Removed txt book files from repository.
[wolnelektury.git] / books / krasinski_nie-boska_komedia.txt
diff --git a/books/krasinski_nie-boska_komedia.txt b/books/krasinski_nie-boska_komedia.txt
deleted file mode 100644 (file)
index 79604ee..0000000
+++ /dev/null
@@ -1,5698 +0,0 @@
-
------
-Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl/). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Narodową z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów BN.
-Ten utwór nie jest chroniony prawem autorskim i znajduje się w domenie publicznej, co oznacza, że możesz go swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać.
-Źródło:
------
-
-AUTOR: 
-TYTUŁ: 
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-Zygmunt Krasiński
-
-Nie—boska komedia
-
-
-„Do błędów, nagromadzonych przez przodków, dodali to, czego nie znali ich przodkowie — wahanie się i bojaźń; — i stało się zatem, — że zniknęli z powierzchni ziemi i wielkie milczenie jest po nich”.
-
-Bezimienny
-
-
-„To be, or not to be, that is the question”.
-
-Hamlet
-
-
-
-Poświęcone Marii
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-CZĘŚĆ PIERWSZA
-
-
-Gwiazdy wokoło twojej głowy — pod twoimi nogi fale morza — na falach morza tęcza przed tobą pędzi i rozdziela mgły — co ujrzysz, jest twoim — brzegi, miasta i ludzie tobie się przynależą — niebo jest twoim — chwale twojej niby nic nie zrówna. —
-
-
-
-
-
-Ty grasz cudzym uszom niepojęte rozkosze. — Splatasz serca i rozwiązujesz gdyby wianek, igraszkę palców twoich — łzy wyciskasz — suszysz je uśmiechem i na nowo uśmiech strącasz z ust na chwilę — na chwil kilka — czasem na wieki. — Ale sam co czujesz? — ale sam co tworzysz? — co myślisz? — Przez ciebie płynie strumień piękności, ale ty nie jesteś pięknością. — Biada ci — biada! — Dziecię, co płacze na łonie mamki — kwiat polny, co nie wie o woniach swoich, więcej ma zasługi przed Panem od ciebie. —
-
-
-
-
-
-Skądżeś powstał, marny cieniu, który znać o świetle dajesz, a światła nie znasz, nie widziałeś, nie obaczysz? Kto cię stworzył w gniewie lub w ironii? — Kto ci dał życie nikczemne, tak zwodnicze, że potrafisz udać Anioła chwilą, nim zagrząźniesz w błoto, nim jak płaz pójdziesz czołgać i zadusić się mułem? — Tobie i niewieście jeden jest początek —
-
-
-
-
-
-Ale i ty cierpisz, choć twoja boleść nic nie utworzy, na nic się nie zda. — Ostatniego nędzarza jęk policzon między tony harf niebieskich. — Twoje rozpacze i westchnienia opadają na dół i Szatan je zbiera, dodaje w radości do swoich kłamstw i złudzeń — a Pan je kiedyś zaprzeczy, jako one zaprzeczyły Pana. —
-
-
-
-
-
-Nie przeto wyrzekam na ciebie, Poezjo, matko Piękności i Zbawienia. — Ten tylko nieszczęśliwy, kto na światach poczętych, na światach, mających zginąć, musi wspominać lub przeczuwać ciebie — bo jedno tych gubisz, którzy się poświęcili tobie, którzy się stali żywymi głosami twej chwały. —
-
-
-
-
-
-Błogosławiony ten, w którym zamieszkałaś, jak Bóg zamieszkał w świecie, niewidziany, niesłyszany, w każdej części jego okazały, wielki, Pan, przed którym się uniżają stworzenia i mówią: „On jest tutaj”. — Taki cię będzie nosił gdyby gwiazdę na czole swoim, a nie oddzieli się od twej miłości przepaścią słowa. — On będzie kochał ludzi i wystąpi mężem pośród braci swoich. — A kto cię nie dochowa, kto zdradzi za wcześnie i wyda na marną rozkosz ludziom, temu sypniesz kilka kwiatów na głowę i odwrócisz się, a on zwiędłymi się bawi i grobowy wieniec splata sobie przez całe życie. — Temu i niewieście jeden jest początek.
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-ANIOŁ STRÓŻ
-       
-               Pokój ludziom dobrej woli — błogosławiony pośród stworzeń, kto ma serce — on jeszcze zbawion być może. — Żono dobra i skromna, zjaw się dla niego — i dziecię niechaj się urodzi w domu waszym. —
-       
-               przelatuje
-       
-
-
-CHÓR ZŁYCH DUCHÓW
-       
-               W drogę, w drogę, widma, lećcie ku niemu! — Ty naprzód, ty na czele, cieniu nałożnicy, umarłej wczoraj, odświeżony w mgle i ubrany w kwiaty, dziewico, kochanko poety, naprzód. —
-       
-               
-               
-               W drogę i ty, sławo, stary orle wypchany w piekle, zdjęty z palu, kędy cię strzelec zawiesił w jesieni — leć i roztocz skrzydła, wielkie, białe od słońca, nad głową poety. —Z naszych sklepów wynidź, spróchniały obrazie Edenu, dzieło Belzebuba — dziury zalepiem i rozwiedziemy pokostem — a potem, płótno czarodziejskie, zwiń się w chmurę i leć do poety — wnet się rozwiąż naokoło niego, opasz go skałami i wodami, na przemian nocą i dniem. — Matko naturo, otocz poetę!
-       
-
-
-Wieś — kościół — nad kościołem Anioł Stróż się kołysze.
-
-
-[ANIOŁ STRÓŻ]
-       
-               Jeśli dotrzymasz przysięgi na wieki, będziesz bratem moim w obliczu Ojca niebieskiego.
-               
-               znika
-       
-
-       
-Wnątrz kościoła — świadki — gromnica na ołtarzu. —
-
-
-KSIĄDZ
-       
-               ślub daje
-       
-               Pamiętajcie na to. —
-       
-
-
-Wstaje para — Mąż ściska ręką żony i oddaje ją krewnemu — wszyscy wychodzą — on sam zostaje w kościele.
-
-
-[MĄŻ]
-       
-               Zstąpiłem do ziemskich ślubów, bom znalazł tę, o której marzyłem — przeklęstwo mojej głowie, jeśli ją kiedy kochać przestanę. —
-       
-
-
-
-
-
-Komnata pełna osób — bal — muzyka — świece — kwiaty. — Panna Młoda walcuje i po kilku okręgach staje, przypadkiem napotyka męża w tłumie i głowę, opiera na jego ramieniu.
-
-
-PAN MŁODY
-       
-               Jakżeś mi piękna w osłabieniu swoim — w nieładzie kwiaty i perły na włosach twoich — płoniesz ze wstydu i znużenia — o, wiecznie, wiecznie będziesz pieśnią moją. —
-       
-
-
-PANNA MŁODA
-       
-               Będę wierną żoną tobie, jako matka mówiła, jako serce mówi. — Ale tyle ludzi jest tutaj — tak gorąco i huczno. —
-       
-
-
-PAN MŁODY
-       
-               Idź z raz jeszcze w taniec, a ja tu stać będę i patrzeć na cię, jakem nieraz w myśli patrzał na sunących aniołów. —
-       
-
-
-PANNA MŁODA
-       
-               Pójdę, jeśli chcesz, ale już sił prawie nie mam. —
-       
-
-
-PAN MŁODY
-       
-               Proszę cię, moje kochanie. —
-       
-
-
-Taniec i muzyka.
-
-
-
-
-
-Noc pochmurna — Duch zły pod postacią dziewicy, lecąc —
-
-
-[DUCH ZŁY]
-       
-               Niedawnom jeszcze biegała po ziemi w taką samą porę — teraz gnają mnie czarty i każą świętą udawać. —
-       
-               leci nad ogrodem
-       
-               Kwiaty, odrywajcie się i lećcie do moich włosów. —
-       
-               leci nad cmentarzem
-       
-               Świeżość i wdzięki umarłych dziewic, rozlane w powietrzu, płynące nad mogiłami, lećcie do jagód moich. —
-       
-               
-               
-               Tu czarnowłosa się rozsypuje — cienie jej puklów, zawiśnijcie mi nad czołem. — Pod tym kamieniem zgasłych dwoje ócz błękitnych — do mnie, do mnie ogień, co tlał w nich! — Za tymi kraty sto gromnic się pali — księżnę dziś pochowano — suknio atłasowa, biała jak mleko,oderwij się od niej! — Przez kraty leci suknia do mnie, trzepocząc się jak ptak — a dalej, a dalej. —
-       
-
-
-
-
-
-Pokój sypialny — lampa nocna stoi na stole i blisko oświeca Męża śpiącego obok Żony. —
-
-
-MĄŻ
-       
-               przez sen
-       
-               Skądże przybywasz, nie widziana, nie słyszana od dawna — jak woda płynie, tak płyną twoje stopy, dwie fale białe — pokój świątobliwy na skroniach twoich — wszystko, com marzył i kochał, zeszło się w tobie.
-               
-               przebudza się
-               
-               Gdzież jestem! — ha, przy żonie — to moja żona. —
-               
-               wpatruje się w Żonę.
-               
-               Sądziłem, że to ty jesteś marzeniem moim, a otóż po długiej przerwie wróciło ono i różnym jest od ciebie. — Ty dobra i miła, ale tamta... Boże — co widzę — na jawie —
-       
-
-
-DZIEWICA
-       
-               Zdradziłeś mnie.
-       
-               znika
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Przeklęta niech będzie chwila, w której pojąłem kobietę, w której opuściłem kochankę lat młodych, myśl myśli moich, duszę duszy mojej...
-       
-
-
-ŻONA
-       
-               przebudza się
-       
-               Co się stało — czy już dzień — czy powóz zaszedł? — Wszak mamy jechać dzisiaj po różne sprawunki. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Noc głucha — śpij — śpij głęboko. —
-       
-
-
-ŻONA
-       Możeś zasłabł nagle, mój drogi? Wstanę i dam ci eteru
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Zaśnij. —
-       
-
-
-ŻONA
-       
-               Powiedz mi, drogi, co masz, bo głos twój niezwyczajny i gorączką nabiegły ci jagody. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               zrywając się
-       
-               Świeżego powietrza mi trzeba. — Zostań się — przez Boga, nie chodź za mną — nie wstawaj, powiadam ci raz jeszcze. —
-               
-               wychodzi
-       
-
-
-
-
-
-Ogród przy świetle księżyca — za parkanem kościół. —
-
-
-MĄŻ
-       
-               Od dnia ślubu mojego spałem snem odrętwiałym, snem żarłoków, snem fabrykanta Niemca przy żonie Niemce — świat cały jakoś zasnął wokoło mnie na podobieństwo moje — jeździłem po krewnych, po doktorach, po sklepach, a że dziecię ma się mi narodzić, myślałem o mamce. —
-       
-       
-       Bije druga na wieży kościoła.
-       
-       
-               Do mnie, państwa moje dawne, zaludnione, żyjące, garnące się pod myśl moją — słuchające natchnień moich — niegdyś odgłos nocnego dzwonu był hasłem waszym. —
-       
-               chodzi i załamuje ręce
-       
-               Boże, czyś Ty sam uświęcił związek dwóch ciał? czyś Ty sam wyrzekł, że nic ich rozerwać nie zdoła, choć dusze się odepchną od siebie, pójdą każda w swoją stronę i ciała, gdyby dwa trupy, zostawią przy sobie? —
-               
-               
-               
-               Znowu jesteś przy mnie — o moja — o moja, zabierz mnie z sobą. — Jeśliś złudzeniem, jeślim cię wymyślił, a tyś się utworzyła ze mnie i teraz objawiasz się mnie, niechże i ja będę marą, stanę się mgłą i dymem, by zjednoczyć się z tobą. —
-       
-
-
-DZIEWICA
-       
-               Pójdzieszli za mną, w którykolwiek dzień przylecę po ciebie? —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               O każdej chwili twoim jestem. —
-       
-
-
-DZIEWICA
-       
-               Pamiętaj. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Zostań się — nie rozpraszaj się jako sen. — Jeśliś pięknością nad pięknościami, pomysłem nad wszystkimi myśli, czegóż nie trwasz dłużej od jednego życzenia, od jednej myśli? —
-       
-
-
-Okno otwiera się w przyległym domu.
-
-
-GŁOS KOBIECY
-       
-               Mój drogi, chłód nocy spadnie ci na piersi; wracaj, mój najlepszy, bo mi tęskno samej w tym czarnym, dużym pokoju. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Dobrze — zaraz. —
-               
-               Znikł duch, ale obiecał, że powróci, a wtedy żegnaj mi, ogródku i domku, i ty, stworzona dla ogródka i domku, ale nie dla mnie.
-       
-
-
-GŁOS
-       
-               Zmiłuj się — coraz chłodniej nad rankiem. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               A dziecię moje — o Boże!
-
-               wychodzi
-       
-
-
-
-
-
-Salon — dwie świece na fortepianie — kolebka z uśpionym dzieckiem w kącie — Mąż rozciągnięty na krześle, z twarzą ukrytą w dłoniach — Żona przy fortepianie.
-
-
-ŻONA
-       
-               Byłam u Ojca Beniamina, obiecał mi się na pojutrze. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Dziękuję ci.
-       
-
-
-ŻONA
-       
-               Posłałam do cukiernika, żeby kilka tort przysposobił, boś podobno dużo gości sprosił na chrzciny — wiesz — takie czokoladowe, z cyfrą Jerzego Stanisława. —
-
-
-
-MĄŻ
-       
-               Dziękuję ci.
-       
-
-
-ŻONA
-       
-               Bogu dzięki, że już raz się odbędzie ten obrządek — że Orcio nasz zupełnie chrześcijaninem się stanie — bo choć już chrzczony z wody, zdawało mi się zawsze, że mu nie dostaje czegoś. —
-       
-               idzie do kolebki
-               
-               Śpij, moje dziecię — czy już się tobie coś śni, że zrzuciłeś kołderkę — ot, tak — teraz leż tak. — Orcio mi dzisiaj niespokojny — mój maleńki — mój śliczny, śpij. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               na stronie
-       
-               Parno — duszno — burza się gotuje — rychłoż tam ozwie się piorun, a tu pęknie serce moje? —
-       
-
-
-ŻONA
-       
-               wraca, siada do fortepianu, gra i przerywa, znowu grać zaczyna i przestaje znowu
-       
-               Dzisiaj, wczoraj ach! mój ty Boże, i przez cały tydzień, i już od trzech tygodni, od miesiąca słowa nie rzekłeś do mnie — i wszyscy, których widzę, mówią mi, że źle wyglądam. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               na stronie
-       
-               Nadeszła godzina nic jej nie odwlecze.—
-               
-               głośno
-               
-               Zdaje mi się owszem, że dobrze wyglądasz.
-       
-
-
-ŻONA
-       
-               Tobie wszystko jedno, bo już nie patrzysz na mnie, odwracasz się, kiedy wchodzę, i zakrywasz oczy, kiedy siedzę blisko. — Wczoraj byłam u spowiedzi i przypominałam sobie wszystkie grzechy — a nie mogłam nic znaleźć takiego, co by cię obrazić mogło. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Nie obraziłaś mnie.
-       
-
-
-ŻONA
-       
-               Mój Boże — mój Boże!
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Czuję, że powinienem cię kochać. —
-       
-
-
-ŻONA
-       
-               Dobiłeś mnie tym jednym: „powinienem”. — Ach! lepiej wstań i powiedz — „nie kocham” — przynajmniej już będę wiedziała wszystko — wszystko. —
-       
-               zrywa się i bierze dziecko z kolebki
-               
-               Jego nie opuszczaj, a ja się na gniew twój poświęcę — dziecko moje kochaj — dziecko moje, Henryku. —
-               
-               przyklęka
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               podnosząc
-       
-               Nie zważaj na to, com powiedział — napadają mnie często złe chwile — nudy. —
-       
-
-
-ŻONA
-       
-               O jedno słowo cię proszę — o jedną obietnicę tylko — powiedz, że go zawsze kochać będziesz. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               I ciebie, i jego — wierzaj mi.
-       
-
-
-Całuje ją w czoło — a ona go obejmuje ramionami — Wtem grzmot słychać — zaraz potem muzykę — akord po akordzie, i coraz dziksze.
-
-
-ŻONA
-       
-               Co to znaczy?
-       
-               dziecię ciśnie do piersi. Muzyka się urywa.
-       
-
-
-Wchodzi Dziewica.
-
-
-[DZIEWICA]
-       
-               O mój luby, przynoszę ci błogosławieństwo i rozkosz — chodź za mną. —
-       
-               O mój luby, odrzuć ziemskie łańcuchy, które cię pętają. — Ja ze świata świeżego, bez końca, bez nocy. — Jam twoja. —
-       
-
-
-ŻONA
-       
-               Najświętsza Panno, ratuj mnie! — to widmo blade, jak umarły — oczy zgasłe i głos jak skrzypienie woza, na którym trup leży. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Twe czoło jasne, twój włos kwieciem przetykany, o luba. —
-       
-
-
-ŻONA
-       
-               Całun w szmatach opada jej z ramion. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Światło leje się naokoło ciebie — głos twój raz jeszcze — niechaj zaginę potem. —
-       
-
-
-DZIEWICA
-       
-               Ta, która cię wstrzymuje, jest złudzeniem. — Jej życie znikome — jej miłość jako liść, co ginie wśród tysiąca zeschłych — ale ja nie przeminę. —
-       
-
-
-ŻONA
-       
-               Henryku, Henryku, zasłoń mnie, nie daj mnie — czuję siarkę i zaduch grobowy. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Kobieto z gliny i błota, nie zazdrość, nie potwarzaj — nie bluźń — patrz — to myśl pierwsza Boga o tobie, ale tyś poszła za radą węża i stałaś się, czym jesteś. —
-       
-
-
-ŻONA
-       
-               Nie puszczę cię. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               O luba! rzucam dom i idę za tobą. —
-       
-               wychodzi
-       
-
-
-ŻONA
-       
-               Henryku — Henryku —
-       
-               mdleje i pada z dzieckiem — drugi grzmot
-       
-
-
-
-
-
-Chrzest — Goście — Ojciec Beniamin — Ojciec Chrzestny — Matka Chrzestna — mamka z dzieckiem — na sofie na boku siedzi Żona — w głębi służący.
-
-
-PIERWSZY GOŚĆ
-       
-               po cichu
-       
-               Dziwna rzecz, gdzie Hrabia się podział. —
-       
-
-
-DRUGI GOŚĆ
-       
-               Zabałamucił się gdzieś lub pisze. —
-       
-
-
-PIERWSZY GOŚĆ
-       
-               A Pani blada, niewyspana, słowa do nikogo nie przemówiła.
-       
-
-
-TRZECI GOŚĆ
-       
-               Chrzest dzisiejszy przypomina mi bale, na które zaprosiwszy gospodarz, zgra się wilią w karty, a potem gości przyjmuje z grzecznością rozpaczy. —
-       
-
-
-CZWARTY GOŚĆ
-       
-               Opuściłem śliczną księżniczkę — przyszedłem — sądziłem, że będzie sute śniadanie, a zamiast tego, jako Pismo mówi, płacz i zgrzytanie zębów. —
-       
-
-
-OJCIEC BENIAMIN
-       
-               Jerzy Stanisławie, przyjmujesz olej święty?
