie tłukła się gdzieś jeszcze owa fałszywa, pokątna i dawno zarzucona ,,teoria'', iż wiersz trzeba mówić w ten sposób, ,,aby go jak najmniej było znać''? Wiersz traktowany nie jako wiersz staje się największym nonsensem; z narzędzia harmonii zmienia się w źródło niepokoju i męki słuchacza.<end id="e1324237607291-774651314"/> Mamy obecnie w zarządzie teatru poetę, którego muzykalne ucho musiało często tortury cierpieć na wczorajszym przedstawieniu: może by on się zechciał podjąć misji cywilizacyjnej w tej mierze?</akap>
+
+
+
+
+<akap>Występ p. Pancewiczowej w <tytul_dziela>Makbecie</tytul_dziela> Szekspira.</akap>
+
+
+
+<akap>Zagrać po <wyroznienie>trzech dniach</wyroznienie> przygotowania rolę Lady Makbet to fakt zapewne dosyć odosobniony w dziejach teatru. Mało która aktorka podjęłaby się tego i, powiedzmy także, mało której dyrekcji przyszłoby na myśl tego zażądać. Dokonała tego wczoraj p. Pancewiczowa, i to w sposób chlubnie świadczący o talencie artystki. Od dawna już wiedzieliśmy, że warunki indywidualne p. Pancewiczowej, jej piękny głos, szlachetne wysłowienie, dają jej prawo sięgnięcia poza repertuar <wyroznienie>codzienności</wyroznienie>, w którym widywaliśmy ją przeważnie dotąd i otwierają przed nią szersze pole w dziedzinach poezji. Przyszłość okaże, czy linia rozwoju artystki pójdzie w kierunku ,,bohaterskim'' czy też bardziej odpowiadać jej będzie skala liryczna.</akap>
+
+
+
+
+<akap>W warunkach, w jakich odbył się występ wczorajszy, nie mogło być oczywiście mowy o zupełnie jednolitym opracowaniu i <wyroznienie>dociągnięciu</wyroznienie> wszystkich szczegółów; była to raczej <wyroznienie>improwizacja</wyroznienie> talentu, pełna szczęśliwych, trafnie odczutych rysów. <begin id="b1324237789913-2240535941"/><motyw id="m1324237789913-2240535941">Sen</motyw>Bardzo samodzielnym i śmiałym było wprowadzenie w scenę somnambulizmu akcentów jakby dziecięcej skargi: był to niby intuicyjny refleks słów Lady Makbet z drugiego aktu, iż zdołałaby może sama zabić króla, gdyby nie to, że był we śnie ,,tak do jej ojca podobny''<end id="e1324237789913-2240535941"/>. Rys ten, zaznaczony przez Szekspira, u którego żadne słowo nie jest zazwyczaj powiedziane na próżno, uprawnia najzupełniej interpretację tej sceny w pojęciu pani Pancewiczowej.</akap>
+
+
+
+<akap>W inscenizacji, mianowicie w scenach pojawiania się czarownic, przeprowadzono korzystne zmiany w operowaniu światłem.</akap>
+
+
+
+
+<naglowek_rozdzial>Teatr i teatrzyk</naglowek_rozdzial>
+
+
+<akap>(Z powodu otwarcia ,,Bagateli''<pe><slowo_obce>Teatr Bagatela</slowo_obce> --- krakowski teatr u zbiegu ulic Karmelickiej i Krupnicznej, obecnie noszący imię Tadeusza Boya-Żeleńskiego. Wybudowany z inicjatywy Mariana Dąbrowskiego, według projektu Janusza Zarzeckiego i Henryka Uziembły, na terenie dawnej piwiarni; od 1919 otworzył swoją scenę na współczesne sztuki polskie i zachodnie komedie; z powodu kłopotów finansowych i pożaru z 1828 został przemianowany na kino ,,Skala''; po II wojnie światowej funkcjonował jako Teatr Kameralny, później Państwowy Teatr Młodego Widza, Teatr Rozmaitości, aż w 1970 roku przywrócono mu nazwę ,,Bagatela'', którą, jak głosi anegdota, wymyślił przez przypadek Boy.</pe>).</akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1324228624107-244226818"/><motyw id="m1324228624107-244226818">Teatr</motyw>Jestem człowiekiem starej daty, dlatego też wzrosłem w przekonaniu, że powstanie nowego teatru lub zgoła przeniesienie go z jednego gmachu do drugiego jest to sprawa wymagająca lat co najmniej --- piętnastu. Zaczyna się od lekkich dreszczyków, związanych z fizjologiczną tajemnicą poczęcia projektu; następnie, <slowo_obce>piano, piano<pe><slowo_obce>piano, piano</slowo_obce> (wł.) --- termin muzyczny; cicho, delikatnie.</pe></slowo_obce>, jak mówi nieoszacowany Bazylio w <tytul_dziela>Cyruliku<pe><slowo_obce>Cyrulik serwilski</slowo_obce> --- komedia Pierre'a Beaumarchais'go, która miała premierę w 1775 roku.</pe></tytul_dziela>, projekt nabiera coraz bardziej określonych kształtów: wchodzi w ważną fazę dyskusji nad wyborem miejsca. Ta faza trwa około lat pięciu, ile że kwestia topograficzna przybiera zabarwienie wybitnie polityczne i wciąż zmienia oblicze zależnie od ,,ugrupowania stronnictw''. Wreszcie miejsce szczęśliwie wybrano --- o ile można tak, aby przy tym skazać na zburzenie największą ilość bezcennych zabytków architektury --- rzecz dojrzewa do fazy konkursu, w której przebywa przez dalszych lat kilka. Na koniec, kiedy już fakt powstania nowego przybytku sztuki przeszedł niemal w dziedzinę mitu --- ile że znaczna część osób, które pamiętały początki sprawy, wymarła --- pojawia się pewnego dnia na pustym placu kupka cegieł, wyrasta z wolna oparkanienie z desek i --- znowuż po szeregu lat --- rodzi się monumentalna budowla, aby dać początek namiętnej, ćwierć wieku trwającej dyskusji, czy jest ozdobą, czy oszpeceniem miasta.</akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1324228609163-2892386104"/><motyw id="m1324228609163-2892386104">Urzędnik</motyw>To dopiero część materialna, a teraz strona duchowa. Ta urasta w kształt mistycznej piramidy, na której wierzchołku sterczy dekoracyjnie głowa miasta; poniżej jako dalsze człony prezydium, rada, przeróżni referenci, komisje, subkomisje, aż wreszcie u samej nasady wieniec dyrektorów: dyrektor administracyjny (od sprawowania rządów), dyrektor odpowiedzialny (od brania w skórę), dyrektor techniczny, literacki czy ja wiem, jaki wreszcie!... I cała ta olbrzymia góra powagi, władcy i dostojeństwa rodzi co dwa tygodnie małą, maleńką myszkę z zakręconym ogonkiem.<end id="e1324228624107-244226818"/><end id="e1324228609163-2892386104"/></akap>
+
+
+
+
+<akap>Jestem, powtarzam, człowiekiem starej daty; dlatego też osłupiałem, <slowo_obce>obstupui</slowo_obce><pe><slowo_obce>obstupui</slowo_obce> (łac.; 2 os. perfecti od <slowo_obce>obstupēsco</slowo_obce>) --- oniemiałem.</pe> panie tego, kiedy na wiosnę <wyroznienie>obecnego roku</wyroznienie> rozeszła się luźna pogłoska, że w małym piętrowym domku przy ulicy Krupniczej, koło którego zaczęto właśnie coś majstrować, ma być <wyroznienie>podobno</wyroznienie> nowy teatr; w lecie tegoż roku skromne komunikaty doniosły mimochodem, że <wyroznienie>na pewno</wyroznienie> będzie tam nowy teatr --- przed trzema zaś dniami otrzymałem zaproszenie na inaugurację. I gdyby nie obecność kapłana, który wszystko <slowo_obce>lege artis</slowo_obce><pe><slowo_obce>lege artis</slowo_obce> (łac.) --- zgodnie z zasadami.</pe> poświęcił oraz gdyby nie potężny płat rozbefu<pe><slowo_obce>rozbef a. rostbef</slowo_obce> (z ang.) --- mięso z lędźwiowej części wołu.</pe>, który ,,wsunąłem'' przy tej okazji, zakropiwszy węgrzynem i który robił wrażenie zupełnie realne, byłbym skłonny mniemać, że to jakaś czartowska sztuczka i że ta ślicznie przez p. Uziębłę ozdobiona sala na ośmset<pe><slowo_obce>ośmset</slowo_obce> (przest.) --- osiemset.</pe> osób mieszcząca się, licho wie jak, w tym niepozornym domku rozwieje się w dym z zapianiem trzeciego kura...</akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1324238094758-1592255603"/><motyw id="m1324238094758-1592255603">Śmiech</motyw>Żart na stronę. Mamy tedy w Krakowie nowy teatr mający służyć wyłącznie śmiechowi i wesołości. Że na teatr taki było w Krakowie miejsce, dowodzić nie potrzeba. Pęd do szukania w teatrze przede wszystkim zabawy jest tak silny, że nic go stłumić ani odwrócić nie zdoła. ,,Dosyć jest dramatów w życiu'', jak mówi sympatyczny nestor naszych krytyków z ,,Nowej Reformy''<pe><slowo_obce>,,Nowa Reforma''</slowo_obce> --- liberalno-demokratyczny dziennik krakowski wydawany w latach 1882--1928.</pe>. Zwłaszcza dzisiaj. Jeżeli się ogółowi nie dostarczy tej zabawy w dobrym gatunku, pójdzie jej szukać w złym; to i wszystko. Na dziesięć teatrów w wielkim mieście dziewięć poświęconych jest śmiechowi.</akap>
+
+
+
+
+<akap>Ale wesołość jest to stworzenie niezmiernie kapryśne, które trudno znęcić i obłaskawić, a niezmiernie łatwo spłoszyć. Lubi ona mieć swój własny domek, potrzebuje wygrzać sobie mury, tak aby już samo przestąpienie ich progu wytwarzało zaraźliwą, a tak konieczną sugestię rozbawienia. Współżycie płochej nieraz zabawy z podniosłymi wzruszeniami poezji nie wychodzi na pożytek ani jednej, ani drugiej. Pieprzna cokolwiek farsa, której słuchalibyśmy pobłażliwie w jej własnym, poufałym domku, może obudzić niesmak w murach, w których na parę dni wprzódy piliśmy z zapartym oddechem płomienne strofy <tytul_dziela>Wyzwolenia</tytul_dziela>; na odwrót trudniej nas wstrząsnąć tragizmem w roli Lady Makbet artystce, której kazano dopiero co występować w --- kąpielowym kostiumie. Każda rzecz ma swoje miejsce.<end id="e1324238094758-1592255603"/></akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1324238156239-267556012"/><motyw id="m1324238156239-267556012">Twórczość</motyw>Każda rzecz ma także swój styl. Mimo iż z powodu mozaikowej wielostronności repertuaru nasi aktorzy mają bajeczną wprost giętkość i wprawę w przerzucaniu się z dnia na dzień od Eschylesa<pe><slowo_obce>Ajschylos</slowo_obce> (525--456 p.n.e.) --- grecki tragediopisarz; twórca i reformator tragedii: wprowadził drugiego aktora, akcję rozgrywającą się poza sceną, ograniczył rolę chóru, a rozbudował dialog i akcję; z jego dziewięćdziesięciu sztuk pozostało do dziś siedem, np. <tytul_dziela>Siedmiu przeciw Tebom</tytul_dziela>.</pe> do Tristana Bernarda<pe><slowo_obce>Bernard, Tristan</slowo_obce> (1866--1947) --- właśc. Paul Bernard; francuski pisarz, dziennikarz; pisał głównie komedie: np. udany debiut w 1895 roku dowcipną sztuką <tytul_dziela>Les Pieds Nickelés</tytul_dziela>.</pe>, od Ibsena do Fredry, od Słowackiego do Shawa<pe><slowo_obce>Shaw, George Bernard</slowo_obce> (1856--1950) --- irlandzki dramatopisarz i filozof; autor ironiczno--humorystycznych, pozostających w nurcie realizmu sztuk obnażających konwencjonalność epoki: <tytul_dziela>Profesja Pani Waren</tytul_dziela> (1898) czy <tytul_dziela>Pigmalion</tytul_dziela> (1912).</pe>, jest jeden rodzaj, dla którego raczej wskazaną jest specjalizacja: mianowicie lekka komedia i farsa. Wielka sztuka stoi indywidualnościami aktorskimi; nieraz <wyroznienie>jedna rola</wyroznienie> wystarcza, aby okupić wszystkie braki całości i dostarczyć niezapomnianych wrażeń; w owym natomiast mniejszym rodzaju na pierwszy plan się wysuwa i o wszystkim rozstrzyga <wyroznienie>zespół</wyroznienie>, doskonałe zgranie, błyskawiczne tempo: a to da się osiągnąć jedynie przy specjalizacji i przy wyłącznie w tym kierunku obróconej współpracy. Łatwiej jest utrzymywać ciepło humoru, niż je za każdym razem na nowo rozpalać.<end id="e1324238156239-267556012"/></akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1324238291069-761916755"/><motyw id="m1324238291069-761916755">Śmiech</motyw><begin id="b1324238304086-3024677570"/><motyw id="m1324238304086-3024677570">Zabawa</motyw>Na potrzebę i wartość śmiechu i zabawy godzą się zapewne wszyscy, ,,tylko --- mówią poważni i szanowni ludzie --- niech zabawa ta nie obraża ani moralności ani dobrego smaku''. Zgoda, ale tutaj natykamy się na problem przypominający po trosze kwadraturę koła<pe><slowo_obce>kwadratura koła</slowo_obce> (pot.) --- zadanie niewykonalne.</pe>. ,,Bawcie się dzieci, mówi dobra mama, ale tak, aby nie pognieść kołnierzyka i nie podrzeć spodni na kolanach''. Jak to wykonać?<end id="e1324238304086-3024677570"/> Nie ma rzeczy, która by bardziej dokumentowała nasze głębokie tkwienie w materii, niż nasz śmiech. Dawna farsa miała tylko trzy efekty wesołości; mianowicie, że kogoś wygrzmocono kijem, że ktoś wziął na przeczyszczenie i że mu przyprawiono rogi. Skoro przypadkowo wszystkie te trzy wydarzenia zeszły się razem, wówczas wesołość dochodziła do szału. Dziś z farsy tej ,,pytają'' w szkołach, ponieważ odleżała się już parę wieków. Od tego czasu śmiech nasz wyszlachetniał zapewne; ale mimo że delikatniejszy w formie, w treści zawsze nosi piętno naszego ziemskiego, zbyt ziemskiego pochodzenia. Z tym musimy się pogodzić; na tamtym świecie będziemy subtelniejsi, ale na tym trzeba nam zostać takimi, jakich nas Pan Bóg stworzył. Obok Dantego<pe><slowo_obce>Dante, Alighieri</slowo_obce> (1265--1321) --- włoski poeta; twórca światowego arcydzieła --- <tytul_dziela>Boskiej Komedii</tytul_dziela> --- poematu alegorycznego, stanowiącego literacką summę myśli średniowiecza.</pe> --- Boccacio<pe><slowo_obce>Boccacio, Giovanni</slowo_obce> (1313--1375) --- włoski pisarz, humanista; zbiór stu nowel --- <tytul_dziela>Dekameron </tytul_dziela> rozwinął prozę artystyczną, gatunek noweli oraz stworzył tzw. teorię sokoła (kluczowego, powracającego w noweli motywu). Wiele spośród jego tekstów ma zabarwienie erotyczne.</pe>, obok Pascala i Corneille'a --- Rabelais, obok Kochanowskiego<pe><slowo_obce>Kochanowski, Jan</slowo_obce> (1530--1584) --- najwybitniejszy poeta epoki renesansu, latynista, humanista; twórca pierwszej polskiej tragedii renesansowej --- <tytul_dziela>Odprawy posłów greckich</tytul_dziela> (1578).</pe> <tytul_dziela>Trenów</tytul_dziela> i <tytul_dziela>Psalmów</tytul_dziela> --- <tytul_dziela>Fraszki</tytul_dziela>; takim jest człowiek: kto go zechce zanadto ,,podnosić'', zrobi go ponurym i obłudnym.<end id="e1324238291069-761916755"/></akap>
+
+
+
+
+<akap>I w tym także najlepszym może wyjściem jest stworzyć dla tego biednego ludzkiego śmiechu osobny przybytek. ,,Internować''<pe><slowo_obce>internować</slowo_obce> --- tu: osadzić gdzieś, uwięzić, odizolować.</pe> go. Unika się w ten sposób nieporozumień; idzie go tam szukać z całą świadomością ten, kto ma na to ochotę; unika się niebezpieczeństw dysharmonii pomiędzy napisem na frontonie gmachu a zawartością wnętrza.</akap>
+
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1324238444304-75620268"/><motyw id="m1324238444304-75620268">Twórczość</motyw>Daleki zresztą jestem od tego, aby tzw. ,,lekki repertuar'' uważać za synonim płytkości lub trywialności. ,,Rodzaje'' w sztuce przechodzą swoje ewolucje; był czas, kiedy wszechwładnie panowała tragedia w pięciu aktach wierszem; obecnie sztuka dramatyczna raczej żegluje pod flagą komedii, bardziej odpowiadającej inteligentnemu sceptycyzmowi dzisiejszego człowieka. Jest to, trzeba przyznać, forma ze wszystkich najbardziej giętka i szeroka; tragedia nie może nas rozśmieszyć (chyba mimo woli), podczas gdy komedia może na przemian bawić, rozmarzać, uczyć, wzruszać. Jakże nikłą zresztą bywa niekiedy ścianka, która ją dzieli od dramatu: czyż nie wystarczy po prostu zmienić zakończenie w <tytul_dziela>Skąpcu</tytul_dziela> Moliera, aby tę komedię przekształcić w dramat, i to jeden z najbardziej ponurych? A we wczorajszej <tytul_dziela>Kobiecie bez skazy</tytul_dziela>, czy nie dość byłoby w tym celu pocisnąć po prostu cyngiel rewolweru w rękach młodego głuptaska, Kaswina? Ale po co to czynić? To, że skoro brauning jest nabity, może wystrzelić, to każdemu wiadomo; czyż nie lepiej się uśmiechnąć? Dwa strzały z rewolweru to błąd młodości Rittnera w jego <tytul_dziela>Małym Domku</tytul_dziela>.</akap>
+
+
+
+
+<akap>Komedia umie dziś pomieścić niemal wszystko. Dlatego sądzę, iż w skromnych ramach swego programu nowy teatrzyk ma przed sobą szerokie pole możliwości. Otwarcie jego witamy z sympatią i przyjmujemy z zaufaniem zapowiedź dyr. Dąbrowskiego<pe><slowo_obce>Dąbrowski, Marian</slowo_obce> (1878--1958) --- wydawca, dziennikarz, największy potentat prasowy okresu międzywojennego, w 1910 założyciel ,,Ilustrowanego Kuriera Codziennego'', poseł na Sejm II RP, dyrektor Teatru ,,Bagatela''.</pe>, iż w swoim zakresie scenka ta szczerze służyć będzie literaturze i sztuce. Obecność jej może tylko wyjść na dobre ogólnej naszej atmosferze teatralnej, wytwarzając zdrowe współzawodnictwo: stojąca woda monopolu i zadowolenia z siebie rzadko bywa dodatnim i twórczym elementem.<end id="e1324238444304-75620268"/></akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1324238420254-1442156597"/><motyw id="m1324238420254-1442156597">Teatr, Głód</motyw>Odkładając do jutra przyjemność zdania sprawy z pierwszych przedstawień, kończę jeszcze małą uwagą. Mówiono w ostatnich czasach wiele o różnych ,,reformach teatralnych''; otóż ja chciałbym jedną tylko zaproponować reformę, ale zasadniczą i bardzo doniosłą. Mianowicie: zerwijmy ze zwyczajem chodzenia do teatru, a <wyroznienie>zwłaszcza na farsę</wyroznienie>, na głodno. Nikt nie zastanawiał się może, do jakiego to stopnia oddziałuje na psychikę widza. Mnóstwo nieporozumień pomiędzy sceną a widownią polega na tym, iż dana sztuka pisana była dla osób, które jadły dobry obiad o godz. siódmej wieczór, podczas gdy słuchają jej ludzie, którzy jedli o pierwszej w południe, i to lichy. Stanowczo tedy należy wieczerzać przed teatrem; po teatrze, kto ma ochotę i środki po temu, może jeszcze przetrącić coś lekkiego, ale <wyroznienie>przed teatrem zjeść koniecznie</wyroznienie>! Jeżeli pora za wczesna, zwróćmy się do dyr. Dąbrowskiego z prośbą, aby jeszcze nieco opóźnił godzinę rozpoczęcia przedstawień: jestem przekonany, że ten dobry, pulchny człowiek wyrozumie nas i nie odmówi tego. A ja nawet nie będę dla siebie żądał tego tytułu, tak poszukiwanego przez osoby bez określonych kwalifikacji: REFORMATORA TEATRU.<end id="e1324238420254-1442156597"/></akap>
+
+
+<naglowek_rozdzial>Zapolska, <tytul_dziela>Kobieta bez skazy</tytul_dziela></naglowek_rozdzial>
+
+
+<akap>Teatr ,,Bagatela'': <tytul_dziela>Kobieta bez skazy</tytul_dziela>, komedia w trzech aktach Gabrieli Zapolskiej; <tytul_dziela>Hiszpańska mucha</tytul_dziela>, farsa w trzech aktach Franza Arnolda<pe><slowo_obce>Arnold, Franz</slowo_obce> (1876--1929) --- niemiecki aktor i dramatopisarz. Wraz z poznanym w berlińskim Teatrze miejskim Bachem stworzyli popularny duet Arnold und Bach; pierwszą ich wspólną sztuką była <tytul_dziela>Hiszpańska mucha</tytul_dziela> z 1913 roku.</pe> i Ernesta Bacha<pe><slowo_obce>Bach, Ernst</slowo_obce> (1876--1929) --- niemiecki aktor i dramatopisarz, partner artystyczny Franza Arnolda.</pe>.</akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1324227116049-1029387155"/><motyw id="m1324227116049-1029387155">Teatr</motyw>Na dwóch pierwszych przedstawieniach ,,Bagateli'', uderzają w zespole artystów dwie rzeczy: wyborne przygotowanie oraz szczera wesołość, jaka panuje na scenie. Czuć tę młodą atmosferę, w której pracuje się z radością i w której każdy daje z siebie, co może najlepszego. Oby ta atmosfera trwała jak najdłużej; stworzenie jej i utrzymanie jest najważniejszą rolą kierownika teatru. Dowiadujemy się z programu, iż obok głównego reżysera, p. Czarnowskiego<pe><slowo_obce>Czarnowski, Ludwik</slowo_obce> (1887--1933) --- aktor, reżyser.</pe>, funkcje reżyserskie piastuje dobry znajomy ze sceny krakowskiej, p. Noskowski<pe><slowo_obce>Noskowski, Zygmunt</slowo_obce>(1880--1952) --- pseud. Łada; aktor.</pe>, oraz doświadczony artysta teatru lwowskiego, p. Wysocki<pe><slowo_obce>Wysocki, Franciszek</slowo_obce> --- aktor.</pe>, który poświęci się wyłącznie tym zadaniom. Widać z tego, iż kierownictwo teatru zdaje sobie dobrze sprawę ze znaczenia reżyserii dla repertuaru, któremu służyć ma ,,Bagatela''. Jakoż wytężona w tym kierunku praca wydała rezultaty, a owacja, której przedmiotem stał się w niedzielę p. Czarnowski, była zupełnie zasłużona.<end id="e1324227116049-1029387155"/></akap>
+
+
+
+
+<akap>Na premierę wybrano sztukę Zapolskiej, głośną w swoim czasie zakazem cenzury, w gruncie dość niezrozumiałym. Chyba że ówczesny cenzor lwowski, mając jakie zobowiązania wobec ,,kobiet bez skazy'', czuł się dotknięty w ich imieniu? Istotnie, Zapolska nie jest zbyt łaskawa dla tego gatunku. Wedle niej źródłem braku ,,skazy'' jest u kobiety niedorzeczna ambicja, oschłość serca, głupota i... zepsucie. Zbytecznym byłoby podkreślać wobec czytelników ,,Czasu'', iż tego poglądu nie należy uogólniać.</akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1324227270747-3404005447"/><motyw id="m1324227270747-3404005447">Flirt, Salon</motyw>Bohaterka Zapolskiej, Rena, po krótkiej i nieudanej próbie małżeństwa z jakimś --- jak go nazywa --- ,,strzępem mężczyzny'' pozostaje odporną na wszelkie pokusy miłości. Nie znaczy to wszelako, aby ich unikała --- och, nie! --- przeciwnie, stwarza w swoim saloniku atmosferę, w której żyje się wyłącznie tym i gdzie grono ,,mężatek bez przesądów'' --- jak głosi afisz --- a nawet ,,uświadomionych panien'' zabawia się w towarzystwie dobranych partnerów plastycznym odtwarzaniem kompozycji Ropsa<pe><slowo_obce>Rops, Felicien</slowo_obce> (1833--1898) --- belgijski malarz, grafik, karykaturzysta, współpracował z magazynem ,,Uylenspigel"; wiele jego rysunków miało charakter erotyczny.</pe>. Sama pani Rena czyni sobie prawdziwy ,,sport'' z tego, aby wszystkich otaczających ją mężczyzn, nie wyłączając przystojnego lokaja (to już może przesada?), doprowadzać do temperatury wrzenia. Lwem tego salonu jest ,,profesor uniwersytetu'' Halski, zawodowy uwodziciel z zamiłowania i --- z zasad. Między tą parą toczy się zacięty pojedynek miłosny: ona, strojąc się w swą ,,nieskazitelność'', pragnie go nawrócić na religię wyłącznego poświęcenia życia jednej kobiecie i przywieść po tej śliskiej kładce --- do ołtarza; on z ogniem apostoła głosi hasła miłości jako kaprysu zmysłów, bez jutra i zobowiązań.<end id="e1324227270747-3404005447"/></akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1324227958283-41124129"/><motyw id="m1324227958283-41124129">Miłość niespełniona</motyw>W czasie tej szermierki ,,zaistniał'' --- mówiąc galicyjskim stylem urzędowym --- w każdym z dwojga stan fizjologiczny podatny do przyjęcia haseł przeciwnej strony: ,,kobietę bez skazy'' bowiem trawi nieustanna tęsknota miłosna, podczas gdy uwodziciel odczuwa w swoim uciążliwym zawodzie pierwsze objawy przesytu i znużenia. Ale dążąc tak wzajem ku sobie --- mijają się... <begin id="b1324227722824-1245559292"/><motyw id="m1324227722824-1245559292">Zdrada, Kochanek</motyw>Przez ironię losu tej samej nocy, w której w Halskim dojrzał zamiar poproszenia o rękę Reny jako tej ,,czystej, nieskalanej'' --- ona przejęta jego teoriami i pchnięta poniekąd przezeń na tę drogę, zostaje przelotną kochanką młodego żółtodzióba, Kaswina.<end id="e1324227722824-1245559292"/> Halski cofa się, uprowadzając w dodatku chłopczyka; a Renie opuszczonej przez obu adoratorów nie pozostaje --- wedle ironicznego określenia kuzynki --- nic, jak tylko ,,przenieść się do innego miasta, aby tam dalej udawać --- kobietę bez skazy''.</akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1324227407124-353010733"/><motyw id="m1324227407124-353010733">Seks</motyw>Ten epizod z Kaswinem jest najlepszy w całej sztuce. W którymż salonie światowej ,,lali'' --- jak Kaswin nazywa pieszczotliwie Renę --- nie ma tego dwudziestoletniego chłopca kochającego z ową czujnością fizyczną, z jaką się kocha w tym wieku, i zbierającego owoc reakcji nerwowych kobiety, która kocha innego i która przez ambicję walczy zwycięsko ze swą miłością? W czym siła takiego cherubinka<pe><slowo_obce>cherubinek</slowo_obce> (z hebr.) --- aniołek, bardziej przypominający puttę (anioła przedstawianego w formie pucołowatego dziecka) niż Cherubina.</pe>? W tym właśnie, że jest ,,bez konsekwencji'', a głównie w tym, że jest zawsze pod ręką; <wyroznienie>być zawsze pod ręką</wyroznienie>, to podobno w tych rzeczach olbrzymi atut.<end id="e1324227407124-353010733"/></akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1324227479424-2015163688"/><motyw id="m1324227479424-2015163688">Wyrzuty sumienia</motyw>I jest tutaj, między Reną a Kaswinem, znakomita scena, wybiegająca poza ramy tej dość błahej komedii i ocierająca się o dramat. Po ,,upadku'' Rena patrzy na Kaswina z nienawiścią i wstrętem --- zwłaszcza odkąd wie, iż ten epizod grozi jej utratą Halskiego<end id="e1324227479424-2015163688"/> ---<begin id="b1324227511575-3773439031"/><motyw id="m1324227511575-3773439031">Miłość niespełniona, Samobójstwo</motyw> tymczasem chłopiec upojony posiadaniem szaleje z miłości. Odtrącony brutalnie przez nią, podnosi rewolwer do ust, i czujemy że, to na serio: wówczas Rena gestem pokazując mu drzwi krzyczy owym twardym, <wyroznienie>prawdziwym</wyroznienie> głosem kobiety, którego, kto go raz słyszał w życiu, nie zapomni nigdy: ,,Na schody z tym!''. To jeden z tych świetnych skrótów, które, w jednym słowie otwierają dalekie perspektywy i które stawiają Zapolską w rzędzie skończonych majstrów sceny.<end id="e1324227958283-41124129"/><end id="e1324227511575-3773439031"/></akap>
+
+
+
+
+<akap><tytul_dziela>Kobieta bez skazy</tytul_dziela> rozgrywa się, jak zwykle u Zapolskiej, w środowisku bardzo nieinteresującym. Cały ten światek roszczący sobie pretensje do wysokiej ,,kultury erotycznej'' jest mocno trywialny. O ile też autorka patrzy nań pod kątem satyry, wszystko idzie dobrze, natomiast w scenach, gdy --- szczerze, jak się zdaje --- pragnie uderzyć w liryczny ton poważniejszego uczucia, nie budzi w nas zaufania. Najbardziej odbija się to na roli Halskiego; ten uwodziciel <slowo_obce>ex cathedra<pe><slowo_obce>ex cathedra</slowo_obce> (łac.) --- dosł. z katedry (tu mowa o stanowisku uniwersyteckim).</pe></slowo_obce> nosi z sobą sporą dawkę mimowolnej śmieszności. Przyczynia się tu może i ciężar owego uniwersyteckiego dostojeństwa. ,,Ostatecznie, powie ktoś, i profesor uniwersytetu jest człowiekiem''. Zapewne, ale nie tak ciągle...</akap>
+
+
+
+
+<akap>Jako kompozycja sceniczna i zrozumienie (na swój sposób) mechanizmu życia należy <tytul_dziela>Kobieta bez skazy</tytul_dziela> do najlepszych sztuk Zapolskiej, ma jednak pewną wadę: za dużo się tu mówi. Te ciągłe rozmowy o..., powiedzmy, o ,,cnocie'' są nieco nużące; chwilami słuchacz doświadcza uczucia pewnego zakłopotania, zawstydzenia, bardziej niż gdyby się na scenie <wyroznienie>działy</wyroznienie> najgorsze rzeczy. Zapolska powinna by lepiej wiedzieć, <wyroznienie>o czym się nie mówi</wyroznienie>...</akap>
+
+
+
+
+<akap>Rolę tytułową odtworzyła p. Kozłowska, pozyskana z Warszawy. <begin id="b1324227665357-3386878650"/><motyw id="m1324227665357-3386878650">Pożądanie</motyw>Trafnie podkreśliła owo tło nerwowego przedrażnienia dobrowolnej męczennicy, która otacza się duszną atmosferą męskich pragnień po to, aby sześćdziesiąt razy na godzinę mówić n i e, wówczas gdy cały jej ustrój kobiecy krzyczy tak!<end id="e1324227665357-3386878650"/> We wspomnianej scenie z rewolwerem, nader szczęśliwie znalazła artystka akcent brutalnej prawdy; w improwizowanym wreszcie obrazie <tytul_dziela>Podwiązki</tytul_dziela><pe><slowo_obce>Podwiązka</slowo_obce> --- pełen tytuł obrazu Feliciena Ropsa: <tytul_dziela>Kobieta z podwiązką</tytul_dziela>.</pe> Ropsa ujawniła zupełnie ładne --- warunki sceniczne.</akap>
+
+
+
+
+<akap>Kontrast Reny ,,bez skazy'' stanowi pani Fila, osóbka, w przeciwieństwie do swej kuzynki, wyzwolona z wszelkich więzów cnoty, a której przez osobliwy kaprys autorki przypada w sztuce rola --- rezonera-moralisty! Ale pani Fila jest w interpretacji p. Łąckiej<pe><slowo_obce>Łącka, Helena</slowo_obce> (zm. 1964) --- aktorka.</pe> tak inteligentna, tak szelmowsko-kobieca i ma tyle rozbrajającej prostoty, że niepodobna patrzeć na nią zbyt surowo. Powrót na scenę tej doskonałej i sympatycznej artystki witamy z prawdziwą przyjemnością.</akap>
+
+
+
+
+<akap>Z innych wykonawców należy podnieść przede wszystkim p. Fritschego<pe><slowo_obce>Fritsche, Ludwik</slowo_obce> (1872--1940) --- aktor.</pe>, w którym nowy teatrzyk zdobył pierwszorzędną siłę komiczną oraz p. Brzeskiego, bardzo sympatycznego ,,kochanka'' o ciepłym głosie i ujmujących warunkach.</akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1324227837790-922165085"/><motyw id="m1324227837790-922165085">Uroda</motyw>Jedną chciałbym uczynić uwagę, zaznaczając, iż zdaję sobie sprawę z trudnego w dzisiejszej dobie położenia i dyrekcji, i artystów. Mianowicie, niektóre stroje męskie pozostawiały nieco do życzenia. ,,Światowy'' człowiek spędzający pół życia w towarzystwie kobiet nie powinien zdradzać różnych braków. Nie można np. nosić do fraka jasnego, pstrokatego paltota<pe><slowo_obce>paltot</slowo_obce> (z fr., przest.) --- palto.</pe>. Wiem o tym dobrze, bo sam tak chodziłem w niewinności ducha, aż pewna wykwintna pani, której towarzyszyłem do teatru <tytul_dziela>Scala<pe><slowo_obce>Teatro alla Scala</slowo_obce> --- międzynarodowa scena operowa w Mediolanie; teatr został otwarty w 1778 roku.</pe> </tytul_dziela>w Mediolanie, powiedziała mi wprost, że ją kompromituję: musiałem sobie sprawić śliczny, czarny paltocik na jedwabnej podszewce, który mam dotąd i wkładam na wielkie uroczystości. Nie wolno też podobno mężczyźnie nosić brązowych pończoch do czarnych trzewików, ale tego nie jestem już tak pewny. Może by dyrekcja, która tyle poświęciła wkładów dla estetycznej strony nowego teatru, dopełniła dzieła, ułatwiając artystom dociągnięcie tych drobiazgów do poziomu całości.<end id="e1324227837790-922165085"/></akap>
+
+
+
+
+<naglowek_rozdzial>Arnold i Bach, <tytul_dziela>Hiszpańska mucha</tytul_dziela></naglowek_rozdzial>
+
+
+
+<akap>W niedzielę po południu odegrano <tytul_dziela>Hiszpańską muchę</tytul_dziela>. Sztuka ta należy do typu fars opartych nie na karykaturze psychologicznej, ale po prostu na szczerym błazeństwie i zawikłaniu płynącym z najfantastyczniejszych <slowo_obce>qui pro quo<pe><slowo_obce>qui pro quo</slowo_obce> (łac.) --- dosł. jeden zamiast drugiego; pomyłka co do tożsamości postaci.</pe></slowo_obce>. Trzeba przyznać, że w tym rodzaju zrobiona jest znakomicie: wszystkie sprężynki mistyfikacji działają bardzo składnie, wywołując wrażenie nieodpartej wesołości. W farsie tej, w której zgranie i tempo stanowią nieodzowny warunek powodzenia, jeszcze dobitniej może ujawniła się sprawność zespołu. Dyrygent tej orkiestry, p. Czarnowski, przedstawił się sam jako dobry aktor komiczno-charakterystyczny; obok niego p. Fritsche, p. Dante-Baranowski<pe><slowo_obce>Baranowski-Dante</slowo_obce> (1882--1925) --- aktor.</pe>, p. Dębowicz<pe><slowo_obce>Dębowicz, Józef</slowo_obce> --- aktor.</pe> oraz p. Dąbrowska podtrzymywali nieustanną radość widowni.</akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1324226941675-3089413501"/><motyw id="m1324226941675-3089413501">Twórczość</motyw>Słowem, pierwszy egzamin wypadł bardzo dobrze; życzyć tylko należy młodej trupie, aby nie ustawała w pracy nad sobą oraz, aby sobie wzięła za dewizę to, iż <wyroznienie>swobodę treści uniewinnia jedynie wykwint formy</wyroznienie>.<end id="e1324226941675-3089413501"/></akap>
+
+
+
+
+<naglowek_rozdzial>Mickiewicz, <tytul_dziela>Dziady</tytul_dziela></naglowek_rozdzial>
+
+<akap>Teatr miejski im. Słowackiego: <tytul_dziela>Dziady</tytul_dziela>, sceny dramatyczne w sześciu obrazach Adama Mickiewicza<pe><slowo_obce>Mickiewicz, Adam Bernard, herbu Poraj</slowo_obce> (1798--1855) --- uznany za największego poetę polskiego, profesor, publicysta, działacz patriotyczny, twórca legionu w 1848, wieszcz narodu, wyraziciel idei mesjanistycznej; autor sonetów, <tytul_dziela>Dziadów</tytul_dziela>, <tytul_dziela>Ksiąg narodu i pielgrzymsta polskiego</tytul_dziela>, <tytul_dziela>Pana Tadeusza</tytul_dziela>.</pe>.</akap>
+
+
+
+
+<akap><tytul_dziela><begin id="b1324226027881-169852443"/><motyw id="m1324226027881-169852443">Nauka, Nauczyciel, Uczeń</motyw><begin id="b1324226865420-3717921783"/><motyw id="m1324226865420-3717921783">Twórczość</motyw>Dziady</tytul_dziela> poznajemy po raz pierwszy, niestety, w szkole, to jest w owej atmosferze nudy, przymusu i bakałarskiego komentarza, w której sam bóg poezji, gdyby zstąpił na ziemię, zmieniłby się w kawał marynowanej tektury. (Mówię oczywiście jedynie o szkole z moich czasów; przypuszczam, że obecnie jest zupełnie inaczej).<end id="e1324226027881-169852443"/> Później poemat ten staje się dla nas jednym z wersetów wspaniałej mszy żałobnej, jaką kazaliśmy poezji naszej odprawiać na grobie narodowych nadziei. To była rola, przeciw której Wyspiański targnął się zuchwale ustami Konrada w <tytul_dziela>Wyzwoleniu</tytul_dziela>. Mam uczucie, iż z narodzinami wolnej Polski wielka poezja nasza wchodzi w nową fazę; nie stanie się nam dalszą; przeciwnie, raczej bliższą! --- ale inaczej: z zasunięciem się na drugi plan czynników dydaktyczno-narodowych, tym bardziej dotykalne staną się jej wartości ludzkie i artystyczne.</akap>
+
+
+
+
+<akap>Wówczas, patrząc wzrokiem niezamglonym łzami, ujrzymy tym wyraźniej, iż <tytul_dziela>Dziady</tytul_dziela> Adama Mickiewicza są jednym z najśmielszych czynów poetyckich w literaturze świata. (Jest w tym pewna ironia losu, że świat nigdy się o tym nie dowie!). Nigdy chyba poeta swobodniejszą nogą nie stąpał po krainie rzeczywistości i fantazji, nie brał śmielszą ręką tuż obok siebie najbliższych, realnych zdarzeń, aby je rozpinać w tak olbrzymie perspektywy. Jeżeli mamy zaliczyć <tytul_dziela>Dziady</tytul_dziela> do zakresu ,,romantyzmu'', to z pewnością nie w pojęciu jakiejś maniery czy szkoły literackiej, ale w znaczeniu powiewu swobody twórczej burzącej wszelkie zapory, jakie mogłyby się wznosić pomiędzy czuciem poety a bezpośrednim tego czucia wyrazem. Od uroczych naiwności lirycznych, aż do wściekłego politycznego pamfletu<pe><slowo_obce>pamflet</slowo_obce> (z ang.) --- często anonimowy utwór z pogranicza literatury pięknej i publicystyki, ostro krytykujący osobę czy instytucję.</pe> wlokącego przez rózgi żywe, współczesne osoby, aż do tego cudu wreszcie, jakim jest <wyroznienie>Improwizacja</wyroznienie> --- najwyższy chyba rzut natchnienia, na jaki w ogóle poezja zdobyć się może --- wszystko tu płynie z czucia, z żywej prawdy, ze krwi, nic z poetyckiej konwencji.</akap>
+
+
+
+
+<akap>Tę przedziwną <slowo_obce>pasję</slowo_obce> ducha, który krzyżuje się za naród i bierze w siebie jego grzech i mękę, rozpoczyna poeta od tego, iż staje się <wyroznienie>człowiekiem</wyroznienie>. Nim wzrośnie w męża, staje się mężczyzną. Pierwszy raz odzywa się naprawdę w słowie polskim ów ton będący pradźwiękiem wszelkiej poezji: <wyroznienie>miłość do kobiety</wyroznienie>. A odzywa się z taką siłą, z takim pierwotnym żarem, jak gdyby coś długo powstrzymywanego, zatamowanego przez całe wieki wybuchło nagle i runęło potokiem lawy. Bo też tak było. <begin id="b1324226320788-3670987683"/><motyw id="m1324226320788-3670987683">Młodość, Uczeń</motyw>Może to będzie bluźnierstwo, ale cała nasza literatura przedmickiewiczowska przedstawia mi się jako wielka szkolna ława, w której mniej lub więcej zdolni i pilni uczniowie odrabiają <slowo_obce>pensa</slowo_obce><pe><slowo_obce>pensum</slowo_obce> (łac., przest.) --- materiał do odrobienia, przyswojenia.</pe> na tematy dyktowane im przez Europę, ale przykrojone roztropnie <slowo_obce>ad usum scholarum<pe><slowo_obce>ad usum scholarum</slowo_obce> (łac.) --- na użytek uczniów.</pe></slowo_obce>: w dobie humanizmu odbywa się to z postępem <wyroznienie>celującym</wyroznienie>, w epoce saskiej <wyroznienie>niedostatecznym</wyroznienie>, później, w dobie stanisławowskiej, znowuż z <wyroznienie>bardzo dobrym</wyroznienie>. Dlatego mimo wszystkich wysiłków ,,pietyzmu''<pe><slowo_obce>pietyzm</slowo_obce> (z łac.) --- uwielbienie, okrywanie czegoś czcią.</pe> zawsze piśmiennictwo to będzie dla nas jedynie <wyroznienie>zabytkiem</wyroznienie>: nikomu nie przyjdzie na myśl szukać w nim dla siebie ludzkiej treści.<end id="e1324226865420-3717921783"/></akap>
+
+
+
+
+<akap>I naraz z tym posłusznym uczniem dzieje się coś dziwnego; jednego dnia, kiedy jak zwykle ujrzał towarzyszkę swoich zabaw dziecinnych, stanął jak wryty: spojrzał na nią jak gdyby innymi oczyma. I pewnego wiosennego dnia porzuca książki i kajety<pe><slowo_obce>kajet</slowo_obce> (daw., z fr.) --- zeszyt.</pe>, idzie błądzić po polach i lasach, patrzy na świat, jakby mu łuska z oczu spadła; wciąga w pierś powietrze, ale tę pierś wstrząsa niewytłumaczone łkanie; nuci piosenkę, ale jakimś nieswoim głosem: kocha!... Student jest studentem, panna panną na wydaniu; przychodzi chwila, że zjawia się odpowiedni konkurent i panna wychodzi za mąż.<end id="e1324226320788-3670987683"/> ,,Kobieto, puchu marny!...''<pe><slowo_obce>,,Kobieto, puchu marny!...''</slowo_obce> --- słowa wypowiadane przez Gustawa w IV części <tytul_dziela>Dziadów</tytul_dziela>.</pe>. <begin id="b1324226370001-2598215486"/><motyw id="m1324226370001-2598215486">Mężczyzna, Patriota</motyw>Młodzieniec cierpi, w tej męce serdecznej z wyrostka stał się mężczyzną. I dzieje się dalej, iż w straszliwie ciężkiej próbie życia ten nieugaszony żar raz rozniecony w sercu poety zmieni przedmiot swojej miłości: z kobiety przeniesie się, z tą samą namiętnością, z tą samą pełnią wibracji, na <wyroznienie>naród</wyroznienie>.<end id="e1324226370001-2598215486"/> Raz zbudzona energia czucia zmieniła łożysko, ale początkiem jej była <wyroznienie>płeć</wyroznienie>; jak gdyby na potwierdzenie słów, którymi zaczyna swoje ,,<tytul_dziela>Dziady</tytul_dziela>'' --- <slowo_obce>Totenmesse<pe><slowo_obce>Totenmesse</slowo_obce> (niem.) --- <tytul_dziela>Msza żałobna</tytul_dziela> (tytuł pol.: <tytul_dziela>Requiem Aeternam</tytul_dziela>) z 1893.</pe></slowo_obce> --- Stanisław Przybyszewski: <slowo_obce>An Anfang war das Geschlecht<pe><slowo_obce>An Anfang war das Geschlecht</slowo_obce> (niem.) --- Na początku była chuć --- zdanie rozpoczynające III pieśń <tytul_dziela>Requiem Aeternam</tytul_dziela>.</pe></slowo_obce>. I doprawdy trudno powiedzieć, kto spełnił donioślejszy, bardziej brzemienny w następstwa dla rozwoju duszy polskiej czyn: czy płomienny Konrad, który samemu Bogu rzucił wyzwanie za naszą sprawę, czy naiwny a gorący ,,kochanek'' Maryli, Gustaw, który nauczył nas w pulsie własnej krwi szukać źródeł piękna i prawdy.</akap>
+
+
+
+
+
+
+
+
+<akap>Czy utwór ten, mimo iż niepisany przez poetę dla teatru, powinien był się w teatrze znaleźć? Chyba że tak. Wszelka poezja przeznaczona jest na to, aby była <wyroznienie>głośno mówiona</wyroznienie>; jeżeli zatem kształtowała się w fantazji poety w formie scen, tym samym ma prawo na scenie szukać miejsca. Tylko trzeba się z tym pogodzić, iż nie może tu być mowy o owym jednolitym, potężnym wrażeniu, jakie dają wielkie koncepcje naprawdę poczęte w kształcie dramatycznym. Gra czystej wyobraźni wtłoczona w ramę techniki scenicznej ileż traci ze swej zwiewnej lekkości! Uznajemy konieczność skróceń; a jednak jakże drażniąco działają one nieraz w utworze, którego zna się i pamięta niemal każde słowo! Konieczność skróceń z jednej strony, z drugiej zaś obciążenie pewnych momentów przez materializację fantazji wpływają równie na niepożądane przesunięcie proporcji: kiedy np. czytamy <tytul_dziela>Dziady</tytul_dziela>, scena wywoływania duchów w kaplicy jest niby lekkim, zamglonym preludium<pe><slowo_obce>preludium</slowo_obce> (z łac., muz.) --- wstęp do dalszej części utworu.</pe> do sceny Gustawa z Księdzem: na scenie rozrasta się ona z konieczności do niestosunkowych rozmiarów. Dość powiedzieć, iż epizod Dziedzica żartego przez ptactwo lub też aniołków ,,lecących do mamy'' zajmuje znacznie więcej miejsca niż --- <wyroznienie>Improwizacja</wyroznienie> Konrada! Ale to są --- zdaje się --- rzeczy nieuniknione.</akap>
+
+
+
+
+<akap>We wczorajszym przedstawieniu zachowano inscenizację Wyspiańskiego, w jakiej po raz pierwszy odegrano <wyroznienie>Dziady</wyroznienie> na scenie krakowskiej 31 października 1901; z tą odmianą, iż opuszczono z przyczyn technicznych scenę piątą, <tytul_dziela>Widzenie Senatora</tytul_dziela>, oraz cały epizod balowy w scenie szóstej. Z usunięciem <tytul_dziela>Widzenia senatora</tytul_dziela> łatwiej się można zgodzić; natomiast ta druga operacja musi budzić poważne zastrzeżenia. <begin id="b1324226579006-3879955754"/><motyw id="m1324226579006-3879955754">Salon</motyw>Akt ,,w mieszkaniu senatora'' jest w całych <tytul_dziela>Dziadach</tytul_dziela> jedyną częścią naprawdę, w całej pełni dramatyczną; owa zaś scena balowa doprowadza w mistrzowskich efektach dramatyczność tę do najwyższego napięcia. Bez tego tła drugie zjawienie się pani Rollison traci nieskończenie wiele ze swojej straszliwej grozy; efekt piorunu przepada w próżni; zamiar artystyczny poety ulega <wyroznienie>zasadniczemu okaleczeniu</wyroznienie>. A wreszcie akt ten tak zrośnięty jest w naszej wyobraźni i pamięci z melodią, rytmem Mozartowskiego<pe><slowo_obce>Mozart, Wolfgang Amadeusz</slowo_obce> (1756--1791) --- austriacki kompozytor, zaliczany do tzw. klasyków wiedeńskich.</pe> menueta!<end id="e1324226579006-3879955754"/> Dobre wystawienie tej sceny przedstawia zadanie niełatwe, ale jakże powabne dla reżyserii; o ileż bardziej jeszcze niż pasterka Zosia ,,w swoich niezrównanych produkcjach na linie''! Jeżeli kierownictwo teatru miało poczucie, iż może dać jedynie parodię owej sceny, zapewne lepiej uczyniło, skreślając ją; fakt jednakże, iż była grana, a że dziś przyszło ją usunąć, że z raz zdobytego terenu trzeba było ustąpić, budzi przykre podejrzenia, iż teatr nasz w zakresie możliwości scenicznych nie postępuje naprzód --- jak to byłoby naturalnym --- ale się cofa. (Jeśli chodziło o czas trwania widowiska, raczej można by poświęcić ostatnią scenę na cmentarzu!).</akap>
+
+
+
+
+<akap>Poza tym przedstawienie <tytul_dziela>Dziadów</tytul_dziela>, mimo iż dość dalekie (zwłaszcza w drobniejszych rolach) od owego <wyroznienie>święta mowy polskiej</wyroznienie>, jakim być powinno, było poprawne. Z dawnych wykonawców pozostał od pierwszego przedstawienia przy swej roli p. Sosnowski, dając potężną w swej prostocie postać ks. Piotra. P Nowakowski włożył w postać Konrada cały swój młodzieńczy ogień i wysoką inteligencję artystyczną; stworzył kreację dużej miary, jednolicie utrzymaną od początku aż do końca.</akap>
+
+
+
+
+<naglowek_rozdzial>Feydeau, <tytul_dziela>Dudek</tytul_dziela></naglowek_rozdzial>
+
+
+
+<akap>Teatr ,,Bagatela'': <tytul_dziela>Dudek</tytul_dziela>, krotochwila<pe><slowo_obce>krotochwila</slowo_obce> --- krótki utwór sceniczny podobny do farsy, który opiera się na prostym konflikcie.</pe> w trzech aktach Jerzego Feydeau<pe><slowo_obce>Feydeau, Georges</slowo_obce> (1862--1921) --- francuski dramatopisarz, autor licznych fars; najbardziej znany z <tytul_dziela>Damy od Maksyma</tytul_dziela> z 1899 roku.</pe>.</akap>
+
+
+
+
+<akap><tytul_dziela>Dudek</tytul_dziela> należy do typu sztuk, na których łatwiej jest śmiać się do rozpuku, niż je opowiedzieć, tak treść jest powikłana a ulotna zarazem. Jest to typowa bulwarowa<pe><slowo_obce>bulwarowy</slowo_obce> (z fr.) --- służący prostej rozrywce.</pe> farsa paryska; tak typowa, iż za dwieście lub trzysta lat będzie mogła służyć jako podłoże do rozprawy habilitacyjnej jakiemuś panu dr. phil. Müllerowi, ,,romaniście'' z Lipska lub Jeny; tytuł zaś rozprawy będzie brzmiał następująco: ,,<slowo_obce>Beitrag zur vielfachartigen Anwendung des verhinderten, resp. fictiven, event. auch definitiv vollgebrachten Ehebruchs, als dramatischen Hauptknotens der französischen Nationalposse der ersten Jahrzentel des XX Jahrhunderts</slowo_obce>''<pe><slowo_obce>,,Beitrag zur vielfachartigen Anwendung des verhinderten, resp. fictiven, event. auch definitiv vollgebrachten Ehebruchs, als dramatischen Hauptknotens der französischen Nationalposse der ersten Jahrzentel des XX Jahrhunderts''</slowo_obce> --- Przyczynek do wielorakiego użycia motywu udaremnionego względnie fikcyjnego ewentualnie definitywnie popełnionego cudzołóstwa w charakterze głównego węzła dramatycznego farsy francuskiej pierwszych dziesięciu lat XX wieku.</pe>. Jest tam tedy wszystko: i komisarz policji (dwóch nawet!) w trójkolorowej szarfie ,,konstatujący''<pe><slowo_obce>konstatować</slowo_obce> --- orzekać, stwierdzać.</pe> z całą powagą swego urzędu to, czego nie było; i pokój w hotelu, gdzie najosobliwszym zbiegiem okoliczności spotykają się w nocy wszyscy bohaterowie sztuki i jeszcze kilkanaście obcych osób; i pan major lubiący ładne buziaki a obdarzony głuchą jak pień żoną; i dzwonki ukryte w łóżku; i poczciwy żonkoś<pe><slowo_obce>żonkoś</slowo_obce> --- dowcipnie o mężczyźnie, który dopiero co wyszedł za mąż.</pe>, który miał chwilę zapomnienia gdzieś tam za kanałem La Manche i któremu ku jego rozpaczy ta ,,chwila zapomnienia'' spada na kark; i kochające żony głoszące prawo bezwzględnego odwetu w razie gdyby pan mąż zrobił początek, ale wybaczające poczciwie wszystko w trzecim akcie... Słowem, <slowo_obce>commedia dell'arte</slowo_obce>, która na francuskiej scenie nie przestała żyć ani na chwilę, tylko z każdym pokoleniem wstaje w odmiennej cokolwiek, odmłodzonej postaci, strojąc odwiecznego Arlekina<pe><slowo_obce>Arlekin</slowo_obce> (z wł.) --- postać sprytnego i zakochanego sługi z <slowo_obce>commedia dell'arte</slowo_obce> z końca XVII wieku.</pe> we frak paryski najnowszego kroju, a Kolombinę<pe><slowo_obce>Kolombina</slowo_obce> (z wł.) --- inaczej Arlekinetta; postać zuchwałej, żartobliwej wybranki serca Arlekina usługującej młodym damom z <slowo_obce>commedia dell'arte</slowo_obce> z XVII wieku.</pe> w sukienkę --- jutrzejszej mody.</akap>
+
+
+
+
+<akap>I mimo że treść ociera się wedle prastarej galijskiej<pe><slowo_obce>galijski</slowo_obce> --- tu: francuski.</pe> tradycji o przedmiot dość śliski, trzeba by głębokiego niezrozumienia kultury francuskiej, aby wzorem surowych cenzorów moralności dopatrywać się w tej cerebralnej<pe><slowo_obce>cerebralny</slowo_obce> --- mózgowy, rozumowy.</pe> igraszce przeznaczonej na wytchnienie dla ludzi, którzy umieją pracować jak nikt w świecie, śladów zepsucia, zgorszenia lub ,,złego przykładu''. Farsa tego typu nie wypływa z podłoża obyczajowego ani też z psychologicznego problemu; jest to niejako łamigłówka, oparta na pewnych konwencjach gra, w której z danego założenia matematyczny <slowo_obce>kartezjański</slowo_obce> intelekt francuski wysnuwa wszystkie możliwe konsekwencje dowcipu i humoru.</akap>
+
+
+
+
+<akap><begin id="b1323811688902-1404078407"/><motyw id="m1323811688902-1404078407">Zabawa, Gra, Dziecko</motyw>Nasuwa mi się jedno porównanie. Wyobraźmy sobie, iż dzieci grające w krokieta<pe><slowo_obce>krokiet</slowo_obce> (z ang.) --- często mylony z krykietem; gra dla 2--8 osób, której celem jest jak najszybsze przetoczenie drewnianej kuli z jednego końca boiska na drugi. Kula jest prowadzona przez wąskie druciane bramki za pomocą uderzeń młotka.</pe> wpadłyby na koncept, aby dla ożywienia zabawy i dla łatwości porozumienia ponadawać wszystkim kulom imiona męskie, a bramkom kobiece. ,,Raul przechodzi przez Adolfinę; Maurycemu brakuje Adeli i Fernandy do słupka" etc., etc. ,,Co się tam za rzeczy dzieją?!", wykrzyknąłby moralista, niespokojnie nadstawiając uszu. Nic się nie dzieje. Dzieci grają w krokieta.<end id="e1323811688902-1404078407"/></akap>
+
+
+
+
+
+</powiesc>
+</utwor>
\ No newline at end of file
index e58be4a..c345a50 100644 (file)
@@ -34,22 +34,29 @@ class TextBox(object):
         self.height += height
 
