X-Git-Url: https://git.mdrn.pl/wolnelektury.git/blobdiff_plain/246f9be0865013c50893bdb55d41b3015a89b87e..88a1cd8bdc3da0baf43aa8c3f4f6095af5282348:/books/krasicki_satyry2_podroz.txt diff --git a/books/krasicki_satyry2_podroz.txt b/books/krasicki_satyry2_podroz.txt deleted file mode 100644 index 60cc05674..000000000 --- a/books/krasicki_satyry2_podroz.txt +++ /dev/null @@ -1,139 +0,0 @@ - ------ -Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl/). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Narodową z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów BN. -Ten utwór nie jest chroniony prawem autorskim i znajduje się w domenie publicznej, co oznacza, że możesz go swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać. -Źródło: ------ - -AUTOR: -TYTUŁ: - - - - - - - -Ignacy Krasicki - -Satyry, Część druga - -Podróż - - - - - - - -Miał rozum, w domu siedząc kto się śmiał z podróży. -Jeśli więc ten mu zaszczyt sprawiedliwie służy, -Jak zwać tych, co się raz wraz ustawicznie włóczą? -Oto — ale zaczekam, aczej się oduczą. -Jeszczeć można wybaczyć, gdy ostatnia nędza -Z domów, jeśli je mają, ubogie wypędza, -Ale kiedy bogaty puszcza się w podróże, -Ja o jego rozumie, iżby miał, nie wróżę. -Zdrowie, życie nieść na szwank po przykrej przeprawie, -Głód znosić, snu nie użyć, spoczywać na ławie, -Albo się dusić w dymie lub marznąć na dworze, -Słuchać świerki, wrzask dziecek, w spróchniałej komorze -Robactwu się opędzać — może kto zaprzeczy, -Iż gdzie indziej nie jest tak — i tam nic do rzeczy, -Albo żeby treść myśli objawić wytwornie, -Jeśli u nas niedobrze, indziej niewybornie. -Droga zawżdy jest drogą pomimo wygody, -Rzadka obejść się cale, znaleźć się bez szkody, -A choćby innej w ciągłych podróżach nie było, -Gdy się czas marnie strawił, wiele się straciło. -Przepłynąwszy przez morza i zwiedziwszy ziemie, -Dajmy to, iż kto poznał wszystkie ludzkie plemię. -Cóż poznał? — To, co w domu miał na pogotowiu. -Może jazdą, płynieniem mógł usłużyć zdrowiu, -Bo lekarze tak mówią; ale syty z wzorku, -Zapytajmy pielgrzyma, co mówi o worku. -Pewnie mu nie usłużył — a źle, gdy nie służy. -To nic jeszcze: gdy mówiem ściśle o podróży, -Że się zlepszenia zdrowia w niej znajdzie przyczyna, -Większa, ważniejsza jeszcze i pilniejsza wszczyna, -Trzeba jechać koniecznie. — Gdzie? — jechać do wody. -Służyła ona przedtem tylko do ochłody, -Teraz większa usługa. — Jaka? — Żyć nie można, -Jeśli pilność o zdrowie czuła a ostrożna -Nie zapędzi tam, gdzie jest saletra i siarka. — -A nam co po saletrze? — Jeśli onej miarka -I z częściami hałunu, a najbardziej z rana, -Dobrze trafiona — zdrowie! lecz ze źródła brana, -Gdzie ją chwytać należy, żeby moc nie zgasła. -Jeżeli więc na takie ozdrowienia hasła -Nie wzbudzi się chęć jechać, pożegnaj się z życiem — -Jużci, ale i z workiem. Za takim użyciem -Droższe widzę, niż przedtem było, teraz zdrowie. -Żyli dłużej niźli my, nasi pradziadowie: -Za krzepkość z ojców wziętą, nie płacąc nikomu, -Od zdrowych wzięte zdrowie zachowali w domu. -Cnotliwej roztropności urządzeni miarką, -Nie znali się z hałunem, saletrą i siarką. -Czerstwa starość poważne ich zmarszczki wdzięczyła, -Było zdrowie, bo święta wstrzemięźliwość była. -Lepsza ona od siarki i skuteczniej zdrowi, -Niż co kreślą lekarze i starsi, i nowi, -Którym (bo mają rozum), frymarczących bólem, -Wody siarką zaprawne stały się Patolem. -Pitagoras i Tales, i Platon, i inni, -Za których wielkim zdaniem poszli ludzie gminni, -Niżeli swej nauki cuda rozpostarli, -W kraju się właściwego cieśni nie zawarli, -Lecz chcąc ludzi oświecić w błędach, w których trwali, -Do innych się, najdalszych, w pielgrzymstwo udali. -Tam, czerpając u źródła, w wiadomość bogaci, -Z niezmiernym nauk trzosem wrócili do braci. -Pitagoras powiedział: Nie trzeba jeść bobu. -A niekontent z greckiego rządzenia sposobu, -Nową rzeczpospolitą mądry Plato sklecił, -I tak dowodnie onej pożytek zalecił, -Iż się dotąd na jawie jeszcze nie skleciła. -Woda, według Talesa, wszystko sporządziła. -Wzmogli się niewiadomi wynalazki tymi, -A szczęśliwi zostali jeszcze szczęśliwszymi. -Nie mogę ja tak wielkiej oprzeć się powadze, -Jednak się zbyt daleko zapędzać nie radzę. -Ostatnia to po rozum za granice jeździć; -Jeśli on się pod własnym dachem nie chciał gnieździć, -Darmo go indziej szukać. Mimo górne wzory, -Wzory sławne Talesa albo Pitagory, -Wzory zbyt uwielbione przez swoje wzniesienia, -Trzymajmy się po prostu skutków doświadczenia. -Dobry rozum, ale źle rozumem przesadzać; -Czuje to świat, ja światu nie będę doradzać, -Ale gdybym był takim, iżbym mógł dać radę, -Rzekłbym: Świecie, miej baczność na każdą przyjadę, -Nie wierz łbom zagorzałym, które robią księgi, -Ani książek działaczom; ich umysł nietęgi -Zabawnie bałamucąc nabawił cię nędzą. -Nieszczęśliwe się chwile w światłym wieku pędzą, -I pisarz, i czytelnik za naukę płacą. -Dobrze im tak — a kiedy zwodziciele tracą, -Rozsądny, co się ustrzegł takiego pogromu, -Niech się strzeże podejścia i zasklepi w domu. -Ale w nim raz wraz siedzieć rzecz jest niepodobna. -Choćby rzecz najwdzięczniejsza, ciągła a osobna, -Sprawi sytość, a tej jest skutkiem unudzenie. -Zarzut nowy — więc innych okolic zwiedzenie, -A z nim odmiana rzeczy lekarstwem nudności. -Nie nudzi się, kto kontent, lecz tej szczęśliwości -Rozum tylko i cnota są sprawicielami; -Z tymi, choćby wśród stepów, nie będziemy sami. -Cóż dopiero, gdy dzieci i poczciwa żona, -I uprzejmość sąsiedzka, prawa, doświadczona, -Słodycz losu poddanych, któryśmy sprawili, -I myśl lat przeszłych, cośmy poczciwie przebyli: -Piękne to towarzystwo i nigdy nie znudzi. -Swoich znając, po co nam nowych szukać ludzi? -Miłe to przeświadczenie do tego nas wiedzie, -Iż dobrze w domu siedzieć. — Kto nie chce, niech jedzie! - - - - -