nicer full html
[librarian.git] / flirt-z-melpomena.xml
1 <utwor>
2 <rdf:RDF xmlns:rdf="http://www.w3.org/1999/02/22-rdf-syntax-ns#">
3 <rdf:Description rdf:about="http://redakcja.wolnelektury.pl/documents/book/boy__flirt_z_melpomena__cz_1/">
4 <dc:creator xml:lang="pl" xmlns:dc="http://purl.org/dc/elements/1.1/">Boy-Żeleński, Tadeusz</dc:creator>
5 <dc:title xml:lang="pl" xmlns:dc="http://purl.org/dc/elements/1.1/">Flirt z Melpomeną</dc:title>
6 <dc:contributor.technical_editor xml:lang="pl" xmlns:dc="http://purl.org/dc/elements/1.1/">Rawska, Aneta</dc:contributor.technical_editor>
7 <dc:contributor.editor xml:lang="pl" xmlns:dc="http://purl.org/dc/elements/1.1/">Kozioł, Paweł</dc:contributor.editor>
8 <dc:contributor.editor xml:lang="pl" xmlns:dc="http://purl.org/dc/elements/1.1/">Bonisławska, Marlena</dc:contributor.editor>
9 <dc:publisher xml:lang="pl" xmlns:dc="http://purl.org/dc/elements/1.1/">Fundacja Nowoczesna Polska</dc:publisher>
10 <dc:subject.period xml:lang="pl" xmlns:dc="http://purl.org/dc/elements/1.1/">Dwudziestolecie międzywojenne</dc:subject.period>
11 <dc:subject.period xml:lang="pl" xmlns:dc="http://purl.org/dc/elements/1.1/">Modernizm</dc:subject.period>
12 <dc:subject.type xml:lang="pl" xmlns:dc="http://purl.org/dc/elements/1.1/">Epika</dc:subject.type>
13 <dc:subject.genre xml:lang="pl" xmlns:dc="http://purl.org/dc/elements/1.1/">Esej</dc:subject.genre>
14 <dc:subject.genre xml:lang="pl" xmlns:dc="http://purl.org/dc/elements/1.1/">Felieton</dc:subject.genre>
15 <dc:description xml:lang="pl" xmlns:dc="http://purl.org/dc/elements/1.1/">Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Narodową z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów BN.</dc:description>
16 <dc:identifier.url xml:lang="pl" xmlns:dc="http://purl.org/dc/elements/1.1/">http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/flirt-z-melpomena</dc:identifier.url>
17 <dc:source.URL xml:lang="pl" xmlns:dc="http://purl.org/dc/elements/1.1/"/>
18 <dc:source xml:lang="pl" xmlns:dc="http://purl.org/dc/elements/1.1/">Tadeusz Boy-Żeleński, Flirt z Melpomeną, pierwodruk, wyd. Biblioteka Polska, Warszawa 1920 </dc:source>
19 <dc:rights xml:lang="pl" xmlns:dc="http://purl.org/dc/elements/1.1/">Domena publiczna - Tadeusz Boy-Żeleński zm. 1941</dc:rights>
20 <dc:date.pd xml:lang="pl" xmlns:dc="http://purl.org/dc/elements/1.1/">1941</dc:date.pd>
21 <dc:format xml:lang="pl" xmlns:dc="http://purl.org/dc/elements/1.1/">xml</dc:format>
22 <dc:type xml:lang="pl" xmlns:dc="http://purl.org/dc/elements/1.1/">text</dc:type>
23 <dc:type xml:lang="en" xmlns:dc="http://purl.org/dc/elements/1.1/">text</dc:type>
24 <dc:date xml:lang="pl" xmlns:dc="http://purl.org/dc/elements/1.1/">2011-10-10</dc:date>
25 <dc:audience xml:lang="pl" xmlns:dc="http://purl.org/dc/elements/1.1/">L</dc:audience>
26 <dc:language xml:lang="pl" xmlns:dc="http://purl.org/dc/elements/1.1/">pol</dc:language>
27 </rdf:Description>
28 </rdf:RDF>
29
30 <powiesc>
31 <autor_utworu>Tadeusz Boy-Żeleński </autor_utworu>
32 <nazwa_utworu>Flirt z Melpomeną<pe><slowo_obce>Melpomene a. Melpomena</slowo_obce> (mit.) --- w mit. gr. muza tragedii, której atrybutem jest smutna maska tragiczna.</pe></nazwa_utworu>
33
34 <naglowek_rozdzial>Od autora</naglowek_rozdzial>
35
36 <akap><begin id="b1324224147842-1348124168"/><motyw id="m1324224147842-1348124168">Literat, Twórczość</motyw><begin id="b1324288713024-1768715867"/><motyw id="m1324288713024-1768715867">Flirt</motyw>Niejeden z czytelników, który wziął do ręki tę książkę znęcony jej wabnym tytułem, dozna rozczarowania, dowiadując się, iż zawiera ona po prostu zbiór felietonów teatralnych drukowanych w krakowskim ,,Czasie''<pe><slowo_obce>,,Czas''</slowo_obce> --- konserwatywny dziennik wydawany początkowo w Krakowie (1848--1934), a później, po połączeniu z ,,Dniem Polskim'', w Warszawie (1935--1939).</pe> pomiędzy miesiącem marcem 1919 a marcem 1920. Tak, czytelniku: <wyroznienie>flirt</wyroznienie>, który cię skusił na okładce, jest czysto intelektualny; a jeżeli znajdzie się w tej książce jakaś półdziewica, to jestem nią chyba ja sam, biedna dusza moja, wciąż niezaspokojona, wciąż rozpaczliwie niewinna, wyciągająca raz po raz ręce po ekstazy upojeń i raz po raz cofająca się trwożliwie przed bólem i fatygą oddania.<end id="e1324288713024-1768715867"/> Ale z tytułu nie będę się tłumaczył; wolno jest autorowi stroić swą książkę we wszystkie, choćby najbardziej zewnętrzne pokusy, tak jak kobiecie na balu wolno, za pomocą drażniąco niedomówionych ekshibicji<pe><slowo_obce>ekshibicja</slowo_obce> (z łac.) --- obnażanie, wystawianie na pokaz.</pe> cielesnych, maskować oschłość i smutek swego wnętrza. Czuję natomiast potrzebę usprawiedliwienia się z lekka, skąd mi się wzięło zabierać głos w przedmiocie tak odległym od zwykłych mych zatrudnień i uważanym dziś niemal za gałąź wiedzy. Stało się to, jak wszystko w moim życiu literackim, przypadkowo; mianowicie tak: pewnego dnia, okrągło rok temu, zatelefonował do mnie redaktor ,,Czasu''<pe><slowo_obce>redaktor ,,Czasu''</slowo_obce> --- wówczas (a w ogóle od czerwca 1901 roku) funkcję tę sprawował przyjaciel Boya --- Rudolf Starzewski (1870--1920), pierwowzór postaci Dziennikarzaz <tytul_dziela>Wesela</tytul_dziela> Wyspiańskiego; podobno przyczyną samobójczej śmierci Starzewskiego było niespełnione uczucie do Zofii Pareńskiej, żony Boya.</pe>, czybym w zastępstwie nieobecnego recenzenta nie zechciał się podjąć zdania sprawy z przedstawienia Molierowskiego<pe><slowo_obce>Molièr</slowo_obce> (1622--1673) --- francuski komediopisarz, założyciel własnej trupy aktorskiej ,,Théâtre Illustre'' (1643). Autor m. in. <tytul_dziela>Skąpca</tytul_dziela>, <tytul_dziela>Świętoszka</tytul_dziela>, <tytul_dziela>Szkoły żon</tytul_dziela>.</pe> <tytul_dziela>Świętoszka<pe><slowo_obce>Świętoszek</slowo_obce> --- sztuka została wystawiona po raz pierwszy w 1664 roku; Boy był widzem przedstawienia z 30 marca 1919 roku w Teatrze im. Słowackiego.</pe></tytul_dziela>. Zasiadłem tedy<pe><slowo_obce>tedy</slowo_obce> (przest.) --- zatem, więc.</pe> przygodnie w aksamitnym fotelu krytyki; nie śmiem twierdzić, iżby tą drogą wniknęło zeń we mnie owo światło, którego, idąc do teatru, nie czułem w sobie jeszcze ani promyczka; ale spostrzegłem, iż teatr, oglądany pod tym kątem, z przymusem ujmowania i formułowania wrażeń, może stanowić miłą rozrywkę i zbawienną odtrutkę na miazmaty<pe><slowo_obce>miazmaty</slowo_obce> (z gr.) --- dosł. szkodliwe wyziewy, trujące opary; przen. złe wpływy.</pe> bibliotecznych pyłów, którymi oddychałem wyłącznie od lat kilku. Zacząłem tedy, na wpół dla siebie, pisywać te gawędy teatralne, w których starałem się trzymać jak najdalej od ducha krytycyzmu, nie chcąc nim mącić zabawy sobie i drugim; że zaś zyskały one --- może właśnie dla swej bezpretensjonalności --- pewną poczytność i poza rogatkami<pe><slowo_obce>rogatki</slowo_obce> --- tu: granice.</pe> Krakowa, pozwalam sobie przedłożyć je publiczności w tym zbiorku. Podaję te felietony --- pisane z dnia na dzień, od ręki --- w ich pierwotnej formie, bez zmian, z wyjątkiem bardzo drobnych skreśleń; stanowią one wierną kroniczkę wydarzeń teatralnych naszego miasta w ubiegłym roku. A ponieważ omawiając przy sposobności te lub owe zagadnienia teatralne, raczej <wyroznienie>ocieram się</wyroznienie> o nie, niż wnikam <wyroznienie>do wnętrza</wyroznienie>, sądziłem, iż nie mogę dać książeczce niniejszej trafniejszego tytułu, niż mieniąc ją skromnie <tytul_dziela>Flirtem z Melpomeną</tytul_dziela>.<end id="e1324224147842-1348124168"/></akap>
37
38 <nota><akap>Boy.</akap>
39 <akap>Kraków, w marcu 1920.</akap></nota>
40
41
42
43
44 <naglowek_rozdzial>Molier, <tytul_dziela>Tartuffe</tytul_dziela> (<tytul_dziela>Świętoszek</tytul_dziela>)</naglowek_rozdzial>
45 <akap>Teatr miejski im. Słowackiego<pe><slowo_obce>Teatr miejski im. Słowackiego</slowo_obce> --- dawniej zwany po prostu Teatrem miejskim; otwarty 1893 roku na placu św. Ducha w Krakowie, w miejscu dawnej siedziby zakonu Duchaków, zaprojektowany w stylu eklektycznym przez Jana Zawieyskiego; do 1909 roku instytucji patronował Aleksander Fredro, czego symbolem pozostało popiersie z jego podobizną znajdujące się przed gmachem teatru, do dziś zaś patronem jest Juliusz Słowacki; dyrektorami teatru byli m.in.: Tadeusz Pawlikowski, Józef Kotarbiński, Ludwik Solski, Lucjan Rydel.</pe>: <tytul_dziela>Tartuffe</tytul_dziela> (<tytul_dziela>Świętoszek</tytul_dziela>), komedia w pięciu aktach wierszem Moliera, przekład Tadeusza Boya-Żeleńskiego.</akap>
46
47 <akap><begin id="b1323811281812-2407643909"/><motyw id="m1323811281812-2407643909">Twórczość</motyw>Komedie Moliera wierszem a prozą to dwa odrębne światy kunsztu aktorskiego. W sztukach prozą dialog krótki, żywy, daje swobodne pole dla realizmu szczegółów, śmiałej szarży i pantomimy. Natomiast w sztukach wierszem zewnętrznej akcji, ruchu jest bardzo mało; wszystko obraca się w szermierce słownej, i to przeważnie nie ucinkowej, ale toczącej się w szerokich tyradach. Sztuki prozą wyrosły z tradycyjnej średniowiecznej farsy, sztuki wierszem mają tok pokrewny z klasyczną tragedią XVII w.<pe><slowo_obce>klasyczna tragedia XVII w.</slowo_obce> --- chodzi o klasycystyczną tragedię francuską, np. <tytul_dziela>Cyda</tytul_dziela> Pierre'a Corneille'a czy <tytul_dziela>Andromachę</tytul_dziela> Jeana Racine'a.</pe>. Wszystko prawie trzeba tu wydobyć rzeźbieniem słowa, inteligentnym odważeniem ich wartości, nieskazitelną dykcją i nasileniem wibracji wewnętrznej. Raczej przerysować, niż nie dociągnąć lub zamazać.<end id="e1323811281812-2407643909"/></akap>
48
49
50
51 <akap><begin id="b1323811469430-3754347748"/><motyw id="m1323811469430-3754347748">Teatr</motyw>Pierwszym, nieodzownym tego warunkiem jest doskonałe opanowanie tekstu. Otóż zważywszy:</akap>
52
53
54
55
56 <akap>iż sztuki wierszem grywa się u nas nie częściej niż dwa lub trzy razy do roku;</akap>
57
58
59
60
61 <akap>iż są to prawie zawsze arcydzieła literatury polskiej lub światowej;</akap>
62
63
64
65
66 <akap>iż obsada ich znaną jest zazwyczaj artystom na kilka miesięcy przed terminem wystawienia;</akap>
67
68
69
70
71 <akap>iż <begin id="b1323812483093-3372911489"/><motyw id="m1323812483093-3372911489">Artysta</motyw>aktor nie posiadający pamięciowo wiersza udaremnia najlepsze intencje i starania reżyserii; zmienia narzędzie rytmu i harmonii w element niepokoju i zniecierpliwienia, wywołując u słuchacza myślowy wykrzyknik: ,,A powiedzże, u diabła, prozą, co masz na wątrobie!''<end id="e1323812483093-3372911489"/>;</akap>
72
73
74
75
76 <akap>zważywszy tedy to wszystko, należy stwierdzić:</akap>
77
78
79
80
81 <akap>iż nieopanowanie pamięciowe sztuki wierszem jest nie do darowania i stanowi najwyższy stopień lekceważenia sztuki, publiczności, reżyserii, dyrekcji, administracji, magistratu<pe><slowo_obce>magistrat</slowo_obce> (z łac.) --- rada miejska, dzisiejszy ratusz.</pe> i prezydium miasta (wymieniam te instancje <slowo_obce>crescendo<pe><slowo_obce>crescendo</slowo_obce> (wł., muz.) --- stopniowo zwiększając natężenie.</pe></slowo_obce>, wedle stopnia winnego im uszanowania), do jakiego aktor lub aktorka posunąć się może.<end id="e1323811469430-3754347748"/></akap>
82
83
84
85
86 <akap><begin id="b1323849505075-2698686942"/><motyw id="m1323849505075-2698686942">Świętoszek</motyw>Po tej uwadze, która, na szczęście, nie odnosi się bynajmniej do wszystkich wykonawców, przejdźmy do sobotniego <tytul_dziela>Tartuffe'a</tytul_dziela>.</akap>
87
88 <akap><begin id="b1324238548277-3950601727"/><motyw id="m1324238548277-3950601727">Twórczość</motyw>,,Wujaszek'' Sarcey<pe><slowo_obce>Sarcey, Francisque</slowo_obce> (1827--1899) --- francuski krytyk i dziennikarz.</pe> w przystępie paradoksalnej weny przeprowadził raz tezę --- a to na podstawie setek razy, które, jak twierdzi, oglądał <tytul_dziela>Tartuffe'a</tytul_dziela> na wszelakiego rodzaju scenach --- iż ze wszystkich sztuk Moliera jest to najbardziej ,,biorąca'' i że ,,gra się po prostu sama''. Trafne może to być w tym zrozumieniu, iż akcja <tytul_dziela>Świętoszka</tytul_dziela> jest tak żywotna, a środki, jakimi operuje autor, tak proste i silne, że same przez się, prawie bez współdziałania aktora, przykuwają widza. W istocie jednak dla prawdziwego odtworzenia jest to sztuka bardzo trudna, przedstawia niezmiernie szeroką skalę dla kunsztu gry aktorskiej, czego dowodem cała literatura, jaka spiętrzyła się we Francji koło każdego niemal słowa, każdej intonacji w tej komedii. Stokroć jeszcze, oczywiście, trudniejszym jest granie jej u nas, gdzie praca reżyserii i artystów nie jest przyczynkiem osobistej inwencji do dawnych, we krwi każdego francuskiego aktora będących tradycji, ale gdzie wszystko, od początku do końca, trzeba stworzyć.<end id="e1324238548277-3950601727"/></akap>
89
90
91
92
93
94 <akap>Wczorajszy rezultat tej pracy był --- pospieszam to zaznaczyć --- wysoce dodatni. Całość nosiła cechy inteligentnej i bacznej reżyserii, z którą poszczególni artyści współdziałali wedle sił i warunków, na ogół szczęśliwie.</akap>
95
96
97
98
99 <akap>Przede wszystkim tedy p. Bończa<pe><slowo_obce>Bończa-Stępiński, Leonard</slowo_obce> (1876--1921) --- aktor.</pe>. <tytul_dziela>Tartuffe</tytul_dziela> jest to rola niezmiernie trudna. Linia jej poczęta jest tak śmiało, poprowadzona tak ryzykownie wciąż po samej krawędzi prawdopodobieństwa, iż zagrać ją dobrze, przekonywająco, jest patentem wysokiej sztuki. Już sam początek: <tytul_dziela><begin id="b1323811902490-3887324248"/><motyw id="m1323811902490-3887324248">Podstęp</motyw>Tartuffe</tytul_dziela> zjawia się na scenie w akcie trzecim, będąc od pierwszej sceny pierwszego aktu niewidzialnym bohaterem sztuki; w kilku słowach powiedzianych za kulisami daje świetną ekspozycję swego charakteru, uzupełnia ją w króciutkiej rozmowie z Doryną<pe><slowo_obce>Doryna</slowo_obce> --- garderobiana Marianny, córki Orgona.</pe>, aby natychmiast rzucić się w karkołomną scenę oświadczyn, w której żar pulsującej krwi zmysłowca przepala maskę obłudnika.<end id="e1323811902490-3887324248"/></akap>
100
101
102
103
104 <akap>W tym akcie z początku p. Bończa, nierozgrzany jeszcze, jak gdyby szukał tonu, odnajdował go jednakże coraz więcej. W końcowej scenie aktu trzeciego był doskonały, z zupełną już brawurą odegrał drugą scenę miłosną w akcie czwartym, w momencie zaś, gdy jak nadeptana żmija wypręża się nagle z sykiem i podnosi głowę, aby ukąsić śmiertelnie swą ofiarę, znalazł w sobie akcent wibrującej siły, który objawił w jego <tytul_dziela>Świętoszku</tytul_dziela> głęboką i dobrze przemyślaną kreację. Maska i mimiczna gra twarzy były arcydziełem.</akap>
105
106
107
108
109 <akap><begin id="b1323811609814-3049080575"/><motyw id="m1323811609814-3049080575">Ofiara</motyw>Bodaj czy nie trudniejszą jeszcze jest rola Orgona<pe><slowo_obce>Orgon</slowo_obce> --- syn Pani Pernelle, ofiara spisku Świętoszka.</pe>, figury niezmiernie ważnej przez to, że na jego bezmiernym, niewiarygodnym wprost zaślepieniu obraca się jak na osi akcja sztuki. Jest to w galerii Molierowskich ,,staruchów'' postać bardzo odrębna i skomplikowana. Orgon to nie prosty cymbał<pe><slowo_obce>cymbał</slowo_obce> --- człowiek głupi, tępy, niezaradny.</pe> ani safanduła<pe><slowo_obce>safanduła</slowo_obce> --- człowiek niezaradny, powolny, fajtłapa.</pe>; przeciwnie, aby uwydatnić całą potęgę obłudy, autor wyposażył jej ofiarę wszystkimi dodatnimi cechami: to człowiek mający znaczenie w świecie, posłuch w domu, człowiek, który w ważnych potrzebach ,,oddał usługi królowi''. Nie jest to nawet, poza paroma momentami, figura komiczna; komizm tym głębszy płynie tutaj z kontrastu między rzeczywistością a światem urojeń, w jakim Orgon żyje; jest to tępy, uparty fanatyk, człowiek jakby urzeczony, opętany swoją monomanią<pe><slowo_obce>monomania</slowo_obce> --- natręctwo; skupianie się tylko na jednej myśli, sprawie.</pe> wyrosłą na gruncie szczerych wierzeń religijnych wyzyskiwanych niecnie przez szalbierza<pe><slowo_obce>szalbierz</slowo_obce> (z niem.) --- oszust, krętacz.</pe>.<end id="e1323811609814-3049080575"/></akap>
110
111
112 <akap>P. Feldman<pe><slowo_obce>Feldman, Ferdynand</slowo_obce> (1862--1919) --- aktor.</pe> jest zbyt wytrawnym i cennym artystą, aby mógł grać źle; ale grał częścią co innego, a częścią nie wychodził z aktorskiego ogólnika: jego Orgon mógłby bez zająknienia (nie, raczej z zająknieniami) ciągnąć dalej jakąś tyradę Chryzala w <tytul_dziela>Uczonych Białogłowach<pe><slowo_obce>Uczone Białogłowy</slowo_obce> --- komedia Moliera z 1672 roku.</pe></tytul_dziela> lub nawet Sganarela w <tytul_dziela>Rogaczu z urojenia<pe><slowo_obce>Rogacz z urojenia</slowo_obce> --- komedia Moliera z 1660 roku.</pe></tytul_dziela>. Słowa, jakie padały z ust Orgona, nie były organicznie zrośnięte z postacią, nie miały akcentu wewnętrznego przekonania. Może i same warunki artysty popychające go raczej w kierunku dobrodusznego uśmiechu utrudniały mu pochwycenie właściwego tonu. Mimo tych zastrzeżeń kapitalna końcowa scena trzeciego aktu miała momenty bardzo dobre.</akap>
113
114
115
116
117 <akap>Najgorętsze słowa uznania należą się pani Łuszczkiewicz-Gallowej<pe><slowo_obce>Łuszczkiewicz-Gallowa, Róża </slowo_obce> (1893--1919) --- aktorka.</pe> za kreację Doryny. Arcyważną tę postać, która prowadzi akcję sztuki niby kapelmistrz<pe><slowo_obce>kapelmistrz</slowo_obce> (z niem.) --- dyrygent.</pe> orkiestrę i która werwą swoją i pogodą przyczynia się do rozjaśnienia kolorytu tej komedii tyle mającej w sobie pierwiastków okrutnego dramatu, odegrała pani Łuszczkiewicz-Gallowa z zacięciem, brawurą, swadą, możliwą jedynie przy tak starannym opracowaniu roli, jak to, które było podłożem jej kreacji. <begin id="b1323811999684-227614186"/><motyw id="m1323811999684-227614186">Opieka</motyw>Pojęcie roli Doryny ma we Francji swoją literaturę i różne linie tradycji wahające się pomiędzy żywością młodej subretki<pe><slowo_obce>subretka</slowo_obce> (z fr.) --- pokojówka.</pe> a pewnością siebie i wygadaniem zaufanej (nie starej zresztą) piastunki, która wyniańczyła te dzieci na ręku i zastępowała im matkę.<end id="e1323811999684-227614186"/> Pani Łuszczkiewicz-Galllowa przychyliła się do pierwszej wersji, bardziej zgodnej z jej warunkami, i przeprowadziła ją doskonale. Wyborną w swym ciepłym zasuszeniu była Pani Pernelle<pe><slowo_obce>Pani Pernelle</slowo_obce> --- matka Orgona.</pe>, doskonale opracowana przez panią Kosmowską<pe><slowo_obce>Kosmowska, Ada</slowo_obce> (1871--1944) --- aktorka.</pe>: taką właśnie mogła być matka prawdziwego Orgona. Pełną wdzięku, mimo iż nie dość wygraną, nie dość wydobytą z tekstu, była Elmira<pe><slowo_obce>Elmira</slowo_obce> --- żona Orgona.</pe> p. Bednarzewskiej<pe><slowo_obce>Bednarzewska, Konstancja z Raykowskich</slowo_obce> (1866--1940) --- aktorka.</pe>. Z drobniejszych ról zaznaczył się doskonałą maską oraz pierwszorzędną siłą komiczną pan Orwid<pe><slowo_obce>Orwid, Józef</slowo_obce> (1891--1944) --- właśc. Józef Kostych, aktor.</pe> (Pan Zgoda<pe><slowo_obce> Pan Zgoda </slowo_obce> --- woźny, oficer gwardii Filipota.</pe>) oraz panna Malicka<pe><slowo_obce>Malicka, Maria</slowo_obce> (1900--1992) --- aktorka.</pe> jako milutka Marianna<pe><slowo_obce>Marianna</slowo_obce> --- córka Orgona.</pe>. Reszta wykonawców walczyła mężnie w swoich mniej lub więcej wdzięcznych rolach.</akap>
118
119
120 <akap>A sztuka? Czyż potrzebuję przypominać, że <begin id="b1323812209638-3300319056"/><motyw id="m1323812209638-3300319056">Sława, Twórczość, Artysta</motyw>komedia o <tytul_dziela>Świętoszku</tytul_dziela> jest szczytem twórczości komicznej Moliera, a tym samym najwyższym punktem, do jakiego dane było wznieść się komedii w ogóle? Tajemnicą geniuszu Moliera jest, w jaki sposób zdołał on w ciągu kilku lat pisarskiej kariery przebiec drogę od wpół średniowiecznej farsy (<tytul_dziela>Latający lekarz</tytul_dziela><pe><slowo_obce>Latający lekarz</slowo_obce> --- pierwsza sztuka Moliera z 1645 roku.</pe> etc.), operującej tradycyjnymi maskami poruszającymi się w równie tradycyjnych grach scenicznych, aż do tej sztuki, która stała się niedoścignionym wzorem komedii obyczajowej, komedii charakterów, a zarazem satyry tak głębokiej, tak zuchwałej, można powiedzieć, iż obecność jej na scenie do dziś dnia przejmuje zdumieniem.<end id="e1323812209638-3300319056"/> Jakoż niełatwo przyszło jej zdobyć prawo do sceny. <begin id="b1323812304637-452442777"/><motyw id="m1323812304637-452442777">Konflikt</motyw>Nie będę kreślił znanych dziejów zaciętej walki toczącej się koło <tytul_dziela>Świętoszka</tytul_dziela>, który mimo życzenia wszechwładnego króla<pe><slowo_obce>król</slowo_obce> --- chodzi o Ludwika XIV.</pe> przez pięć lat (1664 do 1669) skazany był na pogrzebanie; przypomnę jedynie, iż sztuka ta była jedną z walnych bitew kampanii, która wypełnia pierwsze lata twórczości Moliera. Rozpętawszy przeciwko sobie salony i koterie literackie, wysmagane nielitościwie w <tytul_dziela>Pociesznych Wykwintnisiach<pe><slowo_obce>Pocieszne Wykwintnisie</slowo_obce> --- jednoaktówka Moliera z 1659 roku.</pe></tytul_dziela>, Molier doznał niebawem skutków ich nieprzyjaźni po wystawieniu <tytul_dziela>Szkoły żon<pe><slowo_obce>Szkoła żon</slowo_obce> --- komedia Moliera z 1662 roku.</pe></tytul_dziela>. Wytoczono przeciw niemu przede wszystkim tę broń, jakiej zazwyczaj się używa dla pognębienia świeżych objawów twórczości: oskarżono go o niemoralność. Zdaje się, iż geniusz musi być zasadniczo ,,niemoralny'', ponieważ pojawieniu się jego zawsze towarzyszy ta orkiestra. Rabelais<pe><slowo_obce>Rabelais, François</slowo_obce> (1483-94--1553) --- francuski pisarz, lekarz, były zakonnik; jego satyryczno-fantastyczne epopeja <tytul_dziela>Gargantua i Pantagruel</tytul_dziela> pisana w latach 1532-1564 krytykowała instytucje kościelno-feudalne, dogmaty, średniowieczną metafizykę, budując tym samym podwaliny pod nowoczesną myśl odrodzenia.</pe>, Molier, Balzac<pe><slowo_obce>Balzac, Honoré de</slowo_obce> (1199--1850)--- francuski powieściopisarz zwany ojcem powieści realistycznej; zasłynął cyklem ponad stu trzydziestu utworów pisanych w latach 1829-1847 --- <tytul_dziela>Komedią Ludzką</tytul_dziela> --- prezentujących krytyczny obraz społeczeństwa.</pe>, Flaubert<pe><slowo_obce>Flaubert, Gustave</slowo_obce> (1821--1880) --- francuski powieściopisarz; uznany za mistrza literatury naturalistycznej, w ramach której sformułował postulat bezosobowości; w 1856 roku zasłynął <tytul_dziela>Panią Bovary</tytul_dziela> opowiadającą o prowincjuszce, która porzuca dziecko, zdradza i doprowadza do bankructwa męża, po czym popełnia samobójstwo. Po publikacji Flaubertowi wytoczono proces, uznając jego książkę za deprawującą.</pe>, te cztery triumfalne nazwiska literatury francuskiej, to tyleż etapów rzekomej ,,niemoralności<pe><slowo_obce>niemoralność</slowo_obce> --- Więcej na temat problemu niemoralności pisarzy zob.: Boy-Żeleński Tadeusz, <tytul_dziela>Jak zostałem literatem</tytul_dziela>, [w tegoż:] <tytul_dziela>Reflektorem w mrok</tytul_dziela>, PIW, Warszawa 1985, s. 40-41.</pe>''.<end id="e1323812304637-452442777"/> Odpowiedzią Moliera --- po paru lżejszych ripostach --- był <tytul_dziela>Tartuffe</tytul_dziela> walący jak maczugą w obłudę i świętoszkostwo. Sztuki zabroniono. Molier pozornie ulega; ale wciąż kołacząc do króla o interwencję, zadaje równocześnie w <tytul_dziela>Don Juanie<pe><slowo_obce>Don Juan</slowo_obce> --- komedia Moliera z 1665 roku.</pe></tytul_dziela> uboczny sztych triumfującej klice; wreszcie, zwątpiwszy o zwycięstwie, daje wyraz zniechęceniu i goryczy w <tytul_dziela>Mizantropie</tytul_dziela><pe><slowo_obce>Mizantrop</slowo_obce> --- komedia Moliera z 1666 roku.</pe>. <begin id="b1323812110520-1638215221"/><motyw id="m1323812110520-1638215221">Sława, Zwycięstwo, Artysta</motyw>Nadchodzi dzień odwetu; <tytul_dziela>Tartuffe</tytul_dziela> wystawiony w pełnej postaci w r. 1669 staje się triumfem pisarza; ale w walce tej stargały się jego siły. Daje za wygraną; odtąd Molier będzie bawił współczesnych, nie pogłębiając ostrza satyry, lub za jej cel biorąc mniej niebezpiecznych wrogów: próżność mieszczucha lub nieuctwo lekarzy. I dopiero po śmierci pisarza pokazało się, jak bardzo proroczą była jego komedia: na schyłku rządów Ludwika XIV<pe><slowo_obce>Ludwik XIV</slowo_obce> (1638--1715) --- król Francji od 1643 roku, z dynastii Burbonów; wprowadził w kraju absolutyzm.</pe> i pani de Maintenon<pe><slowo_obce>Maintenon, Françoise d'Aubigné</slowo_obce> (1635--1719) --- kochanka, potem żona Ludwika XIV, protektorka kleru.</pe> typ unieśmiertelniony w <tytul_dziela>Świętoszku</tytul_dziela> zapanował wszechwładnie na dworze i zaciążył nad całą Francją.<end id="e1323849505075-2698686942"/><end id="e1323812110520-1638215221"/></akap>
121
122
123
124
125 <naglowek_rozdzial>Krzywoszewski, <tytul_dziela>Pani Chorążyna</tytul_dziela></naglowek_rozdzial>
126
127 <akap>Teatr miejski im. Słowackiego: <tytul_dziela>Pani Chorążyna</tytul_dziela> (Wielki dzień), sztuka w czterech aktach Stefana Krzywoszewskiego<pe><slowo_obce>Krzywoszewski, Stefan</slowo_obce> (1866--1950) --- pisarz, publicysta i dramaturg, w 1903 roku założyciel czasopisma ,,Świat'', redaktor ,,Kuriera Polskiego'', prezes kilku związków kulturalnych, m.in. dyrektor Teatrów Miejskich w Warszawie w latach 1931--1934.</pe>.</akap>
128
129
130
131
132 <akap><begin id="b1323812529366-1140356425"/><motyw id="m1323812529366-1140356425">Twórczość</motyw>Stosunek twórczości literackiej do historii może być rozmaity. Skala jego sięga od imperatywu<pe><slowo_obce>imperatyw</slowo_obce> (z łac.) --- nakaz, zasada.</pe> wizji, od idei historycznej, która w umyśle twórcy samorodnie obleka się w ciało, stwarzając wiekuiście żywy świat postaci, aż do inteligentnej, świadomej <wyroznienie>roboty</wyroznienie>, która doświadczenie pisarza oddaje w służby obranego tematu. Ten typ <wyroznienie>transkrypcji</wyroznienie><pe><slowo_obce>transkrypcja</slowo_obce> --- tu: przetworzenie, wykorzystanie materiału historycznego w celach literackich.</pe> historycznej --- w powieści zwłaszcza --- stał się u nas w ostatnich czasach częsty i stanowi prąd raczej pożądany. W warunkach nowoczesnego ,,rynku'' literackiego, gdzie pisarz nakłada sobie niemal jako obowiązek częstą i regularną produkcję, łatwo grozi mu znużenie, wyczerpanie soków; tego rodzaju zwrócenie się od czasu do czasu do historii stanowi korzystny wypoczynek, odświeżenie tchnieniem innej atmosfery. A co się tyczy stosunku do prawdy historycznej (o ile w ogóle prawda historyczna nie jest mitem), ten rozstrzygnął lapidarnie stary Dumas-ojciec<pe><slowo_obce>Dumas, Alexandre, ojciec</slowo_obce> (1802--1870) --- francuski powieściopisarz i dramaturg; brał udział w rewolucji francuskiej z 1830 roku i walce o niepodległość Włoch; autor poczytnych powieści historycznych z wątkami awanturniczymi i romansowymi, np. <tytul_dziela>Trzej muszkieterowie</tytul_dziela> (1844).</pe> powiedzeniem: <slowo_obce>Il est permis de violer l'histoire à la condition de lui faire un enfant</slowo_obce><pe><slowo_obce>Il est permis de violer l'histoire à la condition de lui faire un enfant</slowo_obce> (fr.) --- Można gwałcić historię pod warunkiem, że się ją obdarzy dzieckiem.</pe>.<end id="e1323812529366-1140356425"/></akap>
133
134
135
136
137 <akap>P. Krzywoszewski przystąpił do tego zadania ze swobodą, doświadczeniem i wprawą wieloletniego pracownika sceny. Chciał stworzyć widowisko sceniczne. Wziął jedną z najtragiczniejszych, najbardziej złożonych psychologicznie epok naszej historii; wplótł w nią jako akcję sztuki dramat trojga szlachetnych serc, który, wzięty serio, wystarczyłby na temat dla autentycznej tragedii Corneille'a<pe><slowo_obce>Corneille, Pierre</slowo_obce> (1606--1684) --- ojciec tragedii francuskiej, który doprowadził do odrodzenia teatru, przywrócenia antycznej zasady trzech jedności; jego największe dzieła to <tytul_dziela>Cyd</tytul_dziela> (1636) i <tytul_dziela>Andromeda</tytul_dziela> (1650).</pe>; nie dał się skusić czyhającym nań zapewne niebezpieczeństwom odruchu gryzącej satyry, krwawego bólu i wzruszenia i --- napisał sztukę teatralną na ogół barwną i zajmującą. W czasie wystawienia w Warszawie sztuka ta spotkała się z dość rzadkim w formie swej protestem pewnej młodej grupy literackiej; trudno zrozumieć dlaczego, nie ma w niej bowiem żadnego szalbierstwa artystycznego, które nieraz tak drażniąco działa w naszych utworach teatralnych: nie podaje się ona za nic innego, niż jest w istocie.</akap>
138
139
140
141
142 <akap><begin id="b1323812727969-3073182384"/><motyw id="m1323812727969-3073182384">Rozstanie</motyw>Andrzej i Małgosia kochają się; rozłączyła ich niechęć ojca Małgosi i zbytnia hardość Andrzeja: ona przyjęła narzucony jej związek ze starszym o lat dwadzieścia, zacofanym trochę, ale zacnym Chorążym, on, gorący patriota, zaciągnął się do wojska.<end id="e1323812727969-3073182384"/> Po kilku latach spotykają się znowu: raz na wsi, gdzie on ratuje jej życie w wypadku z saniami, <begin id="b1323812842292-1303591509"/><motyw id="m1323812842292-1303591509">Pojedynek, Honor</motyw>drugi raz na salonach warszawskich, gdzie Andrzej ma sposobność bronić jej czci przed natarczywością podpitych magnatów. Ale w szlachetnym ferworze on, prosty oficer, dobył szabli na jenerała artylerii Sapiehę<pe>prawdop. <slowo_obce>Sapieha, Kazimierz Nestor</slowo_obce> (1754--1798) --- generał artylerii litewskiej od 1773, jeden z marszałków Sejmu Czteroletniego i twórców Konstytucji 3 maja, uczestnik powstania kościuszkowskiego.</pe> i na wszechpotężnego hetmana Branickiego<pe><slowo_obce>Branicki, Ksawery</slowo_obce> (1730--18189) --- hetman wielki koronny od 1774, przywódca opozycji magnackiej, przeciwnik ustanowień Sejmu Czteroletniego, jeden z twórców konfederacji targowickiej.</pe>; grozi mu zguba.<end id="e1323812842292-1303591509"/> Na to zjawia się książę Józef<pe><slowo_obce>Poniatowski, Józef</slowo_obce> (1763--1813) --- bratanek Stanisława Augusta Poniatowskiego, generał, obrońca niepodległości, zwolennik Konstytucji 3 maja.</pe> (niestety, nie można powiedzieć utartym zwrotem, że był ,,jak ze starego portretu''!). W szczerej chęci ratowania swego oficera, błagany przez Chorążynę, wpada na pomysł godny szarmanta ,,spod Blachy'<pe><slowo_obce>Pałac Pod Blachą</slowo_obce> --- znajdujący się u podnóża Zamku Królewskiego w Warszawie, rezydencja księcia Poniatowskiego w latach 1798-1813; stanowił pierwszy salon warszawski, miejsce hucznych zabaw arystokracji.</pe>'. Trzeba działać szybko: jutro rano Branicki będzie już ze skargą u króla; należy go uprzedzić. <begin id="b1324234789394-3781188850"/><motyw id="m1324234789394-3781188850">Przebranie</motyw>Książę pożycza Chorążynie swego płaszcza, pieroga<pe><slowo_obce>pieróg</slowo_obce> --- tu: charakterystyczne nakrycie głowy.</pe> i karety; niechaj w tym przebraniu, korzystając z nocnego mroku, dostanie się do gabinetu króla, gdzie toczą się właśnie ważne obrady i niech wybłaga u niego łaskę.<end id="e1324234789394-3781188850"/> (Nawiasem mówiąc, dowiadujemy się z tej sztuki, że to książę Józef był autorem tak wyświechtanego później dowcipu: ,,<wyroznienie>To się zdarza w najlepszych familiach</wyroznienie>'', tylko bowiem chyba nakaz źródłowej prawdy historycznej mógł skłonić autora do włożenia tego konceptu w jego usta).</akap>
143
144
145
146
147 <akap><begin id="b1323813066400-55256847"/><motyw id="m1323813066400-55256847">Król, Państwo</motyw>Akt trzeci ukazuje nam wnętrze gabinetu Stanisława Augusta<pe><slowo_obce>Poniatowski, Stanisław August</slowo_obce> (1732--1798) --- ostatni król Polski w latach 1764-1795; przyczynił się do rozwoju gospodarczego i kulturalnego kraju.</pe>; król, stary, znużony i zwątpiały, słucha dalekiej fujarki pastuszej, ociągając chwilę narad, w której najlepsi synowie kraju pchają go do stanowczej decyzji, do przeparcia w najbliższych dniach na sejmie wiekopomnej konstytucji.<end id="e1323813066400-55256847"/> Patriotyczne, ale mało sceniczne wywody Kołłątaja<pe><slowo_obce>Kołłątaj, Hugo</slowo_obce> (1750--1812) --- wszechstronny humanista, członek Komisji Edukacji Narodowej, współtwórca Konstytucji 3 maja.</pe>, Ignacego Potockiego<pe><slowo_obce>Potocki, Ignacy</slowo_obce> (1750--1809) --- działacz polityczny, członek Komisji Edukacji Narodowej, współtwórca reform Sejmu Czteroletniego, Konstytucji 3 maja.</pe> etc. urozmaica <slowo_obce>intermezzo<pe><slowo_obce>intermezzo</slowo_obce> (wł., muz.) --- fragment muzyczny o lżejszym i pogodnym charakterze włączony do opery.</pe></slowo_obce> w postaci wtargnięcia Chorążyny. Plan księcia Pepi<pe><slowo_obce>książę Pepi</slowo_obce> --- przezwisko księcia Józefa Poniatowskiego.</pe> powiódł się; król ubawiony, rozczulony po trosze, darowuje łaską krewkiego oficera.</akap>
148
149
150
151
152 <akap>Akt czwarty wreszcie rozgrywa się w przedsionku gmachu sejmowego; podczas gdy w sali obrad spełnia się wielkie dzieło narodowego odrodzenia, tutaj pani Małgosia w skromnym kobiecym zakresie zdobywa się na czyn nie mniej heroiczny: wzruszona szlachetnością męża, mając zostawiany sobie wolny wybór, wybiera --- drogę obowiązku. Na to dzwony biją, lud wiwatuje, słowem, jak zapowiadał afisz --- <wyroznienie>wielki dzień</wyroznienie>.</akap>
153
154
155
156
157 <akap>Zgodnie z założeniem sztuki rysunek występujących figur jest raczej lekkim zaznaczeniem w duchu popularnej tradycji niż śmiałym osobistym ich ujęciem. Prócz konwencjonalnych bohaterów romansu w akcji biorą udział takie postacie jak: król Stanisław August, książę Józef, hetman Branicki, Niemcewicz<pe><slowo_obce>Niemcewicz, Julian Ursyn</slowo_obce> (1758--1841) --- pisarz, publicysta, działacz Stronnictwa Patriotycznego.</pe>, Kołłątaj, Potocki, Małachowski<pe><slowo_obce>Małachowski, Stanisław</slowo_obce> (1736--1809) --- referendarz wielki koronny, marszałek Sejmu Czteroletniego, przywódca centralnej frakcji Stronnictwa Patriotycznego.</pe> etc.; wysnucie z gry tych charakterów głębszych konsekwencji zaprowadziłoby niechybnie autora daleko poza ramy komediowego widowiska, jakie sobie zamierzył. W zamian za to kunszt aktorski niewiele znajduje w tym utworze pola do popisu. Najwdzięczniejsze stosunkowo role króla Stanisława Augusta oraz hetmana Branickiego zyskały dobrych przedstawicieli w pp. Jednowskim<pe><slowo_obce>Jednowski, Marian</slowo_obce> (1873--1932) --- właśc. Marian Jednoróg; aktor.</pe> i Szymborskim<pe><slowo_obce>Szymborski, Wacław</slowo_obce> (1866--1932) --- aktor.</pe>; postacie szlachetnych kochanków starali się ożywić własnym ciepłem p. Jarszewska<pe><slowo_obce>Jarszewska, Wanda</slowo_obce> (1888--1964) --- aktorka.</pe> i p. Staszewski. Wreszcie słuszność każe zaznaczyć, iż tego rodzaju sztuki ,,wystawowe'' na scenie krakowskiej, wobec jej skromnych środków, pozbawione są wielu swoich atutów, ocena zatem wrażenia może być poniekąd tylko połowiczną.</akap>
158
159
160 <naglowek_rozdzial>,,Parlamentyzacja'' teatru</naglowek_rozdzial>
161
162
163
164
165 <akap><begin id="b1323813526707-3842120413"/><motyw id="m1323813526707-3842120413">Teatr</motyw>Ostatnie lata, w których natłok doniosłych problemów politycznych pochłonął całą niemal umysłowość narodu i wyssał zeń wszystkie soki żywotne, wpłynęły oczywiście zasadniczo i na stosunek publiczności do tzw. sztuki. Jak tę zmianę określić? Zobojętnienie? Ależ każdy obraz, jaki się pojawi na wystawie, nosi kartkę tak rzadką, tak sensacyjną dawniej wśród rzeszy malarskiej: <wyroznienie>zakupione</wyroznienie>; książki mimo szalonych cen ,,idą'' jak nigdy; dwa teatry, koncerty, stale pełne... A jednak tak; sztuki konsumuje Kraków więcej, być może wskutek przesunięć, jakie zaszły w podziale dóbr świata i specjalnych warunków pieniądza, ale interesuje się nią mniej. Nie należę bynajmniej do tych, którzy by z żalem wspominali dawną ,,intelektualną'' atmosferę Krakowa i przeciwstawiali ją obecnemu ,,zdziczeniu''; przeciwnie. Grunt w tym, aby była woda: jakie młyny na niej staną i co będą mełły, to rzecz przyszłości. Aż do błogosławionej, po trzykroć błogosławionej doby wojennej tragiczną cechą naszego miasta był absolutny brak wody, a wszystkie inteligentne i intelektualne młynki wznosiły się dumnie na piasku. Mówię to naturalnie w znaczeniu środków realizacji; tym większy honor dla Krakowa, iż w tych warunkach życie jego duchowe było tak intensywne.</akap>
166
167
168
169 <akap>Przytoczony objaw spotykamy tedy i w kwestii teatru. Jak wspomniałem, teatr jest stale pełny, ogonek przy kasie taki, jak gdyby sprzedawano w niej co najmniej szmalec amerykański. Ale jakże daleko jesteśmy od czasów, kiedy Kraków istniał od jednej do drugiej <wyroznienie>premiery</wyroznienie> przeżywaniem czy przeżuwaniem (jak kto woli) arcygłębokich, artystycznych wrażeń i ,,dreszczów''. Dziś ,,nowy człowiek'' kupuje bilet, przyjmuje bez wielkich dociekań kęs strawy duchowej, jaki mu podadzą, idzie zapić go piwem do restauracji i kołysany dźwiękami walczyka przechodzi myślą do spraw serio, kombinując możliwie głębokie zapuszczenie ręki w kieszeń bliźniego swego przy możliwie najmniejszym ryzyku kryminału. Co mu tam repertuar, aktorzy! Ot, spędził wieczór i koniec, zawsze to jakaś odmiana po codziennym kinie.</akap>
170
171 <akap>W ślad za publicznością prasa, to wierne odbicie życia, również przestała się interesować teatrem.</akap>
172
173
174
175
176 <akap>,,Jak to!'', powie ktoś, toć od miesięcy całych o niczym nie ma mowy w prasie tak często, jak o teatrze. Och! to całkiem co innego; to nie teatr, to ,,kampania teatralna''. I oto dotknęliśmy arcyciekawego problemu: <wyroznienie>wpływów życia politycznego na formy życia artystycznego</wyroznienie>. Objawowi temu przyglądam się od dłuższego czasu z daleka, z uciechą niemałą a niczym niezmąconą, ile że sama kwestia jest mi dość obojętna.</akap>
177
178
179
180
181 <akap>,,Polityka'' teatralna istniała i istnieć będzie zawsze. O niciach tej polityki długo by i szeroko mówić. Ludzie są ludźmi i zawsze znajdzie się dość pobudek, które dany dziennik lub osobę nastrajają bardziej lub mniej czule względem danej dyrekcji. Ale dyrektor był dzierżawcą teatru, samowładnym panem w swojej budzie na lat sześć, przeto polityka teatralna obracała się jedynie koło szczegółów, nie godziła w jego zasadnicze ,,być albo nie być''. Wyjątek stanowił schyłek sześciolecia i bliski koniec dzierżawy, który wytwarzał pewien rodzaj przedwyborczego podniecenia; ale zazwyczaj po sześcioletnim wytrwaniu każdy dyrektor własnowolnie się kwapił do pakowania manatków. Rzadko widziałem równie promieniejącego człowieka, jak Adam Siedlecki<pe><slowo_obce>Grzymała-Siedlecki, Adam</slowo_obce> (1876--1967) --- dyrektor Teatru im. Słowackiego w latach 1916--1918.</pe> na swojej uczcie pożegnalnej.</akap>
182
183
184
185