     def text(self, text, color='#000', font=None, line_height=20, 
-             shadow_color=None):
+             shadow_color=None, shortener=None):
         """Writes some centered text."""
         if shadow_color:
             if not self.shadow_img:
                 self.shadow_img = Image.new('RGBA', self.img.size)
                 self.shadow_draw = ImageDraw.Draw(self.shadow_img)
         while text:
-            line = text
-            line_width = self.draw.textsize(line, font=font)[0]
-            while line_width > self.max_text_width:
-                parts = line.rsplit(' ', 1)
-                if len(parts) == 1:
-                    line_width = self.max_text_width
-                    break
-                line = parts[0]
+            if shortener:
+                for line in shortener(text):
+                    if text_draw.textsize(line, font=font)[0] <= self.max_text_width:
+                        break
+                text = ''
+            else:
+                line = text
                 line_width = self.draw.textsize(line, font=font)[0]
+                while line_width > self.max_text_width:
+                    parts = line.rsplit(' ', 1)
+                    if len(parts) == 1:
+                        line_width = self.max_text_width
+                        break
+                    line = parts[0]
+                    line_width = self.draw.textsize(line, font=font)[0]
+
             line = line.strip() + ' '
 
             pos_x = (self.max_width - line_width) / 2
@@ -65,6 +72,30 @@ class TextBox(object):
             # go to next line
             text = text[len(line):]
 
+    @staticmethod
+    def person_shortener(text):
+        yield text
+        chunks = text.split()
+        n_chunks = len(chunks)
+        # make initials from given names, starting from last
+        for i in range(n_chunks - 2, -1, -1):
+            chunks[i] = chunks[i][0] + '.'
+            yield " ".join(chunks)
+        # remove given names initials, starting from last
+        while len(chunks) > 2:
+            del chunks[1]
+            yield " ".join(chunks)
+
+    @staticmethod
+    def title_shortener(text):
+        yield text
+        chunks = text.split()
+        n_chunks = len(chunks)
+        # remove words, starting from last one
+        while len(chunks) > 1:
+            del chunks[-1]
+            yield " ".join(chunks) + u'…'
+
     def image(self):
         """Creates the actual Image object."""
         image = Image.new('RGBA', (self.max_width,
@@ -85,6 +116,7 @@ class Cover(object):
     background_color = '#fff'
     background_img = None
 
+    author_align = 'c'
     author_top = 100
     author_margin_left = 20
     author_margin_right = 20
@@ -92,7 +124,9 @@ class Cover(object):
     author_color = '#000'
     author_shadow = None
     author_font = None
+    author_wrap = True
 
+    title_align = 'c'
     title_top = 100
     title_margin_left = 20
     title_margin_right = 20
@@ -100,6 +134,7 @@ class Cover(object):
     title_color = '#000'
     title_shadow = None
     title_font = None
+    title_wrap = True
 
     logo_bottom = None
     logo_width = None
@@ -134,7 +169,10 @@ class Cover(object):
 
         if self.background_img:
             background = Image.open(self.background_img)
-            img.paste(background, None, background)
+            try:
+                img.paste(background, None, background)
+            except ValueError, e:
+                img.paste(background)
             del background
 
         # WL logo
@@ -150,8 +188,9 @@ class Cover(object):
             )
         author_font = self.author_font or ImageFont.truetype(
             get_resource('fonts/DejaVuSerif.ttf'), 30)
+        author_shortener = None if self.author_wrap else TextBox.person_shortener 
         tbox.text(self.pretty_author(), self.author_color, author_font,
-            self.author_lineskip, self.author_shadow)
+            self.author_lineskip, self.author_shadow, author_shortener)
         text_img = tbox.image()
         img.paste(text_img, (self.author_margin_left, top), text_img)
         
@@ -162,8 +201,9 @@ class Cover(object):
             )
         title_font = self.author_font or ImageFont.truetype(
             get_resource('fonts/DejaVuSerif.ttf'), 40)
+        title_shortener = None if self.title_wrap else TextBox.title_shortener 
         tbox.text(self.pretty_title(), self.title_color, title_font,
-            self.title_lineskip, self.title_shadow)
+            self.title_lineskip, self.title_shadow, title_shortener)
         text_img = tbox.image()
         img.paste(text_img, (self.title_margin_left, top), text_img)
 
@@ -368,3 +408,42 @@ class GandalfCover(Cover):
     logo_bottom = 25
     logo_width = 250
     format = 'PNG'
+
+
+class ArtaTechCover(Cover):
+    width = 600
+    height = 800
+    background_img = get_resource('res/cover-arta-tech.jpg')
+    author_top = 132
+    author_margin_left = 235
+    author_margin_right = 23
+    author_align = 'r'
+    author_font = ImageFont.truetype(get_resource('fonts/DroidSans.ttf'), 32)
+    author_color = '#555555'
+    author_wrap = False
+    title_top = 17
+    title_margin_right = 21
+    title_margin_left = 60
+    title_align = 'r'
+    title_font = ImageFont.truetype(get_resource('fonts/EBGaramond-Regular.ttf'), 42)
+    title_color = '#222222'
+    title_wrap = False
+    format = 'JPEG'
+
+    def pretty_author(self):
+        return self.author.upper()
+
+
+def ImageCover(img):
+    """ a class factory for simple image covers """
+    img = Image.open(img)
+
+    class ImgCover(Cover):
+        def image(self):
+            return img
+
+        @property
+        def format(self):
+            return self.image().format
+
+    return ImgCover
index 5a571ec..50811e7 100644 (file)
@@ -152,7 +152,7 @@ class WorkInfo(object):
     __metaclass__ = DCInfo
 
     FIELDS = (
-        Field( DCNS('creator'), 'authors', as_person, salias='author', multiple=True),
+        Field( DCNS('creator'), 'authors', as_person, salias='author', multiple=True, required=False),
         Field( DCNS('title'), 'title'),
         Field( DCNS('type'), 'type', required=False, multiple=True),
 
index 80941eb..48bb2f2 100644 (file)
@@ -5,6 +5,7 @@
 #
 from __future__ import with_statement
 
+from copy import deepcopy
 import os
 import os.path
 import subprocess
@@ -292,7 +293,7 @@ def transform(wldoc, verbose=False,
 
     sample=n: generate sample e-book (with at least n paragraphs)
     cover: a cover.Cover object or True for default
-    flags: less-advertising, without-fonts
+    flags: less-advertising, without-fonts, images, not-wl
     """
 
     def transform_file(wldoc, chunk_counter=1, first=True, sample=None):
@@ -374,6 +375,7 @@ def transform(wldoc, verbose=False,
     spine = opf.find('.//' + OPFNS('spine'))
 
     output_file = NamedTemporaryFile(prefix='librarian', suffix='.epub', delete=False)
+
     zip = zipfile.ZipFile(output_file, 'w', zipfile.ZIP_DEFLATED)
 
     # write static elements
@@ -387,8 +389,14 @@ def transform(wldoc, verbose=False,
                        '<rootfiles><rootfile full-path="OPS/content.opf" ' \
                        'media-type="application/oebps-package+xml" />' \
                        '</rootfiles></container>')
-    zip.write(get_resource('res/wl-logo-small.png'), os.path.join('OPS', 'logo_wolnelektury.png'))
-    zip.write(get_resource('res/jedenprocent.png'), os.path.join('OPS', 'jedenprocent.png'))
+    if not flags or 'not-wl' not in flags:
+        manifest.append(etree.fromstring(
+            '<item id="logo_wolnelektury" href="logo_wolnelektury.png" media-type="image/png" />'))
+        manifest.append(etree.fromstring(
+            '<item id="jedenprocent" href="jedenprocent.png" media-type="image/png" />'))
+        zip.write(get_resource('res/wl-logo-small.png'), os.path.join('OPS', 'logo_wolnelektury.png'))
+        zip.write(get_resource('res/jedenprocent.png'), os.path.join('OPS', 'jedenprocent.png'))
+
     if not style:
         style = get_resource('epub/style.css')
     zip.write(style, os.path.join('OPS', 'style.css'))
@@ -422,6 +430,26 @@ def transform(wldoc, verbose=False,
         opf.getroot()[0].append(etree.fromstring('<meta name="cover" content="cover-image"/>'))
         guide.append(etree.fromstring('<reference href="cover.html" type="cover" title="Okładka"/>'))
 
+    if flags and 'images' in flags:
+        for ilustr in document.edoc.findall('//ilustr'):
+            src = ilustr.get('src')
+            mime = ImageCover(src)().mime_type()
+            zip.write(src, os.path.join('OPS', src))
+            manifest.append(etree.fromstring(
+                '<item id="%s" href="%s" media-type="%s" />' % (src, src, mime)))
+            # get it up to master
+            after = ilustr
+            while after.getparent().tag not in ['powiesc', 'opowiadanie', 'liryka_l', 'liryka_lp', 'dramat_wierszowany_l', 'dramat_wierszowany_lp', 'dramat_wspolczesny']:
+                after = after.getparent()
+            if not(after is ilustr):
+                moved = deepcopy(ilustr)
+                ilustr.tag = 'extra'
+                ilustr.text = None
+                moved.tail = None
+                after.addnext(moved)
+    else:
+        for ilustr in document.edoc.findall('//ilustr'):
+            ilustr.tag = 'extra'
 
     annotations = etree.Element('annotations')
 
@@ -462,7 +490,13 @@ def transform(wldoc, verbose=False,
         '<item id="last" href="last.html" media-type="application/xhtml+xml" />'))
     spine.append(etree.fromstring(
         '<itemref idref="last" />'))
-    html_tree = xslt(document.edoc, get_resource('epub/xsltLast.xsl'))
+    stopka = document.edoc.find('//stopka')
+    if stopka is not None:
+        stopka.tag = 'stopka_'
+        replace_by_verse(stopka)
+        html_tree = xslt(stopka, get_resource('epub/xsltScheme.xsl'))
+    else:
+        html_tree = xslt(document.edoc, get_resource('epub/xsltLast.xsl'))
     chars.update(used_chars(html_tree.getroot()))
     zip.writestr('OPS/last.html', etree.tostring(
                         html_tree, method="html", pretty_print=True))
index 622c8da..a4c61c8 100644 (file)
@@ -46,7 +46,8 @@ a img {
 
 #book-text
 {
-       margin: 2em;
+       /*margin: 2em;*/
+    margin: 5px;
        /*margin-right: 9em;*/
 }
 
@@ -370,3 +371,12 @@ p.minor {
 p.footer {
     margin-top: 2em;
 }
+
+.ilustr {
+    margin-top: 1em;
+    margin-bottom: 1em;
+}
+
+.ilustr img {
+    max-width: 100%;
+}
index 83eb376..ef7ae74 100644 (file)
@@ -29,8 +29,6 @@
         <item id="toc" href="toc.ncx" media-type="application/x-dtbncx+xml" />
         <item id="style" href="style.css" media-type="text/css" />
         <item id="titlePage" href="title.html" media-type="application/xhtml+xml" />
-        <item id="logo_wolnelektury" href="logo_wolnelektury.png" media-type="image/png" />
-        <item id="jedenprocent" href="jedenprocent.png" media-type="image/png" />
       </manifest>
       <spine toc="toc">
         <itemref idref="titlePage" />
index 751f97a..4c66bb9 100644 (file)
@@ -43,7 +43,8 @@
               </xsl:choose>
           </p>
 
-          <p class="info">Źródło: <a>
+          <xsl:if test="not(utwor/@not-wl)">
+            <p class="info">Źródło: <a>
               <xsl:attribute name="href">
                   <xsl:value-of select="//dc:identifier.url" />
               </xsl:attribute>
                   <xsl:value-of select="wl:person_name(//dc:creator/text())" />, <xsl:value-of select="//dc:title" />
               </xsl:attribute>
               <xsl:value-of select="//dc:identifier.url" />
-          </a></p>
+            </a></p>
+          </xsl:if>
+          
+          
 
           <xsl:if test="//dc:source" >
             <p class="info">Tekst opracowany na podstawie: <xsl:value-of select="//dc:source" /></p>
             </p>
           </xsl:if>
 
