X-Git-Url: https://git.mdrn.pl/wolnelektury.git/blobdiff_plain/8559c95597de98e8f6c580e97224ed3ecc9dc5c0..df9c7c3c674c417669cc9e6abc4cb0d79abfb5fe:/books/oppman_syrena.xml?ds=inline
diff --git a/books/oppman_syrena.xml b/books/oppman_syrena.xml
old mode 100755
new mode 100644
index 8bf4d0e0a..d069aa895
--- a/books/oppman_syrena.xml
+++ b/books/oppman_syrena.xml
@@ -1,28 +1,157 @@
-
-
-
-Oppman, Artur
-Syrena
-Legendy warszawskie
-SekuÅa, Aleksandra
-Sutkowska, Olga
-Fundacja Nowoczesna Polska
-Modernizm
-Epika
-Legenda
-Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Partnerem projektu jest Prokom Software SA. Reprodukcja cyfrowa wykonana przez BibliotekÄ NarodowÄ
z egzemplarza pochodzÄ
cego ze zbiorów BN.
-http://www.wolnelektury.pl/lektura/Syrena
-http://www.polona.pl/Content/799
-Oppman, Artur (1867-1931), Legendy warszawskie, KsiÄgarnia Åw. Wojciecha, PoznaÅ, Warszawa [etc.], 1925
-Domena publiczna - Artur Oppman zm. 1931
-1931
-xml
-text
-text
-2007-08-30
-SP2
-pol
-
-
-
+
+
+
+
+ Oppman, Artur
+ Syrena
+ Legendy warszawskie
+ SekuÅa, Aleksandra
+ Sutkowska, Olga
+ Fundacja Nowoczesna Polska
+ Modernizm
+ Epika
+ Legenda
+ Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Partnerem projektu jest Prokom Software SA. Reprodukcja cyfrowa wykonana przez BibliotekÄ NarodowÄ
z egzemplarza pochodzÄ
cego ze zbiorów BN.
+ http://www.wolnelektury.pl/lektura/Syrena
+ http://www.polona.pl/Content/799
+ Oppman, Artur (1867-1931), Legendy warszawskie, KsiÄgarnia Åw. Wojciecha, PoznaÅ, Warszawa [etc.], 1925
+ Domena publiczna - Artur Oppman zm. 1931
+ 1931
+ xml
+ text
+ text
+ 2007-08-30
+ SP2
+ pol
+
+
+
+
+
+
+ Artur Oppman
+ Syrena
+
+
+
+
+
+
+ I
+
+ Muzyka
+ --- A widzieliÅcie jÄ
, tÄ syrenÄ niby, kumie Szymonie?
+ --- WidzieÄ nie widziaÅem, kumie Mateuszu, bo drzewa przesÅaniaÅy źródeÅko, a bliżej podejÅÄ baÅem siÄ jakoÅci, alem sÅyszaÅ, jak Åpiewa.
+ --- Alboż to syreny ÅpiewajÄ
?
+ --- Jakże to? Nie wiecie o tym, kumie Mateuszu? ÅpiewajÄ
! I jak jeszcze! GÅos to ci siÄ tak rozchodziÅ po Bugaju, po WiÅle, hen, aż za rzekÄ, jakoby wÅaÅnie dzwonek srebrzysty dzwoniÅ. SÅuchaÅbyÅ dniem i nocÄ
.
+ --- No, i co dalej? Co dalej?
+ --- Ano, nic dalej. SÅuchaÅem, sÅuchaÅem, luboÅÄ mi siÄ jakowaÅ rozpÅywaÅa po koÅciach, aż w koÅcu Åpiewanie ucichÅo: widaÄ syrena schowaÅa siÄ na nocleg w źródeÅku, bo już i sÅoÅce zachodziÅo, a ja powlokÅem siÄ do chaty, alem caÅÄ
noc spaÄ nie mógÅ, inom o tej syrenie rozmyÅlaÅ.
+ --- CiekawoÅÄ! Warto by jÄ
wypatrzeÄ, zobaczyÄ.