186 <akap><begin id="b1323813293578-2440430059"/><motyw id="m1323813293578-2440430059">Polityka, Teatr</motyw>Od czasu umiastowienia, czyli <wyroznienie>parlamentaryzacji</wyroznienie> teatru, zmieniła się fizjonomia tego stosunku. Rzecz przedstawia się tak: Dyrektor teatru to <wyroznienie>premier</wyroznienie>, któremu poruczono<pe><slowo_obce>poruczyć</slowo_obce> (z czes.) --- powierzyć coś ważnego do zrobienia lub oddać coś w opiekę komuś zaufanemu.</pe> utworzenie gabinetu; prasa i wszystko, co się koło niej skupia, to rozmaite stronnictwa polityczne, coś niby Izba posłów. Otóż z chwilą ukonstytuowania gabinetu dyrekcji kształtują się stosunki stronnictw, tworzy się prawica i lewica, powstaje opozycja dążąca do konsolidacji<pe><slowo_obce>konsolidacja</slowo_obce> (z łac.) --- połączenie, zjednoczenie.</pe> partii, utworzenia bloku i obalenia gabinetu, aby samemu stać się rządem; rządem, przeciw któremu znowuż utworzy się blok etc., etc. Poszczególne sztuki to niby dyskusje parlamentarne; dyrekcja <wyroznienie>chwieje się</wyroznienie> po sztuce p. X, tak jak rząd po jakimś ,,<wyroznienie>Przyczynku do ustawy o stemplowaniu banknotów</wyroznienie>''; to znów wzmacnia swoje stanowisko sztuką nieboszczyka Y lub Z, jak gabinet jakimś ,,<wyroznienie>uniwersalnym dodatkiem drożyźnianym</wyroznienie>''. Powstają nawet formy obstrukcji dążącej do uniemożliwienia dyskusji, tj. przedstawienia. W każdym razie ,,przesilenie'' gabinetowe wisi nieustannie na włosku i, skoro <wyroznienie>opozycja</wyroznienie> uzyska w danej chwili większość, odczuwa się w niej jakby zdziwienie i zniecierpliwienie, iż premier, przepraszam, dyrektor, nie ,,wyciąga konsekwencji'' z tego faktu.</akap>
187
188
189
190
191 <akap><begin id="b1323813651734-2329750706"/><motyw id="m1323813651734-2329750706">Artysta, Twórczość, Teatr</motyw>A sztuka, autorzy, aktorzy? Mam wrażenie, że zeszli po prostu do roli pionków czy figur na szachownicy, na której prowadzi się tę kampanię dążącą do triumfalnego <wyroznienie>szach-mat</wyroznienie>! Nikt wszak nie wymaga od polityka, aby wyrażał uznanie dla talentów oratorskich lub mądrości politycznej mówcy wrogiego mu w danej chwili stronnictwa; ,,koniunktura'' polityczna stanowi o wszystkim. Stąd te nieprawdopodobne, głęboką humorystyką tracące różnice w ocenie danego utworu lub jego wykonania w poszczególnych organach ,,opinii''. Rzecz z natury swojej tak swobodna i kapryśna, jak indywidualny stosunek krytyka do przejawów sztuki, staje się matematycznie wykreśloną i dającą się z góry przewidzieć linią programu ,,politycznego''.<end id="e1323813293578-2440430059"/></akap>
192
193
194
195 <akap>Nie żal mi dyrektora, trudno: <slowo_obce>qui a terre, a guerre<pe><slowo_obce>qui a terre, a guerre</slowo_obce> (przysł. fr.) --- kto ma ziemię, temu grozi wojna.</pe></slowo_obce>. Mniej żal mi też autorów; mimo że dzisiaj grzbiet ich jest tą ,,udeptaną ziemią'', na której toczą się homeryckie boje okołoteatralne, ci wybrańcy Muz mogą zawsze od wyroków współczesnych apelować do potomności, choćby bardzo odległej. Przed tym też forum rozstrzygnie się ostatecznie problem twórczości p. Katerwy<pe><slowo_obce>Katerwa, Bohdan</slowo_obce> (1881--1949) --- właśc. Szczepan Jeleński, inżynier, pisarz, autor <tytul_dziela>Śladami Pitagorasa</tytul_dziela> i <tytul_dziela>Lilavati. Rozrywki matematyczne</tytul_dziela> --- popularnych pozycji promujących naukę matematyki.</pe> lub p. Konczyńskiego<pe><slowo_obce>Konczyński, Tadeusz</slowo_obce> (1875--1944) --- pisarz, reżyser teatralny, redaktor ,,Ilustrowanego Kuriera Codziennego" w latach 1914--1918; pasjonat piłki nożnej i założyciel kilku klubów piłkarskich, w tym do dziś istniejącej Wisły Kraków.</pe> (zestawiam tylko, nie porównuję). Ale najgorzej, mam wrażenie, wychodzą na tym <wyroznienie>aktorzy</wyroznienie>, to znaczy ci, którzy na przekór wszelkim ,,reformom'' i ,,odrodzeniom'' teatru zawsze będą stanowić jego rdzeń i istotę.</akap>
196
197
198
199
200 <akap>Te delikatne organizacje artystyczne, te przeczulone kłębki nerwów, tak słusznie wrażliwe i drażliwe na współczesną i doraźną ocenę, jaką przedstawia dla nich świstek dziennika --- gdyż dla nich, biednych, żadne odwołanie do potomności nie istnieje! --- zasługują doprawdy, aby ich pracę i ich świątynię oceniano rzeczowo, uważnie, pieczołowicie, a nie gdzieś kątem, wśród huraganowego ognia ostrzeliwujących się wzajem pozycji nieprzyjacielskich.</akap>
201
202
203
204
205 <akap>Praca twórcza prawdziwego aktora-artysty jest tak wyczerpująca nerwowo, tak bardzo musi w niej, wedle francuskiego wyrażenia, ,,płacić swoją osobą'', iż niezbędnym warunkiem dla niej jest atmosfera szczerego i troskliwego zainteresowania: wówczas jedynie znajduje aktor podnietę, aby wydać z siebie, co ma najlepszego. To zainteresowanie było jedną z przyczyn, dla których kunszt aktorski w naszym teatrze za czasów Pawlikowskiego<pe><slowo_obce>Pawlikowski, Tadeusz</slowo_obce> (1861--1915) --- dyrektor Teatru im. Słowackiego w latach 1893--1899 i 1913--1915, później teatru lwowskiego.</pe> wzniósł się tak wysoko. <begin id="b1324228738537-3468672568"/><motyw id="m1324228738537-3468672568">Warszawa</motyw>Kraków, z punktu widzenia aktora, jest sam przez się miastem raczej obojętnym i niewdzięcznym; to nie Warszawa, gdzie, jak głoszą legendy teatralne, pierwszy kochanek<pe><slowo_obce>pierwszy kochanek</slowo_obce> --- tu: aktor wyspecjalizowany w odgrywaniu roli amanta.</pe> mógłby siennik wypchać bilecikami miłosnymi, jakie otrzymuje co dzień. Dlatego tak trudno jest dyrekcji teatru utrzymać w Krakowie zdolnego aktora, a zwłaszcza aktorkę; na pierwsze skinienie Warszawy uciekają tam pędem, choć czasem później przychodzi im tego żałować. <begin id="b1323906009471-3703366"/><motyw id="m1323906009471-3703366">Kawiarnia</motyw>Ale trudno; tam szumi ,,nurt życia'', a u nas po wyczerpującym spektaklu, w którym artysta cisnął publiczności strzęp duszy i nerwów, czeka go jako jedyne wytchnienie skromna, własnym sumptem<pe><slowo_obce>sumpt</slowo_obce> (przest.) --- koszt.</pe> spożyta kolacyjka w ,,Grocie''<pe><slowo_obce>,,Grota''</slowo_obce> --- młodopolska kawiarnia artystyczna przy ul. Floriańskiej 45 w Krakowie, otwarta w 1895 roku, obecnie zwana (od nazwiska założyciela Jana Apolinarego Michalika) Jamą Michalika. Miejsce założenia i występów kabaretów Zielony Balonik i Szopka.</pe> okraszona szklaneczką piwa i gazetą.<end id="e1323906009471-3703366"/><end id="e1324228738537-3468672568"/> Rzuca się na nią, szuka tej ,,recenzji'', która, w dzienniku przepełnionym przeczącymi sobie co dzień depeszami, ledwie na trzeci lub czwarty dzień znajdzie dla siebie jakiś maleńki skrawek miejsca, przebiega gorączkowo oczami i czegóż się z niej dowie? Tego, czy w polityce teatralnej krytyk należy do ,,skrajnej lewicy'' czy ,,lewego centrum'' etc.<end id="e1323813651734-2329750706"/> A jak to działa pedagogicznie, oto przykład. Wpadł mi w ręce numer pisma ,,Światłocienie'' wydawanego przez młodzież gimnazjalną. Krytyk teatralny (jest nim pewien uczeń klasy szóstej), widocznie ,,antyblokowy'', tak pisze: ,,Reżyserował <tytul_dziela>Krąg interesów<pe><slowo_obce>Krąg interesów</slowo_obce> --- sztuka hiszpańskiego dramaturga Jacinta Benavente'a z 1909, wystawiona w teatrze im. Słowackiego 22 lutego 1919 roku.</pe></tytul_dziela> dyrektor Trzciński<pe><slowo_obce>Trzciński, Teofil</slowo_obce> (1878--1952) --- dyrektor i reżyser teatralny, recenzent m.in. ,,Czasu'', kierownik Teatru im. Słowackiego w latach 1918--1926 i 1929--1932, także teatrów we Lwowie i Poznaniu; za jego dyrektury na scenie krakowskiej debiutował Witkacy, wystawiono wielokrotnie Fredrę; zasłynął plenerowym spektaklem<tytul_dziela> Odprawy posłów greckich</tytul_dziela>, niekanonicznym ujęciem <tytul_dziela>Kordiana</tytul_dziela> i <tytul_dziela>Dziadów</tytul_dziela>.</pe> i wykazał, że dyletant<pe><slowo_obce>dyletant</slowo_obce> (z wł.) --- człowiek poświęcający się czemuś w sposób niezawodowy.</pe> o wielkiej kulturze artystycznej może oddać w teatrze większe usługi aniżeli rutynowany fachowiec''. Będąc w wieku tego krytyka, kochałem się zupełnie bezkrytycznie w Teci Trapszównie<pe><slowo_obce>Trapszo-Krywultowa, Tekla</slowo_obce> (1873--1944) --- aktorka.</pe>, na współkę z moim sąsiadem, młodym uczniem konserwatorium. Jednego dnia pianista otruł się; na wiadomość o tym zakradłem się do jego pokoju i bez najmniejszego wahania przed nadejściem władz ściągnąłem dużą fotografię Trapszówny, przedmiot mojej zazdrości i pożądania. Stała na stoliczku przy łóżku. Tak, wówczas teatr był <wyroznienie>żywotną</wyroznienie> instytucją.</akap>
206
207
208
209 <akap>Przechodzę do konkluzji, którą rzucam, ot, na wiatr, jak człowiek stojący niezmiernie daleko od wszystkich tych bojów. A mianowicie: czy jeżeli chcemy mieć naprawdę dobry teatr nie byłoby wskazanym zamiast tej namiętnej kampanii okołoteatralnej próbować stworzyć trochę <wyroznienie>atmosfery</wyroznienie> teatralnej, a raczej wskrzesić tę, która istniała dawniej? A gdyby nawet synowie nasi, nawiązując do przerwanych tradycji, mieli się kochać w aktorkach, zdaje mi się, że w tej paskarskiej<pe><slowo_obce>paskarski</slowo_obce> --- tu: bezwzględnie skupiający się na dochodach, wymiernych korzyściach.</pe> epoce odrobina ideału uniesiona w życie jest tak cenną, iż żadnym ryzykiem nie można jej okupić zbyt drogo.<end id="e1323813526707-3842120413"/></akap>
210
211 <naglowek_rozdzial>Kłopoty polskiego teatru</naglowek_rozdzial>
212
213
214
215
216
217 <akap>Niedawno temu odbyła się z inicjatywy ,,Zrzeszenia literatów'' dość ożywiona pogawędka czy dyskusja teatralna, w której garść ludzi interesujących się tą kwestią dała upust swoim poglądom. Znaczna część krytyk, a raczej ubolewań, odnosiła się do współczesnego repertuaru polskiego. Podnoszono, iż nie posiada on dostatecznego związku z życiem; wyrażano przekonanie, iż przekształcające się obecnie formy bytowania wpłyną też ożywczo na twórczość teatralną i pchną ją na nowe tory.</akap>
218
219
220
221
222 <akap><begin id="b1323814344268-244304627"/><motyw id="m1323814344268-244304627">Teatr</motyw>Zarzuty zdają mi się słuszne, ale sama kwestia bardziej skomplikowana. Istotnie, jeżeli prawdziwym jest pogląd, że teatr jest najwierniejszym odbiciem danego społeczeństwa, to trzeba powiedzieć, iż produkcja teatralna polska ostatniego ćwierćwiecza stanowi osobliwy wyjątek od tego prawidła. Gdyby zestawić repertuar teatralny tego okresu, wątpię, czy mógłby ktoś mieć, nie mówię wierny, ale w ogóle jakikolwiek obraz życia polskiego.<end id="e1323814344268-244304627"/> Ale przede wszystkim porozumiejmy się co do pojęć. <begin id="b1324830165799-3347639831"/><motyw id="m1324830165799-3347639831">Czas, Sztuka</motyw>Ponieważ przedstawienie teatralne odbywa się <wyroznienie>co dzień</wyroznienie>, a ideałem jego, obowiązkiem niemal, jest dawać widzom zawsze świeży pokarm; ponieważ zaś, z drugiej strony, wielkie, twórcze dzieła pojawiają się <wyroznienie>rzadko</wyroznienie> i w nieregularnych odstępach, jasnym jest, że bieżący repertuar nie może się opierać na błyskach wielkiej twórczości, lecz na tej skromniejszej o wiele, ale mimo to cennej produkcji, której zadaniem jest, nie kusząc się o nieśmiertelność, dostarczyć co wieczora publiczności tematu do wzruszenia, myśli lub uśmiechu, aktorom pola do popisu w dobrze zbudowanych rolach, a teatrowi jego powszedniej strawy.<end id="e1324830165799-3347639831"/> Ten typ produkcji, u nas lekceważony, oceniany często fałszywą i niesłuszną miarą, jest w ostatnich czasach dość skąpy i nikły i nie odznacza się wysokim kulturalnym poziomem. Stąd konieczność tak obfitego sięgania po codzienny repertuar za granicę, która --- jak to podnoszono --- do ostatnich czasów wypełniała może więcej niż trzy czwarte całości; fakt bez wątpienia opłakany, w żadnym innym cywilizowanym społeczeństwie nie mający analogii.</akap>
223
224
225
226
227 <akap><begin id="b1323814232206-2738271585"/><motyw id="m1323814232206-2738271585">Dziedzictwo, Teatr</motyw><begin id="b1323814311095-2115099738"/><motyw id="m1323814311095-2115099738">Historia, Teatr</motyw>Warunkiem istnienia rodzimego repertuaru jest ciągłość tradycji. Ta codzienna, powszednia twórczość teatralna, jest --- kiedy spojrzeć na nią z dalszej perspektywy --- niby piosnka ludowa raczej emanacją zbiorowej duszy społeczeństwa niż dziełem indywidualnego geniusza. Zupełnie wyraźnie występowało to niegdyś w owych <slowo_obce>commedia dell'arte<pe><slowo_obce>commedia dell'arte</slowo_obce> (wł.) --- włoska komedia ludowa z okresu XVI--XVIII wieku, grana przez wędrowne trupy teatralne. Oparta jedynie na zarysie scenariusza (głównym wątku, intrydze, schemacie scenicznym), pozostawiała aktorom wybór szczegółowych rozwiązań artystycznych.</pe></slowo_obce> lub starych farsach francuskich przechodzących z rąk do rąk, wciąż na nowo kształtowanych, upiększanych, przetwarzanych<pe><slowo_obce>lub starych farsach francuskich przechodzących z rąk do rąk, wciąż na nowo kształtowanych, upiększanych, przetwarzanych</slowo_obce> --- np. <tytul_dziela>Mistrz Pathelin</tytul_dziela> z ok. 1465 roku.</pe>. Ta linia np. farsy francuskiej ciągnie się nieprzerwanie od średnich wieków aż po dzień dzisiejszy; nie tamuje ona w niczym powstawania arcydzieł, przeciwnie, ułatwia je: od czasu do czasu farsa ta wyda jakiegoś <wyroznienie>Grzegorza Dandina</wyroznienie><pe><slowo_obce>Grzegorz Dandin</slowo_obce> --- pełen tytuł: <tytul_dziela>Grzegorz Dandyła albo mąż zmieszany</tytul_dziela>; komedia Moliera z 1668 roku.</pe> (tak, Grzegorza, mimo iż wiadomo mi od dziecka, że <wyroznienie>Georges</wyroznienie> znaczy Jerzy), jakieś <tytul_dziela>Wesele Figara<pe><slowo_obce>Wesele Figara</slowo_obce> --- pełen tytuł: <tytul_dziela>Szalony dzień, czyli wesele Figara</tytul_dziela>; komedia Pierre'a Beaumarchais'go z 1784 roku.</pe></tytul_dziela> Beaumarchais'go lub <tytul_dziela>Króla<pe><slowo_obce>Król</slowo_obce> --- wspólna komedia Gastona Caillaveta i Roberta de Flersa z 1908 roku.</pe></tytul_dziela> Caillaveta i Flersa<pe><slowo_obce>Caillavet i Flers</slowo_obce> --- dwaj francuscy dramaturdzy współpracujący w latach 1901--1915.</pe>; ale i w okresach, które dzielą od siebie wyjątkowe erupcje świeżej twórczości, taż sama farsa czy komedia francuska, niezawstydzona i niezakłopotana tym bynajmniej, szumi, pieni się, szaleje po scenie, podając sobie z rąk do rąk figury i sytuacje, nie siląc się być czymś więcej, niż tym, do czego ją Pan Bóg stworzył. W kilkunastu teatrach Paryża codziennie grywa się doskonałe sztuki --- ile z nich przejdzie do literatury?... Cóż za niedyskretne i niewłaściwe pytanie!...</akap>
228
229
230
231
232
233 <akap>Teatr polski nie ma tak daleko sięgających tradycji, ale ma je piękne. Wyszedł on naprawdę --- nie ma wstydu tego powiedzieć, boć ostatecznie wszystko z czegoś się rodzi --- z końcem XVIII wieku z teatru francuskiego, zakwitł rychło cudownym geniuszem Fredry<pe><slowo_obce>Fredro, Aleksander, hrabia</slowo_obce> (1793--1876) --- komediopisarz, aforysta, pamiętnikarz, często osadzający swe sztuki w środowisku szlacheckim.</pe> i szedł niezmącenie po tej linii aż późno w głąb wieku XIX. Kulminacyjnym punktem jego rozwoju (mówię wciąż o <wyroznienie>ciągłości repertuaru</wyroznienie>, nie o poszczególnych talentach) jest okres znaczący się nazwiskami Zalewskiego<pe><slowo_obce>Zalewski, Kazimierz</slowo_obce> (1849--1919) --- dramatopisarz, krytyk teatralny, tłumacz, od 1875 redaktor założonego przez siebie ,,Wieku'', współdyrektor Warszawskich Teatrów Rządowych.</pe>, Blizińskiego<pe><slowo_obce>Bliziński, Józef Franciszek</slowo_obce> (1827--1893) --- komediopisarz i dramaturg, etnograf; wraz z Bałuckim czerpał z twórczości Fredry, czego dowodem jego komedie opisujące środowisko mieszczańskie.</pe>, Lubowskiego<pe><slowo_obce>Lubowski, Edward</slowo_obce> (1837--1923) --- autor powieści i komedii, te ostatnie wzorował na francuskim dramacie mieszczańskim.</pe>, Mańkowskiego<pe><slowo_obce>Mańkowski, Aleksander</slowo_obce> (1855--1924) --- autor powieści i komedii, głównie dotyczących szlachty z Podola.</pe>, Dobrzańskiego<pe>prawdop. <slowo_obce>Dobrzański, Stanisław</slowo_obce> (1848--1880) --- pisarz, tłumacz sztuk francuskich, reżyser, aktor w teatrze krakowskim, lwowskim i poznańskim.</pe>, Bałuckiego<pe><slowo_obce>Bałucki, Michał</slowo_obce> (1837--1901) --- autor powieści tendencyjnych i komedii przedstawiających życie mieszczaństwa w Galicji.</pe>, Jasieńczyka<pe><slowo_obce>Jasieńczyk, Marian</slowo_obce> (1855--1911) --- właśc. Wacław Karczewski; dziennikarz, powieściopisarz naturalistyczny.</pe> etc., etc. Wtedy istniał ciągły repertuar polski i był poniekąd odbiciem polskiej codzienności. Repertuar obcy, którym zasilały się polskie teatry, był wówczas również jednolity, oparty prawie wyłącznie na twórczości dramatycznej francuskiej: Augier<pe><slowo_obce>Augier Émile</slowo_obce> (1828--1889) --- francuski dramatopisarz, członek Akademii Francuskiej, autor komedii obyczajowych i społecznych.</pe>, Pailleron<pe><slowo_obce>Pailleron, Edouard</slowo_obce> (1834--1899) --- poeta i dramatopisarz; w 1868 zasłynął jednoaktówką <tytul_dziela>Le Monde où l'on s'amuse</tytul_dziela>, która zawierała liczne krytyczne aluzje do środowiska akademickiego.</pe>, Dumas syn<pe><slowo_obce>Dumas, Alexandre, syn</slowo_obce> (1824--1895) --- francuski pisarz, członek Akademii Francuskiej, autor powieści obyczajowych, komedii moralistycznych; w 1848 zasłynął <tytul_dziela>Damą kameliową</tytul_dziela>, po której powstały komedie, np. <tytul_dziela>Półświatek</tytul_dziela>, <tytul_dziela>Cudzoziemka</tytul_dziela>.</pe>, Sardou<pe><slowo_obce>Sardou, Victorien</slowo_obce> (1831--1908) --- francuski dramatopisarz, członek Akademii Francuskiej; autor komedii obyczajowych (<tytul_dziela>Pani Sans-Gêne</tytul_dziela> z 1893) i dramatów historycznych.</pe> etc. Najlepszym wyrazem tego teatru był styl warszawskich <tytul_dziela>Rozmaitości<pe><slowo_obce>styl warszawskich Rozmaitości</slowo_obce> --- chodzi o styl gry aktorskiej ugruntowany w warszawskim Teatrze Rozmaitości.</pe> </tytul_dziela>oraz Koźmianowska epoka w Krakowie<pe><slowo_obce>Koźmianowska epoka w Krakowie</slowo_obce> --- chodzi o lata 1865--1885, czyli mniej więcej czas kierowania teatrem krakowskim przez Stanisława Skorupkę i powstałą wówczas tzw. szkołę gry krakowskiej.</pe>.<end id="e1323814232206-2738271585"/></akap>
234
235
236
237
238
239 <akap>Dość nagłe odchylenie tej linii następuje w ostatnim dziesiątku lat ubiegłego wieku. Wskutek specjalnych warunków ówczesnego polskiego życia punkt ciężkości teatru, jak i wielu innych działów umysłowości polskiej, przenosi się na jakiś czas do Krakowa. Otóż w przeciwieństwie do Warszawy, Kraków przez swoje polityczne warunki, przez musową znajomość języka niemieckiego, daleko więcej wystawiony był na napór elementów germańskich, które w owym czasie zaczęły się narzucać teatralnej literaturze europejskiej, sztukując własne ubóstwo literaturą skandynawską. Prądy te znalazły nader skwapliwego odbiorcę w osobie Tadeusza Pawlikowskiego. Nie myślę bynajmniej zapoznawać jego zasług ani wysokiego znawstwa <wyroznienie>całej</wyroznienie> europejskiej teatrologii; ale był to temperament ponury, lubujący się w północnych samoudręczeniach, mgłach i nastrojach, któremu romańska pogoda, jasność spojrzenia i zwartość formy były raczej przeciwne i który też siłą swej wybitnej indywidualności pchnął teatr polski na te tory.</akap>
240
241
242
243
244 <akap>Tak więc w bardzo krótkim stosunkowo czasie nastąpiła w naszych oczach przemiana; dojrzała, uśmiechnięta francuska mądrość życia została przez ówczesne młode pokolenie obrzucona epitetem <wyroznienie>płytkości</wyroznienie>; niezrównane, wiekową tradycją nabyte mistrzostwo sceny ochrzczono pogardliwie <wyroznienie>robotą</wyroznienie> i sztuczką; płody germańskiego ducha uzurpowały<pe><slowo_obce>uzurpować</slowo_obce> --- zagarniać, przywłaszczać.</pe> sobie monopol <wyroznienie>głębi</wyroznienie>. Wprowadzenie przed dwudziestu pięciu laty, wśród uroczystego bicia wielkich dzwonów, na krakowską scenę tego niestrawnego knedla<pe><slowo_obce>knedle</slowo_obce> (z niem.) --- okrągłe pierogi z ciasta mączno-ziemniaczanego nadziewane owocami, serem czy mięsem.</pe>, jakim była <tytul_dziela>Hannele</tytul_dziela><pe><slowo_obce>Hannele</slowo_obce> --- pełen tytuł: <tytul_dziela>Hanneles Himmelfahrt</tytul_dziela>; satyra na stosunki w administracji Gertharta Hauptmanna z 1884 roku.</pe> Hauptmanna<pe><slowo_obce>Hauptmann, Gerhart</slowo_obce> (1862--1946) --- niemiecki dramaturg, naturalista; podejmował problematykę społeczną, np. biedę tkaczy śląskich i ich buntu z lat czterdziestych XIX wieku --- <tytul_dziela>Tkacze </tytul_dziela>z 1892 roku.</pe> z niemieckim nauczycielem ludowym jako Chrystusem, przed którym to arcydziełem kazano nam padać na twarz niby przed objawieniem nowej sztuki, było zapoczątkowaniem kursu, jaki do dziś dnia pokutuje jeszcze tu i ówdzie po scenach polskich. Trzebaż to wreszcie powiedzieć: okres ten, tak wybitny pod względem reżyserskim, był pod względem repertuaru, a bardziej jeszcze ducha, odwróceniem teatru polskiego od jego wiekowych tradycji polsko-francuskich, a poddaniem go wpływowi i pośrednictwu Niemiec. Można się na to zapatrywać tak lub owak, ale trzeba to widzieć; otóż mam wrażenie, że przy wielokrotnym omawianiu owej epoki naszego teatru moment ten nigdy nie był jasno zaznaczony.</akap>
245
246
247
248
249 <akap>Nie bez wpływu na to ,,przewartościowanie" był także pewien element, przez swą ruchliwość i ,,światowe obywatelstwo" tak znaczną odgrywający rolę w pośrednictwie duchowym pomiędzy nami a tzw. ,,Europą", która w zakresie teatru najczęściej bywała po prostu --- Berlinem. Mówię o czynniku semickim. Stara ta rasa, inteligentna, zblazowana i wciąż potrzebująca nowych podniet cerebralnych, chłonie przejawy sztuki nie tyle jako bezpośrednie wrażenie lub uczuciowe przeżycie, ile jako mózgową podnietę, nową szaradę<pe><slowo_obce>szarada</slowo_obce> (z fr.) --- tu: zagadka.</pe> do rozwiązania. Linia działalności politycznej inteligencji semickiej --- która, pamiętać to trzeba, stanowiła też u nas ważny odłam publiczności teatralnej --- każe jej być zawsze w awangardzie ,,postępu", a <wyroznienie>postępowość</wyroznienie> ta, przyrosła do jej sposobu myślenia, przenosi się również i w dziedzinę sztuki. Zmysł handlowy wreszcie czyni z tego elementu czuły sejsmograf<pe><slowo_obce>sejsmograf</slowo_obce> --- urządzenie, które rejestruje drgania powierzchni Ziemi podczas wstrząsów sejsmicznych.</pe> na wszelki świeży towar, na <wyroznienie>modę</wyroznienie>. Żywioł ten ciąży oczywiście do Niemiec, opanował tam zresztą w znacznej mierze teatr i prasę; cóż naturalniejszego, że stamtąd niósł nam ewangelię sztuki. Propagując teatr berliński, propaguje on poniekąd <wyroznienie>swój</wyroznienie> teatr. Harmonijna, zwarta, po tradycyjnej linii rozwijająca się kultura francuska jest duchowi semickiemu na ogół obca; nie przedstawia ani drażniącej łamigłówki dla mózgu, ani sposobności do hałaśliwego kolportażu, jakiej wciąż dostarcza niespokojna krzątanina niemieckiego parweniuszostwa<pe><slowo_obce>parweniuszostwo</slowo_obce> --- dorobkiewiczostwo.</pe>.</akap>
250
251
252
253
254 <akap>Już to, nawiasem mówiąc, w ogóle francuska scena nie znajduje łaski w oczach ,,odnowicieli'' teatru. Teatr francuski? Thi, co to za teatr! Po prostu, tak wczoraj, jak i dziś, wyborni aktorzy wybornie grają wybornie napisane sztuki. Wrócisz do Paryża za dziesięć lat? Znowu, bestie, doskonale grają! Cóż to jest? To zastój, to marazm<pe><slowo_obce>marazm</slowo_obce> (z gr.) --- zastój, bierność.</pe>! Gdzie postęp, gdzie stylizacja, gdzie <wyroznienie>nowe prądy</wyroznienie>, gdzie (przede wszystkim!) miejsce dla <wyroznienie>reformatora</wyroznienie> teatru?<end id="e1323814311095-2115099738"/></akap>
255
256
257
258
259
260 <akap>Przytoczę jeden przykład tego kręćka: Przed kilku laty jedna z najwybitniejszych polskich artystek<pe><slowo_obce>jedna z najwybitniejszych polskich artystek</slowo_obce> --- chodzi o Jadwigę Stanisławę Mrozowską (1880--1966).</pe> grywała równocześnie dwie sztuki dość pokrewne treścią oraz postacią bohaterki, mianowicie <tytul_dziela>Kobietę i pajaca<pe><slowo_obce>Kobieta i pajac</slowo_obce> --- powieść Pierre'a Louÿsa z 1898 roku.</pe></tytul_dziela> Pierre'a Louÿsa<pe><slowo_obce>Louÿs, Pierre</slowo_obce> (1870--1925) --- francuski pisarz, przedstawiciel symbolizmu; twórca zbioru poematów prozą --- <tytul_dziela>Pieśni Bilitis</tytul_dziela> (1894).</pe>, awanturę bezpretensjonalną i żartobliwą oraz <tytul_dziela>Demona ziemi</tytul_dziela><pe><slowo_obce>Demon ziemi</slowo_obce> --- sztuka Benjamina Franklina Wedekinda z 1895 roku.</pe> Franka Wedekinda<pe><slowo_obce>Wedekind, Frank</slowo_obce> (1864--1918) --- niemiecki dramatopisarz i poeta, uznany za prekursora ekspresjonizmu, który łączył z realizmem krytycznym; najbardziej popularna sztuka o satyrycznym zabarwieniu to <tytul_dziela>Przebudzenie wiosny</tytul_dziela> z 1891 roku.</pe>, również awanturę, tylko że pretensjonalną, nadętą i niedorzecznie tragiczną. Obie sztuki trzymały się wyłącznie efektowną rolą kobiecą. Trzeba było widzieć, jak pod wpływem panującej sugestii odnoszono się do tych dwóch sztuk: na pierwszą tłoczyła się wprawdzie publiczność, ale słuchała jej wstydliwie, z pobłażliwym, lekceważącym wzruszeniem ramion; <tytul_dziela>Demona ziemi</tytul_dziela> natomiast podawano i przyjmowano niby jakieś wysokie misterium!</akap>
261
262
263
264
265 <akap>Do jakiego stopnia specyficznie ponure zabarwienie temperamentu Pawlikowskiego zidentyfikowało się w umysłowościach owej epoki z pojęciami o teatrze, może stanowić dowód, iż kiedy obecny dyrektor, człowiek, jak wiadomo, odznaczający się prywatnie złotym humorem i świetnym apetytem, zapragnął w pierwszych ,,czwartkach literackich''<pe><slowo_obce>,,czwartki literackie''</slowo_obce> --- nawiązanie to tzw. ,,obiadów czwartkowych'', tj. spotkań salonu oświeceniowego w Zamku Królewskim, na których poruszano sprawy polityki, kultury, prezentowano lżejszą twórczość literacką.</pe> streścić, jak się zdaje, swoje artystyczne <slowo_obce>credo<pe><slowo_obce>credo</slowo_obce> (łac.) --- zbiór przekonań, dosł. wyznanie wiary.</pe></slowo_obce>, podał nam jednym tchem jedną sztukę Ibsena<pe><slowo_obce>Ibsen, Henrik</slowo_obce> (1828--1906) --- norweski dramaturg, czołowy przedstawiciel nurtu krycznorealistycznego w Skandynawii; jego <tytul_dziela>Komedia miłości</tytul_dziela> z 1862 wywołała skandal ze strony mieszczaństwa.</pe>, jedną Przybyszewskiego<pe><slowo_obce>Przybyszewski, Stanisław Feliks</slowo_obce> (1868--1927) --- pisarz, dziennikarz, ekspresjonista i dekadent, czołowy twórca Młodej Polski i jej estetycznego programu --- <tytul_dziela>Confiteor</tytul_dziela> z 1899; redagował ,,Życie'' i ,,Zdrój''.</pe>, i jedną Strindberga<pe><slowo_obce>Strindberg, August</slowo_obce> (1849--1912) --- nowatorski pisarz szwedzki; ustanowił nowy język literacki, zaszczepił w Szwecji europejskie prądy literackie (np. naturalizm, ekspresjonizm); autor m.in. <tytul_dziela>Ojca </tytul_dziela>z 1887.</pe>, czyli sam ekstrakt owej germańsko-skandynawskiej kuchni.</akap>
266
267
268
269
270 <akap>Mam przekonanie, że o ile krzyżowanie polsko-francuskie wydaje, jak w literaturze, tak i w teatrze, od biskupa Krasickiego<pe><slowo_obce>Krasicki, Ignacy</slowo_obce> (1735--1801) --- biskup warmiński i arcybiskup gnieźnieński, radaktor ,,Monitora'', wszechstronny autor oświeceniowy: poematów heroikomicznych, bajek, satyr, komedii, powiastek filozoficznych, encyklopedii, a także pierwszej polskiej powieści (przełomowe <tytul_dziela>Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki</tytul_dziela> z 1776 roku).</pe> aż po Gabrielę Zapolską<pe><slowo_obce>Zapolska, Gabriela</slowo_obce> (1857--1921) --- właśc. Maria Gabriela Śnieżko-Błocka, z domu Korwin-Piotrowska; pisarka, publicystka, także aktorka; zasłynęła z komedii demaskujących mieszczańską obłudę, np. <tytul_dziela>Moralność Pani Dulskiej</tytul_dziela> oraz <tytul_dziela>Ich Czworo</tytul_dziela> z 1904 roku.</pe>, zdrowe i dorodne potomstwo (sam Fredro jest cudownym wręcz dowodem, jak można, wyciągnąwszy z francuskiej kultury wszystkie soki, pozostać <wyroznienie>takim</wyroznienie> Polakiem; w żadnej innej kombinacji cud ten nie byłby do pomyślenia), o tyle krzyżowanie germańsko-polskie jest bezpłodne albo też rodzi dziwotwory<pe><slowo_obce>dziwotwór</slowo_obce> --- istota dziwaczna, straszydło.</pe>. Toż samo wpływy północne. Ibsen jest wielkim pisarzem, ani słowa; ale wszystkie te protestancko-pastorskie problemy sumienia, tak żywe, tak codzienne dla jakiegoś Ibsena czy Björnsona<pe><slowo_obce>Björnson, Björnstjerne</slowo_obce> (1832--1910) --- pisarz, publicysta, mówca i polityk norweski; od komedii <tytul_dziela>Nowożeńcy</tytul_dziela> z 1865 roku dokonał się przełom w jego twórczości, odszedł od estetyki idealistyczno-romantycznej na rzecz realistyczno-społecznej.</pe>, są dla naszej romańsko-katolickiej umysłowości najzupełniej obce: tak obce, jak jakieś punkty honoru japońskiego samuraja. Mogą nas zająć intelektualnie, ale w krew nie wejdą nigdy, oddźwięk zaś, jaki wywołają w naszej twórczości, będzie zawsze brzmiał sztucznie lub fałszywie.</akap>
271
272
273
274
275 <akap>Poglądu na niepomyślne wyniki polsko-germańskiej symbiozy nie zachwieje chyba teatr Stanisława Przybyszewskiego, który tak znaczny wywarł wpływ na całe jedno pokolenie. Przybyszewski jest wielkim poetą lirykiem; jak wielkim, może ten tylko mieć pojęcie, kto czytał pierwsze jego utwory w oryginale, tj. po niemiecku<pe><slowo_obce>pierwsze jego utwory w oryginale, tj. po niemiecku</slowo_obce> --- tj.: <tytul_dziela>Zur Psychologie des Individuums. I. Chopin und Nietzsche. II. Ola Hansson</tytul_dziela> (<tytul_dziela>O psychologii jednostek</tytul_dziela>) z 1892, a zwłaszcza poematy prozą: <tytul_dziela>Totenmesse</tytul_dziela> (<tytul_dziela>Msza żałobna</tytul_dziela>) z 1893, <tytul_dziela>Vigilien</tytul_dziela> (<tytul_dziela>Wigilie</tytul_dziela>) z 1894, <tytul_dziela>De Profundis</tytul_dziela> z 1895, <tytul_dziela>Im Malstrom</tytul_dziela> (<tytul_dziela>W Malstrom</tytul_dziela>) z 1896, <tytul_dziela>Satanskinder</tytul_dziela> (<tytul_dziela>Dzieci Szatana</tytul_dziela>) z 1897 roku.</pe>; ale twórczość jego teatralna sprowadza się właściwie do jednego motywu, w którym jedynie jakiś sugestionujący poprzez dzieło element pasji wewnętrznej pisarza może przesłonić zahipnotyzowanemu widzowi straszliwe niedostatki środowiska, figur, dialogu etc. A już od ,,szkoły'' Przybyszewskiego w teatrze niech nas Pan Bóg broni!</akap>
276
277
278
279
280 <akap>Nie chciałbym, aby mnie fałszywie rozumiano. Rolę, jaką Przybyszewski odegrał w swoim czasie jako <wyroznienie>wychowawca</wyroznienie>, uważam za niezmiernie zbawienną i płodną: pobyt jego w Krakowie i codzienne nasze obcowanie wspominam z najwyższą wdzięcznością i entuzjazmem. Ale jak każda potężna indywidualność był on niezmiernie wyłączny. Nietzsche<pe><slowo_obce>Nietzsche, Friedrich</slowo_obce> (1844--1900) --- filozof niemiecki, reprezentant irracjonalizmu i immoralizmu; sformułował koncepcje ,,woli mocy'' i ,,nadczłowieka''.</pe> w bardzo szczęśliwej definicji dzieli sztukę na dwie zasadnicze grupy <tytul_dziela>Rausch i Traum</tytul_dziela> (Szał i Sen). Przybyszewski znał tylko <slowo_obce>Rausch</slowo_obce>: sztukę jako konwulsyjne napięcie bólu, żądzy, tęsknoty, przerażenia. <slowo_obce>Traum</slowo_obce>, sztuka jako sen, w którym, jak w tafli zaczarowanego jakiegoś jeziora, odbija się obiektywnie a syntetycznie zarazem złuda życia, ten odłam sztuki zupełnie dla niego nie istniał. Pozwolę sobie przytoczyć zabawną anegdotę: Przybyszewski uwielbiał Słowackiego jako twórcę <tytul_dziela>Króla Ducha<pe><slowo_obce>Król Duch</slowo_obce> --- poemat historiozoficzny z okresu mistycznego Juliusz Słowackiego, który wydano po raz pierwszy w 1847 roku.</pe></tytul_dziela>; nie ręczę, czy go bardzo czytał, czy tylko odgadywał, dość że go uwielbiał. Otóż za jego pobytu w Krakowie dawano <tytul_dziela>Nową Dejanirę</tytul_dziela><pe><slowo_obce>Nowa Dejanira</slowo_obce> --- tragikomedia Juliusza Słowackiego z elementami zarówno realistycznymi, jak i genezyjskimi, wydana pośmiertnie w 1866 roku; obecnie znana pod tytułem <tytul_dziela>Fantazy</tytul_dziela>.</pe>; wybrał się do teatru jak na wielkie święto. Byłem z nim sam w loży. Zaledwie kurtyna się podniosła, podczas kiedy ze sceny lały się strumienie tej cudnej poezji, widziałem, iż ,,Przybysz'' kręci się coraz niecierpliwiej na krześle; w końcu ze swą naturą nerwowca niezdolnego do nałożenia sobie najmniejszego przymusu zerwał się, szepnął do mnie charakterystyczną chrypką: ,,Okrutnie tego Julka nie lubię!'' i --- <begin id="b1323814705347-3366125774"/><motyw id="m1323814705347-3366125774">Kawiarnia</motyw>drapnął przed końcem pierwszego aktu do ,,Turla''<pe><slowo_obce>,,Turl''</slowo_obce> --- zwany także ,,Paonem'', ,,Teatralką''; krakowska teatralna kawiarnio-restauracja znajdująca się przy ul. Szpitalnej 38, którą Florian Turliński założył w 1897 roku; jedna ze ścian pomieszczenia przeznaczona była na podpisy, wiersze i rysunki gości-twórców; kawiarnia ,,Paon'' wzięła nazwę od wiersza Maurice'a Maeterlincka <tytul_dziela>Paon nochalant</tytul_dziela> (<tytul_dziela>Paw nonszalancki</tytul_dziela>).</pe>.<end id="e1323814705347-3366125774"/> Można zrozumieć, jak dopiero z tego punktu patrzenia na sztukę przedstawiał się Mistrzowi, a zwłaszcza jego uczniom, repertuar teatralny Zalewskich, Przybylskich<pe><slowo_obce>Przybylski, Zygmunt</slowo_obce> (1856--1909) --- komediopisarz, recenzent ,,Słów'' i ,,Wieku'', w latach 1894--1896 dyrektor teatru lwowskiego, a 1896--1904 teatrzyku ogródkowego w Warszawie, znany z farsy <tytul_dziela>Wicek i Wacek</tytul_dziela> z 1896 roku.</pe> etc. Bałucki bodajże tragiczną śmiercią przypłacił bezgraniczną wzgardę, jaką uczuł się nagle obrzucony. W każdym razie nie była to atmosfera, która by sprzyjała rozwojowi dobrego, codziennego repertuaru; na drodze bowiem, na jaką wiódł Przybyszewski swoich wyznawców, talent średniej miary może tylko kark skręcić.</akap>
281
282
283
284
285 <akap>Przybyszewski cudownie się spotkał z Pawlikowskim w swoich upodobaniach. Znał on i rozumiał jedynie teatr skandynawski i niemiecki; najwyższą koncesją, do jakiej na rzecz ducha ,,romańskiego'' się posuwał, był --- Maeterlinck<pe><slowo_obce>Maeterlinck, Maurice</slowo_obce> (1862--1949) --- belgijski pisarz, dramaturg, twórca dramatu symbolicznego, np. <tytul_dziela>Peleas i Melizanda</tytul_dziela> z 1893 roku.</pe>! Ustępstwo, jak widzimy, nieduże.</akap>
286
287
288
289
290
291 <akap>Twórczość Przybyszewskiego prowadzi nas pośrednio do ciekawego momentu polskiego życia artystycznego, tj. do <wyroznienie>emigracji</wyroznienie>.</akap>
292
293
294
295
296
297 <akap><begin id="b1323814842860-862735077"/><motyw id="m1323814842860-862735077">Emigrant, Patriota</motyw>Emigracja artystyczna odbywała się u nas ciągle aż do ostatniej chwili. Nie tylko wypadki polityczne, ale i inne warunki związane z okaleczeniem, podwiązaniem naszego duchowego życia były jej przyczyną. Można by wymienić litanię całą nazwisk artystów, którzy --- mówiąc już tylko o ostatnim pokoleniu --- lata całe spędzili poza granicami. Nawet ci, którzy niby żyli w kraju, przebywali w nim często jak przelotne ptaki, ,,żurawce''<pe><slowo_obce>,,żurawiec''</slowo_obce> --- określenie z <tytul_dziela>Wesela</tytul_dziela> Stanisława Wyspiańskiego, akt I, sc. 25.</pe>, nie zadomowiając się, wyglądając chwili odlotu. Kto zna powieści polskie lat ostatnich, ten zauważył, że w większości ich połowa akcji toczy się za granicą, najczęściej w Paryżu. Otóż na emigracji może powstać wielka poezja, ale nie może powstać bieżący repertuar teatralny wyrażający współczesne życie. Przybyszewski jest najczystszym typem tej emigracji, zawieszonej pomiędzy niebem a ziemią, nie żyjącej, ściśle biorąc, w żadnym społeczeństwie. Nie zna nawet języka, jakim w Polsce ludzie potocznie mówią, nie zna nic pośredniego między swą przepiękną poetycką prozą a okropnym żargonem kawiarnianej cyganerii, jakim bezwiednie zarywają bohaterowie jego powieści i dramatów...<end id="e1323814842860-862735077"/></akap>
298
299
300
301
302
303 <akap>Nastręczają mi się w tym przedmiocie dwa charakterystyczne fakty. Przed kilku laty teatr krakowski wystawił sztukę obecnego sprawozdawcy z kongresu pokojowego, p. Korab-Kucharskiego<pe><slowo_obce>Korab-Kucharski, Henryk</slowo_obce> (1891--1954) --- dziennikarz.</pe>, stale osiadłego w Paryżu. Akcja sztuki napisanej po polsku rozgrywała się we Francji, w Bretanii<pe><slowo_obce>Bretania</slowo_obce> --- region w północno-zachodniej Francji.</pe>. Było to jedyne przedstawienie, na którym byłem świadkiem, jak w teatrze rozległy się gwizdania. Czemu, niepodobna właściwie określić. Coś podobnego zdarzyło się teraz na sztuce <tytul_dziela>Granith et Hymen<pe><slowo_obce>Granith et Hymen</slowo_obce> --- farsa Rogera Dicksona.</pe></tytul_dziela>, a autorem jej jest również dobrowolny emigrant, który przebył pół życia za granicą, zresztą bardzo inteligentny i kulturalny człowiek. (Przed kilku laty czytałem w rękopisie inną jego sztukę pisaną po polsku, a rozgrywającą się w sferach najwyższej arystokracji francuskiej, której zapewne autor nigdy nie oglądał. Znam innego znowuż wybitnego pisarza polskiego, który włożył wiele pracy w to, aby napisać po francusku farsę pt. <tytul_dziela>Cardon s'il vous plait!<pe><slowo_obce>Cardon s'il vous plait!</slowo_obce> --- tłum pol. <tytul_dziela>Panie Cardon, proszę!</tytul_dziela></pe></tytul_dziela> i dokładał starań, by ją wystawić w Paryżu...). Dwa rzadkie a przykre incydenty teatralne, które przytoczyłem poprzednio, świadczą, jak delikatne są w teatrze włókna porozumienia ze społeczeństwem i jak trudno je zachować, nie żyjąc co dzień jego życiem.</akap>
304
305
306
307
308
309 <akap>Innego znów rodzaju zjawisko emigracji przedstawia Tadeusz Rittner<pe><slowo_obce>Rittner, Tadeusz</slowo_obce> (1873--1921) --- pseud. Tomasz Czaszka; dramatopisarz, prozaik, krytyk teatralny, twórca nowoczesnej komedii, np. <tytul_dziela>W małym domku</tytul_dziela> (1904) <tytul_dziela>Głupi Jakub</tytul_dziela> (1910); pisał zarówno po polsku, jak po niemiecku.</pe>, nie posiadający wskutek tego dla dramaturgii polskiej ani w części tego znaczenia, do jakiego by mu wielki jego talent, kultura i praca dawały słuszne prawo.</akap>
310
311
312
313
