Updated books in repository.
[wolnelektury.git] / books / krasinski_nie-boska_komedia.txt
1
2 -----
3 Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl/). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Narodową z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów BN.
4 Ten utwór nie jest chroniony prawem autorskim i znajduje się w domenie publicznej, co oznacza, że możesz go swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać.
5 Źródło:
6 -----
7
8 AUTOR: 
9 TYTUŁ: 
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21 Zygmunt Krasiński
22
23 Nie—boska komedia
24
25
26 „Do błędów, nagromadzonych przez przodków, dodali to, czego nie znali ich przodkowie — wahanie się i bojaźń; — i stało się zatem, — że zniknęli z powierzchni ziemi i wielkie milczenie jest po nich”.
27
28 Bezimienny
29
30
31 „To be, or not to be, that is the question”.
32
33 Hamlet
34
35
36
37 Poświęcone Marii
38
39
40
41
42
43
44
45
46
47 CZĘŚĆ PIERWSZA
48
49
50 Gwiazdy wokoło twojej głowy — pod twoimi nogi fale morza — na falach morza tęcza przed tobą pędzi i rozdziela mgły — co ujrzysz, jest twoim — brzegi, miasta i ludzie tobie się przynależą — niebo jest twoim — chwale twojej niby nic nie zrówna. —
51
52
53
54
55
56 Ty grasz cudzym uszom niepojęte rozkosze. — Splatasz serca i rozwiązujesz gdyby wianek, igraszkę palców twoich — łzy wyciskasz — suszysz je uśmiechem i na nowo uśmiech strącasz z ust na chwilę — na chwil kilka — czasem na wieki. — Ale sam co czujesz? — ale sam co tworzysz? — co myślisz? — Przez ciebie płynie strumień piękności, ale ty nie jesteś pięknością. — Biada ci — biada! — Dziecię, co płacze na łonie mamki — kwiat polny, co nie wie o woniach swoich, więcej ma zasługi przed Panem od ciebie. —
57
58
59
60
61
62 Skądżeś powstał, marny cieniu, który znać o świetle dajesz, a światła nie znasz, nie widziałeś, nie obaczysz? Kto cię stworzył w gniewie lub w ironii? — Kto ci dał życie nikczemne, tak zwodnicze, że potrafisz udać Anioła chwilą, nim zagrząźniesz w błoto, nim jak płaz pójdziesz czołgać i zadusić się mułem? — Tobie i niewieście jeden jest początek —
63
64
65
66
67
68 Ale i ty cierpisz, choć twoja boleść nic nie utworzy, na nic się nie zda. — Ostatniego nędzarza jęk policzon między tony harf niebieskich. — Twoje rozpacze i westchnienia opadają na dół i Szatan je zbiera, dodaje w radości do swoich kłamstw i złudzeń — a Pan je kiedyś zaprzeczy, jako one zaprzeczyły Pana. —
69
70
71
72
73
74 Nie przeto wyrzekam na ciebie, Poezjo, matko Piękności i Zbawienia. — Ten tylko nieszczęśliwy, kto na światach poczętych, na światach, mających zginąć, musi wspominać lub przeczuwać ciebie — bo jedno tych gubisz, którzy się poświęcili tobie, którzy się stali żywymi głosami twej chwały. —
75
76
77
78
79
80 Błogosławiony ten, w którym zamieszkałaś, jak Bóg zamieszkał w świecie, niewidziany, niesłyszany, w każdej części jego okazały, wielki, Pan, przed którym się uniżają stworzenia i mówią: „On jest tutaj”. — Taki cię będzie nosił gdyby gwiazdę na czole swoim, a nie oddzieli się od twej miłości przepaścią słowa. — On będzie kochał ludzi i wystąpi mężem pośród braci swoich. — A kto cię nie dochowa, kto zdradzi za wcześnie i wyda na marną rozkosz ludziom, temu sypniesz kilka kwiatów na głowę i odwrócisz się, a on zwiędłymi się bawi i grobowy wieniec splata sobie przez całe życie. — Temu i niewieście jeden jest początek.
81
82
83
84
85
86
87
88
89
90 ANIOŁ STRÓŻ
91         
92                 Pokój ludziom dobrej woli — błogosławiony pośród stworzeń, kto ma serce — on jeszcze zbawion być może. — Żono dobra i skromna, zjaw się dla niego — i dziecię niechaj się urodzi w domu waszym. —
93         
94                 przelatuje
95         
96
97
98 CHÓR ZŁYCH DUCHÓW
99         
100                 W drogę, w drogę, widma, lećcie ku niemu! — Ty naprzód, ty na czele, cieniu nałożnicy, umarłej wczoraj, odświeżony w mgle i ubrany w kwiaty, dziewico, kochanko poety, naprzód. —
101         
102                 
103                 
104                 W drogę i ty, sławo, stary orle wypchany w piekle, zdjęty z palu, kędy cię strzelec zawiesił w jesieni — leć i roztocz skrzydła, wielkie, białe od słońca, nad głową poety. —Z naszych sklepów wynidź, spróchniały obrazie Edenu, dzieło Belzebuba — dziury zalepiem i rozwiedziemy pokostem — a potem, płótno czarodziejskie, zwiń się w chmurę i leć do poety — wnet się rozwiąż naokoło niego, opasz go skałami i wodami, na przemian nocą i dniem. — Matko naturo, otocz poetę!
105         
106
107
108 Wieś — kościół — nad kościołem Anioł Stróż się kołysze.
109
110
111 [ANIOŁ STRÓŻ]
112         
113                 Jeśli dotrzymasz przysięgi na wieki, będziesz bratem moim w obliczu Ojca niebieskiego.
114                 
115                 znika
116         
117
118         
119 Wnątrz kościoła — świadki — gromnica na ołtarzu. —
120
121
122 KSIĄDZ
123         
124                 ślub daje
125         
126                 Pamiętajcie na to. —
127         
128
129
130 Wstaje para — Mąż ściska ręką żony i oddaje ją krewnemu — wszyscy wychodzą — on sam zostaje w kościele.
131
132
133 [MĄŻ]
134         
135                 Zstąpiłem do ziemskich ślubów, bom znalazł tę, o której marzyłem — przeklęstwo mojej głowie, jeśli ją kiedy kochać przestanę. —
136         
137
138
139
140
141
142 Komnata pełna osób — bal — muzyka — świece — kwiaty. — Panna Młoda walcuje i po kilku okręgach staje, przypadkiem napotyka męża w tłumie i głowę, opiera na jego ramieniu.
143
144
145 PAN MŁODY
146         
147                 Jakżeś mi piękna w osłabieniu swoim — w nieładzie kwiaty i perły na włosach twoich — płoniesz ze wstydu i znużenia — o, wiecznie, wiecznie będziesz pieśnią moją. —
148         
149
150
151 PANNA MŁODA
152         
153                 Będę wierną żoną tobie, jako matka mówiła, jako serce mówi. — Ale tyle ludzi jest tutaj — tak gorąco i huczno. —
154         
155
156
157 PAN MŁODY
158         
159                 Idź z raz jeszcze w taniec, a ja tu stać będę i patrzeć na cię, jakem nieraz w myśli patrzał na sunących aniołów. —
160         
161
162
163 PANNA MŁODA
164         
165                 Pójdę, jeśli chcesz, ale już sił prawie nie mam. —
166         
167
168
169 PAN MŁODY
170         
171                 Proszę cię, moje kochanie. —
172         
173
174
175 Taniec i muzyka.
176
177
178
179
180
181 Noc pochmurna — Duch zły pod postacią dziewicy, lecąc —
182
183
184 [DUCH ZŁY]
185         
186                 Niedawnom jeszcze biegała po ziemi w taką samą porę — teraz gnają mnie czarty i każą świętą udawać. —
187         
188                 leci nad ogrodem
189         
190                 Kwiaty, odrywajcie się i lećcie do moich włosów. —
191         
192                 leci nad cmentarzem
193         
194                 Świeżość i wdzięki umarłych dziewic, rozlane w powietrzu, płynące nad mogiłami, lećcie do jagód moich. —
195         
196                 
197                 
198                 Tu czarnowłosa się rozsypuje — cienie jej puklów, zawiśnijcie mi nad czołem. — Pod tym kamieniem zgasłych dwoje ócz błękitnych — do mnie, do mnie ogień, co tlał w nich! — Za tymi kraty sto gromnic się pali — księżnę dziś pochowano — suknio atłasowa, biała jak mleko,oderwij się od niej! — Przez kraty leci suknia do mnie, trzepocząc się jak ptak — a dalej, a dalej. —
199         
200
201
202
203
204
205 Pokój sypialny — lampa nocna stoi na stole i blisko oświeca Męża śpiącego obok Żony. —
206
207
208 MĄŻ
209         
210                 przez sen
211         
212                 Skądże przybywasz, nie widziana, nie słyszana od dawna — jak woda płynie, tak płyną twoje stopy, dwie fale białe — pokój świątobliwy na skroniach twoich — wszystko, com marzył i kochał, zeszło się w tobie.
213                 
214                 przebudza się
215                 
216                 Gdzież jestem! — ha, przy żonie — to moja żona. —
217                 
218                 wpatruje się w Żonę.
219                 
220                 Sądziłem, że to ty jesteś marzeniem moim, a otóż po długiej przerwie wróciło ono i różnym jest od ciebie. — Ty dobra i miła, ale tamta... Boże — co widzę — na jawie —
221         
222
223
224 DZIEWICA
225         
226                 Zdradziłeś mnie.
227         
228                 znika
229         
230
231
232 MĄŻ
233         
234                 Przeklęta niech będzie chwila, w której pojąłem kobietę, w której opuściłem kochankę lat młodych, myśl myśli moich, duszę duszy mojej...
235         
236
237
238 ŻONA
239         
240                 przebudza się
241         
242                 Co się stało — czy już dzień — czy powóz zaszedł? — Wszak mamy jechać dzisiaj po różne sprawunki. —
243         
244
245
246 MĄŻ
247         
248                 Noc głucha — śpij — śpij głęboko. —
249         
250
251
252 ŻONA
253         Możeś zasłabł nagle, mój drogi? Wstanę i dam ci eteru
254         
255
256
257 MĄŻ
258         
259                 Zaśnij. —
260         
261
262
263 ŻONA
264         
265                 Powiedz mi, drogi, co masz, bo głos twój niezwyczajny i gorączką nabiegły ci jagody. —
266         
267
268
269 MĄŻ
270         
271                 zrywając się
272         
273                 Świeżego powietrza mi trzeba. — Zostań się — przez Boga, nie chodź za mną — nie wstawaj, powiadam ci raz jeszcze. —
274                 
275                 wychodzi
276         
277
278
279
280
281
282 Ogród przy świetle księżyca — za parkanem kościół. —
283
284
285 MĄŻ
286         
287                 Od dnia ślubu mojego spałem snem odrętwiałym, snem żarłoków, snem fabrykanta Niemca przy żonie Niemce — świat cały jakoś zasnął wokoło mnie na podobieństwo moje — jeździłem po krewnych, po doktorach, po sklepach, a że dziecię ma się mi narodzić, myślałem o mamce. —
288         
289         
290         Bije druga na wieży kościoła.
291         
292         
293                 Do mnie, państwa moje dawne, zaludnione, żyjące, garnące się pod myśl moją — słuchające natchnień moich — niegdyś odgłos nocnego dzwonu był hasłem waszym. —
294         
295                 chodzi i załamuje ręce
296         
297                 Boże, czyś Ty sam uświęcił związek dwóch ciał? czyś Ty sam wyrzekł, że nic ich rozerwać nie zdoła, choć dusze się odepchną od siebie, pójdą każda w swoją stronę i ciała, gdyby dwa trupy, zostawią przy sobie? —
298                 
299                 
300                 
301                 Znowu jesteś przy mnie — o moja — o moja, zabierz mnie z sobą. — Jeśliś złudzeniem, jeślim cię wymyślił, a tyś się utworzyła ze mnie i teraz objawiasz się mnie, niechże i ja będę marą, stanę się mgłą i dymem, by zjednoczyć się z tobą. —
302         
303
304
305 DZIEWICA
306         
307                 Pójdzieszli za mną, w którykolwiek dzień przylecę po ciebie? —
308         
309
310
311 MĄŻ
312         
313                 O każdej chwili twoim jestem. —
314         
315
316
317 DZIEWICA
318         
319                 Pamiętaj. —
320         
321
322
323 MĄŻ
324         
325                 Zostań się — nie rozpraszaj się jako sen. — Jeśliś pięknością nad pięknościami, pomysłem nad wszystkimi myśli, czegóż nie trwasz dłużej od jednego życzenia, od jednej myśli? —
326         
327
328
329 Okno otwiera się w przyległym domu.
330
331
332 GŁOS KOBIECY
333         
334                 Mój drogi, chłód nocy spadnie ci na piersi; wracaj, mój najlepszy, bo mi tęskno samej w tym czarnym, dużym pokoju. —
335         
336
337
338 MĄŻ
339         
340                 Dobrze — zaraz. —
341                 
342                 Znikł duch, ale obiecał, że powróci, a wtedy żegnaj mi, ogródku i domku, i ty, stworzona dla ogródka i domku, ale nie dla mnie.
343         
344
345
346 GŁOS
347         
348                 Zmiłuj się — coraz chłodniej nad rankiem. —
349         
350
351
352 MĄŻ
353         
354                 A dziecię moje — o Boże!
355
356                 wychodzi
357         
358
359
360
361
362
363 Salon — dwie świece na fortepianie — kolebka z uśpionym dzieckiem w kącie — Mąż rozciągnięty na krześle, z twarzą ukrytą w dłoniach — Żona przy fortepianie.
364
365
366 ŻONA
367         
368                 Byłam u Ojca Beniamina, obiecał mi się na pojutrze. —
369         
370
371
372 MĄŻ
373         
374                 Dziękuję ci.
375         
376
377
378 ŻONA
379         
380                 Posłałam do cukiernika, żeby kilka tort przysposobił, boś podobno dużo gości sprosił na chrzciny — wiesz — takie czokoladowe, z cyfrą Jerzego Stanisława. —
381
382
383
384 MĄŻ
385         
386                 Dziękuję ci.
387         
388
389
390 ŻONA
391         
392                 Bogu dzięki, że już raz się odbędzie ten obrządek — że Orcio nasz zupełnie chrześcijaninem się stanie — bo choć już chrzczony z wody, zdawało mi się zawsze, że mu nie dostaje czegoś. —
393         
394                 idzie do kolebki
395                 
396                 Śpij, moje dziecię — czy już się tobie coś śni, że zrzuciłeś kołderkę — ot, tak — teraz leż tak. — Orcio mi dzisiaj niespokojny — mój maleńki — mój śliczny, śpij. —
397         
398
399
400 MĄŻ
401         
402                 na stronie
403         
404                 Parno — duszno — burza się gotuje — rychłoż tam ozwie się piorun, a tu pęknie serce moje? —
405         
406
407
408 ŻONA
409         
410                 wraca, siada do fortepianu, gra i przerywa, znowu grać zaczyna i przestaje znowu
411         
412                 Dzisiaj, wczoraj ach! mój ty Boże, i przez cały tydzień, i już od trzech tygodni, od miesiąca słowa nie rzekłeś do mnie — i wszyscy, których widzę, mówią mi, że źle wyglądam. —
413         
414
415
416 MĄŻ
417         
418                 na stronie
419         
420                 Nadeszła godzina nic jej nie odwlecze.—
421                 
422                 głośno
423                 
424                 Zdaje mi się owszem, że dobrze wyglądasz.
425         
426
427
428 ŻONA
429         
430                 Tobie wszystko jedno, bo już nie patrzysz na mnie, odwracasz się, kiedy wchodzę, i zakrywasz oczy, kiedy siedzę blisko. — Wczoraj byłam u spowiedzi i przypominałam sobie wszystkie grzechy — a nie mogłam nic znaleźć takiego, co by cię obrazić mogło. —
431         
432
433
434 MĄŻ
435         
436                 Nie obraziłaś mnie.
437         
438
439
440 ŻONA
441         
442                 Mój Boże — mój Boże!
443         
444
445
446 MĄŻ
447         
448                 Czuję, że powinienem cię kochać. —
449         
450
451
452 ŻONA
453         
454                 Dobiłeś mnie tym jednym: „powinienem”. — Ach! lepiej wstań i powiedz — „nie kocham” — przynajmniej już będę wiedziała wszystko — wszystko. —
455         
456                 zrywa się i bierze dziecko z kolebki
457                 
458                 Jego nie opuszczaj, a ja się na gniew twój poświęcę — dziecko moje kochaj — dziecko moje, Henryku. —
459                 
460                 przyklęka
461         
462
463
464 MĄŻ
465         
466                 podnosząc
467         
468                 Nie zważaj na to, com powiedział — napadają mnie często złe chwile — nudy. —
469         
470
471
472 ŻONA
473         
474                 O jedno słowo cię proszę — o jedną obietnicę tylko — powiedz, że go zawsze kochać będziesz. —
475         
476
477
478 MĄŻ
479         
480                 I ciebie, i jego — wierzaj mi.
481         
482
483
484 Całuje ją w czoło — a ona go obejmuje ramionami — Wtem grzmot słychać — zaraz potem muzykę — akord po akordzie, i coraz dziksze.
485
486
487 ŻONA
488         
489                 Co to znaczy?
490         
491                 dziecię ciśnie do piersi. Muzyka się urywa.
492         
493
494
495 Wchodzi Dziewica.
496
497
498 [DZIEWICA]
499         
500                 O mój luby, przynoszę ci błogosławieństwo i rozkosz — chodź za mną. —
501         
502                 O mój luby, odrzuć ziemskie łańcuchy, które cię pętają. — Ja ze świata świeżego, bez końca, bez nocy. — Jam twoja. —
503         
504
505
506 ŻONA
507         
508                 Najświętsza Panno, ratuj mnie! — to widmo blade, jak umarły — oczy zgasłe i głos jak skrzypienie woza, na którym trup leży. —
509         
510
511
512 MĄŻ
513         
514                 Twe czoło jasne, twój włos kwieciem przetykany, o luba. —
515         
516
517
518 ŻONA
519         
520                 Całun w szmatach opada jej z ramion. —
521         
522
523
524 MĄŻ
525         
526                 Światło leje się naokoło ciebie — głos twój raz jeszcze — niechaj zaginę potem. —
527         
528
529
530 DZIEWICA
531         
532                 Ta, która cię wstrzymuje, jest złudzeniem. — Jej życie znikome — jej miłość jako liść, co ginie wśród tysiąca zeschłych — ale ja nie przeminę. —
533         
534
535
536 ŻONA
537         
538                 Henryku, Henryku, zasłoń mnie, nie daj mnie — czuję siarkę i zaduch grobowy. —
539         
540
541
542 MĄŻ
543         
544                 Kobieto z gliny i błota, nie zazdrość, nie potwarzaj — nie bluźń — patrz — to myśl pierwsza Boga o tobie, ale tyś poszła za radą węża i stałaś się, czym jesteś. —
545         
546
547
548 ŻONA
549         
550                 Nie puszczę cię. —
551         
552
553
554 MĄŻ
555         
556                 O luba! rzucam dom i idę za tobą. —
557         
558                 wychodzi
559         
560
561
562 ŻONA
563         
564                 Henryku — Henryku —
565         
566                 mdleje i pada z dzieckiem — drugi grzmot
567         
568
569
570
571
572
573 Chrzest — Goście — Ojciec Beniamin — Ojciec Chrzestny — Matka Chrzestna — mamka z dzieckiem — na sofie na boku siedzi Żona — w głębi służący.
574
575
576 PIERWSZY GOŚĆ
577         
578                 po cichu
579         
580                 Dziwna rzecz, gdzie Hrabia się podział. —
581         
582
583
584 DRUGI GOŚĆ
585         
586                 Zabałamucił się gdzieś lub pisze. —
587         
588
589
590 PIERWSZY GOŚĆ
591         
592                 A Pani blada, niewyspana, słowa do nikogo nie przemówiła.
593         
594
595
596 TRZECI GOŚĆ
597         
598                 Chrzest dzisiejszy przypomina mi bale, na które zaprosiwszy gospodarz, zgra się wilią w karty, a potem gości przyjmuje z grzecznością rozpaczy. —
599         
600
601
602 CZWARTY GOŚĆ
603         
604                 Opuściłem śliczną księżniczkę — przyszedłem — sądziłem, że będzie sute śniadanie, a zamiast tego, jako Pismo mówi, płacz i zgrzytanie zębów. —
605         
606
607
608 OJCIEC BENIAMIN
609         
610                 Jerzy Stanisławie, przyjmujesz olej święty?
611         
612
613
614 OJCIEC I MATKA CHRZESTNA
615         
616                 Przyjmuję. —
617         
618
619
620 JEDEN Z GOŚCI
621         
622                 Patrzcie, wstała i stąpa, jak gdyby we śnie. —
623         
624
625
626 DRUGI GOŚĆ
627         
628                 Roztoczyła ręce przed się i chwiejąc się idzie ku synowi. —
629         
630
631
632 TRZECI GOŚĆ
633         
634                 Co mówicie! — Podajmy jej ramię, bo zemdleje. —
635         
636
637
638 OJCIEC BENIAMIN
639         
640                 Jerzy Stanisławie, wyrzekasz się Szatana i pychy jego?
641         
642
643
644 OJCIEC I MATKA CHRZESTNA
645         
646                 Wyrzekam się. —
647         
648
649
650 JEDEN Z GOŚCI
651         
652                 Cyt — słuchajcie. —
653         
654
655
656 ŻONA
657         
658                 kładąc dłonie na głowie dziecięcia
659         
660                 Gdzie ojciec twój, Orcio? —
661         
662
663
664 OJCIEC BENIAMIN
665         
666                 Proszę nie przerywać. —
667         
668
669
670 ŻONA
671         
672                 Błogosławię cię, Orciu, błogosławię, dziecię moje. — Bądź poetą, aby cię ojciec kochał, nie odrzucił kiedyś. —
673         
674
675
676 MATKA CHRZESTNA
677         
678                 Ale pozwólże, moja Marysiu. —
679         
680
681
682 ŻONA
683         
684                 Ty ojcu zasłużysz się i przypodobasz — a wtedy on twojej matce przebaczy. —
685         
686
687
688 OJCIEC BENIAMIN
689         
690                 Bój się Pani Hrabina Boga. —
691         
692
693
694 ŻONA
695         
696                 Przeklinam cię, jeśli nie będziesz poetą. —
697         
698                 mdleje — wynoszą ją sługi
699         
700
701
702 GOŚCIE
703         
704                 razem
705         
706                 Coś nadzwyczajnego zaszło w tym domu, wychodźmy, wychodźmy! —
707         
708
709
710 Tymczasem obrzęd się kończy — dziecię płaczące odnoszą do kolebki.
711
712
713 OJCIEC CHRZESTNY
714         
715                 przed kolebką
716         
717                 Jerzy Stanisławie, dopiero coś został chrześcijaninem i wszedł do towarzystwa ludzkiego, a później zostaniesz obywatelem, a za staraniem rodziców i łaską Bożą znakomitym urzędnikiem — pamiętaj, że Ojczyznę kochać trzeba i że nawet za Ojczyznę zginąć jest pięknie...