-          <div class="info">
-          <img src="jedenprocent.png" alt="Logo 1%" />
-          <div>Przekaż 1% podatku na rozwój Wolnych Lektur.</div>
-          <div>Nazwa organizacji: Fundacja Nowoczesna Polska</div>
-          <div>KRS 0000070056</div>
-          </div>
+          <xsl:if test="not(utwor/@not-wl)">
+              <div class="info">
+              <img src="jedenprocent.png" alt="Logo 1%" />
+              <div>Przekaż 1% podatku na rozwój Wolnych Lektur.</div>
+              <div>Nazwa organizacji: Fundacja Nowoczesna Polska</div>
+              <div>KRS 0000070056</div>
+              </div>
+          </xsl:if>
 
           <p class="info">&#160;</p>
           <p class="minor info">
index 3ddcf97..395e950 100644 (file)
     <hr class="spacer-line" xmlns="http://www.w3.org/1999/xhtml"></hr>
   </xsl:template>
 
+  <xsl:template match="ilustr">
+    <div xmlns="http://www.w3.org/1999/xhtml" class="ilustr">
+      <img xmlns="http://www.w3.org/1999/xhtml" alt="ilustracja">
+        <xsl:attribute name="src">
+          <xsl:value-of select="@src" />
+        </xsl:attribute>
+      </img>
+    </div>
+  </xsl:template>
+
+  <xsl:template match="stopka" />
+
   <!--===========================================================-->
   <!-- Tagi SPECJALNE -->
   <!--===========================================================-->
index 74ef64a..0b926e2 100644 (file)
@@ -36,6 +36,7 @@
 
           <xsl:call-template name="translators" />
 
+      <xsl:if test="not(utwor/@not-wl)">
           <xsl:if test="not(utwor/@less-advertising)">
             <p class="info">
               <a>
           <p class="footer info">
             <a href="http://www.wolnelektury.pl/"><img src="logo_wolnelektury.png" alt="WolneLektury.pl" /></a>
           </p>
+      </xsl:if>
+      <!--xsl:if test="utwor/@not-wl">
+          <p class="info">
+            Konwersja wykonana przez<a href="http://www.nowoczesnapolska.org.pl/"> fundację Nowoczesna Polska</a>.
+          </p>
+      </xsl:if-->
         </div>
       </body>
     </html>
diff --git a/librarian/fonts/DroidSans.ttf b/librarian/fonts/DroidSans.ttf
new file mode 100644 (file)
index 0000000..2537cc3
Binary files /dev/null and b/librarian/fonts/DroidSans.ttf differ
diff --git a/librarian/fonts/EBGaramond-Regular.ttf b/librarian/fonts/EBGaramond-Regular.ttf
new file mode 100644 (file)
index 0000000..dde4869
Binary files /dev/null and b/librarian/fonts/EBGaramond-Regular.ttf differ
index ddfd7c8..cc9902b 100644 (file)
@@ -63,6 +63,12 @@ class GandalfEpubPackager(EpubPackager):
 class GandalfPdfPackager(PdfPackager):
     cover = cover.GandalfCover
 
+class ArtaTechEpubPackager(EpubPackager):
+    cover = cover.ArtaTechCover
+
+class ArtaTechPdfPackager(PdfPackager):
+    cover = cover.ArtaTechCover
+
 class BookotekaEpubPackager(EpubPackager):
     cover = cover.BookotekaCover
 
index bcf8d9a..ace83af 100644 (file)
@@ -180,14 +180,15 @@ def transform(wldoc, verbose=False, save_tex=None, morefloats=None,
     verbose: prints all output from LaTeX
     save_tex: path to save the intermediary LaTeX file to
     morefloats (old/new/none): force specific morefloats
-    cover: a cover.Cover object
-    flags: less-advertising,
+    cover: a cover.Cover object or True for default
+    flags: less-advertising, not-wl, images
     customizations: user requested customizations regarding various formatting parameters (passed to wl LaTeX class)
     """
+    # TODO: images
 
     # Parse XSLT
     try:
-        document = load_including_children(wldoc)
+        document = load_including_children(wldoc)        
 
         if cover:
             if cover is True:
@@ -234,6 +235,9 @@ def transform(wldoc, verbose=False, save_tex=None, morefloats=None,
             with open(os.path.join(temp, 'cover.png'), 'w') as f:
                 c.save(f)
 
+        for img in document.edoc.findall('//ilustr'):
+            shutil.copy(img.get('src'), temp)
+
         del document # no longer needed large object :)
 
         tex_path = os.path.join(temp, 'doc.tex')
@@ -249,6 +253,10 @@ def transform(wldoc, verbose=False, save_tex=None, morefloats=None,
         shutil.copy(get_resource('pdf/wl.cls'), temp)
         shutil.copy(get_resource('res/wl-logo.png'), temp)
 
+        # FIXME: temporary
+        shutil.copy(get_resource('res/ofop-logo.png'), temp)
+        shutil.copy(get_resource('res/logo-fio.jpg'), temp)
+
         cwd = os.getcwd()
         os.chdir(temp)
 
index c9305ca..80a6bb5 100644 (file)
@@ -197,30 +197,48 @@ Letters={SmallCaps,UppercaseSmallCaps}
 
 \renewcommand{\maketitle}{
     {
-    \thispagestyle{empty}
-    \footnotesize
-    \color{theme}
+    \ifflagnotwl
+        \thispagestyle{empty}
+        \footnotesize
+        \color{theme}
+        \noindent \begin{minipage}[t]{.35\textwidth}\vspace{0pt}
+            \href{http://ofop.eu}{\xbox{\includegraphics[width=\textwidth]{ofop-logo.png}}}
+        \end{minipage}
+        \begin{minipage}[t]{.65\textwidth}\vspace{0pt}
+           Utwór został zdigitalizowany w ramach projektu ,,Demokracja to partycypacja" sfinansowanego z PO FIO.
 
-    \noindent \begin{minipage}[t]{.35\textwidth}\vspace{0pt}
-        \href{http://www.wolnelektury.pl}{\xbox{\includegraphics[width=\textwidth]{wl-logo.png}}}
-    \end{minipage}
-    \begin{minipage}[t]{.65\textwidth}\vspace{0pt}
+            \xbox{\includegraphics[width=.2\textwidth]{logo-fio.jpg}}
 
-    \ifflaglessadvertising
+        \end{minipage}
+        \noindent \rule{\linewidth}{0.4pt}
+
+        \vspace{.6em}
+        \color{black}
     \else
-        \href{\bookurl}{Ta lektura}, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie
-        \href{http://www.wolnelektury.pl/}{wolnelektury.pl}.
-        \vspace{.5em}
+        \thispagestyle{empty}
+        \footnotesize
+        \color{theme}
+        \noindent \begin{minipage}[t]{.35\textwidth}\vspace{0pt}
+            \href{http://www.wolnelektury.pl}{\xbox{\includegraphics[width=\textwidth]{wl-logo.png}}}
+        \end{minipage}
+        \begin{minipage}[t]{.65\textwidth}\vspace{0pt}
+
+        \ifflaglessadvertising
+        \else
+            \href{\bookurl}{Ta lektura}, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie
+            \href{http://www.wolnelektury.pl/}{wolnelektury.pl}.
+            \vspace{.5em}
+        \fi
+
+        Utwór opracowany został w ramach projektu \href{http://www.wolnelektury.pl/}{Wolne Lektury}
+        przez \href{http://nowoczesnapolska.org.pl}{fundację Nowoczesna Polska}.
+
+        \end{minipage}
+        \noindent \rule{\linewidth}{0.4pt}
+
+        \vspace{.6em}
+        \color{black}
     \fi
-
-    Utwór opracowany został w ramach projektu \href{http://www.wolnelektury.pl/}{Wolne Lektury}
-    przez \href{http://nowoczesnapolska.org.pl}{fundację Nowoczesna Polska}.
-
-    \end{minipage}
-    \noindent \rule{\linewidth}{0.4pt}
-
-    \vspace{.6em}
-    \color{black}
     }
 }
 
@@ -234,12 +252,17 @@ Letters={SmallCaps,UppercaseSmallCaps}
     \rightsinfo
     \vspace{.6em}
 
-    Źródło: \href{\bookurl}{\bookurl}
+    \ifflagnotwl
+    \else
+        Źródło: \href{\bookurl}{\bookurl}
 
     \vspace{.6em}
+    \fi
     \sourceinfo
 
     \description
+
+Utwór został zdigitalizowany w ramach projektu ,,Demokracja to partycypacja" sfinansowanego z PO FIO.
     \vspace{.6em}
 
     \editors
@@ -254,7 +277,8 @@ Letters={SmallCaps,UppercaseSmallCaps}
 
 
 \newcommand{\typosubsubsection}[1]{%
-{\textsc{#1}}
+%{\textsc{#1}}
+#1
 }
 
 \newcommand{\typosubsection}[1]{%
@@ -488,3 +512,11 @@ Letters={Uppercase}
 \fi
 }
 
+\newcommand{\ilustr}[2]{
+
+\vspace{1em}%
+\begin{center}%
+\par{\includegraphics{#1}\\#2}%
+\end{center}%
+\vspace{1em}%
+}
index 1a675ba..1909649 100644 (file)
@@ -20,6 +20,7 @@
         <!-- flags and values set on root -->
 
         \newif\ifflaglessadvertising
+        \newif\ifflagnotwl
         <xsl:for-each select="@*[starts-with(name(), 'flag-')]">
             <cmd>
                 <xsl:attribute name="name"><xsl:value-of select="wl:texcommand(name())" />true</xsl:attribute>
         \def\translatorsline{<xsl:call-template name="translators" />}
 
         \def\bookurl{<xsl:value-of select=".//dc:identifier.url" />}
+        <xsl:choose>
+               <xsl:when test=".//dc:date.pd">
+                       \def\rightsinfo{Ten utwór nie jest chroniony prawem autorskim i~znajduje się w~domenie
+                           publicznej, co oznacza że możesz go swobodnie wykorzystywać, publikować
+                           i~rozpowszechniać. 
+                           %Jeśli utwór opatrzony jest dodatkowymi materiałami
+                           %(przypisy, motywy literackie etc.), które podlegają prawu autorskiemu, to
+                           %te dodatkowe materiały udostępnione są na licencji
+                           %\href{http://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/}{Creative Commons
+                           %Uznanie Autorstwa – Na Tych Samych Warunkach 3.0 PL}.
+                           }
+               </xsl:when>
+               <xsl:when test=".//dc:rights.license">
+                   \def\rightsinfo{Ten utwór jest udostepniony na licencji
+               \href{<xsl:value-of select=".//dc:rights.license" />}{<xsl:value-of select=".//dc:rights" />}.}
+               </xsl:when>
+               <xsl:otherwise>
+                       \def\rightsinfo{<xsl:value-of select=".//dc:rights" />}
+               </xsl:otherwise>
+        </xsl:choose>
 
-        \def\rightsinfo{Ten utwór nie jest chroniony prawem autorskim i~znajduje się w~domenie
-            publicznej, co oznacza że możesz go swobodnie wykorzystywać, publikować
-            i~rozpowszechniać. Jeśli utwór opatrzony jest dodatkowymi materiałami
-            (przypisy, motywy literackie etc.), które podlegają prawu autorskiemu, to
-            te dodatkowe materiały udostępnione są na licencji
-            \href{http://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/}{Creative Commons
-            Uznanie Autorstwa – Na Tych Samych Warunkach 3.0 PL}.}
+        <xsl:if test=".//dc:rights.license">
+        </xsl:if>
         <xsl:if test=".//dc:rights.license">
             \def\rightsinfo{Ten utwór jest udostepniony na licencji
             \href{<xsl:value-of select=".//dc:rights.license" />}{<xsl:value-of select=".//dc:rights" />}.}
     </cmd>
 </xsl:template>
 
+<xsl:template match="ilustr">
+    <cmd>
+        <xsl:attribute name="name">
+            <xsl:value-of select="wl:texcommand(name())" />
+        </xsl:attribute>
+               <parm><xsl:value-of select="@src" /></parm>
+        <parm><xsl:apply-templates mode="inline" /></parm>
+    </cmd>
+</xsl:template>
+
 
 <!-- ================ -->
 <!-- = SPECIAL TAGS = -->
 
 <xsl:template name="editors">
     <xsl:if test="//dc:contributor.editor_parsed|//dc:contributor.technical_editor_parsed">
-        <xsl:text>Opracowanie redakcyjne i przypisy: </xsl:text>
+        <xsl:text>Opracowanie redakcyjne: </xsl:text>
         <xsl:for-each select="//dc:contributor.editor_parsed|//dc:contributor.technical_editor_parsed[not(//dc:contributor.editor_parsed/text()=text())]">
             <xsl:sort select="@sortkey" />
             <xsl:if test="position() != 1">, </xsl:if>
diff --git a/librarian/res/cover-arta-tech.jpg b/librarian/res/cover-arta-tech.jpg
new file mode 100644 (file)
index 0000000..b69f469
Binary files /dev/null and b/librarian/res/cover-arta-tech.jpg differ
diff --git a/librarian/res/logo-fio.jpg b/librarian/res/logo-fio.jpg
new file mode 100644 (file)
index 0000000..0b96e99
Binary files /dev/null and b/librarian/res/logo-fio.jpg differ
diff --git a/librarian/res/ofop-logo.png b/librarian/res/ofop-logo.png
new file mode 100644 (file)
index 0000000..6c9f8b2
Binary files /dev/null and b/librarian/res/ofop-logo.png differ
index 81e865b..f81f981 100755 (executable)
@@ -16,7 +16,7 @@
         <xsl:when test="@full-page">
             <html>
             <head>
-                <title>Książka z serwisu WolneLektury.pl</title>
+                <title><xsl:apply-templates mode="inline" select="//nazwa_utworu" /></title>
                 <meta http-equiv="content-type" content="text/html;charset=utf-8"/>
             </head>
             <style>
@@ -46,6 +46,7 @@
 
                 img {
                     border: none;
+                    max-width: 100%;
                 }
 
 
     <hr class="spacer-line" />
 </xsl:template>
 
+<xsl:template match="ilustr">
+    <div xmlns="http://www.w3.org/1999/xhtml" class="ilustr">
+      <img xmlns="http://www.w3.org/1999/xhtml" alt="ilustracja">
+        <xsl:attribute name="src">
+          <xsl:value-of select="@src" />
+        </xsl:attribute>
+        <xsl:attribute name="alt">
+          <xsl:apply-templates mode="inline" />
+        </xsl:attribute>
+        <xsl:attribute name="title">
+          <xsl:apply-templates mode="inline" />
+        </xsl:attribute>
+      </img>
+    </div>
+</xsl:template>
+
 