314 <akap>Trzeba przyznać z drugiej strony, że i samo społeczeństwo polskie stało się z biegiem czasu coraz trudniejsze do uchwycenia, do ujęcia w <wyroznienie>typy</wyroznienie>: bez tego zaś stypizowania, w którym jak w <slowo_obce>commedia dell' arte</slowo_obce> autor porusza z drobnymi zmianami tradycyjne marionetki, powszedni repertuar teatralny niełatwo może się obyć. Dawny szopkowy szlachcic, mieszczanin, chłop i Żyd nadzwyczaj się skomplikowali. Środowisko szlacheckie, tak żywo odbijające się jeszcze w utworach Blizińskiego, przestało zasilać twórczość teatralną; w znacznym stopniu straciło swą odrębność zewnętrzną, pochwycenie zaś jego świeżej treści wymagałoby zapewne zupełnie nowego ujęcia. Klasa średnia, mieszczańska, inteligencja, która z natury rzeczy nastręcza się wszędzie jako podłoże nowoczesnego repertuaru, znajduje się u nas jeszcze w płynnym stanie formacji: z jednej strony zasilana ciągłym napływem tracącej pod nogami ziemię (w dosłownym znaczeniu) szlachetczyzny, z drugiej inwazją elementu ludowego. Sam chłop wreszcie jakie przechodzi przeobrażenia! Jeżeli dodamy do tego zasadnicze rozłamy ,,kordonów''<pe><slowo_obce>kordon</slowo_obce> (z fr.) --- tu: granica między zaborcami.</pe>, stałe przesunięcie ośrodków życia politycznego poza granice kraju, brak stolicy, która by skupiała pełne życie narodu, różnoraką emigrację wreszcie, nowoczesne życie polskie przedstawi nam olbrzymi las indywiduów, ale bardzo mało <wyroznienie>typów</wyroznienie>. Zręczny pracownik sceniczny we Francji ma tych typów setki, leżą gotowe w pudełkach; tylko trochę je przemalować, trochę poprzemieszczać kombinacje sznureczków i można je puścić w ruch; u nas musiałby za każdym razem tworzyć samemu syntezę, a na to trzeba by może wzroku Balzaca albo też twórcy <tytul_dziela>Wesela</tytul_dziela>... A ja wciąż mówię tu nie o twórczości genialnej, tylko o tej, która jest podstawą dobrego codziennego repertuaru.</akap>
315
316
317
318
319 <akap>Młody repertuar polski instynktownie ucieka od tej trudności, biorąc jako temat obserwacji najbliższe sobie środowisko ,,artystyczne''; najczęściej bohaterem sztuki jest malarz, poeta lub rzeźbiarz, tematem zaś jego erotyczne perypetie. Nie potrzebuję podkreślać, jakim zubożeniem motywów jest ta ,,<wyroznienie>droga najmniejszego oporu</wyroznienie>'' w obserwacji i jakim spaczeniem proporcji rzeczywistego życia.</akap>
320
321
322
323
324 <akap><begin id="b1323814910015-1638776843"/><motyw id="m1323814910015-1638776843">Emigrant</motyw>I tu również wchodzą w grę następstwa <wyroznienie>emigracji</wyroznienie>, dla której stolik kawiarni literackiej staje się światem, a problemy z odpowiednią przesadą przy nim roztrząsane --- życiem.<end id="e1323814910015-1638776843"/></akap>
325
326
327
328
329 <akap>Inne jeszcze może elementy, dodatnie same w sobie wpłynęły na wybicie z toru naszej codzienności teatralnej. Szukanie teatralnych walorów w chwale naszej literatury, wielkiej poezji romantycznej, wprowadziło na scenę polską szereg dzieł w założeniu na wpół tylko scenicznych, z jednej strony odwracając uwagę od przykazań teatralności, z drugiej zapładniając nieraz nowszą twórczość polską zjawiskiem jednym ze smutniejszych, tj. ,,wielką poezją drugiej klasy''. Zjawił się Wyspiański<pe><slowo_obce>Wyspiański, Stanisław</slowo_obce> (1869--1907) --- poeta, malarz, wybitny dramatopisarz, reformator teatru; pierwszy wystawił Mickiewiczowskie <tytul_dziela>Dziady</tytul_dziela> w 1901 roku; autor dramatów politycznych, filozoficzny, metafizycznych, np. <tytul_dziela>Wesela</tytul_dziela>.</pe>, człowiek teatralny nieskończenie twórczy sam dla siebie, ale groźny po prostu jako szkoła dla tych, co naśladują jego formę, zdolni najczęściej przejąć tylko jej braki, nie okupując ich jego duchem. Wszystko to razem wprowadziło opłakane lekceważenie teatralnego rzemiosła (pamiętam czas, w którym nazwisko <wyroznienie>Sardou</wyroznienie> było w kołach literackich obelgą, czymś w rodzaju <slowo_obce>sufragana</slowo_obce><pe><slowo_obce>sufragan</slowo_obce> (z łac.) --- biskup pomocniczy, podlegający<wyroznienie/> biskupowi.</pe>); wprowadziło na pewien czas dążenia teatralne pod znak fałszywej genialności, fałszywej głębi, fałszywej poezji. Teatr codzienny przestał być odbiciem życia, ponieważ przestał być <wyroznienie>szczerym</wyroznienie> wyrazem talentu i skali jednostek.</akap>
330
331
332  
333 <akap><begin id="b1323814986521-1379235232"/><motyw id="m1323814986521-1379235232">Literat</motyw>Ale co mówić teatr! A reszta? Biedna ta nasza literatura! Jeden pisarz, wykwintny krytyk, odkłada z westchnieniem tom Willy'ego<pe><slowo_obce>Willy</slowo_obce> (1856--1931) --- właśc. Henry Gauthier-Villars; francuski pisarz i dziennikarz, autor czterotomowej powieści-pamiętnika z lat 1900--1904 --- <tytul_dziela>Klaudyny</tytul_dziela>, która została jedynie przez niego zredagowana, a za jego namową napisana i ubarwiona erotycznymi wątkami przez jego żonę, Sidonię-Gabriellę Colette.</pe>, aby zasiąść do pisania artykułu jubileuszowego o Elizie Orzeszkowej<pe><slowo_obce>Orzeszkowa, Eliza</slowo_obce> (1841-1910) --- powieściopisarka, nowelistka; początkowo pozostawała w nurcie prozy tendencyjnej, problematyka społeczna zawsze była obecna w jej twórczości, ale późniejsze utwory charakteryzowały się pogłębioną psychologią, np. <tytul_dziela>Nad Niemnem</tytul_dziela> z 1888; jako publicystka walczyła o prawa kobiet.</pe>. Inny przerywa ze zgrzytaniem zębów trzydniową partię baka<pe><slowo_obce>bak</slowo_obce> --- bakarat, gra karciana.</pe>, aby kończyć ostatni rozdział powieści o <wyroznienie>obywatelskiej tendencji</wyroznienie>; rasowy pamflecista obmyśla nową sztukę o <wyroznienie>Księdzu Skardze</wyroznienie> albo o <wyroznienie>Unii lubelskiej</wyroznienie>; inny, wyga<pe><slowo_obce>wyga</slowo_obce> --- spryciarz, ktoś wyjątkowo obrotny.</pe> nad wygi, kropi ,,brylantową'' oktawą nową edycję <tytul_dziela>Króla Ducha</tytul_dziela>; inny, miłe dziecię salonów, skupia się do nowej <tytul_dziela>Mesjady</tytul_dziela>, etc. Trzeba znać literaturę polską nie tylko publicznie, ale i prywatnie, aby ocenić, do jakiego stopnia zalęgła się u nas zupełna rozbieżność pomiędzy myśleniem poufnym a oficjalnym. Czasem mogłoby się zdawać, że odwykliśmy po prostu od świadomości, że pierwszym, jedynym zadaniem pisarza jest wyrazić możliwie pełno i szczerze ludzką treść własną. <begin id="b1323815009105-1566489245"/><motyw id="m1323815009105-1566489245">Sława</motyw>Flaubert, szlifując przez sześć lat <tytul_dziela>Panią Bovary</tytul_dziela>, za którą miał w dodatku proces o obrazę moralności, bardziej zasłużył się ojczyźnie, niż gdyby był napisał sztukę o Joannie d'Arc<pe><slowo_obce>św. Joanna d'Arc</slowo_obce> (1412--1431) --- zwana Dziewicą Orleańską, bohaterka narodowa Francji; w 1429 w męskim przebraniu uratowała oblężony przez Anglię Orlean, zginęła spalona na stosie.</pe> i epopeję o świętym Ludwiku<pe><slowo_obce>Ludwiku IX Święty</slowo_obce> (1214--1270) --- król Francji; usprawnił administrację, system monetarny, zorganizował dwukrotnie krucjatę w celu odzyskania Ziemi Świętej.</pe>.<end id="e1323815009105-1566489245"/><end id="e1323814986521-1379235232"/></akap>
334
335
336
337
338 <akap><begin id="b1323815043432-2865888669"/><motyw id="m1323815043432-2865888669">Twórczość</motyw>Żal mi tych ludzi, doprawdy! Jeżeli trud pisania nie ma być zaspokojeniem wewnętrznej, tajemniczej potrzeby wypowiedzenia samego siebie, za jakież ciężkie grzechy nakładać sobie tę mękę! Ale zresztą to zrozumiale; żyliśmy od tylu lat w tak anormalnej atmosferze, tak bez tlenu, bez powietrza, pod ciśnieniem tylu <wyroznienie>nakazów</wyroznienie>, literatura musiała pełnić tyle funkcji zastępczych, że wszystko można i trzeba zrozumieć. Ale teraz, uff! Odetchnijmy. Mamy Polskę, sejm, wojsko, dyplomację, będziemy mieli szkołę polską i oświatę ludową, niechże to wszystko działa jak najsprawniej, a literatura niech wróci do tego, co jest jej jedyną prawą funkcją. Nie znaczy to, iżby kiedykolwiek literatura nasza miała się wyrzec swoich wielkich narodowych i społecznych zadań; mamy, na szczęście, i będziemy mieli dosyć pisarzy, dla których te właśnie wartości będą pełnym i szczerym wyrazem ich istoty. Ale po cóż zaraz wszyscy --- z powołaniem czy bez --- mamy przyjmować święcenia kapłańskie!<end id="e1323815043432-2865888669"/></akap>
339
340
341
342
343 <akap>A konkluzja tych bezładnych nieco uwag?</akap>
344
345
346
347
348 <akap>Teatr polski swój dobry codzienny repertuar miał i niewątpliwie mieć będzie. A droga do tego, o ile mi się zdaje, byłaby: zacząć skromniej i naturalniej pojmować istotę teatru, odrzucić wszelkie szczudła i fałszywe piedestały, odrzucić te obce naleciałości, które są naszej indywidualności rasowej przeciwne; żyć w kraju pełnym życiem swego społeczeństwa; a wreszcie zwrócić oczy tam, skąd zawsze płynęły dla naszego teatru ożywcze soki. Zgodzić się z tym, że ze wszystkich rodzajów literackich w produkcję teatralną wchodzi największa dawka <wyroznienie>rzemiosła</wyroznienie>, którego nauczyć się można i --- trzeba. Jako dowód tego odrębnego charakteru twórczości teatralnej może służyć fakt, iż np. w zakresie lekkiej komedii współpracownictwo dwóch pisarzy daje tak dobre wyniki. To nie jest rzecz natchnienia; inwencja musi tu być kontrolowana zimną krytyką; konstrukcja komedii to sprawa inżynierska, gdzie jak przy budowie mostu wytrzymałość i obciążenie każdego punktu muszą być ściśle obliczone. A nawet humor, dowcip, rzecz na pozór tak samorzutna, ileż ma w sobie pierwiastków <wyroznienie>matematyki</wyroznienie> i jak szczęśliwie iskrzy się nieraz pod wpływem tarcia dwóch dobranych do siebie intelektów. Wreszcie w teatrach francuskich, mogących sobie pozwolić na kilkadziesiąt prób, na <wyroznienie>próbach</wyroznienie> odbywa się przykrawanie sztuki z udziałem reżysera, dawkowanie efektów sytuacji lub dialogu pod kontrolą żywego wrażenia; dlatego na przedstawieniu sztuka nie jest, jak to się zdarza u nas, nieobliczalną niespodzianką dla samego autora, ale leży na scenie i na aktorach niby ubranie doskonale zrobione na <wyroznienie>miarę</wyroznienie>. Ale przede wszystkim niech każdy, komu się świat w postaci scenicznej kształtuje, dąży do tego, aby wyrazić w tej formie to, co <wyroznienie>naprawdę</wyroznienie> jego samego cieszy, wzrusza lub bawi, a my nie żądajmy odeń czego innego jak szczerości i sumienności artystycznej. Im wyżej będziemy podnosić sztandar ,,wielkiej sztuki'', im więcej będziemy mówili o ,,dostojeństwie teatru'' i jego postulatach, o ,,misteriach'' polskich i o świętym Graalu<pe><slowo_obce>święty Graal</slowo_obce> --- według śrdw. legendy o królu Arturze i rycerzach Okrągłego Stołu to poszukiwane przez nich naczynie, z którego pił Jezus podczas Ostatniej Wieczerzy.</pe>, tym niżej będzie spadać nasza bieżąca twórczość teatralna. Załże się na śmierć. Wiadomo wszystkim, że w nauce śpiewu najważniejszą rzeczą jest naturalne <wyroznienie>ustawienie głosu</wyroznienie>; kto zacznie śpiewać nie swoim głosem, ten skończy ,,kogutkiem'' i zedrze się przedwcześnie.</akap>
349
350
351
352
353 <akap>A co do <wyroznienie>wielkiej sztuki</wyroznienie>, ta odwiedzi nas, <wyroznienie>ilekroć przyjdzie jej samej ochota</wyroznienie> i potrafi na swój użytek rozszerzyć bodaj najskromniejsze ramy.</akap>
354
355 <naglowek_rozdzial>Bezwiedne<pe><slowo_obce>bezwiedny</slowo_obce> --- tu: nieświadomy.</pe> ,,orientacje''</naglowek_rozdzial>
356
357
358 <akap><begin id="b1324224354671-2992206392"/><motyw id="m1324224354671-2992206392">Dziedzictwo, Twórczość</motyw>Po ogłoszeniu moich uwag teatralnych, trącających pośrednio o wpływy francuskie i niemieckie odnośnie do naszego repertuaru, spotkałem się z licznych stron z zarzutami <wyroznienie>jednostronności</wyroznienie> w stosunku do literatury i kultury duchowej Niemiec a Francji etc. Dlatego pozwolę sobie w kilku słowach wyjaśnić moje stanowisko. Być może znów spotkam się z tym samym zarzutem; na to odpowiem chyba wykrzyknikiem, jakim wybuchał nieodżałowany grubas, śp. malarz Stanisławski<pe><slowo_obce>Stanisławski, Jan Grzegorz</slowo_obce> (1860--1907) --- malarz, profesor krakowskiej ASP, jeden z założycieli Towarzystwa Artystów Polskich ,,Sztuka''; tworzył głównie nastrojowe, impresjonistyczne pejzaże.</pe>, ilekroć mu ktoś przedkładał, że jest <wyroznienie>niesprawiedliwy</wyroznienie> w objawach swoich sympatii lub antypatii artystycznych: ,,Noo, <wyroznienie>dlaczego</wyroznienie> ja mam być sprawiedliwy? <wyroznienie>Pan Bóg</wyroznienie> jest od tego, aby był sprawiedliwy!...''.</akap>
359
360
361
362
363 <akap><begin id="b1324224958546-1739043061"/><motyw id="m1324224958546-1739043061">Polityka</motyw>Kwestia wpływów niemieckich na psychikę polską nie zdaje mi się bynajmniej kwestią akademicką, ale bardzo --- i na długo jeszcze --- życiową; nie chodzi tu przeto o czyste rozważanie, ale i o <wyroznienie>oddziaływanie</wyroznienie> wedle skromnych środków każdego; wszelkie zaś działanie, o ile ma być skuteczne, musi być poniekąd jednostronne. A przy tym każda chwila ma swoją specyficzną <wyroznienie>prawdę</wyroznienie> i swoją ,,ewangelię na dzień dzisiejszy''. Niewątpliwie, że kiedyś tam, w epoce Goethe'ów<pe><slowo_obce>Goethe, Johann Wolfgang von</slowo_obce> (1749--1832) --- najwybitniejszy niemiecki poeta tzw. okresu burzy i naporu, potem stał się klasykiem; zasłynął powieścią <tytul_dziela>Cierpienia młodego Wertera</tytul_dziela> (1774) która wywołała falę samobójstw na wzór głównego bohatera; jego szczytowym osiągnięciem okazał się dramat filozoficzny <tytul_dziela>Faust</tytul_dziela> (1808 i 1831).</pe> i Schillerów<pe><slowo_obce>Schiller, Friedrich von</slowo_obce> (1759--1805) --- poeta, teoretyk sztuki, wraz z Goethem największy klasyk niemiecki; początkowo tworzył w związany z okresem burzy i naporu, później w klasycznym; znany z dramatu historycznego (np. <tytul_dziela>Dziewica Orleańska</tytul_dziela> z 1901) i romantycznych ballad (np. <tytul_dziela>Rękawiczka</tytul_dziela>), a także z <tytul_dziela>Ody do młodości</tytul_dziela> (1785).</pe> świeży powiew romantyzmu niemieckiego mógł być w Polsce dodatnim czynnikiem w stosunku do zaskorupiałych kopii francuskiego pseudoklasycyzmu; ale od tego czasu Francja stała się dla znacznej części naszego społeczeństwa --- nawet względnie oświeconej --- czymś równie obcym i egzotycznym niemal, jak np. Japonia; z drugiej strony, przeszliśmy setkę lat przeszło niemieckich wpływów, niemieckiej szkoły; niemieckość (w niczym zresztą niepodobna do niemieckości z epoki romantyków) wciskała się w życie nasze, myśl wszystkimi porami; stała się chwastem, do którego uprzątnięcia żadna metoda nie może być zbyt energiczną.<end id="e1324224354671-2992206392"/></akap>
364
365
366
367
368 <akap>Mały przykład. Znam polskie pismo satyryczne (dobre zresztą), które jeszcze przed upadkiem Niemiec i za czasu obu okupacji prowadziło zaciętą i śmiałą kampanię antyniemiecką. Otóż gdyby zasłonić polski tekst, nikt nie odróżniłby numeru tego pisma od niemieckiego ,,Simplicissimusa''<pe><slowo_obce>,,Simplicissimus''</slowo_obce> (łac.) --- dosł. prostaczek, najpierw imię bohatera powieści łotrzykowskiej, potem niemiecki tygodnik o charakterze satyrycznym, wydawany w latach 1896--1944.</pe>, tak bardzo co do formy artystycznej i ilustracyjnej jest na nim wzorowane. Od dwóch lat pismo to puszcza jadowite strzały w Niemców, naśladując ich równocześnie niewolniczo i przyczyniając się w ten sposób bezświadomie do utrwalenia niemieckości.</akap>
369
370
371
372
373 <akap>,,<slowo_obce>Vous êtes un sale boche</slowo_obce>!''<pe><slowo_obce>,,Vous êtes un sale boche!''</slowo_obce> (fr.) --- Pan jest głupim szkopem!</pe> --- krzyczał raz największy <wyroznienie>boszożerca</wyroznienie>, architekt Stryjeński<pe><slowo_obce>Stryjeński, Karol</slowo_obce> (1889--1932) --- architekt, profesor krakowskiej ASP, działacz Towarzystwa Tatrzańskiego; zaprojektował mauzoleum Jana Kasprowicza i Wielką Krokiew w Zakopanem.</pe>, na pewnego poczciwego jenerała austriackiego, zresztą Polaka i... <wyroznienie>entencistę</wyroznienie><pe><slowo_obce>entencista</slowo_obce> (z fr.) --- zwolennik Ententy, tj. funkcjonującego w czasach I wojny światowej związku Francji, Rosji i Anglii przeciwko państwom centralnym --- gł. Niemcom i Austro-Węgrom.</pe>. --- ,,Ale skądże!'', sumitował się<pe><slowo_obce>sumitować się</slowo_obce> (z łac.) --- tłumaczyć się, usprawiedliwiać się.</pe> biedny jenerał. ,,<slowo_obce>Vous l'êtes sans le savoir: c'est comme la vérole, ça ne se voit pas, mais c'est dans le sang</slowo_obce>!''<pe><slowo_obce>,,Vous l'êtes sans le savoir: c'est comme la vérole, ça ne se voit pas, mais c'est dans le sang!''</slowo_obce> (fr.) --- Pan jest nim, nawet o tym nie wiedząc: to jest jak z ospą --- nie widzi się jej, ale jest we krwi.</pe>.</akap>
374
375
376
377
378 <akap>To się nazywa trafić w samo sedno; a przytoczone przeze mnie pismo polskie jest dowodem, że bezwiedne ,,orientacje'' duchowe są czymś głębiej tkwiącym, bardziej złożonym i niepokrywającym się zgoła z ,,orientacjami'' politycznymi, na szczęście pogrzebanymi już zresztą gruntownie. Nikt mnie nie posądzi, abym kiedykolwiek żywił sympatie ,,centralne''<pe><slowo_obce>sympatie ,,centralne''</slowo_obce> --- sympatie do ,,państw centralnych", tj. do związanych sojuszem Niemiec i Włoch.</pe>, mogę przeto mówić szczerze. Otóż znałem w czasie wojny wśród czynnie działających ,,aktywistów''<pe><slowo_obce>Aktywiści</slowo_obce> --- politycy współpracujący w czasie I wojny światowej z Anglią i Niemcami.</pe> ludzi, którzy przez całe życie wszystkimi fibrami<pe><slowo_obce>fibra</slowo_obce> (z łac.) --- nerw (dosł. włókno).</pe> duchowymi sympatyzowali z Francją i nie potrafiliby zasnąć bez książki francuskiej przy łóżku; znałem, z drugiej strony znowuż, zajadłych ,,entencistów''<pe><slowo_obce>,,entencista''</slowo_obce> --- zwolennik Ententy, tj. sojuszu francusko-brytyjsko-rosyjskiego.</pe>, którzy przed wojną, wówczas gdy nic nie stało na przeszkodzie ich wolnemu wyborowi, wszystkie swoje wycieczki za granicę kierowali w stronę Wiednia i Berlina, stamtąd czerpiąc swój pokarm duchowy i pojęcia o cywilizacji.</akap>
379
380
381
382
383 <akap>Zabawnym zbiegiem okoliczności pośród moich znajomych ci właśnie, którzy najenergiczniej ,,orientowali się'' po stronie ententy, najgłębiej, bezwiednie nieraz, w nauce, filozofii, sztuce zakażeni byli duchem niemieckim. Nie odważyłbym się może sformułować tak po prostu tego spostrzeżenia, gdybym nie posiadał bardzo czułej i pewnej w tej mierze kontroli. Żyłem mianowicie w czasie wojny blisko z pewnym młodym Francuzem, człowiekiem wysoce wykształconym i inteligentnym, który internowany w Krakowie w powrocie z Rosji spędził tu półpięta<pe><slowo_obce>półpięta</slowo_obce> (przest.) --- cztery i pół.</pe> roku, serdecznie zrósł się z polskim społeczeństwem i doskonale się w nim rozeznawał. Z natury rzeczy obracał się w polskich kołach politycznie ,,<wyroznienie>ententowych</wyroznienie>''; otóż ilekroć rozmawiałem z nim o wspólnych znajomych z tych kół --- a rozmawialiśmy z sobą bardzo otwarcie, poza wielką polityką i wyłącznie z punktu rozważania psychologii kraju --- bardzo często powtarzało się w ustach jego określenie o kimś: ,,<slowo_obce>Oh, qu'il est boche!</slowo_obce>''<pe><slowo_obce>,,Oh, qu'il est boche!''</slowo_obce> (fr.) --- Och, co za szkop!</pe> --- wypowiadane zresztą bez żółci<pe><slowo_obce>żółć</slowo_obce> --- tu: złość, nienawiść.</pe>, wyłącznie dla stwierdzenia pewnego piętna umysłowości.</akap>
384
385
386
387
388 <akap>Rozmowom z tymże samym Francuzem zawdzięczam uświadomienie w jeszcze jednej kwestii. I<begin id="b1324998037105-430411262"/><motyw id="m1324998037105-430411262">Nauka, Patriota</motyw>ntrygowało mnie mianowicie, dlaczego w naszych uniwersytetach gruntowne studium języka i literatury francuskiej wstydliwie zastępuje jakaś <wyroznienie>romanistyka</wyroznienie> siląca się o to, aby z najżywszej mowy i literatury w świecie uczynić język martwy na równi ze starogreckim lub sanskrytem; aby skupić pracę uczniów na odcyfrowywaniu tekstów z głębokiego średniowiecza, kończyć zaś najczęściej znajomość literatury francuskiej tam, gdzie się ta literatura właściwie zaczyna. Francuz objaśnił mnie, że <wyroznienie>romanistyka</wyroznienie> na uniwersytetach jest w tym ujęciu wynalazkiem <wyroznienie>niemieckim</wyroznienie>, jako iż Niemcom nie tyle idzie o samą literaturę francuską, ile o docieranie do tych mrocznych punktów, gdzie obie literatury, niemiecka i francuska, schodzą się u wspólnego pnia, przy czym oczywiście odgrywają rolę i szowinistyczne zakusy rewindykowania tego i owego zabytku na rzecz Niemiec. <end id="e1324998037105-430411262"/>Z uniwersytetów niemieckich przejęły z dobrodziejstwem inwentarza tę <wyroznienie>romanistykę</wyroznienie> polskie i pielęgnują ją zawzięcie; o ile jednak ma ona rację bytu w tej postaci dla Niemców, o tyle w naszych stosunkach jest po trosze dziwolągiem. Z kursów tych wychodzą uczeni <wyroznienie>romaniści</wyroznienie>, którzy być może władają poprawnie językiem truwerów<pe><slowo_obce>truwer</slowo_obce> --- śrdw. poeta, śpiewak i/lub kompozytor.</pe>, ale których dzisiejsza francuszczyzna pozostawia wiele do życzenia (jedna ze słuchaczek uniwersytetu, romanistka, mówiła mi, iż na jej kursie posiadały język francuski jedynie dwie osoby i to posiadały go z <wyroznienie>domu</wyroznienie>); tym to romanistom powierza się w gimnazjach --- o ile jest w nich zaprowadzony język francuski --- naukę tego języka. Rezultaty są też odpowiednie. Znajomy mój dziennikarz, rozmawiając z jednym ze specjalistów od przyszłej organizacji naszych szkół (w której to organizacji ma być przyznane szerokie miejsce kulturze francuskiej), wyraził przypuszczenie, iż zapewne dla nauki tego języka w gimnazjach powoła się odpowiednią ilość rodowitych Francuzów; na co otrzymał odpowiedź: ,,Och, nie, mamy przecież dosyć wybornych »romanistów«''. Z tego by wynikało, że podstawą krzewienia u nas języka i kultury francuskiej, będzie nadal znajomość Francji... z epoki wędrówek narodów i Karola Łysego.</akap>
389
390
391
392
393 <akap>Gdzież tedy nie natkniemy się u nas na przyczajonego <wyroznienie>niemieckiego</wyroznienie> ducha, jeżeli zdołał się on wcisnąć w same nawet podstawy przyszłej nauki francuszczyzny w wolnej Polsce!</akap>
394
395
396
397
398 <akap>Pamiętam, jak w czasie ostatniej groźnej ofensywy Niemiec i marszu na Paryż, w jednym z najbardziej ponurych momentów wojny, zebrało się grono kilkunastu osób w gościnnym domu pp. Puszetów<pe><slowo_obce>Puszet, Ludwik</slowo_obce> (1877--1942) --- baron, rzeźbiarz, malarz, historyk sztuki, redaktor ,,Czasu'' i ,,Ilustrowanego Kuriera Codziennego'', jeden z twórców w kabarecie ,,Zielony balonik''.</pe>; celem zebrania, w którym uczestniczyły głośne nazwiska naszej nauki, było zainicjowanie <wyroznienie>Towarzystwa Przyjaciół Kultury Francuskiej</wyroznienie>. Ale samego celu nie zdołano nawet poruszyć, albowiem wśród ożywionej kilkugodzinnej dyskusji tok jej zeszedł wyłącznie na jedną sprawę: na potrzebę <wyroznienie>odniemczenia</wyroznienie> naszej umysłowości. Jeden z najwybitniejszych profesorów Wszechnicy krakowskiej przytaczał na podstawie doświadczeń swoich z Rady Szkolnej Krajowej<pe><slowo_obce>Rada Szkolna Krajowa</slowo_obce> --- instytucja, która zajmowała się szkolnictwem w latach 1867--1921 w Galicji.</pe> przykłady, do jakiego stopnia pedagogia nasza zahipnotyzowana jest bezwiednie duchem niemieckim i poza niego, mówiąc trywialnie, nie wychyla nosa. Za czym każdy z obecnych dorzucił garść analogicznych przykładów ze swej dziedziny i wszyscy jednogłośnie uznali za jeden z najpilniejszych postulatów szeroko i planowo zakreśloną akcję <wyroznienie>odniemczenia</wyroznienie>, za jeden zaś z najskuteczniejszych środków ku temu --- ułatwienie dostępu do kultury francuskiej. Zresztą, jak zwykle bywa, zebranie to nie pociągnęło za sobą następstw.</akap>
399
400
401
402
403 <akap>Na szczęście, nie ma już dziś mowy o różnicy ,,orientacji'' politycznych, nie ma tak samo różnic w orientacji serc i sympatii polskich, sporo jednak czasu upłynie, zanim się wytworzy jednolita orientacja polskiej umysłowości. To, co dziesiątki lat zachwaściły, tego nie wyplewi chwila choćby największego entuzjazmu. Wyznaję, iż był to dla mnie jeden z najbardziej wzruszających momentów, kiedy w czasie przejazdu pierwszych hallerczyków<pe><slowo_obce>Hallerczycy</slowo_obce> --- związek wojskowy utworzony pod dowództwem generała Józefa Hallera w 1918 roku.</pe> tuż po dźwiękach naszego hymnu narodowego ozwały się dźwięki <tytul_dziela>Marsylianki</tytul_dziela><pe><slowo_obce>Marsylianka</slowo_obce> --- hymn narodowy Francji; słowa i kompozycja autorstwa Claude'a Josepha Rougeta de Lisle'a.</pe>; miałem uczucie, iż po długich dziesiątkach lat runął wreszcie żelazny mur, tak długo dzielący nas od kraju, który był niegdyś drugą ojczyzną duchową oświeconego Polaka i że znowu połączą nas z tym krajem najbliższe węzły; ale kiedy rozglądam się koło siebie, mam wrażenie, że droga do tego bardzo daleka. Znikomo mały odsetek mógłbym policzyć ludzi, którzy nie tylko politycznie, ale duchowo, samym typem i wyszkoleniem umysłowości, ,,orientują się'' ku Francji.</akap>
404
405
406
407
408 <akap><begin id="b1324224888845-3110548881"/><motyw id="m1324224888845-3110548881">Polska</motyw>I niech mi ktoś nie cytuje <tytul_dziela>Cudzoziemszczyzny<pe><slowo_obce>Cudzoziemszczyzna</slowo_obce> --- komedia Fredry z 1824 roku.</pe></tytul_dziela>, nie mówi, że Polak powinien być tylko Polakiem, bo to byłby frazes i oszukiwanie samych siebie. Nie chodzi o ,,doradzanie'' Polsce jakichś obcych wpływów, ale faktem jest, iż wpływy istniały u nas zawsze i zapewne istnieć będą długo; chodzi o to, jakie. Długo jeszcze Polska będzie się musiała myślą opierać o Zachód, czy to dla swej ,,młodszości cywilizacyjnej'', o której pisał Szujski<pe><slowo_obce>Szujski, Józef</slowo_obce> (1835--1883) --- jeden z przywódców obozu stańczyków (tj. galicyjskich konserwatystów), historyk, pisarz, publicysta, założyciel ,,Przeglądu Polskiego'', w którym w 1869 roku ukazał się pamflet polityczny m.in. jego autorstwa --- <tytul_dziela>Teka Stańczyka</tytul_dziela>.</pe>, czy dla zaniedbania mnóstwa pól przez lata niewoli, czy dla innych braków, do których moja ambicja narodowa niechętnie pozwala mi się przyznać. Z konieczności czeka nas wybór. Znajdujemy się poniekąd na rozstajnych drogach; wszystkie działy naszego życia święcą swoje narodziny; od nas zależy, czy wróżką chrzestną przy kolebce tego życia będzie pełna rozumu i wdzięku Paryżanka, czy też straszący jeszcze tłusty upiór ciężkiej Germanii.<end id="e1324224958546-1739043061"/><end id="e1324224888845-3110548881"/></akap>
409
410
411
412
413 <akap><begin id="b1324224997858-1855606519"/><motyw id="m1324224997858-1855606519">Twórczość</motyw>I dlatego obstaję niezachwianie przy swoim: nie o to dziś chodzi, aby rozważać <slowo_obce>sub specie aeternitatis</slowo_obce><pe><slowo_obce>sub specie aeternitatis</slowo_obce> (łac.) --- z punktu widzenia wieczności.</pe> proporcje Goethego i Pascala<pe><slowo_obce>Pascal, Blaise</slowo_obce> (1632--1662) --- francuski badacz nauk ścisłych, filozof i mistyk; zajmował się indukcją matematyczną, zjawiskiem ciśnienia atmosferycznego, hydrostatyki, rachunkiem prawdopodobieństwa oraz różniczkowym; bronił rozdziału wiary od rozumu, który wyłożył w wydanych pośmiertnie <tytul_dziela>Myślach</tytul_dziela>.</pe>, Schillera i Racine'a<pe><slowo_obce>Racine, Jean</slowo_obce> (1639--1699) --- francuski poeta i dramaturg; odniósł sukces <tytul_dziela>Anromachą</tytul_dziela> z 1667 roku.</pe>, Kanta<pe><slowo_obce>Kant, Immanuel</slowo_obce> (1742--1804) --- przedstawiciel klasycznej filozofii niemieckiej; twórca teorii, według której poznanie rzeczy odbywa się poprzez umysł narzucający rzeczom, które same w sobie są niepoznawalne, konkretne formy.</pe> i Kartezjusza<pe><slowo_obce>Kartezjusz</slowo_obce> (1596-1650) --- właśc. René Descartes; francuski filozof i matematyk, prekursor geometrii analitycznej, zwolennik racjonalizmu w filozofii.</pe>, ale o to, aby jak najspieszniej i jak najenergiczniej rozpocząć kurację z choroby, na której palec diagnosty nieomylnie położył zacny <slowo_obce>boszofag<pe><slowo_obce>boszofag</slowo_obce> (żart.) --- wróg Niemców.</pe></slowo_obce>, architekt Stryjeński.<end id="e1324224997858-1855606519"/></akap>
414
415
416 <naglowek_rozdzial>Gorczyński, <tytul_dziela>Rzeczywistość</tytul_dziela></naglowek_rozdzial>
417
418
419 <akap>Teatr miejski im. Słowackiego: <tytul_dziela>Rzeczywistość</tytul_dziela>, komedia w trzech aktach Bolesława Gorczyńskiego<pe><slowo_obce>Gorczyński, Bolesław</slowo_obce> (1880--1944) --- pisarz, dyrektor teatrów; w 1921 założyciel i dyrektor warszawskiego teatru im. Bogusławskiego; zasłynął swoimi utworami naturalistycznymi: <tytul_dziela>Bagienkiem</tytul_dziela> (1907) i <tytul_dziela>Rzeczywistością</tytul_dziela>.</pe>.</akap>
420
421
422
423
424 <akap>Jeszcze jedna sztuka polska z życia artystów. <tytul_dziela>Cyganeria</tytul_dziela>?... Przypadkowo tak się złożyło, że w ostatnich czasach ciągle miałem w ręku <tytul_dziela>Sceny z życia Cyganerii<pe><slowo_obce>Sceny z życia Cyganerii</slowo_obce> --- powieść Henriego Murgera z 1851 roku, opowiadająca o losach francuskiej cyganerii artystycznej.</pe></tytul_dziela> Murgera<pe><slowo_obce>Murger, Henri</slowo_obce> (1822--1861) --- francuski pisarz i malarz; po zebraniu notatek na temat paryskiej cyganerii napisał na poły autobiograficzną powieść --- <tytul_dziela>Sceny z życia cyganerii</tytul_dziela>.</pe>, tak iż kiedy szedłem do teatru, snuły mi się jeszcze po głowie wiecznie młode postacie Rudolfa i Mimi, Marcela i Muzetty... Z podniesieniem kurtyny pierwsze zdania dialogu sprowadziły mnie z krainy poezji do --- <tytul_dziela>Rzeczywistości</tytul_dziela>; ale ponieważ rzeczywistość była dobrze ujęta przez autora i przez wykonawców, nie skarżę się bynajmniej na dywersję<pe><slowo_obce>dywersja</slowo_obce> (fr.) --- działania wojenne za linią frontu, zmierzające do osłabienia sił przeciwnika.</pe>.</akap>
425
426
427
428
429
430 <akap><begin id="b1324225073541-2048841054"/><motyw id="m1324225073541-2048841054">Artysta</motyw>Życie artysty!... Temat banalny, zbanalizowany raczej do znudzenia w tanich kliszach, ale w gruncie jakże przejmujący zawsze, jak dramatyczny! Jakaż droga stroma, przepaścista, najeżona niebezpieczeństwami! Za młodu najczęściej nędza lub --- co na jedno wychodzi --- bezład życia; walka bujnej wyobraźni i temperamentu, wyciągających ręce po wszystkie szczęścia świata, z niedostatkiem elementarnych potrzeb; łamanie się wewnętrzne z niezaradnością techniczną, nieświadomością samego siebie, ciążeniem naśladownictwa, lenistwem, zwątpieniem; później, po wyzwoleniu z czeladnika na majstra, znów walka, trudniejsza może jeszcze, z pokusami łatwych zarobków, tanich triumfów, ustępstw czynionych przeciętnemu gustowi, z bezwładem rutyny... <begin id="b1324225094707-1441596738"/><motyw id="m1324225094707-1441596738">Kobieta demoniczna</motyw>A to wszystko wciąż wikłające się owym <slowo_obce>leitmotivem</slowo_obce><pe><slowo_obce>leitmotiv</slowo_obce> (z niem.) --- motyw przewodni.</pe> życia artysty --- kobietą. Za młodu odciągający od pracy wieczny głód miłości, ironicznie kontrastujący z niedoborami butów, bielizny i ,,drobnych'' w portmonetce; niebezpieczeństwo zaprzepaszczenia życia w pierwszych ramionach, które się miłosiernie otworzą; później, w miarę rozgłosu, powodzenia, kobieta wciskająca się ze wszystkich stron w życie, kradnąca czas, siły...<end id="e1324225094707-1441596738"/></akap>
431
432
433
434
435
436 <akap>Twórczość domagająca się wrażeń; ,,wrażenia'' dążące do tego, aby jej wyróść ponad głowę i zagarnąć dla siebie wszystko; rozpaczliwa świadomość, że sztukę i życie opędza się tym samym kapitałem; ciągłe dążenie do spoczynku, równowagi, podczas gdy niepokój i zwichnięcie równowagi są samymże warunkiem tworzenia --- oto najpobieżniej tylko naszkicowane elementy tej organicznej choroby, jaką jest życie artysty w okresie kształtowania samego siebie.<end id="e1324225073541-2048841054"/></akap>
437
438
439
440
441 <akap><begin id="b1324290783790-973608038"/><motyw id="m1324290783790-973608038">Artysta</motyw>Roman Worycki jest malarzem. Jako człowiek jest zupełnie <slowo_obce>nul</slowo_obce><pe><slowo_obce>nul</slowo_obce> (łac.) --- zero; tu: człowiek nic nie znaczący.</pe>; ale kto by z tego powodu chciał wątpić w jego talent, ten by dowiódł, iż nigdy w życiu nie obcował ze światem malarskim<end id="e1324290783790-973608038"/>. Aby perypetie artysty na scenie były interesujące, wiara w jego talent jest konieczną; dlatego też autor, obierając za bohatera malarza, niepospolicie ułatwia sobie zadanie.</akap>
442
443
444
445
446 <akap><begin id="b1324290802595-301591784"/><motyw id="m1324290802595-301591784">Kobieta demoniczna</motyw>Worycki ma towarzyszkę; jest nią Rena, wolny ptak wyemancypowany z ,,przesądów'', wcielenie triumfalnej młodości, powabu, na wskroś kobiecej --- brutalnej prawie pod uroczą formą --- trzeźwości w patrzeniu na życie. Młodzi poznali się kędyś<pe><slowo_obce>kędyś</slowo_obce> (daw.) --- gdzieś.</pe> w Paryżu; obecnie tworzą wolne stadło trwające już półtora roku. Przez ten czas śliczna Dalila zdołała już nieco podstrzyc runo Samsona<pe><slowo_obce>Samson</slowo_obce> --- bohater biblijny, obdarzony legendarną siłą, której został pozbawiony, gdy jego kochanka, Dalila, ścięła mu włosy.</pe> palety; on czuje to i miota się niecierpliwie w jedwabnych więzach. <begin id="b1324291228105-138634592"/><motyw id="m1324291228105-138634592">Miłość platoniczna</motyw>Nie przesyt jeszcze, ale codzienne napojenie szczęściem wytwarza w Woryckim podłoże do tęsknot ,,idealnych'', które znajdują ucieleśnienie w półrozwódce Podelskiej, autorce, nieszkodliwej kabotynce<pe><slowo_obce>kabotyn</slowo_obce> (z fr.) --- tani efekciarz, komediant.</pe> z gatunku mimozowatych<pe><slowo_obce>mimozowaty</slowo_obce> --- przewrażliwiony.</pe>, płynącej wysoko ponad ,,prozą życia'' (do której zalicza i miłość ,,materialną'') tak wysoko, iż nawet drobne zabiegi kobiecego wykwintu są jej zbyt poziome, a wiecznie czarna ,,stylowo'' powłóczysta szata kryje tajniki tualetowe nie budzące w nas najmniejszego zaufania. Ta kobieta wciska się w życie Romana; budzi w nim ,,duszę'' i artystyczne sumienie (czy też tylko kabotyńskie aspiracje ponad stan?...) --- dość, że Worycki czuje się nieszczęśliwy, widzi, iż Rena zabija w nim wielką twórczość, że wymaganiami swej miłości okrada jego talent, a potrzebami tualety pcha na drogę łatwych zarobków kosztem rozwoju artysty. <begin id="b1324225526673-32113221"/><motyw id="m1324225526673-32113221">Rozstanie</motyw>Kiedy wreszcie Rena podrażniona ciągłą obecnością ,,siostrzanej duszy'' --- w której niezawodnym instynktem kobiety wyczuwa kabotyństwo --- sama mając zresztą w głowie inne kombinacje życiowe, oznajmia wyjazd --- równoznaczny z zerwaniem --- malarz przyjmuje go z radością.<end id="e1324291228105-138634592"/><end id="e1324225526673-32113221"/><end id="e1324290802595-301591784"/></akap>
447
448
449
450
451 <akap><begin id="b1324290818065-582262038"/><motyw id="m1324290818065-582262038">Tęsknota</motyw>Minęły dwa miesiące. Reny nie ma, ani wieści o niej. Z pracowni smutnej, ogołoconej, pierzchnął miły chochlik zalotności, wdzięku, rozkoszy; snuje się po niej duch Podelskiej, zamiatając powłóczystą szatą dawno nieścierane kurze. <end id="e1324290818065-582262038"/>Jedynie sąsiadka, <begin id="b1324290831775-3086962635"/><motyw id="m1324290831775-3086962635">Opieka</motyw>Karolka, prosta ale ładna dziewczyna kochająca się skrycie w malarzu, robi potajemnie, co może, aby mu ułatwić życie: począwszy od troski o jego bieliznę, aż do sztuki złota, którą mu podsuwa ukradkiem.<end id="e1324290831775-3086962635"/> <begin id="b1324290939194-3320008351"/><motyw id="m1324290939194-3320008351">Miłość niespełniona</motyw>Co do artysty, ten spadł z deszczu pod rynnę: z tęsknot ducha w tęsknoty ciała. Roman tęskni wszystkimi fibrami młodości za Reną, liczy godziny od jednego zjawienia listonosza do drugiego. A twórczość, talent? Nie odnosimy wrażenia, aby się miały o wiele lepiej; wprawdzie ,,Rubikon'' zamieszcza pochwalne hymny o ostatnich pracach artysty, ale artykuły te wyszły spod pióra --- Podelskiej. I harmonia dusz tej pary --- ciągle bowiem przebywają jedynie w sferze harmonii dusz --- zmąciła się; mącą ją akcenty poziomych tęsknot za Reną spotęgowanych paromiesięczną rozłąką. <begin id="b1324290984053-179243410"/><motyw id="m1324290984053-179243410">Małżeństwo</motyw>Naraz, wśród dość sobie kwaśnej wymiany myśli Romana z Podelską, drzwi otwierają się, zjawia się Rena strojna jak kwiat, pachnąca młodością, wabniejsza niż kiedykolwiek. Wraca niby po swoje kufry; w rzeczywistości jednak pragnie, nim namyśli się na otwierające się przed nią praktyczne małżeństwo z filistrem<pe><slowo_obce>filister</slowo_obce> --- pogardliwie: mieszczanin.</pe>, widzieć jeszcze Woryckiego, wyczytać, co to spotkanie ujawni w nim i w niej samej. Gotowa byłaby zostać, ale --- jako żona. <end id="e1324290984053-179243410"/><begin id="b1324291126964-3656319947"/><motyw id="m1324291126964-3656319947">Artysta, Dusza</motyw>Artysta stoi na rozdrożu między ,,ciałem'' a ,,duszą''; pierwsze wydziera się do ślicznej Reny, drugiej trudno się obejść bez narkotyku, subtelnego kadzidła, do jakiego przyzwyczaiła go literatka.<end id="e1324291126964-3656319947"/> W naiwnym egoizmie próbuje znaleźć wyjście w takim podziale terytorialnym: Renie ofiaruje panowanie w pokoju sypialnym, Podelskiej w pracowni. Rena ironicznie odtrąca ten podział i odchodzi, tym razem bez powrotu; Podelską zrozpaczony artysta sam ,,wylewa'' z pracowni; i zostaje na tym pogrzebie pragnień i ciała, i duszy sam --- z Karolką, którą na złość losom zaprasza do przygotowanego dla innej obiadu. Jak się ta stypa<pe><slowo_obce>stypa</slowo_obce> (z łac.) --- uczta po ceremonii pogrzebowej.</pe> skończy, łatwo zgadnąć.<end id="e1324290939194-3320008351"/></akap>
452
453
454
455
456 <akap><begin id="b1324229008537-2563915603"/><motyw id="m1324229008537-2563915603">Ślub</motyw>Znów minęły trzy miesiące; Karolka uczuła się matką; malarz, uczciwy człowiek, spłacił przy ołtarzu chwilę zapomnienia. Tego dnia właśnie wrócili oboje z kościoła.<end id="e1324229008537-2563915603"/> Teraz już koniec; zrobił, co do niego należało; dał dziewczynie i przyszłemu dziecku nazwisko, lecz sam chce odzyskać wolność; to znaczy zostawić list z pożegnaniem, nieco wątpliwych środków materialnych i dmuchnąć w świat. Ale tym razem słaby artysta spotkał się z groźniejszym przeciwnikiem: to już nie niefrasobliwa bujność Reny ani wyrozumiała mimozowatość Podelskiej; to energia dziecięcia ludu, które sakrament bierze serio, ,,chłopa'' swojego potrafi utrzymać po woli czy po niewoli, a rywalce bodaj ,,zedrzeć łeb jak krosna'', jak mówi poeta. Zresztą, Karolka kocha Woryckiego; jedyna z tych trzech kobiet kocha go naprawdę, jest świeża, ładna, bardzo ładna nawet. <begin id="b1324229093958-2162036195"/><motyw id="m1324229093958-2162036195">Szczęście</motyw>Worycki godzi się z losem i... w chwilę potem czuje się już szczęśliwy, i mamy wrażenie, że znalazł, co mu trzeba.<end id="e1324229093958-2162036195"/> <begin id="b1324229164906-1921824111"/><motyw id="m1324229164906-1921824111">Nadzieja</motyw>A Rena? Rena wychodzi za mąż za swego przedsiębiorcę; może, może spotkają się i jeszcze z Woryckim --- o ile będzie sławny. Podelska napisze powieść o tym wszystkim, czego między nimi --- nie było.<end id="e1324229164906-1921824111"/> Słowem, wszystko się kończy dobrze i na pożytek społeczeństwa.</akap>