718         
719
720
721 Wychodzą wszyscy.
722
723
724
725
726
727 Piękna okolica — wzgórza i łasy — góry w oddali.
728
729
730 MĄŻ
731         
732                 Tegom żądał, o to przez długie modliłem się lata i nareszciem już bliski mojego celu — świat ludzi zostawiłem z tyłu — niechaj sobie tam każda mrówka bieży i bawi się dźbłem swoim, a kiedy go opuści, niech skacze ze złości lub umiera z żalu. —
733         
734
735
736 GŁOS DZIEWICY
737         
738                 Tędy — tędy. —
739         
740                 przechodzi
741         
742
743
744
745
746
747 Góry i przepaście ponad morzem — gęste chmury — burza. —
748
749
750 MĄŻ
751         
752                 Gdzie mi się podziała — nagle rozpłynęły się wonie poranku, pogoda się zaćmiła — stoję na tym szczycie, otchłań pode mną i wiatry huczą przeraźliwie. —
753         
754
755
756 GŁOS DZIEWICY
757         
758                 w oddaleniu
759         
760                 Do mnie, mój luby.
761         
762
763
764 MĄŻ
765         
766                 Jakże już daleko, a ja przesadzić nie zdołam przepaści. —
767         
768
769
770 GŁOS
771         
772                 w pobliżu
773         
774                 Gdzie skrzydła twoje? —
775         
776
777
778 MĄŻ
779         
780                 Zły duchu, co się natrząsasz ze mnie, gardzę tobą. —
781         
782
783
784 GŁOS DRUGI
785         
786                 U wiszaru góry twoja wielka dusza, nieśmiertelna, co jednym rzutem niebo przelecieć miała, ot kona! — i nieboga twoich stóp się prosi, by nie szły dalej — wielka dusza — serce wielkie. —
787         
788
789
790 MĄŻ
791         
792                 Pokażcie mi się, weźcie postać, którą bym mógł zgiąć i obalić. — Jeśli się was ulęknę, bodajbym Jej nie otrzymał nigdy. —
793         
794
795
796 DZIEWICA
797         
798                 na drugiej stronie przepaści
799         
800                 Uwiąż się dłoni mojej i wzleć. —
801         
802
803
804 MĄŻ
805         
806                 Cóż się dzieje z tobą — kwiaty odrywają się od skroni twoich i padają na ziemię, a jak tylko się jej dotkną, ślizgają jak jaszczurki, czołgają jak żmije. —
807         
808
809
810 DZIEWICA
811         
812                 Mój luby! —
813         
814
815
816 MĄŻ
817         
818                 Przez Boga, suknię wiatr zdarł ci z ramion i rozdarł w szmaty. —
819         
820
821
822 DZIEWICA
823         
824                 Czemu się ociągasz? —
825         
826
827
828 MĄŻ
829         
830                 Deszcz kapie z włosów — kości nagie wyzierają z łona. —
831         
832
833
834 DZIEWICA
835         
836                 Obiecałeś — przysiągłeś —
837         
838
839
840 MĄŻ
841         
842                 Błyskawica zrzenice jej wyżarła. —
843         
844
845
846 CHÓR DUCHÓW ZŁYCH
847         
848                 Stara, wracaj do piekła — uwiodłaś serce wielkie i dumne, podziw ludzi i siebie samego. — Serce wielkie, idź za lubą twoją. —
849         
850
851
852 MĄŻ
853         
854                 Boże, czy Ty mnie za to potępisz, żem uwierzył, iż Twoja piękność przenosi o całe niebo piękność tej ziemi — za to, żem ścigał za nią i męczył się dla niej, ażem stał się igrzyskiem szatanów!
855         
856
857
858 DUCH ZŁY
859         
860                 Słuchajcie, bracia — słuchajcie! —
861         
862
863
864 MĄŻ
865         
866                 Dobija ostatnia godzina. — Burza kręci się czarnymi wiry — morze dobywa się na skały i ciągnie ku mnie — niewidoma siła pcha mnie coraz dalej — coraz bliżej —z tyłu tłum ludzi wsiadł mi na barki i prze ku otchłani. —
867         
868
869
870 DUCH ZŁY
871         
872                 Radujcie się, bracia — radujcie! —
873         
874
875
876 MĄŻ
877         
878                 Na próżno walczyć — rozkosz otchłani mnie porywa — zawrót w duszy mojej — Boże — wróg Twój zwycięża! —
879         
880
881
882 ANIOŁ STRÓŻ
883         
884                 ponad morzem
885
886                 Pokój wam, bałwany, uciszcie się. —
887                 
888                 W tej chwili na głowę dziecięcia twego zlewa się woda święta. —
889                 
890                 Wracaj do domu i nie grzesz więcej. —
891                 
892                 Wracaj do domu i kochaj dziecię twoje. —
893         
894
895
896
897
898
899 Salon z fortepianem — wchodzi Mąż — Służący ze świecą za nim. —
900
901
902 MĄŻ
903         
904                 Gdzie Pani?
905         
906
907
908 SŁUGA JW.
909         
910                 Pani słaba. —
911         
912
913
914 MĄŻ
915         
916                 Byłem w jej pokoju — pusty. —
917         
918
919
920 SŁUGA
921         
922                 Jasny Panie, bo JW. Pani tu nie ma.
923         
924
925
926 MĄŻ
927         
928                 A gdzie?
929         
930
931
932 SŁUGA
933         
934                 Odwieźli ją wczoraj...
935         
936
937
938 MĄŻ
939         
940                 Gdzie?
941         
942
943
944 SŁUGA
945         
946                 Do domu wariatów.
947         
948                 ucieka z pokoju
949         
950
951
952 MĄŻ
953         
954                 Słuchaj, Mario, może ty udajesz, skryłaś się gdzie, żeby mnie ukarać? Ozwij się, proszę cię — Mario — Marysiu —
955         
956                 Nie — nikt nie odpowiada. — Janie — Katarzyno! — Ten dom cały ogłuchł — oniemiał. —
957                 
958                 Tę, której przysiągłem na wierność i szczęście, sam strąciłem do rzędu potępionych już na tym świecie. — Wszystko, czegom się dotknął, zniszczyłem i siebie samego zniszczę w końcu. — Czyż na to piekło mnie wypuściło, bym trochę dłużej był jego żywym obrazem na ziemi?
959                 
960                 Na jakiejże poduszce ona dziś głowę położy? — Jakież dźwięki otoczą ją w nocy? — Skowyczenia i śpiewy obłąkanych. Widzę ją — czoło, na którym zawsze myśl spokojna, witająca — uprzejma — przezierała — pochylone trzyma — a myśl dobrą swoją posłała w nieznane obszary, może za mną, i błąka się biedna, i płacze. —
961         
962
963
964 GŁOS SKĄDSIŚ
965         
966                 Dramat układasz. —
967         
968
969
970 MĄŻ
971         
972                 Ha! — mój Szatan się odzywa —
973         
974                 bieży ku drzwiom, rozpycha podwoje
975                 
976                 Tatara mi osiodłać — płaszcz mój i pistolety! —
977         
978
979
980
981
982
983 Dom obłąkanych, w górzystej okolicy. — Ogród wokoło. —
984
985
986 ŻONA DOKTORA
987         
988                 z pękiem kluczów u drzwi
989         
990                 — Może Pan krewny Hrabiny. —
991         
992
993
994 MĄŻ
995         
996                 Jestem przyjacielem jej męża, on mnie tu przysłał. —
997         
998
999
1000 ŻONA DOKTORA
1001         
1002                 Proszę Pana — wiele sobie z niej obiecywać nie sposób — mój mąż wyjechał, byłby to lepiej wyłuszczył — przywieźli ją zawczoraj — była w konwulsjach. — Jakie gorąco. —
1003         
1004                 obciera twarz
1005         
1006                 Mamy dużo chorych — żadnego jednak tak niebezpiecznie, jak ona. — Imainuj sobie Pan, ten instytut kosztuje nas ze dwakroć sto tysięcy. — Patrz Pan, jaki widok na góry — ale Pan, widzę, niecierpliwy — więc to nieprawda, że jakóbinyjej męża porwali w nocy? — Proszę Pana. —
1007         
1008
1009
1010
1011
1012
1013 Pokój — kratowane okno — kilko krzeseł — łóżko — Żona na kanapie. —
1014
1015
1016 MĄZ
1017         
1018                 wchodzi
1019         
1020                 Chcę być z nią sam na sam. —
1021         
1022
1023
1024 GŁOS ZZA DRZWI
1025         
1026                 Mój mąż by się gniewał, gdyby...
1027         
1028
1029
1030 MĄŻ
1031         
1032                 Dajże mi W. Pani pokój! —
1033         
1034                 drzwi za sobą zamyka i idzie ku Żonie
1035         
1036
1037
1038 GŁOS ZNAD SUFITU
1039         
1040                 W łańcuchy spętaliście Boga. — Jeden już umarł na krzyżu. — Ja drugi Bóg, i równie wśród katów. —
1041         
1042
1043
1044 GŁOS SPOD PODŁOGI
1045         
1046                 Na rusztowanie głowy królów i panów — ode mnie poczyna się wolność ludu. —
1047         
1048
1049
1050 GŁOS ZZA PRAWEJ ŚCIANY
1051         
1052                 Klękajcie przed królem, panem waszym. —
1053         
1054
1055
1056 GŁOS ZZA LEWEJ ŚCIANY
1057         
1058                 Kometa na niebie już błyska — dzień strasznego sądu się zbliża. —
1059         
1060
1061
1062 MĄŻ
1063         
1064                 Czy mnie poznajesz, Mario? —
1065         
1066
1067
1068 ŻONA
1069         
1070                 Przysięgłam ci na wierność do grobu. —
1071         
1072
1073
1074 MĄŻ
1075         
1076                 Chodź — daj mi ramię, wyjdziemy. —
1077         
1078
1079
1080 ŻONA
1081         
1082                 Nie mogę się podnieść — dusza opuściła ciało moje, wstąpiła do głowy. —
1083         
1084
1085
1086 MĄŻ
1087         
1088                 Pozwól, wyniosę ciebie. —
1089         
1090
1091
1092 ŻONA
1093         
1094                 Dozwól chwil kilka jeszcze, a stanę się godną ciebie. —
1095         
1096
1097
1098 MĄŻ
1099         
1100                 Jak to?
1101         
1102
1103
1104 ŻONA
1105         
1106                 Modliłam się trzy nocy i Bóg mnie wysłuchał. —
1107         
1108
1109
1110 MĄŻ
1111         
1112                 Nie rozumiem cię. —
1113         
1114
1115
1116 ŻONA
1117         
1118                 Od kiedym cię straciła, zaszła odmiana we mnie — „Panie Boże” mówiłam i biłam się w piersi, i gromnicę przystawiałam do piersi, i pokutowałam, „spuść na mnie ducha poezji” i trzeciego dnia z rana stałam się poetą. —
1119         
1120
1121
1122 MĄŻ
1123         
1124                 Mario —
1125         
1126
1127
1128 ŻONA
1129         
1130                 Henryku, mną teraz już nie pogardzisz — jestem pełna natchnienia — wieczorami już mnie nie będziesz porzucał. —
1131         
1132
1133
1134 MĄŻ
1135         
1136                 Nigdy, nigdy. —
1137         
1138
1139
1140 ŻONA
1141         
1142                 Patrz na mnie. — Czy nie zrównałam się z tobą? — Wszystko pojmę, zrozumiem, wydam, wygram, wyśpiewam. — Morze, gwiazdy, burza, bitwa. — Tak, gwiazdy, burza, morze — ach! wymknęło mi się jeszcze coś — bitwa. — Musisz mnie zaprowadzić na bitwę — ujrzę i opiszę — trup, całun, krew, fala, rosa, trumna. —
1143         
1144                 Nieskończoność mnie obleje
1145                 I jak ptak, w nieskończoności
1146                 Błękit skrzydłami rozwieję
1147                 I lecąc, się rozemdleję
1148                 W czarnej nicości. —
1149         
1150
1151
1152 MĄŻ
1153         
1154                 Przeklęstwo — przeklęstwo! —
1155         
1156
1157
1158 ŻONA
1159         
1160                 obejmuje go ramionami i całuje w usta
1161         
1162                 Henryku mój, Henryku, jakżem szczęśliwa. —
1163         
1164
1165
1166 GŁOS SPOD POSADZKI
1167         
1168                 Trzech królów własną ręką zabiłem — dziesięciu jest jeszcze — i księży stu śpiewających mszę. —
1169         
1170
1171
1172 GŁOS Z LEWEJ STRONY
1173         
1174                 Słońce trzecią część blasku straciło — gwiazdy zaczynają potykać się po drogach swoich — niestety — niestety.
1175         
1176
1177
1178 MĄŻ
1179         
1180                 Dla mnie już nadszedł dzień sądu.
1181         
1182
1183
1184 ŻONA
1185         
1186                 Rozjaśnij czoło, bo smucisz mnie na nowo. — Czegóż ci nie dostaje? — Wiesz, powiem ci coś jeszcze.
1187         
1188
1189
1190 MĄŻ
1191         
1192                 Mów, a wszystkiego dopełnię.
1193         
1194
1195
1196 ŻONA
1197         
1198                 Twój syn będzie poetą.
1199         
1200
1201
1202 MĄŻ
1203         
1204                 Co?
1205         
1206
1207
1208 ŻONA
1209         
1210                 Na chrzcie ksiądz mu dał pierwsze imię — poeta — a następne znasz, Jerzy Stanisław. — Jam to sprawiła — błogosławiłam, dodałam przeklęstwo — on będzie poetą. — Ach, jakże cię kocham, Henryku.
1211         
1212
1213
1214 GŁOS Z SUFITU
1215         
1216                 Daruj im, Ojcze, bo nie wiedzą, co czynią.
1217         
1218
1219
1220 ŻONA
1221         
1222                 Tamten dziwne cierpi obłąkanie — nieprawdaż?
1223         
1224
1225
1226 MĄŻ
1227         
1228                 Najdziwniejsze.
1229         
1230
1231
1232 ŻONA
1233         
1234                 On nie wie, co gada, ale ja ci ogłoszę, co by było, gdyby Bóg oszalał
1235         
1236                 bierze go za rękę
1237         
1238                 Wszystkie światy lecą to na dół, to w górę — człowiek każdy, robak każdy krzyczy — „Ja Bogiem” — i co chwila jeden po drugim konają — gasną komety i słońca. — Chrystus nas już nie zbawi — krzyż swój wziął w ręce obie i rzucił w otchłań. Czy słyszysz, jak ten krzyż, nadzieja milionów, rozbija się o gwiazdy, łamie się, pęka, rozlatuje w kawałki, a coraz niżej i niżej — aż tuman wielki powstał z jego odłamków — Najświętsza Bogarodzica jedna się jeszcze modli i gwiazdy, Jej służebnice, nie odbiegły Jej dotąd — ale i Ona pójdzie, kędy idzie świat cały. —
1239         
1240
1241
1242 MĄŻ
1243         
1244                 Mario, może chcesz widzieć syna? —
1245         
1246
1247
1248 ŻONA
1249         
1250                 Jam mu skrzydła przypięła, posłała między światy, by się napoił wszystkim, co piękne i straszne, i wyniosłe. — On wróci kiedyś i uraduje ciebie. — Ach!
1251         
1252
1253
1254 MĄŻ
1255         
1256                 Źle tobie?
1257         
1258
1259
1260 ŻONA
1261         
1262                 W głowie mi ktoś lampę zawiesił i lampa się kołysze — nieznośnie. —
1263         
1264
1265
1266 MĄŻ
1267         
1268                 Mario moja najdroższa, bądźże mi spokojna, jako dawniej byłaś. —
1269         
1270
1271
1272 ŻONA
1273         
1274                 Kto jest poetą, ten nie żyje długo.
1275         
1276
1277
1278 MĄŻ
1279         
1280                 Hej! ratunku — pomocy! —
1281         
1282
1283
1284 Wpadają kobiety i Żona Doktora.
1285
1286
1287 ŻONA DOKTORA
1288         
1289                 Pigułek — proszków! — Nie — nic zsiadłego — owszem, płynne jakie lekarstwo. — Małgosiu, bież do apteczki! — Pan sam temu przyczyną — mój mąż mnie wyłaje. —
1290         
1291
1292
1293 ŻONA
1294         
1295                 Żegnam cię, Henryku. —
1296         
1297
1298
1299 ŻONA DOKTORA
1300         
1301                 To JW. Hrabia sam w osobie swojej!
1302         
1303
1304
1305 MĄŻ
1306         
1307                 Mario, Mario! —
1308         
1309                 ściska ją
1310         
1311
1312
1313 ŻONA
1314         
1315                 Dobrze mi, bo umieram przy tobie. —
1316         
1317                 spuszcza głowę
1318         
1319
1320
1321 ŻONA DOKTORA
1322         
1323                 Jaka czerwona. — Krew rzuciła się do mózgu.
1324         
1325
1326
1327 MĄŻ
1328         
1329                 Ale jej nic nie będzie!
1330         
1331
1332
1333 Wchodzi Doktor i zbliża się do kanapy.
1334
1335
1336 DOKTOR
1337         
1338                 Już jej nic nie ma — umarła. —
1339         
1340
1341
1342
1343
1344
1345
1346
1347
1348
1349
1350 CZĘŚĆ DRUGA
1351
1352
1353 Czemu, o dziecię, nie hasasz na kijku, nie bawisz się lalką, much nie mordujesz, nie wbijasz na pal motyli, nie tarzasz się po trawnikach, nie kradniesz łakoci, nie oblewasz łzami wszystkich liter od A do Z? — Królu much i motyli, przyjacielu poliszynela, czarcie maleńki, czemuś tak podobny do aniołka? — Co znaczą twoje błękitne oczy, pochylone, choć żywe, pełne wspomnień, choć ledwo kilka wiosen przeszło ci nad głową? — Skąd czoło opierasz na rączkach białych i zdajesz się marzyć, a jako kwiat obarczony rosą, tak skronią twoje obarczone myślami? —
1354
1355
1356
1357
1358
1359 A kiedy się zarumienisz, płoniesz jak stulistna róża i, pukle odwijając w tył, wzroczkiem sięgasz do nieba — powiedz, co słyszysz, co widzisz, z kim rozmawiasz wtedy? — Bo na twe czoło występują zmarszczki, gdyby cieniutkie nici, płynące z niewidzialnego kłębka — bo w oczach twoich jaśnieje iskra, której nikt nie rozumie — a mamka twoja płacze i woła na ciebie, i myśli, że jej nie kochasz — a znajomi i krewni wołają na ciebie i myślą, że ich nie poznajesz — twój ojciec jeden milczy i spogląda ponuro, a łza mu się zakręci i znowu gdzieś przepadnie. —
1360
1361
1362
1363
1364
1365 Lekarz wziął cię za puls, liczył bicia i ogłosił, że masz nerwy. — Ojciec Chrzestny ciast ci przyniósł, poklepał po ramieniu i wróżył, że będziesz obywatelem pośród wielkiego narodu. — Profesor przystąpił i macał głowę twoją, i wyrzekł, że masz zdatność do nauk ścisłych. — Ubogi, któremuś dał grosz, przechodząc, do czapki, obiecał ci piękną żonę na ziemi i koronę w niebie. — Wojskowy przyskoczył, porwał i podrzucił, i krzyknął: „Będziesz pułkownikiem”. — Cyganka długo czytała dłoń twoją prawą i lewą, nic wyczytać nie mogła; jęcząc odeszła, dukata wziąć nie chciała. — Magnetyzer palcami ci wionął w oczy, długimi palcami twarz ci okrążył i przeląkł się, bo czuł, że sam zasypia. — Ksiądz gotował cię do pierwszej spowiedzi — i chciał ukląc przed tobą, jak przed obrazkiem. — Malarz nadszedł, kiedyś się gniewał i tupał nóżkami; nakreślił z ciebie szatanka i posadził cię na obrazie dnia sądnego między wyklętymi duchami. —
1366
1367
1368
1369
1370
1371 Tymczasem wzrastasz i piękniejesz — nie ową świeżością dzieciństwa mleczną i poziomkową, ale pięknością dziwnych, niepojętych myśli, które chyba z innego świata płyną ku tobie — bo choć często oczy masz gasnące, śniade lica, zgięte piersi, każdy, co spojrzy na ciebie, zatrzyma się i powie: „Jakie śliczne dziecię!” — Gdyby kwiat, co więdnie, miał duszę z ognia i natchnienie z nieba, gdyby na każdym listku, chylącym się ku ziemi, anielska myśl leżała miasto kropli rosy, ten kwiat byłby do ciebie podobnym, o dziecię moje — może takie bywały przed upadkiem Adama. —
1372
1373
1374
1375
1376
1377
1378
1379
1380
1381
1382 Cmentarz — Mąż i Orcio przy grobie w gotyckie filary i wieżyczki.
1383
1384
1385 MĄŻ
1386         
1387                 Zdejm kapelusik i módl się za duszę matki. —
1388         
1389
1390
1391 ORCIO
1392         
1393                 Zdrowaś Panno Maryjo, łaskiś Bożej pełna, Królowa niebios, Pani wszystkiego, co kwitnie na ziemi, po polach, nad strumieniami...
1394         
1395
1396
1397 MĄŻ
1398         
1399                 Czego odmieniasz słowa modlitwy — módl się, jak cię nauczono, za matkę, która temu dziesięć lat właśnie o tej samej godzinie skonała.
1400         
1401
1402
1403 ORCIO
1404         
1405                 Zdrowaś Panno Maryjo, łaski Bożej pełna, Pan z Tobą, błogosławionaś między Aniołami, i każdy z nich, kiedy przechodzisz, tęczę jedną z skrzydeł swych wydziera i rzuca pod stopy Twoje. — Ty na nich, jak gdyby na falach...
