Removed txt book files from repository.
[wolnelektury.git] / books / krasicki_satyry2_klatki.txt
diff --git a/books/krasicki_satyry2_klatki.txt b/books/krasicki_satyry2_klatki.txt
deleted file mode 100644 (file)
index 5ed22f2..0000000
+++ /dev/null
@@ -1,141 +0,0 @@
-
------
-Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl/). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Narodową z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów BN.
-Ten utwór nie jest chroniony prawem autorskim i znajduje się w domenie publicznej, co oznacza, że możesz go swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać.
-Źródło:
------
-
-AUTOR: 
-TYTUŁ: 
-
-
-  
-  
-
-
-
-Ignacy Krasicki
-
-Satyry, Część druga
-
-Klatki
-
-
-
-
-
-
-
-„Zgodzić przeciwne rzeczy cud, mówią, w naturze;
-Wierzę, ale nie u nas. W każdej koniunkturze
-My mamy coś nad innych. Rzadkim przywilejem
-Obdarzeni, gdzie inni płaczą, my się śmiejem,
-Więc gdzie się drudzy śmieją, my płakać gotowi.
-Ten przywilej czy sławę, czy hańbę stanowi,
-Nie moja rzecz objawiać, a choćbym objawił,
-Któż by wierzył? Więc nad tym nie będę się bawił,
-Lecz coraz nowe czyniąc do satyr zaciągi,
-Na widok dla ciekawych stawię dziwolągi.
-Cóż to są za straszydła? Cóż to za ród przecie?
-Rzadki i oprócz naszych cud prawie na świecie.
-Panie Pawle, wchodź waszeć! Patrzcie, jak się dąsa,
-Grozi, ręce zaciera, tylko co nie kąsa,
-Rwie się. — Trzymać go. — Puścić. — Aż nasz Paweł luby,
-A cośmy się od niego spodziewali zguby,
-Bądźmy teraz bezpieczni, pan Paweł nas kocha.
-Skądże takowa dobroć, odmiana tak płocha?
-Skryjmy się. Patrzcież teraz, jakie miny stroi,
-Niechże się kto z nas wyda, że się śmiałka boi,
-Zaraz męstwo przypadnie jakby na powodzie,
-Lubią sławę takowi, ale nie o szkodzie.
-Wróć waszeć, panie Pawle, a strasz, gdzie się uda.
-Cóż to za nowy widok i jakież to cuda?
-Idzie Piotr albo raczej wspaniale się toczy:
-Do nóg, do nóg, na pana nie podnoście oczy,
-To pan jaśnie wielmożny, jaśnie oświecony,
-To pan z panów: u niego mitry i korony,
-Berła, laski, infuły, klucze i pieczęci —
-Inwentarskie narzędzia. Przesławnej pamięci
-Dziady jego, pradziady siedzieli w senacie”.
-„Upadam do nóg panu”. „Kłaniam, panie bracie”.
-„Pójdźmy stąd! — Lecz ktoś, widzę, do pana przychodzi.
-A to co? Pada do nóg jegomość dobrodziej
-Pokorny. Któż to sprawił ten cud zbyt widoczny?”
-„Jest to jaśnie wielmożny sędzia tegoroczny.
-Pan ma sprawę”. „Rozumiem. A w tym gabinecie
-Kto to pisze?” „To rachmistrz największy na świecie:
-On wszystko skalkulował — gospodarz nie lada —
-Nowe planty wymyśla, rachuje, układa”.
-„Więc bogacz?” „Więc ubogi”. „Jak to?” „Patrz, co pisze”.
-„Milijon, to skarb”. „To dług; on i towarzysze
-Nie chcąc na miernym zysku przestawać dość sytnie
-Nic nie mają”. „Dlaczego?” „Bo pragną mieć zbytnie”.
-„To święty; pacierz szepce i w dół spuścił oczy”.
-„Pokaż no tylko worek, wnet on tu przyskoczy”.
-„Fundusz zrobił; to dzieło bliźniemu usłużne”.
-„Ale ukradł trzy części, czwartą dał w jałmużnę”.
-„Zamknijmy go na haczyk, bo i nas okradnie.
