X-Git-Url: https://git.mdrn.pl/wolnelektury.git/blobdiff_plain/8559c95597de98e8f6c580e97224ed3ecc9dc5c0..deba5aa1860a2fa367e062e95793d5fe6599745b:/books/Romeo_i_Julia.xml
diff --git a/books/Romeo_i_Julia.xml b/books/Romeo_i_Julia.xml
old mode 100755
new mode 100644
index 389ee86e5..0509b0dab
--- a/books/Romeo_i_Julia.xml
+++ b/books/Romeo_i_Julia.xml
@@ -1,31 +1,2310 @@
-
-
-
-Shakespeare, William
-Romeo i Julia
-Paszkowski, Józef
-JabÅkowska, Róża
-SekuÅa, Aleksandra
-Sutkowska, Olga
-Fundacja Nowoczesna Polska
-Renesans
-Dramat
-Dramat szekspirowski
-Tragedia
-Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Partnerem projektu jest Prokom Software SA. Reprodukcja cyfrowa wykonana przez BibliotekÄ NarodowÄ
z egzemplarza pochodzÄ
cego ze zbiorów BN.
-http://www.wolnelektury.pl/lektura/Romeo+i+Julia
-http://www.polona.pl/Content/3719
-Shakespeare, William (1564-1616), Romeo i Julia, PaÅstwowy Instytut Wydawniczy, wyd. 5, Warszawa, 1975
-Domena publiczna - tÅumacz Józef Paszkowski zm. 1861
-1861
-xml
-text
-text
-2007-08-31
-G
-L
-pol
-
-
+
+
+
+
+ Shakespeare, William
+ Romeo i Julia
+ Paszkowski, Józef
+ JabÅkowska, Róża
+ SekuÅa, Aleksandra
+ Sutkowska, Olga
+ Fundacja Nowoczesna Polska
+ Renesans
+ Dramat
+ Dramat szekspirowski
+ Tragedia
+ Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Partnerem projektu jest Prokom Software SA. Reprodukcja cyfrowa wykonana przez BibliotekÄ NarodowÄ
z egzemplarza pochodzÄ
cego ze zbiorów BN.
+ http://www.wolnelektury.pl/lektura/Romeo+i+Julia
+ http://www.polona.pl/Content/3719
+ Shakespeare, William (1564-1616), Romeo i Julia, PaÅstwowy Instytut Wydawniczy, wyd. 5, Warszawa, 1975
+ Domena publiczna - tÅumacz Józef Paszkowski zm. 1861
+ 1861
+ xml
+ text
+ text
+ 2007-08-31
+ G
+ L
+ pol
+
+
+ William ShakespeareROMEO I JULIAOSOBYnaglowek_listy>
+ ESKALUS --- ksiÄ
Å¼Ä panujÄ
cy w WeroniePARYS --- mÅody WeroneÅczyk szlachetnego rodu, krewny ksiÄciaMONTEKIKAPULETSTARZEC --- stryjeczny brat KapuletaROMEO --- syn MontekiegoMERKUCJO --- krewny ksiÄciaBENWOLIO --- synowiec MontekiegoTYBALT --- krewny Pani KapuletLAURENTY --- ojciec franciszkaninJAN --- brat z tegoż zgromadzeniaBALTAZAR --- sÅużÄ
cy RomeaSAMSONGRZEGORZABRAHAM --- sÅużÄ
cy MontekiegoAPTEKARZTRZECH MUZYKANTÃWPAŹ PARYSAPIOTRDOWÃDCA WARTYPANI MONTEKI --- maÅżonka MontekiegoPANI KAPULET --- maÅżonka KapuletaJULIA --- córka KapuletówMARTA --- mamka JuliiObywatele weroneÅscy, różne osoby pÅci obojej, liczÄ
cej siÄ do przyjacióŠobu domów, maski, straż wojskowa i inne osoby.Rzecz odbywa siÄ przez wiÄkszÄ
czÄÅÄ sztuki w Weronie, przez czÄÅÄ piÄ
tego aktu w Mantui.PROLOGPaszkowski nie przetÅumaczyÅ dwu prologów, rozpoczynajÄ
cych akt I oraz akt II sztuki.PrzeÅożyÅ Jan KasprowiczKonfliktDwa rody, zacne jednako i sÅawne ---/
+Tam, gdzie siÄ rzecz ta rozgrywa, w Weronie,/
+Do nowej zbrodni pchajÄ
zÅoÅci dawne,/
+PlamiÄ
c szlachetnÄ
krwiÄ
szlachetne dÅonieZ Åon tych dwu wrogów wziÄÅo bowiem życie,/
+Pod najstraszliwszÄ
z gwiazd, kochanków dwoje;/
+Po peÅnym przygód nieszczÄÅliwych bycie/
+ÅmierÄ ich stÅumiÅa rodzicielskie boje.Tej ich miÅoÅci przebieg zbyt bolesny/
+I jak siÄ ojców nienawiÅÄ nie zmienia,/
+Aż jÄ
zakoÅczy dzieci zgon przedwczesny,/
+Dwugodzinnego treÅciÄ
przedstawienia,Które otoczcie cierpliwymi wzglÄdy,/
+Jest w nim co zÅego, my usuniem bÅÄdy...AKT PIERWSZYSCENA PIERWSZAPlac publiczny. WchodzÄ
SamsonW oryg. Sampson, nazwisko, nie imiÄ. W tej scenie Paszkowski tekst nieco zmieniÅ, u Szekspira widaÄ wyraźnie, że to Kapuleci oraz ich sÅużba sÄ
agresywni i skÅonni do bijatyki. i Grzegorz uzbrojeni w tarcze i miecze.SAMSONSÅugaDalipan, Grzegorzu, nie bÄdziem darli pierza.GRZEGORZMa siÄ rozumieÄ, bobyÅmy byli zdziercami.SAMSONAle bÄdziemy darli koty, jak z nami zadrÄ
.GRZEGORZKto zechce zadrzeÄ z nami, bÄdzie musiaÅ zadrżeÄ.SAMSONMam zwyczaj drapaÄ zaraz, jak miÄ kto rozrucha.GRZEGORZTak, ale nie zaraz zwykÅeÅ siÄ daÄ rozruchaÄ.SAMSONTe psy z domu Montekich rozruchaÄ miÄ mogÄ
bardzo Åatwo.GRZEGORZRozruchaÄ siÄ tyle znaczy co ruszyÄ siÄ z miejsca; byÄ walecznym jest to staÄ nieporuszenie: pojmujÄ wiÄc, że skutkiem rozruchania siÄ twego bÄdzie - drapniÄcie.SAMSONTe psy z domu Montekich rozruchaÄ miÄ mogÄ
tylko do stania na miejscu. BÄdÄ jak mur dla każdego mÄżczyzny i każdej kobiety z tego domu.GRZEGORZTo wÅaÅnie pokazuje twojÄ
sÅabÄ
stronÄ; mur dla nikogo niestraszny i tylko sÅabi go siÄ trzymajÄ
.SAMSONPrawda, dlatego to kobiety, jako najsÅabsze, tulÄ
siÄ zawsze do muru. Ja też odtrÄ
cÄ od muru ludzi Montekich, a kobiety Montekich przyprÄ do muru.GRZEGORZSpór jest tylko miÄdzy naszymi panami i miÄdzy nami, ich ludźmi.SAMSONMniejsza mi o to, bÄdÄ nieubÅagany. Pobiwszy ludzi, wywrÄ wÅciekÅoÅÄ na kobietach: rzeź miÄdzy nimi sprawiÄ.GRZEGORZRzeź kobiet chcesz przedsiÄbraÄ?SAMSONNie inaczej: wtÅoczÄ miecz w każdÄ
po kolei. Wiadomo, że siÄ do lwów liczÄ.GRZEGORZTym lepiej, że siÄ liczysz do zwierzÄ
t; bo gdybyÅ siÄ liczyÅ do ryb, to byÅbyÅ pewnie sztokfiszemsztokfisz --- z niem. stockfish: suszona ryba, najczÄÅciej z rodziny dorszowatych.. SÅugaWeź no siÄ za instrumentinstrument --- miecz., bo oto nadchodzi dwóch domowników Montekiego.WchodzÄ
Abraham i BaltazarSÅużba należÄ
ca do obu skÅóconych domów nosiÅa specjalne oznaki na kapeluszach, stÄ
d Åatwo ich byÅo dostrzec i rozpoznaÄ z daleka..SAMSONMój giwergiwer --- lub: gwer oznacza broÅ; tu: miecz. już dobyty: zaczep ich, ja stanÄ z tyÅu.GRZEGORZGwoli drapania?SAMSONNie bój siÄ.GRZEGORZJa bym siÄ miaÅ baÄ z twojej przyczyny!SAMSONMiejmy prawo za sobÄ
, niech oni zacznÄ
.GRZEGORZMarsa im nastawiÄMarsa... nastawiÄ --- Marsem spojrzeÄ, patrzeÄ gniewnie i groźnie. W oryg.: przygryzam kciuk; byÅ to gest prowokujÄ
cy do bójki. przechodzÄ
c; niech go sobie,jak chcÄ
, tÅumaczÄ
.SAMSONNie jak chcÄ
, ale jak ÅmiÄ
. Ja im gÄbÄ wykrzywiÄ; haÅba im, jeÅli to ÅcierpiÄ
.ABRAHAMSkrzywiÅeÅ siÄ na nas, moÅci panie?SAMSONNie inaczej, skrzywiÅem siÄ.ABRAHAMCzy na nas siÄ skrzywiÅeÅ, moÅci panie?SAMSONdo GrzegorzaBÄdziemyż mieli prawo za sobÄ
, jak powiem: tak jest?GRZEGORZNie.SAMSONNie, moÅci panie; nie skrzywiÅem siÄ na was, tylko skrzywiÅem siÄ tak sobie.GRZEGORZdo AbrahamaZaczepki waÅÄ szukasz?ABRAHAMZaczepki? nie.SAMSONJeżeli jej szukasz, to jestem na waÅcine usÅugi. Mój pan tak dobry jak i wasz.ABRAHAMNie lepszy.SAMSONNiech i tak bÄdzie.Benwolio ukazuje siÄ w gÅÄbi.GRZEGORZna stronie do SamsonaPowiedz: lepszy. Oto nadchodzi jeden z krewnych mego pana.SAMSONNie inaczej; lepszy.ABRAHAMKÅamiesz.SAMSONDobÄ
dźcie mieczów, jeÅli macie serca. Grzegorzu, pamiÄtaj o swoim pchniÄciu.BENWOLIOOdstÄ
pcie, gÅupcy; schowajcie miecze do pochew. Sami nie wiecie, co robicie.Rozdziela ich swoim mieczem. Wchodzi Tybalt.TYBALTCóż to? krzyżujesz orÄż z parobkami?/
+ Do mnie, Benwolio! pilnuj swego życia.BENWOLIOPrzywracam tylko pokój. WÅóż miecz nazad/
+ Albo wraz ze mnÄ
rozdziel nim tych ludzi.TYBALTWrógZ goÅym orÄżem pokój? NienawidzÄ/
+ Tego wyrazu, tak jak nienawidzÄ/
+ Szatana, wszystkich Montekich i ciebie./
+ BroÅ siÄ, nikczemny tchórzu.WalczÄ
. Nadchodzi kilku przyjacióŠobu partii i mieszajÄ
siÄ do zwady; wkrótce potem wchodzÄ
mieszczanie z paÅkami.PIERWSZY OBYWATELHola! berdyszów! paÅek!berdyszów! paÅek! --- w oryg. wymienione sÄ
trzy rodzaje kijów i mieczów, noszonych przez miejskÄ
straż w Anglii; straż tym wÅaÅnie zawoÅaniem wzywaÅa do rozejÅcia siÄ w wypadkach ulicznych zamieszek. Berdysz --- kij z siekierÄ
o ksztaÅcie halabardy. Dalej po nich!/
+ Precz z Montekimi, precz z Kapuletami!WchodzÄ
Kapulet i Pani KapuletPrzy sÅowach: ,,WchodzÄ
Kapulet i Pani Kapulet", opuszczono: ,,Pan Kapulet w sukni" (byÅo to okrycie na ulicÄ). Przy braku dekoracji takie zmiany ubioru od razu sugerowaÅy widzom zmianÄ miejsca akcji.KAPULETCo za haÅas? Podajcie mi dÅugi/
+ Mój miecz! hej!PANI KAPULETRaczej kulÄ; co ci z miecza?KAPULETWrógMiecz, mówiÄ! Stary Monteki nadchodzi./
+ I szydnieszydnie --- szyderczo. swojÄ
klingÄ
mi urÄ
ga.WchodzÄ
Monteki i Pani Monteki.MONTEKIHa! nÄdzny Kapulecie!do żonyPuÅÄ mnie, pani.PANI MONTEKINie puszczÄ ciÄ na krok, gdy wróg przed tobÄ
.Wchodzi KsiÄ
Å¼Ä z orszakiem.KSIÄÅ»ÄZapamiÄtali niesforni poddani,/
+ BezczeÅciciele bratniej stali! Cóż to,/
+ Czy nie sÅyszycie? Ludzie czy zwierzÄta,/
+ Co wÅciekÅych swoich gniewów żar gasicie/
+ W wÅasnych żyÅ swoich źródle purpurowym;/
+ Pod karÄ
tortur wypuÅÄcie natychmiast/
+ Z dÅoni skrwawionych tÄ broÅ buntowniczÄ
/
+ I posÅuchajcie tego, co niniejszym/
+ Wasz rozjÄ
trzony ksiÄ
Å¼Ä postanawia./
+ Domowe starcia, z marnych sÅów zrodzone/
+ Przez was, Monteki oraz Kapulecie,/
+ TrzykroÄ już spokój miasta zakÅóciÅy,/
+ Tak że poważni wiekiem i zasÅugÄ
/
+ Obywatele weroÅscy musieli/
+ PorzuciÄ swoje wygodne przybory/
+ I w stare dÅonie stare ujÄ
Ä miecze,/
+ By zardzewiaÅym ostrzem zardzewiaÅe/
+ NiechÄci wasze przecinaÄ. KaraJeżeli/
+ Wzniecicie kiedyÅ waÅÅ podobnÄ
,/
+ ZamÄt pokoju opÅacicie życiem./
+ A teraz wszyscy ustÄ
pcie niezwÅocznie./
+ Ty, Kapulecie, pójdziesz ze mnÄ
razem;/
+ Ty zaÅ, Monteki, przyjdziesz po poÅudniu/
+ Na ratusz, gdzie ci dokÅadnie w tym wzglÄdzie/
+ Dalsza ma wola oznajmiona bÄdzie./
+ Jeszcze raz wzywam wszystkich tu obecnych/
+ Pod karÄ
Åmierci, aby siÄ rozeszli.KsiÄ
Å¼Ä z orszakiem wychodzi. Podobnież Kapulet, Pani Kapulet, Tybalt, obywatele i sÅudzy.MONTEKIKto wszczÄ
Å tÄ nowÄ
zwadÄ? Mów, synowcze,/
+ ByÅżeÅ tu wtedy, gdy siÄ to zaczÄÅo?BENWOLIOKonflikt, SÅuga, Walka, WrógNieprzyjaciela naszego pachoÅcy/
+ I wasi już siÄ bili, kiedym nadszedÅ;/
+ DobyÅem broni, aby ich rozdzieliÄ:/
+ Wtem wpadÅ szalony Tybalt z goÅym mieczem,/
+ I harde zionÄ
c mi w uszy wyzwanie,/
+ JÄ
Å siÄ wywijaÄ nim i siec powietrze,/
+ Które ÅwiszczaÅo tylko szydzÄ
c z marnych/
+ Jego zamachów. GdyÅmy tak ze sobÄ
/
+ CiÄcia i pchniÄcia zamieniali, zbiegÅ siÄ/
+ WiÄkszy tÅum ludzi; z obu stron walczono,/
+ Aż ksiÄ
Å¼Ä nadszedÅ i rozdzieliÅ wszystkich.PANI MONTEKIDziecko, Matka, SynLecz gdzież Romeo? WidziaÅżeÅ go dzisiaj?/
+ Jakże siÄ cieszÄ, że nie byÅ w tym starciu.BENWOLIOGodzinÄ
pierwej, nim wspaniaÅe sÅoÅce/
+ W zÅotych siÄ oknach wschodu ukazaÅo,/
+ Troski wygnaÅy miÄ z dala od domu/
+ W sykomorowysykomorowy... gaj --- sykomory to drzewa z rodziny figowych o niezwykle twardym drewnie. ów gaj, co siÄ ciÄ
gnie/
+ Ku poÅudniowi od naszego miasta./
+ Tam, już tak rano, syn wasz siÄ przechadzaÅ./
+ Ledwiem go ujrzaÅ, pobiegÅem ku niemu;/
+ Lecz on, spostrzegÅszy miÄ, skryÅ siÄ natychmiast/
+ I w najciemniejszej ukryÅ siÄ gÄstwinie./
+ PociÄ
g ten jego do odosobnienia/
+ MierzÄ
c mym wÅasnym (serce nasze bowiem/
+ Jest najczynniejsze, kiedyÅmy samotni),/
+ Nie przeszkadzaÅem mu w jego dumaniach/
+ I w innÄ
stronÄ siÄ udaÅem, chÄtnie/
+ StroniÄ
c od tego, co rad mnie unikaÅ.Dziecko, Ojciec, SynMONTEKINieraz o Åwicie już go tam widziano/
+ Åzami porannÄ
mnożÄ
cego rosÄ,/
+ A chmury - swego oblicza chmurami,/
+ AliÅci ledwo na najdalszym wschodzie/
+ WesoÅe sÅoÅce sprzed Åoża AuroryAurora --- jutrzenka./
+ ZaczÄÅo ÅciÄ
gaÄ cienistÄ
kotarÄ,/
+ On, uciekajÄ
c od widoku ÅwiatÅa,/
+ Co tchu zamykaÅ siÄ w swoim pokoju;/
+ ZasÅaniaÅ okna przed jasnym dnia blaskiem/
+ I sztucznÄ
sobie ciemnicÄ utwarzaÅ./
+ W czarne bezdroża dusza jego zajdzie,/
+ JeÅli siÄ na to lekarstwo nie znajdzie.BENWOLIOSzanowny stryju, znaszże powód tego?MONTEKINie znam i z niego wydobyÄ nie mogÄ.BENWOLIOWybadywaÅżeÅ go jakim sposobem?MONTEKIWybadywaÅem i sam, i przez drugich,/
+ Lecz on jedyny powiernik swych smutków./
+ Tak im jest wierny, tak zamkniÄty w sobie,/
+ Od otwartoÅci wszelkiej tak daleki/
+ Jak pÄ
czek kwiatu, co go robak gryzie,/
+ Nim Åwiatu wonny swój kielich roztoczyÅ/
+ I peÅnoÅÄ swojÄ
rozwinÄ
Å przed sÅoÅcem./
+ GdybyÅmy mogli dojÅÄ tych trosk zarodka,/
+ Nie zbrakÅoby nam zaradczego Årodka.Romeo ukazuje siÄ w gÅÄbi.BENWOLIOOto nadchodzi. OdstÄ
pcie na stronÄ;/
+ WyrwÄ mu z piersi cierpienia tajone.MONTEKIObyÅ w tej sprawie, co nam serce rani,/
+ MógÅ byÄ szczÄÅliwszym od nas! Pójdźmy, pani.WychodzÄ
Monteki i Pani Monteki.BENWOLIOPrzyjaźÅDzieÅ dobry, bracie.ROMEOJeszczeż nie poÅudnie?BENWOLIODziewiÄ
ta biÅa dopiero.ROMEOJak nudnie/
+ WlokÄ
siÄ chwile. Moiż to rodzice/
+ Tak spiesznie w tamtÄ
zboczyli ulicÄ?BENWOLIOTak jest. Lecz cóż tak chwile twoje dÅuży?ROMEONieposiadanie tego, co je skraca.BENWOLIOMiÅoÅÄ wiÄc?ROMEOBrak jej.BENWOLIOJak to? brak miÅoÅci?ROMEOBrak jej tam, skÄ
d bym pragnÄ
Å wzajemnoÅci.BENWOLIOMiÅoÅÄNiestety! Czemuż, zdajÄ
c siÄ niebiankÄ
,/
+ MiÅoÅÄ jest w gruncie tak srogÄ
tyrankÄ
?ROMEONiestety! Czemuż, z zasÅonÄ
na skroni,/
+ MiÅoÅÄ na oÅlep zawsze cel swój goni!/
+ Gdzież dziÅ jeÅÄ bÄdziem? Ach! ByÅ tu podobno/
+ JakiŠspór? Nie mów mi o nim, wiem wszystko./
+ W grze tu nienawiÅÄ wielka, lecz i miÅoÅÄ./
+ O! wy sprzecznoÅci niepojÄte dziwa!/
+ Szorstka miÅoÅci! nienawiÅci tkliwa!/
+ CoÅ narodzone z niczego! Pieszczoto/
+ OdpychajÄ
ca! Poważna pustoto!/
+ Szpetny chaosie wdziÄków! CiÄżki puchu!/
+ Jasna mgÅo! Zimny żarze! Martwy ruchu!/
+ Ånie bez snu! TakÄ
to w sobie zawiÅoÅÄ,/
+ TakÄ
nieÅÄ
cznoÅÄ ÅÄ
czy moja miÅoÅÄ./
+ Czy siÄ nie Åmiejesz?BENWOLIONie, pÅakaÅbym raczej.ROMEONad czym, poczciwa duszo?BENWOLIONad uciskiem,/
+ Poczciwej duszy twojej.ROMEOCierpienie, MiÅoÅÄA wiÄc strzaÅa/
+ MiÅoÅci nawet przez odbitkÄ dziaÅa?/
+ DoÅÄ mi już ciÄżyÅ mój smutek, ty jego/
+ BrzemiÄ powiÄkszasz przewyżkÄ
twojego;/
+ WspóÅczucie twoje nad moim cierpieniem/
+ Nie ulgÄ
, ale nowym jest kamieniem/
+ Dla mego serca. MiÅoÅÄ, przyjacielu,/
+ To dym, co z parÄ
westchnieÅ siÄ unosi;/
+ To żar, co w oku szczÄÅliwego pÅonie;/
+ Morze Åez, w którym nieszczÄÅliwy tonie./
+ Czymże jest wiÄcej? Istnym amalgamemamalgam --- tu: plaster zmiÄkczajÄ
cy.,/
+ ŻóÅciÄ
trawiÄ
cÄ
i zbawczym balsamem./
+ BÄ
dź zdrów.Chce odejÅÄ.BENWOLIOPrzyjaźÅZaczekaj! krzywdÄ byÅ mi sprawiÅ,/
+ GdybyÅ mÄ
przyjaźŠz kwitkiem tak zostawiÅ.ROMEOAch! ja nie jestem tu, nie jestem sobÄ
;/
+ To nie Romeo, co rozmawia z tobÄ
.BENWOLIOKogóż to kochasz? mów!ROMEOPrzestaÅ miÄ drÄczyÄ./
+ Mamże wraz jÄczyÄ i mówiÄ?BENWOLIONie jÄczyÄ,/
+ Tylko mi klucz daÄ do tego problemu,/
+ Kogóż to kochasz? Powiedz.ROMEOKaż choremu/
+ PisaÄ testament: bÄdzież to wezwanie/
+ Dobre dla tego, kto jest w tak zÅym stanie?/
+ A wiÄc, kobietÄ kocham.BENWOLIOCelniem mierzyÅ,/
+ Gdym to pomyÅlaÅ, nimeÅ mi powierzyÅ.ROMEOBiegle celujesz. I ta, którÄ
kocham,/
+ Jest piÄkna.BENWOLIOW piÄkny cel trafiÄ najÅatwiej.ROMEOKobieta, Kochanek, MiÅoÅÄA wÅaÅnieÅ chybiÅ. Niczym tu koÅczany/
+ KupidaKupido --- bożek miÅoÅci.; ona ma naturÄ DianyDiana --- boginiksiÄżyca i Åowów, niezÅomna dziewica.;/
+ Pod twardÄ
zbrojÄ
wstydliwoÅci swojej/
+ Grotów miÅoÅci wcale siÄ nie boi;/
+ Szydzi z nawaÅu zaklÄÄ oblÄżniczych;/
+ Odpiera szturmy spojrzeÅ napastniczych;/
+ Nawet jej zÅota wszechwÅadztwo nie zjedna./
+ Bogata w wdziÄki, w tym jedynie biedna,/
+ Å»e kiedy umrze, do grobu z niÄ
zstÄ
pi/
+ CaÅe bogactwo, którego tak skÄ
pi.BENWOLIOWiecznież chce sama zostaÄ z swym bogactwem?ROMEOCierpienie, MiÅoÅÄTak jest; i skÄ
pstwo to jest marnotrawstwem,/
+ Bo piÄknoÅÄ, którÄ
wÅasna srogoÅÄ strawia,/
+ CaÅÄ
potomnoÅÄ piÄknoÅci pozbawia./
+ KobietaZbyt ona piÄkna, zbyt mÄ
dra zarazem;/
+ Zbyt mÄ
drze piÄkna: stÄ
d istnym jest gÅazem./
+ PrzysiÄgÅa nigdy nie kochaÄ i dziÄki/
+ Temu skazanym - wieczne cierpieÄ mÄki.BENWOLIOJest na to rada: przestaÅ myÅleÄ o niej.ROMEODoradźże także, jakim bym sposobem/
+ MógÅ przestaÄ myÅleÄ.BENWOLIODajÄ
c oczom wolnoÅÄ/
+ Rozpatrywania siÄ w innych piÄknoÅciach.ROMEOTo byÅby tylko sposób przywoÅania/
+ Jej cudnych wdziÄków tym żywiej na pamiÄÄ./
+ Maska kryjÄ
ca lica piÄknej damyMaska... piÄknej damy --- modne damy nakÅadaÅy maski, wychodzÄ
c na ulicÄ.,/
+ ChoÄ czarna, nÄci nas, bo przeczuwamy/
+ Pod niÄ
zbiór ponÄt; ten, co wzrok postradaÅ,/
+ Zapomniż kiedy, jaki skarb posiadaÅ?/
+ Pokaż mi jaki ideaÅ dziewczÄcy,/
+ BÄdzież on dla mnie w istocie czym wiÄcej/
+ Jak przypomnieniem, że jest piÄknoÅÄ inna,/
+ Przed którÄ
ta by uklÄknÄ
Ä powinna?/
+ BÄ
dź zdrów, niewczesnÄ
podajesz mi radÄ.BENWOLIONajpraktyczniejszÄ
- życie w zastaw kÅadÄ.WychodzÄ
.SCENA DRUGAUlica. WchodzÄ
Kapulet i Parys, za nimi SÅużÄ
cy.KAPULETPodobnÄ
jak mnie karÄ
zagrożono/
+ I Montekiemu; ależ w wieku naszym/
+ Spokojnie siedzieÄ, rzecz nietrudna.PARYSOba/
+ Szanownych szczepów jesteÅcie odroÅle;/
+ Tym ci żaÅoÅniej, że od tyla czasu/
+ Å»yjecie w takim rozdwojeniu z sobÄ
./
+ Cóż mówisz, panie, na moje zabiegi?KAPULETOjciecCórka, DzieckoTo samo, co już dawniej powiedziaÅem:/
+ Mojemu dziecku Åwiat jest jeszcze obcy,/
+ Ledwie czternastu lat wysnuÅa przÄdzÄ;/
+ ParÄ jej wiosen jeszcze przeżyÄ trzeba,/
+ Nim maÅżeÅskiego zakosztuje chleba.PARYSZ mÅodszych bywaÅy nieraz szczÄsne matki.KAPULETLecz prÄdko wiÄdnÄ
przedwczesne mÄżatki./
+ Ziemia schÅonÄÅa wszystkie me nadzieje:/
+ Oprócz tej jednej; Córka, Dziecko, Ojciecona jest, Parysie,/
+ PrzyszÅÄ
, jedynÄ
moich ziem dziedziczkÄ
./
+ Staraj siÄ jednak, skarb sobie jej serce,/
+ ChÄÄ ma z jej chÄciÄ
nie bÄdzie w rozterce;/
+ JeÅli ciÄ przyjmie, gÅos ojca w tym wzglÄdzie/
+ Jej pozwolenia echem tylko bÄdzie./
+ ObyczajeDajÄ dziÅ wieczór, na który niemaÅo/
+ GoÅci sprosiÅem; gdyby ci siÄ daÅo/
+ ByÄ jednym wiÄcej, w nader miÅy sposób/
+ ZwiÄkszyÅbyÅ przez to zbiór miÅych mi osób./
+ W biednym mym domu, jednoczeÅnie z nocÄ
,/
+ Takie dziÅ gwiazdy ziemskie zamigocÄ
,/
+ Że od ich blasku blask niebieski zblednie./
+ Uciechy, mÅodym ludziom odpowiednie,/
+ Podobne do tych, jakie kwiecieÅ sprawia,/
+ Gdy w starym progu zimy siÄ pojawia;/
+ Takie uciechy, w caÅej swojej mocy,/
+ WÅród hożych dziewic stanÄ
siÄ tej nocy/
+ UdziaÅem twoim w domu Kapuletów./
+ Przyjdź, przejrzprzejrz --- dziŠpoprawnie: przejrzyj. i wybierz sobie z tych bukietów/
+ Kwiat najpiÄkniejszy. I mój kwiat tam luby/
+ Wejdzie do liczby, choÄ nie do rachuby./
+ Idźmy.SÅugado SÅugiA wasze obejdź w krÄ
g WeronÄ,/
+ Wynajdź osoby tu wyszczególnioneoddaje mu papierI powiedz każdej: że mój dom otworem/
+ Na ich usÅugi stanie dziÅ wieczorem.WychodzÄ
Kapulet i Parys.SÅUÅ»ÄCYMam wynaleÅºÄ osoby tu wyszczególnione: to siÄ znaczy wedÅug tego, co tu napisano... A cóż tu napisano? Oto: że szewc ma pilnowaÄ Åokcia, a krawiec kopyta; rybak pÄdzla, a malarz wiÄcierza. Jakże wynajdÄ osoby tu wyszczególnione, kiedy nie mogÄ wynaleÅºÄ Årodka na wyczytanie tego, co osoba piszÄ
ca tu wyszczególniÅa? Kazano mi jednak; muszÄ siÄ udaÄ do uczonych. Oto jacyÅ ichmoÅcie. W samÄ
porÄ nadchodzÄ
.Wchodzi Romeo i Benwolio.BENWOLIOTak, bracie, pÅomieÅ spÄdza siÄ pÅomieniempÅomieÅ spÄdza siÄ pÅomieniem --- dawniej oparzenie ,,leczono", trzymajÄ
c oparzone miejsce nad ogniem.,/
+ Ból dawny nowym leczy siÄ cierpieniem;/
+ KrÄÄ siÄ na odwrót, gdy masz zawrót gÅowy;/
+ Klin wyrugujesz, klin wbijajÄ
c nowy;/
+ Zaczerpnij nowej zarazy do Åona,/
+ A jad dawniejszej niewÄ
tpliwie skona.ROMEOLiÅÄ pokrzywiany wyborny jest na to.BENWOLIONa cóż to, proszÄ?ROMEONa oparzeliznÄ;/
+ Spróbuj no tylko.BENWOLIOPowiedz mi, Romeo,/
+ CzyÅ ty oszalaÅ?ROMEOCierpienieNie, nie oszalaÅem;/
+ Lecz wpadÅem w gorszy stan niż szalonego;/
+ W loch siÄ dostaÅem, jestem pastwÄ
gÅodu,/
+ ChÅost i mÄ
k... SÅugaDobry wieczór, przyjacielu.SÅUÅ»ÄCYNawzajem, panie. Czy umiesz pan czytaÄ?ROMEONiestety! umiem w moim przeznaczeniu/
+ CzytaÄ niedolÄ.SÅUÅ»ÄCYTego siÄ bez ksiÄ
żki/
+ Można nauczyÄ; ale ja siÄ pytam,/
+ Czy pan pisane rzeczy umie czytaÄ?ROMEOMaÅej mi rzeczy do tego potrzeba,/
+ To jest znaÄ tylko jÄzyk i litery.SÅUÅ»ÄCYSÅusznie pan mówisz, bÄ
dźże zdrów i wesóÅ.Chce odejÅÄ.ROMEOCzekaj no, wasze, umiem czytaÄ.czyta,,SiniorSinior --- z wÅ. signor(e): pan,szlachetnie urodzony, dostojnik. Martino, jego maÅżonka i córki. Hrabia Anzelm ze swymi piÄknymi siostrami. SinioraSiniora --- z wÅ. signora: pani,szlachetnie urodzona. wdowa po Witruwiuszu. Sinior Placentio i jego miÅe siostrzenice. Merkucjusz i jego brat Walenty. Mój stryj Kapulet z maÅżonkÄ
i córkami. Moja Åliczna siostrzenica, Rozalina, Liwia, Sinior Valentio i nasz kuzyn Tybalt. Lucjusz i nadobna Helena." WspaniaÅe grono! (oddaje kartÄ) Gdzież oni przyjÅÄ majÄ