1406         
1407
1408
1409 MĄŻ
1410         
1411                 Orcio! —
1412         
1413
1414
1415 ORCIO
1416         
1417                 Kiedy mi te słowa się nawijają i bolą w głowie tak, że, proszę Papy, muszę je powiedzieć. —
1418         
1419
1420
1421 MĄŻ
1422         
1423                 Wstań, taka modlitwa nie idzie do Boga. — Matki nie pamiętasz — nie możesz jej kochać. —
1424         
1425
1426
1427 ORCIO
1428         
1429                 Widuję bardzo często Mamę. —
1430         
1431
1432
1433 MĄŻ
1434         
1435                 Gdzie, mój maleńki? —
1436         
1437
1438
1439 ORCIO
1440         
1441                 We śnie, to jest, niezupełnie we śnie, ale tak, kiedy zasypiam, na przykład zawczoraj. —
1442         
1443
1444
1445 MĄŻ
1446         
1447                 Dziecko moje, co ty gadasz?
1448         
1449
1450
1451 ORCIO
1452         
1453                 Była bardzo biała i wychudła. —
1454         
1455
1456
1457 MĄŻ
1458         
1459                 A mówiła co do ciebie?
1460         
1461
1462
1463 ORCIO
1464         
1465                 Zdawało mi się, że się przechadza po wielkiej i szerokiej ciemności, sama bardzo biała, i mówiła:
1466         
1467                 Ja błąkam się wszędzie,
1468                 Ja wszędzie się wdzieram,
1469                 Gdzie światów krawędzie,
1470                 Gdzie aniołów pienie,
1471                 I dla ciebie zbieram
1472                 Kształtów roje,
1473                 O dziecię moje!
1474                 Myśli i natchnienie.
1475                 
1476                 I od duchów wyższych,
1477                 I od duchów niższych
1478                 Farby i odcienie,
1479                 Dźwięki i promienie
1480                 Zbieram dla ciebie,
1481                 Byś ty, o synku mój!
1482                 Był, jako są w niebie,
1483                 I ojciec twój
1484                 Kochał ciebie —
1485                 
1486                 Widzi Ojciec, że pamiętam słowo w słowo — proszę kochanego Papy, ja nie kłamię. —
1487         
1488
1489
1490 MĄŻ
1491         
1492                 opierając się o filar grobu
1493         
1494                 Mario, czyż dziecię własne chcesz zgubić, mnie dwoma zgonami obarczyć?... Co ja mówię? Ona gdzieś w niebie, cicha i spokojna, jak za życia na ziemi — marzy się tylko temu biednemu chłopięciu. —
1495         
1496
1497
1498 ORCIO
1499         
1500                 I teraz słyszę głos jej, lecz nic nie widzę. —
1501         
1502
1503
1504 MĄŻ
1505         
1506                 Skąd — w której stronie? —
1507         
1508
1509
1510 ORCIO
1511         
1512                 Jak gdyby od tych dwóch modrzewi, na które pada światło zachodzącego słońca. —
1513         
1514                 Ja napoję
1515                 Usta twoje
1516                 Dźwiękiem i potęgą,
1517                 Czoło przyozdobię
1518                 Jasności wstęgą,
1519                 I matki miłością
1520                 Obudzę w tobie
1521                 Wszystko, co ludzie na ziemi, anieli w niebie
1522                 Nazwali pięknością, —
1523                 By ojciec twój,
1524                 O synku mój!
1525                 Kochał ciebie —
1526         
1527
1528
1529 MĄŻ
1530         
1531                 Czyż myśli ostatnie przy zgonie towarzyszą duszy, choć dostanie się do nieba — możeż być duch szczęśliwym, świętym i obłąkanym zarazem? —
1532         
1533
1534
1535 ORCIO
1536         
1537                 Głos Mamy słabieje, ginie już prawie za murem kośćtnicy, ot tam — tam — jeszcze powtarza —
1538         
1539                 O synku mój!
1540                 By ojciec twój
1541                 Kochał ciebie —
1542         
1543
1544
1545 MĄŻ
1546         
1547                 Boże, zmiłuj się nad dzieckiem naszym, którego, zda się, że w gniewie Twoim przeznaczyłeś szaleństwu i za wczesnej śmierci. — Panie, nie wydzieraj rozumu własnym stworzeniom, nie opuszczaj świątyń, któreś Sam wybudował Sobie — spojrzyj na męki moje, i aniołka tego nie wydawaj piekłu — mnieś przynajmniej obdarzył siłą na wytrzymanie natłoku myśli, namiętności i uczuć, a jemu? — dałeś ciało do pajęczyny podobne, które lada myśl wielka rozerwie — o Panie Boże — o Boże! —
1548         
1549                 
1550                 
1551                 Od lat dziesięciu dnia spokojnego nie miałem — nasłałeś wielu ludzi na mnie, którzy mi szczęścia winszowali, zazdrościli, życzyli — spuściłeś na mnie grad boleści i znikomych obrazów, i przeczuciów, i marzeń — łaska Twoja na rozum spadła, nie na serce moje — dozwól mi dziecię ukochać w pokoju, i niechaj stanie mir już między Stwórcą i stworzonym. — Synu, przeżegnaj się i chodź ze mną. Wieczny odpoczynek.
1552         
1553
1554
1555 Wychodzą.
1556
1557
1558
1559
1560
1561 Spacer — damy i kawalerowie — Filozof — Mąż.
1562
1563
1564 FILOZOF
1565         
1566                 Powtarzam, iż to jest nieodbitą, samowolną wiarą we mnie, że czas nadchodzi wyzwolenia kobiet i Murzynów. —
1567         
1568
1569
1570 MĄŻ
1571         
1572                 Pan masz rację.
1573         
1574
1575
1576 FILOZOF
1577         
1578                 I wielkiej do tego odmiany w towarzystwie ludzkim w szczególności i w ogólności — z czego wywodzę odrodzenie się rodu ludzkiego przez krew i zniszczenie form starych. —
1579         
1580
1581
1582 MĄŻ
1583         
1584                 Tak się Panu wydaje? —
1585         
1586
1587
1588 FILOZOF
1589         
1590                 Podobnie jako glob nasz się prostuje lub pochyla na osi swojej przez nagłe rewolucje. —
1591         
1592
1593
1594 MĄŻ
1595         
1596                 Czy widzisz to drzewo spróchniałe? —
1597         
1598
1599
1600 FILOZOF
1601         
1602                 Z młodymi listkami na dolnych gałązkach. —
1603         
1604
1605
1606 MĄŻ
1607         
1608                 Dobrze. — Jak sądzisz — wiele lat jeszcze stać może?
1609         
1610
1611
1612 FILOZOF
1613         
1614                 Czy ja wiem? — Rok — dwa lata. —
1615         
1616
1617
1618 MĄŻ
1619         
1620                 A jednak dzisiaj wypuściło z siebie kilka listków świeżych, choć korzenie gniją coraz bardziej. —
1621         
1622
1623
1624 FILOZOF
1625         
1626                 Cóż z tego? —
1627         
1628
1629
1630 MĄŻ
1631         
1632                 Nic — tylko, że gruchnie i pójdzie precz na węgle i popiół, bo nawet stolarzowi nie zda się na nic. —
1633         
1634
1635
1636 FILOZOF
1637         
1638                 Przecie nie o tym mowa. —
1639         
1640
1641
1642 MĄŻ
1643         
1644                 Jednak to obraz twój i wszystkich twoich, i wieku twego, i teorii twojej. —
1645         
1646
1647
1648 Przechodzą.
1649
1650
1651
1652
1653
1654 Wąwóz pomiędzy górami.
1655
1656
1657 MĄŻ
1658         
1659                 Pracowałem lat wiele na odkrycie ostatniego końca wszelkich wiadomości, rozkoszy i myśli, i odkryłem — próżnię grobową w sercu moim — znam wszystkie uczucia po imieniu, a żadnej żądzy, żadnej wiary, miłości nie ma we mnie — jedno kilka przeczuciów krąży w tej pustyni — o synu moim, że oślepnie — o towarzystwie, w którym wzrosłem, że rozprzęgnie się — i cierpię tak, jak Bóg jest szczęśliwy, sam w sobie, sam dla siebie. —
1660         
1661
1662
1663 GŁOS ANIOŁA STRÓŻA
1664         
1665                 Schorzałych, zgłodniałych, rozpaczających pokochaj bliźnich twoich, biednych bliźnich twoich, a zbawion będziesz.
1666         
1667
1668
1669 MĄŻ
1670         
1671                 Kto się odzywa? —
1672         
1673
1674
1675 MEFISTO
1676         
1677                 przechodząc
1678         
1679                 Kłaniam uniżenie — lubię czasem zastanawiać podróżnych darem, który natura osadziła we mnie. — Jestem brzuchomowca. —
1680         
1681
1682
1683 MĄŻ
1684         
1685                 podnosząc rękę do kapelusza
1686         
1687                 Na kopersztychu podobną twarz gdzieś widziałem. —
1688         
1689
1690
1691 MEFISTO
1692         
1693                 na stronie
1694         
1695                 Hrabia ma dobrą pamięć. —
1696                 
1697                 głośno
1698                 
1699                 Niech będzie pochwalon —
1700         
1701
1702
1703 MĄŻ
1704         
1705                 Na wieki wieków — amen. —
1706         
1707
1708
1709 MEFISTO
1710         
1711                 wchodząc pomiędzy skały
1712         
1713                 Ty i głupstwo twoje. —
1714         
1715
1716
1717 MĄŻ
1718         
1719                 Biedne dziecię, dla win ojca, dla szału matki przeznaczone wiecznej ślepocie — nie dopełnione, bez namiętności, żyjące tylko marzeniem, cień przelatującego anioła, rzucony na ziemię i błądzący w znikomości swojej. — Jakiż ogromny orzeł wzbił się nad miejscem, w którym ten człowiek zniknął! —
1720         
1721
1722
1723 ORZEŁ
1724         
1725                 Witam cię — witam.
1726         
1727
1728
1729 MĄŻ
1730         
1731                 Leci ku mnie, cały czarny — świst jego skrzydeł jako świst tysiąca kul w boju. —
1732         
1733
1734
1735 ORZEŁ
1736         
1737                 Szablą ojców twoich bij się o ich cześć i potęgę.
1738         
1739
1740
1741 MĄŻ
1742         
1743                 Roztoczył się nade mną — wzrokiem węża grzechotnika ssie mi źrzenice — ha! rozumiem ciebie. —
1744         
1745
1746
1747 ORZEŁ
1748         
1749                 Nie ustępuj, nie ustąp nigdy — a wrogi twe, podłe wrogi twe pójdą w pył. —
1750         
1751
1752
1753 MĄŻ
1754         
1755                 Żegnam cię wśród skał, pomiędzy którymi znikasz — bądź co bądź, fałsz czy prawda, zwycięstwo czy zaguba, uwierzę tobie, posłanniku chwały. — Przeszłości, bądź mi ku pomocy — a jeśli duch twój wrócił do łona Boga, niechaj się znów oderwie, wstąpi we mnie, stanie się myślą, siłą i czynem. —
1756         
1757                 zrzuca żmiją
1758         
1759                 Idź, podły gadzie — jako strąciłem ciebie i nie ma żalu po tobie w naturze, tak oni wszyscy stoczą się w dół i po nich żalu nie będzie — sławy nie zostanie — żadna chmura się nie odwróci w żegludze, by
1760                 spojrzeć za sobą na tylu synów ziemi, ginących pospołu. —
1761                 
1762                 
1763         
1764                 Oni naprzód — ja potem. —
1765                 
1766                 
1767                 
1768                 Błękicie niezmierzony, ty ziemię obwijasz — ziemia niemowlęciem, co zgrzyta i płacze — ale ty nie drżysz, nie słuchasz jej, ty płyniesz w nieskończoność swoją. —
1769                 
1770                 
1771                 
1772                 Matko naturo, bądź mi zdrowa — idę się na człowieka przetworzyć, walczyć idę z bracią moją.
1773         
1774
1775
1776
1777
1778
1779 Pokój. — Mąż — Lekarz — Orcio.
1780
1781
1782 MĄŻ
1783         
1784                 Nic mu nie pomogli — w Panu ostatnia nadzieja. —
1785         
1786
1787
1788 LEKARZ
1789         
1790                 Bardzo mi zaszczytnie...
1791         
1792
1793
1794 MĄŻ
1795         
1796                 Mów panu, co czujesz. —
1797         
1798
1799
1800 ORCIO
1801         
1802                 Już nie mogę ciebie, Ojcze, i tego pana rozpoznać — iskry i nicie czarne latają przed moimi oczyma, czasem z nich wydobędzie się na kształt cieniutkiego węża — i nuż robi się chmura żółta — ta chmura w górę podleci, spadnie na dół, pryśnie z niej tęcza — i to nic mnie nie boli. —
1803         
1804
1805
1806 LEKARZ
1807         
1808                 Stań, Panie Jerzy, w cieniu — wiele Pan lat masz? —
1809         
1810                 patrzy mu w oczy
1811         
1812
1813
1814 MĄŻ
1815         
1816                 Skończył czternaście. —
1817         
1818
1819
1820 LEKARZ
1821         
1822                 Teraz odwróć się do okna. —
1823         
1824
1825
1826 MĄŻ
1827         
1828                 A cóż?
1829         
1830
1831
1832 LEKARZ
1833         
1834                 Powieki prześliczne, białka przeczyste, żyły wszystkie w porządku, muszkuły w sile. —
1835         
1836                 do Orcia
1837                 
1838                 Śmiej się Pan z tego — Pan będziesz zdrów jak ja. —
1839                 
1840                 do Męża
1841                 
1842                 Nie ma nadziei. — Sam Pan Hrabia przypatrz się źrzenicy — nieczuła na światło — osłabienie zupełne nerwu optycznego. —
1843         
1844
1845
1846 ORCIO
1847         
1848                 Mgłą zachodzi mi wszystko — wszystko. —
1849         
1850
1851
1852 MĄŻ
1853         
1854                 Prawda — rozwarta — Szara — bez życia. —
1855         
1856
1857
1858 ORCIO
1859         
1860                 Kiedy spuszczę powieki, więcej widzę niż z otwartymi oczyma. —
1861         
1862
1863
1864 LEKARZ
1865         
1866                 Myśl w nim ciało przepsuła — należy się bać katalepsji. —
1867         
1868
1869
1870 MĄŻ
1871         
1872                 odprowadzając Lekarza na stronę
1873         
1874                 Wszystko, co zażądasz — pół mojego majątku. —
1875         
1876
1877
1878 LEKARZ
1879         
1880                 Dezorganizacja nie może się zreorganizować. —
1881         
1882                 bierze kij i kapelusz
1883                 
1884                 Najniższy sługa Pana Hrabiego, muszę jechać zdjąć jednej pani kataraktę. —
1885         
1886
1887
1888 MĄŻ
1889         
1890                 Zmiłuj się, nie opuszczaj nas jeszcze. —
1891         
1892
1893
1894 LEKARZ
1895         
1896                 Może Pan ciekawy nazwiska tej choroby?
1897         
1898
1899
1900 MĄŻ
1901         
1902                 I żadnej, żadnej nie ma nadziei?
1903         
1904
1905
1906 LEKARZ
1907         
1908                 Zowie się po grecku, amaurosis. Jest to ślepota spowodowana chorobą czy uszkodzeniem nerwu wzrokowego lub zmianami w mózgu. —
1909
1910                 wychodzi
1911         
1912
1913
1914 MĄŻ
1915         
1916                 przyciskając syna do piersi
1917         
1918                 Ale ty widzisz jeszcze cokolwiek?
1919         
1920
1921
1922 ORCIO
1923         
1924                 Słyszę głos twój, Ojcze. —
1925         
1926
1927
1928 MĄŻ
1929         
1930                 Spojrzyj w okno, tam słońce, pogoda. —
1931         
1932
1933
1934 ORCIO
1935         
1936                 Pełno postaci mi się wije między źrzenicą a powieką — widzę twarze widziane, znajome miejsca — karty książek czytanych. —
1937         
1938
1939
1940 MĄŻ
1941         
1942                 To widzisz jeszcze?
1943         
1944
1945
1946 ORCIO
1947         
1948                 Tak, oczyma duszy, lecz tamte pogasły. —
1949         
1950
1951
1952 MĄŻ
1953         
1954                 padając na kolana
1955                 
1956                 Chwila milczenia.
1957         
1958                 Przed kim ukląkłem — gdzie mam się upomnieć o krzywdę mojego dziecka? —
1959                 
1960                 wstając
1961                 
1962                 Milczmy raczej — Bóg się z modlitw, Szatan z przeklęstw śmieje. —
1963         
1964
1965
1966 GŁOS SKĄDSIŚ
1967         
1968                 Twój syn poetą — czegóż żądasz więcej?
1969         
1970
1971
1972
1973
1974
1975 Lekarz — Ojciec Chrzestny
1976
1977
1978 OJCIEC CHRZESTNY
1979         
1980                 Zapewnie, to wielkie nieszczęście być ślepym. —
1981         
1982
1983
1984 LEKARZ
1985         
1986                 I bardzo nadzwyczajne w tak młodym wieku. —
1987         
1988
1989
1990 OJCIEC CHRZESTNY
1991         
1992                 Był zawsze słabej kompleksji, i matka jego umarła nieco... tak...
1993         
1994
1995
1996 LEKARZ
1997         
1998                 Jak to?
1999         
2000
2001
2002 OJCIEC CHRZESTNY
2003         
2004                 Poniekąd tak — Wać Pan rozumiesz — bez piątej klepki. —
2005         
2006
2007
2008 Mąż wchodzi.
2009
2010
2011 MĄŻ
2012         
2013                 Przepraszam Pana, żem go prosił o tak późnej godzinie, ale od kilku dni mój biedny syn budzi się zawsze około dwunastej, wstaje i przez sen mówi — proszę za mną. —
2014         
2015
2016
2017 LEKARZ
2018         
2019                 Chodźmy. — Jestem bardzo ciekawy owego fenomenu. —
2020         
2021
2022
2023
2024
2025
2026 Pokój sypialny. — Służąca — Krewni — Ojciec Chrzestny — Lekarz — Mąż. —
2027
2028
2029 KREWNY
2030         
2031                 Cicho. —
2032         
2033
2034
2035 DRUGI
2036         
2037                 Obudził się, a nas nie słyszy.
2038         
2039
2040
2041 LEKARZ
2042         
2043                 Proszę Panów nic nie mówić. —
2044         
2045
2046
2047 OJCIEC CHRZESTNY
2048         
2049                 To rzecz arcydziwna. —
2050         
2051
2052
2053 ORCIO
2054         
2055                 wstając
2056         
2057                 O Boże — Boże. —
2058         
2059
2060
2061 KREWNY
2062         
2063                 Jak powoli stąpa. —
2064         
2065
2066
2067 DRUGI
2068         
2069                 Jak trzyma ręce założone na piersiach. —
2070         
2071
2072
2073 TRZECI
2074         
2075                 Nie mrugnie powieką — ledwo że usta roztwiera, a przecie głos ostry, przeciągły z nich się dobywa. —
2076         
2077
2078
2079 SŁUŻĄCY
2080         
2081                 Jezusie Nazareński!
2082         
2083
2084
2085 ORCIO
2086         
2087                 Precz ode mnie ciemności — jam się urodził synem światła i pieśni — co chcecie ode mnie? — czego żądacie ode mnie? —
2088         
2089                 Nie poddam się wam, choć wzrok mój uleciał z wiatrami i goni gdzieś po przestrzeniach — ale on wróci kiedyś, bogaty w promienie gwiazd, i oczy moje rozogni płomieniem. —
2090         
2091
2092
2093 OJCIEC CHRZESTNY
2094         
2095                 Tak jak nieboszczka, plecie sam nie wie co — to widok bardzo zastanawiający. —
2096         
2097
2098
2099 LEKARZ
2100         
2101                 Zgadzam się z Panem Dobrodziejem. —
2102         
2103
2104
2105 MAMKA
2106         
2107                 Najświętsza Panno Częstochowska, weź mi oczy i daj jemu. —
2108         
2109
2110
2111 ORCIO
2112         
2113                 Matko moja, proszę cię — matko moja, naślij mi teraz obrazów i myśli, bym żył wewnątrz, bym stworzył drugi świat w sobie, równy temu, jaki postradałem. —
2114         
2115
2116
2117 KREWNY
2118         
2119                 Co myślisz, bracie, to wymaga rady familijnej. —
2120         
2121
2122
2123 DRUGI
2124         
2125                 Czekaj — cicho. —
2126         
2127
2128
2129 ORCIO
2130         
2131                 Nie odpowiadasz mi — o matko! nie opuszczaj mnie. —
2132         
2133
2134
2135 LEKARZ
2136         
2137                 do Męża
2138         
2139                 Obowiązkiem moim jest prawdę mówić. —
2140         
2141
2142
2143 OJCIEC CHRZESTNY
2144         
2145                 Tak jest — to jest obowiązkiem — i zaletą lekarzy, Panie Konsyliarzu.
2146         
2147
2148
2149 LEKARZ
2150         
2151                 Pański syn ma pomieszanie zmysłów, połączone z nadzwyczajną drażliwością nerwów, co niekiedy sprawia, że tak powiem, stan snu i jawu zarazem, stan podobny do tego, który oczewiście tu napotykamy. —
2152         
2153
2154
2155 MĄŻ
2156         
2157                 na stronie
2158         
2159                 Boże, patrz, on Twoje sądy mi tłumaczy. —
2160         
2161
2162
2163 LEKARZ
2164         
2165                 Chciałbym pióra i kałamarza — Cerasi laurei dwa grana etc. etc. ...
2166         
2167
2168
2169 MĄŻ
2170         
2171                 W tamtym pokoju Pan znajdziesz — proszę wszystkich, by wyszli. —
2172         
2173
2174
2175 GŁOSY POMIESZANE
2176         
2177                 Dobranoc — dobranoc — do jutra —
2178
2179                 wychodzą
2180         
2181
2182
2183 ORCIO
2184         
2185                 budząc się
2186         
2187                 Dobrej nocy mi życzą — mówcie o długiej nocy — o wiecznej może — ale nie o dobrej, nie o szczęśliwej. —
2188         
2189
2190
2191 MĄŻ
2192         
2193                 Wesprzyj się na mnie, odprowadzę cię do łóżka. —
2194         
2195
2196
2197 ORCIO
2198         
2199                 Ojcze, co to się ma znaczyć? —
2200         
2201
2202
2203 MĄŻ
2204         
2205                 Okryj się dobrze i zaśnij spokojnie, bo doktor mówi, że wzrok odzyskasz. —
2206         
2207
2208
2209 ORCIO
2210         
2211                 Tak mi niedobrze — sen mi przerwały głosy czyjeś. —
2212         
2213                 zasypia
2214         
2215
2216
2217 MĄŻ
2218         
2219                 Niech moje błogosławieństwo spoczywa na tobie — nic ci więcej dać nie mogę, ni szczęścia, ni światła, ni sławy — a dobija godzina, w której będę musiał walczyć, działać z kilkoma ludźmi przeciwko wielu ludziom. — Gdzie się ty podziejesz, sam jeden i wśród stu przepaści, ślepy, bezsilny, dziecię i poeto zarazem, biedny śpiewaku bez słuchaczy, żyjący duszą za obrębami ziemi, a ciałem przykuty do ziemi — o ty nieszczęśliwy, najnieszczęśliwszy z aniołów, o ty mój synu? —