-Jużci ten siedzi, widzę, spokojnie, przykładnie,
-Cóż to jest za jegomość?” „To sławny jurysta”.
-„Czy nie z tych, co to z prawnych wybiegów korzysta?
-Co to kradną z pandektów?” „On z nich nic nie kradnie”.
-„Dlaczego?” „Bo ich nie zna; bierze, co napadnie,
-Ale bierze po prostu. Krzyczy poza kraty;
-Najsławniejszy on w sądzie na prejudykaty,
-Na biało sto, na czarno gotów tylo dwoje”.
-„Schowajże go do klatki, bo ja się go boję;
-A tego jeszcze bardziej. Cóż to za wspaniałość?”
-„Jest to mędrzec, co posiadł wszystką doskonałość;
-On poprawia, w czym dawne pobłądziły wieki”.
-„Skądże jemu ta biegłość?” „Od gminu daleki,
-Nie będzie z nami gadał”. „Niechże i nie gada.
-Ale któż z niego mądrość tak wielką wybada?”
-„Nikt”. „Pewnie skryty”. „Jawny”. „Jakże to?” „Opowiem:
-Najprzód trzeba o mędrcach to wiedzieć, albowiem
-Nie tacy oni prości, jacy dawni byli,
-Co skarbnice nauki wszystkim otworzyli.
-Nasi kryją, a w ścisłym rzecz trzymając karbie,
-Nic nie dają”. „Dlaczego?” „Bo nie masz nic w skarbie”.
-„A to kto?” „To człek wielki”. „Pewnie bitwy zwodził?”
-„Nie”. „Pewnie wielu zawziętych pogodził?”
-„Nie”. „Pewnie nędznym w przygodzie usłużył?”
-„Nie”. „Pewnie w pismach wiele pracy użył?”
-„Nie”. „Pewnie skarby dla kraju wydostał?”
-„Dał na druk i w przemowie wielkim człekiem został!”
-„A ten zaś?” „To jest autor”. „O czym pisał?” „O tym,
-Jak to się trzeba rządzić!” „Cóż się stało potem?”
-„Oto, aby się swemu krajowi przysłużył,
-Pisał o gospodarstwie, a sam się zadłużył”.
-„Dobrze mu tak, trzeba tych ichmościów oduczyć”.
-„Ten nic prawa nie umiał, a chciał się go uczyć:
-Więc aby skarb nauki dla siebie wydostał,
-Znalazł sposób”. „A jaki?” „Oto sędzią został.
-Ten nic nie miał, a dobra za milijon kupił”.
-„Pewnie znalazł pieniądze?” „Nie znalazł”. „Więc złupił?”
-„Nie złupił”. „Pewnie okradł?” „Nie okradł”. „Sfrymarczył?”
-„I to nie”. „Jakże kupnu takiemu wystarczył?”
-„Ugodził się z dziedzicem, co już prawie żebrał”
-„A to jak?” „Ten nic nie dał, tamten nie odebrał.
-Ten zbyt kochał ojczyznę”. „Statuę wystawić!”
-„Godzien by, gdyby zbytek w dobrym można sławić,
-Służył ojczyźnie prawie całym swoim życiem,
-A chcąc się plennych darów podsycić użyciem,
-Wiedząc, że pani dobra, ale mniej ostrożna,
-Kradł ją, a kradł tak dobrze, jak tylko kraść można”.
-„Alboż kocha, kto kradnie?” „Pytaj jegomości;
-Insi kradli dla zysku, on ją kradł z miłości.
-Brał, bo szacowne dary, gdy kochamy dawcę,
-Brał, bo wiedział, że względy ma na prawodawcę,
-Brał dlatego, ażeby mniej godni nie brali,
-Brał, aby się do usług drudzy zachęcali,
-Brał, bo to honor pana, gdy sługa bogaty,
-Brał, bo daje”. „Wiedziałże, jakie jej intraty?”
-„Jużci wiedział, kiedy kradł”. „Mało klatka za to”.
-„Ci dalsi słuszną teraz cieszą się zapłatą!”
-„Którzyż to?” „Słyszysz dalej, jak pełno hałasu?”
-„Bądź zdrów, klatek aż nadto, a ja nie mam czasu”.
-
-
-
-
-