-       
-
-
-OJCIEC I MATKA CHRZESTNA
-       
-               Przyjmuję. —
-       
-
-
-JEDEN Z GOŚCI
-       
-               Patrzcie, wstała i stąpa, jak gdyby we śnie. —
-       
-
-
-DRUGI GOŚĆ
-       
-               Roztoczyła ręce przed się i chwiejąc się idzie ku synowi. —
-       
-
-
-TRZECI GOŚĆ
-       
-               Co mówicie! — Podajmy jej ramię, bo zemdleje. —
-       
-
-
-OJCIEC BENIAMIN
-       
-               Jerzy Stanisławie, wyrzekasz się Szatana i pychy jego?
-       
-
-
-OJCIEC I MATKA CHRZESTNA
-       
-               Wyrzekam się. —
-       
-
-
-JEDEN Z GOŚCI
-       
-               Cyt — słuchajcie. —
-       
-
-
-ŻONA
-       
-               kładąc dłonie na głowie dziecięcia
-       
-               Gdzie ojciec twój, Orcio? —
-       
-
-
-OJCIEC BENIAMIN
-       
-               Proszę nie przerywać. —
-       
-
-
-ŻONA
-       
-               Błogosławię cię, Orciu, błogosławię, dziecię moje. — Bądź poetą, aby cię ojciec kochał, nie odrzucił kiedyś. —
-       
-
-
-MATKA CHRZESTNA
-       
-               Ale pozwólże, moja Marysiu. —
-       
-
-
-ŻONA
-       
-               Ty ojcu zasłużysz się i przypodobasz — a wtedy on twojej matce przebaczy. —
-       
-
-
-OJCIEC BENIAMIN
-       
-               Bój się Pani Hrabina Boga. —
-       
-
-
-ŻONA
-       
-               Przeklinam cię, jeśli nie będziesz poetą. —
-       
-               mdleje — wynoszą ją sługi
-       
-
-
-GOŚCIE
-       
-               razem
-       
-               Coś nadzwyczajnego zaszło w tym domu, wychodźmy, wychodźmy! —
-       
-
-
-Tymczasem obrzęd się kończy — dziecię płaczące odnoszą do kolebki.
-
-
-OJCIEC CHRZESTNY
-       
-               przed kolebką
-       
-               Jerzy Stanisławie, dopiero coś został chrześcijaninem i wszedł do towarzystwa ludzkiego, a później zostaniesz obywatelem, a za staraniem rodziców i łaską Bożą znakomitym urzędnikiem — pamiętaj, że Ojczyznę kochać trzeba i że nawet za Ojczyznę zginąć jest pięknie...
-       
-
-
-Wychodzą wszyscy.
-
-
-
-
-
-Piękna okolica — wzgórza i łasy — góry w oddali.
-
-
-MĄŻ
-       
-               Tegom żądał, o to przez długie modliłem się lata i nareszciem już bliski mojego celu — świat ludzi zostawiłem z tyłu — niechaj sobie tam każda mrówka bieży i bawi się dźbłem swoim, a kiedy go opuści, niech skacze ze złości lub umiera z żalu. —
-       
-
-
-GŁOS DZIEWICY
-       
-               Tędy — tędy. —
-       
-               przechodzi
-       
-
-
-
-
-
-Góry i przepaście ponad morzem — gęste chmury — burza. —
-
-
-MĄŻ
-       
-               Gdzie mi się podziała — nagle rozpłynęły się wonie poranku, pogoda się zaćmiła — stoję na tym szczycie, otchłań pode mną i wiatry huczą przeraźliwie. —
-       
-
-
-GŁOS DZIEWICY
-       
-               w oddaleniu
-       
-               Do mnie, mój luby.
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Jakże już daleko, a ja przesadzić nie zdołam przepaści. —
-       
-
-
-GŁOS
-       
-               w pobliżu
-       
-               Gdzie skrzydła twoje? —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Zły duchu, co się natrząsasz ze mnie, gardzę tobą. —
-       
-
-
-GŁOS DRUGI
-       
-               U wiszaru góry twoja wielka dusza, nieśmiertelna, co jednym rzutem niebo przelecieć miała, ot kona! — i nieboga twoich stóp się prosi, by nie szły dalej — wielka dusza — serce wielkie. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Pokażcie mi się, weźcie postać, którą bym mógł zgiąć i obalić. — Jeśli się was ulęknę, bodajbym Jej nie otrzymał nigdy. —
-       
-
-
-DZIEWICA
-       
-               na drugiej stronie przepaści
-       
-               Uwiąż się dłoni mojej i wzleć. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Cóż się dzieje z tobą — kwiaty odrywają się od skroni twoich i padają na ziemię, a jak tylko się jej dotkną, ślizgają jak jaszczurki, czołgają jak żmije. —
-       
-
-
-DZIEWICA
-       
-               Mój luby! —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Przez Boga, suknię wiatr zdarł ci z ramion i rozdarł w szmaty. —
-       
-
-
-DZIEWICA
-       
-               Czemu się ociągasz? —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Deszcz kapie z włosów — kości nagie wyzierają z łona. —
-       
-
-
-DZIEWICA
-       
-               Obiecałeś — przysiągłeś —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Błyskawica zrzenice jej wyżarła. —
-       
-
-
-CHÓR DUCHÓW ZŁYCH
-       
-               Stara, wracaj do piekła — uwiodłaś serce wielkie i dumne, podziw ludzi i siebie samego. — Serce wielkie, idź za lubą twoją. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Boże, czy Ty mnie za to potępisz, żem uwierzył, iż Twoja piękność przenosi o całe niebo piękność tej ziemi — za to, żem ścigał za nią i męczył się dla niej, ażem stał się igrzyskiem szatanów!
-       
-
-
-DUCH ZŁY
-       
-               Słuchajcie, bracia — słuchajcie! —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Dobija ostatnia godzina. — Burza kręci się czarnymi wiry — morze dobywa się na skały i ciągnie ku mnie — niewidoma siła pcha mnie coraz dalej — coraz bliżej —z tyłu tłum ludzi wsiadł mi na barki i prze ku otchłani. —
-       
-
-
-DUCH ZŁY
-       
-               Radujcie się, bracia — radujcie! —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Na próżno walczyć — rozkosz otchłani mnie porywa — zawrót w duszy mojej — Boże — wróg Twój zwycięża! —
-       
-
-
-ANIOŁ STRÓŻ
-       
-               ponad morzem
-
-               Pokój wam, bałwany, uciszcie się. —
-               
-               W tej chwili na głowę dziecięcia twego zlewa się woda święta. —
-               
-               Wracaj do domu i nie grzesz więcej. —
-               
-               Wracaj do domu i kochaj dziecię twoje. —
-       
-
-
-
-
-
-Salon z fortepianem — wchodzi Mąż — Służący ze świecą za nim. —
-
-
-MĄŻ
-       
-               Gdzie Pani?
-       
-
-
-SŁUGA JW.
-       
-               Pani słaba. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Byłem w jej pokoju — pusty. —
-       
-
-
-SŁUGA
-       
-               Jasny Panie, bo JW. Pani tu nie ma.
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               A gdzie?
-       
-
-
-SŁUGA
-       
-               Odwieźli ją wczoraj...
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Gdzie?
-       
-
-
-SŁUGA
-       
-               Do domu wariatów.
-       
-               ucieka z pokoju
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Słuchaj, Mario, może ty udajesz, skryłaś się gdzie, żeby mnie ukarać? Ozwij się, proszę cię — Mario — Marysiu —
-       
-               Nie — nikt nie odpowiada. — Janie — Katarzyno! — Ten dom cały ogłuchł — oniemiał. —
-               
-               Tę, której przysiągłem na wierność i szczęście, sam strąciłem do rzędu potępionych już na tym świecie. — Wszystko, czegom się dotknął, zniszczyłem i siebie samego zniszczę w końcu. — Czyż na to piekło mnie wypuściło, bym trochę dłużej był jego żywym obrazem na ziemi?
-               
-               Na jakiejże poduszce ona dziś głowę położy? — Jakież dźwięki otoczą ją w nocy? — Skowyczenia i śpiewy obłąkanych. Widzę ją — czoło, na którym zawsze myśl spokojna, witająca — uprzejma — przezierała — pochylone trzyma — a myśl dobrą swoją posłała w nieznane obszary, może za mną, i błąka się biedna, i płacze. —
-       
-
-
-GŁOS SKĄDSIŚ
-       
-               Dramat układasz. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Ha! — mój Szatan się odzywa —
-       
-               bieży ku drzwiom, rozpycha podwoje
-               
-               Tatara mi osiodłać — płaszcz mój i pistolety! —
-       
-
-
-
-
-
-Dom obłąkanych, w górzystej okolicy. — Ogród wokoło. —
-
-
-ŻONA DOKTORA
-       
-               z pękiem kluczów u drzwi
-       
-               — Może Pan krewny Hrabiny. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Jestem przyjacielem jej męża, on mnie tu przysłał. —
-       
-
-
-ŻONA DOKTORA
-       
-               Proszę Pana — wiele sobie z niej obiecywać nie sposób — mój mąż wyjechał, byłby to lepiej wyłuszczył — przywieźli ją zawczoraj — była w konwulsjach. — Jakie gorąco. —
-       
-               obciera twarz
-       
-               Mamy dużo chorych — żadnego jednak tak niebezpiecznie, jak ona. — Imainuj sobie Pan, ten instytut kosztuje nas ze dwakroć sto tysięcy. — Patrz Pan, jaki widok na góry — ale Pan, widzę, niecierpliwy — więc to nieprawda, że jakóbinyjej męża porwali w nocy? — Proszę Pana. —
-       
-
-
-
-
-
-Pokój — kratowane okno — kilko krzeseł — łóżko — Żona na kanapie. —
-
-
-MĄZ
-       
-               wchodzi
-       
-               Chcę być z nią sam na sam. —
-       
-
-
-GŁOS ZZA DRZWI
-       
-               Mój mąż by się gniewał, gdyby...
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Dajże mi W. Pani pokój! —
-       
-               drzwi za sobą zamyka i idzie ku Żonie
-       
-
-
-GŁOS ZNAD SUFITU
-       
-               W łańcuchy spętaliście Boga. — Jeden już umarł na krzyżu. — Ja drugi Bóg, i równie wśród katów. —
-       
-
-
-GŁOS SPOD PODŁOGI
-       
-               Na rusztowanie głowy królów i panów — ode mnie poczyna się wolność ludu. —
-       
-
-
-GŁOS ZZA PRAWEJ ŚCIANY
-       
-               Klękajcie przed królem, panem waszym. —
-       
-
-
-GŁOS ZZA LEWEJ ŚCIANY
-       
-               Kometa na niebie już błyska — dzień strasznego sądu się zbliża. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Czy mnie poznajesz, Mario? —
-       
-
-
-ŻONA
-       
-               Przysięgłam ci na wierność do grobu. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Chodź — daj mi ramię, wyjdziemy. —
-       
-
-
-ŻONA
-       
-               Nie mogę się podnieść — dusza opuściła ciało moje, wstąpiła do głowy. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Pozwól, wyniosę ciebie. —
-       
-
-
-ŻONA
-       
-               Dozwól chwil kilka jeszcze, a stanę się godną ciebie. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Jak to?
-       
-
-
-ŻONA
-       
-               Modliłam się trzy nocy i Bóg mnie wysłuchał. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Nie rozumiem cię. —
-       
-
-
-ŻONA
-       
-               Od kiedym cię straciła, zaszła odmiana we mnie — „Panie Boże” mówiłam i biłam się w piersi, i gromnicę przystawiałam do piersi, i pokutowałam, „spuść na mnie ducha poezji” i trzeciego dnia z rana stałam się poetą. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Mario —
-       
-
-
-ŻONA
-       
-               Henryku, mną teraz już nie pogardzisz — jestem pełna natchnienia — wieczorami już mnie nie będziesz porzucał. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Nigdy, nigdy. —
-       
-
-
-ŻONA
-       
-               Patrz na mnie. — Czy nie zrównałam się z tobą? — Wszystko pojmę, zrozumiem, wydam, wygram, wyśpiewam. — Morze, gwiazdy, burza, bitwa. — Tak, gwiazdy, burza, morze — ach! wymknęło mi się jeszcze coś — bitwa. — Musisz mnie zaprowadzić na bitwę — ujrzę i opiszę — trup, całun, krew, fala, rosa, trumna. —
-       
-               Nieskończoność mnie obleje
-               I jak ptak, w nieskończoności
-               Błękit skrzydłami rozwieję
-               I lecąc, się rozemdleję
-               W czarnej nicości. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Przeklęstwo — przeklęstwo! —
-       
-
-
-ŻONA
-       
-               obejmuje go ramionami i całuje w usta
-       
-               Henryku mój, Henryku, jakżem szczęśliwa. —
-       
-
-
-GŁOS SPOD POSADZKI
-       
-               Trzech królów własną ręką zabiłem — dziesięciu jest jeszcze — i księży stu śpiewających mszę. —
-       
-
-
-GŁOS Z LEWEJ STRONY
-       
-               Słońce trzecią część blasku straciło — gwiazdy zaczynają potykać się po drogach swoich — niestety — niestety.
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Dla mnie już nadszedł dzień sądu.
-       
-
-
-ŻONA
-       
-               Rozjaśnij czoło, bo smucisz mnie na nowo. — Czegóż ci nie dostaje? — Wiesz, powiem ci coś jeszcze.
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Mów, a wszystkiego dopełnię.
-       
-
-
-ŻONA
-       
-               Twój syn będzie poetą.
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Co?
-       
-
-
-ŻONA
-       
-               Na chrzcie ksiądz mu dał pierwsze imię — poeta — a następne znasz, Jerzy Stanisław. — Jam to sprawiła — błogosławiłam, dodałam przeklęstwo — on będzie poetą. — Ach, jakże cię kocham, Henryku.
-       
-
-
-GŁOS Z SUFITU
-       
-               Daruj im, Ojcze, bo nie wiedzą, co czynią.
-       
-
-
-ŻONA
-       
-               Tamten dziwne cierpi obłąkanie — nieprawdaż?
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Najdziwniejsze.
-       
-
-
-ŻONA
-       
-               On nie wie, co gada, ale ja ci ogłoszę, co by było, gdyby Bóg oszalał
-       
-               bierze go za rękę
-       
-               Wszystkie światy lecą to na dół, to w górę — człowiek każdy, robak każdy krzyczy — „Ja Bogiem” — i co chwila jeden po drugim konają — gasną komety i słońca. — Chrystus nas już nie zbawi — krzyż swój wziął w ręce obie i rzucił w otchłań. Czy słyszysz, jak ten krzyż, nadzieja milionów, rozbija się o gwiazdy, łamie się, pęka, rozlatuje w kawałki, a coraz niżej i niżej — aż tuman wielki powstał z jego odłamków — Najświętsza Bogarodzica jedna się jeszcze modli i gwiazdy, Jej służebnice, nie odbiegły Jej dotąd — ale i Ona pójdzie, kędy idzie świat cały. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Mario, może chcesz widzieć syna? —
-       
-
-
-ŻONA
-       
-               Jam mu skrzydła przypięła, posłała między światy, by się napoił wszystkim, co piękne i straszne, i wyniosłe. — On wróci kiedyś i uraduje ciebie. — Ach!
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Źle tobie?
-       
-
-
-ŻONA
-       
-               W głowie mi ktoś lampę zawiesił i lampa się kołysze — nieznośnie. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Mario moja najdroższa, bądźże mi spokojna, jako dawniej byłaś. —
-       
-
-
-ŻONA
-       
-               Kto jest poetą, ten nie żyje długo.
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Hej! ratunku — pomocy! —
-       
-
-
-Wpadają kobiety i Żona Doktora.
-
-
-ŻONA DOKTORA
-       
-               Pigułek — proszków! — Nie — nic zsiadłego — owszem, płynne jakie lekarstwo. — Małgosiu, bież do apteczki! — Pan sam temu przyczyną — mój mąż mnie wyłaje. —
-       
-
-
-ŻONA
-       
-               Żegnam cię, Henryku. —
-       
-
-
-ŻONA DOKTORA
-       
-               To JW. Hrabia sam w osobie swojej!
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Mario, Mario! —
-       
-               ściska ją
-       
-
-
-ŻONA
-       
-               Dobrze mi, bo umieram przy tobie. —
-       
-               spuszcza głowę
-       
-
-
-ŻONA DOKTORA
-       
-               Jaka czerwona. — Krew rzuciła się do mózgu.
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Ale jej nic nie będzie!
-       
-
-
-Wchodzi Doktor i zbliża się do kanapy.
-
-
-DOKTOR
-       
-               Już jej nic nie ma — umarła. —
-       
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-CZĘŚĆ DRUGA
-
-
-Czemu, o dziecię, nie hasasz na kijku, nie bawisz się lalką, much nie mordujesz, nie wbijasz na pal motyli, nie tarzasz się po trawnikach, nie kradniesz łakoci, nie oblewasz łzami wszystkich liter od A do Z? — Królu much i motyli, przyjacielu poliszynela, czarcie maleńki, czemuś tak podobny do aniołka? — Co znaczą twoje błękitne oczy, pochylone, choć żywe, pełne wspomnień, choć ledwo kilka wiosen przeszło ci nad głową? — Skąd czoło opierasz na rączkach białych i zdajesz się marzyć, a jako kwiat obarczony rosą, tak skronią twoje obarczone myślami? —
-
-
-
-
-
-A kiedy się zarumienisz, płoniesz jak stulistna róża i, pukle odwijając w tył, wzroczkiem sięgasz do nieba — powiedz, co słyszysz, co widzisz, z kim rozmawiasz wtedy? — Bo na twe czoło występują zmarszczki, gdyby cieniutkie nici, płynące z niewidzialnego kłębka — bo w oczach twoich jaśnieje iskra, której nikt nie rozumie — a mamka twoja płacze i woła na ciebie, i myśli, że jej nie kochasz — a znajomi i krewni wołają na ciebie i myślą, że ich nie poznajesz — twój ojciec jeden milczy i spogląda ponuro, a łza mu się zakręci i znowu gdzieś przepadnie. —
-
-
-
-
-
-Lekarz wziął cię za puls, liczył bicia i ogłosił, że masz nerwy. — Ojciec Chrzestny ciast ci przyniósł, poklepał po ramieniu i wróżył, że będziesz obywatelem pośród wielkiego narodu. — Profesor przystąpił i macał głowę twoją, i wyrzekł, że masz zdatność do nauk ścisłych. — Ubogi, któremuś dał grosz, przechodząc, do czapki, obiecał ci piękną żonę na ziemi i koronę w niebie. — Wojskowy przyskoczył, porwał i podrzucił, i krzyknął: „Będziesz pułkownikiem”. — Cyganka długo czytała dłoń twoją prawą i lewą, nic wyczytać nie mogła; jęcząc odeszła, dukata wziąć nie chciała. — Magnetyzer palcami ci wionął w oczy, długimi palcami twarz ci okrążył i przeląkł się, bo czuł, że sam zasypia. — Ksiądz gotował cię do pierwszej spowiedzi — i chciał ukląc przed tobą, jak przed obrazkiem. — Malarz nadszedł, kiedyś się gniewał i tupał nóżkami; nakreślił z ciebie szatanka i posadził cię na obrazie dnia sądnego między wyklętymi duchami. —
-
-
-
-
-
-Tymczasem wzrastasz i piękniejesz — nie ową świeżością dzieciństwa mleczną i poziomkową, ale pięknością dziwnych, niepojętych myśli, które chyba z innego świata płyną ku tobie — bo choć często oczy masz gasnące, śniade lica, zgięte piersi, każdy, co spojrzy na ciebie, zatrzyma się i powie: „Jakie śliczne dziecię!” — Gdyby kwiat, co więdnie, miał duszę z ognia i natchnienie z nieba, gdyby na każdym listku, chylącym się ku ziemi, anielska myśl leżała miasto kropli rosy, ten kwiat byłby do ciebie podobnym, o dziecię moje — może takie bywały przed upadkiem Adama. —
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-Cmentarz — Mąż i Orcio przy grobie w gotyckie filary i wieżyczki.
