Removed txt book files from repository.
[wolnelektury.git] / books / krasicki_satyry1_przestroga_mlodemu.txt
diff --git a/books/krasicki_satyry1_przestroga_mlodemu.txt b/books/krasicki_satyry1_przestroga_mlodemu.txt
deleted file mode 100644 (file)
index bc59bbf..0000000
+++ /dev/null
@@ -1,185 +0,0 @@
-
------
-Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl/). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Narodową z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów BN.
-Ten utwór nie jest chroniony prawem autorskim i znajduje się w domenie publicznej, co oznacza, że możesz go swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać.
-Źródło:
------
-
-AUTOR: 
-TYTUŁ: 
-
-
-
-
-
-
-Ignacy Krasicki
-
-Satyry, Część pierwsza
-
-Przestroga młodemu
-
-
-
-
-
-
-
-Wychodzisz na świat, Janie. Przy zaczęciu drogi
-Żądasz zdania mojego i wiernej przestrogi;
-Dam, na jaką się może zdobyć moja możność,
-W krótkich ją słowach zamknę: miej, Janie ostrożność!
-Wchodzisz na świat. Krok pierwszy stawić nie jest snadno,
-Zewsząd cię zbójcy, zdrajcy, filuty opadną;
-Zewsząd łowcy przebiegli, kształtną biorąc postać,
-Będą czuwać, jak by cię w sidła swoje dostać;
-Wpadniesz, jeśli się pierwej dobrze nie uzbroisz.
-Słusznie się więc twych kroków pierwiastkowych boisz.
-Rzadki na świat przychodzień, który by obfito
-Nie zapłacił na wstępie oszukania myto.
-Strzeż się, nie żebyś grzeszył zbytnim nieufaniem,
-Roztropna jest ostrożność; Piotr szedł za jej zdaniem.
-Średniej się drogi trzymał i tak kroki zmierzał,
-Że ani zbytnie ufał, ani nie dowierzał;
-Piotr ocalał i chociaż podejścia nie szukał,
-Choć szedł drogą poczciwych, filutów oszukał.
-A to jak? Tak jak ślepy; ten, gdzie się obraca,
-Nim stąpi, kijem pierwej bezpieczeństwa maca.
-Miej się na ostrożności, nikt cię nie oszuka.
-Znajdziesz Pawła na wstępie, co przychodniów szuka;
-Stary to mistrz i profes w filutów zakonie,
-Zna on nie tylko panów, ale psy i konie,
-Układa się i łasi, powierzchownie grzeczny,
-Z miny, z gestów poczciwy, uprzejmy, stateczny,
-Temu rady dodaje, z tym się towarzyszy,
-Tamtemu niby wierza, co od drugich słyszy:
-Trwożny, czy kto nie patrzy, czy kto nie podsłucha,
-Za wżdy ma coś w rezerwie i szepcze do ucha,
-Rai, strzeże, poznaje i godzi, i rożni;
-Przeszli przez jego ręce szlachetni, wielmożni,
-Przeszli, a z tych, co zdradnie całował i ściskał,
-Żadnego nie wypuścił, żeby co nie zyskał.
-Znajdziesz po nim Macieja, co już resztą goni.
-Przechodzi dotąd wszystkich wytwornością koni,
-Ekwipaż po angielsku, z francuska lokaje,
-A choć do dalszych zbytków sposobu nie staje,
-Choć nikt borgować nie chce, przykrzą się dłużnicy,
-Przecież Maciej paradnie jedzie po ulicy,
-Przecież laufry przed końmi, Murzyn za karetą.
-Chcesz widzieć tajemnicę przed światem ukrytą?
-Nauczysz się, bylebyś tym szedł, co on torem,
-Bylebyś się pożegnał z cnotą i honorem,
-Bylebyś czoło stracił, dojdziesz przedsięwzięcia.
-Zbądź się wstydu, a język trzymaj od najęcia,
-Czołgaj się, a gdy podłość rozpostrzesz najdalej,
-Dokażesz, że przed tobą będą się czołgali.
-Zyskasz korzyść niecnotą; ale to zysk podły;
-Nie tymi prawe szczęście obwieszcza się źrodły;
-Strzeż się więc takich zdobycz, co czynią zelżywym.
-Jesteś w wiośnie młodości, w tym wieku szczęśliwym,
-Co do wszystkiego zdatny. Do użycia wzywa
-Rozkosz miła z pozoru, w istocie zdradliwa;
-Uwdzięcza bite ślady, lecz choć mile pieści,
-Kładzie żółć przy słodyczy, ciernie z kwiaty mieści,
-Omamia nieostrożnych zdradnymi kompany.
-Będziesz na pierwszym wstępie uprzejmie wezwany
-Od rzeszy grzeczno-modnej, rozpustnie wytwornej.
-Tam się nauczysz w szkole przebiegłej, wybornej,
-Jak grzecznie rozposażyć zbiory przodków skrzętne,
-A ślady wspaniałości stawiając pamiętne,
-Niesłychanymi zbytki i treścią rozpusty
-Zawstydzać marnotrawców i dziwić oszusty.