?SÅUÅ»ÄCYOwdzie.ROMEOGdzie?SÅUÅ»ÄCYDo naszego paÅacu, na wieczerzÄ.ROMEODo czyjego paÅacu?SÅUÅ»ÄCYMojego pana.ROMEOW istocie powinienem siÄ byÅ przede wszystkim spytaÄ, kto nim jest.SÅUÅ»ÄCYOznajmiÄ to panu bez pytania: moim panem jest możny, bogaty Kapulet; jeżeli panowie nie jesteÅcie z domu Montekich, to was zapraszam do niego na kubek wina. BÄ
dźcie weseli. Wychodzi.BENWOLIONa tym wieczorze Kapuleta bÄdzie/
+ Bożyszcze twoje, piÄkna Rozalina,/
+ Obok najpierwszych piÄknoÅci weroÅskich./
+ Pójdź tam i okiem bezstronnym porównaj/
+ Jej twarz z obliczem tych, które ci wskażÄ:/
+ Wnet nowe bóstwo Ålad dawnego zmaże.ROMEOKobieta, Kochanek, MiÅoÅÄGdyby rzetelny mój wzrok tak faÅszywe/
+ MiaÅ daÄ Åwiadectwo, Åzy, staÅcie siÄ Å¼arem!/
+ Wy, zalewane wciÄ
ż, a jeszcze żywe/
+ Przezrocza, spÅoÅcie pod kÅamstwa nadmiarem!/
+ ZatrzeÄ jej wdziÄki! Nigdy wszechwidzÄ
ce/
+ Równej piÄknoÅci nie widziaÅo sÅoÅce.BENWOLIOWielbisz jÄ
, boÅ jÄ
jednÄ
na oboich/
+ WażyŠdotychczas szalach oczu swoich,/
+ Lecz umieÅÄ na tej wadze krysztaÅowej/
+ Obok niej innÄ
, którÄ
ci gotowy/
+ BÄdÄ dziÅ wskazaÄ; a rÄczÄ, że owa/
+ Nieporównana w kÄ
t siÄ przed tÄ
schowa.ROMEOPójdÄ tam, ale z obojÄtnym okiem,/
+ Jednej wyÅÄ
cznie poiÄ siÄ widokiem.WychodzÄ
.SCENA TRZECIAPokój w domu Kapuletów. Wchodzi Pani Kapulet i MartaMarta --- w oryg. nurse, niania, piastunka, nazywa siÄ u Szekspira AngelikÄ
. Dlaczego Paszkowski nazwaÅ jÄ
MartÄ
, nie wiadomo.PANI KAPULETCórka, Dziecko, MatkaGdzie moja córka? Idź jÄ
tu przywoÅaÄ.SÅugaMARTANa mojÄ
cnotÄ do dwunastu wiosen ---/
+ Już jÄ
woÅaÅam. Pieszczotko, biedronko!/
+ Julciu! pieszczotko moja! moje zÅotko!/
+ Boże, zmiÅuj siÄ! Gdzież ona jest? Julciu!Wchodzi Julia.JULIACzy mnie kto woÅaÅ?MARTAMama.JULIAJestem, pani;/
+ Co mi rozkażesz?PANI KAPULETSÅuchaj. Odejdź, Marto;/
+ Mam z niÄ
sam na sam coŠdo pomówienia./
+ Marto, pozostaÅ; przychodzi mi na myÅl,/
+ Å»e twa obecnoÅÄ może byÄ potrzebna./
+ Julka ma piÄkny już wiek, wszakże prawda?MARTABa, mogÄ wiek jej policzyÄ na palcach.PANI KAPULETCzternaÅcie ma już lat, jak mi siÄ zdaje.MARTACzternaÅcie moich zÄbów w zakÅad stawiÄ/
+ (Chociaż wÅaÅciwie mam ich tylko cztery),/
+ Å»e jeszcze nie ma. RychÅoż bÄdzie ÅwiÄto/
+ Piotra i PawÅa?PANI KAPULETZa parÄ tygodni/
+ Mniej wiÄcej.MARTAMniej czy wiÄcej, czy okrÄ
gÅo,/
+ Ale dopiero w wieczór na ÅwiÄtego/
+ Piotra i PawÅa skoÅczy lat czternaÅcie./
+ Ona z ZuzankÄ
, Boże, zbaw nas grzesznych!/
+ ByÅy rówieÅne. Zuzanka u Boga ---/
+ ByÅże to anioÅ! ale jak mówiÅam,/
+ Julcia dopiero na ÅwiÄtego Piotra/
+ i PawÅana ÅwiÄtego Piotra i PawÅa --- w oryg. Lammas. ByÅo to ÅwiÄto Chleba, obchodzone 1 sierpnia; skÅadano wtedy w ofierze chleby upieczone ze Åwieżej mÄ
ki. Julia urodziÅa siÄ w wigiliÄ ÅwiÄta, czyli 31 lipca. skoÅczy speÅna lat czternaÅcie./
+ Tak, tak; pamiÄtam dobrze. Mija teraz/
+ Rok jedenasty od trzÄsienia ziemiRok jedenasty od trzÄsienia ziemi --- aluzja do aktualnego trzÄsienia ziemi w Anglii z 6 kwietnia 1580 r.;/
+ WÅaÅnie od piersi byÅa odsÄ
dzona,/
+ SpomiÄdzy wszystkich dni bożego roku/
+ Tego jednego nigdy nie zapomnÄ./
+ PioÅunemPioÅun --- napar lub wywar z roÅliny o tej samej nazwie, bardzo gorzki, stosowany w leczeniu różnych dolegliwoÅci. sobie wtedy pierÅ potarÅam,/
+ SiedzÄ
c na sÅoÅcu tuż pod goÅÄbnikiem./
+ PaÅstwo byliÅcie tego dnia w Mantui./
+ A co? mam pamiÄÄ? Ale jak mówiÅam,/
+ Skoro pieszczotka moja na brodawce/
+ PoczuÅa gorycz, trzeba byÅo widzieÄ,/
+ Jak siÄ skrzywiÅa, szarpnÄÅa od piersi;/
+ GoÅÄbnik za mnÄ
: skrzyp! a ja co żywo/
+ Na równe nogi: hyc! nie myÅlÄ
c czekaÄ,/
+ Aż mi kto każe. UpÅynÄÅo odtÄ
d/
+ Lat jedenaÅcie. UmiaÅa już wtedy/
+ 0 wÅasnej sile staÄ, co mówiÄ, biegaÄ,/
+ DyrdaÄ. Dniem pierwej zbiÅa sobie czoÅo./
+ Mój mÄ
ż, ÅwieÄ Panie jego duszy! podniósÅ/
+ Z ziemi niebogÄ; byÅ to wielki figlarz./
+ ,,Plackiem - rzekÅ - padasz teraz, a jak przyjdzie/
+ WiÄkszy rozumek, to na wznak upadniesz,/
+ Nieprawdaż, Julciu?" A ten maÅy Åotrzyk/
+ Jak mi Bóg miÅy! przestaÅ zaraz krzyczeÄ/
+ I odpowiedziaÅ: ,,tak". Chociażbym żyÅa/
+ TysiÄ
c lat, nigdy tego nie zapomnÄ./
+ ,,Nieprawdaż, Julciu - rzekŠ- że padniesz wznak?"/
+ A maÅy urwismaÅy urwis --- w oryg. pretty fool, maÅy gÅuptas, lepiej odpowiada tekstowi. odpowiedziaÅ: ,,tak".PANI KAPULETDoÅÄ tego, Marto, skoÅcz już tÄ historiÄ./
+ ProszÄ ciÄ.MARTADobrze, miÅoÅciwa pani./
+ Ale nie mogÄ wstrzymaÄ siÄ od Åmiechu,/
+ Kiedy przypomnÄ sobie, jak to ona/
+ PrzestaÅa krzyczeÄ i odpowiedziaÅa:/
+ ,,Tak". MiaÅa jednak guz jak kurze jaje,/
+ Siniec porzÄ
dny i pÅakaÅa gorzko;/
+ Ale gdy mÄ
ż mój rzekÅ: ,,Plackiem dziÅ padasz,/
+ A jak doroÅniesz, to na wznak upadniesz,/
+ Nieprawdaż Julciu?", tak i niebożÄ
tko/
+ Zaraz ucichÅo i odrzekÅo:,,tak".JULIAUcichnij też i ty, proszÄ ciÄ, nianiu.MARTAJużem ucichÅa przecie. Pan Bóg z tobÄ
!/
+ Ty jesteÅ perÅÄ
ze wszystkich niemowlÄ
t,/
+ Jakie karmiÅam. Gdybym jeszcze mogÅa/
+ PatrzeÄ na twoje zamÄÅcie!...Córka, MatkaPANI KAPULETMaÅżeÅstwoZamÄÅcie!/
+ To jest punkt wÅaÅnie, o którym chcÄ mówiÄ./
+ Powiedz mi, Julio, co myÅlisz i jakie/
+ SÄ
chÄci twoje we wzglÄdzie maÅżeÅstwa?JULIAO tym zaszczycie jeszcze nie myÅlaÅam.MARTAO tym zaszczycie! Gdybym nie ja byÅa/
+ TwÄ
karmicielkÄ
, rzekÅabym, żeÅ mÄ
droÅÄ/
+ WyssaÅa z mlekiem.PANI KAPULETMaÅżeÅstwo, ObyczajeMyÅlże o tym teraz./
+ MÅodsze od ciebie dziewczÄta z szlachetnych/
+ Domów w Weronie wczeÅnie stan zmieniajÄ
;/
+ Ja sama byÅam już matkÄ
w tym wieku,/
+ W którym tyÅ jeszcze pannÄ
. Krótko mówiÄ
c,/
+ Waleczny Parys stara siÄ o ciebie.MARTATo mi kawaler! panniuniu, to brylant/
+ Taki kawaler: chÅopiec gdyby z woskuchÅopiec gdyby z wosku --- popularne powiedzenie: zgrabny, urodziwy, jak ulepiony z wosku.!PANI KAPULETNie ma w Weronie równego mu kwiatu.MARTACo to, to prawda: kwiat to, kwiat prawdziwy.PANI KAPULETCóż, Julio? BÄdziesz mogÅa go kochaÄ?/
+ DziÅ w wieczór ujrzysz go wÅród naszych goÅci./
+ Wczytaj siÄ w ksiÄgÄ jego lic, na których/
+ Pióro piÄknoÅci wypisaÅo miÅoÅÄ;/
+ Przypatrz siÄ jego rysom, jak uroczo,/
+ Zgodnie siÄ schodzÄ
z sobÄ
i jednoczÄ
;/
+ A co w tej ksiÄdze wyda ci siÄ mrocznym,/
+ To w jego oczach stanieÄ siÄ widocznym./
+ Do upiÄknienia tej, zaprawdÄ rzadkiej,/
+ Edycji mÄża brak tylko okÅadki./
+ RoÅlina w ziemi, ryba w wodzie żyje;/
+ MiÅo, gdy piÄknÄ
treÅÄ piÄkny wierzch kryje;/
+ I tym wspanialsza, tym wiÄcej jest warta/
+ ZÅota myÅl w zÅotej oprawie zawarta./
+ Tak wiÄc z nim wszystkÄ
jego wÅaÅÄwÅaÅÄ --- wÅasnoÅÄ. posiÄdziesz/
+ I w niczym sama ujmy mieÄ nie bÄdziesz.MARTAUjmy? Ba, owszem przyrost, boÄ to przecie/
+ Zawżdy z mÄżczyznÄ
przybywa kobiecie.PANI KAPULETChceszże go? powiedz krótko, wÄzÅowato.JULIAZobaczÄ, jeÅli patrzenia doÅÄ na to;/
+ Nie gÅÄbiej jednak myÅlÄ w tÄ rzecz wglÄ
daÄ,/
+ Jak tobie, pani, podoba siÄ Å¼Ä
daÄ.SÅugaWchodzi SÅużÄ
cy.SÅUÅ»ÄCYPani, goÅcie już przybyli; wieczerza zastawiona, czekajÄ
na panie, pytajÄ
o pannÄ JuliÄ, przeklinajÄ
w kuchni paniÄ
MartÄ; sÅowem, niecierpliwoÅÄ powszechna. Niech panie raczÄ
poÅpieszyÄ.Wychodzi.PANI KAPULETPójdź, Julio; w hrabi serce tam dygoce.MARTAIdź i po bÅogich dniach bÅogie znajdź noce.WychodzÄ
.SCENA CZWARTAUlica. WchodzÄ
Romeo, Merkucjo i Benwolio w towarzystwie piÄciu czy szeÅciu masek. Ludzie z pochodniami i inne osoby.ROMEOObyczajeMamyż przy wejÅciu z przemowÄ
wystÄ
piÄGoÅci niezaproszonych poprzedzaÅ sÅużÄ
cy z kurtuazyjnymi przeprosinami (czÄsto w przebraniu, np. bożka miÅoÅci Kupidyna), a nastÄpnie już oni sami przy wejÅciu wygÅaszali mowÄ na czeÅÄ goÅcinnoÅci pana domu albo pod adresem znajdujÄ
cych siÄ dam. Jak widzimy z tekstu, zwyczaj ten wtedy wyszedÅ już w Anglii z mody./
+ Czy też po prostu wejÅÄ?BENWOLIOWyszÅy już z mody/
+ Te ceremonie; nie bÄdziemy z sobÄ
/
+ Wiedli Kupida z opaskÄ
na skroni,/
+ Åuk malowany z gontu niosÄ
cego/
+ I straszÄ
cego dziewczÄta jak ptaki,/
+ Ani też owych prawili oracji,/
+ MdÅo za suflerem cedzonych na wstÄpie./
+ Niech sobie o nas pomyÅlÄ
, co zechcÄ
;/
+ Wejdziem, pokrÄcim siÄpokrÄcim siÄ --- w oryg. measure, oznaczajÄ
ce uroczysty taniec rozpoczynajÄ
cy zabawÄ. i znikniem potem.ROMEOKrÄÄcie siÄ, kiedy chcecie, jam do tego/
+ DziÅ niesposobny.MERKUCJOKochany Romeo,/
+ Musisz potaÅczyÄ także.ROMEOCierpienie, MiÅoÅÄNie, doprawdy./
+ Wy macie lekkie trzewiki, to taÅczcie;/
+ Mnie oÅów serce tÅoczy, ledwie mogÄ/
+ RuszyÄ siÄ z miejsca.MERKUCJOZakochany jesteÅ;/
+ Pożycz strzelistych od Kupida skrzydeÅ/
+ I wznieÅ siÄ nimi nad poziomÄ
sferÄ.ROMEONie mnie, tkniÄtemu srodze jego strzaÅÄ
,/
+ StrzeliÅcie wzbijaÄ siÄ na jego skrzydÅach;/
+ Nie mnie siÄ wznosiÄ nad poziom, co noszÄ
c/
+ BrzemiÄ miÅoÅci, na poziom upadam.MERKUCJOA gdybyÅ upadÅ z niÄ
, jÄ
byÅ obrzemiÅobrzemiÅ --- obciÄ
żyŠbrzemieniem../
+ Tak delikatnÄ
rzecz przygniótÅbyÅ srodze.ROMEONazywasz miÅoÅÄ rzeczÄ
delikatnÄ
?/
+ Zbyt, owszem, twarda, szorstka i kolÄ
ca.MERKUCJOTwardali dla ciÄ, bÄ
dź i dla niej twardy;/
+ Kol jÄ
, gdy kole, a zwalisz jÄ
Åatwo./
+ Hola! podajcie mi na twarz pokrowiec!/
+ MaskÄ na maskÄ!wkÅada maskÄNiechaj sobie teraz/
+ Ciekawe oko nicuje mÄ
szpetnoÅÄ!/
+ Ta larwaNazwÄ tÄ dawano karykaturalnym maskom, które aktorzy nakÅadali na twarze. za mnie bÄdzie siÄ rumieniÄ.BENWOLIOIdźmy, panowie; zadzwoÅmyIdźmy, panowie; zadzwoÅmy --- w oryg.: knock and enter, czyli zastukajmy koÅatkÄ
i wejdźmy; dzwonków wtedy jeszcze nie używano., a potem/
+ Ostro już tylko poleÄmy siÄ nogom.ROMEONiech trzpioty ÅechcÄ
nieczuÅÄ
posadzkÄ!/
+ Pochodni dla mnie! bom ja dziÅ skazanyja dziÅ skazany --- Romeo bierze w rÄkÄ pochodniÄ na znak, że nie bÄdzie taÅczyÅ, tylko z dala wzdychaÅ do Rozaliny, której, nawiasem mówiÄ
c, poeta wcale nie wprowadza na scenÄ.,/
+ Jak ów pachoÅek, co Åwieci swej pani,/
+ StaÄ nieruchomie i martwym byÄ widzem.MERKUCJOStój, jak chcesz, byleÅ tylko nie staÅ o to,/
+ Co ciÄ tak martwi, a w czym (z caÅym winnym/
+ Uszanowaniem dla twojej miÅoÅci),/
+ Jak w bÅocie, widzÄ, po uszy zagrzÄ
zÅeÅ./
+ Nuże, nie palmy Åwiec w dzieÅ.ROMEOPalmyż teraz./
+ Bo noc jest.MERKUCJOMniemam, panie, że czas tracÄ
c/
+ Zarówno psujem Åwiece bez potrzeby,/
+ Jak w dzieÅ je palÄ
c. Przyjmij tÄ uwagÄ;/
+ Bo w niej piÄÄ razy wiÄcej jest logiki/
+ Niż w naszych piÄciu zmysÅach.ROMEOUważamy/
+ Za rzecz stosownÄ
pójÅÄ tam na ten festyn,/
+ Chociaż logiki w tym nie ma.MERKUCJODlaczego?ROMEOSenMiaÅem tej nocy marzenie.MERKUCJOJa także;ROMEOCóż ci siÄ ÅniÅo?MERKUCJOTo, że marzyciele/
+ NajczÄÅciej zwykli kÅamaÄ.ROMEOPrzez sen w Åóżku,/
+ Gdy w gruncie marzÄ
o rzeczach prawdziwych.MERKUCJOSnadź siÄ królowa MabRomeo zaczyna opowiadaÄ swój sen, ale przerywa mu Merkucjo barwnÄ
opowieÅciÄ
o ,,akuszerce wróżek", maleÅkiej, czÄsto zÅoÅliwej nimfie, która ludziom przynosi marzenia, przejeżdżajÄ
c nad ÅpiÄ
cymi swoim niezwykÅym, miniaturowym powozem. Nazwa ta, etymologicznie nie wyjaÅniona, pojawia siÄ po raz pierwszy dopiero u Szekspira, po nim wymieniajÄ
królowÄ
Mab Michael Drayton i Ben Jonson. SÅuży ona za tytuÅ do poematu pióra romantycznego poety Percy Bysshe Shelleya; staje siÄ tam wÅadczyniÄ
ludzkich myÅli. widziaÅa z tobÄ
;/
+ Ta, co to babi wieszczkom i w postaci/
+ Kobietki maÅo co wiÄkszej niż agat/
+ Na wskazujÄ
cym palcu aldermanaaldermana --- rajcy miejskiego; nosili oni pierÅcienie z agatem na znak swego stanowiska.,/
+ CiÄ
gniona cugiem drobniuchnych atomów,/
+ Tuż, tuż ÅpiÄ
cemu przeciÄ
ga pod nosem./
+ Szprychy jej wozu z dÅugich nóg pajÄczych,/
+ OsÅona z lÅniÄ
cych skrzydeÅek szaraÅczy;/
+ SprzÄżajSprzÄżaj --- uprzÄ
ż. z plecionych nitek pajÄczyny;/
+ Lejce z wilgotnych ksiÄżyca promykówz wilgotnych ksiÄżyca promyków --- wedÅug dawnych pojÄÄ promienie ksiÄżyca byÅy wilgotne, ponieważ miaÅ on w swym wÅadaniu przypÅywy i odpÅywy morza.;/
+ Bicz z cienkiej żyÅki na Åwierszcza szkielecie;/
+ A jej forszpanemforszpan --- zaprzÄg. maÅa, szara muszka/
+ Przez póŠtak wielka jak ów krÄ
gÅy owad,/
+ Co siedzi w palcu leniwej dziewczyny;/
+ Wozem zaŠpróżny laskowy orzeszek;/
+ DzieÅo wiewiórki lub majstra robaka,/
+ Tych z dawien dawna akredytowanych/
+ Stelmachów wieszczek. W takich to przyborach/
+ Co noc harcujÄ
po gÅowach kochanków,/
+ Którzy natenczas marzÄ
o miÅoÅci;/
+ Albo po giÄtkich kolanach dworaków,/
+ Którzy natenczas o ukÅonach marzÄ
;/
+ Albo po chudych palcach adwokatów,/
+ Którym siÄ wtedy rojÄ
honoraria;/
+ Albo po ustach romansowych damul,/
+ Którym siÄ wtedy marzÄ
pocaÅunki;/
+ CzÄsto atoli Mab na te ostatnie/
+ ZsyÅa przedwczesne zmarszczki, gdy ich oddech/
+ Za bardzo znajdzie cukrem przesycony./
+ Czasem też wjeżdża na nos dworakowi:/
+ Wtedy ÅniÄ
mu siÄ nowe Åaski paÅskie;/
+ KsiÄ
dzCzasem i ksiÄdza plebana odwiedzi,/
+ Gdy ten spokojnie drzemie, i ogonem/
+ DziesiÄcinnego wieprzaDziesiÄcinnego wieprza --- wieprza skÅadanego w dziesiÄcinie, czyli w podatku koÅcielnym stanowiÄ
cym dziesiÄ
tÄ
czÄÅÄ zbiorów. w nos go Åechce:/
+ Wtedy mu nowe ÅniÄ
siÄ beneficjabeneficja --- ziemie, z których duchowny pobieraÅ dożywotnio dochody./
+ Å»oÅnierzCzasem wkÅusuje na kark żoÅnierzowi:/
+ Ten wtedy marzy o ciÄciach i pchniÄciach,/
+ O szturmach, breszach bresze --- wyÅomy w murze zdobywanego miasta., o hiszpaÅskich klingach/
+ Czy o pucharach, co majÄ
piÄÄ sÄ
żnisÄ
żeÅ --- dawna jednostka dÅugoÅci, wynoszÄ
ca ok. 2m, wyznaczana rozpiÄtoÅciÄ
ramion.;/
+ Wtem mu zatrÄ
bi w ucho: nasz bohater/
+ Truchleje, zrywa siÄ, klnÄ
c zmawia pacierz/
+ I znów zasypia. KobietaTaka jest Mab: ona,/
+ Ona to w nocy zlepia grzywy koniom/
+ I wÅos ich gÅadki w szpetne kudÅy zbija,/
+ Które rozczesaÄ niebezpiecznie; ona/
+ Jest owÄ
zmorÄ
, co na wznak leżÄ
ce/
+ DziewczÄta dusi i wczeÅnie je uczy/
+ DźwigaÄ ciÄżary, by siÄ z czasem mogÅy/
+ ZawoÅanymi staÄ gospodyniami./
+ Ona to, ona...ROMEOSkoÅcz już, skoÅcz, Merkucjo,/
+ Prawisz o niczym.MERKUCJOPrawiÄ o marzeniach,/
+ Które w istocie niczym innym nie sÄ
/
+ Jak wylÄgÅymi w chorobliwym mózgu/
+ DzieÄmi fantazji; ta zaÅ jest pierwiastku/
+ Tak subtelnego wÅaÅnie jak powietrze;/
+ Bardziej niestaÅa niż wiatr, który już to/
+ MroźnÄ
caÅuje póÅnoc, już to z wstrÄtem/
+ Rzuca jÄ
, dÄ
żÄ
c w objÄcia poÅudnia.BENWOLIOCoÅ ten wiatr zawiaÅ, zdaje siÄ, i na nas,/
+ Wieczerza stoi, spóźnimy siÄ na niÄ
.LosROMEOBojÄ siÄ, czyli nie przyjdziem za wczeÅnie;/
+ Bo moja dusza przeczuwa, że jakieÅ/
+ NieszczÄÅcie, jeszcze wpoÅród gwiazd wiszÄ
ce,/
+ ZÅowrogi bieg swój rozpocznie od daty/
+ Uciech tej nocy i kres zamkniÄtego/
+ W mej piersi, zbyt już nieznoÅnego, życia/
+ PrzyÅpieszy jakimÅ strasznym Åmierci ciosem./
+ Lecz niech Ten, który ma ster mój w swym rÄku,/
+ Kieruje moim żaglem! Dalej! Idźmy!BENWOLIOUderzcie w bÄbny!WychodzÄ
WychodzÄ
--- w oryg. ,,chodzÄ
dookoÅa sceny" - byÅa to umowna zmiana miejsca akcji..SCENA PIÄTASala w domu Kapuletów. WchodzÄ
muzykanci i sÅudzy.SÅugaPIERWSZY SÅUGASÅugaGdzie Potpan?Skrócone potcompanion, kuchcik. Czemu nie pomaga sprzÄ
taÄ? GÄsi mu paÅÄ, nie sÅużyÄ.DRUGI SÅUGATak to, kiedy ważne obowiÄ
zki lokaja powierzajÄ
ludziom zÅej maniery; na diabÅa siÄ to zdaÅo.PIERWSZY SÅUGAPowynoÅcie stoÅki! usuÅcie na bok bufet! Pozbierajcie srebra! Schowaj no tam dla mnie, braciszku, kawaÅek marcepana i szepnij na ucho odźwiernemu, żeby wpuÅciÅ ZuzannÄ Grindstone i Nelly; jak miÄ kochasz! Antoni! Potpan!DRUGI SÅUGADobrze, chÅopcze, gotowe.PIERWSZY SÅUGAWoÅajÄ
was, czekajÄ
na was i niecierpliwiÄ
siÄ w wielkiej sali.TRZECI SÅUGANie możemy byÄ tu i tam razem. Dalej, chÅopcy! pohulajmyż dzisiaj! Kto umie czekaÄ, wszystkiego siÄ doczeka.OddalajÄ
siÄ. Kapulet i inni wchodzÄ
z goÅÄmi i maskami.KAPULETObyczaje, StaroÅÄ, MÅodoÅÄWitaj, cna mÅodzi! KobietaWolne od nagniotków/
+ Damy rachujÄ
na waszÄ
ruchawoÅÄ,/
+ Åliczne panienki, któraż z was odmówi/
+ StanÄ
Ä do taÅca? O takiej wrÄcz powiem,/
+ Å»e ma nagniotki. A co? Tom was zażyÅ!/
+ Dalej, panowie! I ja kiedyŠtakże/
+ MaskÄ nosiÅem i umiaÅem szeptaÄ/
+ W ucho piÄknoÅciom jedwabne powieÅci,/
+ Co szÅy do serca; przeszÅo to już, przeszÅo./
+ Nuże, panowie! Grajki, zaczynajcie!/
+ Miejsca! rozstÄ
pmy siÄ! dalej, dziewczÄta!Muzyka gra. MÅodzież taÅczy.Hej! wiÄcej ÅwiatÅa! WynieÅcie te stoÅyWynieÅcie te stoÅy --- stoÅy skÅadaÅy siÄ z blatu opieranego na krzyżakach, w razie potrzeby stawiano je na bok, aby nie zabieraÅy miejsca, i tak jest w oryginale.!/
+ I zgaÅcie ogieÅ, bo zbyt już gorÄ
co./
+ StaroÅÄ Siadajże, siadaj, bracie Kapuleciebracie Kapulecie --- jak wynika z zaproszenia (I, 2), jest on stryjem ojca Julii.!/
+ Dla nas dwóch czasy plÄ
sów już minÄÅy./
+ Jakże to dawno byliÅmy obydwaj/
+ Po raz ostatni w maskach?DRUGI KAPULETBÄdzie temu/
+ Lat ze trzydzieÅci.KAPULETCo? Co! Nie tak dawno/
+ ByÅo to, pomnÄ, na godach Lucencja;/
+ Na te Zielone ÅwiÄ
tki, da Bóg dożyÄ,/
+ BÄdzie dwadzieÅcia piÄÄ lat.DRUGI KAPULETDawniej, dawniej,/
+ Wszak już syn jego jest trzydziestoletni.KAPULETCo mi waÅÄ prawisz? Przede dwoma laty/
+ Syn jego nie byÅ jeszcze peÅnoletni.ROMEOdo jednego z sÅugMiÅoÅÄ, KochanekCo to za dama, co w tej chwili taÅczy/
+ Z tym kawalerem?SÅUGANie wiem, jaÅnie panie.ROMEOOna zawstydza Åwiec jarzÄ
cych blaski;/
+ PiÄknoÅÄ jej wisi u nocnej opaskiPiÄknoÅÄ jej... --- w oryg. poetyczniej: piÄknoÅÄ Julii ,,wisi na policzku nocy", jaÅnieje jak ksiÄżyc na tle czarnego nieba./
+ Jak drogi klejnot u uszu Etiopa./
+ Nie tknÄÅa ziemi wytworniejsza stopa./
+ Jak Ånieżny goÅÄ
b wÅród kawek tak ona/
+ Åwieci wÅród swoich towarzyszek grona./
+ Zaraz po taÅcu przybliÅ¼Ä siÄ do niej/
+ I dÅoÅ mÄ
uczczÄ dotkniÄciem jej dÅoni./
+ KochaÅżem dotÄ
d? O! zaprzecz, mój wzroku!/
+ BoÅ jeszcze nie znaÅ równego uroku.Grzech, Obyczaje, Przemoc, WrógTYBALTSÄ
dzÄ
c po gÅosie, z Montekich to któryÅ./
+ Daj no mi rapir, chÅopcze. Jak siÄ waży/
+ Ten Åotr tu wchodziÄ i kÅamanÄ
larwÄ
/
+ Szyderczo naszej urÄ
gaÄ zabawie?/
+ Na krew szlachetnÄ
, co mi wzdyma serce,/
+ Nie bÄdzie grzechu, jeÅli go uÅmiercÄ./
+ KAPULETTybalcie, co ci to? Czego siÄ zżymasz?TYBALTKonflikt, WrógUjmy tej, stryju, pewno nie wytrzymasz:/
+ Jeden z Montekich, twych Åmiertelnych wrogów,/
+ Åmie tu znieważaÄ goÅcinnoÅÄ twych progów./
+ KAPULETCzyż to Romeo?TYBALTTak, ten to nikczemnik.KAPULETObyczajeDaj mu waÅÄ pokój, nie wychodzi przecie/
+ z granic wytkniÄtych dobrym wychowaniem/
+ I prawdÄ mówiÄ
c, caÅa go Werona/
+ Ma za mÅodzieÅca peÅnego przymiotów;/
+ Nie chciaÅbym za nic w Åwiecie w moim domu/
+ CzyniÄ mu krzywdy. Uspokój siÄ zatem,/
+ MiÅy synowcze, nie zważaj na niego,/
+ Taka ma wola; jeÅli jÄ
szanujesz,/
+ Okaż uprzejmoÅÄ i spÄdź precz z oblicza/
+ Ten mars niezgodny z weselem tej doby.TYBALTTaki goÅÄ w domu nabawia choroby;/
+ Nie ÅcierpiÄ go tu.KAPULETChcÄ go mieÄ cierpianym./
+ Cóż to, zuchwalcze? MówiÄ, że chcÄ! Cóż to?/
+ Czy ja tu jestem, czy waÅÄ jesteÅ panem?/
+ WaÅÄ go tu nie chcesz ÅcierpieÄ! Boże odpuÅÄ!/
+ WaÅÄ mi chcesz goÅci porozpÄdzaÄ? koÅki/
+ Na Åbie mi strugaÄ? przewodziÄ w mym domu?TYBALTStryju, to haÅba!KAPULETCicho! burdÄ
jesteÅ./
+ Z tÄ
porywczoÅciÄ
doigrasz siÄ waszmoÅÄ./
+ Zawsze mi musisz siÄ sprzeciwiaÄ! - Brawo,/
+ Kochana mÅodzi! - UrwipoÅeÄ z waÅci!/
+ Siedź cicho albo... Hola! WiÄcej ÅwiatÅa! -/
+ Ja ciÄ uciszÄ. Patrz go! - Å»wawo, chÅopcy!TYBALTGniew dobrowolny z flegmÄ
przymuszonÄ
/
+ Na krzyż siÄ schodzÄ
c wstrzÄ
sajÄ
mi Åono./
+ MuszÄ ustÄ
piÄ; wkrótce siÄ atoli/
+ W gorzkÄ
żóÅÄ zmieni ta sÅodycz wbrew woli.Oddala siÄ.ROMEOdo Juliido Julii --- Pierwsza ich rozmowa napisana jest w formie sonetu.MiÅoÅÄJeÅli dÅoÅ moja, co tÄ ÅwiÄtoÅÄ trzyma,/
+ Bluźni dotkniÄciem: zuchwalstwo takowe/
+ OdpokutowaÄ usta me gotowe/
+ PocaÅowaniem pobożnym pielgrzyma.JULIAdo RomeoMoÅci pielgrzymie, bluźnisz swojej dÅoni,/
+ Która nie grzeszy zdrożnym dotykaniem;/
+ Jestli ujÄcie rÄ
k pocaÅowaniem,/
+ Nikt go ze ÅwiÄtych pielgrzymom nie broni.ROMEOjak pierwejNie majÄ
ż ÅwiÄci ust tak jak pielgrzymi?JULIAjak pierwejMajÄ
ku modÅom lub kornej podziÄce.ROMEONiechże ich usta czyniÄ
to co rÄce;/
+ Moje siÄ modlÄ
, przyjm modÅy ich, przyjmij.JULIANiewzruszonymi pozostajÄ
ÅwiÄci,/
+ ChoÄ gwoli modÅów niewzbronne ich chÄci.ROMEOZiÅÄ wiÄc cel moich, stojÄ
c niewzruszenie./
+ I z ust swych moim daj wziÄ
Ä rozgrzeszenie.CaÅuje jÄ
.JULIAMoje wiÄc teraz obciÄ
ża grzech zdjÄty.ROMEOZ mych ust? O! grzechu, zbyt peÅen ponÄty!/
+ Niechże go nazad rozgrzeszony zdejmie!/
+ Pozwól.CaÅuje jÄ
znowu.JULIAJak z ksiÄ
