3 Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl/). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Narodową z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów BN.
4 Ten utwór nie jest chroniony prawem autorskim i znajduje się w domenie publicznej, co oznacza, że możesz go swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać.
23 Moralność Pani Dulskiej
25 Komedia w trzech aktach
36 JULIASIEWICZOWA Z DULSKICH
43 Rzecz dzieje się w mieście
63 Scena przedstawia salon w burżuazyjnym domu. — Dywany — meble solidne — na ścianach w złoconych ramach premia i Bóg wie jakie obrazy. — Rogi obfitości — sztuczne palmy — landszaft haftowany za szkłem. — Pomiędzy tym stara, piękna serwantka mahoniowa i empirowy ekranik.—Lampa z abażurem z bibuły — stoliki, a na nich fotografie. — Rolety pospuszczane — na scenie ciemno. — Gdy zasłona się podnosi, zegar w jadalni bije godzinę szóstą.— W czasie pierwszych scen powoli rozwidnia się — wreszcie rozwidnia się zupełnie, gdy story podniosą.
75 Chwilę scena pozostaje pusta. Słychać za kulisami szłapanie pantofli. Z lewej (sypialnia małżeńska) wchodzi Dulska w stroju niedbałym. Papiloty — z tyłu cienki kosmyk — kaftanik biały wątpliwej czystości — halka włóczkowa krótka, poddarta na brzuchu. Idzie, mrucząc — świeca w ręku. Stawia świece na stole — idzie do kuchni.
80 Kucharka! Hanka! wstawać!...
86 Co? jeszcze czas? Księżniczki! Nie z waszym nosem, a już wstałam... Cicho kucharka — nie rezonować. Palić pod kuchnią. Hanka! chodź palić w piecu w salonie. A żywo!...
88 idzie ku drzwiom na prawo
90 Heśka! Mela! wstawać! lekcje przepowiedzieć — gammy do grania... prędzej... nie gnić w łóżkach!...
94 Chwilę chodzi po scenie, mrucząc. Idzie do pierwszych drzwi na prawo — zagląda — łamie race, wchodzi do pokoju ze świecą.
110 Hanka bosa — spódnica ledwo zawiązana, koszula, kaftanik narzucony — niesie smolaki i trochę węgli. Przykuca przy piecu — rozpala — podciąga nosem — wzdycha. Wchodzi Dulska zła.
115 Jak palisz? jak palisz? skaranie Boże z tym tłomokiem. Do krów, do krów, nie do pańskich pieców. Czego niszczysz tyle smolaków! Czekaj, ustąp się, ty do niczego — ja ci pokażę.
117 przykuca sama i pali w piecu
119 Ruszaj zbudzić panienki, a jak nie zechcą wstać, to pościągaj kołdry.
123 Hanka idzie do pokoju dziewcząt, Dulska pali w piecu i dmucha, jaskrawy płomień oświetla jej twarz tłustą i nalaną — wraca Hanka.
132 Pościągałam kołdry. Panna Hesia kopnęła mnie w brzucho.
136 Wielka afera — zgoi się do wesela.
143 Proszę wielmożnej pani...
147 Widzisz, jak się w piecu pali?
151 Proszę wielmożnej pani...
155 Ja o wszystkim myśleć muszę. Niedługo przez was to zejdę do grobu.
161 Proszę wielmożnej pani! Ja chciałam prosić, że ja już od pierwszego pójdę sobie.
175 Ani mi się waż. Ja za ciebie zapłaciłam w kantorze. Musisz dalej służyć. A to mi się podoba!
179 Ja dam na swoje miejsce.
183 Patrzcie ją! jak się odgryzła. Już jej się w głowie przewróciło. O! już miasto na nią działa... Może na pannę służącą się śpieszy? co?
