X-Git-Url: https://git.mdrn.pl/wolnelektury.git/blobdiff_plain/246f9be0865013c50893bdb55d41b3015a89b87e..88a1cd8bdc3da0baf43aa8c3f4f6095af5282348:/books/mickiewicz_ballady_i_romanse_rybka.txt?ds=inline diff --git a/books/mickiewicz_ballady_i_romanse_rybka.txt b/books/mickiewicz_ballady_i_romanse_rybka.txt deleted file mode 100644 index 3f0fdeacd..000000000 --- a/books/mickiewicz_ballady_i_romanse_rybka.txt +++ /dev/null @@ -1,203 +0,0 @@ - ------ -Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl/). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Narodową z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów BN. -Ten utwór nie jest chroniony prawem autorskim i znajduje się w domenie publicznej, co oznacza, że możesz go swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać. -Źródło: ------ - -AUTOR: -TYTUŁ: - - - - - - - -Adam Mickiewicz - -Ballady i romanse - -Rybka - -(ze śpiewu gminnego) - - - -Od dworu, spod lasa, z wioski, -Smutna wybiega dziewica, -Rozpuściła na wiatr włoski -I łzami skropiła lica. - -Przybiega na koniec łączki, -Gdzie w jezioro wpada rzeka; -Załamuje białe rączki -I tak żałośnie narzeka: - -„O wy, co mieszkacie w wodzie, -Siostry moje, Świtezianki, -Słuchajcie w ciężkiej przygodzie -Głosu zdradzonej kochanki. - -Kochałam pana tak szczerze, -On mię przysięgał zaślubić; -Dziś księżnę za żonę bierze, -Krysię ubogą chce zgubić. - -Niechże sobie żyją młodzi, -Niech się z nią obłudnik pieści, -Niech tylko tu nie przychodzi -Urągać się z mych boleści. - -Dla opuszczonej kochanki -Cóż pozostało na świecie? -Przyjmijcie mię, Świtezianki: -Lecz moje dziecię... ach dziecię!” - -To mówiąc rzewnie zapłacze, -Rączkami oczy zasłoni, -I z brzegu do wody skacze, -I w bystrej nurza się toni. - -Wtem z lasu, gdzie się dwór bieli, -Tysiączne świecą kagańce, -Zjeżdżają goście weseli, -Muzyka, hałas i tańce. - -Lecz mimo tego hałasu -Płacz dziecięcia słychać w lesie; -Wierny sługa wyszedł z lasu, -I dziecię na ręku niesie. - -Ku wodzie obraca kroki, -Gdzie łoza gęsto spleciona -Wzdłuż wykręconej zatoki -Okryła rzeki ramiona. - -Tam staje w ciemnym zakątku, -Płacze i woła: — „Niestety! -Ach! któż da piersi dzieciątku? -Ach! gdzie ty, Krysiu, ach, gdzie ty?” - -— „Tu jestem, w rzece, u spodu, — -Cichy mu głos odpowiada — -Tutaj drżę cała od chłodu, -A żwir mnie oczki wyjada. - -Przez żwir, przez ostre kamuszki -Fale mnie gwałtowne niosą; -Pokarm mój koralki, muszki, -A zapijam zimną rosą”. - -Lecz sługa jak na początku, -Tak wszystko woła: — „Niestety! -Ach! któż da piersi dzieciątku? -Ach! gdzież ty, Krysiu, ach, gdzie ty?” - -Wtem się coś z lekka potrąci -Śród kryształowej przeźroczy, -Woda się z lekka zamąci, -Rybka nad wodę podskoczy; - -I jak skałka płaskim bokiem, -Gdy z lekkich rąk chłopca pierzchnie, -Tak nasza rybka podskokiem -Mokre całuje powierzchnie. - -Złotemi plamki nadobna, -Kraśne ma po bokach piórka, -Główka jak naparstek drobna, -Oczko drobne jak paciórka. - -Wtem rybią łuskę odwinie, -Spojrzy dziewicy oczyma; -Z głowy jasny włos wypłynie, -Szyjka cieniuchna się wzdyma. - -Na licach różana krasa, -Piersi jak jabłuszka mleczne, -Rybią ma płetwę do pasa, -Płynie pod chrusty nadrzeczne. - -I dziecię bierze do ręki, -U łona białego tuli: -— „Luli, woła, mój maleńki, -Luli, mój maleńki, luli”. — - -Gdy dziecię płakać przestało, -Zawiesza kosz na gałęzi, -I znowu ściska swe ciało, -I główkę nadobną zwęzi. - -Znowu ją łuski powleką, -Od boków wyskoczą skrzelki, -Plusła, i tylko nad rzeką -Kipiące pękły bąbelki. - -Tak co wieczora, co ranka, -Gdy sługa stanie w zakątku, -Wraz wypływa Świtezianka, -Żeby dać piersi dzieciątku. - -Za cóż jednego wieczora -Nikt nie przychodzi na smugi? -Już zwykła przemija pora: -Nie widać z dziecięciem sługi. - -Nie może on przyjść tą stroną, -Musi zaczekać troszeczkę, -Bo właśnie teraz pan z żoną -Poszli przechadzką nad rzeczkę. - -Wrócił się, czekał z daleka, -Za gęstym usiadłszy krzakiem: -Lecz próżno czeka i czeka, -Nikt nie powracał tym szlakiem. - -Wstaje, i dłoń w trąbkę zwinął, -I patrzył przez palców szparę, -Ale i dzień już przeminął, -I mroki padają szare. - -Czekał długo po zachodzie, -A gdy noc gwiazdy zapala, -Zbliża się z lekka ku wodzie -I śledzi oczyma z dala. - -Przebóg! cudy, czy moc piekła? -Uderza go widok nowy: -Gdzie pierwej rzeczułka ciekła, -Tam suchy piasek i rowy. - -Na brzegach porozrzucana -Wala się odzież bez ładu; -Ani pani, ani pana, -Nie widać nigdzie ni śladu. - -Tylko z zatoki połową -Sterczał wielki głazu kawał, -I dziwną kształtu budową, -Dwa ludzkie ciała udawał. - -Zdumiewa się wierny sługa, -Rozpierzchłych myśli nie złowił; -Przeszła godzina, i druga, -Nim wreszcie słówko przemówił. - -„Krysiu, o Krysiu!” zawoła: -Echo mu „Krysiu” odpowie; -Lecz próżno patrzy dokoła, -Nikt nie pokazał się w rowie. - -Patrzy na rów i na głazy, -Otrze pot na licu zbladłem, -I kiwnie głową trzy razy, -Jakby chciał mówić: już zgadłem. - -Dzieciątko na ręce bierze, -Śmieje się dzikim uśmiechem, -I odmawiając pacierze, -Wraca do domu z pośpiechem. - - -