X-Git-Url: https://git.mdrn.pl/wolnelektury.git/blobdiff_plain/8559c95597de98e8f6c580e97224ed3ecc9dc5c0..88b3243c6edfa61660920d5a9e31f8dd77415b32:/books/Romeo_i_Julia.xml diff --git a/books/Romeo_i_Julia.xml b/books/Romeo_i_Julia.xml old mode 100755 new mode 100644 index 389ee86e5..0509b0dab --- a/books/Romeo_i_Julia.xml +++ b/books/Romeo_i_Julia.xml @@ -1,31 +1,2310 @@ - - - -Shakespeare, William -Romeo i Julia -Paszkowski, Józef -Jabłkowska, Róża -Sekuła, Aleksandra -Sutkowska, Olga -Fundacja Nowoczesna Polska -Renesans -Dramat -Dramat szekspirowski -Tragedia -Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Partnerem projektu jest Prokom Software SA. Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Narodową z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów BN. -http://www.wolnelektury.pl/lektura/Romeo+i+Julia -http://www.polona.pl/Content/3719 -Shakespeare, William (1564-1616), Romeo i Julia, Państwowy Instytut Wydawniczy, wyd. 5, Warszawa, 1975 -Domena publiczna - tłumacz Józef Paszkowski zm. 1861 -1861 -xml -text -text -2007-08-31 -G -L -pol - - + + + + + Shakespeare, William + Romeo i Julia + Paszkowski, Józef + Jabłkowska, Róża + Sekuła, Aleksandra + Sutkowska, Olga + Fundacja Nowoczesna Polska + Renesans + Dramat + Dramat szekspirowski + Tragedia + Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Partnerem projektu jest Prokom Software SA. Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Narodową z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów BN. + http://www.wolnelektury.pl/lektura/Romeo+i+Julia + http://www.polona.pl/Content/3719 + Shakespeare, William (1564-1616), Romeo i Julia, Państwowy Instytut Wydawniczy, wyd. 5, Warszawa, 1975 + Domena publiczna - tłumacz Józef Paszkowski zm. 1861 + 1861 + xml + text + text + 2007-08-31 + G + L + pol + + + William ShakespeareROMEO I JULIAOSOBYnaglowek_listy> + ESKALUS --- książę panujący w WeroniePARYS --- młody Weroneńczyk szlachetnego rodu, krewny księciaMONTEKIKAPULETSTARZEC --- stryjeczny brat KapuletaROMEO --- syn MontekiegoMERKUCJO --- krewny księciaBENWOLIO --- synowiec MontekiegoTYBALT --- krewny Pani KapuletLAURENTY --- ojciec franciszkaninJAN --- brat z tegoż zgromadzeniaBALTAZAR --- służący RomeaSAMSONGRZEGORZABRAHAM --- służący MontekiegoAPTEKARZTRZECH MUZYKANTÓWPAŹ PARYSAPIOTRDOWÓDCA WARTYPANI MONTEKI --- małżonka MontekiegoPANI KAPULET --- małżonka KapuletaJULIA --- córka KapuletówMARTA --- mamka JuliiObywatele weroneńscy, różne osoby płci obojej, liczącej się do przyjaciół obu domów, maski, straż wojskowa i inne osoby.Rzecz odbywa się przez większą część sztuki w Weronie, przez część piątego aktu w Mantui.PROLOGPaszkowski nie przetłumaczył dwu prologów, rozpoczynających akt I oraz akt II sztuki.Przełożył Jan KasprowiczKonfliktDwa rody, zacne jednako i sławne ---/ +Tam, gdzie się rzecz ta rozgrywa, w Weronie,/ +Do nowej zbrodni pchają złości dawne,/ +Plamiąc szlachetną krwią szlachetne dłonieZ łon tych dwu wrogów wzięło bowiem życie,/ +Pod najstraszliwszą z gwiazd, kochanków dwoje;/ +Po pełnym przygód nieszczęśliwych bycie/ +Śmierć ich stłumiła rodzicielskie boje.Tej ich miłości przebieg zbyt bolesny/ +I jak się ojców nienawiść nie zmienia,/ +Aż ją zakończy dzieci zgon przedwczesny,/ +Dwugodzinnego treścią przedstawienia,Które otoczcie cierpliwymi względy,/ +Jest w nim co złego, my usuniem błędy...AKT PIERWSZYSCENA PIERWSZAPlac publiczny. Wchodzą SamsonW oryg. Sampson, nazwisko, nie imię. W tej scenie Paszkowski tekst nieco zmienił, u Szekspira widać wyraźnie, że to Kapuleci oraz ich służba są agresywni i skłonni do bijatyki. i Grzegorz uzbrojeni w tarcze i miecze.SAMSONSługaDalipan, Grzegorzu, nie będziem darli pierza.GRZEGORZMa się rozumieć, bobyśmy byli zdziercami.SAMSONAle będziemy darli koty, jak z nami zadrą.GRZEGORZKto zechce zadrzeć z nami, będzie musiał zadrżeć.SAMSONMam zwyczaj drapać zaraz, jak mię kto rozrucha.GRZEGORZTak, ale nie zaraz zwykłeś się dać rozruchać.SAMSONTe psy z domu Montekich rozruchać mię mogą bardzo łatwo.GRZEGORZRozruchać się tyle znaczy co ruszyć się z miejsca; być walecznym jest to stać nieporuszenie: pojmuję więc, że skutkiem rozruchania się twego będzie - drapnięcie.SAMSONTe psy z domu Montekich rozruchać mię mogą tylko do stania na miejscu. Będę jak mur dla każdego mężczyzny i każdej kobiety z tego domu.GRZEGORZTo właśnie pokazuje twoją słabą stronę; mur dla nikogo niestraszny i tylko słabi go się trzymają.SAMSONPrawda, dlatego to kobiety, jako najsłabsze, tulą się zawsze do muru. Ja też odtrącę od muru ludzi Montekich, a kobiety Montekich przyprę do muru.GRZEGORZSpór jest tylko między naszymi panami i między nami, ich ludźmi.SAMSONMniejsza mi o to, będę nieubłagany. Pobiwszy ludzi, wywrę wściekłość na kobietach: rzeź między nimi sprawię.GRZEGORZRzeź kobiet chcesz przedsiębrać?SAMSONNie inaczej: wtłoczę miecz w każdą po kolei. Wiadomo, że się do lwów liczę.GRZEGORZTym lepiej, że się liczysz do zwierząt; bo gdybyś się liczył do ryb, to byłbyś pewnie sztokfiszemsztokfisz --- z niem. stockfish: suszona ryba, najczęściej z rodziny dorszowatych.. SługaWeź no się za instrumentinstrument --- miecz., bo oto nadchodzi dwóch domowników Montekiego.Wchodzą Abraham i BaltazarSłużba należąca do obu skłóconych domów nosiła specjalne oznaki na kapeluszach, stąd łatwo ich było dostrzec i rozpoznać z daleka..SAMSONMój giwergiwer --- lub: gwer oznacza broń; tu: miecz. już dobyty: zaczep ich, ja stanę z tyłu.GRZEGORZGwoli drapania?SAMSONNie bój się.GRZEGORZJa bym się miał bać z twojej przyczyny!SAMSONMiejmy prawo za sobą, niech oni zaczną.GRZEGORZMarsa im nastawięMarsa... nastawię --- Marsem spojrzeć, patrzeć gniewnie i groźnie. W oryg.: przygryzam kciuk; był to gest prowokujący do bójki. przechodząc; niech go sobie,jak chcą, tłumaczą.SAMSONNie jak chcą, ale jak śmią. Ja im gębę wykrzywię; hańba im, jeśli to ścierpią.ABRAHAMSkrzywiłeś się na nas, mości panie?SAMSONNie inaczej, skrzywiłem się.ABRAHAMCzy na nas się skrzywiłeś, mości panie?SAMSONdo GrzegorzaBędziemyż mieli prawo za sobą, jak powiem: tak jest?GRZEGORZNie.SAMSONNie, mości panie; nie skrzywiłem się na was, tylko skrzywiłem się tak sobie.GRZEGORZdo AbrahamaZaczepki waść szukasz?ABRAHAMZaczepki? nie.SAMSONJeżeli jej szukasz, to jestem na waścine usługi. Mój pan tak dobry jak i wasz.ABRAHAMNie lepszy.SAMSONNiech i tak będzie.Benwolio ukazuje się w głębi.GRZEGORZna stronie do SamsonaPowiedz: lepszy. Oto nadchodzi jeden z krewnych mego pana.SAMSONNie inaczej; lepszy.ABRAHAMKłamiesz.SAMSONDobądźcie mieczów, jeśli macie serca. Grzegorzu, pamiętaj o swoim pchnięciu.BENWOLIOOdstąpcie, głupcy; schowajcie miecze do pochew. Sami nie wiecie, co robicie.Rozdziela ich swoim mieczem. Wchodzi Tybalt.TYBALTCóż to? krzyżujesz oręż z parobkami?/ + Do mnie, Benwolio! pilnuj swego życia.BENWOLIOPrzywracam tylko pokój. Włóż miecz nazad/ + Albo wraz ze mną rozdziel nim tych ludzi.TYBALTWrógZ gołym orężem pokój? Nienawidzę/ + Tego wyrazu, tak jak nienawidzę/ + Szatana, wszystkich Montekich i ciebie./ + Broń się, nikczemny tchórzu.Walczą. Nadchodzi kilku przyjaciół obu partii i mieszają się do zwady; wkrótce potem wchodzą mieszczanie z pałkami.PIERWSZY OBYWATELHola! berdyszów! pałek!berdyszów! pałek! --- w oryg. wymienione są trzy rodzaje kijów i mieczów, noszonych przez miejską straż w Anglii; straż tym właśnie zawołaniem wzywała do rozejścia się w wypadkach ulicznych zamieszek. Berdysz --- kij z siekierą o kształcie halabardy. Dalej po nich!/ + Precz z Montekimi, precz z Kapuletami!Wchodzą Kapulet i Pani KapuletPrzy słowach: ,,Wchodzą Kapulet i Pani Kapulet", opuszczono: ,,Pan Kapulet w sukni" (było to okrycie na ulicę). Przy braku dekoracji takie zmiany ubioru od razu sugerowały widzom zmianę miejsca akcji.KAPULETCo za hałas? Podajcie mi długi/ + Mój miecz! hej!PANI KAPULETRaczej kulę; co ci z miecza?KAPULETWrógMiecz, mówię! Stary Monteki nadchodzi./ + I szydnieszydnie --- szyderczo. swoją klingą mi urąga.Wchodzą Monteki i Pani Monteki.MONTEKIHa! nędzny Kapulecie!do żonyPuść mnie, pani.PANI MONTEKINie puszczę cię na krok, gdy wróg przed tobą.Wchodzi Książę z orszakiem.KSIĄŻĘZapamiętali niesforni poddani,/ + Bezcześciciele bratniej stali! Cóż to,/ + Czy nie słyszycie? Ludzie czy zwierzęta,/ + Co wściekłych swoich gniewów żar gasicie/ + W własnych żył swoich źródle purpurowym;/ + Pod karą tortur wypuśćcie natychmiast/ + Z dłoni skrwawionych tę broń buntowniczą/ + I posłuchajcie tego, co niniejszym/ + Wasz rozjątrzony książę postanawia./ + Domowe starcia, z marnych słów zrodzone/ + Przez was, Monteki oraz Kapulecie,/ + Trzykroć już spokój miasta zakłóciły,/ + Tak że poważni wiekiem i zasługą/ + Obywatele werońscy musieli/ + Porzucić swoje wygodne przybory/ + I w stare dłonie stare ująć miecze,/ + By zardzewiałym ostrzem zardzewiałe/ + Niechęci wasze przecinać. KaraJeżeli/ + Wzniecicie kiedyś waśń podobną,/ + Zamęt pokoju opłacicie życiem./ + A teraz wszyscy ustąpcie niezwłocznie./ + Ty, Kapulecie, pójdziesz ze mną razem;/ + Ty zaś, Monteki, przyjdziesz po południu/ + Na ratusz, gdzie ci dokładnie w tym względzie/ + Dalsza ma wola oznajmiona będzie./ + Jeszcze raz wzywam wszystkich tu obecnych/ + Pod karą śmierci, aby się rozeszli.Książę z orszakiem wychodzi. Podobnież Kapulet, Pani Kapulet, Tybalt, obywatele i słudzy.MONTEKIKto wszczął tę nową zwadę? Mów, synowcze,/ + Byłżeś tu wtedy, gdy się to zaczęło?BENWOLIOKonflikt, Sługa, Walka, WrógNieprzyjaciela naszego pachołcy/ + I wasi już się bili, kiedym nadszedł;/ + Dobyłem broni, aby ich rozdzielić:/ + Wtem wpadł szalony Tybalt z gołym mieczem,/ + I harde zionąc mi w uszy wyzwanie,/ + Jął się wywijać nim i siec powietrze,/ + Które świszczało tylko szydząc z marnych/ + Jego zamachów. Gdyśmy tak ze sobą/ + Cięcia i pchnięcia zamieniali, zbiegł się/ + Większy tłum ludzi; z obu stron walczono,/ + Aż książę nadszedł i rozdzielił wszystkich.PANI MONTEKIDziecko, Matka, SynLecz gdzież Romeo? Widziałżeś go dzisiaj?/ + Jakże się cieszę, że nie był w tym starciu.BENWOLIOGodziną pierwej, nim wspaniałe słońce/ + W złotych się oknach wschodu ukazało,/ + Troski wygnały mię z dala od domu/ + W sykomorowysykomorowy... gaj --- sykomory to drzewa z rodziny figowych o niezwykle twardym drewnie. ów gaj, co się ciągnie/ + Ku południowi od naszego miasta./ + Tam, już tak rano, syn wasz się przechadzał./ + Ledwiem go ujrzał, pobiegłem ku niemu;/ + Lecz on, spostrzegłszy mię, skrył się natychmiast/ + I w najciemniejszej ukrył się gęstwinie./ + Pociąg ten jego do odosobnienia/ + Mierząc mym własnym (serce nasze bowiem/ + Jest najczynniejsze, kiedyśmy samotni),/ + Nie przeszkadzałem mu w jego dumaniach/ + I w inną stronę się udałem, chętnie/ + Stroniąc od tego, co rad mnie unikał.Dziecko, Ojciec, SynMONTEKINieraz o świcie już go tam widziano/ + Łzami poranną mnożącego rosę,/ + A chmury - swego oblicza chmurami,/ + Aliści ledwo na najdalszym wschodzie/ + Wesołe słońce sprzed łoża AuroryAurora --- jutrzenka./ + Zaczęło ściągać cienistą kotarę,/ + On, uciekając od widoku światła,/ + Co tchu zamykał się w swoim pokoju;/ + Zasłaniał okna przed jasnym dnia blaskiem/ + I sztuczną sobie ciemnicę utwarzał./ + W czarne bezdroża dusza jego zajdzie,/ + Jeśli się na to lekarstwo nie znajdzie.BENWOLIOSzanowny stryju, znaszże powód tego?MONTEKINie znam i z niego wydobyć nie mogę.BENWOLIOWybadywałżeś go jakim sposobem?MONTEKIWybadywałem i sam, i przez drugich,/ + Lecz on jedyny powiernik swych smutków./ + Tak im jest wierny, tak zamknięty w sobie,/ + Od otwartości wszelkiej tak daleki/ + Jak pączek kwiatu, co go robak gryzie,/ + Nim światu wonny swój kielich roztoczył/ + I pełność swoją rozwinął przed słońcem./ + Gdybyśmy mogli dojść tych trosk zarodka,/ + Nie zbrakłoby nam zaradczego środka.Romeo ukazuje się w głębi.BENWOLIOOto nadchodzi. Odstąpcie na stronę;/ + Wyrwę mu z piersi cierpienia tajone.MONTEKIObyś w tej sprawie, co nam serce rani,/ + Mógł być szczęśliwszym od nas! Pójdźmy, pani.Wychodzą Monteki i Pani Monteki.BENWOLIOPrzyjaźńDzień dobry, bracie.ROMEOJeszczeż nie południe?BENWOLIODziewiąta biła dopiero.ROMEOJak nudnie/ + Wloką się chwile. Moiż to rodzice/ + Tak spiesznie w tamtą zboczyli ulicę?BENWOLIOTak jest. Lecz cóż tak chwile twoje dłuży?ROMEONieposiadanie tego, co je skraca.BENWOLIOMiłość więc?ROMEOBrak jej.BENWOLIOJak to? brak miłości?ROMEOBrak jej tam, skąd bym pragnął wzajemności.BENWOLIOMiłośćNiestety! Czemuż, zdając się niebianką,/ + Miłość jest w gruncie tak srogą tyranką?ROMEONiestety! Czemuż, z zasłoną na skroni,/ + Miłość na oślep zawsze cel swój goni!/ + Gdzież dziś jeść będziem? Ach! Był tu podobno/ + Jakiś spór? Nie mów mi o nim, wiem wszystko./ + W grze tu nienawiść wielka, lecz i miłość./ + O! wy sprzeczności niepojęte dziwa!/ + Szorstka miłości! nienawiści tkliwa!/ + Coś narodzone z niczego! Pieszczoto/ + Odpychająca! Poważna pustoto!/ + Szpetny chaosie wdzięków! Ciężki puchu!/ + Jasna mgło! Zimny żarze! Martwy ruchu!/ + Śnie bez snu! Taką to w sobie zawiłość,/ + Taką niełączność łączy moja miłość./ + Czy się nie śmiejesz?BENWOLIONie, płakałbym raczej.ROMEONad czym, poczciwa duszo?BENWOLIONad uciskiem,/ + Poczciwej duszy twojej.ROMEOCierpienie, MiłośćA więc strzała/ + Miłości nawet przez odbitkę działa?/ + Dość mi już ciężył mój smutek, ty jego/ + Brzemię powiększasz przewyżką twojego;/ + Współczucie twoje nad moim cierpieniem/ + Nie ulgą, ale nowym jest kamieniem/ + Dla mego serca. Miłość, przyjacielu,/ + To dym, co z parą westchnień się unosi;/ + To żar, co w oku szczęśliwego płonie;/ + Morze łez, w którym nieszczęśliwy tonie./ + Czymże jest więcej? Istnym amalgamemamalgam --- tu: plaster zmiękczający.,/ + Żółcią trawiącą i zbawczym balsamem./ + Bądź zdrów.Chce odejść.BENWOLIOPrzyjaźńZaczekaj! krzywdę byś mi sprawił,/ + Gdybyś mą przyjaźń z kwitkiem tak zostawił.ROMEOAch! ja nie jestem tu, nie jestem sobą;/ + To nie Romeo, co rozmawia z tobą.BENWOLIOKogóż to kochasz? mów!ROMEOPrzestań mię dręczyć./ + Mamże wraz jęczyć i mówić?BENWOLIONie jęczyć,/ + Tylko mi klucz dać do tego problemu,/ + Kogóż to kochasz? Powiedz.ROMEOKaż choremu/ + Pisać testament: będzież to wezwanie/ + Dobre dla tego, kto jest w tak złym stanie?/ + A więc, kobietę kocham.BENWOLIOCelniem mierzył,/ + Gdym to pomyślał, nimeś mi powierzył.ROMEOBiegle celujesz. I ta, którą kocham,/ + Jest piękna.BENWOLIOW piękny cel trafić najłatwiej.ROMEOKobieta, Kochanek, MiłośćA właśnieś chybił. Niczym tu kołczany/ + KupidaKupido --- bożek miłości.; ona ma naturę DianyDiana --- boginiksiężyca i łowów, niezłomna dziewica.;/ + Pod twardą zbroją wstydliwości swojej/ + Grotów miłości wcale się nie boi;/ + Szydzi z nawału zaklęć oblężniczych;/ + Odpiera szturmy spojrzeń napastniczych;/ + Nawet jej złota wszechwładztwo nie zjedna./ + Bogata w wdzięki, w tym jedynie biedna,/ + Że kiedy umrze, do grobu z nią zstąpi/ + Całe bogactwo, którego tak skąpi.BENWOLIOWiecznież chce sama zostać z swym bogactwem?ROMEOCierpienie, MiłośćTak jest; i skąpstwo to jest marnotrawstwem,/ + Bo piękność, którą własna srogość strawia,/ + Całą potomność piękności pozbawia./ + KobietaZbyt ona piękna, zbyt mądra zarazem;/ + Zbyt mądrze piękna: stąd istnym jest głazem./ + Przysięgła nigdy nie kochać i dzięki/ + Temu skazanym - wieczne cierpieć męki.BENWOLIOJest na to rada: przestań myśleć o niej.ROMEODoradźże także, jakim bym sposobem/ + Mógł przestać myśleć.BENWOLIODając oczom wolność/ + Rozpatrywania się w innych pięknościach.ROMEOTo byłby tylko sposób przywołania/ + Jej cudnych wdzięków tym żywiej na pamięć./ + Maska kryjąca lica pięknej damyMaska... pięknej damy --- modne damy nakładały maski, wychodząc na ulicę.,/ + Choć czarna, nęci nas, bo przeczuwamy/ + Pod nią zbiór ponęt; ten, co wzrok postradał,/ + Zapomniż kiedy, jaki skarb posiadał?/ + Pokaż mi jaki ideał dziewczęcy,/ + Będzież on dla mnie w istocie czym więcej/ + Jak przypomnieniem, że jest piękność inna,/ + Przed którą ta by uklęknąć powinna?/ + Bądź zdrów, niewczesną podajesz mi radę.BENWOLIONajpraktyczniejszą - życie w zastaw kładę.Wychodzą.SCENA DRUGAUlica. Wchodzą Kapulet i Parys, za nimi Służący.KAPULETPodobną jak mnie karą zagrożono/ + I Montekiemu; ależ w wieku naszym/ + Spokojnie siedzieć, rzecz nietrudna.PARYSOba/ + Szanownych szczepów jesteście odrośle;/ + Tym ci żałośniej, że od tyla czasu/ + Żyjecie w takim rozdwojeniu z sobą./ + Cóż mówisz, panie, na moje zabiegi?KAPULETOjciecCórka, DzieckoTo samo, co już dawniej powiedziałem:/ + Mojemu dziecku świat jest jeszcze obcy,/ + Ledwie czternastu lat wysnuła przędzę;/ + Parę jej wiosen jeszcze przeżyć trzeba,/ + Nim małżeńskiego zakosztuje chleba.PARYSZ młodszych bywały nieraz szczęsne matki.KAPULETLecz prędko więdną przedwczesne mężatki./ + Ziemia schłonęła wszystkie me nadzieje:/ + Oprócz tej jednej; Córka, Dziecko, Ojciecona jest, Parysie,/ + Przyszłą, jedyną moich ziem dziedziczką./ + Staraj się jednak, skarb sobie jej serce,/ + Chęć ma z jej chęcią nie będzie w rozterce;/ + Jeśli cię przyjmie, głos ojca w tym względzie/ + Jej pozwolenia echem tylko będzie./ + ObyczajeDaję dziś wieczór, na który niemało/ + Gości sprosiłem; gdyby ci się dało/ + Być jednym więcej, w nader miły sposób/ + Zwiększyłbyś przez to zbiór miłych mi osób./ + W biednym mym domu, jednocześnie z nocą,/ + Takie dziś gwiazdy ziemskie zamigocą,/ + Że od ich blasku blask niebieski zblednie./ + Uciechy, młodym ludziom odpowiednie,/ + Podobne do tych, jakie kwiecień sprawia,/ + Gdy w starym progu zimy się pojawia;/ + Takie uciechy, w całej swojej mocy,/ + Wśród hożych dziewic staną się tej nocy/ + Udziałem twoim w domu Kapuletów./ + Przyjdź, przejrzprzejrz --- dziś poprawnie: przejrzyj. i wybierz sobie z tych bukietów/ + Kwiat najpiękniejszy. I mój kwiat tam luby/ + Wejdzie do liczby, choć nie do rachuby./ + Idźmy.Sługado SługiA wasze obejdź w krąg Weronę,/ + Wynajdź osoby tu wyszczególnioneoddaje mu papierI powiedz każdej: że mój dom otworem/ + Na ich usługi stanie dziś wieczorem.Wychodzą Kapulet i Parys.SŁUŻĄCYMam wynaleźć osoby tu wyszczególnione: to się znaczy według tego, co tu napisano... A cóż tu napisano? Oto: że szewc ma pilnować łokcia, a krawiec kopyta; rybak pędzla, a malarz więcierza. Jakże wynajdę osoby tu wyszczególnione, kiedy nie mogę wynaleźć środka na wyczytanie tego, co osoba pisząca tu wyszczególniła? Kazano mi jednak; muszę się udać do uczonych. Oto jacyś ichmoście. W samą porę nadchodzą.Wchodzi Romeo i Benwolio.BENWOLIOTak, bracie, płomień spędza się płomieniempłomień spędza się płomieniem --- dawniej oparzenie ,,leczono", trzymając oparzone miejsce nad ogniem.,/ + Ból dawny nowym leczy się cierpieniem;/ + Kręć się na odwrót, gdy masz zawrót głowy;/ + Klin wyrugujesz, klin wbijając nowy;/ + Zaczerpnij nowej zarazy do łona,/ + A jad dawniejszej niewątpliwie skona.ROMEOLiść pokrzywiany wyborny jest na to.BENWOLIONa cóż to, proszę?ROMEONa oparzeliznę;/ + Spróbuj no tylko.BENWOLIOPowiedz mi, Romeo,/ + Czyś ty oszalał?ROMEOCierpienieNie, nie oszalałem;/ + Lecz wpadłem w gorszy stan niż szalonego;/ + W loch się dostałem, jestem pastwą głodu,/ + Chłost i mąk... SługaDobry wieczór, przyjacielu.SŁUŻĄCYNawzajem, panie. Czy umiesz pan czytać?ROMEONiestety! umiem w moim przeznaczeniu/ + Czytać niedolę.SŁUŻĄCYTego się bez książki/ + Można nauczyć; ale ja się pytam,/ + Czy pan pisane rzeczy umie czytać?ROMEOMałej mi rzeczy do tego potrzeba,/ + To jest znać tylko język i litery.SŁUŻĄCYSłusznie pan mówisz, bądźże zdrów i wesół.Chce odejść.ROMEOCzekaj no, wasze, umiem czytać.czyta,,SiniorSinior --- z wł. signor(e): pan,szlachetnie urodzony, dostojnik. Martino, jego małżonka i córki. Hrabia Anzelm ze swymi pięknymi siostrami. SinioraSiniora --- z wł. signora: pani,szlachetnie urodzona. wdowa po Witruwiuszu. Sinior Placentio i jego miłe siostrzenice. Merkucjusz i jego brat Walenty. Mój stryj Kapulet z małżonką i córkami. Moja śliczna siostrzenica, Rozalina, Liwia, Sinior Valentio i nasz kuzyn Tybalt. Lucjusz i nadobna Helena." Wspaniałe grono! (oddaje kartę) Gdzież oni przyjść mają?SŁUŻĄCYOwdzie.ROMEOGdzie?SŁUŻĄCYDo naszego pałacu, na wieczerzę.ROMEODo czyjego pałacu?SŁUŻĄCYMojego pana.ROMEOW istocie powinienem się był przede wszystkim spytać, kto nim jest.SŁUŻĄCYOznajmię to panu bez pytania: moim panem jest możny, bogaty Kapulet; jeżeli panowie nie jesteście z domu Montekich, to was zapraszam do niego na kubek wina. Bądźcie weseli. Wychodzi.BENWOLIONa tym wieczorze Kapuleta będzie/ + Bożyszcze twoje, piękna Rozalina,/ + Obok najpierwszych piękności werońskich./ + Pójdź tam i okiem bezstronnym porównaj/ + Jej twarz z obliczem tych, które ci wskażę:/ + Wnet nowe bóstwo ślad dawnego zmaże.ROMEOKobieta, Kochanek, MiłośćGdyby rzetelny mój wzrok tak fałszywe/ + Miał dać świadectwo, łzy, stańcie się żarem!