+ --- Ale jak? ToÄ, jeÅli nas ujrzy, --- umknie i skryje siÄ w wodzie. A zresztÄ
, może to i grzech przyglÄ
daÄ siÄ takowej stworze niechrzczonej i kuszÄ
cego jej Åpiewania sÅuchaÄ.
+ --- Grzech nie grzech, --- niewiadaniewiada --- nie wiadomo.! Najlepiej zapytaÄ o to ojca Barnaby, pustelnika. To czÅek mÄ
dry i pobożny; on powie i nauczy, co czyniÄ nam należy.
+ --- Rzetelnie mówicie, kumie Mateuszu, chodźmy do pustelnika Barnaby.
+ --- Ano, to i chodźmy! Ryby przez ten czas z WisÅy nie ucieknÄ
, a my siÄ od duchownej osoby przeróżnoÅci dowiemy.
+ Tak rozmawiali z sobÄ
dwaj rybacy z nad WisÅy w owych zamierzchÅych czasach, gdy na miejscu dzisiejszej Warszawy, a wÅaÅciwie jej PowiÅla, leżaÅa niewielka rybacka osada, otoczona gÄstymi lasami, w których roiÅo siÄ od grubego zwierza: Åosi, turów, wilków i niedźwiedzi.
+ II
+ --- WiÄc powiadacie, że ÅpiewaÅa?
+ --- A juÅci! ÅpiewaÅa; gadaÅem przecie.
+ --- Hm! I czÄsto se tak podÅpiewuje?
+ --- A co dnia! Jak tylko sÅoneczko Boże ma siÄ ku zachodowi i czerwieniÄ
a zÅotem pomaluje WiseÅkÄ, wraz ci siÄ na Bugaju jej piosenka rozlega.
+ --- I dÅugo też nuci?
+ --- Do zachodu. Jak siÄ ino ciemno zrobi na Åwiecie, już jej nie sÅychaÄ.
+ --- To nocami nigdy ze źródÅa nie wychodzi?
+ --- Czy wychodzi, czy nie wychodzi, tego ja nie wiem, ale przepomniaÅemprzepomniaÅem --- zapomniaÅem. powiedzieÄ, że w peÅniÄ miesiÄ
ca też Åpiewa. Nieraz mnie ze snu budzi blask ksiÄżycowy, co do chaÅupy zaglÄ
da: siadam se na posÅaniu, aż ci tu odgÅos jakowyÅ dolata z daleka; jakby skowronek, jakby dzwonek, jakby skrzypeczki lipowe: to ona.
+
+ --- O to mi chodziÅo wÅaÅnie. WiÄc trzeba tak zrobiÄ...
+ Tu ojciec Barnaba zadumaÅ siÄ na dÅugÄ
chwilÄ, a obaj rybacy czekali w skupieniu, aż namyÅli siÄ, co poradziÄ.
+ Ojciec Barnaba byÅ to starzec wysoki, chudy, siwobrody, Åysy jak kolano, odziany w dÅugÄ
samodziaÅowÄ
opoÅczÄ. Na pomarszczonym jego obliczu rysowaÅy siÄ powaga i dobroÄ.
+
+ Lato, ZwierzÄta
+ Wszyscy trzej siedzieli przed budkÄ
pustelnika, na Åawie, uczynionej z dwóch pieÅków, na których poÅożono z gruba obciosanÄ
deskÄ. ByÅo to lipcowe popoÅudnie i cudnie byÅo w boru, pachnÄ
cym żywicÄ
i kwiatami. Ptaki ÅpiewaÅy radoÅnie, pszczoÅy wesoÅo brzÄczaÅy, a zielony dziÄcioÅ w czerwonym kapturku stukaÅ dziobkiem, jak mÅotkiem, w korÄ rozÅożystego dÄbu i wydÅubywaÅ robaki.
