X-Git-Url: https://git.mdrn.pl/wolnelektury.git/blobdiff_plain/8559c95597de98e8f6c580e97224ed3ecc9dc5c0..df9c7c3c674c417669cc9e6abc4cb0d79abfb5fe:/books/oppman_zbojcy.xml?ds=sidebyside
diff --git a/books/oppman_zbojcy.xml b/books/oppman_zbojcy.xml
old mode 100755
new mode 100644
index 7bf1e6939..44b96383b
--- a/books/oppman_zbojcy.xml
+++ b/books/oppman_zbojcy.xml
@@ -1,28 +1,81 @@
-
-
-
-Oppman, Artur
-Zbójcy
-Legendy warszawskie
-SekuÅa, Aleksandra
-Sutkowska, Olga
-Fundacja Nowoczesna Polska
-Modernizm
-Epika
-Legenda
-Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Partnerem projektu jest Prokom Software SA. Reprodukcja cyfrowa wykonana przez BibliotekÄ NarodowÄ
z egzemplarza pochodzÄ
cego ze zbiorów BN.
-http://www.wolnelektury.pl/lektura/Zb%C3%B3jcy
-http://www.polona.pl/Content/799
-Oppman, Artur (1867-1931), Legendy warszawskie, KsiÄgarnia Åw. Wojciecha, PoznaÅ, Warszawa [etc.], 1925
-Domena publiczna - Artur Oppman zm. 1931
-1931
-xml
-text
-text
-2007-08-30
-SP2
-pol
-
-
-
+
+
+
+
+ Oppman, Artur
+ Zbójcy
+ Legendy warszawskie
+ SekuÅa, Aleksandra
+ Sutkowska, Olga
+ Fundacja Nowoczesna Polska
+ Modernizm
+ Epika
+ Legenda
+ Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Partnerem projektu jest Prokom Software SA. Reprodukcja cyfrowa wykonana przez BibliotekÄ NarodowÄ
z egzemplarza pochodzÄ
cego ze zbiorów BN.
+ http://www.wolnelektury.pl/lektura/Zb%C3%B3jcy
+ http://www.polona.pl/Content/799
+ Oppman, Artur (1867-1931), Legendy warszawskie, KsiÄgarnia Åw. Wojciecha, PoznaÅ, Warszawa [etc.], 1925
+ Domena publiczna - Artur Oppman zm. 1931
+ 1931
+ xml
+ text
+ text
+ 2007-08-30
+ SP2
+ pol
+
+
+
+
+
+
+ Artur Oppman
+ Zbójcy
+
+
+
+
+
+
+
+ Miasto
+ DwieÅcie lat temu Nowe Miasto warszawskie otoczone byÅo wielkimi moczarami i gÄstymi zaroÅlami, w których nierzadko ukrywaÅ siÄ zwierz dziki, tak, że zdarzaÅo siÄ nieraz, iż mroźnÄ
zimÄ
gÅodne wilki przybiegaÅy na rynek nowomiejski i wyÅy po nocach przed jatkami rzeźników.
+
+ W czas takiej to wÅaÅnie zimy dÅugotrwaÅej, w wieczór zawieruchÄ
ÅnieżnÄ
dmÄ
cy, do jednej z gospód, w pobliżu koÅcioÅa Panny Marji, przywlókÅ siÄ stary, obdarty, skulony z zimna, dziad. RozejrzaÅ siÄ po izbie obszernej, o goÅcinÄ pokornie poprosiÅ, że to --- powiada --- nie ma siÄ gdzie schroniÄ, a gÅodny jest taki, iż nogi go już nosiÄ nie zdoÅajÄ
.
+ ChoÄ Å¼ebrakowi źle jakoÅ z oczu patrzaÅo, miÅosierni gospodarstwo nie odmówili mu przytuÅku. JeÅÄ dali, piÄ dali i na ciepÅym przypiecku przespaÄ siÄ pozwolili.
+ WlazÅ ci dziadyga za piec, postÄkaÅ, pokwÄkaÅ i po krótkiej chwili zasnÄ
Å widocznie, bo jÄ
Å chrapaÄ, aż grzmiaÅo.
+ A że to noc już na Åwiat boży zapadÅa, tedy i gospodarstwo, pobożnie odmówiwszy pacierze, do snu siÄ uÅożyli, a też i dziewczyna sÅużebna, gdy statki zmyÅa i podÅogÄ zamiotÅa, wlazÅa pod pierzynÄ do swojego Åóżka i już, już sen jej padaÅ na oczy, gdy, nagle a niespodziewanie, coÅ jÄ
tknÄÅo, coÅ jakby zaszeptaÅo: ,,Nie Åpij, dziewucho, czuwaj...".
+ PrzelÄkÅa siÄ dziewczynina, ale nic, czuwa, jak jej ten gÅos wewnÄtrzny rozkazaÅ. Modli siÄ po cichutku, w sobie, i czeka, co to z tego bÄdzie.
+ MinÄÅa tak dobra godzina, a może i wiÄcej, aż ci tu sÅyszy dziewucha: ktoÅ siÄ za piecem gramoli. WyjrzaÅa jednym okiem z pod pierzyny, niewiele widzi, bo ciemno, ale tak myÅli, że to chyba dziad ów zza pieca wyÅazi.
+ Jakoż tak byÅo w istocie. Dziad to, przybÅÄda, na czworakach idzie cichuteÅko, podszedÅ do stoÅu, podniósÅ siÄ, ÅwieczkÄ zapaliÅ, postawiÅ na stole i rozejrzaÅ siÄ wokoÅo.