/ + Wy, zalewane wciąż, a jeszcze żywe/ + Przezrocza, spłońcie pod kłamstwa nadmiarem!/ + Zatrzeć jej wdzięki! Nigdy wszechwidzące/ + Równej piękności nie widziało słońce.BENWOLIOWielbisz ją, boś ją jedną na oboich/ + Ważył dotychczas szalach oczu swoich,/ + Lecz umieść na tej wadze kryształowej/ + Obok niej inną, którą ci gotowy/ + Będę dziś wskazać; a ręczę, że owa/ + Nieporównana w kąt się przed tą schowa.ROMEOPójdę tam, ale z obojętnym okiem,/ + Jednej wyłącznie poić się widokiem.Wychodzą.SCENA TRZECIAPokój w domu Kapuletów. Wchodzi Pani Kapulet i MartaMarta --- w oryg. nurse, niania, piastunka, nazywa się u Szekspira Angeliką. Dlaczego Paszkowski nazwał ją Martą, nie wiadomo.PANI KAPULETCórka, Dziecko, MatkaGdzie moja córka? Idź ją tu przywołać.SługaMARTANa moją cnotę do dwunastu wiosen ---/ + Już ją wołałam. Pieszczotko, biedronko!/ + Julciu! pieszczotko moja! moje złotko!/ + Boże, zmiłuj się! Gdzież ona jest? Julciu!Wchodzi Julia.JULIACzy mnie kto wołał?MARTAMama.JULIAJestem, pani;/ + Co mi rozkażesz?PANI KAPULETSłuchaj. Odejdź, Marto;/ + Mam z nią sam na sam coś do pomówienia./ + Marto, pozostań; przychodzi mi na myśl,/ + Że twa obecność może być potrzebna./ + Julka ma piękny już wiek, wszakże prawda?MARTABa, mogę wiek jej policzyć na palcach.PANI KAPULETCzternaście ma już lat, jak mi się zdaje.MARTACzternaście moich zębów w zakład stawię/ + (Chociaż właściwie mam ich tylko cztery),/ + Że jeszcze nie ma. Rychłoż będzie święto/ + Piotra i Pawła?PANI KAPULETZa parę tygodni/ + Mniej więcej.MARTAMniej czy więcej, czy okrągło,/ + Ale dopiero w wieczór na świętego/ + Piotra i Pawła skończy lat czternaście./ + Ona z Zuzanką, Boże, zbaw nas grzesznych!/ + Były rówieśne. Zuzanka u Boga ---/ + Byłże to anioł! ale jak mówiłam,/ + Julcia dopiero na świętego Piotra/ + i Pawłana świętego Piotra i Pawła --- w oryg. Lammas. Było to święto Chleba, obchodzone 1 sierpnia; składano wtedy w ofierze chleby upieczone ze świeżej mąki. Julia urodziła się w wigilię święta, czyli 31 lipca. skończy spełna lat czternaście./ + Tak, tak; pamiętam dobrze. Mija teraz/ + Rok jedenasty od trzęsienia ziemiRok jedenasty od trzęsienia ziemi --- aluzja do aktualnego trzęsienia ziemi w Anglii z 6 kwietnia 1580 r.;/ + Właśnie od piersi była odsądzona,/ + Spomiędzy wszystkich dni bożego roku/ + Tego jednego nigdy nie zapomnę./ + PiołunemPiołun --- napar lub wywar z rośliny o tej samej nazwie, bardzo gorzki, stosowany w leczeniu różnych dolegliwości. sobie wtedy pierś potarłam,/ + Siedząc na słońcu tuż pod gołębnikiem./ + Państwo byliście tego dnia w Mantui./ + A co? mam pamięć? Ale jak mówiłam,/ + Skoro pieszczotka moja na brodawce/ + Poczuła gorycz, trzeba było widzieć,/ + Jak się skrzywiła, szarpnęła od piersi;/ + Gołębnik za mną: skrzyp! a ja co żywo/ + Na równe nogi: hyc! nie myśląc czekać,/ + Aż mi kto każe. Upłynęło odtąd/ + Lat jedenaście. Umiała już wtedy/ + 0 własnej sile stać, co mówię, biegać,/ + Dyrdać. Dniem pierwej zbiła sobie czoło./ + Mój mąż, świeć Panie jego duszy! podniósł/ + Z ziemi niebogę; był to wielki figlarz./ + ,,Plackiem - rzekł - padasz teraz, a jak przyjdzie/ + Większy rozumek, to na wznak upadniesz,/ + Nieprawdaż, Julciu?" A ten mały łotrzyk/ + Jak mi Bóg miły! przestał zaraz krzyczeć/ + I odpowiedział: ,,tak". Chociażbym żyła/ + Tysiąc lat, nigdy tego nie zapomnę./ + ,,Nieprawdaż, Julciu - rzekł - że padniesz wznak?"/ + A mały urwismały urwis --- w oryg. pretty fool, mały głuptas, lepiej odpowiada tekstowi. odpowiedział: ,,tak".PANI KAPULETDość tego, Marto, skończ już tę historię./ + Proszę cię.MARTADobrze, miłościwa pani./ + Ale nie mogę wstrzymać się od śmiechu,/ + Kiedy przypomnę sobie, jak to ona/ + Przestała krzyczeć i odpowiedziała:/ + ,,Tak". Miała jednak guz jak kurze jaje,/ + Siniec porządny i płakała gorzko;/ + Ale gdy mąż mój rzekł: ,,Plackiem dziś padasz,/ + A jak dorośniesz, to na wznak upadniesz,/ + Nieprawdaż Julciu?", tak i niebożątko/ + Zaraz ucichło i odrzekło:,,tak".JULIAUcichnij też i ty, proszę cię, nianiu.MARTAJużem ucichła przecie. Pan Bóg z tobą!/ + Ty jesteś perłą ze wszystkich niemowląt,/ + Jakie karmiłam. Gdybym jeszcze mogła/ + Patrzeć na twoje zamęście!...Córka, MatkaPANI KAPULETMałżeństwoZamęście!/ + To jest punkt właśnie, o którym chcę mówić./ + Powiedz mi, Julio, co myślisz i jakie/ + Są chęci twoje we względzie małżeństwa?JULIAO tym zaszczycie jeszcze nie myślałam.MARTAO tym zaszczycie! Gdybym nie ja była/ + Twą karmicielką, rzekłabym, żeś mądrość/ + Wyssała z mlekiem.PANI KAPULETMałżeństwo, ObyczajeMyślże o tym teraz./ + Młodsze od ciebie dziewczęta z szlachetnych/ + Domów w Weronie wcześnie stan zmieniają;/ + Ja sama byłam już matką w tym wieku,/ + W którym tyś jeszcze panną. Krótko mówiąc,/ + Waleczny Parys stara się o ciebie.MARTATo mi kawaler! panniuniu, to brylant/ + Taki kawaler: chłopiec gdyby z woskuchłopiec gdyby z wosku --- popularne powiedzenie: zgrabny, urodziwy, jak ulepiony z wosku.!PANI KAPULETNie ma w Weronie równego mu kwiatu.MARTACo to, to prawda: kwiat to, kwiat prawdziwy.PANI KAPULETCóż, Julio? Będziesz mogła go kochać?/ + Dziś w wieczór ujrzysz go wśród naszych gości./ + Wczytaj się w księgę jego lic, na których/ + Pióro piękności wypisało miłość;/ + Przypatrz się jego rysom, jak uroczo,/ + Zgodnie się schodzą z sobą i jednoczą;/ + A co w tej księdze wyda ci się mrocznym,/ + To w jego oczach stanieć się widocznym./ + Do upięknienia tej, zaprawdę rzadkiej,/ + Edycji męża brak tylko okładki./ + Roślina w ziemi, ryba w wodzie żyje;/ + Miło, gdy piękną treść piękny wierzch kryje;/ + I tym wspanialsza, tym więcej jest warta/ + Złota myśl w złotej oprawie zawarta./ + Tak więc z nim wszystką jego właśćwłaść --- własność. posiędziesz/ + I w niczym sama ujmy mieć nie będziesz.MARTAUjmy? Ba, owszem przyrost, boć to przecie/ + Zawżdy z mężczyzną przybywa kobiecie.PANI KAPULETChceszże go? powiedz krótko, węzłowato.JULIAZobaczę, jeśli patrzenia dość na to;/ + Nie głębiej jednak myślę w tę rzecz wglądać,/ + Jak tobie, pani, podoba się żądać.SługaWchodzi Służący.SŁUŻĄCYPani, goście już przybyli; wieczerza zastawiona, czekają na panie, pytają o pannę Julię, przeklinają w kuchni panią Martę; słowem, niecierpliwość powszechna. Niech panie raczą pośpieszyć.Wychodzi.PANI KAPULETPójdź, Julio; w hrabi serce tam dygoce.MARTAIdź i po błogich dniach błogie znajdź noce.Wychodzą.SCENA CZWARTAUlica. Wchodzą Romeo, Merkucjo i Benwolio w towarzystwie pięciu czy sześciu masek. Ludzie z pochodniami i inne osoby.ROMEOObyczajeMamyż przy wejściu z przemową wystąpićGości niezaproszonych poprzedzał służący z kurtuazyjnymi przeprosinami (często w przebraniu, np. bożka miłości Kupidyna), a następnie już oni sami przy wejściu wygłaszali mowę na cześć gościnności pana domu albo pod adresem znajdujących się dam. Jak widzimy z tekstu, zwyczaj ten wtedy wyszedł już w Anglii z mody./ + Czy też po prostu wejść?BENWOLIOWyszły już z mody/ + Te ceremonie; nie będziemy z sobą/ + Wiedli Kupida z opaską na skroni,/ + Łuk malowany z gontu niosącego/ + I straszącego dziewczęta jak ptaki,/ + Ani też owych prawili oracji,/ + Mdło za suflerem cedzonych na wstępie./ + Niech sobie o nas pomyślą, co zechcą;/ + Wejdziem, pokręcim siępokręcim się --- w oryg. measure, oznaczające uroczysty taniec rozpoczynający zabawę. i znikniem potem.ROMEOKręćcie się, kiedy chcecie, jam do tego/ + Dziś niesposobny.MERKUCJOKochany Romeo,/ + Musisz potańczyć także.ROMEOCierpienie, MiłośćNie, doprawdy./ + Wy macie lekkie trzewiki, to tańczcie;/ + Mnie ołów serce tłoczy, ledwie mogę/ + Ruszyć się z miejsca.MERKUCJOZakochany jesteś;/ + Pożycz strzelistych od Kupida skrzydeł/ + I wznieś się nimi nad poziomą sferę.ROMEONie mnie, tkniętemu srodze jego strzałą,/ + Strzeliście wzbijać się na jego skrzydłach;/ + Nie mnie się wznosić nad poziom, co nosząc/ + Brzemię miłości, na poziom upadam.MERKUCJOA gdybyś upadł z nią, ją byś obrzemiłobrzemił --- obciążył brzemieniem../ + Tak delikatną rzecz przygniótłbyś srodze.ROMEONazywasz miłość rzeczą delikatną?/ + Zbyt, owszem, twarda, szorstka i koląca.MERKUCJOTwardali dla cię, bądź i dla niej twardy;/ + Kol ją, gdy kole, a zwalisz ją łatwo./ + Hola! podajcie mi na twarz pokrowiec!/ + Maskę na maskę!wkłada maskęNiechaj sobie teraz/ + Ciekawe oko nicuje mą szpetność!/ + Ta larwaNazwę tę dawano karykaturalnym maskom, które aktorzy nakładali na twarze. za mnie będzie się rumienić.BENWOLIOIdźmy, panowie; zadzwońmyIdźmy, panowie; zadzwońmy --- w oryg.: knock and enter, czyli zastukajmy kołatką i wejdźmy; dzwonków wtedy jeszcze nie używano., a potem/ + Ostro już tylko polećmy się nogom.ROMEONiech trzpioty łechcą nieczułą posadzkę!/ + Pochodni dla mnie! bom ja dziś skazanyja dziś skazany --- Romeo bierze w rękę pochodnię na znak, że nie będzie tańczył, tylko z dala wzdychał do Rozaliny, której, nawiasem mówiąc, poeta wcale nie wprowadza na scenę.,/ + Jak ów pachołek, co świeci swej pani,/ + Stać nieruchomie i martwym być widzem.MERKUCJOStój, jak chcesz, byleś tylko nie stał o to,/ + Co cię tak martwi, a w czym (z całym winnym/ + Uszanowaniem dla twojej miłości),/ + Jak w błocie, widzę, po uszy zagrzązłeś./ + Nuże, nie palmy świec w dzień.ROMEOPalmyż teraz./ + Bo noc jest.MERKUCJOMniemam, panie, że czas tracąc/ + Zarówno psujem świece bez potrzeby,/ + Jak w dzień je paląc. Przyjmij tę uwagę;/ + Bo w niej pięć razy więcej jest logiki/ + Niż w naszych pięciu zmysłach.ROMEOUważamy/ + Za rzecz stosowną pójść tam na ten festyn,/ + Chociaż logiki w tym nie ma.MERKUCJODlaczego?ROMEOSenMiałem tej nocy marzenie.MERKUCJOJa także;ROMEOCóż ci się śniło?MERKUCJOTo, że marzyciele/ + Najczęściej zwykli kłamać.ROMEOPrzez sen w łóżku,/ + Gdy w gruncie marzą o rzeczach prawdziwych.MERKUCJOSnadź się królowa MabRomeo zaczyna opowiadać swój sen, ale przerywa mu Merkucjo barwną opowieścią o ,,akuszerce wróżek", maleńkiej, często złośliwej nimfie, która ludziom przynosi marzenia, przejeżdżając nad śpiącymi swoim niezwykłym, miniaturowym powozem. Nazwa ta, etymologicznie nie wyjaśniona, pojawia się po raz pierwszy dopiero u Szekspira, po nim wymieniają królową Mab Michael Drayton i Ben Jonson. Służy ona za tytuł do poematu pióra romantycznego poety Percy Bysshe Shelleya; staje się tam władczynią ludzkich myśli. widziała z tobą;/ + Ta, co to babi wieszczkom i w postaci/ + Kobietki mało co większej niż agat/ + Na wskazującym palcu aldermanaaldermana --- rajcy miejskiego; nosili oni pierścienie z agatem na znak swego stanowiska.,/ + Ciągniona cugiem drobniuchnych atomów,/ + Tuż, tuż śpiącemu przeciąga pod nosem./ + Szprychy jej wozu z długich nóg pajęczych,/ + Osłona z lśniących skrzydełek szarańczy;/ + SprzężajSprzężaj --- uprząż. z plecionych nitek pajęczyny;/ + Lejce z wilgotnych księżyca promykówz wilgotnych księżyca promyków --- według dawnych pojęć promienie księżyca były wilgotne, ponieważ miał on w swym władaniu przypływy i odpływy morza.;/ + Bicz z cienkiej żyłki na świerszcza szkielecie;/ + A jej forszpanemforszpan --- zaprzęg. mała, szara muszka/ + Przez pół tak wielka jak ów krągły owad,/ + Co siedzi w palcu leniwej dziewczyny;/ + Wozem zaś próżny laskowy orzeszek;/ + Dzieło wiewiórki lub majstra robaka,/ + Tych z dawien dawna akredytowanych/ + Stelmachów wieszczek. W takich to przyborach/ + Co noc harcują po głowach kochanków,/ + Którzy natenczas marzą o miłości;/ + Albo po giętkich kolanach dworaków,/ + Którzy natenczas o ukłonach marzą;/ + Albo po chudych palcach adwokatów,/ + Którym się wtedy roją honoraria;/ + Albo po ustach romansowych damul,/ + Którym się wtedy marzą pocałunki;/ + Często atoli Mab na te ostatnie/ + Zsyła przedwczesne zmarszczki, gdy ich oddech/ + Za bardzo znajdzie cukrem przesycony./ + Czasem też wjeżdża na nos dworakowi:/ + Wtedy śnią mu się nowe łaski pańskie;/ + KsiądzCzasem i księdza plebana odwiedzi,/ + Gdy ten spokojnie drzemie, i ogonem/ + Dziesięcinnego wieprzaDziesięcinnego wieprza --- wieprza składanego w dziesięcinie, czyli w podatku kościelnym stanowiącym dziesiątą część zbiorów. w nos go łechce:/ + Wtedy mu nowe śnią się beneficjabeneficja --- ziemie, z których duchowny pobierał dożywotnio dochody./ + ŻołnierzCzasem wkłusuje na kark żołnierzowi:/ + Ten wtedy marzy o cięciach i pchnięciach,/ + O szturmach, breszach bresze --- wyłomy w murze zdobywanego miasta., o hiszpańskich klingach/ + Czy o pucharach, co mają pięć sążnisążeń --- dawna jednostka długości, wynosząca ok. 2m, wyznaczana rozpiętością ramion.;/ + Wtem mu zatrąbi w ucho: nasz bohater/ + Truchleje, zrywa się, klnąc zmawia pacierz/ + I znów zasypia. KobietaTaka jest Mab: ona,/ + Ona to w nocy zlepia grzywy koniom/ + I włos ich gładki w szpetne kudły zbija,/ + Które rozczesać niebezpiecznie; ona/ + Jest ową zmorą, co na wznak leżące/ + Dziewczęta dusi i wcześnie je uczy/ + Dźwigać ciężary, by się z czasem mogły/ + Zawołanymi stać gospodyniami./ + Ona to, ona...ROMEOSkończ już, skończ, Merkucjo,/ + Prawisz o niczym.MERKUCJOPrawię o marzeniach,/ + Które w istocie niczym innym nie są/ + Jak wylęgłymi w chorobliwym mózgu/ + Dziećmi fantazji; ta zaś jest pierwiastku/ + Tak subtelnego właśnie jak powietrze;/ + Bardziej niestała niż wiatr, który już to/ + Mroźną całuje północ, już to z wstrętem/ + Rzuca ją, dążąc w objęcia południa.BENWOLIOCoś ten wiatr zawiał, zdaje się, i na nas,/ + Wieczerza stoi, spóźnimy się na nią.LosROMEOBoję się, czyli nie przyjdziem za wcześnie;/ + Bo moja dusza przeczuwa, że jakieś/ + Nieszczęście, jeszcze wpośród gwiazd wiszące,/ + Złowrogi bieg swój rozpocznie od daty/ + Uciech tej nocy i kres zamkniętego/ + W mej piersi, zbyt już nieznośnego, życia/ + Przyśpieszy jakimś strasznym śmierci ciosem./ + Lecz niech Ten, który ma ster mój w swym ręku,/ + Kieruje moim żaglem! Dalej! Idźmy!BENWOLIOUderzcie w bębny!WychodząWychodzą --- w oryg. ,,chodzą dookoła sceny" - była to umowna zmiana miejsca akcji..SCENA PIĄTASala w domu Kapuletów. Wchodzą muzykanci i słudzy.SługaPIERWSZY SŁUGASługaGdzie Potpan?Skrócone potcompanion, kuchcik. Czemu nie pomaga sprzątać? Gęsi mu paść, nie służyć.DRUGI SŁUGATak to, kiedy ważne obowiązki lokaja powierzają ludziom złej maniery; na diabła się to zdało.PIERWSZY SŁUGAPowynoście stołki! usuńcie na bok bufet! Pozbierajcie srebra! Schowaj no tam dla mnie, braciszku, kawałek marcepana i szepnij na ucho odźwiernemu, żeby wpuścił Zuzannę Grindstone i Nelly; jak mię kochasz! Antoni! Potpan!DRUGI SŁUGADobrze, chłopcze, gotowe.PIERWSZY SŁUGAWołają was, czekają na was i niecierpliwią się w wielkiej sali.TRZECI SŁUGANie możemy być tu i tam razem. Dalej, chłopcy! pohulajmyż dzisiaj! Kto umie czekać, wszystkiego się doczeka.Oddalają się. Kapulet i inni wchodzą z gośćmi i maskami.KAPULETObyczaje, Starość, MłodośćWitaj, cna młodzi! KobietaWolne od nagniotków/ + Damy rachują na waszą ruchawość,/ + Śliczne panienki, któraż z was odmówi/ + Stanąć do tańca? O takiej wręcz powiem,/ + Że ma nagniotki. A co? Tom was zażył!/ + Dalej, panowie! I ja kiedyś także/ + Maskę nosiłem i umiałem szeptać/ + W ucho pięknościom jedwabne powieści,/ + Co szły do serca; przeszło to już, przeszło./ + Nuże, panowie! Grajki, zaczynajcie!/ + Miejsca! rozstąpmy się! dalej, dziewczęta!Muzyka gra. Młodzież tańczy.Hej! więcej światła! Wynieście te stołyWynieście te stoły --- stoły składały się z blatu opieranego na krzyżakach, w razie potrzeby stawiano je na bok, aby nie zabierały miejsca, i tak jest w oryginale.!/ + I zgaście ogień, bo zbyt już gorąco./ + Starość Siadajże, siadaj, bracie Kapuleciebracie Kapulecie --- jak wynika z zaproszenia (I, 2), jest on stryjem ojca Julii.!/ + Dla nas dwóch czasy pląsów już minęły./ + Jakże to dawno byliśmy obydwaj/ + Po raz ostatni w maskach?DRUGI KAPULETBędzie temu/ + Lat ze trzydzieści.KAPULETCo? Co! Nie tak dawno/ + Było to, pomnę, na godach Lucencja;/ + Na te Zielone Świątki, da Bóg dożyć,/ + Będzie dwadzieścia pięć lat.DRUGI KAPULETDawniej, dawniej,/ + Wszak już syn jego jest trzydziestoletni.KAPULETCo mi waść prawisz? Przede dwoma laty/ + Syn jego nie był jeszcze pełnoletni.ROMEOdo jednego z sługMiłość, KochanekCo to za dama, co w tej chwili tańczy/ + Z tym kawalerem?SŁUGANie wiem, jaśnie panie.ROMEOOna zawstydza świec jarzących blaski;/ + Piękność jej wisi u nocnej opaskiPiękność jej... --- w oryg. poetyczniej: piękność Julii ,,wisi na policzku nocy", jaśnieje jak księżyc na tle czarnego nieba./ + Jak drogi klejnot u uszu Etiopa./ + Nie tknęła ziemi wytworniejsza stopa./ + Jak śnieżny gołąb wśród kawek tak ona/ + Świeci wśród swoich towarzyszek grona./ + Zaraz po tańcu przybliżę się do niej/ + I dłoń mą uczczę dotknięciem jej dłoni./ + Kochałżem dotąd? O! zaprzecz, mój wzroku!/ + Boś jeszcze nie znał równego uroku.Grzech, Obyczaje, Przemoc, WrógTYBALTSądząc po głosie, z Montekich to któryś./ + Daj no mi rapir, chłopcze. Jak się waży/ + Ten łotr tu wchodzić i kłamaną larwą/ + Szyderczo naszej urągać zabawie?/ + Na krew szlachetną, co mi wzdyma serce,/ + Nie będzie grzechu, jeśli go uśmiercę./ + KAPULETTybalcie, co ci to? Czego się zżymasz?TYBALTKonflikt, WrógUjmy tej, stryju, pewno nie wytrzymasz:/ + Jeden z Montekich, twych śmiertelnych wrogów,/ + Śmie tu znieważać gościnność twych progów./ + KAPULETCzyż to Romeo?TYBALTTak, ten to nikczemnik.KAPULETObyczajeDaj mu waść pokój, nie wychodzi przecie/ + z granic wytkniętych dobrym wychowaniem/ + I prawdę mówiąc, cała go Werona/ + Ma za młodzieńca pełnego przymiotów;/ + Nie chciałbym za nic w świecie w moim domu/ + Czynić mu krzywdy. Uspokój się zatem,/ + Miły synowcze, nie zważaj na niego,/ + Taka ma wola; jeśli ją szanujesz,/ + Okaż uprzejmość i spędź precz z oblicza/ + Ten mars niezgodny z weselem tej doby.TYBALTTaki gość w domu nabawia choroby;/ + Nie ścierpię go tu.KAPULETChcę go mieć cierpianym./ + Cóż to, zuchwalcze? Mówię, że chcę! Cóż to?/ + Czy ja tu jestem, czy waść jesteś panem?/ + Waść go tu nie chcesz ścierpieć! Boże odpuść!/ + Waść mi chcesz gości porozpędzać? kołki/ + Na łbie mi strugać? przewodzić w mym domu?TYBALTStryju, to hańba!KAPULETCicho! burdą jesteś./ + Z tą porywczością doigrasz się waszmość./ + Zawsze mi musisz się sprzeciwiać! - Brawo,/ + Kochana młodzi! - Urwipołeć z waści!/ + Siedź cicho albo... Hola! Więcej światła! -/ + Ja cię uciszę. Patrz go! - Żwawo, chłopcy!TYBALTGniew dobrowolny z flegmą przymuszoną/ + Na krzyż się schodząc wstrząsają mi łono./ + Muszę ustąpić; wkrótce się atoli/ + W gorzką żółć zmieni ta słodycz wbrew woli.Oddala się.ROMEOdo Juliido Julii --- Pierwsza ich rozmowa napisana jest w formie sonetu.MiłośćJeśli dłoń moja, co tę świętość trzyma,/ + Bluźni dotknięciem: zuchwalstwo takowe/ + Odpokutować usta me gotowe/ + Pocałowaniem pobożnym pielgrzyma.JULIAdo RomeoMości pielgrzymie, bluźnisz swojej dłoni,/ + Która nie grzeszy zdrożnym dotykaniem;/ + Jestli ujęcie rąk pocałowaniem,/ + Nikt go ze świętych pielgrzymom nie broni.ROMEOjak pierwejNie mająż święci ust tak jak pielgrzymi?JULIAjak pierwejMają ku modłom lub kornej podzięce.ROMEONiechże ich usta czynią to co ręce;/ + Moje się modlą, przyjm modły ich, przyjmij.JULIANiewzruszonymi pozostają święci,/ + Choć gwoli modłów niewzbronne ich chęci.ROMEOZiść więc cel moich, stojąc niewzruszenie./ + I z ust swych moim daj wziąć rozgrzeszenie.Całuje ją.JULIAMoje więc teraz obciąża grzech zdjęty.ROMEOZ mych ust? O! grzechu, zbyt pełen ponęty!/ + Niechże go nazad rozgrzeszony zdejmie!