457
458
459
460
461 <akap><begin id="b1324229257436-2607053532"/><motyw id="m1324229257436-2607053532">Małżeństwo</motyw>I oto autor dał nam analitycznie przeprowadzone dzieje jednego z tych mezaliansów<pe><slowo_obce>mezalians</slowo_obce> (z fr.) --- małżeństwo, w którym jedna strona jest niższego stanu a. biedniejsza od drugiej.</pe>, tak częstych w życiu artystów, a tyle zawsze wywołujących zdumień i komentarzy. A kto wie, czy to nie jest jedyne rozwiązanie życia dla wielu z tych niespokojnych, wrażliwych, słabych natur. Równocześnie pracować, tworzyć, myśleć o praktycznej stronie życia, parać się<pe><slowo_obce>parać się</slowo_obce> (przest.) --- trudzić się, zajmować się.</pe> z psychicznym problemem kobiety i wymaganiami miłości nastrojonej na wysoki kamerton<pe><slowo_obce>kamerton</slowo_obce> (z niem.) --- urządzenie wydające wzorcowy ton, do którego dostraja się instrumenty muzyczne.</pe> --- to dla nich nad siły. W ten sposób mają zapewniony bodaj ów słynny ,,opierunek''<pe><slowo_obce>opierunek</slowo_obce> (daw.) --- pranie; dziś obecny w wyrażeniu: ,,zapewnić komuś wikt i opierunek'', czyli wyżywienie i czystą odzież, czy w ogóle utrzymanie.</pe> i chleb powszedni miłości, zachowując zarazem dużo swobód w artystycznej włóczędze myśli, wyobraźni i wrażeń. Jan Jakub Rousseau<pe><slowo_obce>Rousseau, Jean Jacques</slowo_obce> (1712--1778) --- francuski pisarz oraz filozof; postulował powrót do natury, odrzucał zdobycze cywilizacji, w tym pojęcie własności prywatnej; swój model człowieka idealnego, dobrego, wychowywanego w naturze przedstawił w dziele z 1762: <tytul_dziela>Emil, czyli o wychowaniu</tytul_dziela>.</pe> i Teresa Levasseur<pe><slowo_obce>Levasseur, Teresa</slowo_obce> (1721--1801) --- partnerka Rousseau, urodziła mu pięcioro dzieci, główna spadkobierczyni po jego śmierci.</pe> to para nie mniej klasyczna, co Petrarka<pe><slowo_obce>Petrarca, Francesco</slowo_obce> (1304--1374) --- włoski poeta i latynista; w 1341 uwieńczony tzw. laurem poetyckim; zasłynął cyklem wierszy miłosnych (<tytul_dziela>Śpiewnik</tytul_dziela>), głównie sonetów, poświęconych madonnie Laurze, której tożsamość pozostaje nieznana.</pe> i Laura. To dwie strony jednego i tego samego medalu. Marzenie i --- <wyroznienie>Rzeczywistość</wyroznienie>.<end id="e1324229257436-2607053532"/></akap>
462
463
464
465
466 <akap><tytul_dziela>Rzeczywistość</tytul_dziela> jest sztuką dobrze pomyślaną i dobrze przeprowadzoną. Co więcej, dobrze przeprowadzoną <wyroznienie>do końca</wyroznienie>; w przeciwstawieniu do tych tak częstych dyletanckich utworów ,,obiecujących talentów'', gdzie po interesującym pierwszym akcie brnie się z każdym następnym z rozczarowania w rozczarowanie. Czujemy tu rasowego pisarza scenicznego, który umie zostać zewnątrz swoich figur, napełnić je logiczną myślą i pozwolić działać wyemancypowanym<pe><slowo_obce>wyemancypowany</slowo_obce> --- uwolniony, samodzielny.</pe> już od jego woli charakterom. Trudny problem fabuły rozgrywającej się między czworgiem osób --- trzy kobiety dokoła jednego mężczyzny --- rozwiązany na ogół szczęśliwie; akcja z natury rzeczy niebogata w epizody rozwija się konsekwentnie, znajdując w pomysłowym finale organicznie z treści wypływające uwieńczenie.</akap>
467
468
469
470
471 <akap>Słabszą natomiast stronę sztuki stanowi dialog. Jest banalny i chudy. Robi po trosze wrażenie choinki ubogiego dziecka: tu parę pierniczków, tam jabłuszko, orzeszek w staniolu<pe><slowo_obce>staniol</slowo_obce> --- kolorowa folia aluminiowa, w którą dawniej zawijano słodycze.</pe>... Za mało w nim błysków, iskierek, za mało zazębiania się o siebie zwartych replik<pe><slowo_obce>replika</slowo_obce> (z łac.) --- odpowiedź.</pe>. <begin id="b1324291403915-173760329"/><motyw id="m1324291403915-173760329">Twórczość</motyw>A dialog w komedii, jak rym w poezji, powinien nie tylko zaznajamiać słuchacza z treścią, ale nieustannie cieszyć i elektryzować samym sobą.<end id="e1324291403915-173760329"/> Szkoda, gdyż kilkanaście rozsypanych szczęśliwych rysów świadczy, iż przy większym wysiłku autor byłby może umiał osiągnąć tę soczystość, jaką np. --- aby nie szukać dalekich wzorów --- daje to małe cacko sceniczne niedawno wystawione na naszej scenie: <tytul_dziela>Ich czworo</tytul_dziela> Zapolskiej.</akap>
472
473
474
475
476 <akap>Sztukę przygotowano i odegrano dobrze. P. Kamińska jako Rena ślicznie wyglądała i oddała swą partię z wdziękiem i furią młodości. Nóżki jej, które taką rolę grają w dialogu sztuki, sumiennie wypełniły swoje artystyczne zadanie. Zdaje mi się jedynie, że artystka cokolwiek <wyroznienie>zdrobniła</wyroznienie> postać Reny, że przesłoniła nieco jej śmiałą linię ptaszęcym świegotem. Ale to są może moje grymasy; i taką jak była, Rena p. Kamińskiej doskonale wyrażała to, co ta postać ma ucieleśniać w przeżyciach malarza. P. Łuszczkiewicz-Gallowej przypadła nieco blada rola autorki-Podelskiej: instynkt aktorski kazał jej pchnąć tę role w kierunku śmiałej szarży<pe><slowo_obce>szarża</slowo_obce> (z fr.) --- atak w teatrze: przejaskrawienie, popis.</pe>; nie mam jasnego sądu, czy zupełnie w myśl intencji autora, ale bardzo pomysłowo i szczęśliwie. Strój, maska, ruchy, głos, wszystko było przeprowadzone doskonale i przyczyniło się w znacznej mierze do ożywienia sztuki. <begin id="b1324291469025-2501846209"/><motyw id="m1324291469025-2501846209">Żona</motyw>P. Zielińska w pierwszych dwóch aktach miała niezbyt wdzięczne zadanie w roli tracącej nieco teatralnym szablonem, w trzecim natomiast, znajdując w tekście silniejszy punkt oparcia, umiała w paru krótkich scenach nadać postaci Karolki głębsze piętno. Skupiony ból kochającej a niekochanej kobiety, coś niby odcień powagi przyszłego macierzyństwa, nieśmiałość dziecka ludu mieszająca się z pewnością siebie ,,prawowitej żony'' i niezłomnym postanowieniem niewypuszczenia za żadną cenę swego łupu<end id="e1324291469025-2501846209"/>, wszystko to wyrażało się w jej grze i stworzyło z tej młodej dziewczyny bardzo zajmującą postać. P. Nowakowski<pe><slowo_obce>Nowakowski, Zygmunt</slowo_obce> (1891--1963) --- aktor.</pe> wreszcie umiał trafnie uwydatnić chroniczne zdenerwowanie artysty, który chciałby przede wszystkim malować, a który robi przeważnie --- co innego. Niech się nikt nie śmieje: to są ciche tragedie.</akap>
477
478
479
480
481 <akap>Doskonałe sobotnie przedstawienie świadczy, iż cokolwiek może sztucznie wytworzono koło krakowskiego teatru tę atmosferę śmiertelnie chorego, nad którym poważnie kiwają głową uczeni doktorzy i którego z tajemniczymi minami okadzają znachory wszelkiego autoramentu<pe><slowo_obce>autorament</slowo_obce> (z łac.) --- tu: pokrój.</pe>.</akap>
482
483
484 <naglowek_rozdzial>Szukiewicz, <tytul_dziela>Odys w gościnie</tytul_dziela></naglowek_rozdzial>
485
486 <akap>Teatr miejski im. Słowackiego: <tytul_dziela>Odys w gościnie</tytul_dziela>, sztuka w trzech aktach Macieja Szukiewicza<pe><slowo_obce>Szukiewicz, Maciej</slowo_obce> (1870--1943) --- wyjątkowo płodny pisarz wielu gatunków, krytyk teatralny; badacz twórczości Jana Matejki, kustosz krakowskiego muzeum poświęconego malarzowi.</pe>.</akap>
487
488
489
490
491 <akap><begin id="b1324229433549-1666132379"/><motyw id="m1324229433549-1666132379">Rozczarowanie</motyw>Jestem jeszcze bardzo świeżym recenzentem, dlatego wyznaję, że przed każdą <wyroznienie>premierą</wyroznienie> bywam szalenie zdenerwowany. Co to znów będzie za kwiatek? Tak przyjemnie jest się zachwycać, a tak głupio, tak nieprzyjemnie ,,krytykować''! Albo i ten Szukiewicz (myślałem sobie): znam go od tak dawna, za nic nie chciałbym mu zrobić, broń Panie Boże, przykrości; co jemu strzeliło z tym <tytul_dziela>Odysem</tytul_dziela>? Odys. Czemu Odys? Czemu nie <tytul_dziela>Arka Noego</tytul_dziela> albo <tytul_dziela>Sodoma i Gomora</tytul_dziela>? (Cóż za bajeczne problemy dla nowoczesnej reżyserii!) Znów ten ,,wielki repertuar'' (wciąż tak zrzędziłem w duchu); znamy to: aktorzy bez gatek, a na koturnach, ze sceny padają odświętne słowa jak: ,,<wyroznienie>przecz</wyroznienie>''<pe><slowo_obce>przecz</slowo_obce> (daw.) --- dlaczego.</pe>, ,,<wyroznienie>atoli</wyroznienie>''<pe><slowo_obce>atoli</slowo_obce> (daw.) --- lecz, jednak.</pe>, ,,<wyroznienie>ninie</wyroznienie>''<pe><slowo_obce>ninie</slowo_obce> (daw.) --- teraz.</pe>, trup ściele się gęsto, słowem: <slowo_obce>toute la lyre<pe><slowo_obce>toute la lyre</slowo_obce> (fr.) --- tytuł pośmiertnego wydania poezji Wiktora Hugo; przen. cała poezja.</pe></slowo_obce>.<end id="e1324229433549-1666132379"/></akap>
492
493
494
495
496 <akap>Tak biłem się z myślami, nie przebierając w wyrażeniach, ile że byłem sam na sam ze swoim wnętrzem.</akap>
497
498
499
500
501 <akap>Pragnąc wystąpić w pełnym rynsztunku erudycji ,,porównawczej'', odczytałem bardzo uważnie <tytul_dziela>Powrót Odysa</tytul_dziela><pe><slowo_obce>Powrót Odysa</slowo_obce> --- dramat Stanisława Wyspiańskiego z 1907 roku.</pe> Wyspiańskiego oraz bystrą książkę <tytul_dziela>Antyk Wyspiańskiego<pe><slowo_obce>Antyk Wyspiańskiego</slowo_obce> --- popularna praca Tadeusza Sinki wydana po raz pierwszy w 1916 roku.</pe></tytul_dziela> prof. Sinki<pe><slowo_obce>Sinko, Tadeusz</slowo_obce> (1977--1966) --- filolog klasyczny, członek Akademii Umiejętności, Polskiej Akademii Nauk, profesor uniwersytetów we Lwowie i w Krakowie.</pe>. Na szczęście dowiedziałem się z uczuciem ulgi, że <tytul_dziela>Odys</tytul_dziela> p. Szukiewicza nie stoi w żadnym ideowym ani przyczynowym związku do <tytul_dziela>Odysa</tytul_dziela> Wyspiańskiego; że stanowi natomiast dramatyczne rozwinięcie kilkunastu wierszy zawartych w dziewiątej ks. <tytul_dziela>Odysei</tytul_dziela>, mianowicie epizodu na wyspie Lotofagów<pe><slowo_obce>Lotofagowie</slowo_obce> --- według mitologii greckiej lud żywiący się lotosem, który miał właściwość wywoływania amnezji.</pe>, ludzi żywiących się lotosem. Rzuciłem się na <tytul_dziela>Odyseję</tytul_dziela> i odczytawszy inkryminowany<pe><slowo_obce>inkryminowany</slowo_obce> --- posądzany o coś.</pe> ustęp w przekładzie Siemieńskiego<pe><slowo_obce>Siemieński, Lucjan Hipolit</slowo_obce> (1807--1877) --- poeta, pisarz, uczestnik powstania listopadowego; przetłumaczył m.in. <tytul_dziela>Odyseję</tytul_dziela>, twórczość Horacego, Michała Anioła, ludową poezję ukraińską; był jednym z najważniejszych krytyków literackich z grupy konserwatystów: ,,Czasu'' i ,,Przeglądu Polskiego''.</pe> oraz dosłownym francuskim, zanurzyłem się w głębokie dumania nad wykładem jego symboliki, kiedy zaczęły mi podzwaniać w uchu szydercze słowa mistrza Rabelais'ego:</akap>
502
503
504
505
506
507 <akap><begin id="b1324230006122-2357799183"/><motyw id="m1324230006122-2357799183">Filozof, Obraz świata</motyw>,,Czy wy naprawdę sumiennie mniemacie, iż kiedykolwiek Homer<pe><slowo_obce>Homer</slowo_obce> (VIII w. p.n.e) --- epik grecki; jak głoszą podania, był ślepym śpiewakiem wędrownym, twórcą <tytul_dziela>Iliady </tytul_dziela>i <tytul_dziela>Odysei</tytul_dziela>.</pe>, pisząc <tytul_dziela>Iliadę</tytul_dziela> i <tytul_dziela>Odyseję</tytul_dziela>, miał na myśli owe alegorie, w jakie go ustroili Plutarch<pe><slowo_obce>Plutarch</slowo_obce> (I--II w. n.e.) ---grecki biograf, filozof, orator; znany z <tytul_dziela>Od Augusta do Witeliusza</tytul_dziela> --- zbioru czterdziestu sześciu żywotów sławnych Greków i Rzymian.</pe>, Heraklides poncki<pe><slowo_obce>Heraklides z Pontu</slowo_obce> (IV w. p.n.e.) --- grecki filozof akademicki, ,,astronom-platończyk'', twórca hipotezy heliocentrycznej (według której Ziemia obraca się wokół własnej osi i Słońca).</pe>, Eustathius<pe><slowo_obce>Eustathius</slowo_obce> (ok. 1125--1193 lub 1198) --- także: Eustathios, Eustatios, Eustacjusz z Tesaloniki; bizantyjski teolog, filolog, historyk, arcybiskup Tesaloniki od 1175 roku, twórca prac teoretycznych poświęconych Homerowi: <tytul_dziela>Parekbolàj ejs ten Homéru Iliáda</tytul_dziela> (tytuł pol. <tytul_dziela>Komentarz do Iliady Homera</tytul_dziela>) i <tytul_dziela>Parekbolàj ejs ten Homéru Odýssejan</tytul_dziela>.</pe>, Phornutus<pe><slowo_obce>Phornatus</slowo_obce> (I w. n.e.) --- właśc. Lucius Annaeus Cornutus; grecki filozof, stoik, przyjaciel Persjusza, autor popularnego traktatu <tytul_dziela>Theologiae Graecae compendium</tytul_dziela>.</pe> i to, co z nich ukradł Policjan<pe><slowo_obce>Policiano, Antonio</slowo_obce> (1454--1494) --- właśc. Angelo Ambrogini; włoski pisarz, wybitny humanista renesansowy, kanclerz Florencji, profesor; od czasów młodzieńczych przetłumaczył cztery księgi <tytul_dziela>Iliady</tytul_dziela> na łaciński heksametr, za co w 1470 roku otrzymał tytuł <tytul_dziela>homericus adulescens</tytul_dziela>, czyli homeryckiego młodzieńca.</pe>? Jeżeli tak mniemacie, nie zbliżacie się ani rękami, ani nogami do mego mniemania; ja bowiem sądzę, iż tak samo się nie śniło o nich Homerowi, co Owidiuszowi w <tytul_dziela>Metamorfozach</tytul_dziela><pe><slowo_obce>Metamorfozy</slowo_obce> --- poemat epicki Owidiusza, w którym została opisana rzymska kosmogonia.</pe> nie śniło się o tajemnicach Ewangelii, jak to niejaki brat Obżora<pe><slowo_obce>brat Obżora</slowo_obce> --- chodzi o angielskiego dominikanina Thomasa Wallisa, który łączył naukę <tytul_dziela>Metamorfoz</tytul_dziela> z <tytul_dziela>Biblią</tytul_dziela>.</pe>, szczery liżypółmisek, wysilał się dowieść, skoro zdarzyło mu się spotkać tak głupich jak on sam, niby (powiada przysłowie) pokrywę godną garnka''.<end id="e1324230006122-2357799183"/></akap>
508
509
510
511
512 <akap>W takim zamęcie ducha doczekałem się premiery.</akap>
513
514
515
516
517 <akap>Sztuka p. Szukiewicza jest istotnie wcale pomysłowym rozwinięciem motywu ledwie potrąconego przez Homera, i to rozwinięciem zupełnie samodzielnym. Oto szczupły, o wiele zbyt szczupły wątek akcji:</akap>
518
519
520
521
522 <akap><begin id="b1324292287382-3485485445"/><motyw id="m1324292287382-3485485445">Sielanka</motyw>Powracający z Troi Odys, wśród długich swoich wędrówek, przybywa na wyspę ludzi żywiących się kwiatem lotosu. Plemię to, które dla autora staje się symbolem najczystszego idealizmu, żyje w doskonałym szczęściu, znając jedynie szlachetne i harmonijne uczucia.<end id="e1324292287382-3485485445"/> <begin id="b1324230216886-3163117407"/><motyw id="m1324230216886-3163117407">Zbrodnia, Zbrodniarz</motyw>Sielankę tę mąci brutalnie zgraja wygłodzonych żołdaków-tułaczy spragnionych wina, mięsiwa, rozpusty i łupu. Pierwsze zetknięcie dwóch światów znaczy się krwią i zbrodnią. Odys morduje bezmyślnie królewskiego syna, po czym w nikczemny sposób uczyniwszy ofiarą swej zbrodni towarzysza broni, umie obłudnymi słowami pozyskać ufność szlachetnego króla. Stopniowo brutalna stopa najeźdźcy coraz śmielej depce wolną ziemię; stada baranów, rzekomo przeznaczone przez nich na błagalne ofiary, padają pod nożem, a wełna ładuje wysoko statki Odysa. Aby utuczyć swoje stada świń, a zarazem podać mieszkańców w tym cięższą zawisłość<pe><slowo_obce>zawisłość</slowo_obce> --- tu: zależność, podległość.</pe>, ten herszt zgrai okupantów nie waha się spaść świniami świętych lotosów. <begin id="b1324230243880-3905738082"/><motyw id="m1324230243880-3905738082">Król, Bóg, Odrodzenie</motyw>Wreszcie gotując się opuścić wyspę, Odys rabuje jeszcze, co się tylko da, podpala pałac i zabija króla<end id="e1324230216886-3163117407"/>; ale król zjawia się jego oczom promienny, ze skrzydłami u ramion i w odmłodzonej postaci, nieśmiertelny i triumfalny, albowiem on jest --- Miłość. U boku jego w tej apoteozie idealizmu znajduje się córka Aglaja oraz jeden z towarzyszy Odysa, Euryloch, który sprzeniewierzył się swoim, aby (w zaledwie zresztą muśniętym epizodzie) szczypać kwiatki lotosu z uduchowioną Aglają.<end id="e1324230243880-3905738082"/></akap>
523
524
525
526
527 <akap>To mniej więcej wszystko, z tym nadmienieniem, że w drugiej części sztuki coraz bardziej przechyla się ona, w efektach o dość wątpliwym guście, ku alegorycznym reminiscencjom<pe><slowo_obce>reminiscencja</slowo_obce> (z łac.) --- przypomnienie, nawiązanie do czegoś wcześniejszego.</pe> z naszych niedawnych bólów ,,okupacyjnych''.</akap>
528
529
530
531
532
533 <akap><begin id="b1324230639861-3639413815"/><motyw id="m1324230639861-3639413815">Obraz świata</motyw>Idealizmowi p. Szukiewicza nie można by nic zarzucić, chyba to, że jest konwencjonalny i brzmi cokolwiek fałszywie. A także rozdział ten, wykreślony pomiędzy idealistyczną a materialistyczną koncepcją świata, wydaje mi się prostolinijny. Nie żyjemy, niestety, na wyspie szczęśliwości, ale na opornie rodzącej ziemi, która wydaje lotosy ideału tylko o tyle, o ile ją obficie nawieźć krwią i gnojem.<end id="e1324230639861-3639413815"/> <begin id="b1324230771892-147495575"/><motyw id="m1324230771892-147495575">Idealista</motyw>Mój Boże, idealistą był zapewne Bolesław Wstydliwy<pe><slowo_obce>Bolesław V Wstydliwy</slowo_obce> (1226--1279) --- syn Leszka Białego; książę krakowski od 1243, sandomierski od 1232, ostatni przedstawiciel małopolskiej linii Piastów.</pe> i św. Kinga<pe><slowo_obce>św. Kinga</slowo_obce> (1234--1292) --- także Kunegunda; córka króla Węgier Beli IV, żona Bolesława V Wstydliwego, święta Kościoła katolickiego.</pe>, ale był też idealistą Napoleon<pe><slowo_obce>Napoleon Bonaparte</slowo_obce> (1769--1821) --- cesarz Francuzów w latach 1804--1814, król Włoch 1805--1814, twórca Księstwa Warszawskiego, wybitny wódz i polityk europejski; poniósł klęskę w trakcie wyprawy na Moskwę, pod Lipskiem i pod Waterloo, zmarł samotnie, wygnany na wyspę św. Heleny.</pe> i kardynał Richelieu<pe><slowo_obce>Richelieu, Armand-Jean du Plessis de</slowo_obce> (1585--1642) --- francuski książę, kardynał, od 1624 roku pierwszy minister Francji.</pe>, i Danton<pe><slowo_obce>Danton, Georges</slowo_obce> (1759--1794) --- jeden z przywódców rewolucji francuskiej z 1794, skazany na śmierć przez Roberspierre'a.</pe>, i wyznaję, że ten drugi typ idealizmu silniej przemawia mi do serca. I tak jakoś historia kieruje, że grunt pod te idealne chramy<pe><slowo_obce>chram</slowo_obce> (daw.) --- świątynia, zwł. pogańska.</pe>, w których zawodzą idealne pieśni jadacze lotosu, zawsze musieli kiedyś swoim mieczem wyrąbywać i swoim trudem musieli na nich budować jacyś żywiący się mięsem Kefaleńcy<pe><slowo_obce>Kefaleńcy</slowo_obce> --- prawdop. neologizm od aramejskiego imienia apostoła Piotra (Kefas), stanowiący aluzję do jego wyciągnięcia miecza w obronie Jezusa.</pe>. Aby dziś Woodrow Wilson<pe><slowo_obce>Wilson, Thomas Woodrow</slowo_obce> (1856--1924) --- amerykański mąż stanu, od 1912 prezydent; zasłużył się wprowadzeniem licznych reform społeczno-ekonomicznych, a w polityce międzynarodowej --- propagowaniem doktryny o prawie narodów do samostanowienia.</pe> mógł zza morza nieść Staremu Światu ewangelię pokoju i wolności, na to musieli niegdyś okrutni konkwistadorzy<pe><slowo_obce>konkwistador</slowo_obce> (z hiszp.) --- zaborca, najeźdźca; najczęściej odnoszone do hiszpańskich zdobywców Ameryki.</pe> wyciąć w pień całe plemiona Lotofagów zamieszkujących dziewicze prerie i lasy, a ziemia zlana niewinną krwią musiała przez parę wieków służyć za <slowo_obce>asylum<pe><slowo_obce>asylum</slowo_obce> (łac.) --- miejsce schronienia, kryjówka.</pe></slowo_obce> wszystkim opryszkom starej Europy, praojcom i twórcom dzisiejszej chlubnej Ameryki. Zdaje mi się tedy, że hodowla <wyroznienie>ideału</wyroznienie> jest sprawą bardziej tajemniczą i skomplikowaną. Wspomniałem umyślnie Amerykę, gdyż jeżeli co mi przywodzi na pamięć sztuka p. Szukiewicza, to owe czytane za młodu historie najazdu Kortezów<pe><slowo_obce>Cortés, Hernán</slowo_obce> (1485--1547) --- hiszpański konkwistador, w latach 1519--1521 zdobywca Meksyku.</pe> i Pizarrów<pe><slowo_obce>Pizarro, Francisco</slowo_obce> (1478--1541) --- hiszpański konkwistador, zdobywca imperium Inków, założyciel miasta Lima, dzisiejszej stolicy Peru.</pe> na łagodne, wysoko na swój sposób kulturalne plemiona Indian; owego słodkiego, szlachetnego króla Montezumę<pe><slowo_obce>Montezuma II</slowo_obce> (1466--1520) --- od 1503 władca Azteków; stracił władzę wraz z najazdem Hiszpanii na Meksyk w 1519 roku.</pe>, który, pieczony na żarzącym ruszcie, pocieszał skarżącego się towarzysza słowy: ,,Przyjacielu, zaliż<pe><slowo_obce>zaliż</slowo_obce> (daw.) --- czy.</pe> ja na różach spoczywam?''. I minął dobry król Montezuma bez śladu wraz z całym swoim plemieniem, i <wyroznienie>nie zmartwychwstał</wyroznienie> w promiennej postaci, i, co gorsza, pies z kulawą nogą nie zatroszczył się o to. Dlatego jeżeli istotnie sztuka p. Szukiewicza jest aluzją do niedawnej przeszłości i jeżeli to nas, Polaków, ma ucieleśniać plemię <wyroznienie>Lotofagów</wyroznienie>, to niechaj nas Bóg broni od tego ,,idealizmu''! Raczej już pragnąc, aby w nas obficiej niż dotąd wcieliła się owa, jedynie, niestety, twórcza Goethe'owska cząstka <slowo_obce>jener Kraft</slowo_obce> --- <slowo_obce>Die stets das Böse will, und stets das Gute schafft</slowo_obce>...<pe><slowo_obce>jener Kraft --- Die stets das Böse will, und stets das Gute schafft...</slowo_obce> (niem.) --- owej siły, która wciąż pragnąc złego, wciąż czyni dobro; słowa wypowiadane przez Mefistofelesa w I części <tytul_dziela>Fausta </tytul_dziela>Goethego.</pe></akap>
534
535
536
537
538
539 <akap>A kto miał sposobność w życiu codziennym obserwować osobniki z plemienia <wyroznienie>Lotofagów</wyroznienie> i widywał, ile nieraz gnuśności, egoizmu, pasożytnictwa i kabotyństwa kryje się pod fałdami idealistycznego płaszcza, jak naiwne zwalanie trudu życia na barki pogardzanych ,,zjadaczy chleba'', ten z pewnym chłodem przyjmie wszelkie <slowo_obce>credo</slowo_obce> zbyt górnie i śpiewnie niosącego się ,,idealizmu''.<end id="e1324230771892-147495575"/></akap>
540
541
542
543 <akap>Jako widowisko sceniczne sztuka p. Szukiewicza cierpi na swoim czysto alegorycznym charakterze: nie ma w niej <wyroznienie>ludzi</wyroznienie>. Raz nie ma dlatego, że są tylko przenośnie; drugi raz dlatego, że i w tej przenośni autor chciał widzieć w świecie jedynie anioły i bydlęta. Dlatego nie ma i ról. Mimo wysiłku i sumiennego opracowania p. Jednowskiego postać Odysa nie może nas zająć, ponieważ autor, uczyniwszy zeń płaskiego łajdaka bez czci i wiary, nie wyposażył go ani jednym, nie mówię już szlachetniejszym, ale ludzkim rysem. Takim mógł być Odys w brukowej prasie Lotofagów. <begin id="b1324230845391-3977830607"/><motyw id="m1324230845391-3977830607">Anioł</motyw>Wdzięczniej wypadły postacie kobiece; zapewne dlatego, iż w roli aniołów czują się one bardziej u siebie w domu.<end id="e1324230845391-3977830607"/> P. Zielińska ładnie mówiła płynny wiersz p. Szukiewicza, zaś p. Łuszczkiewicz-Gallowa świetnym zakończeniem drugiego aktu rzetelnie przyczyniła się do sukcesu scenicznego sztuki. Nastręcza się jedna uwaga. Nie wiem, czy się tak wczoraj złożyło, ale, gdyby sądzić z tego przedstawienia, personel żeński teatru naszego pod względem dykcji i umiejętności mówienia wiersza nieskończenie przewyższa męską jego połowę. Ilekroć panie Zielińska i Gallowa były na scenie, każde słowo brzmiało czysto jak dzwoneczek; ilekroć przychodzili do głosu mężczyźni, połowa tekstu przeważnie ginęła w nieartykułowanych dźwiękach. Z początkowej sceny pierwszego aktu nie rozumiałem, mimo iż siedziałem blisko, <wyroznienie>dosłownie nic</wyroznienie>. Może by od tego punktu zacząć ,,reformę teatru'', która w ostatnich czasach narobiła tyle wrzawy? Ma tę zaletę, iż nie jest kosztowna i że drogę do niej znajdzie każdy --- na końcu języka.</akap>
544
545
546
547
548 <akap>Co się tyczy części dekoracyjnej, muszę zaświadczyć, iż oglądałem w kancelarii dyrektora szkice p. Frycza<pe><slowo_obce>Frycz, Karol</slowo_obce> (1877--1963) --- malarz, grafik, scenograf, reżyser, dyrektor teatru im. Słowackiego w latach 1935--1939 i 1945--1946, wykładowca Akademii Sztuk Pięknych.</pe>, że są bardzo piękne i że niewiele z nich urzeczywistniło się na scenie. Mimo to i w tych warunkach wystawienie sztuki odznaczało się starannością, jeżeli pominiemy kilku skromniejszych Lotofagów, którzy przewinęli się przez drugi plan w przykusych płaszczach i widnych po kolana bardzo materialistycznych spodniach w paski.</akap>
549
550
551
552
553 <akap>Obecnego na przedstawieniu autora wywoływano z zapałem po drugim akcie.</akap>
554
555 <naglowek_rozdzial>Rittner, <tytul_dziela>Głupi Jakub</tytul_dziela></naglowek_rozdzial>
556
557 <akap>Teatr miejski im. Słowackiego: <tytul_dziela>Głupi Jakub</tytul_dziela>, komedia w trzech aktach Tadeusza Rittnera<pe><slowo_obce>Rittner, Tadeusz</slowo_obce> (1873--1921) --- pseud. Tomasz Czaszka; dramatopisarz, prozaik, krytyk teatralny, twórca nowoczesnej komedii, np. <tytul_dziela>W małym domku</tytul_dziela> (1904), <tytul_dziela>Głupi Jakub</tytul_dziela> (1910); pisał zarówno po polsku, jak po niemiecku.</pe> (wznowienie).</akap>
558
559
560
561
562 <akap><begin id="b1324231028488-3036645294"/><motyw id="m1324231028488-3036645294">Dziecko</motyw>Szczęśliwe kraje, w których kwestia ,,syna naturalnego'' jest tak żywotną, iż staje się częstym tematem dla literatury dramatycznej! Świadczy to przede wszystkim o zamożności społeczeństwa, dalej o doskonale uregulowanych stosunkach prawnych, wreszcie o wysokim uświadomieniu w zakresie praw i obowiązków.<end id="e1324231028488-3036645294"/> U nas nie można powiedzieć, aby ten problem wysuwał się dotąd na czoło zagadnień społecznych lub tematów literackich. Na wsi odwieczna szlachecka ,,krowa'' łagodziła do niedawna po staremu wiele życiowych konfliktów. <begin id="b1324231196094-2323704942"/><motyw id="m1324231196094-2323704942">Bieda</motyw>Co się tyczy stosunków miejskich, zrozumiałym jest, iż grzeszek młodości galicyjskiego ,,nadradcy'', którego schedę po długim i zasłużonym żywocie stanowił krzyż kawalerski Franciszka Józefa<pe><slowo_obce>krzyż kawalerski Franciszka Józefa</slowo_obce> --- order wojenny Cesarstwa Austriackiego nadawany w latach 1917--1918.</pe>, tysiąc sto dwadzieścia dwie korony<pe><slowo_obce>korona</slowo_obce> --- historyczna waluta Austro-Węgier.</pe>... długu i stary gramofon, nie przedstawiał zbyt bogatego dramatycznego materiału. Był to raczej materiał tragiczny; z rzędu tych tragedii pisanych przez samo życie, w których tłem jest nędza, kulisami wilgotne ściany suteren<pe><slowo_obce>suterena a. suteryna</slowo_obce> (z fr.) --- podziemne pomieszczenie mieszkalne, piwnica.</pe>, a funkcje reżyserskie pełni fabrykantka aniołków.<end id="e1324231196094-2323704942"/> Ale przychodzą nowe czasy, nowi ludzie; era bogaczy wojennych i tytanów aprowizacyjnych<pe><slowo_obce>aprowizacja</slowo_obce> --- zaopatrzenie, zwł. w prowiant.</pe>: może i dla ,,synów naturalnych'' (a będą ich mieli, sądząc z obfitości i tęczowego przepychu wielobarwnych <slowo_obce>pyjam<pe><slowo_obce>pyjama</slowo_obce> (ang.) --- piżama, strój do spania.</pe></slowo_obce> połyskujących na wystawach sklepów galanteryjnych) zaświta u nas jutrzenka<pe><slowo_obce>jutrzenka</slowo_obce> (poet.) --- poranek, brzask.</pe>... bodaj na deskach scenicznych.</akap>
563
564
565
566
567 <akap>Historia o <tytul_dziela>Głupim Jakubie</tytul_dziela> Rittnera jest doskonale napisana. Widziałem <tytul_dziela>Głupiego Jakuba</tytul_dziela> na premierze na scenie krakowskiej i znowuż po ośmiu latach wczoraj; otóż w tej powtórnej kontroli sztuka nie tylko nie traci, ale utrwala jeszcze wrażenie kultury, inteligencji i umiejętności scenicznej, jakie cechują tę niepospolitą komedię. Talent p. Rittnera jest raczej refleksyjny niż żywiołowy; ale refleksja ta jest tak zrównoważona i dojrzała, iż potrafi dać pełną konstrukcję obranego za temat kawałka życia wraz z całą architektoniką<pe><slowo_obce>architektonika</slowo_obce> (z gr.) --- tu: projekt, układ.</pe> jego planów i perspektyw.</akap>
568
569
570  
571 <akap>Problem podjęty przez p. Rittnera mógłby się wykazać zaszczytną parantelą<pe><slowo_obce>parantela</slowo_obce> (z łac.) --- pochodzenie.</pe> w piśmiennictwie dramatycznym; ociera się o to zagadnienie <tytul_dziela>Mizantrop</tytul_dziela> Moliera, śmiało i bezwzględnie wchodzi w nie <tytul_dziela>Dzika kaczka<pe><slowo_obce>Dzika kaczka</slowo_obce> --- sztuka Henrika Ibsena z 1884 roku.</pe></tytul_dziela> Ibsena: <begin id="b1324231601937-1715956028"/><motyw id="m1324231601937-1715956028">Bieda, Prawda</motyw>to głęboki problem <wyroznienie>prawdy</wyroznienie> w życiu zagrażającej istnieniu przeciętnych jednostek, które w jej zbyt ostrej atmosferze żyć nie mogą i nie chcą, i które się przed nią instynktownie bronią. W ręku jej świadomego lub bezwiednego apostoła <wyroznienie>prawda</wyroznienie> staje się płonącą żagwią<pe><slowo_obce>żagiew</slowo_obce> --- pochodnia.</pe>, której iskry obracają w popiół ludzkie siedziby; toteż biedne stadko człowiecze skupione w popłochu śledzi z przerażeniem gesty wzniosłego szaleńca, hipnotyzując go wzrokiem i błagając niemo zmiłowania.<end id="e1324231601937-1715956028"/></akap>
572
573
574
575
576 <akap><begin id="b1324232341813-2033717499"/><motyw id="m1324232341813-2033717499">Prawda, Miłość niespełniona</motyw>Dwie takie <wyroznienie>prawdy</wyroznienie> posiadł w ręce wychowanek szambelana<pe><slowo_obce>szambelan</slowo_obce> (z fr.)--- urzędnik dworski.</pe> Karola i rządca w jego majątku, Jakub, szczery, dzielny i szlachetny chłopak. Jedna to stosunek jego do swego dobroczyńcy. Szambelan <wyroznienie>chce</wyroznienie> wierzyć, że jest jego ojcem, potrzebuje tej wiary, aby oprzeć o nią schyłek swego smutnego, twardego życia. Na tej jego wierze buduje swoje nadzieje Hania, ,,edukowana'' po pańsku ambitna fornalska<pe><slowo_obce>fornalski</slowo_obce> --- pochodzący od rzeczownika <wyroznienie>fornal</wyroznienie>, który oznacza woźnicę bądź szerzej bezrolnego chłopa.</pe> córka, która kocha Jakuba, ale chce wyjść tylko za ,,pana''; podtrzymują również tę wiarę szambelana matka Jakuba oraz prawdziwy jego ojciec, doktor, widząc w tym szczęście i los dla syna. <begin id="b1324231748421-1553845740"/><motyw id="m1324231748421-1553845740">Tajemnica, Kłamstwo, Ojciec, Syn</motyw>Ale Jakub, od dawna dręczący się swym wątpliwym położeniem, dowiedział się przez nieopatrzność matki prawdy; nie zastanawiając się ani na chwilę, niepomny na własną przyszłość (co zresztą w jego wieku najłatwiejsze), na miłość i znaczące przestrogi kochanki, młody dzikus pędzi przed szambelana w chwili właśnie, gdy ten, rozczulony rycerskim pojedynkiem chłopca, z radością poznaje w nim ostatecznie ,,swoją krew'' i skłania się do formalnej adopcji. ,,Pan nie jest moim ojcem'', pali mu prosto z mostu Jakub. Szambelan milczy przez chwilę jak uderzony maczugą; jeszcze chce nie wierzyć, następnie mimo woli wydziera mu się z ust ten naiwniebolesny wyrzut: ,,Jak mogłeś mi to powiedzieć? Ty nie masz serca!'' --- ,,Kiedy to <wyroznienie>prawda</wyroznienie>!'' --- powtarza zdumiony i bezradny Jakub, patrząc na spustoszenie, jakiego dokonał.<end id="e1324231748421-1553845740"/> ,,Och, ten głupi Jakub!'', woła prawie z nienawiścią Hania, do której zwróci się teraz niepodzielnie serce szambelana i która, doprowadzając go do małżeństwa, zostanie panią w tym samym smutnym dworze, który przy odrobinie ,,dobrej woli'' mogłoby napełniać weselem szczęście jej, Jakuba oraz kołyszącego fikcyjne wnuki starca.</akap>
577
578
579
580
581 <akap>Ale Jakub posiada w ręku jeszcze inną <wyroznienie>prawdę</wyroznienie>. Pomiędzy nim a Hanią było coś więcej niźli wymiana serc i przyrzeczeń. Z chwilą gdy Hania zostaje narzeczoną jego dobroczyńcy, chłopiec chce oddalić się w milczeniu, podczas gdy ona ze swej strony rozwija wobec szambelana kobiecą dyplomację, aby zatrzymać przy sobie kochanka; ale kiedy w scenie pożegnania dowiedział się z jej ust, iż dziewczyna, mimo że wychodzi za innego, kocha go zawsze, znowuż nieuleczalnie ,,głupi'' Jakub staje do oczu szambelana i mówi: ,,Hania jest moja, Hania pójdzie ze mną''. Ale tu już --- nie! <begin id="b1324232102450-87042320"/><motyw id="m1324232102450-87042320">Podstęp, Zdrada</motyw>Wobec pierwszego ciosu <wyroznienie>prawdy</wyroznienie> szambelan był bezbronny; ale tym razem nie da się jej zmiażdżyć brutalnie, będzie walczył <wyroznienie>przeciw niej</wyroznienie> o swe istnienie. Wbrew wewnętrznemu przeświadczeniu, wbrew ostrzeżeniu krewnych, wbrew własnym oczom, odrzuca prawdę, która jest dlań wyrokiem osamotnienia i zagłady; podsuwa Hani furtkę do zaparcia się Jakuba, wyraźnie żebrze, aby go oszukano. I Hania zapiera się Jakuba<end id="e1324232102450-87042320"/>, i ,,głupi'' Jakub ze swą prawdą wygnany odchodzi w świat, a z nim uchodzi z domu młodość, zapał, radość życia; tamci, --- ,,narzeczeni'' --- zostają przy partii domina w dusznej i ciężkiej atmosferze starego dworu. Oto przewodni motyw sztuki, która jednak dzięki umiejętnemu rozmieszczeniu efektów ani na chwilę, mimo posępnego myślowego podkładu, nie przestaje być żywą i zabawną komedią.<end id="e1324232341813-2033717499"/></akap>
582
583
584
585
586 <akap><tytul_dziela>Głupi Jakub</tytul_dziela> zawsze był grany na krakowskiej scenie doskonale: bo też i przedstawia szereg ról kreślonych przez wytrawnego znawcę teatru. Postać samego Jakuba mimo ciepła, jakie wlał w nią p. Nowakowski, jest może nieco ,,literacką'' koncepcją; natomiast Hania, ta dziewczyna przerażająco inteligentna, namiętna a przebiegła, mająca we krwi wszystkie apetyty i wszystkie zdławione urazy swego pochodzenia; dalej szambelan, tak strasznie nieznośny, ale tak biedny w swoim oschłym a naiwnym sercu, iż mimo wszystko zdobywa naszą sympatię --- to postacie ujęte żywo i silnie. Obie te postacie, kreowane niegdyś przez wczorajszych ich wykonawców, znalazły w interpretacji p. Sosnowskiego<pe><slowo_obce>Sosnowski, Jerzy</slowo_obce> (1863--1933) --- pseud. Marian Mariański; aktor.</pe> i p. Jarszewskiej skończony wyraz artystyczny. Hania p. Jarszewskiej to chyba najlepsza jej rola; z tym większym żalem przychodziło krakowskiej publiczności pożegnać się w niej z utalentowaną artystką opuszczającą naszą scenę. Pyszną parę rezydentów stworzyli p. Bończa i p. Czaplińska<pe><slowo_obce>Czaplińska, Zofia</slowo_obce> (1866--1940) --- aktorka.</pe>; rolę doktora oraz matki Jakuba oddali p. Jednowski i p. Modzelewska<pe><slowo_obce>Modzelewska, Maria</slowo_obce> (1903--1997) --- aktorka.</pe> bez zarzutu. P. Szymborski zagrał prezesa z temperamentem, ale nadał tej figurze rozmach więcej może podmiejski niż szlachecki. Całość przedstawienia wypadła starannie.</akap>
587
588
589
590
591 <naglowek_rozdzial>Pijaństwo trzeźwości<pa><slowo_obce>Pijaństwo trzeźwości</slowo_obce> --- W czasie mojej działalności jako recenzenta nawinął mi się pod pióro ten artykulik, który, mimo iż nie należy do zakresu spraw teatralnych, pozwalam sobie tutaj włączyć.</pa></naglowek_rozdzial>
592
593
594 <dedykacja><akap>Towarzyszom i towarzyszkom wieczoru z dnia 12 lipca 1919 poświęcam.</akap></dedykacja>
595
596
597
598
599
600 <akap><begin id="b1323815816935-286313806"/><motyw id="m1323815816935-286313806">Obraz świata</motyw><begin id="b1323815965878-2328377339"/><motyw id="m1323815965878-2328377339">Katastrofa, Koniec świata</motyw>Żyjemy w dniach tak gigantycznych przewrotów, jesteśmy tak stępiali<pe><slowo_obce>stępiały</slowo_obce> --- tu: nieczuły, głuchy, obojętny.</pe> na ,,sensacje'' dziejowe, iż wypadki najbardziej doniosłe, takie które w innych okolicznościach dostarczyłyby tematu do roztrząsań na całe miesiące, przechodzą niemal bez wrażenia. I tak wśród radosnych okrzyków witających narodziny pokoju, na wpół przesłonięty wydarzeniami politycznymi, spełnił się fakt doniosłością moralną przerastający wszystko to, co się stało w ostatnich pięciu latach. Czemyże bowiem była ta wojna światowa? Jednym z olbrzymich kataklizmów, jakie ludzkość tyle razy przechodziła; różniącym się od innych --- dzięki nowoczesnej technice --- ilościowo, ale nie jakościowo. Patrząc nań, to słońce, które oglądało ofensywy Aleksandra Wielkiego<pe><slowo_obce>Aleksander Wielki</slowo_obce> (356--323 p.n.e) --- Aleksander III Macedoński; od 336 p.n.e. król Macedonii, uczeń Arystotelesa, zwycięzca w wojnie z Persją; jego podboje zainicjowały epokę helleńską.</pe>, żywe tanki <pe><slowo_obce>tank</slowo_obce> (z ang.; pot.) --- czołg; tu o wykorzystywanych przez Hannibala słoniach.</pe>Hannibala<pe><slowo_obce>Hannibal Barkas</slowo_obce> (246--183 p.n.e.) --- wódz i mąż stanu Kartaginy; przez wiele lat prowadził walki z Rzymianami, w 202 p.n.e. poniósł klęskę pod Zamą.</pe>, walki triumwirów<pe><slowo_obce>triumwirat</slowo_obce> (łac.) --- dosł. ,,władza trzech mężów"; w starożytnym Rzymie I triumwirat został zawiązany w roku 60 p.n.e. przez Gnejusza Pompejusza, Gajusza Juliusza Cezara i Marka Krassusa; po śmierci tego ostatniego dwaj pozostali triumwirowie stoczyli ze sobą wojnę, zakończoną zwycięstwem Cezara.</pe> o panowanie nad światem, pochód Tamerlana<pe><slowo_obce>Tamerlan</slowo_obce> (1336--1405) --- właśc. Timur Chromy; od 1370 roku władca olbrzymiego państwa; założył turecką dynastię Timurydów, zdobył większość Azji Środkowej, Iranu, Iraku i Zakaukazia.</pe>
601 i Atylli<pe><slowo_obce>Atylla</slowo_obce> (?--453) --- zwany Biczem Bożym; król Hunów w latach 434-453, od 445 władca Węgier, pobity przez Aecjusza na Polach Katalaunijskich.</pe>, to sławne wreszcie ,,słońce spod Austerlitz''<pe><slowo_obce>,,słonce spod Austerlitz''</slowo_obce> --- aluzja do słów, które wypowiedział Napoleon Bonaparte (,,Oto słońce spod Austerlitz'') przypominając żołnierzom zwycięstwo w bitwie pod Austerlitz z 1805 roku.</pe>, nie musiało być zbytnio wzruszone.<end id="e1323815816935-286313806"/></akap>
602
603
604
605
606 <akap><begin id="b1323815400916-1671406284"/><motyw id="m1323815400916-1671406284">Wiadomość</motyw><begin id="b1324232511128-3223389573"/><motyw id="m1324232511128-3223389573">Alkohol</motyw>Ale to samo stare, sceptyczne słońce musiało się wzdrygnąć ze zdumienia, otrzymawszy na własnym szczerozłotym drucie wiadomość z Ziemi o niesłychanej uchwale zapadłej świeżo w Ameryce Północnej. Mam na myśli <slowo_obce>bill</slowo_obce><pe><slowo_obce>bill</slowo_obce> (ang.) --- projekt ustawy.</pe> znoszący od dnia 3 lipca br. w zupełności produkcję i użytek napojów wyskokowych. Tego, odkąd to słońce przyświeca naszemu globowi, jeszcze nie było.<end id="e1323815400916-1671406284"/></akap>