2220         
2221
2222
2223 MAMKA
2224         
2225                 u drzwi
2226         
2227                 Pan Konsyliarz każe JW. Pana prosić. —
2228         
2229
2230
2231 MĄŻ
2232         
2233                 Dobra moja Katarzyno, zostań się przy małym. —
2234         
2235                 wychodzi
2236         
2237
2238
2239
2240
2241
2242
2243
2244
2245
2246
2247 CZĘŚĆ TRZECIA
2248
2249
2250 Do pieśni — do pieśni.
2251
2252
2253
2254
2255
2256 Kto ją zacznie, kto jej dokończy? — Dajcie mi przeszłość, zbrojną w stal, powiewną rycerskimi pióry. — Gotyckie wieże wywołam przed oczy wasze — rzucę cień katedr świętych na głowy wam. — Ale to nie to — tego już nigdy nie będzie. —
2257
2258
2259
2260
2261
2262 Ktokolwiek jesteś, powiedz mi, w co wierzysz — łatwiej byś życia się pozbył, niż wiarę jaką wynalazł, wzbudził wiarę w sobie. Wstydźcie się, wstydźcie wszyscy, mali i wielcy, — a mimo was, mimo żeście mierni i nędzni, bez serca i mózgu, świat dąży ku swoim celom, rwie za sobą, pędzi przed się, bawi się z wami, przerzuca, odrzuca — walcem świat się toczy, pary znikają i powstają, wnet zapadają, bo ślisko — bo krwi dużo — krew wszędzie — krwi dużo, powiadam wam. —
2263
2264
2265
2266
2267
2268 Czy widzisz owe tłumy, stojące u bram miasta wśród wzgórzów i sadzonych topoli — namioty rozbite — zastawione deski, długie, okryte mięsiwem i napojami, podparte pniami, drągami. — Kubek lata z rąk do rąk — a gdzie ust się dotknie, tam głos się wydobędzie, groźba, przysięga lub przeklęstwo. — On lata, zawraca, krąży, tańcuje, zawsze pełny, brzęcząc, błyszcząc, wśród tysiąców. — Niechaj żyje kielich pijaństwa i pociechy! —
2269
2270
2271
2272
2273
2274 Czy widzicie, jak oni czekają niecierpliwie — szemrzą między sobą, do wrzasków się gotują — wszyscy nędzni, ze znojem na czole, z rozczuchranymi włosy, w łachmanach, z spiekłymi twarzami, z dłoniami pomarszczonymi od trudu — ci trzymają kosy, owi potrząsają młotami, heblami — patrz — ten wysoki trzyma topór spuszczony — a tamten stemplem żelaznym nad głową powija; dalej w bok pod wierzbą chłopię małe wisznię do ust kładzie, a długie szydło w prawej ręce ściska. — Kobiety przybyły także, ich matki, ich żony, głodne i biedne jak oni, zwiędłe przed czasem, bez śladów piękności — na ich włosach kurzawa bitej drogi — na ich łonach poszarpane odzieże — w ich oczach coś gasnącego, ponurego, gdyby przedrzeźnianie wzroku — ale wnet się ożywią — kubek lata wszędzie, obiega wszędzie. — Niech żyje kielich pijaństwa i pociechy! —
2275
2276
2277
2278
2279
2280 Teraz szum wielki powstał w zgromadzeniu — czy to radość, czy rozpacz? — kto rozpozna jakie uczucie w głosach tysiąców? — Ten, który nadszedł, wstąpił na stół, wskoczył na krzesło i panuje nad nimi, mówi do nich. — Głos jego przeciągły, ostry, wyraźny — każde słowo rozeznasz, zrozumiesz — ruchy jego powolne, łatwe, wtórują słowom, jak muzyka pieśni — czoło wysokie, przestronne, włosa jednego na czaszce nie masz, wszystkie wypadły, strącone myślami — skóra przyschła do czaszki, do liców, żółtawo się wcina pomiędzy koście i muszkuły — a od skroni broda czarna wieńcem twarz opasuje — nigdy krwi, nigdy zmiennej barwy na licach — oczy niewzruszone, wlepione w słuchaczy — chwili jednej zwątpienia, pomieszania nie dojrzeć; a kiedy ramię wzniesie, wyciągnie, wytęży ponad nimi, schylają głowy, zda się, że wnet uklękną przed tym błogosławieństwem wielkiego rozumu — nie serca — precz z sercem, z przesądami, a niech żyje słowo pociechy i mordu! —
2281
2282
2283
2284
2285
2286 To ich wściekłość, ich kochanie, to władzca ich dusz i zapału — on obiecuje im chleb i zarobek — krzyki się wzbiły, rozciągnęły, pękły po wszystkich stronach — „Niech żyje Pankracy! — chleba nam, chleba, chleba!” — A u stóp mówcy opiera się na stole przyjaciel czy towarzysz, czy sługa. —
2287
2288
2289
2290
2291
2292 Oko wschodnie, czarne, cieniowane długimi rzęsy — ramiona obwisłe, nogi uginające się, ciało niedołężnie w bok schylone — na ustach coś lubieżnego, coś złośliwego, na palcach złote pierścienie — i on także głosem chrapliwym woła — „Niech żyje Pankracy!” — Mówca ku niemu na chwilę wzrok obrócił. — „Obywatelu przechrzto, podaj mi chustkę”.—
2293
2294
2295
2296
2297
2298 Tymczasem trwają poklaski i wrzaski. — „Chleba nam, chleba, chleba! — Śmierć panom, śmierć kupcom — chleba, chleba!” —
2299
2300
2301
2302
2303
2304
2305
2306
2307 Szałas — lamp kilka — księga rozwarta na stole Przechrzty. —
2308
2309
2310 PRZECHRZTA
2311         
2312                 Bracia moi podli, bracia moi mściwi, bracia kochani, ssajmy karty Talmudu jako pierś mleczną, pierś żywotną, z której siła i miód płynie dla nas, dla nich gorycz i trucizna.
2313         
2314
2315
2316 CHÓR PRZECHRZTÓW
2317         
2318                 Jehowa pan nasz, a nikt inny. — On nas porozrzucał wszędzie, On nami, gdyby splotami niezmiernej gadziny, oplótł świat czcicielów Krzyża, panów naszych, dumnych, głupich, niepiśmiennych. — Po trzykroć pluńmy na zgubę im — po trzykroć przeklęstwo im.
2319         
2320
2321
2322 PRZECHRZTA
2323         
2324                 Cieszmy się, bracia moi. — Krzyż, wróg nasz, podcięty, zbutwiały, stoi dziś nad kałużą krwi, a jak raz się powali, nie powstanie więcej. — Dotąd pany go bronią.
2325         
2326
2327
2328 CHÓR
2329         
2330                 Dopełnia się praca wieków, praca nasza markotna, bolesna, zawzięta. — Śmierć panom — po trzykroć pluńmy na zgubę im — po trzykroć przeklęstwo im!
2331         
2332
2333
2334 PRZECHRZTA
2335         
2336                 Na wolności bez ładu, na rzezi bez końca, na zatargach i złościach, na ich głupstwie i dumie osadzim potęgę Izraela — tylko tych panów kilku — tych kilku jeszcze zepchnąć w dół — trupy ich przysypać rozwalinami Krzyża. —
2337         
2338
2339
2340 CHÓR
2341         
2342                 Krzyż znamię święte nasze — woda chrztu połączyła nas z ludźmi — uwierzyli pogardzający miłości pogardzonych. —
2343                 
2344                 Wolność ludzi prawo nasze — dobro ludu cel nasz — uwierzyli synowie chrześcijan w synów Kajfasza.
2345                 
2346                 —Przed wiekami wroga umęczyli ojcowie nasi — my go na nowo dziś umęczym i nie zmartwychwstanie więcej. —
2347         
2348
2349
2350 PRZECHRZTA
2351         
2352                 Chwil kilka jeszcze, jadu żmii kropel kilka jeszcze — a świat nasz, nasz, o bracia moi! —
2353         
2354
2355
2356 CHÓR
2357         
2358                 Jehowa Pan Izraela, a nikt inny. — Po trzykroć pluńmy na zgubę ludom — po trzykroć przeklęstwo im. —
2359         
2360
2361
2362 Słychać stukanie.
2363
2364
2365 PRZECHRZTA
2366         
2367                 Do roboty waszej — a ty, święta księgo, precz stąd, by wzrok przeklętego nie zbrudził kart twoich. —
2368         
2369                 Talmud chowa
2370                 
2371                 Kto tam?
2372         
2373
2374
2375 GŁOS ZZA DRZWI
2376         
2377                 Swój — W imieniu Wolności, otwieraj. —
2378         
2379
2380
2381 PRZECHRZTA
2382         
2383                 Bracia, do młotów i powrozów. —
2384         
2385                 otwiera
2386         
2387
2388
2389 LEONARD
2390         
2391                 wchodząc
2392         
2393                 Dobrze, Obywatele, że czuwacie i ostrzycie puginały na jutro. —
2394                 
2395                 do jednego z nich przystępuje
2396                 
2397                 A ty co robisz w tym kącie? —
2398         
2399
2400
2401 JEDEN Z PRZECHRZTÓW
2402         
2403                 Stryczki, Obywatelu. —
2404         
2405
2406
2407 LEONARD
2408         
2409                 Masz rozum, bracie — kto od żelaza nie padnie w boju, ten na gałęzi skona. —
2410         
2411
2412
2413 PRZECHRZTA
2414         
2415                 Miły Obywatelu Leonardzie, czy sprawa pewna na jutro? —
2416         
2417
2418
2419 LEONARD
2420         
2421                 Ten, który myśli i czuje najpotężniej z nas wszystkich, wzywa cię na rozmowę przeze mnie. — On ci sam na to pytanie odpowie. —
2422         
2423
2424
2425 PRZECHRZTA
2426         
2427                 Idę — a wy nie ustawajcie w pracy — Jankielu, pilnuj ich dobrze. —
2428         
2429                 wychodzi z Leonardem
2430         
2431
2432
2433 CHÓR PRZECHRZTÓW
2434         
2435                 Powrozy i sztylety, kije i pałasze, rąk naszych dzieło, wyjdziecie na zatratę im — oni panów zabiją po błoniach — rozwieszą po ogrodach i borach — a my ich potem zabijem, powiesim. — Pogardzeni wstaną w gniewie swoim, w chwałę Jehowy się ustroją; słowo Jego zbawienie, miłość Jego dla nas zniszczeniem dla wszystkich. — Pluńmy po trzykroć na zgubę im, po trzykroć przeklęstwo im! —
2436         
2437
2438
2439
2440
2441
2442 Namiot — porozrzucane butelki, kielichy.
2443
2444
2445 PANKRACY
2446         
2447                 Pięćdziesięciu hulało tu przed chwilą i za każdym słowem moim krzyczało — Vivat — czy choć jeden zrozumiał myśli moje? — pojął koniec drogi, u początku której hałasuje? — Ach! servile imitatorum pecus. —
2448         
2449         
2450         Wchodzi Leonard i Przechrzta.
2451                 
2452         
2453                 Czy znasz hrabiego Henryka?
2454         
2455         
2456
2457
2458 PRZECHRZTA
2459         
2460                 Wielki Obywatelu, z widzenia raczej niż z rozmowy — raz tylko, pamiętam, przechodząc na Boże Ciało, krzyknął mi — „Ustąp się” — i spojrzał na mnie wzrokiem pana — za co mu ślubowałem stryczek w duszy mojej. —
2461         
2462
2463
2464 PANKRACY
2465         
2466                 Jutro jak najraniej wybierzesz się do niego i oświadczysz, że chcę się z nim widzieć osobiście, potajemnie, pojutrze w nocy. —
2467         
2468
2469
2470 PRZECHRZTA
2471         
2472                 Wiele mi dasz ludzi? Bo nieostrożnie byłoby się puszczać samemu. —
2473         
2474
2475
2476 PANKRACY
2477         
2478                 Puścisz się sam, moje imię strażą twoją — szubienica, na której powiesiliście Barona zawczoraj, plecami twymi. —
2479         
2480
2481
2482 PRZECHRZTA
2483         
2484                 Aj waj!
2485         
2486
2487
2488 PANKRACY
2489         
2490                 Powiesz, że przyjdę do niego o dwunastej w nocy, pojutrze. —
2491         
2492
2493
2494 PRZECHRZTA
2495         
2496                 A jak mnie każe zamknąć lub obije? —
2497         
2498
2499
2500 PANKRACY
2501         
2502                 To będziesz męczennikiem za Wolność Ludu. —
2503         
2504
2505
2506 PRZECHRZTA
2507         
2508                 Wszystko, wszystko za Wolność Ludu —
2509         
2510                 na stronie
2511                 
2512                 Aj waj —
2513         
2514
2515
2516 PANKRACY
2517         
2518                 Dobranoc, Obywatelu. —
2519         
2520
2521
2522 Przechrzta wychodzi.
2523
2524
2525 LEONARD
2526         
2527                 Na co ta odwłoka, te półśrodki, układy — rozmowy? — Kiedym przysiągł uwielbiać i słuchać ciebie, to że cię miałem za bohatera ostateczności, za orła lecącego wprost do celu, za człowieka stawiającego siebie i swoich wszystkich na jedną kartę. —
2528         
2529
2530
2531 PANKRACY
2532         
2533                 Milcz, dziecko. —
2534         
2535
2536
2537 LEONARD
2538         
2539                 Wszyscy gotowi — przechrzty broń ukuli i powrozów nasnuli — tłumy krzyczą, wołają o rozkaz; daj rozkaz, a on pójdzie jak iskra, jak błyskawica, i w płomień się zamieni, i przejdzie w grom. —
2540         
2541
2542
2543 PANKRACY
2544         
2545                 Krew ci bije do głowy — to konieczność lat twoich, a z nią walczyć nie umiesz i to nazywasz zapałem. —
2546         
2547
2548
2549 LEONARD
2550         
2551                 Rozważ, co czynisz. Arystokraty w bezsilności swojej zawarli się w Św. Trójcy i czekają naszego przybycia jak noża gilotyny. — Naprzód, Mistrzu, bez zwłoki naprzód, i po nich.
2552         
2553
2554
2555 PANKRACY
2556         
2557                 Wszystko jedno — oni stracili siły ciała w rozkoszach, siły rozumu w próżniactwie legnąć muszą. —
2558         
2559
2560
2561 LEONARD
2562         
2563                 Kogóż się boisz — któż cię wstrzymuje? —
2564         
2565
2566
2567 PANKRACY
2568         
2569                 Nikt — jedno wola moja. —
2570         
2571
2572
2573 LEONARD
2574         
2575                 I na ślepo jej mam wierzyć?
2576         
2577
2578
2579 PANKRACY
2580         
2581                 Zaprawdę ci powiadam — na ślepo. —
2582         
2583
2584
2585 LEONARD
2586         
2587                 Ty nas zdradzasz. —
2588         
2589
2590
2591 PANKRACY
2592         
2593                 Jak zwrotka u pieśni, tak zdrada u końca każdej mowy twojej — nie krzycz, bo gdyby nas kto podsłuchał...
2594         
2595
2596
2597 LEONARD
2598         
2599                 Tu szpiegów nie ma, a potem cóż?...
2600         
2601
2602
2603 PANKRACY
2604         
2605                 Nic — tylko pięć kul w twoich piersiach za to, żeś śmiał głos podnieść o ton jeden wyżej w mojej przytomności. —
2606         
2607                 przystępuje do niego
2608                 
2609                 Wierz mi — daj sobie pokój. —
2610         
2611
2612
2613 LEONARD
2614         
2615                 Uniosłem się, przyznaję — ale nie boję się kary. — Jeśli śmierć moja za przykład służyć może, sprawie naszej hartu i powagi dodać, rozkaż. —
2616         
2617
2618
2619 PANKRACY
2620         
2621                 Jesteś żywy, pełny nadziei i wierzysz głęboko — najszczęśliwszy z ludzi, nie chcę pozbawiać cię życia. —
2622         
2623
2624
2625 LEONARD
2626         
2627                 Co mówisz? —
2628         
2629
2630
2631 PANKRACY
2632         
2633                 Myśl więcej, gadaj mniej, a kiedyś mnie zrozumiesz. — Czy posłałeś do magazynu po dwa tysiące ładunków? —
2634         
2635
2636
2637 LEONARD
2638         
2639                 Posłałem Dejca z oddziałem. —
2640         
2641
2642
2643 PANKRACY
2644         
2645                 A składka szewców oddana do kasy naszej?
2646         
2647
2648
2649 LEONARD
2650         
2651                 Z najszczerszym zapałem się złożyli co do jednego i przynieśli sto tysięcy.
2652         
2653
2654
2655 PANKRACY
2656         
2657                 Jutro zaproszę ich na wieczerzę. — Czy słyszałeś co nowego o hrabim Henryku? —
2658         
2659
2660
2661 LEONARD
2662         
2663                 Pogardzam zanadto panami, bym wierzył temu, co o nim mówią — upadające rasy energii nie mają — mieć nie powinny, nie mogą. —
2664         
2665
2666
2667 PANKRACY
2668         
2669                 On jednak zbiera swoich włościan i, zaufany w ich przywiązaniu, gotuje się iść na odsiecz zamkowi Świętej Trójcy.
2670         
2671
2672
2673 LEONARD
2674         
2675                 Kto nam zdoła się oprzeć — przecie w nas wcieliła się Idea wieku naszego. —
2676         
2677
2678
2679 PANKRACY
2680         
2681                 Ja chcę go widzieć — spojrzeć mu w oczy — przeniknąć do głębi serca — przeciągnąć na naszą stronę. —
2682         
2683
2684
2685 LEONARD
2686         
2687                 Zabity arystokrata. —
2688         
2689
2690
2691 PANKRACY
2692         
2693                 Ale poeta zarazem. — Teraz zostaw mnie samym. —
2694         
2695
2696
2697 LEONARD
2698         
2699                 Przebaczasz mi, Obywatelu?
2700         
2701
2702
2703 PANKRACY
2704         
2705                 Zaśnij spokojnie — gdybym ci nie przebaczył, już byś zasnął na wieki. —
2706         
2707
2708
2709 LEONARD
2710         
2711                 Jutro nic nie będzie? —
2712         
2713
2714
2715 PANKRACY
2716         
2717                 Dobrej nocy i miłego marzenia. —
2718         
2719                 
2720         Leonard wychodzi.
2721                 
2722         
2723                 Hej, Leonardzie! —
2724         
2725         
2726
2727
2728 LEONARD
2729         
2730                 wracając
2731         
2732                 Obywatelu Wodzu —
2733         
2734
2735
2736 PANKRACY
2737         
2738                 Pojutrze w nocy pójdziesz ze mną do hrabiego Henryka. —
2739         
2740
2741
2742 LEONARD
2743         
2744                 Słyszałem. —
2745
2746                 wychodzi
2747         
2748
2749
2750 PANKRACY
2751         
2752                 Dlaczegóż mnie, wodzowi tysiąców, ten jeden człowiek na zawadzie stoi? — Siły jego małe w porównaniu z moimi — kilkaset chłopów, ślepo wierzących jego słowu, przywiązanych miłością swojskich zwierząt... To nędza, to zero. — Czemuż tak pragnę go widzieć, omamić — czyż duch mój napotkał równego sobie i na chwilę się zatrzymał? — Ostatnia to zapora dla mnie na tych równinach — trza ją obalić, a potem... Myśli moja, czyż nie zdołasz łudzić siebie, jako drugich łudzisz — wstydź się, przecie ty znasz swój cel, ty jesteś myślą — panią ludu — w tobie zeszła się wola i potęga wszystkich — i co zbrodnią dla innych, to chwałą dla ciebie. — Ludziom podłym, nieznanym, nadałaś imiona — ludziom bez czucia wiarę nadałaś — świat na podobieństwo swoje — świat nowy utworzyłaś naokoło siebie — a sama błąkasz się i nie wiesz, czym jesteś. — Nie, nie, nie — ty jesteś wielką!
2753         
2754                 pada na krzesło i duma
2755         
2756
2757
2758
2759
2760
2761 Bór — porozwieszane płótna na drzewach — w środku łąka, na której stoi szubienica — szałasy — namioty — ogniska — beczki — tłumy ludzi.
2762
2763
2764 MĄŻ
2765         
2766                 przebrany, w czarnym płaszczu, z czapką czerwoną wolności na głowie, wchodzi trzymając Przechrztę za ramię 
2767         
2768                 Pamiętaj! —
2769         
2770
2771
2772 PRZECHRZTA
2773         
2774                 po cichu
2775         
2776                 JW. Panie, oprowadzę cię — nie wydam cię, na honor. —
2777         
2778
2779
2780 MĄŻ
2781         
2782                 Mrugnij okiem, palec podnieś, a w łeb ci strzelę — możesz się domyślić, że nie dbam o życie twoje... kiedym własne na to odważył. —
2783         
2784
2785
2786 PRZECHRZTA
2787         
2788                 Aj waj — żelaznymi kleszczami dłoń mi ściskasz — cóż mam robić!
2789         
2790
2791
2792 MĄŻ
2793         
2794                 Mów ze mną jak ze znajomym, z przyjacielem nowo przybyłym. — Cóż to za taniec? —
2795         
2796
2797
2798 PRZECHRZTA
2799         
2800                 Taniec wolnych ludzi. Tańcują mężczyźni i kobiety wokoło szubienicy i śpiewają.
2801         
2802
2803
2804 CHÓR
2805         
2806                 Chleba, zarobku, drzewa na opał w zimie, odpoczynku w lecie! — Hura — Hura!
2807         
2808                 
2809                 
2810                 Bóg nad nami nie miał litości — Hura — Hura! —
2811         
2812                 
2813                 
2814                 Królowie nad nami nie mieli litości — Hura — Hura! —
2815         
2816                 
2817                 
2818                 Panowie nad nami nie mieli litości — Hura! —
2819         
2820                 
2821                 
2822                 My dziś Bogu, królom i panom za służbę podziękujem — Hura — Hura! —
2823         
2824
2825
2826 MĄŻ
2827         
2828                 do dziewczyny
2829         
2830                 Cieszy mnie, żeś tak rumiana i wesoła.
2831         
2832
2833
2834 DZIEWCZYNA
2835         
2836                 A dyć tośmy długo na taki dzień czekały. — Juści, ja myłam talerze, widelce szurowała ścierką, dobrego słowa nie słyszała nigdy — a dyć czas, czas, bym jadła sama — tańcowała sama — Hura! —
2837         
2838
2839
2840 MĄŻ
2841         
2842                 Tańcuj, Obywatelko. —
2843         
2844
2845
2846 PRZECHRZTA
2847         
2848                 cicho
2849         
2850                 Zmiłuj się, JW. Panie — ktoś może cię poznać — wychodźmy. —
2851         
2852
2853
2854 MĄŻ
2855         
2856                 Jeśli kto mnie pozna, toś zginął — idźmy dalej. —
2857         
2858
2859
2860 PRZECHRZTA
2861         
2862                 Pod tym dębem siedzi klub Lokajów. —
2863         
2864
2865
2866 MĄŻ
2867         
2868                 Przybliżmy się.
2869         
2870
2871
2872 PIERWSZY LOKAJ
2873         
2874                 Jużem ubił mojego dawnego pana. —
2875         
2876
2877
2878 DRUGI LOKAJ
2879         
2880                 Ja szukam dotąd mojego barona — zdrowie twoje! —
2881         
2882
2883
2884 KAMERDYNER
2885         
2886                 Obywatele, schyleni nad prawidłem w pocie i poniżeniu, glancując buty, strzyżąc włosy, poczuliśmy prawa nasze — zdrowie klubu całego! —
2887         
2888
2889
2890 CHÓR LOKAI
2891         
2892                 Zdrowie Prezesa — on nas powiedzie drogą honoru. —
2893         
2894
2895
2896 KAMERDYNER
2897         
2898                 Dziękuję, Obywatele.
2899         
2900
2901
2902 CHÓR LOKAI
2903         
2904                 Z przedpokojów, więzień naszych, razem, zgodnie, jednym wypadliśmy rzutem — Vivat! — Salonów znamy śmieszności i wszeteczeństwa — Vivat! — Vivat! —
2905         
2906
2907
2908 MĄŻ
2909         
2910                 Cóż to za głosy, twardsze i dziksze, wychodzące z tej gęstwiny na lewo? —
2911         
2912
2913
2914 PRZECHRZTA
2915         
2916                 To chór rzeźników, JW. Panie. —
2917         
2918
2919
2920 CHÓR RZEŹNIKÓW
2921         
2922                 Obuch i nóż to broń nasza — szlachtuz to życie nasze. — Nam jedno: czy bydło, czy panów rznąć. —
2923                 
2924                 
2925                 
2926                 Dzieci siły i krwi, obojętnie patrzym na drugich, słabszych i bielszych — kto nas powoła, ten nas ma — dla panów woły, dla ludu panów bić będziem.