-
-
-MĄŻ
-       
-               Zdejm kapelusik i módl się za duszę matki. —
-       
-
-
-ORCIO
-       
-               Zdrowaś Panno Maryjo, łaskiś Bożej pełna, Królowa niebios, Pani wszystkiego, co kwitnie na ziemi, po polach, nad strumieniami...
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Czego odmieniasz słowa modlitwy — módl się, jak cię nauczono, za matkę, która temu dziesięć lat właśnie o tej samej godzinie skonała.
-       
-
-
-ORCIO
-       
-               Zdrowaś Panno Maryjo, łaski Bożej pełna, Pan z Tobą, błogosławionaś między Aniołami, i każdy z nich, kiedy przechodzisz, tęczę jedną z skrzydeł swych wydziera i rzuca pod stopy Twoje. — Ty na nich, jak gdyby na falach...
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Orcio! —
-       
-
-
-ORCIO
-       
-               Kiedy mi te słowa się nawijają i bolą w głowie tak, że, proszę Papy, muszę je powiedzieć. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Wstań, taka modlitwa nie idzie do Boga. — Matki nie pamiętasz — nie możesz jej kochać. —
-       
-
-
-ORCIO
-       
-               Widuję bardzo często Mamę. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Gdzie, mój maleńki? —
-       
-
-
-ORCIO
-       
-               We śnie, to jest, niezupełnie we śnie, ale tak, kiedy zasypiam, na przykład zawczoraj. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Dziecko moje, co ty gadasz?
-       
-
-
-ORCIO
-       
-               Była bardzo biała i wychudła. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               A mówiła co do ciebie?
-       
-
-
-ORCIO
-       
-               Zdawało mi się, że się przechadza po wielkiej i szerokiej ciemności, sama bardzo biała, i mówiła:
-       
-               Ja błąkam się wszędzie,
-               Ja wszędzie się wdzieram,
-               Gdzie światów krawędzie,
-               Gdzie aniołów pienie,
-               I dla ciebie zbieram
-               Kształtów roje,
-               O dziecię moje!
-               Myśli i natchnienie.
-               
-               I od duchów wyższych,
-               I od duchów niższych
-               Farby i odcienie,
-               Dźwięki i promienie
-               Zbieram dla ciebie,
-               Byś ty, o synku mój!
-               Był, jako są w niebie,
-               I ojciec twój
-               Kochał ciebie —
-               
-               Widzi Ojciec, że pamiętam słowo w słowo — proszę kochanego Papy, ja nie kłamię. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               opierając się o filar grobu
-       
-               Mario, czyż dziecię własne chcesz zgubić, mnie dwoma zgonami obarczyć?... Co ja mówię? Ona gdzieś w niebie, cicha i spokojna, jak za życia na ziemi — marzy się tylko temu biednemu chłopięciu. —
-       
-
-
-ORCIO
-       
-               I teraz słyszę głos jej, lecz nic nie widzę. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Skąd — w której stronie? —
-       
-
-
-ORCIO
-       
-               Jak gdyby od tych dwóch modrzewi, na które pada światło zachodzącego słońca. —
-       
-               Ja napoję
-               Usta twoje
-               Dźwiękiem i potęgą,
-               Czoło przyozdobię
-               Jasności wstęgą,
-               I matki miłością
-               Obudzę w tobie
-               Wszystko, co ludzie na ziemi, anieli w niebie
-               Nazwali pięknością, —
-               By ojciec twój,
-               O synku mój!
-               Kochał ciebie —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Czyż myśli ostatnie przy zgonie towarzyszą duszy, choć dostanie się do nieba — możeż być duch szczęśliwym, świętym i obłąkanym zarazem? —
-       
-
-
-ORCIO
-       
-               Głos Mamy słabieje, ginie już prawie za murem kośćtnicy, ot tam — tam — jeszcze powtarza —
-       
-               O synku mój!
-               By ojciec twój
-               Kochał ciebie —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Boże, zmiłuj się nad dzieckiem naszym, którego, zda się, że w gniewie Twoim przeznaczyłeś szaleństwu i za wczesnej śmierci. — Panie, nie wydzieraj rozumu własnym stworzeniom, nie opuszczaj świątyń, któreś Sam wybudował Sobie — spojrzyj na męki moje, i aniołka tego nie wydawaj piekłu — mnieś przynajmniej obdarzył siłą na wytrzymanie natłoku myśli, namiętności i uczuć, a jemu? — dałeś ciało do pajęczyny podobne, które lada myśl wielka rozerwie — o Panie Boże — o Boże! —
-       
-               
-               
-               Od lat dziesięciu dnia spokojnego nie miałem — nasłałeś wielu ludzi na mnie, którzy mi szczęścia winszowali, zazdrościli, życzyli — spuściłeś na mnie grad boleści i znikomych obrazów, i przeczuciów, i marzeń — łaska Twoja na rozum spadła, nie na serce moje — dozwól mi dziecię ukochać w pokoju, i niechaj stanie mir już między Stwórcą i stworzonym. — Synu, przeżegnaj się i chodź ze mną. Wieczny odpoczynek.
-       
-
-
-Wychodzą.
-
-
-
-
-
-Spacer — damy i kawalerowie — Filozof — Mąż.
-
-
-FILOZOF
-       
-               Powtarzam, iż to jest nieodbitą, samowolną wiarą we mnie, że czas nadchodzi wyzwolenia kobiet i Murzynów. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Pan masz rację.
-       
-
-
-FILOZOF
-       
-               I wielkiej do tego odmiany w towarzystwie ludzkim w szczególności i w ogólności — z czego wywodzę odrodzenie się rodu ludzkiego przez krew i zniszczenie form starych. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Tak się Panu wydaje? —
-       
-
-
-FILOZOF
-       
-               Podobnie jako glob nasz się prostuje lub pochyla na osi swojej przez nagłe rewolucje. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Czy widzisz to drzewo spróchniałe? —
-       
-
-
-FILOZOF
-       
-               Z młodymi listkami na dolnych gałązkach. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Dobrze. — Jak sądzisz — wiele lat jeszcze stać może?
-       
-
-
-FILOZOF
-       
-               Czy ja wiem? — Rok — dwa lata. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               A jednak dzisiaj wypuściło z siebie kilka listków świeżych, choć korzenie gniją coraz bardziej. —
-       
-
-
-FILOZOF
-       
-               Cóż z tego? —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Nic — tylko, że gruchnie i pójdzie precz na węgle i popiół, bo nawet stolarzowi nie zda się na nic. —
-       
-
-
-FILOZOF
-       
-               Przecie nie o tym mowa. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Jednak to obraz twój i wszystkich twoich, i wieku twego, i teorii twojej. —
-       
-
-
-Przechodzą.
-
-
-
-
-
-Wąwóz pomiędzy górami.
-
-
-MĄŻ
-       
-               Pracowałem lat wiele na odkrycie ostatniego końca wszelkich wiadomości, rozkoszy i myśli, i odkryłem — próżnię grobową w sercu moim — znam wszystkie uczucia po imieniu, a żadnej żądzy, żadnej wiary, miłości nie ma we mnie — jedno kilka przeczuciów krąży w tej pustyni — o synu moim, że oślepnie — o towarzystwie, w którym wzrosłem, że rozprzęgnie się — i cierpię tak, jak Bóg jest szczęśliwy, sam w sobie, sam dla siebie. —
-       
-
-
-GŁOS ANIOŁA STRÓŻA
-       
-               Schorzałych, zgłodniałych, rozpaczających pokochaj bliźnich twoich, biednych bliźnich twoich, a zbawion będziesz.
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Kto się odzywa? —
-       
-
-
-MEFISTO
-       
-               przechodząc
-       
-               Kłaniam uniżenie — lubię czasem zastanawiać podróżnych darem, który natura osadziła we mnie. — Jestem brzuchomowca. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               podnosząc rękę do kapelusza
-       
-               Na kopersztychu podobną twarz gdzieś widziałem. —
-       
-
-
-MEFISTO
-       
-               na stronie
-       
-               Hrabia ma dobrą pamięć. —
-               
-               głośno
-               
-               Niech będzie pochwalon —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Na wieki wieków — amen. —
-       
-
-
-MEFISTO
-       
-               wchodząc pomiędzy skały
-       
-               Ty i głupstwo twoje. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Biedne dziecię, dla win ojca, dla szału matki przeznaczone wiecznej ślepocie — nie dopełnione, bez namiętności, żyjące tylko marzeniem, cień przelatującego anioła, rzucony na ziemię i błądzący w znikomości swojej. — Jakiż ogromny orzeł wzbił się nad miejscem, w którym ten człowiek zniknął! —
-       
-
-
-ORZEŁ
-       
-               Witam cię — witam.
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Leci ku mnie, cały czarny — świst jego skrzydeł jako świst tysiąca kul w boju. —
-       
-
-
-ORZEŁ
-       
-               Szablą ojców twoich bij się o ich cześć i potęgę.
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Roztoczył się nade mną — wzrokiem węża grzechotnika ssie mi źrzenice — ha! rozumiem ciebie. —
-       
-
-
-ORZEŁ
-       
-               Nie ustępuj, nie ustąp nigdy — a wrogi twe, podłe wrogi twe pójdą w pył. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Żegnam cię wśród skał, pomiędzy którymi znikasz — bądź co bądź, fałsz czy prawda, zwycięstwo czy zaguba, uwierzę tobie, posłanniku chwały. — Przeszłości, bądź mi ku pomocy — a jeśli duch twój wrócił do łona Boga, niechaj się znów oderwie, wstąpi we mnie, stanie się myślą, siłą i czynem. —
-       
-               zrzuca żmiją
-       
-               Idź, podły gadzie — jako strąciłem ciebie i nie ma żalu po tobie w naturze, tak oni wszyscy stoczą się w dół i po nich żalu nie będzie — sławy nie zostanie — żadna chmura się nie odwróci w żegludze, by
-               spojrzeć za sobą na tylu synów ziemi, ginących pospołu. —
-               
-               
-       
-               Oni naprzód — ja potem. —
-               
-               
-               
-               Błękicie niezmierzony, ty ziemię obwijasz — ziemia niemowlęciem, co zgrzyta i płacze — ale ty nie drżysz, nie słuchasz jej, ty płyniesz w nieskończoność swoją. —
-               
-               
-               
-               Matko naturo, bądź mi zdrowa — idę się na człowieka przetworzyć, walczyć idę z bracią moją.
-       
-
-
-
-
-
-Pokój. — Mąż — Lekarz — Orcio.
-
-
-MĄŻ
-       
-               Nic mu nie pomogli — w Panu ostatnia nadzieja. —
-       
-
-
-LEKARZ
-       
-               Bardzo mi zaszczytnie...
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Mów panu, co czujesz. —
-       
-
-
-ORCIO
-       
-               Już nie mogę ciebie, Ojcze, i tego pana rozpoznać — iskry i nicie czarne latają przed moimi oczyma, czasem z nich wydobędzie się na kształt cieniutkiego węża — i nuż robi się chmura żółta — ta chmura w górę podleci, spadnie na dół, pryśnie z niej tęcza — i to nic mnie nie boli. —
-       
-
-
-LEKARZ
-       
-               Stań, Panie Jerzy, w cieniu — wiele Pan lat masz? —
-       
-               patrzy mu w oczy
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Skończył czternaście. —
-       
-
-
-LEKARZ
-       
-               Teraz odwróć się do okna. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               A cóż?
-       
-
-
-LEKARZ
-       
-               Powieki prześliczne, białka przeczyste, żyły wszystkie w porządku, muszkuły w sile. —
-       
-               do Orcia
-               
-               Śmiej się Pan z tego — Pan będziesz zdrów jak ja. —
-               
-               do Męża
-               
-               Nie ma nadziei. — Sam Pan Hrabia przypatrz się źrzenicy — nieczuła na światło — osłabienie zupełne nerwu optycznego. —
-       
-
-
-ORCIO
-       
-               Mgłą zachodzi mi wszystko — wszystko. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Prawda — rozwarta — Szara — bez życia. —
-       
-
-
-ORCIO
-       
-               Kiedy spuszczę powieki, więcej widzę niż z otwartymi oczyma. —
-       
-
-
-LEKARZ
-       
-               Myśl w nim ciało przepsuła — należy się bać katalepsji. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               odprowadzając Lekarza na stronę
-       
-               Wszystko, co zażądasz — pół mojego majątku. —
-       
-
-
-LEKARZ
-       
-               Dezorganizacja nie może się zreorganizować. —
-       
-               bierze kij i kapelusz
-               
-               Najniższy sługa Pana Hrabiego, muszę jechać zdjąć jednej pani kataraktę. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Zmiłuj się, nie opuszczaj nas jeszcze. —
-       
-
-
-LEKARZ
-       
-               Może Pan ciekawy nazwiska tej choroby?
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               I żadnej, żadnej nie ma nadziei?
-       
-
-
-LEKARZ
-       
-               Zowie się po grecku, amaurosis. Jest to ślepota spowodowana chorobą czy uszkodzeniem nerwu wzrokowego lub zmianami w mózgu. —
-
-               wychodzi
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               przyciskając syna do piersi
-       
-               Ale ty widzisz jeszcze cokolwiek?
-       
-
-
-ORCIO
-       
-               Słyszę głos twój, Ojcze. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Spojrzyj w okno, tam słońce, pogoda. —
-       
-
-
-ORCIO
-       
-               Pełno postaci mi się wije między źrzenicą a powieką — widzę twarze widziane, znajome miejsca — karty książek czytanych. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               To widzisz jeszcze?
-       
-
-
-ORCIO
-       
-               Tak, oczyma duszy, lecz tamte pogasły. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               padając na kolana
-               
-               Chwila milczenia.
-       
-               Przed kim ukląkłem — gdzie mam się upomnieć o krzywdę mojego dziecka? —
-               
-               wstając
-               
-               Milczmy raczej — Bóg się z modlitw, Szatan z przeklęstw śmieje. —
-       
-
-
-GŁOS SKĄDSIŚ
-       
-               Twój syn poetą — czegóż żądasz więcej?
-       
-
-
-
-
-
-Lekarz — Ojciec Chrzestny
-
-
-OJCIEC CHRZESTNY
-       
-               Zapewnie, to wielkie nieszczęście być ślepym. —
-       
-
-
-LEKARZ
-       
-               I bardzo nadzwyczajne w tak młodym wieku. —
-       
-
-
-OJCIEC CHRZESTNY
-       
-               Był zawsze słabej kompleksji, i matka jego umarła nieco... tak...
-       
-
-
-LEKARZ
-       
-               Jak to?
-       
-
-
-OJCIEC CHRZESTNY
-       
-               Poniekąd tak — Wać Pan rozumiesz — bez piątej klepki. —
-       
-
-
-Mąż wchodzi.
-
-
-MĄŻ
-       
-               Przepraszam Pana, żem go prosił o tak późnej godzinie, ale od kilku dni mój biedny syn budzi się zawsze około dwunastej, wstaje i przez sen mówi — proszę za mną. —
-       
-
-
-LEKARZ
-       
-               Chodźmy. — Jestem bardzo ciekawy owego fenomenu. —
-       
-
-
-
-
-
-Pokój sypialny. — Służąca — Krewni — Ojciec Chrzestny — Lekarz — Mąż. —
-
-
-KREWNY
-       
-               Cicho. —
-       
-
-
-DRUGI
-       
-               Obudził się, a nas nie słyszy.
-       
-
-
-LEKARZ
-       
-               Proszę Panów nic nie mówić. —
-       
-
-
-OJCIEC CHRZESTNY
-       
-               To rzecz arcydziwna. —
-       
-
-
-ORCIO
-       
-               wstając
-       
-               O Boże — Boże. —
-       
-
-
-KREWNY
-       
-               Jak powoli stąpa. —
-       
-
-
-DRUGI
-       
-               Jak trzyma ręce założone na piersiach. —
-       
-
-
-TRZECI
-       
-               Nie mrugnie powieką — ledwo że usta roztwiera, a przecie głos ostry, przeciągły z nich się dobywa. —
-       
-
-
-SŁUŻĄCY
-       
-               Jezusie Nazareński!
-       
-
-
-ORCIO
-       
-               Precz ode mnie ciemności — jam się urodził synem światła i pieśni — co chcecie ode mnie? — czego żądacie ode mnie? —
-       
-               Nie poddam się wam, choć wzrok mój uleciał z wiatrami i goni gdzieś po przestrzeniach — ale on wróci kiedyś, bogaty w promienie gwiazd, i oczy moje rozogni płomieniem. —
-       
-
-
-OJCIEC CHRZESTNY
-       
-               Tak jak nieboszczka, plecie sam nie wie co — to widok bardzo zastanawiający. —
-       
-
-
-LEKARZ
-       
-               Zgadzam się z Panem Dobrodziejem. —
-       
-
-
-MAMKA
-       
-               Najświętsza Panno Częstochowska, weź mi oczy i daj jemu. —
-       
-
-
-ORCIO
-       
-               Matko moja, proszę cię — matko moja, naślij mi teraz obrazów i myśli, bym żył wewnątrz, bym stworzył drugi świat w sobie, równy temu, jaki postradałem. —
-       
-
-
-KREWNY
-       
-               Co myślisz, bracie, to wymaga rady familijnej. —
-       
-
-
-DRUGI
-       
-               Czekaj — cicho. —
-       
-
-
-ORCIO
-       
-               Nie odpowiadasz mi — o matko! nie opuszczaj mnie. —
-       
-
-
-LEKARZ
-       
-               do Męża
-       
-               Obowiązkiem moim jest prawdę mówić. —
-       
-
-
-OJCIEC CHRZESTNY
-       
-               Tak jest — to jest obowiązkiem — i zaletą lekarzy, Panie Konsyliarzu.
-       
-
-
-LEKARZ
-       
-               Pański syn ma pomieszanie zmysłów, połączone z nadzwyczajną drażliwością nerwów, co niekiedy sprawia, że tak powiem, stan snu i jawu zarazem, stan podobny do tego, który oczewiście tu napotykamy. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               na stronie
-       
-               Boże, patrz, on Twoje sądy mi tłumaczy. —
-       
-
-
-LEKARZ
-       
-               Chciałbym pióra i kałamarza — Cerasi laurei dwa grana etc. etc. ...
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               W tamtym pokoju Pan znajdziesz — proszę wszystkich, by wyszli. —
-       
-
-
-GŁOSY POMIESZANE
-       
-               Dobranoc — dobranoc — do jutra —
-
-               wychodzą
-       
-
-
-ORCIO
-       
-               budząc się
-       
-               Dobrej nocy mi życzą — mówcie o długiej nocy — o wiecznej może — ale nie o dobrej, nie o szczęśliwej. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Wesprzyj się na mnie, odprowadzę cię do łóżka. —
-       
-
-
-ORCIO
-       
-               Ojcze, co to się ma znaczyć? —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Okryj się dobrze i zaśnij spokojnie, bo doktor mówi, że wzrok odzyskasz. —
-       
-
-
-ORCIO
-       
-               Tak mi niedobrze — sen mi przerwały głosy czyjeś. —
-       
-               zasypia
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Niech moje błogosławieństwo spoczywa na tobie — nic ci więcej dać nie mogę, ni szczęścia, ni światła, ni sławy — a dobija godzina, w której będę musiał walczyć, działać z kilkoma ludźmi przeciwko wielu ludziom. — Gdzie się ty podziejesz, sam jeden i wśród stu przepaści, ślepy, bezsilny, dziecię i poeto zarazem, biedny śpiewaku bez słuchaczy, żyjący duszą za obrębami ziemi, a ciałem przykuty do ziemi — o ty nieszczęśliwy, najnieszczęśliwszy z aniołów, o ty mój synu? —
-       
-
-
-MAMKA
-       
-               u drzwi
-       
-               Pan Konsyliarz każe JW. Pana prosić. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Dobra moja Katarzyno, zostań się przy małym. —
-       
-               wychodzi
-       
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-CZĘŚĆ TRZECIA
-
-
-Do pieśni — do pieśni.