+
+ A ojciec Barnaba namyÅlaÅ siÄ, namyÅlaÅ, aż rzecze:
+
+ Muzyka
+ --- WiÄc trzeba tak zrobiÄ: w peÅniÄ miesiÄ
ca wybierzemy siÄ we trzech do źródeÅka; na odzienia nasze naczepiÄ należy gaÅÄzi Åwieżo zerwanych, najlepiej lipowych, kwiatem okrytych, żeby syrena czÅowieka nie poczuÅa, bo siÄ nie pokaże; zaczaimy siÄ przy samem źródle, a gdy wynijdzie i ÅpiewaÄ zacznie, wtedy zarzucimy na niÄ
sznur, spleciony z cienkich witek wierzbowych, ÅwiÄconÄ
wodÄ
skropiony, ile, że takiego żaden siÄ czar nie ima; zwiÄ
żemy i miÅoÅciwemu ksiÄciu na Czersku zawieziemy w darze. Niech jÄ
na zamku trzyma i niech mu wyÅpiewuje.
+ Ale uszy woskiem musimy sobie zatkaÄ, żeby jej narzekaÅ i lamentów nie sÅyszeÄ, bo inaczej serce w nas tak zemdleje, że nie bÄdziemy mieli mocy wziÄ
Ä jej w niewolÄ. Srodze jest żaÅoÅciwe syrenie Åpiewanie.
+ --- Tak jest, jak mówicie, ojcze Barnabo; wiem ci ja o tern, bom te piosenki sÅyszaÅ. Å»aden miód, by najprzedniejszy, tak czÅowieka nie upoi, jako on gÅos syreni. WiÄc tedy do peÅni miesiÄcznej?
+ --- Tak jest, do peÅni.
+ I rozeszli siÄ w swoje strony. Rybacy nad WisÅÄ do zarzuconych sieci, a ojciec Barnaba na modlitwÄ.
+ III
+ Tam, gdzie dziÅ nad samem prawie wybrzeżem WisÅy, poniżej starożytnych kamienic Starego Miasta, rozciÄ
ga siÄ ulica, Bugaj zwana, przed wielu, wielu laty szumiaÅ las zielony, odwieczny.
+ W lesie tym, z pagórka, wznoszÄ
cego siÄ nad rzekÄ
, tryskaÅo źródÅo i rozlewaÅo siÄ w gÅÄboki, bystro pÅynÄ
cy potok.
+ Nad potokiem rosÅy biaÅokore brzozy, wierzby pokrzywione maczaÅy w nim dÅugie gaÅÄzie, kwitnÄÅy polne róże, i niezapominajki haftowaÅy niebieskimi kwiatkami zielony traw kobierzec.
+ W tym to potoku mieszkaÅa wÅaÅnie syrena.
+ ByÅa piÄkna, pogodna noc miesiÄczna. Srebrzysta peÅnia żeglowaÅa przez bÅÄkitne, usiane gwiazdami niebo i przyglÄ
daÅa siÄ ziemi uÅpionej, lasowi i źródÅu.
+ Ale w lesie nie wszyscy spali.
+ Zza brzóz i wierzb, stojÄ
cych na potokiem, widaÄ byÅo trzy skulone postacie. PrzycupnÄÅy one, wÅród krzaków gÄstych, i ciekawymi oczyma spozieraÅy w wodÄ potoku, mieniÄ
cÄ
siÄ srebrzyÅcie od blasków tarczy miesiÄcznej. Byli to dwaj rybacy, Szymon i Mateusz, i pustelnik, ojciec Barnaba.
+ Nagle z wody wynurzyÅa siÄ przecudna postaÄ. ByÅa to dziewica nadziemskiej urody; w Åwietle miesiÄcznym widaÄ jÄ
byÅo doskonale. MiaÅa dÅugie kruczoczarne wÅosy, pierÅcieniami spÅywajÄ
ce na biaÅÄ
, jak z marmuru wyrzeźbionÄ
szyjÄ; szafirowe jej oczy, wzniesione ku peÅni, patrzyÅy dziwnie przejmujÄ
co i smutno, a ozdobiona lekkim rumieÅcem twarzyczka takim tchnÄÅa czarodziejskim urokiem, że przyglÄ
dajÄ
cym siÄ jej rybakom aż serca zamarÅy ze wzruszenia.
+ Syrena chwilÄ trwaÅa w milczeniu, zapatrzona w niebo i w gwiazdy --- i oto w ciszy tej czarownej nocy zadźwiÄczaÅ Åpiew tak piÄkny, tak krysztaÅowo czysty, że zdawaÅo siÄ, iż i ksiÄżyc, i gwiazd miliony, i ziemia, i niebo zasÅuchaÅy siÄ w niego do niepamiÄci.