/ + Pozwól.Całuje ją znowu.JULIAJak z książki całujesz pielgrzymie.MARTAPanienko, jejmość pani matka prosi.ROMEOKtóż jest jej matką?MARTASługaJej matką? Bajbardzo!/ + Nikt inny, jeno pani tego domu;/ + I dobra pani, mądra a cnotliwa./ + Ja byłam mamką tej, coś z nią pan mówił./ + Smaczny by kąsek miał, kto by ją złowił./ + ROMEOKonflikt, WrógA więc Kapulet! O dolo zbyt sroga!/ + Życie me jest więc w ręku mego wroga.BENWOLIOWychodźmy, wieczór dobiega już końca.ROMEONiestety! z wschodem dla mnie zachód słońca.KAPULETdo rozchodzących się gościEjże, panowie, pozostańcie jeszcze;/ + Mają nam wkrótce dać małą przekąskęNa zakończenie tańców podawano lekkie potrawy i ciasta../ + Chcecie koniecznie? Muszę więc ustąpić./ + Dzięki wam, mili panowie i panie./ + Dobranoc. Światła! Idźmyż spać.do Drugiego KapuletaBraciszku,/ + Zapóźniliśmy się; idę wypocząć.Wychodzą wszyscy prócz Julii i Marty.JULIACzy nie wiesz, nianiu, kto to jest ten pan?MARTATen,tu?/ + To syn starego Tyberia.JULIAA tamten,/ + Co właśnie ku drzwiom zmierza?MARTATo podobno/ + Młody Petrycy.JULIAA ów, tam na prawo,/ + Co nie chciał tańczyć?MARTANie wiem.JULIASpytaj, proszę,/ + Jak się nazywa. Jeżeli żonaty,/ + Całun mnie czeka zamiast ślubnej szaty.MARTAZwie się Romeo, jest z rodu Montekich,/ + Synem waszego największego wroga.JULIAKonflikt, Miłość, WrógJako obcego za wcześnie ujrzałam!/ + Jako lubego za późno poznałam!/ + Dziwny miłości traf się na mnie iści,/ + Że muszę kochać przedmiot nienawiści./ + MARTACo to jest? co to takiego?JULIATo wiersze,/ + Których mię jeden tancerz dziś nauczył.MARTAPójdź spać, waćpanna.Głos za sceną: ,,Julio!"Dalej! dalej!/ + Wołają pannę i pusto już w sali.Wychodzą.AKT DRUGISenPROLOGPrzełożył Jan KasprowiczCHÓRKonflikt, Miłość, RodzinaDawna namiętność już w całunach leży,/ +W jej miejscu władniewładnie --- włada. siła żądzy nowej;/ +Piękną przestała być przy Julii świeżej/ +Piękność, dla której umrzeć był gotowy.Dziś jest Romeo kochany i kocha,/ +W oczach obojga żar jednaki płonie;/ +Lecz on, w niej wroga przypuszczając, szlocha,/ +A ona miłość z wędki grozy chłonie.On się nie zbliży i przed nią nie złoży/ +Przysiąg serdecznych, uważan za wroga;/ +I jej, choć w łonie namiętność się sroży,/ +Zejścia się z lubym zamkniętą jest droga.Lecz w żądzy siła: po wielkich katuszach/ +Wielką im radość czas zgotuje w duszach.SCENA PIERWSZAPusty plac przytykający do ogrodu Kapuletów. Wchodzi Romeo.ROMEOMamże iść dalej, gdy tu moje serce?/ + Cofnij się, ziemio, wynajdź sobie centrum!ziemio, wynajdź sobie centrum! --- Romeo nazywa siebie ziemią, Julia jest jej środkiem, bo u niej znajduje się jego serce. Zatrzymuje się, jest niezdecydowany, czy iść, czy pozostać, wybiera to drugie.Wchodzi na mur i spuszcza się do ogrodu. Wchodzą Merkucjo i Benwolio.BENWOLIORomeo! bracie! Romeo!MERKUCJOMa rozum;/ + Powietrze chłodne, więc dyrnął do łóżka.BENWOLIOPobiegł tą drogą i przelazł przez parkan./ + Wołaj, Merkucjo!KochanekMERKUCJOUżyję nań zaklęć;/ + Romeo! gachu! cietrzewiu! wariacieRomeo! gachu!... --- w oryg. poetyczniej: Romeo, humours, madman, passion, lover!, czyli: Romeo! Zmienniku! wariacie! namiętności! kochanku! Ponieważ Romeo uciekł towarzyszom, Merkucjo żartobliwymi zaklęciami chce wywołać jego ducha. Jak widzimy w następnej scenie, Romeo słyszał ich z ukrycia.!/ + Ukaż się w lotnej postaci westchnienia,/ + Powiedz choć jeden wiersz, a dość mi będzie;/ + Jęknij: ach! połącz w rym: kochać i szlochać;/ + Szepnij Wenerze jakie piękne słówko;/ + Daj jaki nowy epitet ślepemu/ + Jej synalkowi, co tak celnie strzelał/ + Za owych czasów, gdy król Kofetua/ + W zaloty chodził do córki żebraczejAluzja do znanej ballady ludowej; za sprawą Kupidyna król ten zakochał się w żebraczce../ + Nie słucha; ani piśnie, ani trunieani trunie --- ani odezwie się./ + Zdechł robakZdechł robak --- w oryg. the ape is dead --- małpa jest martwa (małpka biorąca udział w przedstawieniu kuglarzy udaje nieżywą)., muszę zakląć go inaczej./ + Klnę cię na żywe oczy Rozaliny,/ + Na jej wysokie czoło, krasne usta,/ + Wysmukłe nóżki i toczone biodra/ + Z przyległościami, abyś się przed nami/ + W właściwej sobie postaci ukazał.BENWOLIOGniewać się będzie, jeśli cię usłyszy.MERKUCJOCo się ma gniewać? Mógłby się rozgniewać,/ + Gdyby za sprawą mojego zaklęcia/ + W zaczarowane koło jego paniDuch, którego wzywano, miał się ukazać w wyrysowanym uprzednio kole./ + Inny duch wkroczył i stał tam dopóty,/ + Dopóki by go nie zmogła: to byłby/ + Powód do uraz; moja inwokacja/ + Jest przyjacielska i godziwa razem,/ + Bo wywołuje w imię jego pani/ + Jego jedynie naturalną postać.BENWOLIOMiłośćPójdź! skrył się owdzie pomiędzy drzewami,/ + By się tam zbratał z tajemniczą nocąz tajemniczą nocą --- w oryg.: humorous night --- wilgotna, czyli zmienna noc.---/ + Ślepym w miłości ciemność jest najmilsza.MERKUCJOKobieta, KochanekMożeż w cel trafić miłość będąc ślepą?/ + Teraz usiądzie sobie pod jabłonką/ + I będzie wzdychał, by jego kochanka/ + Była owocem, który młode panny,/ + Kiedy są same - nazywają figą./ + Oby, Romeo, była, oby była + Taką otwartą figą, a ty chłopcze,/ + Obyś był gruszką! Dobranoc, Romeo!/ + Idę lec w moim łóżku za kotarą,/ + Bo to polowepolowe --- dotyczy łóżka, chodzi o spanie na ziemi. tu dla mnie za chłodne./ + Czy idziesz także?BENWOLIOIdę; próżno szukać/ + Takiego, co być nie chce znaleziony.Wychodzą.SCENA DRUGAOgród Kapuletów. Wchodzi Romeo.ROMEOCierpienie, Kochanek, MiłośćDrwi z blizn, kto nigdy nie doświadczył rany.Julia ukazuje się w oknie.Lecz cicho! Co za blask strzelił tam z okna!/ + Ono jest wschodem, a Julia jest słońcem!/ + Wnijdź, cudne słońce, zgładź zazdrosną lunę,/ + Która aż zbladła z gniewu, że ty jesteś/ + Od niej piękniejsza; o, jeśli zazdrosna,/ + Nie bądź jej służką! Jej szatkę zieloną/ + I bladą noszą jeno głupcyszatkę zieloną i bladą noszą jeno głupcy --- aktorzy grywający rolę błazna nosili ubrania dwukolorowe, biało-zielone (por. Makbet, I, 7).. Zrzuć ją!/ + To moja pani, to moja kochanka!/ + O! gdyby mogła wiedzieć, czym jest dla mnie!/ + Przemawia, chociaż nic nie mówi; cóż stąd?/ + Jej oczy mówią, oczom więc odpowiem./ + Za śmiały jestem; mówią, lecz nie do mnie./ + Dwie najjaśniejsze, najpiękniejsze gwiazdy/ + Z całego nieba, gdzie indziej zajęte,/ + Prosiły oczu jej, aby zastępczo/ + Stały w ich sferach, dopóki nie wrócą./ + Lecz choćby oczy jej były na niebie,/ + A owe gwiazdy w oprawie jej oczu:/ + Blask jej oblicza zawstydziłby gwiazdy/ + Jak zorza lampę; gdyby zaś jej oczy/ + Wśród eterycznej zabłysły przezroczy,/ + Ptaki ocknęłyby się i śpiewały,/ + Myśląc, że to już nie noc, lecz dzień biały./ + Patrz, jak na dłoni smutnie wsparła liczko!/ + O! gdybym mógł być tylko rękawiczką,/ + Co tę dłoń kryje!JULIAAch!ROMEOCicho! coś mówi./ + o! mów, mów dalej, uroczy aniele;/ + bo ty mi w noc tę tak wspaniale świecisz/ + jak lotny goniec niebios rozwartemu/ + od podziwienia oku śmiertelników,/ + które się wlepia w niego, aby patrzeć,/ + jak on po ciężkich chmurach się przesuwa/ + i po powietrznej żegluje przestrzeni.JULIAKonflikt, Miłość, RodzinaRomeo! Czemuż ty jesteś Romeo!/ + Wyrzecz się swego rodu, rzuć tę nazwę!/ + Lub jeśli tego nie możesz uczynić,/ + To przysiąż wiernym być mojej miłości,/ + A ja przestanę być z krwi Kapuletów.ROMEOMamże przemówić czy też słuchać dalej?JULIAKonflikt, Miłość, RodzinaNazwa twa tylko jest mi nieprzyjazna,/ + Boś ty w istocie nie Montekim dla mnie./ + Jestże Monteki choćby tylko ręką,/ + Ramieniem, twarzą, zgoła jakąkolwiek/ + Częścią człowieka? O! weź inną nazwę!/ + Czymże jest nazwa? To, co zowiem różą,/ + Pod inną nazwą równie by pachniało;/ + Tak i Romeo bez nazwy Romea/ + Przecież by całą swą wartość zatrzymał./ + KochanekRomeo! porzuć tę nazwę, a w zamian/ + Za to, co nawet cząstką ciebie nie jest,/ + Weź mię, ach! całą!ROMEOBiorę cię za słowo:/ + Zwij mię kochankiem, a krzyżmokrzyżmo --- olej z balsamu i oliwy używany przy niektórych sakramentach i uroczystościach kościelnych. chrztu tego/ + Sprawi, że odtąd nie będę Romeem.JULIAKtoś ty jest, co się nocą osłaniając,/ + Podchodzisz moją samotność?ROMEOZ nazwiska/ + Nie mógłbym tobie powiedzieć, kto jestem;/ + Nazwisko moje jest mi nienawistne,/ + Bo jest, o! święta, nieprzyjazne tobie;/ + Zdarłbym je, gdybym miał je napisane.JULIAJeszcze me ucho stu słów nie wypiło/ + Z tych ust, a przecież dźwięk już ich mi znany./ + Jestżeś Romeo, mów? jestżeś Monteki?ROMEONie jestem ani jednym, ani drugim,/ + Jednoli z dwojga jest niemiłe tobie.JULIAJakżeś tu przyszedł, powiedz, i dlaczego?/ + Mur jest wysoki i trudny do przejścia,/ + A miejsce zgubne; gdyby cię kto z moich/ + Krewnych tu zastał...ROMEOMiłośćNa skrzydłach miłości/ + Lekko, bezpiecznie mur ten przesadziłem,/ + Bo miłość nie ma żadnych tam i granic;/ + A co potrafi, na to się i waży;/ + Krewni więc twoi nie trwożą mię wcale.JULIAZabiliby cię, gdyby cię ujrzeli.ROMEOAch! więcej groźby leży w oczach twoich/ + Niż w ich dwudziestu mieczach; patrz łaskawie,/ + A będę silny przeciw ich gniewowi.JULIANa Boga! niech cię oni tu nie ujrzą!ROMEOCiemny płaszcz nocy skryje mię przed nimi./ + Lecz niech mię znajdą, jeśli ty mię kochasz./ + Lepszy kres życia skutkiem ich niechęci/ + Niż przedłużony zgon w braku twych uczuć.MiłośćJULIAKto ci dopomógł znaleźć to ustronie?ROMEOMiłość, co mi go doradziła szukać;/ + Ona mi instynkt, ja jej oczy dałem./ + Nie jestem sternik, gdybyś jednak była/ + Równie daleko jak ów brzeg, którego/ + Morze najdalsze podmywa krawędzie,/ + Śmiało po taki klejnot bym popłynął.JULIAGdyby nie ciemność, co mi twarz maskuje,/ + Widziałbyś na niej rozlany rumieniec/ + Po tym, co z ust mych słyszałeś tej nocy./ + Rada bym form się trzymać, rada cofnąć/ + To, co wyrzekłam; ale precz, udanie!/ + MiłośćCzy ty mię kochasz? Wiem, że powiesz: tak jest;/ + I jać uwierzę; mimo przysiąg jednak/ + Możesz mię zawieść. Z wiarołomstwa mężczyzn/ + Śmieje się, mówią, Jowisz. O! Romeo!/ + Jeśli mię kochasz, wyrzecz to rzetelnie;/ + Lecz jeśli masz mię za podbój zbyt łatwy,/ + To zmarszczę czoło i przewrotną będę,/ + I na miłosne twoje oświadczenia/ + Powiem: nie, w innym razie za nic w świecie./ + Za czuła może jestem, o! Monteki,/ + Stąd możesz sądzić me obejście płochym;/ + Ufaj mi jednak, będę ja wierniejsza/ + Od tych, co bieglej umieją się drożyć./ + Byłabym ja się była, prawdę mówiąc,/ + Także drożyła, gdybyś był tajnego/ + Głosu miłości mojej nie podchwycił./ + Nie wiń mię przeto ani też przypisuj/ + Płochości tego wylania mych uczuć,/ + Które zdradziła noc ciemna.ROMEOO! Julio,/ + Przysięgam na ten księżyc, co wspaniale/ + Powleka srebrem tamtych drzew wierzchołki...MiłośćJULIAO! nie przysięgaj na księżyc, bo księżyc/ + Co tydzień zmienia kształt swej pięknej tarczy;/ + I miłość twoja po takiej przysiędze/ + Mogłaby również zmienną się okazać.ROMEONa cóż mam przysiąc?JULIANie przysięgaj wcale;/ + Lub wreszcie przysiąż na samego siebie:/ + Na ten uroczy przedmiot mych uwielbień,/ + To ci uwierzę.ROMEOJeśli szczera miłość/ + Mojego serca...JULIADaj pokój przysięgom./ + Lubo się cieszę z twojej obecności,/ + Te nocne śluby nie cieszą mnie jakoś,/ + Za nagłe one są, za nierozważne,/ + Podobne niby do blasku, co znika,/ + Nim człowiek zdąży powiedzieć: ,,Błysnęło"./ + Dobranoc, luby! Oby nam ten wonny/ + Miłości pączek przyniósł kwiat niepłonny!/ + Bądź zdrów! i zaśnij z tak błogim spokojem,/ + Jaki, z twej łaski, czuję w sercu mojem.ROMEOTakże mam odejść nie zaspokojony?JULIAJakiegoż więcej chcesz zaspokojenia?ROMEOZamiany twoich zapewnień za moje.JULIAJużem ci dała je, nimeś zażądał;/ + Rada bym jednak one mieć na powrót.ROMEOChciałaż byś cofnąć je? Dlaczego? luba!JULIAAżebym mogła oddać ci je znowu./ + A przecież jest to żądanie zbyteczne;/ + Miłość, Woda Bo moja miłość równie jest głęboka/ + Jak morze, równie jak ono bez końca;/ + Im więcej ci jej udzielam, tym więcej/ + Czuję jej w sercu.Słychać w pokojach głos Marty.Wołają mię. --- Zaraz./ + Bądź zdrów, kochanku drogi! --- Zaraz, zaraz./ + --- Najmilszy, pomnij być stałym! --- Zaczekaj,/ + Zaczekaj trochę, powrócę za chwilę.Wychodzi.ROMEOBłogosławiona, o! błogosławiona/ + Po dwakroć nocy! Ale czy to wszystko,/ + Dziejąc się w nocy nie jest marą tylko?/ + Co tak lubego możeż być istotnym?JULIAukazując się znowuJeszcze słów parę, a potem dobranoc,/ + Drogi Romeo! jeśli twoja skłonność/ + Jest prawą, twoim zamiarem małżeństwo:/ + To mię uwiadom jutro przez osobę,/ + Którą do ciebie przyślę, gdzie i kiedy/ + Zechcesz dopełnić obrzędu; a wtedy/ + Całą mą przyszłość u nóg twoich złożę/ + I w świat za tobą pójdę w imię boże.MARTAza scenąPanienko!JULIAIdę. --- Lecz jeśli mię zwodzisz,/ + To cię zaklinam...MARTAza scenąJulciu!JULIAZaraz idę./ + --- Jeśli mię zwodzisz, o! to cię zaklinam,/ + Skończ te zabiegi i zostaw mię żalom./ + --- Jutro więc przyślę.ROMEOJak pragnę zbawienia...KochanekJULIAPo tysiąc razy dobranoc.Odchodzi.ROMEOPo tysiąc/ + Razy niedobra tam, gdzie ty nie świecisz./ + Jak żak, gdy rzuca książkę, tak kochanek/ + Do celu swego pospiesza wesoły;/ + A gdy nadejdzie z kochanką rozstanekrozstanek --- rozstanie.,/ + Wlecze się smutnie, jak ów żak do szkoły.Odchodzi.JULIAukazuje się znowuPst! pst! Romeo! O, gdybym mieć mogła/ + Głos sokolnika, by tego maiżamaiż --- lub: maisz, młody ptak łowny, najczęściej sokół, którego w pierwszym roku życia przyuczano do polowania./ + Nazad przywołać! Przymus jest ochrypły,/ + Nie może głośno mówićPrzymus... nie może głośno mówić --- Julia musi mówić cicho w obawie, aby jej nikt oprócz Romea nie usłyszał., gdyby nie to,/ + WstrząsłabymWstrząsłabym --- poprawnie: wstrząsnęłabym. góry, gdzie się echo kryje,/ + I głos bym jego zrobiła chrapliwszy/ + Niż mój od rozbrzmień imienia Romeo!Kochanek, MiłośćROMEOMoja to dusza dzwoni imię moje,/ + Jak srebrny dźwięk ma nocą głos kochanki!/ + I jestże słodsza muzyka na świecie?JULIARomeo!ROMEOLuba!JULIAO której godzinie/ + Jutro mam przysłać?ROMEOO dziewiątej.JULIADobrze./ + Dwudziestoletni to termin. Nie pomnę,/ + Po com tu ciebie znowu przywołała.ROMEOPozwól mi czekać, aż sobie przypomnisz.JULIAZapomnę znowu, po co czekasz, pomnąc/ + O twojej tylko lubej obecności.ROMEOA ja wciąż czekać będę, abyś ciągle/ + Zapominała, sam zapominając,/ + Że mam gdzie inny dom jak tutaj.JULIAWkrótce/ + Dnieć będzie: rada bym, żebyś już odszedł;/ + Nie dalej jednak jak ów biedny ptaszek,/ + Co go swawolna dziewka z rąk wypuszcza/ + I wnet, zazdroszcząc mu krótkiej wolności,/ + Jak niewolnika trzymanego w więzach/ + Jedwabnym sznurkiem przyciąga na powrót.ROMEOChciałbym być biednym ptaszkiem w twoim ręku.JULIAO! ja bym zbytkiem pieszczot cię zabiła./ + Dobranoc, luby! jeszcze raz dobranoc!/ + Smutek rozstania tak bardzo jest miły,/ + Że by dobranoc wciąż usta mówiły.Odchodzi.Kochanek, SenROMEOSen na twe oczy, pokój w pierś niech spłynie;/ + Obym był nimi w tej błogiej godzinie!/ + Spieszę do ojca Laurentego celi,/ + On mi pomocy i rady udzieli.Wychodzi.SCENA TRZECIACela Ojca Laurentego. Wchodzi Ojciec Laurenty z koszykiem w ręku.OJCIEC LAURENTYSzary poranek spędza mrok ponury/ + Pasami światła znacząc wschodnie mury/ + I noc się na bok chyli jak pijana/ + Z dróg dnia ubitych kołami Tytanakołami Tytana --- w mitologii gr. tytan Hyperion był przed Apollinem woźnicą słonecznego rydwanu../ + Nim oko słońca pełnym blaskiem strzeli,/ + Rosę wypije i świat rozweseli,/ + Natura, RoślinyMuszę uzbierać w ten koszyk z sitowia/ + Roślin tak zbawczych, jak zgubnych dla zdrowia,/ + Ziemia jest matką natury i grobem,/ + Grzebie i życia obdziela zasobem./ + I mnóstwo dzieci jej łona widzimy/ + Ciągnących pokarm z jej piersi rodzimej;/ + Niejedno w skutkach swoich wyśmienite,/ + Każde do czegoś, wszystko rozmaite./ + O! moc to pełna cudów, co się mieści/ + W sokach ziół, krzewów, w martwej kruszców treści!/ + Obraz świataBo nie ma rzeczy tak podłych na ziemi,/ + Aby nie mogły stać się przydatnemi;/ + Ni tak przydatnych, aby zamiast służyć/ + Nie zaszkodziły pod wpływem nadużyć./ + Wszakże i cnota może zajść w bezdroże,/ + A błąd się czynem uszlachetnić może./ + W mdłym kwiatku, w ziółku jednym i tym samem/ + Ma nieraz miejsce jad wespół z balsamem,/ + Co zmysły razi i to, co im sprzyja,/ + Bo jego zapach rzeźwi; smak zabija./ + Podobnie sprzeczna i w człowieku gości/ + Dwójca pierwiastków: dobroci i złości;/ + A kędy górę gorsza weźmie stroma,/ + Tam śmierć przychodzi i roślina kona.Wchodzi Romeo.ROMEODzień dobry, ojcze mój.OJCIEC LAURENTYBenedicite!Benedicite! --- kościelna łacińska formuła powitania, pożegnania i błogosławieństwa./ + Cóż to za ranny głos tak mnie pozdrawia!/ + Młody mój synu, zły to znak, kto łoże/ + Próżne zostawia o tak wczesnej porze./ + Troska odbywa straż w oczach starego,/ + A sen tych mija, których troski strzegą;/ + Młodość Ale gdzie czerstwa, wolna od kłopotów/ + Młódź głowę złoży, sen zawżdy przyjść gotów./ + To więc tak ranne tu przybycie zdradza/ + Jakiś niepokój, któremu snu władza/ + Ulec musiała. Czy tylko się kładłeś?/ + Możeś do łóżka i nie zajrzał?ROMEOZgadłeś;/ + Milej niż w łóżku przeszły mi godziny.OJCIEC LAURENTYGrzeszniku, pewnieś był u Rozaliny.ROMEOU Rozaliny? Nie, ojcze; to imię/ + W pamięci mojej wiecznym snem już drzemie.OJCIEC LAURENTYBrawo, mój synu! Lecz gdzieżeś to bywał?ROMEOZaraz ci powiem: próżno byś zgadywał;/ + Konflikt, MiłośćByłem na balu w domu mego wroga,/ + Gdziem został ranny, lecz zbójczyni sroga/ + Czuje cios wzajem przeze mnie zadany,/ + Tak że na nasze obopólne rany/ + Święty wpływ tylko twej, ojcze, opieki/ + Poradzić zdoła i dać zbawcze leki./ + Po chrześcijańsku, jak widzisz, przemawiam,/ + Skoro się nawet za mym wrogiem wstawiam.OJCIEC LAURENTYMów jaśniej, synu; zagadkowa spowiedź,/ + Dwuznaczną także znajduje odpowiedź.ROMEOKobieta, Małżeństwo, MiłośćDowiedz się zatem, że anioł kobieta,/ + Którąm ukochał, jest z krwi Kapuleta./ + Jego to dziecko i nadzieja cała;/ + Jak ja ją, tak mnie ona ukochała./ + I do jedności, która nas już splata,/ + Brakuje tylko, byś nas ty dla świata/ + Stułą zjednoczył. Gdzie, o jakiej dobie/ + Dozgonną miłość przysięgliśmy sobie,/ + Powiem ci idąc, czcigodny kapłanie;/ + Błagam cię tylko, niech się to dziś stanie.OJCIEC LAURENTYKochanek, Młodość Święty Franciszku! Cóż to za przemiana!/ + Toż Rozalina, owa ukochana,/ + Niczym już dla cię? Miłość więc młodzieży/ + W oczach jedynie, a nie w sercu leży?/ + Jezus! Maryja! Ileż to solanki/ + Ściekło z twych oczu dla owej kochanki!/ + I nadaremnie, bowiem twe zapały/ + Wciąż zalewane, wciąż się powiększały./ + Jeszcze twych westchnień nie rozwiał FawoniFawoni --- nazwa wiosennego wiatru zachodniego (łac).;/ + Jeszcze twój dawny jęk w uszach mi dzwoni,/ + I na twych licach, bladością pokrytych,/ + Widoczny jeszcze ślad łez nie obmytych,/ + Wszystko, coś cierpiał z miłosnej przyczyny,/ + Cierpiałeś tylko gwoli Rozaliny./ + A teraz! nie dziw, gdy mdła płeć upadnie,/ + Kiedy mężczyźni szwankują tak snadnie.ROMEOGdym kochał tamtą, takżeś nie pochwalał.OJCIEC LAURENTYNie, żeś ją kochał, lecz żeś za nią szalał.ROMEOPogrześć tą miłość kazałeś.OJCIEC LAURENTYNie w grobie/ + By tę pochować, a inną wziąć sobie.ROMEONie łaj mnie, proszę; ta, co mi dziś luba,/ + Miłość mą płaci miłością cheruba;/ + Z tamtą inaczej było.OJCIEC LAURENTYBo odgadła,/ + Że w rzeczach serca nie znasz abecadła,/ + Tylko z rutyny czytasz. Pójdź, wietrzniku;/ + Do sankcjiDo sankcji --- do tolerowania. tego nowego wybryku/ + Jeden i jeden tylko wzgląd mię skłania:/ + To jest, że może z tego zawiązania/ + Wyniknie węzeł, który wasze rody/ + Zawistne złączy w piękny łańcuch zgody.ROMEOO! prędzej! pilno mi!OJCIEC LAURENTYFestina lenteFestina lente --- Spiesz się powoli (łac.)!