Removed txt book files from repository.
[wolnelektury.git] / books / mickiewicz_reduta_ordona.txt
diff --git a/books/mickiewicz_reduta_ordona.txt b/books/mickiewicz_reduta_ordona.txt
deleted file mode 100644 (file)
index 36a606e..0000000
+++ /dev/null
@@ -1,159 +0,0 @@
-
------
-Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl/). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Narodową z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów BN.
-Ten utwór nie jest chroniony prawem autorskim i znajduje się w domenie publicznej, co oznacza, że możesz go swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać.
-Źródło:
------
-
-AUTOR: 
-TYTUŁ: 
-
-
-  
-
-
-
-
-
-Adam Mickiewicz
-
-Reduta Ordona
-
-Opowiadanie adiutanta
-
-
-
-
-
-
-
-Nam strzelać nie kazano. — Wstąpiłem na działo
-I spojrzałem na pole; dwieście armat grzmiało.
-Artyleryji ruskiéj ciągną się szeregi,
-Prosto, długo, daleko, jako morza brzegi;
-I widziałem ich wodza; — przybiegł, mieczem skinął,
-I jak ptak jedno skrzydło wojska swego zwinął.
-Wylewa się z pod skrzydła ściśniona piechota
-Długą, czarną kolumną, jako lawa błota,
-Nasypana iskrami bagnetów. Jak sępy,
-Czarne chorągwie na śmierć prowadzą zastępy.
-Przeciw nim sterczy biała, wąska, zaostrzona,
-Jak głaz, bodzący morze, reduta Ordona.
-Sześć tylko miała harmat. Wciąż dymią i świecą;
-I nie tyle prędkich słów gniewne usta miecą,
-Nie tyle przejdzie uczuć przez duszę w rozpaczy,
-Ile z tych dział leciało bomb, kul i kartaczy.
-
-Patrz, tam granat w sam środek kolumny się nurza,
-Jak w fale bryła lawy, pułk dymem zachmurza;
-Pęka śród dymu granat, szyk pod niebo leci
-I ogromna łysina śród kolumny świeci.
-Tam kula, lecąc, z dala grozi, szumi, wyje,
-Ryczy, jak byk przed bitwą, miota się, grunt ryje; —
-Już dopadła; jak boa śród kolumn się zwija,
-Pali piersią, rwie zębem, oddechem zabija.
-Najstraszniejszéj nie widać, lecz słychać po dźwięku,
-Po waleniu się trupów, po ranionych jęku:
-Gdy kolumnę od końca do końca przewierci,
-Jak gdyby środkiem wojska przeszedł anioł śmierci.
-
-Gdzież jest król, co na rzezie tłumy te wyprawia?
-Czy dzieli ich odwagę, czy pierś sam nadstawia?
-Nie, on siedzi o pięćset mil na swéj stolicy,
-Król wielki, samowładnik świata połowicy.
-Zmarszczył brwi, — i tysiące kibitek wnet leci;
-Podpisał, — tysiąc matek opłakuje dzieci;
-Skinął, — padają knuty od Niemna do Chiwy.
-Mocarzu, jak Bóg silny, jak szatan złośliwy!
-Gdy Turków za Bałkanem twoje straszą spiże,
-Gdy poselstwo paryskie twoje stopy liże:
-Warszawa jedna twojéj mocy się urąga,
-Podnosi na cię rękę i koronę ściąga,
-Koronę Kazimierzów, Chrobrych z twojéj głowy,
-Boś ją ukradł i skrwawił, synu Wasilowy!
-
-Car dziwi się — ze strachu drżą Petersburczany,
-Car gniewa się — ze strachu mrą jego dworzany;
-Ale sypią się wojska, których Bóg i wiara
-Jest Car. — Car gniewny: umrzem, rozweselim Cara!
-Posłany wódz kaukaski z siłami pół-świata,
-Wierny, czynny i sprawny — jak knut w ręku kata.
-
-Ura! ura! Patrz, blisko reduty, już w rowy
-Walą się, na faszynę kładąc swe tułowy;
-Już czernią się na białych palisadach wałów.
-Jeszcze reduta w środku, jasna od wystrzałów,
-Czerwieni się nad czernią: jak w środek mrowiska
-Wrzucony motyl błyska, — mrowie go naciska, —
-Zgasł; — tak zgasła reduta. Czyż ostatnie działo,
-Śtrącone z łoża, w piasku paszczę zagrzebało?