2927                 
2928                 Obuch i nóż broń nasza — szlachtuz życie nasze — szlachtuz — szlachtuz — szlachtuz. —
2929         
2930
2931
2932 MĄŻ
2933         
2934                 Tych lubię — przynajmniej nie wspominają ani o honorze, ani o filozofii. — Dobry wieczór Pani. —
2935         
2936
2937
2938 PRZECHRZTA
2939         
2940                 cicho
2941         
2942                 JW. Panie, mów Obywatelko — lub Wolna Kobieto. —
2943         
2944
2945
2946 KOBIETA
2947         
2948                 Cóż znaczy ten tytuł, skąd się wyrwał? — Fe — fe — cuchniesz starzyzną. —
2949         
2950
2951
2952 MĄŻ
2953         
2954                 Język mi się zaplątał. —
2955         
2956
2957
2958 KOBIETA
2959         
2960                 Jestem swobodną, jako ty, niewiastą wolną, a towarzystwu za to, że mi prawa przyznało, rozdaję miłość moją. —
2961         
2962
2963
2964 MĄŻ
2965         
2966                 Towarzystwo znów za to ci dało te pierścienie i ten łańcuch ametystowy. — Och! podwójnie dobroczynne towarzystwo! —
2967         
2968
2969
2970 KOBIETA
2971         
2972                 Nie, te drobnostki zdarłam przed wyzwoleniem moim — z męża mego, wroga mego, wroga wolności, który mnie trzymał na uwięzi. —
2973         
2974
2975
2976 MĄŻ
2977         
2978                 Życzę Obywatelce miłej przechadzki. —
2979         
2980                 przechodzi
2981                 
2982                 Któż jest ten dziwny żołnierz — oparty na szabli obosiecznej, z główką trupią na czapce, z drugą na felcechu, z trzecią na piersiach? — Czy to nie sławny Bianchetti, taki dziś kondotier ludów, jako dawniej bywali kondotiery książąt i rządów? —
2983         
2984
2985
2986 PRZECHRZTA
2987         
2988                 On sam, JW. Panie — dopiero od tygodnia do nas przybyły. —
2989         
2990
2991
2992 MĄŻ
2993         
2994                 Nad czym tak zamyślił się Generał? —
2995         
2996
2997
2998 BIANCHETTI
2999         
3000                 Widzicie, Obywatele, ową lukę między jaworami? — Patrzcie dobrze — dojrzycie tam na górze zamek — doskonale widzę przez moją lunetę mury, okopy i cztery bastiony. —
3001         
3002
3003
3004 MĄŻ
3005         
3006                 Trudno go opanować.
3007         
3008
3009
3010 BIANCHETTI
3011         
3012                 Tysiąc tysięcy królów! — można obejść jarem, podkopać się, i...
3013         
3014
3015
3016 PRZECHRZTA
3017         
3018                 mrugając
3019         
3020                 Obywatelu Generale. —
3021         
3022
3023
3024 MĄŻ
3025         
3026                 po cichu
3027         
3028                 Czujesz ten kurek odwiedziony pod moim płaszczem? —
3029         
3030
3031
3032 PRZECHRZTA
3033         
3034                 na stronie
3035         
3036                 Aj waj! —
3037                 
3038                 głośno
3039                 
3040                 Jakżeś więc to ułożył, Obywatelu Generale? —
3041         
3042
3043
3044 BIANCHETTI
3045         
3046                 zadumany
3047         
3048                 Chociażeście moi bracia w wolności, nie jesteście moimi braćmi w geniuszu — po zwycięstwie dowie się każdy o moich planach. —
3049                 
3050                 odchodzi
3051         
3052
3053
3054 MĄŻ
3055         
3056                 do Przechrzty
3057         
3058                 Radzę wam, go zabijcie, bo tak się poczyna każda Arystokracja. —
3059         
3060
3061
3062 RZEMIEŚLNIK
3063         
3064                 Przeklęstwo — przeklęstwo. —
3065         
3066
3067
3068 MĄŻ
3069         
3070                 Cóż robisz pod tym drzewem, biedny człowiecze — czemu patrzysz tak dziko i mgławo? —
3071         
3072
3073
3074 RZEMIEŚLNIK
3075         
3076                 Przeklęstwo kupcom, dyrektorom fabryki — najlepsze lata, w których inni ludzie kochają dziewczyny, biją się na otwartym polu, żeglują po otwartych morzach, ja prześlęczałem w ciasnej komorze, nad warsztatem jedwabiu. —
3077         
3078
3079
3080 MĄŻ
3081         
3082                 Wychylże czarę, którą trzymasz w dłoni. —
3083         
3084
3085
3086 RZEMIEŚLNIK
3087         
3088                 Sił nie mam — podnieść do ust nie mogę — ledwo się tutaj przyczołgałem, ale dla mnie już nie zaświta dzień wolności. — Przeklęstwo kupcom, co jedwab sprzedają, i panom, co noszą jedwabie — przeklęstwo — przeklęstwo!
3089         
3090                 umiera
3091         
3092
3093
3094 PRZECHRZTA
3095         
3096                 Jaki brzydki trup. —
3097         
3098
3099
3100 MĄŻ
3101         
3102                 Tchórzu wolności, obywatelu Przechrzto, patrz na tę głowę bez życia, pływającą w pokrwawie zachodzącego słońca. —
3103
3104                 Gdzie się podzieją teraz wasze wyrazy, wasze obietnice — równość — doskonałość i szczęście rodu ludzkiego? —
3105         
3106
3107
3108 PRZECHRZTA
3109         
3110                 na stronie
3111         
3112                 Bodajbyś także za wcześnie zdechł i ciało twoje psy rozerwały na sztuki. —
3113                 
3114                 głośno
3115                 
3116                 Puszczaj mnie — muszę zdać sprawę z mojego poselstwa. —
3117         
3118
3119
3120 MĄŻ
3121         
3122                 Powiesz, żem cię miał za szpiega i dlatego zatrzymał. —
3123         
3124                 obziera się naokoło
3125                 
3126                 Odgłosy biesiady głuchną z tyłu — przed nami już same tylko sosny i świerki, oblane promieńmi wieczoru. —
3127         
3128
3129
3130 PRZECHRZTA
3131         
3132                 Nad drzewami skupiają się chmury — lepiej byś wrócił do swoich ludzi, którzy i tak już od dawna czekają na ciebie w jarze Świętego Ignacego. —
3133         
3134
3135
3136 MĄŻ
3137         
3138                 Dzięki ci za troskliwość, mości Żydzie — nazad! — Chcę obywateli raz jeszcze w zmierzchu obejrzyć. —
3139         
3140
3141
3142 GŁOS POMIĘDZY DRZEWAMI
3143         
3144                 Syn chamów dobranoc zasyła staremu słonku.
3145         
3146
3147
3148 GŁOS Z PRAWEJ
3149         
3150                 Zdrowie twoje, dawny wrogu nasz, coś nas pędził do pracy i znoju — jutro, wschodząc, zastaniesz twoich niewolników przy mięsiwie i konwiach — a teraz, szklanko, idź do czarta! —
3151         
3152
3153
3154 PRZECHRZTA
3155         
3156                 Orszak chłopów tu ciągnie. —
3157         
3158
3159
3160 MĄŻ
3161         
3162                 Nie wyrwiesz się — stój za tym pniem i milcz.
3163         
3164
3165
3166 CHÓR CHŁOPÓW
3167         
3168                 Naprzód, naprzód, pod namioty, do braci naszych — naprzód, naprzód, pod cień jaworów, na sen, na miłą wieczorną gawędkę — tam dziewki nas czekają — tam woły pobite, dawne pługów zaprzęgi, czekają nas.
3169         
3170
3171
3172 GŁOS JEDEN
3173         
3174                 Ciągnę go i wlokę, zżyma się i opiera — idź w rekruty — idź! —
3175         
3176
3177
3178 GŁOS PANA
3179         
3180                 Dzieci moje, litości, litości. —
3181         
3182
3183
3184 GŁOS DRUGI
3185         
3186                 Wróć mi wszystkie dni pańszczyzny. —
3187         
3188
3189
3190 GŁOS TRZECI
3191         
3192                 Wskrześ mi syna, Panie, spod batogów kozackich. —
3193         
3194
3195
3196 GŁOS CZWARTY
3197         
3198                 Chamy piją zdrowie twoje, Panie — przepraszają cię, Panie.
3199         
3200
3201
3202 CHÓR CHŁOPÓW
3203         
3204                 przechodząc
3205         
3206                 Upiór ssał krew i poty nasze — mamy upiora — nie puścim upiora — przez biesa, przez biesa, ty zginiesz wysoko, jako pan, jako wielki pan, wzniesion nad nami wszystkimi. — Panom tyranom śmierć — nam biednym, nam głodnym, nam strudzonym jeść, spać i pić. — Jako snopy na polu, tak ich trupy będą — jako plewy w młockarniach, tak perzyny ich zamków — przez kosy nasze, siekiery i cepy, bracia, naprzód. —
3207         
3208
3209
3210 MĄŻ
3211         
3212                 Nie mogłem twarzy dojrzeć wśród zastępów. —
3213         
3214
3215
3216 PRZECHRZTA
3217         
3218                 Może jaki przyjaciel lub krewny JW-go. —
3219         
3220
3221
3222 MĄŻ
3223         
3224                 Nim pogardzam, a was nienawidzę — poezja to wszystko ozłoci kiedyś. — Dalej, Żydzie — dalej! —
3225         
3226                 zapuszcza się w krzaki
3227         
3228
3229
3230
3231
3232
3233 Inna część boru — wzgórze z rozpalonymi ogniami — zgromadzenie ludzi przy pochodniach.
3234
3235
3236 MĄŻ
3237         
3238                 na dole, wysuwając się zza drzew z Przechrztą
3239         
3240                 Gałęzie podarły na łachmany moją czapkę wolności. — A to co za piekło z rudawych płomieni, wznoszące się wśród tych dwóch ścian lasu, tych dwóch nawałów ciemności? —
3241         
3242
3243
3244 PRZECHRZTA
3245         
3246                 Zabłądziliśmy, szukając wąwozu Świętego Ignacego — nazad w krzaki, bo tu Leonard odprawia obrzędy nowej wiary. —
3247         
3248
3249
3250 MĄŻ
3251         
3252                 wstępując
3253         
3254                 Przez Boga, naprzód! — tegom żądał właśnie, nie lękaj się, nikt nas nie pozna. —
3255         
3256
3257
3258 PRZECHRZTA
3259         
3260                 Ostrożnie — powoli. —
3261         
3262
3263
3264 MĄŻ
3265         
3266                 Wszędzie rozwaliny jakiegoś ogromu, który musiał wieki przetrwać, nim runął — filary, podnóża, kapitele, ćwiertowane posągi, rozrzucone floresy, którymi oplatano starodawne sklepienia — teraz mi pod stopą zamignęła stłuczona szyba — zda się, że twarz Bogarodzicy na chwilę wyjrzała z cieniu i znów tam ciemno — tu, patrz, cała arkada leży — tu krata żelazna, zasypana gruzem — z góry lunął błysk pochodni — widzę pół rycerza śpiącego na połowie grobu — gdzież jestem, przewodniku? —
3267         
3268
3269
3270 PRZECHRZTA
3271         
3272                 Nasi ludzie krwawo pracowali przez czterdzieści dni i nocy, aż wreszcie zburzyli ostatni kościół — na tych równinach. — Teraz właśnie cmentarz mijamy.
3273         
3274
3275
3276 MĄŻ
3277         
3278                 Wasze pieśni, ludzie nowi, gorzko brzmią w moich uszach — czarne postacie z tyłu, z przodu, po bokach się cisną, a pędzone wiatrem blaski i cienie przechadzają się po tłumie, jak żyjące duchy. —
3279         
3280
3281
3282 PRZECHODZĄCY
3283         
3284                 W imieniu Wolności pozdrawiam was obu. —
3285         
3286
3287
3288 DRUGI
3289         
3290                 Przez śmierć panów witam was obu. —
3291         
3292
3293
3294 TRZECI
3295         
3296                 Czego się nie śpieszycie? Tam śpiewają kapłani Wolności. —
3297         
3298
3299
3300 PRZECHRZTA
3301         
3302                 Niepodobna się oprzeć — zewsząd nas pchają. —
3303         
3304
3305
3306 MĄŻ
3307         
3308                 Któż jest ten młody człowiek, na gruzach przybytku stojący? — Trzy ogniska palą się pod nim, wśród dymu i łuny twarz jego płonie, głos jego brzmi szaleństwem. —
3309         
3310
3311
3312 PRZECHRZTA
3313         
3314                 To Leonard, prorok natchnięty Wolności — naokoło stoją nasze kapłany, filozofy, poeci, artyści, córki ich i kochanki. —
3315         
3316
3317
3318 MĄŻ
3319         
3320                 Ha! wasza arystokracja — pokaż mi tego, który cię przysłał. —
3321         
3322
3323
3324 PRZECHRZTA
3325         
3326                 Nie widzę go tutaj. —
3327         
3328
3329
3330 LEONARD
3331         
3332                 Dajcie mi ją do ust, do piersi, w objęcia, dajcie piękną moją, niepodległą, wyzwoloną, obnażoną z zasłon i przesądów, wybraną spośród córek Wolności, oblubienicę moją. —
3333         
3334
3335
3336 GŁOS DZIEWICY
3337         
3338                 Wyrywam się do ciebie, mój kochanku. —
3339         
3340
3341
3342 DRUGI GŁOS
3343         
3344                 Patrz, ramiona wyciągam do ciebie — upadłam z niemocy — tarzam się po zgliszczach, kochanku mój. —
3345         
3346
3347
3348 TRZECI GŁOS
3349         
3350                 Wyprzedziłam je — przez popiół i żar, ogień i dym stąpam ku tobie, kochanku mój. —
3351         
3352
3353
3354 MĄŻ
3355         
3356                 Z rozpuszczonym włosem, z dyszącą piersią wdziera się na gruzy namiętnymi podrzuty.
3357         
3358
3359
3360 PRZECHRZTA
3361         
3362                 Tak co noc bywa. —
3363         
3364
3365
3366 LEONARD
3367         
3368                 Do mnie, do mnie, o rozkoszo moja — córo Wolności. — Ty drżysz w boskim szale. — Natchnienie, ogarnij mą duszę — słuchajcie wszyscy — teraz wam prorokować będę. —
3369         
3370
3371
3372 MĄŻ
3373         
3374                 Głowę pochyliła, mdleje. —
3375         
3376
3377
3378 LEONARD
3379         
3380                 My oboje obrazem rodu ludzkiego, wyzwolonego, zmartwychwstającego — patrzcie — stoim na rozwalinach starych kształtów, starego Boga. — Chwała nam, bośmy członki Jego rozerwali, teraz proch i pył z nich — a duch Jego zwyciężyli naszymi duchami — duch Jego zstąpił do nicości. —
3381         
3382
3383
3384 CHÓR NIEWIAST
3385         
3386                 Szczęśliwa, szczęśliwa oblubienica Proroka — my tu na dole stoimy i zazdrościm jej chwały. —
3387         
3388
3389
3390 LEONARD
3391         
3392                 Świat nowy ogłaszam — Bogu nowemu oddaję niebiosa. Panie swobody i rozkoszy, Boże ludu, każda ofiara zemsty, trup każdego ciemięzcy twoim niech będzie ołtarzem — w oceanie krwi utoną stare łzy i cierpienia rodu ludzkiego — życiem jego odtąd szczęście — prawem jego równość — a kto inne tworzy, temu stryczek i przeklęstwo. —
3393         
3394
3395
3396 CHOR MĘŻÓW
3397         
3398                 Rozpadła się budowa ucisku i dumy — kto z niej choć kamyczek podniesie, temu śmierć i przeklęstwo.
3399         
3400
3401
3402 PRZECHRZTA
3403         
3404                 na stronie
3405         
3406                 Bluźnierce Jehowy, po trzykroć pluję na zgubę wam. —
3407         
3408
3409
3410 MĄŻ
3411         
3412                 Orle, dotrzymaj obietnicy, a ja tu na ich karkach nowy kościół Chrystusowi postawię. —
3413         
3414
3415
3416 POMIESZANE GŁOSY
3417         
3418                 Wolność — szczęście — hura! — hejże! — rykacha! — hurracha! — hurracha!
3419         
3420
3421
3422 CHÓR KAPŁANÓW
3423         
3424                 Gdzie pany, gdzie króle, co niedawno przechadzali się po ziemi w berłach i koronach, w dumie i gniewie? —
3425         
3426
3427
3428 ZABÓJCA
3429         
3430                 Ja zabiłem króla Aleksandra. —
3431         
3432
3433
3434 DRUGI
3435         
3436                 Ja króla Henryka. —
3437         
3438
3439
3440 TRZECI
3441         
3442                 Ja króla Emanuela. —
3443         
3444
3445
3446 LEONARD
3447         
3448                 Idźcie bez trwogi i mordujcie bez wyrzutów — boście wybrani z wybranych, święci wśród najświętszych — boście męczennikami — bohaterami Wolności. —
3449         
3450
3451
3452 CHÓR ZABÓJCÓW
3453         
3454                 Pójdziemy nocą ciemną, sztylety ściskając w dłoniach, pójdziemy, pójdziemy. —
3455         
3456
3457
3458 LEONARD
3459         
3460                 Obudź się, urodziwa moja. —
3461         
3462         
3463         Grzmot słychać.
3464                 
3465         
3466                 Nuż, odpowiedzcie żyjącemu Bogu — wznieście pieśni wasze — chodźcie za mną wszyscy, wszyscy, jeszcze raz obejdziem i zdepcem świątynię umarłego Boga. —
3467                 
3468                 A ty podnieś głowę — powstań i obudź się.
3469         
3470
3471
3472 DZIEWICA
3473         
3474                 Pałam miłością ku tobie i Bogu twemu, światu całemu miłość rozdam moją — płonę — płonę.
3475         
3476
3477
3478 MĄŻ
3479         
3480                 Ktoś mu zabiegł — padł na kolana — mocuje się sam z sobą, coś bełkoce, coś jęczy. —
3481         
3482
3483
3484 PRZECHRZTA
3485         
3486                 Widzę, widzę, to syn sławnego filozofa.
3487         
3488
3489
3490 LEONARD
3491         
3492                 Czego żądasz, Hermanie? —
3493         
3494
3495
3496 HERMAN
3497         
3498                 Arcykapłanie, daj mi święcenie zbójeckie.
3499         
3500
3501
3502 LEONARD
3503         
3504                 do kapłanów
3505         
3506                 Podajcie mi olej, sztylet i truciznę.
3507                 
3508                 do Hermana
3509                 
3510                 Olejem, którym dawniej namaszczano królów, na zgubę królom namaszczam cię dzisiaj — broń dawnych rycerzy i Panów na zatratę panów kładę w ręce twoje — na twoich Piersiach zawieszam medalion, pełny trucizny tam, gdzie twoje żelazo nie dojdzie, niech ona żre i pali wnętrzności tyranów. — Idź i niszcz stare pokolenia po wszech stronach świata. —
3511         
3512
3513
3514 MĄŻ
3515         
3516                 Ruszył z miejsca i na czele orszaku ciągnie po wzgórzu. —
3517         
3518
3519
3520 PRZECHRZTA
3521         
3522                 Usuńmy się z drogi. —
3523         
3524
3525
3526 MĄŻ
3527         
3528                 Nie — chcę tego snu dokończyć. —
3529         
3530
3531
3532 PRZECHRZTA
3533         
3534                 Po trzykroć pluję na ciebie. —
3535         
3536                 do Męża
3537                 
3538                 Leonard może mnie poznać, JW. Panie — patrz, jaki nóż wisi na jego piersiach. —
3539         
3540
3541
3542 MĄŻ
3543         
3544                 Zakryj się płaszczem moim. — Co to za niewiasty przed nim tańcują? —
3545         
3546
3547
3548 PRZECHRZTA
3549         
3550                 Hrabiny i księżniczki, które porzuciwszy mężów przeszły na wiarę naszą. —
3551         
3552
3553
3554 MĄŻ
3555         
3556                 Niegdyś anioły moje — Pospólstwo go zewsząd oblało — zginął mi w natłoku — jedno po muzyce poznaję, że się od nas oddala. — Choć za mną — stamtąd lepiej nam patrzeć będzie. —
3557         
3558                 wdziera się na odłamek muru
3559         
3560
3561
3562 PRZECHRZTA
3563         
3564                 Aj waj, aj waj! Każdy nas tu spostrzeże. —
3565         
3566
3567
3568 MĄŻ
3569         
3570                 Widzę go znowu — drugie niewiasty cisną się za nim, blade, obłąkane, w konwulsjach. — Syn filozofa pieni się, potrząsa sztyletem. — Dochodzą teraz do ruin wieży północnej. —
3571         
3572                 Stanęli — pląsają na gruzach — rozrywają nie obalone arkady — sypią iskrami na leżące ołtarze i krzyże — płomień się zajmuje i gna słupy dymu przed sobą — biada wam — biada! —
3573         
3574
3575
3576 LEONARD
3577         
3578                 Biada ludziom, którzy dotąd się kłaniają umarłemu Bogu. —
3579         
3580
3581
3582 MĄŻ
3583         
3584                 Czarne bałwany nawracają się i ku nam pędzą. —
3585         
3586
3587
3588 PRZECHRZTA
3589         
3590                 O Abrahamie! —
3591         
3592
3593
3594 MĄŻ
3595         
3596                 Orle, wszak moja godzina nie tak bliska jeszcze? —
3597         
3598
3599
3600 PRZECHRZTA
3601         
3602                 Już po nas. —
3603         
3604
3605
3606 LEONARD
3607         
3608                 przechodząc, zatrzymuje się
3609         
3610                 Coś ty za jeden, bracie, z taką dumną twarzą — czemu nie łączysz się z nami? —
3611         
3612
3613
3614 MĄŻ
3615         
3616                 Śpieszę z daleka na odgłos waszego powstania. — Jestem morderca klubu Hiszpańskiego i dopiero dziś przybyłem. —
3617         
3618
3619
3620 LEONARD
3621         
3622                 A ten drugi po co się w zawojach płaszcza twego kryje? —
3623         
3624
3625
3626 MĄŻ
3627         
3628                 To mój brat młodszy — ślubował, że twarzy ludziom nie ukaże, nim zabije przynajmniej barona. —
3629         
3630
3631
3632 LEONARD
3633         
3634                 Ty sam czyją śmiercią się chlubisz? —
3635         
3636
3637
3638 MĄŻ
3639         
3640                 Na dwa dni tylko przed wybraniem się w drogę starsi bracia dali mi święcenie. —
3641         
3642
3643
3644 LEONARD
3645         
3646                 Kogóż masz na myśli?
3647         
3648
3649
3650 MĄŻ
3651         
3652                 Ciebie pierwszego, jeśli się nam sprzeniewierzysz. —
3653         
3654
3655
3656 LEONARD
3657         
3658                 Bracie, na ten użytek weź sztylet mój. —
3659
3660                 wyciąga sztylet z pasa
3661         
3662
3663
3664 MĄŻ
3665         
3666                 dobywa swojego sztyletu
3667                 
3668                 Bracie, na ten użytek i mojego wystarczy. —
3669         
3670
3671
3672 GŁOS LUDZI
3673         
3674                 Niech żyje Leonard! — Niech żyje morderca Hiszpański! —
3675         
3676
3677
3678 LEONARD
3679         
3680                 
3681                 Jutro staw się u namiotu Obywatela Wodza.
3682
3683
3684 CHÓR KAPŁANÓW
3685         
3686                 Pozdrawiamy cię, gościu, imieniem ducha Wolności — w ręku twoim część naszego zbawienia. — Kto walczy bez ustanku, morduje bez słabości, kto dniem i nocą wierzy zwycięstwu, ten zwycięży wreszcie. —
3687         
3688                 przechodzą
3689         
3690
3691
3692 CHÓR FILOZOFÓW
3693         
3694                 My ród ludzki dźwignęli z dzieciństwa. — My prawdę z łona ciemności wyrwali na jaśnią. — Ty za nią walcz, morduj i giń.