187 Proszę wielmożnej pani, to... przez panicza.
195 Tak... ja nie chcę — bo to...
203 Ciągle — a to to — a to tak... a ja przecież...
209 No — dobrze. Ja mu powiem.
213 Proszę wielmożnej pani — to na nic. Przecież wielmożna pani już nie raz, nie dwa mówiła, że mówiła...
217 No — ale teraz to pomoże.
221 Bo ksiądz mówił żeby odejść.
225 Czy ty u księdza służysz, czy u mnie?
229 Ale ja księdza muszę słuchać.
233 Idź po mleko i po bułki.
238 Idę, proszę wielmożnej pani
245 idzie ku drzwiom sypialni małżeńskiej
248 Felicjanie! Felicjanie! wstawaj!... spóźnisz się do biura...
250 idzie do drzwi sypialni córek
252 Hesia! Mela! spóźnicie się na pensję...
257 Mamuńciu, tak zimno! troszkę ciepłej wody...
261 Jeszcze czego? Hartujcie się... Felicjan! wstajesz? Wiesz? ten błazen, twój syn, nie wrócił jeszcze do domu! Co? nic nie mówisz? naturalnie. Ojciec toleruje. Niedaleko padło jabłko od jabłoni. Ale jak będą dłużki małe — nie zapłacę.
265 uchyla drzwi od kuchni
267 Proszę wielmożnej pani — stróż przyszedł o meldunki tych państwa, co się sprowadzili.
272 Idę! Hesia! Mela! Felicjan! a to śpiąca familia. No! no! z torbami poszlibyśmy, żeby nie ja...
276 Dlaczego stróż zostawia na dziedzińcu nową miotłę? Deszcz leje...
280 Zamyka drzwi. Głos ginie.
295 Hesia, Mela wybiegają ze swego pokoju — krótkie spódniczki jednakowe — barchanowe kaftaniki — włosy rozpuszczone — biegną do pieca — przykucają przed drzwiczkami.
307 Nie ma — słyszysz przecież, jak myje głowę stróżowi. Ha! jak miło ogrzać się trochę.
311 No! nie pchaj się — ja także...
315 Czekaj... poprawię. A teraz daj grzebień, to cię uczeszę.
319 Daj spokój! Jak zobaczy, będzie krzyk.
323 Niech krzyczy. Ja się nie boję.
327 Ale ja się boję. To tak nieprzyjemnie, jak kto głośno krzyczy.
331 Bo ty jesteś sentymentalna. Ty się wdałaś w ojca. Lelum polelum...
335 Skąd ty wiesz, jaki jest ojciec? przecież ojciec nic nie mówi.
339 E! już ja wiem. Zresztą masz jego nos.
353 Niby że dziecko podobne do ojca albo do matki. Jak to się dzieje?
357 A ja wiem! a ja wiem...
367 Nie ma głupich — nie powiem — ale wiem.
384 Wczoraj — jak mama poszła do teatru, a nas nie wzięła, bo to niemoralna sztuka. Poszłam do kuchni i tam Anna mi powiedziała! och! Melu!... och, Melu!...
386 tarza się po dywanie, śmiejąc się
391 Hesia! Ja myślę, że to grzech.
399 Mówić z kucharką o takich rzeczach.
403 Kiedy to prawda. Tak jest naprawdę.
407 Gdyby to mama wiedziała.
411 No to co? Krzyczałaby — ona wiecznie krzyczy.
421 Nie. Nie chcę cię brać na swe sumienie. Nie gorsz malutkich!...
424 Chwilę milczą. Hesia wstaje i na palcach idzie do sypialni Zbyszka — zagląda i wraca do pieca — wpół drogi spotyka ją Mela — siadają: Hesia na fotelu, a Mela zaplata jej włosy w warkocze.