 <!-- ================ -->
 <!-- = SPECIAL TAGS = -->
diff --git a/mickiewicz.epub b/mickiewicz.epub
new file mode 100644 (file)
index 0000000..6bf1d4b
Binary files /dev/null and b/mickiewicz.epub differ
diff --git a/mickiewicz.txt b/mickiewicz.txt
new file mode 100644 (file)
index 0000000..8219a35
--- /dev/null
@@ -0,0 +1,928 @@
+ADAM MICKIEWICZ
+
+PISMA FILOMATYCZNE
+
+
+
+
+
+
+1. ORGANIZACYJNE
+
+
+
+1 [ROZBIÓR NIBKTÓRYCH ZASAD USTAWY TOWARZYSTWA]
+
+[Pismo odczytane na posiedzeniu członków Towarzystwa dnia 7 października 1817 r.]
+
+Rozbierając z rozkazu Szanownego Towarzystwa ważny projekt utrzymania wpływu wyższej klasy na członków nowoprzyjmowanych, uznałem za rzecz potrzebną wrócić się do zasad pierwszych naszej ustawy i zebrać ich treść w najkrótszych wyrazach, przez co objaśnić [się] mogą przyczyny ustanowienia praw niektórych i ukaże droga dalszemu ich stanowieniu; prócz tego, mając przed oczyma duch prawa, łatwiej będzie stosownie do tego rozbierać inne projekta, ażeby albo rzecz bardzo prosto biorąc, istotnych nie opuścić środków, albo, nadto zaciekłszy się w mistyczność, od prawdziwego celu nie zboczyć. Dla krótkości czasu ograniczyłem się rozebraniem niektórych, do mojego projektu stosownych.
+
+1. Zebraliśmy się z początku w celu literackim, a bliżej mówiąc, w celu uczenia się; za sposób do tego obraliśmy udzielanie wzajemne rad i przestróg. żeby zaś to szło w porządku is łatwości, ustanowiliśmy Towarzystwo. Celem więc naszym jest uczyć się, celem Towarzystwa jest udzielanie sobie wzajemne rad i° przestróg. Szczegóły te są ważniejsze, aniżeli się być zdają, bo jeśliby celem Towarzystwa było [tylko uczenie się], każdy mógłby do niego należeć, ale kiedy idzie o komunikowanie wiadomości, wybierają się członkowie tacy, którzy by je w pewnym stopniu posiadali; stąd wypada jeszcze, że im więcej [będzie członków, tym cel Towarzystwa lepiej dopełnić się może.
+
+2. Członkowie ucząc się powinni uczynić postępy. Oświeca ich Towarzystwo; ono więc jest uważane za uczące, a każdy członek za uczącego się. Aźeby się utrzymał byt Towarzystwa, podpisaliśmy prawa. Dotąd działał każdy z ochoty, teraz wszyscy działają z obowiązku. Prawa powinny być zachowane. Jakie do tego środki?1/Vpojenie uszanowania ku prawom i kara za przestępstwa. Co do pierwszego: wpaja się uszanowanie, ukazując cel dobry i zbawienny prawa; ale ten środek nie zawsze jest dostateczny. N ikt więc za złe nie poczyta, kiedy przytoczę tu zdanie p. K. Filangieri. Przeglądając dzieje każdego narodu — mówi ten pr[awnik] wł[oski] — spostrzeżemy, że zawsze usiłowano wpoić uszanowanie prawom, ćwi[cz]ąc ich przestąpienia dzielniejszymi środki; stąd Minos co dziewięć lat rozmawiał z Jowiszem, stąd Zeleukus i Charondas od bogów prawa wzięli, stąd religijne obrządki w Rzymie ich stanowieniu towarzyszyły”. To było — dodaje Grawina — przyczyną, dlaczego lud rzymski tak święcie prawa zachowywał. Jeśli w towarzystwach, gdzie siła zbrojna gwarantuje i zapewnia praw przestrzeganie, religijne środki są potrzebne, w stowarzyszeniu, na woli zasadzonym, jakże są potrzebne! Obraliśmy honor, którego moc od opinii zależy, kiedy religia działa przeciwnie. Co do drugiego punktu, kara u nas może być jedna tylko, to jest: nieprzyjażń wieczna członków.
+
+3. Aźeby prawa przestrzegać, muszą być urzędnicy, którzy są władzą wykonawczą, gdyż prawodawcza jest przy Towarzystwie. Urzędnicy mają mieć powagę swoję.
+
+4. Towarzystwo na potrzeby ciągłe i nieprzewidz[iane] musi mieć kasę pewną. Urządzenia republikańskie, wszyscy muszą mieć władzę, ale tą władzę ma rząd ograniczać, co większe, nią kierować. Członkowie nie powinni o wszystkim wiedzieć; nie powinni razem działać. jak tego dokazać? jeden jest środek: rozwiązanie Towarzystwa na wydziały.
+
+
+
+2 [PRZEMOWA PRZY OTWARCIU POSIEDZEN WYDZIAŁU I]
+
+[na posiedzeniu naukowym tegoż wydziału 29 erześnia 1818 r.]
+
+Szanowni koledzy i bracia moi!
+
+Zatrudnienia, którym już to z powołania, już z chęci naszej oddani jesteśmy, po krótkiej przerwie na nowo nas wzywają. Na nowo każdy, postępując według przepisów prawa i własnej gorliwości, otwarte widzi pole do zbierania najdroższych, bo przyspieszających kształcenie umysłu naszego, pożytków. 14/spólna, najświęciej zaprzysiężona pomoc niechybnie łatwe do osiągnienia takowego celu podaje sposoby. Niech się chlubią wielkie i w sposoby nam brakujące zamożne, geniuszami pierwszego rzędu osadzone Towarzystwa, że każdy stara się do nich być wcielonym, roszcząc stąd sobie pewne i do sławy, i do pożytków, które przez samo z wielkimi mężami obcowanie nabyć się mogą, prawa. Lecz gdy liczba mężów takich bardzo ograniczona być musi, kiedy duma i miłość własna wstęp do nich zagradzać zwykła, kiedy ci nawet, którzy innym chcą być pomocą, niełatwo to uskutecznić mogą, gdyż metod nabierania i udzielania wiadomości wcale jest różnym, kiedy, mówię, niepodobieństwem jest dla wymienionych przyczyn jakiekolwiek nam z tej strony obiecywać pomoce, czyliż już w trudnej uczenia się drodze, nie znalazłszy biegłych przewodników, upaść i błędom oddać się wypada?Bynajmniejl Wystawmy sobie, czego największą marny potrzebę? — Oto sprostowania sądów naszych, pomnożenia ryiągiomggpi Ę Wprawy myślenia. Gdzież nam tego szukać wypada: czyli u ludzi, którzy wdarłszy się na trudną doskonałości opokę, już zapomnieli o drogach, którymi przechodzi[li], czyli u współbraci, którzy z nami do jednego celu postępując, częstokroć lepszą drogę przypadkiem wynajdą i niezbyt jeszcze oddaleni, rękę nam podać mogą?Bez wątpienia taka jest w sztuce oświecania się kolej: pracujący dla entuzjazmu i prędkości nie widzi błędów, które jego kolega, mniej nawet w sądzeniu biegły, dostrzec może; prawda, że takie dostrzeże[nie] ludziom wydoskonalonym daleko łatwiej przychodzi, ale też mniej dla nas jest pożyteczne, bo biegły krytyk przez samą ciągłą wprawę nabywa pewnego smaku, pewnego taktu w sądzeniu, za pomocą którego natychmiast, co jest złym, postrzeże, ale dlaczego jest złym, z wielką trudnością nas objaśnić może; przeciwnie ten, kto się jeszcze uczy sądzić, zawsze ma na pogotowiu przyczyny, którymi sąd swój popiera, i stąd uczenie się od kolegów, albo nam równych, albo bardzo niewiele nas wiadomościami przechodzą[cych], daleko jest pożyteczniejsze aniżeli wielkich mistrzów nauka. Stąd to znawca natury, Jakub Rousseau, każe doskonałemu malarzowi, jeśli się ten uczeniem drugich zajmuje, niekształtne z początku kreślić postaci, ażeby uczeń miał nadzieję stania się mu podobnym, kiedy przeciwnie, ujrzawszy doskonały obraz i ledwie znając jeszcze początki sztuki, odstraszyć [się] i odwagę z ochotą, te dwie najwaźniejsze działań sprężyny, utracić mógłby.
+
+Kiedy tak postępować należy w doskonaleniu smaku, do zbierania pożytecznych wiadomości nie inna być musi droga. Weżmijmy jeden i tenże sam przed oczy nasze przedmiot: różnica naszych charakterów i usposobień różne o nim zrodzi wyobrażenia; te, wzajemnie udzielane, pomn[ożą] każdego pojęcie nowymi odkryciami, których by sam przez się uczynić nie mógł, a stąd oczywiste i dla ogółu Towarzystwa, i dla każdego z członków wypływają korzyści.
+
+Lecz nie dość kształcić smak, nabywać — wiadomości; trzeba jeszcze samemu do czynienia nowych odkryć sposobić się ile można. Cóż może do tego z większym posłużyć pożytkiem, jeśli nie wspólne rozbieranie podanego sądowi naszemu przedmiotu? Tam to każdy słyszy zarzuty nie przechodzące sfery jego pojęcia, gotuje odpowiedzi, na które zdobyć się jest w sta[nie], widzi nareszcie sąd większości i poznaje stąd, która strona miała słuszność, a która pomyliła się w rozumowaniach. Takim to sposobem orzeźwiamy, wzmacniamy, podnosimy władzę myślenia, uczymy się mieć zdanie własne, kiedy przeciwnie, wdawszy się z daleko wyższymi od nas w badanie jakiegokolwiek rodzaju, zagłuszeni sofizmatami, obarczeni tysiącami dowodów, często może niesłusznych, wyrzec [się] własnego zdania i cudze tylko myśli powtarzającym echem być musimy.
+
+Nie tu koniec przecież drogich pożytków, które nam Towarzystwo zapewnia. Przyjaźni! jeszcze na twoim ołtarzu winne należy złożyć olfiary. Tak, bracia szanownil gdyby samo obcowanie z wybranymi od nas, a co do skłonności i charakteru zgodnymi przyjaciółmi było całym związku naszego zamiarem, gdyby czekała nas tylko przyjaźń najściślejsza, szczerość, pomoc wzajemna — już by Towarzystwo drogie dla nas być by powinno. A jakiego warte przywiązania, kiedy oprócz zaspokojenia słodkich uczuć serca doskonaleniu rozumnemu otwiera drogę-?Te to dwa cele niech każdy z nas obierze; niech pamięta, że wszelkie towarzystwa, które ich w sobie nie połącz[yły], runąć koniecznie musiały. Niejeden naucza przykład, że kluby dobrze urządz[one] podbiły liczne towarzystwa źle uorganizowane; ale kiedy te zwycięskie kluby do złego zmierzyły celu, niedługo zwycięstwem cieszyć się mogły. Liczniej jeszcze widzieć się dają związki gorliwe, ale źle urządzone; i tych pewna czeka zguba. My, jeśli się nie myli[my], podobnych ustrzegliśmy się szkopułów. Stanęło Towarzystwo na niewzruszonych nigdy zasadach i wzrastać i rozwijać się z natury swojej musi. Zostaje nam tylko w jego wzmaganiu świetną położyć zasługę.
+
+Nie będę przypominał nikomu obowiązków, gdyż członkowie wszelkiego stopnia mają ustawy, których niech się pilnują. Tego tylko nigdy nadto powtarzać nie można, co się drobną wydaje rzeczą, a co przecież wielkie ciągnie za sobą skutki: o tajemnicy chcę mówić. Każdy z nas nienawidzi przyjaciół, którzy jego zwierzania się drugim wydają; każdy z nas niech podobnego wystrzega się zwierzania, bo własnych jest — panem tajemnic, ale cudze skąd wziął prawo wyjawiać?Ani przyjaźń, ani związki, ani okoliczności, nic tu nie jest wymowne. Przestępstwo takiego rodzaju pociągnie za sobą szkody dla Towarzystwa, jeśli to nie wytrąci z grona podobnych członków. Lecz obyśmy tego nigdy ujrzeć nie byli przymuszenil 1 zaiste nie ujrzemy, niech tylko tak każdy działa, działał i jak działać powinien. Co do mnie, chlubnym Rządu wezwaniem postawiony na czele wydziału, mam nowy obowiązek kształcenia jakichkolwiek sposobności, które Rządowi we mnie podobało się upatrzyć; mam nowy obowiązek starać się, ażebym się nie został niżej Qd kolegów, którym pierwszeństwo przyznawać umiem. A tak, starając [się] zasłużyć na pochwałę jak gorliwy członek, mam nadzieję, biorąc miarę z gorliwości i usposobienia waszego, szanowni koledzy i bracia, że zdając raport z waszych postępów jako reprezentant wydziału, i stąd sobie do sławy prawo rościć będę.
+
+
+
+3 [WIADOMOŚĆ O CZYNNOŚCIACH WYDZIAŁU 1]
+
+[OD 1 LIPCA DO 15 LISTOPADA 1818 R.]
+
+[czytana na posiedzeniu powszechnym 15 listopada 1818 r.]
+
+Koledzy i […] moi!
+
+Działając z osobna stosownie do przepisów ustaw i zamiarów Towarzystwa, staję dziś przed wami na czele wydziału pierwszego, któremu z woli Rządu przewodniczyłem dotąd; staję, ażebym uwiadomił Towarzystwo o zatrudnieniach tego wydziału, o duchu w nim panującym, o zamiarach dokonanych albo dokonać się mających. Szczegóły pracy zajmą się raportem sekretarskim i tam znajdzie Towarzystwo zdanie sprawy z czynności, do których jako członek czynny obowiązany byłem. Mnie więc pozostaje dotk[nąć] ogólnie wyżej wymienionych przedmiotów; jakoż wielką tego widzę potrzebę.
+
+Towarzystwo osnowało się na zasadach stosowanych na przyszłość do widoków obszernych, które temu tylko będą się zdawać urojonymi, kto nie zna kolei rzeczy i natury działań ludzkich albo kto się nie zastanowił, jak wielką rzecz dokazało Towarzystwo. [… Dosyć] jest na Rzym rzucić okiem: pięć wieków ledwie mu wystarczyło na stałe urządzenie się wewnętrzne, które dokonawszy, we dwustu latach trzy części świata [zdołał] zagarnąć. Czym była Wielka Brytania przed utwierdzeniem — parlamentu i konstytucji, a czym jest teraz?
+
+Szanowni koledzyl my już przeżyliśmy owe pięć wieków, my już mamy pewną konstytucją; pamiętajmy dobrze, iż czas, w którym kończą się zasady wewnętrznego urządzenia, jest ważną w dziejach każdego narodu i Towarzystwa epoką. Przed nią wszystkie działania idą coraz powolniej, od niej olbrzymim postępują krokiem.
+
+Rozwijanie się Towarzystwa ciągnie za sobą pomnożenie liczby członków w wydziałach, co znowu nadaje inny kierunek działaniom. Posiedzenie dzisiejsze jest ważniejsze, niż się być zdaje, jest bowiem ostatnie, na którym możemy przemawiać do członków czynnych ze wszelką otwartością, jako do prawodawców naszych. Odtąd wprowadzą się nowi koledzy, odtąd wiele rzeczy, znajome wam, będą ukryte przed nowymi, którzy nie połoźyli jeszcze znakomitych w Towarzystwie zasług; odtąd obowiązków, któreście jako ustanowiciele Towarzystwa dopełniać powinni, na wydziałowych posiedzeniach przypominać wam nie będziemy, gdyż odtąd nie wszyscy członkowie czynni będą ustanowicielami i prawodawcami Towarzystwa. Do was tylko, szanowni koledzy, należeć będzie obudzanie w nowych du-cha, gdyż ten koniecznie jest potrzebny członkom czynnym, prawdziwym obywatelom naszej małej rzeczypospolitej. Przedsięwziąłem pokrótce wymienić, czego się od was Towarzystwo spodziewa.
+
+1-mo. Dwie sprężyny wszystkie działania wydzia[łów] ożywiać powinne: gorliwość i formalność. Na pierwszej nie zbywa żadnemu z członków; drugiej przepisy z większą jeszcze niż dotąd ścisłością za[chowywać’ należy], gdyż na niej wszystko polega. Gdyby chęć dobra służyła za podstawę związkom, wieluż by, pytam, się znalazło na całym okręgu ziemi z jednostajną chęciąP Gdyby zapał i entuzjazm przewodniczył wszystkiemu, większa liczba ludzi, momentalnie się nim unosząca, ostygłaby wkrótce, a związek Towarzystwa albo się zerwać, albo przykrym, bo woli każdego przeciwnym, stać by się musiał ciężarem. Formalność temu wszystkiemu zaradza; ona jest matką porządku, który, zrazu nieco trudny, a nawet odrażający, staje się potem nałogiem czynienia dobrze i wszystkim ustanowieniom nadaje moc i trwałość. Wszystkie obyczaje, prawa i mniemania nawet ludu rzymskiego były rządzone pewnymi, najściślej aż do upadku rzeczypospolitej zachowywanymi formułami. W Anglii strój dziwaczny normandz[ki], którego nikt nie używa, język gruby, którego nikt od siedmiuset lat nie rozumie, zachowują się przecie najskrupulatniej w parlamencie; wszelkie adresa, noty, odezwy są podług odwiecznych formuł układane i kto wie, czyli się to nie najwięcej przyczynia do utrzymywania ducha narodowego w tym kraju.
+
+Lecz zwróćmy oko na towarzystwa bliżej nas obchodzące, na towarzystwa jednego prawie celu, to jest na towarzystwa uczone. Ujrzemy z podziwieniem, iż najsławniejsze uniwersytety, kolegia, wszelkiego rodzaju związki, stosują[c] [się] do odmian w naukach zdarzających się, trzymają się ściśle co do wewnętrznego urządzenia się do (s) odwiecznie zaprowadzonych formalności. jeśli żądamy widzieć pomyślny zamiarów naszych skutek, należy nam tąż udać się drogą. Niech więc nikogo odtąd nie dziwi, iż Naczelnicy będą pilnować najdrobniejszych szczegółów w formalności; owszem, członkowie czynni, teraz obecni, zechcą im dopomagać, przykładem swoim i wpływem przywodząc nowych członków do świętego zachowania drobniejszych na[wet] reguł prawa i nadając tym regułom całą powagę i moc, i świętość. Takowe przestrzeganie formalności stanie się na potem najsilniejszą zachowania i wykonywania praw rękojmią. Zachowany jest w historii przykład Lacedemona, który doścignąwszy na placu nieprzyjaciela, co mu brata zabił, chwyta go, podnosi miecz. Wtem dano znak odwrotu. Posłuszny rycerz cofa wyniesioną prawicę i upuszcza z rąk bratobójcę. Tacy to obywatele — dodaje Rousseau — uczynili prawa Likurga niezgwałconymi, a Spartę całej Grecji panią.
+
+Oprócz zaprowadzenia ducha porządku, ścisłości, należy jeszcze wywierać wpływ na duch pism nowych kolegów naszych. Wydział pierwszy, i sztuki piękne, i literaturę, i filozofią razem dotychczas uprawiając, ma się trzymać pewnych zasad w materii tak ważnej i obchodzącej Towarzystwo, przy jego zwłaszcza obszernych widokach. Liberalność powinna być u nas pielęgnowaną, wolność zdan zupełną; ale ta wolność zdan ma być kierowana zawsze czystą moralnością. Gwałtowne i częste powstawanie przeciwko przyjętym opiniom zaprowadziłoby u nas niebezpieczną zuchwałość, która pominąwszy inne nieprzyzwoitości szkodzi nawet doskonaleniu się umysłowemu, naszemu najpierwszemu celowi, nadając wszelk[…..] lekkość i zbyteczne o siłach sw[oich] [rozumienie]. Stąd, lubo nie można zabraniać wolnemu zdań i myśli otworzeniu, gdyż duch większej liczby członków takowe zdania, jeśli są niedorzeczne, potrafi odmienić i nagiąć, ale naczelnicy, mocą przez prawo sobie nadaną, będą wstrzymywać umieszczanie pism takowych w aktach, jako mogącyclr szkodliwie działać na duch Towarzystwa.
+
+Wszelkie pisma albo mają do zabawy służyć, albo do nauki, i te ile można niech cechę gruntowności noszą. 'Wszelkie tłumaczenia drobne, rozprawki ogólne, nic nie znaczące, myśli z rożnych miejsc wybrane i w jedno skupiane, słowern, wszystko to, co starrowi materiały dzisiejszych pism periodycznych krajowych, powinny być żle u nas — przyznawane. Krótka, ale gruntowna i pracowicie napisana robota waży więcej niż liczne tego rodzaju płody […..] ma na przyszłość w Towarzystwie panować; ożywiać go i utrzymywać będzie usiłowaniem naczelników, którzy spodziewają się, że im nie odmówicie najskuteczniejszej pomocy.
+
+
+
+4 [PROJEKT INSTRUKCJI DO UKŁADANIA WIADOMOSCI NAUKOWYCH]
+
+[przedstawiony Rządowi z początkiem grudnia 1818 r.]
+
+1. Pisma periodyczne, mające służyć za źródło naukowych Wiadomości, podzielą się naprzód na zagraniczne i krajowe.
+
+2. Pisma zagraniczne `rozdane będą członkom obu wydziałów stosownie do rodzaju pism, jeśli te szczególniej o literaturze lub fizycznych naukaich traktują; jeśli nie, uważać tylko potrzeba na język, którym są pisane, i stosownie do tego członkom, ten lub ów język posiadającym, rozdać.
+
+3. Członkowie mający pismo obowiązani są krótko wypisać materie w nim traktowane, ile im czas pozwalać będzie. 4. W tych wypisach pierwszy mieć wzgląd potrzeba [1)] na rodzaj dzieła, którego treść lub recenzja w gazecie jest umieszczoną; 2) na język, w którym to dzieło jest pisane, do czego należą uwiadomienia krótkie o nazwisku autora, roku i miejscu wydania, tudzież o cenie pisma, jeśli to być może; 3) wady dzieła albo zalety, tudzież, czyli się w czym ściąga do języka, literatury albo narodu polskiego.
+
+5. Format na takowe pisma powinien być z Rządu wyznaczony wszystkim jednostajny.
+
+6. jeśli co w gazecie uzna autor za bardzo ważne i zechce o tym obszerniej napisać, policzonym mu to będzie za Wiadomości naukowe i razem może być czytane jako pismo darowane.
+
+7. Wiadomości naukowe mają się tak rozłożyć, iżby oddawane były nie razem, ale następnie po sobie, i na posiedzeniach naukowych od Sekretarza czytane.
+
+8. Sekretarz zebrane wiadomości układać będzie w porządek i króciutki na końcu regestr przyłączy.
+
+9. Na posiedzeniach powszechnych nie omieszka ogólnej o nich dać wiaclomości.
+
+10. Członkom wolno takowe wiadomości u sekretarzów przezierać; jeśli sekretarz wziąć pozwoli, stanie się to pod jego odpowiedzialnością. iż na pierwszą rekwizycją odzyskane będą.
+
+11. Potrzeba wyznaczyć jednego członka, który by pisma periodyczne rozdawał i po terminie umówionym odbierał.
+
+12. Punktualne i dokładne oddawanie Wiadomości naukowych uzyska dla członka publiczną z Rządu pochwałę. Co do pism krajowych, członkowie biorący je obowiązani będą przy każdym artykule dać o nim swoje zdanie z krótkim wyłożeniem powodów, którymi był do tego skłoniony. jeśli okoliczności dozwolą, należy się starać o zmienianie pism u członków, ażeby raz zagranicznych, drugi raz krajowych pism używając, w oboim rodzaju pisania wprawy nabywali.
+
+Jeśliby pisma nie wystarczały wszystkim członkorn, należy je kolejno rozdawać, ażeby zawsze praca jednostajną była.
+
+
+
+5 INSTRUKCJA DO UKŁADANIA WIADOMOŚCI
+NAUKOWYCH
+
+[przyjęta i uchwalona na posiedzeniu Rządu z dnia 11 grudnia 1818 r.]
+
+1. Wiadomości naukowe są to doniesienia, tak krajowe jak i zagraniczne, o wszelkiego rodzaju wypadkach mogących interesować Towarzystwo, w szczególności zaś o uczonych pracach, wynalazkach i postrzeżeniach.
+
+2. Wiadomości takowe, razem zebrane, mają wystawiać stan obecny i postęp powszechnego oświecenia.
+
+3. Źródła do czerpania WViadomości naukowych są dwojakiego rodzaju: a) pisma periodyczne krajowe i cudzoziemskie, b) nowe dzieła, prospekta, korespondencje prywatne i wszelkie prywatną drogą odebrane doniesienia.
+
+4. Pierwsze, to jest pisma periodyczne, udzielają się od Towarzystwa. Obowiązani są więc członkowie używać ich dla wspólnego pożytku według następujących przepisów:
+
+5. Naczelnik wydziału albo inna osoba od Rządu wyznaczona, podług szczególnego rządowego postanowienia rozda każdemu z członków po jednym lub więcej pism periodycznych krajowych lub cudzoziemskich.
+
+6. Członek odebrawszy rzeczone pismo będzie z niego układał Wiadomości naukowe. Naprzód wymieni numer pisma, rok, miesiąc, dzień, miejsce, gdzie się wydaje, i format, w którym się wydaje, namieniając pokrótce: [1)] o jego celu, układzie i osobach redagujących; 2) o dziełach, których treść lub recenzja w piśmie periodycznym jest umieszczona; 8) o języku, w jakim to dzieło jest pisane, do czego należą wiadomości biograficzne i bibliograficzne: o nazwisku autora, miejscu jego przebywania etc., o roku i miejscu wydania dzieła, o jego cenie i formacie; na ostatek wady lub zalety pisma, to z recenzji gazeciatskiej wyjęte, już to własne.
+
+7. jeśliby co do doniesień pod numerem szóstym wyrażonych żadna nie zaszła odmiana, autor odeśle czytelnika do poprzedzającego numeru swoich Wiadomości, w którym to jest wyrażonym.
+
+8. jeśli w piśmie periodycznym znajdują się recenzje, pisarz z niego czerpający ma się starać, ażeby zebrał główniejsze rysy i uwagi recenzenta; reszta zostawia się jego woli. jeśliby zaś chciał kto własne pisać uwagi, te mogą być krótkie lub dłuższe, w jakimkolwiek bądź sposobie napisane, według chęci i możności autora.
+
+9. Członkowie czerpający z pism krajowych nie tak ściśle obowiązani są wypisywać treści zawartych artykułów, ale powinni nad artykułami i recenzjami własne czynić uwagi, przestrzec krótko o zaletach i wadach i przestrzeżenia dowodami poprzeć.
+
+10. jeśliby pisarzowi upodobało się zrobić obszerniejszy wyciąg z doniesienia lub recenzji jakowej, zaniedbać nie może doniesień powyższymi artykułami okryślonych. jeśliby zaś chciał dokładniej własne postrzeżenie wyłożyć, postrzeżenie to może mu służyć za Wiadomość naukową miesięczną i razem czytać się będzie na posiedzeniach jako pismo darowane.
+
+11. Nie mają miejsca w Wiadomościach naukowych wszelkie doniesienia tyczące się polityki gabinetowej i dyplomatyki terażniejszej, tudzież religii wyznań chrześcijańskich, chybaby doniesienia takowe miały konieczny z innyrni związek; i w tym jednak przypadku Naczelnik według swego sądu wykryślić je moze.
+
+12. Po artykułach wyczerpanych z pism periodycznych następuje własny artykuł pisarza pod tytułern: Rozmaitości, w których mogą się zawierać doniesienia tyczące się numeru trzeciego litery b) niniejszej instrukcji.
+
+13. Wiadomości naukowe nie mogą zawierać mniej nad trzy stronice; obszerniejsza praca będzie poczytana na szczególną przysługę Towarzystwu.
+
+14. Format ma być ten sam, jaki się zachowuje w pismach szczegółowych. U wierzchu napis: Wiadomości naukowe z roku NN. miesiąca NN. od członka NN. wydziału NN.
+
+15. Wiadomości naukowe oddają się Sekretarzowi wydziałowemu ostatnich dni każdego miesiąca.
+
+
+
+6 INSTRUKCJA SEKRETARZOM
+WYDZIAŁOWYM TYCZĄCA SIĘ WIADOMOŚCI
+NAUKOWYCH
+
+[przedstawiona Rządowi 11 grudnia 1818 r.]
+
+1. Sekretarz wydziałowy jest bezpośrednim dostrzegaczem porządku i ścisłości w oddawaniu Wiadomości naukowych od członków swego wydziału.
+
+2. Sporządzi zatem listę, w której nazwisko członków, pisma od nich wzięte i czas oddawania ma być wyrażony; będzie pilnował dopełnienia instrukcji i każdego członka regularność, odwłokę lub zaniedbanie wypisze i Naczelnikowi poda.
+
+3. Zebrawszy Wiadomości każdego miesiąca, ułoży je w porządek podług daty, z napisem u wierzchu: Wiadomości z miesiąca N. roku N. wydziału N. członków NN. z pism N. — Na końcu króciutki regestr przyłączy.
+
+4. Będzie wybierał do czytania wiadomości naukowe na posiedzeniach w takim porządku, ażeby jedne po drugich ciągle były wydziałowi komunikowane.
+
+5. Zostawi członkom wolność przeglądania u siebie o naznaczonej godzinie naukowych Wiadomości. Jeśliby mu się podobało udzielić ich na czas jaki, powinien się zabezpieczyć, iż na pierwsza rekwizycję zwrócone będą; w przypadku albowiem nieakuratności w rewizji archiwum Sekretarz będzie Rządowi odpowiadał.
+
+6. Przed posiedzeniem powszechnym uczyni Sekretarz krótki raport o Wiadomościach naukowych, włączając go do ogólnego sprawozdania.
+
+
+
+7 INSTRUKCJA DLA CZŁONKA
+TRUDNIĄCEGO SIĘ WYDAWANIEM I ODBIERANIEM
+PISM PERIO[DYCZNYCH]
+
+[przedstawiona Rządowi 11 grudnia 1818 r.]
+
+1. Członek czynny, od Rządu wyznaczony, mający się trudnić bezpośrednią komunikacją pism periodycznych z członkami wydziału, zrobi u siebie listę takowych członków, a obok niej regestr pism periodycznych z wymienieniem, w jakim czasie do jego rąk dochodzą, w jakim muszą być zwrócone i jakim członkom są udzielane.
+
+2. Ma się znosić zawsze z Naczelnikiem i Sekretarzem; u pierwszego radzić się względem rodzaju pism, jakie ma członkom udzielać, drugiemu przesyłać regestr pism i członków.
+
+3. Jeśliby kto albo w odbieraniu, albo w oddawaniu pism periodycznych jakową nieregularność popełnił, członek spostrzegłszy to ma natychmiast Naczelnikowi odraportować.
+
+4. Ile możności starać się należy o częste pism zmienianie, to jest ażeby członkowie raz tych, drugi raz innych źródeł używając, wprawiali się w oboi sposób pisania.
+
+5. Jeśliby pisma nie wystarczyly wszystkim członkom, należy je kolejno rozdawać, ażeby praca zawsze była jednostajną i równą.
+
+
+
+8 [POWITANIE JANA CZECZOTA JAKO CZŁONKA
+CZYNNEGO]
+
+[na posiedzeniu administracyjnym wydziału I 12 stycznia 1819 r.]
+
+Szanowny towarzyszu i bracie nasz!
+
+Koledzy, których tu zgromadzonych widzisz, stawią się dziś przed tobą w nowym charakterze. Poznawszy wprzódy twoje zdolności, a teraz gorliwość, chęć dobrą, szlachetne serce i uczciwy charakter, wynoszą cię na stopień członka czynnego Towarzystwa Filomatycznego.
+
+Towarzystwo to zawiązało się w najpiękniejszym celu przyniesienia pożytku krajowi, rodakom i nam samym; obrało do tego najpiękniejszą drogę, to jest drogę oświecenia. Ale zastanowić się wypada, czyli drogi tej wyłącznie trzymając się, uskutecznimy, cośmy zamierzyli. Nieszczęściem, umysłowe nasze działania są najściślej ze światemzmysłowym połączone. Nie możemy bezpośrednio wyjawiać większej masie ludzi myśli i uczuć naszych. Jedni wynaleźli piękny sposób udzielania ich drogą pisma, drudzy ludzie, nie mogąc sięgnąć tam, gdzie się tworzą myśli i gdzie jest siedlisko uczuć, wynaleźli okropny sposób przeszkadzania, ażeby się te uczucia i myśli drugim nie objawiły. A tak włożono kajdany na dusze i na serca nasze. — Każdy z osobna pracując, choćby z najgorętszą chęcią, kiedy wszędzie napotka zawady, a nigdzie pomocy, prześladowany od ludzi, którym nie widzi oparcia się sposobu, trudzony pracą, której nie widzi pożytku, kiedy mu zabraniają działać, kiedy przeszkoda w działaniu' zabrania myśleć, przestaje nareszcie działać i myśleć, traci odwagę, przestaje być człowiekiem, bo zarzuca uprawę najszlachetniejszej części człowieka.
+
+Ażeby tak okropnej kolei uniknąć, połączyliśmy drobne siły nasze, postanowiliśmy wspierać siebie nawzajem, oświecać, zachęcać i wspólnie działać. Ale i ten związek, potężniejszy daleko od każdego z nas z osobna, gdyby się tylko pracą naukową zatrudn[iał], trudno mu byłoby się utrzymać. Obaczmy, kto go teraz składa? Ludzie, których całą zaletą jest tylko cicha praca i gorliwość. Obaczmy, kto go dokoła otoczył? Ludzie nikczemni, którzy nie mogąc wznieść się do szlachetniejszych uczuć i wyższych zamiarów, postanowili wszystko, co jest szlachetnym i wyższym, przytłumiać i wykorzeniać. Filozof przedstawiając te smutne myśli zapala się nieprzebłaganą ku ludzkiemu rodowi nienawiścią; ale kto mimo nienawiści nie zraża się i pragnie dobrze ludziom złym czynić, jest według mego zdania daleko większym filozofem.
+
+Kiedy więc Towarzystwo, działając tylko umysłowo i odrębnie, pracując tylko nad naukami, tyle znalazłoby przeszkód, a cóż, gdybyśmy daleko obszerniejsze i ważniejsze rozwinęli zamiary, gdybyśmy nie jak owi dzicy ludzie, którzy chcąc gatunek drzewa poprawić, owoce cukrem napuszczają, a nie wiedzą, że w pniu i podstawie jest siedlisko goryczy lub słodkości, gdybyśmy — mówię — dobro dobrym sposobem chcieli zaprowadzać, pociągać do nas młodzież, wpajać jej chęć do pracy, przytępiać egoizm, wskrzeszać narodowość, gdybyśmy… lecz czyż wyliczyć zdołam, ile przed nami jest wielkich do wykonania rzeczyl Wtenczas nie dość talentów, nie dość nawet dobrych chęci; trzeba przezorności i rozwagi, trzeba działać w pewny a zawsze jednostajny sposób, podług pewnych a zawsze jednostajnych prawideł, na pewnych a zawsze jednostajnych zasadach. Tak działać nie wszyscy są zdolni. Towarzystwo tedy w obszerniejszym widoku podziela się na dwie wielkie klasy, a wszyscy członkowie uważażjąją się pod dwojakim względem: jedni mają nasz gmach uświetniać, drudzy, uświetniając, wewnątrz porządkować i od zepsucia chronić; jedni mają go coraz wyżej posuwać, drudzy, wyżej posuwając, coraz głębiej fundamenta w ziemię popychać; tamtym potrzeba talentów, tym talentu, odwagi, stałego umysłu, a nade wszystko cnotliwego serca. Którzyż z nich, pytam się, są drożsi Towarzystwu? którzy więcej i większych mają obowiązków? których na koniec wybór jest trudniejszym? Człowiek z talentem łatwo daje się poznać z postępowania, z rozmów, z pism swoich, ale dusza, ale charakter, jakże są głęboko ukrytel Te sztuczne rnarionetki, ludźmi zwane, ściskają nas przyjacielsko, uśmiechają się, płaczą; ale u spodu tćatru siedzi egoizm, chciwość lub duma, poruszająca sprężyny władnące osóbką. Jakiż więc wybór, powtarzam, czyli człowieka z talentem, czyli z talentem i charakterem szlachetnyrn, jest trudniejszy i większej wagi? Ten wybór padł na ciebie, Janie Czeczocie, kolego i bracie nasz!
+
+Ustawy pokażą, jakie miejsce zajmujesz w Towarzystwie, jakie są twoje obowiązki i jak je masz wypełniać. Ja się ograniczę na wyłożeniu ci, iż tak rzekę, katechizmu członka czynnego, to jest zasad, których masz w postępowaniu swoim trzymać się upornie i stale.
+
+Okoliczności nieszczęśliwe, w których zostaje kraj nasz, działały i działają okropnie na upodlenie rodaków. Umysł, unoszący się dawniej do wielkich rzeczy, dziś zepchnięty i ograniczony własnym interesem, czołga się przed zyskiem i własnej tylko słucha miłości. Odkryj się przed kim z wielką myślą, z wielkim zamiarem: co byś miał w nim uczucie wyższe obudzić, obudzisz uśmiech obojętnościl Te podłe istoty tak dobrze znają swoją wartość, iż między wielką rzeczą a między sobą śmieszny upatrują kontrast, i stąd to powiedział Homer, iż bogowie każdemu niewolnikowi połowę duszy natychmiast odbierają. Pierwszym więc twoim będzie usiłowaniem, ażebyś wydźwignął się z tej przepaści lekceważenia wszystkiego i drugim do wydżwignienia się dopomógł. Wmówić w człowieka, iż jest zdolnynl, nie mówię, do wykonania wielkich rzeczy, ale przynajmniej do myślenia o nich, już jest wielką rzeczą. 0 to się zawsze staraj; uważaj Towarzystwo jak rzecz wielką i świętą. Tak twoim przykładem wpoisz korespondentom cześć ku niemu i gorliwość o jego dobro. Jedno słówko obracające w żart cele Towarzystwa lub jego formalności jest okropnym ciosem. Wystrzegaj się tego na zawsze! Niech korespondenci mają sobie nie za żart, ale za zaszczyt, iż należą do związku naszego.
+
+Drugą nieodbitą i ważną rzeczą jest okazywanie uszanowania powadze urzędników w Towarzystwie; ambicja dziecinna nie ma tu miejsca, ale porządek i byt Towarzystwa tego wymaga. Doświadczenie nauczyło, iż jak tylko stracą powagę urzędnicy, tracą razem powagę prawa, mocą których urzędnicy postanowieni zostali. Stąd obalenie królów uprzedzało wszędzie obalenie zupełne na zawsze władzy królewskiej. Targnienie się na przywłaszczoną świętość papieżów pociągnie za sobą targnienie się na religią.
+
+Do tych uwag dodam jeszcze, iż głównym obowiązkiem twoim będzie pozyskanie przyjażni i zaufania korespondentów. Jak tylko Towarzystwo uznało kogo za członka, powinieneś uważać, iż jest wart tego, i szanować wybór, choćbyś inaczej rozumiał; bo każdy będący w jakimkolwiek towarzystwie część praw swoich ogółowi poświęcać musi. Nie przestawaj jednak badać ściśle charakteru korespondentów. Gdyby byli w czym nieodpowiedni Towarzystwu, powinieneś dlatego uważać ich za godnych stopnia korespondenta, bo tak Towarzystwo uważa; ale powinieneś znowu wszelkimi sposobami przeszkadzać, ażeby podobny korespondent nie wdarł się na członka czynnego. Wszakże gdyby Towarzystwo i to uczyniło, masz go zaraz uważać za odpowiedniego stopniowi, na który wyniesionym został; bo sąd większości, to jest sąd Towarzystwa, powinien być szanowany, a twoje mniemanie mogło cię mylić.
+
+Pomimo wszelkiej poufałości i przyjażni, którąś winien członkom niższego stopnia jak ich kolega, strzec się należy, ażebyś nie uważał się za równego im co do spraw Towarzystwa. Ta to nierówna równość jest tajemnica ustaw naszych i zasada związku.
+
+Dotąd nlówiłem jak Naczelnik do czynnego członka. jeśli w tym miejscu, poświęconym obradom tyczącym się ogólnego dobra, mogę odezwać się do ciebie jak przyjaciel do przyjaciela, nader słodką zapewne i nader chlubna dla nas obu odnowiłbym pamiatkę niezachwianej przyjaźni, która ’od lat dziecinnych stale nas dotąd wiazała i wiąże. Nie masz przyjaźni między podłymi — mówi Rousseau — ich powiazanie się jest tylko tymczasowe; są to wilcy, którzy pożarłszy silniejszą od siebie bestią, znowu się rozbiegają”. My nie rozłączyliśmy się dotąd i nie rozłaczymy się nigdy. Jest w naturze serc czułych skupiać koło siebie wszystko, co mu najmilsze. Przyjacielul oto są moi przyjacielel Spodziewam się, iż pozyskasz przywiązanie, nie zawiedziesz ich ufności, będziesz takim, jakim ci być każą święte dla ludzi czułych prawa przyjaźni i święte dla członków prawa Towarzystwa.
+
+
+
+9 [WIADOMOŚC O CZYNNOŚCIACH WYDZIAŁU 1]
+
+[OD 15 LISTOPADA 1818 R. D0 13 STYCZNIA 1819 R.]
+
+[czytana na posiedzeniu powszechnym 13 stycznia 1819 r.]
+
+Zdając sprawę z czynności wydziału pierwszego, winienem Towarzystwu przedstawić, cośmy zdziałali, co działamy i co na przyszłość zamierzyliśmy działać.
+
+Administracja albo czynność tycząca wewnętrznego porządku, jako ważniejsza, pierwsze zajmuje miejsce. W teraźniejszych okolicznościach, kiedy się wydział ogranicza miejscem swego pobytu, dalej albo żadnych, albo małe jeszcze rozciągając wpływy, jego przedsięwzięcia, jego widoki tym samym ograniczać się muszą. jakoż zakres czasu między ostatnim posiedzeniem powszechnym a dniem dzisiejszym upłyniony poświęciliśmy, co się tycze administracji, na ścisłe zastosowanie i wprowadzenie w egzekucję ustaw dotychczas jeszcze nie egzekwowanych. Na przyjętych raz zasadach staramy się utrzymać i formalność, matkę porządku, i porządek, zasadę wszelkiego stowarzyszenia między istotami rozumnymi.
+
+Ta to formalność, trudna wprawdzie do zapro[wadzenia], ale gdy ją raz zaprowadziemy, utrzymująca się sama przez się, jest podobno cecha odróźniającą nasze Towarzystwo od innych, tak często zawiązowanych (s) i rozrywanych pomiędzy młodymi związków; ona najsilniej wraża we wszystkich ducha ustaw, najsilniej służy do wytępienia i wykorzenienia z nas wszelkiej płochości, tej to powszechnej niewolniczego rodu zarazy, która jest, jak mi się zda[je], najczęściej skutkiem płytkiego umysłu i spodlonego serca, a której świetne wieki dla cnót i rozum[ów] nie znały. „Quod prisca aetate (Cicero in Epistola ad Caium fr[atrem]) populo Romono suavissimum,barbaris autem maxime admirationi fuit, adolescentes nostros non solum in occupationibus, quae mentem masculam postulant, sed etiam in oblectaminibus atque lusu puerili tanta cum gravitate, modestia et animi magnitudine se continuisse, ut nemo esset, quin eos terrarum leges imposituros dubitaverit”.
+
+Tak tedy powaga i skromność była zawsze zaletą szlachetnej i myślącej młodzieży.
+
+Zaprowadzając tedy ścisłą formalność i wypełniając przepisy ustaw, myślał razem wydział pierwszy o pomnożeniu grona swego; jakoż został proponowanym Ignacy Małcużyński. Przyjęto na korespondenta Chodżkę i do Rządu o potwierdzenie przesłano. Postąpił na stopień członka czynnego Jan Czeczot, którego dziś wydział, stosownie do ustaw, na posiedzenie powszechne wprowadza i kolegom wydziału drugiego zaleca.
+
+Co do zatrudnień naukowych, literatura, filozofia i prawo dotychczas członków pierwszego wydziału zajmują. Ta gałąź nauk, obchodząca tyle ludzi i działająca najpotężniej na ich mniemania i ustanowienia towarzyskie, jest wielkiej wagi dla naszego związku. W ogólności trzymamy się ciągle zasad wyciągnionych z ducha praw i na przeszłym posiedzeniu wyłożonych, zasad, mówię, liberalnych i skromnych; w szczególności zaś lata nasze młode, nie wzbogacone doświadczeniem i potrzebną nauką, dozwoliły uprawiać szczęśliwiej twory wyobraźni i talentu. Stąd poetyckie roboty przynoszą największą wydziałowi naszemu chwałę i kilku członków ukazało wiele rokujące zdolności. Krótki przeciąg czasu, przeszkody, z którymi walczyć każdy z nas musi, opóźniły nieco oddanie robot tyczących się filozofii i prawa, które więcej prac i namysłu wyciągają; opóźnienie to nie zrobiło żadnego w wydziale zamięszania i prędko zostanie poprawione.
+
+Robotę powszechną rozpoczęliśmy w czasie przepisanym; jeśli nie wszyscy mogą złożyć ilość ustawami naznaczoną, wymawia mała znajomość języka niemieckiego, o czym wydział Rządowi donieść nie zaniecha, co przecież z postępem czasu, przy ciągłej gorliwości, przestanie być przeszkodą.
+
+Składka pieniężna złożona i kasjerowi przesłana. Opóźnienie członków niektórych było skutkiem mniej przyjaznych okoliczności. Takie były działania, zamiary wydziału naszego, szczupłe dotąd, ale szybko wzrastające. Kończę moje sprawozdanie oświadczeniem szczerym wdzięczności członkom kolegom, którym mam zaszczyt z polecenia Rządu w wydziale przewodniczyć, i zachęceniem, ażeby nadal z równą postępując gorliwością, nie dali się uprzedzić w pięknym zamiarze przyniesienia sławy i pożytku świętemu związkowi naszemu.
+
+
+
+10 [O USTAWACH DLA KORESPONDENTÓW]
+
+[między 18 a 29 stycznia 1818 r.]
+
+1. Korespondenci mają to tylko wiedzieć, co się tyczć directe naukowych obowiązków albo jest z niemi ściśle złączonym.
+
+2. Nie powinni wiedzieć wszystkich środków, których wydział we względzie naukowym użyć może.
+
+3. Powinni wiedzieć, iż się różnią od członków czynnych, a nawet główne różnice, chociaż w najogólniejszy sposób.
+
+4. Powinni wiedzieć, kogo słuchać mają i kto im na jakich zasadach rozkazuje.
+
+5. Stąd muszą wiedzieć, iż członkowie czynni zgromadzają się czasem, bo wiedzą skutki tych zgromadzeń, na przykład obiór członków, urzędników etc. etc.
+