-
-
-
-
-
-Kto ją zacznie, kto jej dokończy? — Dajcie mi przeszłość, zbrojną w stal, powiewną rycerskimi pióry. — Gotyckie wieże wywołam przed oczy wasze — rzucę cień katedr świętych na głowy wam. — Ale to nie to — tego już nigdy nie będzie. —
-
-
-
-
-
-Ktokolwiek jesteś, powiedz mi, w co wierzysz — łatwiej byś życia się pozbył, niż wiarę jaką wynalazł, wzbudził wiarę w sobie. Wstydźcie się, wstydźcie wszyscy, mali i wielcy, — a mimo was, mimo żeście mierni i nędzni, bez serca i mózgu, świat dąży ku swoim celom, rwie za sobą, pędzi przed się, bawi się z wami, przerzuca, odrzuca — walcem świat się toczy, pary znikają i powstają, wnet zapadają, bo ślisko — bo krwi dużo — krew wszędzie — krwi dużo, powiadam wam. —
-
-
-
-
-
-Czy widzisz owe tłumy, stojące u bram miasta wśród wzgórzów i sadzonych topoli — namioty rozbite — zastawione deski, długie, okryte mięsiwem i napojami, podparte pniami, drągami. — Kubek lata z rąk do rąk — a gdzie ust się dotknie, tam głos się wydobędzie, groźba, przysięga lub przeklęstwo. — On lata, zawraca, krąży, tańcuje, zawsze pełny, brzęcząc, błyszcząc, wśród tysiąców. — Niechaj żyje kielich pijaństwa i pociechy! —
-
-
-
-
-
-Czy widzicie, jak oni czekają niecierpliwie — szemrzą między sobą, do wrzasków się gotują — wszyscy nędzni, ze znojem na czole, z rozczuchranymi włosy, w łachmanach, z spiekłymi twarzami, z dłoniami pomarszczonymi od trudu — ci trzymają kosy, owi potrząsają młotami, heblami — patrz — ten wysoki trzyma topór spuszczony — a tamten stemplem żelaznym nad głową powija; dalej w bok pod wierzbą chłopię małe wisznię do ust kładzie, a długie szydło w prawej ręce ściska. — Kobiety przybyły także, ich matki, ich żony, głodne i biedne jak oni, zwiędłe przed czasem, bez śladów piękności — na ich włosach kurzawa bitej drogi — na ich łonach poszarpane odzieże — w ich oczach coś gasnącego, ponurego, gdyby przedrzeźnianie wzroku — ale wnet się ożywią — kubek lata wszędzie, obiega wszędzie. — Niech żyje kielich pijaństwa i pociechy! —
-
-
-
-
-
-Teraz szum wielki powstał w zgromadzeniu — czy to radość, czy rozpacz? — kto rozpozna jakie uczucie w głosach tysiąców? — Ten, który nadszedł, wstąpił na stół, wskoczył na krzesło i panuje nad nimi, mówi do nich. — Głos jego przeciągły, ostry, wyraźny — każde słowo rozeznasz, zrozumiesz — ruchy jego powolne, łatwe, wtórują słowom, jak muzyka pieśni — czoło wysokie, przestronne, włosa jednego na czaszce nie masz, wszystkie wypadły, strącone myślami — skóra przyschła do czaszki, do liców, żółtawo się wcina pomiędzy koście i muszkuły — a od skroni broda czarna wieńcem twarz opasuje — nigdy krwi, nigdy zmiennej barwy na licach — oczy niewzruszone, wlepione w słuchaczy — chwili jednej zwątpienia, pomieszania nie dojrzeć; a kiedy ramię wzniesie, wyciągnie, wytęży ponad nimi, schylają głowy, zda się, że wnet uklękną przed tym błogosławieństwem wielkiego rozumu — nie serca — precz z sercem, z przesądami, a niech żyje słowo pociechy i mordu! —
-
-
-
-
-
-To ich wściekłość, ich kochanie, to władzca ich dusz i zapału — on obiecuje im chleb i zarobek — krzyki się wzbiły, rozciągnęły, pękły po wszystkich stronach — „Niech żyje Pankracy! — chleba nam, chleba, chleba!” — A u stóp mówcy opiera się na stole przyjaciel czy towarzysz, czy sługa. —
-
-
-
-
-
-Oko wschodnie, czarne, cieniowane długimi rzęsy — ramiona obwisłe, nogi uginające się, ciało niedołężnie w bok schylone — na ustach coś lubieżnego, coś złośliwego, na palcach złote pierścienie — i on także głosem chrapliwym woła — „Niech żyje Pankracy!” — Mówca ku niemu na chwilę wzrok obrócił. — „Obywatelu przechrzto, podaj mi chustkę”.—
-
-
-
-
-
-Tymczasem trwają poklaski i wrzaski. — „Chleba nam, chleba, chleba! — Śmierć panom, śmierć kupcom — chleba, chleba!” —
-
-
-
-
-
-
-
-
-Szałas — lamp kilka — księga rozwarta na stole Przechrzty. —
-
-
-PRZECHRZTA
-       
-               Bracia moi podli, bracia moi mściwi, bracia kochani, ssajmy karty Talmudu jako pierś mleczną, pierś żywotną, z której siła i miód płynie dla nas, dla nich gorycz i trucizna.
-       
-
-
-CHÓR PRZECHRZTÓW
-       
-               Jehowa pan nasz, a nikt inny. — On nas porozrzucał wszędzie, On nami, gdyby splotami niezmiernej gadziny, oplótł świat czcicielów Krzyża, panów naszych, dumnych, głupich, niepiśmiennych. — Po trzykroć pluńmy na zgubę im — po trzykroć przeklęstwo im.
-       
-
-
-PRZECHRZTA
-       
-               Cieszmy się, bracia moi. — Krzyż, wróg nasz, podcięty, zbutwiały, stoi dziś nad kałużą krwi, a jak raz się powali, nie powstanie więcej. — Dotąd pany go bronią.
-       
-
-
-CHÓR
-       
-               Dopełnia się praca wieków, praca nasza markotna, bolesna, zawzięta. — Śmierć panom — po trzykroć pluńmy na zgubę im — po trzykroć przeklęstwo im!
-       
-
-
-PRZECHRZTA
-       
-               Na wolności bez ładu, na rzezi bez końca, na zatargach i złościach, na ich głupstwie i dumie osadzim potęgę Izraela — tylko tych panów kilku — tych kilku jeszcze zepchnąć w dół — trupy ich przysypać rozwalinami Krzyża. —
-       
-
-
-CHÓR
-       
-               Krzyż znamię święte nasze — woda chrztu połączyła nas z ludźmi — uwierzyli pogardzający miłości pogardzonych. —
-               
-               Wolność ludzi prawo nasze — dobro ludu cel nasz — uwierzyli synowie chrześcijan w synów Kajfasza.
-               
-               —Przed wiekami wroga umęczyli ojcowie nasi — my go na nowo dziś umęczym i nie zmartwychwstanie więcej. —
-       
-
-
-PRZECHRZTA
-       
-               Chwil kilka jeszcze, jadu żmii kropel kilka jeszcze — a świat nasz, nasz, o bracia moi! —
-       
-
-
-CHÓR
-       
-               Jehowa Pan Izraela, a nikt inny. — Po trzykroć pluńmy na zgubę ludom — po trzykroć przeklęstwo im. —
-       
-
-
-Słychać stukanie.
-
-
-PRZECHRZTA
-       
-               Do roboty waszej — a ty, święta księgo, precz stąd, by wzrok przeklętego nie zbrudził kart twoich. —
-       
-               Talmud chowa
-               
-               Kto tam?
-       
-
-
-GŁOS ZZA DRZWI
-       
-               Swój — W imieniu Wolności, otwieraj. —
-       
-
-
-PRZECHRZTA
-       
-               Bracia, do młotów i powrozów. —
-       
-               otwiera
-       
-
-
-LEONARD
-       
-               wchodząc
-       
-               Dobrze, Obywatele, że czuwacie i ostrzycie puginały na jutro. —
-               
-               do jednego z nich przystępuje
-               
-               A ty co robisz w tym kącie? —
-       
-
-
-JEDEN Z PRZECHRZTÓW
-       
-               Stryczki, Obywatelu. —
-       
-
-
-LEONARD
-       
-               Masz rozum, bracie — kto od żelaza nie padnie w boju, ten na gałęzi skona. —
-       
-
-
-PRZECHRZTA
-       
-               Miły Obywatelu Leonardzie, czy sprawa pewna na jutro? —
-       
-
-
-LEONARD
-       
-               Ten, który myśli i czuje najpotężniej z nas wszystkich, wzywa cię na rozmowę przeze mnie. — On ci sam na to pytanie odpowie. —
-       
-
-
-PRZECHRZTA
-       
-               Idę — a wy nie ustawajcie w pracy — Jankielu, pilnuj ich dobrze. —
-       
-               wychodzi z Leonardem
-       
-
-
-CHÓR PRZECHRZTÓW
-       
-               Powrozy i sztylety, kije i pałasze, rąk naszych dzieło, wyjdziecie na zatratę im — oni panów zabiją po błoniach — rozwieszą po ogrodach i borach — a my ich potem zabijem, powiesim. — Pogardzeni wstaną w gniewie swoim, w chwałę Jehowy się ustroją; słowo Jego zbawienie, miłość Jego dla nas zniszczeniem dla wszystkich. — Pluńmy po trzykroć na zgubę im, po trzykroć przeklęstwo im! —
-       
-
-
-
-
-
-Namiot — porozrzucane butelki, kielichy.
-
-
-PANKRACY
-       
-               Pięćdziesięciu hulało tu przed chwilą i za każdym słowem moim krzyczało — Vivat — czy choć jeden zrozumiał myśli moje? — pojął koniec drogi, u początku której hałasuje? — Ach! servile imitatorum pecus. —
-       
-       
-       Wchodzi Leonard i Przechrzta.
-               
-       
-               Czy znasz hrabiego Henryka?
-       
-       
-
-
-PRZECHRZTA
-       
-               Wielki Obywatelu, z widzenia raczej niż z rozmowy — raz tylko, pamiętam, przechodząc na Boże Ciało, krzyknął mi — „Ustąp się” — i spojrzał na mnie wzrokiem pana — za co mu ślubowałem stryczek w duszy mojej. —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Jutro jak najraniej wybierzesz się do niego i oświadczysz, że chcę się z nim widzieć osobiście, potajemnie, pojutrze w nocy. —
-       
-
-
-PRZECHRZTA
-       
-               Wiele mi dasz ludzi? Bo nieostrożnie byłoby się puszczać samemu. —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Puścisz się sam, moje imię strażą twoją — szubienica, na której powiesiliście Barona zawczoraj, plecami twymi. —
-       
-
-
-PRZECHRZTA
-       
-               Aj waj!
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Powiesz, że przyjdę do niego o dwunastej w nocy, pojutrze. —
-       
-
-
-PRZECHRZTA
-       
-               A jak mnie każe zamknąć lub obije? —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               To będziesz męczennikiem za Wolność Ludu. —
-       
-
-
-PRZECHRZTA
-       
-               Wszystko, wszystko za Wolność Ludu —
-       
-               na stronie
-               
-               Aj waj —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Dobranoc, Obywatelu. —
-       
-
-
-Przechrzta wychodzi.
-
-
-LEONARD
-       
-               Na co ta odwłoka, te półśrodki, układy — rozmowy? — Kiedym przysiągł uwielbiać i słuchać ciebie, to że cię miałem za bohatera ostateczności, za orła lecącego wprost do celu, za człowieka stawiającego siebie i swoich wszystkich na jedną kartę. —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Milcz, dziecko. —
-       
-
-
-LEONARD
-       
-               Wszyscy gotowi — przechrzty broń ukuli i powrozów nasnuli — tłumy krzyczą, wołają o rozkaz; daj rozkaz, a on pójdzie jak iskra, jak błyskawica, i w płomień się zamieni, i przejdzie w grom. —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Krew ci bije do głowy — to konieczność lat twoich, a z nią walczyć nie umiesz i to nazywasz zapałem. —
-       
-
-
-LEONARD
-       
-               Rozważ, co czynisz. Arystokraty w bezsilności swojej zawarli się w Św. Trójcy i czekają naszego przybycia jak noża gilotyny. — Naprzód, Mistrzu, bez zwłoki naprzód, i po nich.
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Wszystko jedno — oni stracili siły ciała w rozkoszach, siły rozumu w próżniactwie legnąć muszą. —
-       
-
-
-LEONARD
-       
-               Kogóż się boisz — któż cię wstrzymuje? —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Nikt — jedno wola moja. —
-       
-
-
-LEONARD
-       
-               I na ślepo jej mam wierzyć?
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Zaprawdę ci powiadam — na ślepo. —
-       
-
-
-LEONARD
-       
-               Ty nas zdradzasz. —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Jak zwrotka u pieśni, tak zdrada u końca każdej mowy twojej — nie krzycz, bo gdyby nas kto podsłuchał...
-       
-
-
-LEONARD
-       
-               Tu szpiegów nie ma, a potem cóż?...
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Nic — tylko pięć kul w twoich piersiach za to, żeś śmiał głos podnieść o ton jeden wyżej w mojej przytomności. —
-       
-               przystępuje do niego
-               
-               Wierz mi — daj sobie pokój. —
-       
-
-
-LEONARD
-       
-               Uniosłem się, przyznaję — ale nie boję się kary. — Jeśli śmierć moja za przykład służyć może, sprawie naszej hartu i powagi dodać, rozkaż. —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Jesteś żywy, pełny nadziei i wierzysz głęboko — najszczęśliwszy z ludzi, nie chcę pozbawiać cię życia. —
-       
-
-
-LEONARD
-       
-               Co mówisz? —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Myśl więcej, gadaj mniej, a kiedyś mnie zrozumiesz. — Czy posłałeś do magazynu po dwa tysiące ładunków? —
-       
-
-
-LEONARD
-       
-               Posłałem Dejca z oddziałem. —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               A składka szewców oddana do kasy naszej?
-       
-
-
-LEONARD
-       
-               Z najszczerszym zapałem się złożyli co do jednego i przynieśli sto tysięcy.
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Jutro zaproszę ich na wieczerzę. — Czy słyszałeś co nowego o hrabim Henryku? —
-       
-
-
-LEONARD
-       
-               Pogardzam zanadto panami, bym wierzył temu, co o nim mówią — upadające rasy energii nie mają — mieć nie powinny, nie mogą. —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               On jednak zbiera swoich włościan i, zaufany w ich przywiązaniu, gotuje się iść na odsiecz zamkowi Świętej Trójcy.
-       
-
-
-LEONARD
-       
-               Kto nam zdoła się oprzeć — przecie w nas wcieliła się Idea wieku naszego. —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Ja chcę go widzieć — spojrzeć mu w oczy — przeniknąć do głębi serca — przeciągnąć na naszą stronę. —
-       
-
-
-LEONARD
-       
-               Zabity arystokrata. —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Ale poeta zarazem. — Teraz zostaw mnie samym. —
-       
-
-
-LEONARD
-       
-               Przebaczasz mi, Obywatelu?
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Zaśnij spokojnie — gdybym ci nie przebaczył, już byś zasnął na wieki. —
-       
-
-
-LEONARD
-       
-               Jutro nic nie będzie? —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Dobrej nocy i miłego marzenia. —
-       
-               
-       Leonard wychodzi.
-               
-       
-               Hej, Leonardzie! —
-       
-       
-
-
-LEONARD
-       
-               wracając
-       
-               Obywatelu Wodzu —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Pojutrze w nocy pójdziesz ze mną do hrabiego Henryka. —
-       
-
-
-LEONARD
-       
-               Słyszałem. —
-
-               wychodzi
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Dlaczegóż mnie, wodzowi tysiąców, ten jeden człowiek na zawadzie stoi? — Siły jego małe w porównaniu z moimi — kilkaset chłopów, ślepo wierzących jego słowu, przywiązanych miłością swojskich zwierząt... To nędza, to zero. — Czemuż tak pragnę go widzieć, omamić — czyż duch mój napotkał równego sobie i na chwilę się zatrzymał? — Ostatnia to zapora dla mnie na tych równinach — trza ją obalić, a potem... Myśli moja, czyż nie zdołasz łudzić siebie, jako drugich łudzisz — wstydź się, przecie ty znasz swój cel, ty jesteś myślą — panią ludu — w tobie zeszła się wola i potęga wszystkich — i co zbrodnią dla innych, to chwałą dla ciebie. — Ludziom podłym, nieznanym, nadałaś imiona — ludziom bez czucia wiarę nadałaś — świat na podobieństwo swoje — świat nowy utworzyłaś naokoło siebie — a sama błąkasz się i nie wiesz, czym jesteś. — Nie, nie, nie — ty jesteś wielką!
-       
-               pada na krzesło i duma
-       
-
-
-
-
-
-Bór — porozwieszane płótna na drzewach — w środku łąka, na której stoi szubienica — szałasy — namioty — ogniska — beczki — tłumy ludzi.
-
-
-MĄŻ
-       
-               przebrany, w czarnym płaszczu, z czapką czerwoną wolności na głowie, wchodzi trzymając Przechrztę za ramię 
-       
-               Pamiętaj! —
-       
-
-
-PRZECHRZTA
-       
-               po cichu
-       
-               JW. Panie, oprowadzę cię — nie wydam cię, na honor. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Mrugnij okiem, palec podnieś, a w łeb ci strzelę — możesz się domyślić, że nie dbam o życie twoje... kiedym własne na to odważył. —
-       
-
-
-PRZECHRZTA
-       
-               Aj waj — żelaznymi kleszczami dłoń mi ściskasz — cóż mam robić!
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Mów ze mną jak ze znajomym, z przyjacielem nowo przybyłym. — Cóż to za taniec? —
-       
-
-
-PRZECHRZTA
-       
-               Taniec wolnych ludzi. Tańcują mężczyźni i kobiety wokoło szubienicy i śpiewają.
-       
-
-
-CHÓR
-       
-               Chleba, zarobku, drzewa na opał w zimie, odpoczynku w lecie! — Hura — Hura!
-       
-               
-               
-               Bóg nad nami nie miał litości — Hura — Hura! —
-       
-               
-               
-               Królowie nad nami nie mieli litości — Hura — Hura! —
-       
-               
-               
-               Panowie nad nami nie mieli litości — Hura! —
-       
-               
-               
-               My dziś Bogu, królom i panom za służbę podziękujem — Hura — Hura! —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               do dziewczyny
-       
-               Cieszy mnie, żeś tak rumiana i wesoła.
-       
-
-
-DZIEWCZYNA
-       
-               A dyć tośmy długo na taki dzień czekały. — Juści, ja myłam talerze, widelce szurowała ścierką, dobrego słowa nie słyszała nigdy — a dyć czas, czas, bym jadła sama — tańcowała sama — Hura! —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Tańcuj, Obywatelko. —
-       
-
-
-PRZECHRZTA
-       
-               cicho
-       
-               Zmiłuj się, JW. Panie — ktoś może cię poznać — wychodźmy. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Jeśli kto mnie pozna, toś zginął — idźmy dalej. —
-       
-
-
-PRZECHRZTA
-       
-               Pod tym dębem siedzi klub Lokajów. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Przybliżmy się.