/ + Zdradne są kroki za spiesznie podjęte.Wychodzą.SCENA CZWARTAUlica. Wchodzą Merkucjo i Benwolio.MERKUCJOGdzież, u diabła, ugrzązł Romeo! Czy był tej nocy w domu?BENWOLIONie w domu swego ojca przynajmniej; mówiłem z jego służącym.MERKUCJOTa blada sekutnica Rozalinasekutnica Rozalina --- Rozalina ślubowała dziewictwo bogini miłości i dlatego ze wzgardą traktuje zaloty Romea; w oryg. pale hard-hearted wench, czyli: blada o nieczułym sercu dziewczyna./ + Na wariata go wnet wykieruje.BENWOLIOTybalt, starego Kapuleta krewny,/ + Pisał do niego list.MERKUCJOZ wyzwaniem, ręczę.BENWOLIORomeo mu odpowie.MERKUCJOKażdy człowiek/ + Piśmienny może na list odpowiedzieć.BENWOLIOOn mu odpowie odpowiednio, jak człowiek wyzwany.MERKUCJOCierpienie, Kochanek, MiłośćBiedny Romeo! Już trup z niego! Zakłuty czarnymi oczyma białogłowy; przestrzelony na wskroś uszu romansową piosnką; ugodzony w sam rdzeń serca postrzałem ślepego malca łucznika; potrafiż on Tybaltowi stawić czoło?BENWOLIOA cóż to takiego Tybalt?MERKUCJOCoś więcej niż książę kotówksiążę kotów --- Tybalt to imię kota w romansie średniowiecznym o lisie (Reynard--Lis, przedstawiającym wady i cechy ludzkie na przykładach zwierząt), dlatego Merkucjo nazywa Tybalta Kapuleta kotem.; możesz mi wierzyć! Nieustraszony rębacz, bije się jak z nut, zna czas, odległość i miarę; pauzuje w sam raz jak potrzeba: raz, dwa, a trzy to już w pierś. Żaden jedwabny guzik nie wykręci mu się od śmierci. DuelistaDuelista --- pojedynkoman, od franc. duel --- pojedynek. to, duelista pierwszej klasy. Owe nieśmiertelne passado! Owe punto reverso! owe hai!passado... punto reverso... hai! --- włoskie terminy w szermierce: passado --- pchnięcie z wypadem, punto reverso --- cios zadany zwróconym w dół rapierem; hai --- sztych (od włoskiego ai --- a masz!). Merkucjo drwi z nadużywania terminów stosowanych w fechtunku, podkreślając w ten sposób, że Tybalt zna się na walce na szpady tylko z lekcji szermierki.BENWOLIOCo takiego?MERKUCJONiech kaci porwą to plemię śmiesznych, sepleniących, przesadnych fantastyków, z ich nowo kutymi terminami! Na Boga, doskonała klinga! Dzielny mąż! Wspaniała dziewka! Nie jestże to rzecz opłakana, że nas obsiadły te zagraniczne muchy, te modne sroki, te pardonnez moipardonnez moi --- wybacz., którym tak bardzo idzie o nową formę, że nawet na starej ławce wygodnie siedzieć nie mogąModnisie nosili bufiaste pikowane spodnie suto od wewnątrz wykładane inną materią, stąd na ławach trzeba było żłobić okrągłe wgłębienia, aby mogli siedzieć wygodnie.; te bąki, co bąkają: bon! bon!bon! bon! (franc.) --- dobrze! dobrze!Wchodzi RomeoBENWOLIOOto Romeo, nasz Romeo idzie.PrzyjaźńMERKUCJOBez mlecza, jak śledź suszony. O! człowieku! jakżeś się w rybę przedzierzgnął! Teraz go rymy Petrarki rozczulają. Laura naprzeciw jego bóstwa jest prostą pomywaczką, lubo tamta miała kochanka, co ją opiewał; Dydona flądrą; Kleopatra Cyganką; Helena i Hero szurgotami i otłukami; TyzbeDydona... Kleopatra --- Sławne heroiny romansów miłosnych starożytności: Dydona --- królowa Kartaginy, ukochana księcia trojańskiego Eneasza, Kleopatra --- królowa Egiptu, ukochana wodzów rzymskich, Cezara i Antoniusza, Helena --- królowa Sparty, ukochana królewicza trojańskiego Parysa, Hero --- ukochana Leandra, Tyzbe --- ukochana Pirama. kopciuchem lub czymś podobnym, ale zawsze niedystyngowanym. Bon jourBonjour --- fr. dzień dobry., sinior Romeo! Oto masz francuskie pozdrowienie na cześć twoich francuskich pantalonów. Pięknie nas zażyłeś tej nocy.ROMEODzień dobry wam, moi drodzy. Jakże to was zażyłem?MERKUCJOPokazałeś nam odwrotną stronę medalu, odwrotną stronę swego medalu.ROMEOTo się znaczy, żem wam zdezerterował. Wybacz, kochany Merkucjo; miałem pilny interes, a w takim przypadku człowiek może zgrzeszyć na polu uprzejmości.MERKUCJOTo się znaczy, że w takim przypadku człowiek może być zniewolony zgiąć kolana.ROMEOMa się rozumieć --- z uprzejmości.MERKUCJOBardzoś zgrabnie trafił w sedno.ROMEOA ty bardzoś zgrabnie to wyłożył.MERKUCJOJa bo jestem kwiatem uprzejmości.ROMEOKwiatem kwiatów.MERKUCJORacja.ROMEOJeżeliś ty kwiatem, to moje trzewiki są w kwitnącym stanietrzewiki... w kwitnącym stanie --- Romeo nosi modne wówczas różowe trzewiki, dziurkowane i przybrane kwiatami ze wstążek..MERKUCJOBrawo! pielęgnuj mi ten dowcip; ażeby, skoro ci się do reszty zedrze podeszwa u trzewików, twój dowcip mógł po prostu figurować.ROMEOO! godny zdartej podeszwy dowcipie! O! figuro pełna prostotyfiguro pełna prostoty --- w oryg. solely singular for the singleness, gra słów: single znaczy słaby, pozbawiony pointy, wysilony dowcip. Cały następny urywek jest zmieniony w polskim przekładzie. z powodu swego prostactwa!MERKUCJONa pomoc, Benwolio! moje koncepta dech tracą.ROMEOPejcza je i pejcza! Biczem i ostrogą, inaczej nazwę je hetkamihetka --- szkapa..MERKUCJOJeżeli twój dowcip poluje na dzikie gęsipoluje na dzikie gęsi --- w oryg. run the wild-goose chase, rodzaj wyścigów konnych przypominający lot dzikich gęsi; jeden z dwóch ścigających się wyznaczał drugiemu bieg kursu i mógł go wodzić, gdzie chciał. Obecnie popularny ten zwrot oznacza: szukać wiatru w polu, wrócić z niczym., to kapituluję; bo on ma więcej kwalifikacji ku temu niż wszystkie moje umysłowe władze. Czy ja ci się zdaję na to, żebym miał z gęsiami do czynienia?ROMEOTyś mi się nigdy na nic nie zdał, wyjąwszy, kiedy miałem do czynienia z gęsiami.MERKUCJOZa ten koncept ugryzę cię w ucho.ROMEOChyba udziobiesz!MERKUCJOTwój dowcip jest gorzką konfiturą, diabelnie ostrym sosem.ROMEOStosownym do gęsi.MERKUCJOTo koncept z koźlej skórki, której cal da się rozciągnąć tak, że nim opaszesz całą głowę.ROMEORozciągnę go do wyrazu ,,głowę", który połączywszy z gęsią, będziesz miał gęsią głowę.MERKUCJONie jestże to lepiej niż jęczeć z miłości? Teraz to co innego; teraz mi jesteś towarzyski, jesteś Romeem, jesteś tym, czym jesteś; Miłośćmiłość zaś jest podobna do owego gapia, co się szwenda wywiesiwszy język, szukając dziury, gdzie by mógł palec wścibić.ROMEOStój! Stój!MERKUCJOChcesz, aby się mój dowcip zastanowił w samym środku wenyaby się... dowcip zastanowił --- tu: w kulminacyjnym punkcie natchnienia.?ROMEOZ obawy, abyś tej weny zbyt nie rozszerzył.MERKUCJOMylisz się, właśnie byłem bliski ją ścieśnić, bo jużem był doszedł do jej dna i nie miałem zamiaru dłużej wyczerpywać materii.ROMEOPatrzcie, co za dziwadła!Wchodzi Marta z Piotrem.MERKUCJOŻagiel! żagiel! żagiel!żagiel! --- okrzyk w porcie na widok okrętu.BENWOLIODwa, dwa: spodnie i spódnicaspodnie i spódnica --- w oryg. shirt and smock, koszula męska i koszula damska, Marta jest zapewne osobą otyłą.MARTAPiotrze.PIOTRSłucham.MARTAPiotrze, gdzie mój wachlarzPiotrze, gdzie mój wachlarz --- w przechadzce po mieście Marcie towarzyszył służący, niosąc przed nią płaszcz z kapturem lub wachlarz, zależnie od pogody.?MERKUCJOProszę cię, mój Piotrze, zakryj wachlarzem twarz jejmości; bo z dwojga tego, jej wachlarz jest piękniejszy.MARTAŻyczę panom dnia dobrego.MERKUCJOŻyczymy ci dobrego południa, piękna sinjoro.MARTACzy to już południe?MERKUCJONie inaczej; bo nieczysta ręka wskazówki na kompasie trzyma już południe za ogon.MARTAChryste Panie! Cóż to za człowiek z waćpana?ROMEOCzłowiek, którego Pan Bóg skazał na zepsucie.MARTADobrześ pan powiedział, na poczciwość! Nie wie też czasem który z panów, gdzie bym mogła znaleźć młodego Romea?ROMEOJa wiem czasem, ale młodego Romea znajdziesz waćpani starszym, niż był, kiedyś go szukać zaczęła. Jestem najmłodszy z tych, co noszą to imię w braku gorszego.MARTAAch, to dobrze!MERKUCJOMożeż być dobrym to, co jest gorszym?MARTAJeżeli waćpan nim jesteś, to rada bym z nim pomówić sam na sam.BENWOLIOZaprosi go na jakąś wieczorynkę.MERKUCJOPośredniczka to Wenery. Huź, ha!Huź, ha! --- Merkucjo jest zawołanym myśliwym, używa zwrotu z polowania na zające.ROMEOCóż to, czyś kotakota --- zająca. upatrzył?MERKUCJOKotlinę, panie, nie kota; i to w starym piecu, nie w polu.Bodaj to kotlina,/ + Gdzie siedzi kocina,/ + Ta nie osmali.../ + Lecz zmykaj, chudzino,/ + Przed taką kotliną,/ + Gdzie diabeł pali!Romeo, czy będziesz u ojca na obiedzie? My tam idziemy.ROMEOPośpieszę za wami.KobietaMERKUCJODo widzenia, starożytna damo; damo, damo, damo, damodamo, damo... --- Jest to refren ze starej ballady.!Wychodzą Merkucjo i Benwolio.MARTATak, tak, do widzenia! Co to za infamisinfamis --- niegodziwiec, człowiek bez czci., proszę pana, co się tak poważył rozpuścić cugle swemu grubiaństwu?ROMEOJest to panicz zakochany w swym języku, zdolny wypowiedzieć więcej w ciągu jednej minuty niż milczeć przez cały miesiąc.MARTAJeżeli on na mnie co powiedział, dam ja mu, chociażby był zuchwalszy, niż jest, i miał ze sobą dwudziestu sobie podobnych drabów; a jeżeli mi ujdzie, to znajdę takich, co to potrafią. A hultaj! czy to ja jestem jego kochanką, jego poniewieradłem! (do Piotra) I ty tu stałeś także i mogłeś ścierpieć, żeby mnie lada gbur używał wedle upodobania za przedmiot swych bezwstydnych żartów?PIOTRNie widziałem jeszcze, żeby kto używał jejmości wedle upodobania; gdybym był to widział, byłbym był pewnie zaraz giwer wydobył, ręczę za to. Umiem się najeżyć tak dobrze jak kto inny, kiedy mam sposobność po temu i prawo za sobą.MARTADlaboga! tak jestem rozdrażniona, że się wszystko we mnie trzęsie. A hultaj! Otóż, proszę pana, tak jak powiedziałam, młoda moja pani kazała mi się wywiedzieć o panu; co mi kazała powiedzieć, to sobie zachowuję; ale przede wszystkim oświadczam panu, że jeżelibyś ją osadził na koszu, jak to mówią, bo panienka, o której mówię, jest młoda, i dlatego, gdybyś ją pan wywiódł w pole, byłoby to tak ciężkim psikusem, jaki tylko młodej panience można wyrządzić.ROMEOPozdrów ją, waćpani, ode mnie i powiedz, że jej daję rendez-vousrendez-vous --- randka, spotkanie....MARTAPoczciwości! oświadczę jej to, oświadczę. Niebożę, nie posiądzie się z radości.ROMEOCo jej waćpani chcesz oświadczyć? Nie wiesz, co mówić miałem.MARTAOświadczę jej, że pan dajesz randewu; co jest, jeżeli się nie mylę, ofiarą godną prawdziwego szlachcica.ROMEOPowiedz jej, aby pod pozorem spowiedzi przyszła za parę godzin do celi ojca Laurentego, tam ślub weźmiemy. Oto masz waćpani za swoje trudy.MARTANie, panie; ani grosika.ROMEONo, no, bez ceremonii.MARTAZa parę godzin więc; dobrze, nie zaniedba się stawić.ROMEOWaćpani staniesz za murem klasztornym,/ + Tam ci mój człowiek przyniesie drabinkędrabinkę --- w oryg. bliższe elżbietańczykom a tackled stair, czyli schody sznurowe używane na okręcie. Dalszy ciąg tego samego marynarskiego obrazu, który wprowadził wyraz ,,żagiel". Także w oryg. zamiast ,,do szczytu mego szczęścia" jest ,,do najwyższego masztu". Paszkowski te zwroty, znane żeglarskiej Anglii, zmienił, ponieważ taka terminologia nie przemawiałaby do czytelników jego pierwszych przekładów./ + Z sznurków skręconą, która mi w noc późną/ + Do szczytu mego szczęścia wstęp ułatwi./ + Bądź zdrowa! Wierność twa znajdzie nagrodę,/ + Poleć mię swojej młodej pani.MARTANiech wam Bóg błogosławi! Ale, ale...ROMEOCóż mi waćpani jeszcze powiesz?MARTACzy człowiek pański dobry do sekretu?/ + Bo gdzie się skrycie prowadzą układy,/ + Tam dwóch już, mówią, za wiele do rady.ROMEORęczę za niego: jest to wierność sama.SługaMARTAA więc wszystko dobrze. Co też za miłe stworzenie ta moja panienka! Co to nie wyprawiało, jak było małym! Chryste Panie! Ale, ale, jest tu na mieście jeden pan, niejaki Parys, ten ma na nią diabli apetyt; ale ona, poczciwina, wolałaby patrzeć na bazyliszkabazyliszek --- legendarny płaz podobny do jaszczurki, który miał zabijać wzrokiem. niż na niego. Przekomarzam się z nią nieraz i mówię, że ten Parys to wcale przystojny mężczyzna; wtedy ona, powiadam panu, za każdym razem aż blednie, zupełnie tak jak pąsowa chusta na słońcu. Proszę też pana, czy rozmarynrozmaryn --- symbol ludzkiej pamięci. i Romeo nie zaczyna się od takiej samej litery?ROMEONie inaczej: jedno i drugie od R.MARTAKpiarz z waszmości. To psie imiępsie imię --- Ben Jonson, sławny komediopisarz angielski współczesny Szekspirowi, w swej Gramatyce angielskiej nazywa ,,r" ,,psią literą": której dźwięk wibruje, ,,warczy".. To litera dla... Nie, tamto zaczyna się od innej litery. Co też ona o tym prawi, to jest o rozmarynie i o panu: rada bym, żebyś pan to słyszał.ROMEOPoleć jej służby moje.Wychodzi.SługaMARTAUczynię to, uczynię po tysiąc razy. --- Piotrze!PIOTRJestem.MARTAPiotrze, naścinaści --- weź. mój wachlarz i idź przodem.Wychodzą.SCENA PIĄTAOgród Kapuletów. Wchodzi Julia.JULIADziewiąta biła, kiedym ją posłała;/ + MiłośćPrzyrzekła wrócić się za pół godziny./ + Nie znalazła go może? nie, to nie to;/ + Słabe ma nogi. Heroldem miłości + Powinna by być myśl, która o dziesięć/ + Razy mknie prędzej niż promienie słońca,/ + Kiedy z pochyłych wzgórków cień spędzają./ + Nie darmo lotne gołębie są w cugach/ + Bóstwa miłości i nie darmo Kupid/ + Ma skrzydła z wiatrem idące w zawody./ + Już teraz słońce jest w samej połowie/ + Dzisiejszej drogi swojej; od dziewiątej/ + Aż do dwunastej trzy już upłynęły/ + Długie godziny, a jeszcze jej nie ma./ + Gdyby krew miała młodą i uczucia,/ + Jak piłka byłaby chyżą i lekką,/ + I słowa moje do mego kochanka,/ + A jego do mnie w lot by ją popchnęły;/ + Starość Lecz starzy wcześnie są jakby nieżywi;/ + Jak ołów ciężcy, zimni, więc leniwi.Wchodzą Marta i Piotr.Ha! otóż idzie. I cóż, złota nianiu?/ + Czyś się widziała z nim? Każ odejść słudze.MARTAIdź, stań za progiem Piotrze.Wychodzi Piotr.JULIAMów, droga, luba nianiu! Ależ przebóg!/ + Czemu tak smutno wyglądasz? Chociażbyś/ + Złe wieści miała, powiedz je wesoło;/ + Jeśli zaś dobre przynosisz, ta mina/ + Fałszywy miesza ton do ich muzyki.MARTATchu nie mam, pozwól mi trochę odpocząć;/ + Ach! moje kości! To był harc nie lada!JULIAWeź moje kości, a daj mi wieść swoją./ + Mówże, mów prędzej, mów, nianiuniu droga.MARTACo za gwałt! Folguj, dlaboga, choć chwilkę,/ + Czyliż nie widzisz, że ledwie oddycham?JULIALedwie oddychasz; kiedy masz dość tchnienia/ + Do powiedzenia, że ledwie oddychasz?/ + To tłumaczenie się twoje jest dłuższe/ + Od wieści, której zwłokę nim tłumaczysz;/ + Maszli wieść dobrą czy złą? niech przynajmniej/ + Tego się dowiem, poczekam na resztę;/ + Tylko mi powiedz: czy jest zła, czy dobra?MARTATak, tak, pięknyś panna wybór zrobiła! pannie właśnie męża wybierać. Romeo! żal się Boże! Co mi to za gagatek! Ma wprawdzie twarz gładszą niż niejeden, ale oczy, niech się wszystkie inne schowają; co się zaś tyczy rąk i nóg, i całej budowy, chociaż o tym nie ma co wspominać, przyznać trzeba, że nieporównane. Nie jest to wprawdzie galant całą gębą, ale słodziuchny jak baranek. No, no, dziewczyno! Bóg pomagaj! A czy jedliście już obiad?JULIANie. Ale o tym wszystkim już wiedziałam./ + Cóż o małżeństwie naszym mówił? powiedz.Kobieta, Starość MARTAAch! jak mnie głowa boli! tak w niej łupie,/ + Jakby się miała w kawałki rozlecieć./ + A krzyż! krzyż! biedny krzyż! niechaj waćpannie/ + Bóg nie pamięta, żeś mię posyłała./ + Aby mi przez ten kurs śmierci przyśpieszyć.JULIADoprawdy, przykro mi, że jesteś słaba./ + Nianiu, nianiuniu, nianiunieczku droga./ + Powiedz mi, co ci mówił mój kochanek?MARTAMówił, jak dobrze wychowany młodzian,/ + Grzeczny, stateczny, a przy tym, upewniam,/ + Pełen zacności. Gdzie waćpanny matka?JULIAGdzie moja matka? Gdzież ma być? Jest w domu./ + Co też nie pleciesz, nianiu, mój kochanek/ + Mówił, jak dobrze wychowany młodzian,/ + Gdzie moja matka?MARTAO mój miły Jezu!/ + Takżeś mi aśćka w ukropie kąpana!/ + I takąż to jest maść na moje kości?/ + Bądźże na przyszłość sama sobie posłem.JULIAO męki! Co ci powiedział Romeo?MARTAMasz pozwolenie iść dziś do spowiedzi?JULIAMam je.MARTASpiesz więc do celi ojca Laurentego;/ + Tam znajdziesz kogoś, coć pojmie za żonę./ + Jak ci jagódki pokraśniały! Czekaj!/ + Zaraz je w szkarłat zmienię inną wieścią:/ + Idź do kościoła, ja tymczasem pójdę/ + Przynieść drabinkę, po której twój ptaszek/ + Ma się do gniazdka wśliznąć, jak się ściemni./ + Jak tragarz, muszę być ci ku pomocy;/ + Ty za to ciężar dźwigać będziesz w nocy./ + Idź: trza mi zjeść co po takim zmachaniu.JULIAIdę raj posiąść. AdieuAdieu --- z fr. żegnaj., złota nianiu.Wychodzą.SCENA SZÓSTACela Ojca Laurentego. Ojciec Laurenty i RomeoOJCIEC LAURENTYMałżeństwoOby ten święty akt był miły niebu/ + I przyszłość smutkiem nas nie ukarała.ROMEOAmen! lecz choćby przyszedł nawał smutku,/ + Nie sprzeciwważyłby on tej radości,/ + Jaką mię darzy jedna przy niej chwila./ + Złącz tylko nasze dłonie świętym węzłem;/ + Niech go śmierć potem przetnie, kiedy zechce,/ + Dość, że wprzód będę mógł ją nazwać moją.Ksiądz, MiłośćOJCIEC LAURENTYGwałtownych uciech i koniec gwałtowny;/ + Są one na kształt prochu zatlonegozatlonego --- zapalonego, tlącego się.,/ + Co wystrzeliwszy gaśnie. Miód jest słodki,/ + Lecz słodkość jego graniczy z ckliwością/ + I zbytkiem smaku zabija apetyt./ + Miarkuj więc miłość twoją; zbyt skwapliwy/ + Tak samo spóźnia się jak zbyt leniwy.Wchodzi Julia.Otóż i panna młoda. Mech najcieńszy/ + Nie ugiąłby się pod tak lekką stopą./ + Kochankom mogłyby do jazdy służyć/ + Owe słoneczne pyłki, co igrają/ + Latem w powietrzu; tak lekką jest marność.JULIACzcigodny spowiedniku, bądź pozdrowion.OJCIEC LAURENTYRomeo, córko, podziękuje tobie/ + Za nas obydwu.JULIAPozdrawiam go również,/ + By dzięki jego zbytnimi nie były.ROMEOO! Julio, jeśli miara twej radości/ + Równa się mojej, a dar jej skreślenia/ + Większy od mego: to osłódź twym tchnieniem/ + Powietrze i niech muzyka ust twoich/ + Objawi obraz szczęścia, jakie spływa/ + Na nas oboje w tym błogim spotkaniu.JULIACzucie bogatsze w osnowę niż w słowa/ + Pyszni się z swojej wartości, nie z ozdób;/ + Żebracy tylko rachują swe mienie./ + Mojej miłości skarb jest tak niezmierny,/ + Że i pół sumy tej nie zdołam zliczyć.Ksiądz, Małżeństwo, MiłośćOJCIEC LAURENTYPójdźcie, załatwim rzecz w krótkich wyrazach,/ + Nie wprzód będziecie sobie zostawieni,/ + Aż was sakrament z dwojga w jedno zmieni.Wychodzą.AKT TRZECISCENA PIERWSZAPlac publiczny. Wchodzą Benwolio, Merkucjo, Paź i słudzy.KonfliktBENWOLIOOddalmy się stąd, proszę cię, Merkucjo,/ + Dzień dziś gorący, Kapuleci krążą;/ + Jak ich zdybiemy, nie unikniem zajścia,/ + Bo w tak gorące dni krew nie jest lodem.MERKUCJOPodobnyś do owego burdy, co wchodząc do winiarni rzuca szpadę i mówi: ,,Daj Boże, abym cię nie potrzebował!", a po wypróżnieniu drugiego kubka dobywa jej na dobywacza korków bez najmniejszej w świecie potrzeby.BENWOLIOMasz mię za takiego burdę?MERKUCJOMam cię za tak wielkiego zawadiakę, jakiemu chyba mało kto równy jest we Włoszech; bardziej zaiste skłonnego do breweryj niż do brewiarza.BENWOLIO Cóż dalej?MERKUCJOKonfliktGdybyśmy mieli dwóch takich, to byśmy wkrótce nie mieli żadnego, bo jeden by drugiego zagryzł. Tyś gotów człowieka napastować za to, że ma w brodzie jeden włos mniej lub więcej od ciebie. Tyś gotów napastować człowieka za to, że piwo pije, bo w tym upatrzysz przytyk do swoich piwnych oczu; chociaż żadne inne oko, jak piwne, nie upatrzyłoby w tym przytyku. W twojej głowie tak się lęgną swary jak bekasy w ługubekas --- ptak błotny, kszyk; ług --- woda stojąca, bagienna. Tu Paszkowski sięgnąwszy do polskiego powiedzenia upiększył porównanie. W oryg. jest prozaicznie as an egg is full of meat, jak jajko pełne swojej zawartości., toś też nieraz za to beknął i głowę ci zmyto bez ługu. Pobiłeś raz człowieka za to, że kaszlnął na ulicy i przebudził przez to twego psa, który się wysypiał przed domem. Nie napastowałżeś raz krawca za to, że wdział na siebie nowy kaftan w dzień powszedni? kogoś innego za to, że miał stare wstążki u nowych trzewików? I ty mię chcesz moralizować za kłótliwość?BENWOLIOGdybym był tak skory do kłótni, jak ty jesteś, nikt by mi życia na pięć kwadransów nie zaręczył.MERKUCJOŻycie twoje przeszłoby zatem bez zaręczyn.Wchodzi Tybalt z poplecznikami swymi.BENWOLIOKonfliktPatrz, oto idą Kapuleci.MERKUCJOZamknij oczy! Co mi do tego!TYBALTdo swoichPójdźcie tu, bo chcę się z nimi rozmówić.do tamtychMości panowie, słowo.MERKUCJOSłowo tylko?/ + I samo słowo? Połącz je z czymś drugim;/ + Z pchnięciem na przykład.TYBALTZnajdziesz mię ku temu/ + Gotowym, panie, jeśli dasz okazję.MERKUCJOSam ją wziąć możesz bez mego dawania.TYBALTPan jesteś w dobrej harmonii z Romeem?MERKUCJOW harmonii? Maszli nas za muzykusów!