+6. Członkowie [korespondenci] są członkami wydziału. Z poprzedzających uwag wpadłem na myśl, która mnie i dawniej przychodziła, to jest ażeby korespondentom nic nie dać wiedzieć o Prezydencie. Zrobiłoby to wielką odmianę w ustawach, ale zastanowić się nad nią godzi. Bo naprzód Prezydent żadnego z wydziałem co do naukowych spraw nie ma związku; urządzenia i instrukcje wszelkie mogłyby przechodzić przez posiedzenia administracyjne. Nadto w stanie terażniejszym Towarzystwa Prezydent jest czczą osobą w oczach korespondenta i nie wiadomo na co potrzebną; wielkim zaś jest prawidłem, iżby nie dawać wiedzieć nic, co nie jest koniecznie potrzebnym. Prawda, iż od Prezydenta wspólnie z Radą są wybierani na[czelnicy], ależ o Radzie postanowiliśmy członkom korespondentom nic nie mówić. Trudno tedy pojąć, jakim sposobem uwiadomiemy im (s), skąd się biorą naczelnicy wydziałowi? Napisać, że Prezydent ich mianuje, będzie fałszem albo przynajmniej będzie im krzyżować wyobr[ażenia], to jest inaczej teraz aniżeli potem rzeczy sobie wyobrażą; jeśli coś namienimy o Radzie, będziemy się musieli długo o niej rozpisać i wiele niepotrzebnych rzeczy korespondentom odkryć. Mnie się więc zdaje, ażeby przyjąć inny systemat albo raczej dawny surowie okryślić, to jest uczynić korespondentów członkami tylko wydziału. Stąd niech sobie [wiedzą], że jest inny wydział jeszcze; ale czy te wydziały są z sobą koniecznie połączone i na jakich zasadach, to przed. nimi zakrytym być powinno. O Prezydencie i Radzie wzmianki żadnej; bo i teraz mówiliśmy tylko, że jest Prezydent reprezentantem Rządu. WVyrażenie bardzo ciemne, którego przecież odmienić w ustawach nie można; ja bym życzył je zupełnie opuścić. ‘Wszelkie zalecenia rządowe tyczące się gałęzi naukowych (choć takich zaleceń jest niewiele, bo instrukcje mają się podług ustaw pisać w samym wydziale, a Rząd tylko zatwierdza), wszelkie, mówię, zalecenia takie szłyby na posiedzenia administracyjne, a stąd dopiero, jako zalecenia Naczelnika, wnoszone by na posiedzenia — naukowe były sposobem mającym się przepisać.
+
+Uważywszy dopiero zalecenia rządowe, postrzegam wielką niedorzeczność w tym, iż pisze [się]: z Rządu”, a korespondenci nie wiedzą, co to jest Rząd i czy go słuchać potrzeba. Poszło to stąd, iż zakryliśmy przed nimi zupełnie posiedzenia administracyjne, bliższe ich, a odkryliśmy nieco Rząd, bardzo daleki. Ja chciałbym zrobić w tym niejaką odmianę. Nie można, jak wyżej mówiłem, przed korespondentami zataić zupełnie posiedzeń członków czynnych, bo na tych posiedzeniach wybierają się urzędnicy; potrzeba o tym wyborze korespondentów uwiadomić. Pozna każdy, iż ten wybór uskutecznił się na osobnym czynnych członków zebraniu. Toż samo i o sądzeniu członków mówić można. Radziłbym więc powiedzieć w ustawach dla korespondentów, iż członkowie czynni miewają swoje narady osobne, dla obioru urzędników i sądzenia przewinień kryminalnych.
+
+Artykuł 2. Członkowie czynni uwiadamiają wydział o obranym urzędniku lub osądzonym członku.
+
+Takim sposobem uwiadomiono by korespondentów, iż wchodzi w obowiązki Naczelnik nowy, taki a taki, nie wymieniając, przez kogo obrany; będą się domyślali korespondenci, iż przez członków czynnych — niech się domyślają; lepiej ogólnie rzecz okryślió niżeli fałszywie, niżeli np. mówić, że jest obrany od Rządu, nie powiedziawszy, co to jest Rząd, albo od Prezydenta, co by było fałszern.
+
+Nie stoję upornie przy tej propozycji, jakkolwiek bądź upatrzyć należy sposób zapobieżenia niedorzecznościom, które wytykałem, a to nawet wprzódy niż przyjdzie do poprawienia szczegółów, gdyż te z poprzedzającego wynikają.
+
+
+
+11 [DALSZE UWAGI O USTAWACH
+DLA KORESPONDENTÓW]
+
+[około 29 stycznia 1819 r.]
+
+Com myślał o konstytucji wydziałów, przełoży-łem na przeszłym zebraniu; dodałem także, iż bynajmniej za tym planem nie obstaję. Zgadzam się, iż wiele przeciwko niemu jest trudności, niektóre nawet nowe sam odkryłem. Chciałbym jednakże ciągle nie spuszczać uwaśi, a może z rozmaitych zdań wynajdziemy szczęśliwe medium. Niedostatek czasu nie pozwolił mi ułożyć systematycznie moich myśli, piszę więc je w takim porządku, w jakim do głowy mi przychodzą.
+
+Naprzód między innymi zarzucano, iż członkowie korespondenci dośledzą czynnych, jeśli im odkryjemy choć w części wpływ i znaczenie członków czynnych. Ta bojaźń nie jest słuszną, bo obiór urzędników, o którym powiemy, iż do członków czynnych należy, co rok ledwie raz się odbywa, a zatem niewiele do śledzenia zostawi czasu korespondentom; sądzenie zaś bardzo zdarza się rzadko.
+
+Zastanowiwszy się przecież nad zdaniem jednego z nas, iżby lepiej napisać w ustawach, że Naczelnik obiera sędziów naznaczoną liczbę, a w ustawach administracyjnych wyrazić, iż Naczelnik czynnych tylko obrać może, zważywszy, mówię, ten projekt, uznałem go za słuszny, nie dający korespondentom czuć ich niższości, kiedy tego nie ma potrzeby, i rozwiązujący ważne pytanie, jakim sposobem wyrok czynnych członków korespondentom komunikować. Jeślibyśmy powiedzieli, iż jest na osobnym zebraniu czynnych ustanowiony, dalibyśmy przez to więcej powodów do ciekawości korespondentom; prócz tego sąd takowy wyższy, od którego są korespondenci wyłączeni, zawsze mógłby być poczytywany za wątpliwy i może niesłuszny, a przynajmniej bardzo despotyczny. Przyjąwszy zaś zdanie, które wyżej wymieniłem, wszystkie te uchylają się trudności.
+
+Zarzucano, iż wydziały bardzo odrębne; kiedybyśmy związku między nimi w ustawach korespondenckich nie wymienili, ciekawości i chęci członków korespondentów nie zaspokoją. Prawda; ale ja zawsze uważam korespondentów albo za doczesnych, którym krótkie trwanie w niepewności niewiele zaszkodzi i którzy, wyniesieni niezadługo na czynnych, poznają, co jest w istocie; i za korespondentów wiecznych, którzy nigdy nie będą wyżej posunieni, a przynajmniej bardzo długo muszą być próbowani. Wskazanie to na długie siedzenie w korespondenctwie musi być skutkiem jakiej niedostateczności albo wady charakteru korespondenta. Przed takim zaś, owszem, należy wszelkim sposobem ukrywać prawdziwy stan Towarzystwa i z zyskiem nam będzie, jeśli takowy korespondent zostaniewciągłych wątpliwościach i domysłach; co mu posłużyć może za bodziec do dalszej pracy i co mu Towarzystwo uczyni ciekawym, a czasem grożnym. Członek takimi powodami trzyma […..]
+
+
+
+12 [MYŚLI O PIŚMIE PERIODYCZNYM
+I O TOWARZYSTWIE SZĘŚCIU]
+
+[przedstawione Rządowi 29 stycznia 1819 r.]
+
+Ponieważ rzucone od jednego z nas myśli i w części rozważone otworzyly nową drogę w ustawach Towarzystwa, skąd wielkie (których jeszcze przewidzieć nawet nie podobno) zajdą w administracji wewnętrznej odmiany, życzyłbym więc, wziąwszy pod najczynniejszą rozwagę owe odmiany, dalsze urządzenia Komitetu piśmiennego co do jego wewnętrznych stosunków i zawisłości zatrzymać, a gotować jak najprędzej to, co się directe lub bardzo blisko części naukowej tycze, ażeby ogólne przynajmniej położywszy zasady, komitet natychmiast tworzyć. Niech on pracuje nad planem pisma i nad wszystkim, co do poczynić odmiany, i razem wewnętrzne jego stosunki, postęputego należy; my, znosząc się, będziemy widzieli, jakie potrzeba jąc ciągle w rozwijaniu ustaw, ściślej odznaczać będziemy. Dobrze by było w tysiąc ośmset dwudziestym zacząć pismo; nie jest to niepodobną rzeczą, ale wymaga pracy, którą by komitet jak najprędzej mógł się zająć.
+
+Zaszła nagła okoliczność wtoczyła tu obcą wcale dyskusją, ale warta zastanowienia się. Towarzystwo od niejakich, jak mówi Zan, paniczyków utworzone (których wiemy osoby), zostało zwrócone ku ważniejszym celom i mieści w sobie kilka osób czynnych. Postanowiono wybierać więcej członków i napisać ustawy. Zanowi poruczono tę pracę, który zniósł się z nami i prosił o radę. Potrzeba tedy zabezpieczyć sobie wpływ nad tym stowarzyszeniem; ale w jaki sposób? Jest to właśnie trudną zagadką. Nie mówiliśmy prawie nic o podwydziałach; ja przewiduję względem ich ustaw wiele a wiele trudności. Nic także nie pomyśliliśmy o sposobach, jakimi działać mamy na obce towarzystwa: czy je niszczyć? czy pod wpływ zagarnąć? czy przeszkodzić ich wzrostowi i zawsze w jednostajnym utrzymywać stanie? czy dozwolić rozszerzać się? Trzeba nad tym mocno pomyślić i ogólny plan postępowania ułożyć. Tymczasem, zdaje się, iż sposobem stałym i niejako urzędowym na to paniczyków Towarzystwo działać nie wypada. Należy więc uważać je za przypadkowo zależące i członków stamtąd do naszego Towarzystwa wcielać, a na ich miejsce innych, dla wypróbowania niejako wprowadzać. Stąd wypada tak rzeczone Towarzystwo urządzić, ażeby nie przyszło (chociaż i bez tego nie przyjdzie) do rządu stałego, zwłaszcza klasyfikacyjnego. Wypada dalej urzędników często odmieniać, zostawić członkom wolność oddalania się z Towarzystwa bez ściągnienia na siebie kary. Stąd rys ogólny ustaw byłby:
+
+Towarzystwo zostało zawiązane w liczbie NN. Ma cel taki a taki. Obiera prezydenta co trzy miesiące i uznaje, czyli byt Towarzystwa jest nadal potrzebny. Obiera członków z wielką ścisłością. Każdy może oddalić się, oznajmiwszy wprzódy miesiącem. Prezydent nie może być dwa razy, raz po raz, prezydentćm. Pisma wszystkie mają być zabawne. Nie ma być nigdy podział na wydziały; trzeba temu w ustawach directe zapobiec, co wszakże i tym samym zapobiega się, iż wszelkie pisma będą zabawne. Składki żadnej nie potrzeba wspominać. Sekret ima Towarzystwo zachowywać, wszakże nie bardzo ścisły i obostrzony. Sekretarz patrzy, czyli pisma wszyscy z kolei oddają; w protokole niekoniecznie wielkie zachowywać porządki; pisma oddawać do archiwum, ale dlatego autor może z nimi co chcąc zrobić bez wiedzy Towarzystwa. Krytyki można by zaprowadzić. Głosowania na pisma nie potrzeba.
+
+Dać przy tym Zanowi obszerną instrukcją postępowania.
+
+Ja bym myślał, iż u nas nawet można by zrobić coś podobnego: wybrać na przykład, bez względu na wydziały, kilku członków, którzy by zgromadzali się niekiedy i czytali pisemka zabawne, choćby brane z archiwum wydziałowego. To zgromadzenie się miałoby kilka artykułów ustaw, żadnego związku z naszymi nie mających. Tam można by naprzód członków na pierwszą niejako próbę wprowadzać, stamtąd, poznawszy zdatność i gorliwość, na korespondenta awansować; w przeciwnym razie pozwolić mu nie bywać bez żadnego za to gniewu. Byłaby to szkoła pierwsza, jak mi się zdaje, bardzo wygodna dla nas i na sposób jej można by inne małe klubki otwierać albo utworzone (jak w teraźniejszym przypadku) urządzać. Bo korespondenta stopień, przywiązujący wiecznie do Towarzystwa i oznajmujący mu, iż jest Towarzystwo z kilku wydziałów złożone, już jest wysoki.
+
+Zresztą za powiększeniem się liczby członków uskutecznienie tego zamiaru byłoby coraz łatwiejsze.
+
+
+
+13 INSTRUKCJA DLA TOMASZA ZANA
+
+podług rządowych postanowień zapadłych na dniu 29 stycznia 1819 r.
+
+1. Celem Towarzystwa Filomatycznego, jak wiadomo, jest, mówiąc najogólniej, *dobro powszechne*, szczególniej *wzrost oświecenia i*, co między tym środkuje, przykładanie się droga oświecenia do wszczepienia *moralności*, narodowości etc. etc.
+
+2. Towarzystwo wywiera naprzód działania swoje na indywidua społeczeństwa, to jest na ludzi. Działanie to zależy najgłówniej na skierowaniu ich ku wyżej wymienionym celom, na wykorzenieniu nałogów przeciwnych, zachęceniu do pracy etc. etc.
+
+Oprócz działań na ludzi w szczególności, Towarzystwo wywiera działania na indywidua razem zebrane, to jest na inne Towarzystwa. Plan zatem najogólniejszy takowego działania będzie:
+
+Jeżeli inne Towarzystwa nie są zgodne z celem szlachetnym, od nas zamierzonym, jeżeli się mu directe lub indirccte przeciwią, przerobić je zupełnie; jeśli się nie dadzą przerobić, zniszczyć. jeżeli zaś Towarzystwa takowe w dobrym duchu zawiązane i do dobrego dążą, postawić je w takim stanie, w. jakim by najkorzystniej zamierzonych celów dojść mogły.
+
+Działanie na inne Towarzystwa odbywa się za pomocą członków naszego Towarzystwa, za poradą i dyrekcją rządu.
+
+Członek każdy użyty do działania ma naprzód pamiętać, w jakim celu działa; po wtóre niech zważa, iż wszedłszy do Towarzystwa Filomatycznego zaręczył starać [się] o utrzymanie jego bytu i świetności, a stąd niech pilnuje, aby nic nie uczynił sprzeciwiającego się wzrostowi i bytowi Towarzystwa Filomatycznego.
+
+Sprzeciwia się zaś naprzód: wejście do stowarzyszenia, które by mogło być użyte do zamierzonego od nas celu, i przyrzeczenie temu stowarzyszeniu absolutnej tajemnicy; bo naprzód tym sposobem zagrodzona jest naszemu Towarzystwu droga wywierania dobroczynnych wpływów, po wtóre członek, zobowiązawszy się do absolutnego sekretu, nie móg-łby wtenczas nawet go złamać, kiedyby w owym stowarzyszeniu ukartowano zgubę Filomatów.
+
+Sprzeciwia się wyjawianie zasad, podług których działamy, bo każde Towarzystwo tym działa czynniej, im działa tajemniej; w tajemnym albowiem działaniu wszystkie przeszkody są tylko przypadkowe, a usunienie tych przeszkód łatwe, bo systematycznie wykalkulowane, jak tylko zaś odkryją się zasady i środki działania, mogą natychmiast przeciwnicy zastawić nam przeszkody, także systematycznie wykalkulowane, a stąd do usunienia trudne. Słowem, każde Towarzystwo jest machiną, której części tym lepiej działają, im są bezpieczniej od wpływu szkodliw[ej] atmosfery i pyłu ukryte.
+
+Zdaje się zrazu, iżby można objawiać nasze princźpio i środki działania, jeśli nie szczególnym osobom, to przynajmniej stowarzyszeniom, ażeby i one naszą drogą poszły. Ale głębiej rzeczy wziąwszy na uwagę, kto tak sądzi, sądzi fałszywie; bo metod postępowania, wynaleziony od jakiego Towarzystwa, najlepiej i prawie wyłącznie służy temu Towarzystwu, które go wynalazło; bo postępując dawną drogą Towarzystwo może metod swój coraz doskonalić; jeżeli zaś go innym stowarzyszeniom wyda, samo utraci dzielny środek, a inni albo nie będą umieli cudzego wynalazku zastosować, albo go szkodliwie zastosują.
+
+Zważywszy to wszystko Rząd i zważywszy, iż Towarzystwo, o którym członek Zan doniósł, jest w dobrym duchu zawiązane i do jednego z nami dąży celu; ponieważ także Rząd od niejakiego czasu umyślił tworzyć w Towarzystwie naszym nowy stopień, to jest wybrać bez względu na wydziały kilku członków, którzy by jakby odłącznie od naszego Towarzystwa zgromadzali się i czytali rzeczy zabawne, można by tam naprzód nowych członków wprowadzać, a stamtąd dopiero na korespondentów awansować. I ponieważ krótkie ustawy dla tego stopnia są obmyślone, przeto uważać by można Stowarzyszenie Sześciu, o którym donosisz, uważać (s) niejako za taki stopień i z niego członków do nas przybierać.
+
+Główne zatem punkta ustaw dla nich potrzeba zaproponować takie:
+
+Prezydentem ma być z kolei każdy członek, po miesiącu lub po trzech miesiącach. Jeżeliby się nie zgodzono, obierać prezydenta, ale nie na dłużej jak na trzy miesiące.
+
+Pisma wszelkie powinny z nauka koniecznie zabawę łączyć. Na pisma można by robić krytyki, ale te nie w ścisłym porządku; wotowania wprowadzać na pisma nie należy.
+
+Sekretarz ma zapisować, co czytano na posiedzeniu.
+
+Pisma czytane nie przestają być własnością autora i może ich gdzie chce użyć; niekoniecznie je nawet składać w archiwum, a przynajmniej nie zaprowadzać w tym ścisłości.
+
+Starać się potrzeba, ażeby liczba była ud summum ograniczona, na przykład do dziesięciu, dwudziestu najdalej.
+
+Każdy członek może opuszczać Towarzystwo, oznajmiwszy się wprzódy, bez ściągnienia na siebie nic za takowy postępek; ten artykuł jest jeden z najgłówniejszych i starać się należy o jego utrzymanie.
+
+Członek Zan powinien wystrzegać się na zawsze tych wyrazów: wieczny, wieczność, wieczne Towarzystwo, członek etc. etc.
+
+Co trzy miesiące lub co rok Towarzystwo zgromadza się i nadal byt swój zatwierdza.
+
+Wybory powinny być ścisłe, np. trzy wota odrzucają.
+
+Trzeba się starać o zaprowadzenie szczerości, ufności etc. , wzwyczajanie powoli do porządku, ale nie wyjawiać nawet naszych porządków naukowych; niech one mają nowość w oczach przeprowadzonego do nas członka.
+
+Sekret trzeba nakazać, ale go nie obostrzać i kar nie przeznaczać za jego złamanie.
+
+O żadnej klasyfikacji nie wspominać w ustawach; jeśliby zaś chciano ją zaprowadzić, członek nie ma nic o tym radzić i zdawać się na większości zdanie.
+
+Jeśliby żądano nowych ustaw z klasyfikacją, członek będzie żądał udzielenia sobie żądań na piśmie, z których by ułożył ustawy.
+
+Potrzeba się koniecznie starać, ażeby został wprowadzony do owego Towarzystwa Onufry Pietraszkiewicz; jeśli nie będzie można, oznajmisz nam, dlaczego.
+
+
+
+14 [POWITANIE DOMINIKA CHODŹKI JAKO CZŁONKA
+KORESPONDENTA]
+
+[na posiedzeniu administracyjnym wydziału I 2 lutego 1819 roku]
+
+Towarzystwo, do którego wezwanym zostałeś, szanowny kolego i nowy bracie nasz, co do zasad swoich i co do ducha z ustaw już ci znajome, spodziewa się, iż uświetniając go (s) twoimi talentami, przez gorliwość i szczerą chęć dobra ogólnego przyczynisz się razem do jego utrwalenia i wzrostu.
+
+Wielki zawód nauki, której oddani jesteśmy, przedstawia tysiączne trudności, do których zwalczenia częstokroć praca, a nawet i talent nie wystarcza.
+
+Wszystkie gałęzie oświecenia są z sobą ściśle połączone, tak dalece, iż częstokroć, kto jest w jednej obcym, temu w drugiej postąpić nie podobna, gdy tymczasem rozum ludzi zaledwo jakąś drobną, szczególną cząstkę dokładnie zgłębić może. Chcąc zatem skuteczniej pracować, wypadało oprócz własnych usiłowań korzystać z cudzych wynalazków i porad. Ta potrzeba wzajemnego znoszenia się i przelewania, iż tak rzekę, wspólnych nabytków pracy dla utrzymania niejakiej między pracującymi równowagi i dla spomożenia ich w dalszych usiłowaniach — już by dostatecznie okazała wypływające z Towarzystwa korzyści.
+
+Przydajmy do tego uwagi, jakie każdy z obowiązku nad pracami kolegów czyni, tak dla ocenienia prac takowych jako i dla własnej wprawy w myśleniu i spostrzeganiu; przydajmy wiadomości czerpane z pism periodycznych i udzielane członkom
+
+nie mającym czasu do ich całkowitego przeczytania; przydajmy nareszcie wszelką pomoc, tak w przedsiębraniu pracy jako też i w jej uskutecznieniu, a będziemy mieli obraz-rzeczywisty pożytków, jakie z nas co do nauk każdy w Towarzystwie zyskiwa.
+
+Lecz gdy umysł większych nabędzie w kształceniu się sposobności, czyliż serca nasze żadnego nie mają w tym udziałuP Czyli ten związek składamy tylko jako uczący się, a nie jako ludzie i przyjaciele? — Bynajmniej!
+
+Największym ogniwem naszego połączenia, najważniejszym i najdroższym zyskiem, jaki stąd wypływać powinien, jest przyjaźń, jedność, wspólne trzymanie się i pomoc, wspólna usilność w przyniesieniu pożytków ziomkom naszym, narodowi naszemu.
+
+Praca, chęć gruntownego uczenia się, wyzucie się ile można z panującej teraz próżności, słowem: równe doskonalenia umysłu i serca, oto jest cel, do którego dążyć mamy, do którego zachęcać rówienników naszych powinniśmy.
+
+Ażeby Towarzystwo, w tak świętych zamiarach zawiązane, mogło się stale utrzymać i stałe przynosić pożytki, wypadało nadać mu ustawy i święcie pełnienia tych ustaw przestrzegać; wypadało zaprowadzić ścisłe formy utrzymujące w porządku i zawisłości działanie całej machiny; ażeby działanie było skuteczniejsze i pewniejsze, wypadało je ukryć przed ludźmi, którzy by, nie chcąc sami dzielić pracy albo niewarci ją z nami podzielać, staliby się nieprzełamaną tamą.
+
+Oto masz, kolego i bracie, wszystko, czego od ciebie żądamy i co spodziewamy się znaleźć w tobie. Siły nasze drobne, jeżeli je oddzielnie weźmiemy, mogą się połączeniem wzmocnić i mogą działać skuteczniej. Podajmyż sobie ręce, pracujmy jako dążący do jednego celu, jako członki jednego ciała, jako przyjaciele i bracia.
+
+
+
+15 [O PLANIE NOWEJ ORGANIZACJI TOWARZYSTWA]
+
+[między 29 stycznia a 28 marca 1819 r.]
+
+Od pierwszego rzucenia myśli względem doskonalszego uorganizowania Towarzystwa postrzec można było natychmiast, iż takowa praca nieprędko i niełatwo się ukończy. Największej wagi rzeczą jest skryślenie ogólnego planu, który by się potem snadniej w częściach rozwinął. Ale to skryślenie nie wprzódy uskutecznić się może, aż zrobimy zapas myśli, uwag i spostrzeżeń, na których by się ta budowa oparła. Plan bowiem jest nowy prawie całkiem, nie mamy doświadczeń i faktów za skazówkę roboty służyć mogących; należy więc postępować teoretycznie, przewidywać i uprzedzać doświadczenie, wynajdywać środki, nagotować zawczasu odpór przewidzianym przeszkodom etc. etc. To wszystko ciągłym myśleniem, rozważaniem dokazać się może. Wypada więc naprzód, aby każdy, jakie tylko myśli powziął o Towarzystwie, drugim ich natychmiast udzielał. Czy to będzie się tyczeć ogółu, czy szczególnych i drobnych okoliczności, niech wszyscy biorą to na uwagę; takim sposobem będziemy mieli mnóstwo uwag, które do zrobienia planu ogólnego posłużą. Może skutkiem póżniejszych roztrząśnień wiele naszych uwag i projektów sprostuje się i odrzuci. Z tym wszystkim zawsze one dzielną wyświadczają pomoc, bo innych baczność ku tej stronie zwracają i rzecz traktowaną wyjaśniają. Doświadczenie nauczyło, iż jedna myśl, jedno słówko może wszystkich zastanowić i prędkie sprawić pożytki, które by może nigdy inaczej nie wypłynęły. jeden krótki świstek półarkuszowy Malewskiego przyśpieszył nieskończenie poprawę dawnych ustaw; jedno posiedzenie u Pietraszkiewicza i powtórne pisemko Malewskiego przyśpieszyło przedsięwzięcie reorganizowania Towarzystwa.
+
+Powiedziałem niedawno, iż należy zbliżyć klasę administracyjną, a oddalić Rząd. Jeden z członków zrobił uwagę, ażeby roztrząsnąć, czyli działania klasy administracyjnej, czy działania naukowe Rządu odkryte, mogą więcej przynieść szkody. Ta myśl zajęła mnie mocno i może z niej wydobędę jakie pożyteczne ustawom spostrzeżenie. Z tych więc wszystkich uwag wnoszę, iżbyśmy, nie ograniczając się żadnym w traktowaniu materyj porządkiem, myślili, pisali i mówili, a następnie te myśli, pisma i mowy rozbierali.
+
+Podług tej zasady dziś mam kilka uwag przełożyć tyczących się ogółu i szczegółu. Planu nie mogłem wyłożyć, gdyż potrzeba jeszcze przez wiele przejść wyobrażeń, nim go w świetle jasnym ujrzemy.
+
+Naprzód co do celu zgadzam się, iż ten powinien być ile można najobszerniejszy. W szczególności przedsiębierze Towarzystwo *rozszerzyć, jak tylko można, gruntowne oświecenie w narodzie polskim; poprawić instrukcją, ugruntować niezachwianie narodowość; rozszerzać zasady liberalne; obudzać duch działania publicznego, zajmowania się rzeczami ogół narodu obchodzącymi; na koniec formować, podnosić i ustalać opinią publiczną*. Dodałbym jeszcze: starać się o rozkrzewianie pewnych zasad moralności, tak mocno między młodzieżą nadpsutej. Tym się odróżnili pitagorejczycy i w początkach chrześcijanie; chciałbym, ażebyście nad tym skutecznie pomyśleli.
+
+Towarzystwo podług mnie ma być jedne. Przynajmniej inaczej pojąć go nie mogłem i nie umiem. Utworzenie drugiego Towarzystwa, nie wiem, czy może się uskutecznić. Ja bym myślał, ażeby raczej to Towarzystwo, które teraz egzystuje, lepiej uorganizować, utworzyć jeszcze niektóre podziały i klasyfikacje, opisać ściśle ich z ogółem stosunki i ich obowiązki. Towarzystwo, jakim jest teraz, niekoniecznie może tylko działać w celu naukowym; owszem, klasa administracyjna z natury swojej rozwinie się przy zdarzonej okoliczności w działaniach innego rodzaju, a tymczasem, nim się te okoliczności zbliżą, nie jest i teraz bezczynną; kiedy, utworzywszy drugie Towarzystwo w widokach obszerniejszych, to Towarzystwo, bardzo nieliczne, musiałoby długo zostawać bezczynnym i nie wiem, jakby z ogółem związane być by mogło. Zdaje się nadto, iż najogólniejszy cel Towarzystwa jest: przynieść pożytki narodowi, jakie directe lub indirecte z oświecenia wypłynąć mogą. To jest wyciągać wszystko z oświecenia, co narodowi polskiemu może być pożyteczne. Wypada więc, ażeby całe Towarzystwo jedne, jeden cel miało, ale ażeby nie wszyscy wiedzieli o tym celu. Niech jedni robią dla własnego pożytku, drudzy dla pożytku jakiej szkoły, inni niech już znają, że między tymi działaniami jest związek; ale niech klasa najwyższa kieruje w jeden punkt wszystkie te działania i niech patrzy, ażeby wszystko szło w zawisłości i zgodzie. Zawsze potrzeba nauk ściśle pilnować i zawsze niech działania Towarzystwa mają chociaż indirecte naukowe dążenie. Członkowie albowiem teraz stanowiący Towarzystwo prawie wszyscy są oddani naukom. Młodzi średniej klasy, to jest nie magnaci, będą zawsze u nas według podobieństwa do prawdy najczynniejsi i ci powinni nauk mocno pilnować, a przy usilności, po prowincjach kraju naszego będą mogli wszędzie stanąć na czele Towarzystw tyczących się directe lub indirecte oświecenia; kiedy zrobiwszy inne jakie Towarzystwo oddzielne, osoby takowe uiewiele mogłyby mieć na nie wpływu. Stąd zdaje mi się, iż potrzeba w każdym działaniu, choćby admini[stracyjnym] zupełnie, zachować cząstkę naukowości i pod tym pozorem wpływać na inne stowarzyszenia. Owszem, sama nauka jest potężnym orężem działającym na publiczną opinią, jeśli tylko zręcznie będzie kierowana.
+
+Wypadnie ściśle oznaczyć, co może u nas być publicznego, a co na zawsze tajemnego; mnie się zdaje, iż z dziewięciu części działań ledwie dziesiąta powinna być światu znajoma. Przyczynę tego dawniej wyłożoną powtórzę. Kiedy dzialamy tajemnie, wszystkie przeszkody są tylko przypadkowe, a my, postępując systematycznie, możemy je łatwo usunąć; kiedy zaś nasze dążenia są wiadome, mogą nam ludzie zastawić przeszkody już nie przypadkowe, ale także systematycznie wykalkulowane i wtenczas trudno je będzie odeprzeć. Towarzystwo w swoim układzie powinno być przy jednostajności celu jak [najjwięcej skomplikowane i pozornie rozmaite, a cała jego budowa ma być niewielu znajoma. Tajemnica jest pokrywą, która machinę zasłaniając od pyłu i działania atmosfery, zabezpiecza jej pewne działanie. Skład zaś sztuczny i skomplikowany takowej machiny powinien być taki, iżby chcący burzyć ją nie wiedział nawet wszystkich jej części i nie wiedział, które z tych części najprzód burzyć należy.
+
+Tyle tylko o ogóle namieniwszy, postanowiłem cokolwiek powiedzieć o stowarzyszeniach obcych zostających pod naszym wpływem albo o klubach przez nas poczynionych.
+
+Naprzód: stowarzyszenia takowe dzielą się na dwie klasy. Pierwsze zawiązane nie pod naszym wpływem, ale mające w sobie kilku naszych członków działających; takie stowarzyszenia nie powinny być znane żadnemu z korespondentów ani z czynnych i zostają tylko pod okiem Rządu i działaniem osób umyślnie na to przeznaczonych, a o których później namienię.
+
+2do. Stowarzyszenia są albo przez nas założone, albo pod zupełnym wpływem naszym zostają. Stowarzyszenia znowu dzielą się na dwie części: jedne wprost zajmujące się naukami, drugie mające inne cele. O pierwszych mają wiedzieć korespondenci naszego Towarzystwa; o drugich korespondenci lub czynni, według potrzeby.
+
+Kluby należące do Towarzystwa mają dzielić się na trzy klasy. Pierwsza będzie składać się z członków naszego Towarzystwa, korespondentów lub czynnych. Ci mają wiedzieć o wszystkich klubach wprost do Towarzystwa należących i wszędzie powinni mieć wstęp wolny. Druga klasa będzie złożona z członków klubów lepszych; ci mają wiedzieć, iż są i inne kluby, równie bawiące się, i mają sobie do nich wstęp zapewniony. Ale o naszym Towarzystwie nic nie wiedzą. 3tio. Są członkowie, którzy tylko o swoim wiedzą zgrornadzeniu. W klubie większość głosów decyduje; mają być też dwaj urzędnicy główni, prezydent kolejny i gospodarz klubu, wybierany kreskami koniecznie spomiędzy naszych członków. Czlonków do klubu może wzywać prezydent wspólnie z gospodarzem i każdy z członków za ich pozwoleniem. To ustanowienie wpływ nam zapewni na zawsze. Z klubistów idą na korespondentów, ale pomiędzy tymi muszą być także podziały. Pierwsi będą tylko zapraszani na czytanie pism i krytyk, nic nie mieszając się do wewnętrznego […..]
+
+
+
+16 [O TOWARZYSTWIE RZĄDZĄCYM]
+
+[między 29 stycznia a 28 marca 1819 r.]
+
+Rzucone są już myśli o Towarzystwie nowym albo raczej o wyższym dawnego Towarzystwa stopniu. Widziemy je, ale widziemy z daleka i w cieniu niejako. Ostateczne rozwinienie takowego Towarzystwa i nadanie mu ustaw zupełnych jest i niepotrzebne, i niepodobne do wykonania. Należy więc teraz posunąć je do takiego stopnia, do jakiego można, i rozważyć, ile terażniejsze ustawy, pod tym względem uważane, popraw wymagać będą. Zdaje mi się więc, iż potrzeba te naprzód rozwiązać pytania: jaki będzie skład Towarzystwa? czy będzie w nim i jaka będzie klasyfikacja? kto wybiera członków? kto Towarzystwo uorganizuje? kiedy i jakim sposobem? etc. etc…
+
+Naprzód, podług mnie, Towarzystwo rządzące, i tak go (J) nazywać będę, założywszy cel wielki wyciągania wszystkich pożytków z oświaty i stosowania ich do krajowej pomyślności, ma uważać, jakim sposobem Towarzystwo niższe działa i jakim działać powinno? jakich mu braknie środków? jak ich nabywać? jak działania nieznacznie do celu swojego kierować? Stąd Towarzystwo rządzące podzielić by należało na dwa główne podziały: naukowy i administracyjny. Podziały te mają być nie stopniami, ale tylko komitetami niejako, dla łatwiejszych działań ustanowionymi. Podział naukowy mógłby zawierać w sobie kilka oddzielnych komitetów, stosownie do przedmiotów naukowych. Podział administracyjny zawierałby komitety: skarbowy, gospodarczy, typograficzny, handlowy i tak dalej. Rząd teraźniejszy podług szczególnych przepisów rozsyłałby raporta wydziałowe do komitetów, do których one z natury należą: naukowe do naukowych, administracyjne do administracyjnych. Komitety działałyby osobno, znosząc się jednak z sobą, i odbywałyby posiedzenia powszechne, na których swoje prace przedstawiają. Projekt komitetu jakowego, zatwierdzony od Towarzystwa, staje się dekretem i ma się wtenczas wykonywać. Owszem, posiedzenia powszechne nie mają być przeznaczone tylko do słuchania raportów komitetowych, ale rozważają i decydują wszelkie sprawy tyrzącć się rozwinienia działań lub utworzenia nowych zakładów i tym podobnych, które by nie potrzebowały poprzedniczych roztrząsań komitetu. Teraźniejszy ma być na takowych posiedzeniach obierany i uważa się za Komitet wykonywający postanowienia Towarzystwa rządzącego i komunikujący działania dwóch ciał. Rząd, jako bliżej stykający się z Towarzystwem niższym i lepiej znający jego członków, ma przedstawiać kandydatów do Towarzystwa. Przedstawieni mają przejść przez pewne próby, ażeby doskonale poznać się dali; np. poleci się im urządzenie jakiego podwydziału lub zakładu, wygotowanie albo wykonanie jakiego planu itp. Po próbie takowej członek przyjmuje się za kolaboratora do jakowego komitetu; nareszcie przyjmuje się za czynnego członka. Z Towarzystwa mają się obierać urzędnicy, to jest: prezydent albo pierwszy urzędnik, pod jakimkolwiek nazwiskiem zostający; przydani mu od Towarzystwa albo od niego wybrani, jak będzie zdawało się, radcy, na kształt ministrów zawiadujący szczególnymi wydziałami naukowymi lub administracyjnymi, i nareszcie delegowani komitetów; będzie to niejako izba wyższa. Nie chciałbym, ażeby uważała się za stopień w Towarzystwie, ale raczej za prosty urząd, i zasiadający w niej, zmienieni, mają powracać, jak mi się zdaje, do Towarzystwa, nie zachowując żadnych szczególnych przywilejów. Stąd ta izba wyższa nie będzie miała praw udzielnych, niższej nieznajomych, jak to dzieje się w urzędach, które są razem stopniami w Towarzyatwic. Na rym kończę. Zoatajc się nadal rozważać, czyli członkowic Towarzyatwa rządzaccgo moga być nieobecni po podwydziaładl, na ten sposób uorganizowani, czyli też co ianego wzgiędcm nich przedsięwziąć należy.
+
+
+
+17 O RAPORTACH
+
+[między 29 stycznia a 28 marca 1819 r.]
+
+Rozważając materią o raportach sekretnych naczelniczych, uznałem je ze wszech miar za konieczne. Rząd albowiem bez nich nie będzie miał żadnych albo będzie miał niedokładne i nic nie znaczące wiadomości, że ktoś np. bywa albo nie bywa na posiedzeniach, oddaje albo nie oddaje pisma. jeśli naczelnik nie zechce _wniść w przyczyny głębsze takowych postępowań, doniesienia jego nic nie nauczą; jeśli zacznie uważać członka mocniej, w uwagach takowych trudno pewnej położyć granicy. Bo mówić, iż naczelnicy to mają pisać, co się tycze directe Towarzystwa, jest to mówić ogólnie, gdyż i charaktery członków tyczą się directe Towarzystwa. Wszakże w związku naszym, szczerość i łagodność zasada mającym, ścisłość iluminacka w opisach charakteru zaprowadzoną być nie może, sądy albowiem nasze o charakterach bywają często niedokładne i dlatego nie wyjawiamy i nie powinniśmy ich wyjawiać przed innymi, zwłaszcza nieznajomymi. Majac tedy na uwadze te dwie okoliczności, zdaje mi się, iżby można przyjąć takowe co do raportów umiarkowanie:
+
+Zostawiać naczelnikom wolność, owszem, zalecić donoszenie Rządowi członków, którzy by przez swoje talenta, gorliwość, charakter mogliby być do działań jakowych użyteczni, słowem, ustanowić badanie i zalecanie Rządowi osób, w jakimkolwiek względzie osób (s) Towarzystwu pożyt[ecznych], nie obowiązując do podobnego ze złej strony rozważania; i jeśli jakie będzie
+
+uchybienie, donieść o nim po prostu wypisenl z protokoiu, bez żadnych uwag na złą stronę; chybaby donies[ienie] ważne i prędkich środków wymagające było. Takim sposobem i Rząd o członkach wiadomości odbierze, i naczelnicy uwolnią się od przykrej powinności donoszenia wad, nie chybiając razem obowiązkowi starania [się] zawsze o dobro Towarzystwa.
+
+
+
+18 [O KONIECZNOŚCI WYDANIA USTAW
+TYMCZASOWYCH]
+
+[między 25 a 28 marca 1819 r.]
+
+Trudności, jakie w dalszym organizowaniu Towarzystwa napotykaliśmy i napotykamy, zdają się stąd po większej części brać początek, iż wiele pytań arcyważnych zostało bez rozwiązania i zostać musi; owszem, rozwiązywać je ostatecznie w teraźniejszych okolicznościach szkodliwą byłoby rzeczą. Nie wiemy na przykład i wiedzieć jeszcze nie możemy, czyli Rząd na jednym miejscu zawsze egzystować będzie, czyli też przenosić się wedle upodobania może? czyli przeniósłszy się, koniecznie ma zostawać tam, gdzie są wydziały lub podwydziały, czyli też oddzielnie zostawać i działać ma prawo? czyli wydział ma zachowywać zwierzchnictwo nad podwydziałami i w jakim sposobie? Czyli władza prawodawcza znajdu je się tam tylko, gdzie Rząd przebywa? czyli podwydziały albo wydziały poboczne mają wykonywać ustanowione prawa, czyli na ich ustanowienie wpływać? wpływ ten jak daleko się rozciąga i jak się wykonywa? Czyli mogą w miejscu jakim egzystować dwa lub trzy wydziały, jak dopiero w Wilnie? czyli tak egzystujące wydziały kolateralne mają być na takich prawach, jak dzisiejsze wydziały, osnowane i z sobą połączone? czyli każdy z osobna ma od naczelnego wydziału zależeć?
+
+Te i tym podobne pytania gdyby się rozwiązały, objaśniłyby mocno organizacją mającego się ustanowić wyższego Towarzystwa albo raczej organizacja takowa sama by z nich wypłynęła, Lecz gdy nic gruntownego w podobnej materii teorytycznie (s) ustanowić nie można, gdyż zdarzona drobna okoliczność przewidzieć się nie mogąca wszystkie układy zupełnie rz priori czynione miesza, należy więc te zasadowe punkta zostawić dalszym namysłom i doświadczeniu, należy w teraźniejszym stanie rzeczy tak ustawy Towarzystwa Filomatycznego urządzić, ażeby rozwiązanie tych zagadnień, jakimkolwiek bądź sposobem za lub przeciw dokonane, zastosować się do ustaw i wejść w nie mogło; należy jeszcze osobom, które te pytania mają rozwiązać, zapewnić wpływ dostateczny, iżby nowe ustanowienia mogły być w ustawy włączone i egzekwowane. Zostawiliśmy sobie dalsze w tej mierze obrady; powaga Rządu, który składamy, jest zdolną nowe urządzenie wprowadzić. Dotąd wszystko jest łatwo, lecz myślemy o założeniu wyższego Towarzystwa, któremu by nawet Rząd ulegał. jak się to Towarzystwo ustanowi? jaki mieć będzie stosunek z Rządem? to są najważniejsze i prędkiej decyzji wymagające zapytania, które znowu na mniejsze szczegóły rozebrać należy.
+
+Naprzód powinniśmy rozważyć, jak ta klasa wyższa albo-li też to nowe Towarzystwo ma być zawiązane? czyli my go ustanowiemy, jak członkowie Rządu, rozszerzając niby dawne ustawy i udając, iż organizacja owego Towarzystwa rządzącego była w ustawach dla Rządu pokrótce zawarta. Czyli też po prostu będziemy twórczimi tego Towarzystwa, nie odnosząc się bynajmniej do dawnego rzeczy porządku, ale tylko, czując potrzebę nowego ustanowienia, między sobą go ustanawiamy.
+
+Pierwszy i ostatni środek mają swoje pożytki i niedogodności. Jeśli organizacją Towarzystwa rządzącego udamy za wyciągnioną z dawnych ustaw i razem z nimi. uchwaloną, a przez nas tylko egzekwowaną, potrzeba będzie naprzód udawać, co jest rzeczą nienajlepszą, po wtóre udanie to będzie wiadome członkom dawniej Towarzystwo składającym a później do Towarzystwa wezwanym, dla innych zaś tylko wieczną zostanie tajemnicą. Z drugiej strony, jeśli swoją prywatną powagą Towąrzystwo utworzymy, lękam się, aby kroku tego następcy nie mieli za nieprawny i abyśmy nie dali przykładu osobom, później na czele Towarzystwa stojącym, do tworzenia nowych związków albo klas wyższych między sobą, co by rzeczą było szkodliwą. Zważając niedogodności, przyznam się, iż pierwiej wyrażonego chwyciłbym się sposobu. Zresztą do waszego odwołuję się zdania.
+
+Drugą nie mniej ważną wstępną kwestią jest samo utworzenie się Towarzystwa Rządzącego. Czyli to ma [być] w tym roku dokonane, czyli później, po wygotowaniu planów dokładniejszych? Mnie się zdaje, iż należy ustawy tymczasowe ułożyć, w których np. zaręczy się chowanie najściślejszej tajemnicy, pracowanie nad dalszym doskonaleniem Towarzystwa, znoszenie się wspólne piśmienne; wymieni się czas, kiedy się zgromadzić mamy, przynajmniej ogólnie, np. w przeciągu roku lub półtory (s), albo jeśli nie można będzie uskutecznić, wymieni się przez przybliżenie czas, kiedy piśmiennie rzecz ma być dokończona; zaręczy się w takowym ustanawianiu wzgląd na pożytek Towarzystwa i posłuszeństwo święte większości. Te ustawy wstępne mają być według mnie przed naszym rozjechaniem się oprzysiężone i wzięte do wykonania z poprawami i dodatkami, jakie będzie zdawało się poczynić.
+
+Co do utrzymania zupełnego wpływu. na Rząd, ponieważ go teraz składamy, troszczyć się o co nie ma; żeby zaś i na przyszłość go zachować, należy, zdaje mi się, następujących trzymać się prawideł. Naprzód Prezydent nie będzie mógł mianować żadnego radcy nowego, dopóki ustawy Towarzystwa Przyjaciół nie będą przynajmniej co do głównych zasad należycie osnowane i porządnie ułożone. (Względem Zana. czyli go przypuścić do tajemnicy i wziąć za współpracownika, czyli usunąć, trzeba jeszcze mocnej narady; za pierwszym wniesieniem bardzo wiele mówić by można). Prezydent tedy dopełni na rok przyszły Rząd zastępcami radców. Trzeba wtrącić do'Ustaw rządowych, iż Prezydent osobne odbywa posiedzenia lub obrady z radcami tylko aktualnymi w materiach największej wagi, w materiach zaś potocznych wzywa zastępców radców; że Prezydent, jeśli nie ma kompletu radców aktualnych, może się z nimi listownie znosić i decydować według zdań na piśmie przesyłanych, porządek nawet tego znoszenia się opisać. Artykuły te, teraz nieodbicie potrzebne, na potem przydać się mogą, kiedy się Towarzystwo urządzi, i w ustawach Rządu zostać. Zresztą zastępcy radców nie będą tym upokorzeni, iż nie są wezwani do większej wagi interesów, gdyż nasze najważniejsze obrady tyczące się ustaw nie wchodzą w protokół, mogą więc być przed nimi zupełnie ukryte, i zdawać się będzie zastępcom radców, iż o wszystkim decydują, kiedy tymczasem nasze znoszenia się prawnie odbywać [się] będą i w przypadku jakich różnic w Rządzie, czego spodziewać [się] nie należy, Prezydentowi na pomoc przyjść mogą. Dalej postępując, wypadnie tę mieć ostrożność, iżby każdego zastępcę, wprzód nim na radcę ma być wyniesiony, do wyższego Towarzystwa wezwać, co następnie do naczelników nawet i członków czynnych rozciągać się może. Na tym, zdaje mi się, przestać należy i zapewniwszy wpływ sobie, dalsze organizowanie się Towarzystwa swoją drogą powolnie wykonywać, a tymczasem zająć się poprawą w ustawach teraz egzystujących wszystkiego, co koniecznej wymaga poprawy, i w tym celu proszę o przeglądanie ustaw prywatne lub na posiedzeniacb, jak się zdawać będzie.
+
+Wypadnie więc obrady nasze podzielić; częstsze mają być roztrząsania ustaw i poprawy, rzadsze uwagi nad organizacją przyszłego Towarzystwa. Poprawa ustaw ma się wykonywać, jak już powiedziałem, na to wzgląd mając, ażeby jakkolwiek główne zasady na czele pisma wyłożone ustanowią się, zawsze do praw zastosować się mogły i w nich przeciwności nie znalazły.
+
+
+
+19 [WIADOMOŚC O CZYNNOŚCIACH WYDZIAŁU 1]
+