-       
-
-
-PIERWSZY LOKAJ
-       
-               Jużem ubił mojego dawnego pana. —
-       
-
-
-DRUGI LOKAJ
-       
-               Ja szukam dotąd mojego barona — zdrowie twoje! —
-       
-
-
-KAMERDYNER
-       
-               Obywatele, schyleni nad prawidłem w pocie i poniżeniu, glancując buty, strzyżąc włosy, poczuliśmy prawa nasze — zdrowie klubu całego! —
-       
-
-
-CHÓR LOKAI
-       
-               Zdrowie Prezesa — on nas powiedzie drogą honoru. —
-       
-
-
-KAMERDYNER
-       
-               Dziękuję, Obywatele.
-       
-
-
-CHÓR LOKAI
-       
-               Z przedpokojów, więzień naszych, razem, zgodnie, jednym wypadliśmy rzutem — Vivat! — Salonów znamy śmieszności i wszeteczeństwa — Vivat! — Vivat! —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Cóż to za głosy, twardsze i dziksze, wychodzące z tej gęstwiny na lewo? —
-       
-
-
-PRZECHRZTA
-       
-               To chór rzeźników, JW. Panie. —
-       
-
-
-CHÓR RZEŹNIKÓW
-       
-               Obuch i nóż to broń nasza — szlachtuz to życie nasze. — Nam jedno: czy bydło, czy panów rznąć. —
-               
-               
-               
-               Dzieci siły i krwi, obojętnie patrzym na drugich, słabszych i bielszych — kto nas powoła, ten nas ma — dla panów woły, dla ludu panów bić będziem.
-               
-               Obuch i nóż broń nasza — szlachtuz życie nasze — szlachtuz — szlachtuz — szlachtuz. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Tych lubię — przynajmniej nie wspominają ani o honorze, ani o filozofii. — Dobry wieczór Pani. —
-       
-
-
-PRZECHRZTA
-       
-               cicho
-       
-               JW. Panie, mów Obywatelko — lub Wolna Kobieto. —
-       
-
-
-KOBIETA
-       
-               Cóż znaczy ten tytuł, skąd się wyrwał? — Fe — fe — cuchniesz starzyzną. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Język mi się zaplątał. —
-       
-
-
-KOBIETA
-       
-               Jestem swobodną, jako ty, niewiastą wolną, a towarzystwu za to, że mi prawa przyznało, rozdaję miłość moją. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Towarzystwo znów za to ci dało te pierścienie i ten łańcuch ametystowy. — Och! podwójnie dobroczynne towarzystwo! —
-       
-
-
-KOBIETA
-       
-               Nie, te drobnostki zdarłam przed wyzwoleniem moim — z męża mego, wroga mego, wroga wolności, który mnie trzymał na uwięzi. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Życzę Obywatelce miłej przechadzki. —
-       
-               przechodzi
-               
-               Któż jest ten dziwny żołnierz — oparty na szabli obosiecznej, z główką trupią na czapce, z drugą na felcechu, z trzecią na piersiach? — Czy to nie sławny Bianchetti, taki dziś kondotier ludów, jako dawniej bywali kondotiery książąt i rządów? —
-       
-
-
-PRZECHRZTA
-       
-               On sam, JW. Panie — dopiero od tygodnia do nas przybyły. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Nad czym tak zamyślił się Generał? —
-       
-
-
-BIANCHETTI
-       
-               Widzicie, Obywatele, ową lukę między jaworami? — Patrzcie dobrze — dojrzycie tam na górze zamek — doskonale widzę przez moją lunetę mury, okopy i cztery bastiony. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Trudno go opanować.
-       
-
-
-BIANCHETTI
-       
-               Tysiąc tysięcy królów! — można obejść jarem, podkopać się, i...
-       
-
-
-PRZECHRZTA
-       
-               mrugając
-       
-               Obywatelu Generale. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               po cichu
-       
-               Czujesz ten kurek odwiedziony pod moim płaszczem? —
-       
-
-
-PRZECHRZTA
-       
-               na stronie
-       
-               Aj waj! —
-               
-               głośno
-               
-               Jakżeś więc to ułożył, Obywatelu Generale? —
-       
-
-
-BIANCHETTI
-       
-               zadumany
-       
-               Chociażeście moi bracia w wolności, nie jesteście moimi braćmi w geniuszu — po zwycięstwie dowie się każdy o moich planach. —
-               
-               odchodzi
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               do Przechrzty
-       
-               Radzę wam, go zabijcie, bo tak się poczyna każda Arystokracja. —
-       
-
-
-RZEMIEŚLNIK
-       
-               Przeklęstwo — przeklęstwo. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Cóż robisz pod tym drzewem, biedny człowiecze — czemu patrzysz tak dziko i mgławo? —
-       
-
-
-RZEMIEŚLNIK
-       
-               Przeklęstwo kupcom, dyrektorom fabryki — najlepsze lata, w których inni ludzie kochają dziewczyny, biją się na otwartym polu, żeglują po otwartych morzach, ja prześlęczałem w ciasnej komorze, nad warsztatem jedwabiu. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Wychylże czarę, którą trzymasz w dłoni. —
-       
-
-
-RZEMIEŚLNIK
-       
-               Sił nie mam — podnieść do ust nie mogę — ledwo się tutaj przyczołgałem, ale dla mnie już nie zaświta dzień wolności. — Przeklęstwo kupcom, co jedwab sprzedają, i panom, co noszą jedwabie — przeklęstwo — przeklęstwo!
-       
-               umiera
-       
-
-
-PRZECHRZTA
-       
-               Jaki brzydki trup. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Tchórzu wolności, obywatelu Przechrzto, patrz na tę głowę bez życia, pływającą w pokrwawie zachodzącego słońca. —
-
-               Gdzie się podzieją teraz wasze wyrazy, wasze obietnice — równość — doskonałość i szczęście rodu ludzkiego? —
-       
-
-
-PRZECHRZTA
-       
-               na stronie
-       
-               Bodajbyś także za wcześnie zdechł i ciało twoje psy rozerwały na sztuki. —
-               
-               głośno
-               
-               Puszczaj mnie — muszę zdać sprawę z mojego poselstwa. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Powiesz, żem cię miał za szpiega i dlatego zatrzymał. —
-       
-               obziera się naokoło
-               
-               Odgłosy biesiady głuchną z tyłu — przed nami już same tylko sosny i świerki, oblane promieńmi wieczoru. —
-       
-
-
-PRZECHRZTA
-       
-               Nad drzewami skupiają się chmury — lepiej byś wrócił do swoich ludzi, którzy i tak już od dawna czekają na ciebie w jarze Świętego Ignacego. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Dzięki ci za troskliwość, mości Żydzie — nazad! — Chcę obywateli raz jeszcze w zmierzchu obejrzyć. —
-       
-
-
-GŁOS POMIĘDZY DRZEWAMI
-       
-               Syn chamów dobranoc zasyła staremu słonku.
-       
-
-
-GŁOS Z PRAWEJ
-       
-               Zdrowie twoje, dawny wrogu nasz, coś nas pędził do pracy i znoju — jutro, wschodząc, zastaniesz twoich niewolników przy mięsiwie i konwiach — a teraz, szklanko, idź do czarta! —
-       
-
-
-PRZECHRZTA
-       
-               Orszak chłopów tu ciągnie. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Nie wyrwiesz się — stój za tym pniem i milcz.
-       
-
-
-CHÓR CHŁOPÓW
-       
-               Naprzód, naprzód, pod namioty, do braci naszych — naprzód, naprzód, pod cień jaworów, na sen, na miłą wieczorną gawędkę — tam dziewki nas czekają — tam woły pobite, dawne pługów zaprzęgi, czekają nas.
-       
-
-
-GŁOS JEDEN
-       
-               Ciągnę go i wlokę, zżyma się i opiera — idź w rekruty — idź! —
-       
-
-
-GŁOS PANA
-       
-               Dzieci moje, litości, litości. —
-       
-
-
-GŁOS DRUGI
-       
-               Wróć mi wszystkie dni pańszczyzny. —
-       
-
-
-GŁOS TRZECI
-       
-               Wskrześ mi syna, Panie, spod batogów kozackich. —
-       
-
-
-GŁOS CZWARTY
-       
-               Chamy piją zdrowie twoje, Panie — przepraszają cię, Panie.
-       
-
-
-CHÓR CHŁOPÓW
-       
-               przechodząc
-       
-               Upiór ssał krew i poty nasze — mamy upiora — nie puścim upiora — przez biesa, przez biesa, ty zginiesz wysoko, jako pan, jako wielki pan, wzniesion nad nami wszystkimi. — Panom tyranom śmierć — nam biednym, nam głodnym, nam strudzonym jeść, spać i pić. — Jako snopy na polu, tak ich trupy będą — jako plewy w młockarniach, tak perzyny ich zamków — przez kosy nasze, siekiery i cepy, bracia, naprzód. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Nie mogłem twarzy dojrzeć wśród zastępów. —
-       
-
-
-PRZECHRZTA
-       
-               Może jaki przyjaciel lub krewny JW-go. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Nim pogardzam, a was nienawidzę — poezja to wszystko ozłoci kiedyś. — Dalej, Żydzie — dalej! —
-       
-               zapuszcza się w krzaki
-       
-
-
-
-
-
-Inna część boru — wzgórze z rozpalonymi ogniami — zgromadzenie ludzi przy pochodniach.
-
-
-MĄŻ
-       
-               na dole, wysuwając się zza drzew z Przechrztą
-       
-               Gałęzie podarły na łachmany moją czapkę wolności. — A to co za piekło z rudawych płomieni, wznoszące się wśród tych dwóch ścian lasu, tych dwóch nawałów ciemności? —
-       
-
-
-PRZECHRZTA
-       
-               Zabłądziliśmy, szukając wąwozu Świętego Ignacego — nazad w krzaki, bo tu Leonard odprawia obrzędy nowej wiary. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               wstępując
-       
-               Przez Boga, naprzód! — tegom żądał właśnie, nie lękaj się, nikt nas nie pozna. —
-       
-
-
-PRZECHRZTA
-       
-               Ostrożnie — powoli. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Wszędzie rozwaliny jakiegoś ogromu, który musiał wieki przetrwać, nim runął — filary, podnóża, kapitele, ćwiertowane posągi, rozrzucone floresy, którymi oplatano starodawne sklepienia — teraz mi pod stopą zamignęła stłuczona szyba — zda się, że twarz Bogarodzicy na chwilę wyjrzała z cieniu i znów tam ciemno — tu, patrz, cała arkada leży — tu krata żelazna, zasypana gruzem — z góry lunął błysk pochodni — widzę pół rycerza śpiącego na połowie grobu — gdzież jestem, przewodniku? —
-       
-
-
-PRZECHRZTA
-       
-               Nasi ludzie krwawo pracowali przez czterdzieści dni i nocy, aż wreszcie zburzyli ostatni kościół — na tych równinach. — Teraz właśnie cmentarz mijamy.
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Wasze pieśni, ludzie nowi, gorzko brzmią w moich uszach — czarne postacie z tyłu, z przodu, po bokach się cisną, a pędzone wiatrem blaski i cienie przechadzają się po tłumie, jak żyjące duchy. —
-       
-
-
-PRZECHODZĄCY
-       
-               W imieniu Wolności pozdrawiam was obu. —
-       
-
-
-DRUGI
-       
-               Przez śmierć panów witam was obu. —
-       
-
-
-TRZECI
-       
-               Czego się nie śpieszycie? Tam śpiewają kapłani Wolności. —
-       
-
-
-PRZECHRZTA
-       
-               Niepodobna się oprzeć — zewsząd nas pchają. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Któż jest ten młody człowiek, na gruzach przybytku stojący? — Trzy ogniska palą się pod nim, wśród dymu i łuny twarz jego płonie, głos jego brzmi szaleństwem. —
-       
-
-
-PRZECHRZTA
-       
-               To Leonard, prorok natchnięty Wolności — naokoło stoją nasze kapłany, filozofy, poeci, artyści, córki ich i kochanki. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Ha! wasza arystokracja — pokaż mi tego, który cię przysłał. —
-       
-
-
-PRZECHRZTA
-       
-               Nie widzę go tutaj. —
-       
-
-
-LEONARD
-       
-               Dajcie mi ją do ust, do piersi, w objęcia, dajcie piękną moją, niepodległą, wyzwoloną, obnażoną z zasłon i przesądów, wybraną spośród córek Wolności, oblubienicę moją. —
-       
-
-
-GŁOS DZIEWICY
-       
-               Wyrywam się do ciebie, mój kochanku. —
-       
-
-
-DRUGI GŁOS
-       
-               Patrz, ramiona wyciągam do ciebie — upadłam z niemocy — tarzam się po zgliszczach, kochanku mój. —
-       
-
-
-TRZECI GŁOS
-       
-               Wyprzedziłam je — przez popiół i żar, ogień i dym stąpam ku tobie, kochanku mój. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Z rozpuszczonym włosem, z dyszącą piersią wdziera się na gruzy namiętnymi podrzuty.
-       
-
-
-PRZECHRZTA
-       
-               Tak co noc bywa. —
-       
-
-
-LEONARD
-       
-               Do mnie, do mnie, o rozkoszo moja — córo Wolności. — Ty drżysz w boskim szale. — Natchnienie, ogarnij mą duszę — słuchajcie wszyscy — teraz wam prorokować będę. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Głowę pochyliła, mdleje. —
-       
-
-
-LEONARD
-       
-               My oboje obrazem rodu ludzkiego, wyzwolonego, zmartwychwstającego — patrzcie — stoim na rozwalinach starych kształtów, starego Boga. — Chwała nam, bośmy członki Jego rozerwali, teraz proch i pył z nich — a duch Jego zwyciężyli naszymi duchami — duch Jego zstąpił do nicości. —
-       
-
-
-CHÓR NIEWIAST
-       
-               Szczęśliwa, szczęśliwa oblubienica Proroka — my tu na dole stoimy i zazdrościm jej chwały. —
-       
-
-
-LEONARD
-       
-               Świat nowy ogłaszam — Bogu nowemu oddaję niebiosa. Panie swobody i rozkoszy, Boże ludu, każda ofiara zemsty, trup każdego ciemięzcy twoim niech będzie ołtarzem — w oceanie krwi utoną stare łzy i cierpienia rodu ludzkiego — życiem jego odtąd szczęście — prawem jego równość — a kto inne tworzy, temu stryczek i przeklęstwo. —
-       
-
-
-CHOR MĘŻÓW
-       
-               Rozpadła się budowa ucisku i dumy — kto z niej choć kamyczek podniesie, temu śmierć i przeklęstwo.
-       
-
-
-PRZECHRZTA
-       
-               na stronie
-       
-               Bluźnierce Jehowy, po trzykroć pluję na zgubę wam. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Orle, dotrzymaj obietnicy, a ja tu na ich karkach nowy kościół Chrystusowi postawię. —
-       
-
-
-POMIESZANE GŁOSY
-       
-               Wolność — szczęście — hura! — hejże! — rykacha! — hurracha! — hurracha!
-       
-
-
-CHÓR KAPŁANÓW
-       
-               Gdzie pany, gdzie króle, co niedawno przechadzali się po ziemi w berłach i koronach, w dumie i gniewie? —
-       
-
-
-ZABÓJCA
-       
-               Ja zabiłem króla Aleksandra. —
-       
-
-
-DRUGI
-       
-               Ja króla Henryka. —
-       
-
-
-TRZECI
-       
-               Ja króla Emanuela. —
-       
-
-
-LEONARD
-       
-               Idźcie bez trwogi i mordujcie bez wyrzutów — boście wybrani z wybranych, święci wśród najświętszych — boście męczennikami — bohaterami Wolności. —
-       
-
-
-CHÓR ZABÓJCÓW
-       
-               Pójdziemy nocą ciemną, sztylety ściskając w dłoniach, pójdziemy, pójdziemy. —
-       
-
-
-LEONARD
-       
-               Obudź się, urodziwa moja. —
-       
-       
-       Grzmot słychać.
-               
-       
-               Nuż, odpowiedzcie żyjącemu Bogu — wznieście pieśni wasze — chodźcie za mną wszyscy, wszyscy, jeszcze raz obejdziem i zdepcem świątynię umarłego Boga. —
-               
-               A ty podnieś głowę — powstań i obudź się.
-       
-
-
-DZIEWICA
-       
-               Pałam miłością ku tobie i Bogu twemu, światu całemu miłość rozdam moją — płonę — płonę.
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Ktoś mu zabiegł — padł na kolana — mocuje się sam z sobą, coś bełkoce, coś jęczy. —
-       
-
-
-PRZECHRZTA
-       
-               Widzę, widzę, to syn sławnego filozofa.
-       
-
-
-LEONARD
-       
-               Czego żądasz, Hermanie? —
-       
-
-
-HERMAN
-       
-               Arcykapłanie, daj mi święcenie zbójeckie.
-       
-
-
-LEONARD
-       
-               do kapłanów
-       
-               Podajcie mi olej, sztylet i truciznę.
-               
-               do Hermana
-               
-               Olejem, którym dawniej namaszczano królów, na zgubę królom namaszczam cię dzisiaj — broń dawnych rycerzy i Panów na zatratę panów kładę w ręce twoje — na twoich Piersiach zawieszam medalion, pełny trucizny tam, gdzie twoje żelazo nie dojdzie, niech ona żre i pali wnętrzności tyranów. — Idź i niszcz stare pokolenia po wszech stronach świata. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Ruszył z miejsca i na czele orszaku ciągnie po wzgórzu. —
-       
-
-
-PRZECHRZTA
-       
-               Usuńmy się z drogi. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Nie — chcę tego snu dokończyć. —
-       
-
-
-PRZECHRZTA
-       
-               Po trzykroć pluję na ciebie. —
-       
-               do Męża
-               
-               Leonard może mnie poznać, JW. Panie — patrz, jaki nóż wisi na jego piersiach. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Zakryj się płaszczem moim. — Co to za niewiasty przed nim tańcują? —
-       
-
-
-PRZECHRZTA
-       
-               Hrabiny i księżniczki, które porzuciwszy mężów przeszły na wiarę naszą. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Niegdyś anioły moje — Pospólstwo go zewsząd oblało — zginął mi w natłoku — jedno po muzyce poznaję, że się od nas oddala. — Choć za mną — stamtąd lepiej nam patrzeć będzie. —
-       
-               wdziera się na odłamek muru
-       
-
-
-PRZECHRZTA
-       
-               Aj waj, aj waj! Każdy nas tu spostrzeże. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Widzę go znowu — drugie niewiasty cisną się za nim, blade, obłąkane, w konwulsjach. — Syn filozofa pieni się, potrząsa sztyletem. — Dochodzą teraz do ruin wieży północnej. —
-       
-               Stanęli — pląsają na gruzach — rozrywają nie obalone arkady — sypią iskrami na leżące ołtarze i krzyże — płomień się zajmuje i gna słupy dymu przed sobą — biada wam — biada! —
-       
-
-
-LEONARD
-       
-               Biada ludziom, którzy dotąd się kłaniają umarłemu Bogu. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Czarne bałwany nawracają się i ku nam pędzą. —
-       
-
-
-PRZECHRZTA
-       
-               O Abrahamie! —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Orle, wszak moja godzina nie tak bliska jeszcze? —
-       
-
-
-PRZECHRZTA
-       
-               Już po nas. —
-       
-
-
-LEONARD
-       
-               przechodząc, zatrzymuje się
-       
-               Coś ty za jeden, bracie, z taką dumną twarzą — czemu nie łączysz się z nami? —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Śpieszę z daleka na odgłos waszego powstania. — Jestem morderca klubu Hiszpańskiego i dopiero dziś przybyłem. —
-       
-
-
-LEONARD
-       
-               A ten drugi po co się w zawojach płaszcza twego kryje? —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               To mój brat młodszy — ślubował, że twarzy ludziom nie ukaże, nim zabije przynajmniej barona. —
-       
-
-
-LEONARD
-       
-               Ty sam czyją śmiercią się chlubisz? —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Na dwa dni tylko przed wybraniem się w drogę starsi bracia dali mi święcenie. —
-       
-
-
-LEONARD
-       
-               Kogóż masz na myśli?