607
608
609
610
611 <akap>Pijam na co dzień tylko wodę z pobliskiego źródła; mogę miesiące, lata całe żyć dosłownie bez kropli alkoholu; przemawiam tedy zupełnie bezinteresownie. Wyznaję jednak, iż kiedy przeczytałem tę wiadomość i zważyłem jej możliwe konsekwencje, dreszcz mnie przeszedł. Miałem uczucie, że się stało coś przerażającego, coś np. jak gdyby pod karą więzienia wydano zakaz pisania wierszem lub też grania na jakimkolwiek instrumencie. Wstrząsnęło mnie zimno za cały świat i nie była mnie w stanie rozgrzać nawet ta pocieszająca wiadomość dołączona życzliwie z Paryża przez p. Antoniego Beaupré<pe><slowo_obce>Beaupré, Antoni </slowo_obce> (1860--1937) --- publicysta, społecznik, w latach 1904--1914 redaktor naczelny ,,Głosu Narodu'', od 1920 ,,Czasu''.</pe>, iż ,,pewne miasto amerykańskie, od czasu wprowadzenia w nim zakazu alkoholu, spożywa rocznie trzy miliony galonów<pe><slowo_obce>galon</slowo_obce> --- jednostka objętości ciał ciekłych i sypkich; 3,7854 litra to jeden galon amerykański.</pe> lodów i że wartość produkcji <slowo_obce>ice-creamów<pe><slowo_obce>ice-cream</slowo_obce> (ang.) --- lody (do jedzenia).</pe></slowo_obce> dochodzi w Ameryce dzięsieciu miliardów koron''...<end id="e1323815965878-2328377339"/></akap>
612
613
614
615
616 <akap><begin id="b1323815488596-2066734729"/><motyw id="m1323815488596-2066734729">Obraz świata</motyw>W którymś z rozdziałów <tytul_dziela>Pantagruela</tytul_dziela> snuje Rabelais jedną ze swoich najgenialniejszych i najgłębszych fantazji na temat, czym byłby świat bez długów. Otóż trzeba by chyba zapożyczyć pióra od tego starego mistrza, aby odmalować, czym byłby świat bez alkoholu. To straszne!<end id="e1324232511128-3223389573"/><end id="e1323815488596-2066734729"/></akap>
617
618
619
620
621 <akap><begin id="b1323815539040-2771923437"/><motyw id="m1323815539040-2771923437">Bóg, Miłosierdzie</motyw>Nieraz dumałem nad mitem Noego<pe><slowo_obce>Noe</slowo_obce> --- postać biblijna; z rozkazu Boga zbudował Arkę i wprowadził do niej wybranych ludzi i zwierzęta, żeby nie zginąć w zesłanym na Ziemię potopie.</pe> i zawsze dochodziłem do wniosku, że nie może być przypadkowym zbiegiem okoliczności fakt, iż ten właśnie patriarcha, w którego osobie ludzkość święci pojednanie z Bogiem, jest zarazem odkrywcą winnej latorośli. To Bóg, skarawszy okrutnie rodzaj ludzki, ulitował się nad nim i szczęście, które z winy swego upadku człowiek na zawsze postradał, raczył mu wrócić bodaj w postaci złudy. Wejrzał Bóg, iż człowiek raz skażony grzechem niezdolny jest jasno patrzeć w twarz ni Jemu, ni sobie, ni reszcie stworzenia, że życie jego musi pozostać smutne i zbrodnicze, o ile od czasu do czasu nie zamgli sobie oczu marzeniem o tym, czym był kiedyś; o ile w soku winnej jagody nie zdoła wyczarować odbicia tej tęczy, która zabłysła mu na niebie jako znak pojednania. Tak, to dar boski, a że człowiek tego boskiego daru nadużył, czyż to dziw?... Czegóż bo człowiek nie potrafił nadużyć!<end id="e1323815539040-2771923437"/></akap>
622
623
624
625
626 <akap><begin id="b1323815771128-1594756543"/><motyw id="m1323815771128-1594756543">Alkohol, Pijaństwo</motyw>Alkohol --- czy też inny produkt upajający --- aż do lipcowego <slowo_obce>billu</slowo_obce> Wilsona towarzyszył wiernie ludzkości od pierwszych szczebli cywilizacji, od samych jej zaczątków zaledwie wyróżniających najniższy typ człowieka od najwyższego typu zwierzęcia. Nie śmiałbym formułować kwestii w ten sposób, iż użytek trunków upajających stanowi właśnie --- obok użytku ognia --- pierwszą cechę narodzin człowieczeństwa. Jednakże alkohol jest surogatem<pe><slowo_obce>surogat</slowo_obce> (z łac.) --- namiastka, produkt zastępczy dla czegoś.</pe> lub też sprzymierzeńcem poezji, poezję zaś uważam za przyrodzoną postać duchowego życia człowieka. Myśl pozytywna, proza myśli, jest już skomplikowanym wytworem cywilizacji, jest wysiłkiem podjętym dla wyodrębnienia swego mizernego światka prywatnych interesów z wszechrytmu kosmosu. Ale, raz po raz, rytm ten tętniący potężną falą zarówno w eterze, jak pod skorupą ziemi ogarnia biednego zaprzańca<pe><slowo_obce>zaprzaniec</slowo_obce> --- odstępca, zdrajca.</pe>, chwyta go za włosy i za gardło, i każe się zanurzać jednostkom w alkoholu, narodom w poezji: dźwięcznej poezji słowa lub --- krwawej poezji czynu...</akap>
627
628
629  
630 <akap>Nie wszystkim. Są ludzie, którzy ,,nie piją''. Tych nie znam i nie wiem, jacy są. Mówię: <wyroznienie>nie znam</wyroznienie>, albowiem dusza człowieka, który zasadniczo ,,nie pije'' jest dla duszy człowieka, który ,,pija'', księgą zamkniętą na siedem pieczęci i na odwrót. Pomiędzy <wyroznienie>pijącym</wyroznienie> Chińczykiem a <wyroznienie>pijącym</wyroznienie> Polakiem jest chyba mniejsze oddalenie niż pomiędzy pijącym a niepijącym Polakiem. Podział ten zresztą dotyczy tylko przeciętnej masy ludzi; istnieją bowiem szczęśliwe organizacje --- bardzo dalekie od ,,trzeźwości'' --- które tętno swego pijaństwa czerpią z innych, o ileż szlachetniejszych substancji. <begin id="b1323816158747-2086863870"/><motyw id="m1323816158747-2086863870">Artysta</motyw>Byłem raz świadkiem, jak ktoś musił<pe><slowo_obce>musić</slowo_obce> (daw.) --- zmuszać.</pe> Stanisława Wyspiańskiego do kieliszka wódki, wówczas kiedy poeta już podupadły na zdrowiu przestał jej zupełnie używać. ,,Nie piję'', odrzekł. ,,Dla fantazji!'', zachęcał go natręt. Na to Wyspiański odparł cichutko ze swoim uśmieszkiem: ,,Ja fantazję mam zawsze, a po wódce mnie głowa boli''.<end id="e1323816158747-2086863870"/></akap>
631
632
633
634  
635 <akap>Ludzie, którzy ,,piją'', to jedna z masonerii<pe><slowo_obce>masoneria</slowo_obce> (z fr.) --- wolnomularstwo, hermetyczne stowarzyszenie międzynarodowe powstałe w XVIII wieku o hierarchicznej strukturze wewnętrznej, którego przedmiotem zainteresowania było pielęgnowanie zasad moralnych i idei Oświecenia.</pe>, której polityka międzynarodowa nie powinna by zaniedbywać i którą rozumiała zresztą doskonale stara dyplomacja, mrożąc w kubełkach musujący cement przymierza narodów.</akap>
636
637
638
639
640
641
642
643 <akap>Powiadam tedy, iż <slowo_obce>bill</slowo_obce> amerykański (po którym, jak donosi korespondent ,,Czasu'', pięć milionów Amerykanów gotuje się opuścić na zawsze kraj rodzinny) i myśl o świecie bez alkoholu przeraziły mnie. Jak to! Świat, w którym można będzie żyć dwadzieścia lat obok drugiego człowieka, widując go dzień w dzień i będąc z nim po dwudziestu latach znajomości równie obco i równie daleko co pierwszego dnia! Świat, w którym żadne nieporozumienie powstałe między dwoma ludźmi nigdy się nie zatrze i nie wyjaśni; w którym każda uraza, każda nienawiść będzie drążyć serca aż do śmierci, bez żadnej nadziei i możności odpuszczenia, ba, nawet, jak nieraz bywało po tęgim wspólnym wypiciu, zamiany w dozgonną przyjaźń! W czymże, jak nie w alkoholu zanurzyć tę błogosławioną gąbkę, którą przeciąga się od czasu do czasu po nazbyt zabazgranej tabliczce życia? ,,To jak burza w przyrodzie'', mawiał zmarły niedawno w Persji poeta, Vincent de Korab-Brzozowski<pe><slowo_obce>Brzozowski Korab, Wincenty</slowo_obce> (1877--1941) --- młodszy brat Stanisława, poeta, tłumacz, przedstawiciel symbolizmu; pisał także w języku francuskim; znany z tomu <tytul_dziela>Dusza mówiąca</tytul_dziela> z 1910 roku.</pe>. Gdzież znajdzie przydrożny odpoczynek i wytchnienie biedny wędrowiec Myśli o przemęczonym mózgu i skołatanym sercu, jeśli nie w tym cudnym oszołomieniu, które bywa niekiedy dla ducha równie nieprzepartą potrzebą, co sen dla ciała? Nie, żadna konsumpcja lodów, o której cuda pisze p. Beaupré, choćby nawet doszła do sześciu milionów galonów, nie zastąpi jednego dobrze zamrożonego kubka, marki... ha! Gdzież mnie niewczesna fantazja unosi?... <begin id="b1323816278787-164880025"/><motyw id="m1323816278787-164880025">Flirt</motyw>Świat bez alkoholu to wreszcie wytępienie pomiędzy płcią męską a kobiecą tego uroczego obcowania utkanego z igraszki myśli, z rozmarzenia i pustoty, które stanowi największy wdzięk i najwyższą zdobycz naszej cywilizacji; to skazanie stosunku obu płci na przejawy brutalnej żądzy albo też tępą nudę...<end id="e1323816278787-164880025"/></akap>
644
645
646
647
648 <akap>Ale nie trwóżmy się. Dzieło Ameryki nie wytrwa; zanim zdoła zarazić resztę świata, runie przez swą pychę samą. To obraz hardego przedsięwzięcia wieży Babel<pe><slowo_obce>wieża Babel</slowo_obce> --- tu: synonim zamętu, bezładu, chaosu.</pe>; i tak samo skarane będzie pomieszaniem języków. Albowiem tylko język upojenia wspólny jest ludziom; każdy człowiek zasadniczo trzeźwy przemawia zupełnie odrębnym narzeczem: mówi bardzo mądrze, tylko że ani on nikogo, ani nikt jego nie rozumie. Cisną mi się niedyskretnie na usta przykłady bardzo trzeźwych polityków...</akap>
649
650
651
652
653 <akap>Zdaję sobie sprawę --- a gdybym sam tego nie czuł, przypominałyby mi to czcigodne łamy pisma, z których mam zaszczyt przemawiać --- iż stanowisko moje jest może zbyt indywidualne, że kwestia ta posiada poważne strony społeczne, moralne, higieniczne etc. Do tych się nie mieszam. Co więcej, z góry przyznaję, że byłbym zwolennikiem najdalej idących ograniczeń konsumpcji alkoholu. Tak jak obecnie ogromna większość tego cennego środka marnuje się: idzie w tępotę, zbydlęcenie, hałas, zamiast przetwarzać się we wdzięk, radość życia i melodię. <begin id="b1324238857618-3818313119"/><motyw id="m1324238857618-3818313119">Artysta</motyw>Z zanikiem kultury humanistycznej ludzkość zapomniała o tym, co wyraża owo tak szlachetne i znamienne godło: <slowo_obce>spiritus<pe><slowo_obce>spiritus</slowo_obce> (łac.) --- dusza, duch; tu: gra językowa wykorzystująca podwójne znaczenie słowa: zarówno duch, jak i alkohol, który tego ducha ,,ożywia''.</pe></slowo_obce>. I rozdział jest opłakany: artyści piją wodę albo fuzel<pe><slowo_obce>fuzel a. fuzle</slowo_obce> (z niem.) --- szkodliwe odpady ze źle przeprowadzonej fermentacji.</pe>, podczas gdy szacowne wina sączą chamy i paskarze<pe><slowo_obce>paskarz</slowo_obce> --- kombinator, spekulant.</pe>, jak gdyby im nie dosyć było pić krew ludzką.<end id="e1324238857618-3818313119"/> Owszem, gdyby taka utopia<pe><slowo_obce>utopia</slowo_obce> --- pojęcie użyte po raz pierwszy w 1516 roku przez Thomasa More'a jako tytuł dzieła; projekt idealnego ustroju; tu: coś nierealnego.</pe> była możliwa, niechaj nasz sprężysty rząd ściśle ograniczy użytek trunków; niech wprowadzi ,,karty na pijaństwo'' przyznawane po dojrzałej rozwadze (sądzę, że ta rzecz weszłaby doskonale w kompetencję obecnego ministerium <wyroznienie>Kultury i Sztuki</wyroznienie>) tylko tym, którzy go są godni: w zamian będzie im go można dostarczyć tanio i w najlepszej jakości; <begin id="b1324238928181-1266041921"/><motyw id="m1324238928181-1266041921">Rozkosz, Raj, Radość</motyw>i tak samo godzę się chętnie, aby wytępiono ohydną konsumpcję alkoholu jako ,,używki'', sprowadzającą go do rzędu codziennych środków ogłupiania się; przeciwnie, niechaj ten nektar stanie się rzadkim świętem, niechaj wróci do godności misteriów bachicznych<pe><slowo_obce>misteria bachiczne</slowo_obce> --- rozpustne nocne obrzędy związane z kultem rzymskiego boga Bachusa (odpowiednik greckiego Dionizosa).</pe>, niechaj użytek jego znaczy jedynie owe najcenniejsze godziny życia, w których mocą radosnego zespolenia duchów ten brzydki szary świat rozświetla się i rozzłaca, aby biednym wygnańcom z Raju dać na chwilę złudę poezji, niewinności i braterstwa...<end id="e1324238928181-1266041921"/><end id="e1323815771128-1594756543"/></akap>
654
655
656
657 <srodtytul>Sezon 1919/1920</srodtytul>
658
659
660
661
662
663 <naglowek_rozdzial>Fredro, <tytul_dziela>Śluby panieńskie</tytul_dziela></naglowek_rozdzial>
664
665 <akap>Teatr miejski im. Słowackiego: <tytul_dziela>Śluby panieńskie</tytul_dziela>, komedia w pięciu aktach wierszem Aleksandra hr. Fredry.</akap>
666
667
668
669
670 <akap><begin id="b1324232629945-2216905654"/><motyw id="m1324232629945-2216905654">Polska, Patriota, Dziedzictwo, Twórczość</motyw>Dobrze uczyniły obie sceny krakowskie, iż pierwszy rok teatralny w niepodległej Polsce rozpoczęły arcydziełem Fredry. Bo Fredro to wielka poezja polska, nie ta zrodzona z niewoli i męki, patologiczna i wzniosła, natchniona i obłąkana w swojej monomanii<pe><slowo_obce>monomania</slowo_obce> --- patologiczna koncentracja na jednym temacie.</pe>, nie ta, której duch narodu zawdzięcza swoje ocalenie, ale i swoje straszliwe skrzywienie zarazem; ale ta Polska odwieczna, po której ów epizod krwi i hańby spłynął, nie znacząc na niej śladów, tak jak spłynął bez śladu po glebie oranej przez polskiego chłopa; ta Polska, która otwiera nam ramiona dzisiaj. Tej niespożytej polskości, jaka kryje się w uśmiechu Fredry, nie dość rozumiano za jego życia, nie prędko zrozumiano i po jego śmierci. Pojęcie wielkości, poezji utożsamiło się z wyrazem bólu narodowego lub nawet z jego gestem, niejeden ,,wieszcz'', nie zawsze nawet najczystszej wody, który górnie rozdzierał szaty nad losem ojczyzny, przesłonił tedy Fredrę naszemu sercu i pamięci. Fredro szat nad ojczyzną nie rozdzierał, bo on nią był; najgłębiej może, bo bezwiednie. I był jednym z największych polskich artystów, tym, którego nazwisko możemy bez cienia szowinizmu postawić obok pierwszych nazwisk świata. Przełom, jaki dziś zaszedł w naszym życiu narodowym, stanie się nieodzownie zaczątkiem ogromnych przemian polskiej myśli i odczuwania, także i w zakresie retrospektywnym; jestem przekonany, że wiele relikwii polskiej literatury spokojnie w proch zetleje<pe><slowo_obce>zetleć</slowo_obce> --- przeważnie o tkaninie: rozpadać się pod wpływem starości.</pe> w swoich relikwiarzach, podczas gdy imię Fredry, nieprzesłaniane już przez mgły i dymy narodowych smutków, jaśnieć nam będzie coraz żywszym blaskiem wielkiej sztuki, jak we Francji imię Moliera.<end id="e1324232629945-2216905654"/></akap>
671
672
673  
674 <akap><begin id="b1324232957745-673466534"/><motyw id="m1324232957745-673466534">Twórczość</motyw>Oglądać <tytul_dziela>Śluby panieńskie</tytul_dziela> na scenie jest zawsze rozkoszą; wiele musieliby dołożyć starań aktorzy, aby tę rozkosz zamącić. A przy tym ileż teatralnych wspomnień wiąże się z tą sztuką!... Na scenie krakowskiej <tytul_dziela>Śluby</tytul_dziela> mają swoją bogatą historię: nie będąc zgrzybiałym starcem, pamiętam jednakże tej historii okres bardzo, bardzo długi. Pamiętam <tytul_dziela>Śluby</tytul_dziela> grane jeszcze niemal jako współczesną komedię, jeżeli się nie mylę, w zwyczajnych sukniach i surdutach, w obojętnej ramie jakiegoś banalnego tekturowego pokoju --- i grane mimo to znakomicie. O stylu fredrowskim niewiele rozprawiano wtedy, bo ten styl był jeszcze czymś bardzo bliskim swą tradycją, w typach, w zacięciu, traktowaniu wiersza. Naraz --- zeszło się to, zdaje mi się, z otwarciem nowego teatru --- powiał w gościnny dwór Pani Dobrójskiej<pe><slowo_obce>Pani Dobrójska</slowo_obce> --- opiekunka Anieli i Klary.</pe> wietrzyk muzealny. Odkryto mianowicie wówczas, iż jest to sztuka <slowo_obce>par excellence</slowo_obce><pe><slowo_obce>par excellence</slowo_obce> (fr.) --- w najwyższym stopniu.</pe> ,,stylowa''; ustalono ściśle datę, w której rozgrywa się akcja; wypatrzono, jakie fotele, kantorki, szpinety<pe><slowo_obce>szpinet</slowo_obce> (z niem.) --- rodzaj małego klawesynu.</pe> mogły stać w pokoju, a jakie miniatury i obrazy wisieć na ścianach; <begin id="b1324232793680-1181171014"/><motyw id="m1324232793680-1181171014">Uroda</motyw>skopiowano wiernie z kostiumologii fryzury panien, rajtroczki<pe><slowo_obce>rajtrok</slowo_obce> (z niem.) --- dawny surdut z rozciętymi połami używany do jazdy konnej.</pe> Gustawa, halsztuki<pe><slowo_obce>halsztuk</slowo_obce> (z niem.) --- trójkątna chusta wiązana przy szyi przez mężczyzn w XVIII i XIX wieku, później zastąpiona przez krawat.</pe> Albina; słowem, każda figura mogła powędrować prosto do muzeum za gablotkę.<end id="e1324232793680-1181171014"/> I stało się, że na jakiś czas przy doskonałej i bardzo uczonej <wyroznienie>stylizacji</wyroznienie> zapodział się gdzieś <wyroznienie>styl</wyroznienie> Fredry: styl bowiem Fredry to przede wszystkim życie; a życia nigdy nie da się odtworzyć za pomocą rzeczy martwych. <begin id="b1324232938046-221827984"/><motyw id="m1324232938046-221827984">Uroda</motyw>Pamiętam zwłaszcza jak przez mgłę jedno takie przedstawienie grane przez wybornych artystów, a zarazem jedno z najgorszych przedstawień <tytul_dziela>Ślubów</tytul_dziela>, jakie w życiu widziałem: z całego wieczoru został mi we wrażemu tylko jakiś monstrualny kok na głowie Anieli (zapewne bardzo wierny) oraz tupety<pe><slowo_obce>tupet</slowo_obce> (z fr.) --- półperuka zakładana na przód głowy.</pe> i kurtki Gustawa, w których ,,stylowe'' wiercenie kuperkiem pochłonęło całą uwagę utalentowanego artysty.<end id="e1324232938046-221827984"/> Na szczęście, okres tego neofityzmu stylizacyjnego, w którym rekwizyt przytłaczał autora i poezję, minął; nastało szczęśliwe przymierze czy też ,,linia demarkacyjna''<pe><slowo_obce>linia demarkacyjna</slowo_obce> --- granica między państwami; tu: granica w ogóle.</pe> pomiędzy duchem Fredry a duchem antykwarskim<pe><slowo_obce>antykwarski</slowo_obce> (daw.) --- związany z antykami, reprodukcją historyczną bądź starymi książkami.</pe>, a rezultatem jego jest ustalenie tego trafnego stylu, który, ujmując życie w niedzisiejsze ramy, nie paraliżuje go wszelako i zostawia pole młodości serc pod staroświecczyzną kostiumu.<end id="e1324232957745-673466534"/></akap>
675
676
677
678
679 <akap><begin id="b1324233041426-3872319749"/><motyw id="m1324233041426-3872319749">Młodość</motyw>Młodość! W tym tkwi bodaj czy nie największa część sekretu. Pamiętam także <tytul_dziela>Śluby</tytul_dziela> grane w pierwszorzędnych zespołach, ale w których zsumowane lata obu kochających się par dawały cyfrę zbliżoną do dwustu, jeżeli nie wyżej; i wtedy mimo całego wysokiego artyzmu czegoś brakło przedstawieniu... Jest to jedna z tych sztuk, w których łatwiej pewne braki wykończenia nadrobić młodością niż odwrotnie.<end id="e1324233041426-3872319749"/></akap>
680
681
682
683
684 <akap>Wczorajsze przedstawienie posiadało tę zaletę w całej pełni: ciepło i ogień biły ze sceny. Gustaw zwłaszcza, Albin i Klara (wszystko nowe nabytki tego sezonu) spisywali się doskonale. <begin id="b1324233111386-2530122915"/><motyw id="m1324233111386-2530122915">Kobieta</motyw>Rola Anieli, tej <slowo_obce>amoureuse'y</slowo_obce><pe><slowo_obce>amoureuse</slowo_obce> (fr.) --- kochanka.</pe> z polskiego dworku, jest osobliwie trudna do zagrania. Aniela jest to najbardziej urocze wcielenie ,,woli bożej'', jakie kiedykolwiek dreptało na dwóch łapkach w literaturze polskiej; rola niewinno-zmysłowa, harfa kobiecości, grająca za samym zbliżeniem męskiej dłoni... Czegóż bo nie ma w tej roli: i duma dziewicza, i tak drażniący erotycznie takt doskonale wychowanej panny, bierność hurysy<pe><slowo_obce>hurysa</slowo_obce> (z arab.) --- dziewica z muzułmańskiego raju.</pe>, wdzięk, marzenie, poezja --- i to polskie cielątko wreszcie, którego rasa rozpleniła się później tak szczęśliwie.<end id="e1324233111386-2530122915"/> Nieraz żałowałem, że tego rodzaju igraszki nie są u nas w modzie: bardzo bym pragnął, aby ktoś napisał dalszy ciąg <tytul_dziela>Ślubów panieńskich</tytul_dziela>, tak jak istnieje dalszy ciąg <tytul_dziela>Mizantropa</tytul_dziela> lub owe przemiłe fantazje Juliusza Lemaître'a<pe><slowo_obce>Lemaître, Jules François Élie</slowo_obce> (1853--1914) --- francuski krytyk, dramatopisarz, poeta.</pe> ,,na marginesie'' klasycznych arcydzieł. Często wprawdzie bywa, iż z zapadnięciem kurtyny sztuka się nie kończy, lecz zaczyna; ale tu dalsze koleje pp. Gustawowstwa byłyby szczególnie zajmujące i nieraz zdarzyło mi się zadumać nad tym, co życie zrobi z tej sympatycznej panny Anieli Dobrójskiej... P. Białkowska dużo uchwyciła z wdzięku tej postaci, ale nie wszystko; ,,wola boża'' była bez zarzutu; to już wiele, jak sądzę? Role p. Dobrójskiej i Radosta spoczywały w doświadczonych rękach p. Kosmowskiej i p. Jednowskiego: p. Kosmowska opracowała swoją jak zawsze bardzo starannie, p. Jednowski po trosze w myśl hasła ,,jakoś to będzie'': hasło bardzo polskie i z tego chyba tytułu na miejscu w arcydziele Fredry. Traktowanie wiersza przez artystów nie było na ogół bez usterek: tak np. często powtarzającego się słowa <wyroznienie>wariat</wyroznienie> Fredro używa po staroświecku jako trzyzgłoskowego: <wyroznienie>wa-ry-iat</wyroznienie>; wymawiając je dwuzgłoskowo: <wyroznienie>war-iat</wyroznienie>, zatraca się miarę wiersza. Takich szczegółów było więcej, a rytmika daleką była od muzycznej przejrzystości. <begin id="b1324233558412-1580307145"/><motyw id="m1324233558412-1580307145">Fałsz</motyw>Całość przedstawienia szła składnie, z wyjątkiem <wyroznienie>klaki</wyroznienie><pe><slowo_obce>klaka</slowo_obce> (z fr. <slowo_obce>claque</slowo_obce>) --- pozornie spontaniczne wyrazy zachwytów widowni nad sztuką, zapewniane przez wynajętych ,,oklaskiwaczy''.</pe>, która działała nie dość dyskretnie i inteligentnie: nie wiem, czyj to wydział, ale trzeba by to wycieniować.<end id="e1324233558412-1580307145"/></akap>
685
686 <naglowek_rozdzial>Gorczyński, <tytul_dziela>Rzeczywistość</tytul_dziela></naglowek_rozdzial>
687 <akap>Teatr miejski im. Słowackiego: <tytul_dziela>Rzeczywistość</tytul_dziela>, komedia w trzech aktach Bolesława Gorczyńskiego (wznowienie).</akap>
688
689
690
691
692 <akap><begin id="b1324233707162-3966354910"/><motyw id="m1324233707162-3966354910">Rozczarowanie</motyw>Słuchając po raz drugi <tytul_dziela>Rzeczywistości</tytul_dziela>, z której już miałem sposobność obszerniej zdawać sprawę, tym większą czułem urazę do autora, iż swoją doskonale pomyślaną sztukę zeszpecił tak czczym i płaskim dialogiem. Nie wiem, czy to z przyczyny sierpniowej kanikuły<pe><slowo_obce>kanikuła</slowo_obce> (z łac.) --- letnie wakacje.</pe>, czy że, znając już treść i nie podtrzymywany zaciekawieniem, więcej byłem wrażliwy na epizody, dość, że tym razem ta ,,pomidorówka'', to wieczne ,,pranie'' i kołnierzyki jako kontrast do ,,duchowego życia'' jeszcze cięższe mi się wydawały do strawienia. A język! Wśród beznadziejnie trywialnej rozmowy Reny z Romanem w I akcie, przeplatanej takimi wyrażeniami jak <wyroznienie>hopy</wyroznienie> i <wyroznienie>kicze</wyroznienie>, naraz takie kwiatki: ,,Wykąpiesz mnie w krynicy upojeń i rozkoszy'' etc. ,,Tak bardzo go <wyroznienie>pragniesz</wyroznienie>?'', mówi jedna kobieta do drugiej; ,,kocham go i <wyroznienie>pragnę</wyroznienie>'', odpowiada ta wkrótce potem. I znowu za chwilę Rena do Romana: ,,Czy <wyroznienie>pragniesz</wyroznienie>?'' i Roman o sobie: ,,jest we mnie zwierzę, które <wyroznienie>pragnie</wyroznienie>''; i Roman do szwaczki Karolki: ,,Nie <wyroznienie>pragniesz</wyroznienie> mnie?''. <begin id="b1324233741680-1134111571"/><motyw id="m1324233741680-1134111571">Twórczość, Fałsz</motyw>Biedna jest w ogóle literatura; ani rusz nie może się obejść bez szczudeł jakiejś umówionej gwary, a za każdym razem, kiedy znajdzie nowy żargon<pe><slowo_obce>żargon</slowo_obce> (fr.) --- odmiana ogólnonarodowego języka, którą posługuje się jakaś grupa środowiskowa, np. młodzież, więźniowie.</pe>, wydaje się jej, że wniknęła po raz pierwszy w tajemnicę życia i sztuki.<end id="e1324233707162-3966354910"/> Były ,,płomienie'' i ,,kajdany'' klasyków; potem przyszły <wyroznienie>anielstwa</wyroznienie> i <wyroznienie>błyskawice</wyroznienie> romantyczne; potem zluzowały to ,,chucie''<pe><slowo_obce>chuć</slowo_obce> --- pożadanie seksualne.</pe> i ,,praiły''<pe><slowo_obce>praiły</slowo_obce> --- pren. najgłębsze warstwy duszy ludzkiej (metafora geologiczna).</pe>... Zamieniał stryjek siekierkę na kijek, niechże mu będzie. Ale pomyśleć, że po to wygnaliśmy ze sceny wiersz, szlachetność gestu, wdzięk słowa, aby w imię realizmu scenicznego i codziennej prawdy koniugować we wszystkich osobach: ja cie pragnę, ty mnie pragniesz, on jej pragnie! Odwołuję się do wszystkich abonentów ,,Czasu'', poczynając od najstarszych: czy który z nich tak mówił kiedy? Czy to jest język rzeczywistego życia, nawet w jego bardziej patetycznych momentach? Mamy tak mówić na scenie, to już, doprawdy, lepiej wróćmy do ,,słodkich kajdanów'' i ,,stałych płomieni''.<end id="e1324233741680-1134111571"/></akap>
693
694 <akap><tytul_dziela>Rzeczywistość</tytul_dziela> grano częściowo w nowej obsadzie. Z dawnej pozostał p. Nowakowski oraz p. Łuszczkiewicz-Gallowa, jeszcze może lepsza niż wprzódy w swojej szelmowsko obmyślonej karykaturze koleżeńskiej. P. Kacicka<pe><slowo_obce>Gall, Halina, z domu Kacicka </slowo_obce> (1890--1974) --- aktorka.</pe> poprawnie odtworzyła Karolkę. <begin id="b1324233793376-3953654921"/><motyw id="m1324233793376-3953654921">Kobieta demoniczna</motyw>Rola Reny przypadła p. Pancewiczowej<pe><slowo_obce>Pancewicz-Leszczyńska, Leokadia</slowo_obce> (1888--1974) --- właśc. Leokadia Rzecznik; aktorka.</pe>; zagrała ją bardzo przekonywająco: czuło się w tej modelce kobietę z rasy Daudetowskiej<pe><slowo_obce>Daudet, Alphonse</slowo_obce> (1840--1897) --- francuski pisarz; autor książek poświęconych m.in. Prowansji, z której pochodził: np. <tytul_dziela>Tartarin z Taraskonu</tytul_dziela> (1872).</pe> Safony<pe><slowo_obce>Safona</slowo_obce> (VII/VI--VI p.n.e.) --- grecka poetka tworząca pieśni weselne, miłosne oraz hymny.</pe>, która, gdyby zechciała, potrafiłaby tak opleść biednego malarzynę swoim miękkim uściskiem, że by nieborak ,,ani zipnął''.<end id="e1324233793376-3953654921"/> Ale mimo bardzo ładnej i inteligentnej gry artystki przychodziło przede wszystkim na myśl co innego: mianowicie refleksja, dlaczego, mając aktorkę o tak korzystnych warunkach zewnętrznych, bogatym i ciepłym głosie, szerokich akcentach dramatycznych i doskonałej umiejętności mówienia wiersza, nie widzieliśmy od paru lat żadnej próby, aby przymioty te szerzej i szlachetniej spożytkować? Zespół naszego teatru jest dość ograniczony; cała sztuka w tym, aby go dobrze wyzyskać i sterować nim tak, by każdy mógł dać z siebie i rozwinąć w sobie co ma najlepszego. <begin id="b1324233963817-2226956562"/><motyw id="m1324233963817-2226956562">Teatr</motyw>Nawet i linię repertuaru warto nieraz dostroić do osobistych warunków poszczególnych artystów. Zeszłoroczny sezon był --- powiedzmy szczerze, skoro to już należy do historii --- prowadzony pod względem repertuarowym dosyć po omacku; miejmy nadzieję, że obecnie powołanie w tym celu osobnego ,,organu'', który, na szczęście, jest nie tylko organem, ale i poetą, oddziała korzystnie w tej mierze na sezon obecny.<end id="e1324233963817-2226956562"/></akap>
695
696
697
698 <naglowek_rozdzial>Rittner, <tytul_dziela>W małym domku</tytul_dziela></naglowek_rozdzial>
699
700
701 <akap>Teatr miejski im. Słowackiego: <tytul_dziela>W małym domku</tytul_dziela>, dramat w trzech aktach Tadeusza Rittnera (wznowienie).</akap>
702
703
704
705
706 <akap><begin id="b1324234177836-2152479425"/><motyw id="m1324234177836-2152479425">Współczucie</motyw>Duszę nowoczesnego człowieka skomplikowała jedna drobna rzecz: litość. To niby ziarnko piasku, które wpadło w oko i łzawi. Nie wiem, czy to jest głębokie uczucie serca, czy raczej przeczulenie nerwów, ale faktem jest, że istnieje i że różni nas od dawniejszych ludzi; przynajmniej w zakresie odczuwań estetycznych. Nie znała uczucia litości ta publiczność, która w cyrku rzymskim oklaskiwała śmiertelne walki gladiatorów, nie znały jej te piękne panie, które --- jak świadczą pamiętniki Casanowy<pe><slowo_obce>Casanova, di Seingalt</slowo_obce> (1725--1798) --- włoski pamiętnikarz słynący z miłosnych podbojów i awanturniczego życiorysu, który opisał w <tytul_dziela>Historii mojego życia</tytul_dziela>. Wydanie, do którego dostęp miał Boy, było jeszcze częściowo ocenzurowane.</pe> --- uprawiały, powiedzmy, <wyroznienie>flirt</wyroznienie>, przyglądając się w tejże samej chwili z okna, jak rozrywano końmi Damiensa<pe><slowo_obce>Damiens, Rober François</slowo_obce> (1714--1757) --- w 1757 roku dokonał nieudanego zamachu scyzorykiem na Ludwika XV; po dochodzeniu skazany na śmierć w męczarniach, co wówczas uchodziło za warte zobaczenia widowisko.</pe>, niedoszłego mordercę Ludwika XV<pe><slowo_obce>Ludwik XV</slowo_obce> (1710--1774) --- król Francji od 1715, należący do dynastii Burbonów; nie przysłużył się znacząco ojczyźnie.</pe>. Grzegorz Dandin Moliera był dla współczesnych figurą na wskroś komiczną; i dziś dopiero zarówno krytyka literacka, jak i grający go aktorzy doszukują się w nim --- aż nadto gorliwie moim zdaniem --- bolesno-tragicznych akcentów. Współczucie zdolne były obudzić jedynie nieszczęścia szlachetne, koturnowe, losy rozgrywające się w <wyroznienie>pałacach</wyroznienie>; wszystko inne, dola pospolitych ludzi z <wyroznienie>małych domków</wyroznienie> była jedynie tematem dla grubego, szerokiego śmiechu. Jakże się to zmieniło! Dziś dla artysty wystarczy spojrzeć pod pewnym kątem na kawałek szarego, przeciętnego życia, aby mu się serce ścisnęło litością; dla czytelnika czy widza wystarczy, aby potrącić pewne struny, a już w lot rozumie, już współdźwięczy... <begin id="b1324234160349-433963764"/><motyw id="m1324234160349-433963764">Twórczość</motyw>Dlatego zatarła się granica między tragedią a komedią; życie w ujęciu scenicznym stało się kalejdoskopem, w którym, już nie jak u Szekspira<pe><slowo_obce>Shakespeare, William</slowo_obce> (1564--1616) --- angielski poeta, dramaturg z epoki elżbietańskiej, współzałożyciel teatru The Globe; napisał trzydzieści siedem sztuk: komedii, tragedii oraz kronik historycznych.</pe>, przesuwają się pomieszane tragiczne i komiczne epizody życia, ale w którym te <wyroznienie>same postacie</wyroznienie> budzą kolejno śmiech, grozę i litość; w którym ci sami ludzie są na przemian dla nas niby marionetki tekturowe podrygujące śmiesznie na swej nitce, to znów niby bolesne ofiary rozpięte na krzyżu życia.<end id="e1324234160349-433963764"/><end id="e1324234177836-2152479425"/></akap>
707
708
709
710
711
712 <akap>Takie spojrzenie na wskroś nowoczesnego artysty posiada Tadeusz Rittner. I winy ludzkie, i ludzkie śmieszności roztapiają się dla niego w uczuciu głębokiego, litośnego smutku. <begin id="b1324234259412-3474314324"/><motyw id="m1324234259412-3474314324">Cierpienie</motyw>I to uczucie udziela się nam tym bardziej przez to, iż najczęściej Rittner obiera sobie ciasne, szare środowisko, w którym ludzie gnębią się wzajem i dręczą bez wielkości, i tłuką głową o szybę, kiedy próbują jak ptaki lecieć ku słońcu piękna.<end id="e1324234259412-3474314324"/> Taki osad wrażenia pozostaje nam z <tytul_dziela>Głupiego Jakuba</tytul_dziela>, taki też z wznowionego wczoraj dramatu <tytul_dziela>W małym domku</tytul_dziela>.</akap>
713
714
715
716
717
718 <akap>Jest to jeden z wczesnych utworów pisarza. Późniejsze sztuki cechuje większe opanowanie i zwłaszcza stosowanie środków, jakimi autor operuje: tutaj uderza niezwykła śmiałość, z jaką prowadzi sztukę po linii jaskrawej groteski, aby nagle strzałem z rewolweru przerzucić ją w podwójny dramat; dramat młodego przerwanego życia i drugi dramat domagającego się swoich praw sumienia. Czy nie za dużo jednak aż dwóch strzałów i dwóch trupów w stosunku do ciężaru gatunkowego tych biednych duszyczek z tak taniego ostatecznie kruszcu? Sądzę, że sam autor przyznałby dzisiaj, że tak. Do takiej zwierzyny nie strzela się kulami. <begin id="b1324234343662-3734252188"/><motyw id="m1324234343662-3734252188">Twórczość</motyw>W <tytul_dziela>Głupim Jakubie</tytul_dziela> pokazał Rittner, że można wyrazić bardzo bolesne i bardzo smutne rzeczy bez terroryzowania nerwów widza tak drastycznym argumentem. I sądzę, iż pod tym względem nastąpi --- a raczej już nastąpiła --- w literaturze pewna reakcja: zachowując jako trwałą zdobycz ów bezcenny skarb ludzkiego współczucia, buntujemy się jednak przeciw zbytniemu <wyroznienie>heroizowaniu</wyroznienie> przeciętności i nadużywaniu wielkich środków tam, gdzie wystarczą mniejsze. O ile tylko można, bez rozlewu krwi! --- to także w zakresie literatury dramatycznej humanitarna zdobycz epoki, która miała urodzić Ligę Narodów<pe><slowo_obce>Liga Narodów</slowo_obce> --- międzynarodowa organizacja istniejąca w latach 1919--1946, powołana na mocy traktatu wersalskiego w celu zapewnienia pokoju, rozwiązana po powstaniu ONZ.</pe> i poczciwego Wilsona.<end id="e1324234343662-3734252188"/></akap>
719
720
721
722
723 <akap>Sztukę Rittnera grano bardzo dobrze. P. Jednowski w roli doktora stworzył postać doskonale obmyśloną w każdym szczególe; był to od początku do końca żywy i prawdziwy człowiek. Głębokie zwłaszcza przesilenie moralne, jakie zachodzi w nim pomiędzy drugim a trzecim aktem, uwydatniło się z wielką plastyką. P. Bednarzewska z artystycznym smakiem oddała prostą i aż do głupoty naiwną, a tak poetyczną na swój sposób, duszę biednego Kopciuszka. Wszystkie inne role --- mniej interesujące --- wypadły bez zarzutu; p. Szymborski zwłaszcza miał wyborny epizod w trzecim akcie.</akap>
724
725
726
727 <naglowek_rozdzial>Zapolska, <tytul_dziela>Ich czworo</tytul_dziela></naglowek_rozdzial>
728
729 <akap>Teatr miejski im. Słowackiego: <tytul_dziela>Ich czworo</tytul_dziela>, tragedia ludzi głupich w trzech aktach Gabrieli Zapolskiej (wznowienie).</akap>
730
731
732
733
734 <akap><tytul_dziela><begin id="b1324234602143-2967040049"/><motyw id="m1324234602143-2967040049">Twórczość</motyw>Ich czworo</tytul_dziela> Zapolskiej jest jedną ze sztuk, po których opuszcza się teatr z uczuciem pokrzepienia na duchu. Nie, iżby treść była tak szczególnie budująca; ale dlatego, że przyjemność sprawia widzieć polską komedię tak doskonale --- poza całym talentem --- tak porządnie <wyroznienie>zrobioną</wyroznienie> i napisaną. Wstyd powiedzieć, ale ze wszystkich naszych współczesnych komediopisarzy ta baba ma może najbardziej <wyroznienie>męski</wyroznienie> chwyt; największą zborność spojrzenia, najdalej posuniętą ekonomię scenicznego wyrazu i gestu. Od początku do końca każde słowo jest potrzebne, każde jest na swoim miejscu, każde <wyroznienie>niesie</wyroznienie>; nie licząc tych --- a jest ich bez liku --- które iskrzą się samorodnym i nieodpartym dowcipem.</akap>
735
736
737
738
739 <akap>Powie ktoś, iż przy wszystkich tych niezaprzeczonych zaletach szkoda, że p. Zapolska nie czyni z nich szlachetniejszego użytku; iż swą świetną zdolność analizy i obserwacji poświęca duszom, które może nie warte są tego trudu, środowiskom, o których istnieniu wolałoby się raczej zapomnieć; iż lubuje się w grzebaniu w ,,błocie'' etc. Zapewne, zapewne... Ani mi w głowie wskrzeszać przedawnionego dylematu o wyższości dobrze pomalowanego buta nad źle namalowanym Kościuszką<pe><slowo_obce>Kościuszko, Tadeusz</slowo_obce> (17496--1817) --- generał polski i amerykański, przywódca powstania z 1794, brał także udział w walce o wolność Stanów Zjednoczonych.</pe>; a jednak sądzę, iż pani Zapolska dobrze uczyniła, puszczając mimo uszu te głosy. Obawiam się, iż gdyby sforsowała w powyżej wspomnianym duchu miarę i rodzaj swego talentu i starała się go ,,uszlachetnić'', stałoby się z nim to, co w jej ostatnich powieściach kuszących się o ambicje reformatorsko-kaznodziejskie; poświęciłaby swoje niewątpliwe wartości sceniczne dla więcej niż wątpliwych etycznych. Dlatego zdaje mi się, iż najlepiej jest przyjąć olbrzymi talent Zapolskiej takim, jak jest, ,,z dobrodziejstwem inwentarza''.<end id="e1324234602143-2967040049"/></akap>
740
741
742
743
744 <akap><begin id="b1324234877349-1560246030"/><motyw id="m1324234877349-1560246030">Pozycja społeczna</motyw>A zresztą! Czy przyjdzie komu do głowy zaprzeczyć, iż <tytul_dziela>Paryżanka</tytul_dziela> Becque'a<pe><slowo_obce>Becque, Henry</slowo_obce> (1837--1899) --- francuski dramatopisarz, nazwany pionierem naturalizmu w dramacie; autor m. in. <tytul_dziela>Kruków </tytul_dziela> (1882) <tytul_dziela>Paryżanki </tytul_dziela> (1885).</pe> jest w swoim rodzaju arcydziełem? Czemuż by jej daleka kuzynka znad Pełtwi<pe><slowo_obce>Pełtwia</slowo_obce> --- rzeka w Ukrainie, przy której znajduje się Lwów.</pe>, bohaterka wczorajszej sztuki, miała mieć inne prawa? Dlatego że z ,,gorszej sfery'', że biedniejsza, mniej wykwintna? A gdzie równość, gdzie demokracja? Co dzisiaj sfera, wykwint, nawet majątek! Ani się spodziewamy, kto na tej huśtawce, na której dziś jesteśmy, będzie jutro na dole, kto na górze. Taki Fedycki na przykład z wczorajszej sztuki. To tylko źle zrobił, że za wcześnie wyjechał do Monaco. Gdybyż był został na miejscu, we Lwowie! Dzisiaj dopiero otwarłoby się dla niego pole, dziś pływałby jak ryba w wodzie. Już go widzę, jak byłby bohaterem ,,afery'' automobilowej, skórzanej, tłuszczowej, czy ja wiem zresztą, jakiej jeszcze. Bo jednak mimo swego ,,ukraińskiego'' nazwiska Fedycki byłby pozostał przy nas: przytuliłaby go gościnnie jakaś centrala lub intendentura<pe><slowo_obce>intendentura</slowo_obce> (z niem.) --- dział jakiejś instytucji, który zajmuje się sprawami gospodarczymi.</pe>.<end id="e1324234877349-1560246030"/></akap>
745
746
747
748
749 <akap><begin id="b1324235131944-623567128"/><motyw id="m1324235131944-623567128">Twórczość</motyw>Z przymiotów Zapolskiej jako komediopisarki wypływa naturalnym sposobem to, iż daje ona świetne role. Każde słowo gra, ani jedno zdanie nie jest czczą gadaniną, w którą aktor musi wstrzykiwać litrami własną krew, aby jej nadać pozory życia. <end id="e1324235131944-623567128"/>Wyborna zeszłoroczna obsada sztuki zmieniła się tylko w drobnej mierze: niestety, nie można rzec, aby szczęśliwie. Przykro to komuś powiedzieć, ale p. Wasilewski nie ma warunków na kochanka (tj. we wczorajszej sztuce, poza tym nie mam prawa sądzić). Nie ma ani warunków, ani tego rozbrajającego humoru, który jest nieodzowny w tej roli, jeżeli nie ma się stać obrzydliwą. Wyznaję, iż nie mogłem się w niej odżałować p. Żarskiego<pe><slowo_obce>Żarski, Władysław</slowo_obce> --- właśc. Władysław Szajer; aktor.</pe>. Bywają role, które szczęśliwym trafem tak zlewają się z osobistą indywidualnością danego artysty, iż doprawdy trudno rozróżnić gdzie się kończy sztuka, a zaczyna natura. Nie mogłem się odżałować p. Żarskiego, choćby dla tej uroczej pogody, z jaką mówił do kochanki: ,,Wiesz, umiem już jeździć na rowerze; przejechałem psa i dziecko i nie spadłem''. <begin id="b1324235233217-2108248873"/><motyw id="m1324235233217-2108248873">Żona</motyw>Rola Żony w interpretacji p. Pancewiczowej jest małym arcydziełem. Nie tylko artystka uwydatnia w niej każdy najdrobniejszy szczegół, każdą intencję autorki, ale grą swoją, pełną ognia i żywiołu, podnosi ją z płaskiej sfery, w jakiej akcja się rozgrywa, do wyżyn wiekuistych zagadek kobiecości. Ta arcypłytka dusza będąca jedynie funkcją gatunku ma w gruncie --- mimo iż najgorsza matka --- jeden szczery akcent: macierzyństwo; tylko że rozkłada się ono najfantastyczniej między męża, dziecko a kochanka.<end id="e1324235233217-2108248873"/> Akcent ten wydobyła p. Pancewiczowa bardzo ładnie i umiała zjednać tej, w istocie ,,tragicznie głupiej'' żonie, mimowolne sympatie widza. P. Łuszczkiewicz-Gallowa jeszcze raz dowiodła szerokiej skali swego talentu wyborną rolą szwaczki; wyznaję jednak, iż niezupełnie umiałem zespolić w jedną całość liryczne niemal potraktowanie jej w akcie trzecim w zestawieniu z jaskrawą (doskonałą zresztą) szarżą aktu pierwszego. Ale zdaje się, że ta rysa jest w samej roli, której nigdy nie mogłem dość jasno sobie wytłumaczyć. Pani Rotterowa<pe><slowo_obce>Rotter-Jarnińska, Amelia</slowo_obce> (1879--1942) --- aktorka.</pe> jako zakochana ,,Mont-Blanc'', pp. Nowakowski i Miarczyński<pe><slowo_obce>Miarczyński, Włodzimierz</slowo_obce> (1879--1846) --- aktor.</pe> wybornie dopełniali dawnego zespołu. Jeszcze raz powtarzam: wyszedłem z teatru podniesiony na duchu</akap>