+[OD 13 STYCZNIA DO 25 MARCA 1819 R.]
+
+[czytano na posiedzaniu powszechnym 25 maja 1819 r.]
+
+W działaniach żyjących Towarzystw, jako i u szczególnych indywiduów, można pewne naznaczyć epoki, mniej lub więcej charakterystycznymi cechami od siebie rozróżnione. Początek, dzieciństwo, albo to życie niedołężne, bez celu zajmujące się drobnymi przedmiotami, następujące później wewnętrzne przerobienie się, czyli rewolucja w organizacji, uspasabiająca do działań obszerniejszych i rozwijająca całą życia siłę: są stopnie, przez które każdy człowiek i każde ludzkie Towarzystwo przejść musi. Do tego punktu żadnej między nimi różnicy nie postrzeżemy. Ale indywiduum ma zakryślony czas, w którym przez te wszystkie odmiany przeszedłszy, działanie swoje zakończyć nareszcie musi, gdyż to działanie odbywało się podług praw niezmiennych, od natury przepisanych. Towarzystwo zaś, jako z ludzi złożone, ulega wprawdzie tym prawom, gdyż przez stopnie podobnież przechodzić musi, ale co do wewnętrznej organizacji swojej, . samo sobie prawa stanowiąc, może według woli prędzej lub później bieg życia ukończyć. Siła ta organizująca, jeśli jest dobrze kierowana, może członki swoje, to jest ludzi, wyjmować niejako spod prawa zniszczenia i może zawsze w kwitnącym utrzymywać się stanie. Tak więc dobre urządzenie Towarzystwa może je uwiecznić lub w samym zawiązku nasiona przyszłej zguby wrzucić. To szczęśliwe lub mniej pożądane każdego Towarzystwa przeznaczenie, ten krótszy lub dłuższy wiek jego łatwo z symptomatów pierwiastkowego nawet życia odgadnąć się może. jeśli zawiązanie się Towarzystwa jest szczęśliwe, epoka dzieciństwa niezbyt prędko i niezbyt powolnie się przebieży. jeśli młodocianemu wiekowi, czyli rozwijającej się organizacji, nie towarzyszą gwałtowne namiętności, to jest gwałtowne wstrząśnienia, niezgody lub intrygi; jeśli działania postępują krokiem powolnym, lecz pewnym, to jest jeśli przygotowania są długie, a wykonanie prędkie i skuteczne; jeśli członki ciała czują zdrowie i mają nadzieję szczęśliwego bytu: wtenczas można przewidywać długie i świetne Towarzystwa życie, a z radością wyznać należy, iż w tym stanie dziś nasze oglądamy Towarzystwo. Nie nadszedł jeszcze czas zewnętrznego działania, ustala się porządek, wprowadzają się w egzekucja i zwyczaj prawa i formy potrzebne; dlatego działanie Towarzystwa w tym okresie czasu było jednostajne, to jest powolne i regularne.
+
+Wydział pierwszy powiększył się od ostatniego posiedzenia jednym tylko członkiem. Trudność zgłębienia charakteru proponowanych członków zawiesiła albo odwlekła ich przyjęcia, otworzenie Klubu stanie się niemałym w tym względzie ułatwieniem.
+
+Czynności administracyjne szły zwykłym porządkiem. Czynności te nie rozwinęły się zupełnie, gdyż oprócz korespondencji z nieobecnym członkiem Nowickim nie było jeszcze potrzeby ich wywarcia silniejszego. Naukowe prace nie odpowiadają jeszcze nadziejom waszym. Każdy albowiem z członków, oprócz licznych Towarzystwa naszego obowiązków, do iluż to jeszcze należy towarzystw, ileż ma zatrudnień wymagających czasu i pracyl Zawady te dopóty nie znikną zupełnie, dopóki każdy z nas nie będzie w stanie oddać się więcej Towarzystwu. Z tym wszystkim, nim ta szczęśliwa nadejdzie chwila, starajmy się czynić co można. Kto wtenczas tylko robi dla Towarzystwa, kiedy żadnych nie ma przeszkód, kiedy robi łatwo albo zyskownie, ten jest pospolitym człowiekiem, jest przyjacielem, który zbytkujące rzeczy tylko przyjacielom udziela. Towarzystwo więcej poświęcenia się wymaga. Na czumże, bracia, chwała nasza, jesli nie na tym, iż mimo przeszkód rzeczy użytecznych dokonamy? Rz[ecz]p[ospolita] złożona z egoistów, z ludzi, którzy jej nic poświęcic nie chcą, niedługo postoi. Ateny i Rzym dlatego się wznosiły, iż były polem heroicznych czynów. Bracia! nie dajmy sie upośledzić! U nas heroizm jest dopełnienie wszystkich obowiązków mimo wszystkich przeszkód!
+
+
+
+20 [PROJEKT USTAW DLA KLUBU PRZYJACIÓŁ]
+
+[przedłożony Rżdowi między 12 marca a 7 kwietnia 1819 r.]
+
+
+O Klubie.
+
+Jak wiele innych rzeczy, tak i urządzenie Klubu wielki ma związek z ustawami mającymi się przepisać i póki te uskutecznionymi nie będą, tamto do doskonałości przyjść nie może; wszakże trzymając się planu, jaki sobie i w pisaniu ustaw nowych zamierzyliśmy, to jest ażeby to, co konieczne, wykonać, resztę czasowi i głębszej rozwadze zostawiając, można by w niejaki sposób Klub ten uformować.
+
+Pierwsze zachodzi pytanie, za jaki twór uważać go mamyP Za stopień Towarzystwa nie można, gdyż nie jest stały i według upodobania zwija się lub formuje; za rzecz do Towarzystwa nie należącą uważać nie wypada. Trzeba więc, jak mi się zdaje, obrać średnią drogę i zostawiwszy Rządowi bliższe nad Klubem czuwanie, wydziałom donosić o jego postępach i działaniu. Klubistom znowu, do Towarzystwa wezwanym, dać poznać, iż są na wyższy stopień wprowadzeni, pokazać Klub w lepszym świetle i do działań stosownych użyć ich w Klubie.
+
+Zważając, iż Klub zostając pod wiedzą Rządu, składając [się] w części z członków Towarzystwa, należy niejako do jego całości; zważając znowu, iż nie wszystkim członkom można objawiać wszystkie przyczyny, dla których Klub został utworzony, i wszystkie cele, do których za jego pomocą dojść można, rozumiem, iż należy do ustaw wszystkich stopni w Towarzystwie powtrącać stosowne, tyczące się Klubu artykuły. I tak, korespondentom wystawić ten Klub jako próbę członków i przepisać, jak działać w Klubie mają; czynnym toż samo obszerniej wyłożyć, przydać w ustawach administracyjnych, iż Naczelnik członka proponowanego (jeśli nie ma w nim zaufania) przez Klub przeprowadzić każe etc. etc.
+
+*Naczelnicy niech się dowiedzą z ustaw, jak Klubem dyrygować mają.* Rząd nareszcie wszystko połączy i jakie ma wydawać instrukcje, w jakim duchu z Klubem postępować, w ustawach swoich opisze.
+
+
+Ustawy Klubu.
+
+Nauka i zabawa są celem Klubu Przyjaciół. Otwartość, przyjaźń, szczerość są jego zasadami, a wspólna pomoc i zupełna pomiędzy członkami równość najściślejszym węzłem.
+
+Klub rozwiązanym być może, jeśli urzędnicy wyłożą tego przyczynę, a większość członków zgodzi się. Takowe przełożenie urzędnicy czynić mogą co każdy trzeci miesiąc; jeśliby zaś albo urzędnicy nie żądali, albo członkowie nie zgodzili się, egzystencja Klubu zatwierdza się nadal.
+
+Klub składa się z członków i gości. Członkami są ci, którzy wypełniają wszelkie obowiązki prawem przepisane; goście są to członkowie, którzy nie mogą pewnych obowiązków dopełniać.
+
+Klub ma dwóch urzędników, to jest Prezydenta i Administratora.
+
+Prezydentem jest każdy członek z kolei; urzędowanie jego trwa miesiąc jeden.
+
+Administratora Klub obiera; urzędowanie jego trwa trzy miesiące.
+
+
+Obowiązki członków i urzędników.
+
+Członek każdy podpisawszy ustawy ma naprzód ściśle je wypełniać i wypełniania przestrzegać.
+
+Członek żadnego posiedzenia opuścić nie może; gdyby dla ważnych nie znajdował się przyczyn, Prezydenta o tym uwiadomi, który wymówkę członka Klubowi złoży.
+
+Każdy członek obowiązany jest co miesiąc wypracować jedno pisemko w rodzaju bądź poważnym, bądź wesołym, bądź wierszem, bądź prozą, dając wzgląd, ażeby materia była łatwiejsza i wszystkim dostępna; dlaczego rozprawy obszerne z jednej gałęzi nauk miejsca tu mieć nie mogą.
+
+Napisawszy robotę członek wcześnie o tym Prezydenta zawiadomi.
+
+Jeśliby członek żądał uwolnić się z Klubu, miesiącem wprzódy ma o tym członków obwieścić z honorowym uręczeniem, iż czynności Klubu rozgłaszać nie będzie.
+
+Członek każdy ma się wystrzegać, aby nic o Klubie ani o jego zatrudnieniach i zabawach przed obcymi nie mówił niepotrzebnie.
+
+Członek po uwolnieniu się, na powrót jeśli wniść zechce, obranym być może albo odrzuconym według woli Klubu. Goście są to członkowie, którzy przez trzy przynamniej miesiące wszelkie obowiązki wypełniali, a po ich upłynieniu, gdy nadal wszystkich wypełniać nie mogli, zostawili sobie za pozwoleniem Klubu niektóre obowiązki, od innych się do czasu uwalniając.
+
+Członkowie goście, od urzędników nie wezwani, znajdowaćsię na posiedzeniu nie mogą; wezwani używają prerogatyw innym członkom służących.
+
+Jeśliby członek przez trzy miesiące pisma nie złożył albo trzy razy bez przyczyny posiedzenie opuścił, jest tym samym uwolniony i jeśli na powrót wniść zechce, drugi raz musi być obranym i podpisać zaręczenie, iż nadal pilniejszym będzie; jeśliby powtórnie był uwolniony, nigdy już w Klubie znajdować się nie może.
+
+Członkowie, którzy by za ważniejsze przestępstwa, np. rozgłaszanie niepotrzebne klubowych czynności, znieważenie urzędnika lub kolegi na posiedzeniu, wyłączeni byli, nigdy na powrót wniść nie mogą.
+
+Prezydentem jest z kolei każdy członek, który przez miesiąc cały będąc w Klubie, obowiązki prawem przepisane dopełniał. Do Prezydenta należy utrzymywać porządek na posiedzeniu, otwierać je i zamykać, dawać głos członkom, przestrzegać pełnienia ustaw, potwierdzać wespół z Administratorem wszelkie czynności Klubu.
+
+Administrator będzie miał dozór nad archiwum; do niego należy utrzymywać protokół posiedzeń, regestr członków i gości etc., utrzymywać w imieniu Klubu potrzebne korespondencje, naradzać się z Prezydentem i wespół z nim czynności Klubu zatwierdzać.
+
+
+Posiedzenie
+
+odbywa się każdego tygodnia w sobotę. Zaczyna się od przeczytania protokołu przeszłego posiedzenia.
+
+Następnie czyta się pismo któregokolwiek z członków. Po przeczytaniu może każdy za uproszeniem głosu robić nad pismem uwagi; autor również odpowiadać na nie może.
+
+Pismo przeczytane składa się w archiwum. Członkowie mogą nad nim piśmienne czynić uwagi i czytać na przyszłym posiedzeniu.
+
+Gdy się czytanie skończy, odbywają się obrady tyczące się wewnętrznego porządku i dobra Klubu; obierają się członkowie, urzędnicy, uchwalają się, jeśliby tego potrzeba wymagała, nowe ustawy.
+
+Na obradach każdy materią wnosić może; inni zdanie swoje wolnie za wezwaniem prezydującego otwierają.
+
+Wysłuchawszy zdań Prezydent podaje propozycją do wotowania; wtenczas każdy powinien otwierać positiue mówiąc: *zgadzam się lub nie*.
+
+Większość głosów decyduje, równość prezydujący rozstrzyga.
+
+Jeśliby pierwsza nie utrzymała się propozycja, Prezydent drugą podaje, i tak następnie, dopóki propozycja nie jest przyjętą; co gdy się stanie, dalsze rozprawy upadają. Wszelka propozycja dopóty nie jest ostatecznie przyjętą, dopóki na nią Prezydent i Administrator nie zgodzą się.
+
+
+Obiory.
+
+Każdy członek miesiąc zostający w Klubie może kandydatów do Klubu podawać.
+
+Podający naprzód powinien udać [się] do urzędników i od nich zyskać pozwolenie; gdy to nastąpi, podający uwiadomi członka podanego, iż ma zamiar wprowadzić go do Klubu; po czym poda Klubowi wniesienie swoje. jeśli większa część członków zgodzi się, członek na posiedzeniu następnym wprowadzony zostanie.
+
+Członek obrany powinien przy wejściu do Klubu ustawy podpisać i odtąd członkiem zostaje, używając prerogatyw i wypełniając obowiązki innymj właściwe.
+
+
+Goście.
+
+Nikt nie może być gościem, kto przez miesiąc przynajmniej nie wypełniał gorliwie wszelkich obowiązków w Klubie.
+
+Członkowie-goście mogą być wprowadzeni do wszystkich klubów od Rządu wyznaczonych.
+
+Administrator i Prezydent obierają gości. Administrator w przytomności innych członków-gości odbierze od nowego członka zaręczenie i do innych klubów wprowadzić go nie omieszka.
+
+Goście powinni nic w żadnym klubie nie wspominać o tym, iż do kilku klubów należą, pod karą wyłączenia.
+
+Goście powinni ściśle wypełniać zlecenia Administratora w klubach, do których należą.
+
+Gościom powinna być wystawiona z daleka nadzieja postąpienia na wyższe stopnie przy gorliwości i pracy.
+
+Jeśliby gość okazał się godnym, przechodzi do Towarzystwa na stopień korespondenta. Wszakże może i prosto z członka
+
+Klubu zostać członkiem Towarzystwa, jeśliby tego wymagała potrzeba.
+
+
+Korespondenci i czynni, do Klubu należący.
+
+Członkowie Towarzystwa należący do Klubu powinni, pilnie strzegąc sekretu, poleceń Administratora pilnować.
+
+Administrator oznajmi im, co i jak w Klubie działać mają.
+
+Działanie to będzie się uważać za próbę gorliwości, zręczności i posłuszeństwa członka.
+
+Wyjawienie sekretu w Klubie będzie uważało się za jedno z największych przestępstw.
+
+Jeśliby członkowie nadal nie mogli wypełniać obowiązków w Klubie albo byli niepotrzebnymi, za uprzednim pozwoleniem Administratora zostaną gośćmi albo na zawsze wyłączą się z Klubu.
+
+
+Administrator.
+
+Pierwszym jego obowiązkiem będzie ścisłe dopełnianie rządowych instrukcji.
+
+Administrator będzie w naznaczonym czasie raporta o Klubie do Rządu podawać.
+
+Powinien także pilnie dawać oko na działa[nia…..]
+
+
+
+21 [O USTAWACH OGÓLNYCH ZASADNICZYCH]
+
+[z końcem kwietnia 1819 r.]
+
+Z odmian, które od czasów redakcji nowych ustaw aż dotąd nastąpiły i następują, pokazało się, iż nie tak łatwo będzie, jakeśmy się spodziewali, ustawy ostatecznie ułożyć, wyciągi dla wydziałów poczynić i utwierdzić. Należy więc, trzymając się dawnego metodu, to jest nie pozwalając członkom obeznać się dokładnie z ustawami, tymczasem ile możności je wydoskonalać i poprawiać. Te poprawy muszą być w takim duchu czynione (jak mi się widzi), ażeby się na częste odmiany nie narażały. Bardzo szczęśliwa przyszła myśl uczynienia Ustaw ogólnych, niezmiennych, wykazujących cel i duch prawodawstwa; ale tę niezmienność nie dość jest ustawą zastrzec: potrzeba się starać, ażeby ona z natury rzeczy wypływała. Stąd 1) Ustawy ogólne będą zawierać takie tylko rzeczy, których odmiana pociągnęłaby odmianę zasad Towarzystwa, i te rzeczy mają być ogólnie wyrażone. Lepiej albowiem prawo póżniejszymi artykułami rozszerzyć i obostrzyć aniżeli one odmieniać. Jeden artykuł odmieniony w Ustawach ogólnych obudziłby mniemanie, że i całe ustawy mogą być kiedyś odmienione. Tymczasem, żebym się jednym przykładem ograniczył, czas posiedzeń powszechnych, nie wiem, czyli na przyszłość nie będzie przedłużony; Ustawy ogólne tego zabraniały. Szczęśliwą więc było myślą takowe szczegóły wyrzucać i umiejmy z tej myśli korzystać stosując ją nawet w części do Ustaw szczegółowych. Nie podobno przewidzieć wszystkich wypadków, trzeba je tylko dotknąć, resztę zostawić dziennikom, uważając zawsze, aby artykuł, który stanowimy, na długi czas nie potrzebował odmiany.
+
+2) Nie mniej ważnym warunkiem do utrzymania na zawsze Ustaw ogólnych jest zostawienie przeszkód, które by ich odmianę ciągle tamowały. Zostawiliśmy Prezydentowi zbawienne weto, którym może zniweczyć wszelką nową ustawę; nie pamiętam, czy to jest wyrażono (s) w Ustawach ogólnych. Jeśli nie ma, potrzeba to umieścić, ażeby ktoś potem, systematycznie w wywracaniu praw dawnych postępując, nie odjął Prezydentowi tego przywileju, a potem nie mając żadnej przeszkody ustaw nie nadwerężył; co większa, radziłbym, ażeby veto Prezydenta obalało ustawy szczegółowe, nowowprowadzane, a dawnym przeciwne; jeśliby zaś takowe ustawy niezgodne były z duchem ustaw ogólnych, radca każdy powinien mieć weto obalające; toż samo rozciągnąłbym do naczelników w wydziałach. Ale kto ma sądzić, czyli ustawa przeciwi się albo nie, jest to trudność warta, jak mi się zdaje, namysłu.
+
+Drugim ważnym artykułem, bardzo lekko dotknionym w naszych ustawach, jest rozgraniczenie władz urzędniczych. Co może np. Rada uczynić z radcą? co z naczelnikiem? co naczelnik z członkiem czynnym i korespondentem? I na odwrót, jakie ma środki w bronieniu się od niesłuszności członków czynnych korespondent? od naczelnika czynny? naczelnik od radców? i radca od Rady?
+
+Trzecim jest ułożenie pewnej zasady, którą mamy kierować nasze wypisy dla wydziałów. Pierwszym prawidłem jest, że członkowie nie mogą wszystkiego wiedzieć. Czy więc dalej postępując, mają też same rzeczy, wprzódy niejasno widziane, lepiej poznawać? czy mają z początku inne wcale mieć wyobrażenie, aniżeli jest w istocie? Drugi sposób zdaje się być bezpieczniejszy, pierwszy zgodniejszy z duchem Towarzystwa. Jak mi się zdaje, należy bardzo uważać, aby członkowie, im są niżsi, tym mniej mieli wyobrażenia o rzeczywistym stanie potęgi Towarzystwa, o jego środkach i celach, zwłaszcza administracyjnych. Członkowie korespondenci nie mają wiedzieć, czy Towarzystwo cokolwiek działa administracyjnie. Członkowie czynni niech nie znają, czy działa zewnątrz i jak działa. Naczelnicy nawet nie powinni dokładnie znać, ile środków może Towarzystwo użyć w działaniu. Wszystko ma się koncentrować w Radzie.
+
+Nie przeczę, że myśli, którem wyłożył, nie mają w sobie nic nowego i są z postanowionych praw wyciągnięte; nie bez pożytku jednak będzie mieć na nie wzgląd w rozważaniu przedmiotów, o których mówiłem.
+
+Te wszystkie poprawy i odmiany wymagają równej wszystkich nas pracy i gorliwości; my jedni uskutecznić je możemy. Ale jakiego użyć metodu w uskutecznianiu? Ja bym życzył naprzód każdemu odczytać kilkakrotnie ustawy, później rozebrać materie. Ten np. weźmie o poprawach ustaw ogólnych, drugi o rozgraniczeniu władz, trzeci o wypisach dla wydziałów etc. etc.
+
+
+
+22 [O CELU CZŁONKÓW CZYNNYCH]
+
+Wilno, 1819 d. 2 maja.
+
+Pytanie najważniejsze, tyczące się stosunków pomiędzy członkami czynnymi i korespondentami, chociaż wystawieniem jasnym celu korespondentów jest nieco ułatwione, zawsze jednak nie rozwiązanym zostanie, póki z równąż jasnością cel członków czynnych nie będzie oznaczony; z tego albowiem oznaczenia można będzie [poznać], jakie przywileje są im nieodbicie potrzebne, a jakie odjęte być mają. Uważając członków czynnych jako klasę w Towarzystwie dzielącym się na klasy, wypadnie, iż każdy członek tej wyższej klasy W dwojakim sposobie działać powinien: raz jako, iż tak rzekę, urzędnik, postrzegający porządku w klasie niższej i kierujący nią najbliżej według wskazanych sobie przepisów, drugi raz jako członek Towarzystwa, znający jego cel daleko większy, a stąd działający stale, ażeby. dojść do tego celu. Stąd, jako posiedzenia korespondentów mają jeden przedmiot stały, naukowy, którym zajmują się nieprzerwanie, tak i posiedzenia członków czynnych również stały przedmiot obrady mieć powinny.
+
+Administracja niższej klasy jest rzeczą zupełnie różną od działania ciągłego i większego, jakim członkowie czynni zajmować się muszą. Terażniejsze posiedzenia administracyjne odpowiadają swemu celowi, ile są administracyjne, ale nie odpowiadają, ile są posiedzeniami wyższej klasy Towarzystwa; posiedzenia te nie mają stałego przedmiotu i oprócz obioru urzędników, przypadkowo, stosownie do okoliczności zwoływane być mogą. Można by członkom czynnym, jacy są teraz, nie objawiać większych celów Towarzystwa, tylko wskazać im ustawy porządkowe administracyjne. Na przyszłość chciałbym, ażeby oni, więcej poznawszy Towarzystwo, mieli dodane sobie ciągłe zatrudnienie. Prawda, iż zatrudnienia tego wymienić jeszcze nie podobna, gdy cel czynnych nie jest oznaczony; przewidzieć jednak można, iż to zatrudnienie będzie naukowe. Całe nasze Towarzystwo jest naukowe. Cel najogólniejszy jest, jakeśmy zakryślili, wyciągnienie wszystkich pożytków z oświecenia i zastosowanie ich do kraju polskiego. Cel ten wielki w najdrobniejszych podziałach cząstkę naukowości zachowa; wypada więc, iż wszystkie kluby, jakie kiedykolwiek wywiążą się z Towarzystwa, muszą mieć_choć uboczny cel naukowy; wypada, iż w klasach wyższych cel ten naukowy wyraźniejszy być powinien, a klasie najwyższej tylko w całej obszerności świadomy.
+
+Stąd członek czynny nie tylko we względzie samej administracji, ale też we względzie naukowym więcej od korespondenta działać powinien, klasa naczelników więcej od czynnych itd. a najwięcej owa klasa najwyższa albo owe Towarzystwo, którego organizacja jest tylko przedsięwzięta. Jakoż korespondent działa we względzie naukowym bardzo ograniczenie, sam tylko nad własnym kształceniem się pracując i sposobiąc się tylko do dalszych działań w Towarzystwie. Członek czynny nie zaniedbując własnego kształcenia się, gdyż te (s) nie ma granic, powinien więcej czynić dla nauk, powinien się zbliżać do owego głównego celu, iż nauki do pożytku krajowego stosować ma się. Czy nie mogliby więc członkowie czynni naradzać się, jakim sposobem można za pomocą nauki Towarzystwo korespondentów (mające na celu, jak to powie[działem], wciąganie młodzieży, zachęcanie ich do nauk, poprawianie moralności etc. ) doskonalić? jakim sposobem nauki między takimi towarzystwami rozkrzewiaćP jakim sposobem wzniecać do nich ochotę? jakich potrzeba do tego książek? jakie materie członkom-korespondentom do traktowania byłyby najpożyteczniejsze? itd. Cel ten jeszcze mnie samemu jasno się nie ukazał, stąd go z należytą jasnością wystawić nie mogłem; dłuższych ta praca nad jeden dzień wymaga namysłów i wspólnym chyba znoszeniem się dokończona będzie, jeśli wam zdawać się będzie potrzebną do ukończenia. Dodam jeszcze, iż członkom czynnym zostawiwszy obrady nad sposobami doskonalenia naukowego Towarzystwa, nie [powinno się] zostawić żadnych do wykonania tych obrad środków. Srodki mają zostawać w ręku Rządu i Rząd będzie wykonywać zatwierdzone postanowienia członków czynnych, jako Rząd, a jako klasa ma się zająć również działaniami naukowymi w wyższych widokach. Uczuliśmy potrzebę takowego działania i skoncentrowaliśmy cały jego ogrom w planie owego wyższego Towarzystwa, które się miało trudnić myśleniem i nad sposobami, i nad użyciem środków, a to w najdrobniejszych szczegółach. Moim zdaniem pracę tę, stosownie do ważnosci, na wszystkie klasy w pewnych stosunkach rozdzielić by należało, najważniejsze tylko i całej budowy tyczące się widoki wydziałom najwyższej klasy zostawując.
+
+
+
+23 [O STOSUNKU KLASY CZYNNEJ
+DO KORESPONDENTÓW]
+
+D. 5 maja [1819 r.]
+
+Uwagi moje od tej zacznę maksymy, nieraz przeze mnie powtarzanej, iż im bardziej Towarzystwo złożone, im sztuczniej w częściach swoich skombinowane będzie, tym działania jego pewniejszymi i skuteczniejszymi stać się muszą. Dziwić się więc nie należy, jeśli za dokładniejszym poznaniem celu i zasad Towarzystwa, za przewidzeniem zawad wydarzać się mogących i środków ich pokonania, wypadło prosty wprzódy skład Towarzystwa odmienić i mocniej urządzić. Dziwić się nie należy, jeśli na przyszłość, im się bardziej zagłębiemy w te poznania, przewidzenia i obmyślania, tym bardziej skład Towarzystwa doskonalić się będzie; cała nasza usilność w tym się zawrzeć powinna, iżbyśmy ten skład tak urządzili, ażeby dalsze jego doskonalenie się na rozwijaniu się tylko, a nie na odmienianiu się ustawicznym zawisło. Dokażemy tego, jeśli ustawy, jako środki, będziemy ściśle zawsze porównywać z celem, do którego dążą.
+
+Pierwsze Towarzystwo przed reformą ustaw miało cel bardzo mały, ustawy zdawały się być do niego stosowne. Lecz gdy w duchu każdego prawie z członków obudziły się wyższe chęci, cel stawał się ogólniejszy, ustawy musiały się odmienić. Ale ten cel, bardzo dobrze w uczuciu naszym pojęty, dotąd ściśle okryślonym nie był, dlatego i ustawy nie mogły mieć rysów niezmienności. Dlatego niezmiernie trudno było ogólne ustawy wyciągnąć. Teraz, gdyśmy cel lepiej rozważyli i opisali, gdyśmy postanowili wszystkim klasom pewne cele dobrze okryślone a z owego głównego celu wyciągnione opisać, prawa klas wszystkich powinny charakter niezmienności przyjąć. Pytanie teraz idzie o klasę korespondentów: jaki między nimi a czynnymi utworzyć stosunek: widomy lub niewidomy? i jakimi to się drogami ma odbywać?
+
+Uważmy naprzód cel klasy korespondentów: przywiązywać do siebie dobrze myślącą i zdatną młodzież, utrzymywać między nią stały związek przyjażni, zachęcać do pracyi do nauk, wzniecać miłość narodowości, zapewnić wspólną, szczególniej literacką pomoc itd. Środki do osiągnienia takowego celu są: pilne śledzenie charakteru i zdolności mających się przyjąć członków, które by się koniecznie z duchem Towarzystwa i większością członków zgadzały, częste z sobą rozmaitym sposobem ułatwiane schadzki i narada, wzbudzenie przyjacielskiej emulacji, ćwiczenie się w pisaniu i rozbieraniu pism, czytanie stosownych książek. Ażeby te środki użytymi były i ustawom wykonanie zapewniono, należy ustanowić w tej klasie rząd. Tu właśnie myśli korespondentów rozbiegają się z naszymi: im się zdawać będzie, iż rząd ma tylko na poprzedzające artykuły dawać uwagę i przepisanego tylko ustawami korespodenckimi pilnować się porządku; my daleko więcej na rząd tej klasy wkładamy. Ma on na przykład celu tej klasy nie brać samego w sobie, ale w stosunku do klasy wyższej, klasy tylko wyższej, mówię, gdyż nie chciałbym, ażeby wprost porównać go z celem najogólniejszym i największym Towarzystwa, a stąd, ażeby działaniami korespondentów stosownie do najgłębszych widoków kierować. Niech tylko klasa zaraz po korespondentach idąca ma nad nimi dozór, niechaj ich do swego związku sposobi, a tym samym usposobi ich w części do działań najważniejszych. jeśli zaś każdego korespondenta będziem uważać jako mającego kiedyś stanąć na styrze Towarzystwa, wielu bardzo ludzi, którzy by się z pożytkiem w średnich klasach zostali, byłoby z Towarzystwa wyłączonych. Sądziłbym więc, iż każda klasa wyższa ma roztrząsać działania klasy immediate niższej, a te roztrząśnienia słać pod zatwierdzenie klasy tuż za nią następującej. Wtrąciwszy tę uwagę wróćmy się do różnych względów, pod jakimi korespondenci i czynni rząd klasy korespondentów uważać muszą. Korespondenci myśleć będą, iż rząd ich starać się powinien, ażeby ich stowarzyszenie trwało; czynni, ażeby trwało wtedy, kiedy się nie sprzeciwi i własnemu celowi, i celowi członków czynnych. Korespondenci chcą wybierać członków zdatnych na korespondentów; czynni takich, którzy by kiedyś czynnymi być mogli. Korespondenci podług swoich [ustaw] miewają schadzki i narady dla utrzymywania związków przyjaznych; czynni starają się tym schadzkom i obradom stosowną do potrzeby nadać formę zewnętrzną i wlewać w nie duch, jakiego dobro ogólne wymaga. Korespondenci chcą się ćwiczyć w pisaniu, chcą czytać książki; o zatrudnieniach naukowych, daleko ważniejszych, klasy czynnej namieniłem cokolwiek i będę się starał w przyszłym piśmie jaśniej one wyłożyć. jeżeli tak członkowie czynni będą prowadzić korespondentów, iżby ci stali się godnymi wniścia kiedyś do klasy czynnej; kiedy naczelnicy będą się starać, ażeby każdy z czynnych tak się uspasabiał, iżby w potrzebie mógł naczelnika zastąpić; kiedy równie postąpią klasy wyższe względem naczelników, wszystko pójdzie w najlepszym porządku. Ale nie zostawimy żadnej klasie władania sobie podległą według upodobania. Naczelnicy będą pilnować, aby korespondenci byli tylko według brzmienia ustaw czynnym podlegli, Rząd będzie miał oko, ażeby naczelnicy równie obchodzili się z czynnymi, a klasa najwyższa powinna być urządzona podług zasad liberalności, która postępując stopniami do klas coraz wyższych, w najwyższej koncentruje je zupełnie.
+
+Położywszy te zasady wzajemnej klas zawisłości, trzeba zapewnić każdej klasie wpływ na niższą i razem wpływ ten ukryć potrzeba dla przyczyn, które były wykładane, a których tu powtarzać nie chcę. Zdaje się, iż wpływ takowy odbywać się najłacniej może przez urzędników klas niższych, którzy przecież z łona klasy wyższej brani być mają. Z wszystkich tych uwag wnoszę, iżby nie należało Rządowi Towarzystwa stykać się bezpośrednie (s) z korespondentami, ale na to miejsce ma się dla nich utworzyć osobny komitet dozorczy albo innego jakiego nazwiska. Klasa naczelników byłaby do tego najwłaściwszą. Jeśli korespondenci wiedzieć będą, iż są dwa wydziały i dwaj naczelnicy, jeśli z ustaw poznają Rządu albo komitetu dozorczego nad sobą potrzebę, najprostsza myśl, iż ci naczelnicy najwłaściwiej komitet dozorczy składać mogą z przydanymi według potrzeby kilku osobami, pod przewodnictwem jakiego urzędnika, innym imieniem niż prezydent i naczelnik nazwanego. Naczelnik z kolei może ten urząd sprawować. Członków do komitetu wydziały obierają wspólnie z korespondentami, ale komitet dozorczy podaje kandydatów i spisze na kartach obierczych (s) imiona samych członków czynnych lub klasy naczelmczej.
+
+
+
+24 [O KOMITECIE DOZORCZYM
+DLA KLASY KORESPONDENTÓW]
+
+Dnia 7 maja [1819 r.]
+
+Zagajone na przeszłym posiedzeniu zapytania i własne potem nad nimi zastanawiania się przekonały mię prawie, iż póty doskonale ustaw korespondenckich nie poprawimy, póki plan tej poprawy na cały ogół Towarzystwa skryślony i wykonany nie będzie. Jako bowiem korespondenci Ściśle są z wyższymi klasami połączeni, tak i ustawy ich odrębnymi od ustaw Towarzystwa być nie mogą. Jakoż widzieliśmy, iż każdy artykuł wciągał nas w rozprawy, podczas których trzeba było stawić na plac i porównywać ustawy klas wszystkich, odwoływać się do maksym ogólnych, z dawnego prawodawstwa wyciągnionych. że zaś te ustawy klas wyższych, te maksymy są dzisiaj jakby nie egzystujące, gdyż odmienionymi zupełnie albo poprawionymi będą, rozumowania nasze wspierać się na nich i porządnie rozwijać się nie mogą. Części główne albo punkta zasadowe prawodawstwa muszą być razem w ogólnym planie objęte; zatwierdzając je i stanowiąc, na wszystkie razem wzgląd mieć należy, Z tych dopiero wyłożonych przyczyn wracam się do zdania dawniej nieco wynurzonego, iż kodeksu korespondentów teraz ostatecznie stanowić nie należy, iż potrzeba jeszcze poprawiony tymczasowo kodeks w zawieszeniu trzymać i po wydziałach go w osobnych księgach nie składać, a przystąpić niezwłocznie do kryślenia ogólnego rysu Towarzystwa. Gdy ten zatwierdzimy, podług potrzeby wtenczas łatwiej ustawy korespondentów odmienić, jeśli te odmiany wymagać będą: jeśli nie, ostatecznie zatwierdzić i podać.
+
+Namieniwszy, co ogólnie myślę o poprawie-ustaw, wracam się do pytań tyczących się komitetu dozorczego. Celem jego głównym było utrzymywać punkt stykania się członków czynnych z korespondentami, kierowanie tymi ostatnimi i wpływem, jaki klasie wyższej nad niższą przyznać chciałem. jeden z kolegów wpływ takowy uważał za niepotrzebny; zagadnienie to, niezmiernie ważne, długo mnie zajmowało. Wypadki tych uwag są następne: że obalenie wpływu klas wyższych na niższe niszczy największy zysk, jaki nam przynosiła i na przyszłość przynosić mogła klasyfikacja; że obalenie to pokaże nam tysiączne trudności, które klasyfikacja dotychczas ukrywała. Tłumaczę się jaśniej. W społeczeństwach wielkich, jako państwach i narodach, ustanowione są prawa, zawsze i wszędzie członków towarzystw obowiązujące, nadana jest siła władzy wykonawczej niewolenia gwałtem do postępowania zgodnego z prawem. jak tylko prawo stanęło, nie mają tam względu na niczyją wolę; chcesz czy nie chcesz, słuchaj prawa. jeśli nie słuchasz, czekaj kary, która cię nie tylko z rzędu tego społeczeństwa, ale z rzędu wszystkich towarzystw i z rzędu ludzi wymaże. jeśli wymkniesz się i przeniesiesz się w obce społeczeństwo (co się rzadko zdarza), wtenczas dawn[emu] albo nic, albo bardzo mało i prawie nic szkodzić nie możesz. Inaczej się dzieje z Towarzystwem, jakim jest nasze. Każdy z własnej woli przyjął ustawy; ilekroć zechce, porzucić je może; jak tylko porzucił, już go żadna kara za granicą Towarzystwa doścignąć nie może. A przecież członek taki, chociaż wyłączony, jeszcze większą ma władzę szkodzenia nam. jakże temu zapobiec? jak ustawy od gwałcenia zachować? Oto trzeba działać na wolę członków, trzeba ułożyć prawa daleko sztuczniejsze i mocniej skombinowane; trzeba okazywać członkom zrazu część tylko budowy, a resztę dopóty ukrywać, dopóki się nie przekonamy, iż inicjanta nie weżmie chętka zepsuć tego, co zobaczy; trzeba dobrych ściśle próbować i wybierać, złych poprawiać i za rękę prowadzić. Czyli tak ważne zatrudnienia [lepiej] jeden albo dwaj urzędnicy, czy cała klasa wykona, waszemu zostawiam sądowi. Czyli wpływ jednego urzędnika w klasie będzie dostateczny zawsze do utrzymania prawa, wątpię bardzo; chyba urzędnikom nadamy moc wydawania ukazów. Czyli zaś wpływ klasy będzie dostateczny, o tym przekonywają dowody wszystkich towarzystw klasy[fikowanych] i samegoż naszego Towarzystwa. Cóż teraz mówić o władzy na człowieka wewnętrznej, o kształceniu jego serca? Obudzanie szlachetnych uczuć przyjaźni i narodowości, utrzymanie dobrego w klasie ducha — urzędnik potrafiż to zdziałać nie wezwawszy na pomoc całej klasy wyższej?
+
+Lecz przejdźmy do najważniejszego podług mnie dowodu. Obiór członka korespondenta wymaga wiele czasu, gdyż podający i przyjmujący długo starają się go poznać, a jeśliby w czym był z celem i duchem Towarzystwa niezgodny, prywatnym wpływem przykładu, namowy lub przyjażni naprawić. Przy obiorze na członka czynnego trzeba, ażeby klasa czynna miała i większą sposobność poznania członka, i większy wpływ na jego sposobienie; musi więc ustawicznie z nim przestawać i czynnościami jego w pewny sposób kierować. Jeśli to wszystko klasie czynnej odbierzemy, pytam się, jak będzie mogła nowych sobie członków przybierać i czy w tak wielkiej wagi sprawie, jaką jest obiór członka, bezpiecznie na sąd jednego spuścić się urzędnika? A więc, ile mnie się zdaje, zostawmy wpływ klasom wyższym na niższe i okryślmy go, ażeby nie mógł być szkodliwy, czego nawet lękać się nie wypada. Towarzystwo działa tu, jak każdy z nas zwykł działać: upatruje przyjaciela, powierza mu częściami tajemnice serca swojego, stara się, ażeby przyjaciela zdrożnego poprawić. jeśli tego nie może dokazać, zrywa z nim wszelkie związki. Jestże tu jaka arbitralność? — Bynajmniej. Rząd klas jest silniejszy w wykonaniu, ale w postanowieniu, gdzie wielu radzi, powolniejszy i liberalniejszy. Nie można klas równać z kastami, bo u nas każdy z członków i z oizazej oddalić nie, i do wyzlzej przejić moze, eo W kantaeh nie oie dzieje; bo tu nas przed klaaami nihzymi zakryte za takie tylko rzeezy, ktoryeli zakrycie czlookowi zadoej nie przynoai ezkody lizycznej i moralnej, a odkrycie nagle Towarzyatwu tylko jeat zgubne. jestem więc za wpływem klan a przynajmniej czyooej na [koreapoodemow], jestem za wpływem dopóty, póki mnie kloi wazniejezytui nie przekooa dowodami. Ograoiczatu cię na rym, gdyż zaatanowieoie wzgledem tego puoktu będzie I kierowalo organizacja komitetu dozorczego, jeśli się ten ustanom.
+
+
+
+25 [O KLASIĘ WSTĘPNEJ]
+
+13 maja [1819 r.]
+
+Nieporządny bieg wyobrażeń i myśli naszych w poprawie ustaw, który wynikał z okoliczności, w jakich zostajemy, trudne to przedsięwzięte dzieło jeszcze bardziej zamieszał. Musieliśmy iść do najogólniejszych wyobrażeń i potem znowu uważać szczegóły, nim prawdziwe źródło niedogodności wyrażniej, lubo niezupełnie, odkryliśmy. Ostatnią razą zatrzymaliśmy się nad projektem utworzenia dwóch klas, to jest naczelniczej, która by miała większe od terażniejszych członków czynnych przywileje, i wstępnej, która by zbliżała się w składzie swoim do teraźniejszych korespondentów; co zaś ostatni mieli zbliżyć się do terażniejszej klasy czynnej. Projekt ten, z łatwością dający się wykonać, zapobiegłby wielu niedogodnościom, postawiłby nas w stanie urządzenia klasy naczelniczej według upodobania, to jest według potrzeby i przyszłych nadziei; dałby zręczność niedopuszczenia do tej klasy osób mniej gorliwych i zaufanych, których na szczęście w Towarzystwie bardzo mało liczymy; pozwoliłby na ostatek zająć się teraz organizacja klasy wstępnej, czyli najniższej. Mimo jednak wszystkich tych pożytków jeszcze się wszystkie niedogodności nie usuną. Największa ich liczba pochodziła z niedokładnych ustaw korespondenckich, a przecież, jeśli klasę wstępną zostawiemy, koniecznie główniejsze, a co gorsza, najwięcej trudności przynoszące artykuły ustaw korespondenckich w tej klasie wstępnej zostać się muszą. I tak np. członkowie wstępni nie będą mogli bywać na posiedzeniach wszystkich wydziałów, nie będą przypuszczeni do obiorów itd., co się działo z naszymi korespondentami, a co się nadal utrzymać nie powinno, gdyż stąd rodzą się ustawiczne domniemania i śledzenia, nieufność, domysły o klasyfikacji itd.
+
+Ażeby tych nieprzyzwoitości uniknąć, zdaje mi się, iż w samym Towarzystwie nigdy klasa wstępna znajdować się nie może, przynajmniej w takim składzie jak teraźniejsi korespondenci. Wróciłem się więc do dawnych projektów, gdyż nam się nieraz zdarzało jedną rzecz po kilkakroć rozbierać, nim ostatecznie ustanowioną była. Wracam się do tego, ażeby klasa wstępna miała osobne prawa i osobnego naczelnika, ażeby została niejako przysionkiem Towarzystwa, do ciała jego nie należącym. Ustanowienie klubu, który jest właściwie tą klasą, pokazuje, iż każdy czuł dobrze ważność popieranego ode mnie projektu, chociaż ten projekt nie był jeszcze teorytycznie (s) wyjaśniony, chociaż klub, widoczne przynoszący pożytki, z ogółem ustaw Towarzystwa nie był związany i formy pewnej, pewnego okryślenia nie znalazł. Ja myślę, ażeby klub taki, jaki teraz egzystuje pod nazwiskiem Związku Przyjaciół, uważać za stopień, za klasę przedwstępną, ażeby stosownie do tego ustawy przejrzeć, ułożyć i do kodeksu ogólnego włączyć, ażeby wszystkie kluby tego rodzaju na jedną formę urządzić. Powiadam, kluby tego tylko rodzaju, gdyż je chciałbym rozróżnić. I tak, podług mnie, związki na kształt Związku Przyjaciół zupełnie od Towarzystwa zależące, zajmujące się tegoż rodzaju pracami, mające dostarczyć nareszcie i usposobić zdatnych członków Towarzystwa, wielebykolwiek ich było, gdyż im liczniejsze, tym lepiej, niech się za klasę wstępną uważają i nie noszą klubów nazwiska. Cel nawet tych związków powinien być jeden, celowi Towarzystwa odpowiadający i ogólniej tylko nakryślony. Inaczej dziać się będzie z klubami, właściwie tak nazwanymi, które mogą się z różnych osób, w różnych widokach przez członków Towarzystwa [zakładać], chociażby nie pod zupełnym ich wpływem motywowane, aby tylko celowi Towarzystwa odpowiadały. I tak może się założyć klub z obywateli w celu założenia fabryki pożytecznej, papierni, drukarni lub tym podobnych. Członkowie nasi, do klubu tego wchodzący, mają go pobudzać do działania, starać się, aby przyszedł do skutku; chociażby niezupełnie czynnościami jego kierować mogli, zawsze kraj będzie miał pożytek z zaprowadzenia pożytecznej fabryki. Może być równie klub uformowany między klasą wyższą lub niższą dla oparcia się wpływowi Zydów, dla dźwignienia handlu, podniesienia rolnictwa, dla wspomagania funduszami edukacji.
+
+Kluby te mniej lub więcej, stosownie do swojej ważności, publiczne, różne będą miały cele, a nawet doświadczać wpływu naszego Towarzystwa muszą, chociaż to nie jest rzeczą najkonieczniejszą; zawsze albowiem, kiedy członek nasz wnidzie z ustawami już gotowymi i dobrze pomyślanymi (nad tym albowiem wydziały klasy najwyższej pracować będą), kiedy będzie miał pomoc w poradzie innych członków, kiedy wskaże klubowi swemu źródła pomocy i środków — nie podobna, ażeby [sobie] między klubistami jakiejś powagi i wpływu nie zapewnił, która jest w takich rzeczach do dobrego prowadzenia dostateczną. Powtarzam tu jeszcze, iż te kluby mogą się tworzyć między osobami wyższymi, czyli magnatami, ale samo Towarzystwo, licząc w to i klasę wstępną (zgadzam się z kolegą, który również [to] utrzymywał), z osób średniego stanu składać się powinno, z osób mniej więcej z naukami obeznanych, jak to wyłożyłem w jednej z dawnych rozpraw, gdyśmy się zastanawiali nad stanem osób Towarzystwo na przyszłość składać mających.
+
+
+
+26 [O PODWYDZIAŁACH]
+
+19 maja [1819 r.]
+
+Wyobrażenia, które o tworzeniu się podwydziałów powziąłem, tak są jeszcze ciemne i zamącone, że ich wyłożyć dzisiaj nie mogę. Na dalszy czas, a przynajmniej kilkudniowy namysł rzecz tę odkładając, to tylko wyrażę, iż gdy utworzenie wydziałów obcych będzie nam bardzo trudne i nieprędko nastąpi, gdy znowu członkowie rozpierzchli, nie zebrawszy się w pewne mniejsze ciała, słabo wpływ Towarzystwa rozciągną, wypada stąd, iż oprócz wydziałów, to jest ognisk głównych, należy mniejsze niższego stopnia tworzyć stowarzyszenia, do ogółu Towarzystwa należące. Stowarzyszenia te miałyby cel jeden, . rozszerzania oświaty; złożone by były po większej części z ludzi młodych, z obywateli oświeceńszych itd. Oprócz tego celu — ścisła jedność, wzajemna pomoc i braterstwo. Na posiedzeniach związku rozbierano by projekta, mogące przyłożyć się do ro[z]sz[erze]nia oświaty, jak to działają towarzystwa francuskie, tak nazwane d'encoumgemant, z tą różnicą, iż tamte nad jednym przedmiotern, te nad różnymi by się zastanawiały; głównym celem byłoby oznaczanie nagród np. dla uczniów, rzemieślników, rolników itp.