-Czy zapał krwią ostatni bombardyjer zalał?
-Zgasnął ogień. — Już Moskal rogatki wywalał.
-Gdzież ręczna broń? — Ach, dzisiaj pracowała więcéj,
-Niż na wszystkich przeglądach za władzy książęcéj!
-Zgadłem, dlaczego milczy, — bo nieraz widziałem
-Garstkę naszych, walczącą z Moskali nawałem.
-Gdy godzinę wołano dwa słowa: pal, nabij;
-Gdy oddechy dym tłumi, trud ramiona słabi;
-A wciąż grzmi rozkaz wodzów, wre żołnierza czynność;
-Na koniec bez rozkazu pełnią swą powinność,
-Na koniec bez rozwagi, bez czucia, pamięci,
-Żołnierz, jako młyn palny, nabija, grzmi, kręci
-Broń od oka do nogi, od nogi na oko:
-Aż ręka w ładownicy długo i głęboko
-Szukała, nie znalazła — i żołnierz pobladnął,
-Nie znalazłszy ładunku, już bronią nie władnął,
-I uczuł, że go pali strzelba rozogniona;
-Upuścił ją i upadł; nim dobiją, skona!...
-Takem myślił, — a w szaniec nieprzyjaciół kupa
-Już lazła, jak robactwo na świeżego trupa.
-
-Pociemniało mi w oczach; a gdym łzy ocierał,
-Słyszałem, że coś do mnie mówił mój Jenerał.
-On przez lunetę, wspartą na mojém ramieniu,
-Długo na szturm i szaniec poglądał w milczeniu.
-Na koniec rzekł: „Stracona”. — Spod lunety jego
-Wymknęło się łez kilka, — rzekł do mnie: „Kollego,
-Wzrok młody od szkieł lepszy; patrzaj, tam na wale,
-Znasz Ordona, czy widzisz, gdzie jest?” — „Jenerale,
-Czy go znam? — Tam stał zawsze, to działo kierował.
-Nie widzę — znajdę — dojrzę — śród dymu się schował:
-Lecz śród najgęstszych kłębów dymu, ileż razy
-Widziałem rękę jego, dającą rozkazy...
-Widzę go znowu — widzę rękę — błyskawicę,
-Wywija, grozi wrogom, trzyma palną świécę,
-Biorą go — zginął. — O, nie — skoczył w dół, do lochów!” —
-„Dobrze — rzecze Jenerał, — nie odda im prochów”.
-
-Tu blask, — dym, — chwila cicho — i huk jak stu gromów!sprawdzić w innym papierowym wydaniu czy jest to osobna strofa
-
-Zaćmiło się powietrze od ziemi wyłomów:
-Harmaty podskoczyły i jak wystrzelone
-Toczyły się na kołach; lonty zapalone
-Nie trafiły do swoich panew. I dym wionął
-Prosto ku nam; i w gęstéj chmurze nas ochłonął.
-I nie było nic widać, prócz granatów blasku,
-I powoli dym rzedniał, opadał deszcz piasku.
-Spojrzałem na redutę. — Wały, palisady,
-Działa, i naszych garstka i wrogów gromady:
-Wszystko jako sen znikło! — Tylko czarna bryła
-Ziemi niekształtnéj leży — rozjemcza mogiła.
-Tam i ci, co bronili, — i ci, co się wdarli,
-Pierwszy raz pokój szczery i wieczny zawarli;
-Choćby cesarz Moskalom kazał wstać: już dusza
-Moskiewska, tam raz pierwszy, Cesarza nie słusza!
-Tam zagrzebane tylu set ciała, imiona:
-Dusze gdzie? nie wiem; lecz wiem, gdzie dusza Ordona
-On będzie Patron szańców! — Bo dzieło zniszczenia
-W dobréj sprawie jest święte, jak dzieło tworzenia:
-Bóg wyrzekł słowo stań się, Bóg i zgiń wyrzecze!
-Kiedy od ludzi wiara i wolność uciecze,
-Kiedy ziemię despotyzm i duma szalona
-Obleją, jak Moskale redutę Ordona:
-Karząc plemie zwycięzców zbrodniami zatrute,
-Bóg wysadzi tę ziemię, jak on swą redutę.
-
-
-
-
-