żki caÅujesz pielgrzymie.MARTAPanienko, jejmoÅÄ pani matka prosi.ROMEOKtóż jest jej matkÄ
?MARTASÅugaJej matkÄ
? Bajbardzo!/
+ Nikt inny, jeno pani tego domu;/
+ I dobra pani, mÄ
dra a cnotliwa./
+ Ja byÅam mamkÄ
tej, coÅ z niÄ
pan mówiÅ./
+ Smaczny by kÄ
sek miaÅ, kto by jÄ
zÅowiÅ./
+ ROMEOKonflikt, WrógA wiÄc Kapulet! O dolo zbyt sroga!/
+ Å»ycie me jest wiÄc w rÄku mego wroga.BENWOLIOWychodźmy, wieczór dobiega już koÅca.ROMEONiestety! z wschodem dla mnie zachód sÅoÅca.KAPULETdo rozchodzÄ
cych siÄ goÅciEjże, panowie, pozostaÅcie jeszcze;/
+ MajÄ
nam wkrótce daÄ maÅÄ
przekÄ
skÄNa zakoÅczenie taÅców podawano lekkie potrawy i ciasta../
+ Chcecie koniecznie? MuszÄ wiÄc ustÄ
piÄ./
+ DziÄki wam, mili panowie i panie./
+ Dobranoc. ÅwiatÅa! Idźmyż spaÄ.do Drugiego KapuletaBraciszku,/
+ ZapóźniliÅmy siÄ; idÄ wypoczÄ
Ä.WychodzÄ
wszyscy prócz Julii i Marty.JULIACzy nie wiesz, nianiu, kto to jest ten pan?MARTATen,tu?/
+ To syn starego Tyberia.JULIAA tamten,/
+ Co wÅaÅnie ku drzwiom zmierza?MARTATo podobno/
+ MÅody Petrycy.JULIAA ów, tam na prawo,/
+ Co nie chciaÅ taÅczyÄ?MARTANie wiem.JULIASpytaj, proszÄ,/
+ Jak siÄ nazywa. Jeżeli żonaty,/
+ CaÅun mnie czeka zamiast Ålubnej szaty.MARTAZwie siÄ Romeo, jest z rodu Montekich,/
+ Synem waszego najwiÄkszego wroga.JULIAKonflikt, MiÅoÅÄ, WrógJako obcego za wczeÅnie ujrzaÅam!/
+ Jako lubego za późno poznaÅam!/
+ Dziwny miÅoÅci traf siÄ na mnie iÅci,/
+ Å»e muszÄ kochaÄ przedmiot nienawiÅci./
+ MARTACo to jest? co to takiego?JULIATo wiersze,/
+ Których miÄ jeden tancerz dziÅ nauczyÅ.MARTAPójdź spaÄ, waÄpanna.GÅos za scenÄ
: ,,Julio!"Dalej! dalej!/
+ WoÅajÄ
pannÄ i pusto już w sali.WychodzÄ
.AKT DRUGISenPROLOGPrzeÅożyÅ Jan KasprowiczCHÃRKonflikt, MiÅoÅÄ, RodzinaDawna namiÄtnoÅÄ już w caÅunach leży,/
+W jej miejscu wÅadniewÅadnie --- wÅada. siÅa żÄ
dzy nowej;/
+PiÄknÄ
przestaÅa byÄ przy Julii Åwieżej/
+PiÄknoÅÄ, dla której umrzeÄ byÅ gotowy.DziÅ jest Romeo kochany i kocha,/
+W oczach obojga żar jednaki pÅonie;/
+Lecz on, w niej wroga przypuszczajÄ
c, szlocha,/
+A ona miÅoÅÄ z wÄdki grozy chÅonie.On siÄ nie zbliży i przed niÄ
nie zÅoży/
+PrzysiÄ
g serdecznych, uważan za wroga;/
+I jej, choÄ w Åonie namiÄtnoÅÄ siÄ sroży,/
+ZejÅcia siÄ z lubym zamkniÄtÄ
jest droga.Lecz w żÄ
dzy siÅa: po wielkich katuszach/
+WielkÄ
im radoÅÄ czas zgotuje w duszach.SCENA PIERWSZAPusty plac przytykajÄ
cy do ogrodu Kapuletów. Wchodzi Romeo.ROMEOMamże iÅÄ dalej, gdy tu moje serce?/
+ Cofnij siÄ, ziemio, wynajdź sobie centrum!ziemio, wynajdź sobie centrum! --- Romeo nazywa siebie ziemiÄ
, Julia jest jej Årodkiem, bo u niej znajduje siÄ jego serce. Zatrzymuje siÄ, jest niezdecydowany, czy iÅÄ, czy pozostaÄ, wybiera to drugie.Wchodzi na mur i spuszcza siÄ do ogrodu. WchodzÄ
Merkucjo i Benwolio.BENWOLIORomeo! bracie! Romeo!MERKUCJOMa rozum;/
+ Powietrze chÅodne, wiÄc dyrnÄ
Å do Åóżka.BENWOLIOPobiegÅ tÄ
drogÄ
i przelazÅ przez parkan./
+ WoÅaj, Merkucjo!KochanekMERKUCJOUżyjÄ naÅ zaklÄÄ;/
+ Romeo! gachu! cietrzewiu! wariacieRomeo! gachu!... --- w oryg. poetyczniej: Romeo, humours, madman, passion, lover!, czyli: Romeo! Zmienniku! wariacie! namiÄtnoÅci! kochanku! Ponieważ Romeo uciekÅ towarzyszom, Merkucjo żartobliwymi zaklÄciami chce wywoÅaÄ jego ducha. Jak widzimy w nastÄpnej scenie, Romeo sÅyszaÅ ich z ukrycia.!/
+ Ukaż siÄ w lotnej postaci westchnienia,/
+ Powiedz choÄ jeden wiersz, a doÅÄ mi bÄdzie;/
+ JÄknij: ach! poÅÄ
cz w rym: kochaÄ i szlochaÄ;/
+ Szepnij Wenerze jakie piÄkne sÅówko;/
+ Daj jaki nowy epitet Ålepemu/
+ Jej synalkowi, co tak celnie strzelaÅ/
+ Za owych czasów, gdy król Kofetua/
+ W zaloty chodziÅ do córki żebraczejAluzja do znanej ballady ludowej; za sprawÄ
Kupidyna król ten zakochaÅ siÄ w żebraczce../
+ Nie sÅucha; ani piÅnie, ani trunieani trunie --- ani odezwie siÄ./
+ ZdechÅ robakZdechÅ robak --- w oryg. the ape is dead --- maÅpa jest martwa (maÅpka biorÄ
ca udziaÅ w przedstawieniu kuglarzy udaje nieżywÄ
)., muszÄ zaklÄ
Ä go inaczej./
+ KlnÄ ciÄ na żywe oczy Rozaliny,/
+ Na jej wysokie czoÅo, krasne usta,/
+ WysmukÅe nóżki i toczone biodra/
+ Z przylegÅoÅciami, abyÅ siÄ przed nami/
+ W wÅaÅciwej sobie postaci ukazaÅ.BENWOLIOGniewaÄ siÄ bÄdzie, jeÅli ciÄ usÅyszy.MERKUCJOCo siÄ ma gniewaÄ? MógÅby siÄ rozgniewaÄ,/
+ Gdyby za sprawÄ
mojego zaklÄcia/
+ W zaczarowane koÅo jego paniDuch, którego wzywano, miaÅ siÄ ukazaÄ w wyrysowanym uprzednio kole./
+ Inny duch wkroczyŠi staŠtam dopóty,/
+ Dopóki by go nie zmogÅa: to byÅby/
+ Powód do uraz; moja inwokacja/
+ Jest przyjacielska i godziwa razem,/
+ Bo wywoÅuje w imiÄ jego pani/
+ Jego jedynie naturalnÄ
postaÄ.BENWOLIOMiÅoÅÄPójdź! skryÅ siÄ owdzie pomiÄdzy drzewami,/
+ By siÄ tam zbrataÅ z tajemniczÄ
nocÄ
z tajemniczÄ
nocÄ
--- w oryg.: humorous night --- wilgotna, czyli zmienna noc.---/
+ Ålepym w miÅoÅci ciemnoÅÄ jest najmilsza.MERKUCJOKobieta, KochanekMożeż w cel trafiÄ miÅoÅÄ bÄdÄ
c ÅlepÄ
?/
+ Teraz usiÄ
dzie sobie pod jabÅonkÄ
/
+ I bÄdzie wzdychaÅ, by jego kochanka/
+ ByÅa owocem, który mÅode panny,/
+ Kiedy sÄ
same - nazywajÄ
figÄ
./
+ Oby, Romeo, byÅa, oby byÅa
+ TakÄ
otwartÄ
figÄ
, a ty chÅopcze,/
+ ObyÅ byÅ gruszkÄ
! Dobranoc, Romeo!/
+ IdÄ lec w moim Åóżku za kotarÄ
,/
+ Bo to polowepolowe --- dotyczy Åóżka, chodzi o spanie na ziemi. tu dla mnie za chÅodne./
+ Czy idziesz także?BENWOLIOIdÄ; próżno szukaÄ/
+ Takiego, co byÄ nie chce znaleziony.WychodzÄ
.SCENA DRUGAOgród Kapuletów. Wchodzi Romeo.ROMEOCierpienie, Kochanek, MiÅoÅÄDrwi z blizn, kto nigdy nie doÅwiadczyÅ rany.Julia ukazuje siÄ w oknie.Lecz cicho! Co za blask strzeliÅ tam z okna!/
+ Ono jest wschodem, a Julia jest sÅoÅcem!/
+ Wnijdź, cudne sÅoÅce, zgÅadź zazdrosnÄ
lunÄ,/
+ Która aż zbladÅa z gniewu, że ty jesteÅ/
+ Od niej piÄkniejsza; o, jeÅli zazdrosna,/
+ Nie bÄ
dź jej sÅużkÄ
! Jej szatkÄ zielonÄ
/
+ I bladÄ
noszÄ
jeno gÅupcyszatkÄ zielonÄ
i bladÄ
noszÄ
jeno gÅupcy --- aktorzy grywajÄ
cy rolÄ bÅazna nosili ubrania dwukolorowe, biaÅo-zielone (por. Makbet, I, 7).. ZrzuÄ jÄ
!/
+ To moja pani, to moja kochanka!/
+ O! gdyby mogÅa wiedzieÄ, czym jest dla mnie!/
+ Przemawia, chociaż nic nie mówi; cóż stÄ
d?/
+ Jej oczy mówiÄ
, oczom wiÄc odpowiem./
+ Za ÅmiaÅy jestem; mówiÄ
, lecz nie do mnie./
+ Dwie najjaÅniejsze, najpiÄkniejsze gwiazdy/
+ Z caÅego nieba, gdzie indziej zajÄte,/
+ ProsiÅy oczu jej, aby zastÄpczo/
+ StaÅy w ich sferach, dopóki nie wrócÄ
./
+ Lecz choÄby oczy jej byÅy na niebie,/
+ A owe gwiazdy w oprawie jej oczu:/
+ Blask jej oblicza zawstydziÅby gwiazdy/
+ Jak zorza lampÄ; gdyby zaÅ jej oczy/
+ WÅród eterycznej zabÅysÅy przezroczy,/
+ Ptaki ocknÄÅyby siÄ i ÅpiewaÅy,/
+ MyÅlÄ
c, że to już nie noc, lecz dzieÅ biaÅy./
+ Patrz, jak na dÅoni smutnie wsparÅa liczko!/
+ O! gdybym mógÅ byÄ tylko rÄkawiczkÄ
,/
+ Co tÄ dÅoÅ kryje!JULIAAch!ROMEOCicho! coÅ mówi./
+ o! mów, mów dalej, uroczy aniele;/
+ bo ty mi w noc tÄ tak wspaniale Åwiecisz/
+ jak lotny goniec niebios rozwartemu/
+ od podziwienia oku Åmiertelników,/
+ które siÄ wlepia w niego, aby patrzeÄ,/
+ jak on po ciÄżkich chmurach siÄ przesuwa/
+ i po powietrznej żegluje przestrzeni.JULIAKonflikt, MiÅoÅÄ, RodzinaRomeo! Czemuż ty jesteÅ Romeo!/
+ Wyrzecz siÄ swego rodu, rzuÄ tÄ nazwÄ!/
+ Lub jeÅli tego nie możesz uczyniÄ,/
+ To przysiÄ
ż wiernym byÄ mojej miÅoÅci,/
+ A ja przestanÄ byÄ z krwi Kapuletów.ROMEOMamże przemówiÄ czy też sÅuchaÄ dalej?JULIAKonflikt, MiÅoÅÄ, RodzinaNazwa twa tylko jest mi nieprzyjazna,/
+ BoÅ ty w istocie nie Montekim dla mnie./
+ Jestże Monteki choÄby tylko rÄkÄ
,/
+ Ramieniem, twarzÄ
, zgoÅa jakÄ
kolwiek/
+ CzÄÅciÄ
czÅowieka? O! weź innÄ
nazwÄ!/
+ Czymże jest nazwa? To, co zowiem różÄ
,/
+ Pod innÄ
nazwÄ
równie by pachniaÅo;/
+ Tak i Romeo bez nazwy Romea/
+ Przecież by caÅÄ
swÄ
wartoÅÄ zatrzymaÅ./
+ KochanekRomeo! porzuÄ tÄ nazwÄ, a w zamian/
+ Za to, co nawet czÄ
stkÄ
ciebie nie jest,/
+ Weź miÄ, ach! caÅÄ
!ROMEOBiorÄ ciÄ za sÅowo:/
+ Zwij miÄ kochankiem, a krzyżmokrzyżmo --- olej z balsamu i oliwy używany przy niektórych sakramentach i uroczystoÅciach koÅcielnych. chrztu tego/
+ Sprawi, że odtÄ
d nie bÄdÄ Romeem.JULIAKtoÅ ty jest, co siÄ nocÄ
osÅaniajÄ
c,/
+ Podchodzisz mojÄ
samotnoÅÄ?ROMEOZ nazwiska/
+ Nie mógÅbym tobie powiedzieÄ, kto jestem;/
+ Nazwisko moje jest mi nienawistne,/
+ Bo jest, o! ÅwiÄta, nieprzyjazne tobie;/
+ ZdarÅbym je, gdybym miaÅ je napisane.JULIAJeszcze me ucho stu sÅów nie wypiÅo/
+ Z tych ust, a przecież dźwiÄk już ich mi znany./
+ JestżeŠRomeo, mów? jestżeŠMonteki?ROMEONie jestem ani jednym, ani drugim,/
+ Jednoli z dwojga jest niemiÅe tobie.JULIAJakżeÅ tu przyszedÅ, powiedz, i dlaczego?/
+ Mur jest wysoki i trudny do przejÅcia,/
+ A miejsce zgubne; gdyby ciÄ kto z moich/
+ Krewnych tu zastaÅ...ROMEOMiÅoÅÄNa skrzydÅach miÅoÅci/
+ Lekko, bezpiecznie mur ten przesadziÅem,/
+ Bo miÅoÅÄ nie ma żadnych tam i granic;/
+ A co potrafi, na to siÄ i waży;/
+ Krewni wiÄc twoi nie trwożÄ
miÄ wcale.JULIAZabiliby ciÄ, gdyby ciÄ ujrzeli.ROMEOAch! wiÄcej groźby leży w oczach twoich/
+ Niż w ich dwudziestu mieczach; patrz Åaskawie,/
+ A bÄdÄ silny przeciw ich gniewowi.JULIANa Boga! niech ciÄ oni tu nie ujrzÄ
!ROMEOCiemny pÅaszcz nocy skryje miÄ przed nimi./
+ Lecz niech miÄ znajdÄ
, jeÅli ty miÄ kochasz./
+ Lepszy kres życia skutkiem ich niechÄci/
+ Niż przedÅużony zgon w braku twych uczuÄ.MiÅoÅÄJULIAKto ci dopomógÅ znaleÅºÄ to ustronie?ROMEOMiÅoÅÄ, co mi go doradziÅa szukaÄ;/
+ Ona mi instynkt, ja jej oczy daÅem./
+ Nie jestem sternik, gdybyÅ jednak byÅa/
+ Równie daleko jak ów brzeg, którego/
+ Morze najdalsze podmywa krawÄdzie,/
+ ÅmiaÅo po taki klejnot bym popÅynÄ
Å.JULIAGdyby nie ciemnoÅÄ, co mi twarz maskuje,/
+ WidziaÅbyÅ na niej rozlany rumieniec/
+ Po tym, co z ust mych sÅyszaÅeÅ tej nocy./
+ Rada bym form siÄ trzymaÄ, rada cofnÄ
Ä/
+ To, co wyrzekÅam; ale precz, udanie!/
+ MiÅoÅÄCzy ty miÄ kochasz? Wiem, że powiesz: tak jest;/
+ I jaÄ uwierzÄ; mimo przysiÄ
g jednak/
+ Możesz miÄ zawieÅÄ. Z wiaroÅomstwa mÄżczyzn/
+ Åmieje siÄ, mówiÄ
, Jowisz. O! Romeo!/
+ JeÅli miÄ kochasz, wyrzecz to rzetelnie;/
+ Lecz jeÅli masz miÄ za podbój zbyt Åatwy,/
+ To zmarszczÄ czoÅo i przewrotnÄ
bÄdÄ,/
+ I na miÅosne twoje oÅwiadczenia/
+ Powiem: nie, w innym razie za nic w Åwiecie./
+ Za czuÅa może jestem, o! Monteki,/
+ StÄ
d możesz sÄ
dziÄ me obejÅcie pÅochym;/
+ Ufaj mi jednak, bÄdÄ ja wierniejsza/
+ Od tych, co bieglej umiejÄ
siÄ drożyÄ./
+ ByÅabym ja siÄ byÅa, prawdÄ mówiÄ
c,/
+ Także drożyÅa, gdybyÅ byÅ tajnego/
+ GÅosu miÅoÅci mojej nie podchwyciÅ./
+ Nie wiÅ miÄ przeto ani też przypisuj/
+ PÅochoÅci tego wylania mych uczuÄ,/
+ Które zdradziÅa noc ciemna.ROMEOO! Julio,/
+ PrzysiÄgam na ten ksiÄżyc, co wspaniale/
+ Powleka srebrem tamtych drzew wierzchoÅki...MiÅoÅÄJULIAO! nie przysiÄgaj na ksiÄżyc, bo ksiÄżyc/
+ Co tydzieÅ zmienia ksztaÅt swej piÄknej tarczy;/
+ I miÅoÅÄ twoja po takiej przysiÄdze/
+ MogÅaby również zmiennÄ
siÄ okazaÄ.ROMEONa cóż mam przysiÄ
c?JULIANie przysiÄgaj wcale;/
+ Lub wreszcie przysiÄ
ż na samego siebie:/
+ Na ten uroczy przedmiot mych uwielbieÅ,/
+ To ci uwierzÄ.ROMEOJeÅli szczera miÅoÅÄ/
+ Mojego serca...JULIADaj pokój przysiÄgom./
+ Lubo siÄ cieszÄ z twojej obecnoÅci,/
+ Te nocne Åluby nie cieszÄ
mnie jakoÅ,/
+ Za nagÅe one sÄ
, za nierozważne,/
+ Podobne niby do blasku, co znika,/
+ Nim czÅowiek zdÄ
ży powiedzieÄ: ,,BÅysnÄÅo"./
+ Dobranoc, luby! Oby nam ten wonny/
+ MiÅoÅci pÄ
czek przyniósÅ kwiat niepÅonny!/
+ BÄ
dź zdrów! i zaÅnij z tak bÅogim spokojem,/
+ Jaki, z twej Åaski, czujÄ w sercu mojem.ROMEOTakże mam odejÅÄ nie zaspokojony?JULIAJakiegoż wiÄcej chcesz zaspokojenia?ROMEOZamiany twoich zapewnieÅ za moje.JULIAJużem ci daÅa je, nimeÅ zażÄ
daÅ;/
+ Rada bym jednak one mieÄ na powrót.ROMEOChciaÅaż byÅ cofnÄ
Ä je? Dlaczego? luba!JULIAAżebym mogÅa oddaÄ ci je znowu./
+ A przecież jest to żÄ
danie zbyteczne;/
+ MiÅoÅÄ, Woda Bo moja miÅoÅÄ równie jest gÅÄboka/
+ Jak morze, równie jak ono bez koÅca;/
+ Im wiÄcej ci jej udzielam, tym wiÄcej/
+ CzujÄ jej w sercu.SÅychaÄ w pokojach gÅos Marty.WoÅajÄ
miÄ. --- Zaraz./
+ BÄ
dź zdrów, kochanku drogi! --- Zaraz, zaraz./
+ --- Najmilszy, pomnij byÄ staÅym! --- Zaczekaj,/
+ Zaczekaj trochÄ, powrócÄ za chwilÄ.Wychodzi.ROMEOBÅogosÅawiona, o! bÅogosÅawiona/
+ Po dwakroÄ nocy! Ale czy to wszystko,/
+ DziejÄ
c siÄ w nocy nie jest marÄ
tylko?/
+ Co tak lubego możeż byÄ istotnym?JULIAukazujÄ
c siÄ znowuJeszcze sÅów parÄ, a potem dobranoc,/
+ Drogi Romeo! jeÅli twoja skÅonnoÅÄ/
+ Jest prawÄ
, twoim zamiarem maÅżeÅstwo:/
+ To miÄ uwiadom jutro przez osobÄ,/
+ KtórÄ
do ciebie przyÅlÄ, gdzie i kiedy/
+ Zechcesz dopeÅniÄ obrzÄdu; a wtedy/
+ CaÅÄ
mÄ
przyszÅoÅÄ u nóg twoich zÅożÄ/
+ I w Åwiat za tobÄ
pójdÄ w imiÄ boże.MARTAza scenÄ
Panienko!JULIAIdÄ. --- Lecz jeÅli miÄ zwodzisz,/
+ To ciÄ zaklinam...MARTAza scenÄ
Julciu!JULIAZaraz idÄ./
+ --- JeÅli miÄ zwodzisz, o! to ciÄ zaklinam,/
+ SkoÅcz te zabiegi i zostaw miÄ Å¼alom./
+ --- Jutro wiÄc przyÅlÄ.ROMEOJak pragnÄ zbawienia...KochanekJULIAPo tysiÄ
c razy dobranoc.Odchodzi.ROMEOPo tysiÄ
c/
+ Razy niedobra tam, gdzie ty nie Åwiecisz./
+ Jak żak, gdy rzuca ksiÄ
żkÄ, tak kochanek/
+ Do celu swego pospiesza wesoÅy;/
+ A gdy nadejdzie z kochankÄ
rozstanekrozstanek --- rozstanie.,/
+ Wlecze siÄ smutnie, jak ów żak do szkoÅy.Odchodzi.JULIAukazuje siÄ znowuPst! pst! Romeo! O, gdybym mieÄ mogÅa/
+ GÅos sokolnika, by tego maiżamaiż --- lub: maisz, mÅody ptak Åowny, najczÄÅciej sokóÅ, którego w pierwszym roku życia przyuczano do polowania./
+ Nazad przywoÅaÄ! Przymus jest ochrypÅy,/
+ Nie może gÅoÅno mówiÄPrzymus... nie może gÅoÅno mówiÄ --- Julia musi mówiÄ cicho w obawie, aby jej nikt oprócz Romea nie usÅyszaÅ., gdyby nie to,/
+ WstrzÄ
sÅabymWstrzÄ
sÅabym --- poprawnie: wstrzÄ
snÄÅabym. góry, gdzie siÄ echo kryje,/
+ I gÅos bym jego zrobiÅa chrapliwszy/
+ Niż mój od rozbrzmieÅ imienia Romeo!Kochanek, MiÅoÅÄROMEOMoja to dusza dzwoni imiÄ moje,/
+ Jak srebrny dźwiÄk ma nocÄ
gÅos kochanki!/
+ I jestże sÅodsza muzyka na Åwiecie?JULIARomeo!ROMEOLuba!JULIAO której godzinie/
+ Jutro mam przysÅaÄ?ROMEOO dziewiÄ
tej.JULIADobrze./
+ Dwudziestoletni to termin. Nie pomnÄ,/
+ Po com tu ciebie znowu przywoÅaÅa.ROMEOPozwól mi czekaÄ, aż sobie przypomnisz.JULIAZapomnÄ znowu, po co czekasz, pomnÄ
c/
+ O twojej tylko lubej obecnoÅci.ROMEOA ja wciÄ
ż czekaÄ bÄdÄ, abyÅ ciÄ
gle/
+ ZapominaÅa, sam zapominajÄ
c,/
+ Że mam gdzie inny dom jak tutaj.JULIAWkrótce/
+ DnieÄ bÄdzie: rada bym, żebyÅ już odszedÅ;/
+ Nie dalej jednak jak ów biedny ptaszek,/
+ Co go swawolna dziewka z rÄ
k wypuszcza/
+ I wnet, zazdroszczÄ
c mu krótkiej wolnoÅci,/
+ Jak niewolnika trzymanego w wiÄzach/
+ Jedwabnym sznurkiem przyciÄ
ga na powrót.ROMEOChciaÅbym byÄ biednym ptaszkiem w twoim rÄku.JULIAO! ja bym zbytkiem pieszczot ciÄ zabiÅa./
+ Dobranoc, luby! jeszcze raz dobranoc!/
+ Smutek rozstania tak bardzo jest miÅy,/
+ Å»e by dobranoc wciÄ
ż usta mówiÅy.Odchodzi.Kochanek, SenROMEOSen na twe oczy, pokój w pierÅ niech spÅynie;/
+ Obym byÅ nimi w tej bÅogiej godzinie!/
+ SpieszÄ do ojca Laurentego celi,/
+ On mi pomocy i rady udzieli.Wychodzi.SCENA TRZECIACela Ojca Laurentego. Wchodzi Ojciec Laurenty z koszykiem w rÄku.OJCIEC LAURENTYSzary poranek spÄdza mrok ponury/
+ Pasami ÅwiatÅa znaczÄ
c wschodnie mury/
+ I noc siÄ na bok chyli jak pijana/
+ Z dróg dnia ubitych koÅami TytanakoÅami Tytana --- w mitologii gr. tytan Hyperion byÅ przed Apollinem woźnicÄ
sÅonecznego rydwanu../
+ Nim oko sÅoÅca peÅnym blaskiem strzeli,/
+ RosÄ wypije i Åwiat rozweseli,/
+ Natura, RoÅlinyMuszÄ uzbieraÄ w ten koszyk z sitowia/
+ RoÅlin tak zbawczych, jak zgubnych dla zdrowia,/
+ Ziemia jest matkÄ
natury i grobem,/
+ Grzebie i życia obdziela zasobem./
+ I mnóstwo dzieci jej Åona widzimy/
+ CiÄ
gnÄ
cych pokarm z jej piersi rodzimej;/
+ Niejedno w skutkach swoich wyÅmienite,/
+ Każde do czegoÅ, wszystko rozmaite./
+ O! moc to peÅna cudów, co siÄ mieÅci/
+ W sokach zióÅ, krzewów, w martwej kruszców treÅci!/
+ Obraz ÅwiataBo nie ma rzeczy tak podÅych na ziemi,/
+ Aby nie mogÅy staÄ siÄ przydatnemi;/
+ Ni tak przydatnych, aby zamiast sÅużyÄ/
+ Nie zaszkodziÅy pod wpÅywem nadużyÄ./
+ Wszakże i cnota może zajÅÄ w bezdroże,/
+ A bÅÄ
d siÄ czynem uszlachetniÄ może./
+ W mdÅym kwiatku, w zióÅku jednym i tym samem/
+ Ma nieraz miejsce jad wespóŠz balsamem,/
+ Co zmysÅy razi i to, co im sprzyja,/
+ Bo jego zapach rzeźwi; smak zabija./
+ Podobnie sprzeczna i w czÅowieku goÅci/
+ Dwójca pierwiastków: dobroci i zÅoÅci;/
+ A kÄdy górÄ gorsza weźmie stroma,/
+ Tam ÅmierÄ przychodzi i roÅlina kona.Wchodzi Romeo.ROMEODzieÅ dobry, ojcze mój.OJCIEC LAURENTYBenedicite!Benedicite! --- koÅcielna ÅaciÅska formuÅa powitania, pożegnania i bÅogosÅawieÅstwa./
+ Cóż to za ranny gÅos tak mnie pozdrawia!/
+ MÅody mój synu, zÅy to znak, kto Åoże/
+ Próżne zostawia o tak wczesnej porze./
+ Troska odbywa straż w oczach starego,/
+ A sen tych mija, których troski strzegÄ
;/
+ MÅodoÅÄ Ale gdzie czerstwa, wolna od kÅopotów/
+ MÅódź gÅowÄ zÅoży, sen zawżdy przyjÅÄ gotów./
+ To wiÄc tak ranne tu przybycie zdradza/
+ JakiÅ niepokój, któremu snu wÅadza/
+ Ulec musiaÅa. Czy tylko siÄ kÅadÅeÅ?/
+ MożeÅ do Åóżka i nie zajrzaÅ?ROMEOZgadÅeÅ;/
+ Milej niż w Åóżku przeszÅy mi godziny.OJCIEC LAURENTYGrzeszniku, pewnieÅ byÅ u Rozaliny.ROMEOU Rozaliny? Nie, ojcze; to imiÄ/
+ W pamiÄci mojej wiecznym snem już drzemie.OJCIEC LAURENTYBrawo, mój synu! Lecz gdzieżeÅ to bywaÅ?ROMEOZaraz ci powiem: próżno byÅ zgadywaÅ;/
+ Konflikt, MiÅoÅÄByÅem na balu w domu mego wroga,/
+ Gdziem zostaŠranny, lecz zbójczyni sroga/
+ Czuje cios wzajem przeze mnie zadany,/
+ Tak że na nasze obopólne rany/
+ ÅwiÄty wpÅyw tylko twej, ojcze, opieki/
+ PoradziÄ zdoÅa i daÄ zbawcze leki./
+ Po chrzeÅcijaÅsku, jak widzisz, przemawiam,/
+ Skoro siÄ nawet za mym wrogiem wstawiam.OJCIEC LAURENTYMów jaÅniej, synu; zagadkowa spowiedź,/
+ DwuznacznÄ
także znajduje odpowiedź.ROMEOKobieta, MaÅżeÅstwo, MiÅoÅÄDowiedz siÄ zatem, że anioÅ kobieta,/
+ KtórÄ
m ukochaÅ, jest z krwi Kapuleta./
+ Jego to dziecko i nadzieja caÅa;/
+ Jak ja jÄ
, tak mnie ona ukochaÅa./
+ I do jednoÅci, która nas już splata,/
+ Brakuje tylko, byÅ nas ty dla Åwiata/
+ StuÅÄ
zjednoczyÅ. Gdzie, o jakiej dobie/
+ DozgonnÄ
miÅoÅÄ przysiÄgliÅmy sobie,/
+ Powiem ci idÄ
c, czcigodny kapÅanie;/
+ BÅagam ciÄ tylko, niech siÄ to dziÅ stanie.OJCIEC LAURENTYKochanek, MÅodoÅÄ ÅwiÄty Franciszku! Cóż to za przemiana!/
+ Toż Rozalina, owa ukochana,/
+ Niczym już dla ciÄ? MiÅoÅÄ wiÄc mÅodzieży/
+ W oczach jedynie, a nie w sercu leży?/
+ Jezus! Maryja! Ileż to solanki/
+ ÅciekÅo z twych oczu dla owej kochanki!/
+ I nadaremnie, bowiem twe zapaÅy/
+ WciÄ
ż zalewane, wciÄ
ż siÄ powiÄkszaÅy./
+ Jeszcze twych westchnieÅ nie rozwiaÅ FawoniFawoni --- nazwa wiosennego wiatru zachodniego (Åac).;/
+ Jeszcze twój dawny jÄk w uszach mi dzwoni,/
+ I na twych licach, bladoÅciÄ
pokrytych,/
+ Widoczny jeszcze Ålad Åez nie obmytych,/
+ Wszystko, coÅ cierpiaÅ z miÅosnej przyczyny,/
+ CierpiaÅeÅ tylko gwoli Rozaliny./
+ A teraz! nie dziw, gdy mdÅa pÅeÄ upadnie,/
+ Kiedy mÄżczyźni szwankujÄ
tak snadnie.ROMEOGdym kochaÅ tamtÄ
, takżeÅ nie pochwalaÅ.OJCIEC LAURENTYNie, żeÅ jÄ
kochaÅ, lecz żeÅ za niÄ
szalaÅ.ROMEOPogrzeÅÄ tÄ
miÅoÅÄ kazaÅeÅ.OJCIEC LAURENTYNie w grobie/
+ By tÄ pochowaÄ, a innÄ
wziÄ
Ä sobie.ROMEONie Åaj mnie, proszÄ; ta, co mi dziÅ luba,/
+ MiÅoÅÄ mÄ
pÅaci miÅoÅciÄ
cheruba;/
+ Z tamtÄ
inaczej byÅo.OJCIEC LAURENTYBo odgadÅa,/
+ Å»e w rzeczach serca nie znasz abecadÅa,/
+ Tylko z rutyny czytasz. Pójdź, wietrzniku;/
+ Do sankcjiDo sankcji --- do tolerowania. tego nowego wybryku/
+ Jeden i jeden tylko wzglÄ
d miÄ skÅania:/
+ To jest, że może z tego zawiÄ
zania/
+ Wyniknie wÄzeÅ, który wasze rody/
+ Zawistne zÅÄ
czy w piÄkny ÅaÅcuch zgody.ROMEOO! prÄdzej! pilno mi!OJCIEC LAURENTYFestina lenteFestina lente --- Spiesz siÄ powoli (Åac.)!/
+ Zdradne sÄ
kroki za spiesznie podjÄte.WychodzÄ
.SCENA CZWARTAUlica. WchodzÄ
Merkucjo i Benwolio.MERKUCJOGdzież, u diabÅa, ugrzÄ
zÅ Romeo! Czy byÅ tej nocy w domu?BENWOLIONie w domu swego ojca przynajmniej; mówiÅem z jego sÅużÄ
cym.MERKUCJOTa blada sekutnica Rozalinasekutnica Rozalina --- Rozalina ÅlubowaÅa dziewictwo bogini miÅoÅci i dlatego ze wzgardÄ