-Nauczysz się, jak prawom można się nie poddać,
-Jak dostać, kiedy nie masz, dostawszy nie oddać,
-Jak zwodzić zaufanych a śmiać się z zwiedzionych,
-Jak w błędzie utrzymywać sztucznie omamionych,
-Jak się udać, gdy trzeba, za dobrych i skromnych,
-Jak podchlebiać przytomnym, śmiać się z nieprzytomnych,
-Jak cnocie, gdzie ją znajdziesz, dać zelżywą postać,
-Jak deptać wszystkie względy, byle swego dostać,
-Jak wziąwszy grzeczną tonu modnego postawę,
-Dla żartu dowcipnego szarpać cudzą sławę,
-Jak się chlubić z niecnoty, a w wyrazach sprośnych
-Mieszać fałsz z zuchwałością w tryumfach miłosnych.
-Taka to nasza młodzież! Po skażonej wiośnie
-Jaki plon, jaki owoc w jesieni urośnie?
-Rzuć okiem na Tomasza: słaby, wynędzniały,
-Dwudziestoletni starzec. Poszły kapitały,
-Poszły wioski, miasteczka, pałace, ogrody,
-Jęczy nędzarz, a pamięć niepowrotnej szkody
-Truje resztę dni smutnych, co je wlecze z pracą:
-Taka korzyść rozpusty, tak się zbytki płacą.
-Uszedłeś marnotrawców, wpadniesz w otchłań nową.
-Ci to są, co z romansów zawróconą głową,
-Bohatyry miłosne, żaki teatralni,
-Trawią wiek u nóg bogiń przy ich gotowalni.
-Westchnienia ich kunsztowne do Filidów modnych,
-Kaloandry w afektach wiernych a dowodnych
-Jęczą nad srogim losem, a boginie cudne,
-Raz uprzejme, drugi raz dzikie i obłudne,
-Czy się zechcą nasrożyć, czy wdzięcznie uśmiechać,
-Dają im tylko wolność rozpaczać i wzdychać.
-Strzeż się matni zdradliwych, w które płochych mieści
-Zbyt czuły na podstępy zawżdy kunszt niewieści;
-Strzeż się sideł powabnych, w które młodzież wabią.
-Choć sztuką zdradę skryją, pęta ujedwabią,
-Przecież w nich wolność ginie, czas się drogi traci,
-Zysk wdzięcznych sentymentów w cnoty nie bogaci;
-A Filida tymczasem, gdy ją statek smuci,
-Dla nowego Tyrsysa dawnego porzuci.
-Skacz ze skały, w miłosnych pętach niewolniku,
-Albo siadłszy w zamysłach przy krętym strumyku,
-Gadaj z echem płaczącym na płonne nadzieje;
-Twoja Filis tymczasem z głupiego się śmieje.
-Nie masz tego w romansach — ale jest na jawie;
-Ktokolwiek się tej płochej poświęcił zabawie,
-Nie inszą korzyść żądań zniewieściałych zyska;
-Czyli politowania wart, czy pośmiewiska,
-Niech boginie osądzą. — Ty zważ, co cię czeka.
-Boginie są, mój Janie; czcij je, lecz z daleka.
-Nie, żebyś był odludkiem. Znajdziesz nawet w mieście,
-Co umysł mając męski, powaby niewieście,
-Szacowne bardziej cnotą niż blaskiem urody,
-Mimo zwyczaj powszechny, mimo przepis mody
-Śmią pełnić obowiązki, a proste Sarmatki,
-Są i żony poczciwe, i starowne matki;
-Romans je w obowiązkach nigdy nie rozgrzesza.
-Z takich gniazd, jeśli znajdziesz, szukaj towarzysza;
-I znajdziesz. Niech odszczeka, co je trzy rachował.
-Nie będę ja zbyt ostrą satyrą brakował.
-Są, a często, choć pozór przeciwnie obwieszcza,
-W uściech płochość, a cnota w sercu się umieszcza.
-Wojciech — mędrzec ponury, łapie młodzież żywą,
-A najeżony miną poważnie żarliwą,
-Nową rzeczy postawą gdy dziwi i cieszy,
-Same wyroki głosi zgromadzonej rzeszy.
-Za nic dawni pisarze, stare księgi — fraszki,
-Dzieła wieków to płonne u niego igraszki;
-Filozof, jednym słowem, i miną, i cerą,
-Unosi się nad podłą gminu atmosferą,
-Depce miałkość uprzedzeń, a dając, co nie ma,
-Stwarza nowy rząd rzeczy i wiary systema.
-Z daleka od tej szkoły, z daleka, mój Janie!
-Powabne tam jest wejście, wdzięczne przywitanie,
-Ale powrót fatalny. Zły to rozum, bracie,
-Co się na cnoty, wiary zasadza utracie.
-Ochełznaj dumne zdania pokory munsztukiem,
-Wierz, nie szperaj, bądź raczej cnotliwym nieukiem
-Niż mądrym, a bezbożnym. Tacy byli dawni,
-Równie, a może więcej naukami sławni,
-Przodki twoje poczciwe, co Boga się bali.
-Co mogli, co powinni, oni roztrząsali,
-Umieli dzielić w zdaniu, o czym sądzić można,
-Od tego, w czym nauka próżna i bezbożna.
-Na co rozum, dar boży, jeśli bluźni dawcę?
-Mijaj, Janie, bezbożnych maksym prawodawcę,
-Mijaj mądrość nieprawą. Ta niech tobą rządzi,
-Co do cnoty zaprawia, w nauce nie błądzi,
-Co prawe obowiązki bezwzględnie określa,
-Co zna ludzką ułomność, w zdaniach nie wymyśla,
-Co cię łącząc z poczciwym, staropolskim gminem,
-Nie każe ci się wstydzić, żeś chrześcijaninem.
-
-
-
-