Updated books in repository.
[wolnelektury.git] / books / krasicki_satyry1_oszczednosc.txt
1
2 -----
3 Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl/). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Narodową z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów BN.
4 Ten utwór nie jest chroniony prawem autorskim i znajduje się w domenie publicznej, co oznacza, że możesz go swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać.
5 Źródło:
6 -----
7
8 AUTOR: 
9 TYTUŁ: 
10
11
12
13
14
15
16 Ignacy Krasicki
17
18 Satyry, Część pierwsza
19
20 Oszczędność
21
22
23
24
25
26
27
28 „Naucz, panie Aleksy, jak to zostać panem.
29 Nie o takim ja mówię, co wysokim stanem
30 I wspaniałym tytułem dumnie najeżony,
31 Albo jaśnie wielmożny, albo oświecony,
32 Co tydzień daje koncert, co dzień bal w zapusty,
33 A woreczek w kieszeni maleńki i pusty;
34 Ale o takim mówię, co w czarnym żupanie
35 I w bekieszce wytartej, rano na śniadanie
36 Skosztowawszy z garnuszka piwa z serem ciepło
37 Lub wczorajszą pieczonkę przypaloną, skrzepłą,
38 Na saneczkach łubianych do Lwowa się wlecze,
39 Trwożny, czy z prowizyjką panicz nie uciecze,
40 A tymczasem w szkatule dębowej okuty
41 Nowy więzień pospiesza na pańskie reduty.
42 Jam mniemał, że to wielkich włości dziedzic będzie,
43 Ma wieś jedną w zastawie, a dwie na arendzie.
44 Skądże jemu te zbiory? Czy jadących złupił?
45 Czy skarb znalazł, że tyle pożyczył i kupił?”
46 „Nie”. „Może jakim szczęśliwym przypadkiem
47 Po nieboszce małżonce wziął majętność spadkiem?”
48 „I to nie”. „To zapewne, pieniając zuchwale,
49 Wygrał w ziemstwie fortunę albo w trybunale?”
50 „I to nie”. „Może, żeby zbiorów przysposobił,
51 Wynalazł alchimistę, co mu złoto robił?”
52 „Nie”. „Skądże ta szkatuła, co niosą na drągach?”
53 „Zgadnij”. „Nie wiem. Skąd przecie?” „Znał się na szelągach”.
54 „Cóż stąd?” „Oto stąd wszystko”. „Pewnie bił w mennicy?”
55 „Ale nie, wszak jej nie masz w całej okolicy”. „To...”
56 „Nie to. Bądź cierpliwym albo nic nie powiem”.
57 „Słucham, już będę milczał, niech się tylko dowiem”.
58 „Wszak w groszu trzy szelągi?” „Cóż stąd?” „Ale proszę,
59 Wszak w groszu trzy szelągi?” „W trojaku trzy grosze”.
60 „Ale nie, nie to mówię, zamilknę, albowiem
61 Kto mi nie da dokończyć, ja mu nic nie powiem”.
62 „Już milczę”. „Więc zaczynam. Nie każdy bogatym
63 Urodził się, lecz szczęście nie zawisło na tym;
64 Owszem, według mnie, zawżdy szczęśliwi są tacy,
65 Których nie los zbogacił, ale skutek pracy.
66 Ten, co jechał do Lwowa na saniach łubianych,
67 Ażeby dostał zysku bogactw pożądanych,
68 Zbyt je drogo zapłacił. Na co sobie szkodzić?
69 Na co zbiory, jeżeli nie mają dogodzić?
70 Dla nas są, nie my dla nich. Niech dogodzą miernie.
71 Ten, co żądze w zapędach rozpuszcza niezmiernie,
72 Światem się nie nasyci, jak ów, który stękał,
73 Że nie stało narodów, które by ponękał.
74 Mówmy więc, o czym pierwsze mówienie się wszczęło.
75 Zostać panem, największe, prawda, to jest dzieło.
76 Cnota teraz za złotem”. „Tak i przedtem było”.
77 „Ale nie, nie tak złoto jak teraz mamiło.
78 Cokolwiek bądź, powtarzam, com mówił, a zatem
79 Poznaj się na szelągach, a będziesz bogatym.
80 Z małych się rzeczy wielkie sklecają i wznoszą;
81 Z szelągów się, nie złota, ubodzy panoszą.
82 Nim się skleci z odrobin małych pieniądz złoty,
83 Nad miedzią zastanowić trzeba się nam poty,
84 Póki ten lichy kruszec srebru nie wyrówna.
85 Od srebra aż do złota, praca niewymowna.
86 Pierwsze kroki najcięższe. Skoro złoto błyśnie,
87 Do kruszca wybornego podlejszy się ciśnie,
88 Łatwo już reszta idzie. Tak początek mały
89 Z pracą, czuciem, staraniem rośnie w kapitały.
90 Trzeba więc czcić szelągi; nieznaczne wydatki,
91 Potoczne ujścia te są utraty zadatki.
92 Zbierał Piotr, z arend Żydów przenosił i zsadzał;
93 Ten ciemiężył poddanych, ten w percepcje zdradzał.
94 Niedbały na rozkazy ścisłe jegomości,
95 Wziął pięćdziesiąt gumienny, sto plag podstarości.
96 Nieustannie powtarzał, co rano przykazał,
97 Co dzień nowe rozkazy i pisał, i mazał.
98 Do gumien, obór, stodół porozsyłał sługi,
99 Chodził rano i wieczór, gdzie orały pługi.
100 Jedne zyski wyprosił, a drugie wyfukał;
101 Zwiózł wcześnie, przedał dobrze i kupca oszukał.
102 Rok się skończył, perceptę gdy z ekspensą liczył,
103 Poszedł handel z intratą i jeszcze pożyczył”.
104 „To pewnie były zbytki?” „Źle jadł, źle się nosił”.