traktuje zaloty Romea; w oryg. pale hard-hearted wench, czyli: blada o nieczuÅym sercu dziewczyna./
+ Na wariata go wnet wykieruje.BENWOLIOTybalt, starego Kapuleta krewny,/
+ PisaÅ do niego list.MERKUCJOZ wyzwaniem, rÄczÄ.BENWOLIORomeo mu odpowie.MERKUCJOKażdy czÅowiek/
+ PiÅmienny może na list odpowiedzieÄ.BENWOLIOOn mu odpowie odpowiednio, jak czÅowiek wyzwany.MERKUCJOCierpienie, Kochanek, MiÅoÅÄBiedny Romeo! Już trup z niego! ZakÅuty czarnymi oczyma biaÅogÅowy; przestrzelony na wskroÅ uszu romansowÄ
piosnkÄ
; ugodzony w sam rdzeÅ serca postrzaÅem Ålepego malca Åucznika; potrafiż on Tybaltowi stawiÄ czoÅo?BENWOLIOA cóż to takiego Tybalt?MERKUCJOCoÅ wiÄcej niż ksiÄ
Å¼Ä kotówksiÄ
Å¼Ä kotów --- Tybalt to imiÄ kota w romansie Åredniowiecznym o lisie (Reynard--Lis, przedstawiajÄ
cym wady i cechy ludzkie na przykÅadach zwierzÄ
t), dlatego Merkucjo nazywa Tybalta Kapuleta kotem.; możesz mi wierzyÄ! Nieustraszony rÄbacz, bije siÄ jak z nut, zna czas, odlegÅoÅÄ i miarÄ; pauzuje w sam raz jak potrzeba: raz, dwa, a trzy to już w pierÅ. Å»aden jedwabny guzik nie wykrÄci mu siÄ od Åmierci. DuelistaDuelista --- pojedynkoman, od franc. duel --- pojedynek. to, duelista pierwszej klasy. Owe nieÅmiertelne passado! Owe punto reverso! owe hai!passado... punto reverso... hai! --- wÅoskie terminy w szermierce: passado --- pchniÄcie z wypadem, punto reverso --- cios zadany zwróconym w dóŠrapierem; hai --- sztych (od wÅoskiego ai --- a masz!). Merkucjo drwi z nadużywania terminów stosowanych w fechtunku, podkreÅlajÄ
c w ten sposób, że Tybalt zna siÄ na walce na szpady tylko z lekcji szermierki.BENWOLIOCo takiego?MERKUCJONiech kaci porwÄ
to plemiÄ Åmiesznych, sepleniÄ
cych, przesadnych fantastyków, z ich nowo kutymi terminami! Na Boga, doskonaÅa klinga! Dzielny mÄ
ż! WspaniaÅa dziewka! Nie jestże to rzecz opÅakana, że nas obsiadÅy te zagraniczne muchy, te modne sroki, te pardonnez moipardonnez moi --- wybacz., którym tak bardzo idzie o nowÄ
formÄ, że nawet na starej Åawce wygodnie siedzieÄ nie mogÄ
Modnisie nosili bufiaste pikowane spodnie suto od wewnÄ
trz wykÅadane innÄ
materiÄ
, stÄ
d na Åawach trzeba byÅo żÅobiÄ okrÄ
gÅe wgÅÄbienia, aby mogli siedzieÄ wygodnie.; te bÄ
ki, co bÄ
kajÄ
: bon! bon!bon! bon! (franc.) --- dobrze! dobrze!Wchodzi RomeoBENWOLIOOto Romeo, nasz Romeo idzie.PrzyjaźÅMERKUCJOBez mlecza, jak Åledź suszony. O! czÅowieku! jakżeÅ siÄ w rybÄ przedzierzgnÄ
Å! Teraz go rymy Petrarki rozczulajÄ
. Laura naprzeciw jego bóstwa jest prostÄ
pomywaczkÄ
, lubo tamta miaÅa kochanka, co jÄ
opiewaÅ; Dydona flÄ
drÄ
; Kleopatra CygankÄ
; Helena i Hero szurgotami i otÅukami; TyzbeDydona... Kleopatra --- SÅawne heroiny romansów miÅosnych starożytnoÅci: Dydona --- królowa Kartaginy, ukochana ksiÄcia trojaÅskiego Eneasza, Kleopatra --- królowa Egiptu, ukochana wodzów rzymskich, Cezara i Antoniusza, Helena --- królowa Sparty, ukochana królewicza trojaÅskiego Parysa, Hero --- ukochana Leandra, Tyzbe --- ukochana Pirama. kopciuchem lub czymÅ podobnym, ale zawsze niedystyngowanym. Bon jourBonjour --- fr. dzieÅ dobry., sinior Romeo! Oto masz francuskie pozdrowienie na czeÅÄ twoich francuskich pantalonów. PiÄknie nas zażyÅeÅ tej nocy.ROMEODzieÅ dobry wam, moi drodzy. Jakże to was zażyÅem?MERKUCJOPokazaÅeÅ nam odwrotnÄ
stronÄ medalu, odwrotnÄ
stronÄ swego medalu.ROMEOTo siÄ znaczy, żem wam zdezerterowaÅ. Wybacz, kochany Merkucjo; miaÅem pilny interes, a w takim przypadku czÅowiek może zgrzeszyÄ na polu uprzejmoÅci.MERKUCJOTo siÄ znaczy, że w takim przypadku czÅowiek może byÄ zniewolony zgiÄ
Ä kolana.ROMEOMa siÄ rozumieÄ --- z uprzejmoÅci.MERKUCJOBardzoÅ zgrabnie trafiÅ w sedno.ROMEOA ty bardzoÅ zgrabnie to wyÅożyÅ.MERKUCJOJa bo jestem kwiatem uprzejmoÅci.ROMEOKwiatem kwiatów.MERKUCJORacja.ROMEOJeżeliÅ ty kwiatem, to moje trzewiki sÄ
w kwitnÄ
cym stanietrzewiki... w kwitnÄ
cym stanie --- Romeo nosi modne wówczas różowe trzewiki, dziurkowane i przybrane kwiatami ze wstÄ
żek..MERKUCJOBrawo! pielÄgnuj mi ten dowcip; ażeby, skoro ci siÄ do reszty zedrze podeszwa u trzewików, twój dowcip mógÅ po prostu figurowaÄ.ROMEOO! godny zdartej podeszwy dowcipie! O! figuro peÅna prostotyfiguro peÅna prostoty --- w oryg. solely singular for the singleness, gra sÅów: single znaczy sÅaby, pozbawiony pointy, wysilony dowcip. CaÅy nastÄpny urywek jest zmieniony w polskim przekÅadzie. z powodu swego prostactwa!MERKUCJONa pomoc, Benwolio! moje koncepta dech tracÄ
.ROMEOPejcza je i pejcza! Biczem i ostrogÄ
, inaczej nazwÄ je hetkamihetka --- szkapa..MERKUCJOJeżeli twój dowcip poluje na dzikie gÄsipoluje na dzikie gÄsi --- w oryg. run the wild-goose chase, rodzaj wyÅcigów konnych przypominajÄ
cy lot dzikich gÄsi; jeden z dwóch ÅcigajÄ
cych siÄ wyznaczaÅ drugiemu bieg kursu i mógÅ go wodziÄ, gdzie chciaÅ. Obecnie popularny ten zwrot oznacza: szukaÄ wiatru w polu, wróciÄ z niczym., to kapitulujÄ; bo on ma wiÄcej kwalifikacji ku temu niż wszystkie moje umysÅowe wÅadze. Czy ja ci siÄ zdajÄ na to, żebym miaÅ z gÄsiami do czynienia?ROMEOTyÅ mi siÄ nigdy na nic nie zdaÅ, wyjÄ
wszy, kiedy miaÅem do czynienia z gÄsiami.MERKUCJOZa ten koncept ugryzÄ ciÄ w ucho.ROMEOChyba udziobiesz!MERKUCJOTwój dowcip jest gorzkÄ
konfiturÄ
, diabelnie ostrym sosem.ROMEOStosownym do gÄsi.MERKUCJOTo koncept z koźlej skórki, której cal da siÄ rozciÄ
gnÄ
Ä tak, że nim opaszesz caÅÄ
gÅowÄ.ROMEORozciÄ
gnÄ go do wyrazu ,,gÅowÄ", który poÅÄ
czywszy z gÄsiÄ
, bÄdziesz miaÅ gÄsiÄ
gÅowÄ.MERKUCJONie jestże to lepiej niż jÄczeÄ z miÅoÅci? Teraz to co innego; teraz mi jesteÅ towarzyski, jesteÅ Romeem, jesteÅ tym, czym jesteÅ; MiÅoÅÄmiÅoÅÄ zaÅ jest podobna do owego gapia, co siÄ szwenda wywiesiwszy jÄzyk, szukajÄ
c dziury, gdzie by mógÅ palec wÅcibiÄ.ROMEOStój! Stój!MERKUCJOChcesz, aby siÄ mój dowcip zastanowiÅ w samym Årodku wenyaby siÄ... dowcip zastanowiÅ --- tu: w kulminacyjnym punkcie natchnienia.?ROMEOZ obawy, abyÅ tej weny zbyt nie rozszerzyÅ.MERKUCJOMylisz siÄ, wÅaÅnie byÅem bliski jÄ
ÅcieÅniÄ, bo jużem byÅ doszedÅ do jej dna i nie miaÅem zamiaru dÅużej wyczerpywaÄ materii.ROMEOPatrzcie, co za dziwadÅa!Wchodzi Marta z Piotrem.MERKUCJOÅ»agiel! żagiel! żagiel!żagiel! --- okrzyk w porcie na widok okrÄtu.BENWOLIODwa, dwa: spodnie i spódnicaspodnie i spódnica --- w oryg. shirt and smock, koszula mÄska i koszula damska, Marta jest zapewne osobÄ
otyÅÄ
.MARTAPiotrze.PIOTRSÅucham.MARTAPiotrze, gdzie mój wachlarzPiotrze, gdzie mój wachlarz --- w przechadzce po mieÅcie Marcie towarzyszyÅ sÅużÄ
cy, niosÄ
c przed niÄ
pÅaszcz z kapturem lub wachlarz, zależnie od pogody.?MERKUCJOProszÄ ciÄ, mój Piotrze, zakryj wachlarzem twarz jejmoÅci; bo z dwojga tego, jej wachlarz jest piÄkniejszy.MARTAÅ»yczÄ panom dnia dobrego.MERKUCJOÅ»yczymy ci dobrego poÅudnia, piÄkna sinjoro.MARTACzy to już poÅudnie?MERKUCJONie inaczej; bo nieczysta rÄka wskazówki na kompasie trzyma już poÅudnie za ogon.MARTAChryste Panie! Cóż to za czÅowiek z waÄpana?ROMEOCzÅowiek, którego Pan Bóg skazaÅ na zepsucie.MARTADobrzeÅ pan powiedziaÅ, na poczciwoÅÄ! Nie wie też czasem który z panów, gdzie bym mogÅa znaleÅºÄ mÅodego Romea?ROMEOJa wiem czasem, ale mÅodego Romea znajdziesz waÄpani starszym, niż byÅ, kiedyÅ go szukaÄ zaczÄÅa. Jestem najmÅodszy z tych, co noszÄ
to imiÄ w braku gorszego.MARTAAch, to dobrze!MERKUCJOMożeż byÄ dobrym to, co jest gorszym?MARTAJeżeli waÄpan nim jesteÅ, to rada bym z nim pomówiÄ sam na sam.BENWOLIOZaprosi go na jakÄ
Å wieczorynkÄ.MERKUCJOPoÅredniczka to Wenery. Huź, ha!Huź, ha! --- Merkucjo jest zawoÅanym myÅliwym, używa zwrotu z polowania na zajÄ
ce.ROMEOCóż to, czyÅ kotakota --- zajÄ
ca. upatrzyÅ?MERKUCJOKotlinÄ, panie, nie kota; i to w starym piecu, nie w polu.Bodaj to kotlina,/
+ Gdzie siedzi kocina,/
+ Ta nie osmali.../
+ Lecz zmykaj, chudzino,/
+ Przed takÄ
kotlinÄ
,/
+ Gdzie diabeÅ pali!Romeo, czy bÄdziesz u ojca na obiedzie? My tam idziemy.ROMEOPoÅpieszÄ za wami.KobietaMERKUCJODo widzenia, starożytna damo; damo, damo, damo, damodamo, damo... --- Jest to refren ze starej ballady.!WychodzÄ
Merkucjo i Benwolio.MARTATak, tak, do widzenia! Co to za infamisinfamis --- niegodziwiec, czÅowiek bez czci., proszÄ pana, co siÄ tak poważyÅ rozpuÅciÄ cugle swemu grubiaÅstwu?ROMEOJest to panicz zakochany w swym jÄzyku, zdolny wypowiedzieÄ wiÄcej w ciÄ
gu jednej minuty niż milczeÄ przez caÅy miesiÄ
c.MARTAJeżeli on na mnie co powiedziaÅ, dam ja mu, chociażby byÅ zuchwalszy, niż jest, i miaÅ ze sobÄ
dwudziestu sobie podobnych drabów; a jeżeli mi ujdzie, to znajdÄ takich, co to potrafiÄ
. A hultaj! czy to ja jestem jego kochankÄ
, jego poniewieradÅem! (do Piotra) I ty tu staÅeÅ także i mogÅeÅ ÅcierpieÄ, żeby mnie lada gbur używaÅ wedle upodobania za przedmiot swych bezwstydnych żartów?PIOTRNie widziaÅem jeszcze, żeby kto używaÅ jejmoÅci wedle upodobania; gdybym byÅ to widziaÅ, byÅbym byÅ pewnie zaraz giwer wydobyÅ, rÄczÄ za to. Umiem siÄ najeżyÄ tak dobrze jak kto inny, kiedy mam sposobnoÅÄ po temu i prawo za sobÄ
.MARTADlaboga! tak jestem rozdrażniona, że siÄ wszystko we mnie trzÄsie. A hultaj! Otóż, proszÄ pana, tak jak powiedziaÅam, mÅoda moja pani kazaÅa mi siÄ wywiedzieÄ o panu; co mi kazaÅa powiedzieÄ, to sobie zachowujÄ; ale przede wszystkim oÅwiadczam panu, że jeżelibyÅ jÄ
osadziÅ na koszu, jak to mówiÄ
, bo panienka, o której mówiÄ, jest mÅoda, i dlatego, gdybyÅ jÄ
pan wywiódÅ w pole, byÅoby to tak ciÄżkim psikusem, jaki tylko mÅodej panience można wyrzÄ
dziÄ.ROMEOPozdrów jÄ
, waÄpani, ode mnie i powiedz, że jej dajÄ rendez-vousrendez-vous --- randka, spotkanie....MARTAPoczciwoÅci! oÅwiadczÄ jej to, oÅwiadczÄ. NiebożÄ, nie posiÄ
dzie siÄ z radoÅci.ROMEOCo jej waÄpani chcesz oÅwiadczyÄ? Nie wiesz, co mówiÄ miaÅem.MARTAOÅwiadczÄ jej, że pan dajesz randewu; co jest, jeżeli siÄ nie mylÄ, ofiarÄ
godnÄ
prawdziwego szlachcica.ROMEOPowiedz jej, aby pod pozorem spowiedzi przyszÅa za parÄ godzin do celi ojca Laurentego, tam Ålub weźmiemy. Oto masz waÄpani za swoje trudy.MARTANie, panie; ani grosika.ROMEONo, no, bez ceremonii.MARTAZa parÄ godzin wiÄc; dobrze, nie zaniedba siÄ stawiÄ.ROMEOWaÄpani staniesz za murem klasztornym,/
+ Tam ci mój czÅowiek przyniesie drabinkÄdrabinkÄ --- w oryg. bliższe elżbietaÅczykom a tackled stair, czyli schody sznurowe używane na okrÄcie. Dalszy ciÄ
g tego samego marynarskiego obrazu, który wprowadziÅ wyraz ,,żagiel". Także w oryg. zamiast ,,do szczytu mego szczÄÅcia" jest ,,do najwyższego masztu". Paszkowski te zwroty, znane żeglarskiej Anglii, zmieniÅ, ponieważ taka terminologia nie przemawiaÅaby do czytelników jego pierwszych przekÅadów./
+ Z sznurków skrÄconÄ
, która mi w noc późnÄ
/
+ Do szczytu mego szczÄÅcia wstÄp uÅatwi./
+ BÄ
dź zdrowa! WiernoÅÄ twa znajdzie nagrodÄ,/
+ PoleÄ miÄ swojej mÅodej pani.MARTANiech wam Bóg bÅogosÅawi! Ale, ale...ROMEOCóż mi waÄpani jeszcze powiesz?MARTACzy czÅowiek paÅski dobry do sekretu?/
+ Bo gdzie siÄ skrycie prowadzÄ
ukÅady,/
+ Tam dwóch już, mówiÄ
, za wiele do rady.ROMEORÄczÄ za niego: jest to wiernoÅÄ sama.SÅugaMARTAA wiÄc wszystko dobrze. Co też za miÅe stworzenie ta moja panienka! Co to nie wyprawiaÅo, jak byÅo maÅym! Chryste Panie! Ale, ale, jest tu na mieÅcie jeden pan, niejaki Parys, ten ma na niÄ
diabli apetyt; ale ona, poczciwina, wolaÅaby patrzeÄ na bazyliszkabazyliszek --- legendarny pÅaz podobny do jaszczurki, który miaÅ zabijaÄ wzrokiem. niż na niego. Przekomarzam siÄ z niÄ
nieraz i mówiÄ, że ten Parys to wcale przystojny mÄżczyzna; wtedy ona, powiadam panu, za każdym razem aż blednie, zupeÅnie tak jak pÄ
sowa chusta na sÅoÅcu. ProszÄ też pana, czy rozmarynrozmaryn --- symbol ludzkiej pamiÄci. i Romeo nie zaczyna siÄ od takiej samej litery?ROMEONie inaczej: jedno i drugie od R.MARTAKpiarz z waszmoÅci. To psie imiÄpsie imiÄ --- Ben Jonson, sÅawny komediopisarz angielski wspóÅczesny Szekspirowi, w swej Gramatyce angielskiej nazywa ,,r" ,,psiÄ
literÄ
": której dźwiÄk wibruje, ,,warczy".. To litera dla... Nie, tamto zaczyna siÄ od innej litery. Co też ona o tym prawi, to jest o rozmarynie i o panu: rada bym, żebyÅ pan to sÅyszaÅ.ROMEOPoleÄ jej sÅużby moje.Wychodzi.SÅugaMARTAUczyniÄ to, uczyniÄ po tysiÄ
c razy. --- Piotrze!PIOTRJestem.MARTAPiotrze, naÅcinaÅci --- weź. mój wachlarz i idź przodem.WychodzÄ
.SCENA PIÄTAOgród Kapuletów. Wchodzi Julia.JULIADziewiÄ
ta biÅa, kiedym jÄ
posÅaÅa;/
+ MiÅoÅÄPrzyrzekÅa wróciÄ siÄ za póŠgodziny./
+ Nie znalazÅa go może? nie, to nie to;/
+ SÅabe ma nogi. Heroldem miÅoÅci
+ Powinna by byÄ myÅl, która o dziesiÄÄ/
+ Razy mknie prÄdzej niż promienie sÅoÅca,/
+ Kiedy z pochyÅych wzgórków cieÅ spÄdzajÄ
./
+ Nie darmo lotne goÅÄbie sÄ
w cugach/
+ Bóstwa miÅoÅci i nie darmo Kupid/
+ Ma skrzydÅa z wiatrem idÄ
ce w zawody./
+ Już teraz sÅoÅce jest w samej poÅowie/
+ Dzisiejszej drogi swojej; od dziewiÄ
tej/
+ Aż do dwunastej trzy już upÅynÄÅy/
+ DÅugie godziny, a jeszcze jej nie ma./
+ Gdyby krew miaÅa mÅodÄ
i uczucia,/
+ Jak piÅka byÅaby chyżÄ
i lekkÄ
,/
+ I sÅowa moje do mego kochanka,/
+ A jego do mnie w lot by jÄ
popchnÄÅy;/
+ StaroÅÄ Lecz starzy wczeÅnie sÄ
jakby nieżywi;/
+ Jak oÅów ciÄżcy, zimni, wiÄc leniwi.WchodzÄ
Marta i Piotr.Ha! otóż idzie. I cóż, zÅota nianiu?/
+ CzyÅ siÄ widziaÅa z nim? Każ odejÅÄ sÅudze.MARTAIdź, staÅ za progiem Piotrze.Wychodzi Piotr.JULIAMów, droga, luba nianiu! Ależ przebóg!/
+ Czemu tak smutno wyglÄ
dasz? ChociażbyÅ/
+ ZÅe wieÅci miaÅa, powiedz je wesoÅo;/
+ JeÅli zaÅ dobre przynosisz, ta mina/
+ FaÅszywy miesza ton do ich muzyki.MARTATchu nie mam, pozwól mi trochÄ odpoczÄ
Ä;/
+ Ach! moje koÅci! To byÅ harc nie lada!JULIAWeź moje koÅci, a daj mi wieÅÄ swojÄ
./
+ Mówże, mów prÄdzej, mów, nianiuniu droga.MARTACo za gwaÅt! Folguj, dlaboga, choÄ chwilkÄ,/
+ Czyliż nie widzisz, że ledwie oddycham?JULIALedwie oddychasz; kiedy masz doÅÄ tchnienia/
+ Do powiedzenia, że ledwie oddychasz?/
+ To tÅumaczenie siÄ twoje jest dÅuższe/
+ Od wieÅci, której zwÅokÄ nim tÅumaczysz;/
+ Maszli wieÅÄ dobrÄ
czy zÅÄ
? niech przynajmniej/
+ Tego siÄ dowiem, poczekam na resztÄ;/
+ Tylko mi powiedz: czy jest zÅa, czy dobra?MARTATak, tak, piÄknyÅ panna wybór zrobiÅa! pannie wÅaÅnie mÄża wybieraÄ. Romeo! żal siÄ Boże! Co mi to za gagatek! Ma wprawdzie twarz gÅadszÄ
niż niejeden, ale oczy, niech siÄ wszystkie inne schowajÄ
; co siÄ zaÅ tyczy rÄ
k i nóg, i caÅej budowy, chociaż o tym nie ma co wspominaÄ, przyznaÄ trzeba, że nieporównane. Nie jest to wprawdzie galant caÅÄ
gÄbÄ
, ale sÅodziuchny jak baranek. No, no, dziewczyno! Bóg pomagaj! A czy jedliÅcie już obiad?JULIANie. Ale o tym wszystkim już wiedziaÅam./
+ Cóż o maÅżeÅstwie naszym mówiÅ? powiedz.Kobieta, StaroÅÄ MARTAAch! jak mnie gÅowa boli! tak w niej Åupie,/
+ Jakby siÄ miaÅa w kawaÅki rozlecieÄ./
+ A krzyż! krzyż! biedny krzyż! niechaj waÄpannie/
+ Bóg nie pamiÄta, żeÅ miÄ posyÅaÅa./
+ Aby mi przez ten kurs Åmierci przyÅpieszyÄ.JULIADoprawdy, przykro mi, że jesteÅ sÅaba./
+ Nianiu, nianiuniu, nianiunieczku droga./
+ Powiedz mi, co ci mówiÅ mój kochanek?MARTAMówiÅ, jak dobrze wychowany mÅodzian,/
+ Grzeczny, stateczny, a przy tym, upewniam,/
+ PeÅen zacnoÅci. Gdzie waÄpanny matka?JULIAGdzie moja matka? Gdzież ma byÄ? Jest w domu./
+ Co też nie pleciesz, nianiu, mój kochanek/
+ MówiÅ, jak dobrze wychowany mÅodzian,/
+ Gdzie moja matka?MARTAO mój miÅy Jezu!/
+ TakżeÅ mi aÅÄka w ukropie kÄ
pana!/
+ I takÄ
ż to jest maÅÄ na moje koÅci?/
+ BÄ
dźże na przyszÅoÅÄ sama sobie posÅem.JULIAO mÄki! Co ci powiedziaÅ Romeo?MARTAMasz pozwolenie iÅÄ dziÅ do spowiedzi?JULIAMam je.MARTASpiesz wiÄc do celi ojca Laurentego;/
+ Tam znajdziesz kogoÅ, coÄ pojmie za żonÄ./
+ Jak ci jagódki pokraÅniaÅy! Czekaj!/
+ Zaraz je w szkarÅat zmieniÄ innÄ
wieÅciÄ
:/
+ Idź do koÅcioÅa, ja tymczasem pójdÄ/
+ PrzynieÅÄ drabinkÄ, po której twój ptaszek/
+ Ma siÄ do gniazdka wÅliznÄ
Ä, jak siÄ Åciemni./
+ Jak tragarz, muszÄ byÄ ci ku pomocy;/
+ Ty za to ciÄżar dźwigaÄ bÄdziesz w nocy./
+ Idź: trza mi zjeÅÄ co po takim zmachaniu.JULIAIdÄ raj posiÄ
ÅÄ. AdieuAdieu --- z fr. żegnaj., zÅota nianiu.WychodzÄ
.SCENA SZÃSTACela Ojca Laurentego. Ojciec Laurenty i RomeoOJCIEC LAURENTYMaÅżeÅstwoOby ten ÅwiÄty akt byÅ miÅy niebu/
+ I przyszÅoÅÄ smutkiem nas nie ukaraÅa.ROMEOAmen! lecz choÄby przyszedÅ nawaÅ smutku,/
+ Nie sprzeciwważyÅby on tej radoÅci,/
+ JakÄ
miÄ darzy jedna przy niej chwila./
+ ZÅÄ
cz tylko nasze dÅonie ÅwiÄtym wÄzÅem;/
+ Niech go ÅmierÄ potem przetnie, kiedy zechce,/
+ DoÅÄ, że wprzód bÄdÄ mógÅ jÄ
nazwaÄ mojÄ
.KsiÄ
dz, MiÅoÅÄOJCIEC LAURENTYGwaÅtownych uciech i koniec gwaÅtowny;/
+ SÄ
one na ksztaÅt prochu zatlonegozatlonego --- zapalonego, tlÄ
cego siÄ.,/
+ Co wystrzeliwszy gaÅnie. Miód jest sÅodki,/
+ Lecz sÅodkoÅÄ jego graniczy z ckliwoÅciÄ
/
+ I zbytkiem smaku zabija apetyt./
+ Miarkuj wiÄc miÅoÅÄ twojÄ
; zbyt skwapliwy/
+ Tak samo spóźnia siÄ jak zbyt leniwy.Wchodzi Julia.Otóż i panna mÅoda. Mech najcieÅszy/
+ Nie ugiÄ
Åby siÄ pod tak lekkÄ
stopÄ
./
+ Kochankom mogÅyby do jazdy sÅużyÄ/
+ Owe sÅoneczne pyÅki, co igrajÄ
/
+ Latem w powietrzu; tak lekkÄ
jest marnoÅÄ.JULIACzcigodny spowiedniku, bÄ
dź pozdrowion.OJCIEC LAURENTYRomeo, córko, podziÄkuje tobie/
+ Za nas obydwu.JULIAPozdrawiam go również,/
+ By dziÄki jego zbytnimi nie byÅy.ROMEOO! Julio, jeÅli miara twej radoÅci/
+ Równa siÄ mojej, a dar jej skreÅlenia/
+ WiÄkszy od mego: to osÅódź twym tchnieniem/
+ Powietrze i niech muzyka ust twoich/
+ Objawi obraz szczÄÅcia, jakie spÅywa/
+ Na nas oboje w tym bÅogim spotkaniu.JULIACzucie bogatsze w osnowÄ niż w sÅowa/
+ Pyszni siÄ z swojej wartoÅci, nie z ozdób;/
+ Å»ebracy tylko rachujÄ
swe mienie./
+ Mojej miÅoÅci skarb jest tak niezmierny,/
+ Å»e i póŠsumy tej nie zdoÅam zliczyÄ.KsiÄ
dz, MaÅżeÅstwo, MiÅoÅÄOJCIEC LAURENTYPójdźcie, zaÅatwim rzecz w krótkich wyrazach,/
+ Nie wprzód bÄdziecie sobie zostawieni,/
+ Aż was sakrament z dwojga w jedno zmieni.WychodzÄ
.AKT TRZECISCENA PIERWSZAPlac publiczny. WchodzÄ
Benwolio, Merkucjo, Paź i sÅudzy.KonfliktBENWOLIOOddalmy siÄ stÄ
d, proszÄ ciÄ, Merkucjo,/
+ DzieÅ dziÅ gorÄ
cy, Kapuleci krÄ
żÄ
;/
+ Jak ich zdybiemy, nie unikniem zajÅcia,/
+ Bo w tak gorÄ
ce dni krew nie jest lodem.MERKUCJOPodobnyÅ do owego burdy, co wchodzÄ
c do winiarni rzuca szpadÄ i mówi: ,,Daj Boże, abym ciÄ nie potrzebowaÅ!", a po wypróżnieniu drugiego kubka dobywa jej na dobywacza korków bez najmniejszej w Åwiecie potrzeby.BENWOLIOMasz miÄ za takiego burdÄ?MERKUCJOMam ciÄ za tak wielkiego zawadiakÄ, jakiemu chyba maÅo kto równy jest we WÅoszech; bardziej zaiste skÅonnego do breweryj niż do brewiarza.BENWOLIO Cóż dalej?MERKUCJOKonfliktGdybyÅmy mieli dwóch takich, to byÅmy wkrótce nie mieli żadnego, bo jeden by drugiego zagryzÅ. TyÅ gotów czÅowieka napastowaÄ za to, że ma w brodzie jeden wÅos mniej lub wiÄcej od ciebie. TyÅ gotów napastowaÄ czÅowieka za to, że piwo pije, bo w tym upatrzysz przytyk do swoich piwnych oczu; chociaż żadne inne oko, jak piwne, nie upatrzyÅoby w tym przytyku. W twojej gÅowie tak siÄ lÄgnÄ
swary jak bekasy w Åugubekas --- ptak bÅotny, kszyk; Åug --- woda stojÄ
ca, bagienna. Tu Paszkowski siÄgnÄ
wszy do polskiego powiedzenia upiÄkszyÅ porównanie. W oryg. jest prozaicznie as an egg is full of meat, jak jajko peÅne swojej zawartoÅci., toÅ też nieraz za to beknÄ
Å i gÅowÄ ci zmyto bez Åugu. PobiÅeÅ raz czÅowieka za to, że kaszlnÄ
Å na ulicy i przebudziÅ przez to twego psa, który siÄ wysypiaÅ przed domem. Nie napastowaÅżeÅ raz krawca za to, że wdziaÅ na siebie nowy kaftan w dzieÅ powszedni? kogoÅ innego za to, że miaÅ stare wstÄ
żki u nowych trzewików? I ty miÄ chcesz moralizowaÄ za kÅótliwoÅÄ?BENWOLIOGdybym byÅ tak skory do kÅótni, jak ty jesteÅ, nikt by mi życia na piÄÄ kwadransów nie zarÄczyÅ.MERKUCJOÅ»ycie twoje przeszÅoby zatem bez zarÄczyn.Wchodzi Tybalt z poplecznikami swymi.BENWOLIOKonfliktPatrz, oto idÄ
Kapuleci.MERKUCJOZamknij oczy! Co mi do tego!TYBALTdo swoichPójdźcie tu, bo chcÄ siÄ z nimi rozmówiÄ.do tamtychMoÅci panowie, sÅowo.MERKUCJOSÅowo tylko?/
+ I samo sÅowo? PoÅÄ
cz je z czymÅ drugim;/
+ Z pchniÄciem na przykÅad.TYBALTZnajdziesz miÄ ku temu/
+ Gotowym, panie, jeÅli dasz okazjÄ.MERKUCJOSam jÄ
wziÄ
Ä możesz bez mego dawania.TYBALTPan jesteÅ w dobrej harmonii z Romeem?MERKUCJOW harmonii? Maszli nas za muzykusów!/
+ JeÅli tak, to siÄ nie spodziewaj sÅyszeÄ/
+ Czego innego, jeno dysonanse./