750
751
752
753 <naglowek_rozdzial>Wyspiański, <tytul_dziela>Wyzwolenie</tytul_dziela></naglowek_rozdzial>
754
755
756 <akap>Teatr miejski im. Słowackiego: <tytul_dziela>Wyzwolenie</tytul_dziela>, dramat w trzech aktach Stanisława Wyspiańskiego.</akap>
757
758
759
760
761 <akap><begin id="b1324235429350-1800158279"/><motyw id="m1324235429350-1800158279">Cud, Polska</motyw>Nie spodziewałem się doznać tak wstrząsającego wrażenia... Nie dla ,,podniosłego nastroju'': --- sala była na wpół pusta; --- nie dla gry artystów: wyznaję, iż niewiele w tej chwili o grze myślałem; ale sam utwór. Zawsze były dla mnie w <tytul_dziela>Wyzwoleniu</tytul_dziela> wiersze, które za gardło po prostu chwytały wzruszeniem, ilekroć widziałem sztukę tę na scenie; wiersze jedne z najczystszych, najpiękniejszych, jakimi kiedykolwiek dźwięczała polska mowa; ale dziś każda scena tego dziwnego misterium nabrała jakby nowego światła, nowej głębi. Bo oto między ostatnim a wczorajszym przedstawieniem <tytul_dziela>Wyzwolenia</tytul_dziela> stał się cud, jakiego chyba nigdy nie oglądały ludzkie oczy; nigdy chyba nie było dane temu samemu pokoleniu patrzeć na narodziny proroctwa i na jego ziszczenie; nigdy cud natchnienia i cud życia nie zlały się w podobny sposób w jeden akord. A stała się ta żywa, wolna Polska tak nagle --- niby za rozsunięciem kurtyny --- i rozgrywa się nam przed oczyma w tak skupionych, dramatycznych skrótach, jak gdyby wszystko, co się dziś dzieje, było szeregiem scen owego marzonego przez Konrada dramatu. I słuchając <tytul_dziela>Wyzwolenia</tytul_dziela>, trzeba ciągłego czuwania trzeźwej refleksji, aby pamiętać, iż to, co się stało, było dziełem olbrzymich wypadków nieskończenie przerastających wysiłek nie tylko człowieka, ale i całego narodu: gdyby się poddać wrażeniu słów idących wczoraj ze sceny, miałoby się uczucie, że rzeczywistość dzisiejsza to nieodzowny, konieczny wynik owego straszliwego żaru pragnienia, owego napięcia woli, jakim przepojony jest ów dramat duszy poety. I w tym wrażeniu leży osobliwy urok, z jakim słucha się dziś <tytul_dziela>Wyzwolenia</tytul_dziela>.<end id="e1324235429350-1800158279"/></akap>
762
763
764
765
766
767 <akap><begin id="b1324235531373-1710251143"/><motyw id="m1324235531373-1710251143">Twórczość</motyw>Poezję Wyspiańskiego przeorały już wszerz i wzdłuż pługi komentarzy. Bo ta poezja łatwą nie jest i on sam nie chciał, aby była łatwą; to nie owe dźwięczne szumki-dumki Harfiarki z <tytul_dziela>Wyzwolenia</tytul_dziela> rozpływające się w wielkie <wyroznienie>nic</wyroznienie>. Tak samo jak w życiu Wyspiański żąda od nas wysiłku woli, tak samo w poezji swojej żąda ogromnego wysiłku myśli, aby nadążyć za nim w te sfery, w których on się porusza swobodną stopą jak w swojej przyrodzonej dziedzinie. Poezja Wyspiańskiego jest nieskończenie intelektualną, skomplikowaną, wieloplanową; pełna jest ukrytych myśli, pełna ironii czyhających na nasze wzruszenia, Hamletowych ,,pułapek na myszy'', jakie raz po raz zastawia słuchaczom. I jeżeli o kimś można ze słusznością użyć wyrażenia, że był człowiekiem z <wyroznienie>innej planety</wyroznienie>, to o Wyspiańskim: z jakiejś planety, gdzie atmosferę zamiast powietrza stanowi warstwa czystego tlenu.</akap>
768
769
770
771
772
773 <akap>A jednak poezja ta działa i działa na wszystkich. Jest to prawdziwe <wyroznienie>misterium</wyroznienie>, gdyż dramat, który się rozgrywa w <tytul_dziela>Wyzwoleniu</tytul_dziela>, dramat tak na wskroś cerebralny jest z konieczności dla większej części słuchaczy księgą zamkniętą na siedem pieczęci: ale równocześnie nie ma z pewnością ani jednego, który by nie czuł, iż spełniają się na scenie rzeczy wielkie. Alboż poezję mózgiem się odczuwa? Czyż nie stokroć większy ma w tym udział dźwięk, obraz i ów tajemniczy fluid, który zamknięty w naczyniu Słowa promieniuje ku widowni teatru, sprawiając, iż po zapadnięciu kurtyny opuszcza się salę w stanie jakiegoś odurzenia? To są czynniki uchodzące wszelkiej analizie i najsubtelniejsze rozbiory myślowe przejdą <wyroznienie>zawsze obok</wyroznienie> samej rzeczy.<end id="e1324235531373-1710251143"/></akap>
774
775
776
777
778
779 <akap>Dlatego sądzę, iż teatr krakowski dobrze uczynił, odważając się na wznowienie <tytul_dziela>Wyzwolenia</tytul_dziela> nawet w obecnych warunkach swego zespołu. Rzeczy drobne, powszednie wymagają doskonałego wykonania: inaczej cóż by z nich zostało? Ale poezja ma ten dar, iż swoim płaszczem umie osłonić wiele niedostatków. Trzeba tylko stłumić w sobie ów tak psujący wszelkie doraźne użycie instynkt wspominków i porównywania, zapomnieć, iż w wielu rolach powierzonych wczoraj surowym jeszcze lub bardzo miernym siłom oglądaliśmy niegdyś w tym samym gmachu pierwsze nazwiska polskiej sceny. Ale pocieszajmy się tym, że i wtedy biadano nad ,,upadkiem'' krakowskiego teatru; i tym wreszcie, że wczorajsi debiutanci także może zabłysną kiedyś... Na razie dali z siebie, co mieli najlepszego; niechże im ten grosz wdowi<pe><slowo_obce>grosz wdowi</slowo_obce> (fraz., bibl.) --- niewielki dar osoby niezamożnej (tu w przenośni).</pe> będzie poczytany za tyle, co <wyroznienie>talent</wyroznienie> bogacza.</akap>
780
781
782
783
784
785 <akap>Jedna rola w <tytul_dziela>Wyzwoleniu</tytul_dziela> nie znosi kompromisu: to Konrad. Na szczęście wczorajszy jej wykonawca, p. Nowakowski, sprostał swemu zadaniu; zarówno głosowo, jak intelektualnie opanował rolę znakomicie. Olbrzymi wysiłek drugiego aktu uniósł do końca bez znużenia i bez obniżenia tonu. I czuł, rozumiał każde słowo tego, co mówił. O jedną tylko scenę spierałbym się z p. Nowakowskim, może dlatego, że osobliwie w niej jestem zakochany. To ta, kiedy na schyłku trzeciego aktu, z końcem widowiska aktorzy opuścili scenę i na deskach przed chwilą tak ludnych i gwarnych Konrad zostaje sam, w mroku; i kiedy naraz niby cudowna kantylena<pe><slowo_obce>kantylena</slowo_obce> (z wł., muz.) --- rodzaj śpiewnej melodii.</pe> wykwitają owe strofy: ,,<wyroznienie>Sam już na wielkiej, pustej scenie</wyroznienie>''... Zdaje mi się, że zyskałyby one, gdyby je traktować mniej dramatycznie, bez gry, bez ruchu, rzeźbą samego skupionego słowa? Wczoraj strofy te zginęły nieco, połamały się; a to jest może najpiękniejszy, najbardziej przejmujący moment w sztuce. Gdy mowa o rzeźbieniu wiersza, trzeba podnieść nieskazitelne jego traktowanie przez panią Pancewiczową w roli Hestii; dużo giętkości wyrazu miała p. Łuszczkiewicz-Gallowa jako Muza. P. Sosnowski w świetnej postaci Prymasa był żywym przypomnieniem dawnych tradycji <tytul_dziela>Wyzwolenia</tytul_dziela> na scenie krakowskiej; p. Szymborski ładnie powiedział rolę Starego Aktora.</akap>
786
787
788
789
790 <akap>W akcie drugim wprowadzono warszawską inscenizację pomysłu, o ile wiem, Karola Frycza. Rozwiązuje ona bardzo szczęśliwie tę część dramatu dawniej rażącą zbytnią <wyroznienie>realnością</wyroznienie> postaci grających Maski. Gruby mrok panujący na scenie, rozświetlany raz po razu błyskiem, któremu towarzyszy szept jednej z Masek, daje istotnie wrażenie jakby gorączkowej wewnętrznej pracy rozpalonego mózgu Konrada.</akap>
791
792
793
794 <akap>Szkoda, że, jak wspomniałem, teatr był tak słabo zapełniony!</akap>
795
796
797
798
799
800 <naglowek_rozdzial>Zalewski, <tytul_dziela>Lancet</tytul_dziela></naglowek_rozdzial>
801
802 <akap>Teatr miejski im. Słowackiego: <tytul_dziela>Lancet</tytul_dziela>, tragikomedia w czterech aktach Władysława Jastrzębiec-Zalewskiego<pe><slowo_obce>Jastrzębiec-Zalewski, Władysław</slowo_obce> (ur. 1877) --- komediopisarz, autor <tytul_dziela>Lanceta</tytul_dziela>, <tytul_dziela>Gobelina</tytul_dziela>, <tytul_dziela>Serc za drutem kolczastym</tytul_dziela>.</pe>. (Wznowienie).</akap>
803
804
805
806
807 <akap><begin id="b1324289907662-1894543383"/><motyw id="m1324289907662-1894543383">Uczeń, Lekarz, Nauka, Natura, Obraz świata, Mężczyzna</motyw>Kiedy w czasie wojny pełniłem obowiązki na wojskowej stacji opatrunkowej, miałem pod swoimi rozkazami celującą studentkę drugiego roku medycyny, bardzo skromną i dobrze wychowaną panienkę. Jednego razu, wszedłszy do jej służbowego pokoiku, zastałem ją pochyloną nad podręcznikiem lekarskim; rycina przedstawiała jakiś szczegół anatomii męskiej. Zapytałem półżartem, czy ta nauka nie depoetyzuje w jej oczach mężczyzny i miłości. Panienka zamyśliła się chwilę i rzekła poważnie:</akap>
808
809
810
811  
812 <akap_dialog>,,Wie pan, że nie. To tak jak kwiat: można się uczyć botaniki, znać budowę wszystkich słupków i pręcików, a mimo to barwa i zapach zostaje. To są zupełnie różne rzeczy''.<end id="e1324289907662-1894543383"/></akap_dialog>
813
814
815
816
817
818 <akap>Głęboka ta i trafna odpowiedź polskiego dziewczęcia przypomniała mi się wczorajszego wieczoru, kiedym patrzał na dramat sercowy dr Wernickiej, w której natura kobiety dopomina się rzekomo o swoje zapoznane na chwilę prawa. <begin id="b1324290000684-759278895"/><motyw id="m1324290000684-759278895">Lekarz</motyw>Miałem zaszczyt dość długo być lekarzem, znałem i lekarzy i lekarki, i zawsze uderzało mnie, jak konwencjonalnie i fałszywie malowaną jest (nawet u dobrych pisarzy) psychologia tego zawodu. Jeżeli zawodowcy innych gałęzi mają to samo wrażenie, patrząc na swoich książkowych reprezentantów, w takim razie smutno by należało wnioskować o wartości literatury jako dokumentu społecznego. ,,Nauka wysuszająca serce'', ,,zimny skalpel analizy'', och, och, cóż za banialuki<pe><slowo_obce>banialuki</slowo_obce> --- głupoty, brednie.</pe>! <begin id="b1324290041434-2737516024"/><motyw id="m1324290041434-2737516024">Nauka, Serce</motyw>Nic tak nie konserwuje serca jak nauka: proszę się spytać wszystkich rektorów uniwersytetu, jakie się znajdzie u nich nieprzebrane skarby niewinności uczuć.<end id="e1324290041434-2737516024"/> <begin id="b1324290081456-3152066784"/><motyw id="m1324290081456-3152066784">Artysta, Kobieta</motyw>Sądzę, że jeżeli jest jaki zawód, który istotnie wysusza i stwardnia serce kobiety, to zawód aktorki. Scena daje jej poznać wszystkie gwary, wszystkie konwencje i fałsze języka uczuć; kulisy wszystkie brutalności życia: co razem wytwarza ów głęboki, instynktowny sceptycyzm, ową automatycznie działającą bezwzględną analizę i staje się niby pancerz urażający często pod ślicznymi fałdami miękkiej draperii twardością i chłodem.<end id="e1324290081456-3152066784"/> Ale lekarka? Co za dzieciństwo! Czemuż nikt nie doszukiwał się tych problemów w akuszerkach?<end id="e1324290000684-759278895"/></akap>
819
820
821
822
823 <akap>Dramat tedy mieszczący się w <tytul_dziela>Lancecie</tytul_dziela> jest dosyć papierowy: z rzędu tych, w które jedynie świetna i przekonywająca gra aktorska zdolna jest tchnąć pozory życia i usprawiedliwić ich obecność na scenie. Wczorajszego wieczoru pomoc ta w znacznej mierze zawiodła, czy dla braku odpowiednich sił, czy też dla niewłaściwego ich użycia, z krzywdą dla samych artystów.</akap>
824
825
826
827
828 <akap>Mam na myśli rolę Wernickiego oraz rolę Marii. <begin id="b1324290141257-1216411960"/><motyw id="m1324290141257-1216411960">Kochanek, Kobieta "upadła"</motyw>Ów Wernicki --- bardzo zresztą mdło narysowany przez autora --- to bądź co bądź mężczyzna, dla którego owa mądra, genialna niemal kobieta popełniła mezalians (?), zerwała z rodziną, któremu po kwadransie pierwszej rozmowy druga kobieta, Maria, rzuca się w objęcia, po którego stracie wreszcie uczona <wyroznienie>ginekolożka</wyroznienie> wyje z rozpaczy ,,jak najzwyklejsza samica'' i dla którego odzyskania gotowa się jest upodlić... Taki mężczyzna musi mieć w sobie owo ,,coś'' --- którego panu Białkowskiemu<pe><slowo_obce>Białkowski, Tadeusz</slowo_obce> (1888--1961) --- aktor.</pe> brakło zupełnie.<end id="e1324290141257-1216411960"/> P. Kacicka, która wykazuje niewątpliwy talent, uwydatniła --- wskutek swoich warunków osobistych --- w roli Marii cechy zupełnie odmienne niż te, które wynikają z sensu roli i wręcz z tekstu. Przy tym ta para kochanków, która w intencji autora wciela --- w przeciwstawieniu do ,,zimnej i suchej nauki'' --- gorące tętno życia, wdzięk żywiołowej miłości, ,,namiętnie purpurowe usta'', ucharakteryzowała się na jakieś dwie zabiedzone sieroty z baraku dla ewakuowanych. Wskutek tego połowa sztuki niemal ziała wielką luką, a dramat dr Wernickiej rozgrywał się w próżni, nie mogąc w nas wzbudzić wiary ani zainteresowania. A szkoda; gdyż p. Łuszczkiewicz-Gallowa włożyła w tę rolę dużo nerwu i inteligencji i --- o ile autor na to pozwolił --- stworzyła z tej George Sand<pe><slowo_obce>Sand, George</slowo_obce> (1804--1876) --- francuska powieściopisarka; publikowała pod męskim pseudonimem; początkowo pisała w duchu romantycznej egzaltacji, później poruszała tematy społeczne, postulując obronę niższych warstw m.in. w <tytul_dziela>Grzechu pana Antoniego</tytul_dziela> z 1847 roku; przyjaźniła się z Chopinem.</pe> akuszerki postać niemal żywą. Inne role wypadły dobrze; p. Orwid zwłaszcza i p. Modzelewska<pe><slowo_obce>Modzelewska, Józefa</slowo_obce> (1865--1939) --- aktorka.</pe> mieli wyborne epizody.</akap>
829
830
831 <naglowek_rozdzial>Rittner, <tytul_dziela>Ogród młodości</tytul_dziela></naglowek_rozdzial>
832
833
834 <akap>Teatr miejski im. Słowackiego: <tytul_dziela>Ogród młodości</tytul_dziela>, komedia w czterech aktach Tadeusza Rittnera.</akap>
835
836
837
838
839 <akap><begin id="b1324289513128-2818251412"/><motyw id="m1324289513128-2818251412">Król, Młodość, Starość, Czary, Marzenie</motyw>Był król. Taki król z bajki: dobry i stary. Ale ten król zbuntował się przeciw tradycjom bajarzy: nie chciał być stary. Przy pomocy swego lekarza stworzył sobie eliksir młodości, dzięki któremu włos jego nie siwiał, a twarz nie miała zmarszczek. I dusza (o co, niestety, łatwiej) pozostała młoda; toteż tłukła się w biednym starym królu i nie dawała mu spokoju. Jakkolwiek kochał żonę Blankę, piękną mimo dorosłego syna, dobrą i wierną, trapiły go niespokojne sny: śniły mu się jakieś kwitnące, pełne zapachu ogrody, jakieś niescałowane dotąd usta; i śnił mu się on sam, ale taki, jakim był niegdyś: jurny, szumny, niespożyty. Puścił się tedy król w podróż, przez góry i rzeki, aby szukać przygód, a w nich dawnego <wyroznienie>siebie</wyroznienie>; napotkał młode, śliczne dziewczę. I wobec talizmanu prawdziwej młodości jego talizman okazał się czczą złudą: dobry król uczuł się starym i z białym jak mleko włosem wrócił do kochającej go zawsze królowej. Okazało się, iż eliksir działa tylko w murach zamku, że młodym może być tylko <wyroznienie>dla niej</wyroznienie>. A piękną dziewczynę dał za żonę swemu synowi.<end id="e1324289513128-2818251412"/></akap>
840
841
842
843
844
845 <akap>Oto treść symbolicznej komedii Rittnera.</akap>
846
847
848
849
850 <akap><begin id="b1324289598909-3863737784"/><motyw id="m1324289598909-3863737784">Literat, Poeta, Młodość</motyw>I był pisarz dramatyczny. Stary i dobry. Stary nie wiekiem, ale myślą, doświadczeniem, kunsztem swego rzemiosła. I był stary, gdyż był dzieckiem swojej epoki, ach, jak bardzo starej! Epoki, która więcej żyła w mrokach bibliotecznych niż na swobodzie hal i łąk, więcej poiła się atramentem niżeli rosą polnych kwiatów, która, zanim cokolwiek zdąży odczuć, już wie, jak to samo czuli inni, począwszy od Hindusów i Greków, aż do symbolistów i futurystów. I przy pomocy swego wielkiego talentu pisarz ów stworzył eliksir, dzięki któremu płodził dzieła; utwory żywe i młode. Ale temu pisarzowi to nie wystarczało: zapragnął sam być młodym; zapragnął wyjść z kręgu plotek i konszachtów<pe><slowo_obce>konszachty</slowo_obce> (z niem.) --- spiski, nieuczciwe intrygi.</pe> swego dworu i iść hen, w uroczy i świeży świat baśni; chciał, aby serce jego zabiło naiwnym wzruszeniem i aby tym samym młodym wzruszeniem zadrgało łono tej najmilszej, tej jedynej --- poezji!<end id="e1324289598909-3863737784"/></akap>
851
852
853
854 <akap><begin id="b1324289648616-504602899"/><motyw id="m1324289648616-504602899">Literat, Poezja</motyw>Tym pisarzem jest Tadeusz Rittner, a <tytul_dziela>Ogród młodości</tytul_dziela> można by pojąć jako mimowolną satyrę na niego samego i na... komedię jego <tytul_dziela>Ogród młodości</tytul_dziela>. A rezultat? On sam opisał go w swojej sztuce. Pisarz opuszcza te dziedziny, w których władał silnym i sprawnym berłem; puszcza się w drogę ku ogrodom młodości, ale nadaremno; poezja to ta prosta i naiwna dziewczyna z jego własnej sztuki, wobec której eliksir choćby najsztuczniej spreparowany zawodzi. --- I powstało dzieło martwe. Papier na sypko i atrament mrożony, znacie to <slowo_obce>menu</slowo_obce>? Chłód i pustka wieją z tej symboliki.<end id="e1324289648616-504602899"/></akap>
855
856
857
858 <akap>Tak jest. Zanadto wysoko cenię talent i wiedzę sceniczną Rittnera, którym niejednokrotnie miałem sposobność złożyć hołd na tym miejscu, aby nie powiedzieć śmiało i otwarcie, iż <tytul_dziela>Ogród młodości</tytul_dziela> uważam za omyłkę w karierze pisarskiej autora. Omyłki takie miewali najtężsi twórcy, a zazwyczaj płyną one ze szlachetnego źródła. Któryż z wielkich realistów, któryż z wielkich komików nie przechodził paroksyzmów<pe><slowo_obce>paroksyzm</slowo_obce> --- nagłe zaostrzenie się objawów choroby.</pe> wstrętu do swej sztuki i nie pragnął rozwinąć skrzydeł do obłocznych lotów? Toć Molier, lekceważąc swoje pierwsze laury komediopisarza i pragnąc wzbić się ,,wyżej'', próbował przerzucić się od ,,błazeństwa'' do ,,wielkiej poezji'' i napisał straszne, zapomniane dziś doszczętnie dramidło <tytul_dziela>Don Garcia z Nawary<pe><slowo_obce>Don Garcia z Nawary</slowo_obce> --- komedia heroiczna Moliera z 1660 roku.</pe></tytul_dziela>! Szczęściem, sztuka padła jak długa; gdyby spotkała się z uznaniem, Molier byłby może szedł dalej na tej drodze, z jakąż krzywdą dla literatury! A ileż takich omyłek np. w Balzaku, ileż takich fałszywych wzlotów w krainę poezji.</akap>
859
860
861
862
863 <akap>Nie twierdzę bynajmniej, aby kraina ta była dla p. Rittnera zamkniętą. <begin id="b1324289740341-3294354362"/><motyw id="m1324289740341-3294354362">Poezja</motyw>Poezja wschodzi wszędzie, tylko ją zbierać.<end id="e1324289740341-3294354362"/> Talent jego, mądry, intelektualny, zrównoważony, umiał ją niejednokrotnie destylować z pierwiastków rzeczywistości. Ale zwiewne ogrody poetycznej złudy, lotnej fantazji, są dlań, jak sądzę, tylko tęsknym rojeniem zamkniętego w swej pracowni alchemika. To niby Gretchen<pe><slowo_obce>Gretchen</slowo_obce> --- Małgorzata, postać z <tytul_dziela>Fausta</tytul_dziela> Johanna Wolfganga Goethego.</pe> przy kołowrotku, która się zjawia staremu Faustowi; ale za chwilę jej posiadania trzeba sprzedać duszę diabłu. Musset<pe><slowo_obce>Musset, Alfred de</slowo_obce> (1810--1857) --- francuski poeta; nieszczęśliwa miłość do pani Sand wpłynęła na jego twórczość, np. na do pewnego stopnia autobiograficzną <tytul_dziela>Spowiedź dziecięcia wieku</tytul_dziela> z 1836 roku, liryki miłosne.</pe>, Verlaine<pe><slowo_obce>Verlaine, Paul</slowo_obce> (1844--1896) --- francuski poeta; typ poety-włóczęgi, alkoholika; jego liryki miały charakter ulotny i melancholijny, wykorzystywały muzyczność, synestezję.</pe> drogo płacili za swoje natchnienia.</akap>
864
865
866
867
868 <akap><tytul_dziela><begin id="b1324289788159-221097529"/><motyw id="m1324289788159-221097529">Teatr</motyw>Ogród młodości</tytul_dziela> cieszy się podobno olbrzymim powodzeniem w wiedeńskim Burgtheatrze<pe><slowo_obce>Burgtheater</slowo_obce> --- teatr wiedeński, drugi najstarszy w Europie, otwarty w 1741 roku.</pe>. I to nam wiele tłumaczy. Przekonujemy się, iż mimo wszystko nie można być bezkarnie przez kilkanaście lat oficjalnym dostawcą scen niemieckich. Nie wątpię, iż pan Rittner zawdzięcza im niejedno, choćby tę sumienną robotę sceniczną, która go tak korzystnie wyróżnia od wielu polskich, nawet utalentowanych dramatopisarzy; ale właśnie ta ostatnia sztuka ujawnia, jak bardzo nasiąkł duchem owej urzędowej <slowo_obce>quasi</slowo_obce>-poezji niemieckiej, której świątynią jest tenże Burgtheater.<end id="e1324289788159-221097529"/> Duch nie Hauptmanna, ale, z przeproszeniem, Fuldy straszy w tym <tytul_dziela>Ogrodzie młodości</tytul_dziela>. Są tam szczegóły (np. ów ,,<wyroznienie>głos kamiennego dziadka</wyroznienie>'' i w ogóle koniec trzeciego aktu) tak arcyniemieckie, jak owe kolorowane koboldy<pe><slowo_obce>kobold</slowo_obce> (z niem.) --- krasnal, karzeł.</pe> i karzełki z żółtymi brodami, jakie widzi się porozmieszczane wśród zieleni w niemieckich ogródkach.</akap>
869
870
871
872
873 <akap>I mimo woli myśl moja pobiegła od przepychów wiedeńskiego Burgu ku innym, skromniejszym dziedzinom. Przypomniałem sobie sztukę powstałą z pokrewnego tematu: mianowicie <tytul_dziela>Papa<pe><slowo_obce>Papa</slowo_obce> --- komedia Gastona Armana de Caillaveta i Roberta de Flersa z 1911.</pe> </tytul_dziela> Caillaveta i Flersa tak rozkosznie graną, jeżeli się nie mylę, w paryskim <tytul_dziela>Gymnase<pe><slowo_obce>Théâtre du Gymnase Marie Bell</slowo_obce> --- paryski teatr otwarty w 1820; wystawiał sztuki na podstawie dzieł m.in.: Balzaka, Émila Augiera, Georges Sand, Victoriena Sardou, Alexandra Dumasa (ojca i syna).</pe></tytul_dziela>. Ale cóż za bluźnierstwo przeciw ,,Wielkiej Sztuce''! Wszakże to tylko bulwarowa ,,płytka'' farsa, francuskie błazeństwo! Alboż to zostanie w ,,historii literatury? O, ludzie ślepi i nie chcący widzieć!!</akap>
874
875
876
877
878 <akap>Zbliżam się do najtrudniejszej części mego zadania, tj. do oceny gry. Raz już spowiadałem się z moich utrapień wynikłych z tego, iż jestem recenzentem-nowicjuszem, iż nie oblekłem jeszcze skóry mego rzemiosła. <begin id="b1324289837574-2115519971"/><motyw id="m1324289837574-2115519971">Gość, Wyrzuty sumienia</motyw>Za każdym razem, gdy piszę o teatrze, mam uczucie, że wszedłem w gościnny dom, gdzie mnie podjęli, jak zdołali najlepiej, przystroili się jak mogli, ugościli, jak ich było stać, utoczyli niemal żywej krwi swojej, a ja mam na odchodne wydziwiać na to przyjęcie i wytykać: to było takie, to owakie. I tak przez cały rok, bo przecież nic się nie odmieni!<end id="e1324289837574-2115519971"/> <slowo_obce>La plus belle fille</slowo_obce><pe><slowo_obce>La plus belle fille</slowo_obce> (przysł. fr.) --- pełne brzmienie: <tytul_dziela>La plus belle fille du monde ne peut donner que ce qu'elle a</tytul_dziela>, co znaczy: nawet najpiękniejsza dziewczyna nie może dać więcej, niż sama ma.</pe> etc. Najchętniej bym powiedział: wszystko było ślicznie, doskonale, dziękuję za już, a proszę o jeszcze. Zwłaszcza paniom mówić tak prawdę w oczy to straszne. Ale ostatecznie na to mnie wynajęli, zatem --- w imię Boże!</akap>
879
880
881
882
883 <akap>Sztuka p. Rittnera stawia aktorom niezmiernie trudne zadanie: żąda od nich wiele, żąda, aby tchnęli życie w jej zimne symbole, a równocześnie dostarcza im po temu dość mało środków. Dialog jest ubogi i kręcący się z niejakim pedantyzmem wciąż koło jednego ,,zasadniczego'' motywu. Dlatego nie wymagajmy za wiele; zadowólmy się spokojnym wdziękiem p. Bednarzewskiej (która była zresztą idealną <wyroznienie>Królową</wyroznienie>) i staranną grą p. Nowackiego, któremu tylko w pierwszej scenie zdałoby się może więcej dostojeństwa i mimo wszystko królewskości. Gorzej było z parą młodych, którzy mają zadanie jeszcze cięższe: oni to są tym ,,ogrodem młodości'', od którego ma iść ku nam powiew nieprzepartego czaru. Ta para nie dopisała. Cenię talent i pracę p. Białkowskiego, ale jeżeli w obecnym sezonie stale ma jemu przypaść ciężar ról sprzecznych z jego indywidualnością, będzie to z krzywdą i dla tego sumiennego artysty, i dla poziomu teatru. P. Białkowski ma w swojej naturze rys jakiejś organicznej melancholii, już same usta jego układają się jakby w bolesny skurcz smutku. Dlatego też wczorajsza rola brzmiała sztucznie i fałszywie. Mimo iż p. Białkowski jest młodym człowiekiem, królewicz ten, który ma być wiośnianym Cherubinem<pe><slowo_obce>Cherubin</slowo_obce> (z hebr.) --- istota z jednego z wyższych chórów anielskich.</pe>, był o dobrych kilka lat starszy od swego ojca. P. Hryniewiczówna<pe><slowo_obce>Hryniewicz-Winklerowa, Maria</slowo_obce> (1904--1970) --- aktorka.</pe> była ,,naiwna'' tą zdawkową naiwnością, która jest niby dobrze znany rekwizyt teatralny. Gra jej czysto zewnętrzna nie miała nic, co by szło prosto do serca. Uff! Przebrnąłem.</akap>
884
885
886
887
888 <akap>Dobrą sylwetą zaznaczyła się p. Ordyńska<pe><slowo_obce>Ordyńska, Zofia Teofila Matylda, z Pindelskich</slowo_obce> (1882--1972) --- aktorka.</pe>.</akap>
889
890
891
892
893 <akap>Przedstawienie trwało długo...</akap>
894
895
896
897
898 <naglowek_rozdzial>Perzyński, <tytul_dziela>Polityka</tytul_dziela></naglowek_rozdzial>
899
900 <akap>Teatr miejski im. Słowackiego: <tytul_dziela>Polityka</tytul_dziela>, komedia w trzech aktach Włodzimierza Perzyńskiego<pe><slowo_obce>Perzyński, Włodzimierz</slowo_obce> (1877--1930) --- pisarz, poliglota; współpracował z ,,Głosem'' i ,,Tygodnikiem Ilustrowanym''; autor m. in. komedii <tytul_dziela>Aszantka</tytul_dziela> (1906).</pe>.</akap>
901
902
903
904
905 <akap><begin id="b1324288812668-3128316212"/><motyw id="m1324288812668-3128316212">Głupota</motyw>Perzyńskiego znaliśmy w ostatnich latach jako najdobrotliwszego z satyryków. Jest on niby św. Franciszek z Asyżu<pe><slowo_obce>św. Franciszek z Asyżu</slowo_obce> (1181/82--1226) --- włoski duchowny katolicki i mistyk, założyciel zakonu franciszkanów; propagował ubóstwo zakonne.</pe> ludzkiej głupoty. Pędzi ewangeliczny żywot na łamach <tytul_dziela>Tygodnika Ilustrowanego</tytul_dziela><pe><slowo_obce>Tygodnik Ilustrowany</slowo_obce> --- warszawski ilustrowany magazyn kulturalno-społeczny, który ukazywało się w latach 1859--1939; założycielem był Józef Unger, a stałymi współpracownikami m. in. Henryk Sienkiewicz czy Eliza Orzeszkowa.</pe> wśród stadka swoich ,,Bidulskich'' i ,,Smucińskich'', karmi je niby ptaszki cukrem i bułeczką, słucha ich jednostajnego ćwierkania i byłby niepocieszony, gdyby którego z tych okazów miało mu zabraknąć. Rozumie, że głupota ludzka jest wdziękiem życia i jego rozgrzeszeniem, że bez niej byłoby ono nieraz czymś nie do usprawiedliwienia. Wskutek tej dobrotliwości Perzyński dopuszczał swą skrzydlatą gromadkę aż do zbytnich spoufaleń, dopuszczał do tego, iż zatracał się poniekąd dystans między malarzem a modelem i że obaj stanowili nieraz jak gdyby cząstkę jednej i tej samej specyficznej ,,Warszawki''.<end id="e1324288812668-3128316212"/></akap>
906
907
908
909
910 <akap><begin id="b1324288965597-3722757861"/><motyw id="m1324288965597-3722757861">Konflikt</motyw>Naraz ostatnia jego komedia rozległa się niby świst bata i wywołała w rodzinnym mieście autora gwałtowne poruszenie. Miałżeby w istocie Perzyński, zrywając ze swym pogodnym na ułomności tego świata spojrzeniem, podnieść głos aż do krwawej, ze świętego oburzenia zrodzonej satyry? Sądzę, że nie: Perzyński pozostał sobą, tylko pewne tematy, pewne kwestie poruszone ze sceny nabrały siłą rzeczy akcentów ostrej satyrycznej inwektywy<pe><slowo_obce>inwektywa</slowo_obce> (z łac.) --- obelga, zniewaga, obraza.</pe>. Stąd nieporozumienia, jakie po warszawskim przedstawieniu <tytul_dziela>Polityki</tytul_dziela> wynikły między autorem a częścią prasy. Zarzucono mu, iż napisał paszkwil<pe><slowo_obce>paszkwil</slowo_obce> (wł.) --- utwór poświęcony jakiejś osobie, którego celem jest ukazanie jej w złym świetle.</pe> partyjny wymierzony w jedno stronnictwo; podczas gdy po prostu wrażliwy na śmieszność artysta brał ją tam, gdzie ją najobficiej i najłatwiej znajdował. Zarzucano mu z innej strony, że ten czarny, niczym nie rozjaśniony obraz bezmyślności i korupcji, mający reprezentować nasze sfery rządzące, jest --- w zestawieniu z pobłażliwym do zbytku zakończeniem komedii --- czymś głęboko okrutnym. Nie sądzę, aby i to również było słuszne. Jest coś, co rozgrzesza żartobliwe ujęcie przez Perzyńskiego tych bolesnych spraw z zarzutów cynizmu, pesymizmu lub okrucieństwa: a mianowicie decydujący fakt, iż państwowość nasza znajduje się w zaraniu kilkumiesięcznego ledwie niemowlęctwa.<end id="e1324288965597-3722757861"/> Robienie nieporządku stanowi najbardziej bezsporny przywilej wieku niemowlęcego i spotyka się z pobłażliwym uśmiechem otoczenia; ta sama przywara, gdy towarzyszy latom młodzieńczym lub zgoła męskiej dojrzałości, budzi poważną troskę rodziny i każe szukać porady lekarza. To właśnie poczucie, z którego może nie zdajemy sobie sprawy, ale które niewątpliwie tkwi w nas na dnie, pozwala nam, nie uderzając w ton Skargów i Modrzewskich<pe><slowo_obce>Skargów i Modrzewskich</slowo_obce> --- dwoje najwybitniejszych polskich kaznodziejów: Piotr Skarga (1536--1612) i Andrzej Frycz Modrzewski (1503--1572), często i chętnie poruszających tematy polityczne.</pe>, spędzić pogodny wieczór w atmosferze zakulisowych szacherek<pe><slowo_obce>szacherka</slowo_obce> (pot.) --- szachrajstwo, oszustwo.</pe> ministra Kręciołka, więcej niż wątpliwych operacji p. szefa sekcji Kiełbik de Kiełbikowskiego oraz politycznego <wyroznienie>tanga </wyroznienie>rozwydrzonych zapaszkiem władzy kobiet; dzięki temu poczuciu mogła publiczność przyjmować oklaskiem przy otwartej scenie pewne jaskrawe uogólnienia, do jakich nie posunął się nawet Gogol<pe><slowo_obce>Gogol, Nikołaj</slowo_obce> (1809--1952) --- rosyjski pisarz, publicysta; sięgał po groteskę i fantastykę; jego satyryczna twórczość miała wpływ na rozwój realizmu krytycznego; najwybitniejsze dzieła to komedia <tytul_dziela>Rewizor </tytul_dziela> (1836) i powieść <tytul_dziela>Martwe dusze</tytul_dziela> (1842).</pe> wobec Rosji w swoim <tytul_dziela>Rewizorze z Petersburga</tytul_dziela> i które już za lat kilkanaście odczulibyśmy niewątpliwie jako policzek wymierzony godności narodowej.</akap>
911
912
913
914
915 <akap>Jedynie również dzięki tej instynktownej pobłażliwości możliwym do wytłumaczenia jest fakt, iż tę <wyroznienie>właśnie sztukę</wyroznienie> wybrano na hołd ,,odradzającej się Polski odrodzonym Włochom'', których reprezentantów uraczono w sobotę, obok hymnów narodowych, taką owego ,,odradzania się'' ilustracją. Owacja była śliczna i miała dla smakoszów swój pieprzyk. Kwiecista dwujęzyczna wymowa dyrektora teatru, którego wyfraczony tors rysował się posągowo na draperii rozedrganej jeszcze inteligentnym śmiechem Perzyńskiego, znakomicie ilustrowała polską <wyroznienie>odświętność</wyroznienie> wyciągającą swoje trele na tle ironicznego akompaniamentu polskiej <wyroznienie>codzienności</wyroznienie>... Powinno by się już stale grywać <tytul_dziela>Politykę</tytul_dziela> z tą wkładką: kilku artystów naszego teatru mogłoby w odpowiednich kostiumach odtwarzać misję zagraniczną w loży p. prezydenta.</akap>
916
917
918
919
920 <akap>Wraz z komedią Perzyńskiego witamy może nowy etap polskiej twórczości scenicznej. W ostatnich czasach życie nasze, skneblowane, pozbawione swego rdzenia, rozbite na partykularne<pe><slowo_obce>partykularny</slowo_obce> (z łac.) --- osobny.</pe> ośrodki, wyrzucone częściowo poza granice kraju, kryjące się pod ziemią, umykało się poniekąd pędzlowi komediopisarza; komedia nasza ,,chodziła bokami'', zużywając talenty lub nie dając się im rozwinąć, dla braku związku z pulsem prawdziwego życia. <tytul_dziela>Rzeczywistość</tytul_dziela>, <tytul_dziela>Granith et Hymen</tytul_dziela>, <tytul_dziela>Wygnany Eros</tytul_dziela><pe><slowo_obce>Wygnany Eros</slowo_obce> --- lekka sztuka Tadeusza Kończyńskiego, reinterpretująca <tytul_dziela>Raj odzyskany</tytul_dziela> Johna Miltona.</pe>, oto --- każdy w innym rodzaju i nierównomiernej wartości --- uszczknięte z ostatniego sezonu przykłady tej <wyroznienie>postroności</wyroznienie> naszej scenicznej literatury współczesnej. Obecnie życie wali niby ropa z ziemi, niosąc z sobą przebogaty materiał; wszystko tam jest: komedia, dramat, melodramat, farsa... Tylko brać. To, na co się patrzy, to, co się czuje szczerze i prosto. Paszkwil? Niech będzie i paszkwil; zazwyczaj przyszłość dopiero rozstrzyga o tym, czy ulotny paszkwil nie krył w sobie trwałego arcydzieła.</akap>
921
922
923
924
925 <akap><tytul_dziela>Polityka</tytul_dziela> Perzyńskiego nie rości sobie zapewne tak daleko sięgających pretensji. Ale wobec rozbieżnych sądów warszawskiej prasy o jej wartości stwierdzić należy, iż nie ma w tej sztuce sprzeczności między zamiarem a wykonaniem, nie ma wewnętrznego dysonansu<pe><slowo_obce>dysonans</slowo_obce> (z łac.) --- brak harmonii.</pe>. Jest tym, czym być miała, stanowi zatem problem artystyczny rozwiązany zwycięsko. A problem to ani tak łatwy, ani też godzien lekceważenia: chwytać współczesne życie na gorącym uczynku oraz przetwarzać na wesołość rzeczy dość smutne...</akap>
926
927
928
929
930 <akap>Fabuła <wyroznienie>Polityki</wyroznienie> jest tak nikła i autor tak widocznie nie przywiązuje do niej wagi, iż przypomina ona niemal ową luźną kanwę paryskich <slowo_obce>revues</slowo_obce><pe><slowo_obce>revues</slowo_obce> (fr.) --- czasopisma.</pe> służącą do powiązania galerii figur, konceptów i piosenek. <begin id="b1324289345059-1035868939"/><motyw id="m1324289345059-1035868939">Polityka</motyw><begin id="b1324289374565-1271334688"/><motyw id="m1324289374565-1271334688">Miłość spełniona</motyw>Ani w głowie Perzyńskiemu brać serio osoby dwojga posłów do sejmu, ,,prawicowca'' Burskiego i ,,pepeeski'' <pe><slowo_obce>,,pepeeska'' </slowo_obce> --- przedstawicielka Polskiej Partii Socjalistycznej.</pe>Jadwigi Łazańskiej, których losy zagnały do dwóch przeciwnych obozów, a którzy pojednani miłością postanawiają z końcem sztuki wystąpić ze swych stronnictw, aby utworzyć własną partię polityczną złożoną tylko --- z ich dwojga. ,,Ależ taka partia nie będzie miała żadnego znaczenia!'', kwestionuje Jadwiga. ,,W sejmie, w którym najważniejsze uchwały przechodzą <wyroznienie>jednym</wyroznienie> głosem...'' --- odpowiada z przekonaniem Burski --- ,,...dwa głosy to potęga. Będziemy języczkiem u wagi''.<end id="e1324289374565-1271334688"/> Zabiegi trzech kobiet poruszanych miłością, próżnością i nienawiścią około nominacji p. Kiełbik de Kiełbikowskiego stanowią ,,węzeł dramatyczny'' sztuki będącej w tej części wiernym, a podobno zgoła niewyczerpującym odbiciem obecnej warszawskiej <wyroznienie>babokracji</wyroznienie>; dopełnia zaś tła szereg karykaturalnych, ale zręcznie i z podkładem rzeczywistości pochwyconych typów. A więc minister zapracowany organizowaniem strajków; sekretarka jego, ekskucharka, czuwająca nad towarzyskimi formami dygnitarza; szlachcic-paskarz sypiący w ministerstwach dziesiątkami tysięcy w zamian za certyfikaty <wyroznienie>wywozu</wyroznienie>; światowa dama znajdująca w sobie równe skarby lirycznego entuzjazmu dla Bergsona<pe><slowo_obce>Bergson, Henri</slowo_obce> (1859--1941) --- francuski filozof, przedstawiciel irracjonalizmu i intuicjonizmu, twórca koncepcji <slowo_obce>élan vital</slowo_obce>, czyli pędu życiowego.</pe>, <wyroznienie>tanga</wyroznienie> i dla ,,odradzającej się ojczyzny'' jako ostatniej nowalii<pe><slowo_obce>nowalia</slowo_obce> --- nowinka.</pe> sezonu etc.<end id="e1324289345059-1035868939"/></akap>
931
932
933
934
935 <akap>Galeria ta przesuwa się nam przed oczyma w lekkich i zabawnych dialogach czerpiących w razie potrzeby swoje upierzone pociski bodaj z utartych dowcipów ulicy lub kawiarni. Ale --- jak słusznie podnosi stary Sarcey, mówiąc o... <tytul_dziela>Weselu Figara</tytul_dziela> --- te właśnie są na scenie najbardziej niezawodne, zwłaszcza w komedii politycznej. Bądźmy przekonani, iż z tego fajerwerku konceptów, jakimi Figaro Beaumarschais'go zasypuje współczesny porządek rzeczy, wszystkie niemal --- w mniej może lapidarnej formie --- obiegały od lat kilkunastu salony i kawiarnie Paryża. Nie bierzmy przeto za złe i Perzyńskiemu, <slowo_obce>qu'il prend son bien où il le trouve<pe><slowo_obce>qu'il prend son bien où il le trouve</slowo_obce> (fr.) --- który korzysta z dobrodziejstwa tam, gdzie je znajdzie.</pe></slowo_obce>, zwłaszcza że czyni to zawsze z wdziękiem i ze smakiem; od czasu do czasu zaś, sięgnąwszy głębiej w samego siebie, potrafi zamigotać iskierkami dowcipu najczystszej wody.</akap>
936
937
938
939
940 <akap><tytul_dziela>Politykę</tytul_dziela> wystawiono na ogół bardzo dobrze. <begin id="b1324289467747-2496709111"/><motyw id="m1324289467747-2496709111">Kobieta, Urzędnik</motyw>Mam jednak wrażenie, że rola panny Łazańskiej nie była trafnie obsadzona. Historia miłości dwojga posłów, Burskiego i Jadwigi, to nie komedia charakterów, nie satyra nawet, ale prosty żart, pustota: postać Jadwigi powinna jak najbardziej podkreślać zasadniczą <wyroznienie>kobiecość</wyroznienie> typu tej dziewczyny, która odnajduje prawdziwą swą istotę w atmosferze miłości i pocałunków, a której ,,polityka'' jest jedynie sztuczną i komiczną naroślą. P. Łuszczkiewicz-Gallowa oddała --- idąc w tym za naturą swoich warunków i talentu --- rolę tę może zbyt serio; a starając się <wyroznienie>uprawdopodobnić</wyroznienie> ,,poselstwo'' Jadwigi, pozbawiła ją wielu zabawnych kontrastów.<end id="e1324289467747-2496709111"/> Nie potrzebuję dodawać, iż w swoim ujęciu zagrała ją wybornie, z werwą i życiem. Poprawnym jej partnerem w dość bladej figurze Burskiego był p. Ziembiński. W państwu Dobrzańskich mieliśmy sposobność powitać parę wytrawnych komediowych artystów, którzy niewątpliwie będą wielką pomocą w lawirowaniu wśród szkopułów obecnego sezonu. Wczorajszy pierwszy występ wypadł dobrze. P. Rotterowa ma w tego rodzaju typach swoje niezawodne efekty; p. Nowakowski jako jej protegowany Kiełbik bardzo inteligentnie odtworzył poszczególne elementy tej ciemnej figury, ale nie potrafił się w nią <wyroznienie>wżyć</wyroznienie> całkowicie, co zresztą przynosi zaszczyt jego charakterowi. P. Guttner jako minister Kręciołek stworzył sylwetę wręcz znakomitą, tym bardziej więc raziło nadużywanie pewnej zbyt łatwej i nieestetycznej sztuczki. Co na to reżyseria?</akap>