+ Wtem z krzaków, cicho, bez szelestu, wyskoczyÅy owe trzy postacie --- i nie tak szybko rzuca siÄ ryÅ drapieżny na przebiegajÄ
cÄ
ÅaniÄ, jak oni rzucili siÄ na syrenÄ, skrÄpowali jÄ
powrósÅem, z witek wierzbowych splecionym, i wyciÄ
gnÄli z wody na murawÄ.
+ Próżno siÄ szamotaÅa nieszczÄsna, próżno ich ludzkim a cudnym zaklinaÅa gÅosem. GÅos ten wzruszyÄ ich nie mógÅ, gdyż, wedle rady ojca Barnaby, uszy mieli woskiem szczelnie zatkane.
+ --- Co teraz poczÄ
Ä? Co z niÄ
poczÄ
Ä? --- jÄli siÄ pytaÄ obaj rybacy zdyszanym, gorÄ
czkowym gÅosem.
+ --- Co poczÄ
Ä? --- rzeknie pustelnik --- poczekajcie, zaraz wam powiem:
+ Nim jÄ
do Jego MiÅoÅci ksiÄcia na Czersku zawieziem, a wieÅºÄ przecież nie bÄdziem po nocy, zamkniemy syrenÄ w oborze, a pilnowaÄ jej bÄdzie Staszek, pastuch gromadzkiego bydÅa. Skoro Åwit zaÅ, wóz drabiasty sianem wymoÅcim i jazda do Czerska! Dobrze mówiÄ?
+ --- Dobrze mówicie, ojcze Barnabo, mÄ
drze mówicie!
+ MiesiÄ
c ÅwieciÅ tuż nad polankÄ
, gdzie rybacy zÅożyli skrÄpowanÄ
syrenÄ, i widaÄ jÄ
byÅo wybornie. Do pasa byÅa to, jak siÄ już rzekÅo, panna na podziw urodziwa, od pasa zasiÄ ryba srebrzystÄ
ÅuskÄ
bÅyszczÄ
ca. LeżaÅa biedna bez ruchu, z zawartemi cudnemi oczyma, rÄce wzdÅuż ciaÅa opuÅciwszy, i tylko rybi ogon, dÅugi a giÄtki, uderzaÅ kiedy niekiedy w ziemiÄ, zupeÅnie jak u wyjÄtego z wody karpia lub szczupaka.
+ --- Czas nam w drogÄ --- przemówiÅ pustelnik --- bierzcie jÄ
!
+ Szymon i Mateusz dźwignÄli syrenÄ i ponieÅli jÄ
w stronÄ wioski.
+ IV
+ --- Otwieraj, Staszku!
+ --- Otwierajno co prÄdzej! Cóż to? ZarżnÄli ciÄ zbóje, że siÄ nie ruszasz?
+ --- Nie gramol siÄ, gamoniu! skorzejskorzej --- szybciej; od: skoro --- szybko.! skorzej!
+ I rozlegÅy siÄ gÅoÅne uderzenia krzepkich piÄÅci Szymona i Mateusza we wrota obory, oni to bowiem, wraz z pustelnikiem BarnabÄ
, dobijali siÄ uporczywie do wielkiego, drewnianego budynku, w którego Åcianach, przez wyrzezane otwory, widaÄ byÅo rogate Åby i mokre pyski licznych krów.
+ --- A co tam? Kto tam? ToÄ idÄ już, idÄ! A któż to tam tak Åomoce po nocy? Pali siÄ, czy co takiego?
+ ZaszurgaÅ ktoÅ bosymi nogami, odezwaÅo siÄ szerokie ziewniÄcie, w ciemnoÅciach niepewna rÄka szukaÅa zawory, znalazÅa jÄ
, otwarÅa, skrzypnÄÅy wrota --- i z mroku wynurzyÅa siÄ gibka, mÅodzieÅcza postaÄ pastucha Staszka,
+ --- Wszelki duch Pana Boga chwali! A czego to chceta, ojcze Barnabo i wy Szymonie i Mateuszu?