+
+
+
+27 [MOWA] NA PRZYJĘCIE GIECOŁDA I BUDREWICZA
+
+[wygłoszona na posiedzeniu Związku Przyjaciół dnia 24 maja 1819 r.]
+
+Szanowni bracia i koledzy!
+
+Nikt zapewne nie wątpi, iż w jakimkolwiek powołaniu i stanie — chwila, w której pierwszy raz zabieramy się do pełnienia obowiązków, jest najważniejszą i częstokroć o całej przyszłości stanowi; a przecież, rozważając bieg zwyczajny towarzyskiego życia, z zadziwieniem obaczymy, iż gdy w dzieciństwie człowiek troskliwie jest prowadzonym i uspasabianym według pewnych systematycznych prawideł, gdy w wieku dojrzałym musi ulegać zwyczajom towarzystwa, w którym zostaje, i prawom stanu, który dla siebie obrał, wtenczas, mówię, gdy pierwszy i ostatni okres naszego życia nie uszedł prawodawców uwagi, wiek młody, środkujący niejako, wiek, w którym rozwijają się wszystkie władze i najwyższego stopnia mocy dochodzą namiętności, wiek ten najwięcej baczenia wymagający, zaniedbany i samemu sobie zupełnie jest zostawiony. Młodzież ukończywszy pierwiastkowe nauki widzi się u brzegu tego rozległego morza, które światem nazywamy, bez stróża, bez przewodnika, a zamyślając o wybraniu sobie stanu i powołania, nie znając dobrze obowiązków żadnego stanu, żadnego powołania, sądzi o wszystkim żywo, miałko, a częstokroć opacznie. Bo chociaż rozum jest do pewnego stopnia ukształcony, rozum ten słucha uczucia i namiętności, a czucia i namiętności, dopiero co w młodym rozwinione, tak prędko udoskonalonymi być nie mogły. Stad to okropne wypływaja skutki, których tym bardziej lękać się powinniśmy, iż działaja na nas mimo nas samych. Niejeden z braku doświadczenia chwyci się stanu, który zupełnie z jego nie zgadza się charakterem, zakopie swoje zdolności i ginie w tłumie ludzi, których imiona razem z bytem słusznie się w niepamięci zatracaja; inny, burzliwszych namiętności młodzieniec, wielkimi od natury uposażony talentami, jeśli opaczna poszedłszy droga na złe ich użyje„ staje się biczem społeczenstwa, które go wychowało, i hańba rodu ludzkiego. Największej więc wagi jest rzecza ostrożnie postępować w wieku, kiedy sami przez siebie działać poczynamy. Rozwiniono wprawdzie w nas siły umysłu i ciała, ale użycie tych sił jest nam zostawione, gdyż w terażniejszym edukacji stanie młodzież, wzbogacona naukami, ale bez sztuki ich użycia, na kształt okrętu z masztem i żaglami, ale bez majtków, wypuszcza się na morze.
+
+Kiedy zważymy takowa wychowania niedogodność i zastanowiemy się nad sposobami jej uniknienia, da się naprzód widzieć potrzeba nowego wyższej młodzieńczej edukacji urzadzenia. Wiek ten albowiem nie zniósłby już despotycznego władania, owszem, przeciwko niemu oburzany (s) być powinien; tutaj rada przyjacielska miejsce powagi, przekonanie miejsce ślepej wiary słowom nauczyciela zająć powinny. Obaczymy dalej, iż w takowym młodzi kształceniu trzeba wynaleźć bodziec, który by siły umysłu w ustawna wprawiał czynność, trzeba nareszcie sposobów nowych i w pierwiastkowej edukacji niepotrzebnych, doskonalenia serca, od którego szczęście lub nieszczęście przyszłe najwięcej zależy.
+
+Któż teraz nie zgadnie, iż zgodne między młodymi zawiazane Towarzystwo wszystkim dopiero wymienionym celom najłacniej odpowiedzieć by mogło. Tu każdy, nie uciśniony groza przesadu lub władzy, ma wszelka wolność mówienia i pisania; tu nie słucha absolutnej woli jednego, ale słucha ustaw, które sam podpisał, tu emulacja szlachetna, wzajemne zachęcanie się do pracy wabi; rada szczera omyłki i zboczenia poprawia, a przyjaźń staje się ńajskuteczńiejszym doskońaleńia serc Środkiem.
+
+Szanowni bracia i koledzyl w tym duchu osńowany jest związek, do którego zostaliście wezwani. Z radościa was jako współpracowników, do jednegoż dążących celu, w poczet braci liczymy. Z ustaw Towarzystwa o skladających go osobach jako koledzy i ludzie przekońacie się z czasem, jako czlońkowie zwiazlru wiedzcie to tylko, iż każdy z nas podpisując ustawe przysiągl tym samym kochać i szacować wszystkich, którzy kochaja i szacują pracę, przyjaźń i narodowość. [0 URZĄDZENIU KLASY
+
+
+
+28 [O URZĄDZANIU KLASY WSTĘPNEJ
+NA PROWINCJI]
+
+1 Junii [1819 r.]
+
+Nieraz powtarzałem, że im Towarzystwo nasze będzie w swym składzie sztuczniej skombinowane, tym byt jego stanie się pewniejszy i trwalszy, że jeśli części tak się urządzą, iż w niższych stopniach rozpierzchnione, niby osobne całości, w wyższych zlewać się i jedność tworzyć będą, wtenczas części takowe są do zniszczenia trudne, zniszczone nic ogółowi nie szkodzą, a ogółu mechanizm dla zewnętrznych będzie prawie niepodob — nym do pojęcia; wtenczas Towarzystwo jest prawdziwym polipem, którego odcięte części w nowe kształcą się całości i zamiast zniszczenia mnożą się bez końca. Na fundamencie tego mniemania myślę, iż wszelkie najdrobniejsze podziały bynajmniej zrażać nas nie powinny, i owszem, dążyć do nich powinniśmy. Niech wyżsi mają sposobność rozszerzania wszędzie dobrego ducha, kierowania wszystkimi cząstkami, a w przypadku zarazy niech jedną odosobnią, naprawią lub zniszczą.
+
+Ostatnie narady dotknęły materią o klasie wstępnej. Prawie w jednym czasie przychodzi coś wyrzec o podwydziałach, a że te podwydziały mają być od Filomatów niższymi, uważałem, czyby nie można wyobrażeń o podwydziałach i klasie wstępnej zbliżyć i skombinować. Skutkiem uwag był plan następujący, którego motywa później chyba, dla niedostatku czasu, komunikowane będą.
+
+Towarzystwo naprzód dzieli się na dwie wielkie klasy, to jest na klasę wstępną i na Towarzystwo właściwe. W każdej klasie będą rozmaite stopnie.
+
+Klasa Wyższa ma prawo podawać niższej projekta, przyjęte zatwierdzać lub odrzucać; ażeby te (s) prawo skutecznie wykonywało się, ustanawiają się stopnie.
+
+Stopień każdy wyższy tyle tylko ma wpływu na niższy, ile potrzeba dla utrzymania praw klasy wyższej, same zaś stopnie jedne drugimi bynajmniej nie rządzą i są pewnym środkiem władzy egzekucyjnej. Pierwsza klasa składa się z trzech stopni właściwych, to jest z klubów izwiązków naukowych, i z podwydziałów, dzielących się na dwa stopnie.
+
+Kluby i związki, tudzież podwydziały mają być pod tymi nazwiskami w klasie wyższej znane, w niższej zaś wszystkie mają nosić imię Towarzystwa.
+
+Do klubu mogą wchodzić rzemieślnicy, obywatele, kupcy i wszelkiego rodzaju ludzie, którzy z dobrego charakteru są znani. Klubu celem jest ustanowienie lub utrzymywanie pożytecznego zakładu; klub nic nie wie, iż zawiera w sobie członków podwydziału. Urządzenie klubów może być rozmaite.
+
+Związek jest zgromadzenie ludzi uczących się; celem jego jest doskonalenie się w naukach. Urządzenie związków ma być jednostajne. Podwydział składa się z ludzi gorliwych i obeznanych przynajmniej z zasadowymi naukami. Celem jego głównym jest, albo raczej chciałbym, ażeby było to, co my pierwej za cel korespondentom naznaczyli, to jest poprawa młodzieży, a razem zaszczepianie uczuć moralnych i nieznacznie narodowych, przynajmniej co do miłości nauk i języka polskiego. Podwydział ma zachęcać i wpływać na kluby i związki, stamtąd ma członków przybierać, wszakże niekoniecznie. Stąd przed utworzeniem podwydziału założyć należy klub i związek albo jeden z tych przynajmniej.
+
+Kluby mogą być w różnych miejscach. Związek, starać się należy, aby był przy szkole; stamtąd młodzież gorliwsza i zdatniejsza ma być do związku wcielana i doskonalona. Związek można dzielić różnie, stosownie do potrzeby, ale tylko we względzie naukowym; np. na poczynających i wyższych. Podwydział ma stolicę w większym mieście, powiatowym np.; ma trzy stopnie wiadome, to jest członkowie mają wiedzieć, który z nich wyższy, a który niższy.
+
+Stopien najniższy składa się z ludzi najmniej gorliwych i oświeconych, rozsypanych po wsiach i miastach; mają oni tam składać małe, po kilka osób, klubki, czyli dys[trykty], tym się od klubów różniące, że widocznie i we wszystkim od podwydziałów zawisłe. Tam ci członkowie jedni dyryguja szkoła paraiialna, drudzy szkoła Lankastra, inni zachęcają rolnictwo itd. Każdy klubek, _ dystrykt, ma głos jeden na powszechnym zebraniu, które ma być raz, dwa lub [trzy] razy w stolicy podwydziału. Dystrykciści mają wiedzieć, iż ich jest wiele, że należą do jednego towarzystwa, to jest podwydziału. Dają oni składkę najmniejszą i na powszechnym zebraniu w materiach ekonomicznych i skarbowych mają głos potwierdzający lub przeczący. Podwydział takowe dystrykta zawiązuje i rozwiązuje według woli.
+
+Drugi stopień składa się z ludzi zaufanych i dobrze znanych z charakteru i jakiejkolwiek nauki. Członkowie zbierają się na posiedzenia zwyczajne częściej, dają większe składki. Dla nich to stosuje się cel, któryśmy pierwiej opisali. Oni mają wiedzieć, iż jest wiele takich stowarzyszen w innych powiatach, należących do jednego Towarzystwa, to jest wydziału; oni nareszcie obierają prezydenta i dyrektorów z stopnia trzeciego. Stopień trzeci składają członkowie Filomaci i całym podwydziałem drwguią.
+
+Stopień […..]
+
+
+
+29 [PROJEKT ZATRZYMANIA TYMCZASOWEGO KLASY
+KORESPONDENTÓW — BEZ NAZWY]
+
+d. 9 Junii [1819 r.]
+
+Jakkolwiek obrady nasze od początku aż do dnia dzisiejszego rozmaity przybierały widok i rozmaitym szły porządkiem, kto się jednak uważniej nad nimi zastanowi, postrzeże, iż wielki uczyniliśmy postęp. Zrazu szło nam o małą dawnych ustaw poprawę, która nawet miała być niewidoczną, a stąd łatwo do kodeksu wciągnąć się mogącą. Dalej ukazało się więcej nieprzyzwoitości; uznaliśmy potrzebę większych popraw. Lecz ileż to wyobrażeń przejść musiało, nim zupełnie od dawnych oderwaliśmy się ustaw, nim bliżej ukazało się nowe, ogromne i wszystko objąć mające — systemal Uznaliśmy wreszcie, iż nie podobna wszystkiego tak prędko wykonać. Zostawiwszy więc całość ustaw dalszym obradom, wypada koniecznie tymczasem w egzystującym kodeksie poczynić odmiany. Zastanawiając się nad naturą tych odmian, spostrzeżemy, iż one dotąd tylko trwać mają, dopóki ogólnych ustaw Towarzystwa nie podamy; iż mają się dlatego wprowadzić, aby Towarzystwo w lepszym stanie aż do tej epoki wytrwało; abyśmy, na koniec, tymczasem mieli sposobność pomnożenia klasy czynnej nowoprzybranymi członkami. Cała tedy dyskusja ogranicza się do tego, czyli ci nowoprzybrani mają być wprosto (s) do klasy czynnej wcieleni, z obaleniem trwającej dotąd klasy korespondentów i z usunieniem wszelkiej dla nowoprzyjętycb próby, czyli na miejscu korespondentów klub uważać albo osobną klasę wstępną organizować. Materie te już były na przeszłej obradzie dotknione i roztrząsane; cel tego pisma nie pozwala mi wszystkiego powtarzać; główniejsze więc tylko punkta wymienię.
+
+Kasować zaraz korespondentów nie życzę. *Naprzód* dlatego, iż nie chciałbym tak wielkiej odmiany wprowadzać nagle i na czas krótki; nie życzę po wtóre, bo potrzeba klasyfikacji już członkom mocno uczuć się dała, a wyobrażenia korespondentów nie można jeszcze przenieść na kluby, których urządzenie jest jeszcze zbyt niepewne i chwiejące się; nadto przejście z klubu do klasy czynnej jest zbyt nagłe i może być dla Towarzystwa szkodliwe. Z drugiej strony klasę wstępną osobną dotychczasową tworzyć w tak krótkim czasu przeciągu, w takiej o przyszłych rzeczach niepewności, nie wiem, czy wypada. Zostawiwszy zaś w terażniejszym stanie Towarzystwo, klasyfikacja zbyt jest widoczna i nowym członkom wrazi się mocno, kiedy, przeciwnie, dążyć powinniśmy do jej ukrycia zupełnego w klasie, Filomatów na przyszłość stanowić mającej. Zważywszy to wszystko, zdaje mi się, iż należy korespondentów zostawić, ale wszystkie cechy, które z nich tworzą klasę, znieść i zagładzić, co się uskuteczni, jeśli ten podział uczynim zupełnie [nie]widocznym i [nie]dotykalnym. Wtenczas albowiem wsze[lkie] o klasyfikacji wyobrażenie zniknie na zawsze. W związku na przykład klubista nie ma prawa członków proponować i podawać na urzędników wprzódy, aż miesiąc w związku przetrwają i wszelkie miesięczne obowiązki wypełnią, co przecież żadnego o klasyfikacji nie czyni podejrzenia. Zdaje mi się, iżby ten środek mógł się nam dzisiaj przydać. Zastrzec np., iż członek nie może członków ani urzędników wybierać, członków sądzić, praw stanowić etc. etc. etc. do pewnego czasu, do trzech, do czterech miesięcy lub tym podobnie; jeśli zaś członkowie nie będą odpowiedni, na dalszy czas wstrzymani być mogą; takim sposobem unikniemy dopytywań się i 'śledzeń, zachowamy stopniowanie, a zniszczemy klasyfikacji wyobrażenie. Nazwisko korespondentów zniesione być powinno, a podział ten z przeprowadzeniem wszystkich do czynnej klasy sam przez się zniknie.
+
+
+
+30 [PROJEKT JIZDNĘGO ROZDZIAŁU USTAW
+CZŁONKÓW CZYNNYCH TOWARZYSTWA FILOMATYCZNEGO WILENSKIEGO]
+
+[ROZDZIAŁ VI. POSIEDZĘNIA ADMINISTRACYJNE POWSZECHNE]
+
+§ 1. Posiedzenia powszechne administracyjne odbywają się co sześć miesięcy, na które się ezłonkowie czynni ze swoimi naczelnikami pod przewodnictwem Prezydenta zgromadzają.
+
+§ 2. Posiedzenia powszechne administracyjne poświęcone są przedmiotom tyczącym się 1) administracji całego Towarzystwa, 2) prawodawstwa, 3) sądownictwa kryminalnego.
+
+§ 3. Do materii tyczącej administracji należą: 1) zdanie sprawy i raporta urzędników o stanie Towarzystwa i jego zakładów; 2) wprowadzenie do obowiązku naczelników; 3) otwieranie nowych wydziałów lub podwydziałów albo dawnych rozwiązanie; 4). … ; 5) uchwalenie dla nich instrukcji zasadowej; 6) utworzenie jakiegokolwiek zakładu należącego do całego Towarzystwa; 7) subskrypcja; [8)] podziękowanie urzędnikom.
+
+§ 4. Do materii prawodawstwa należy uchwalanie i zatwierdzanie nowych ustaw albo dawnych uchylanie.
+
+§ 5. Do materii sądownictwa należy roztrząsanie i ostateczne dekretowanie występków.
+
+§ 6. Posiedzenie zaczyna się od przeczytania protokołu przeszłego posiedzenia. ’
+
+§ 7. Prezydent następnie obrady zagai stosowną przemowa, w której 1) uwiadomi Towarzystwo o jego postępach tak w zewnętrznym jako też wewnętrznej organizacji tyczącym się działaniu, będzie starał [się] wskazać duch tego działania, zastanowić się nad przeszkodami, których Towarzystwo doświadczać może, tudzież nad środkami ich uniknięcia.
+
+§ 8. Sekretarz Rządu da raport o archiwum Towarzystwa i stanie szczególnych jego zakładów.
+
+§ 9. Kasjer stan kasy i powiększenie się jej lub zmniejszenie od czasu ostatniego posiedzenia powszechnego wykaże, uwiadamiaj ąc Towarzystwo o dobrowolnych pieniężnych ofiarach członków. Bibliotekarz, wymieniwszy liczbę voluminów ostatnim raportem zajętych, wyliczy dzieła na nowe do książnicy przybyłe.
+
+§ 10. Naczelnicy doniosą o działaniu swoich wydziałów zewnętrznym i wewnętrznym, o przeszkodach tego działania i środkach mogących je ułatwić; i jeśli nie mógł Wydział wszystkich obowiązków wypełnić, do Naczelników należy złożyć Towarzystwu przyczynę uchybienia. Sekretarze wydziałowi, uwiadomiwszy o liczbie członków Wydział składających, przeczytają wypisy z protokołów administracyjnych objaśniające stan archiwum wydziałowego.
+
+§ 11. Po przeczytaniu sprawozdań i raportów, jeśli Naczelnik który jest przez Rząd na nowo obrany, Sekretarz powszechny przeczyta akt jego mianowania.
+
+§ 12. Następnie Prezydent otwiera obrady tyczące się administracji.
+
+§ 13. Celem obrad takowych mogą być: 1) projekta z Rządu nadesłane; 2) petycje wydziałów, podwydziałów i członków czynnych.
+
+§ 14. Projekta z Rządu mają być najmniej dwoma tygodniami wprzódy przez Sekretarza powszechnego Naczelnikom, a przez Naczelników członkom czynnym okólnikiem udzielone.
+
+§ 15. Petycje według woli podających mogą być okólnikiem przy rządowych projektach obesłane albo też wniesione na posiedzeniu.
+
+§ 16. Prezydent z Sekretarzem powszechnym ułożą zawczasu listę projektów i petycyj, według czasu ich podania.
+
+§ 17. Na posiedzeniu czyta Sekretarz powszechny projekt Rządu, po czym Prezydent podaje go pod roztrząśnienie (V[ide] § […] ustaw).
+
+Każdy z członków z listy mowców wołany albo też na własne żądanie głos zabierający, może mówić pro lub contra albo też do projektu wniesionego poprawy i odmiany zalecać.
+
+Gdy Prezydent uzna, iż wszyscy zrozumieli się dostatecznie, albo gdy większość zażąda głosowania, natychmiast projekt bez odmian lub z odmianami ad tumum podaje.
+
+§ 18. Wotowanie w materiach administracyjnych odbywa się sekretnie; większość stanowi, równość Prezydent rozstrzyga.
+
+§ 19. Przyjęty projekt konotuje się przez Prezydenta i Rządowi do egzekwowania przesyła się.
+
+§ 20. Odrzucony projekt w rok chyba później na nowo wniesiony być może.
+
+§ 21. Następnie podaje się inny projekt lub petycja według listy materyj.
+
+§ 22. Prezydent po odczytaniu petycji formuje propozycję do głosowania: Petycja NN. ma być rozbierana-/imzrmatłue], nie ma być rozbierana — N[egat£zze]”.
+
+Jeśli petycja zostanie odrzucona, Prezydent dalsz[ą] cz[yta].
+
+Jeśli większość zdań petycję przyjmie, Prezydent ją, jak projekt do prawa, do roztrząsania a następnie do decyzji zwykłym podaje sposobem.
+
+§ 23. Porządek listy może być zmieniony, jeśli Prezydujący tego zażąda, a większość głosów żądanie zatwierdzi. '
+
+§ 24. Po skończeniu listy czytają się petycje na posiedzeniu podane.
+
+§ 25. Jeśli petycja pod roztrząsanie wzięta będzie, Prezydent z głosowaniem ostatecznym wstrzyma się do przyszłego posiedzenia, chybaby większość żądała zwołania sesji nadzwyczajnej, która wsza[kże] nie wprzód aż po dwóch tygodniach ma nastąpić.
+
+§ 26. Subskrypcją nazywają się opłaty na raz tylko do kasy wnoszone; są one dwojakiego rodzaju: 1) uchwalone od Towarzystwa i od wszystkich członków w równej ilości wnoszone; 2) uchwalone od Towarzystwa, ale co do ilości wypłaty woli członków zostawione.
+
+§ 27. Subskrypcje tylko drugiego rzędu należą do rnaterii adrninistracyjnych.
+
+§ 28. Każdy członek ma prawo upraszać o subskrypcją.
+
+§ 29. Subskrypcja, zbiera się dla osób wyrażonych albo bezimiennych: w pierwszyrn przypadku pieniądze powierzają się członkowi, który obowiązany kwit z ich wypłacenia okazać.
+
+§ 30. Jeśli subskrypcja zbiera się rmonime, Rząd wyznacza jednego spomiędzy siebie, a Towarzystwo drugiego członka, którzy by wspólnie z wnoszącym projekt składkę rozdzielili.
+
+§ 31. Obrady administracyjne zamykają się: 1) czytaniem podziękowań, przez Rząd, wydziały lub podwydziały urzędnikom albo członkom uchwalonych; 2) uchwaleniern adresu podziękowania Prezydentowi albo członkorn przez całe Towarzystwo.
+
+Uchwalający [się] adres Prezydentowi jest dwojaki: 1) dziękujący w ogólności za jego gorliwość i nieskazitelność w urzędowaniu: 2) dziękujący za jaki czyn szczególny, w czasie urzędowania wypełniony.
+
+§ 32. Pierwszy adres ma być zawsze według jednej i nieodrniennej formy dekretowany w następnych słowach:
+
+Towarzystwo Filomatyczne Wileńskie, na posiedzeniu powszechnyrn R[oku]… D[nia]… zgrornadzone, uchwaliło Prezydentowi swojemu NN. za gorliwe i nieskazitelne urzędu sprawowanie wdzięczność publiczną wyrazić i akt takowego podziękowania dla wiecznej pamiątki w protokół posiedzeń powszechnych zapisać. — Uchwałę niniejszą Rząd Towarzystwa Filomatycznego Wileńskiego do wszystkich wydziałów, podwydziałów i członków n[ieobecnych] roześle.
+
+§ 33. Drugiego adresu ułożenie do Towarzystwa należy.
+
+§ 34. Każdy członek może prosić o uchwalenie podziękowania w ogólności.
+
+§ 35. Skoro wniesienie podobne uczynionym zostanie, Prezydent bez żadnych roztrząsań wotowanie nakaże.
+
+§ 36. Jeśli większość będzie za projektem podziękowania, adres przez wyznaczoną deputacja Prezydentowi na posiedzeniu wielkim złożonym będzie.
+
+§ 37. Adres podziękowania Prezydentowi za czyn jaki szczególny nie może być na posiedzeniu powszechnym projektowanym bez uprzedniego po wydziałach roztrząśnienia i zatwierdzenia.
+
+§ 38. Towarzystwo może jeszcze uchwalić podziękowanie któremukolwiek z członków za czyn jaki szczególny.
+
+§ 39. Projekt takowego podziękowania ma być naprzód rozważony przez wydział, do którego członek zasługujący na podziękowanie należy.
+
+§ 40. Drugim zatrudnieniem na posiedzeniach powszechnych jest stanowienie i uchylanie prawa.
+
+§ 4l. Prawo jest to ustawa obowiązująca członków Towarzystwa do pełnienia jakiego czynu albo do wystrzegania się go, na zawsze albo na czas okryślony.
+
+§ 42. Władza prawodawcza należy wyłącznie do członków czynnych.
+
+§ 43. Wnoszenie projektów do prawa należy wyłącznie do Rządu.
+
+§ 44. Jeśliby który z członków widział potrzebę ustanowienia jakiego prawa, prześle do Rządu petycję.
+
+§ 45. Rząd na posiedzeniu powszechnym da zdanie o tej petycji — i albo ją odrzuci, albo zatwierdziwszy, samą lub z dodatkami i odmianami w projekt prawa zamieni.
+
+§ 46. Projekt do prawa ma być dwoma tygodniami najmniej okólnikiem komunikowany.
+
+§ 47. Gdy się projekt przeczyta, członkowie Rządu, którym to polecono, przeczytają motian, po czym Prezydent woła z listy mowców, a dalej z kolei członków do roztrząsania materii,
+
+§ 48. następnie według ar[tykułu 17] (gdy porozumieją się lub żądają wotowania) nakaże głosowanie.
+
+§ 49. Do uchwalenia prawa nowego większość głosów wystarcza; równość Prezydent rozstrzyga.
+
+§ 50. Jeśli prawo mające się uchwalić obala dawne ustawy albo im w czym deroguje, do uchwalenia go potrzeba trzech czwartych afirmatyw.
+
+§ 51. Wnoszenie wszelkiego projektu tyczącego się składki stałej lub dotychczasowej należy do członków czynnych nie wchodzących do Rządu.
+
+§ 52. Cdy potrzebna liczba wotów projekt jakowy zatwierdzi, Prezydent ogłosi liczbę głosów i promulgu je nową ustawę, po czym do Rządu naleźy wprowadzić ją w egzekucję.
+
+§ 53. Wszelkie prawo dopóty nie jest obowiązujące, póki go Prezydent nie sankcjonuje.
+
+§ 54. Prezydent ma prawo dać zaraz ustawie sankcję albo ją do przyszłego powszechnego posiedzenia zatrzymać.
+
+§ 55. jeśli na przyszłym posiedzeniu ustawa na nowo utrzymana zostanie, uważa się tym samym za sankcjonowaną od Prezydenta.
+
+§ 56. Jeśliby prawo jakie w egzekucji pokazało się szkodliwe, Rząd ma prawo zawiesić egzekucję do najbliższego powszechnego posiedzenia.
+
+
+
+31 [WNIESIENIE DO TOWARZYSTWA
+W SPRAWIE TWORZENIA ZWIĄZKÓW]
+
+[1 stycznia 1820 r.]
+
+Rząd obowiązany prawem do szukania środków, którymi by wzrost i wpływ zewnętrzny Towarzystwa mógł skutecznie wzmagać się i ustalać, gdy przekonał się z doświadczenia, iż między młodzieżą niewielu znaleźć można takich, którym by ważne Towarzystwa cele, środki i działania od razu wyjawić można było, gdy z drugiej strony każdy zapewne dostrzega niemałą liczbę osób mających grunt uczciwego charakteru i zdolności, z pożytkiem rozwinąć się mogące, ale złym wychowaniem, nieczynnością i innymi młodzieży naszej pospolitymi wadami przyćmione albo skażone, za rzecz wielkiej wagi osądził wprowadzić jak najprędzej w egzekucję artykuł ustaw o związkach. Utworzony i od kilku miesięcy działający Związek pod wpływem Towarzystwa niemałe przyniósł korzyści, ale cel i prace tego Związku, cokolwiek do celu i prac Towarzystwa przybliżone, jeszcze są za wysokie dl. a wielu osób, których wszakże nie godzi się dlatego zaniedbywać. Owszem, poprawa młodzieży w takich właśnie razach da się najlepiej uskutecznić, a Towarzystwo potrzebuje ludzi, którzy by do wszelkich zewnętrznych działań byli usposobieni. Wypada więc tworzyć jeszcze związki mniejszej wagi, do osób i okoliczności zastosowane. Z tych względów Rząd podaje Towarzystwu następujący projekt uchwały:
+
+Towarzystwo Filomatyczne Wileńskie, wysłuchawszy przedstawienia Rządowego za Nr 23 i uznawszy je za zgodne z prawami i celowi Towarzystwa odpowiadające, uchwala, co następuje.
+
+1° Utworzyć się rnają na wzór Związku Przyjaciół inne związki, również od Towarzystwa zależące.
+
+2° Towarzystwo poleca Rządowi jak najprędsze utworzenie takowych związków; stąd więc Rząd wygotuje stosowne ustawy, mając na uwadze tak interes Towarzystwa jako też cele związków i ich Wćwnętrzną organizacją.
+
+3° Rząd będzie obowiązany złożyć Towarzystwu na przyszłym posiedzeniu powszechnym zwyczajnym ustawy związków i raporta o stanie ich i działaniu.
+
+4° Członkowie będą wspierać usiłowania Towarzystwa; stąd na zapotrzebowanie Rządu do związków wchodzić i według danej instrukcji działać niniejszą obowiązują się uchwałą.
+
+5° Pracowanie członków w związkach za ważną w obliczu Towarzystwa zasługę, a praca przez jednego członka w dwóch oddzielnych związkach podejmowana za dowód szczególnego poświęcenia się uważaną będzie.
+
+6° Niniejsze postanowienie w artykułach tyczących się wszystkich członków Towarzystwa będzie w kopiach do obudwu wydziałów przesłane.
+
+
+
+32 [UWAGI O PIŚMIE PERIODYCZNYM]
+
+[czytane na posiedzeniu naukowym wydziału I 26 marca 1820 r.]
+
+Uwagi tyCZąCć się pisma periodycznego, które mam wydziałowi przedstawić, ani przyzwoicie rozwinione, ani podług pewnego układu osnowane być mogły. Wymówi mnie krótkość czasu; dalsze albowiem w tej mierze badania powolniejszemu zostaw[ię] namysłowi. Wprzódy nim w szczególności do pisma periodycznego przystąpiemy, nie bez pożytku byłoby ogólnie pożytki i szkody z pism takowych wynikające rozebrać. Nie we wszystkich albowiem przedmiotach, nie w każdym miejscu i czasie równie ono działało. W umiejętnościach ścisłych, gdzie wszystko zależy na zgromadzeniu jak najliczniejszych prawd i wynalazków, im te prawdy i wynalazki są prędzej ogłaszane, im większa masa ludzi jednocześnie o nich się dowiaduje, tym postęp umiejętności bywa łatwiejszy i skorszy. Toż samo, lubo z innej strony, o polityce mówić można. Opinia publiczna jest to zbiór wielu szczególnych mniemań. Znaczniejsza część ludzi, natłokiem i rozmaitością zatrudnień, brakiem potrzebnych wiadomości, nie jest w stanie ciągle i dobrze publiczne rzeczy poznawać i oceniać; ktokolwiek zatem jaśniej w polityce widzi, tego dobro publiczne obowiązuje, aby jak najczęściej do innych ludzi przemawiał. Jakoż gazety i pisma periodyczne są w kraju wolnym na kształt kanałów, którymi, że tak powiem, krew, całe polityczne ciało ożywiająca, krąży; z nich jak z uderzen pulsu badacz umie wyrozumieć stan narodu na drugim końcu ziemi położonego, a każdy zamach na wolność bywa pospolicie zrazu na pisma periodyczne wymierzony.
+
+Inaczej się dzieje z filozofią, szczególniej spekulacyjną, z sztukami pięknymi, a szczególnie z poezją. Boję się, aby kto nie wziął za przesadę, gdy powiem: [pisma] periodyczne bardziej do skażenia smaku i tamowania filozofii aniżeli do ich udoskonalenia służyły i służą dotąd w kraju naszym. W filozofii albowiem najpierwszą i najważniejszą rzeczą jest układ porządny i jasne całego systematu wyłożenie; wszystko to długich namysłów i prac wymaga. żadne dzieła Arystotelesa, Descarte[s']a, Malebranch[e']a i Kanta, jeśli wierzymy zdaniom cudzym, gdyż sam w tej mierze z niczym się odezwać nie mogę, żadne, mówię, z dzieł tych wielkich ludzi cząstkowo zrozumiane być nie może i dla dokładnego objęcia należy je z wielkim zastanowieniem się odczytywać. Niecierpliwy dziennika redaktor nie miałby nigdy czasu tak długo myślić, a prędkie i na oślep rzucane uwagi do niczego nie posłużą. Zdaje mi się tedy, iż pismo periodyczne, wpajając smak i dorywczego pisania, i częstego krótkich pisemek czytania, szkodzi postępowi filozofii głębszej. Najpożyteczniej byłoby, jeśli ten przedmiot ma kiedy i w naszym piśmie znaleźć miejsce, ażeby oznajomieni z nim członkowie starali się w krótkości systemata sławnych filozofów wystawiać, co by i smak do ich całkowitego czytania wznieciło, i samo czytanie ułatwiło. Toż samo rozumiem o filozofii praktycznej albo moralnej; wszakże w naszym kraju i w terażniejszych okolicznościach skutecznie nam posłużyć może. Podcią[gając] pod filozofią prawo przyrodzone i polityczne chciałbym, aby członkowie starali się z nim obeznać mocniej, a prawdy całą ludzkość obchodzące, krótko, zręcznie i dobitnie wystawione, najlepiej by zamiarowi pisma odpowiadały. Za wzór w tym rodzaju służyć mogą pisma encyklopedystów franruskich tudzież p°dQbne L1 Niemców teraz Qgłaszane pisma: wszakże w tym przedmiocie obszemiej potem wytłumaczyć się zamyślam.
+
+Zostaje nam jeszcze do przebieżenia literatura w dwóch oddziałach, to jest literatura starożytna i teoria sztuk pięknych, tudzież same dzieła tych sztuk, poezja i wymowa. Nie miejsce tu rozprawiać o pożytkach starożytnej literatury; nikt im, jak się zdaje, zaprzeczyć nie śmie; sposób tylko traktowania rozważyć należy. Dwa jeszcze tu można ustanowić podziały: pierwszy zajmuje rozprawy tyczące się literatury starożytnej, drugi objaśnienia lub tłumaczenia którego z pisarzów.
+
+Co do pierwszego, jasną jest rzeczą, iż rozwiązanie ważnej jakiej w starożytnych naukach trudności, odkrycie nowej prawdy, zasadzone pospolicie na obszernej erudycji, długiego i pracowitego wymaga badania; stąd podług tego, [co] się wyżej powiedziało, nie bardzo celowi i duchowi pism periodycznych odpowiada i niewielkie rokuje z nich korzyści. Wszakże nasze pismo pominąć tego nie powinno, z tą różnicą, iż mając na względzie nie tak popisanie się nauka i zadziwianie obcych, jako raczej zachęcanie swoich, nie możemy się zapuszczać w oderwane bardzo i z głębokiej erudycji ciągnione pytanie. Zająć się raczej należy wystawieniem mocnym i zręcznym tego, co już wiadomo. I tak rzecz, gdzie indziej pospolita — u nas bardzo nową i ważną być może. Mało bardzo osób ma wiadomość o pozostałych dziełach starożytnej literatury i dlatego cenić jej nie umie. Ileż razy słyszałem, iż nie warto uczyć się języka dla zrozumienia kilku dzieł pozostałych. Mówią to o języku greckim. Takim dosyć jest pokrótce tablice dzieł pozostałych wystawić. Dowiedzieliby się, iż zostało nam podług ścisłej rachuby 1800 oryginalnych dzieł starożytnych, licząc wszakże za jedno dzieło wszystkie na przykład mowy Demostenesa, wszystkie liczne dzieła Platona etc. Poznaliby, iż dzieła łacińskie pozostałe od czasów Liwiusza Andronika do Aureliusza mają się do greckich jak jeden do czterech, a greckie pozos[tałe] do zatraconych jak jeden do dziewiętnastu, i nauczyliby się cenić dopiero starożytność. Wkorzeniony głęboko jest przesąd, że można z przekładów — greckie pisma i łacińskie rozumieć. Bić należy przeciw takiemu przesądowi, wystawić w ogólności niedołężność przekładów z greckiego, a niedostatek przekładów z łacińskiego etc. Ogólne to są i mniej ważne postrzeżenia, ale uderzające, zwłaszcza młodzież, i dlatego zatrudniać nas mocno powinny.
+
+Druga część pracy, to jest wykład pisarzów, z innej strony także uważać się musi. Próżno tu zapuściłby się antykwariusz w głęboki wykład, kiedy wielu ma go za niepożyteczny. Dlatego, im jest pisarz trudniejszy, tym dla nas bardziej przydatny. Pokazawszy albowiem, jak nie podobna zrozumieć bez cudzej pomocy, ile do tej pomocy trzeba biegłości i nauki, powoli też i do całego wykładu przywiążą czytelnicy wagę i smak w nich znajdą. […..]
+
+
+
+33 [PROJEKT ORGANIZACJI TOWARZYSTWA
+FILARETÓW]
+
+[przedstawiony no posiedzaniu Związku Przyjaciół około 13 stycznia 1822 r.]
+
+Jakkolwiek zamiary i działania nasze względnie do potrzeb kraju ograniczone i powolne w terażniejszych okolicznościach być muszą, wszakże zważajac na to, co się dotąd zrobiło, jeżeli przy małych bardzo środkach i z niewielkim, rzec można, z naszej strony usiłowaniem tyle młodzieży, ściślej z sobą zapoznanej i połączonej, do pożytecznej pracy udało się zachęcić, powinniśmy słusznej stąd nabierać otuchy, iż postępując z równą jak dotąd zgoda, a z większa gorliwościa, nieskończenie więcej dokazać potrafimy. Od czasu zawiązania się Towarzystwa Filaretów Zwiazek nasz wpływał czynnie i pomagał prezydentowi, ale sam przez siebie nie tyle, ile by mógł, działał. Najpierwsza i najgłówniejszą jest potrzeba ściślejsze porozumienie się i wzajemna czynniejsza pomoc, gdyż sam prezydent za — radzić wszystkiemu nie zdoła z mała liczba osób, z którymi dawniejszą ma znajomość i częstsza zręczność widzenia się i naradzania, kiedy reszta członków dotąd, już to dla zatrudnień, już to dla innych niewiadomych okoliczności, na posiedzeniach tylko, i to nie zawsze, widzieć się daje. Powinniśmy więc wszyscy razem zastanawiać się, radzić i jedni drugich w wykonaniu wspierać.
+
+Ta z naszej strony oziębłość, a przy tym zwyczajna w młodzieży, z której składa się Towarzystwo Filaretów, niestałość, wprowadziła pewny rodzaj ostygnienia, które w Towarzystwie spostrzegać się daje; wszakże są inne jeszcze, jak mi się zdaje, w samej organizacji Filaretów przyczyny, szkodliwym sposobem działające, a które dlatego jak najrychlej usunąć należy.
+
+Uważając młodzież, nowo zwłaszcza do Towarzystwa przyjętą, można by wprowadzonych członków na kilka klas podzielić. Jedni — i tych najznaczniejsza liczba — wchodzą tylko dla ciekawości, a dowiedziawszy się o wszystkim tracą tym samym jedyny powab, który ich do Towarzystwa wiązał. Drudzy, powodowani przykładem, zapatrują się na starszych i wiszą tylko przy nich; dlatego jeżeli im kto ze złej strony pocznie rzeczy wystawiać, łatwo odstręczyć się dają. Są i tacy, którzy by radzi coś znaczyć, chciwie wyglądają urzędu, a nie mogąc dopiąć gniewają [się] i innych podburzają. Zaprzeczyć nie można, iż pośród mnogiej liczby, o której wspomniałem, zdarzają się prawdziwie gorliwi i czynni, ale na nieszczęście z tych nawet niejeden, zbyt prędko i gorąco postępując, z przesadzonym wyobrażeniem szuka wszędzie olbrzymich działan i wielkich Środków, a nie znajdując ich, mniej zastanawia się nad stosownym użyciem tego, co marny w ręku, i rzuca się gdzie indziej albo zraża się zupełnie. Organizacja zatem Towarzystwa powinna być wyrachowaną podług tych różnorodnycb części, mających wchodzić do jego budowy. Stosując [się] do okoliczności i do wieku, tudzież do przyszłych widoków, należy gorliwym otworzyć większe do działania pole, a słabych za ich słabości ująć i do drugich uwiązać. W tym celu, zdaje się, iż podział Towarzystwa na klasy najłatwiej i najlepiej wszystkiemn by zaradzić zdołał. Rozumiem przez klasy pewne stopniowanie zatrudnień i działań, tak aby najniżsi, nie wiedząc nawet dokładnie organizacji Towarzystwa, jego środków i zamiarów, pracowali w części ogólniejszej i mniej ważnej, starsi, przewodząc młodszym, stanowili właściwe Towarzystwo i byli jego rzeczywistymi obywatelami, ulegli zwierzchnictwu, które by postrzegało porządku, wybierało urzędników i pracowało nad dalszym rozwinieniem Towarzystwa, zależąc znowu ostatecznie od najwyższej klasy, to jest od Związku naszego. Podział ten oprócz wymienionych wyżej pożytków i to ma za sobą, iż ci, którzy by weszli do Towarzystwa dla szpiegowania albo szkodzenia, musieliby długo czekać, nimby się przedarli do poznania jego całości, a tymczasem wyśledzeni i usunieni być by mogli. Wszakże ponieważ klasyfikacja ciągnie za sobą nadanie przywilejów jednym a ujęcie drugim, terażniejsi zaś członkowie władzy, którą z ustaw posiadają, złożyć nie zechcą, wypada więc plan cały na części rozłożyć i częściami kolejno do skutku doprowadzać; według mojego sposobu widzenia następne proponowałbym w teraźniejszej organizacji odmiany:
+
+Pierwszą, czyli najniższą klasę utworzyć należy z członków, którzy od daty przyjęcia niniejszego projektu do Towarzystwa wprowadzeni będą. Członkowie przez pół roku przynajmniej nie będą mogli znajdować [się] na posiedzeniach innych gron ani widzieć listy wszystkich członków, w swoim zaś gronie mają tylko udział w pracach literackich, nie należąc do wybioru urzędników, stanowienia praw etc. Stosownie do tej ustawy należy teraźniejsze posiedzenia rozdzielić na naukowe i administracyjne; pierwsze odbywałyby się raz w miesiąc takim jak dotąd porządkiem, przeznaczone tylko na czytanie pism i recenzyj, drugie, również raz w miesiąc, zajmowałyby się wyborem członków, urzędników, roztrząsaniem projektów etc. Na te posiedzenia uczęszczaliby sami członkowie czynni, cfyli teraźniejsi Filareci, a wszystkie ich działania powinny być dla członków niższej klasy w potrzebie ogłaszane przez naczelników, zresztą tajemnicą pokryte.
+
+Podział dwóch klas, o których dopiero wspomniałem, zdaje się, iż łatwo da się uskutecznić; większa zachodzi trudność w ustanowieniu klasy trzeciej, wyższej od teraźniejszych Filaretów, a mającej bezpośrednio od Związku naszego zależyć. Klasa ta inaczej nie może być utworzona, jak z terażniejszych urzędników, a w szczególności z izby dozorczej. Zupełne jej uorganizowanie zostawić trzeba do roku przyszłego, poczyniwszy teraz wszelkie przygotowania i wprowadziwszy stosowne do ustaw odmiany.
+
+Naprzód więc prezydent zechce wnieść prawo, aby na przyszłych obiorach kandydatami do prezydencji nie byli wszyscy członkowie, jak się dotąd szkodliwie działo, ale tylko radcy ogólni, radcy izby dozorczej i przewodnicy, jako posiadający większe Towarzystwa zaufanie. Projekt ten nie powinien znaleźć wielkiego oporu, gdyż w istocie łatwo każdego przekonać o niedorzeczności dawnych obiorów, które prócz tego, że nazbyt żmudne i długie, wystawione były częstokroć na lekceważenie, kiedy członkowie podkryślali na prezydentów albo samych siebie, albo innych, żadnego znaczenia w Towarzystwie nie mających nowicjuszów. jeśli proponowana teraz ustawa skutek weżmie, wprowadzić należy drugą, przyznającą izbie dozorczej władzę skrutynowania wszystkich obiorów, czyli władzę potwierdzania lub odrzucania wotami sekretnymi przewodników i radców, po związkach obranych. Następnie i to zastrzec wypada, iż jako ustawy tyczące się wewnętrznych porządków jednego grona — samo grono stanowić dla siebie może, tak równie izba dozorcza przepisze sobie szczególne, sobie porządkowe prawidło, i radców, którzy by takowych prawideł zachować nie chcieli, może sądzić i wydalać bez żadnego odniesienia się do związków.
+
+Na tych ustawach może by poprzestać należało. Z początkiem zaś przyszłego roku prezydent zwoławszy izbę dozorczą przyniesie ustawy, które tymczasem w Związku naszym za wspólną poradą wypracowane być powinny, i wezwie członków do ich podpisania. Wyjaśnią [się] wtedy dalsze stosunki izby dozorczej, która odtąd przyjmie nazwanie klasy trzeciejs i starać się będzie uzyskać prawo przybierania sobie członków z gron innych, przez co klasyfikacja uzupełnioną zostanie.
+
+Myśli tyczące się ustaw dla przyszłej izby dozorczej, czyli dla klasy trzeciej Filaretów, będą rzeczą osobnego pisma, z którym wstrzymujemy się dla zasiągnienia rady innych członków i zebrania uwag Związku nad teraźniejszym projektem.
+
+
+
+
+-----
+Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl.
+Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://ofop.redakcja.wolnelektury.pl/editor/edit/mickiewicz.
+
+Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.
+
+Ten utwór nie jest chroniony prawem autorskim i znajduje się w domenie publicznej, co oznacza że możesz go swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać. Jeśli utwór opatrzony jest dodatkowymi materiałami (przypisy, motywy literackie etc.), które podlegają prawu autorskiemu, to te dodatkowe materiały udostępnione są na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa – Na Tych Samych Warunkach 3.0 PL (http://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/).
+
+Tekst opracowany na podstawie: Adam Mickiewicz, Dzieła, Tom V, Pisma prozą, część pierwsza, wydanie narodowe, pisma filomatyczne, estetyczno-krytyczne, opowiadania, wyd. Czytelnik, Warszawa 1950 
+
+Reprodukcja cyfrowa wykonana przez fundację Nowoczesna Polska z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów Ogólnopolskiej Federacji Organizacji Pozarządowych
+
+Opracowanie redakcyjne i przypisy: Marta Niedziałkowska
index bdb5ac6..ce8adb5 100755 (executable)
@@ -8,6 +8,7 @@ import os.path
 import optparse
 