427 No! zrób teraz ze mnie dziewczę z czarną kosą spod wiejskiej strzechy...
435 Wiesz! Zbyszko znów poszedł na lumpkę.
443 Nie ma. Coś bym ci powiedziała, ale przysięgnij się, że nikomu nie powiesz... nachyl się... Zbyszko lata za Hanką.
451 E... bo ty... co z tobą gadać!... no, powiedz sama, czy można z tobą gadać?
455 No, bo mówisz, że lata.
459 No — lata — czy zaczepia — czy kocha się — czy jak...
468 No co? nie byłaś na Halce? nie wiesz, jak to się dzieje? Panicz, no i nieszczęsna Halka gwałtem tu idzie...
470 śmieje się serdecznie
474 Ale to na scenie... potem, to było wtedy, jak takie kontusze nosili — ale Zbyszko... och, Hesiu!...
477 Wchodzi Hanka — klęka przy piecu.
481 O, Hanka!... ja się jej zapytam. Zobaczysz, czy ja kłamię.
487 Hesiu! nie pytaj się — ja... proszę!...
491 Dlaczego? to swoja rzecz... zresztą mama nie słyszy.
495 Hesiu!... mnie czegoś przed Hanką wstyd
504 No, to się nie będę pytać, ale ja widziałam wczoraj, jak on ją tu a tu szczypał.
508 A mówisz, że się w niej kocha.
516 Przecież gdyby się w niej kochał, to by ją nie szczypał.
520 Wiesz co? ciebie pod klosz... no! no!
524 Za co, Hesiu, pod klosz.
534 Ach! chciałabym wiedzieć, gdzie ten Zbyszko tak nocami chodzi?
540 Może do parku na spacer — teraz tak ładnie...
549 Hanka! nie wiesz ty, gdzie tak panowie po nocach chodzą?
558 No — tak, jak pan Zbyszko... do rana prawie co dzień.
562 A no musi gdzieści...
566 Pytałam się go — mówił: na lumpkę — a kucharka śmiała się także i mówiła, że to do nocnych kawiarni. Ach, Boże! kiedy ja się już naprawdę czegoś porządnie dowiem! kiedy ja już będę duża! kiedy nie będzie przede mną tajemnic.
578 Nie wiedzieć o niczym. To tak jakoś miło. Ja wolę nic nie wiedzieć.
597 Przez scenę jak huragan przelatuje Dulska.
602 Czego wy tu? co to? ubierać się... Hanka sprzątać... Mela gammy!... Felicjanie!...
604 wpada do sypialni małżeńskiej
611 Zostań jeszcze — już wicher przeleciał. Felicjanie!
619 Co? rodzicielka! e!... przesądy.
625 Hesiu! patrz, Hanka się śmieje.
630 No to co? Niech się śmieje? Cóż to ja nie mam własnego sądu?
634 Czego się śmiejesz, idiotko? — sprzątaj! Albo czekaj. Byłaś kiedy w nocnej kawiarni?
639 Hi! hi! panienka też. Ja nawet nie wiem, gdzie to jest.
643 Boś głupia. Kucharka była, jak była młoda. Mówi, że tam panowie siedzą, piją likiery i że tam bardzo wesoło. Kucharka mówiła, że tam są młode, ładne panny i że...
647 Cicho, Hesia! Jeszcze mama usłyszy.
654 Idź! idź! to nie dlatego, że mama, tylko że ty nie chcesz, żeby ci się w głowie rozświetliło.
658 Mówiłam ci — wolę nie wiedzieć.
662 Przed chwilą się sama pytałaś.
682 Bo tamto o dzieciach to ciekawe, a to... brzydkie.
686 Wcale nie — to jeszcze ciekawsze.
690 Może być — ale mnie to zaraz potem smutno.
706 Hesia — Mela — Zbyszko
709 Zbyszko — kołnierz podniesiony, twarz zmięta, zmarznięty, skrzywiony. Młode to, a już niemożliwe, choć chwilami coś w głębi źrenic się przewija.
713 Gdzie byłeś? gdzie byłeś?
723 Gdzie byłeś? lumpowałeś się? mój złoty, powiedz... powiedz... ja nic nie powiem mamie.
731 Ładnie się wyrażasz... Nie powiesz — a ja wiem. W nocnej kawiarni byłeś — likiery piłeś — ładne panny były... tak ładnie śmierdzisz cygarami... u, u!... jak ja to lubię...
744 Tak? to tak ze mną? poczekaj! ja też dorosnę — ja też pójdę na lumpę — ja też będę chodziła po kawiarniach i będę pić likiery... po nocnych kawiarniach, jak ty — jak ty!
746 skacze przed nim na jednej nodze
751 Ładna edukacja!... ślicznie się zapowiadasz...