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Ciebie pierwszego, jeśli się nam sprzeniewierzysz. —
-       
-
-
-LEONARD
-       
-               Bracie, na ten użytek weź sztylet mój. —
-
-               wyciąga sztylet z pasa
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               dobywa swojego sztyletu
-               
-               Bracie, na ten użytek i mojego wystarczy. —
-       
-
-
-GŁOS LUDZI
-       
-               Niech żyje Leonard! — Niech żyje morderca Hiszpański! —
-       
-
-
-LEONARD
-       
-               
-               Jutro staw się u namiotu Obywatela Wodza.
-
-
-CHÓR KAPŁANÓW
-       
-               Pozdrawiamy cię, gościu, imieniem ducha Wolności — w ręku twoim część naszego zbawienia. — Kto walczy bez ustanku, morduje bez słabości, kto dniem i nocą wierzy zwycięstwu, ten zwycięży wreszcie. —
-       
-               przechodzą
-       
-
-
-CHÓR FILOZOFÓW
-       
-               My ród ludzki dźwignęli z dzieciństwa. — My prawdę z łona ciemności wyrwali na jaśnią. — Ty za nią walcz, morduj i giń.
-       
-               przechodzą
-       
-
-
-SYN FILOZOFA
-       
-               Towarzyszu bracie, czaszką starego świętego piję zdrowie twoje — do widzenia. —
-
-               rzuca czaszkę
-       
-
-
-DZIEWCZYNA
-       
-               tańcując
-       
-               Zabij dla mnie księcia Jana. —
-       
-
-
-DRUGA
-       
-               Dla mnie hrabiego Henryka. —
-       
-
-
-DZIECI
-       
-               Prosimy cię ślicznie o głowę arystokraty. —
-       
-
-
-INNI
-       
-               Szczęść się twojemu sztyletowi! —
-       
-
-
-CHÓR ARTYSTÓW
-       
-               Na ruinach gotyckich świątynię zbudujem tu nową — obrazów w niej ni posągów nie ma — sklepienie w długie puginały, filary w osiem głów ludzkich, a szczyt każdego filara jako włosy, z których się krew sączy — ołtarz jeden biały — znak jeden na nim — czapka wolności — Hurracha! —
-       
-
-
-INNI
-       
-               Dalej, dalej, już brzask świta.
-       
-
-
-PRZECHRZTA
-       
-               Rychło nas powieszą — gdzie szubienica. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Cicho, Żydzie — lecą za Leonardem, nie patrzą już na nas. — Ogarniam wzrokiem, raz ostatni podchwytuję myślą ten chaos, dobywający się z toni czasu, z łona ciemności, na zgubę moją i wszystkich braci moich — gnane szałem, porwane rozpaczą myśli moje w całej sile swej kołują. —
-       
-               
-               Boże, daj mi potęgę, której nie odmawiałeś mi niegdyś — a w jedno słowo zamknę świat ten nowy, ogromny — on siebie sam nie pojmuje. — Lecz to słowo moje będzie poezją przyszłości. —
-       
-
-
-GŁOS W POWIETRZU
-       
-               Dramat układasz.
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Dzięki za radę. — Zemsta za zhańbione popioły ojców moich — przeklęstwo nowym pokoleniom — ich wir mnie otacza — ale nie porwie za sobą. — Orle, orle, dotrzymaj obietnicy! — A teraz na dół ze mną i do jaru Św. Ignacego.
-       
-
-
-PRZECHRZTA
-       
-               Już dzień bliski — nie pójdę dalej. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Drogę mi znajdź — puszczę cię potem. —
-       
-
-
-PRZECHRZTA
-       
-               Wśród mgły i zwalisk, cierni i popiołów gdzie mnie wleczesz? — Daruj mi, daruj. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Naprzód, naprzód i na dół ze mną! — Ostatnie pieśni ludu konają za nami. — ledwo gdzie jeszcze tli się pochodnia — pośród tych wyziewów bladych, tych zroszonych drzew czy widzisz cienie przeszłości — czy słyszysz te żałobne głosy? —
-       
-
-
-PRZECHRZTA
-       
-               Mgła wszystko zalewa — coraz bardziej zlatujemy w dół. —
-       
-
-
-CHÓR DUCHÓW Z LASU
-       
-               Płaczmy za Chrystusem, za Chrystusem wygnanym, umęczonym — gdzie Bóg nasz, gdzie kościół Jego? —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Prędzej, prędzej do miecza, do boju! — Ja Go wam oddam — na tysiącach krzyżów rozkrzyżuję nieprzyjaciół Jego. —
-       
-
-
-CHÓR DUCHÓW
-       
-               Strzegliśmy ołtarzy i pomników świętych — odgłos dzwonów na skrzydłach nosiliśmy wiernym — w dźwiękach organów były głosy nasze — w połyskach szyb katedry, w cieniach jej filarów, w blaskach pucharu świętego, w błogosławieństwie Ciała Pańskiego było życie nasze. Teraz gdzie się podziejemy? —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Rozwidnia się coraz bardziej — ich postacie mdleją w promieniach zorzy. —
-       
-
-PRZECHRZTA
-       
-               Tędy droga twoja, tam jaru początek. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Hej! — Jezus i szabla moja! —
-       
-               zrzucając czapkę i zawijając w niej pieniądze
-               
-               Weź na pamiątkę rzecz i godło zarazem. —
-       
-
-
-PRZECHRZTA
-       
-               Wszak zaręczyłeś mi słowem, JW. Panie, bezpieczeństwo tego, który dziś o północy...
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Stary szlachcic dwa razy nie powtarza słowa — Jezus i szabla moja! —
-       
-
-
-GŁOSY W KRZAKACH
-       
-               Maryja i szabla nasza — niech pan nasz żyje! —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Wiara! do mnie — bądź zdrów, obywatelu! —
-       
-               Wiara! do mnie — Jezus i Maryja! —
-       
-
-
-
-
-
-Noc — krzaki — drzewa. —
-
-
-PANKRACY
-       
-               do swoich ludzi
-       
-               Położyć się twarzą do murawy — leżeć w milczeniu — ognia mi nie krzesać, nawet do fajki — a za pierwszym strzałem skoczyć mi na pomoc. — Jeśli strzału nie będzie, nie ruszać się do dnia białego. —
-       
-
-
-LEONARD
-       
-               Obywatelu, raz cię jeszcze zaklinam. —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Ty przylep się do tej sosny i dumaj. —
-       
-
-
-LEONARD
-       
-               Mnie jednego przynajmniej weź z sobą — to pan, to arystokrata, to kłamca. —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               wskazuje mu ręką, by został
-       
-               Stara szlachta słowa dotrzymuje czasem.
-       
-
-
-
-
-
-Komnata podłużna — obrazy dam i rycerzy porozwieszane po ścianach — w głębi filar z tarczą herbowną — Mąż siedzi przy stoliku marmurowym, na którym lampa, para pistoletów, pałasz i zegar — naprzeciwko drugi stolik, srebrne konwie i puchary.
-
-
-MĄŻ
-       
-               Niegdyś o tej samej porze wśród grożących niebezpieczeństw i podobnych myśli Brutusowi ukazał się geniusz Cezara. —
-               
-               I ja dziś czekam na podobne widzenie. — Za chwilę stanie przede mną człowiek bez imienia, bez przodków, bez anioła stróża — co wydobył się z nicości i zacznie może nową Epokę, jeśli go w tył nie odrzucę nazad, nie strącę do nicości. —
-       
-               
-               
-               Ojcowie moi, natchnijcie mnie tym, co was panami świata uczyniło — wszystkie lwie serca wasze dajcie mi do piersi — powaga skroni waszych niechaj się zleje na czoło moje. — Wiara w Chrystusa i Kościół Jego, ślepa, nieubłagana, wrząca, natchnienie dzieł waszych na ziemi, nadzieja chwały nieśmiertelnej w niebie, niechaj zstąpi na mnie, a wrogów będę mordował i palił, ja, syn stu pokoleń, ostatni dziedzic waszych myśli i dzielności, waszych cnót i błędów.
-       
-       
-       Bije dwunasta.
-               
-       
-               Teraz gotów jestem. —
-               
-               wstaje
-       
-
-
-SŁUGA ZBROJNY
-       
-               wchodząc
-       
-               JW. Panie, człowiek, który miał się stawić, przybył i czeka. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Niech wejdzie. —
-       
-
-
-Sługa wychodzi.
-
-
-PANKRACY
-       
-               wchodząc
-       
-               Witam hrabiego Henryka. — To słowo „hrabia” dziwnie brzmi w gardle moim. —
-               
-               siada — zrzuca płaszcz i czapkę wolności i wlepia oczy w kolumnę, na której herb wisi —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Dzięki ci, żeś zaufał domowi mojemu — starym zwyczajem piję zdrowie twoje. —
-       
-               bierze puchar, pije i podaje Pankracemu
-               
-               Gościu, w ręce twoje! —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Jeśli się nie mylę, te godła czerwone i błękitne zowią się herbem w języku umarłych. — Coraz mniej takich znaczków na powierzchni ziemi.
-       
-               pije
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Za pomocą Bożą, wkrótce tysiące ich ujrzysz. —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               puchar od ust odejmując
-       
-               Otóż mi stara szlachta — zawsze pewna swego — dumna, uporczywa, kwitnąca nadzieją, a bez grosza, bez oręża, bez żołnierzy. — Odgrażająca się jak umarły w bajce powoźnikowi u furtki cmentarza — wierząca lub udająca, że wierzy w Boga — bo w siebie trudno wierzyć. — Ale pokażcie mi pioruny, na waszą obronę zesłane, i pułki aniołów, spuszczone z niebios. —
-               
-               pije
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Śmiej się z własnych słów. — Ateizm to stara formuła — a spodziewałem się czegoś nowego po tobie. —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Śmiej się z własnych słów. — Ja mam wiarę silniejszą, ogromniejszą od twojej. — Jęk przez rozpacz i boleść wydarty tysiącom tysiąców — głód rzemieślników — nędza włościan — hańba ich żon i córek — poniżenie ludzkości, ujarzmionej przesądem i wahaniem się, i bydlęcym przyzwyczajeniem — oto wiara moja — a Bóg mój na dzisiaj — to myśl moja — to potęga moja — która chleb i cześć im rozda na wieki. —
-       
-               pije i rzuca kubek
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Ja położyłem siłę moją w Bogu, który Ojcom moim panowanie nadał. —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               A całe życie byłeś diabła igrzyskiem. — Zresztą zostawiam tę rozprawę teologom, jeśli jaki pedant tego rzemiosła żyje dotąd w całej okolicy — do rzeczy — do rzeczy! —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Czegóż więc żądasz ode mnie, zbawco narodów, obywatelu-boże? —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Przyszedłem tu, bo chciałem cię poznać — po wtóre ocalić. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Wdzięcznym za pierwsze — drugie zdaj na szablę moją. —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Szabla twoja — szkło, Bóg twój, mara. — Potępionyś głosem tysiąców — opasanyś ramionami tysiąców — kilka morgów ziemi wam zostało, co ledwo na wasze groby wystarczy — dwudziestu dni bronić się nie możecie. — Gdzie wasze działa, rynsztunki, żywność — a wreście, gdzie męstwo?... Gdybym był tobą, wiem, co bym uczynił. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Słucham — patrz, jakem cierpliwy. —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               — Ja więc, hr. Henryk, rzekłbym do Pankracego: „Zgoda — rozpuszczam mój hufiec, mój hufiec jedyny — nie idę na odsiecz Świętej Trójcy — a za to zostaję przy moim imieniu i dobrach, których całość warujesz mi słowem”. —
-       
-               Wiele masz lat, hrabio? —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Trzydzieści sześć, obywatelu. —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Jeszcze piętnaście lat najwięcej — bo tacy ludzie niedługo żyją — twój syn bliższy grobu niż młodości — jeden wyjątek ogromowi nie szkodzi. — Bądź więc sobie ostatnim hrabią na tych równinach — panuj do śmierci w domu naddziadów — każ malować ich obrazy i rżnąć herby. — A o tych nędzarzach nie myśl już więcej. — Niech się wyrok ludu spełni nad nikczemnikami. —
-       
-               nalewa sobie drugi puchar
-               
-               Zdrowie twoje, ostatni hrabio! —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Obrażasz mnie każdym słowem; zda się, próbujesz, czy zdołasz w niewolnika obrócić na dzień tryumfu swego. — Przestań, bo ja ci się odwdzięczyć nie mogę. — Opatrzność mojego słowa cię strzeże. —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Honor święty, honor rycerski wystąpił na scenę — zwiędły to łachman w sztandarze ludzkości. — O! Znam ciebie, przenikam ciebie — pełnyś życia, a łączysz się z umierającymi, bo chcesz się oszukać, bo chcesz wierzyć jeszcze w kasty, w kości prababek, w słowo „ojczyzna” i tam dalej — ale w głębi ducha sam wiesz, że braci twojej należy się kara, a po karze niepamięć. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Tobie zaś i twoim cóż inszego?
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Zwycięstwo i życie. — Jedno tylko prawo uznaję i przed nim kark schylam — tym prawem świat bieży w coraz wyższe kręgi — ono jest zgubą waszą i woła teraz przez moje usta:
-               
-               „Zgrzybiali, robaczywi, pełni napoju i jadła, ustąpcie młodym, zgłodniałym i silnym”. —
-
-               Ale — ja pragnę cię wyratować — ciebie jednego. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Bodajbyś zginął marnie za tę litość twoją. — Ja także znam świat twój i ciebie — patrzałem wśród cieniów nocy na pląsy motłochu, po karkach którego wspinasz się do góry — widziałem wszystkie stare zbrodnie świata, ubrane w szaty świeże, nowym kołujące tańcem — ale ich koniec ten sam co przed tysiącami lat — rozpusta, złoto i krew. — A ciebie tam nie było — nie raczyłeś zstąpić pomiędzy dzieci twoje — bo w głębi ducha ty pogardzasz nimi — kilka chwil jeszcze, a jeśli rozum cię nie odbieży, ty będziesz pogardzał sam sobą. —
-       
-               Nie dręcz mnie więcej. —
-       
-               siada pod herbem swoim
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Świat mój jeszcze nie rozparł się w polu — zgoda — nie wyrósł na olbrzyma — łaknie dotąd chleba i wygód — ale przyjdą czasy —
-       
-               wstaje, idzie ku Mężowi i opiera się na herbowym filarze
-               
-               Ale przyjdą czasy, w których on zrozumie siebie i powie o sobie: „Jestem” — a nie będzie drugiego głosu na świecie, co by mógł także odpowiedzieć: „Jestem”. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Cóż dalej? —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Z pokolenia, które piastuję w sile woli mojej, narodzi się plemię ostatnie, najwyższe, najdzielniejsze. — Ziemia jeszcze takich nie widziała mężów. — Oni są ludźmi wolnymi, panami jej od bieguna do bieguna. — Ona cała jednym miastem kwitnącym, jednym domem szczęśliwym, jednym warsztatem bogactw i przemysłu. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Słowa twoje kłamią — ale twarz twoja niewzruszona, blada, udać nie umie natchnienia. —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Nie przerywaj, bo są ludzie, którzy na klęczkach mnie o takie słowa prosili, a ja im tych słów skąpiłem. —
-       
-               Tam spoczywa Bóg, któremu już śmierci nie będzie — Bóg, pracą i męką czasów odarty z zasłon — zdobyty na niebie przez własne dzieci, które niegdyś porozrzucał na ziemi, a one teraz przejrzały i dostały prawdy — Bóg ludzkości objawił się im.
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               A nam przed wiekami — ludzkość przezeń już zbawiona. —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Niechże się cieszy takim zbawieniem — nędzą dwóch tysięcy lat, upływających od Jego śmierci na krzyżu. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Widziałem ten krzyż, bluźnierco, w starym, starym Rzymie — u stóp Jego leżały gruzy potężniejszych sił niż twoje — sto bogów, twemu podobnych, walało się w pyle, głowy skaleczonej podnieść nie śmiało ku Niemu — a On stał na wysokościach, święte ramiona wyciągał na wschód i na zachód, czoło święte maczał w promieniach słońca — znać było, że jest Panem świata. —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Stara powiastka — pusta jak chrzęst twego herbu. —
-       
-               uderza o tarczą
-               
-               Ale ja dawniej czytałem twe myśli. — Jeśli więc umiesz sięgać w nieskończoność, jeśli kochasz prawdę i szukałeś jej szczerze, jeśliś człowiekiem na wzór ludzkości, nie na podobieństwo mamczynych piosneczek, słuchaj, nie odrzucaj tej chwili zbawienia. Krwi, którą oba wylejem dzisiaj, jutro śladu nie będzie — ostatni raz ci mówię — jeśliś tym, czym wydawałeś się niegdyś, wstań, porzuć dom i chodź za mną. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Tyś młodszym bratem szatana. —
-       
-               wstaje i przechadza się wzdłuż
-               
-               Daremne marzenia — kto ich dopełni? — Adam skonał na pustyni — my nie wrócim do raju.
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               na stronie
-       
-               Zagiąłem palec popod serce jego — trafiłem do nerwu poezji. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Postęp, szczęście rodu ludzkiego — i ja kiedyś wierzyłem — ot! macie, weźcie głowę moją, byleby... Stało się. — Przed stoma laty, przed dwoma wiekami polubowna ugoda mogła jeszcze... ale teraz, wiem — teraz trza mordować się nawzajem — bo teraz im tylko chodzi o zmianę plemienia. —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Biada zwyciężonym — nie wahaj się — powtórz raz tylko „biada” — i zwyciężaj z nami. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Czyś zbadał wszystkie manowce Przeznaczenia — czy pod kształtem widomym stanęło Ono u wejścia namiotu twojego w nocy i olbrzymią dłonią błogosławiło tobie — lub w dzień czyś słyszał głos Jego o południu, kiedy wszyscy spali w skwarze, a tyś jeden rozmyślał — że mi tak pewno grozisz zwycięstwem, człowiecze z gliny, jako ja, niewolniku pierwszej lepszej kuli, pierwszego lepszego cięcia?
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Nie łudź się marną nadzieją — bo nie draśnie mnie ołów, nie tknie się żelazo, dopóki jeden z was opiera się mojemu dziełu, a co później nastąpi, to już wam nic z tego. —
-       
-       
-       Zegar bije.
-       
-       
-               Czas szydzi z nas obu. — Jeśliś znudzony życiem, przynajmniej ocal syna swego. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Dusza jego czysta, już ocalona w niebie — a na ziemi los ojca go czeka. —
-       
-               spuszcza głowę między dłonie i staje
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Odrzuciłeś więc? —
-       
-       
-       Chwila milczenia.