/ + Jeśli tak, to się nie spodziewaj słyszeć/ + Czego innego, jeno dysonanse./ + Oto mój smyczek; zaraz ci on gotów/ + Zagrać do tańca. Patrzaj go! w harmonii!BENWOLIOJesteśmy w miejscu publicznym, panowie;/ + Albo usuńcie się gdzie na ustronie,/ + Albo też zimną krwią połóżcie tamę/ + Tej kłótni. Wszystkich oczy w nas wlepione.MERKUCJOOczy są na to, ażeby patrzały;/ + Niech robią swoje, a my róbmy swoje.Wchodzi Romeo.TYBALTZ panem nic nie mam do omówienia. Oto/ + Nadchodzi właśnie ten, którego szukam.MERKUCJOJeżeli szukasz guza, mogę ręczyć,/ + Że się z nim spotkasz.LosTYBALTRomeo, nienawiść/ + Moja do ciebie nie może się zdobyć/ + Na lepszy wyraz jak ten: jesteś podły.ROMEOTybalcie, powód do kochania ciebie,/ + Jaki mam, tłumi gniew słusznie wzbudzony/ + Taką przemową. Nie jestem ja podły;/ + Bądź więc zdrów. Widzę, że mię nie znasz.TYBALTSmyku./ + Nie zatrzesz takim tłumaczeniem obelg/ + Mi uczynionych: stań więc i wyjm szpadę.ROMEOKlnę się, żem nigdy obelg ci nie czynił;/ + Sprzyjam ci, owszem, bardziej, niżeś zdolny/ + Pomyśleć o tym, nie znając powodu./ + Uspokój się więc, zacny Kapulecie,/ + Którego imię milsze mi niż moje.MERKUCJOSpokojna, nędzna, niegodna submisjosubmisja --- uległość, pokora.!/ + Alla stoccataAlla stoccata --- Włoski termin zaczerpnięty z szermierki: pchnięcie. wnet jej kres położy.dobywa szpadyPójdź tu, Tybalcie, pójdź tu, dusiszczurze!dusiszczurze --- Nowa aluzja do imienia Tybalta i imienia kota ze wspomnianego poematu Reynard-Lis.TYBALTCzego ten człowiek chce ode mnie?MERKUCJONiczego, mój ty kocikrólu, chcę ci wziąć tylko jedno życie spomiędzy dziewięciu, jakie maszjedno życie spomiędzy dziewięciu --- wierzono wtedy, że kot przeżywa dziewięć kolejnych istnień., abym się nim trochę popieścił; a za nowym spotkaniem uskubnąć ci i tamte ośm, jedno po drugim. Dalej! wyciągnij za uszy szpadę z powijaka, inaczej moja gwiźniegwiźnie --- popr. gwizdnie. ci koło uszu, nim wyciągniesz swoją.TYBALTSłużę waćpanu.Dobywa szpady.ROMEOMerkucjo, schowaj szpadę, jak mnie kochasz.MERKUCJOPokaż no swoje passado.Biją się.ROMEOBenwolio,/ + Rozdziel ich! Wstydźcie się, moi panowie!/ + Wybaczcie sobie. Tybalcie! Merkucjo!/ + Książę wyraźnie zabronił podobnych/ + Starć na ulicach. Merkucjo! Tybalcie!Tybalt odchodzi ze swoimi.MERKUCJOZranił mię. Kaduk zabierz wasze domy!/ + Nie wybrnę z tego. Czy odszedł ten hultaj/ + I nie oberwał nic?BENWOLIOJesteś raniony?MERKUCJOTak, tak, draśniętym trochę, ale rdzennie./ + Gdzie mój paź? Chłopcze, biegnij po chirurga.Wychodzi Paź.ROMEOZbierz męstwo, rana nie musi być wielka.MERKUCJOZepewne, nie tak głęboka jak studnia/ + Ani szeroka tak jak drzwi kościelne,/ + Ale wystarcza w sam raz, ręczę za to/ + Znajdziesz mię jutro spokojnym jak trusia./ + Już się dla tego świata na nic nie zdam./ + Bierz licho wasze domy! Żeby taki/ + Pies, szczur, kot na śmierć zadrapał człowieka!/ + Taki cap, taki warchoł, taki ciura./ + Co się bić umie jak z arytmetykiCo się bić umie jak z arytmetyki --- zna fechtunek tylko z teorii, z książek.!/ + Po kiego czorta ci się było mieszać/ + Między nas! Zranił mię pod bokiem twoim.ROMEOChciałem, Bóg widzi, jak najlepiej.MERKUCJOBenwolio, pomóż mi wejść gdzie do domu./ + Słabnę. Bierz licho oba wasze domy!/ + One mię dały na strawę robakom;/ + Będę nią, i to wnet. Kaduk was zabierz!Wychodzą Merkucjo i Benwolio.ROMEOPrzyjaźń, RodzinaTen dzielny człowiek, bliski krewny księcia/ + I mój najlepszy przyjaciel, śmiertelny/ + Poniósł cios za mnie; moją dobrą sławę/ + Tybalt znieważył; Tybalt, który nie ma/ + Godziny jeszcze, jak został mym krewnym./ + O Julio! wdzięki twe mię zniewieściły/ + I z hartu zwykłej wyzuły mię siły.Benwolio powraca.BENWOLIOŚmierćRomeo, Romeo, Merkucjo skonał!/ + Mężny duch jego uleciał wysoko/ + Gardząc przedwcześnie swą ziemską powłoką.ROMEODzień ten fatalny więcej takich wróży;/ + Gdy się raz zacznie złe, zwykle trwa dłużej.Tybalt powraca.BENWOLIOOto szalony Tybalt wraca znowu.ZemstaROMEOOn żyw! W tryumfie! A Merkucjo trupem!/ + Precz, pobłażliwa teraz łagodności!/ + Płomiennooka furio, ty mną kieruj!/ + Tybalcie, odbierz nazad swoje ,,podły";/ + Zwracam ci, co mi dałeś! Duch Merkucja/ + Wznosi się ponad naszymi głowami/ + Dopominając się za swoją twojej./ + Ty lub ja albo oba musim legnąć.TYBALTNikczemny chłystku, tyś mu tu był druhem,/ + Bądźże i owdzie.ROMEOTo się tym rozstrzygnie.Walczą. Tybalt pada./ + +Zbrodnia, ZbrodniarzBENWOLIORomeo, uchodź, oddal się, uciekaj!/ + Rozruch się wszczyna i Tybalt nie żyje./ + Nie stój jak wryty; jeśli cię schwytają,/ + Książę cię na śmierć skaże; chroń się zatem!ROMEOJestem igraszką losu!BENWOLIOPrędzej! prędzej!Romeo wychodzi. Wchodzą obywatele itd.PIERWSZY OBYWATELGdzie on? Gdzie uszedł zabójca Merkucja?/ + Zabójca Tybalt w którą uszedł stronę?BENWOLIOTybalt tu leży.PIERWSZY OBYWATELZa mną, mości panie;/ + W imieniu księcia każęć być posłusznym.Wchodzą Książę z orszakiem, Monteki i Kapulet z małżonkami swymi i inne osoby.SprawiedliwośćKSIĄŻĘGdzie są nikczemni sprawcy tej rozterki?BENWOLIODostojny książę, ja mogę objaśnić/ + Cały bieg tego nieszczęsnego starcia./ + Oto tu leży, przez Romea zgładzon,/ + Zabójca twego krewnego, Merkucja.Siostra, Zbrodnia, Zemsta, ŻonaPANI KAPULETTybalt! Mój krewny! Syn mojego brata!/ + Boże! Tak marnie zgładzony ze świata!/ + O mości książę, błagam twej opieki,/ + Niech za krew naszą odda krew Monteki.KSIĄŻĘBenwolio, powiedz, kto ten spór zapalił?BENWOLIOTybalt, którego Romeo powalił./ + Romeo darmo przekładał, jak próżną/ + Była ta kłótnia, przypominał zakaz/ + Waszej książęcej mości, ale wszystkie/ + Te przedstawienia, uczynione grzecznie,/ + Spokojnym głosem, nawet w korny sposób,/ + Nie mogły wpłynąć na zawzięty umysł/ + Tybalta. Zamiast skłonić się do zgody/ + Zwraca morderczą stal w Merkucja piersi,/ + Który, podobnież uniesiony, ostrze/ + Odpiera ostrzem i uszedłszy śmierci,/ + Śle ją nawzajem Tybaltowi: ale/ + Bez skutku, dzięki zręczności tamtego./ + Romeo woła: ,,Hola! przyjaciele!/ + Stójcie! odstąpcie!", i ramieniem szybszym/ + Od słów rozdziela skrzyżowane klingi,/ + Wpadając między nich; lecz w tejże chwili/ + Cios wymierzony z boku przez Tybalta/ + Przeciął Merkucja życie. Tybalt zniknął:/ + Wkrótce atoli ukazał się znowu,/ + Kiedy Romeo już był zemstą zawrzał./ + Starli się w okamgnieniu i nim szpadę/ + Wyjąć zdołałem, by wstrzymać tę zwadę,/ + Już mężny Tybalt wskroś poległ przeszyty/ + Z ręki Romea, a Romeo uszedł./ + Tak się rzecz miała: jeżelim się minął/ + Z prawdą, bodaj em ciężką śmiercią zginął.PANI KAPULETRodzinaOn jest Montekich krewnym, przywiązanie/ + Czyni go kłamcą, nie wierz mu, o panie!/ + Ich tu przynajmniej ze dwudziestu było;/ + Dwudziestu przeciw jednemu walczyło./ + Sprawiedliwości, panie! Kto śmierć zadał,/ + Słuszna, by śmiercią za to odpowiadał.KSIĄŻĘTybalt ją zadał wprzód Merkucjuszowi,/ + Romeo jemu; któż słusznie odpowie?MONTEKINie mój syn, panie; o, nie wyrzecz tego!/ + On był Merkucja najlepszym kolegą/ + I przyjacielem; w tym jedynie zgrzeszył,/ + Że Tybaltowi nieprawnie przyspieszył/ + Rygoru prawa.KSIĄŻĘKaraI za ten to błąd/ + Banitujemy go na zawsze stąd./ + Z bliska mię wasze dotknęły niesnaski,/ + Skoro mój własny dom cierpi z ich łaski;/ + Ale ja takie znajdę środki na nie,/ + Że wam spór każdy obmierzłym się stanie,/ + Wszelkie wykręty na nic się nie zdadzą:/ + Ni łzy, ni prośby winnym nie poradzą,/ + Uprzedzam! Niechaj Romeo ucieka,/ + Bo gdy schwytany będzie, śmierć go czeka./ + Każcie stąd zabrać te zwłoki: Łaskawość/ + Zbrodnią jest, kiedy oszczędza nieprawość.Wychodzą.SCENA DRUGAPokój w domu Kapuletów. Julia sama.Miłość, ŻonaJULIAPędźcie, ognistokopyte rumakiPędźcie... --- monolog Julii oparty został na bardzo popularnej w czasach Szekspira pieśni weselnej (tzw. epithalamion).,/ + Ku państwom Feba; oby nowy jaki/ + FaetonFaeton --- w mitologii gr. syn Heliosa (mitologii rzym. Feba). Uprosił on ojca, boga słońca, aby pozwolił mu wyjechać na niebo rydwanem słońca, lecz wyjechawszy stracił panowanie nad rumakami i został przez Zeusa strącony do rzeki Pad. dodał wam bodźca i rączej/ + Pognał was owdzie, gdzie się szlak dnia kończy!/ + Wierna kochankom nocy, spuść zasłonę,/ + By się wznieść mogły oczy w dzień spuszczone/ + I w te objęcia niedostrzeżonego/ + Sprowadź, ach! sprowadź mi Romea mego!/ + Miłości świeci pod twą czarną krepą/ + Jej własna piękność, a jeśli jest ślepą,/ + Tym stosowniejszy mrok dla niej. O nocy!/ + Cicha matrono, w ciemnej twej karocy/ + Przybądź i naucz mię niemym wyrazem,/ + Jak się to traci i wygrywa razem/ + Wśród gry niewinnej dwojga serc dziewiczych;/ + Skryj w płaszcza twego zwojach tajemniczychSkryj w płaszcza twego zwojach --- w oryg. terminologia zapożyczona z sokolnictwa, dotycząca oswajania sokołów, używanych do polowania./ + Krew, co mi do lic bije z głębi łona;/ + Aż nieświadoma miłość, ośmielona,/ + Za skromność weźmie czyn swej świadomości./ + Przyjdź, ciemna nocy! Przyjdź, mój dniu i w ciemności!/ + To twój blask, o mój luby, jaśnieć będzie/ + Na skrzydłach nocy, jak pióro łabędzie/ + Na grzbiecie kruka. Wstąp, o, wstąp w te progi!/ + Daj mi Romea, a po jego zgonie/ + Rozsyp go w gwiazdki! A niebo zapłonie/ + Tak, że się cały świat w tobie zakocha/ + I czci odmówi słońcu. Ach, jam sobie/ + Kupiła piękny przybytek miłości,/ + A w posiadanie jego wejść nie mogę;/ + Nabytą jestem także, a nabywca/ + Jeszcze mię nie ma! Dzień ten mi nieznośny/ + Jak noc, co święto jakowe poprzedza,/ + Niecierpliwemu dziecku, które nowe/ + Dostało szaty, a nie może zaraz/ + W nie się przystroić. A! niania kochana.Wchodzi Marta z drabinką sznurową w ręku.Niesie mi wieści o nim, a kto tylko/ + Wymienia imię Romea, ten boski/ + Ma dar wymowy. Cóż tam, moja nianiu?/ + Co to masz? Czy to ta drabinka, którą/ + Romeo przynieść kazał? MARTATak, drabinka!Rzuca ją.JULIADlaboga! czego załamujesz ręce?MARTAAch! on nie żyje, nie żyje! nie żyje!/ + Biada nam! biada nam! wszystko stracone!/ + On zginął! on nie żyje! on zabity!JULIAMożeż być niebo tak okrutne?SamobójstwoMARTANiebo/ + Nie jest okrutne, lecz Romeo; on to,/ + On jest okrutny. O Romeo! któż by/ + Się był spodziewał! Romeo! Romeo!JULIACóżeś za szatan, że tak mię udręczasz?/ + Taki głos w piekle by tylko brzmieć winien./ + Czyliż Romeo odjął sobie życie?/ + Powiedz: tak! a te trzy litery gorszy/ + Jad będą miały niż wzrok bazyliszka./ + Jeżeli takie ,,tak" istnieje, Julia/ + Istnieć nie będzie; zawrą się na zawsze/ + Te usta, które to ,,tak"tak --- w oryg. piękna retoryczna figura oparta na słowie ,,ja". wywołały./ + Zginąłli, powiedz: tak, jeżeli nie - nie;/ + W krótkich wyrazach zbaw albo mnie zabij.Rozpacz, ŻałobaMARTAWidziałam ranę na me własne oczy,/ + Boże, zmiłuj się nad nim, tu, tu oto,/ + Tu w samym środku mężnej jego piersi./ + Straszny trup! straszny trup! blady jak popiół;/ + Cały zbroczony, cały krwią zbryzgany,/ + Zgęstłą krwią: ażem wzdrygnęła się patrząc.Miłość, ŚmierćJULIAO pęknij, serce! pęknij w tym przeskoku/ + Z bogactw do nędzy! Do więzienia, wzroku!/ + Już ty nie zaznasz swobody uroku./ + Jak nas na ziemi złączył jeden ślub,/ + Tak niech nas w ziemi złączy jeden grób.MARTATybalcie! mój najlepszy przyjacielu!/ + Luby Tybalcie! dziarski, walny chłopcze!/ + Czemuż mi, czemuż przyszło przeżyć ciebie?JULIACóż to za wicher dmie z dwóch stron przeciwnych?/ + Romeo zginął? i Tybalt zabity?/ + Ogłoś więc, straszna trąbo, koniec świata!/ + Bo gdzież są żywi, gdy ci dwaj nie żyją?MARTATybalt nie żyje, Romeo wygnany,/ + Romeo zabił go, jest więc wygnany.ZdradaJULIABoże! Romeo przelał krew Tybalta?MARTAOn to, niestety, on, on to uczynił.JULIAO serce żmii pod kwiecistą maskąserce żmii pod kwiecistą maską --- Julia posługuje się tu ozdobnymi zestawieniami stylistycznymi, używając dwu sprzecznych pojęć (tzw. oksymoron).!/ + Kryłże się kiedy smok w tak pięknym lochu?/ + Luby tyranie, anielski szatanie!/ + Kruku w gołębich pierzach! Wilku w runie!/ + Nikczemny wątku w niebiańskiej postaci!/ + We wszystkim sprzeczny z tym, czym się wydajesz./ + Szlachetny zbrodniu! Potępieńcze święty!/ + O, cóżeś miała do czynienia w piekle,/ + Naturo, kiedyś taki duch szatański/ + W raj tak pięknego ciała wprowadziła?/ + Byłaż gdzie książka tak ohydnej treści/ + W oprawie tak ozdobnej? Trzebaż, aby/ + Fałsz zamieszkiwał tak przepyszny pałac?!PijaństwoMARTANie ma czci, nie ma wiary, nie ma prawdy,/ + Nie ma sumienia w ludziach; sama zmienność,/ + Sama przewrotność, chytrość i obłuda./ + Pietrze! daj no mi trochę akwawityakwawita (łac. aqua vitae) --- woda życia, okowita, wódka../ + Te smutki, te zgryzoty, te cierpienia/ + Robią mię starą. Małżeństwo, Rodzina, ŻonaPrzeklęty Romeo!/ + Hańba mu!JULIABodaj ci język oniemiał/ + Za to przekleństwo! Romeo nie zrodzon/ + Do hańby; hańba by wstydem spłonęła/ + Na jego czole! bo ono jest tronem,/ + Na którym honor śmiało by mógł zostać/ + Koronowany na monarchę świata./ + O, jakże mogłam mu złorzeczyć!MARTAChceszże/ + Zbójcę krewnego twego uniewinniać?JULIAMamże potępiać mojego małżonka?/ + O biedny! któż by popieścił twe imię,/ + Gdybym ja, od trzech godzin twoja żona,/ + Miała je szarpać? Ależ, niegodziwy,/ + Za co ty mego zabiłeś krewnego!/ + Za to, że krewny niegodziwy zabić/ + Chciał mego męża. Precz, precz, łzy niewczesne!/ + Spłyńcie do źródła, które was wydało;/ + Dań waszych kropel przypada żalowi,/ + A nie radości, której ją płacicie./ + Mój mąż, co Tybalt go chciał zabić, żyje,/ + A Tybalt, co chciał zabić mego męża,/ + Śmierć poniósł; w tym pociecha. Czegóż płaczę?/ + Ha! doszło moich uszu coś gorszego/ + Niż śmierć Tybalta; co mię wskroś przeszyło./ + Chętnie bym o tym zapomniała, ale/ + To coś wcisnęło się tak w moją pamięć/ + Jak karygodny czyn w umysł grzesznika./ + Tybalt nie żyje - Romeo wygnany!/ + To jedno słowo: wygnany, zabiło/ + Tysiąc Tybaltów. Śmierć Tybalta była/ + Sama już przez się dostatecznym ciosem;/ + Jeśli zaś ciosy lubią towarzystwo/ + I gwałtem muszą mieć za sobą świtę,/ + Dlaczegóż w ślad tych słów: Tybalt nie żyje!/ + Nie nastąpiło: twój ojciec nie żyje/ + Lub matka, albo i ojciec, i matka?/ + Żal byłby wtenczas całkiem naturalny,/ + Lecz gdy Tybalta śmierć ma za następstwo/ + To przeraźliwe: Romeo wygnany!/ + O, jednocześnie z tym wykrzykiem Tybalt,/ + Matka i ojciec, Romeo i Julia,/ + Wszyscy nie żyją. Romeo wygnany!/ + Z zbójczego tego wyrazu płynąca/ + Śmierć nie ma granic ni miary, ni końca/ + I żaden język nie odda boleści,/ + Jaką to straszne słowo w sobie mieści./ + Gdzie moja matka i ojciec?MARTAPrzy zwłokach/ + Tybalta jęczą i łzy wylewają./ + Chcesz tam panienka iść, to zaprowadzę.JULIANie mnie oblewać łzami jego rany:/ + Moich przedmiotem Romeo wygnany./ + Weź tę drabinkę. Biedna ty plecionko!/ + Ty zawód dzielisz z Romea małżonką:/ + Obie nas chybił los oczekiwany,/ + Bo on wygnany, Romeo wygnany!/ + Ty pozostajesz spuścizną jałową,/ + A ja w panieńskim stanie jestem wdową./ + Pójdź, nianiu, prowadź mię w małżeńskie łoże,/ + Nie mąż, już tylko śmierć w nie wstąpić może.MARTACzekaj no, pójdę sprowadzić Romea,/ + By cię pocieszył. Wiem, gdzie on jest teraz./ + Nie płacz; użyjem jeszcze tych plecionek/ + I twój Romeo wnet przed tobą stanie.JULIAO, znajdź go! daj mu w zakład ten pierścionek/ + I na ostatnie proś go pożegnanie.Wychodzą.SCENA TRZECIACela Ojca Laurentego. Wchodzi Ojciec Laurenty i Romeo.OJCIEC LAURENTYwchodzącRomeo! Pójdź tu, pognębiony człeku!/ + Smutek zakochał się w umyśle twoim/ + I poślubiony jesteś niefortunnie.ROMEOCóż tam, cny ojcze? Jakiż wyrok księcia?/ + I jakaż dola nieznana ma zostać/ + Mą towarzyszką?OJCIEC LAURENTYZbyt już oswojony/ + Jest mój syn drogi z takim towarzystwem,/ + Przynoszęć wieści o wyroku księcia.ZesłaniecROMEOJakiż by mógł być łaskawszy prócz śmierci?OJCIEC LAURENTYZ ust jego padło łagodniejsze słowo:/ + Wygnanie ciała, nie śmierć ciała, wyrzekł.ROMEOWygnanie? Zmiłuj się, jeszcze śmierć dodaj!/ + Wygnanie bowiem wygląda okropniej/ + Niż śmierć. Zaklinam cię, nie mów: wygnanie.OJCIEC LAURENTYWygnany jesteś z obrębu Werony./ + Zbierz męstwo, świat jest długi i szeroki.ROMEOZewnątrz Werony nie ma, nie ma świata,/ + Tylko tortury, czyściec, piekło samo!/ + Stąd być wygnanym jest to być wygnanym/ + Ze świata; być zaś wygnanym ze świata/ + Jest to śmierć ponieść; wygnanie jest zatem/ + Śmiercią barwioną. Mieniąc śmierć wygnaniem,/ + Złotym toporem ucinasz mi głowę,/ + Z uśmiechem patrząc na ten cios śmiertelny.OJCIEC LAURENTYO ciężki grzechu! O niewdzięczne serce!/ + Błąd twój pociąga z prawa śmierć za sobą:/ + Książę, ujmując się jednak za tobą,/ + Prawo życzliwie usuwa na stronę/ + I groźny wyraz: śmierć - w wygnanie zmienia,/ + Łaska to, i ty tego nie uznajesz?Kobieta, Kochanek, Miłość, ZwierzętaROMEOKatusza to, nie łaska. Tu jest niebo,/ + Gdzie Julia żyje; lada pies, kot, lada/ + Mysz marna, lada nikczemne stworzenie/ + Żyje tu w niebie, może na nią patrzeć,/ + Tylko Romeo nie może. Mdła mucha/ + Więcej ma mocy, więcej czci i szczęścia/ + Niźli Romeo; jej wolno dotykać/ + Białego cudu, drogiej ręki Julii/ + I nieśmiertelne z ust jej kraść zbawienie;/ + Z tych ust, co pełne westalczej skromności/ + Bez przerwy płoną i pocałowanie + Grzechem być sądzą; mucha ma tę wolność,/ + Ale Romeo nie ma; on wygnany./ + Filozof, Mądrość, Rozpacz, SzaleniecI mówisz, że wygnanie nie jest śmiercią?/ + Nie maszli żadnej trucizny, żadnego/ + Ostrza, żadnego środka nagłej śmierci,/ + Aby mię zabić, tylko ten fatalny/ + Wyraz --- wygnanie? O księże, złe duchy/ + Wyją, gdy w piekle usłyszą ten wyraz:/ + I ty masz serce, ty, święty spowiednik,/ + RozgrześcaRozgrześca --- rozgrzeszający z win. grzechów i szczery przyjaciel,/ + Pasy drzeć ze mnie tym słowem: wygnanie?OJCIEC LAURENTYStój, nierozumny szaleńcze, posłuchaj!ROMEOZnowu mi będziesz prawił o wygnaniu.OJCIEC LAURENTYDam ci broń przeciw temu wyrazowi;/ + Balsamem w przeciwnościach --- filozofiaBalsamem w przeciwnościach --- filozofia --- w rozmowie ojca Laurentego i Romea Szekspir ironizuje na temat nadużywania modnej w czasach elżbietańskich maksymy Boecjusza, że filozofia jest lekarstwem na wszystko.;/ + W tej więc otuchę czerp będąc wygnanym.ROMEOWygnanym jednak! O, precz z filozofią!/ + Czyż filozofia zdoła stworzyć Julię?/ + Przestawić miasto? Zmienić wyrok księcia?/ + Nic z niej; bezsilna ona, nie mów o niej.OJCIEC LAURENTYSzaleni są więc głuchymi, jak widzę.ROMEOJak mają nie być, gdy mądrzy nie widzą.OJCIEC LAURENTYDajże mi mówić; przyjm słowa rozsądku.ROMEONie możesz mówić tam, gdzie nic nie czujesz./ + Bądź jak ja młodym, posiądź miłość Julii,/ + Zaślub ją tylko co, zabij Tybalta,/ + Bądź zakochanym jak ja i wygnanym,/ + A wtedy będziesz mógł mówić; o, wtedy/ + Będziesz mógł sobie z rozpaczy rwać włosy/ + I rzuć się na ziemię,jak ja teraz,/ + Na grób zawczasu biorąc sobie miarę.Rzuca się na ziemię. Słychać kołatanie.OJCIEC LAURENTYCicho, ktoś puka; ukryj się, Romeo.ROMEONie; chyba para powstała z mych jęków,/ + Jak mgła, ukryje mię przed ludzkim wzrokiem.Kołatanie.OJCIEC LAURENTYSłyszysz? pukają znowu. Kto tam? Powstań,/ + Powstań, Romeo! Chcesz być wziętym? Powstań;Kołatanie.Wnijdź do pracowni mojej. Zaraz, zaraz./ + Cóż to za upór!Kołatanie.Idę, idę, któż to/ + Tak na gwałt puka? Skąd wy? Czego chcecie?MARTAzewnątrzWpuśćcie mię, wnet się o wszystkim dowiecie./ + Julia przysyła mię.OJCIEC LAURENTYWitajże, witaj.Wchodzi Marta.MARTAO! świątobliwy ojcze, powiedz, proszę,/ + Gdzie jest mąż mojej pani, gdzie Romeo?OJCIEC LAURENTYTu, na podłodze, łzami upojony.MARTAAch, on jest właśnie w stanie mojej pani,/ + Właśnie w jej stanie. Nieszczęsna sympatio!/ + Smutne zbliżenie! I ona tak leży/ + Płacząc i łkając, szlochając i płacząc./ + Powstań pan, powstań, jeśli jesteś mężem!/ + O, powstań, podnieś się przez wzgląd na Julię!/ + Dlaczego dać się przygnębiać tak srodze?ROMEOMarto!MARTAŚmierćAch, panie! Wszystko na tym świecie/ + Kończy się śmiercią.Małżeństwo, Obowiązek, SamobójstwoROMEOMówiłaś o Julii?