+ Oto mój smyczek; zaraz ci on gotów/
+ ZagraÄ do taÅca. Patrzaj go! w harmonii!BENWOLIOJesteÅmy w miejscu publicznym, panowie;/
+ Albo usuÅcie siÄ gdzie na ustronie,/
+ Albo też zimnÄ
krwiÄ
poÅóżcie tamÄ/
+ Tej kÅótni. Wszystkich oczy w nas wlepione.MERKUCJOOczy sÄ
na to, ażeby patrzaÅy;/
+ Niech robiÄ
swoje, a my róbmy swoje.Wchodzi Romeo.TYBALTZ panem nic nie mam do omówienia. Oto/
+ Nadchodzi wÅaÅnie ten, którego szukam.MERKUCJOJeżeli szukasz guza, mogÄ rÄczyÄ,/
+ Å»e siÄ z nim spotkasz.LosTYBALTRomeo, nienawiÅÄ/
+ Moja do ciebie nie może siÄ zdobyÄ/
+ Na lepszy wyraz jak ten: jesteÅ podÅy.ROMEOTybalcie, powód do kochania ciebie,/
+ Jaki mam, tÅumi gniew sÅusznie wzbudzony/
+ TakÄ
przemowÄ
. Nie jestem ja podÅy;/
+ BÄ
dź wiÄc zdrów. WidzÄ, że miÄ nie znasz.TYBALTSmyku./
+ Nie zatrzesz takim tÅumaczeniem obelg/
+ Mi uczynionych: staÅ wiÄc i wyjm szpadÄ.ROMEOKlnÄ siÄ, żem nigdy obelg ci nie czyniÅ;/
+ Sprzyjam ci, owszem, bardziej, niżeŠzdolny/
+ PomyÅleÄ o tym, nie znajÄ
c powodu./
+ Uspokój siÄ wiÄc, zacny Kapulecie,/
+ Którego imiÄ milsze mi niż moje.MERKUCJOSpokojna, nÄdzna, niegodna submisjosubmisja --- ulegÅoÅÄ, pokora.!/
+ Alla stoccataAlla stoccata --- WÅoski termin zaczerpniÄty z szermierki: pchniÄcie. wnet jej kres poÅoży.dobywa szpadyPójdź tu, Tybalcie, pójdź tu, dusiszczurze!dusiszczurze --- Nowa aluzja do imienia Tybalta i imienia kota ze wspomnianego poematu Reynard-Lis.TYBALTCzego ten czÅowiek chce ode mnie?MERKUCJONiczego, mój ty kocikrólu, chcÄ ci wziÄ
Ä tylko jedno życie spomiÄdzy dziewiÄciu, jakie maszjedno życie spomiÄdzy dziewiÄciu --- wierzono wtedy, że kot przeżywa dziewiÄÄ kolejnych istnieÅ., abym siÄ nim trochÄ popieÅciÅ; a za nowym spotkaniem uskubnÄ
Ä ci i tamte oÅm, jedno po drugim. Dalej! wyciÄ
gnij za uszy szpadÄ z powijaka, inaczej moja gwiźniegwiźnie --- popr. gwizdnie. ci koÅo uszu, nim wyciÄ
gniesz swojÄ
.TYBALTSÅuÅ¼Ä waÄpanu.Dobywa szpady.ROMEOMerkucjo, schowaj szpadÄ, jak mnie kochasz.MERKUCJOPokaż no swoje passado.BijÄ
siÄ.ROMEOBenwolio,/
+ Rozdziel ich! Wstydźcie siÄ, moi panowie!/
+ Wybaczcie sobie. Tybalcie! Merkucjo!/
+ KsiÄ
Å¼Ä wyraźnie zabroniÅ podobnych/
+ StarÄ na ulicach. Merkucjo! Tybalcie!Tybalt odchodzi ze swoimi.MERKUCJOZraniÅ miÄ. Kaduk zabierz wasze domy!/
+ Nie wybrnÄ z tego. Czy odszedÅ ten hultaj/
+ I nie oberwaÅ nic?BENWOLIOJesteÅ raniony?MERKUCJOTak, tak, draÅniÄtym trochÄ, ale rdzennie./
+ Gdzie mój paź? ChÅopcze, biegnij po chirurga.Wychodzi Paź.ROMEOZbierz mÄstwo, rana nie musi byÄ wielka.MERKUCJOZepewne, nie tak gÅÄboka jak studnia/
+ Ani szeroka tak jak drzwi koÅcielne,/
+ Ale wystarcza w sam raz, rÄczÄ za to/
+ Znajdziesz miÄ jutro spokojnym jak trusia./
+ Już siÄ dla tego Åwiata na nic nie zdam./
+ Bierz licho wasze domy! Żeby taki/
+ Pies, szczur, kot na ÅmierÄ zadrapaÅ czÅowieka!/
+ Taki cap, taki warchoÅ, taki ciura./
+ Co siÄ biÄ umie jak z arytmetykiCo siÄ biÄ umie jak z arytmetyki --- zna fechtunek tylko z teorii, z ksiÄ
żek.!/
+ Po kiego czorta ci siÄ byÅo mieszaÄ/
+ MiÄdzy nas! ZraniÅ miÄ pod bokiem twoim.ROMEOChciaÅem, Bóg widzi, jak najlepiej.MERKUCJOBenwolio, pomóż mi wejÅÄ gdzie do domu./
+ SÅabnÄ. Bierz licho oba wasze domy!/
+ One miÄ daÅy na strawÄ robakom;/
+ BÄdÄ niÄ
, i to wnet. Kaduk was zabierz!WychodzÄ
Merkucjo i Benwolio.ROMEOPrzyjaźÅ, RodzinaTen dzielny czÅowiek, bliski krewny ksiÄcia/
+ I mój najlepszy przyjaciel, Åmiertelny/
+ PoniósÅ cios za mnie; mojÄ
dobrÄ
sÅawÄ/
+ Tybalt znieważyÅ; Tybalt, który nie ma/
+ Godziny jeszcze, jak zostaÅ mym krewnym./
+ O Julio! wdziÄki twe miÄ zniewieÅciÅy/
+ I z hartu zwykÅej wyzuÅy miÄ siÅy.Benwolio powraca.BENWOLIOÅmierÄRomeo, Romeo, Merkucjo skonaÅ!/
+ MÄżny duch jego uleciaÅ wysoko/
+ GardzÄ
c przedwczeÅnie swÄ
ziemskÄ
powÅokÄ
.ROMEODzieÅ ten fatalny wiÄcej takich wróży;/
+ Gdy siÄ raz zacznie zÅe, zwykle trwa dÅużej.Tybalt powraca.BENWOLIOOto szalony Tybalt wraca znowu.ZemstaROMEOOn żyw! W tryumfie! A Merkucjo trupem!/
+ Precz, pobÅażliwa teraz ÅagodnoÅci!/
+ PÅomiennooka furio, ty mnÄ
kieruj!/
+ Tybalcie, odbierz nazad swoje ,,podÅy";/
+ Zwracam ci, co mi daÅeÅ! Duch Merkucja/
+ Wznosi siÄ ponad naszymi gÅowami/
+ DopominajÄ
c siÄ za swojÄ
twojej./
+ Ty lub ja albo oba musim legnÄ
Ä.TYBALTNikczemny chÅystku, tyÅ mu tu byÅ druhem,/
+ BÄ
dźże i owdzie.ROMEOTo siÄ tym rozstrzygnie.WalczÄ
. Tybalt pada./
+
+Zbrodnia, ZbrodniarzBENWOLIORomeo, uchodź, oddal siÄ, uciekaj!/
+ Rozruch siÄ wszczyna i Tybalt nie żyje./
+ Nie stój jak wryty; jeÅli ciÄ schwytajÄ
,/
+ KsiÄ
Å¼Ä ciÄ na ÅmierÄ skaże; chroÅ siÄ zatem!ROMEOJestem igraszkÄ
losu!BENWOLIOPrÄdzej! prÄdzej!Romeo wychodzi. WchodzÄ
obywatele itd.PIERWSZY OBYWATELGdzie on? Gdzie uszedŠzabójca Merkucja?/
+ Zabójca Tybalt w którÄ
uszedÅ stronÄ?BENWOLIOTybalt tu leży.PIERWSZY OBYWATELZa mnÄ
, moÅci panie;/
+ W imieniu ksiÄcia każÄÄ byÄ posÅusznym.WchodzÄ
KsiÄ
Å¼Ä z orszakiem, Monteki i Kapulet z maÅżonkami swymi i inne osoby.SprawiedliwoÅÄKSIÄÅ»ÄGdzie sÄ
nikczemni sprawcy tej rozterki?BENWOLIODostojny ksiÄ
żÄ, ja mogÄ objaÅniÄ/
+ CaÅy bieg tego nieszczÄsnego starcia./
+ Oto tu leży, przez Romea zgÅadzon,/
+ Zabójca twego krewnego, Merkucja.Siostra, Zbrodnia, Zemsta, ŻonaPANI KAPULETTybalt! Mój krewny! Syn mojego brata!/
+ Boże! Tak marnie zgÅadzony ze Åwiata!/
+ O moÅci ksiÄ
żÄ, bÅagam twej opieki,/
+ Niech za krew naszÄ
odda krew Monteki.KSIÄÅ»ÄBenwolio, powiedz, kto ten spór zapaliÅ?BENWOLIOTybalt, którego Romeo powaliÅ./
+ Romeo darmo przekÅadaÅ, jak próżnÄ
/
+ ByÅa ta kÅótnia, przypominaÅ zakaz/
+ Waszej ksiÄ
żÄcej moÅci, ale wszystkie/
+ Te przedstawienia, uczynione grzecznie,/
+ Spokojnym gÅosem, nawet w korny sposób,/
+ Nie mogÅy wpÅynÄ
Ä na zawziÄty umysÅ/
+ Tybalta. Zamiast skÅoniÄ siÄ do zgody/
+ Zwraca morderczÄ
stal w Merkucja piersi,/
+ Który, podobnież uniesiony, ostrze/
+ Odpiera ostrzem i uszedÅszy Åmierci,/
+ Åle jÄ
nawzajem Tybaltowi: ale/
+ Bez skutku, dziÄki zrÄcznoÅci tamtego./
+ Romeo woÅa: ,,Hola! przyjaciele!/
+ Stójcie! odstÄ
pcie!", i ramieniem szybszym/
+ Od sÅów rozdziela skrzyżowane klingi,/
+ WpadajÄ
c miÄdzy nich; lecz w tejże chwili/
+ Cios wymierzony z boku przez Tybalta/
+ PrzeciÄ
Å Merkucja życie. Tybalt zniknÄ
Å:/
+ Wkrótce atoli ukazaÅ siÄ znowu,/
+ Kiedy Romeo już byÅ zemstÄ
zawrzaÅ./
+ Starli siÄ w okamgnieniu i nim szpadÄ/
+ WyjÄ
Ä zdoÅaÅem, by wstrzymaÄ tÄ zwadÄ,/
+ Już mÄżny Tybalt wskroÅ polegÅ przeszyty/
+ Z rÄki Romea, a Romeo uszedÅ./
+ Tak siÄ rzecz miaÅa: jeżelim siÄ minÄ
Å/
+ Z prawdÄ
, bodaj em ciÄżkÄ
ÅmierciÄ
zginÄ
Å.PANI KAPULETRodzinaOn jest Montekich krewnym, przywiÄ
zanie/
+ Czyni go kÅamcÄ
, nie wierz mu, o panie!/
+ Ich tu przynajmniej ze dwudziestu byÅo;/
+ Dwudziestu przeciw jednemu walczyÅo./
+ SprawiedliwoÅci, panie! Kto ÅmierÄ zadaÅ,/
+ SÅuszna, by ÅmierciÄ
za to odpowiadaÅ.KSIÄÅ»ÄTybalt jÄ
zadaŠwprzód Merkucjuszowi,/
+ Romeo jemu; któż sÅusznie odpowie?MONTEKINie mój syn, panie; o, nie wyrzecz tego!/
+ On byÅ Merkucja najlepszym kolegÄ
/
+ I przyjacielem; w tym jedynie zgrzeszyÅ,/
+ Å»e Tybaltowi nieprawnie przyspieszyÅ/
+ Rygoru prawa.KSIÄÅ»ÄKaraI za ten to bÅÄ
d/
+ Banitujemy go na zawsze stÄ
d./
+ Z bliska miÄ wasze dotknÄÅy niesnaski,/
+ Skoro mój wÅasny dom cierpi z ich Åaski;/
+ Ale ja takie znajdÄ Årodki na nie,/
+ Å»e wam spór każdy obmierzÅym siÄ stanie,/
+ Wszelkie wykrÄty na nic siÄ nie zdadzÄ
:/
+ Ni Åzy, ni proÅby winnym nie poradzÄ
,/
+ Uprzedzam! Niechaj Romeo ucieka,/
+ Bo gdy schwytany bÄdzie, ÅmierÄ go czeka./
+ Każcie stÄ
d zabraÄ te zwÅoki: ÅaskawoÅÄ/
+ ZbrodniÄ
jest, kiedy oszczÄdza nieprawoÅÄ.WychodzÄ
.SCENA DRUGAPokój w domu Kapuletów. Julia sama.MiÅoÅÄ, Å»onaJULIAPÄdźcie, ognistokopyte rumakiPÄdźcie... --- monolog Julii oparty zostaÅ na bardzo popularnej w czasach Szekspira pieÅni weselnej (tzw. epithalamion).,/
+ Ku paÅstwom Feba; oby nowy jaki/
+ FaetonFaeton --- w mitologii gr. syn Heliosa (mitologii rzym. Feba). UprosiÅ on ojca, boga sÅoÅca, aby pozwoliÅ mu wyjechaÄ na niebo rydwanem sÅoÅca, lecz wyjechawszy straciÅ panowanie nad rumakami i zostaÅ przez Zeusa strÄ
cony do rzeki Pad. dodaÅ wam bodźca i rÄ
czej/
+ PognaÅ was owdzie, gdzie siÄ szlak dnia koÅczy!/
+ Wierna kochankom nocy, spuÅÄ zasÅonÄ,/
+ By siÄ wznieÅÄ mogÅy oczy w dzieÅ spuszczone/
+ I w te objÄcia niedostrzeżonego/
+ Sprowadź, ach! sprowadź mi Romea mego!/
+ MiÅoÅci Åwieci pod twÄ
czarnÄ
krepÄ
/
+ Jej wÅasna piÄknoÅÄ, a jeÅli jest ÅlepÄ
,/
+ Tym stosowniejszy mrok dla niej. O nocy!/
+ Cicha matrono, w ciemnej twej karocy/
+ PrzybÄ
dź i naucz miÄ niemym wyrazem,/
+ Jak siÄ to traci i wygrywa razem/
+ WÅród gry niewinnej dwojga serc dziewiczych;/
+ Skryj w pÅaszcza twego zwojach tajemniczychSkryj w pÅaszcza twego zwojach --- w oryg. terminologia zapożyczona z sokolnictwa, dotyczÄ
ca oswajania sokoÅów, używanych do polowania./
+ Krew, co mi do lic bije z gÅÄbi Åona;/
+ Aż nieÅwiadoma miÅoÅÄ, oÅmielona,/
+ Za skromnoÅÄ weźmie czyn swej ÅwiadomoÅci./
+ Przyjdź, ciemna nocy! Przyjdź, mój dniu i w ciemnoÅci!/
+ To twój blask, o mój luby, jaÅnieÄ bÄdzie/
+ Na skrzydÅach nocy, jak pióro ÅabÄdzie/
+ Na grzbiecie kruka. WstÄ
p, o, wstÄ
p w te progi!/
+ Daj mi Romea, a po jego zgonie/
+ Rozsyp go w gwiazdki! A niebo zapÅonie/
+ Tak, że siÄ caÅy Åwiat w tobie zakocha/
+ I czci odmówi sÅoÅcu. Ach, jam sobie/
+ KupiÅa piÄkny przybytek miÅoÅci,/
+ A w posiadanie jego wejÅÄ nie mogÄ;/
+ NabytÄ
jestem także, a nabywca/
+ Jeszcze miÄ nie ma! DzieÅ ten mi nieznoÅny/
+ Jak noc, co ÅwiÄto jakowe poprzedza,/
+ Niecierpliwemu dziecku, które nowe/
+ DostaÅo szaty, a nie może zaraz/
+ W nie siÄ przystroiÄ. A! niania kochana.Wchodzi Marta z drabinkÄ
sznurowÄ
w rÄku.Niesie mi wieÅci o nim, a kto tylko/
+ Wymienia imiÄ Romea, ten boski/
+ Ma dar wymowy. Cóż tam, moja nianiu?/
+ Co to masz? Czy to ta drabinka, którÄ
/
+ Romeo przynieÅÄ kazaÅ? MARTATak, drabinka!Rzuca jÄ
.JULIADlaboga! czego zaÅamujesz rÄce?MARTAAch! on nie żyje, nie żyje! nie żyje!/
+ Biada nam! biada nam! wszystko stracone!/
+ On zginÄ
Å! on nie żyje! on zabity!JULIAMożeż byÄ niebo tak okrutne?SamobójstwoMARTANiebo/
+ Nie jest okrutne, lecz Romeo; on to,/
+ On jest okrutny. O Romeo! któż by/
+ SiÄ byÅ spodziewaÅ! Romeo! Romeo!JULIACóżeÅ za szatan, że tak miÄ udrÄczasz?/
+ Taki gÅos w piekle by tylko brzmieÄ winien./
+ Czyliż Romeo odjÄ
Šsobie życie?/
+ Powiedz: tak! a te trzy litery gorszy/
+ Jad bÄdÄ
miaÅy niż wzrok bazyliszka./
+ Jeżeli takie ,,tak" istnieje, Julia/
+ IstnieÄ nie bÄdzie; zawrÄ
siÄ na zawsze/
+ Te usta, które to ,,tak"tak --- w oryg. piÄkna retoryczna figura oparta na sÅowie ,,ja". wywoÅaÅy./
+ ZginÄ
Åli, powiedz: tak, jeżeli nie - nie;/
+ W krótkich wyrazach zbaw albo mnie zabij.Rozpacz, Å»aÅobaMARTAWidziaÅam ranÄ na me wÅasne oczy,/
+ Boże, zmiÅuj siÄ nad nim, tu, tu oto,/
+ Tu w samym Årodku mÄżnej jego piersi./
+ Straszny trup! straszny trup! blady jak popióÅ;/
+ CaÅy zbroczony, caÅy krwiÄ
zbryzgany,/
+ ZgÄstÅÄ
krwiÄ
: ażem wzdrygnÄÅa siÄ patrzÄ
c.MiÅoÅÄ, ÅmierÄJULIAO pÄknij, serce! pÄknij w tym przeskoku/
+ Z bogactw do nÄdzy! Do wiÄzienia, wzroku!/
+ Już ty nie zaznasz swobody uroku./
+ Jak nas na ziemi zÅÄ
czyÅ jeden Ålub,/
+ Tak niech nas w ziemi zÅÄ
czy jeden grób.MARTATybalcie! mój najlepszy przyjacielu!/
+ Luby Tybalcie! dziarski, walny chÅopcze!/
+ Czemuż mi, czemuż przyszÅo przeżyÄ ciebie?JULIACóż to za wicher dmie z dwóch stron przeciwnych?/
+ Romeo zginÄ
Å? i Tybalt zabity?/
+ OgÅoÅ wiÄc, straszna trÄ
bo, koniec Åwiata!/
+ Bo gdzież sÄ
żywi, gdy ci dwaj nie żyjÄ
?MARTATybalt nie żyje, Romeo wygnany,/
+ Romeo zabiÅ go, jest wiÄc wygnany.ZdradaJULIABoże! Romeo przelaÅ krew Tybalta?MARTAOn to, niestety, on, on to uczyniÅ.JULIAO serce żmii pod kwiecistÄ
maskÄ
serce żmii pod kwiecistÄ
maskÄ
--- Julia posÅuguje siÄ tu ozdobnymi zestawieniami stylistycznymi, używajÄ
c dwu sprzecznych pojÄÄ (tzw. oksymoron).!/
+ KryÅże siÄ kiedy smok w tak piÄknym lochu?/
+ Luby tyranie, anielski szatanie!/
+ Kruku w goÅÄbich pierzach! Wilku w runie!/
+ Nikczemny wÄ
tku w niebiaÅskiej postaci!/
+ We wszystkim sprzeczny z tym, czym siÄ wydajesz./
+ Szlachetny zbrodniu! PotÄpieÅcze ÅwiÄty!/
+ O, cóżeÅ miaÅa do czynienia w piekle,/
+ Naturo, kiedyÅ taki duch szataÅski/
+ W raj tak piÄknego ciaÅa wprowadziÅa?/
+ ByÅaż gdzie ksiÄ
żka tak ohydnej treÅci/
+ W oprawie tak ozdobnej? Trzebaż, aby/
+ FaÅsz zamieszkiwaÅ tak przepyszny paÅac?!PijaÅstwoMARTANie ma czci, nie ma wiary, nie ma prawdy,/
+ Nie ma sumienia w ludziach; sama zmiennoÅÄ,/
+ Sama przewrotnoÅÄ, chytroÅÄ i obÅuda./
+ Pietrze! daj no mi trochÄ akwawityakwawita (Åac. aqua vitae) --- woda życia, okowita, wódka../
+ Te smutki, te zgryzoty, te cierpienia/
+ RobiÄ
miÄ starÄ
. MaÅżeÅstwo, Rodzina, Å»onaPrzeklÄty Romeo!/
+ HaÅba mu!JULIABodaj ci jÄzyk oniemiaÅ/
+ Za to przekleÅstwo! Romeo nie zrodzon/
+ Do haÅby; haÅba by wstydem spÅonÄÅa/
+ Na jego czole! bo ono jest tronem,/
+ Na którym honor ÅmiaÅo by mógÅ zostaÄ/
+ Koronowany na monarchÄ Åwiata./
+ O, jakże mogÅam mu zÅorzeczyÄ!MARTAChceszże/
+ ZbójcÄ krewnego twego uniewinniaÄ?JULIAMamże potÄpiaÄ mojego maÅżonka?/
+ O biedny! któż by popieÅciÅ twe imiÄ,/
+ Gdybym ja, od trzech godzin twoja żona,/
+ MiaÅa je szarpaÄ? Ależ, niegodziwy,/
+ Za co ty mego zabiÅeÅ krewnego!/
+ Za to, że krewny niegodziwy zabiÄ/
+ ChciaÅ mego mÄża. Precz, precz, Åzy niewczesne!/
+ SpÅyÅcie do źródÅa, które was wydaÅo;/
+ DaŠwaszych kropel przypada żalowi,/
+ A nie radoÅci, której jÄ
pÅacicie./
+ Mój mÄ
ż, co Tybalt go chciaÅ zabiÄ, żyje,/
+ A Tybalt, co chciaÅ zabiÄ mego mÄża,/
+ ÅmierÄ poniósÅ; w tym pociecha. Czegóż pÅaczÄ?/
+ Ha! doszÅo moich uszu coÅ gorszego/
+ Niż ÅmierÄ Tybalta; co miÄ wskroÅ przeszyÅo./
+ ChÄtnie bym o tym zapomniaÅa, ale/
+ To coÅ wcisnÄÅo siÄ tak w mojÄ
pamiÄÄ/
+ Jak karygodny czyn w umysÅ grzesznika./
+ Tybalt nie żyje - Romeo wygnany!/
+ To jedno sÅowo: wygnany, zabiÅo/
+ TysiÄ
c Tybaltów. ÅmierÄ Tybalta byÅa/
+ Sama już przez siÄ dostatecznym ciosem;/
+ JeÅli zaÅ ciosy lubiÄ
towarzystwo/
+ I gwaÅtem muszÄ
mieÄ za sobÄ
ÅwitÄ,/
+ Dlaczegóż w Ålad tych sÅów: Tybalt nie żyje!/
+ Nie nastÄ
piÅo: twój ojciec nie żyje/
+ Lub matka, albo i ojciec, i matka?/
+ Å»al byÅby wtenczas caÅkiem naturalny,/
+ Lecz gdy Tybalta ÅmierÄ ma za nastÄpstwo/
+ To przeraźliwe: Romeo wygnany!/
+ O, jednoczeÅnie z tym wykrzykiem Tybalt,/
+ Matka i ojciec, Romeo i Julia,/
+ Wszyscy nie żyjÄ
. Romeo wygnany!/
+ Z zbójczego tego wyrazu pÅynÄ
ca/
+ ÅmierÄ nie ma granic ni miary, ni koÅca/
+ I żaden jÄzyk nie odda boleÅci,/
+ JakÄ
to straszne sÅowo w sobie mieÅci./
+ Gdzie moja matka i ojciec?MARTAPrzy zwÅokach/
+ Tybalta jÄczÄ
i Åzy wylewajÄ
./
+ Chcesz tam panienka iÅÄ, to zaprowadzÄ.JULIANie mnie oblewaÄ Åzami jego rany:/
+ Moich przedmiotem Romeo wygnany./
+ Weź tÄ drabinkÄ. Biedna ty plecionko!/
+ Ty zawód dzielisz z Romea maÅżonkÄ
:/
+ Obie nas chybiÅ los oczekiwany,/
+ Bo on wygnany, Romeo wygnany!/
+ Ty pozostajesz spuÅciznÄ
jaÅowÄ
,/
+ A ja w panieÅskim stanie jestem wdowÄ
./
+ Pójdź, nianiu, prowadź miÄ w maÅżeÅskie Åoże,/
+ Nie mÄ
ż, już tylko ÅmierÄ w nie wstÄ
piÄ może.MARTACzekaj no, pójdÄ sprowadziÄ Romea,/
+ By ciÄ pocieszyÅ. Wiem, gdzie on jest teraz./
+ Nie pÅacz; użyjem jeszcze tych plecionek/
+ I twój Romeo wnet przed tobÄ
stanie.JULIAO, znajdź go! daj mu w zakÅad ten pierÅcionek/
+ I na ostatnie proÅ go pożegnanie.WychodzÄ
.SCENA TRZECIACela Ojca Laurentego. Wchodzi Ojciec Laurenty i Romeo.OJCIEC LAURENTYwchodzÄ
cRomeo! Pójdź tu, pognÄbiony czÅeku!/
+ Smutek zakochaÅ siÄ w umyÅle twoim/
+ I poÅlubiony jesteÅ niefortunnie.ROMEOCóż tam, cny ojcze? Jakiż wyrok ksiÄcia?/
+ I jakaż dola nieznana ma zostaÄ/
+ MÄ
towarzyszkÄ
?OJCIEC LAURENTYZbyt już oswojony/
+ Jest mój syn drogi z takim towarzystwem,/
+ PrzynoszÄÄ wieÅci o wyroku ksiÄcia.ZesÅaniecROMEOJakiż by mógÅ byÄ Åaskawszy prócz Åmierci?OJCIEC LAURENTYZ ust jego padÅo Åagodniejsze sÅowo:/
+ Wygnanie ciaÅa, nie ÅmierÄ ciaÅa, wyrzekÅ.ROMEOWygnanie? ZmiÅuj siÄ, jeszcze ÅmierÄ dodaj!/
+ Wygnanie bowiem wyglÄ
da okropniej/
+ Niż ÅmierÄ. Zaklinam ciÄ, nie mów: wygnanie.OJCIEC LAURENTYWygnany jesteÅ z obrÄbu Werony./
+ Zbierz mÄstwo, Åwiat jest dÅugi i szeroki.ROMEOZewnÄ
trz Werony nie ma, nie ma Åwiata,/
+ Tylko tortury, czyÅciec, piekÅo samo!/
+ StÄ
d byÄ wygnanym jest to byÄ wygnanym/
+ Ze Åwiata; byÄ zaÅ wygnanym ze Åwiata/
+ Jest to ÅmierÄ ponieÅÄ; wygnanie jest zatem/
+ ÅmierciÄ
barwionÄ
. MieniÄ
c ÅmierÄ wygnaniem,/
+ ZÅotym toporem ucinasz mi gÅowÄ,/
+ Z uÅmiechem patrzÄ
c na ten cios Åmiertelny.OJCIEC LAURENTYO ciÄżki grzechu! O niewdziÄczne serce!/
+ BÅÄ
d twój pociÄ
ga z prawa ÅmierÄ za sobÄ
:/
+ KsiÄ
żÄ, ujmujÄ
c siÄ jednak za tobÄ
,/
+ Prawo życzliwie usuwa na stronÄ/
+ I groźny wyraz: ÅmierÄ - w wygnanie zmienia,/
+ Åaska to, i ty tego nie uznajesz?Kobieta, Kochanek, MiÅoÅÄ, ZwierzÄtaROMEOKatusza to, nie Åaska. Tu jest niebo,/
+ Gdzie Julia żyje; lada pies, kot, lada/
+ Mysz marna, lada nikczemne stworzenie/
+ Å»yje tu w niebie, może na niÄ
patrzeÄ,/
+ Tylko Romeo nie może. MdÅa mucha/
+ WiÄcej ma mocy, wiÄcej czci i szczÄÅcia/
+ Niźli Romeo; jej wolno dotykaÄ/
+ BiaÅego cudu, drogiej rÄki Julii/
+ I nieÅmiertelne z ust jej kraÅÄ zbawienie;/
+ Z tych ust, co peÅne westalczej skromnoÅci/
+ Bez przerwy pÅonÄ
i pocaÅowanie
+ Grzechem byÄ sÄ
dzÄ
; mucha ma tÄ wolnoÅÄ,/
+ Ale Romeo nie ma; on wygnany./
+ Filozof, MÄ
droÅÄ, Rozpacz, SzaleniecI mówisz, że wygnanie nie jest ÅmierciÄ
?/
+ Nie maszli żadnej trucizny, żadnego/
+ Ostrza, żadnego Årodka nagÅej Åmierci,/
+ Aby miÄ zabiÄ, tylko ten fatalny/
+ Wyraz --- wygnanie? O ksiÄże, zÅe duchy/
+ WyjÄ
, gdy w piekle usÅyszÄ
ten wyraz:/
+ I ty masz serce, ty, ÅwiÄty spowiednik,/
+ RozgrzeÅcaRozgrzeÅca --- rozgrzeszajÄ
cy z win. grzechów i szczery przyjaciel,/
+ Pasy drzeÄ ze mnie tym sÅowem: wygnanie?OJCIEC LAURENTYStój, nierozumny szaleÅcze, posÅuchaj!ROMEOZnowu mi bÄdziesz prawiÅ o wygnaniu.OJCIEC LAURENTYDam ci broÅ przeciw temu wyrazowi;/
+ Balsamem w przeciwnoÅciach --- filozofiaBalsamem w przeciwnoÅciach --- filozofia --- w rozmowie ojca Laurentego i Romea Szekspir ironizuje na temat nadużywania modnej w czasach elżbietaÅskich maksymy Boecjusza, że filozofia jest lekarstwem na wszystko.;/
+ W tej wiÄc otuchÄ czerp bÄdÄ
c wygnanym.ROMEOWygnanym jednak! O, precz z filozofiÄ
!/
+ Czyż filozofia zdoÅa stworzyÄ JuliÄ?/
+ PrzestawiÄ miasto? ZmieniÄ wyrok ksiÄcia?/
+ Nic z niej; bezsilna ona, nie mów o niej.OJCIEC LAURENTYSzaleni sÄ
wiÄc gÅuchymi, jak widzÄ.ROMEOJak majÄ
nie byÄ, gdy mÄ
drzy nie widzÄ
.OJCIEC LAURENTYDajże mi mówiÄ; przyjm sÅowa rozsÄ
dku.ROMEONie możesz mówiÄ tam, gdzie nic nie czujesz./
+ BÄ
dź jak ja mÅodym, posiÄ
dź miÅoÅÄ Julii,/
+ ZaÅlub jÄ
tylko co, zabij Tybalta,/
+ BÄ
dź zakochanym jak ja i wygnanym,/
+ A wtedy bÄdziesz mógÅ mówiÄ; o, wtedy/
+ BÄdziesz mógÅ sobie z rozpaczy rwaÄ wÅosy/
+ I rzuÄ siÄ na ziemiÄ,jak ja teraz,/
+ Na grób zawczasu biorÄ
c sobie miarÄ.Rzuca siÄ na ziemiÄ. SÅychaÄ koÅatanie.OJCIEC LAURENTYCicho, ktoÅ puka; ukryj siÄ, Romeo.ROMEONie; chyba para powstaÅa z mych jÄków,/
+ Jak mgÅa, ukryje miÄ przed ludzkim wzrokiem.KoÅatanie.OJCIEC LAURENTYSÅyszysz? pukajÄ
znowu. Kto tam? PowstaÅ,/
+ PowstaÅ, Romeo! Chcesz byÄ wziÄtym? PowstaÅ;KoÅatanie.Wnijdź do pracowni mojej. Zaraz, zaraz./
+ Cóż to za upór!KoÅatanie.IdÄ, idÄ, któż to/
+ Tak na gwaÅt puka? SkÄ
d wy? Czego chcecie?MARTAzewnÄ
trzWpuÅÄcie miÄ, wnet siÄ o wszystkim dowiecie./
+ Julia przysyÅa miÄ.OJCIEC LAURENTYWitajże, witaj.Wchodzi Marta.MARTAO! ÅwiÄ
tobliwy ojcze, powiedz, proszÄ,/
+ Gdzie jest mÄ
ż mojej pani, gdzie Romeo?OJCIEC LAURENTYTu, na podÅodze, Åzami upojony.MARTAAch, on jest wÅaÅnie w stanie mojej pani,/
+ WÅaÅnie w jej stanie. NieszczÄsna sympatio!/
+ Smutne zbliżenie! I ona tak leży/
+ PÅaczÄ
c i ÅkajÄ
c, szlochajÄ
c i pÅaczÄ
c./
+ PowstaÅ pan, powstaÅ, jeÅli jesteÅ mÄżem!/
+ O, powstaÅ, podnieÅ siÄ przez wzglÄ
d na JuliÄ!/
+ Dlaczego daÄ siÄ przygnÄbiaÄ tak srodze?ROMEOMarto!MARTAÅmierÄAch, panie! Wszystko na tym Åwiecie/
+ KoÅczy siÄ ÅmierciÄ
.MaÅżeÅstwo, ObowiÄ
zek, SamobójstwoROMEOMówiÅaÅ o Julii?/
+ Cóż siÄ z niÄ
dzieje? O, pewnie miÄ ona/
+ Ma za mordercÄ zakamieniaÅego,/
+ Kiedym mógÅ naszych rozkoszy dzieciÅstwo/
+ SplamiÄ krwiÄ