941
942
943
944
945 <naglowek_rozdzial>Zapolska, <tytul_dziela>Asystent</tytul_dziela></naglowek_rozdzial>
946
947
948 <akap>Teatr miejski im. Słowackiego: <tytul_dziela>Asystent</tytul_dziela>, sztuka w trzech aktach Gabrieli Zapolskiej.</akap>
949
950
951
952
953 <akap><begin id="b1324287307843-2276031082"/><motyw id="m1324287307843-2276031082">Lekarz</motyw>Jeżeli Molier wyobrażał sobie, że umieścił wszystkie szczutki<pe><slowo_obce>szczutek</slowo_obce> (daw.) --- prztyczek.</pe> na nosie medycyny i lekarzy, mylił się grubo. Zostało jeszcze dosyć dla przyszłych pokoleń. Jakżeż bo przekształcił się, zróżniczkował<pe><slowo_obce>różniczkować</slowo_obce> --- dziś lepiej: zróżnicował.</pe> typ lekarza z dawnej komedii, w ileż rozpylił się postaci! Przede wszystkim stał się dwupłciowy, rozszczepił się w lekarza i lekarkę; wydał odmianę lekarza domowego, prowincjonalnego, salonowego, kąpielowego; lekarza-obywatela, lekarza-<wyroznienie>filantropa</wyroznienie><pe><slowo_obce>filantrop</slowo_obce> (z gr.) --- człowiek dobry, życzliwy, pomagający biednym.</pe> (znałem takiego z bliska; cóż za bajeczny typ do komedii, niczym p. Geldhab!<pe><slowo_obce>Geldhab</slowo_obce> --- postać z komedii Aleksandra Fredry z 1818 roku: <tytul_dziela>Pan Geldhab</tytul_dziela>.</pe>), lekarza-teozofa etc., etc. A <wyroznienie>HIGIENA</wyroznienie>, ta zmora o stu głowach, wścibska, natrętna, wszędobylska, przemądrzała, zaglądająca do garnków, do kieliszków, licząca bakterie na zespolonych ustach kochanków, każąca swoje wątpliwe dary opłacać niewątpliwym zatruciem radości i beztroski życia! A cóż dopiero wszelkie sanatoria, uzdrowiska, hydropatie<pe><slowo_obce>hydropatia</slowo_obce> (z gr.) --- leczenie za pomocą wody.</pe>, te przybytki medycyny tańczącej, flirtującej, swatającej, gdzie histerię indywidualną leczy się za pomocą histerii zbiorowej i gdzie choroby często urojone kombinują się z bardzo zdrowymi i pozytywnymi potrzebami serca. Tu już medycyna najdalej odbiegła od typu Moliera: zamiast starego cymbała w wielkiej peruce, komicznym kapeluszu, okularach, długiej czarnej sukni i z groteskowym instrumentem pod pachą, mamy ją w postaci młodego chłopca na schwał, z gołą głową, blond czupryną, opalonym karkiem, koszulą rozchlastaną na piersiach, boso, w krótkich majtkach, z muskularnymi łydkami. Ten młody Antinous to nie lada figura, to pan <wyroznienie>asystent</wyroznienie> zakładu wodoleczniczego; któż go nie znał, gdzież go nie ma, któryż bodaj trochę przystojny student medycyny nie marzył, aby nim zostać! To oś całego ,,interesu''; toteż roztropny dyrektor zakładu starannie czuwa nad doborem swoich asystentów.<end id="e1324287307843-2276031082"/></akap>
954
955
956
957
958 <akap>Ten nieoszacowany <wyroznienie>asystent</wyroznienie> stał się bohaterem nowej sztuki p. Zapolskiej, której tłem jest, przeźroczyście sportretowany, pewien znany zakład leczniczy we wschodniej Galicji. Od samego podniesienia kurtyny idzie ku nam ożywczy zapach zdrowia: las, bujny górski las, widny przez szeroko otwarte wrota świetlicy; szereg leżaków zaprasza do rozkoszy ,,werandowania''; na ścianach umajonych zielenią sympatyczne i krzepiące napisy, jak: ,,Zwróć się do przyrody, w niej twoje zbawienie'', albo: ,,Wchodząc w ten dom, zbądź się trosk'' itp. Naczelny szafarz<pe><slowo_obce>szafarz</slowo_obce> --- osoba, która rozdysponowuje dobra.</pe> tego zdrowia, tężyzny i siły woli jest to, oczywiście, chuderlawy, łysy, podrygujący epileptycznie<pe><slowo_obce>epileptycznie</slowo_obce> (z gr.) --- tak, jak przy ataku epilepsji, konwulsyjnie.</pe> dr Raczkiewicz (wybornie reprezentowany przez p. Dobrzańskiego), niedołęga jęczący pod ciężką dłonią połowicy<pe><slowo_obce>połowica</slowo_obce> (żart.) --- żona.</pe>; duszą natomiast zakładu, <slowo_obce>genius loci</slowo_obce><pe><slowo_obce>genius loci</slowo_obce> (łac.) --- duch opiekuńczy miejsca.</pe>, jest --- pan asystent. <begin id="b1324287449656-455863526"/><motyw id="m1324287449656-455863526">Zabawa, Taniec, Uroda</motyw>Hala się wypełnia: to pora ,,gimnastyki rytmicznej''. Trzech Żydków w jupicach<pe><slowo_obce>jupica</slowo_obce> --- prawdopodobnie żartobliwe określenie chałatu (od fr. <slowo_obce>jupe</slowo_obce> --- spódnica).</pe> przechodzi przez ogród, rżnąc skoczne melodie, za nimi jaki dziesiątek kobiet w obowiązkowych kostiumach niemalże kąpielowych wkracza pod wodzą pana asystenta, wykonując kijkami swoje ewolucje.<end id="e1324287449656-455863526"/> <begin id="b1324287575645-1030176230"/><motyw id="m1324287575645-1030176230">Flirt</motyw>Ale rygor pryska; damy spracowane od świtu kopaniem rzepy walą się na leżaki, rozpraszają się po sali, która napełnia się świegotem tych lubych ptasząt nieraz sięgających olbrzymich rozmiarów i wagi. <begin id="b1324287532046-2589957578"/><motyw id="m1324287532046-2589957578">Opieka</motyw>,,Panie asystencie, proszę do mnie, proszę mnie nakryć'', ,,panie asystencie, proszę mnie zważyć''; ,,nie, nie, nikt inny tylko sam pan asystent'' etc., etc. I pan asystent goni, nakrywa, waży, elektryzuje, masuje, uśmiecha się czarująco a poufnie, spieszy do ogrodu, aby przenieść pannę Stasię, która rzekomo nie może chodzić, ale w chwilę potem, podczas gdy asystent jeszcze dyszy zmęczony dźwiganiem, ta sama panna Stasia, pokłóciwszy się o coś
959 z małą Lilusią Bierstockel, pędzi za nią lekko jak sarenka...<end id="e1324287532046-2589957578"/> Wreszcie pacjentki, uraczywszy pana asystenta całym arsenałem pokus i uśmiechów, przechodzą do swoich pokojów; biedny chłopak oddycha z ulgą, trze sobie ręką rozklekotaną głowę, rzuca się w słomiane krzesło, przeciąga się, zamyka oczy, chwilę może zdrzemnie się spokojnie. Ale gdzież tam! Przez sen jeszcze otrząsa się ze zgrozą, czując dotknięcie miękkiej kobiecej dłoni: to panna Rózia, masażystka zakładu, wsuwa mu nieśmiało poduszkę pod głowę, następnie zaś staje obok, opędza gałęzią od much i wpatruje się z namiętną lubością...<end id="e1324287575645-1030176230"/></akap>
960
961
962
963
964
965 <akap><begin id="b1324287607967-3689279557"/><motyw id="m1324287607967-3689279557">Uroda</motyw>Proszę tylko nie przypuszczać, że w tym zakładzie, gdzie regulamin nawet personelowi domowemu nakazuje jasne włosy (to budzi wesołe myśli), bose stopy i kuse spódniczki, moralność w czymkolwiek szwankuje.<end id="e1324287607967-3689279557"/> Z pewnością nie; a gdyby nawet czasem, troszkę, to nie z udziałem pana asystenta. Ten chłopak, szczwany<pe><slowo_obce>szczwany</slowo_obce> --- sprytny, przebiegły.</pe> jak rutynowana kasjerka z nocnej kawiarni, wie, iż gdyby zdecydował się na wybór, byłby zgubiony: inne, wzgardzone kuracjuszki nie darowałyby mu tego; straciłby cały <wyroznienie>fluid</wyroznienie><pe><slowo_obce>fluid</slowo_obce> (z łac.) --- czar, prąd czy energia płynąca z człowieka.</pe>. Dlatego wedle swego wyrażenia, ,,migota tylko chusteczką przed oczyma, ale jej nie rzuca''; jest jednakowy dla wszystkich pacjentek, czarujący, wymykający się z rąk, drażniąco bierny...</akap>
966
967
968
969
970 <akap><begin id="b1324287748782-296777769"/><motyw id="m1324287748782-296777769">Kradzież</motyw>To tło, ta atmosfera zakładu, nerwowa elektryczność kobiecego niedosytu, te typy galicyjskich gości (mocno już zresztą ,,zbałucczone''<pe><slowo_obce>zbałucczony</slowo_obce> --- przypominający komedie Bałuckiego.</pe>), ta zabawa ,,w chowanego'' polegająca na tym, iż kuracjusz jedzie z dalekich stron za ciężkie pieniądze do lecznicy słynnej surowym regulaminem, aby następnie całą chytrość obrócić na oszukiwanie tegoż regulaminu; te wiktuały<pe><slowo_obce>wiktuały</slowo_obce> (z łac., przest.) --- żywność.</pe> sprowadzane po kryjomu z miasteczka, niewinne ,,orgie'' z sardynkami, homarem i szampanem urządzane sekretnie w nocy; te fabrykowania przeróżnych lekarstw za pomocą szczypty cukru i soli, co w medycynie nosi poetyczną nazwę <wyroznienie>psychoterapii</wyroznienie>, ,,leczenia duszy'' --- to wszystko odmalowane jest dowcipnie i barwnie.<end id="e1324287748782-296777769"/> <begin id="b1324287793454-2781933722"/><motyw id="m1324287793454-2781933722">Rozczarowanie</motyw>Jakoż pierwszy akt upływa nam w pogodzie ducha i szczerej wesołości, czekamy drugiego pełni najlepszych nadziei. Ale oto staje się rzecz dziwna i trudna do pojęcia u tak wytrawnej znawczyni <wyroznienie>ekonomii</wyroznienie> scenicznej jak p. Zapolska. Mianowicie, w chwili gdy autorka wystrzelała wszystkie niemal race konceptów, gdy szmermele<pe><slowo_obce>szmermel</slowo_obce> (daw.) --- rodzaj sztucznych ogni.</pe> i młynki ogniste obracają się coraz wolniej --- wówczas zaczyna się dopiero sama ,,akcja''!</akap>
971
972
973
974
975 <akap>I ta akcja jest blada, konwencjonalna i niezajmująca.<end id="e1324287793454-2781933722"/> <begin id="b1324287930639-1157066948"/><motyw id="m1324287930639-1157066948">Miłość niespełniona</motyw><begin id="b1324287864189-1944632503"/><motyw id="m1324287864189-1944632503">Bieda, Bezsilność</motyw>Okazuje się, że ten przystojny asystent nie jest sobie zwykłym lekkoduchem<pe><slowo_obce>lekkoduch</slowo_obce> --- człowiek, który z powodu braku odpowiedzialności za cokolwiek, unika problemów i zmartwień.</pe>; że, przeciwnie, patrzy bardzo serio na życie; że stracił ojca, ma starą matkę (,,<slowo_obce>et ta soeur</slowo_obce>!''<pe><slowo_obce>,,et ta soeur!''</slowo_obce> --- i twoja siostra!</pe>... powiedziałby urwis paryski); że utrzymuje rodzinę, ma długi i grozi mu, iż, nie mając środków na złożenie ostatnich rygorozów<pe><slowo_obce>rygorozum</slowo_obce> (z łac.) --- egzamin dopuszczający do wykonywania zawodu.</pe>, gotów zostać wiecznym ,,asystentem''...<begin id="b1324287851710-3516342533"/><motyw id="m1324287851710-3516342533">Sierota</motyw> <end id="e1324287864189-1944632503"/>I okazuje się, że panna Rózia, masażystka, jest bardzo zacną dziewczyną, z dobrego domu (bodaj czy nie <wyroznienie>radczanka</wyroznienie><pe><slowo_obce>radczanka</slowo_obce> --- córka radcy, tj. samorządowca.</pe>!), która dla odmiany straciła i ojca, i matkę i pracą przebija się przez życie, barwiąc je sobie zbieraniem ,,pocztówek''<end id="e1324287851710-3516342533"/>; tych dwoje młodych kocha się serdecznie, mimo iż sobie tego nie wyznali, wiedząc, że wobec ich ubóstwa miłość ta byłaby beznadziejną.<end id="e1324287930639-1157066948"/> <begin id="b1324287955329-589816362"/><motyw id="m1324287955329-589816362">Miłość spełniona</motyw>I zjawia się prezes Sołtys, prawie tak szlachetny i bogaty jak mecenas Złotogórski w <tytul_dziela>Królowej przedmieścia</tytul_dziela><pe><slowo_obce>Królowa przedmieścia</slowo_obce> --- wodewil Konstantego Krumłowskiego z 1898 roku.</pe>, jeżeli się nie mylę, który to prezes, dowiedziawszy się przypadkiem o owej miłości, umie bohatersko zdławić spóźniony sentyment, jaki sam czuł do panny Rózi, adoptuje dziewczynę, chłopcu daje na dokończenie studiów etc... sam zastrzegając sobie co wieczór --- partyjkę szachów w ich domu. Sielanka.<end id="e1324287955329-589816362"/></akap>
976
977
978
979
980
981 <akap/><akap><begin id="b1324288054985-656891511"/><motyw id="m1324288054985-656891511">Katastrofa</motyw>Asystent, dzięki intrydze nienawidzącej go dyrektorowej, opuszcza zakład, ale wraz z nim opuszczają <tytul_dziela>Gencjanę</tytul_dziela> wszystkie kuracjuszki, dla których słońce, góry, powietrze straciły nagle swój urok. Nowy asystent, antyteza poprzedniego, sprowadzony chyłkiem przez dyrektorową, może tylko służyć za czwartego przy brydżu trzem starym prykom, którzy zostali jako niedobitki na placu. Katastrofa. <end id="e1324288054985-656891511"/>A morał? ,,<wyroznienie>Zwróć się do przyrody, w niej twoje zbawienie</wyroznienie>'', głosi napis na ścianie świetlicy. Okazało się po prostu, że młody i ładny chłopiec jest bardzo integralną i żywotną cząstką tej zbawczej ,,przyrody''. My, ludzie nieuczeni, wiedzieliśmy to od dawna, ale ,,higiena'' doszła do tej mądrości jedynie ukradkiem i przymrużając swe kaprawe oko.</akap>
982
983
984  
985 <akap>W akcję tę, traktowaną przez autorkę bez zbytniego przekonania, ale i tak zanadto serio, wplatają się rysy niedodające już nic nowego do charakterystyki tła z pierwszego aktu oraz epizod z pacjentką lekkiego autoramentu, panną Gustawą Strzygoń, której szanujące się mury <tytul_dziela>Gencjany</tytul_dziela> nie mogą dać gościny, ale która z wiedzą przemyślnych gospodarzy wkracza triumfalnie w akcie trzecim jako ,,hrabina Strzygońska''.</akap>
986
987
988 <akap><begin id="b1324288200814-62774373"/><motyw id="m1324288200814-62774373">Nuda</motyw>Jak już wspomniałem, p. Zapolska obeszła się ze swym tematem dość niegospodarnie. <begin id="b1324288215314-462311507"/><motyw id="m1324288215314-462311507">Głód</motyw>Wystrzelała na początku całą amunicję (lub może raczej nie starczyło jej na trzyaktową sztukę), wskutek czego w miarę rozwoju tematu zainteresowanie zamiast rosnąć, słabnie. Nie jest go w stanie podtrzymać hałaśliwa scena ,,szampitrowania''<pe><slowo_obce>szampitrowanie</slowo_obce> (neol.) --- ucztowanie, biesiadowanie.</pe> w akcie drugim (czy uważali państwo, jak przy naszym systemie chodzenia do teatru na głodno dziwnie drażni, kiedy na scenie coś jedzą albo piją?);<end id="e1324288215314-462311507"/> trzeci zaś akt jest, powiedzmy po prostu, pusty i nudny. Przyczynia się do tego i długość sztuki nieproporcjonalna do jej wagi i treści. Trzy akty tej błahostki trwają <wyroznienie>cztery godziny</wyroznienie> (mimo niezmienionej dekoracji), to znaczy tyle, co przedstawienie <tytul_dziela>Hamleta</tytul_dziela>! Nie mogę pojąć, w jaki sposób ołówek dyrektorski, który przecież umie korzystać ze swych uświęconych praw nawet wobec największych arcydzieł literatury, tym razem jakby zapomniał o swym przywileju. Czyżby na próbach nikt nie spoglądał na zegarek? Roi się w <tytul_dziela>Asystencie</tytul_dziela> od całych ,,kwestii'', od całych scen niemal, które się proszą o skreślenie lub o wydatne skróty. Jeżeli doświadczona pracowniczka sceny odbiegła tym razem od zwykłej swej zwartości, należało ją w tym wyręczyć, na czym sztuka zyskałaby ogromnie. (Ściśle biorąc, jest w niej materiał na bardzo zabawną jednoaktówkę).<end id="e1324288200814-62774373"/></akap>
989
990
991
992
993 <akap><begin id="b1324288252361-1719575634"/><motyw id="m1324288252361-1719575634">Uroda</motyw>Gra artystów, artystek zwłaszcza? Tu powinien bym odstąpić na chwilę głosu zawodowemu profesorowi estetyki lub anatomii, aby fachowym piórem ocenił ,,walory artystyczne'', jakie w kąpielowych strojach przesunęły się na scenie przed naszymi oczyma. Widzieliśmy rzeczy dziwne; widzieliśmy wpół nago osoby, które przywykliśmy szanować od dziecka; widzieliśmy... ale nie, to już doprawdy przekracza granice <wyroznienie>krytyki literackiej</wyroznienie>.<end id="e1324288252361-1719575634"/> Poza tym role w <tytul_dziela>Asystencie</tytul_dziela> nie przedstawiają zbytniego pola dla inwencji: w sztuce tej więcej grają rzeczy niż ludzie. Figury nakreślone są dość szablonowo; każdy zatem z artystów, sięgnąwszy do swej wypróbowanej galerii, znalazł typ, który doskonale się tu nadał. Trzeba by przepisywać długi afisz i łamać sobie głowę nad coraz to odmienną formą pochlebnego uznania przy każdym nazwisku. Wyjątek należy oczywiście uczynić dla osoby samego ,,asystenta''; od jego osobistych warunków oraz sposobu wywiązania się z funkcji zależą jak losy lecznicy <tytul_dziela>Gencjany</tytul_dziela>, tak i losy tej sztuki na scenie. Otóż p. Nowacki wyglądał doskonale, był w miarę zalotnym, umęczonym, dziarskim, szlachetnym i sentymentalnym i stworzył istotnie tę męską oś, koło której mógł się kręcić cały damski światek bez obrażenia wymagań gustu i prawdopodobieństwa. Pierwszy raz od debiutu w <tytul_dziela>Ślubach panieńskich</tytul_dziela> widzieliśmy na scenie p. Białkowską: wniosła z sobą dużo wdzięku i szczerego łobuzerskiego zacięcia. Słyszałem nawet ubolewania, iż tekst sztuki nie pozwolił jej ujrzeć w stroju przepisanym przez regulamin <tytul_dziela>Gencjany</tytul_dziela>.</akap>
994
995
996
997
998 <akap>Pomimo wszystkich braków <tytul_dziela>Asystenta</tytul_dziela> zrozumiałą jest rzeczą, iż nowemu utworowi zasłużonej autorki należało się miejsce na scenie. Tym samym musiał go wystawić teatr miejski pełniący dotychczas funkcję naszej ,,panienki do wszystkiego'', mimo iż tego rodzaju błahostki o wiele zyskują grane na scenie mniejszej i mniej obciążonej brzmieniem ,,dostojeństwa''. Zapowiedziane na ten miesiąc otwarcie nowego teatrzyku oraz przyszłość Teatru Powszechnego, który objawia coraz większą pomysłowość i inicjatywę, zdejmą niewątpliwie z barków naszej sceny część obowiązków i repertuaru; wówczas kierownictwo teatru im. Słowackiego szerzej będzie mogło rozwinąć swoje aspiracje, które zapewne musi mieć, mimo iż dotąd się z nimi nie zdradza.</akap>
999
1000
1001
1002
1003 <naglowek_rozdzial>Szekspir, <tytul_dziela>Makbet</tytul_dziela></naglowek_rozdzial>
1004
1005
1006 <akap>Teatr miejski im. Słowackiego: <tytul_dziela>Makbet</tytul_dziela>, tragedia w pięciu aktach Szekspira.</akap>
1007
1008
1009
1010
1011 <akap><begin id="b1324236234486-411074048"/><motyw id="m1324236234486-411074048">Twórczość</motyw>Szekspir jest niesłychany! Za każdym razem, gdy się go czyta lub ogląda, zdumiewa ta zuchwała prostota, z jaką sięga ręką do samych trzewiów życia. Dlatego gdy chodzi o psychologię w jakiejkolwiek epoce, wśród jakichkolwiek ,,prądów'', zawsze pomiędzy najśmielszymi odkrywcami prawdy znajdzie się --- Szekspir. <begin id="b1324236200729-1567432111"/><motyw id="m1324236200729-1567432111">Buntownik, Zbrodniarz</motyw>Czyż na przykład w tej odwiecznej, z prastarych kronik wykrzesanej historii o Makbecie i jego żonie, nie mogłaby szukać poparcia modna filozofia dzisiejsza, głosząca zasadniczą <wyroznienie>amoralność</wyroznienie> kobiety, kobietę jako urodzoną zbrodniarkę oraz głęboką, nieprzebytą przepaść dzielącą świat wewnętrzny kobiecy i męski? Makbet, piorun wojny, zwycięski wódz zdolny i rozkazywać, i nadstawić piersi, walczy w obronie starego, wątłego króla. Czyż dziw, że w piersiach jego --- nawet i bez wróżby czarownic --- musiała nurtować myśl, że władza króla o wiele bardziej przystałaby rękom, które zdolne są miecz udźwignąć, a więc jego rękom? Ale ta myśl zaledwie że śmie spojrzeć sobie samej w oczy: honor, uczciwość, cześć dla prawej władzy, groza, jaką budzi zbrodnia, to szereg zapór, które dławią ją i prawdopodobnie nigdy nie dałyby się jej rozwinąć. <end id="e1324236200729-1567432111"/>Z takich nieurodzonych myśli człowiek nie jest winien rachunku nikomu; gdyby się je chciało sądzić i karać, któż chodziłby wolno po świecie?<end id="e1324236234486-411074048"/></akap>
1012
1013
1014
1015
1016 <akap><begin id="b1324236540083-138519313"/><motyw id="m1324236540083-138519313">Kobieta demoniczna, Kobieta "upadła", Podstęp, Zbrodniarz</motyw>Ale w cieniu tego silnego mężczyzny żyje kobieta, istota o gładkich licach i o drobnych dłoniach, tak wiotka i delikatna, jak on jest mocny i tęgi. <begin id="b1324236693839-3151378958"/><motyw id="m1324236693839-3151378958">List</motyw>I widzimy to wrażliwe, jasnowłose stworzenie w chwili, gdy otrzymuje list męża, gdy blask korony oślepia nagle jej oczy.<end id="e1324236693839-3151378958"/> A korona ta nie jest dla niej --- jak dla niego --- arką tajemnych przeznaczeń narodów, olbrzymim rozszerzeniem platformy czynu, ale jest <slowo_obce>par excellence</slowo_obce> biżuterią, bezkonkurencyjnym nowym kostiumem. W jednym błysku duszę jej przeszywa pragnienie, myśl; tylko ta sama myśl, która w duszy mężczyzny łamie się o tyle zapór, tutaj nie napotyka w drodze --- nic.</akap>
1017
1018
1019  
1020
1021 <akap><begin id="b1324236630412-650760949"/><motyw id="m1324236630412-650760949">Zbrodnia</motyw>Zbrodnia? Czyż to pojęcie istnieje dla kobiety? Zbrodnia jest naruszeniem milczącej umowy społecznej; czyż ona kiedy podpisywała tę umowę? Wychowanie społeczne, które głęboko przekształciło duszę mężczyzny, zaledwie obłaskawiło nieco kobietę: na widok bliskiego łupu dusza jej pręży się całą siłą swego instynktu jak pantera do skoku.<end id="e1324236630412-650760949"/><end id="e1324236540083-138519313"/></akap>
1022
1023
1024
1025
1026 <akap>Czyn został spełniony; i tu zaczyna się druga część dramatu.</akap>
1027
1028
1029
1030
1031 <akap><begin id="b1324236792916-2204567014"/><motyw id="m1324236792916-2204567014">Wyrzuty sumienia</motyw>Od chwili ziszczenia tej strasznej rzeczy Makbet żyje jak w obłędzie. Zadał kłam wszystkim zasadom, z których wyrósł, którym zawdzięczał swą wielkość, zniszczył swe życie wewnętrzne: na wpół przytomny, nękany widziadłami, gnany ze zbrodni w zbrodnię, dochodzi do stanu, w którym śmierć wita niemal obojętnie: życie, wyzute ze swego sensu, stało się dlań</akap>
1032
1033
1034
1035 <poezja_cyt>
1036 <strofa>powieścią idioty, /
1037 Głośną, wrzaskliwą, a nic nieznaczącą...<end id="e1324236792916-2204567014"/></strofa>
1038 </poezja_cyt>
1039
1040
1041
1042
1043
1044 <akap><begin id="b1324236907398-3204347790"/><motyw id="m1324236907398-3204347790">Sumienie, Konflikt wewnętrzny</motyw>A lady Makbet? Jej sumienie jest spokojne; ona nie zadała kłamu niczemu, nie stargała w sobie żadnej struny. Jak nie było w niej wahania, tak nie ma i wyrzutu. A jednak i ona ulega dezorganizacji psychicznej, i ona snuje się w nocy po pałacu z błędnie otwartymi oczami, na próżno siląc się zmyć krwawą plamę. Cóż to za plama? To ta, którą <wyroznienie>realnie</wyroznienie>, w rzeczywistości ubroczyła ręce, podjąwszy się --- wobec wzdragania Makbeta ogłuszonego spełnionym czynem --- upozorować śmierć króla, wciskając krwawe sztylety w ręce pokojowców. Otóż dusza jej zdolna jest począć i udźwignąć najśmielszą koncepcję zbrodni, ale dłonie nie nawykły do zmazania krwią --- do tego trzeba jej ręki mężczyzny. I ten drobny rys --- zważmy to dobrze, <wyroznienie>nie głos sumienia</wyroznienie> --- ściga lady Makbet w jej nocnych wędrówkach. Znowuż widzimy, jak wychowanie społeczne, które głęboko przetworzyło, uszlachetniło duszę mężczyzny, w kobiecie wydelikaciło tylko <wyroznienie>system nerwowy</wyroznienie>. Proszę się nie oburzać; to nie ja mówię; to Szekspir. Popełniona zbrodnia jest dla Makbeta śmiertelnym, duchowym przejściem; dla Lady Makbet jest ona nerwowym wstrząsem.<end id="e1324236907398-3204347790"/></akap>
1045
1046
1047
1048
1049 <akap>Jak przedstawia się postać Lady Makbet w ujęciu scenicznym? Przede wszystkim zasadniczo trzeba odrzucić pokutującą niekiedy po scenie, na zasadzie linii najmniejszego oporu, koncepcję Lady Makbet jako rodzaju <slowo_obce>virago, hic mulier<pe><slowo_obce>virago, hic mulier</slowo_obce> (łac.) --- silna kobieta, baba-chłop, herod-baba.</pe></slowo_obce>. Lady Makbet musi być kobieca i bardzo kobieca. <begin id="b1324237141642-1259429695"/><motyw id="m1324237141642-1259429695">Mężczyzna, Kobieta</motyw>Wyraźną dla mnie zupełnie jest intencja Szekspira postawienia dwojga istot --- mężczyzny i kobiety --- w obliczu tegoż samego problemu i przeprowadzenie, niby w kanonie muzycznym, dwóch rozmaitych linii wykreślonych zasadniczą odrębnością płci. Tym samym logika artystyczna broniłaby wprowadzać coś, co by mąciło czystość tych linii.</akap>
1050
1051
1052
1053
1054 <akap>Makbet nie jest niedołęgą; jest --- Szekspir wyraźnie to podkreśla --- dzielnym mężczyzną w całym tego słowa znaczeniu; jeżeli w pewnym momencie jest słaby, to dlatego właśnie, iż wszystkie <wyroznienie>męskie</wyroznienie> pojęcia honoru, szlachetności, wzdrygają się przed takim czynem. Tak samo Lady Makbet jest pełnej krwi kobietą: abstrahując od zrozumiałych konieczności scenicznych, z łatwością wyobraziłbym ją sobie jako wiotką, drobną kobiecinkę, którą barczysty olbrzym Makbet często nosi na rękach albo huśta na kolanach: siła jej jest czysto duchowa, płynie z bezwzględnej jednolitości i skupienia woli oraz ze zdolności smagania ową piekielnie dotkliwą kobiecą wzgardą, która dla prawdziwego mężczyzny jest wprost nie do zniesienia, albo chwyta za kij, albo --- staje się bezbronny.<end id="e1324237141642-1259429695"/></akap>
1055
1056
1057
1058
1059 <akap><begin id="b1324237223635-3197558262"/><motyw id="m1324237223635-3197558262">Kobieta demoniczna</motyw>Widziałem bardzo dawno w roli Lady Makbet Modrzejewską<pe><slowo_obce>Modrzejewska, Helena</slowo_obce> (1840--1909) --- aktorka polka, która zrobiła światową karierę.</pe>, na schyłku jej świetnych czasów, ale jeszcze wspaniałą. Mimo iż byłem wówczas dzieckiem prawie, do dziś dnia słyszę zagięcia jej głosu przy poszczególnych wyrazach, widzę ruchy. Dziwnie wyraźnie zwłaszcza utkwił mi w pamięci ten dwuwiersz kończący scenę z mężem w I akcie:</akap>
1060
1061
1062
1063 <poezja_cyt>
1064 <strofa>
1065 ... które, jeśli się działać nie ustraszym,/
1066 Nada blask przyszłym dniom i nocom naszym...
1067 </strofa>
1068
1069
1070 </poezja_cyt>
1071
1072
1073 <akap>Dominujący akcent, jaki Modrzejewska nadała temu słowu: <wyroznienie>nocom</wyroznienie>, akcent nieskończenie miękki, ciepły, kuszący; równocześnie zaś śliczny, bluszczowy ruch, jakim się oplotła o silne ciało Makbeta, miały w sobie coś arcykobiecego. Cały świat tajemnic dźwięczał w tym jednym słowie; owych tajemnic, które --- jak to nawet nauce wiadomo --- tyloma nićmi zespalają sferę zbrodni ze sferą miłości. Bez tego pogłębienia Makbet zmienia się po trochu w króla Heroda<pe><slowo_obce>Herod I Wielki</slowo_obce> (ok. 73--4 p.n.e.) --- król Judei od 33 p.n.e.; wg <tytul_dziela>Biblii</tytul_dziela> despota odpowiedzialny za tzw. rzeź niewiniątek (wymordowanie chłopców od drugiego roku życia z Betlejem i okolic).</pe> z szopki.<end id="e1324237223635-3197558262"/></akap>
1074
1075
1076
1077
1078 <akap>Trzeba przyznać, że jako widowisko sceniczne <tytul_dziela>Makbet</tytul_dziela> nie jest zbyt wdzięczny. Cały punkt ciężkości zagęszcza się w kilka scen --- prawda, że potężnych --- około zabójstwa Dunkana, po czym --- z końcem drugiego aktu! --- zainteresowanie obumiera zupełnie. Trzeba by chyba genialnej gry, aby je obudzić na chwilę w scenie ,,ducha Banka'', lub też somnambulizmu<pe><slowo_obce>somnambulizm</slowo_obce> (daw.) --- lunatyzm.</pe> Lady Makbet. Poza tym szereg scen obojętnych lub przykrych przez swą grubą materializację fantazji poety.</akap>
1079
1080
1081
1082
1083 <akap>Rolę Makbeta odtworzył p. Sosnowski. Nie sądzę, aby leżała ona ściśle w rodzaju tego doskonałego artysty. Gra p. Sosnowskiego, powściągliwa, trochę sucha, bardzo nowożytna w środkach, która niedawno stworzyła np. prawdziwe arcydzieło w roli pułkownika w <tytul_dziela>Obowiązku<pe><slowo_obce>Obowiązek</slowo_obce> --- sztuka Henriego Lavedana w Polsce znana pod tytułem: <tytul_dziela>Obowiązek, czyli szpieg Francji</tytul_dziela>.</pe></tytul_dziela> Lavedana<pe><slowo_obce>Lavedan, Henri Léon Emile</slowo_obce> (1859--1940), francuski dramatopisarz, intelektualista, liberalny dziennikarz.</pe>, tutaj pozostawia często wrażenie niedociągnięcia, oschłości. Przy tym niezupełne opanowanie pamięciowe roli nie pozwoliło artyście dostatecznie cieniować szczegółów; tak np. ów przełomowy moment, kiedy wszystkie skrupuły, wahania Makbeta topnieją pod przemożną wolą kobiety i kiedy nagle oszołomiony żarem jej wymowy wybucha z entuzjazmem: ,,Ródź mi samych chłopców!'' --- ten moment zatarł się zupełnie.</akap>
1084
1085
1086
1087
1088 <akap>Nie ubliżę w niczym wielkiemu talentowi p. Łuszczkiewicz-Gallowej, jeżeli również nie powiem, aby wcieliła wszystko to, co w sobie kryje lady Makbet. Udźwignęła tę ogromną rolę; to już bardzo wiele; poszczególne akcenty miała doskonałe (przepyszne ,,To chybimy!'' w ostatniej scenie pierwszego aktu). Pewne braki w wymowie, stanowiące poniekąd zaporę dla artystki w jej szlachetnych dążeniach, dałoby się może przy pracy usunąć?</akap>
1089
1090
1091
1092
1093 <akap>Z innych wykonawców niejeden mógłby powiedzieć słowami Chochoła z <tytul_dziela>Wesela</tytul_dziela>:</akap>
1094
1095
1096
1097
1098 <poezja_cyt>
1099 <strofa>Kto mnie wołał, czego chciał? /
1100 Zebrałem się, w com ta miał...</strofa>
1101 </poezja_cyt>
1102
1103
1104 <akap>Makdufa grał p. Guttner. Stanowczo wolę go jako ministra Kręciołka w <tytul_dziela>Polityce</tytul_dziela>. Nowocześni dygnitarze bardziej, zdaje się, odpowiadają indywidualności tego artysty.</akap>
1105
1106
1107
1108
1109 <akap><begin id="b1324237322964-3711273262"/><motyw id="m1324237322964-3711273262">Czarownica, Czary</motyw>Inscenizacja epizodu czarownic w I akcie wypadła najnieszczęśliwiej. Traktowana zupełnie realnie w pełnym świetle dziennym, przy brutalnej i grubej charakteryzacji, scena ta robiła wrażenie przykre i śmieszne; nie tylko nie przyczyniała się do stworzenia ,,nastroju'', ale niweczyła go doszczętnie. Co się tyczy sceny czarownic w akcie czwartym, najlepiej może byłoby zupełnie ją skreślić; wróżba tycząca dynastii Banka jest dla nas mało aktualna, sposób zaś jej ucieleśnienia przenosi nas ze sceny stołecznego miasta Krakowa gdzieś do jakiejś zapadłej ,,szmiry''<pe><slowo_obce>szmira</slowo_obce> (z niem.) --- lichota, kicz.</pe> prowincjonalnej.<end id="e1324237322964-3711273262"/></akap>
1110
1111
1112
1113
1114 <akap>W końcu jeszcze jedna uwaga. <tytul_dziela>Makbet</tytul_dziela> (nie wszyscy słuchacze zauważyli to może wczoraj) pisany jest <wyroznienie>wierszem</wyroznienie>. Otóż na próżno siliłem się nieraz łowić uchem tok tego wiersza: zjawiał się na chwilę, aby niemal w tej samej chwili przepadać, ustępując miejsca jakiejś nieznanej formie pośredniej między wierszem a prozą. W znacznej mierze działo się to wskutek niedostatecznego pamięciowego opanowania tekstu u wielu artystów; przed tym trzeba uchylić czoła, gdyż stało się to niejako serwitutem<pe><slowo_obce>serwitut</slowo_obce> (z łac.) --- przen. obowiązek wynikający z posiadania czegoś wraz z płynącymi z tego konsekwencjami.</pe> krakowskiego teatru przy wystawianiu arcydzieł literatury; ale zauważyłem także jak gdyby umyślnie zacieranie wiązań pomiędzy jednym wierszem a drugim. <begin id="b1324237607291-774651314"/><motyw id="m1324237607291-774651314">Twórczość</motyw>Czyżby na naszej scenie tłukła się gdzieś jeszcze owa fałszywa, pokątna i dawno zarzucona ,,teoria'', iż wiersz trzeba mówić w ten sposób, ,,aby go jak najmniej było znać''? Wiersz traktowany nie jako wiersz staje się największym nonsensem; z narzędzia harmonii zmienia się w źródło niepokoju i męki słuchacza.<end id="e1324237607291-774651314"/> Mamy obecnie w zarządzie teatru poetę, którego muzykalne ucho musiało często tortury cierpieć na wczorajszym przedstawieniu: może by on się zechciał podjąć misji cywilizacyjnej w tej mierze?</akap>
1115
1116
1117
1118
1119 <akap>Występ p. Pancewiczowej w <tytul_dziela>Makbecie</tytul_dziela> Szekspira.</akap>
1120
1121
1122
1123 <akap>Zagrać po <wyroznienie>trzech dniach</wyroznienie> przygotowania rolę Lady Makbet to fakt zapewne dosyć odosobniony w dziejach teatru. Mało która aktorka podjęłaby się tego i, powiedzmy także, mało której dyrekcji przyszłoby na myśl tego zażądać. Dokonała tego wczoraj p. Pancewiczowa, i to w sposób chlubnie świadczący o talencie artystki. Od dawna już wiedzieliśmy, że warunki indywidualne p. Pancewiczowej, jej piękny głos, szlachetne wysłowienie, dają jej prawo sięgnięcia poza repertuar <wyroznienie>codzienności</wyroznienie>, w którym widywaliśmy ją przeważnie dotąd i otwierają przed nią szersze pole w dziedzinach poezji. Przyszłość okaże, czy linia rozwoju artystki pójdzie w kierunku ,,bohaterskim'' czy też bardziej odpowiadać jej będzie skala liryczna.</akap>
1124
1125
1126
1127
1128 <akap>W warunkach, w jakich odbył się występ wczorajszy, nie mogło być oczywiście mowy o zupełnie jednolitym opracowaniu i <wyroznienie>dociągnięciu</wyroznienie> wszystkich szczegółów; była to raczej <wyroznienie>improwizacja</wyroznienie> talentu, pełna szczęśliwych, trafnie odczutych rysów. <begin id="b1324237789913-2240535941"/><motyw id="m1324237789913-2240535941">Sen</motyw>Bardzo samodzielnym i śmiałym było wprowadzenie w scenę somnambulizmu akcentów jakby dziecięcej skargi: był to niby intuicyjny refleks słów Lady Makbet z drugiego aktu, iż zdołałaby może sama zabić króla, gdyby nie to, że był we śnie ,,tak do jej ojca podobny''<end id="e1324237789913-2240535941"/>. Rys ten, zaznaczony przez Szekspira, u którego żadne słowo nie jest zazwyczaj powiedziane na próżno, uprawnia najzupełniej interpretację tej sceny w pojęciu pani Pancewiczowej.</akap>
1129
1130
1131
1132 <akap>W inscenizacji, mianowicie w scenach pojawiania się czarownic, przeprowadzono korzystne zmiany w operowaniu światłem.</akap>
1133
1134
1135
1136
1137 <naglowek_rozdzial>Teatr i teatrzyk</naglowek_rozdzial>
1138
1139
1140 <akap>(Z powodu otwarcia ,,Bagateli''<pe><slowo_obce>Teatr Bagatela</slowo_obce> --- krakowski teatr u zbiegu ulic Karmelickiej i Krupnicznej, obecnie noszący imię Tadeusza Boya-Żeleńskiego. Wybudowany z inicjatywy Mariana Dąbrowskiego, według projektu Janusza Zarzeckiego i Henryka Uziembły, na terenie dawnej piwiarni; od 1919 otworzył swoją scenę na współczesne sztuki polskie i zachodnie komedie; z powodu kłopotów finansowych i pożaru z 1828 został przemianowany na kino ,,Skala''; po II wojnie światowej funkcjonował jako Teatr Kameralny, później Państwowy Teatr Młodego Widza, Teatr Rozmaitości, aż w 1970 roku przywrócono mu nazwę ,,Bagatela'', którą, jak głosi anegdota, wymyślił przez przypadek Boy.</pe>).</akap>
1141
1142
1143
1144
1145 <akap><begin id="b1324228624107-244226818"/><motyw id="m1324228624107-244226818">Teatr</motyw>Jestem człowiekiem starej daty, dlatego też wzrosłem w przekonaniu, że powstanie nowego teatru lub zgoła przeniesienie go z jednego gmachu do drugiego jest to sprawa wymagająca lat co najmniej --- piętnastu. Zaczyna się od lekkich dreszczyków, związanych z fizjologiczną tajemnicą poczęcia projektu; następnie, <slowo_obce>piano, piano<pe><slowo_obce>piano, piano</slowo_obce> (wł.) --- termin muzyczny; cicho, delikatnie.</pe></slowo_obce>, jak mówi nieoszacowany Bazylio w <tytul_dziela>Cyruliku<pe><slowo_obce>Cyrulik serwilski</slowo_obce> --- komedia Pierre'a Beaumarchais'go, która miała premierę w 1775 roku.</pe></tytul_dziela>, projekt nabiera coraz bardziej określonych kształtów: wchodzi w ważną fazę dyskusji nad wyborem miejsca. Ta faza trwa około lat pięciu, ile że kwestia topograficzna przybiera zabarwienie wybitnie polityczne i wciąż zmienia oblicze zależnie od ,,ugrupowania stronnictw''. Wreszcie miejsce szczęśliwie wybrano --- o ile można tak, aby przy tym skazać na zburzenie największą ilość bezcennych zabytków architektury --- rzecz dojrzewa do fazy konkursu, w której przebywa przez dalszych lat kilka. Na koniec, kiedy już fakt powstania nowego przybytku sztuki przeszedł niemal w dziedzinę mitu --- ile że znaczna część osób, które pamiętały początki sprawy, wymarła --- pojawia się pewnego dnia na pustym placu kupka cegieł, wyrasta z wolna oparkanienie z desek i --- znowuż po szeregu lat --- rodzi się monumentalna budowla, aby dać początek namiętnej, ćwierć wieku trwającej dyskusji, czy jest ozdobą, czy oszpeceniem miasta.</akap>
1146
1147
1148
1149
1150 <akap><begin id="b1324228609163-2892386104"/><motyw id="m1324228609163-2892386104">Urzędnik</motyw>To dopiero część materialna, a teraz strona duchowa. Ta urasta w kształt mistycznej piramidy, na której wierzchołku sterczy dekoracyjnie głowa miasta; poniżej jako dalsze człony prezydium, rada, przeróżni referenci, komisje, subkomisje, aż wreszcie u samej nasady wieniec dyrektorów: dyrektor administracyjny (od sprawowania rządów), dyrektor odpowiedzialny (od brania w skórę), dyrektor techniczny, literacki czy ja wiem, jaki wreszcie!... I cała ta olbrzymia góra powagi, władcy i dostojeństwa rodzi co dwa tygodnie małą, maleńką myszkę z zakręconym ogonkiem.<end id="e1324228624107-244226818"/><end id="e1324228609163-2892386104"/></akap>
1151
1152
1153
1154
1155 <akap>Jestem, powtarzam, człowiekiem starej daty; dlatego też osłupiałem, <slowo_obce>obstupui</slowo_obce><pe><slowo_obce>obstupui</slowo_obce> (łac.; 2 os. perfecti od <slowo_obce>obstupēsco</slowo_obce>) --- oniemiałem.</pe> panie tego, kiedy na wiosnę <wyroznienie>obecnego roku</wyroznienie> rozeszła się luźna pogłoska, że w małym piętrowym domku przy ulicy Krupniczej, koło którego zaczęto właśnie coś majstrować, ma być <wyroznienie>podobno</wyroznienie> nowy teatr; w lecie tegoż roku skromne komunikaty doniosły mimochodem, że <wyroznienie>na pewno</wyroznienie> będzie tam nowy teatr --- przed trzema zaś dniami otrzymałem zaproszenie na inaugurację. I gdyby nie obecność kapłana, który wszystko <slowo_obce>lege artis</slowo_obce><pe><slowo_obce>lege artis</slowo_obce> (łac.) --- zgodnie z zasadami.</pe> poświęcił oraz gdyby nie potężny płat rozbefu<pe><slowo_obce>rozbef a. rostbef</slowo_obce> (z ang.) --- mięso z lędźwiowej części wołu.</pe>, który ,,wsunąłem'' przy tej okazji, zakropiwszy węgrzynem i który robił wrażenie zupełnie realne, byłbym skłonny mniemać, że to jakaś czartowska sztuczka i że ta ślicznie przez p. Uziębłę ozdobiona sala na ośmset<pe><slowo_obce>ośmset</slowo_obce> (przest.) --- osiemset.</pe> osób mieszcząca się, licho wie jak, w tym niepozornym domku rozwieje się w dym z zapianiem trzeciego kura...</akap>
1156
1157
1158
1159
1160 <akap><begin id="b1324238094758-1592255603"/><motyw id="m1324238094758-1592255603">Śmiech</motyw>Żart na stronę. Mamy tedy w Krakowie nowy teatr mający służyć wyłącznie śmiechowi i wesołości. Że na teatr taki było w Krakowie miejsce, dowodzić nie potrzeba. Pęd do szukania w teatrze przede wszystkim zabawy jest tak silny, że nic go stłumić ani odwrócić nie zdoła. ,,Dosyć jest dramatów w życiu'', jak mówi sympatyczny nestor naszych krytyków z ,,Nowej Reformy''<pe><slowo_obce>,,Nowa Reforma''</slowo_obce> --- liberalno-demokratyczny dziennik krakowski wydawany w latach 1882--1928.</pe>. Zwłaszcza dzisiaj. Jeżeli się ogółowi nie dostarczy tej zabawy w dobrym gatunku, pójdzie jej szukać w złym; to i wszystko. Na dziesięć teatrów w wielkim mieście dziewięć poświęconych jest śmiechowi.</akap>
1161
1162
1163
1164