/ + Cóż się z nią dzieje? O, pewnie mię ona/ + Ma za mordercę zakamieniałego,/ + Kiedym mógł naszych rozkoszy dzieciństwo/ + Splamić krwią, jeszcze tak bliską jej własnej./ + Gdzie ona? Jak się miewa i co mówi/ + Na zawód w świeżo błysłym nam zawodzie?MARTANic, tylko szlocha i szlocha, i szlocha;/ + To się na łóżko rzuca, to powstaje,/ + To woła: ,,Tybalt!", to krzyczy: ,,Romeo!"/ + I znowu pada.ROMEOJak gdyby to imię/ + Z śmiertelnej paszczy działa wystrzelone/ + Miało ją zabić, tak jak jej krewnego/ + Zabiła ręka tego, co je nosi./ + O! powiedz, powiedz mi, ojcze, przez litość,/ + W którym zakątku tej nędznej budowy/ + Mieszka me imię; powiedz, abym zburzył/ + To nienawistne siedlisko. Dobywa miecza.OJCIEC LAURENTYKobietaStój! Wstrzymaj/ + Dłoń rozpaczliwą! czy jesteś ty mężem?/ + Postać wskazuje twoja, że nim jesteś;/ + Łzy twe niewieście; dzikie twoje czyny/ + Cechują wściekłość bezrozumną zwierza./ + W pozornym mężu ukryta niewiasto!/ + Zwierzu, przybrany w pozór tego dwojga!/ + SkąpiecTy mnie w zdumienie wprawiasz. Jakem kapłan!/ + Myślałem, że masz więcej hartu w sobie./ + Tybaltaś zabił, chcesz zabić sam siebie/ + I przez haniebny ten na siebie zamach/ + Zabić chcesz także tę, co żyje tobą?/ + Przecz tak uwłaczasz swemu urodzeniu,/ + Niebu i ziemi, skoro urodzenie,/ + Niebo i ziemia ci się śmieją? Wstydź się!/ + Krzywdzisz swą postać, swą miłość, swój rozum,/ + Boś ty jak lichwiarz bogaty w to wszystko,/ + Ale niczego tego nie używasz/ + W sposób mogący te dary ozdobić./ + Kształtna twa postać jest figurą z wosku,/ + Skoro nie z męską cnotą idzie w parze;/ + Miłość twa w gruncie czczym krzywoprzysięstwem,/ + Skoro chcesz zabić tę, którejś ją ślubił./ + Twój rozum, chluba kształtów i miłości,/ + Niezręczny w korzystaniu z tego dwojga,/ + Jest jak proch w rożku płochego żołnierza,/ + Co się zapala z własnej jego winy/ + I razi tego, którego miał bronić./ + Kondycja ludzka, SzczęścieOtrząśOtrząś --- popr. otrząśnij. się, człeku! Julia twoja żyje;/ + Julia, dla której umrzeć byłeś gotów;/ + W tymeś szczęśliwy. Tybalt chciał cię zabić,/ + Tyś jego zabił: w tym szczęśliwyś także./ + Prawo, grożące ci śmiercią, zamienia/ + Śmierć na wygnanie, i w tymeś szczęśliwy./ + Stosy na głowie błogosławieństw dźwigasz,/ + Szczęście najwabniej wdzięczy się do ciebie,/ + A ty, jak dziewka zepsuta, kapryśna,/ + Dąsasz się na tę szczodrotę fortuny./ + Strzeż się, bo tacy marnie umierają./ + Terazże idź do żony, jak to było/ + Wprzód umówione, i pociesz niebogę./ + Pomnij wyjść jednak przed wart rozstawieniem;/ + Bo później przejść byś nie mógł do Mantui,/ + Gdzie masz przebywać tak długo, aż znajdziem/ + Czas do odkrycia waszego małżeństwa,/ + Do pojednania waszych nieprzyjaciół,/ + Do przebłagania księcia, na ostatek/ + Do sprowadzenia cię nazad, z radością/ + Dziesięciokroć sto tysięcy razy większą/ + Niż teraźniejszy twój smutek. Waćpani,/ + Idź naprzód; pozdrów ode mnie swą panią/ + I każ jej naglić wszystkich do spoczynku,/ + Ku czemu żal ich ułatwi namowę./ + Romeo przyjdzie niebawem.MARTAO panie!/ + Mogłabym całą noc stać tu i słuchać,/ + Co też to może nauczoność! Biegnę/ + Uprzedzić moją panią, że pan przyjdziesz.ROMEOIdź, proś ją, niech się gotuje mię zgromić.MARTAOto pierścionek, który mi kazała/ + Doręczyć panu. Śpiesz się pan, już późno.Wychodzi Marta.ROMEOO, jakże mi ten dar dodał otuchy!OJCIEC LAURENTYIdź już, dobranoc! a pamiętaj, synu,/ + Wyjść jeszcze dzisiaj, nim zaciągną warty,/ + Albo w przebraniu wyjść jutro o świcie./ + Osiądź w Mantui. Jeden z naszych braci/ + Nosić ci będzie od czasu do czasu/ + Zawiadomienie o każdym wypadku,/ + Jaki na twoją korzyść tu się zdarzy./ + Daj rękę, późno już, bądź zdrów, dobranoc.ROMEOGdyby nie radość, co mię czeka, wczesny/ + Ten rozdział z tobą byłby zbyt bolesny./ + Żegnam cię, ojcze.Wychodzą.SCENA CZWARTAPokój w domu Kapuletów. Wchodzą Kapulet, Pani Kapulet i Parys.KAPULETTak smutny dotknął nas, panie, wypadek./ + Żeśmy nie mieli czasu mówić z Julią./ + Krewny nasz, Tybalt, był jej nader drogim,/ + Nam także, ale rodzim się, by umrzeć./ + Dziś ona już nie zejdzie, bo już późno./ + Gdyby nie twoje, hrabio, odwiedziny,/ + Ja sam bym w łóżku był już od godziny.PARYSPora żałoby nie sprzyja zalotom;/ + Dobranoc, pani, poleć mnie swej córce.PANI KAPULETNajchętniej, zaraz jutro ją wybadam;/ + Na dziś zamknęła się, by żal swój spłakać.KAPULETCórka, DzieckoHrabio, za miłość naszego dziecięcia/ + Mogę ci ręczyć; mniemam, że się skłoni/ + Do mych przełożeń, co więcej, nie wątpię./ + Pójdź do niej, żono, nim się spać położysz;/ + ObyczajeOznajm jej cnego Parysa zamiary/ + I powiedzże jej, uważasz, iż w środę.../ + Zaczekaj, cóż to dzisiaj?PARYSPoniedziałek.KAPULETA! poniedziałek! Za wcześnie we środę;/ + Odłóżmy to na czwartek; w ten więc czwartek/ + Zostanie żoną szlachetnego hrabi./ + Będzieszli gotów? Czy ci to dogadza?/ + Cicho się sprawim: jeden, dwóch przyjaciół.../ + Gdybyśmy bowiem po tak świeżej stracie/ + Bardzo hulali, ludzie, widzisz, hrabio,/ + Mogliby myśleć, że za lekko bierzem/ + Zgon tak bliskiego krewnego; dlatego/ + Wezwiem przyjaciół z jakie pół tuzina/ + I na tym koniec. Cóż mówisz na czwartek?PARYSRad bym, o panie, żeby już był jutro.KAPULETTo dobrze. Bądź nam zdrów. A więc we czwartek./ + Wstąpże do Julii, żono, nim spać pójdziesz,/ + Przygotuj ją do ślubu. Bądź zdrów, hrabio./ + Światła! hej! światła do mego pokoju!/ + Tak już jest późno, żebyśmy nieledwie/ + Mogli powiedzieć: tak rano. Dobranoc.Wychodzą.SCENA PIĄTAPokój Julii. Wchodzą Romeo i Julia.JULIAChcesz już iść? Jeszcze ranek nie tak bliski,/ + Słowik to, a nie skowronek się zrywa/ + I śpiewem przeszył trwożne ucho twoje./ + Co noc on śpiewa owdzie na gałązce/ + Granatu, wierzaj mi, że to był słowik.ROMEOSkowronek to, ów czujny herold ranku,/ + Nie słowik; widzisz te zazdrosne smugi,/ + Co tam na wschodzie złocą chmur krawędzie?/ + Pochodnie nocy już się wypaliły/ + I dzień się wspina raźnie na gór szczyty./ + Chcąc żyć, iść muszę lub zostając --- umrzeć.JULIAOwo światełko nie jest świtem; jest to/ + Jakiś meteor od słońca wysłany,/ + Aby ci służył w noc na przewodnika/ + I do Mantui rozjaśnił ci drogę,/ + Zostań więc, nie masz potrzeby się śpieszyć.ROMEONiech mię schwytają, na śmierć zaprowadzą,/ + Rad temu będę, bo Julia chce tego./ + Nie, ten brzask nie jest zapowiedzią ranka,/ + To tylko blady odblask lica luny;/ + To nie skowronek, co owdzie piosenką/ + Bijąc w niebiosa wznosi się nad nami./ + Więcej mię względów skłania tu pozostać/ + Niż nagle odejść. O śmierci, przybywaj!/ + Chętnie cię przyjmę, bo Julia chce tego./ + Cóż, luba? prawda, że jeszcze nie dnieje?JULIAO, dnieje, dnieje! Idź, spiesz się, uciekaj!/ + Głos to skowronka grzmi tak przeraźliwie/ + I niestrojnymi, ostrymi dźwiękami/ + Razi me ucho. Mówią, że skowronek/ + Miło wywodzi; z tym się ma przeciwnie,/ + Bo on wywodzi nas z objęć wzajemnych./ + Skowronek, mówią, z obrzydłą ropuchą/ + Zamienił oczySkowronek... ropuchą zamienił oczy --- Popularne powiedzenie; według wierzeń ludowych śpiew skowronka zapowiadał dzień, wtedy rechot żabi milknął. Lepiej, aby Romeo miał oczy żabie i nie dostrzegał nadejścia dnia (Uważano także, że oczy żabie były ładniejsze od oczu skowronka.); o, rada bym teraz,/ + Żeby był także i głos z nią zamienił,/ + Bo ten głos, w smutnej rozstania potrzebie,/ + Dzień przywołując, odwołuje ciebie./ + Idź już, idź: ciemność coraz to się zmniejsza.ROMEOA dola nasza coraz to ciemniejsza!Wchodzi Marta.MARTAPst! pst!JULIACo?MARTAStarsza pani tu nadchodzi,/ + Dzień świta: baczność, bo się narazicie.Wychodzi.JULIAO okno, wpuśćże dzień, a wypuść życie!ROMEOwychodząc przez oknoBądź zdrowa! Jeszcze jeden uścisk krótki.JULIACzas , MiłośćJuż idziesz; o mój drogi! mój milutki!/ + Muszę mieć co dzień wiadomość o tobie;/ + A każda chwila równą będzie dobie./ + Zgrzybieję licząc podług tej rachuby,/ + Nim cię zobaczę znowu, o mój luby.ROMEOIlekroć będę mógł, tylekroć twoję/ + Drogą troskliwość pewnie zaspokoję.Znika za oknem.JULIAJak myślisz, czy się znów ujrzymy kiedy?ROMEONie wątpię o tym, najmilsza, a wtedy/ + Wszystkie cierpienia nasze kwiatem tkaną/ + Kanwą do słodkich rozmów nam się staną.JULIABoże! przeczuwam jakąś ciężką dolę;/ + Wydajesz mi się teraz tam na dole/ + Jak trup, z którego znikły życia ślady./ + Czy mię wzrok myli? Jakiżeś ty blady!ROMEOI twoja także twarz jak pogrobowa./ + Smutek nas trawi. Bądź zdrowa! bądź zdrowa!LosJULIAodstępując od oknaO losie! ludzie mienią cię niestałym;/ + Toż więc przez zawiść tylko prześladujesz/ + Tych, co kochają stale? Bądź niestały,/ + Bo wtedy będę mogła mieć nadzieję,/ + Że go niedługo będziesz zatrzymywał/ + I wrócisz nazad.PANI KAPULET za scenąJulio! czyś już wstała?JULIAKtóż to mię woła! Głosże to mej matki?/ + Nie spałaż ona czy wstała tak rano?/ + Jakiż niezwykły powód ją sprowadza?Wchodzi Pani Kapulet.PANI KAPULETJak się masz, Julciu?JULIANiedobrze mi, matko!ŻałobaPANI KAPULETZemstaWciąż jeszcze płaczesz nad stratą Tybalta?/ + Chceszże go łzami dobyć z grobu? Choćbyś/ + Dopięła tego, wskrzesić go nie zdołasz./ + Przestań więc; pewien żal może dowodzić/ + Wielkiej miłości, ale wielkość żalu/ + Dowodzi pewnej płytkości pojęcia.JULIATrudno na taką stratę nie być czułą.PANI KAPULETTak, ale płacząc czujesz tylko stratę,/ + Nie tego, po kim płaczesz, moje dziecko.JULIATak czując stratę, mogę tylko płakać.PANI KAPULETPrzyznaj się jednak, że nie tyle płaczesz/ + Nad jego śmiercią, jako raczej nad tym,/ + Że jeszcze żyje ten łotr, co go zabił.JULIAJaki łotr, pani?PANI KAPULETTen ci łotr Romeo.JULIAna stronieOn i łotr żyją daleko od siebie.głośnoPrzebacz mu, Boże, tak jak ja przebaczam,/ + A przecież nie ma na świecie człowieka,/ + Który by bardziej ciężył mi na sercu.PANI KAPULETŻe mimo swoich niecnot jeszcze żyje.JULIAŻe go nie mogę dosiąc tym ramieniem,/ + Rada bym sama móc się na nim zemścić.PANI KAPULETDozna on zemsty; nie troszcz się i nie płacz,/ + Zlecę ja pewnej osobie w Mantui,/ + Gdzie ten wygnany renegat się schronił,/ + Dać mu traktamenttraktament --- poczęstunek; tu chodzi o truciznę. tak zniewalający,/ + Że wnet pospieszy za Tybaltem.Wtedy/ + Będziesz, spodziewam się, zaspokojona.JULIANie zaspokoi mnie Romeo nigdy,/ + Dopóki tylko żyć będzie; tak silnie/ + Boleść po krewnym rozjątrza mi serce./ + O pani, jeśli tylko znajdziesz kogo,/ + Co się podejmie podać mu truciznę,/ + Ja ją przyrządzę, by po jej wypiciu/ + Romeo zasnąć mógł jak najspokojniej./ + Jakże mię korci słyszeć jego imię/ + I nie móc zaraz dostać się do niego,/ + By przywiązaniu memu do Tybalta/ + Dać odwet na tym, co go zamordował.PANI KAPULETZnajdź ty sposoby, ja znajdę człowieka,/ + Córka, Małżeństwo, Matka, Obyczaje, OjciecTerazże mam ci udzielić, dziewczyno,/ + Wesołych nowin.JULIAWesołe nowiny/ + Pożądanymi są w tak smutnych czasach./ + Jakaż tych nowin treść, kochana matko?PANI KAPULETMasz troskliwego ojca, moje dziecię;/ + On to, ażeby smutek twój rozproszyć,/ + Umyślił i wyznaczył dzień na radość/ + Tak dla cię, jak i dla mnie niespodzianą.JULIACóż to za radość, matko? mogęż wiedzieć?PANI KAPULETTa, a nie inna, że w ten czwartek z rana/ + Piękny, szlachetny, młody hrabia Parys/ + Ma cię uczynić szczęśliwą małżonką/ + W Świętego Piotra kościele.JULIABunt Na kościół/ + Świętego Piotra i Piotra samego!/ + Nigdy on, nigdy tego nie uczyni!/ + Zdumiewa mię ten pośpiech. Mam iść za mąż,/ + Nim ten, co moim ma być mężem, zaczął/ + Starać się o mnie, nim mi się dał poznać?/ + Proszę cię, matko, powiedz memu ojcu,/ + Że jeszcze nie chcę iść za mąż, a gdybym/ + Koniecznie miała iść, to bym wolała + Pójść za Romea, który, jak wiesz dobrze,/ + Jest mi z całego serca nienawistny,/ + Niż za Parysa. Ha! to mi nowina!Wchodzi Kapulet i Marta.PANI KAPULETOto twój ojciec, powiedz mu to sama;/ + Zobaczym, jak on przyjmie twą odpowiedź.KAPULETKiedy dzień kona, niebo spuszcza rosę;/ + Ale po skonie naszego krewnego/ + Pada ulewny deszcz. Cóż to, dziewczyno?/ + Czy jesteś cebrem? Ciągle jeszcze we łzach?/ + Ciągłe wezbranie? W małej swej istocie/ + Przedstawiasz obraz łodzi, morza, wiatru:/ + Bo twoje oczy, jakby morze, ciągle/ + Falują łzami: biedne twoje ciało/ + Jak łódź żegluje po tych słonych falach./ + Wiatrem na koniec są westchnienia twoje,/ + Które ze łzami walcząc, a łzy z nimi,/ + Jeżeli nagła nie nastąpi cisza,/ + Strzaskają twoją łódkę. I cóż, żono?/ + Czyś jej zamiary nasze objawiła?PANI KAPULETTak, ale nie chce i dziękuje za nie,/ + Bodajby była z grobem zaślubiona!KAPULETKobieta, MądrośćCo? Jak to? Nie chce? Nie chce? Nie chce, mówisz?/ + Nie jest nam wdzięczna? Nie pyszni się z tego?/ + Nie poczytuje sobie za szczyt szczęścia,/ + Niegodna, żeśmy jej najgodniejszego/ + Z werońskich chłopców wybrali na męża?JULIANie pysznam z tego, alem wdzięczna za to/ + Pyszna, zaiste, nie mogę być z tego,/ + Co nienawidzę; lecz wdzięczna być winnam/ + I za nienawiść w postaci miłości.Przemoc, SzaleniecKAPULETCóż to znów? cóż to? Logika w spódnicy!/ + Pysznam i wdzięcznam, i zasię nie wdzięcznam,/ + Jednak nie pysznam! Słuchaj, świdrzygłówkoświdrzygłówko --- w oryg. chop--logic odpowiednik polskiego: ja jedno słowo, a ona dziesięć.,/ + Nie dziękuj wdzięcznie ni się pyszń z niepyszna,/ + Lecz zbierz swe sprytne klepki na ten czwartek,/ + By pójść z Parysem do Świętego Piotra,/ + Albo cię każę zawlec tam na smyczy./ + Rozumiesz? ty blednicoblednico... --- Julia ma białą ze smutku twarz, ty tłumoku;/ + Lalko łojowałojek --- bielidło, maść do twarzy.!PANI KAPULETWstydź się! czyś oszalał?JULIABłagam cię, ojcze, na klęczkach cię błagam,/ + Pozwól powiedzieć sobie tylko słowo.KAPULETPrecz, wszetecznico! dziewko nieposłuszna!/ + Ja ci powiadam: gotuj się w ten czwartek/ + Iść do kościoła lub nigdy, przenigdy/ + Na oczy mi się więcej nie pokazuj./ + Nic nie mów ani piśnij, ani trunij:/ + Palce mię świerzbią. Myśleliśmy, żono,/ + Że nas za skąpo Bóg pobłogosławił/ + Dając nam jedno dziecko; teraz widzę,/ + Że i to jedno jest jednym za wiele/ + I że w niej mamy bicz boży. Precz, pluchoplucho --- flądro, brudasie.!/ + CygankoCyganko --- w znaczeniu stereotypu: oszukanico. jakaś!MARTABłogosław jej Boże!/ + Jegomość grzeszy, tak fukając na nią.KAPULETDoprawdy! Czy tak sądzi wasza mądrość?/ + Idźże pytlować gębą z kumoszkami.MARTANie mówię bluźnierstw.KAPULETTerefere kuku!MARTACzyż mówić zbrodnia?KAPULETMilcz, stara trajkotko!/ + Schowaj swój rozum na babskie sejmiki./ + Tu niepotrzebny.PANI KAPULETZa gorący jesteś.KAPULETNa miłość boską, to trzeba oszaleć!/ + W dzień, w noc, wieczorem, rano, w domu, w mieście,/ + Sam, w towarzystwie, we śnie i na jawie/ + Ciągle i ciągle ot, rozmyślam tylko/ + O jej zamęściu; i teraz, gdym znalazł/ + Dlań oblubieńca książęcego rodu,/ + Pana rozległych majątków, młodego,/ + Ukształconego, uposażonego/ + Dokolusieńka, jak mówią, w przymioty,/ + Jakich się może od mężczyzny żądać;/ + Trzeba, ażeby mi jedna smarkata,/ + Mazgajowata gęś odpowiedziała:/ + Nie chcę iść za mąż, nie mogę pokochać,/ + Jestem za młoda, wybaczcie mi, proszę./ + Nie chcesz iść za mąż? a to nie idź, zgoda,/ + Ale mi nie właź w oczy; żeruj sobie,/ + Gdzie tylko zechcesz, byle nie w mym domu./ + Zważ to, pamiętaj, nie zwykłym żartować./ + Czwartek za pasem; przyłóż dłoń do serca;/ + Namyśl się dobrze; będzieszli powolna,/ + Znajdziesz dobrego we mnie przyjaciela,/ + A nie, to marniej, żebrz, jęcz, mrzej pod płotem;/ + Bo jak Bóg w niebie, nigdy cię nie uznam/ + Za moje dziecko i z mojego mienia/ + Nawet źdźbło nigdy ci się nie oberwie./ + Możesz się na to spuścić, jestem słowny.Wychodzi.JULIANie masz litości w niebie, która widzi/ + Całą głębokość mojego cierpienia?/ + Ty mię przynajmniej nie odpychaj, matko!/ + Zwlecz to małżeństwo na miesiąc, na tydzień/ + Albo mi pościel oblubieńcze łoże/ + W tymże grobowcu, w którym Tybalt leży.PANI KAPULETNie mów nic do mnie, nic ci nie odpowiem;/ + Rób, co chcesz, wszystko mi to obojętne.Wychodzi.JULIAO Boże! O ty, moja karmicielko!/ + Poradź mi, powiedz, jak temu zaradzić?/ + Mój mąż na ziemi, moja wiara w niebie;/ + Jakżeż ta wiara ma na ziemię wrócić,/ + Nim mój mąż sam mi ją powróci z nieba/ + Po opuszczeniu ziemi? Daj mi radę./ + Niestety! Że też nieba mogą nękać/ + Tak mdłą istotę jak ja! Nic nie mówisz?Zdrada/ + Nie maszże żadnej pociechy, żadnego + Na to lekarstwa?MARTAMam ci, a to takie:/ + Romeo na wygnaniu i o wszystko/ + Można iść w zakład, że cię już nie przyjdzie/ + Nagabać więcej, chybaby ukradkiem./ + Ponieważ tedy rzecz tak stoi, sądzę,/ + Że nic lepszego nie masz do zrobienia/ + Jak pójść za hrabię. Dalipan, to wcale,/ + Co się nazywa, przystojny mężczyzna./ + Romeo kołek przy nim; orzeł, pani,/ + Nie ma tak pięknych, żywych, bystrych oczu/ + Jak Parys. Nazwij mię hetką-pętelką,/ + Jeśli nie będziesz z kretesem szczęśliwa/ + W tym nowym stadle, bo ono jest stokroć/ + Lepsze niż pierwsze; a choćby nie było,/ + To i tak tamten pierwszy już nie żyje;/ + Tak jakby nie żył; przynajmniej dla ciebie,/ + Skoro, choć żyje, nie masz zeń pożytku.JULIACzy z serca mówisz?MARTABa, i z duszy całej!/ + Jeśli nie z serca i nie z duszy, to je/ + Przeklnij oboje.JULIAAmen!MARTANa co amen? JULIABardzoś mi przez to dodała otuchy,/ + Idźże i powiedz teraz mojej matce,/ + Że, naraziwszy się na gniew rodzica,/ + Poszłam do celi ojca Laurentego/ + Odprawić spowiedź i wziąć rozgrzeszenie.MARTAO, idę! to mi pięknie i roztropnie.Wychodzi.JULIAStara niecnoto! Zdradziecki szatanie!/ + Cóż jest niegodniej, cóż jest większym grzechem:/ + Czy tak mię kusić do krzywoprzysięstwa?/ + Czy lżyć małżonka mego tymiż usty,/ + Którymi tyle razy go pod niebo/ + Wznosiłaś chwaląc? Precz, uwodzicielko!/ + Serce me odtąd zamknięte dla ciebie./ + Pójdę poprosić ojca Laurentego,/ + By mi dał radę, a jeśli żadnego/ + Na tę przeciwność nie będzie sposobu,/ + Znajdę moc w sobie wstąpienia do grobu.Wychodzi.AKT CZWARTYKsiądz, ZaświatySCENA PIERWSZACela Ojca Laurentego. Ojciec Laurenty i Parys.OJCIEC LAURENTYW ten czwartek zatem? To bardzo pośpiesznie.PARYSMój teść, Kapulet, życzy sobie tego;/ + A ja powodu nie mam, by odwlekać.OJCIEC LAURENTYObyczaje, ŻałobaNie znasz pan, mówisz, uczuć swojej przyszłej;/ + Krzywa to droga, ja takich nie lubię.PARYSBez miary płacze nad śmiercią Tybalta,/ + Małom jej przeto mówił o miłości,/ + Bo Wenus w domu łez się nie uśmiecha./ + Ojciec jej, mając to za niebezpieczne,/ + Że się tak bardzo poddaje żalowi,/ + W mądrości swojej przyśpiesza nasz związek,/ + By zatamować źródło tych łez, które/ + W odosobnieniu cieką za obficie./ + A w towarzystwie prędzej mogą ustać./ + Znasz teraz, ojcze, powód tej nagłości.OJCIEC LAURENTYna stronieObym mógł nie znać powodów do zwłoki!głośnoPatrz, hrabio, oto twa przyszła nadchodzi.Wchodzi Julia.PARYSSzczęsny traf dla mnie, piękna przyszła żono!JULIAByć może, przyszłość jest nieodgadniona.PARYSTo ,,może" ma być już w ten czwartek z rana.JULIACo ma być, będzie.OJCIEC LAURENTYPrawda to zbyt znana.Ciało, Kobieta, MiłośćPARYSPrzyszłaś się, pani, spowiadać przed ojcem?JULIAMówiąc to, panu bym się spowiadała.PARYSNie zaprzecz przed nim, pani, że mię kochasz.JULIAŻe jego kocham, to wyznam i panu.PARYSWyznasz mi także, tuszę, że mnie kochasz.JULIAGdyby tak było, większą by to miało/ + Wartość wyznane z daleka niż w oczy.PARYSBiedna! łzy bardzo twarz twą oszpeciły.JULIANiewielkie przez to odniosły zwycięstwo;/ + Dosyć już była uboga przed nimi.PARYSTym słowem bardziej ją krzywdzisz niż łzami.JULIANie jest to krzywda, panie, ale prawda,/ + I w oczy sobie ją mówię.PARYSTwarz twoja/ + Do mnie należy, a ty jej uwłaczasz.JULIANie przeczę; moja bowiem była inna./ + Maszli czas teraz, mój ojcze duchowny,/ + Czyli też mam przyjść wieczór po nieszporach?OJCIEC LAURENTYNie brak mi teraz czasu, smętne dziecię./ + Racz, panie hrabio, zostawić nas samych.PARYSNiech mię Bóg broni świętym obowiązkom/ + Stać na przeszkodzie! Julio, w czwartek z rana/ + Przyjdę cię zbudzić. Bądź zdrowa tymczasem/ + I przyjm pobożne to pocałowanie.Wychodzi.JULIAO! zamknij, ojcze, drzwi; a jak je zamkniesz,/ + Przyjdź płakać ze mną. Nie ma już nadziei!