105 „Pewnie w święta?” „I to nie, w dom gości nie prosił”.
106 „Może jejmość?” „Ta zawżdy siedziała nad przędzą,
107 Przy niej kapłony tuczą i pieczenie wędzą”.
108 „Cóż tę stratę przyniosło?” „Szelągi i grosze.
109 Nie znał się na nich, dawał, upuszczał po trosze,
110 Zrobiły się z nich złote, tynfy i talary:
111 I tak za małe fraszki, za drobne towary
112 Wyszła suma; a ten, co poddanych uciskał,
113 Pracując stracił jeszcze, zamiast co by zyskał.
114 Nie tak czynił pan Michał”. „Jakże?” „Ale proszę,
115 Proszę mi nie przeszkadzać. Znał pan Michał grosze,
116 Znał szelągi”. „Któż nie zna?” „Ale nie, nie znacie;
117 Nie jest to znać, kto małej nie zabiega stracie.
118 Pan Michał, nim dał szeląg, pierwej się zatrzymał,
119 Obejźrzał go dwa razy, a chociaż się zżymał,
120 Choć już rękę wyciągnął, nazad w kieszeń schował:
121 Został szeląg z drugimi, w grosz się porachował,
122 Przyszło więcej, woreczek coraz się dął spory,
123 Aż na koniec z woreczka zrobiły się wory.
124 Pierwszy szeląg schowany, co się w grosz pomnożył,
125 Ten grunt milijonowej fortuny założył.
126 Złoto się samo strzeże, miedź wstrzymać należy,
127 Czerwony złoty siedzi, ale szeląg bieży.
128 Trzeba go mieć na oku, a gdy zbieg uciecze,
129 Zwracać nazad, bo drugich za sobą wywlecze.
130 Tak mówił nasz pan Michał, co krocie rachował”.
131 „Nic też nie jadł”. „Jadł dobrze, sobie nie żałował,
132 Żył uczciwie, wygodnie, chociaż nie wspaniale;
133 Lepsze miał wino w kubku niż drugi w krysztale,
134 Tuczniejszy jego kapłon niż pańskie bażanty.
135 Wydawał on, gdzie trzeba, ale nie na fanty,
136 Nie na fraszki, co z wierzchu szklnią się, wewnątrz puste,
137 Nie na zbytki kosztowne lub modną rozpustę.
138 Brał rzeczy, jak brać trzeba, i cenił istotą:
139 Znał on, co jest pozłota, znał, co szczere złoto.
140 Tym sposobem zgromadził, wspomógł się i użył,
141 Godzien szczęścia, bo na nie gruntownie zasłużył.
142 Nad nasz polor prostotę ja dawną przenoszę.
143 Niegdyś za naszych ojców rachowano grosze,
144 Trzymały się też lepiej, szły w liczbie na kopy,
145 Bogatsze były pany, majętniejsze chłopy.
146 Teraz modniejszą jakąś przywdzialiśmy cnotę,
147 Rachujem na talary, na czerwone złote;
148 Nie masz ich też, a jeśli niekiedy zabrzęczą,
149 Napłaczą się poddani pierwej i najęczą.
150 Wstydziemy się szelągów, złota trzosy nosim,
151 Cóż po tym, kiedy z lichwą ledwo je uprosim
152 Albo czyniąc bezwstydną zyskowi ofiarę,
153 Przedajemy za złoto ojczyznę i wiarę.
154 Złoty to handel, o bracia! Nikt na nim nie zyska;
155 Choć ostatnia potrzeba gnębi i przyciska,
156 Lepiej być i żebrakiem, ale żebrać z cnotą,
157 Niż siebie i kraj wieczną okrywać sromotą.
158 Zbytek nas w to wprowadził, z nim duma urosła:
159 Ta z kraju krwawą pracę poddanych wyniosła,
160 Ta panów ogołaca, ta poddanych gnębi,
161 Ta naród w przepaścistej klęsk zanurza głębi.
162 Chcieć być, czym być nie możem, duma to jest podła,
163 Chcemy bogactw, wróćmy się do dawnego źródła:
164 Niechaj się każdy zbytków niepotrzebnych strzeże;
165 Nie szpeci wstrzemięźliwość i proste odzieże.
166 Lepszy szeląg z intraty, chociaż jest miedziany,
167 Niż pieniądz złotostemplny, ale pożyczany.
168 Takimi się ojcowie nie obciąży wali,
169 Po szelągu, po groszu oni rachowali
170 I mieli co rachować. My, z pozoru drodzy,
171 Choć tysiące rachujem, przecieśmy ubodzy”.
172
173
174
175