, jeszcze tak bliskÄ
jej wÅasnej./
+ Gdzie ona? Jak siÄ miewa i co mówi/
+ Na zawód w Åwieżo bÅysÅym nam zawodzie?MARTANic, tylko szlocha i szlocha, i szlocha;/
+ To siÄ na Åóżko rzuca, to powstaje,/
+ To woÅa: ,,Tybalt!", to krzyczy: ,,Romeo!"/
+ I znowu pada.ROMEOJak gdyby to imiÄ/
+ Z Åmiertelnej paszczy dziaÅa wystrzelone/
+ MiaÅo jÄ
zabiÄ, tak jak jej krewnego/
+ ZabiÅa rÄka tego, co je nosi./
+ O! powiedz, powiedz mi, ojcze, przez litoÅÄ,/
+ W którym zakÄ
tku tej nÄdznej budowy/
+ Mieszka me imiÄ; powiedz, abym zburzyÅ/
+ To nienawistne siedlisko. Dobywa miecza.OJCIEC LAURENTYKobietaStój! Wstrzymaj/
+ DÅoÅ rozpaczliwÄ
! czy jesteÅ ty mÄżem?/
+ PostaÄ wskazuje twoja, że nim jesteÅ;/
+ Åzy twe niewieÅcie; dzikie twoje czyny/
+ CechujÄ
wÅciekÅoÅÄ bezrozumnÄ
zwierza./
+ W pozornym mÄżu ukryta niewiasto!/
+ Zwierzu, przybrany w pozór tego dwojga!/
+ SkÄ
piecTy mnie w zdumienie wprawiasz. Jakem kapÅan!/
+ MyÅlaÅem, że masz wiÄcej hartu w sobie./
+ TybaltaÅ zabiÅ, chcesz zabiÄ sam siebie/
+ I przez haniebny ten na siebie zamach/
+ ZabiÄ chcesz także tÄ, co żyje tobÄ
?/
+ Przecz tak uwÅaczasz swemu urodzeniu,/
+ Niebu i ziemi, skoro urodzenie,/
+ Niebo i ziemia ci siÄ ÅmiejÄ
? Wstydź siÄ!/
+ Krzywdzisz swÄ
postaÄ, swÄ
miÅoÅÄ, swój rozum,/
+ BoÅ ty jak lichwiarz bogaty w to wszystko,/
+ Ale niczego tego nie używasz/
+ W sposób mogÄ
cy te dary ozdobiÄ./
+ KsztaÅtna twa postaÄ jest figurÄ
z wosku,/
+ Skoro nie z mÄskÄ
cnotÄ
idzie w parze;/
+ MiÅoÅÄ twa w gruncie czczym krzywoprzysiÄstwem,/
+ Skoro chcesz zabiÄ tÄ, którejÅ jÄ
ÅlubiÅ./
+ Twój rozum, chluba ksztaÅtów i miÅoÅci,/
+ NiezrÄczny w korzystaniu z tego dwojga,/
+ Jest jak proch w rożku pÅochego żoÅnierza,/
+ Co siÄ zapala z wÅasnej jego winy/
+ I razi tego, którego miaÅ broniÄ./
+ Kondycja ludzka, SzczÄÅcieOtrzÄ
ÅOtrzÄ
Å --- popr. otrzÄ
Ånij. siÄ, czÅeku! Julia twoja żyje;/
+ Julia, dla której umrzeÄ byÅeÅ gotów;/
+ W tymeÅ szczÄÅliwy. Tybalt chciaÅ ciÄ zabiÄ,/
+ TyÅ jego zabiÅ: w tym szczÄÅliwyÅ także./
+ Prawo, grożÄ
ce ci ÅmierciÄ
, zamienia/
+ ÅmierÄ na wygnanie, i w tymeÅ szczÄÅliwy./
+ Stosy na gÅowie bÅogosÅawieÅstw dźwigasz,/
+ SzczÄÅcie najwabniej wdziÄczy siÄ do ciebie,/
+ A ty, jak dziewka zepsuta, kapryÅna,/
+ DÄ
sasz siÄ na tÄ szczodrotÄ fortuny./
+ Strzeż siÄ, bo tacy marnie umierajÄ
./
+ Terazże idź do żony, jak to byÅo/
+ Wprzód umówione, i pociesz niebogÄ./
+ Pomnij wyjÅÄ jednak przed wart rozstawieniem;/
+ Bo później przejÅÄ byÅ nie mógÅ do Mantui,/
+ Gdzie masz przebywaÄ tak dÅugo, aż znajdziem/
+ Czas do odkrycia waszego maÅżeÅstwa,/
+ Do pojednania waszych nieprzyjacióÅ,/
+ Do przebÅagania ksiÄcia, na ostatek/
+ Do sprowadzenia ciÄ nazad, z radoÅciÄ
/
+ DziesiÄciokroÄ sto tysiÄcy razy wiÄkszÄ
/
+ Niż teraźniejszy twój smutek. WaÄpani,/
+ Idź naprzód; pozdrów ode mnie swÄ
paniÄ
/
+ I każ jej nagliÄ wszystkich do spoczynku,/
+ Ku czemu żal ich uÅatwi namowÄ./
+ Romeo przyjdzie niebawem.MARTAO panie!/
+ MogÅabym caÅÄ
noc staÄ tu i sÅuchaÄ,/
+ Co też to może nauczonoÅÄ! BiegnÄ/
+ UprzedziÄ mojÄ
paniÄ
, że pan przyjdziesz.ROMEOIdź, proÅ jÄ
, niech siÄ gotuje miÄ zgromiÄ.MARTAOto pierÅcionek, który mi kazaÅa/
+ DorÄczyÄ panu. Åpiesz siÄ pan, już późno.Wychodzi Marta.ROMEOO, jakże mi ten dar dodaÅ otuchy!OJCIEC LAURENTYIdź już, dobranoc! a pamiÄtaj, synu,/
+ WyjÅÄ jeszcze dzisiaj, nim zaciÄ
gnÄ
warty,/
+ Albo w przebraniu wyjÅÄ jutro o Åwicie./
+ OsiÄ
dź w Mantui. Jeden z naszych braci/
+ NosiÄ ci bÄdzie od czasu do czasu/
+ Zawiadomienie o każdym wypadku,/
+ Jaki na twojÄ
korzyÅÄ tu siÄ zdarzy./
+ Daj rÄkÄ, późno już, bÄ
dź zdrów, dobranoc.ROMEOGdyby nie radoÅÄ, co miÄ czeka, wczesny/
+ Ten rozdziaÅ z tobÄ
byÅby zbyt bolesny./
+ Å»egnam ciÄ, ojcze.WychodzÄ
.SCENA CZWARTAPokój w domu Kapuletów. WchodzÄ
Kapulet, Pani Kapulet i Parys.KAPULETTak smutny dotknÄ
Å nas, panie, wypadek./
+ Å»eÅmy nie mieli czasu mówiÄ z JuliÄ
./
+ Krewny nasz, Tybalt, byÅ jej nader drogim,/
+ Nam także, ale rodzim siÄ, by umrzeÄ./
+ DziŠona już nie zejdzie, bo już późno./
+ Gdyby nie twoje, hrabio, odwiedziny,/
+ Ja sam bym w Åóżku byÅ już od godziny.PARYSPora żaÅoby nie sprzyja zalotom;/
+ Dobranoc, pani, poleÄ mnie swej córce.PANI KAPULETNajchÄtniej, zaraz jutro jÄ
wybadam;/
+ Na dziÅ zamknÄÅa siÄ, by żal swój spÅakaÄ.KAPULETCórka, DzieckoHrabio, za miÅoÅÄ naszego dzieciÄcia/
+ MogÄ ci rÄczyÄ; mniemam, że siÄ skÅoni/
+ Do mych przeÅożeÅ, co wiÄcej, nie wÄ
tpiÄ./
+ Pójdź do niej, żono, nim siÄ spaÄ poÅożysz;/
+ ObyczajeOznajm jej cnego Parysa zamiary/
+ I powiedzże jej, uważasz, iż w ÅrodÄ.../
+ Zaczekaj, cóż to dzisiaj?PARYSPoniedziaÅek.KAPULETA! poniedziaÅek! Za wczeÅnie we ÅrodÄ;/
+ OdÅóżmy to na czwartek; w ten wiÄc czwartek/
+ Zostanie żonÄ
szlachetnego hrabi./
+ BÄdzieszli gotów? Czy ci to dogadza?/
+ Cicho siÄ sprawim: jeden, dwóch przyjacióÅ.../
+ GdybyÅmy bowiem po tak Åwieżej stracie/
+ Bardzo hulali, ludzie, widzisz, hrabio,/
+ Mogliby myÅleÄ, że za lekko bierzem/
+ Zgon tak bliskiego krewnego; dlatego/
+ Wezwiem przyjacióŠz jakie póŠtuzina/
+ I na tym koniec. Cóż mówisz na czwartek?PARYSRad bym, o panie, żeby już byÅ jutro.KAPULETTo dobrze. BÄ
dź nam zdrów. A wiÄc we czwartek./
+ WstÄ
pże do Julii, żono, nim spaÄ pójdziesz,/
+ Przygotuj jÄ
do Ålubu. BÄ
dź zdrów, hrabio./
+ ÅwiatÅa! hej! ÅwiatÅa do mego pokoju!/
+ Tak już jest późno, żebyÅmy nieledwie/
+ Mogli powiedzieÄ: tak rano. Dobranoc.WychodzÄ
.SCENA PIÄTAPokój Julii. WchodzÄ
Romeo i Julia.JULIAChcesz już iÅÄ? Jeszcze ranek nie tak bliski,/
+ SÅowik to, a nie skowronek siÄ zrywa/
+ I Åpiewem przeszyÅ trwożne ucho twoje./
+ Co noc on Åpiewa owdzie na gaÅÄ
zce/
+ Granatu, wierzaj mi, że to byÅ sÅowik.ROMEOSkowronek to, ów czujny herold ranku,/
+ Nie sÅowik; widzisz te zazdrosne smugi,/
+ Co tam na wschodzie zÅocÄ
chmur krawÄdzie?/
+ Pochodnie nocy już siÄ wypaliÅy/
+ I dzieÅ siÄ wspina raźnie na gór szczyty./
+ ChcÄ
c żyÄ, iÅÄ muszÄ lub zostajÄ
c --- umrzeÄ.JULIAOwo ÅwiateÅko nie jest Åwitem; jest to/
+ JakiÅ meteor od sÅoÅca wysÅany,/
+ Aby ci sÅużyÅ w noc na przewodnika/
+ I do Mantui rozjaÅniÅ ci drogÄ,/
+ ZostaÅ wiÄc, nie masz potrzeby siÄ ÅpieszyÄ.ROMEONiech miÄ schwytajÄ
, na ÅmierÄ zaprowadzÄ
,/
+ Rad temu bÄdÄ, bo Julia chce tego./
+ Nie, ten brzask nie jest zapowiedziÄ
ranka,/
+ To tylko blady odblask lica luny;/
+ To nie skowronek, co owdzie piosenkÄ
/
+ BijÄ
c w niebiosa wznosi siÄ nad nami./
+ WiÄcej miÄ wzglÄdów skÅania tu pozostaÄ/
+ Niż nagle odejÅÄ. O Åmierci, przybywaj!/
+ ChÄtnie ciÄ przyjmÄ, bo Julia chce tego./
+ Cóż, luba? prawda, że jeszcze nie dnieje?JULIAO, dnieje, dnieje! Idź, spiesz siÄ, uciekaj!/
+ GÅos to skowronka grzmi tak przeraźliwie/
+ I niestrojnymi, ostrymi dźwiÄkami/
+ Razi me ucho. MówiÄ
, że skowronek/
+ MiÅo wywodzi; z tym siÄ ma przeciwnie,/
+ Bo on wywodzi nas z objÄÄ wzajemnych./
+ Skowronek, mówiÄ
, z obrzydÅÄ
ropuchÄ
/
+ ZamieniÅ oczySkowronek... ropuchÄ
zamieniÅ oczy --- Popularne powiedzenie; wedÅug wierzeÅ ludowych Åpiew skowronka zapowiadaÅ dzieÅ, wtedy rechot żabi milknÄ
Å. Lepiej, aby Romeo miaÅ oczy żabie i nie dostrzegaÅ nadejÅcia dnia (Uważano także, że oczy żabie byÅy Åadniejsze od oczu skowronka.); o, rada bym teraz,/
+ Å»eby byÅ także i gÅos z niÄ
zamieniÅ,/
+ Bo ten gÅos, w smutnej rozstania potrzebie,/
+ DzieÅ przywoÅujÄ
c, odwoÅuje ciebie./
+ Idź już, idź: ciemnoÅÄ coraz to siÄ zmniejsza.ROMEOA dola nasza coraz to ciemniejsza!Wchodzi Marta.MARTAPst! pst!JULIACo?MARTAStarsza pani tu nadchodzi,/
+ DzieÅ Åwita: bacznoÅÄ, bo siÄ narazicie.Wychodzi.JULIAO okno, wpuÅÄże dzieÅ, a wypuÅÄ Å¼ycie!ROMEOwychodzÄ
c przez oknoBÄ
dź zdrowa! Jeszcze jeden uÅcisk krótki.JULIACzas , MiÅoÅÄJuż idziesz; o mój drogi! mój milutki!/
+ MuszÄ mieÄ co dzieÅ wiadomoÅÄ o tobie;/
+ A każda chwila równÄ
bÄdzie dobie./
+ ZgrzybiejÄ liczÄ
c podÅug tej rachuby,/
+ Nim ciÄ zobaczÄ znowu, o mój luby.ROMEOIlekroÄ bÄdÄ mógÅ, tylekroÄ twojÄ/
+ DrogÄ
troskliwoÅÄ pewnie zaspokojÄ.Znika za oknem.JULIAJak myÅlisz, czy siÄ znów ujrzymy kiedy?ROMEONie wÄ
tpiÄ o tym, najmilsza, a wtedy/
+ Wszystkie cierpienia nasze kwiatem tkanÄ
/
+ KanwÄ
do sÅodkich rozmów nam siÄ stanÄ
.JULIABoże! przeczuwam jakÄ
Å ciÄżkÄ
dolÄ;/
+ Wydajesz mi siÄ teraz tam na dole/
+ Jak trup, z którego znikÅy życia Ålady./
+ Czy miÄ wzrok myli? JakiżeÅ ty blady!ROMEOI twoja także twarz jak pogrobowa./
+ Smutek nas trawi. BÄ
dź zdrowa! bÄ
dź zdrowa!LosJULIAodstÄpujÄ
c od oknaO losie! ludzie mieniÄ
ciÄ niestaÅym;/
+ Toż wiÄc przez zawiÅÄ tylko przeÅladujesz/
+ Tych, co kochajÄ
stale? BÄ
dź niestaÅy,/
+ Bo wtedy bÄdÄ mogÅa mieÄ nadziejÄ,/
+ Å»e go niedÅugo bÄdziesz zatrzymywaÅ/
+ I wrócisz nazad.PANI KAPULET za scenÄ
Julio! czyÅ już wstaÅa?JULIAKtóż to miÄ woÅa! GÅosże to mej matki?/
+ Nie spaÅaż ona czy wstaÅa tak rano?/
+ Jakiż niezwykÅy powód jÄ
sprowadza?Wchodzi Pani Kapulet.PANI KAPULETJak siÄ masz, Julciu?JULIANiedobrze mi, matko!Å»aÅobaPANI KAPULETZemstaWciÄ
ż jeszcze pÅaczesz nad stratÄ
Tybalta?/
+ Chceszże go Åzami dobyÄ z grobu? ChoÄbyÅ/
+ DopiÄÅa tego, wskrzesiÄ go nie zdoÅasz./
+ PrzestaÅ wiÄc; pewien żal może dowodziÄ/
+ Wielkiej miÅoÅci, ale wielkoÅÄ Å¼alu/
+ Dowodzi pewnej pÅytkoÅci pojÄcia.JULIATrudno na takÄ
stratÄ nie byÄ czuÅÄ
.PANI KAPULETTak, ale pÅaczÄ
c czujesz tylko stratÄ,/
+ Nie tego, po kim pÅaczesz, moje dziecko.JULIATak czujÄ
c stratÄ, mogÄ tylko pÅakaÄ.PANI KAPULETPrzyznaj siÄ jednak, że nie tyle pÅaczesz/
+ Nad jego ÅmierciÄ
, jako raczej nad tym,/
+ Å»e jeszcze żyje ten Åotr, co go zabiÅ.JULIAJaki Åotr, pani?PANI KAPULETTen ci Åotr Romeo.JULIAna stronieOn i Åotr żyjÄ
daleko od siebie.gÅoÅnoPrzebacz mu, Boże, tak jak ja przebaczam,/
+ A przecież nie ma na Åwiecie czÅowieka,/
+ Który by bardziej ciÄżyÅ mi na sercu.PANI KAPULETÅ»e mimo swoich niecnot jeszcze żyje.JULIAÅ»e go nie mogÄ dosiÄ
c tym ramieniem,/
+ Rada bym sama móc siÄ na nim zemÅciÄ.PANI KAPULETDozna on zemsty; nie troszcz siÄ i nie pÅacz,/
+ ZlecÄ ja pewnej osobie w Mantui,/
+ Gdzie ten wygnany renegat siÄ schroniÅ,/
+ DaÄ mu traktamenttraktament --- poczÄstunek; tu chodzi o truciznÄ. tak zniewalajÄ
cy,/
+ Że wnet pospieszy za Tybaltem.Wtedy/
+ BÄdziesz, spodziewam siÄ, zaspokojona.JULIANie zaspokoi mnie Romeo nigdy,/
+ Dopóki tylko żyÄ bÄdzie; tak silnie/
+ BoleÅÄ po krewnym rozjÄ
trza mi serce./
+ O pani, jeÅli tylko znajdziesz kogo,/
+ Co siÄ podejmie podaÄ mu truciznÄ,/
+ Ja jÄ
przyrzÄ
dzÄ, by po jej wypiciu/
+ Romeo zasnÄ
Ä mógÅ jak najspokojniej./
+ Jakże miÄ korci sÅyszeÄ jego imiÄ/
+ I nie móc zaraz dostaÄ siÄ do niego,/
+ By przywiÄ
zaniu memu do Tybalta/
+ DaÄ odwet na tym, co go zamordowaÅ.PANI KAPULETZnajdź ty sposoby, ja znajdÄ czÅowieka,/
+ Córka, MaÅżeÅstwo, Matka, Obyczaje, OjciecTerazże mam ci udzieliÄ, dziewczyno,/
+ WesoÅych nowin.JULIAWesoÅe nowiny/
+ PożÄ
danymi sÄ
w tak smutnych czasach./
+ Jakaż tych nowin treÅÄ, kochana matko?PANI KAPULETMasz troskliwego ojca, moje dzieciÄ;/
+ On to, ażeby smutek twój rozproszyÄ,/
+ UmyÅliÅ i wyznaczyÅ dzieÅ na radoÅÄ/
+ Tak dla ciÄ, jak i dla mnie niespodzianÄ
.JULIACóż to za radoÅÄ, matko? mogÄż wiedzieÄ?PANI KAPULETTa, a nie inna, że w ten czwartek z rana/
+ PiÄkny, szlachetny, mÅody hrabia Parys/
+ Ma ciÄ uczyniÄ szczÄÅliwÄ
maÅżonkÄ
/
+ W ÅwiÄtego Piotra koÅciele.JULIABunt Na koÅcióÅ/
+ ÅwiÄtego Piotra i Piotra samego!/
+ Nigdy on, nigdy tego nie uczyni!/
+ Zdumiewa miÄ ten poÅpiech. Mam iÅÄ za mÄ
ż,/
+ Nim ten, co moim ma byÄ mÄżem, zaczÄ
Å/
+ StaraÄ siÄ o mnie, nim mi siÄ daÅ poznaÄ?/
+ ProszÄ ciÄ, matko, powiedz memu ojcu,/
+ Å»e jeszcze nie chcÄ iÅÄ za mÄ
ż, a gdybym/
+ Koniecznie miaÅa iÅÄ, to bym wolaÅa
+ PójÅÄ za Romea, który, jak wiesz dobrze,/
+ Jest mi z caÅego serca nienawistny,/
+ Niż za Parysa. Ha! to mi nowina!Wchodzi Kapulet i Marta.PANI KAPULETOto twój ojciec, powiedz mu to sama;/
+ Zobaczym, jak on przyjmie twÄ
odpowiedź.KAPULETKiedy dzieÅ kona, niebo spuszcza rosÄ;/
+ Ale po skonie naszego krewnego/
+ Pada ulewny deszcz. Cóż to, dziewczyno?/
+ Czy jesteÅ cebrem? CiÄ
gle jeszcze we Åzach?/
+ CiÄ
gÅe wezbranie? W maÅej swej istocie/
+ Przedstawiasz obraz Åodzi, morza, wiatru:/
+ Bo twoje oczy, jakby morze, ciÄ
gle/
+ FalujÄ
Åzami: biedne twoje ciaÅo/
+ Jak Åódź żegluje po tych sÅonych falach./
+ Wiatrem na koniec sÄ
westchnienia twoje,/
+ Które ze Åzami walczÄ
c, a Åzy z nimi,/
+ Jeżeli nagÅa nie nastÄ
pi cisza,/
+ StrzaskajÄ
twojÄ
ÅódkÄ. I cóż, żono?/
+ CzyÅ jej zamiary nasze objawiÅa?PANI KAPULETTak, ale nie chce i dziÄkuje za nie,/
+ Bodajby byÅa z grobem zaÅlubiona!KAPULETKobieta, MÄ
droÅÄCo? Jak to? Nie chce? Nie chce? Nie chce, mówisz?/
+ Nie jest nam wdziÄczna? Nie pyszni siÄ z tego?/
+ Nie poczytuje sobie za szczyt szczÄÅcia,/
+ Niegodna, żeÅmy jej najgodniejszego/
+ Z weroÅskich chÅopców wybrali na mÄża?JULIANie pysznam z tego, alem wdziÄczna za to/
+ Pyszna, zaiste, nie mogÄ byÄ z tego,/
+ Co nienawidzÄ; lecz wdziÄczna byÄ winnam/
+ I za nienawiÅÄ w postaci miÅoÅci.Przemoc, SzaleniecKAPULETCóż to znów? cóż to? Logika w spódnicy!/
+ Pysznam i wdziÄcznam, i zasiÄ nie wdziÄcznam,/
+ Jednak nie pysznam! SÅuchaj, ÅwidrzygÅówkoÅwidrzygÅówko --- w oryg. chop--logic odpowiednik polskiego: ja jedno sÅowo, a ona dziesiÄÄ.,/
+ Nie dziÄkuj wdziÄcznie ni siÄ pyszÅ z niepyszna,/
+ Lecz zbierz swe sprytne klepki na ten czwartek,/
+ By pójÅÄ z Parysem do ÅwiÄtego Piotra,/
+ Albo ciÄ kaÅ¼Ä zawlec tam na smyczy./
+ Rozumiesz? ty blednicoblednico... --- Julia ma biaÅÄ
ze smutku twarz, ty tÅumoku;/
+ Lalko ÅojowaÅojek --- bielidÅo, maÅÄ do twarzy.!PANI KAPULETWstydź siÄ! czyÅ oszalaÅ?JULIABÅagam ciÄ, ojcze, na klÄczkach ciÄ bÅagam,/
+ Pozwól powiedzieÄ sobie tylko sÅowo.KAPULETPrecz, wszetecznico! dziewko nieposÅuszna!/
+ Ja ci powiadam: gotuj siÄ w ten czwartek/
+ IÅÄ do koÅcioÅa lub nigdy, przenigdy/
+ Na oczy mi siÄ wiÄcej nie pokazuj./
+ Nic nie mów ani piÅnij, ani trunij:/
+ Palce miÄ ÅwierzbiÄ
. MyÅleliÅmy, żono,/
+ Å»e nas za skÄ
po Bóg pobÅogosÅawiÅ/
+ DajÄ
c nam jedno dziecko; teraz widzÄ,/
+ Że i to jedno jest jednym za wiele/
+ I że w niej mamy bicz boży. Precz, pluchoplucho --- flÄ
dro, brudasie.!/
+ CygankoCyganko --- w znaczeniu stereotypu: oszukanico. jakaÅ!MARTABÅogosÅaw jej Boże!/
+ JegomoÅÄ grzeszy, tak fukajÄ
c na niÄ
.KAPULETDoprawdy! Czy tak sÄ
dzi wasza mÄ
droÅÄ?/
+ Idźże pytlowaÄ gÄbÄ
z kumoszkami.MARTANie mówiÄ bluźnierstw.KAPULETTerefere kuku!MARTACzyż mówiÄ zbrodnia?KAPULETMilcz, stara trajkotko!/
+ Schowaj swój rozum na babskie sejmiki./
+ Tu niepotrzebny.PANI KAPULETZa gorÄ
cy jesteÅ.KAPULETNa miÅoÅÄ boskÄ
, to trzeba oszaleÄ!/
+ W dzieÅ, w noc, wieczorem, rano, w domu, w mieÅcie,/
+ Sam, w towarzystwie, we Ånie i na jawie/
+ CiÄ
gle i ciÄ
gle ot, rozmyÅlam tylko/
+ O jej zamÄÅciu; i teraz, gdym znalazÅ/
+ DlaÅ oblubieÅca ksiÄ
żÄcego rodu,/
+ Pana rozlegÅych majÄ
tków, mÅodego,/
+ UksztaÅconego, uposażonego/
+ DokolusieÅka, jak mówiÄ
, w przymioty,/
+ Jakich siÄ może od mÄżczyzny żÄ
daÄ;/
+ Trzeba, ażeby mi jedna smarkata,/
+ Mazgajowata gÄÅ odpowiedziaÅa:/
+ Nie chcÄ iÅÄ za mÄ
ż, nie mogÄ pokochaÄ,/
+ Jestem za mÅoda, wybaczcie mi, proszÄ./
+ Nie chcesz iÅÄ za mÄ
ż? a to nie idź, zgoda,/
+ Ale mi nie wÅaź w oczy; żeruj sobie,/
+ Gdzie tylko zechcesz, byle nie w mym domu./
+ Zważ to, pamiÄtaj, nie zwykÅym żartowaÄ./
+ Czwartek za pasem; przyÅóż dÅoÅ do serca;/
+ NamyÅl siÄ dobrze; bÄdzieszli powolna,/
+ Znajdziesz dobrego we mnie przyjaciela,/
+ A nie, to marniej, żebrz, jÄcz, mrzej pod pÅotem;/
+ Bo jak Bóg w niebie, nigdy ciÄ nie uznam/
+ Za moje dziecko i z mojego mienia/
+ Nawet źdźbÅo nigdy ci siÄ nie oberwie./
+ Możesz siÄ na to spuÅciÄ, jestem sÅowny.Wychodzi.JULIANie masz litoÅci w niebie, która widzi/
+ CaÅÄ
gÅÄbokoÅÄ mojego cierpienia?/
+ Ty miÄ przynajmniej nie odpychaj, matko!/
+ Zwlecz to maÅżeÅstwo na miesiÄ
c, na tydzieÅ/
+ Albo mi poÅciel oblubieÅcze Åoże/
+ W tymże grobowcu, w którym Tybalt leży.PANI KAPULETNie mów nic do mnie, nic ci nie odpowiem;/
+ Rób, co chcesz, wszystko mi to obojÄtne.Wychodzi.JULIAO Boże! O ty, moja karmicielko!/
+ Poradź mi, powiedz, jak temu zaradziÄ?/
+ Mój mÄ
ż na ziemi, moja wiara w niebie;/
+ Jakżeż ta wiara ma na ziemiÄ wróciÄ,/
+ Nim mój mÄ
ż sam mi jÄ
powróci z nieba/
+ Po opuszczeniu ziemi? Daj mi radÄ./
+ Niestety! Å»e też nieba mogÄ
nÄkaÄ/
+ Tak mdÅÄ
istotÄ jak ja! Nic nie mówisz?Zdrada/
+ Nie maszże żadnej pociechy, żadnego
+ Na to lekarstwa?MARTAMam ci, a to takie:/
+ Romeo na wygnaniu i o wszystko/
+ Można iÅÄ w zakÅad, że ciÄ już nie przyjdzie/
+ NagabaÄ wiÄcej, chybaby ukradkiem./
+ Ponieważ tedy rzecz tak stoi, sÄ
dzÄ,/
+ Że nic lepszego nie masz do zrobienia/
+ Jak pójÅÄ za hrabiÄ. Dalipan, to wcale,/
+ Co siÄ nazywa, przystojny mÄżczyzna./
+ Romeo koÅek przy nim; orzeÅ, pani,/
+ Nie ma tak piÄknych, żywych, bystrych oczu/
+ Jak Parys. Nazwij miÄ hetkÄ
-pÄtelkÄ
,/
+ JeÅli nie bÄdziesz z kretesem szczÄÅliwa/
+ W tym nowym stadle, bo ono jest stokroÄ/
+ Lepsze niż pierwsze; a choÄby nie byÅo,/
+ To i tak tamten pierwszy już nie żyje;/
+ Tak jakby nie żyÅ; przynajmniej dla ciebie,/
+ Skoro, choÄ Å¼yje, nie masz zeÅ pożytku.JULIACzy z serca mówisz?MARTABa, i z duszy caÅej!/
+ JeÅli nie z serca i nie z duszy, to je/
+ Przeklnij oboje.JULIAAmen!MARTANa co amen? JULIABardzoÅ mi przez to dodaÅa otuchy,/
+ Idźże i powiedz teraz mojej matce,/
+ Å»e, naraziwszy siÄ na gniew rodzica,/
+ PoszÅam do celi ojca Laurentego/
+ OdprawiÄ spowiedź i wziÄ
Ä rozgrzeszenie.MARTAO, idÄ! to mi piÄknie i roztropnie.Wychodzi.JULIAStara niecnoto! Zdradziecki szatanie!/
+ Cóż jest niegodniej, cóż jest wiÄkszym grzechem:/
+ Czy tak miÄ kusiÄ do krzywoprzysiÄstwa?/
+ Czy lżyÄ maÅżonka mego tymiż usty,/
+ Którymi tyle razy go pod niebo/
+ WznosiÅaÅ chwalÄ
c? Precz, uwodzicielko!/
+ Serce me odtÄ
d zamkniÄte dla ciebie./
+ PójdÄ poprosiÄ ojca Laurentego,/
+ By mi daÅ radÄ, a jeÅli żadnego/
+ Na tÄ przeciwnoÅÄ nie bÄdzie sposobu,/
+ ZnajdÄ moc w sobie wstÄ
pienia do grobu.Wychodzi.AKT CZWARTYKsiÄ
dz, ZaÅwiatySCENA PIERWSZACela Ojca Laurentego. Ojciec Laurenty i Parys.OJCIEC LAURENTYW ten czwartek zatem? To bardzo poÅpiesznie.PARYSMój teÅÄ, Kapulet, życzy sobie tego;/
+ A ja powodu nie mam, by odwlekaÄ.OJCIEC LAURENTYObyczaje, Å»aÅobaNie znasz pan, mówisz, uczuÄ swojej przyszÅej;/
+ Krzywa to droga, ja takich nie lubiÄ.PARYSBez miary pÅacze nad ÅmierciÄ
Tybalta,/
+ MaÅom jej przeto mówiÅ o miÅoÅci,/
+ Bo Wenus w domu Åez siÄ nie uÅmiecha./
+ Ojciec jej, majÄ
c to za niebezpieczne,/
+ Å»e siÄ tak bardzo poddaje żalowi,/
+ W mÄ
droÅci swojej przyÅpiesza nasz zwiÄ
zek,/
+ By zatamowaÄ ÅºródÅo tych Åez, które/
+ W odosobnieniu ciekÄ
za obficie./
+ A w towarzystwie prÄdzej mogÄ
ustaÄ./
+ Znasz teraz, ojcze, powód tej nagÅoÅci.OJCIEC LAURENTYna stronieObym mógÅ nie znaÄ powodów do zwÅoki!gÅoÅnoPatrz, hrabio, oto twa przyszÅa nadchodzi.Wchodzi Julia.PARYSSzczÄsny traf dla mnie, piÄkna przyszÅa żono!JULIAByÄ może, przyszÅoÅÄ jest nieodgadniona.PARYSTo ,,może" ma byÄ już w ten czwartek z rana.JULIACo ma byÄ, bÄdzie.OJCIEC LAURENTYPrawda to zbyt znana.CiaÅo, Kobieta, MiÅoÅÄPARYSPrzyszÅaÅ siÄ, pani, spowiadaÄ przed ojcem?JULIAMówiÄ
c to, panu bym siÄ spowiadaÅa.PARYSNie zaprzecz przed nim, pani, że miÄ kochasz.JULIAÅ»e jego kocham, to wyznam i panu.PARYSWyznasz mi także, tuszÄ, że mnie kochasz.JULIAGdyby tak byÅo, wiÄkszÄ
by to miaÅo/
+ WartoÅÄ wyznane z daleka niż w oczy.PARYSBiedna! Åzy bardzo twarz twÄ
oszpeciÅy.JULIANiewielkie przez to odniosÅy zwyciÄstwo;/
+ DosyÄ już byÅa uboga przed nimi.PARYSTym sÅowem bardziej jÄ
krzywdzisz niż Åzami.JULIANie jest to krzywda, panie, ale prawda,/
+ I w oczy sobie jÄ
mówiÄ.PARYSTwarz twoja/
+ Do mnie należy, a ty jej uwÅaczasz.JULIANie przeczÄ; moja bowiem byÅa inna./
+ Maszli czas teraz, mój ojcze duchowny,/
+ Czyli też mam przyjÅÄ wieczór po nieszporach?OJCIEC LAURENTYNie brak mi teraz czasu, smÄtne dzieciÄ./
+ Racz, panie hrabio, zostawiÄ nas samych.PARYSNiech miÄ Bóg broni ÅwiÄtym obowiÄ
zkom/
+ StaÄ na przeszkodzie! Julio, w czwartek z rana/
+ PrzyjdÄ ciÄ zbudziÄ. BÄ
dź zdrowa tymczasem/
+ I przyjm pobożne to pocaÅowanie.Wychodzi.JULIAO! zamknij, ojcze, drzwi; a jak je zamkniesz,/
+ Przyjdź pÅakaÄ ze mnÄ
. Nie ma już nadziei!/
+ Nie ma ratunku! Nie ma ocalenia!Los, SamobójstwoOJCIEC LAURENTYAch, Julio! Znam twÄ