+ --- Cichaj! Syrena! O, widzisz? Syrena! ZÅapaliÅmy jÄ
! Niechaj tu przeleży do rana! O Åwicie do Czerska jÄ
zawiezieni, do ksiÄcia!
+ --- Syrena? Jezusie, Maryjo! Prawda! Jakaż ona Åliczna!
+ --- Nie prawiÅbyÅ byle czego! Åliczna! Czarownica, wiadomo ! Taka ci najcudniejszÄ
postaÄ przybierze, aby tym Åacniej otumaniÄ chrzeÅcijaÅskÄ
duszÄ.
+ --- Boże miÅy! PrawdÄ mówicie? To ona chrzeÅcijaÅskie dusze tumani? I cóż ja mam z niÄ
zrobiÄ?
+ --- PilnowaÄ do zorzy! Ale pilnuj bez ustanku. Nie zdrzemnij siÄ. Uważaj, żeby postronków nie zerwaÅa, bo ucieknie.
+ --- Ha! Każecie pilnowaÄ, to bÄdÄ pilnowaÅ. A kiedyż po niÄ
przyjdziecie?
+ --- Mówilim. Skoro Åwit. Teraz jÄ
poÅożym w oborze, niech leży.
+ --- A ty, Staszku, pamiÄtaj: oka z niej nie spuszczaj! Patrz i patrz! Na twojÄ
gÅowÄ jÄ
zdajem.
+ --- Już wy siÄ nie bójta! UmiaÅem sobie daÄ rady z graniastym byczkiem, choÄ beskurcyja zÅy, jak sam diabeÅ, to i z syrenÄ
poradzÄ.
+ --- No, to bywaj zdrowy! BÄdziem tu z powrotem, ino patrzeÄ!
+ V
+ Staszek zostaÅ sam na sam z syrenÄ
. LeżaÅa ona pod ÅcianÄ
obory, na wprost jednego z otworów okiennych, w przeciwlegÅej Åcianie wyciÄtych, a Staszek siadÅ naprzeciwko i tak, jak mu rozkazali, patrzyÅ w niÄ
bacznie, i oczu z dziwowiska nie spuszczaÅ.
+ MiesiÄ
c ÅwieciÅ w ten otwór Åcienny mocnym blaskiem i osrebrzÄ
! cudnÄ
twarzyczkÄ syreny, w której to twarzyczce jaÅniaÅy, jak gwiazdy, modre, wilgotne od Åez, przesmutne oczy.
+ I nie cniÅo siÄnie cniÅo siÄ --- nie nudziÅo siÄ. Staszkowi spozieraÄ tak nieustannie na syrenÄ, bo nigdy, nigdy, jako żywo, nie widziaÅ podobnie urodziwego lica i źrenic równie gÅÄbokich, przepastnych i czaru zaziemskiego peÅnych.
+
+ Muzyka
+ I nagle --- syrena spojrzaÅa na Staszka swymi czarodziejskimi oczami, uniosÅa przepiÄknÄ
, opierÅcienionÄ
zwojami czarnych wÅosów gÅówkÄ, otworzyÅa koralowe usteczka i zaÅpiewaÅa.
+ ZaÅpiewaÅa jakÄ
Å piosenkÄ bez sÅów, piosenkÄ tak cudnÄ
, że drzewa za oborÄ
przestaÅy szumieÄ, a krowy Åby ciÄżkie od żÅobów zwróciÅy w jej stronÄ, żuÄ przestaÅy i zasÅuchaÅy siÄ w oszoÅamiajÄ
cÄ
pieÅÅ syreny.
+ Staszek byÅ na wpóŠprzytomny. Jak żyje nie sÅyszaÅ nic podobnego. Åpiew syreny graÅ na jego sercu tak, jak gra wiosna na sercu każdego czÅowieka. UczuÅ, że dzieje siÄ z nim coÅ dziwnego, że jest jakiÅ lepszy, jakiÅ mÄ
drzejszy, że otwierajÄ
siÄ przed nim Åwiaty, o których nigdy dotychczas nie pomyÅlaÅ, Åwiaty peÅne anioÅów i cudów.