1165 <akap>Ale wesołość jest to stworzenie niezmiernie kapryśne, które trudno znęcić i obłaskawić, a niezmiernie łatwo spłoszyć. Lubi ona mieć swój własny domek, potrzebuje wygrzać sobie mury, tak aby już samo przestąpienie ich progu wytwarzało zaraźliwą, a tak konieczną sugestię rozbawienia. Współżycie płochej nieraz zabawy z podniosłymi wzruszeniami poezji nie wychodzi na pożytek ani jednej, ani drugiej. Pieprzna cokolwiek farsa, której słuchalibyśmy pobłażliwie w jej własnym, poufałym domku, może obudzić niesmak w murach, w których na parę dni wprzódy piliśmy z zapartym oddechem płomienne strofy <tytul_dziela>Wyzwolenia</tytul_dziela>; na odwrót trudniej nas wstrząsnąć tragizmem w roli Lady Makbet artystce, której kazano dopiero co występować w --- kąpielowym kostiumie. Każda rzecz ma swoje miejsce.<end id="e1324238094758-1592255603"/></akap>
1166
1167
1168
1169
1170 <akap><begin id="b1324238156239-267556012"/><motyw id="m1324238156239-267556012">Twórczość</motyw>Każda rzecz ma także swój styl. Mimo iż z powodu mozaikowej wielostronności repertuaru nasi aktorzy mają bajeczną wprost giętkość i wprawę w przerzucaniu się z dnia na dzień od Eschylesa<pe><slowo_obce>Ajschylos</slowo_obce> (525--456 p.n.e.) --- grecki tragediopisarz; twórca i reformator tragedii: wprowadził drugiego aktora, akcję rozgrywającą się poza sceną, ograniczył rolę chóru, a rozbudował dialog i akcję; z jego dziewięćdziesięciu sztuk pozostało do dziś siedem, np. <tytul_dziela>Siedmiu przeciw Tebom</tytul_dziela>.</pe> do Tristana Bernarda<pe><slowo_obce>Bernard, Tristan</slowo_obce> (1866--1947) --- właśc. Paul Bernard; francuski pisarz, dziennikarz; pisał głównie komedie: np. udany debiut w 1895 roku dowcipną sztuką <tytul_dziela>Les Pieds Nickelés</tytul_dziela>.</pe>, od Ibsena do Fredry, od Słowackiego do Shawa<pe><slowo_obce>Shaw, George Bernard</slowo_obce> (1856--1950) --- irlandzki dramatopisarz i filozof; autor ironiczno--humorystycznych, pozostających w nurcie realizmu sztuk obnażających konwencjonalność epoki: <tytul_dziela>Profesja Pani Waren</tytul_dziela> (1898) czy <tytul_dziela>Pigmalion</tytul_dziela> (1912).</pe>, jest jeden rodzaj, dla którego raczej wskazaną jest specjalizacja: mianowicie lekka komedia i farsa. Wielka sztuka stoi indywidualnościami aktorskimi; nieraz <wyroznienie>jedna rola</wyroznienie> wystarcza, aby okupić wszystkie braki całości i dostarczyć niezapomnianych wrażeń; w owym natomiast mniejszym rodzaju na pierwszy plan się wysuwa i o wszystkim rozstrzyga <wyroznienie>zespół</wyroznienie>, doskonałe zgranie, błyskawiczne tempo: a to da się osiągnąć jedynie przy specjalizacji i przy wyłącznie w tym kierunku obróconej współpracy. Łatwiej jest utrzymywać ciepło humoru, niż je za każdym razem na nowo rozpalać.<end id="e1324238156239-267556012"/></akap>
1171
1172
1173
1174
1175 <akap><begin id="b1324238291069-761916755"/><motyw id="m1324238291069-761916755">Śmiech</motyw><begin id="b1324238304086-3024677570"/><motyw id="m1324238304086-3024677570">Zabawa</motyw>Na potrzebę i wartość śmiechu i zabawy godzą się zapewne wszyscy, ,,tylko --- mówią poważni i szanowni ludzie --- niech zabawa ta nie obraża ani moralności ani dobrego smaku''. Zgoda, ale tutaj natykamy się na problem przypominający po trosze kwadraturę koła<pe><slowo_obce>kwadratura koła</slowo_obce> (pot.) --- zadanie niewykonalne.</pe>. ,,Bawcie się dzieci, mówi dobra mama, ale tak, aby nie pognieść kołnierzyka i nie podrzeć spodni na kolanach''. Jak to wykonać?<end id="e1324238304086-3024677570"/> Nie ma rzeczy, która by bardziej dokumentowała nasze głębokie tkwienie w materii, niż nasz śmiech. Dawna farsa miała tylko trzy efekty wesołości; mianowicie, że kogoś wygrzmocono kijem, że ktoś wziął na przeczyszczenie i że mu przyprawiono rogi. Skoro przypadkowo wszystkie te trzy wydarzenia zeszły się razem, wówczas wesołość dochodziła do szału. Dziś z farsy tej ,,pytają'' w szkołach, ponieważ odleżała się już parę wieków. Od tego czasu śmiech nasz wyszlachetniał zapewne; ale mimo że delikatniejszy w formie, w treści zawsze nosi piętno naszego ziemskiego, zbyt ziemskiego pochodzenia. Z tym musimy się pogodzić; na tamtym świecie będziemy subtelniejsi, ale na tym trzeba nam zostać takimi, jakich nas Pan Bóg stworzył. Obok Dantego<pe><slowo_obce>Dante, Alighieri</slowo_obce> (1265--1321) --- włoski poeta; twórca światowego arcydzieła --- <tytul_dziela>Boskiej Komedii</tytul_dziela> --- poematu alegorycznego, stanowiącego literacką summę myśli średniowiecza.</pe> --- Boccacio<pe><slowo_obce>Boccacio, Giovanni</slowo_obce> (1313--1375) --- włoski pisarz, humanista; zbiór stu nowel --- <tytul_dziela>Dekameron </tytul_dziela> rozwinął prozę artystyczną, gatunek noweli oraz stworzył tzw. teorię sokoła (kluczowego, powracającego w noweli motywu). Wiele spośród jego tekstów ma zabarwienie erotyczne.</pe>, obok Pascala i Corneille'a --- Rabelais, obok Kochanowskiego<pe><slowo_obce>Kochanowski, Jan</slowo_obce> (1530--1584) --- najwybitniejszy poeta epoki renesansu, latynista, humanista; twórca pierwszej polskiej tragedii renesansowej --- <tytul_dziela>Odprawy posłów greckich</tytul_dziela> (1578).</pe> <tytul_dziela>Trenów</tytul_dziela> i <tytul_dziela>Psalmów</tytul_dziela> --- <tytul_dziela>Fraszki</tytul_dziela>; takim jest człowiek: kto go zechce zanadto ,,podnosić'', zrobi go ponurym i obłudnym.<end id="e1324238291069-761916755"/></akap>
1176
1177
1178
1179
1180 <akap>I w tym także najlepszym może wyjściem jest stworzyć dla tego biednego ludzkiego śmiechu osobny przybytek. ,,Internować''<pe><slowo_obce>internować</slowo_obce> --- tu: osadzić gdzieś, uwięzić, odizolować.</pe> go. Unika się w ten sposób nieporozumień; idzie go tam szukać z całą świadomością ten, kto ma na to ochotę; unika się niebezpieczeństw dysharmonii pomiędzy napisem na frontonie gmachu a zawartością wnętrza.</akap>
1181
1182
1183
1184
1185
1186 <akap><begin id="b1324238444304-75620268"/><motyw id="m1324238444304-75620268">Twórczość</motyw>Daleki zresztą jestem od tego, aby tzw. ,,lekki repertuar'' uważać za synonim płytkości lub trywialności. ,,Rodzaje'' w sztuce przechodzą swoje ewolucje; był czas, kiedy wszechwładnie panowała tragedia w pięciu aktach wierszem; obecnie sztuka dramatyczna raczej żegluje pod flagą komedii, bardziej odpowiadającej inteligentnemu sceptycyzmowi dzisiejszego człowieka. Jest to, trzeba przyznać, forma ze wszystkich najbardziej giętka i szeroka; tragedia nie może nas rozśmieszyć (chyba mimo woli), podczas gdy komedia może na przemian bawić, rozmarzać, uczyć, wzruszać. Jakże nikłą zresztą bywa niekiedy ścianka, która ją dzieli od dramatu: czyż nie wystarczy po prostu zmienić zakończenie w <tytul_dziela>Skąpcu</tytul_dziela> Moliera, aby tę komedię przekształcić w dramat, i to jeden z najbardziej ponurych? A we wczorajszej <tytul_dziela>Kobiecie bez skazy</tytul_dziela>, czy nie dość byłoby w tym celu pocisnąć po prostu cyngiel rewolweru w rękach młodego głuptaska, Kaswina? Ale po co to czynić? To, że skoro brauning jest nabity, może wystrzelić, to każdemu wiadomo; czyż nie lepiej się uśmiechnąć? Dwa strzały z rewolweru to błąd młodości Rittnera w jego <tytul_dziela>Małym Domku</tytul_dziela>.</akap>
1187
1188
1189
1190
1191 <akap>Komedia umie dziś pomieścić niemal wszystko. Dlatego sądzę, iż w skromnych ramach swego programu nowy teatrzyk ma przed sobą szerokie pole możliwości. Otwarcie jego witamy z sympatią i przyjmujemy z zaufaniem zapowiedź dyr. Dąbrowskiego<pe><slowo_obce>Dąbrowski, Marian</slowo_obce> (1878--1958) --- wydawca, dziennikarz, największy potentat prasowy okresu międzywojennego, w 1910 założyciel ,,Ilustrowanego Kuriera Codziennego'', poseł na Sejm II RP, dyrektor Teatru ,,Bagatela''.</pe>, iż w swoim zakresie scenka ta szczerze służyć będzie literaturze i sztuce. Obecność jej może tylko wyjść na dobre ogólnej naszej atmosferze teatralnej, wytwarzając zdrowe współzawodnictwo: stojąca woda monopolu i zadowolenia z siebie rzadko bywa dodatnim i twórczym elementem.<end id="e1324238444304-75620268"/></akap>
1192
1193
1194
1195
1196 <akap><begin id="b1324238420254-1442156597"/><motyw id="m1324238420254-1442156597">Teatr, Głód</motyw>Odkładając do jutra przyjemność zdania sprawy z pierwszych przedstawień, kończę jeszcze małą uwagą. Mówiono w ostatnich czasach wiele o różnych ,,reformach teatralnych''; otóż ja chciałbym jedną tylko zaproponować reformę, ale zasadniczą i bardzo doniosłą. Mianowicie: zerwijmy ze zwyczajem chodzenia do teatru, a <wyroznienie>zwłaszcza na farsę</wyroznienie>, na głodno. Nikt nie zastanawiał się może, do jakiego to stopnia oddziałuje na psychikę widza. Mnóstwo nieporozumień pomiędzy sceną a widownią polega na tym, iż dana sztuka pisana była dla osób, które jadły dobry obiad o godz. siódmej wieczór, podczas gdy słuchają jej ludzie, którzy jedli o pierwszej w południe, i to lichy. Stanowczo tedy należy wieczerzać przed teatrem; po teatrze, kto ma ochotę i środki po temu, może jeszcze przetrącić coś lekkiego, ale <wyroznienie>przed teatrem zjeść koniecznie</wyroznienie>! Jeżeli pora za wczesna, zwróćmy się do dyr. Dąbrowskiego z prośbą, aby jeszcze nieco opóźnił godzinę rozpoczęcia przedstawień: jestem przekonany, że ten dobry, pulchny człowiek wyrozumie nas i nie odmówi tego. A ja nawet nie będę dla siebie żądał tego tytułu, tak poszukiwanego przez osoby bez określonych kwalifikacji: REFORMATORA TEATRU.<end id="e1324238420254-1442156597"/></akap>
1197
1198
1199 <naglowek_rozdzial>Zapolska, <tytul_dziela>Kobieta bez skazy</tytul_dziela></naglowek_rozdzial>
1200
1201
1202 <akap>Teatr ,,Bagatela'': <tytul_dziela>Kobieta bez skazy</tytul_dziela>, komedia w trzech aktach Gabrieli Zapolskiej; <tytul_dziela>Hiszpańska mucha</tytul_dziela>, farsa w trzech aktach Franza Arnolda<pe><slowo_obce>Arnold, Franz</slowo_obce> (1876--1929) --- niemiecki aktor i dramatopisarz. Wraz z poznanym w berlińskim Teatrze miejskim Bachem stworzyli popularny duet Arnold und Bach; pierwszą ich wspólną sztuką była <tytul_dziela>Hiszpańska mucha</tytul_dziela> z 1913 roku.</pe> i Ernesta Bacha<pe><slowo_obce>Bach, Ernst</slowo_obce> (1876--1929) --- niemiecki aktor i dramatopisarz, partner artystyczny Franza Arnolda.</pe>.</akap>
1203
1204
1205
1206
1207 <akap><begin id="b1324227116049-1029387155"/><motyw id="m1324227116049-1029387155">Teatr</motyw>Na dwóch pierwszych przedstawieniach ,,Bagateli'', uderzają w zespole artystów dwie rzeczy: wyborne przygotowanie oraz szczera wesołość, jaka panuje na scenie. Czuć tę młodą atmosferę, w której pracuje się z radością i w której każdy daje z siebie, co może najlepszego. Oby ta atmosfera trwała jak najdłużej; stworzenie jej i utrzymanie jest najważniejszą rolą kierownika teatru. Dowiadujemy się z programu, iż obok głównego reżysera, p. Czarnowskiego<pe><slowo_obce>Czarnowski, Ludwik</slowo_obce> (1887--1933) --- aktor, reżyser.</pe>, funkcje reżyserskie piastuje dobry znajomy ze sceny krakowskiej, p. Noskowski<pe><slowo_obce>Noskowski, Zygmunt</slowo_obce>(1880--1952) --- pseud. Łada; aktor.</pe>, oraz doświadczony artysta teatru lwowskiego, p. Wysocki<pe><slowo_obce>Wysocki, Franciszek</slowo_obce> --- aktor.</pe>, który poświęci się wyłącznie tym zadaniom. Widać z tego, iż kierownictwo teatru zdaje sobie dobrze sprawę ze znaczenia reżyserii dla repertuaru, któremu służyć ma ,,Bagatela''. Jakoż wytężona w tym kierunku praca wydała rezultaty, a owacja, której przedmiotem stał się w niedzielę p. Czarnowski, była zupełnie zasłużona.<end id="e1324227116049-1029387155"/></akap>
1208
1209
1210
1211
1212 <akap>Na premierę wybrano sztukę Zapolskiej, głośną w swoim czasie zakazem cenzury, w gruncie dość niezrozumiałym. Chyba że ówczesny cenzor lwowski, mając jakie zobowiązania wobec ,,kobiet bez skazy'', czuł się dotknięty w ich imieniu? Istotnie, Zapolska nie jest zbyt łaskawa dla tego gatunku. Wedle niej źródłem braku ,,skazy'' jest u kobiety niedorzeczna ambicja, oschłość serca, głupota i... zepsucie. Zbytecznym byłoby podkreślać wobec czytelników ,,Czasu'', iż tego poglądu nie należy uogólniać.</akap>
1213
1214
1215
1216
1217 <akap><begin id="b1324227270747-3404005447"/><motyw id="m1324227270747-3404005447">Flirt, Salon</motyw>Bohaterka Zapolskiej, Rena, po krótkiej i nieudanej próbie małżeństwa z jakimś --- jak go nazywa --- ,,strzępem mężczyzny'' pozostaje odporną na wszelkie pokusy miłości. Nie znaczy to wszelako, aby ich unikała --- och, nie! --- przeciwnie, stwarza w swoim saloniku atmosferę, w której żyje się wyłącznie tym i gdzie grono ,,mężatek bez przesądów'' --- jak głosi afisz --- a nawet ,,uświadomionych panien'' zabawia się w towarzystwie dobranych partnerów plastycznym odtwarzaniem kompozycji Ropsa<pe><slowo_obce>Rops, Felicien</slowo_obce> (1833--1898) --- belgijski malarz, grafik, karykaturzysta, współpracował z magazynem ,,Uylenspigel"; wiele jego rysunków miało charakter erotyczny.</pe>. Sama pani Rena czyni sobie prawdziwy ,,sport'' z tego, aby wszystkich otaczających ją mężczyzn, nie wyłączając przystojnego lokaja (to już może przesada?), doprowadzać do temperatury wrzenia. Lwem tego salonu jest ,,profesor uniwersytetu'' Halski, zawodowy uwodziciel z zamiłowania i --- z zasad. Między tą parą toczy się zacięty pojedynek miłosny: ona, strojąc się w swą ,,nieskazitelność'', pragnie go nawrócić na religię wyłącznego poświęcenia życia jednej kobiecie i przywieść po tej śliskiej kładce --- do ołtarza; on z ogniem apostoła głosi hasła miłości jako kaprysu zmysłów, bez jutra i zobowiązań.<end id="e1324227270747-3404005447"/></akap>
1218
1219
1220
1221
1222 <akap><begin id="b1324227958283-41124129"/><motyw id="m1324227958283-41124129">Miłość niespełniona</motyw>W czasie tej szermierki ,,zaistniał'' --- mówiąc galicyjskim stylem urzędowym --- w każdym z dwojga stan fizjologiczny podatny do przyjęcia haseł przeciwnej strony: ,,kobietę bez skazy'' bowiem trawi nieustanna tęsknota miłosna, podczas gdy uwodziciel odczuwa w swoim uciążliwym zawodzie pierwsze objawy przesytu i znużenia. Ale dążąc tak wzajem ku sobie --- mijają się... <begin id="b1324227722824-1245559292"/><motyw id="m1324227722824-1245559292">Zdrada, Kochanek</motyw>Przez ironię losu tej samej nocy, w której w Halskim dojrzał zamiar poproszenia o rękę Reny jako tej ,,czystej, nieskalanej'' --- ona przejęta jego teoriami i pchnięta poniekąd przezeń na tę drogę, zostaje przelotną kochanką młodego żółtodzióba, Kaswina.<end id="e1324227722824-1245559292"/> Halski cofa się, uprowadzając w dodatku chłopczyka; a Renie opuszczonej przez obu adoratorów nie pozostaje --- wedle ironicznego określenia kuzynki --- nic, jak tylko ,,przenieść się do innego miasta, aby tam dalej udawać --- kobietę bez skazy''.</akap>
1223
1224
1225
1226
1227 <akap><begin id="b1324227407124-353010733"/><motyw id="m1324227407124-353010733">Seks</motyw>Ten epizod z Kaswinem jest najlepszy w całej sztuce. W którymż salonie światowej ,,lali'' --- jak Kaswin nazywa pieszczotliwie Renę --- nie ma tego dwudziestoletniego chłopca kochającego z ową czujnością fizyczną, z jaką się kocha w tym wieku, i zbierającego owoc reakcji nerwowych kobiety, która kocha innego i która przez ambicję walczy zwycięsko ze swą miłością? W czym siła takiego cherubinka<pe><slowo_obce>cherubinek</slowo_obce> (z hebr.) --- aniołek, bardziej przypominający puttę (anioła przedstawianego w formie pucołowatego dziecka) niż Cherubina.</pe>? W tym właśnie, że jest ,,bez konsekwencji'', a głównie w tym, że jest zawsze pod ręką; <wyroznienie>być zawsze pod ręką</wyroznienie>, to podobno w tych rzeczach olbrzymi atut.<end id="e1324227407124-353010733"/></akap>
1228
1229
1230
1231
1232 <akap><begin id="b1324227479424-2015163688"/><motyw id="m1324227479424-2015163688">Wyrzuty sumienia</motyw>I jest tutaj, między Reną a Kaswinem, znakomita scena, wybiegająca poza ramy tej dość błahej komedii i ocierająca się o dramat. Po ,,upadku'' Rena patrzy na Kaswina z nienawiścią i wstrętem --- zwłaszcza odkąd wie, iż ten epizod grozi jej utratą Halskiego<end id="e1324227479424-2015163688"/> ---<begin id="b1324227511575-3773439031"/><motyw id="m1324227511575-3773439031">Miłość niespełniona, Samobójstwo</motyw> tymczasem chłopiec upojony posiadaniem szaleje z miłości. Odtrącony brutalnie przez nią, podnosi rewolwer do ust, i czujemy że, to na serio: wówczas Rena gestem pokazując mu drzwi krzyczy owym twardym, <wyroznienie>prawdziwym</wyroznienie> głosem kobiety, którego, kto go raz słyszał w życiu, nie zapomni nigdy: ,,Na schody z tym!''. To jeden z tych świetnych skrótów, które, w jednym słowie otwierają dalekie perspektywy i które stawiają Zapolską w rzędzie skończonych majstrów sceny.<end id="e1324227958283-41124129"/><end id="e1324227511575-3773439031"/></akap>
1233
1234
1235
1236
1237 <akap><tytul_dziela>Kobieta bez skazy</tytul_dziela> rozgrywa się, jak zwykle u Zapolskiej, w środowisku bardzo nieinteresującym. Cały ten światek roszczący sobie pretensje do wysokiej ,,kultury erotycznej'' jest mocno trywialny. O ile też autorka patrzy nań pod kątem satyry, wszystko idzie dobrze, natomiast w scenach, gdy --- szczerze, jak się zdaje --- pragnie uderzyć w liryczny ton poważniejszego uczucia, nie budzi w nas zaufania. Najbardziej odbija się to na roli Halskiego; ten uwodziciel <slowo_obce>ex cathedra<pe><slowo_obce>ex cathedra</slowo_obce> (łac.) --- dosł. z katedry (tu mowa o stanowisku uniwersyteckim).</pe></slowo_obce> nosi z sobą sporą dawkę mimowolnej śmieszności. Przyczynia się tu może i ciężar owego uniwersyteckiego dostojeństwa. ,,Ostatecznie, powie ktoś, i profesor uniwersytetu jest człowiekiem''. Zapewne, ale nie tak ciągle...</akap>
1238
1239
1240
1241
1242 <akap>Jako kompozycja sceniczna i zrozumienie (na swój sposób) mechanizmu życia należy <tytul_dziela>Kobieta bez skazy</tytul_dziela> do najlepszych sztuk Zapolskiej, ma jednak pewną wadę: za dużo się tu mówi. Te ciągłe rozmowy o..., powiedzmy, o ,,cnocie'' są nieco nużące; chwilami słuchacz doświadcza uczucia pewnego zakłopotania, zawstydzenia, bardziej niż gdyby się na scenie <wyroznienie>działy</wyroznienie> najgorsze rzeczy. Zapolska powinna by lepiej wiedzieć, <wyroznienie>o czym się nie mówi</wyroznienie>...</akap>
1243
1244
1245
1246
1247 <akap>Rolę tytułową odtworzyła p. Kozłowska, pozyskana z Warszawy. <begin id="b1324227665357-3386878650"/><motyw id="m1324227665357-3386878650">Pożądanie</motyw>Trafnie podkreśliła owo tło nerwowego przedrażnienia dobrowolnej męczennicy, która otacza się duszną atmosferą męskich pragnień po to, aby sześćdziesiąt razy na godzinę mówić n i e, wówczas gdy cały jej ustrój kobiecy krzyczy tak!<end id="e1324227665357-3386878650"/> We wspomnianej scenie z rewolwerem, nader szczęśliwie znalazła artystka akcent brutalnej prawdy; w improwizowanym wreszcie obrazie <tytul_dziela>Podwiązki</tytul_dziela><pe><slowo_obce>Podwiązka</slowo_obce> --- pełen tytuł obrazu Feliciena Ropsa: <tytul_dziela>Kobieta z podwiązką</tytul_dziela>.</pe> Ropsa ujawniła zupełnie ładne --- warunki sceniczne.</akap>
1248
1249
1250
1251
1252 <akap>Kontrast Reny ,,bez skazy'' stanowi pani Fila, osóbka, w przeciwieństwie do swej kuzynki, wyzwolona z wszelkich więzów cnoty, a której przez osobliwy kaprys autorki przypada w sztuce rola --- rezonera-moralisty! Ale pani Fila jest w interpretacji p. Łąckiej<pe><slowo_obce>Łącka, Helena</slowo_obce> (zm. 1964) --- aktorka.</pe> tak inteligentna, tak szelmowsko-kobieca i ma tyle rozbrajającej prostoty, że niepodobna patrzeć na nią zbyt surowo. Powrót na scenę tej doskonałej i sympatycznej artystki witamy z prawdziwą przyjemnością.</akap>
1253
1254
1255
1256
1257 <akap>Z innych wykonawców należy podnieść przede wszystkim p. Fritschego<pe><slowo_obce>Fritsche, Ludwik</slowo_obce> (1872--1940) --- aktor.</pe>, w którym nowy teatrzyk zdobył pierwszorzędną siłę komiczną oraz p. Brzeskiego, bardzo sympatycznego ,,kochanka'' o ciepłym głosie i ujmujących warunkach.</akap>
1258
1259
1260
1261
1262 <akap><begin id="b1324227837790-922165085"/><motyw id="m1324227837790-922165085">Uroda</motyw>Jedną chciałbym uczynić uwagę, zaznaczając, iż zdaję sobie sprawę z trudnego w dzisiejszej dobie położenia i dyrekcji, i artystów. Mianowicie, niektóre stroje męskie pozostawiały nieco do życzenia. ,,Światowy'' człowiek spędzający pół życia w towarzystwie kobiet nie powinien zdradzać różnych braków. Nie można np. nosić do fraka jasnego, pstrokatego paltota<pe><slowo_obce>paltot</slowo_obce> (z fr., przest.) --- palto.</pe>. Wiem o tym dobrze, bo sam tak chodziłem w niewinności ducha, aż pewna wykwintna pani, której towarzyszyłem do teatru <tytul_dziela>Scala<pe><slowo_obce>Teatro alla Scala</slowo_obce> --- międzynarodowa scena operowa w Mediolanie; teatr został otwarty w 1778 roku.</pe> </tytul_dziela>w Mediolanie, powiedziała mi wprost, że ją kompromituję: musiałem sobie sprawić śliczny, czarny paltocik na jedwabnej podszewce, który mam dotąd i wkładam na wielkie uroczystości. Nie wolno też podobno mężczyźnie nosić brązowych pończoch do czarnych trzewików, ale tego nie jestem już tak pewny. Może by dyrekcja, która tyle poświęciła wkładów dla estetycznej strony nowego teatru, dopełniła dzieła, ułatwiając artystom dociągnięcie tych drobiazgów do poziomu całości.<end id="e1324227837790-922165085"/></akap>
1263
1264
1265
1266
1267 <naglowek_rozdzial>Arnold i Bach, <tytul_dziela>Hiszpańska mucha</tytul_dziela></naglowek_rozdzial>
1268
1269
1270
1271 <akap>W niedzielę po południu odegrano <tytul_dziela>Hiszpańską muchę</tytul_dziela>. Sztuka ta należy do typu fars opartych nie na karykaturze psychologicznej, ale po prostu na szczerym błazeństwie i zawikłaniu płynącym z najfantastyczniejszych <slowo_obce>qui pro quo<pe><slowo_obce>qui pro quo</slowo_obce> (łac.) --- dosł. jeden zamiast drugiego; pomyłka co do tożsamości postaci.</pe></slowo_obce>. Trzeba przyznać, że w tym rodzaju zrobiona jest znakomicie: wszystkie sprężynki mistyfikacji działają bardzo składnie, wywołując wrażenie nieodpartej wesołości. W farsie tej, w której zgranie i tempo stanowią nieodzowny warunek powodzenia, jeszcze dobitniej może ujawniła się sprawność zespołu. Dyrygent tej orkiestry, p. Czarnowski, przedstawił się sam jako dobry aktor komiczno-charakterystyczny; obok niego p. Fritsche, p. Dante-Baranowski<pe><slowo_obce>Baranowski-Dante</slowo_obce> (1882--1925) --- aktor.</pe>, p. Dębowicz<pe><slowo_obce>Dębowicz, Józef</slowo_obce> --- aktor.</pe> oraz p. Dąbrowska podtrzymywali nieustanną radość widowni.</akap>
1272
1273
1274
1275
1276 <akap><begin id="b1324226941675-3089413501"/><motyw id="m1324226941675-3089413501">Twórczość</motyw>Słowem, pierwszy egzamin wypadł bardzo dobrze; życzyć tylko należy młodej trupie, aby nie ustawała w pracy nad sobą oraz, aby sobie wzięła za dewizę to, iż <wyroznienie>swobodę treści uniewinnia jedynie wykwint formy</wyroznienie>.<end id="e1324226941675-3089413501"/></akap>
1277
1278
1279
1280
1281 <naglowek_rozdzial>Mickiewicz, <tytul_dziela>Dziady</tytul_dziela></naglowek_rozdzial>
1282
1283 <akap>Teatr miejski im. Słowackiego: <tytul_dziela>Dziady</tytul_dziela>, sceny dramatyczne w sześciu obrazach Adama Mickiewicza<pe><slowo_obce>Mickiewicz, Adam Bernard, herbu Poraj</slowo_obce> (1798--1855) --- uznany za największego poetę polskiego, profesor, publicysta, działacz patriotyczny, twórca legionu w 1848, wieszcz narodu, wyraziciel idei mesjanistycznej; autor sonetów, <tytul_dziela>Dziadów</tytul_dziela>, <tytul_dziela>Ksiąg narodu i pielgrzymsta polskiego</tytul_dziela>, <tytul_dziela>Pana Tadeusza</tytul_dziela>.</pe>.</akap>
1284
1285
1286
1287
1288 <akap><tytul_dziela><begin id="b1324226027881-169852443"/><motyw id="m1324226027881-169852443">Nauka, Nauczyciel, Uczeń</motyw><begin id="b1324226865420-3717921783"/><motyw id="m1324226865420-3717921783">Twórczość</motyw>Dziady</tytul_dziela> poznajemy po raz pierwszy, niestety, w szkole, to jest w owej atmosferze nudy, przymusu i bakałarskiego komentarza, w której sam bóg poezji, gdyby zstąpił na ziemię, zmieniłby się w kawał marynowanej tektury. (Mówię oczywiście jedynie o szkole z moich czasów; przypuszczam, że obecnie jest zupełnie inaczej).<end id="e1324226027881-169852443"/> Później poemat ten staje się dla nas jednym z wersetów wspaniałej mszy żałobnej, jaką kazaliśmy poezji naszej odprawiać na grobie narodowych nadziei. To była rola, przeciw której Wyspiański targnął się zuchwale ustami Konrada w <tytul_dziela>Wyzwoleniu</tytul_dziela>. Mam uczucie, iż z narodzinami wolnej Polski wielka poezja nasza wchodzi w nową fazę; nie stanie się nam dalszą; przeciwnie, raczej bliższą! --- ale inaczej: z zasunięciem się na drugi plan czynników dydaktyczno-narodowych, tym bardziej dotykalne staną się jej wartości ludzkie i artystyczne.</akap>
1289
1290
1291
1292
1293 <akap>Wówczas, patrząc wzrokiem niezamglonym łzami, ujrzymy tym wyraźniej, iż <tytul_dziela>Dziady</tytul_dziela> Adama Mickiewicza są jednym z najśmielszych czynów poetyckich w literaturze świata. (Jest w tym pewna ironia losu, że świat nigdy się o tym nie dowie!). Nigdy chyba poeta swobodniejszą nogą nie stąpał po krainie rzeczywistości i fantazji, nie brał śmielszą ręką tuż obok siebie najbliższych, realnych zdarzeń, aby je rozpinać w tak olbrzymie perspektywy. Jeżeli mamy zaliczyć <tytul_dziela>Dziady</tytul_dziela> do zakresu ,,romantyzmu'', to z pewnością nie w pojęciu jakiejś maniery czy szkoły literackiej, ale w znaczeniu powiewu swobody twórczej burzącej wszelkie zapory, jakie mogłyby się wznosić pomiędzy czuciem poety a bezpośrednim tego czucia wyrazem. Od uroczych naiwności lirycznych, aż do wściekłego politycznego pamfletu<pe><slowo_obce>pamflet</slowo_obce> (z ang.) --- często anonimowy utwór z pogranicza literatury pięknej i publicystyki, ostro krytykujący osobę czy instytucję.</pe> wlokącego przez rózgi żywe, współczesne osoby, aż do tego cudu wreszcie, jakim jest <wyroznienie>Improwizacja</wyroznienie> --- najwyższy chyba rzut natchnienia, na jaki w ogóle poezja zdobyć się może --- wszystko tu płynie z czucia, z żywej prawdy, ze krwi, nic z poetyckiej konwencji.</akap>
1294
1295
1296
1297
1298 <akap>Tę przedziwną <slowo_obce>pasję</slowo_obce> ducha, który krzyżuje się za naród i bierze w siebie jego grzech i mękę, rozpoczyna poeta od tego, iż staje się <wyroznienie>człowiekiem</wyroznienie>. Nim wzrośnie w męża, staje się mężczyzną. Pierwszy raz odzywa się naprawdę w słowie polskim ów ton będący pradźwiękiem wszelkiej poezji: <wyroznienie>miłość do kobiety</wyroznienie>. A odzywa się z taką siłą, z takim pierwotnym żarem, jak gdyby coś długo powstrzymywanego, zatamowanego przez całe wieki wybuchło nagle i runęło potokiem lawy. Bo też tak było. <begin id="b1324226320788-3670987683"/><motyw id="m1324226320788-3670987683">Młodość, Uczeń</motyw>Może to będzie bluźnierstwo, ale cała nasza literatura przedmickiewiczowska przedstawia mi się jako wielka szkolna ława, w której mniej lub więcej zdolni i pilni uczniowie odrabiają <slowo_obce>pensa</slowo_obce><pe><slowo_obce>pensum</slowo_obce> (łac., przest.) --- materiał do odrobienia, przyswojenia.</pe> na tematy dyktowane im przez Europę, ale przykrojone roztropnie <slowo_obce>ad usum scholarum<pe><slowo_obce>ad usum scholarum</slowo_obce> (łac.) --- na użytek uczniów.</pe></slowo_obce>: w dobie humanizmu odbywa się to z postępem <wyroznienie>celującym</wyroznienie>, w epoce saskiej <wyroznienie>niedostatecznym</wyroznienie>, później, w dobie stanisławowskiej, znowuż z <wyroznienie>bardzo dobrym</wyroznienie>. Dlatego mimo wszystkich wysiłków ,,pietyzmu''<pe><slowo_obce>pietyzm</slowo_obce> (z łac.) --- uwielbienie, okrywanie czegoś czcią.</pe> zawsze piśmiennictwo to będzie dla nas jedynie <wyroznienie>zabytkiem</wyroznienie>: nikomu nie przyjdzie na myśl szukać w nim dla siebie ludzkiej treści.<end id="e1324226865420-3717921783"/></akap>
1299
1300
1301
1302
1303 <akap>I naraz z tym posłusznym uczniem dzieje się coś dziwnego; jednego dnia, kiedy jak zwykle ujrzał towarzyszkę swoich zabaw dziecinnych, stanął jak wryty: spojrzał na nią jak gdyby innymi oczyma. I pewnego wiosennego dnia porzuca książki i kajety<pe><slowo_obce>kajet</slowo_obce> (daw., z fr.) --- zeszyt.</pe>, idzie błądzić po polach i lasach, patrzy na świat, jakby mu łuska z oczu spadła; wciąga w pierś powietrze, ale tę pierś wstrząsa niewytłumaczone łkanie; nuci piosenkę, ale jakimś nieswoim głosem: kocha!... Student jest studentem, panna panną na wydaniu; przychodzi chwila, że zjawia się odpowiedni konkurent i panna wychodzi za mąż.<end id="e1324226320788-3670987683"/> ,,Kobieto, puchu marny!...''<pe><slowo_obce>,,Kobieto, puchu marny!...''</slowo_obce> --- słowa wypowiadane przez Gustawa w IV części <tytul_dziela>Dziadów</tytul_dziela>.</pe>. <begin id="b1324226370001-2598215486"/><motyw id="m1324226370001-2598215486">Mężczyzna, Patriota</motyw>Młodzieniec cierpi, w tej męce serdecznej z wyrostka stał się mężczyzną. I dzieje się dalej, iż w straszliwie ciężkiej próbie życia ten nieugaszony żar raz rozniecony w sercu poety zmieni przedmiot swojej miłości: z kobiety przeniesie się, z tą samą namiętnością, z tą samą pełnią wibracji, na <wyroznienie>naród</wyroznienie>.<end id="e1324226370001-2598215486"/> Raz zbudzona energia czucia zmieniła łożysko, ale początkiem jej była <wyroznienie>płeć</wyroznienie>; jak gdyby na potwierdzenie słów, którymi zaczyna swoje ,,<tytul_dziela>Dziady</tytul_dziela>'' --- <slowo_obce>Totenmesse<pe><slowo_obce>Totenmesse</slowo_obce> (niem.) --- <tytul_dziela>Msza żałobna</tytul_dziela> (tytuł pol.: <tytul_dziela>Requiem Aeternam</tytul_dziela>) z 1893.</pe></slowo_obce> --- Stanisław Przybyszewski: <slowo_obce>An Anfang war das Geschlecht<pe><slowo_obce>An Anfang war das Geschlecht</slowo_obce> (niem.) --- Na początku była chuć --- zdanie rozpoczynające III pieśń <tytul_dziela>Requiem Aeternam</tytul_dziela>.</pe></slowo_obce>. I doprawdy trudno powiedzieć, kto spełnił donioślejszy, bardziej brzemienny w następstwa dla rozwoju duszy polskiej czyn: czy płomienny Konrad, który samemu Bogu rzucił wyzwanie za naszą sprawę, czy naiwny a gorący ,,kochanek'' Maryli, Gustaw, który nauczył nas w pulsie własnej krwi szukać źródeł piękna i prawdy.</akap>
1304
1305
1306
1307
1308
1309
1310
1311
1312 <akap>Czy utwór ten, mimo iż niepisany przez poetę dla teatru, powinien był się w teatrze znaleźć? Chyba że tak. Wszelka poezja przeznaczona jest na to, aby była <wyroznienie>głośno mówiona</wyroznienie>; jeżeli zatem kształtowała się w fantazji poety w formie scen, tym samym ma prawo na scenie szukać miejsca. Tylko trzeba się z tym pogodzić, iż nie może tu być mowy o owym jednolitym, potężnym wrażeniu, jakie dają wielkie koncepcje naprawdę poczęte w kształcie dramatycznym. Gra czystej wyobraźni wtłoczona w ramę techniki scenicznej ileż traci ze swej zwiewnej lekkości! Uznajemy konieczność skróceń; a jednak jakże drażniąco działają one nieraz w utworze, którego zna się i pamięta niemal każde słowo! Konieczność skróceń z jednej strony, z drugiej zaś obciążenie pewnych momentów przez materializację fantazji wpływają równie na niepożądane przesunięcie proporcji: kiedy np. czytamy <tytul_dziela>Dziady</tytul_dziela>, scena wywoływania duchów w kaplicy jest niby lekkim, zamglonym preludium<pe><slowo_obce>preludium</slowo_obce> (z łac., muz.) --- wstęp do dalszej części utworu.</pe> do sceny Gustawa z Księdzem: na scenie rozrasta się ona z konieczności do niestosunkowych rozmiarów. Dość powiedzieć, iż epizod Dziedzica żartego przez ptactwo lub też aniołków ,,lecących do mamy'' zajmuje znacznie więcej miejsca niż --- <wyroznienie>Improwizacja</wyroznienie> Konrada! Ale to są --- zdaje się --- rzeczy nieuniknione.</akap>
1313
1314
1315
1316
1317 <akap>We wczorajszym przedstawieniu zachowano inscenizację Wyspiańskiego, w jakiej po raz pierwszy odegrano <wyroznienie>Dziady</wyroznienie> na scenie krakowskiej 31 października 1901; z tą odmianą, iż opuszczono z przyczyn technicznych scenę piątą, <tytul_dziela>Widzenie Senatora</tytul_dziela>, oraz cały epizod balowy w scenie szóstej. Z usunięciem <tytul_dziela>Widzenia senatora</tytul_dziela> łatwiej się można zgodzić; natomiast ta druga operacja musi budzić poważne zastrzeżenia. <begin id="b1324226579006-3879955754"/><motyw id="m1324226579006-3879955754">Salon</motyw>Akt ,,w mieszkaniu senatora'' jest w całych <tytul_dziela>Dziadach</tytul_dziela> jedyną częścią naprawdę, w całej pełni dramatyczną; owa zaś scena balowa doprowadza w mistrzowskich efektach dramatyczność tę do najwyższego napięcia. Bez tego tła drugie zjawienie się pani Rollison traci nieskończenie wiele ze swojej straszliwej grozy; efekt piorunu przepada w próżni; zamiar artystyczny poety ulega <wyroznienie>zasadniczemu okaleczeniu</wyroznienie>. A wreszcie akt ten tak zrośnięty jest w naszej wyobraźni i pamięci z melodią, rytmem Mozartowskiego<pe><slowo_obce>Mozart, Wolfgang Amadeusz</slowo_obce> (1756--1791) --- austriacki kompozytor, zaliczany do tzw. klasyków wiedeńskich.</pe> menueta!<end id="e1324226579006-3879955754"/> Dobre wystawienie tej sceny przedstawia zadanie niełatwe, ale jakże powabne dla reżyserii; o ileż bardziej jeszcze niż pasterka Zosia ,,w swoich niezrównanych produkcjach na linie''! Jeżeli kierownictwo teatru miało poczucie, iż może dać jedynie parodię owej sceny, zapewne lepiej uczyniło, skreślając ją; fakt jednakże, iż była grana, a że dziś przyszło ją usunąć, że z raz zdobytego terenu trzeba było ustąpić, budzi przykre podejrzenia, iż teatr nasz w zakresie możliwości scenicznych nie postępuje naprzód --- jak to byłoby naturalnym --- ale się cofa. (Jeśli chodziło o czas trwania widowiska, raczej można by poświęcić ostatnią scenę na cmentarzu!).</akap>
1318
1319
1320
1321
1322 <akap>Poza tym przedstawienie <tytul_dziela>Dziadów</tytul_dziela>, mimo iż dość dalekie (zwłaszcza w drobniejszych rolach) od owego <wyroznienie>święta mowy polskiej</wyroznienie>, jakim być powinno, było poprawne. Z dawnych wykonawców pozostał od pierwszego przedstawienia przy swej roli p. Sosnowski, dając potężną w swej prostocie postać ks. Piotra. P Nowakowski włożył w postać Konrada cały swój młodzieńczy ogień i wysoką inteligencję artystyczną; stworzył kreację dużej miary, jednolicie utrzymaną od początku aż do końca.</akap>
1323
1324
1325
1326
1327 <naglowek_rozdzial>Feydeau, <tytul_dziela>Dudek</tytul_dziela></naglowek_rozdzial>
1328
1329
1330
1331 <akap>Teatr ,,Bagatela'': <tytul_dziela>Dudek</tytul_dziela>, krotochwila<pe><slowo_obce>krotochwila</slowo_obce> --- krótki utwór sceniczny podobny do farsy, który opiera się na prostym konflikcie.</pe> w trzech aktach Jerzego Feydeau<pe><slowo_obce>Feydeau, Georges</slowo_obce> (1862--1921) --- francuski dramatopisarz, autor licznych fars; najbardziej znany z <tytul_dziela>Damy od Maksyma</tytul_dziela> z 1899 roku.</pe>.</akap>
1332
1333
1334
1335
1336 <akap><tytul_dziela>Dudek</tytul_dziela> należy do typu sztuk, na których łatwiej jest śmiać się do rozpuku, niż je opowiedzieć, tak treść jest powikłana a ulotna zarazem. Jest to typowa bulwarowa<pe><slowo_obce>bulwarowy</slowo_obce> (z fr.) --- służący prostej rozrywce.</pe> farsa paryska; tak typowa, iż za dwieście lub trzysta lat będzie mogła służyć jako podłoże do rozprawy habilitacyjnej jakiemuś panu dr. phil. Müllerowi, ,,romaniście'' z Lipska lub Jeny; tytuł zaś rozprawy będzie brzmiał następująco: ,,<slowo_obce>Beitrag zur vielfachartigen Anwendung des verhinderten, resp. fictiven, event. auch definitiv vollgebrachten Ehebruchs, als dramatischen Hauptknotens der französischen Nationalposse der ersten Jahrzentel des XX Jahrhunderts</slowo_obce>''<pe><slowo_obce>,,Beitrag zur vielfachartigen Anwendung des verhinderten, resp. fictiven, event. auch definitiv vollgebrachten Ehebruchs, als dramatischen Hauptknotens der französischen Nationalposse der ersten Jahrzentel des XX Jahrhunderts''</slowo_obce> --- Przyczynek do wielorakiego użycia motywu udaremnionego względnie fikcyjnego ewentualnie definitywnie popełnionego cudzołóstwa w charakterze głównego węzła dramatycznego farsy francuskiej pierwszych dziesięciu lat XX wieku.</pe>. Jest tam tedy wszystko: i komisarz policji (dwóch nawet!) w trójkolorowej szarfie ,,konstatujący''<pe><slowo_obce>konstatować</slowo_obce> --- orzekać, stwierdzać.</pe> z całą powagą swego urzędu to, czego nie było; i pokój w hotelu, gdzie najosobliwszym zbiegiem okoliczności spotykają się w nocy wszyscy bohaterowie sztuki i jeszcze kilkanaście obcych osób; i pan major lubiący ładne buziaki a obdarzony głuchą jak pień żoną; i dzwonki ukryte w łóżku; i poczciwy żonkoś<pe><slowo_obce>żonkoś</slowo_obce> --- dowcipnie o mężczyźnie, który dopiero co wyszedł za mąż.</pe>, który miał chwilę zapomnienia gdzieś tam za kanałem La Manche i któremu ku jego rozpaczy ta ,,chwila zapomnienia'' spada na kark; i kochające żony głoszące prawo bezwzględnego odwetu w razie gdyby pan mąż zrobił początek, ale wybaczające poczciwie wszystko w trzecim akcie... Słowem, <slowo_obce>commedia dell'arte</slowo_obce>, która na francuskiej scenie nie przestała żyć ani na chwilę, tylko z każdym pokoleniem wstaje w odmiennej cokolwiek, odmłodzonej postaci, strojąc odwiecznego Arlekina<pe><slowo_obce>Arlekin</slowo_obce> (z wł.) --- postać sprytnego i zakochanego sługi z <slowo_obce>commedia dell'arte</slowo_obce> z końca XVII wieku.</pe> we frak paryski najnowszego kroju, a Kolombinę<pe><slowo_obce>Kolombina</slowo_obce> (z wł.) --- inaczej Arlekinetta; postać zuchwałej, żartobliwej wybranki serca Arlekina usługującej młodym damom z <slowo_obce>commedia dell'arte</slowo_obce> z XVII wieku.</pe> w sukienkę --- jutrzejszej mody.</akap>
1337
1338
1339
1340
1341 <akap>I mimo że treść ociera się wedle prastarej galijskiej<pe><slowo_obce>galijski</slowo_obce> --- tu: francuski.</pe> tradycji o przedmiot dość śliski, trzeba by głębokiego niezrozumienia kultury francuskiej, aby wzorem surowych cenzorów moralności dopatrywać się w tej cerebralnej<pe><slowo_obce>cerebralny</slowo_obce> --- mózgowy, rozumowy.</pe> igraszce przeznaczonej na wytchnienie dla ludzi, którzy umieją pracować jak nikt w świecie, śladów zepsucia, zgorszenia lub ,,złego przykładu''. Farsa tego typu nie wypływa z podłoża obyczajowego ani też z psychologicznego problemu; jest to niejako łamigłówka, oparta na pewnych konwencjach gra, w której z danego założenia matematyczny <slowo_obce>kartezjański</slowo_obce> intelekt francuski wysnuwa wszystkie możliwe konsekwencje dowcipu i humoru.</akap>
1342
1343
1344
1345
1346 <akap><begin id="b1323811688902-1404078407"/><motyw id="m1323811688902-1404078407">Zabawa, Gra, Dziecko</motyw>Nasuwa mi się jedno porównanie. Wyobraźmy sobie, iż dzieci grające w krokieta<pe><slowo_obce>krokiet</slowo_obce> (z ang.) --- często mylony z krykietem; gra dla 2--8 osób, której celem jest jak najszybsze przetoczenie drewnianej kuli z jednego końca boiska na drugi. Kula jest prowadzona przez wąskie druciane bramki za pomocą uderzeń młotka.</pe> wpadłyby na koncept, aby dla ożywienia zabawy i dla łatwości porozumienia ponadawać wszystkim kulom imiona męskie, a bramkom kobiece. ,,Raul przechodzi przez Adolfinę; Maurycemu brakuje Adeli i Fernandy do słupka" etc., etc. ,,Co się tam za rzeczy dzieją?!", wykrzyknąłby moralista, niespokojnie nadstawiając uszu. Nic się nie dzieje. Dzieci grają w krokieta.<end id="e1323811688902-1404078407"/></akap>
1347
1348
1349
1350
1351
1352 </powiesc>
1353 </utwor>