3695         
3696                 przechodzą
3697         
3698
3699
3700 SYN FILOZOFA
3701         
3702                 Towarzyszu bracie, czaszką starego świętego piję zdrowie twoje — do widzenia. —
3703
3704                 rzuca czaszkę
3705         
3706
3707
3708 DZIEWCZYNA
3709         
3710                 tańcując
3711         
3712                 Zabij dla mnie księcia Jana. —
3713         
3714
3715
3716 DRUGA
3717         
3718                 Dla mnie hrabiego Henryka. —
3719         
3720
3721
3722 DZIECI
3723         
3724                 Prosimy cię ślicznie o głowę arystokraty. —
3725         
3726
3727
3728 INNI
3729         
3730                 Szczęść się twojemu sztyletowi! —
3731         
3732
3733
3734 CHÓR ARTYSTÓW
3735         
3736                 Na ruinach gotyckich świątynię zbudujem tu nową — obrazów w niej ni posągów nie ma — sklepienie w długie puginały, filary w osiem głów ludzkich, a szczyt każdego filara jako włosy, z których się krew sączy — ołtarz jeden biały — znak jeden na nim — czapka wolności — Hurracha! —
3737         
3738
3739
3740 INNI
3741         
3742                 Dalej, dalej, już brzask świta.
3743         
3744
3745
3746 PRZECHRZTA
3747         
3748                 Rychło nas powieszą — gdzie szubienica. —
3749         
3750
3751
3752 MĄŻ
3753         
3754                 Cicho, Żydzie — lecą za Leonardem, nie patrzą już na nas. — Ogarniam wzrokiem, raz ostatni podchwytuję myślą ten chaos, dobywający się z toni czasu, z łona ciemności, na zgubę moją i wszystkich braci moich — gnane szałem, porwane rozpaczą myśli moje w całej sile swej kołują. —
3755         
3756                 
3757                 Boże, daj mi potęgę, której nie odmawiałeś mi niegdyś — a w jedno słowo zamknę świat ten nowy, ogromny — on siebie sam nie pojmuje. — Lecz to słowo moje będzie poezją przyszłości. —
3758         
3759
3760
3761 GŁOS W POWIETRZU
3762         
3763                 Dramat układasz.
3764         
3765
3766
3767 MĄŻ
3768         
3769                 Dzięki za radę. — Zemsta za zhańbione popioły ojców moich — przeklęstwo nowym pokoleniom — ich wir mnie otacza — ale nie porwie za sobą. — Orle, orle, dotrzymaj obietnicy! — A teraz na dół ze mną i do jaru Św. Ignacego.
3770         
3771
3772
3773 PRZECHRZTA
3774         
3775                 Już dzień bliski — nie pójdę dalej. —
3776         
3777
3778
3779 MĄŻ
3780         
3781                 Drogę mi znajdź — puszczę cię potem. —
3782         
3783
3784
3785 PRZECHRZTA
3786         
3787                 Wśród mgły i zwalisk, cierni i popiołów gdzie mnie wleczesz? — Daruj mi, daruj. —
3788         
3789
3790
3791 MĄŻ
3792         
3793                 Naprzód, naprzód i na dół ze mną! — Ostatnie pieśni ludu konają za nami. — ledwo gdzie jeszcze tli się pochodnia — pośród tych wyziewów bladych, tych zroszonych drzew czy widzisz cienie przeszłości — czy słyszysz te żałobne głosy? —
3794         
3795
3796
3797 PRZECHRZTA
3798         
3799                 Mgła wszystko zalewa — coraz bardziej zlatujemy w dół. —
3800         
3801
3802
3803 CHÓR DUCHÓW Z LASU
3804         
3805                 Płaczmy za Chrystusem, za Chrystusem wygnanym, umęczonym — gdzie Bóg nasz, gdzie kościół Jego? —
3806         
3807
3808
3809 MĄŻ
3810         
3811                 Prędzej, prędzej do miecza, do boju! — Ja Go wam oddam — na tysiącach krzyżów rozkrzyżuję nieprzyjaciół Jego. —
3812         
3813
3814
3815 CHÓR DUCHÓW
3816         
3817                 Strzegliśmy ołtarzy i pomników świętych — odgłos dzwonów na skrzydłach nosiliśmy wiernym — w dźwiękach organów były głosy nasze — w połyskach szyb katedry, w cieniach jej filarów, w blaskach pucharu świętego, w błogosławieństwie Ciała Pańskiego było życie nasze. Teraz gdzie się podziejemy? —
3818         
3819
3820
3821 MĄŻ
3822         
3823                 Rozwidnia się coraz bardziej — ich postacie mdleją w promieniach zorzy. —
3824         
3825
3826 PRZECHRZTA
3827         
3828                 Tędy droga twoja, tam jaru początek. —
3829         
3830
3831
3832 MĄŻ
3833         
3834                 Hej! — Jezus i szabla moja! —
3835         
3836                 zrzucając czapkę i zawijając w niej pieniądze
3837                 
3838                 Weź na pamiątkę rzecz i godło zarazem. —
3839         
3840
3841
3842 PRZECHRZTA
3843         
3844                 Wszak zaręczyłeś mi słowem, JW. Panie, bezpieczeństwo tego, który dziś o północy...
3845         
3846
3847
3848 MĄŻ
3849         
3850                 Stary szlachcic dwa razy nie powtarza słowa — Jezus i szabla moja! —
3851         
3852
3853
3854 GŁOSY W KRZAKACH
3855         
3856                 Maryja i szabla nasza — niech pan nasz żyje! —
3857         
3858
3859
3860 MĄŻ
3861         
3862                 Wiara! do mnie — bądź zdrów, obywatelu! —
3863         
3864                 Wiara! do mnie — Jezus i Maryja! —
3865         
3866
3867
3868
3869
3870
3871 Noc — krzaki — drzewa. —
3872
3873
3874 PANKRACY
3875         
3876                 do swoich ludzi
3877         
3878                 Położyć się twarzą do murawy — leżeć w milczeniu — ognia mi nie krzesać, nawet do fajki — a za pierwszym strzałem skoczyć mi na pomoc. — Jeśli strzału nie będzie, nie ruszać się do dnia białego. —
3879         
3880
3881
3882 LEONARD
3883         
3884                 Obywatelu, raz cię jeszcze zaklinam. —
3885         
3886
3887
3888 PANKRACY
3889         
3890                 Ty przylep się do tej sosny i dumaj. —
3891         
3892
3893
3894 LEONARD
3895         
3896                 Mnie jednego przynajmniej weź z sobą — to pan, to arystokrata, to kłamca. —
3897         
3898
3899
3900 PANKRACY
3901         
3902                 wskazuje mu ręką, by został
3903         
3904                 Stara szlachta słowa dotrzymuje czasem.
3905         
3906
3907
3908
3909
3910
3911 Komnata podłużna — obrazy dam i rycerzy porozwieszane po ścianach — w głębi filar z tarczą herbowną — Mąż siedzi przy stoliku marmurowym, na którym lampa, para pistoletów, pałasz i zegar — naprzeciwko drugi stolik, srebrne konwie i puchary.
3912
3913
3914 MĄŻ
3915         
3916                 Niegdyś o tej samej porze wśród grożących niebezpieczeństw i podobnych myśli Brutusowi ukazał się geniusz Cezara. —
3917                 
3918                 I ja dziś czekam na podobne widzenie. — Za chwilę stanie przede mną człowiek bez imienia, bez przodków, bez anioła stróża — co wydobył się z nicości i zacznie może nową Epokę, jeśli go w tył nie odrzucę nazad, nie strącę do nicości. —
3919         
3920                 
3921                 
3922                 Ojcowie moi, natchnijcie mnie tym, co was panami świata uczyniło — wszystkie lwie serca wasze dajcie mi do piersi — powaga skroni waszych niechaj się zleje na czoło moje. — Wiara w Chrystusa i Kościół Jego, ślepa, nieubłagana, wrząca, natchnienie dzieł waszych na ziemi, nadzieja chwały nieśmiertelnej w niebie, niechaj zstąpi na mnie, a wrogów będę mordował i palił, ja, syn stu pokoleń, ostatni dziedzic waszych myśli i dzielności, waszych cnót i błędów.
3923         
3924         
3925         Bije dwunasta.
3926                 
3927         
3928                 Teraz gotów jestem. —
3929                 
3930                 wstaje
3931         
3932
3933
3934 SŁUGA ZBROJNY
3935         
3936                 wchodząc
3937         
3938                 JW. Panie, człowiek, który miał się stawić, przybył i czeka. —
3939         
3940
3941
3942 MĄŻ
3943         
3944                 Niech wejdzie. —
3945         
3946
3947
3948 Sługa wychodzi.
3949
3950
3951 PANKRACY
3952         
3953                 wchodząc
3954         
3955                 Witam hrabiego Henryka. — To słowo „hrabia” dziwnie brzmi w gardle moim. —
3956                 
3957                 siada — zrzuca płaszcz i czapkę wolności i wlepia oczy w kolumnę, na której herb wisi —
3958         
3959
3960
3961 MĄŻ
3962         
3963                 Dzięki ci, żeś zaufał domowi mojemu — starym zwyczajem piję zdrowie twoje. —
3964         
3965                 bierze puchar, pije i podaje Pankracemu
3966                 
3967                 Gościu, w ręce twoje! —
3968         
3969
3970
3971 PANKRACY
3972         
3973                 Jeśli się nie mylę, te godła czerwone i błękitne zowią się herbem w języku umarłych. — Coraz mniej takich znaczków na powierzchni ziemi.
3974         
3975                 pije
3976         
3977
3978
3979 MĄŻ
3980         
3981                 Za pomocą Bożą, wkrótce tysiące ich ujrzysz. —
3982         
3983
3984
3985 PANKRACY
3986         
3987                 puchar od ust odejmując
3988         
3989                 Otóż mi stara szlachta — zawsze pewna swego — dumna, uporczywa, kwitnąca nadzieją, a bez grosza, bez oręża, bez żołnierzy. — Odgrażająca się jak umarły w bajce powoźnikowi u furtki cmentarza — wierząca lub udająca, że wierzy w Boga — bo w siebie trudno wierzyć. — Ale pokażcie mi pioruny, na waszą obronę zesłane, i pułki aniołów, spuszczone z niebios. —
3990                 
3991                 pije
3992         
3993
3994
3995 MĄŻ
3996         
3997                 Śmiej się z własnych słów. — Ateizm to stara formuła — a spodziewałem się czegoś nowego po tobie. —
3998         
3999
4000
4001 PANKRACY
4002         
4003                 Śmiej się z własnych słów. — Ja mam wiarę silniejszą, ogromniejszą od twojej. — Jęk przez rozpacz i boleść wydarty tysiącom tysiąców — głód rzemieślników — nędza włościan — hańba ich żon i córek — poniżenie ludzkości, ujarzmionej przesądem i wahaniem się, i bydlęcym przyzwyczajeniem — oto wiara moja — a Bóg mój na dzisiaj — to myśl moja — to potęga moja — która chleb i cześć im rozda na wieki. —
4004         
4005                 pije i rzuca kubek
4006         
4007
4008
4009 MĄŻ
4010         
4011                 Ja położyłem siłę moją w Bogu, który Ojcom moim panowanie nadał. —
4012         
4013
4014
4015 PANKRACY
4016         
4017                 A całe życie byłeś diabła igrzyskiem. — Zresztą zostawiam tę rozprawę teologom, jeśli jaki pedant tego rzemiosła żyje dotąd w całej okolicy — do rzeczy — do rzeczy! —
4018         
4019
4020
4021 MĄŻ
4022         
4023                 Czegóż więc żądasz ode mnie, zbawco narodów, obywatelu-boże? —
4024         
4025
4026
4027 PANKRACY
4028         
4029                 Przyszedłem tu, bo chciałem cię poznać — po wtóre ocalić. —
4030         
4031
4032
4033 MĄŻ
4034         
4035                 Wdzięcznym za pierwsze — drugie zdaj na szablę moją. —
4036         
4037
4038
4039 PANKRACY
4040         
4041                 Szabla twoja — szkło, Bóg twój, mara. — Potępionyś głosem tysiąców — opasanyś ramionami tysiąców — kilka morgów ziemi wam zostało, co ledwo na wasze groby wystarczy — dwudziestu dni bronić się nie możecie. — Gdzie wasze działa, rynsztunki, żywność — a wreście, gdzie męstwo?... Gdybym był tobą, wiem, co bym uczynił. —
4042         
4043
4044
4045 MĄŻ
4046         
4047                 Słucham — patrz, jakem cierpliwy. —
4048         
4049
4050
4051 PANKRACY
4052         
4053                 — Ja więc, hr. Henryk, rzekłbym do Pankracego: „Zgoda — rozpuszczam mój hufiec, mój hufiec jedyny — nie idę na odsiecz Świętej Trójcy — a za to zostaję przy moim imieniu i dobrach, których całość warujesz mi słowem”. —
4054         
4055                 Wiele masz lat, hrabio? —
4056         
4057
4058
4059 MĄŻ
4060         
4061                 Trzydzieści sześć, obywatelu. —
4062         
4063
4064
4065 PANKRACY
4066         
4067                 Jeszcze piętnaście lat najwięcej — bo tacy ludzie niedługo żyją — twój syn bliższy grobu niż młodości — jeden wyjątek ogromowi nie szkodzi. — Bądź więc sobie ostatnim hrabią na tych równinach — panuj do śmierci w domu naddziadów — każ malować ich obrazy i rżnąć herby. — A o tych nędzarzach nie myśl już więcej. — Niech się wyrok ludu spełni nad nikczemnikami. —
4068         
4069                 nalewa sobie drugi puchar
4070                 
4071                 Zdrowie twoje, ostatni hrabio! —
4072         
4073
4074
4075 MĄŻ
4076         
4077                 Obrażasz mnie każdym słowem; zda się, próbujesz, czy zdołasz w niewolnika obrócić na dzień tryumfu swego. — Przestań, bo ja ci się odwdzięczyć nie mogę. — Opatrzność mojego słowa cię strzeże. —
4078         
4079
4080
4081 PANKRACY
4082         
4083                 Honor święty, honor rycerski wystąpił na scenę — zwiędły to łachman w sztandarze ludzkości. — O! Znam ciebie, przenikam ciebie — pełnyś życia, a łączysz się z umierającymi, bo chcesz się oszukać, bo chcesz wierzyć jeszcze w kasty, w kości prababek, w słowo „ojczyzna” i tam dalej — ale w głębi ducha sam wiesz, że braci twojej należy się kara, a po karze niepamięć. —
4084         
4085
4086
4087 MĄŻ
4088         
4089                 Tobie zaś i twoim cóż inszego?
4090         
4091
4092
4093 PANKRACY
4094         
4095                 Zwycięstwo i życie. — Jedno tylko prawo uznaję i przed nim kark schylam — tym prawem świat bieży w coraz wyższe kręgi — ono jest zgubą waszą i woła teraz przez moje usta:
4096                 
4097                 „Zgrzybiali, robaczywi, pełni napoju i jadła, ustąpcie młodym, zgłodniałym i silnym”. —
4098
4099                 Ale — ja pragnę cię wyratować — ciebie jednego. —
4100         
4101
4102
4103 MĄŻ
4104         
4105                 Bodajbyś zginął marnie za tę litość twoją. — Ja także znam świat twój i ciebie — patrzałem wśród cieniów nocy na pląsy motłochu, po karkach którego wspinasz się do góry — widziałem wszystkie stare zbrodnie świata, ubrane w szaty świeże, nowym kołujące tańcem — ale ich koniec ten sam co przed tysiącami lat — rozpusta, złoto i krew. — A ciebie tam nie było — nie raczyłeś zstąpić pomiędzy dzieci twoje — bo w głębi ducha ty pogardzasz nimi — kilka chwil jeszcze, a jeśli rozum cię nie odbieży, ty będziesz pogardzał sam sobą. —
4106         
4107                 Nie dręcz mnie więcej. —
4108         
4109                 siada pod herbem swoim
4110         
4111
4112
4113 PANKRACY
4114         
4115                 Świat mój jeszcze nie rozparł się w polu — zgoda — nie wyrósł na olbrzyma — łaknie dotąd chleba i wygód — ale przyjdą czasy —
4116         
4117                 wstaje, idzie ku Mężowi i opiera się na herbowym filarze
4118                 
4119                 Ale przyjdą czasy, w których on zrozumie siebie i powie o sobie: „Jestem” — a nie będzie drugiego głosu na świecie, co by mógł także odpowiedzieć: „Jestem”. —
4120         
4121
4122
4123 MĄŻ
4124         
4125                 Cóż dalej? —
4126         
4127
4128
4129 PANKRACY
4130         
4131                 Z pokolenia, które piastuję w sile woli mojej, narodzi się plemię ostatnie, najwyższe, najdzielniejsze. — Ziemia jeszcze takich nie widziała mężów. — Oni są ludźmi wolnymi, panami jej od bieguna do bieguna. — Ona cała jednym miastem kwitnącym, jednym domem szczęśliwym, jednym warsztatem bogactw i przemysłu. —
4132         
4133
4134
4135 MĄŻ
4136         
4137                 Słowa twoje kłamią — ale twarz twoja niewzruszona, blada, udać nie umie natchnienia. —
4138         
4139
4140
4141 PANKRACY
4142         
4143                 Nie przerywaj, bo są ludzie, którzy na klęczkach mnie o takie słowa prosili, a ja im tych słów skąpiłem. —
4144         
4145                 Tam spoczywa Bóg, któremu już śmierci nie będzie — Bóg, pracą i męką czasów odarty z zasłon — zdobyty na niebie przez własne dzieci, które niegdyś porozrzucał na ziemi, a one teraz przejrzały i dostały prawdy — Bóg ludzkości objawił się im.
4146         
4147
4148
4149 MĄŻ
4150         
4151                 A nam przed wiekami — ludzkość przezeń już zbawiona. —
4152         
4153
4154
4155 PANKRACY
4156         
4157                 Niechże się cieszy takim zbawieniem — nędzą dwóch tysięcy lat, upływających od Jego śmierci na krzyżu. —
4158         
4159
4160
4161 MĄŻ
4162         
4163                 Widziałem ten krzyż, bluźnierco, w starym, starym Rzymie — u stóp Jego leżały gruzy potężniejszych sił niż twoje — sto bogów, twemu podobnych, walało się w pyle, głowy skaleczonej podnieść nie śmiało ku Niemu — a On stał na wysokościach, święte ramiona wyciągał na wschód i na zachód, czoło święte maczał w promieniach słońca — znać było, że jest Panem świata. —
4164         
4165
4166
4167 PANKRACY
4168         
4169                 Stara powiastka — pusta jak chrzęst twego herbu. —
4170         
4171                 uderza o tarczą
4172                 
4173                 Ale ja dawniej czytałem twe myśli. — Jeśli więc umiesz sięgać w nieskończoność, jeśli kochasz prawdę i szukałeś jej szczerze, jeśliś człowiekiem na wzór ludzkości, nie na podobieństwo mamczynych piosneczek, słuchaj, nie odrzucaj tej chwili zbawienia. Krwi, którą oba wylejem dzisiaj, jutro śladu nie będzie — ostatni raz ci mówię — jeśliś tym, czym wydawałeś się niegdyś, wstań, porzuć dom i chodź za mną. —
4174         
4175
4176
4177 MĄŻ
4178         
4179                 Tyś młodszym bratem szatana. —
4180         
4181                 wstaje i przechadza się wzdłuż
4182                 
4183                 Daremne marzenia — kto ich dopełni? — Adam skonał na pustyni — my nie wrócim do raju.
4184         
4185
4186
4187 PANKRACY
4188         
4189                 na stronie
4190         
4191                 Zagiąłem palec popod serce jego — trafiłem do nerwu poezji. —
4192         
4193
4194
4195 MĄŻ
4196         
4197                 Postęp, szczęście rodu ludzkiego — i ja kiedyś wierzyłem — ot! macie, weźcie głowę moją, byleby... Stało się. — Przed stoma laty, przed dwoma wiekami polubowna ugoda mogła jeszcze... ale teraz, wiem — teraz trza mordować się nawzajem — bo teraz im tylko chodzi o zmianę plemienia. —
4198         
4199
4200
4201 PANKRACY
4202         
4203                 Biada zwyciężonym — nie wahaj się — powtórz raz tylko „biada” — i zwyciężaj z nami. —
4204         
4205
4206
4207 MĄŻ
4208         
4209                 Czyś zbadał wszystkie manowce Przeznaczenia — czy pod kształtem widomym stanęło Ono u wejścia namiotu twojego w nocy i olbrzymią dłonią błogosławiło tobie — lub w dzień czyś słyszał głos Jego o południu, kiedy wszyscy spali w skwarze, a tyś jeden rozmyślał — że mi tak pewno grozisz zwycięstwem, człowiecze z gliny, jako ja, niewolniku pierwszej lepszej kuli, pierwszego lepszego cięcia?