/ + Nie ma ratunku! Nie ma ocalenia!Los, SamobójstwoOJCIEC LAURENTYAch, Julio! Znam twą boleść; mnie samego/ + Nabawia ona prawie odurzenia,/ + Słyszałem, i nic tego nie odwlecze,/ + Że w przyszły czwartek wziąć masz ślub z tym hrabiąJULIANie mów mi, ojcze, że o tym słyszałeś;/ + Chyba, że powiesz, jak tego uniknąć,/ + Jeżeli w swojej mądrości nie znajdziesz/ + Żadnego na to środka, to przynajmniej/ + Postanowienie moje nazwij mądrym,/ + A w tym sztylecie zaraz znajdę środek./ + Bóg złączył moje i Romea ręce,/ + Ty nasze dłonie; i nim ta dłoń, świętą/ + Pieczęcią twoją z Romeem spojona,/ + Inny akt stwierdzi, nim to wierne serce/ + W zdradzieckim buncie odda się innemu,/ + To ostrze zada śmierć sercu i dłoni./ + Daj mi więc jaką radę, zaczerpniętą/ + Z długoletniego doświadczenia twego,/ + Albo bądź świadkiem, jak ten nóż rozstrzygnie/ + Sprawę pomiędzy mną a moim losem,/ + Wnet zaradzając temu, czego ani/ + Wiek, ani rozum nie mógł doprowadzić/ + Do rozwiązania zgodnego z honorem./ + Mów prędko; pilno mi wstąpić do grobu,/ + Jeśli mi powiesz, że nie ma sposobu.OJCIEC LAURENTYStój, córko! Mam ja w myśli pewien środek,/ + Wymagający równie rozpaczliwej/ + Determinacji, jak jest rozpaczliwe/ + To, czemu chcemy zapobiec. Jeżeli,/ + Dla uniknięcia małżeństwa z Parysem,/ + Masz siłę woli odjąć sobie życie,/ + To się odważysz snadź na coś takiego,/ + Co będąc tylko podobnym do śmierci/ + Uwolni cię od hańby, jakiej chciałaś/ + Ujść przez zadanie jej sobie naprawdę./ + Maszli odwagę, toć wskażę ten środek.JULIAO! każ mi, zamiast być żoną Parysa,/ + Skoczyć ze szczytu wieży; w rozbójniczych/ + Gościć jaskiniach, w legowiskach wężów,/ + Zamknij mię w jedną klatkę z niedźwiedziami/ + Albo mię wepchnij nocą do kostnicy,/ + Zewsząd pokrytej szczątkami szkieletów,/ + Poczerniałymi kośćmi i czaszkami,/ + Każ mi wejść żywcem w grób świeżo kopany/ + I w jeden całun z trupem się obwinąć;/ + Wszystko to dawniej dreszcz budziło we mnie,/ + Ale bez trwogi uczynię to zaraz,/ + Bylebym tylko pozostała czystą/ + Małżonką mego lubego kochanka.OJCIEC LAURENTYSłuchaj więc; idź do domu, bądź wesoła,/ + Przystań na związek z hrabią. Jutro środa;/ + Staraj się jutro na noc zostać sama,/ + Niech Marta nie śpi ten raz w twym pokoju./ + SenMasz tu flaszeczkę; weźmiesz ją do łóżka/ + I filtrowany likwor ten wypijesz;/ + A wnet po wszystkich żyłach cię przebiegnie/ + Usypiający dreszcz, który owładnie/ + Wszelką żywotną funkcją; wszystkie pulsa/ + Wstrzymają w tobie swe zwyczajne bicie;/ + Ni dech, ni ciepło nie wskaże, że żyjesz./ + Róże ust twoich i policzków zbledną/ + Jak popiół; oczu zasłony zapadną,/ + Jak gdy dłoń śmierci zakrywa dzień życia;/ + Każdy twój członek pozbawiony władzy/ + Zdrętwieje, stęgniestęgnie --- zastygnie, zesztywnieje., zziębnie jak u trupa./ + I w tym pozornym stanie nagłej śmierci/ + Zostawać będziesz czterdzieści dwie godzin,/ + Wtedy się ockniesz jak ze snu błogiego./ + Gdy więc nazajutrz z rana narzeczony/ + Przyjdzie cię zbudzić, znajdzie cię umarłą;/ + Po czym, jak każe zwyczaj, przystrojona/ + W godowe szaty, w odsłoniętej trumnie,/ + Złożoną będziesz pod owym sklepieniem,/ + Gdzie leżą wszyscy ze krwi Kapuletów./ + Uwiadomiony tymczasem przeze mnie/ + O naszym planie, Romeo przybędzie;/ + Wraz ze mną czekać będzie w owym lochu/ + Na twe ocknienie i tej samej nocy/ + Uprowadzi cię skrycie do Mantui./ + KobietaTo cię uchroni od hańby grożącej;/ + Jeśli brak woli lub niewieścia bojaźń/ + Od wykonania tego cię nie wstrzyma.JULIAO, daj mi, daj mi! nie mów o bojaźni!OJCIEC LAURENTYMasz, idź, bądź niewzruszona i szczęśliwa/ + W tym przedsięwzięciu! Wyprawię natychmiast/ + Jednego z naszych braci do Mantui/ + Z listem do twego męża.JULIAO nadziejo!/ + Ty mi bądź bodźcem, a hasłem Romeo!/ + Bądź zdrów, mój ojcze!Odchodzi.SCENA DRUGAPokój w domu Kapuletów. Wchodzą Kapulet, Pani Kapulet, Marta i słudzy.SługaKAPULETdo SłużącegoProś te osoby, co tu są spisane.Służący wychodzi.A waść dwudziestu biegłych zbierz kucharzy.DRUGI SŁUŻĄCYNie będzie zły ani jeden, jaśnie panie, bo się przekonam wprzód o każdym, czy umie sobie oblizywać palce.KAPULETA to na co?DRUGI SŁUŻĄCYZły to kucharz, jaśnie panie, co nie oblizuje sobie palcówZły to kucharz... --- popularne powiedzenie o kucharzu, który dobrze gotuje; por. polskie: palce lizać., o którym się więc przekonam, że tego nie umie, tego nie sprowadzę.KAPULET Ruszaj!Wychodzi Służący.Wątpię, czy wszystko na czas wygotujem./ + Córka, Ksiądz, Obyczaje, OjciecBodaj cię! Prawdaż to, że Julia poszła/ + Do ojca Laurentego?MARTAPoszła, panie.KAPULETTo dobrze; może on co dla niej wskóra./ + Cięta, uparta to skóra na buty.Wchodzi Julia.MARTAPatrz pan, jak raźnie wraca od spowiedzi.KAPULETNo, sekutnico, gdzieżeś to bywała?JULIAGdzie mię żałować nauczono, panie,/ + Za grzech uporu i nieposłuszeństwa/ + Naprzeciw woli twojej. Świątobliwy/ + Kapłan Laurenty kazał mi się rzucić/ + Do twych nóg i o przebaczenie prosić./ + Przebacz mi, ojcze! będę już uległa.KAPULETNiech tam kto pójdzie prosić pana hrabię:/ + Jutro mieć muszę spleciony ten węzeł.JULIASpotkałam hrabię w celi Laurentego/ + I okazałam mu miłość, jak mogłam,/ + Nie przekraczając granicy skromności.KAPULETTo co innego; tak, to dobrze, powstań;/ + Tak być powinno, tak córce przystoi./ + Prosić tu hrabię, żeby przyszedł zaraz./ + Dalipan, święty to człek z tego mnicha;/ + Słusznie mu całe miasto cześć oddaje.JULIAMarto, pójdź ze mną do mego pokoju./ + Wszak mi pomożesz przymierzyć przyborów,/ + Jakie na jutro uznasz za stosowne?PANI KAPULETPo co dziś? jutro będzie dosyć czasu.KAPULETIdź z nią, idź, jutro pójdziem do kościoła.Julia z Martą wychodzi.PANI KAPULETNie wiem, czy zdążym z przygotowaniami;/ + Już wieczór.KAPULETNie troszcz się; dojrzę wszystkiego/ + I wszystko będzie dobrze, za to ręczę./ + Idź do Juleczki, pomóż jej się przebrać./ + Ja się tej nocy nie położę; będę/ + Na ten raz pełnił urząd gospodyni./ + SługaHej, służba! Cóż to? wszyscy się rozeszli?/ + Mniejsza z tym, pójdę sam hrabię uprzedzić/ + O zaszłej zmianie. Córka, OjciecLekko mi na sercu,/ + Że się ten kozioł przecie opamiętał.Wychodzą.SCENA TRZECIAPokój Julii. Wchodzi Julia i Marta.JULIATak, ten strój wezmę. Ale, Grzechzłota nianiu,/ + Proszę cię, zostaw mię na tę noc samą,/ + Bo dużo muszę pacierzy odmówić/ + Dla uproszenia sobie względów niebios/ + Nad moim stanem, jak wiesz, pełnym grzechu.Wchodzi Pani Kapulet.PANI KAPULETTakeś zajęta? Mamże ci dopomóc?JULIANie, pani; jużeśmy we dwie wybrały,/ + Co mi na jutro może być potrzebne./ + Pozwól, bym teraz sama pozostała,/ + I niechaj Marta spędzi tę noc z tobą./ + Pewnam, że wszyscy macie dość roboty + Przy tym tak nagłym obchodzie.PANI KAPULETDobranoc!/ + Połóż się, spocznij; potrzebujesz tego.Wychodzą Pani Kapulet i Marta.JULIADobranoc! Bóg wie, kiedy się zobaczym./ + Zimny dreszcz trwogi na wskroś mię przejmuje/ + I jakby mrozi we mnie ciepło życia./ + Zawołam na nie, by mnie pokrzepiły;/ + Sen, ŚmierćNianiu! I po cóż tu ona? Straszliwy/ + Ten czyn wymaga właśnie samotności./ + Ha! pójdź, flakonie!/ + Gdyby jednakże ten płyn nie skutkował?/ + Miałażbym gwałtem z hrabią być złączona?/ + Nie, nie, ucieczka w tym: leż tu w odwodzie.kładzie na stole sztyletKładzie... sztylet --- w tamtych czasach kobiety nosiły przy sobie albo sztylet, albo nóż.KsiądzA gdyby też to miała być trucizna,/ + Którą mi ksiądz ten zręcznie śmierć chce zadać,/ + By ujść zarzutu, że dał ślub kobiecie,/ + Którą już pierwej zaślubił z kim innym?/ + To by być mogło; ale nie, tak nie jest,/ + Bo jego świętość jest wypróbowana,/ + I nawet myśli tej nie chcę przypuszczać./ + GotycyzmLecz gdybym w grobie się ocknęła pierwej,/ + Nim mię Romeo przyjdzie oswobodzić?/ + To byłoby okropnie!/ + Nie udusiłażbym się wśród tych sklepień,/ + Gdzie nigdy zdrowe nie wnika powietrze,/ + I nie umarłażbym wprzód, nim Romeo/ + Przyjdzie na pomoc? A choćbym i żyła,/ + Czyliżby straszny wpływ nocy i śmierci,/ + Którą dokoła będę otoczona,/ + Obok wrażenia, jakie sprawić musi/ + Samaż miejscowość tego sklepionego/ + Starożytnego lochu, w którym kości/ + Zmarłych mych przodków od lat niepamiętnych/ + Nagromadzone leżą, kędy świeżo/ + Złożony Tybalt gnije pod całunem;/ + I kędy nocą, o pewnych godzinach,/ + Duchy, jak mówią odbywają schadzki;/ + SzaleniecNiestety! czyliżby prawdopodobnie/ + To wszystko, gdybym wcześniej się ocknęła,/ + A potem zapach trupi, Roślinykrzyk podobny/ + Do tego, jaki wydaje ów korzeń/ + Ziela pokrzykukrzyk... --- pokrzyk (mandragora) jest rośliną o działaniu usypiającym; wg starych wierzeń jej korzeń (w kształcie człowieka) wyrwany z ziemi krzyczy tak przeraźliwie, że ludzie słyszący jego wrzaski wpadają w obłęd., gdy się go wyrywa,/ + Krzyk wprawiający ludzi w obłąkanie,/ + Czyliżby wszystko to, w razie ocknienia -/ + Nie pomieszało mi zmysłów? Czyliżbym/ + Po szalonemu nie igrała wtedy/ + Z kośćmi mych przodków? nie poszła się pieścić/ + Z trupem Tybalta? i w tym rozstrojeniu/ + Nie rozbiłażbym sobie rozpaczliwie/ + Głowy piszczelą którego z pradziadów/ + Jak pałką? Patrzcie! patrzcie! zdaje mi się,/ + Że duch Tybalta widzę ścigający/ + Romea za to, że go wygnał z ciała./ + Stój! stój, Tybalcie!przytyka flakon do ustDo ciebie, mój luby,/ + Spełniam ten toast zbawienia lub zguby.Wypija napój i rzuca się na łóżko./ + + + + + +SCENA CZWARTASala w domu Kapuletów. Wchodzą Pani Kapulet i Marta.PANI KAPULETWeź te półmiski i wydaj korzenie.MARTAPiekarz o pigwy woła i daktyle.Wchodzi Kapulet.KAPULETSpieszcie się, śpieszcie! Już drugi kur zapiał;/ + Poranny dzwonek ozwał się: to trzeciaPoranny dzwonek --- mowa o curfew--bell, czyli dzwonie, który o 8 lub 9 wieczorem wzywał do gaszenia ognia i dzwonił ponownie o czwartej rano, zezwalając na rozpalenie ognia. Czwarta była bardziej zwyczajową godziną niż trzecia.,/ + Dojrzyj ciast, moja Marto, nie szczędź przypraw.MARTACo to za wścibstwowścibstwo --- w oryg. cot--quean, babski król,mężczyzna mieszający się do domowego gospodarstwa.? Idźże się pan przespać./ + Dalipan, jutro się nam rozchorujesz/ + Z tego niewczasu.KAPULETAni krzty! Do licha!/ + Nie wysypiałem się dla spraw mniej ważnych,/ + A przecież nigdy nie zachorowałem.PANI KAPULETWiem ci ja dobrze, wiem, umiał jegomość/ + Swojego czasu myszkować; lecz teraz/ + Ja czuwam nad tym, abyś pan nie czuwał.Wychodzą Pani Kapulet i Marta.KAPULETZazdrosna sztuka!SługaWchodzą słudzy z rożnami, koszami i drzewem.Hej! co tam niesiecie?PIERWSZY SŁUGARzeczy do kuchni, ale nie wiem jakie.KAPULETSpiesz się.Wychodzi Służący.Idź, wasze, suchszych szczap narąbać;/ + Piotr ci kloc wskaże po temu.DRUGI SŁUGAJeżeli/ + O kloca idzie, to dość mnie samego;/ + Nie potrzebuję się zwracać do Piotra.Wychodzi.KAPULETMasz słuszność; żywo! Wesołe ladaco!/ + Sam będziesz klocem. Dalipan, już dnieje/ + I hrabia będzie tu zaraz z muzyką./ + Tak przyrzekł.Słychać muzykę.Otóż idzie; już go słychać./ + Hej! Żono! Marto! Chodźcie tu! Hej! Marto!Wchodzi Marta.Idź, obudź Julkę, ubierz ją co żywo./ + Ja pogawędzę tymczasem z Parysem./ + Spiesz się, nie marudź; pan młody już przyszedł./ + Co tchu się zwijaj.Wychodzi.SCENA PIĄTAPokój Julii. Julia w łóżku. Wchodzi Marta.ŚmierćMARTACiało, Małżeństwo, SenPanienko! Julciu! Jak się to zaspało!/ + Wstawaj gołąbku! Wstawaj! Wstydź się, śpiochu!/ + Panienko! duszko! rybko! Ani mrumru!/ + Chcesz, widzę, wyspać się za cały tydzień./ + Jakbyś wiedziała, że ci hrabia Parys/ + Następnej nocy nie da oka zmrużyć./ + Odpuść mi, Panie, amen! Jak śpi smacznie!/ + Muszę ją jednak zbudzić. Julciu! Julciu!/ + Niech no cię hrabia Parys tak zastanie,/ + To się dopiero zerwiesz. Cóż to? w sukni?/ + Jużeś ubrana i znów się pokładłaś?/ + Dosyć już tego! Julciu! Panno Julio! -/ + PijaństwoHa! przez Bóg żywy! Na pomoc! na pomoc!/ + Ona nie żyje! O, ja nieszczęśliwa!/ + Po co mi było się rodzić? Na pomoc!/ + Choć trochę akwawity! Panie! Pani!Wchodzi Pani Kapulet.PANI KAPULETCo za hałas?MARTAO dniu niefortunny!PANI KAPULETMów, co się stało?MARTAPatrz, pani.PANI KAPULETO nieba!/ + O moje dziecię! o moja pociecho!/ + Wstań! odżyj albo umrę razem z tobą!/ + Na pomoc! wołaj pomocy!Wchodzi Kapulet.KAPULETCo za guzdralstwo! Pan młody już czeka.MARTAOna nie żyje; rozstała się z życiem!/ + O dniu żałosny!PANI KAPULETO dniu opłakany!/ + Ona nie żyje, nie żyje, nie żyje!KAPULETCórka, OjciecPuśćcie mię, niech zobaczę... Jak lód zimna;/ + Krew w niej zastygła; członki jej zdrętwiały.../ + Dawno już życie z tych ust uleciało./ + Śmierć ją zwarzyła, jak mróz najpiękniejszy/ + Pierwiosnek w maju. Nieszczęsny ja starzec!MARTAO niefortunny dniu!PANI KAPULETO dniu boleści!OjciecKAPULETŚmierć ta, niszcząca wszystkie me nadzieje,/ + Głos mi tamuje i zamyka usta.Wchodzi Ojciec Laurenty i Parys z muzykantami.OJCIEC LAURENTYCzy panna młoda już jest w pogotowiu/ + Iść do kościoła?KAPULETIść, ale nie wrócić;/ + O synu, w wilię dnia twojego ślubu/ + Śmierć zaślubiła twą oblubienicę./ + Patrz, oto leży ten kwiat w jej uścisku./ + Śmierć jest mym zięciem, śmierć jest mym dziedzicem./ + Umrę i wszystko jej oddam, bo wszystko + Oddaje śmierci, kto oddaje ducha.PARYSTak dawnom wzdychał do tego poranku/ + I takiż widok czekał mię u mety!MatkaPANI KAPULETDniu nienawistny, przeklęty! ohydny,/ + Stokroć obmierzły, jakiemu równego/ + W obiegu swoim czas jeszcze nie widział!/ + Jedno mieć tylko, jedno biedne dziecko,/ + Jedną uciechę i jedną pociechę./ + I tę zabiera śmierć nielitościwa!MARTAO smutny, smutny dniu! o dniu żałosny!/ + Najopłakańszy, najniefortunniejszy,/ + Jaki widziałam w życiu kiedykolwiek!/ + O dniu! o smutny dniu! O dniu żałosny!/ + Nie było nigdy jeszcze dnia takiego./ + O! stokroć smutny dniu, stokroć żałosny!PARYSOkrutna, sroga świętokradzka śmierci!/ + Tyś mię podeszła, obdarła, zgnębiła./ + Przez ciebiem niebo stracił, okrutnico!/ + O Julio! luba! życie! już nie życie./ + Nie mniej jednakże luba i po śmierci!KAPULETLos, OjciecZawistny, twardy, niecny, zbójczy losie!/ + Po cóż ci, po co było tak tyrańsko/ + Wniwecz obracać naszą uroczystość!/ + O moje dziecko! raczej duszo moja,/ + Nie moje dziecko, bo dziecko jest trupem;/ + I wraz z nim cała pociech mych ostoja,/ + Cały wdzięk życia stał się śmierci łupem!OJCIEC LAURENTYPrzestańcie! Rozpacz nie leczy rozpaczy./ + Nadobne dziecię to było własnością/ + Zarówno nieba, jak i waszą, niebo/ + Zabrało swoją część; tym lepiej dla niej,/ + Wyście nie mogli waszej części ziemskiej/ + Ustrzec od śmierci, ale część jej lepszą/ + Niebo zachowa w wiekuistym życiu./ + Jej wywyższenie było szczytem waszych/ + Życzeń i dążeń. W nim zakładaliście/ + Swój raj na ziemi i płaczecie teraz,/ + I rozpaczacie, widząc ją wzniesioną/ + Ponad obłoki do istnego raju?/ + O, zła to miłość jęczeć z żalu wtedy,/ + Kiedy tym, których kochamy, jest dobrze./ + Małżeństwo, ŻonaNie ta dziewica dobrze poszła za mąż,/ + Co długie lata przeżyła w zamęściu,/ + Lecz ta, co młodo zamężną umiera./ + Połóżcie tamę łzom i umaiwszy/ + To piękne ciało liśćmi rozmarynu,/ + Każcie je, wedle zwyczaju, niebawem/ + W świątecznych szatach zanieść do kościoła./ + ŻałobaŚwiętymi wprawdzie są boleści prawa,/ + Przecież rozsądek z łez się naigrawa.KAPULETMałżeństwoCośmy na gody poprzysposabiali,/ + To musi teraz posłużyć na pogrzeb;/ + Weselna uczta zamieni się w stypę,/ + Dźwięk strun w jęk dzwonów, pieśni w smętne treny,/ + Mirtowy wieniec martwą skroń otoczy,/ + Słowem, wszystko się w opak przeistoczy.OJCIEC LAURENTYWyjdźcie stąd, państwo, i ty, hrabio, także./ + Niech się gotuje każdy odprowadzić/ + Te piękne zwłoki na wieczny spoczynek./ + Snadź niebo na was o coś zagniewane;/ + Nie jątrzcież jego gniewu jeszcze gorzej/ + Oporem przeciw świętej woli bożej.Wychodzą Kapulet, Pani Kapulet, Parys i Ojciec Laurenty.Muzyka, SługaPIERWSZY MUZYKANTTrzeba nam podobno schować dudy w miech i wynieść się za drzwi.MARTATak, tak, schowajcie swoje instrumentainstrumenta --- popr. instrumenty.,/ + Poczciwi ludzie, nie ma tu co robić.DRUGI MUZYKANTMożeć się jeszcze co znajdzie.Wchodzi Piotr.PIOTRZagrajcie mi na basetli, panowie muzykanci, zagrajcie mi na basetli, jeżeli mi dobrze życzycie.PIERWSZY MUZYKANTDlaczego na basetli?PIOTRBo moja dusza gra teraz na drumlidrumla --- mały, prymitywny instrument muzyczny, należący do idiofonów (tj. drgających całą powierzchnią). Składa się z elastycznej sztabki metalowej oprawnej w żelazną ramkę w kształcie podkowy. Do ramki przymocowana jest skórka albo sprężynka, za pociągnięciem której instrument zaczyna drgać, wydając w zasadzie jeden tylko dźwięk. Grający trzyma drumlę w ustach i odpowiednio modulując ich układ potrafi wzbogacać ten dźwięk o różne tony.. Zagrajcie mi co smętnie skocznego dla rozweselenia.PIERWSZY MUZYKANTDaj nam waść pokój; nie pora teraz do gędźbygędźba --- akompaniament muzyczny do recytacji lub śpiewu; również samo granie lub śpiewanie..PIOTRNie chcecie zatem?PIERWSZY MUZYKANTNie.PIOTRCzekajcie, zapłacę wam za to.PIERWSZY MUZYKANTCzym takim?PIOTRNie brzęczącą monetą, jak mi Bóg miły! ale bitą monetą; monetą godną rzępołów.PIERWSZY MUZYKANTTo my się waćpanu równą monetą odpłacimy; monetą godną lokajów.PIOTRWprzód ja wam lokajską klingą zagram po brzuchu.DRUGI MUZYKANTSchowaj, waćpan, swój rożen, a wydobądź lepiej swój dowcip.PIOTRStrzeżcie się ostrza mego dowcipu, bo was przeszyje na wylot. Baczność!śpiewaGdy z piersi płynie jęk,/ + A serce żal zakrwawią,/ + Muzyki srebrny dźwięk...Dlaczego srebrny dźwięk? Dlaczego muzyki srebrny dźwięk? Cóż waść na to, mości Barania Kiszko?PIERWSZY MUZYKANTJużci dlatego, że srebro ma dźwięk miły.PIOTRPleciesz! a waść co na to, mości Klawicymbale?DRUGI MUZYKANTDlatego sądzę, że muzykanci grają za srebro.PIOTRPleciesz także! A waść co o tym sądzisz, mości Kaleczyuchu?TRZECI MUZYKANTNie wiem doprawdy, co o tym sądzić.PIOTRO, przepraszam, zapomniałem, że jesteś śpiewakiem. No, to ja powiem za ciebie: ,,Muzyki srebrny dźwięk" mówi się dlatego, że muzykanci rzadko kiedy złoto za muzykę dostają.wychodzi śpiewającMuzyki srebrny dźwięk/ + Natychmiast ulgę sprawia.PIERWSZY MUZYKANTCóż to za bezczelny łotr z tego hultaja!DRUGI MUZYKANTPal go kaci! Zejdźmy tam na dół wmieszać się między orszak żałobny i czekać, rychło co spadnie z półmiska.Wychodzą.AKT PIĄTYSCENA PIERWSZAMantua. Ulica. Wchodzi Romeo.LosROMEOSen, PrzeczucieJeżeli można ufać sennym wróżbom,/ + Wkrótce mię czeka jakaś wieść radosna./ + Król mego łonaKról mego łona --- serce. oddycha swobodnie/ + I duch mój przez dzień cały niezwyczajnie/ + Lekkim nad ziemię wznosi się polotem:/ + Śniłem, że moja ukochana przyszła/ + I że znalazła mię nieżywym (dziwny/ + Sen, co pozwala myśleć umarłemu!),/ + Lecz ona swymi pocałowaniami/ + Tyle tchu wlała w martwe moje usta,/ + Żem nagle odżył i został cesarzem./ + Ach, jakże słodką jest miłość naprawdę,/ + Kiedy jej mara taką rozkosz sprawia!Wchodzi Baltazar.Wieści z Werony! - Cóż tam, Baltazarze?/ + Czy mi przynosisz list od Laurentego?/ + Co robi Julia? Czy zdrów jest mój ojciec?/ + Jak się ma Julia? Po raz drugi pytam./ + Bo nie ma złego, jeśli jej jest dobrze.BALTAZARŚmierćWszystko więc dobrze, bo jej już źle nie jest;/ + Ciało jej leży w lochach Kapuletów,/ + A duch jej gości między aniołami./ + Widziałem, jak ją złożono do sklepień,/ + I wziąłem pocztę, aby o tym panu/ + Donieść czym prędzej. Przebacz pan, że taką/ + Złą wieść przynoszę; wszakże uwiadomić/ + Pana o wszystkim byłem w obowiązku.ROMEORozpaczMaż to być prawdą? Drwię sobie z was, gwiazdy!Drwię sobie z was, gwiazdy! --- Romeo wierzy, iż gwiazdy, rządzące jego życiem skazały go na bezgraniczne cierpienie; drwina z gwiazd jest więc zapowiedzią samobójstwa, buntem przeciw losowi./ + Wszak wiesz, gdzie mieszkam? Przynieś mi papieru/ + I atramentu, idź potem na pocztę/ + Zamienić konie. Wyjeżdżam tej nocy.BALTAZARBłagam cię, panie, zachowaj cierpliwość;/ + Wyglądasz blado, ponuro i wzrok twój/ + Coś niedobrego zapowiada.ROMEOCicho./ + Mylisz się; zostaw mię, zrób, com rozkazał./ + Czy nie masz listu od księdza?BALTAZARNie, panie.ROMEOMniejsza więc o to. Idź zamówić konie;/ + Wkrótce pospieszę za tobą.Wychodzi Baltazar.Tak Julio!