+ Panie Boże miÅosierny! Straszne rzeczy! Dziadzisko już nie skulone, nie takie stare, jak siÄ wydawaÅo. WyprostowaÅ siÄ teraz, zogromniaÅ jakoÅ, nóż dÅugi a ostry w rÄku trzyma, Ålepia mu bÅyszczÄ
, jak wilkowi. Zbójca!
+ Dziewuszysko zatrzÄsÅo siÄ ze strachu, ale zaraz pomyÅlaÅa sobie: jak zobaczy, że nie ÅpiÄ, zabije mnie, trzeba leżeÄ cicho, ani tchnÄ
Ä.
+ A wiedziaÅa też dobrze dziewczyna, co to za Åwieczka taka: z trupiego Åoju! Taka Åwieczka ma tÄ wÅasnoÅÄ, że póki siÄ pali, nikt ze ÅpiÄ
cych w izbie ocknÄ
Ä nie może; obudzi siÄ dopiero, gdy Åwieca zgaÅnie. OkropieÅstwo!
+ RozejrzaÅ siÄ tedy ów zbójca, pomedytowaÅ chwilÄ i sunie bez szelestu, jak zÅy duch, naprzód do gospodarstwa, zobaczyÄ, czy ÅpiÄ
mocno?
+ PochyliÅ siÄ nad nimi, a nóż wzniesiony w garÅci trzyma, popatrzyÅ, posÅuchaÅ: spali.
+
+ Cierpienie, SÅuga
+ WiÄc lezie pomaleÅku, wprost ku Åóżku dziewczyny sÅużebnej. UniósÅ pierzynÄ z jej gÅowy, przyglÄ
da siÄ, a dziewucha dech zataiÅa w sobie, ani drgnie. CoÅ siÄ zbójowi w niej nie spodobaÅo, coÅ widaÄ, psi syn, zauważyÅ takiego, że niedowierza; schyliÅ siÄ, nasÅuchuje, czy równo oddycha: równo.
+ Ehe! Nie taki on gÅupi! Nie dosyÄ mu na tem! UszczypnÄ
Å jÄ
w policzek: nic! WyciÄ
gnÄ
Å szpilkÄ z kapoty, ukÅuÅ: nic! Jeszcze mu maÅo!
+ WróciÅ siÄ do stoÅu, wziÄ
Å ÅwieczkÄ, skrada siÄ, a wciÄ
ż spoziera na twarz dziewczyny. No! niema co! Åpi!
+ --- Czekaj, bestyjo --- powiada --- albo ty Åpisz, albo nie Åpisz; jeÅli nie Åpisz, to zaraz mi tu narobisz krzyku.
+ StanÄ
Å przy nogach Åóżka i nuż bose stopy sÅużÄ
cej przypiekaÄ ona ÅwieczkÄ
z trupiego Åoju. Przypieka, aż skóra skwierczy, aż bÄ
ble wyskakujÄ
. Dziewucha, jak nieżywa; ani siÄ ruszy.
+ --- Åpi, jak zarżniÄta --- mruknÄ
Å zbójca. --- Takiego bólu żaden czÅek bez wrzasku nie wytrzyma.
+ A ta dziewczyna takÄ
siÅÄ miaÅa i takÄ
wytrzymaÅoÅÄ, iż owÄ
mÄkÄ ÅmiaÅo przeniosÅa, że to niby i jej życie i jej gospodarstwa poczciwych od udawania, jako Åpi, zależaÅo.
+ UspokoiÅ siÄ zbójca, stawia ÅwieczkÄ na nowo na stole, a sam drzwi cicho, cichutko otwiera i myk na dwór, po swoich kamratów.
+ Ale już dziewczyna zerwaÅa siÄ z Åóżka, na baÅykach, bo chodziÄ nie mogÅa od bólu okropnego, do furty siÄ dowlokÅa i żelaznym drÄ
giem jÄ
zawarÅa.
+
+ Jeszcze nie zdÄ
żyÅa wynijÅÄ z sieni, aż ci tu piÄciu zbójów za drzwiami staje i chce furtÄ otworzyÄ.
+ Ale! gadaj mu tam! Otwieraj, kiedy zamkniÄte! A wyÅamywaÄ furtÄ bali siÄ, bo koÅcióŠblisko i haÅas mógÅby kto ze sÅużby koÅcielnej usÅyszeÄ!
+ SÅyszy dziewucha, jak gadajÄ
:
+ --- A mówiÅeÅ, że otwarte. CzemuÅ nas zwiódÅ?
+ --- Nie zwiodÅem! ByÅo otwarte! Ino wiem, jak siÄ to staÅo: to ta szelma dziewczyna nie spaÅa i furtÄ zawarÅa.
+ --- Nie ona szelma, tylko ty szelma, żeÅ siÄ nie poznaÅ i dziewuchy nie zarżnÄ
Å!
+ --- Ano, niema co gadaÄ po próżnicy! Na nic dziÅ caÅa robota. Chodźmy do lasu! Ale dziewusze przy okazji odpÅacim!
+ Poszli. A sÅużÄ
ca wstaÅa, ÅwieczkÄ czarodziejskÄ
zgasiÅa, zażegÅa Åuczywo, zbudziÅa gospodarstwo! opowiedziaÅa im rzecz caÅÄ
.
+ ChorowaÅa dÅugo, a gdy wyzdrowiaÅa wreszcie, przeniosÅa siÄ aż na LitwÄ, bojÄ
c siÄ zemsty owych zbójów przeklÄtych.
+
+
+
+
+