4210         
4211
4212
4213 PANKRACY
4214         
4215                 Nie łudź się marną nadzieją — bo nie draśnie mnie ołów, nie tknie się żelazo, dopóki jeden z was opiera się mojemu dziełu, a co później nastąpi, to już wam nic z tego. —
4216         
4217         
4218         Zegar bije.
4219         
4220         
4221                 Czas szydzi z nas obu. — Jeśliś znudzony życiem, przynajmniej ocal syna swego. —
4222         
4223
4224
4225 MĄŻ
4226         
4227                 Dusza jego czysta, już ocalona w niebie — a na ziemi los ojca go czeka. —
4228         
4229                 spuszcza głowę między dłonie i staje
4230         
4231
4232
4233 PANKRACY
4234         
4235                 Odrzuciłeś więc? —
4236         
4237         
4238         Chwila milczenia.
4239         
4240         
4241                 Milczysz — dumasz — dobrze — niechaj ten duma, co stoi nad grobem. —
4242         
4243
4244
4245 MĄŻ
4246         
4247                 Z dala od tajemnic, które za krańcami twoich myśli odbywają się teraz w głębi ducha mojego! — Świat cielska do ciebie należy — tucz go jadłem, oblewaj posoką i winem — ale dalej nie zachodź i precz, precz ode mnie! —
4248         
4249
4250
4251 PANKRACY
4252         
4253                 Sługo jednej myśli i kształtów jej, pedancie rycerzu, poeto, hańba tobie! — Patrz na mnie — myśli i kształty są woskiem palców moich. —
4254         
4255
4256
4257 MĄŻ
4258         
4259                 Darmo, ty mnie nie zrozumiesz nigdy — bo każden z ojców twoich pogrzeban z motłochem pospołu, jako rzecz martwa, nie jako człowiek z siłą i duchem. —
4260         
4261                 wyciąga rękę ku obrazom
4262                 
4263                 Spojrzyj na te postacie — myśl ojczyzny, domu, rodziny, myśl, nieprzyjaciółka twoja, na ich czołach wypisana zmarszczkami — a co w nich było i przeszło, dzisiaj we mnie żyje. — Ale ty, człowiecze, powiedz mi, gdzie jest ziemia twoja? — Wieczorem namiot twój rozbijasz na gruzach cudzego domu, o wschodzie go zwijasz i koczujesz dalej — dotąd nie znalazłeś ogniska swego i nie znajdziesz, dopóki stu ludzi zechce powtórzyć za mną: „Chwała ojcom naszym!” —
4264         
4265
4266
4267 PANKRACY
4268         
4269                 Tak, chwała dziadom twoim na ziemi i niebie — w rzeczy samej jest na co patrzyć.
4270         
4271                 Ów, starosta, baby strzelał po drzewach i Żydów piekł żywcem. — Ten z pieczęcią w dłoni i podpisem — „kanclerz” — sfałszował akta, spalił archiwa, przekupił sędziów, trucizną przyśpieszył spadki — stąd wsie twoje, dochody, potęga. — Tamten, czarniawy, z ognistym okiem, cudzołożył po domach przyjaciół — ów z Runem Złotym, w kolczudze włoskiej, znać służył u cudzoziemców — a ta pani blada, z ciemnymi puklami, kaziła się z giermkiem swoim — tamta czyta list kochanka i śmieje się, bo noc bliska — tamta, z pieskiem na robronie, królów była nałożnicą. — Stąd wasze genealogie bez przerwy, bez plamy. — Lubię tego w zielonym kaftanie — pił i polował z bracią szlachtą, a chłopów wysyłał, by z psami gonili jelenie. — Głupstwo i niedola kraju całego — oto rozum i moc wasza. — Ale dzień sądu bliski i w tym dniu obiecuję wam, że nie zapomnę o żadnym z was, o żadnym z ojców waszych, o żadnej chwale waszej. —
4272         
4273
4274
4275 MĄŻ
4276         
4277                 Mylisz się, mieszczański synu. — Ani ty, ani żaden z twoich by nie żył, gdyby ich nie wykarmiła łaska, nie obroniła potęga ojców moich. — Oni wam wśród głodu rozdawali zboże, wśród zarazy stawiali szpitale — a kiedyście z trzody zwierząt wyrośli na niemowlęta, oni wam postawili świątynie i szkoły — podczas wojny tylko zostawiali doma, bo wiedzieli, żeście nie do pola bitwy. —
4278         
4279                 Słowa twoje łamią się na ich chwale, jak dawniej strzały pohańców na ich świętych pancerzach — one ich popiołów nie wzruszą nawet — one zaginą jak skowyczenia psa wściekłego, co bieży i pieni się, aż skona gdzie na drodze. — A teraz czas już tobie wyniść z domu mego. — Gościu, wolno puszczam ciebie. —
4280         
4281
4282
4283 PANKRACY
4284         
4285                 Do widzenia na okopach Świętej Trójcy. —
4286                 
4287                 A kiedy wam kul zabraknie i prochu...
4288         
4289
4290
4291 MĄŻ
4292         
4293                 To się zbliżym na długość szabel naszych. — Do widzenia. —
4294         
4295
4296
4297 PANKRACY
4298         
4299                 Dwa orły z nas — ale gniazdo twoje strzaskane piorunem. —
4300         
4301                 bierze płaszcz i czapkę wolności
4302                 
4303                 Przechodząc próg ten, rzucam nań przeklęstwo, należne starości. — I ciebie, i syna twego poświęcam zniszczeniu. —
4304         
4305
4306
4307 MĄŻ
4308         
4309                 Hej, Jakubie!
4310         
4311         
4312         Jakub wchodzi.
4313         
4314         
4315                 Odprowadzić tego człowieka aż do ostatnich czat moich na wzgórzu. —
4316         
4317
4318
4319 JAKUB
4320         
4321                 Tak mi Panie Boże dopomóż! —
4322         
4323                 wychodzi
4324         
4325
4326
4327
4328
4329
4330
4331
4332
4333
4334
4335 CZĘŚĆ CZWARTA
4336
4337
4338
4339
4340
4341 Od baszt Świętej Trójcy do wszystkich szczytów skał, po prawej, po lewej, z tyłu i na przodzie leży mgła śnieżysta, blada, niewzruszona, milcząca, mara oceanu, który niegdyś miał brzegi swoje, gdzie te wierzchołki czarne, ostre, szarpane, i głębokości swoje, gdzie dolina, której nie widać, i słońce, które jeszcze się nie wydobyło. —
4342
4343
4344 Na wyspie granitowej, nagiej, stoją wieże zamku, wbite w skałę pracą dawnych ludzi i zrosłe ze skałą jak pierś ludzka z grzbietem u Centaura. — Ponad nimi sztandar się wznosi, najwyższy i sam jeden wśród szarych błękitów.
4345
4346
4347 Powoli śpiące obszary budzić się zaczną — w górze słychać szumy wiatrów — z dołu promienie się cisną — i kra z chmur pędzi po tym morzu z wyziewów. —
4348
4349
4350 Wtedy inne głosy, głosy ludzkie, przymieszają się do tej znikomej burzy i niesione na mglistych bałwanach, roztrącą się o stopy zamku. —
4351
4352
4353 Widna przepaść wśród obszarów, co pękły nad nią. —
4354
4355
4356
4357
4358
4359 Czarno tam w jej głębi, od głów ludzkich czarno — dolina cała zarzucona głowami ludzkimi, jako dno morza głazami. —
4360
4361
4362
4363
4364
4365 Słońce ze wzgórzów na skały wstępuje — w złocie unoszą się, w złocie roztapiają się chmury, a im bardziej nikną, tym lepiej słychać wrzaski, tym lepiej dojrzeć można tłumy, płynące u dołu. —
4366
4367
4368 Z gór podniosły się mgły — i konają teraz po nicościach błękitu. — Dolina Świętej Trójcy obsypana światłem migającej broni i Lud ciągnie zewsząd do niej jak do równiny Ostatniego Sądu. —
4369
4370
4371
4372
4373
4374
4375
4376
4377 Katedra w zamku Świętej Trójcy. —
4378
4379 Panowie, senatory, dygnitarze siedzą po obu stronach, każdy pod posągiem jakiego króla lub rycerza — za posągami tłumy szlachty — przed wielkim ołtarzem w głębi Arcybiskup w krześle złoconym, z mieczem na kolanach — za ołtarzem Chór Kapłanów. — Mąż stoi w progu przez chwilą, potem zaczyna iść powoli ku Arcybiskupowi ze sztandarem w ręku. —
4380
4381
4382 CHÓR KAPŁANÓW
4383         
4384                 Ostatnie sługi Twoje, w ostatnim kościele Syna Twego, błagamy Cię za czcią ojców naszych. — Od nieprzyjaciół wyratuj nas, Panie!
4385         
4386
4387
4388 PIERWSZY HRABIA
4389         
4390                 Patrz, z jaką dumą spogląda na wszystkich. —
4391         
4392
4393
4394 DRUGI HRABIA
4395         
4396                 Myśli, że świat podbił. —
4397         
4398
4399
4400 TRZECI HRABIA
4401         
4402                 A on się tylko nocą przedarł przez obóz chłopów. —
4403         
4404
4405
4406 PIERWSZY HRABIA
4407         
4408                 Sto trupów położył, a dwieście swoich stracił. —
4409         
4410
4411
4412 DRUGI HRABIA
4413         
4414                 Nie dajmy, by go wodzem obrali.
4415         
4416
4417
4418 MĄŻ
4419         
4420                 klęka przed Arcybiskupem
4421         
4422                 U stóp twoich składam zdobycz moją. —
4423         
4424
4425
4426 ARCYBISKUP
4427         
4428                 Przypasz miecz ten, błogosławiony niegdyś ręką Świętego Floriana. —
4429         
4430
4431
4432 GŁOSY
4433         
4434                 Niech żyje hr. Henryk — niech żyje!
4435         
4436
4437
4438 ARCYBISKUP
4439         
4440                 I przyjm ze znakiem Krzyża Św. dowództwo w tym zamku, ostatnim państwie naszym — wolą wszystkich mianuję cię wodzem. —
4441         
4442
4443
4444 GŁOSY
4445         
4446                 Niech żyje — niech żyje! —
4447         
4448
4449
4450 GŁOS JEDEN
4451         
4452                 Nie pozwalam. —
4453         
4454
4455
4456 INNE GŁOSY
4457         
4458                 Precz — precz — za drzwi! — Niech żyje Henryk! —
4459         
4460
4461
4462 MĄŻ
4463         
4464                 Jeśli kto ma co do zarzucenia mnie, niechaj wystąpi, wśród tłumu się nie kryje. —
4465         
4466         
4467         Chwila milczenia.
4468                 
4469         
4470                 Ojcze, szablę tę biorę i niech mi Bóg zrządzi zgon prędki, za wczesny, jeśli nią ocalić was nie zdołam. —
4471         
4472
4473
4474 CHÓR KAPŁANÓW
4475         
4476                 Daj mu siłę — daj mu Ducha Świętego, Panie! — Od nieprzyjaciół wyratuj nas, Panie!
4477         
4478
4479
4480 MĄŻ
4481         
4482                 Teraz przysięgnijcie wszyscy, że chcecie bronić wiary i czci przodków waszych — że głód i pragnienie umorzy was do śmierci, ale nie do hańby — nie do poddania się — nie do ustąpienia choćby jednego z praw Boga waszego lub waszych. —
4483         
4484
4485
4486 GŁOSY
4487         
4488                 Przysięgamy. —
4489         
4490         
4491
4492 Arcybiskup klęka i krzyż wznosi. Wszyscy klękają.
4493
4494
4495 CHÓR
4496         
4497                 Krzywoprzysięzca gniewem Twoim niech obarczon będzie! — Bojaźliwy gniewem Twoim niech obarczon będzie! — Zdrajca gniewem Twoim niech obarczon będzie! —
4498         
4499
4500
4501 GŁOSY
4502         
4503                 Przysięgamy. —
4504         
4505
4506
4507 MĄŻ
4508         
4509                 dobywa miecza
4510         
4511                 Teraz obiecuję wam sławę — u Boga wyproście zwycięstwo. —
4512                 
4513                 otoczony tłumem wychodzi
4514         
4515
4516
4517
4518
4519
4520 Jeden z dziedzińców Świętej Trójcy. — Mąż — Hrabiowie — Barony — Książęta — księża — szlachta.
4521
4522
4523 HRABIA
4524         
4525                 na stronę odprowadza Męża
4526         
4527                 Jakże — wszystko stracone? —
4528         
4529
4530
4531 MĄŻ
4532         
4533                 Nie wszystko — chyba że wam serca zabraknie przed czasem. —
4534         
4535
4536
4537 HRABIA
4538         
4539                 Przed jakim czasem?
4540         
4541
4542
4543 MĄŻ
4544         
4545                 Przed śmiercią. —
4546         
4547
4548
4549 BARON
4550         
4551                 odprowadza go w inszą stronę
4552         
4553                 Hrabio, podobno widziałeś się z tym okropnym człowiekiem. — Będzież on miał litości choć trochę nad nami, kiedy się dostaniem w ręce jego? —
4554         
4555
4556
4557 MĄŻ
4558         
4559                 Zaprawdę ci mówię, że o takiej litości żaden z ojców twoich nie słyszał — zowie się szubienica. —
4560         
4561
4562
4563 BARON
4564         
4565                 Trza się bronić jak można. —
4566         
4567
4568
4569 MĄŻ
4570         
4571                 Co Książę mówi? —
4572         
4573
4574
4575 KSIĄŻĘ
4576         
4577                 Parę słów na boku. —
4578         
4579                 odchodzi z nim
4580                 
4581                 To wszystko dobre jest dla gminu, ale między nami oczywistym jest, że się oprzeć nie zdołamy. —
4582         
4583
4584
4585 MĄŻ
4586         
4587                 Cóż więc pozostaje? —
4588         
4589
4590
4591 KSIĄŻĘ
4592         
4593                 Obrano cię wodzem, a zatem do ciebie należy rozpocząć układy. —
4594         
4595
4596
4597 MĄŻ
4598         
4599                 Ciszej — ciszej! —
4600         
4601
4602
4603 KSIĄŻĘ
4604         
4605                 Dlaczego? —
4606         
4607
4608
4609 MĄŻ
4610         
4611                 Boś, Mości Książę, już na śmierć zasłużył. —
4612         
4613                 odwraca się do tłumu
4614                 
4615                 Kto wspomni o poddaniu się, ten śmiercią karanym będzie. —
4616         
4617
4618
4619 BARON, HRABIA, KSIĄŻĘ
4620         
4621                 razem
4622         
4623                 Kto wspomni o poddaniu się, ten śmiercią karanym będzie. —
4624         
4625
4626
4627 WSZYSCY
4628         
4629                 Śmiercią — śmiercią — vivat!
4630         
4631
4632
4633 Wychodzą.
4634
4635
4636
4637
4638
4639 Krużganek na szczycie wieży. — Mąż, — Jakub.
4640
4641
4642 MĄŻ
4643         
4644                 Gdzie syn mój?
4645         
4646
4647
4648 JAKUB
4649         
4650                 W wieży północnej usiadł na progu starego więzienia i śpiewa proroctwa. —
4651         
4652
4653
4654 MĄŻ
4655         
4656                 Najmocniej osadź basztę Eleonory — sam nie ruszaj się stamtąd i co kilka minut patrzaj lunetą na obóz buntowników. —
4657         
4658
4659
4660 JAKUB
4661         
4662                 Warto by, tak mi Panie Boże dopomóż, dla zachęty rozdać naszym po szklance wódki. —
4663         
4664
4665
4666 MĄŻ
4667         
4668                 Jeśli potrzeba, każ otworzyć nawet piwnice naszych hrabiów i książąt. —
4669         
4670         
4671         Jakub wychodzi. — Mąż wchodzi kilkoma schodami wyżej, pod sam sztandar, na płaski taras. —
4672                 
4673         
4674                 Całym wzrokiem oczu moich, całą nienawiścią serca obejmuję was, wrogi. — Teraz już nie marnym głosem, nie mdłym natchnieniem będę walczył z wami, ale żelazem i ludźmi, którzy mnie się poddali. —
4675                 
4676                 Jakże tu dobrze być panem, być władzcą — choćby z łoża śmierci spoglądać na cudze wole, skupione naokoło siebie, i na was, przeciwników moich, zanurzonych w przepaści, krzyczących z jej głębi ku mnie, jak potępieni wołają ku niebu. —
4677                 
4678                 Dni kilka jeszcze, a może mnie i tych wszystkich nędzarzy, co zapomnieli o wielkich ojcach swoich, nie będzie — ale bądź co bądź — dni kilka jeszcze pozostało — użyję ich rozkoszy mej kwoli — panować będę — walczyć będę — żyć będę. — To moja pieśń ostatnia! —
4679                 
4680                 Nad skałami zachodzi słońce w długiej, czarnej trumnie z wyziewów. — Krew promienista zewsząd leje się na dolinę. — Znaki wieszcze zgonu mojego, pozdrawiam was szczerszym, otwartszym sercem, niż kiedykolwiek wprzódy witałem obietnice wesela, ułudy, miłości. —
4681                 
4682                 Bo nie podłą pracą, nie podstępem, nie przemysłem doszedłem końca życzeń moich — ale nagle, znienacka, tak, jakom marzył zawżdy.
4683                 
4684                 I teraz tu stoję na pograniczach snu wiecznego wodzem tych wszystkich, co mi wczoraj jeszcze równymi byli. —
4685         
4686
4687
4688
4689
4690
4691 Komnata w zamku, oświecona pochodniami — Orcio siedzi na łożu — Mąż wchodzi i składa broń na stole.
4692
4693
4694 MĄŻ
4695         
4696                 Sto ludzi zostawić na szańcach — reszta niech odpocznie po tak długiej bitwie. —
4697         
4698
4699
4700 GŁOS ZA DRZWIAMI
4701         
4702                 Tak mi Panie Boże dopomóż! —
4703         
4704
4705
4706 MĄŻ
4707         
4708                 Zapewne słyszałeś wystrzały, odgłosy naszej wycieczki — ale bądź dobrej myśli, dziecię moje, nie przepadniemy jeszcze ni dzisiaj, ni jutro. —
4709         
4710
4711
4712 ORCIO
4713         
4714                 Słyszałem, ale to nie tknęło mi serca — huk przeleciał i nie ma go więcej — co innego w dreszcz mnie wprawia, Ojcze.
4715         
4716
4717
4718 MĄŻ
4719         
4720                 Lękałeś się o mnie. —
4721         
4722
4723
4724 ORCIO
4725         
4726                 Nie — bo wiem, że twoja godzina nie nadeszła jeszcze.
4727         
4728
4729
4730 MĄŻ
4731         
4732                 Sami jesteśmy — ciężar spadł mi z duszy na dzisiaj, — bo tam w dolinie leżą ciała pobitych wrogów. — Opowiedz mi wszystkie myśli twoje — będę ich słuchał, jak dawniej w domu naszym. —
4733         
4734
4735
4736 ORCIO
4737         
4738                 Za mną, za mną, Ojcze — tam straszny sąd co noc się powtarza. —
4739         
4740                 idzie ku drzwiom skrytym w murze i otwiera je
4741         
4742
4743
4744 MĄŻ
4745         
4746                 Gdzie idziesz? — Kto ci pokazał to przejście? — Tam lochy wiecznie ciemne, tam gniją dawnych ofiar kości. —
4747         
4748
4749
4750 ORCIO
4751         
4752                 Gdzie oko twoje, zwyczajne słońcu, nie dowidzi — tam duch mój stąpać umie. — Ciemności, idźcie do ciemności! —
4753         
4754                 zstępuje
4755         
4756
4757
4758
4759
4760
4761 Lochy podziemne — kraty żelazne, kajdany, narzędzia do tortur, połamane, leżące na ziemi. — Mąż z pochodnią u stóp głazu, na którym Orcio stoi.
4762
4763
4764 MĄŻ
4765         
4766                 Zejdź, błagam cię, zejdź do mnie. —
4767         
4768
4769
4770 ORCIO
4771         
4772                 Czy nie słyszysz ich głosów, czy nie widzisz ich kształtów?
4773         
4774
4775
4776 MĄŻ
4777         
4778                 Milczenie grobów — a światło pochodni na kilka stóp tylko rozświeca przed nami.
4779         
4780
4781
4782 ORCIO
4783         
4784                 Coraz już bliżej — coraz już widniej — idą spod ciasnych sklepień jeden po drugim i tam zasiadają w głębi.
4785         
4786
4787
4788 MĄŻ
4789         
4790                 W szaleństwie twoim potępienie moje — szalejesz, dziecię — i siły moje niszczysz, kiedy mi ich tyle potrzeba. —
4791         
4792
4793
4794 ORCIO
4795         
4796                 Widzę duchem blade ich postacie, poważne, kupiące się na sąd straszny. — Oskarżony już nadchodzi i jako mgła płynie. —
4797         
4798
4799
4800 CHÓR GŁOSÓW
4801         
4802                 Siłą nam daną — za męki nasze, my, niegdyś przykuci, smagani, dręczeni, żelazem rwani, trucizną pojeni, przywaleni cegłami i żwirem, dręczmy i sądźmy, sądźmy i potępiajmy — a kary Szatan się podejmie. —
4803         
4804
4805
4806 MĄŻ
4807         
4808                 Co widzisz? —
4809         
4810
4811
4812 ORCIO
4813         
4814                 Oskarżony — oskarżony — ot, załamał dłonie. —
4815         
4816
4817
4818 MĄŻ
4819         
4820                 Kto on jest? —
4821         
4822
4823
4824 ORCIO
4825         
4826                 Ojcze — Ojcze!
4827         
4828
4829
4830 GŁOS JEDEN
4831         
4832                 Na tobie się kończy ród przeklęty — w tobie ostatnim zebrał wszystkie siły swoje i wszystkie namiętności swe, i całą dumę swoją, by skonać. —
4833         
4834
4835
4836 CHÓR GŁOSÓW
4837         
4838                 Za to, żeś nic nie kochał, nic nie czcił prócz siebie, prócz siebie i myśli twych, potępion jesteś — potępion na wieki. —
4839         
4840
4841
4842 MĄŻ
4843         
4844                 Nic dojrzeć nie mogę, a słyszę spod ziemi, nad ziemią, po bokach westchnienia i żale, wyroki i groźby. —
4845         
4846
4847
4848 ORCIO
4849         
4850                 On teraz podniósł głowę, jako ty, Ojcze, kiedy się gniewasz — i odparł dumnym słowem, jako ty, Ojcze, kiedy pogardzasz. —
4851         
4852
4853
4854 CHÓR GŁOSÓW
4855         
4856                 Daremno — daremno — ratunku nie ma dla niego ni na ziemi, ni w niebie.
4857         
4858
4859
4860 GŁOS JEDEN
4861         
4862                 Dni kilka jeszcze chwały ziemskiej, znikomej, której mnie i braci moich pozbawili naddziady twoje — a potem zaginiesz ty i bracia twoi — i pogrzeb wasz jest bez dzwonów żałoby — bez łkania przyjaciół i krewnych — jako nasz był kiedyś na tej samej skale boleści. —
4863         
4864
4865
4866 MĄŻ
4867         
4868                 Znam ja was, podłe duchy, marne ogniki, latające wśród ogromów anielskich. —
4869         
4870                 idzie kilka kroków naprzód
4871         
4872
4873
4874 ORCIO
4875         
4876                 Ojcze, nie zapuszczaj się w głąb — na Chrystusa imię święte zaklinam cię, Ojcze. —
4877         
4878
4879
4880 MĄŻ
4881         
4882                 wraca
4883         
4884                 Powiedz, powiedz, kogo widzisz? —
4885         
4886
4887
4888 ORCIO
4889         
4890                 To postać —
4891         
4892
4893
4894 MĄŻ
4895         
4896                 Czyja?
4897         
4898
4899
4900 ORCIO
4901         
4902                 To drugi ty jesteś — cały blady — spętany teraz męczą ciebie — słyszę jęki twoje —
4903
4904                 pada na kolana
4905                 
4906                 Przebacz mi, Ojcze — Matka pośród nocy przyszła i kazała...
4907                 
4908                 mdleje
4909         
4910
4911
4912 MĄŻ
4913         
4914                 chwyta go w objęcia
4915         
4916                 Tego nie dostawało. — Ha! dziecię własne przywiodło mnie do progu piekła! — Mario! — nieubłagany duchu — Boże! i Ty, druga Maryjo, do której modliłem się tyle! —
4917                 
4918                 Tam poczyna się nieskończoność mąk i ciemności. — Nazad! — muszę jeszcze walczyć z ludźmi — potem wieczna walka. —
4919                 
4920                 ucieka z synem
4921         
4922
4923
4924 CHÓR GŁOSÓW
4925         
4926                 w oddali
4927         
4928                 Za to, żeś nic nie kochał, nic nie czcił prócz siebie, prócz siebie i myśli twych, potępion jesteś — potępion na wieki. —
4929         
4930
4931
4932
4933
4934
4935 Sala w zamku Świętej Trójcy. — Mąż, kobiety, dzieci, kilku starców i hrabiów klęczących u stóp jego — Ojciec Chrzestny stoi w środku sali — tłum w głębi — zbroje zawieszone, gotyckie filary, ozdoby, okna. —
4936
4937
4938 MĄŻ
4939         
4940                 Nie — przez syna mego — przez żonę nieboszczkę moją, nie — jeszcze raz mówię — nie. —
4941         
4942
4943
4944 GŁOSY KOBIECE
4945         
4946                 Zlituj się — głód pali wnętrzności nasze i dzieci naszych — dniem i nocą strach nas pożera. —
4947         
4948
4949
4950 GŁOSY MĘŻCZYZN
4951         
4952                 Jeszcze pora — słuchaj posła — nie odsyłaj posła. —
4953         
4954
4955
4956 OJCIEC CHRZESTNY
4957         
4958                 Całe życie moje obywatelskim było i nie zważam na twoje wyrzuty, Henryku. — Jeślim się podjął urzędu poselskiego, który w tej chwili sprawuję, to że znam wiek mój i cenić umiem całą wartość jego. — Pankracy jest reprezentantem obywatelem, że tak rzekę...