/ + Tej jeszcze nocy spocznę przy twym boku:/ + O środek tylko idzie. O, jak prędko/ + Zły zamiar wnika w myśl zrozpaczonego!/ + Gdzieś niedaleko stąd mieszka aptekarz:/ + Przed paru dniami widziałem go, pomnę,/ + Jak zasępiony, w podartym odzieniu,/ + Przebierał zioła; zapadłe miał oczy./ + Ciało od wielkiej nędzy jak wiór wyschłe./ + W nikczemnym jego sklepiku żółw wisiał;/ + Wypchany aligatorWypchany aligator --- lub krokodyl stanowił nieodzowny rekwizyt sklepu aptekarza. obok szczątków/ + Dziwnego kształtu ryb; na jego półkach/ + Leżała tu i ówdzie zbieranina/ + Próżnych flasz, słojów, zielonych czerepów,/ + Pęcherzów, stęchłych nasion; resztki sznurków/ + I zapleśniałe kawałki lukrecji./ + Na widok tego pomyślałem sobie:/ + ObyczajeKomu by była potrzebna trucizna,/ + Której w Mantui sprzedaż gardłem karzą,/ + Niechajby przyszedł do tego hołysza,/ + On by dostarczył mu jej. Myśl ta była,/ + Niestety! wróżbą mej potrzeby własnej;/ + Sam w niej dziś jestem i tenże sam człowiek/ + Z potrzeby będzie musiał jej zaradzić./ + Jeżeli się nie mylę, tu on mieszka;/ + Z powodu święta kram jego zamknięty ---/ + Hej! aptekarzu!Wchodzi Aptekarz.APTEKARZKtóż to woła takim/ + Donośnym głosem?Bieda, Samobójstwo, ŚmierćROMEOZbliż się tu, człowieku,/ + Widzę, że jesteś w niezamożnym stanie;/ + Weź te czterdzieści dukatów, a daj mi/ + Drachmę trucizny takiej, co by mogła/ + Po wszystkich żyłach rozejść się od razu/ + I nienawistne życie odjąć temu,/ + Co jej zażyje; co by tak gwałtownie/ + Wygnała oddech z piersi, jak gwałtownie/ + Lontem dotknięty proch wypędza pocisk/ + Z czeluści działa.APTEKARZMam ja taki środek;/ + Ale w Mantui prawo śmiercią karze/ + Każdego, co się waży go udzielić.ROMEOTak bardzo jesteś biedny, tak cię srodze/ + Los upośledza i boisz się umrzeć?/ + Głód z twych lic, z oczu patrzy niedostatek;/ + Łatana nędza wisi na twym grzbiecie;/ + Świat ci nie sprzyja ani prawo świata,/ + Bo świat nie dajeć prawa być bogatym;/ + Drwij więc z praw, przyjm to i przestań być biednym.APTEKARZUbóstwo, a nie chęć skłania mnie ulec.ROMEOUbóstwo twoje też, nie chęć opłacam.APTEKARZWeź pan to, rozczyń w jakimkolwiek płynie/ + I płyn ten wypij, a choćbyś miał siłę/ + Dwudziestu ludzi, wnet wyzioniesz ducha!ROMEOOto masz złoto, tę truciznę zgubną/ + Dla duszy ludzkiej, która więcej zabójstw/ + Na tym obmierzłym świecie dokonywa/ + Niż owe marne preparatapreparata --- popr. preparaty, mikstury., których/ + Pod karą śmierci sprzedać ci nie wolno./ + Nie ty mnie, ja ci sprzedałem truciznę./ + Bądź zdrów: kup strawy i odziej się w mięso./ + Kordiale, nie trucizno, pójdź mi służyć/ + U grobu Julii, bo tam cię mam użyć.Rozchodzą się.SCENA DRUGACela Ojca Laurentego. Ojciec Laurenty sam.BRAT JANza scenąOtwórz, wielebny ojcze franciszkanie.OJCIEC LAURENTYToć nie czyj inny głos, jak brata Jana.otwiera drzwiWitaj z Mantui! Cóż Romeo? Maszli/ + Ustną odpowiedź jego czy na piśmie?Wchodzi Brat Jan.BRAT JANKiedy za jednym bosym zakonnikiem/ + Naszej reguły, który miał iść ze mną/ + I był przy chorym, poszedłem na miasto/ + I jużem znalazł go, miejscy pachołcy/ + Podejrzewając, żeśmy byli w domu/ + Tkniętym zarazą, opieczętowali/ + Drzwi i nie chcieli nas puścić na zewnątrzopieczętowali drzwi --- był to zwyczaj stosowany w Anglii w okresie zarazy, przy czym czynności tej dokonywał urzędnik hrabstwa zwany konstablem../ + Nie mogłem się więc udać do Mantui.OJCIEC LAURENTYKtóż tedy zaniósł mój list do Romea?BRAT JANNikt go nie zaniósł --- oto jest; nie mogłem/ + Ani go posłać do Mantui, ani/ + Wam go odesłać, tak nas pilnowano.OJCIEC LAURENTYNieszczęsny trafie! ten list był tak ważny!/ + Niedoręczenie go może fatalne/ + Skutki sprowadzić. Biegnij, bracie Janie;/ + Postaraj no się gdzie o drąg żelazny/ + I tu go przynieś.BRAT JANNatychmiast przyniosę.OJCIEC LAURENTYMuszę czym prędzej spieszyć do grobowca./ + W ciągu trzech godzin Julia się przebudzi./ + Gniewać się na mnie będzie, żem Romea/ + Nie uwiadomił o tym, co się stało;/ + Ale napiszę do niego raz jeszcze/ + I tu ją skryję do jego przybycia./ + Biedny ty prochu: w grobie już za życia!Wychodzi.SCENA TRZECIACmentarz, na nim grobowiec rodziny Kapuletów. Wchodzi Parys z Paziem, niosącym kwiaty i pochodnię.PARYSSługaDaj mi pochodnię, chłopcze, i idź z Bogiem,/ + Lub zgaś ją, nie chcę, żeby mię widziano./ + Idź się położyć owdzie pod cisami/ + I ucho przyłóż do ziemi, a skoro/ + Usłyszysz czyje kroki na cmentarzu,/ + Którego ryty grunt łatwo je zdradzi,/ + Wtedy zagwizdnij na znak, że ktoś idzie./ + Daj mi te kwiaty. Idź, zrób, jakem kazał.PAŹStraszno mi będzie pozostać samemu/ + Wpośród cmentarza; jednakże spróbuję.Oddala się.PARYSDrogi mój kwiecie, kwieciem posypuję/ + Twe oblubieńcze łoże. Baldachimem/ + Twym są, niestety, głazy i proch marny,/ + Które ożywczą wodą co noc zroszę/ + Lub, gdy jej braknie, łzami mej rozpaczy/ + I tak co nocy na twoją mogiłę/ + Kwiat będę sypał i gorzkie łzy ronił.Paź gwiżdże.Chłopiec mój daje hasło; ktoś się zbliża./ + Czyjaż to stopa śmie nocą tu zmierzać/ + I ten żałobny mój przerywać obrzęd?/ + Z pochodnią nawet! Odstąpmy na chwilę.Oddala się. Wchodzi Romeo i Baltazar z pochodnią, oskardem itp.SługaROMEOPodaj mi oskard i drąg. Weź to pismo;/ + Oddasz je memu ojcu jak najraniej./ + Daj no pochodnię. Co bądź tu usłyszysz/ + Albo zobaczysz, pamiętaj, jeżeli/ + Miłe ci życie, pozostać z daleka/ + I nie przerywać biegu mej czynności./ + W to łoże śmierci wejść chcę częścią po to,/ + Aby zobaczyć tę, co w nim spoczywa,/ + Lecz głównie po to, aby zdjąć z jej palca/ + Szacowny pierścień, który mi do czegoś/ + Ważnego nieodbicie jest potrzebny./ + Idź więc, zastosuj się do moich życzeń./ + Gdybyś zaś, płochą zdjęty ciekawością,/ + Wrócił podglądać dalsze moje kroki,/ + Na Boga, wszystkie kości bym ci roztrząsł/ + I posiał nimi ten niesyty cmentarz./ + Umysł mój dziko jest usposobiony,/ + Niepowstrzymaniej i nieubłaganiej/ + Niż głodny tygrys lub wzburzone morze.BALTAZAROdejdę, panie, i będęć posłuszny.ROMEOOkażesz mi tym przyjaźń. Weź ten worek,/ + Poczciwy chłopcze, bądź zdrów i szczęśliwy.BALTAZARna stronieBądź jak bądź, stanę tu gdzie na uboczu,/ + Bo mu zły jakiś zamiar patrzy z oczu.Oddala się.ŚmierćROMEOCzarna pieczaro, o! ty wnętrze śmierci,/ + Tuczne najdroższym na tej ziemi szczątkiem,/ + Otwórz mi swoją zardzewiałą paszczę,/ + A ja ci nową żertwę rzucę za to.Odbija drzwi grobowca.PARYSZbrodniarzTo ten wygnany, zuchwały Monteki,/ + Co zamordował Tybalta, po którym/ + Żal, jak mniemają, sprowadził śmierć Julii;/ + I on tu przyszedł knuć jeszcze zamachy/ + Przeciw umarłym; muszę go powstrzymać,postępuje naprzódSpuść świętokradzką dłoń, niecny Monteki!/ + Możeż się zemsta aż za grób rozciągać?/ + SzaleniecSkazany zbrodniu, aresztuję ciebie;/ + Bądź mi posłuszny i pójdź; musisz umrzeć.ROMEOMuszę, zaprawdę, i po tom tu przyszedł./ + Młodzieńcze, nie drażń człowieka w rozpaczy;/ + Zostaw mię, odejdź; pomyśl o tych zmarłych/ + I zadrżyj. Błagam cię na wszystkie względy,/ + Nie wal nowego grzechu na mą głowę,/ + Przyprowadzając mię do pasji; odejdź!/ + Na Boga, życzę ci lepiej niż sobie;/ + Bom ja tu przyszedł przeciw sobie zbrojny./ + O! odejdź, odejdź! żyj i powiedz potem:/ + ,,Z łaski szaleńca cieszę się żywotem."ŚmierćPARYSZa nic mam wszelkie twoje przełożenia/ + I aresztuję cię jako złoczyńcę.ROMEOWyzywasz moją wściekłość, broń się zatem.SługaWalczą.PAŹO nieba! biją się, biegnę po wartę.Wychodzi.PARYSpadającZabity jestem. O, jeśli masz litość,/ + Otwórz grobowiec i złóż mnie przy Julii.Umiera.ROMEOStanieć się zadość. Lecz któż to jest taki?/ + To hrabia Parys, Merkucja plemiennik!/ + Cóż to mi w drodze prawił mój służący?/ + Lecz wtedy moja nieprzytomna dusza/ + Uwagi na to nie zwróciła; Parys,/ + Mówił, podobno miał zaślubić Julię./ + Czy on to mówił? czy mi się to śniło?/ + Czyli też jestem w obłąkaniu myśląc,/ + Że jego wzmianka o Julii tak brzmiała?/ + Daj mi uścisnąć twą dłoń, o ty, w jedną/ + Księgę niedoli ze mną zapisany!/ + Złożę twe zwłoki w tryumfalnym grobie./ + W grobie? nie, młoda ofiaro, nie w grobie,/ + W latarni raczejlatarnia --- nazywano tak wieżyczki o licznych okienkach, przez które sączyło się światło do kościoła., bo tu Julia leży;/ + A blask jej wdzięków zmienia to sklepienie/ + W przybytek światła. Spoczywaj w spokoju,/ + Trupie, rękami trupa pogrzebany!składa ciało Parysa w grobowcuMówią, że nieraz ludzie bliscy śmierci/ + Miewali chwile wesołe; ich stróże/ + Zwą to ostatnim przedśmiertnym wybłyskiem;/ + Coś podobnego i u mnie się zdarza?/ + Miłość, Miłość silniejsza niż śmierć, RozpaczJulio! kochanko moja! moja żono!/ + Śmierć, co wyssała miód twojego tchnienia,/ + Wdzięków twych zatrzeć nie zdołała jeszcze./ + Nie jesteś jeszcze zwyciężoną: karmin,/ + Ten sztandar wdzięków, nie przestał powiewać/ + Na twoich licach i bladej swej flagi/ + Zniszczenie na nich jeszcze nie zatknęło./ + SamobójstwoTybalcie, tyż to śpisz pod tym całunem?/ + Mogęż czym lepszym zadość ci uczynić,/ + Jak że tą ręką, co zabiła ciebie,/ + Przetnę dni tego, co był twoim wrogiem?/ + Przebacz mi, przebacz, Tybalcie! GotycyzmAch, Julio!/ + Jakżeś ty jeszcze piękna! Mamże myśleć,/ + Że bezcielesna nawet śmierć ulega/ + Wpływom miłości? że chudy ten potwór/ + W ciemnicy tej cię trzyma jak kochankę?/ + Bojąc się tego, zostanę przy tobie/ + I nigdy, nigdy już nie wyjdę z tego/ + Pałacu nocy; tu, tu mieszkać będę/ + Pośród twojego orszaku - robactwa./ + Tu sobie stałą założę siedzibę,/ + LosGdy z tego ciała znużonego światem/ + Otrząsnę jarzmo gwiazd zawistnych. Oczy,/ + Spojrzyjcie po raz ostatni! ramiona,/ + Po raz ostatni zegnijcie się w uścisk!/ + A wy, podwoje tchu, zapieczętujcie/ + Pocałowaniem akt sojuszu z śmiercią/ + Na wieczne czasy mający się zawrzeć!/ + Pójdź, ty niesmaczny, cierpki przewodniku!/ + Blady sterniku, pójdź rzucić o skały/ + Falami życia skołataną łódkę!/ + Do ciebie, Julio!pijeWalny aptekarzu!/ + Płyn twój skutkuje: całując --- umieram.Umiera. Wchodzi Ojciec Laurenty z przeciwnej strony cmentarza, z latarnią, drągiem żelaznym i rydlem.OJCIEC LAURENTYŚwięty Franciszku, wspieraj mię! Jak często/ + O takiej porze stare moje stopy/ + O głazy grobów potrącały! Kto tu?BALTAZARPrzyjaciel, który was dobrze zna, ojcze.OJCIEC LAURENTYBóg z tobą! Powiedz mi, mój przyjacielu,/ + Co znaczy owa pochodnia świecąca/ + Chyba robakom i bezoczym czaszkom?/ + Nie tlejeż ona w grobach Kapuletów?SługaBALTAZARTam właśnie; jest tam i mój pan, któremu/ + Sprzyjacie, ojcze.OJCIEC LAURENTYKto taki?BALTAZARRomeo.OJCIEC LAURENTYJak dawno on tam jest?!BALTAZAROd pół godziny.OJCIEC LAURENTYPójdź ze mną, bracie, do tych sklepień.BALTAZARNie śmiem;/ + Bo mi pan kazał odejść i straszliwie/ + Zagroził śmiercią, jeśli tu zostanę/ + I kroki jego ważę się podglądać.OJCIEC LAURENTYZostań więc, ja sam pójdę. Drżę z obawy,/ + Czy się nie stało co nieszczęśliwego.BALTAZARGdym drzymał, leżąc owdzie pod cisami,/ + Marzyło mi się, że mój pan z kimś walczył/ + I że pokonał tamtego.OJCIEC LAURENTYpostępując naprzódRomeo!/ + Na miłość boską, czyjaż to krew broczy/ + Kamienne wnijście do tego grobowca?/ + Czyjeż to miecze samopas rzucone/ + Leżą u tego siedliska pokoju?wchodzi do grobowcaLosRomeo! blady! - Parys! i on także!/ + I krwią zalany? Ach! cóż za fatalność/ + Tak opłakany zrządziła wypadek! ---/ + Miłość silniejsza niż śmierćJulia się budzi.JULIAbudząc się i podnoszącO pocieszycielu!/ + Gdzie mój kochanek? Wiem, gdzie być powinnam/ + I tam też jestem; lecz gdzie mój Romeo?Hałas za sceną.OJCIEC LAURENTYCóż to za hałas? LosJulio, wyjdźmy z tego/ + Mieszkania śmierci, zgrozy i zniszczenia./ + Potęga, której nikt z nas się nie oprze,/ + Wniwecz zamiary nasze obróciła./ + Pójdź; twój mąż leży martwy obok ciebie./ + I Parys także. Pójdź; pójdź; zaprowadzęć/ + Do monasteru świętych sióstr zakonnych./ + Nie zwłócz, nie pytaj, bo warta nadchodzi./ + Pójdź, biedna Julio!Znowu hałas.Nie mogę już czekać.Wychodzi.JULIAIdź z Bogiem, starcze; idź, ja tu zostanę./ + SkąpiecCóż to jest? Czara w zaciśniętej dłoni/ + Mego kochanka? Truciznę więc zażył!/ + O skąpiec! Wypił wszystko; ani kropli/ + Nie pozostawił dla mnie! Przytknę usta/ + Do twych kochanych ust, może tam jeszcze/ + Znajdzie się jaka odrobina jadu,/ + Co mię zabije w upojeniu błogim.całuje goTwe usta ciepłe.DOWÓDCA WARTYza scenąGdzie to? pokaż, chłopcze.SamobójstwoJULIAIdą, czas kończyć.chwytając sztylet RomeaZbawczy puginale!/ + Tu twoje miejsce.przebija sięTkwij w tym futerale.Pada na ciało Romea i umiera. Wchodzi warta z Paziem Parysa.PAŹTu, tu w tym miejscu, gdzie płonie pochodnia.DOWÓDCA WARTYZiemia zbroczona; obejdźcie w krąg cmentarz/ + I przytrzymajcie, kogo napotkacie.Wychodzi kilku ludzi z warty.Smutny widoku! tu hrabia zabity,/ + Tu Julia we krwi pływa, jeszcze ciepła,/ + Tylko co zmarła; ona, co przed dwoma/ + Dniami w tym grobie była pochowana./ + Idźcie powiedzieć o tym księciu; śpieszcie,/ + Wy do Montekich, wy do Kapuletów,/ + A wy odbądźcie przegląd w innej stronie.Wychodzi kilku innych wartowników.Widzimy miejsce, gdzie zaszła ta zgroza,/ + Lecz w jaki sposób ona miała miejsce,/ + Tego nie możem pojąć bez objaśnień.Wchodzi kilku innych wartowników z Baltazarem.PIERWSZY WARTOWNIKOto Romea sługa, znaleźliśmy/ + Go na cmentarzu.DOWÓDCANiech będzie pod strażą,/ + Dopóki książę nie nadejdzie.Wchodzi kilku innych wartowników, prowadząc Ojca Laurentego.DRUGI WARTOWNIKOto mnich jakiś drżący i płaczący;/ + Odebraliśmy mu ten drąg i rydel,/ + Kiedy się bokiem cmentarza wykradał.DOWÓDCATo jakiś ptaszek; trzymajcie go także.Wchodzi Książę ze swym orszakiem.Co za nieszczęście o tak rannej porze/ + Sen nasz przerwało i aż tu nas wzywa?Wchodzi Kapulet, Pani Kapulet i inne osoby.KAPULETJakiż być może powód tego zgiełku?PANI KAPULETLud po ulicach wykrzykuje: ,,Julia!/ + Parys! Romeo!" i jedni przez drugich/ + Tłumnie tu dążą do naszego grobu.KSIĄŻĘCóż to za postrach rozruch ten sprowadza?!/ + Odpowiadajcie!DOWÓDCAMiłościwy Panie!/ + Oto zabity leży hrabia Parys!/ + Romeo martwy i Julia, wprzód zmarła,/ + A teraz ciepła z puginałem w piersi.KSIĄŻĘSzukajcie, śledźcie sprawców tego mordu.DOWÓDCAOto mnich jakiś i Romea sługa,/ + Których tu moi ludzie przytrzymali/ + I którzy mieli przy sobie narzędzia/ + Do odbijania grobów.KAPULETO nieba! żono, patrz, jak ją krew broczy!/ + Puginał zbłądził z drogi; oto bowiem/ + Pochwa od niego wisi przy Montekim;/ + Zamiast w nią trafić, trafił w pierś mej córki.Matka, Starość , ŚmierćPANI KAPULETNiestety! widok ten, jak odgłos dzwonu,/ + Ostrzega starość mą o chwili zgonu.Wchodzi Monteki i inne osoby.KSIĄŻĘMonteki, wcześnie wstałeś, aby ujrzeć/ + Nadziei swoich wcześniejszy upadek!Matka, SynMONTEKIAch! miłościwy książę, żona moja/ + Zmarła tej nocy z tęsknoty za synem;/ + Jakiż cios jeszcze niebo mi przeznacza?KSIĄŻĘPatrz, a zobaczysz!Ojciec, SynMONTEKIO niedobry synu!/ + Jak się ważyłeś w grób uprzedzić ojca?KSIĄŻĘZamknijcie usta żalowi na chwilę,/ + Póki zagadki tej nie rozwiążemy/ + I nie zbadamy jej źródła i wątku:/ + Wtedy sam stanę na skarg waszych czele/ + I będę waszej boleści heroldem./ + Do samej śmierci. Proszę was o spokój/ + I niech ulegnie zły los cierpliwości./ + Stawcie, na kogo pada podejrzenie.OJCIEC LAURENTYJa to, o panie! lubo najmniej zdolny/ + Do popełnienia czegoś podobnego,/ + Jestem, ze względu na okoliczności,/ + Poszlakowany najprawdopodobniej/ + O dzieło tego okropnego mordu./ + Staję więc jako własny oskarżyciel/ + I jako własny obrońca w tej sprawie,/ + By się potępić i usprawiedliwić.KSIĄŻĘMów, czegoś świadom.MałżeństwoOJCIEC LAURENTYZwięźle rzecz opowiem./ + Bo tchnień mych pasmo krótsze jest zaiste/ + Niż długa powieść. Romeo, którego/ + Zwłoki tu leżą, był małżonkiem Julii,/ + A Julia była prawą jego żoną;/ + Jam ich zaślubił, a dniem tajemnego/ + Ich połączenia był ów dzień nieszczęsnej/ + Tybalta śmierci, która nowożeńca/ + Wygnała z miasta; i ten to był powód/ + Cierpienia Julii, nie żal po Tybalcie.do KapuletówWy, chcąc oddalić od niej chmury smutku,/ + Zaręczyliście ją i do małżeństwa/ + Z hrabią Parysem chcieliście ją zmusić./ + W tej alternaciealternata --- zmiana biegu wypadków. przyszła ona do mnie/ + I nalegała usilnymi prośby/ + O doradzenie jej jakiego środka,/ + Co by od tego powtórnego związku/ + Mógł ją uwolnić; w przeciwnym zaś razie/ + Chciała w mej celi życie sobie odjąć./ + Dałem jej tedy, ufny w mojej sztuce,/ + Usypiające krople, których skutek/ + Bynajmniej mię nie zawiódł, bo jej nadał/ + Pozór umarłej. Napisałem przy tym/ + List do Romea, wzywając go, aby/ + Dzisiejszej nocy, o tej porze, w której/ + Działanie owych kropel miało ustać,/ + Zszedł się tu ze mną dla wyswobodzenia/ + Tej, co mu dała taki dowód wiary,/ + Z tymczasowego jej grobu. Traf zrządził,/ + Że brat Jan, który z listem był wysłany,/ + Nie mógł się z miasta wydostać i wczoraj/ + List ten mi zwrócił. O godzinie zatem/ + Na jej ocknienie ściśle naznaczonej/ + Sam pospieszyłem wyrwać ją z tych sklepień,/ + Chcąc ją następnie umieścić w mej celi,/ + Póki Romeo nie przybędzie; ale/ + RozpaczKiedym tu przyszedł (na niewiele minut/ + Przed jej zbudzeniem), już szlachetny Parys/ + Leżał bez duszy i Romeo także./ + Ona się budzi, jam się jął przekładać,/ + By poszła ze mną i to dopuszczenie/ + Nieba przyjęła z korną uległością,/ + Gdy wtem zgiełk nagły spłoszył mię od grobu,/ + A ona, głucha na moje namowy,/ + Rozpaczą zdjęta, pozostała w miejscu/ + I, jak się zdaje, cios zadała sobie./ + Oto jest wszystko, co wiem; o małżeństwie/ + Marta zaświadczy. Jeśli to nieszczęście/ + Choć najmniej z mojej nastąpiło winy,/ + Niech mój sędziwy wiek odpowie za to,/ + Na kilka godzin przed bliskim już kresem,/ + Wedle rygoru praw jak najsurowszych.KSIĄŻĘJako mąż święty zawsześ nam był znany./ + Gdzie jest Romea sługa? Cóż on powie?BALTAZARZaniosłem panu wieść o śmierci Julii;/ + Wraz on wziął pocztę i z Mantui przybył/ + Prosto w to miejsce, do tego grobowca./ + Ten list mi kazał rano oddać ojcu;/ + I w grób wstępując zagroził mi śmiercią,/ + Jeśli nie pójdę precz lub nazad wrócę.KSIĄŻĘDaj mi to pismo, przejrzę je --- a teraz,/ + Gdzie paź hrabiego, co wartę sprowadził?/ + Co twój pan, chłopcze, porabiał w tym miejscu?PAŹPrzyszedł kwiatami ubrać grób swej przyszłej;/ + Kazał mi stanąć z dala, com też zrobił;/ + Wtem ktoś ze światłem przyszedł grób otwierać/ + I mój pan dobył szpady przeciw niemu;/ + Co zobaczywszy, pobiegłem po wartę.KSIĄŻĘList ten potwierdza słowa zakonnika,/ + Bieg ich miłości i Romea rozpacz./ + Biedny młodzieniec pisze oprócz tego,/ + Że sobie kupił gdzieś u aptekarza/ + Trucizny, którą postanowił zażyć/ + W tym tu grobowcu, by umrzeć przy Julii./ + Kara, Konflikt, Miłość tragiczna, ŚmierćRzecz jasna! Gdzie są ci nieprzyjaciele?/ + Patrzcie, Monteki! Kapulecie! Jaka/ + Chłosta spotyka wasze nienawiści,/ + Niebo obrało miłość za narzędzie/ + Zabicia pociech waszego żywota;/ + I ja za moje zbytnie pobłażanie/ + Waszym niesnaskom straciłem dwóch krewnych./ + Wszyscy jesteśmy ukarani.Miłość silniejsza niż śmierć, PrzyjaźńKAPULETMonteki, bracie mój, podaj mi rękę;/ + Niech to oprawąoprawa --- część należna żonie z majątku męża, wynosząca zwykle podwójną wartość jej posagu. Tu oprawą Julii po mężu ma być zgoda obu zwaśnionych rodów. będzie dla mej córki;/ + Więcej nie mogę żądać.MONTEKILecz ja mogę/ + Więcej dać tobie nad to: każę bowiem/ + Posąg jej ulać ze szczerego złota,/ + By się nie znalazł szacowniejszy pomnik/ + Po wszystkie czasy istnienia Werony/ + Jak ten, pamięci Julii poświęcony.KAPULETTak i Romeo stanie przy swej żonie;/ + Dzieląc za życia, złączmy ich po zgonie.KSIĄŻĘPonurą zgodą ranek ten skojarzył;/ + Słońce się z żalu w chmur zasłonę tuli;/ + Smutniejszej bowiem los jeszcze nie zdarzył,/ + Jak ta historia Romea i JuliiPaszkowski zamykając tą piękną i tradycyjną już dziś strofą smutną opowieść o Romeo i Julii pominął dwa poprzednie wiersze, wzmiankę księcia: ,,Chodźmy stąd, by pomówić o tych smutkach / Jednym wybaczę, a drugich ukarzę".Wychodzą. +