boleÅÄ; mnie samego/
+ Nabawia ona prawie odurzenia,/
+ SÅyszaÅem, i nic tego nie odwlecze,/
+ Å»e w przyszÅy czwartek wziÄ
Ä masz Ålub z tym hrabiÄ
JULIANie mów mi, ojcze, że o tym sÅyszaÅeÅ;/
+ Chyba, że powiesz, jak tego uniknÄ
Ä,/
+ Jeżeli w swojej mÄ
droÅci nie znajdziesz/
+ Å»adnego na to Årodka, to przynajmniej/
+ Postanowienie moje nazwij mÄ
drym,/
+ A w tym sztylecie zaraz znajdÄ Årodek./
+ Bóg zÅÄ
czyÅ moje i Romea rÄce,/
+ Ty nasze dÅonie; i nim ta dÅoÅ, ÅwiÄtÄ
/
+ PieczÄciÄ
twojÄ
z Romeem spojona,/
+ Inny akt stwierdzi, nim to wierne serce/
+ W zdradzieckim buncie odda siÄ innemu,/
+ To ostrze zada ÅmierÄ sercu i dÅoni./
+ Daj mi wiÄc jakÄ
radÄ, zaczerpniÄtÄ
/
+ Z dÅugoletniego doÅwiadczenia twego,/
+ Albo bÄ
dź Åwiadkiem, jak ten nóż rozstrzygnie/
+ SprawÄ pomiÄdzy mnÄ
a moim losem,/
+ Wnet zaradzajÄ
c temu, czego ani/
+ Wiek, ani rozum nie mógÅ doprowadziÄ/
+ Do rozwiÄ
zania zgodnego z honorem./
+ Mów prÄdko; pilno mi wstÄ
piÄ do grobu,/
+ JeÅli mi powiesz, że nie ma sposobu.OJCIEC LAURENTYStój, córko! Mam ja w myÅli pewien Årodek,/
+ WymagajÄ
cy równie rozpaczliwej/
+ Determinacji, jak jest rozpaczliwe/
+ To, czemu chcemy zapobiec. Jeżeli,/
+ Dla unikniÄcia maÅżeÅstwa z Parysem,/
+ Masz siÅÄ woli odjÄ
Ä sobie życie,/
+ To siÄ odważysz snadź na coÅ takiego,/
+ Co bÄdÄ
c tylko podobnym do Åmierci/
+ Uwolni ciÄ od haÅby, jakiej chciaÅaÅ/
+ UjÅÄ przez zadanie jej sobie naprawdÄ./
+ Maszli odwagÄ, toÄ wskaÅ¼Ä ten Årodek.JULIAO! każ mi, zamiast byÄ Å¼onÄ
Parysa,/
+ SkoczyÄ ze szczytu wieży; w rozbójniczych/
+ GoÅciÄ jaskiniach, w legowiskach wÄżów,/
+ Zamknij miÄ w jednÄ
klatkÄ z niedźwiedziami/
+ Albo miÄ wepchnij nocÄ
do kostnicy,/
+ ZewszÄ
d pokrytej szczÄ
tkami szkieletów,/
+ PoczerniaÅymi koÅÄmi i czaszkami,/
+ Każ mi wejÅÄ Å¼ywcem w grób Åwieżo kopany/
+ I w jeden caÅun z trupem siÄ obwinÄ
Ä;/
+ Wszystko to dawniej dreszcz budziÅo we mnie,/
+ Ale bez trwogi uczyniÄ to zaraz,/
+ Bylebym tylko pozostaÅa czystÄ
/
+ MaÅżonkÄ
mego lubego kochanka.OJCIEC LAURENTYSÅuchaj wiÄc; idź do domu, bÄ
dź wesoÅa,/
+ PrzystaÅ na zwiÄ
zek z hrabiÄ
. Jutro Åroda;/
+ Staraj siÄ jutro na noc zostaÄ sama,/
+ Niech Marta nie Åpi ten raz w twym pokoju./
+ SenMasz tu flaszeczkÄ; weźmiesz jÄ
do Åóżka/
+ I filtrowany likwor ten wypijesz;/
+ A wnet po wszystkich żyÅach ciÄ przebiegnie/
+ UsypiajÄ
cy dreszcz, który owÅadnie/
+ WszelkÄ
żywotnÄ
funkcjÄ
; wszystkie pulsa/
+ WstrzymajÄ
w tobie swe zwyczajne bicie;/
+ Ni dech, ni ciepÅo nie wskaże, że żyjesz./
+ Róże ust twoich i policzków zblednÄ
/
+ Jak popióÅ; oczu zasÅony zapadnÄ
,/
+ Jak gdy dÅoÅ Åmierci zakrywa dzieŠżycia;/
+ Każdy twój czÅonek pozbawiony wÅadzy/
+ ZdrÄtwieje, stÄgniestÄgnie --- zastygnie, zesztywnieje., zziÄbnie jak u trupa./
+ I w tym pozornym stanie nagÅej Åmierci/
+ ZostawaÄ bÄdziesz czterdzieÅci dwie godzin,/
+ Wtedy siÄ ockniesz jak ze snu bÅogiego./
+ Gdy wiÄc nazajutrz z rana narzeczony/
+ Przyjdzie ciÄ zbudziÄ, znajdzie ciÄ umarÅÄ
;/
+ Po czym, jak każe zwyczaj, przystrojona/
+ W godowe szaty, w odsÅoniÄtej trumnie,/
+ ZÅożonÄ
bÄdziesz pod owym sklepieniem,/
+ Gdzie leżÄ
wszyscy ze krwi Kapuletów./
+ Uwiadomiony tymczasem przeze mnie/
+ O naszym planie, Romeo przybÄdzie;/
+ Wraz ze mnÄ
czekaÄ bÄdzie w owym lochu/
+ Na twe ocknienie i tej samej nocy/
+ Uprowadzi ciÄ skrycie do Mantui./
+ KobietaTo ciÄ uchroni od haÅby grożÄ
cej;/
+ JeÅli brak woli lub niewieÅcia bojaźÅ/
+ Od wykonania tego ciÄ nie wstrzyma.JULIAO, daj mi, daj mi! nie mów o bojaźni!OJCIEC LAURENTYMasz, idź, bÄ
dź niewzruszona i szczÄÅliwa/
+ W tym przedsiÄwziÄciu! WyprawiÄ natychmiast/
+ Jednego z naszych braci do Mantui/
+ Z listem do twego mÄża.JULIAO nadziejo!/
+ Ty mi bÄ
dź bodźcem, a hasÅem Romeo!/
+ BÄ
dź zdrów, mój ojcze!Odchodzi.SCENA DRUGAPokój w domu Kapuletów. WchodzÄ
Kapulet, Pani Kapulet, Marta i sÅudzy.SÅugaKAPULETdo SÅużÄ
cegoProÅ te osoby, co tu sÄ
spisane.SÅużÄ
cy wychodzi.A waÅÄ dwudziestu biegÅych zbierz kucharzy.DRUGI SÅUÅ»ÄCYNie bÄdzie zÅy ani jeden, jaÅnie panie, bo siÄ przekonam wprzód o każdym, czy umie sobie oblizywaÄ palce.KAPULETA to na co?DRUGI SÅUÅ»ÄCYZÅy to kucharz, jaÅnie panie, co nie oblizuje sobie palcówZÅy to kucharz... --- popularne powiedzenie o kucharzu, który dobrze gotuje; por. polskie: palce lizaÄ., o którym siÄ wiÄc przekonam, że tego nie umie, tego nie sprowadzÄ.KAPULET Ruszaj!Wychodzi SÅużÄ
cy.WÄ
tpiÄ, czy wszystko na czas wygotujem./
+ Córka, KsiÄ
dz, Obyczaje, OjciecBodaj ciÄ! Prawdaż to, że Julia poszÅa/
+ Do ojca Laurentego?MARTAPoszÅa, panie.KAPULETTo dobrze; może on co dla niej wskóra./
+ CiÄta, uparta to skóra na buty.Wchodzi Julia.MARTAPatrz pan, jak raźnie wraca od spowiedzi.KAPULETNo, sekutnico, gdzieżeÅ to bywaÅa?JULIAGdzie miÄ Å¼aÅowaÄ nauczono, panie,/
+ Za grzech uporu i nieposÅuszeÅstwa/
+ Naprzeciw woli twojej. ÅwiÄ
tobliwy/
+ KapÅan Laurenty kazaÅ mi siÄ rzuciÄ/
+ Do twych nóg i o przebaczenie prosiÄ./
+ Przebacz mi, ojcze! bÄdÄ już ulegÅa.KAPULETNiech tam kto pójdzie prosiÄ pana hrabiÄ:/
+ Jutro mieÄ muszÄ spleciony ten wÄzeÅ.JULIASpotkaÅam hrabiÄ w celi Laurentego/
+ I okazaÅam mu miÅoÅÄ, jak mogÅam,/
+ Nie przekraczajÄ
c granicy skromnoÅci.KAPULETTo co innego; tak, to dobrze, powstaÅ;/
+ Tak byÄ powinno, tak córce przystoi./
+ ProsiÄ tu hrabiÄ, żeby przyszedÅ zaraz./
+ Dalipan, ÅwiÄty to czÅek z tego mnicha;/
+ SÅusznie mu caÅe miasto czeÅÄ oddaje.JULIAMarto, pójdź ze mnÄ
do mego pokoju./
+ Wszak mi pomożesz przymierzyÄ przyborów,/
+ Jakie na jutro uznasz za stosowne?PANI KAPULETPo co dziÅ? jutro bÄdzie dosyÄ czasu.KAPULETIdź z niÄ
, idź, jutro pójdziem do koÅcioÅa.Julia z MartÄ
wychodzi.PANI KAPULETNie wiem, czy zdÄ
żym z przygotowaniami;/
+ Już wieczór.KAPULETNie troszcz siÄ; dojrzÄ wszystkiego/
+ I wszystko bÄdzie dobrze, za to rÄczÄ./
+ Idź do Juleczki, pomóż jej siÄ przebraÄ./
+ Ja siÄ tej nocy nie poÅożÄ; bÄdÄ/
+ Na ten raz peÅniÅ urzÄ
d gospodyni./
+ SÅugaHej, sÅużba! Cóż to? wszyscy siÄ rozeszli?/
+ Mniejsza z tym, pójdÄ sam hrabiÄ uprzedziÄ/
+ O zaszÅej zmianie. Córka, OjciecLekko mi na sercu,/
+ Å»e siÄ ten kozioÅ przecie opamiÄtaÅ.WychodzÄ
.SCENA TRZECIAPokój Julii. Wchodzi Julia i Marta.JULIATak, ten strój wezmÄ. Ale, GrzechzÅota nianiu,/
+ ProszÄ ciÄ, zostaw miÄ na tÄ noc samÄ
,/
+ Bo dużo muszÄ pacierzy odmówiÄ/
+ Dla uproszenia sobie wzglÄdów niebios/
+ Nad moim stanem, jak wiesz, peÅnym grzechu.Wchodzi Pani Kapulet.PANI KAPULETTakeÅ zajÄta? Mamże ci dopomóc?JULIANie, pani; jużeÅmy we dwie wybraÅy,/
+ Co mi na jutro może byÄ potrzebne./
+ Pozwól, bym teraz sama pozostaÅa,/
+ I niechaj Marta spÄdzi tÄ noc z tobÄ
./
+ Pewnam, że wszyscy macie doÅÄ roboty
+ Przy tym tak nagÅym obchodzie.PANI KAPULETDobranoc!/
+ PoÅóż siÄ, spocznij; potrzebujesz tego.WychodzÄ
Pani Kapulet i Marta.JULIADobranoc! Bóg wie, kiedy siÄ zobaczym./
+ Zimny dreszcz trwogi na wskroÅ miÄ przejmuje/
+ I jakby mrozi we mnie ciepÅo życia./
+ ZawoÅam na nie, by mnie pokrzepiÅy;/
+ Sen, ÅmierÄNianiu! I po cóż tu ona? Straszliwy/
+ Ten czyn wymaga wÅaÅnie samotnoÅci./
+ Ha! pójdź, flakonie!/
+ Gdyby jednakże ten pÅyn nie skutkowaÅ?/
+ MiaÅażbym gwaÅtem z hrabiÄ
byÄ zÅÄ
czona?/
+ Nie, nie, ucieczka w tym: leż tu w odwodzie.kÅadzie na stole sztyletKÅadzie... sztylet --- w tamtych czasach kobiety nosiÅy przy sobie albo sztylet, albo nóż.KsiÄ
dzA gdyby też to miaÅa byÄ trucizna,/
+ KtórÄ
mi ksiÄ
dz ten zrÄcznie ÅmierÄ chce zadaÄ,/
+ By ujÅÄ zarzutu, że daÅ Ålub kobiecie,/
+ KtórÄ
już pierwej zaÅlubiÅ z kim innym?/
+ To by byÄ mogÅo; ale nie, tak nie jest,/
+ Bo jego ÅwiÄtoÅÄ jest wypróbowana,/
+ I nawet myÅli tej nie chcÄ przypuszczaÄ./
+ GotycyzmLecz gdybym w grobie siÄ ocknÄÅa pierwej,/
+ Nim miÄ Romeo przyjdzie oswobodziÄ?/
+ To byÅoby okropnie!/
+ Nie udusiÅażbym siÄ wÅród tych sklepieÅ,/
+ Gdzie nigdy zdrowe nie wnika powietrze,/
+ I nie umarÅażbym wprzód, nim Romeo/
+ Przyjdzie na pomoc? A choÄbym i żyÅa,/
+ Czyliżby straszny wpÅyw nocy i Åmierci,/
+ KtórÄ
dokoÅa bÄdÄ otoczona,/
+ Obok wrażenia, jakie sprawiÄ musi/
+ Samaż miejscowoÅÄ tego sklepionego/
+ Starożytnego lochu, w którym koÅci/
+ ZmarÅych mych przodków od lat niepamiÄtnych/
+ Nagromadzone leżÄ
, kÄdy Åwieżo/
+ ZÅożony Tybalt gnije pod caÅunem;/
+ I kÄdy nocÄ
, o pewnych godzinach,/
+ Duchy, jak mówiÄ
odbywajÄ
schadzki;/
+ SzaleniecNiestety! czyliżby prawdopodobnie/
+ To wszystko, gdybym wczeÅniej siÄ ocknÄÅa,/
+ A potem zapach trupi, RoÅlinykrzyk podobny/
+ Do tego, jaki wydaje ów korzeÅ/
+ Ziela pokrzykukrzyk... --- pokrzyk (mandragora) jest roÅlinÄ
o dziaÅaniu usypiajÄ
cym; wg starych wierzeÅ jej korzeÅ (w ksztaÅcie czÅowieka) wyrwany z ziemi krzyczy tak przeraźliwie, że ludzie sÅyszÄ
cy jego wrzaski wpadajÄ
w obÅÄd., gdy siÄ go wyrywa,/
+ Krzyk wprawiajÄ
cy ludzi w obÅÄ
kanie,/
+ Czyliżby wszystko to, w razie ocknienia -/
+ Nie pomieszaÅo mi zmysÅów? Czyliżbym/
+ Po szalonemu nie igraÅa wtedy/
+ Z koÅÄmi mych przodków? nie poszÅa siÄ pieÅciÄ/
+ Z trupem Tybalta? i w tym rozstrojeniu/
+ Nie rozbiÅażbym sobie rozpaczliwie/
+ GÅowy piszczelÄ
którego z pradziadów/
+ Jak paÅkÄ
? Patrzcie! patrzcie! zdaje mi siÄ,/
+ Å»e duch Tybalta widzÄ ÅcigajÄ
cy/
+ Romea za to, że go wygnaÅ z ciaÅa./
+ Stój! stój, Tybalcie!przytyka flakon do ustDo ciebie, mój luby,/
+ SpeÅniam ten toast zbawienia lub zguby.Wypija napój i rzuca siÄ na Åóżko./
+
+
+
+
+
+SCENA CZWARTASala w domu Kapuletów. WchodzÄ
Pani Kapulet i Marta.PANI KAPULETWeź te póÅmiski i wydaj korzenie.MARTAPiekarz o pigwy woÅa i daktyle.Wchodzi Kapulet.KAPULETSpieszcie siÄ, Åpieszcie! Już drugi kur zapiaÅ;/
+ Poranny dzwonek ozwaÅ siÄ: to trzeciaPoranny dzwonek --- mowa o curfew--bell, czyli dzwonie, który o 8 lub 9 wieczorem wzywaÅ do gaszenia ognia i dzwoniÅ ponownie o czwartej rano, zezwalajÄ
c na rozpalenie ognia. Czwarta byÅa bardziej zwyczajowÄ
godzinÄ
niż trzecia.,/
+ Dojrzyj ciast, moja Marto, nie szczÄdź przypraw.MARTACo to za wÅcibstwowÅcibstwo --- w oryg. cot--quean, babski król,mÄżczyzna mieszajÄ
cy siÄ do domowego gospodarstwa.? Idźże siÄ pan przespaÄ./
+ Dalipan, jutro siÄ nam rozchorujesz/
+ Z tego niewczasu.KAPULETAni krzty! Do licha!/
+ Nie wysypiaÅem siÄ dla spraw mniej ważnych,/
+ A przecież nigdy nie zachorowaÅem.PANI KAPULETWiem ci ja dobrze, wiem, umiaÅ jegomoÅÄ/
+ Swojego czasu myszkowaÄ; lecz teraz/
+ Ja czuwam nad tym, abyÅ pan nie czuwaÅ.WychodzÄ
Pani Kapulet i Marta.KAPULETZazdrosna sztuka!SÅugaWchodzÄ
sÅudzy z rożnami, koszami i drzewem.Hej! co tam niesiecie?PIERWSZY SÅUGARzeczy do kuchni, ale nie wiem jakie.KAPULETSpiesz siÄ.Wychodzi SÅużÄ
cy.Idź, wasze, suchszych szczap narÄ
baÄ;/
+ Piotr ci kloc wskaże po temu.DRUGI SÅUGAJeżeli/
+ O kloca idzie, to doÅÄ mnie samego;/
+ Nie potrzebujÄ siÄ zwracaÄ do Piotra.Wychodzi.KAPULETMasz sÅusznoÅÄ; żywo! WesoÅe ladaco!/
+ Sam bÄdziesz klocem. Dalipan, już dnieje/
+ I hrabia bÄdzie tu zaraz z muzykÄ
./
+ Tak przyrzekÅ.SÅychaÄ muzykÄ.Otóż idzie; już go sÅychaÄ./
+ Hej! Å»ono! Marto! Chodźcie tu! Hej! Marto!Wchodzi Marta.Idź, obudź JulkÄ, ubierz jÄ
co żywo./
+ Ja pogawÄdzÄ tymczasem z Parysem./
+ Spiesz siÄ, nie marudź; pan mÅody już przyszedÅ./
+ Co tchu siÄ zwijaj.Wychodzi.SCENA PIÄTAPokój Julii. Julia w Åóżku. Wchodzi Marta.ÅmierÄMARTACiaÅo, MaÅżeÅstwo, SenPanienko! Julciu! Jak siÄ to zaspaÅo!/
+ Wstawaj goÅÄ
bku! Wstawaj! Wstydź siÄ, Åpiochu!/
+ Panienko! duszko! rybko! Ani mrumru!/
+ Chcesz, widzÄ, wyspaÄ siÄ za caÅy tydzieÅ./
+ JakbyÅ wiedziaÅa, że ci hrabia Parys/
+ NastÄpnej nocy nie da oka zmrużyÄ./
+ OdpuÅÄ mi, Panie, amen! Jak Åpi smacznie!/
+ MuszÄ jÄ
jednak zbudziÄ. Julciu! Julciu!/
+ Niech no ciÄ hrabia Parys tak zastanie,/
+ To siÄ dopiero zerwiesz. Cóż to? w sukni?/
+ JużeÅ ubrana i znów siÄ pokÅadÅaÅ?/
+ DosyÄ już tego! Julciu! Panno Julio! -/
+ PijaÅstwoHa! przez Bóg żywy! Na pomoc! na pomoc!/
+ Ona nie żyje! O, ja nieszczÄÅliwa!/
+ Po co mi byÅo siÄ rodziÄ? Na pomoc!/
+ ChoÄ trochÄ akwawity! Panie! Pani!Wchodzi Pani Kapulet.PANI KAPULETCo za haÅas?MARTAO dniu niefortunny!PANI KAPULETMów, co siÄ staÅo?MARTAPatrz, pani.PANI KAPULETO nieba!/
+ O moje dzieciÄ! o moja pociecho!/
+ WstaÅ! odżyj albo umrÄ razem z tobÄ
!/
+ Na pomoc! woÅaj pomocy!Wchodzi Kapulet.KAPULETCo za guzdralstwo! Pan mÅody już czeka.MARTAOna nie żyje; rozstaÅa siÄ z życiem!/
+ O dniu żaÅosny!PANI KAPULETO dniu opÅakany!/
+ Ona nie żyje, nie żyje, nie żyje!KAPULETCórka, OjciecPuÅÄcie miÄ, niech zobaczÄ... Jak lód zimna;/
+ Krew w niej zastygÅa; czÅonki jej zdrÄtwiaÅy.../
+ Dawno już życie z tych ust uleciaÅo./
+ ÅmierÄ jÄ
zwarzyÅa, jak mróz najpiÄkniejszy/
+ Pierwiosnek w maju. NieszczÄsny ja starzec!MARTAO niefortunny dniu!PANI KAPULETO dniu boleÅci!OjciecKAPULETÅmierÄ ta, niszczÄ
ca wszystkie me nadzieje,/
+ GÅos mi tamuje i zamyka usta.Wchodzi Ojciec Laurenty i Parys z muzykantami.OJCIEC LAURENTYCzy panna mÅoda już jest w pogotowiu/
+ IÅÄ do koÅcioÅa?KAPULETIÅÄ, ale nie wróciÄ;/
+ O synu, w wiliÄ dnia twojego Ålubu/
+ ÅmierÄ zaÅlubiÅa twÄ
oblubienicÄ./
+ Patrz, oto leży ten kwiat w jej uÅcisku./
+ ÅmierÄ jest mym ziÄciem, ÅmierÄ jest mym dziedzicem./
+ UmrÄ i wszystko jej oddam, bo wszystko
+ Oddaje Åmierci, kto oddaje ducha.PARYSTak dawnom wzdychaÅ do tego poranku/
+ I takiż widok czekaÅ miÄ u mety!MatkaPANI KAPULETDniu nienawistny, przeklÄty! ohydny,/
+ StokroÄ obmierzÅy, jakiemu równego/
+ W obiegu swoim czas jeszcze nie widziaÅ!/
+ Jedno mieÄ tylko, jedno biedne dziecko,/
+ JednÄ
uciechÄ i jednÄ
pociechÄ./
+ I tÄ zabiera ÅmierÄ nielitoÅciwa!MARTAO smutny, smutny dniu! o dniu żaÅosny!/
+ NajopÅakaÅszy, najniefortunniejszy,/
+ Jaki widziaÅam w życiu kiedykolwiek!/
+ O dniu! o smutny dniu! O dniu żaÅosny!/
+ Nie byÅo nigdy jeszcze dnia takiego./
+ O! stokroÄ smutny dniu, stokroÄ Å¼aÅosny!PARYSOkrutna, sroga ÅwiÄtokradzka Åmierci!/
+ TyÅ miÄ podeszÅa, obdarÅa, zgnÄbiÅa./
+ Przez ciebiem niebo straciÅ, okrutnico!/
+ O Julio! luba! życie! już nie życie./
+ Nie mniej jednakże luba i po Åmierci!KAPULETLos, OjciecZawistny, twardy, niecny, zbójczy losie!/
+ Po cóż ci, po co byÅo tak tyraÅsko/
+ Wniwecz obracaÄ naszÄ
uroczystoÅÄ!/
+ O moje dziecko! raczej duszo moja,/
+ Nie moje dziecko, bo dziecko jest trupem;/
+ I wraz z nim caÅa pociech mych ostoja,/
+ CaÅy wdziÄk życia staÅ siÄ Åmierci Åupem!OJCIEC LAURENTYPrzestaÅcie! Rozpacz nie leczy rozpaczy./
+ Nadobne dzieciÄ to byÅo wÅasnoÅciÄ
/
+ Zarówno nieba, jak i waszÄ
, niebo/
+ ZabraÅo swojÄ
czÄÅÄ; tym lepiej dla niej,/
+ WyÅcie nie mogli waszej czÄÅci ziemskiej/
+ Ustrzec od Åmierci, ale czÄÅÄ jej lepszÄ
/
+ Niebo zachowa w wiekuistym życiu./
+ Jej wywyższenie byÅo szczytem waszych/
+ Å»yczeÅ i dÄ
żeÅ. W nim zakÅadaliÅcie/
+ Swój raj na ziemi i pÅaczecie teraz,/
+ I rozpaczacie, widzÄ
c jÄ
wzniesionÄ
/
+ Ponad obÅoki do istnego raju?/
+ O, zÅa to miÅoÅÄ jÄczeÄ z żalu wtedy,/
+ Kiedy tym, których kochamy, jest dobrze./
+ MaÅżeÅstwo, Å»onaNie ta dziewica dobrze poszÅa za mÄ
ż,/
+ Co dÅugie lata przeżyÅa w zamÄÅciu,/
+ Lecz ta, co mÅodo zamÄżnÄ
umiera./
+ PoÅóżcie tamÄ Åzom i umaiwszy/
+ To piÄkne ciaÅo liÅÄmi rozmarynu,/
+ Każcie je, wedle zwyczaju, niebawem/
+ W ÅwiÄ
tecznych szatach zanieÅÄ do koÅcioÅa./
+ Å»aÅobaÅwiÄtymi wprawdzie sÄ
boleÅci prawa,/
+ Przecież rozsÄ
dek z Åez siÄ naigrawa.KAPULETMaÅżeÅstwoCoÅmy na gody poprzysposabiali,/
+ To musi teraz posÅużyÄ na pogrzeb;/
+ Weselna uczta zamieni siÄ w stypÄ,/
+ DźwiÄk strun w jÄk dzwonów, pieÅni w smÄtne treny,/
+ Mirtowy wieniec martwÄ
skroÅ otoczy,/
+ SÅowem, wszystko siÄ w opak przeistoczy.OJCIEC LAURENTYWyjdźcie stÄ
d, paÅstwo, i ty, hrabio, także./
+ Niech siÄ gotuje każdy odprowadziÄ/
+ Te piÄkne zwÅoki na wieczny spoczynek./
+ Snadź niebo na was o coŠzagniewane;/
+ Nie jÄ
trzcież jego gniewu jeszcze gorzej/
+ Oporem przeciw ÅwiÄtej woli bożej.WychodzÄ
Kapulet, Pani Kapulet, Parys i Ojciec Laurenty.Muzyka, SÅugaPIERWSZY MUZYKANTTrzeba nam podobno schowaÄ dudy w miech i wynieÅÄ siÄ za drzwi.MARTATak, tak, schowajcie swoje instrumentainstrumenta --- popr. instrumenty.,/
+ Poczciwi ludzie, nie ma tu co robiÄ.DRUGI MUZYKANTMożeÄ siÄ jeszcze co znajdzie.Wchodzi Piotr.PIOTRZagrajcie mi na basetli, panowie muzykanci, zagrajcie mi na basetli, jeżeli mi dobrze życzycie.PIERWSZY MUZYKANTDlaczego na basetli?PIOTRBo moja dusza gra teraz na drumlidrumla --- maÅy, prymitywny instrument muzyczny, należÄ
cy do idiofonów (tj. drgajÄ
cych caÅÄ
powierzchniÄ
). SkÅada siÄ z elastycznej sztabki metalowej oprawnej w żelaznÄ
ramkÄ w ksztaÅcie podkowy. Do ramki przymocowana jest skórka albo sprÄżynka, za pociÄ
gniÄciem której instrument zaczyna drgaÄ, wydajÄ
c w zasadzie jeden tylko dźwiÄk. GrajÄ
cy trzyma drumlÄ w ustach i odpowiednio modulujÄ
c ich ukÅad potrafi wzbogacaÄ ten dźwiÄk o różne tony.. Zagrajcie mi co smÄtnie skocznego dla rozweselenia.PIERWSZY MUZYKANTDaj nam waÅÄ pokój; nie pora teraz do gÄdźbygÄdźba --- akompaniament muzyczny do recytacji lub Åpiewu; również samo granie lub Åpiewanie..PIOTRNie chcecie zatem?PIERWSZY MUZYKANTNie.PIOTRCzekajcie, zapÅacÄ wam za to.PIERWSZY MUZYKANTCzym takim?PIOTRNie brzÄczÄ
cÄ
monetÄ
, jak mi Bóg miÅy! ale bitÄ
monetÄ
; monetÄ
godnÄ
rzÄpoÅów.PIERWSZY MUZYKANTTo my siÄ waÄpanu równÄ
monetÄ
odpÅacimy; monetÄ
godnÄ
lokajów.PIOTRWprzód ja wam lokajskÄ
klingÄ
zagram po brzuchu.DRUGI MUZYKANTSchowaj, waÄpan, swój rożen, a wydobÄ
dź lepiej swój dowcip.PIOTRStrzeżcie siÄ ostrza mego dowcipu, bo was przeszyje na wylot. BacznoÅÄ!ÅpiewaGdy z piersi pÅynie jÄk,/
+ A serce żal zakrwawiÄ
,/
+ Muzyki srebrny dźwiÄk...Dlaczego srebrny dźwiÄk? Dlaczego muzyki srebrny dźwiÄk? Cóż waÅÄ na to, moÅci Barania Kiszko?PIERWSZY MUZYKANTJużci dlatego, że srebro ma dźwiÄk miÅy.PIOTRPleciesz! a waÅÄ co na to, moÅci Klawicymbale?DRUGI MUZYKANTDlatego sÄ
dzÄ, że muzykanci grajÄ
za srebro.PIOTRPleciesz także! A waÅÄ co o tym sÄ
dzisz, moÅci Kaleczyuchu?TRZECI MUZYKANTNie wiem doprawdy, co o tym sÄ
dziÄ.PIOTRO, przepraszam, zapomniaÅem, że jesteÅ Åpiewakiem. No, to ja powiem za ciebie: ,,Muzyki srebrny dźwiÄk" mówi siÄ dlatego, że muzykanci rzadko kiedy zÅoto za muzykÄ dostajÄ
.wychodzi ÅpiewajÄ
cMuzyki srebrny dźwiÄk/
+ Natychmiast ulgÄ sprawia.PIERWSZY MUZYKANTCóż to za bezczelny Åotr z tego hultaja!DRUGI MUZYKANTPal go kaci! Zejdźmy tam na dóŠwmieszaÄ siÄ miÄdzy orszak żaÅobny i czekaÄ, rychÅo co spadnie z póÅmiska.WychodzÄ
.AKT PIÄTYSCENA PIERWSZAMantua. Ulica. Wchodzi Romeo.LosROMEOSen, PrzeczucieJeżeli można ufaÄ sennym wróżbom,/
+ Wkrótce miÄ czeka jakaÅ wieÅÄ radosna./
+ Król mego ÅonaKról mego Åona --- serce. oddycha swobodnie/
+ I duch mój przez dzieÅ caÅy niezwyczajnie/
+ Lekkim nad ziemiÄ wznosi siÄ polotem:/
+ ÅniÅem, że moja ukochana przyszÅa/
+ I że znalazÅa miÄ nieżywym (dziwny/
+ Sen, co pozwala myÅleÄ umarÅemu!),/
+ Lecz ona swymi pocaÅowaniami/
+ Tyle tchu wlaÅa w martwe moje usta,/
+ Żem nagle odżyŠi zostaŠcesarzem./
+ Ach, jakże sÅodkÄ
jest miÅoÅÄ naprawdÄ,/
+ Kiedy jej mara takÄ
rozkosz sprawia!Wchodzi Baltazar.WieÅci z Werony! - Cóż tam, Baltazarze?/
+ Czy mi przynosisz list od Laurentego?/
+ Co robi Julia? Czy zdrów jest mój ojciec?/
+ Jak siÄ ma Julia? Po raz drugi pytam./
+ Bo nie ma zÅego, jeÅli jej jest dobrze.BALTAZARÅmierÄWszystko wiÄc dobrze, bo jej już źle nie jest;/
+ CiaÅo jej leży w lochach Kapuletów,/
+ A duch jej goÅci miÄdzy anioÅami./
+ WidziaÅem, jak jÄ
zÅożono do sklepieÅ,/
+ I wziÄ
Åem pocztÄ, aby o tym panu/
+ DonieÅÄ czym prÄdzej. Przebacz pan, że takÄ
/
+ ZÅÄ
wieÅÄ przynoszÄ; wszakże uwiadomiÄ/
+ Pana o wszystkim byÅem w obowiÄ
zku.ROMEORozpaczMaż to byÄ prawdÄ
? DrwiÄ sobie z was, gwiazdy!DrwiÄ sobie z was, gwiazdy! --- Romeo wierzy, iż gwiazdy, rzÄ
dzÄ
ce jego życiem skazaÅy go na bezgraniczne cierpienie; drwina z gwiazd jest wiÄc zapowiedziÄ
samobójstwa, buntem przeciw losowi./
+ Wszak wiesz, gdzie mieszkam? PrzynieÅ mi papieru/
+ I atramentu, idź potem na pocztÄ/
+ ZamieniÄ konie. Wyjeżdżam tej nocy.BALTAZARBÅagam ciÄ, panie, zachowaj cierpliwoÅÄ;/
+ WyglÄ
dasz blado, ponuro i wzrok twój/
+ CoÅ niedobrego zapowiada.ROMEOCicho./
+ Mylisz siÄ; zostaw miÄ, zrób, com rozkazaÅ./
+ Czy nie masz listu od ksiÄdza?BALTAZARNie, panie.ROMEOMniejsza wiÄc o to. Idź zamówiÄ konie;/
+ Wkrótce pospieszÄ za tobÄ
.Wychodzi Baltazar.Tak Julio!/