4959         
4960
4961
4962 MĄŻ
4963         
4964                 Precz z oczu moich, stary. —
4965         
4966                 na stronie do Jakuba
4967                 
4968                 Przyprowadź tu oddział naszych. —
4969         
4970
4971
4972 Jakub wychodzi — kobiety powstają i płaczą. — mężczyźni się oddalają o kilka kroków.
4973
4974
4975 BARON
4976         
4977                 Zgubiłeś nas, Hrabio. —
4978         
4979
4980
4981 DRUGI
4982         
4983                 Wypowiadamy ci posłuszeństwo. —
4984         
4985
4986
4987 KSIĄŻĘ
4988         
4989                 Sami ułożymy z tym zacnym obywatelem warunki poddania zamku. —
4990         
4991
4992
4993 OJCIEC CHRZESTNY
4994         
4995                 Wielki mąż, który mnie przysłał, obiecuje wam życie, bylebyście przyłączyli się do niego i uznali dążenie wieku. —
4996         
4997
4998
4999 KILKA GŁOSÓW
5000         
5001                 Uznajemy — uznajemy. —
5002         
5003
5004
5005 MĄŻ
5006         
5007                 Kiedyście mnie wezwali, przysiągłem zginąć na tych murach — dotrzymam i wy wszyscy zginiecie wraz ze mną. —
5008         
5009                 Ha! chce się wam żyć jeszcze! —
5010         
5011                 Ha! zapytajcie ojców waszych, po co gnębili i panowali! —
5012         
5013                 do Hrabiego
5014                 
5015                 A ty czemu uciskałeś poddanych? —
5016                 
5017                 do drugiego
5018                 
5019                 A ty czemu przepędziłeś wiek młody na kartach i podróżach daleko od Ojczyzny? —
5020                 
5021                 do innego
5022                 
5023                 Ty się podliłeś wyższym, gardziłeś niższymi. —
5024
5025                 do jednej z kobiet
5026                 
5027                 Dlaczegóżeś dzieci nie wychowała sobie na obrońców — na rycerzy? — Teraz by ci się zdały na coś. — Aleś kochała Żydów, adwokatów — proś ich o życie teraz. —
5028                 
5029                 staje i wyciąga ramiona
5030                 
5031                 Czego się tak śpieszycie do hańby — co was tak nęci, by upodlić wasze ostatnie chwile? — Naprzód raczej ze mną, naprzód, Mości Panowie, tam gdzie kule i bagnety — nie tam gdzie szubienica i kat milczący, z powrozem w dłoni na szyje wasze. —
5032         
5033
5034
5035 KILKA GŁOSÓW
5036         
5037                 Dobrze mówi — na bagnety! —
5038         
5039
5040
5041 INNE GŁOSY
5042         
5043                 Kawałka chleba już nie ma. —
5044         
5045
5046
5047 KOBIECE GŁOSY
5048         
5049                 Dzieci nasze, dzieci wasze! —
5050         
5051
5052
5053 WIELE GŁOSÓW
5054         
5055                 Poddać się trzeba — układy — układy! —
5056         
5057
5058
5059 OJCIEC CHRZESTNY
5060         
5061                 Obiecuję wam całość, że tak rzekę, nietykalność osób i ciał waszych. —
5062         
5063
5064
5065 MĄŻ
5066         
5067                 przybliża się do Ojca Chrzestnego i chwyta go za piersi
5068         
5069                 Święta osobo posła, idź skryć siwą głowę pod namioty przechrztów i szewców, bym ją krwią twoją własną nie zmazał. —
5070         
5071                 
5072         Wchodzi oddział zbrojnych z Jakubem.
5073                 
5074         
5075                 Na cel mi wziąć to czoło zorane zmarszczkami marnej nauki — na cel tę czapkę wolności, drżącą od tchnienia słów moich na tej głowie bez mózgu. —
5076         
5077
5078
5079 Ojciec Chrzestny się wymyka.
5080
5081
5082 WSZYSCY
5083         
5084                 razem
5085         
5086                 Związać go — wydać Pankracemu! —
5087         
5088
5089
5090 MĄŻ
5091         
5092                 Chwila jeszcze, Mości Panowie! — Chodzi od jednego żołnierza do drugiego. Z tobą, zda mi się, wdzierałem się na góry za dzikim zwierzem — pamiętasz, wyrwałem cię z przepaści. —
5093         
5094                 do innych
5095                 
5096                 Z wami rozbiłem się na skałach Dunaju — Hieronimie, Krzysztofie, byliście ze mną na Czarnym Morzu. —
5097                 
5098                 do innych
5099                 
5100                 Wam odbudowałem chaty zgorzałe. —
5101                 
5102                 do innych
5103                 
5104                 Wyście uciekli do mnie od złego pana. — A teraz mówcie — pójdziecie za mną czy zostawicie mnie samego, ze śmiechem na ustach, żem wpośród tylu ludzi jednego człowieka nie znalazł? —
5105         
5106
5107
5108 WSZYSCY
5109         
5110                 Niech żyje hr. Henryk — niech żyje! —
5111         
5112
5113
5114 MĄŻ
5115         
5116                 Rozdać im, co zostało wędliny i wódki — a potem na mury! —
5117         
5118
5119
5120 WSZYSCY ŻOŁNIERZE
5121         
5122                 Wódki — mięsa — a potem na mury! —
5123         
5124
5125
5126 MĄŻ
5127         
5128                 Idź z nimi, a za godzinę bądź gotów do walki. —
5129         
5130
5131
5132 JAKUB
5133         
5134                 Tak mi Panie Boże dopomóż! —
5135         
5136
5137
5138 GŁOSY KOBIECE
5139         
5140                 Przeklinamy cię za niewiniątka nasze! —
5141         
5142
5143
5144 INNE GŁOSY
5145         
5146                 Za ojców naszych. —
5147         
5148
5149
5150 INNE GŁOSY
5151         
5152                 Za żony nasze. —
5153         
5154
5155
5156 MĄŻ
5157         
5158                 A ja was za podłość waszą. —
5159         
5160                 wychodzi
5161         
5162
5163
5164
5165
5166
5167 Okopy Świętej Trójcy. — Trupy naokoło — działa potrzaskane — broń leżąca na ziemi. — Tu i ówdzie biegną żołnierze — Mąż oparty o szaniec, Jakub przy nim.
5168
5169
5170 MĄŻ
5171         
5172                 szablę chowając do pochwy
5173         
5174                 Nie ma rozkoszy, jak grać w niebezpieczeństwo i wygrywać zawżdy, a kiedy nadejdzie przegrać — to raz jeden tylko. —
5175         
5176
5177
5178 JAKUB
5179         
5180                 Ostatnimi naszymi nabojami skropieni odstąpili, ale tam w dole się gromadzą i niedługo wrócą do szturmu — darmo, nikt losu przeznaczonego nie uszedł, od kiedy świat światem. —
5181         
5182
5183
5184 MĄŻ
5185         
5186                 Nie ma już więcej kartaczy? —
5187         
5188
5189
5190 JAKUB
5191         
5192                 Ani kul, ani lotek, ani śrutu — wszystko się przebiera nareszcie. —
5193         
5194
5195
5196 MĄŻ
5197         
5198                 A więc syna mi przyprowadź, bym go raz jeszcze uściskał. —
5199         
5200         
5201         Jakub odchodzi.
5202         
5203         
5204                 Dym bitwy zamglił oczy moje — zda mi się, jakby dolina wzdymała się i opadała nazad — skały w sto kątów łamią się i krzyżują — dziwnym szykiem także ciągną myśli moje. —
5205                 
5206                 siada na murze
5207                 
5208                 Człowiekiem być nie warto — Aniołem nie warto. — Pierwszy z Archaniołów po kilku wiekach, tak jak my po kilku latach bytu, uczuł nudę w sercu swoim i zapragnął potężniejszych sił. — Trza być Bogiem lub nicością. —
5209         
5210                 
5211         Jakub przychodzi z Orciem.
5212                 
5213         
5214                 Weź kilku naszych, obejdź sale zamkowe i pędź do murów wszystkich, co spotkasz. —
5215         
5216
5217
5218 JAKUB
5219         
5220                 Bankierów i hrabiów, i książąt. —
5221         
5222                 odchodzi
5223         
5224
5225
5226 MĄŻ
5227         
5228                 Chodź, synu — połóż tu rękę swoją na dłoni mojej — czołem ust moich się dotknij — czoło matki twojej niegdyś było takiej samej bieli i miękkości. —
5229         
5230
5231
5232 ORCIO
5233         
5234                 Słyszałem głos jej dzisiaj, nim zerwali się męże twoi do broni — słowa jej płynęły tak lekko jak wonie, i mówiła: „Dziś wieczorem zasiądziesz przy mnie”. —
5235         
5236
5237
5238 MĄŻ
5239         
5240                 Czy wspomniała choćby imię moje? —
5241         
5242
5243
5244 ORCIO
5245         
5246                 Mówiła: „Dziś wieczorem czekam na syna mego”. —
5247         
5248
5249
5250 MĄŻ
5251         
5252                 na stronie
5253         
5254                 U końca drogi czyż opadnie mnie siła? — Nie daj tego, Boże! — Za jedną chwilę odwagi masz mnie więźniem twoim przez wieczność całą. —
5255                 
5256                 głośno
5257                 
5258                 O synu, przebacz, żem ci dał życie — rozstajemy się — czy wiesz, na jak długo? —
5259         
5260
5261
5262 ORCIO
5263         
5264                 Weź mnie i nie puszczaj — nie puszczaj — ja cię pociągnę za sobą. —
5265         
5266
5267
5268 MĄŻ
5269         
5270                 Różne drogi nasze — ty zapomnisz o mnie wśród chórów anielskich, ty kropli rosy nie rzucisz mi z góry. — O Jerzy — Jerzy! — O synu mój! —
5271         
5272
5273
5274 ORCIO
5275         
5276                 Co za krzyki! — Drżę cały — coraz groźniej — coraz bliżej — huk dział i strzelb się rozlega — godzina ostatnia, przepowiedziana, ciągnie ku nam. —
5277         
5278
5279
5280 MĄŻ
5281         
5282                 Śpieszaj, śpieszaj, Jakubie! —
5283         
5284
5285         
5286 Orszak hrabiów i książąt przechodzi przez dolny dziedziniec — Jakub z żołnierzami idzie za nim.
5287
5288
5289 GLOS JEDEN
5290         
5291                 Daliście odłamki broni i bić się każecie. —
5292         
5293
5294
5295 GŁOS DRUGI
5296         
5297                 Henryku, ulituj się! —
5298         
5299
5300
5301 TRZECI
5302         
5303                 Nie gnaj nas słabych, zgłodniałych ku murom! —
5304         
5305
5306
5307 INNE GŁOSY
5308         
5309                 Gdzie nas pędzą — gdzie?
5310         
5311
5312
5313 MĄŻ
5314         
5315                 do nich
5316         
5317                 Na śmierć. —
5318                 
5319                 do syna
5320                 
5321                 Tym uściskiem chciałbym się z tobą połączyć na wieki — ale trza mi w inszą stronę. —
5322         
5323
5324
5325 Orcio pada, trafiony kulą.
5326
5327
5328 GŁOS W GÓRZE
5329         
5330                 Do mnie, do mnie duchu czysty — do mnie, synu mój! —
5331         
5332
5333
5334 MĄŻ
5335         
5336                 Hej! do mnie, ludzie moi! —
5337         
5338                 dobywa szabli i przykłada do ust leżącego
5339                 
5340                 Klinga szklanna jak wprzódy — oddech i życie uleciały razem. —
5341                 Hej! tu — naprzód — już się wdarli na długość szabli mojej — nazad, w przepaść, syny wolności! — 
5342         
5343
5344
5345 Zamieszanie i bitwa.
5346
5347
5348
5349
5350
5351 Insza strona okopów — słychać odgłosy walki — Jakub rozciągnięty na murze — Mąż nadbiega, krwią oblany.
5352
5353
5354 MĄŻ
5355         
5356                 Cóż ci jest, mój wierny, mój stary? —
5357         
5358
5359
5360 JAKUB
5361         
5362                 Niech ci czart odpłaci w piekle upór twój i męki moje. — Tak mi Panie Boże dopomóż! —
5363         
5364                 umiera
5365         
5366
5367
5368 MĄŻ
5369         
5370                 rzucając płaszcz
5371         
5372                 Niepotrzebnyś mi dłużej — wyginęli moi, a tamci klęcząc wyciągają ramiona ku zwycięzcom i bełkocą o miłosierdzie! —
5373                 
5374                 spoziera naokoło
5375                 
5376                 Nie nadchodzą jeszcze w tę stronę — jeszcze czas — odpocznijmy chwilę. — Ha! już się wdarli na wieżę północną — ludzie nowi się wdarli na wieżę północną — i patrzą, czy gdzie nie odkryją hrabiego Henryka. — Jestem tu — jestem — ale wy mnie sądzić nie będziecie. — Ja się już wybrałem w drogę — ja stąpam ku sądowi Boga. —
5377                 
5378                 staje na odłamku baszty, wiszącym nad samą przepaścią
5379                 
5380                 Widzę ją całą czarną, obszarami ciemności płynącą do mnie, wieczność moją bez brzegów, bez wysep, bez końca, a pośrodku jej Bóg, jak słońce, co się wiecznie pali — wiecznie jaśnieje — a nic nie oświeca. —
5381                 
5382                 krokiem dalej się posuwa
5383                 
5384                 Biegną, zobaczyli mnie — Jezus, Maryja! — Poezjo, I bądź mi przeklęta, jako ja sam będę na wieki! — Ramiona, idźcie i przerzynajcie te wały!
5385                 
5386                 skacze w przepaść
5387         
5388
5389
5390
5391
5392
5393 Dziedziniec zamkowy. — Pankracy — Leonard — Bianchetti na czele tłumów — przed nimi przechodzą Hrabiowie, Książęta, z żonami i dziećmi, w łańcuchach. —
5394
5395
5396 PANKRACY
5397         
5398                 Twoje imię? —
5399         
5400
5401
5402 HRABIA
5403         
5404                 Krzysztof na Volsagunie. —
5405         
5406
5407
5408 PANKRACY
5409         
5410                 Ostatni raz go wymówiłeś — a twoje?
5411         
5412
5413
5414 KSIĄŻĘ
5415         
5416                 Władysław, pan Czarnolasu. —
5417         
5418
5419
5420 PANKRACY
5421         
5422                 Ostatni raz go wymówiłeś — a twoje?
5423         
5424
5425
5426 BARON
5427         
5428                 Aleksander z Godalberg. —
5429         
5430
5431
5432 PANKRACY
5433         
5434                 Wymazane spośród żyjących — idź! —
5435         
5436
5437
5438 BIANCHETTI
5439         
5440                 do Leonarda
5441         
5442                 Dwa miesiące nas trzymali, a nędzny rząd armat i lada jakie parapety. —
5443         
5444
5445
5446 LEONARD
5447         
5448                 Czy dużo ich tam jeszcze? —
5449         
5450
5451
5452 PANKRACY
5453         
5454                 Oddaję ci wszystkich — niech ich krew płynie dla przykładu świata — a kto z was mi powie, gdzie Henryk, temu daruję życie. —
5455         
5456
5457
5458 RÓŻNE GŁOSY
5459         
5460                 Zniknął przy samym końcu. —
5461         
5462
5463
5464 OJCIEC CHRZESTNY
5465         
5466                 Staję teraz jako pośrednik między tobą a niewolnikami twoimi — tymi przezacnego rodu obywatelami, którzy, wielki człowiecze, klucze zamku Św. Trójcy złożyli w ręce twoje.
5467         
5468
5469
5470 PANKRACY
5471         
5472                 Pośredników nie znam tam, gdzie zwyciężyłem siłą własną. — Sam dopilnujesz ich śmierci. —
5473         
5474
5475
5476 OJCIEC CHRZESTNY
5477         
5478                 Całe życie moje obywatelskim było, czego są dowody niemałe, a jeślim się połączył z wami, to nie na to, bym własnych braci szlachtę...
5479         
5480
5481
5482 PANKRACY
5483         
5484                 Wziąść starego doktrynera — precz; w jedną drogę z nimi! —
5485         
5486         
5487         Żołnierze otaczają Ojca Chrzestnego i niewolników.
5488                 
5489         
5490                 Gdzie Henryk? — czy kto z was nie widział go żywym lub umarłym? — Wór pełny złota za Henryka — choćby za trupa jego! —
5491         
5492                 
5493         Oddział zbrojnych schodzi z murów.
5494                 
5495         
5496                 A wy nie widzieliście Henryka? —
5497         
5498         
5499
5500
5501 NACZELNIK ODDZIAŁU
5502         
5503                 Obywatelu wodzu, udałem się za rozkazem generała Bianchetti ku stronie zachodniej szańców, zaraz na początku wejścia naszego do fortecy, i na trzecim zakręcie bastionu ujrzałem człowieka rannego i stojącego bez broni przy ciele drugiego. — Kazałem podwoić kroku, by schwytać — ale nim zdążyliśmy, ów człowiek zeszedł trochę niżej, stanął na głazie chwiejącym się i patrzał chwilę obłąkanym wzrokiem — potem wyciągnął ręce jak pływacz, który ma dać nurka, i pchnął się z całej siły naprzód — słyszeliśmy wszyscy odgłos ciała spadającego po urwiskach — a oto szabla, znaleziona kilka kroków dalej. —
5504         
5505
5506
5507 PANKRACY
5508         
5509                 biorąc szablę
5510         
5511                 Ślady krwi na rękojeści — poniżej herb jego domu. —
5512                 
5513                 To pałasz hrabiego Henryka — on jeden spośród was dotrzymał słowa. — Za to chwała jemu, giliotyna wam. —
5514                 
5515                 Generale Bianchetti, zatrudnij się zburzeniem warowni i dopełnieniem wyroku. —
5516                 
5517                 Leonardzie! —
5518                 
5519                 wstępuje na basztę z Leonardem
5520         
5521
5522         
5523 LEONARD
5524         
5525                 Po tylu nocach bezsennych powinien byś odpocząć, mistrzu — znać strudzenie na rysach twoich. —
5526         
5527
5528
5529 PANKRACY
5530         
5531                 Nie czas mi jeszcze zasnąć, dziecię, bo dopiero połowa pracy dojdzie końca swojego z ich ostatnim westchnieniem. — Patrz na te obszary — na te ogromy, które stoją w poprzek między mną a myślą moją — trza zaludnić te puszcze — przedrążyć te skały — połączyć te jeziora — wydzielić grunt każdemu, by we dwójnasób tyle życia się urodziło na tych równinach, ile śmierci teraz na nich leży. — Inaczej dzieło zniszczenia odkupionym nie jest. —
5532         
5533
5534
5535 LEONARD
5536         
5537                 Bóg Wolności sił nam podda. —
5538         
5539
5540
5541 PANKRACY
5542         
5543                 Co mówisz o Bogu — ślisko tu od krwi ludzkiej. — Czyjaż to krew? — Za nami dziedzińce zamkowe — sami jesteśmy, a zda mi się, jakoby tu był ktoś trzeci. —
5544         
5545
5546
5547 LEONARD
5548         
5549                 Chyba to ciało przebite. —
5550         
5551
5552
5553 PANKRACY
5554         
5555                 Ciało jego powiernika — ciało martwe — ale tu duch czyjś panuje — a ta czapka — ten sam herb na niej — dalej, patrz, kamień wystający nad przepaścią — na tym miejscu serce jego pękło. —
5556         
5557
5558
5559 LEONARD
5560         
5561                 Bledniesz, mistrzu. —
5562         
5563
5564
5565 PANKRACY
5566         
5567                 Czy widzisz tam wysoko — wysoko? —
5568         
5569
5570
5571 LEONARD
5572         
5573                 Nad ostrym szczytem widzę chmurę pochyłą, na której dogasają promienie słońca. —
5574         
5575
5576
5577 PANKRACY
5578         
5579                 Znak straszny pali się na niej. —
5580         
5581
5582
5583 LEONARD
5584         
5585                 Chyba cię myli wzrok. —
5586         
5587
5588
5589 PANKRACY
5590         
5591                 Milion ludu słuchało mnie przed chwilą — gdzie jest lud mój? —
5592         
5593
5594
5595 LEONARD
5596         
5597                 Słyszysz ich okrzyki — wołają ciebie — czekają na ciebie. —
5598         
5599
5600
5601 PANKRACY
5602         
5603                 Plotły kobiety i dzieci, że się tak zjawić ma, lecz dopiero w ostatni dzień. —
5604         
5605
5606
5607 LEONARD
5608         
5609                 Kto? —
5610         
5611
5612
5613 PANKRACY
5614         
5615                 Jak słup śnieżnej jasności, stoi ponad przepaściami — oburącz wspart na krzyżu, jak na szabli mściciel. — Ze splecionych piorunów korona cierniowa.
5616         
5617
5618
5619 LEONARD
5620         
5621                 Co się z tobą dzieje? co tobie jest? —
5622         
5623
5624
5625 PANKRACY
5626         
5627                 Od błyskawicy tego wzroku chyba mrze, kto żyw. —
5628         
5629
5630
5631 LEONARD
5632         
5633                 Coraz to bardziej rumieniec zbiega ci z twarzy — chodźmy stąd — chodźmy — czy słyszysz mnie? —
5634         
5635
5636
5637 PANKRACY
5638         
5639                 Połóż mi dłonie na oczach — zadław mi pięściami źrenice — oddziel mnie od tego spojrzenia, co mnie rozkłada w proch. —
5640         
5641
5642
5643 LEONARD
5644         
5645                 Czy dobrze tak? —
5646         
5647
5648
5649 PANKRACY
5650         
5651                 Nędzne ręce twe — jak u ducha bez kości i mięsa — przejrzyste jak woda — przejrzyste jak szkło — przejrzyste jak powietrze. — Widzę wciąż! —
5652         
5653
5654
5655 LEONARD
5656         
5657                 Oprzyj się na mnie. —
5658         
5659
5660
5661 PANKRACY
5662         
5663                 Daj mi choć odrobinę ciemności! —
5664         
5665
5666
5667 LEONARD
5668         
5669                 O mistrzu mój! —
5670         
5671
5672
5673 PANKRACY
5674         
5675                 Ciemności — ciemności! —
5676         
5677
5678
5679 LEONARD
5680         
5681                 Hej! obywatele — hej! bracia — demokraty, na pomoc! — Hej! ratunku — pomocy — ratunku! —
5682         
5683
5684
5685 PANKRACY
5686         
5687                 Galilaee, vicisti!
5688         
5689                 stacza się w objęcia Leonarda i kona
5690         
5691
5692
5693
5694
5695
5696
5697
5698