-       
-       
-               Milczysz — dumasz — dobrze — niechaj ten duma, co stoi nad grobem. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Z dala od tajemnic, które za krańcami twoich myśli odbywają się teraz w głębi ducha mojego! — Świat cielska do ciebie należy — tucz go jadłem, oblewaj posoką i winem — ale dalej nie zachodź i precz, precz ode mnie! —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Sługo jednej myśli i kształtów jej, pedancie rycerzu, poeto, hańba tobie! — Patrz na mnie — myśli i kształty są woskiem palców moich. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Darmo, ty mnie nie zrozumiesz nigdy — bo każden z ojców twoich pogrzeban z motłochem pospołu, jako rzecz martwa, nie jako człowiek z siłą i duchem. —
-       
-               wyciąga rękę ku obrazom
-               
-               Spojrzyj na te postacie — myśl ojczyzny, domu, rodziny, myśl, nieprzyjaciółka twoja, na ich czołach wypisana zmarszczkami — a co w nich było i przeszło, dzisiaj we mnie żyje. — Ale ty, człowiecze, powiedz mi, gdzie jest ziemia twoja? — Wieczorem namiot twój rozbijasz na gruzach cudzego domu, o wschodzie go zwijasz i koczujesz dalej — dotąd nie znalazłeś ogniska swego i nie znajdziesz, dopóki stu ludzi zechce powtórzyć za mną: „Chwała ojcom naszym!” —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Tak, chwała dziadom twoim na ziemi i niebie — w rzeczy samej jest na co patrzyć.
-       
-               Ów, starosta, baby strzelał po drzewach i Żydów piekł żywcem. — Ten z pieczęcią w dłoni i podpisem — „kanclerz” — sfałszował akta, spalił archiwa, przekupił sędziów, trucizną przyśpieszył spadki — stąd wsie twoje, dochody, potęga. — Tamten, czarniawy, z ognistym okiem, cudzołożył po domach przyjaciół — ów z Runem Złotym, w kolczudze włoskiej, znać służył u cudzoziemców — a ta pani blada, z ciemnymi puklami, kaziła się z giermkiem swoim — tamta czyta list kochanka i śmieje się, bo noc bliska — tamta, z pieskiem na robronie, królów była nałożnicą. — Stąd wasze genealogie bez przerwy, bez plamy. — Lubię tego w zielonym kaftanie — pił i polował z bracią szlachtą, a chłopów wysyłał, by z psami gonili jelenie. — Głupstwo i niedola kraju całego — oto rozum i moc wasza. — Ale dzień sądu bliski i w tym dniu obiecuję wam, że nie zapomnę o żadnym z was, o żadnym z ojców waszych, o żadnej chwale waszej. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Mylisz się, mieszczański synu. — Ani ty, ani żaden z twoich by nie żył, gdyby ich nie wykarmiła łaska, nie obroniła potęga ojców moich. — Oni wam wśród głodu rozdawali zboże, wśród zarazy stawiali szpitale — a kiedyście z trzody zwierząt wyrośli na niemowlęta, oni wam postawili świątynie i szkoły — podczas wojny tylko zostawiali doma, bo wiedzieli, żeście nie do pola bitwy. —
-       
-               Słowa twoje łamią się na ich chwale, jak dawniej strzały pohańców na ich świętych pancerzach — one ich popiołów nie wzruszą nawet — one zaginą jak skowyczenia psa wściekłego, co bieży i pieni się, aż skona gdzie na drodze. — A teraz czas już tobie wyniść z domu mego. — Gościu, wolno puszczam ciebie. —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Do widzenia na okopach Świętej Trójcy. —
-               
-               A kiedy wam kul zabraknie i prochu...
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               To się zbliżym na długość szabel naszych. — Do widzenia. —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Dwa orły z nas — ale gniazdo twoje strzaskane piorunem. —
-       
-               bierze płaszcz i czapkę wolności
-               
-               Przechodząc próg ten, rzucam nań przeklęstwo, należne starości. — I ciebie, i syna twego poświęcam zniszczeniu. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Hej, Jakubie!
-       
-       
-       Jakub wchodzi.
-       
-       
-               Odprowadzić tego człowieka aż do ostatnich czat moich na wzgórzu. —
-       
-
-
-JAKUB
-       
-               Tak mi Panie Boże dopomóż! —
-       
-               wychodzi
-       
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-CZĘŚĆ CZWARTA
-
-
-
-
-
-Od baszt Świętej Trójcy do wszystkich szczytów skał, po prawej, po lewej, z tyłu i na przodzie leży mgła śnieżysta, blada, niewzruszona, milcząca, mara oceanu, który niegdyś miał brzegi swoje, gdzie te wierzchołki czarne, ostre, szarpane, i głębokości swoje, gdzie dolina, której nie widać, i słońce, które jeszcze się nie wydobyło. —
-
-
-Na wyspie granitowej, nagiej, stoją wieże zamku, wbite w skałę pracą dawnych ludzi i zrosłe ze skałą jak pierś ludzka z grzbietem u Centaura. — Ponad nimi sztandar się wznosi, najwyższy i sam jeden wśród szarych błękitów.
-
-
-Powoli śpiące obszary budzić się zaczną — w górze słychać szumy wiatrów — z dołu promienie się cisną — i kra z chmur pędzi po tym morzu z wyziewów. —
-
-
-Wtedy inne głosy, głosy ludzkie, przymieszają się do tej znikomej burzy i niesione na mglistych bałwanach, roztrącą się o stopy zamku. —
-
-
-Widna przepaść wśród obszarów, co pękły nad nią. —
-
-
-
-
-
-Czarno tam w jej głębi, od głów ludzkich czarno — dolina cała zarzucona głowami ludzkimi, jako dno morza głazami. —
-
-
-
-
-
-Słońce ze wzgórzów na skały wstępuje — w złocie unoszą się, w złocie roztapiają się chmury, a im bardziej nikną, tym lepiej słychać wrzaski, tym lepiej dojrzeć można tłumy, płynące u dołu. —
-
-
-Z gór podniosły się mgły — i konają teraz po nicościach błękitu. — Dolina Świętej Trójcy obsypana światłem migającej broni i Lud ciągnie zewsząd do niej jak do równiny Ostatniego Sądu. —
-
-
-
-
-
-
-
-
-Katedra w zamku Świętej Trójcy. —
-
-Panowie, senatory, dygnitarze siedzą po obu stronach, każdy pod posągiem jakiego króla lub rycerza — za posągami tłumy szlachty — przed wielkim ołtarzem w głębi Arcybiskup w krześle złoconym, z mieczem na kolanach — za ołtarzem Chór Kapłanów. — Mąż stoi w progu przez chwilą, potem zaczyna iść powoli ku Arcybiskupowi ze sztandarem w ręku. —
-
-
-CHÓR KAPŁANÓW
-       
-               Ostatnie sługi Twoje, w ostatnim kościele Syna Twego, błagamy Cię za czcią ojców naszych. — Od nieprzyjaciół wyratuj nas, Panie!
-       
-
-
-PIERWSZY HRABIA
-       
-               Patrz, z jaką dumą spogląda na wszystkich. —
-       
-
-
-DRUGI HRABIA
-       
-               Myśli, że świat podbił. —
-       
-
-
-TRZECI HRABIA
-       
-               A on się tylko nocą przedarł przez obóz chłopów. —
-       
-
-
-PIERWSZY HRABIA
-       
-               Sto trupów położył, a dwieście swoich stracił. —
-       
-
-
-DRUGI HRABIA
-       
-               Nie dajmy, by go wodzem obrali.
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               klęka przed Arcybiskupem
-       
-               U stóp twoich składam zdobycz moją. —
-       
-
-
-ARCYBISKUP
-       
-               Przypasz miecz ten, błogosławiony niegdyś ręką Świętego Floriana. —
-       
-
-
-GŁOSY
-       
-               Niech żyje hr. Henryk — niech żyje!
-       
-
-
-ARCYBISKUP
-       
-               I przyjm ze znakiem Krzyża Św. dowództwo w tym zamku, ostatnim państwie naszym — wolą wszystkich mianuję cię wodzem. —
-       
-
-
-GŁOSY
-       
-               Niech żyje — niech żyje! —
-       
-
-
-GŁOS JEDEN
-       
-               Nie pozwalam. —
-       
-
-
-INNE GŁOSY
-       
-               Precz — precz — za drzwi! — Niech żyje Henryk! —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Jeśli kto ma co do zarzucenia mnie, niechaj wystąpi, wśród tłumu się nie kryje. —
-       
-       
-       Chwila milczenia.
-               
-       
-               Ojcze, szablę tę biorę i niech mi Bóg zrządzi zgon prędki, za wczesny, jeśli nią ocalić was nie zdołam. —
-       
-
-
-CHÓR KAPŁANÓW
-       
-               Daj mu siłę — daj mu Ducha Świętego, Panie! — Od nieprzyjaciół wyratuj nas, Panie!
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Teraz przysięgnijcie wszyscy, że chcecie bronić wiary i czci przodków waszych — że głód i pragnienie umorzy was do śmierci, ale nie do hańby — nie do poddania się — nie do ustąpienia choćby jednego z praw Boga waszego lub waszych. —
-       
-
-
-GŁOSY
-       
-               Przysięgamy. —
-       
-       
-
-Arcybiskup klęka i krzyż wznosi. Wszyscy klękają.
-
-
-CHÓR
-       
-               Krzywoprzysięzca gniewem Twoim niech obarczon będzie! — Bojaźliwy gniewem Twoim niech obarczon będzie! — Zdrajca gniewem Twoim niech obarczon będzie! —
-       
-
-
-GŁOSY
-       
-               Przysięgamy. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               dobywa miecza
-       
-               Teraz obiecuję wam sławę — u Boga wyproście zwycięstwo. —
-               
-               otoczony tłumem wychodzi
-       
-
-
-
-
-
-Jeden z dziedzińców Świętej Trójcy. — Mąż — Hrabiowie — Barony — Książęta — księża — szlachta.
-
-
-HRABIA
-       
-               na stronę odprowadza Męża
-       
-               Jakże — wszystko stracone? —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Nie wszystko — chyba że wam serca zabraknie przed czasem. —
-       
-
-
-HRABIA
-       
-               Przed jakim czasem?
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Przed śmiercią. —
-       
-
-
-BARON
-       
-               odprowadza go w inszą stronę
-       
-               Hrabio, podobno widziałeś się z tym okropnym człowiekiem. — Będzież on miał litości choć trochę nad nami, kiedy się dostaniem w ręce jego? —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Zaprawdę ci mówię, że o takiej litości żaden z ojców twoich nie słyszał — zowie się szubienica. —
-       
-
-
-BARON
-       
-               Trza się bronić jak można. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Co Książę mówi? —
-       
-
-
-KSIĄŻĘ
-       
-               Parę słów na boku. —
-       
-               odchodzi z nim
-               
-               To wszystko dobre jest dla gminu, ale między nami oczywistym jest, że się oprzeć nie zdołamy. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Cóż więc pozostaje? —
-       
-
-
-KSIĄŻĘ
-       
-               Obrano cię wodzem, a zatem do ciebie należy rozpocząć układy. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Ciszej — ciszej! —
-       
-
-
-KSIĄŻĘ
-       
-               Dlaczego? —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Boś, Mości Książę, już na śmierć zasłużył. —
-       
-               odwraca się do tłumu
-               
-               Kto wspomni o poddaniu się, ten śmiercią karanym będzie. —
-       
-
-
-BARON, HRABIA, KSIĄŻĘ
-       
-               razem
-       
-               Kto wspomni o poddaniu się, ten śmiercią karanym będzie. —
-       
-
-
-WSZYSCY
-       
-               Śmiercią — śmiercią — vivat!
-       
-
-
-Wychodzą.
-
-
-
-
-
-Krużganek na szczycie wieży. — Mąż, — Jakub.
-
-
-MĄŻ
-       
-               Gdzie syn mój?
-       
-
-
-JAKUB
-       
-               W wieży północnej usiadł na progu starego więzienia i śpiewa proroctwa. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Najmocniej osadź basztę Eleonory — sam nie ruszaj się stamtąd i co kilka minut patrzaj lunetą na obóz buntowników. —
-       
-
-
-JAKUB
-       
-               Warto by, tak mi Panie Boże dopomóż, dla zachęty rozdać naszym po szklance wódki. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Jeśli potrzeba, każ otworzyć nawet piwnice naszych hrabiów i książąt. —
-       
-       
-       Jakub wychodzi. — Mąż wchodzi kilkoma schodami wyżej, pod sam sztandar, na płaski taras. —
-               
-       
-               Całym wzrokiem oczu moich, całą nienawiścią serca obejmuję was, wrogi. — Teraz już nie marnym głosem, nie mdłym natchnieniem będę walczył z wami, ale żelazem i ludźmi, którzy mnie się poddali. —
-               
-               Jakże tu dobrze być panem, być władzcą — choćby z łoża śmierci spoglądać na cudze wole, skupione naokoło siebie, i na was, przeciwników moich, zanurzonych w przepaści, krzyczących z jej głębi ku mnie, jak potępieni wołają ku niebu. —
-               
-               Dni kilka jeszcze, a może mnie i tych wszystkich nędzarzy, co zapomnieli o wielkich ojcach swoich, nie będzie — ale bądź co bądź — dni kilka jeszcze pozostało — użyję ich rozkoszy mej kwoli — panować będę — walczyć będę — żyć będę. — To moja pieśń ostatnia! —
-               
-               Nad skałami zachodzi słońce w długiej, czarnej trumnie z wyziewów. — Krew promienista zewsząd leje się na dolinę. — Znaki wieszcze zgonu mojego, pozdrawiam was szczerszym, otwartszym sercem, niż kiedykolwiek wprzódy witałem obietnice wesela, ułudy, miłości. —
-               
-               Bo nie podłą pracą, nie podstępem, nie przemysłem doszedłem końca życzeń moich — ale nagle, znienacka, tak, jakom marzył zawżdy.
-               
-               I teraz tu stoję na pograniczach snu wiecznego wodzem tych wszystkich, co mi wczoraj jeszcze równymi byli. —
-       
-
-
-
-
-
-Komnata w zamku, oświecona pochodniami — Orcio siedzi na łożu — Mąż wchodzi i składa broń na stole.
-
-
-MĄŻ
-       
-               Sto ludzi zostawić na szańcach — reszta niech odpocznie po tak długiej bitwie. —
-       
-
-
-GŁOS ZA DRZWIAMI
-       
-               Tak mi Panie Boże dopomóż! —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Zapewne słyszałeś wystrzały, odgłosy naszej wycieczki — ale bądź dobrej myśli, dziecię moje, nie przepadniemy jeszcze ni dzisiaj, ni jutro. —
-       
-
-
-ORCIO
-       
-               Słyszałem, ale to nie tknęło mi serca — huk przeleciał i nie ma go więcej — co innego w dreszcz mnie wprawia, Ojcze.
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Lękałeś się o mnie. —
-       
-
-
-ORCIO
-       
-               Nie — bo wiem, że twoja godzina nie nadeszła jeszcze.
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Sami jesteśmy — ciężar spadł mi z duszy na dzisiaj, — bo tam w dolinie leżą ciała pobitych wrogów. — Opowiedz mi wszystkie myśli twoje — będę ich słuchał, jak dawniej w domu naszym. —
-       
-
-
-ORCIO
-       
-               Za mną, za mną, Ojcze — tam straszny sąd co noc się powtarza. —
-       
-               idzie ku drzwiom skrytym w murze i otwiera je
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Gdzie idziesz? — Kto ci pokazał to przejście? — Tam lochy wiecznie ciemne, tam gniją dawnych ofiar kości. —
-       
-
-
-ORCIO
-       
-               Gdzie oko twoje, zwyczajne słońcu, nie dowidzi — tam duch mój stąpać umie. — Ciemności, idźcie do ciemności! —
-       
-               zstępuje
-       
-
-
-
-
-
-Lochy podziemne — kraty żelazne, kajdany, narzędzia do tortur, połamane, leżące na ziemi. — Mąż z pochodnią u stóp głazu, na którym Orcio stoi.
-
-
-MĄŻ
-       
-               Zejdź, błagam cię, zejdź do mnie. —
-       
-
-
-ORCIO
-       
-               Czy nie słyszysz ich głosów, czy nie widzisz ich kształtów?
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Milczenie grobów — a światło pochodni na kilka stóp tylko rozświeca przed nami.
-       
-
-
-ORCIO
-       
-               Coraz już bliżej — coraz już widniej — idą spod ciasnych sklepień jeden po drugim i tam zasiadają w głębi.
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               W szaleństwie twoim potępienie moje — szalejesz, dziecię — i siły moje niszczysz, kiedy mi ich tyle potrzeba. —
-       
-
-
-ORCIO
-       
-               Widzę duchem blade ich postacie, poważne, kupiące się na sąd straszny. — Oskarżony już nadchodzi i jako mgła płynie. —
-       
-
-
-CHÓR GŁOSÓW
-       
-               Siłą nam daną — za męki nasze, my, niegdyś przykuci, smagani, dręczeni, żelazem rwani, trucizną pojeni, przywaleni cegłami i żwirem, dręczmy i sądźmy, sądźmy i potępiajmy — a kary Szatan się podejmie. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Co widzisz? —
-       
-
-
-ORCIO
-       
-               Oskarżony — oskarżony — ot, załamał dłonie. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Kto on jest? —
-       
-
-
-ORCIO
-       
-               Ojcze — Ojcze!
-       
-
-
-GŁOS JEDEN
-       
-               Na tobie się kończy ród przeklęty — w tobie ostatnim zebrał wszystkie siły swoje i wszystkie namiętności swe, i całą dumę swoją, by skonać. —
-       
-
-
-CHÓR GŁOSÓW
-       
-               Za to, żeś nic nie kochał, nic nie czcił prócz siebie, prócz siebie i myśli twych, potępion jesteś — potępion na wieki. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Nic dojrzeć nie mogę, a słyszę spod ziemi, nad ziemią, po bokach westchnienia i żale, wyroki i groźby. —
-       
-
-
-ORCIO
-       
-               On teraz podniósł głowę, jako ty, Ojcze, kiedy się gniewasz — i odparł dumnym słowem, jako ty, Ojcze, kiedy pogardzasz. —
-       
-
-
-CHÓR GŁOSÓW
-       
-               Daremno — daremno — ratunku nie ma dla niego ni na ziemi, ni w niebie.
-       
-
-
-GŁOS JEDEN
-       
-               Dni kilka jeszcze chwały ziemskiej, znikomej, której mnie i braci moich pozbawili naddziady twoje — a potem zaginiesz ty i bracia twoi — i pogrzeb wasz jest bez dzwonów żałoby — bez łkania przyjaciół i krewnych — jako nasz był kiedyś na tej samej skale boleści. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Znam ja was, podłe duchy, marne ogniki, latające wśród ogromów anielskich. —
-       
-               idzie kilka kroków naprzód
-       
-
-
-ORCIO
-       
-               Ojcze, nie zapuszczaj się w głąb — na Chrystusa imię święte zaklinam cię, Ojcze. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               wraca
-       
-               Powiedz, powiedz, kogo widzisz? —
-       
-
-
-ORCIO
-       
-               To postać —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Czyja?
-       
-
-
-ORCIO
-       
-               To drugi ty jesteś — cały blady — spętany teraz męczą ciebie — słyszę jęki twoje —
-
-               pada na kolana
-               
-               Przebacz mi, Ojcze — Matka pośród nocy przyszła i kazała...