+
+ A syrena nagle spojrzaÅa wprost w oczy Staszka i rzekÅa:
+ --- RozwiÄ
ż mnie!
+ Nie zawahaÅ siÄ ani na chwilÄ. PodszedÅ ku syrenie i kozikiem rozciÄ
Å krÄpujÄ
ce jÄ
postronki.
+ A dziwowisko Ålicznymi rÄ
czkami objÄÅo go za szyjÄ i szepnÄÅo:
+ --- Otwórz wrota i chodź za mnÄ
.
+ UsÅuchaÅ. OtworzyÅ wrota na Åcieżajna Åcieżaj --- na oÅcież. i czekaÅ, co siÄ stanie.
+ Nie czekaÅ dÅugo. MuzykaSyrena uniosÅa siÄ ze sÅomy, na której leżaÅa, i skaczÄ
c na swoim rybim ogonie, przeszÅa przez wrota i skierowaÅa siÄ w stronÄ WisÅy.
+ SzÅa i ÅpiewaÅa. Krowy wyciÄ
gnÄÅy za niÄ
Åby i poczÄÅy ryczeÄ Å¼aÅoÅnie, drzewa szumiaÅy do wtóru piosence syreniej, a szumiaÅy tak smutnie, aż niebo drobnymi Åzami sypaÄ jÄÅo i zachmurzyÅo siÄ ponuro. A Staszek, jak urzeczony, szedÅ za niÄ
, szedÅ za niÄ
, bez woli, bez myÅli.
+ UstaÅ deszcz, wybÅysnÄÅo sÅoÅce; z chaÅup wychodzili ludzie i ze zdumieniem patrzyli na widok tak nadzwyczajny. A syrena szÅa i ÅpiewaÅa.
+ A gdy już byÅa tuż, tuż nad brzegiem WisÅy, odwróciÅa siÄ, spojrzaÅa ku wiosce i zawoÅaÅa na gÅos caÅy:
+ --- KochaÅam ciÄ, ty brzegu wiÅlany, kochaÅam was, ludzie proÅci i serca dobrego, byÅam waszÄ
pieÅniÄ
, waszym czarem życia!
+ Czemuż wziÄliÅcie mnie w niewolÄ, czemuż chcieliÅcie, abym w pÄtach, w wiÄzieniu, na rozkaz ksiÄ
żÄcy ÅpiewaÅa?
+ ÅpiewaÅam wam, ludzie proÅci, ludzie serca cichego i dobrego, ale na rozkaz ÅpiewaÄ nie chcÄ i nie bÄdÄ.
+ WolÄ skryÄ siÄ na wieki w fale wiÅlane, wolÄ zniknÄ
Ä z przed waszych oczu i tylko szumem rzeki do was przemawiaÄ.
+ A gdy przyjdÄ
czasy ciÄżkie i twarde, czasy, o których nie Åni siÄ, ani wam, ani dzieciom i wnukom dzieci waszych ÅniÄ siÄ jeszcze nie bÄdzie, wtedy, w lata krzywdy i klÄski, szum fal wiÅlanych ÅpiewaÄ bÄdzie potomkom waszym o nadziei, o sile, o zwyciÄstwie.
+
+ A tu tymczasem, pÄdem od wioski lecÄ
ku brzegowi obaj rybacy i pustelnik stary i krzyczÄ
:
+ --- Åapaj, trzymaj, nie puszczaj!
+ Ale! nie puszczaj!
+ Już ci syrena chlup! do wody, a za niÄ
w te pÄdy Staszek.
+ SkoczyÅ, wychynÄ
Å z rzeki, rozejrzaÅ siÄ dokoÅa, zawoÅaÅ:
+ --- Bóg z wami!
+ I zniknÄ
Å.
+
+ MinÄÅy lata i wieki. Na miejscu wioski --- miasto powstaÅo, ludne, bogate, warowne.
+ A miasto owo, później stolica, na pamiÄ
tkÄ dziwnej przygody z syrenÄ
, wziÄÅo jÄ
za godÅo swoje, i godÅo to po dzieÅ dzisiejszy widnieje na ratuszu Warszawy.
+
+
+
+
+