 from librarian import DirDocProvider, ParseError
+from librarian.cover import ImageCover
 from librarian.parser import WLDocument
 
 
@@ -28,6 +29,14 @@ if __name__ == '__main__':
                       help='specifies the output file')
     parser.add_option('-O', '--output-dir', dest='output_dir', metavar='DIR',
                       help='specifies the directory for output')
+    parser.add_option('-i', '--with-images', action='store_true', dest='images', default=False,
+                      help='add images with <ilustr src="..."/>')
+    parser.add_option('-A', '--less-advertising', action='store_true', dest='less_advertising', default=False,
+                      help='less advertising, for commercial purposes')
+    parser.add_option('-W', '--not-wl', action='store_true', dest='not_wl', default=False,
+                      help='not a WolneLektury book')
+    parser.add_option('--cover', dest='cover', metavar='FILE',
+                      help='specifies the cover file')
 
     options, input_filenames = parser.parse_args()
 
@@ -49,7 +58,21 @@ if __name__ == '__main__':
                 output_file = None
 
             doc = WLDocument.from_file(main_input, provider=provider)
-            epub = doc.as_epub(cover=options.with_cover)
+
+            if options.cover:
+                cover = ImageCover(options.cover)
+            else:
+                cover = options.with_cover
+
+            flags = []
+            if options.images:
+                flags.append('images')
+            if options.less_advertising:
+                flags.append('less-advertising')
+            if options.not_wl:
+                flags.append('not-wl')
+
+            epub = doc.as_epub(cover=cover, flags=flags)
 
             doc.save_output_file(epub,
                 output_file, options.output_dir, options.make_dir, 'epub')
index 4b84c2f..338b263 100755 (executable)
@@ -26,6 +26,10 @@ if __name__ == '__main__':
                       help='prepare EPUB files for Gandalf')
     parser.add_option('--gandalf-pdf', action='store_true', dest='gandalf_pdf', default=False,
                       help='prepare PDF files for Gandalf')
+    parser.add_option('--artatech', action='store_true', dest='artatech', default=False,
+                      help='prepare EPUB files for Arta-Tech')
+    parser.add_option('--artatech-pdf', action='store_true', dest='artatech_pdf', default=False,
+                      help='prepare PDF files for Arta-Tech')
     parser.add_option('--virtualo', action='store_true', dest='virtualo', default=False,
                       help='prepare files for Virtualo API')
     parser.add_option('--prestigio', action='store_true', dest='prestigio', default=False,
@@ -45,6 +49,10 @@ if __name__ == '__main__':
         packagers.GandalfEpubPackager.prepare(input_filenames, options.output_dir, options.verbose)
     if options.gandalf_pdf:
         packagers.GandalfPdfPackager.prepare(input_filenames, options.output_dir, options.verbose)
+    if options.artatech:
+        packagers.ArtaTechEpubPackager.prepare(input_filenames, options.output_dir, options.verbose)
+    if options.artatech_pdf:
+        packagers.ArtaTechPdfPackager.prepare(input_filenames, options.output_dir, options.verbose)
     if options.virtualo:
         packagers.VirtualoPackager.prepare(input_filenames, options.output_dir, options.verbose)
     if options.prestigio:
index 258c20d..fe66e56 100755 (executable)
@@ -8,6 +8,7 @@ import os.path
 from optparse import OptionParser
 
 from librarian import DirDocProvider, ParseError
+from librarian.cover import ImageCover
 from librarian.parser import WLDocument
 
 
@@ -30,6 +31,16 @@ if __name__ == '__main__':
                       help='specifies the directory for output')
     parser.add_option('-m', '--morefloats', dest='morefloats', metavar='old/new/none',
                       help='force morefloats in old (<1.0c), new (>=1.0c) or none')
+
+    parser.add_option('-i', '--with-images', action='store_true', dest='images', default=False,
+                      help='add images with <ilustr src="..."/>')
+    parser.add_option('-A', '--less-advertising', action='store_true', dest='less_advertising', default=False,
+                      help='less advertising, for commercial purposes')
+    parser.add_option('-W', '--not-wl', action='store_true', dest='not_wl', default=False,
+                      help='not a WolneLektury book')
+    parser.add_option('--cover', dest='cover', metavar='FILE',
+                      help='specifies the cover file')
+
     (options, args) = parser.parse_args()
 
     if len(args) < 1:
@@ -50,9 +61,26 @@ if __name__ == '__main__':
                 output_file = None
 
             doc = WLDocument.from_file(main_input, provider=provider)
+
+            if options.cover:
+                cover = ImageCover(options.cover)
+            else:
+                cover = options.with_cover
+
+            flags = []
+            if options.images:
+                flags.append('images')
+            if options.less_advertising:
+                flags.append('less-advertising')
+            if options.not_wl:
+                flags.append('not-wl')
+
             pdf = doc.as_pdf(save_tex=options.save_tex,
-                        cover=options.with_cover,
-                        morefloats=options.morefloats)
+                        cover=cover,
+                        flags=flags,
+                        morefloats=options.morefloats,
+                        verbose=options.verbose
+                    )
 
             doc.save_output_file(pdf,
                 output_file, options.output_dir, options.make_dir, 'pdf')