-               
-               mdleje
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               chwyta go w objęcia
-       
-               Tego nie dostawało. — Ha! dziecię własne przywiodło mnie do progu piekła! — Mario! — nieubłagany duchu — Boże! i Ty, druga Maryjo, do której modliłem się tyle! —
-               
-               Tam poczyna się nieskończoność mąk i ciemności. — Nazad! — muszę jeszcze walczyć z ludźmi — potem wieczna walka. —
-               
-               ucieka z synem
-       
-
-
-CHÓR GŁOSÓW
-       
-               w oddali
-       
-               Za to, żeś nic nie kochał, nic nie czcił prócz siebie, prócz siebie i myśli twych, potępion jesteś — potępion na wieki. —
-       
-
-
-
-
-
-Sala w zamku Świętej Trójcy. — Mąż, kobiety, dzieci, kilku starców i hrabiów klęczących u stóp jego — Ojciec Chrzestny stoi w środku sali — tłum w głębi — zbroje zawieszone, gotyckie filary, ozdoby, okna. —
-
-
-MĄŻ
-       
-               Nie — przez syna mego — przez żonę nieboszczkę moją, nie — jeszcze raz mówię — nie. —
-       
-
-
-GŁOSY KOBIECE
-       
-               Zlituj się — głód pali wnętrzności nasze i dzieci naszych — dniem i nocą strach nas pożera. —
-       
-
-
-GŁOSY MĘŻCZYZN
-       
-               Jeszcze pora — słuchaj posła — nie odsyłaj posła. —
-       
-
-
-OJCIEC CHRZESTNY
-       
-               Całe życie moje obywatelskim było i nie zważam na twoje wyrzuty, Henryku. — Jeślim się podjął urzędu poselskiego, który w tej chwili sprawuję, to że znam wiek mój i cenić umiem całą wartość jego. — Pankracy jest reprezentantem obywatelem, że tak rzekę...
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Precz z oczu moich, stary. —
-       
-               na stronie do Jakuba
-               
-               Przyprowadź tu oddział naszych. —
-       
-
-
-Jakub wychodzi — kobiety powstają i płaczą. — mężczyźni się oddalają o kilka kroków.
-
-
-BARON
-       
-               Zgubiłeś nas, Hrabio. —
-       
-
-
-DRUGI
-       
-               Wypowiadamy ci posłuszeństwo. —
-       
-
-
-KSIĄŻĘ
-       
-               Sami ułożymy z tym zacnym obywatelem warunki poddania zamku. —
-       
-
-
-OJCIEC CHRZESTNY
-       
-               Wielki mąż, który mnie przysłał, obiecuje wam życie, bylebyście przyłączyli się do niego i uznali dążenie wieku. —
-       
-
-
-KILKA GŁOSÓW
-       
-               Uznajemy — uznajemy. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Kiedyście mnie wezwali, przysiągłem zginąć na tych murach — dotrzymam i wy wszyscy zginiecie wraz ze mną. —
-       
-               Ha! chce się wam żyć jeszcze! —
-       
-               Ha! zapytajcie ojców waszych, po co gnębili i panowali! —
-       
-               do Hrabiego
-               
-               A ty czemu uciskałeś poddanych? —
-               
-               do drugiego
-               
-               A ty czemu przepędziłeś wiek młody na kartach i podróżach daleko od Ojczyzny? —
-               
-               do innego
-               
-               Ty się podliłeś wyższym, gardziłeś niższymi. —
-
-               do jednej z kobiet
-               
-               Dlaczegóżeś dzieci nie wychowała sobie na obrońców — na rycerzy? — Teraz by ci się zdały na coś. — Aleś kochała Żydów, adwokatów — proś ich o życie teraz. —
-               
-               staje i wyciąga ramiona
-               
-               Czego się tak śpieszycie do hańby — co was tak nęci, by upodlić wasze ostatnie chwile? — Naprzód raczej ze mną, naprzód, Mości Panowie, tam gdzie kule i bagnety — nie tam gdzie szubienica i kat milczący, z powrozem w dłoni na szyje wasze. —
-       
-
-
-KILKA GŁOSÓW
-       
-               Dobrze mówi — na bagnety! —
-       
-
-
-INNE GŁOSY
-       
-               Kawałka chleba już nie ma. —
-       
-
-
-KOBIECE GŁOSY
-       
-               Dzieci nasze, dzieci wasze! —
-       
-
-
-WIELE GŁOSÓW
-       
-               Poddać się trzeba — układy — układy! —
-       
-
-
-OJCIEC CHRZESTNY
-       
-               Obiecuję wam całość, że tak rzekę, nietykalność osób i ciał waszych. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               przybliża się do Ojca Chrzestnego i chwyta go za piersi
-       
-               Święta osobo posła, idź skryć siwą głowę pod namioty przechrztów i szewców, bym ją krwią twoją własną nie zmazał. —
-       
-               
-       Wchodzi oddział zbrojnych z Jakubem.
-               
-       
-               Na cel mi wziąć to czoło zorane zmarszczkami marnej nauki — na cel tę czapkę wolności, drżącą od tchnienia słów moich na tej głowie bez mózgu. —
-       
-
-
-Ojciec Chrzestny się wymyka.
-
-
-WSZYSCY
-       
-               razem
-       
-               Związać go — wydać Pankracemu! —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Chwila jeszcze, Mości Panowie! — Chodzi od jednego żołnierza do drugiego. Z tobą, zda mi się, wdzierałem się na góry za dzikim zwierzem — pamiętasz, wyrwałem cię z przepaści. —
-       
-               do innych
-               
-               Z wami rozbiłem się na skałach Dunaju — Hieronimie, Krzysztofie, byliście ze mną na Czarnym Morzu. —
-               
-               do innych
-               
-               Wam odbudowałem chaty zgorzałe. —
-               
-               do innych
-               
-               Wyście uciekli do mnie od złego pana. — A teraz mówcie — pójdziecie za mną czy zostawicie mnie samego, ze śmiechem na ustach, żem wpośród tylu ludzi jednego człowieka nie znalazł? —
-       
-
-
-WSZYSCY
-       
-               Niech żyje hr. Henryk — niech żyje! —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Rozdać im, co zostało wędliny i wódki — a potem na mury! —
-       
-
-
-WSZYSCY ŻOŁNIERZE
-       
-               Wódki — mięsa — a potem na mury! —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Idź z nimi, a za godzinę bądź gotów do walki. —
-       
-
-
-JAKUB
-       
-               Tak mi Panie Boże dopomóż! —
-       
-
-
-GŁOSY KOBIECE
-       
-               Przeklinamy cię za niewiniątka nasze! —
-       
-
-
-INNE GŁOSY
-       
-               Za ojców naszych. —
-       
-
-
-INNE GŁOSY
-       
-               Za żony nasze. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               A ja was za podłość waszą. —
-       
-               wychodzi
-       
-
-
-
-
-
-Okopy Świętej Trójcy. — Trupy naokoło — działa potrzaskane — broń leżąca na ziemi. — Tu i ówdzie biegną żołnierze — Mąż oparty o szaniec, Jakub przy nim.
-
-
-MĄŻ
-       
-               szablę chowając do pochwy
-       
-               Nie ma rozkoszy, jak grać w niebezpieczeństwo i wygrywać zawżdy, a kiedy nadejdzie przegrać — to raz jeden tylko. —
-       
-
-
-JAKUB
-       
-               Ostatnimi naszymi nabojami skropieni odstąpili, ale tam w dole się gromadzą i niedługo wrócą do szturmu — darmo, nikt losu przeznaczonego nie uszedł, od kiedy świat światem. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Nie ma już więcej kartaczy? —
-       
-
-
-JAKUB
-       
-               Ani kul, ani lotek, ani śrutu — wszystko się przebiera nareszcie. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               A więc syna mi przyprowadź, bym go raz jeszcze uściskał. —
-       
-       
-       Jakub odchodzi.
-       
-       
-               Dym bitwy zamglił oczy moje — zda mi się, jakby dolina wzdymała się i opadała nazad — skały w sto kątów łamią się i krzyżują — dziwnym szykiem także ciągną myśli moje. —
-               
-               siada na murze
-               
-               Człowiekiem być nie warto — Aniołem nie warto. — Pierwszy z Archaniołów po kilku wiekach, tak jak my po kilku latach bytu, uczuł nudę w sercu swoim i zapragnął potężniejszych sił. — Trza być Bogiem lub nicością. —
-       
-               
-       Jakub przychodzi z Orciem.
-               
-       
-               Weź kilku naszych, obejdź sale zamkowe i pędź do murów wszystkich, co spotkasz. —
-       
-
-
-JAKUB
-       
-               Bankierów i hrabiów, i książąt. —
-       
-               odchodzi
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Chodź, synu — połóż tu rękę swoją na dłoni mojej — czołem ust moich się dotknij — czoło matki twojej niegdyś było takiej samej bieli i miękkości. —
-       
-
-
-ORCIO
-       
-               Słyszałem głos jej dzisiaj, nim zerwali się męże twoi do broni — słowa jej płynęły tak lekko jak wonie, i mówiła: „Dziś wieczorem zasiądziesz przy mnie”. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Czy wspomniała choćby imię moje? —
-       
-
-
-ORCIO
-       
-               Mówiła: „Dziś wieczorem czekam na syna mego”. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               na stronie
-       
-               U końca drogi czyż opadnie mnie siła? — Nie daj tego, Boże! — Za jedną chwilę odwagi masz mnie więźniem twoim przez wieczność całą. —
-               
-               głośno
-               
-               O synu, przebacz, żem ci dał życie — rozstajemy się — czy wiesz, na jak długo? —
-       
-
-
-ORCIO
-       
-               Weź mnie i nie puszczaj — nie puszczaj — ja cię pociągnę za sobą. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Różne drogi nasze — ty zapomnisz o mnie wśród chórów anielskich, ty kropli rosy nie rzucisz mi z góry. — O Jerzy — Jerzy! — O synu mój! —
-       
-
-
-ORCIO
-       
-               Co za krzyki! — Drżę cały — coraz groźniej — coraz bliżej — huk dział i strzelb się rozlega — godzina ostatnia, przepowiedziana, ciągnie ku nam. —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Śpieszaj, śpieszaj, Jakubie! —
-       
-
-       
-Orszak hrabiów i książąt przechodzi przez dolny dziedziniec — Jakub z żołnierzami idzie za nim.
-
-
-GLOS JEDEN
-       
-               Daliście odłamki broni i bić się każecie. —
-       
-
-
-GŁOS DRUGI
-       
-               Henryku, ulituj się! —
-       
-
-
-TRZECI
-       
-               Nie gnaj nas słabych, zgłodniałych ku murom! —
-       
-
-
-INNE GŁOSY
-       
-               Gdzie nas pędzą — gdzie?
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               do nich
-       
-               Na śmierć. —
-               
-               do syna
-               
-               Tym uściskiem chciałbym się z tobą połączyć na wieki — ale trza mi w inszą stronę. —
-       
-
-
-Orcio pada, trafiony kulą.
-
-
-GŁOS W GÓRZE
-       
-               Do mnie, do mnie duchu czysty — do mnie, synu mój! —
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               Hej! do mnie, ludzie moi! —
-       
-               dobywa szabli i przykłada do ust leżącego
-               
-               Klinga szklanna jak wprzódy — oddech i życie uleciały razem. —
-               Hej! tu — naprzód — już się wdarli na długość szabli mojej — nazad, w przepaść, syny wolności! — 
-       
-
-
-Zamieszanie i bitwa.
-
-
-
-
-
-Insza strona okopów — słychać odgłosy walki — Jakub rozciągnięty na murze — Mąż nadbiega, krwią oblany.
-
-
-MĄŻ
-       
-               Cóż ci jest, mój wierny, mój stary? —
-       
-
-
-JAKUB
-       
-               Niech ci czart odpłaci w piekle upór twój i męki moje. — Tak mi Panie Boże dopomóż! —
-       
-               umiera
-       
-
-
-MĄŻ
-       
-               rzucając płaszcz
-       
-               Niepotrzebnyś mi dłużej — wyginęli moi, a tamci klęcząc wyciągają ramiona ku zwycięzcom i bełkocą o miłosierdzie! —
-               
-               spoziera naokoło
-               
-               Nie nadchodzą jeszcze w tę stronę — jeszcze czas — odpocznijmy chwilę. — Ha! już się wdarli na wieżę północną — ludzie nowi się wdarli na wieżę północną — i patrzą, czy gdzie nie odkryją hrabiego Henryka. — Jestem tu — jestem — ale wy mnie sądzić nie będziecie. — Ja się już wybrałem w drogę — ja stąpam ku sądowi Boga. —
-               
-               staje na odłamku baszty, wiszącym nad samą przepaścią
-               
-               Widzę ją całą czarną, obszarami ciemności płynącą do mnie, wieczność moją bez brzegów, bez wysep, bez końca, a pośrodku jej Bóg, jak słońce, co się wiecznie pali — wiecznie jaśnieje — a nic nie oświeca. —
-               
-               krokiem dalej się posuwa
-               
-               Biegną, zobaczyli mnie — Jezus, Maryja! — Poezjo, I bądź mi przeklęta, jako ja sam będę na wieki! — Ramiona, idźcie i przerzynajcie te wały!
-               
-               skacze w przepaść
-       
-
-
-
-
-
-Dziedziniec zamkowy. — Pankracy — Leonard — Bianchetti na czele tłumów — przed nimi przechodzą Hrabiowie, Książęta, z żonami i dziećmi, w łańcuchach. —
-
-
-PANKRACY
-       
-               Twoje imię? —
-       
-
-
-HRABIA
-       
-               Krzysztof na Volsagunie. —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Ostatni raz go wymówiłeś — a twoje?
-       
-
-
-KSIĄŻĘ
-       
-               Władysław, pan Czarnolasu. —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Ostatni raz go wymówiłeś — a twoje?
-       
-
-
-BARON
-       
-               Aleksander z Godalberg. —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Wymazane spośród żyjących — idź! —
-       
-
-
-BIANCHETTI
-       
-               do Leonarda
-       
-               Dwa miesiące nas trzymali, a nędzny rząd armat i lada jakie parapety. —
-       
-
-
-LEONARD
-       
-               Czy dużo ich tam jeszcze? —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Oddaję ci wszystkich — niech ich krew płynie dla przykładu świata — a kto z was mi powie, gdzie Henryk, temu daruję życie. —
-       
-
-
-RÓŻNE GŁOSY
-       
-               Zniknął przy samym końcu. —
-       
-
-
-OJCIEC CHRZESTNY
-       
-               Staję teraz jako pośrednik między tobą a niewolnikami twoimi — tymi przezacnego rodu obywatelami, którzy, wielki człowiecze, klucze zamku Św. Trójcy złożyli w ręce twoje.
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Pośredników nie znam tam, gdzie zwyciężyłem siłą własną. — Sam dopilnujesz ich śmierci. —
-       
-
-
-OJCIEC CHRZESTNY
-       
-               Całe życie moje obywatelskim było, czego są dowody niemałe, a jeślim się połączył z wami, to nie na to, bym własnych braci szlachtę...
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Wziąść starego doktrynera — precz; w jedną drogę z nimi! —
-       
-       
-       Żołnierze otaczają Ojca Chrzestnego i niewolników.
-               
-       
-               Gdzie Henryk? — czy kto z was nie widział go żywym lub umarłym? — Wór pełny złota za Henryka — choćby za trupa jego! —
-       
-               
-       Oddział zbrojnych schodzi z murów.
-               
-       
-               A wy nie widzieliście Henryka? —
-       
-       
-
-
-NACZELNIK ODDZIAŁU
-       
-               Obywatelu wodzu, udałem się za rozkazem generała Bianchetti ku stronie zachodniej szańców, zaraz na początku wejścia naszego do fortecy, i na trzecim zakręcie bastionu ujrzałem człowieka rannego i stojącego bez broni przy ciele drugiego. — Kazałem podwoić kroku, by schwytać — ale nim zdążyliśmy, ów człowiek zeszedł trochę niżej, stanął na głazie chwiejącym się i patrzał chwilę obłąkanym wzrokiem — potem wyciągnął ręce jak pływacz, który ma dać nurka, i pchnął się z całej siły naprzód — słyszeliśmy wszyscy odgłos ciała spadającego po urwiskach — a oto szabla, znaleziona kilka kroków dalej. —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               biorąc szablę
-       
-               Ślady krwi na rękojeści — poniżej herb jego domu. —
-               
-               To pałasz hrabiego Henryka — on jeden spośród was dotrzymał słowa. — Za to chwała jemu, giliotyna wam. —
-               
-               Generale Bianchetti, zatrudnij się zburzeniem warowni i dopełnieniem wyroku. —
-               
-               Leonardzie! —
-               
-               wstępuje na basztę z Leonardem
-       
-
-       
-LEONARD
-       
-               Po tylu nocach bezsennych powinien byś odpocząć, mistrzu — znać strudzenie na rysach twoich. —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Nie czas mi jeszcze zasnąć, dziecię, bo dopiero połowa pracy dojdzie końca swojego z ich ostatnim westchnieniem. — Patrz na te obszary — na te ogromy, które stoją w poprzek między mną a myślą moją — trza zaludnić te puszcze — przedrążyć te skały — połączyć te jeziora — wydzielić grunt każdemu, by we dwójnasób tyle życia się urodziło na tych równinach, ile śmierci teraz na nich leży. — Inaczej dzieło zniszczenia odkupionym nie jest. —
-       
-
-
-LEONARD
-       
-               Bóg Wolności sił nam podda. —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Co mówisz o Bogu — ślisko tu od krwi ludzkiej. — Czyjaż to krew? — Za nami dziedzińce zamkowe — sami jesteśmy, a zda mi się, jakoby tu był ktoś trzeci. —
-       
-
-
-LEONARD
-       
-               Chyba to ciało przebite. —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Ciało jego powiernika — ciało martwe — ale tu duch czyjś panuje — a ta czapka — ten sam herb na niej — dalej, patrz, kamień wystający nad przepaścią — na tym miejscu serce jego pękło. —
-       
-
-
-LEONARD
-       
-               Bledniesz, mistrzu. —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Czy widzisz tam wysoko — wysoko? —
-       
-
-
-LEONARD
-       
-               Nad ostrym szczytem widzę chmurę pochyłą, na której dogasają promienie słońca. —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Znak straszny pali się na niej. —
-       
-
-
-LEONARD
-       
-               Chyba cię myli wzrok. —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Milion ludu słuchało mnie przed chwilą — gdzie jest lud mój? —
-       
-
-
-LEONARD
-       
-               Słyszysz ich okrzyki — wołają ciebie — czekają na ciebie. —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Plotły kobiety i dzieci, że się tak zjawić ma, lecz dopiero w ostatni dzień. —
-       
-
-
-LEONARD
-       
-               Kto? —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Jak słup śnieżnej jasności, stoi ponad przepaściami — oburącz wspart na krzyżu, jak na szabli mściciel. — Ze splecionych piorunów korona cierniowa.
-       
-
-
-LEONARD
-       
-               Co się z tobą dzieje? co tobie jest? —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Od błyskawicy tego wzroku chyba mrze, kto żyw. —
-       
-
-
-LEONARD
-       
-               Coraz to bardziej rumieniec zbiega ci z twarzy — chodźmy stąd — chodźmy — czy słyszysz mnie? —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Połóż mi dłonie na oczach — zadław mi pięściami źrenice — oddziel mnie od tego spojrzenia, co mnie rozkłada w proch. —
-       
-
-
-LEONARD
-       
-               Czy dobrze tak? —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Nędzne ręce twe — jak u ducha bez kości i mięsa — przejrzyste jak woda — przejrzyste jak szkło — przejrzyste jak powietrze. — Widzę wciąż! —
-       
-
-
-LEONARD
-       
-               Oprzyj się na mnie. —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Daj mi choć odrobinę ciemności! —
-       
-
-
-LEONARD
-       
-               O mistrzu mój! —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Ciemności — ciemności! —
-       
-
-
-LEONARD
-       
-               Hej! obywatele — hej! bracia — demokraty, na pomoc! — Hej! ratunku — pomocy — ratunku! —
-       
-
-
-PANKRACY
-       
-               Galilaee, vicisti!
-       
-               stacza się w objęcia Leonarda i kona
-       
-
-
-
-
-
-
-
-