+ Tej jeszcze nocy spocznÄ przy twym boku:/
+ O Årodek tylko idzie. O, jak prÄdko/
+ ZÅy zamiar wnika w myÅl zrozpaczonego!/
+ GdzieÅ niedaleko stÄ
d mieszka aptekarz:/
+ Przed paru dniami widziaÅem go, pomnÄ,/
+ Jak zasÄpiony, w podartym odzieniu,/
+ PrzebieraÅ zioÅa; zapadÅe miaÅ oczy./
+ CiaÅo od wielkiej nÄdzy jak wiór wyschÅe./
+ W nikczemnym jego sklepiku żóÅw wisiaÅ;/
+ Wypchany aligatorWypchany aligator --- lub krokodyl stanowiÅ nieodzowny rekwizyt sklepu aptekarza. obok szczÄ
tków/
+ Dziwnego ksztaÅtu ryb; na jego póÅkach/
+ LeżaÅa tu i ówdzie zbieranina/
+ Próżnych flasz, sÅojów, zielonych czerepów,/
+ PÄcherzów, stÄchÅych nasion; resztki sznurków/
+ I zapleÅniaÅe kawaÅki lukrecji./
+ Na widok tego pomyÅlaÅem sobie:/
+ ObyczajeKomu by byÅa potrzebna trucizna,/
+ Której w Mantui sprzedaż gardÅem karzÄ
,/
+ Niechajby przyszedÅ do tego hoÅysza,/
+ On by dostarczyÅ mu jej. MyÅl ta byÅa,/
+ Niestety! wróżbÄ
mej potrzeby wÅasnej;/
+ Sam w niej dziÅ jestem i tenże sam czÅowiek/
+ Z potrzeby bÄdzie musiaÅ jej zaradziÄ./
+ Jeżeli siÄ nie mylÄ, tu on mieszka;/
+ Z powodu ÅwiÄta kram jego zamkniÄty ---/
+ Hej! aptekarzu!Wchodzi Aptekarz.APTEKARZKtóż to woÅa takim/
+ DonoÅnym gÅosem?Bieda, Samobójstwo, ÅmierÄROMEOZbliż siÄ tu, czÅowieku,/
+ WidzÄ, że jesteÅ w niezamożnym stanie;/
+ Weź te czterdzieÅci dukatów, a daj mi/
+ DrachmÄ trucizny takiej, co by mogÅa/
+ Po wszystkich żyÅach rozejÅÄ siÄ od razu/
+ I nienawistne życie odjÄ
Ä temu,/
+ Co jej zażyje; co by tak gwaÅtownie/
+ WygnaÅa oddech z piersi, jak gwaÅtownie/
+ Lontem dotkniÄty proch wypÄdza pocisk/
+ Z czeluÅci dziaÅa.APTEKARZMam ja taki Årodek;/
+ Ale w Mantui prawo ÅmierciÄ
karze/
+ Każdego, co siÄ waży go udzieliÄ.ROMEOTak bardzo jesteÅ biedny, tak ciÄ srodze/
+ Los upoÅledza i boisz siÄ umrzeÄ?/
+ GÅód z twych lic, z oczu patrzy niedostatek;/
+ Åatana nÄdza wisi na twym grzbiecie;/
+ Åwiat ci nie sprzyja ani prawo Åwiata,/
+ Bo Åwiat nie dajeÄ prawa byÄ bogatym;/
+ Drwij wiÄc z praw, przyjm to i przestaÅ byÄ biednym.APTEKARZUbóstwo, a nie chÄÄ skÅania mnie ulec.ROMEOUbóstwo twoje też, nie chÄÄ opÅacam.APTEKARZWeź pan to, rozczyÅ w jakimkolwiek pÅynie/
+ I pÅyn ten wypij, a choÄbyÅ miaÅ siÅÄ/
+ Dwudziestu ludzi, wnet wyzioniesz ducha!ROMEOOto masz zÅoto, tÄ truciznÄ zgubnÄ
/
+ Dla duszy ludzkiej, która wiÄcej zabójstw/
+ Na tym obmierzÅym Åwiecie dokonywa/
+ Niż owe marne preparatapreparata --- popr. preparaty, mikstury., których/
+ Pod karÄ
Åmierci sprzedaÄ ci nie wolno./
+ Nie ty mnie, ja ci sprzedaÅem truciznÄ./
+ BÄ
dź zdrów: kup strawy i odziej siÄ w miÄso./
+ Kordiale, nie trucizno, pójdź mi sÅużyÄ/
+ U grobu Julii, bo tam ciÄ mam użyÄ.RozchodzÄ
siÄ.SCENA DRUGACela Ojca Laurentego. Ojciec Laurenty sam.BRAT JANza scenÄ
Otwórz, wielebny ojcze franciszkanie.OJCIEC LAURENTYToÄ nie czyj inny gÅos, jak brata Jana.otwiera drzwiWitaj z Mantui! Cóż Romeo? Maszli/
+ UstnÄ
odpowiedź jego czy na piÅmie?Wchodzi Brat Jan.BRAT JANKiedy za jednym bosym zakonnikiem/
+ Naszej reguÅy, który miaÅ iÅÄ ze mnÄ
/
+ I byÅ przy chorym, poszedÅem na miasto/
+ I jużem znalazÅ go, miejscy pachoÅcy/
+ PodejrzewajÄ
c, żeÅmy byli w domu/
+ TkniÄtym zarazÄ
, opieczÄtowali/
+ Drzwi i nie chcieli nas puÅciÄ na zewnÄ
trzopieczÄtowali drzwi --- byÅ to zwyczaj stosowany w Anglii w okresie zarazy, przy czym czynnoÅci tej dokonywaÅ urzÄdnik hrabstwa zwany konstablem../
+ Nie mogÅem siÄ wiÄc udaÄ do Mantui.OJCIEC LAURENTYKtóż tedy zaniósÅ mój list do Romea?BRAT JANNikt go nie zaniósÅ --- oto jest; nie mogÅem/
+ Ani go posÅaÄ do Mantui, ani/
+ Wam go odesÅaÄ, tak nas pilnowano.OJCIEC LAURENTYNieszczÄsny trafie! ten list byÅ tak ważny!/
+ NiedorÄczenie go może fatalne/
+ Skutki sprowadziÄ. Biegnij, bracie Janie;/
+ Postaraj no siÄ gdzie o drÄ
g żelazny/
+ I tu go przynieÅ.BRAT JANNatychmiast przyniosÄ.OJCIEC LAURENTYMuszÄ czym prÄdzej spieszyÄ do grobowca./
+ W ciÄ
gu trzech godzin Julia siÄ przebudzi./
+ GniewaÄ siÄ na mnie bÄdzie, żem Romea/
+ Nie uwiadomiÅ o tym, co siÄ staÅo;/
+ Ale napiszÄ do niego raz jeszcze/
+ I tu jÄ
skryjÄ do jego przybycia./
+ Biedny ty prochu: w grobie już za życia!Wychodzi.SCENA TRZECIACmentarz, na nim grobowiec rodziny Kapuletów. Wchodzi Parys z Paziem, niosÄ
cym kwiaty i pochodniÄ.PARYSSÅugaDaj mi pochodniÄ, chÅopcze, i idź z Bogiem,/
+ Lub zgaÅ jÄ
, nie chcÄ, żeby miÄ widziano./
+ Idź siÄ poÅożyÄ owdzie pod cisami/
+ I ucho przyÅóż do ziemi, a skoro/
+ UsÅyszysz czyje kroki na cmentarzu,/
+ Którego ryty grunt Åatwo je zdradzi,/
+ Wtedy zagwizdnij na znak, że ktoŠidzie./
+ Daj mi te kwiaty. Idź, zrób, jakem kazaÅ.PAŹStraszno mi bÄdzie pozostaÄ samemu/
+ WpoÅród cmentarza; jednakże spróbujÄ.Oddala siÄ.PARYSDrogi mój kwiecie, kwieciem posypujÄ/
+ Twe oblubieÅcze Åoże. Baldachimem/
+ Twym sÄ
, niestety, gÅazy i proch marny,/
+ Które ożywczÄ
wodÄ
co noc zroszÄ/
+ Lub, gdy jej braknie, Åzami mej rozpaczy/
+ I tak co nocy na twojÄ
mogiÅÄ/
+ Kwiat bÄdÄ sypaÅ i gorzkie Åzy roniÅ.Paź gwiżdże.ChÅopiec mój daje hasÅo; ktoÅ siÄ zbliża./
+ Czyjaż to stopa Åmie nocÄ
tu zmierzaÄ/
+ I ten żaÅobny mój przerywaÄ obrzÄd?/
+ Z pochodniÄ
nawet! OdstÄ
pmy na chwilÄ.Oddala siÄ. Wchodzi Romeo i Baltazar z pochodniÄ
, oskardem itp.SÅugaROMEOPodaj mi oskard i drÄ
g. Weź to pismo;/
+ Oddasz je memu ojcu jak najraniej./
+ Daj no pochodniÄ. Co bÄ
dź tu usÅyszysz/
+ Albo zobaczysz, pamiÄtaj, jeżeli/
+ MiÅe ci życie, pozostaÄ z daleka/
+ I nie przerywaÄ biegu mej czynnoÅci./
+ W to Åoże Åmierci wejÅÄ chcÄ czÄÅciÄ
po to,/
+ Aby zobaczyÄ tÄ, co w nim spoczywa,/
+ Lecz gÅównie po to, aby zdjÄ
Ä z jej palca/
+ Szacowny pierÅcieÅ, który mi do czegoÅ/
+ Ważnego nieodbicie jest potrzebny./
+ Idź wiÄc, zastosuj siÄ do moich życzeÅ./
+ GdybyÅ zaÅ, pÅochÄ
zdjÄty ciekawoÅciÄ
,/
+ WróciÅ podglÄ
daÄ dalsze moje kroki,/
+ Na Boga, wszystkie koÅci bym ci roztrzÄ
sÅ/
+ I posiaÅ nimi ten niesyty cmentarz./
+ UmysŠmój dziko jest usposobiony,/
+ Niepowstrzymaniej i nieubÅaganiej/
+ Niż gÅodny tygrys lub wzburzone morze.BALTAZAROdejdÄ, panie, i bÄdÄÄ posÅuszny.ROMEOOkażesz mi tym przyjaźÅ. Weź ten worek,/
+ Poczciwy chÅopcze, bÄ
dź zdrów i szczÄÅliwy.BALTAZARna stronieBÄ
dź jak bÄ
dź, stanÄ tu gdzie na uboczu,/
+ Bo mu zÅy jakiÅ zamiar patrzy z oczu.Oddala siÄ.ÅmierÄROMEOCzarna pieczaro, o! ty wnÄtrze Åmierci,/
+ Tuczne najdroższym na tej ziemi szczÄ
tkiem,/
+ Otwórz mi swojÄ
zardzewiaÅÄ
paszczÄ,/
+ A ja ci nowÄ
żertwÄ rzucÄ za to.Odbija drzwi grobowca.PARYSZbrodniarzTo ten wygnany, zuchwaÅy Monteki,/
+ Co zamordowaŠTybalta, po którym/
+ Å»al, jak mniemajÄ
, sprowadziÅ ÅmierÄ Julii;/
+ I on tu przyszedÅ knuÄ jeszcze zamachy/
+ Przeciw umarÅym; muszÄ go powstrzymaÄ,postÄpuje naprzódSpuÅÄ ÅwiÄtokradzkÄ
dÅoÅ, niecny Monteki!/
+ Możeż siÄ zemsta aż za grób rozciÄ
gaÄ?/
+ SzaleniecSkazany zbrodniu, aresztujÄ ciebie;/
+ BÄ
dź mi posÅuszny i pójdź; musisz umrzeÄ.ROMEOMuszÄ, zaprawdÄ, i po tom tu przyszedÅ./
+ MÅodzieÅcze, nie drażŠczÅowieka w rozpaczy;/
+ Zostaw miÄ, odejdź; pomyÅl o tych zmarÅych/
+ I zadrżyj. BÅagam ciÄ na wszystkie wzglÄdy,/
+ Nie wal nowego grzechu na mÄ
gÅowÄ,/
+ PrzyprowadzajÄ
c miÄ do pasji; odejdź!/
+ Na Boga, życzÄ ci lepiej niż sobie;/
+ Bom ja tu przyszedÅ przeciw sobie zbrojny./
+ O! odejdź, odejdź! żyj i powiedz potem:/
+ ,,Z Åaski szaleÅca cieszÄ siÄ Å¼ywotem."ÅmierÄPARYSZa nic mam wszelkie twoje przeÅożenia/
+ I aresztujÄ ciÄ jako zÅoczyÅcÄ.ROMEOWyzywasz mojÄ
wÅciekÅoÅÄ, broÅ siÄ zatem.SÅugaWalczÄ
.PAŹO nieba! bijÄ
siÄ, biegnÄ po wartÄ.Wychodzi.PARYSpadajÄ
cZabity jestem. O, jeÅli masz litoÅÄ,/
+ Otwórz grobowiec i zÅóż mnie przy Julii.Umiera.ROMEOStanieÄ siÄ zadoÅÄ. Lecz któż to jest taki?/
+ To hrabia Parys, Merkucja plemiennik!/
+ Cóż to mi w drodze prawiÅ mój sÅużÄ
cy?/
+ Lecz wtedy moja nieprzytomna dusza/
+ Uwagi na to nie zwróciÅa; Parys,/
+ MówiÅ, podobno miaÅ zaÅlubiÄ JuliÄ./
+ Czy on to mówiÅ? czy mi siÄ to ÅniÅo?/
+ Czyli też jestem w obÅÄ
kaniu myÅlÄ
c,/
+ Å»e jego wzmianka o Julii tak brzmiaÅa?/
+ Daj mi uÅcisnÄ
Ä twÄ
dÅoÅ, o ty, w jednÄ
/
+ KsiÄgÄ niedoli ze mnÄ
zapisany!/
+ ZÅoÅ¼Ä twe zwÅoki w tryumfalnym grobie./
+ W grobie? nie, mÅoda ofiaro, nie w grobie,/
+ W latarni raczejlatarnia --- nazywano tak wieżyczki o licznych okienkach, przez które sÄ
czyÅo siÄ ÅwiatÅo do koÅcioÅa., bo tu Julia leży;/
+ A blask jej wdziÄków zmienia to sklepienie/
+ W przybytek ÅwiatÅa. Spoczywaj w spokoju,/
+ Trupie, rÄkami trupa pogrzebany!skÅada ciaÅo Parysa w grobowcuMówiÄ
, że nieraz ludzie bliscy Åmierci/
+ Miewali chwile wesoÅe; ich stróże/
+ ZwÄ
to ostatnim przedÅmiertnym wybÅyskiem;/
+ CoÅ podobnego i u mnie siÄ zdarza?/
+ MiÅoÅÄ, MiÅoÅÄ silniejsza niż ÅmierÄ, RozpaczJulio! kochanko moja! moja żono!/
+ ÅmierÄ, co wyssaÅa miód twojego tchnienia,/
+ WdziÄków twych zatrzeÄ nie zdoÅaÅa jeszcze./
+ Nie jesteÅ jeszcze zwyciÄżonÄ
: karmin,/
+ Ten sztandar wdziÄków, nie przestaÅ powiewaÄ/
+ Na twoich licach i bladej swej flagi/
+ Zniszczenie na nich jeszcze nie zatknÄÅo./
+ SamobójstwoTybalcie, tyż to Åpisz pod tym caÅunem?/
+ MogÄż czym lepszym zadoÅÄ ci uczyniÄ,/
+ Jak że tÄ
rÄkÄ
, co zabiÅa ciebie,/
+ PrzetnÄ dni tego, co byÅ twoim wrogiem?/
+ Przebacz mi, przebacz, Tybalcie! GotycyzmAch, Julio!/
+ JakżeÅ ty jeszcze piÄkna! Mamże myÅleÄ,/
+ Å»e bezcielesna nawet ÅmierÄ ulega/
+ WpÅywom miÅoÅci? że chudy ten potwór/
+ W ciemnicy tej ciÄ trzyma jak kochankÄ?/
+ BojÄ
c siÄ tego, zostanÄ przy tobie/
+ I nigdy, nigdy już nie wyjdÄ z tego/
+ PaÅacu nocy; tu, tu mieszkaÄ bÄdÄ/
+ PoÅród twojego orszaku - robactwa./
+ Tu sobie staÅÄ
zaÅoÅ¼Ä siedzibÄ,/
+ LosGdy z tego ciaÅa znużonego Åwiatem/
+ OtrzÄ
snÄ jarzmo gwiazd zawistnych. Oczy,/
+ Spojrzyjcie po raz ostatni! ramiona,/
+ Po raz ostatni zegnijcie siÄ w uÅcisk!/
+ A wy, podwoje tchu, zapieczÄtujcie/
+ PocaÅowaniem akt sojuszu z ÅmierciÄ
/
+ Na wieczne czasy majÄ
cy siÄ zawrzeÄ!/
+ Pójdź, ty niesmaczny, cierpki przewodniku!/
+ Blady sterniku, pójdź rzuciÄ o skaÅy/
+ Falami życia skoÅatanÄ
ÅódkÄ!/
+ Do ciebie, Julio!pijeWalny aptekarzu!/
+ PÅyn twój skutkuje: caÅujÄ
c --- umieram.Umiera. Wchodzi Ojciec Laurenty z przeciwnej strony cmentarza, z latarniÄ
, drÄ
giem żelaznym i rydlem.OJCIEC LAURENTYÅwiÄty Franciszku, wspieraj miÄ! Jak czÄsto/
+ O takiej porze stare moje stopy/
+ O gÅazy grobów potrÄ
caÅy! Kto tu?BALTAZARPrzyjaciel, który was dobrze zna, ojcze.OJCIEC LAURENTYBóg z tobÄ
! Powiedz mi, mój przyjacielu,/
+ Co znaczy owa pochodnia ÅwiecÄ
ca/
+ Chyba robakom i bezoczym czaszkom?/
+ Nie tlejeż ona w grobach Kapuletów?SÅugaBALTAZARTam wÅaÅnie; jest tam i mój pan, któremu/
+ Sprzyjacie, ojcze.OJCIEC LAURENTYKto taki?BALTAZARRomeo.OJCIEC LAURENTYJak dawno on tam jest?!BALTAZAROd póŠgodziny.OJCIEC LAURENTYPójdź ze mnÄ
, bracie, do tych sklepieÅ.BALTAZARNie Åmiem;/
+ Bo mi pan kazaÅ odejÅÄ i straszliwie/
+ ZagroziÅ ÅmierciÄ
, jeÅli tu zostanÄ/
+ I kroki jego waÅ¼Ä siÄ podglÄ
daÄ.OJCIEC LAURENTYZostaÅ wiÄc, ja sam pójdÄ. DrÅ¼Ä z obawy,/
+ Czy siÄ nie staÅo co nieszczÄÅliwego.BALTAZARGdym drzymaÅ, leżÄ
c owdzie pod cisami,/
+ MarzyÅo mi siÄ, że mój pan z kimÅ walczyÅ/
+ I że pokonaÅ tamtego.OJCIEC LAURENTYpostÄpujÄ
c naprzódRomeo!/
+ Na miÅoÅÄ boskÄ
, czyjaż to krew broczy/
+ Kamienne wnijÅcie do tego grobowca?/
+ Czyjeż to miecze samopas rzucone/
+ LeżÄ
u tego siedliska pokoju?wchodzi do grobowcaLosRomeo! blady! - Parys! i on także!/
+ I krwiÄ
zalany? Ach! cóż za fatalnoÅÄ/
+ Tak opÅakany zrzÄ
dziÅa wypadek! ---/
+ MiÅoÅÄ silniejsza niż ÅmierÄJulia siÄ budzi.JULIAbudzÄ
c siÄ i podnoszÄ
cO pocieszycielu!/
+ Gdzie mój kochanek? Wiem, gdzie byÄ powinnam/
+ I tam też jestem; lecz gdzie mój Romeo?HaÅas za scenÄ
.OJCIEC LAURENTYCóż to za haÅas? LosJulio, wyjdźmy z tego/
+ Mieszkania Åmierci, zgrozy i zniszczenia./
+ PotÄga, której nikt z nas siÄ nie oprze,/
+ Wniwecz zamiary nasze obróciÅa./
+ Pójdź; twój mÄ
ż leży martwy obok ciebie./
+ I Parys także. Pójdź; pójdź; zaprowadzÄÄ/
+ Do monasteru ÅwiÄtych sióstr zakonnych./
+ Nie zwÅócz, nie pytaj, bo warta nadchodzi./
+ Pójdź, biedna Julio!Znowu haÅas.Nie mogÄ już czekaÄ.Wychodzi.JULIAIdź z Bogiem, starcze; idź, ja tu zostanÄ./
+ SkÄ
piecCóż to jest? Czara w zaciÅniÄtej dÅoni/
+ Mego kochanka? TruciznÄ wiÄc zażyÅ!/
+ O skÄ
piec! WypiÅ wszystko; ani kropli/
+ Nie pozostawiÅ dla mnie! PrzytknÄ usta/
+ Do twych kochanych ust, może tam jeszcze/
+ Znajdzie siÄ jaka odrobina jadu,/
+ Co miÄ zabije w upojeniu bÅogim.caÅuje goTwe usta ciepÅe.DOWÃDCA WARTYza scenÄ
Gdzie to? pokaż, chÅopcze.SamobójstwoJULIAIdÄ
, czas koÅczyÄ.chwytajÄ
c sztylet RomeaZbawczy puginale!/
+ Tu twoje miejsce.przebija siÄTkwij w tym futerale.Pada na ciaÅo Romea i umiera. Wchodzi warta z Paziem Parysa.PAŹTu, tu w tym miejscu, gdzie pÅonie pochodnia.DOWÃDCA WARTYZiemia zbroczona; obejdźcie w krÄ
g cmentarz/
+ I przytrzymajcie, kogo napotkacie.Wychodzi kilku ludzi z warty.Smutny widoku! tu hrabia zabity,/
+ Tu Julia we krwi pÅywa, jeszcze ciepÅa,/
+ Tylko co zmarÅa; ona, co przed dwoma/
+ Dniami w tym grobie byÅa pochowana./
+ Idźcie powiedzieÄ o tym ksiÄciu; Åpieszcie,/
+ Wy do Montekich, wy do Kapuletów,/
+ A wy odbÄ
dźcie przeglÄ
d w innej stronie.Wychodzi kilku innych wartowników.Widzimy miejsce, gdzie zaszÅa ta zgroza,/
+ Lecz w jaki sposób ona miaÅa miejsce,/
+ Tego nie możem pojÄ
Ä bez objaÅnieÅ.Wchodzi kilku innych wartowników z Baltazarem.PIERWSZY WARTOWNIKOto Romea sÅuga, znaleźliÅmy/
+ Go na cmentarzu.DOWÃDCANiech bÄdzie pod strażÄ
,/
+ Dopóki ksiÄ
Å¼Ä nie nadejdzie.Wchodzi kilku innych wartowników, prowadzÄ
c Ojca Laurentego.DRUGI WARTOWNIKOto mnich jakiÅ drżÄ
cy i pÅaczÄ
cy;/
+ OdebraliÅmy mu ten drÄ
g i rydel,/
+ Kiedy siÄ bokiem cmentarza wykradaÅ.DOWÃDCATo jakiÅ ptaszek; trzymajcie go także.Wchodzi KsiÄ
Å¼Ä ze swym orszakiem.Co za nieszczÄÅcie o tak rannej porze/
+ Sen nasz przerwaÅo i aż tu nas wzywa?Wchodzi Kapulet, Pani Kapulet i inne osoby.KAPULETJakiż byÄ może powód tego zgieÅku?PANI KAPULETLud po ulicach wykrzykuje: ,,Julia!/
+ Parys! Romeo!" i jedni przez drugich/
+ TÅumnie tu dÄ
żÄ
do naszego grobu.KSIÄÅ»ÄCóż to za postrach rozruch ten sprowadza?!/
+ Odpowiadajcie!DOWÃDCAMiÅoÅciwy Panie!/
+ Oto zabity leży hrabia Parys!/
+ Romeo martwy i Julia, wprzód zmarÅa,/
+ A teraz ciepÅa z puginaÅem w piersi.KSIÄÅ»ÄSzukajcie, Åledźcie sprawców tego mordu.DOWÃDCAOto mnich jakiÅ i Romea sÅuga,/
+ Których tu moi ludzie przytrzymali/
+ I którzy mieli przy sobie narzÄdzia/
+ Do odbijania grobów.KAPULETO nieba! żono, patrz, jak jÄ
krew broczy!/
+ PuginaÅ zbÅÄ
dziÅ z drogi; oto bowiem/
+ Pochwa od niego wisi przy Montekim;/
+ Zamiast w niÄ
trafiÄ, trafiÅ w pierÅ mej córki.Matka, StaroÅÄ , ÅmierÄPANI KAPULETNiestety! widok ten, jak odgÅos dzwonu,/
+ Ostrzega staroÅÄ mÄ
o chwili zgonu.Wchodzi Monteki i inne osoby.KSIÄÅ»ÄMonteki, wczeÅnie wstaÅeÅ, aby ujrzeÄ/
+ Nadziei swoich wczeÅniejszy upadek!Matka, SynMONTEKIAch! miÅoÅciwy ksiÄ
żÄ, żona moja/
+ ZmarÅa tej nocy z tÄsknoty za synem;/
+ Jakiż cios jeszcze niebo mi przeznacza?KSIÄÅ»ÄPatrz, a zobaczysz!Ojciec, SynMONTEKIO niedobry synu!/
+ Jak siÄ ważyÅeÅ w grób uprzedziÄ ojca?KSIÄÅ»ÄZamknijcie usta żalowi na chwilÄ,/
+ Póki zagadki tej nie rozwiÄ
żemy/
+ I nie zbadamy jej źródÅa i wÄ
tku:/
+ Wtedy sam stanÄ na skarg waszych czele/
+ I bÄdÄ waszej boleÅci heroldem./
+ Do samej Åmierci. ProszÄ was o spokój/
+ I niech ulegnie zÅy los cierpliwoÅci./
+ Stawcie, na kogo pada podejrzenie.OJCIEC LAURENTYJa to, o panie! lubo najmniej zdolny/
+ Do popeÅnienia czegoÅ podobnego,/
+ Jestem, ze wzglÄdu na okolicznoÅci,/
+ Poszlakowany najprawdopodobniej/
+ O dzieÅo tego okropnego mordu./
+ StajÄ wiÄc jako wÅasny oskarżyciel/
+ I jako wÅasny obroÅca w tej sprawie,/
+ By siÄ potÄpiÄ i usprawiedliwiÄ.KSIÄÅ»ÄMów, czegoÅ Åwiadom.MaÅżeÅstwoOJCIEC LAURENTYZwiÄźle rzecz opowiem./
+ Bo tchnieŠmych pasmo krótsze jest zaiste/
+ Niż dÅuga powieÅÄ. Romeo, którego/
+ ZwÅoki tu leżÄ
, byÅ maÅżonkiem Julii,/
+ A Julia byÅa prawÄ
jego żonÄ
;/
+ Jam ich zaÅlubiÅ, a dniem tajemnego/
+ Ich poÅÄ
czenia byŠów dzieÅ nieszczÄsnej/
+ Tybalta Åmierci, która nowożeÅca/
+ WygnaÅa z miasta; i ten to byÅ powód/
+ Cierpienia Julii, nie żal po Tybalcie.do KapuletówWy, chcÄ
c oddaliÄ od niej chmury smutku,/
+ ZarÄczyliÅcie jÄ
i do maÅżeÅstwa/
+ Z hrabiÄ
Parysem chcieliÅcie jÄ
zmusiÄ./
+ W tej alternaciealternata --- zmiana biegu wypadków. przyszÅa ona do mnie/
+ I nalegaÅa usilnymi proÅby/
+ O doradzenie jej jakiego Årodka,/
+ Co by od tego powtórnego zwiÄ
zku/
+ MógÅ jÄ
uwolniÄ; w przeciwnym zaÅ razie/
+ ChciaÅa w mej celi życie sobie odjÄ
Ä./
+ DaÅem jej tedy, ufny w mojej sztuce,/
+ UsypiajÄ
ce krople, których skutek/
+ Bynajmniej miÄ nie zawiódÅ, bo jej nadaÅ/
+ Pozór umarÅej. NapisaÅem przy tym/
+ List do Romea, wzywajÄ
c go, aby/
+ Dzisiejszej nocy, o tej porze, w której/
+ DziaÅanie owych kropel miaÅo ustaÄ,/
+ ZszedÅ siÄ tu ze mnÄ
dla wyswobodzenia/
+ Tej, co mu daÅa taki dowód wiary,/
+ Z tymczasowego jej grobu. Traf zrzÄ
dziÅ,/
+ Å»e brat Jan, który z listem byÅ wysÅany,/
+ Nie mógÅ siÄ z miasta wydostaÄ i wczoraj/
+ List ten mi zwróciÅ. O godzinie zatem/
+ Na jej ocknienie ÅciÅle naznaczonej/
+ Sam pospieszyÅem wyrwaÄ jÄ
z tych sklepieÅ,/
+ ChcÄ
c jÄ
nastÄpnie umieÅciÄ w mej celi,/
+ Póki Romeo nie przybÄdzie; ale/
+ RozpaczKiedym tu przyszedÅ (na niewiele minut/
+ Przed jej zbudzeniem), już szlachetny Parys/
+ LeżaŠbez duszy i Romeo także./
+ Ona siÄ budzi, jam siÄ jÄ
Å przekÅadaÄ,/
+ By poszÅa ze mnÄ
i to dopuszczenie/
+ Nieba przyjÄÅa z kornÄ
ulegÅoÅciÄ
,/
+ Gdy wtem zgieÅk nagÅy spÅoszyÅ miÄ od grobu,/
+ A ona, gÅucha na moje namowy,/
+ RozpaczÄ
zdjÄta, pozostaÅa w miejscu/
+ I, jak siÄ zdaje, cios zadaÅa sobie./
+ Oto jest wszystko, co wiem; o maÅżeÅstwie/
+ Marta zaÅwiadczy. JeÅli to nieszczÄÅcie/
+ ChoÄ najmniej z mojej nastÄ
piÅo winy,/
+ Niech mój sÄdziwy wiek odpowie za to,/
+ Na kilka godzin przed bliskim już kresem,/
+ Wedle rygoru praw jak najsurowszych.KSIÄÅ»ÄJako mÄ
ż ÅwiÄty zawszeÅ nam byÅ znany./
+ Gdzie jest Romea sÅuga? Cóż on powie?BALTAZARZaniosÅem panu wieÅÄ o Åmierci Julii;/
+ Wraz on wziÄ
Å pocztÄ i z Mantui przybyÅ/
+ Prosto w to miejsce, do tego grobowca./
+ Ten list mi kazaÅ rano oddaÄ ojcu;/
+ I w grób wstÄpujÄ
c zagroziÅ mi ÅmierciÄ
,/
+ JeÅli nie pójdÄ precz lub nazad wrócÄ.KSIÄÅ»ÄDaj mi to pismo, przejrzÄ je --- a teraz,/
+ Gdzie paź hrabiego, co wartÄ sprowadziÅ?/
+ Co twój pan, chÅopcze, porabiaÅ w tym miejscu?PAŹPrzyszedÅ kwiatami ubraÄ grób swej przyszÅej;/
+ KazaÅ mi stanÄ
Ä z dala, com też zrobiÅ;/
+ Wtem ktoÅ ze ÅwiatÅem przyszedÅ grób otwieraÄ/
+ I mój pan dobyŠszpady przeciw niemu;/
+ Co zobaczywszy, pobiegÅem po wartÄ.KSIÄÅ»ÄList ten potwierdza sÅowa zakonnika,/
+ Bieg ich miÅoÅci i Romea rozpacz./
+ Biedny mÅodzieniec pisze oprócz tego,/
+ Że sobie kupiŠgdzieŠu aptekarza/
+ Trucizny, którÄ
postanowiÅ zażyÄ/
+ W tym tu grobowcu, by umrzeÄ przy Julii./
+ Kara, Konflikt, MiÅoÅÄ tragiczna, ÅmierÄRzecz jasna! Gdzie sÄ
ci nieprzyjaciele?/
+ Patrzcie, Monteki! Kapulecie! Jaka/
+ ChÅosta spotyka wasze nienawiÅci,/
+ Niebo obraÅo miÅoÅÄ za narzÄdzie/
+ Zabicia pociech waszego żywota;/
+ I ja za moje zbytnie pobÅażanie/
+ Waszym niesnaskom straciÅem dwóch krewnych./
+ Wszyscy jesteÅmy ukarani.MiÅoÅÄ silniejsza niż ÅmierÄ, PrzyjaźÅKAPULETMonteki, bracie mój, podaj mi rÄkÄ;/
+ Niech to oprawÄ
oprawa --- czÄÅÄ należna żonie z majÄ
tku mÄża, wynoszÄ
ca zwykle podwójnÄ
wartoÅÄ jej posagu. Tu oprawÄ
Julii po mÄżu ma byÄ zgoda obu zwaÅnionych rodów. bÄdzie dla mej córki;/
+ WiÄcej nie mogÄ Å¼Ä
daÄ.MONTEKILecz ja mogÄ/
+ WiÄcej daÄ tobie nad to: kaÅ¼Ä bowiem/
+ PosÄ
g jej ulaÄ ze szczerego zÅota,/
+ By siÄ nie znalazÅ szacowniejszy pomnik/
+ Po wszystkie czasy istnienia Werony/
+ Jak ten, pamiÄci Julii poÅwiÄcony.KAPULETTak i Romeo stanie przy swej żonie;/
+ DzielÄ
c za życia, zÅÄ
czmy ich po zgonie.KSIÄÅ»ÄPonurÄ
zgodÄ
ranek ten skojarzyÅ;/
+ SÅoÅce siÄ z żalu w chmur zasÅonÄ tuli;/
+ Smutniejszej bowiem los jeszcze nie zdarzyÅ,/
+ Jak ta historia Romea i JuliiPaszkowski zamykajÄ
c tÄ
piÄknÄ
i tradycyjnÄ
już dziÅ strofÄ
smutnÄ
opowieÅÄ o Romeo i Julii pominÄ
Å dwa poprzednie wiersze, wzmiankÄ ksiÄcia: ,,Chodźmy stÄ
d, by pomówiÄ o tych smutkach / Jednym wybaczÄ, a drugich ukarzÄ".WychodzÄ
.
+