756 A teraz, żeby cię nauczyć grzeczności w kole rodzinnym...
760 Mamciu! Mamciu!... Zbyszko powrócił...
775 Jestem i znikam. Idę się przespać przed biurem.
779 Nie! — zostaniesz tu. Mam z tobą do pomówienia.
794 Proszę iść się ubrać. Mela do gamm.
803 Pięciopalcówki — na to starczy. Hesia znów podarła kalosze.
807 Nie ma tu gdzie czarnej kawy?
811 Nie ma, mój panie! Hesia nic nie szanuje. Nigdy z ciebie nie będzie kobieta jak należy.
814 Dziewczęta wybiegają.
818 Nie ma czarnej kawy w tym zakładzie?
830 Gdzie byłeś do tej pory?
834 Gdybym mamci powiedział, to by mamcia tak skakała.
842 Najlepiej więc nie pytać.
854 Muszę wiedzieć, na czym trawisz czas i zdrowie.
858 Widzi mamcia, co mam pod nosem? Wąsy a nie mleko — a więc...
876 To modny kolor. Mamcia kazała także balkony i okna pomalować na zielono.
880 Która panna cię weźmie, jak będziesz tak wyglądał.
884 Jeszcze gorszych biorą. Nie ma czarnej kawy w tym zakładzie?
888 Wyrażaj się inaczej. Ciągle myślisz, że jesteś w towarzystwie kokocic.
892 Takie dobre towarzystwo, jak i inne. A potem co mamcia wydziwia na kokotki. Niby to i u nas nie ma kokot w kamienicy. Sama mamcia wynajmowała tej z pierwszego piętra.
898 Ale się jej nie kłaniam.
902 Ale pieniążki za czynsz mamcia bierze od niej, że aż ha...
906 Przepraszam, to ja takich pieniędzy dla siebie nie biorę.
910 A co mamcia z nimi robi?
920 Ha... no... A ja idę spać.
924 Czy ty się przestaniesz lampartować?
932 Ja — długów płacić nie będę.
936 E! to już o tym później.
940 Zbyszko! Zbyszko! na tom cię mlekiem swym karmiła, żebyś nasze uczciwe i szanowane nazwisko po kawiarniach i spelunkach włóczył.
944 Było mnie chować mączką Nestle'a — podobno doskonała.
947 Dulska siada przy stole, zgnębiona. Zbyszko podchodzi, siada na stole i mówi do niej poufale.
950 No... nie martwiuchny się, pani Dulska. Ale co mamcia chce, żebym ja tu z wami w domu robił? Nikt nie bywa... żyjemy jak ostatnie sobki.
954 Ciężkie czasy — nie ma na przyjęcia.
958 E! człowiek jest zwierzęciem towarzyskim. Musi od czasu do czasu myśl wymienić. O! widzi mamcia, myśl — to wielkie słowo. Choć ono się stąd gna, to przecież tu i ówdzie się jeszcze kręci...
962 Ja tam nie mam czasu myśleć...
966 Właśnie, właśnie. Więc też ja myk z domu, bo w domu właściwie cmentarz. A czego? Myśli — swobodnej, szerokiej myśli.
970 A więc do kawiarni, do...
974 Tak — tak! do... Co mamcia może wiedzieć, którymi to drogami chadza ludzka myśl, nawet takiego jak ja kołtuna.
978 Jesteś głupi. Ty i twój ojciec — to jedna dusza. On co dzień w cukierni, a ty — Bóg wie gdzie...
990 Dulska — Dulski — Zbyszko
993 Dulski, zasuszony urzędnik, wchodzi ubrany bardzo porządnie, do wyjścia — czyści kapelusz.
1001 poprawia kołnierzyk przed lustrem
1023 A uważaj, żebyś nie zgubił. Na co czekasz? A! cygaro... Zbyszko — daj cygaro ojcu znad pieca.
1027 bierze cygaro, które Zbyszko zdjął znad pieca — próbuje je
1031 A czy wiesz, o której twój synek do domu wrócił?
1035 wzrusza ramionami, że mu to obojętne, i wychodzi środkowymi drzwiami
1039 Zwariować można z tym człowiekiem.
1043 Tak go mama wychowała.
1047 Nie — to już zanadto.
1051 Dobranoc. Idę się zdrzemnąć.
1067 Zbyszko! przyrzeknij mi, że się poprawisz.
1071 Nigdy — wolę raczej zdać egzamin państwowy.
1074 Wychodzi do swego pokoju.
1086 Dulska — Hanka — potem Zbyszko
1090 Zetrzyj fortepian — popraw w piecu. Czy kucharka ubrana do miasta?
1097 Dulska wychodzi do kuchni. Hanka chwilę sprząta. — Zbyszko wychyla się ze drzwi
1109 Cóż ci za mucha na nos siadła?
1117 Chodź tu! pokaż mordeczkę! czegoś zła?...
1121 milczy, tylko coraz energiczniej sprząta — widać w niej walkę wewnętrzną
1125 Taka jesteś brzydka, jak się nadmiesz.
1131 Pewnie... te panny, co pan od nich wraca, to ładniejsze.
1135 A! tędy cię wiedli. O to ci chodzi.
1139 Mnie o nic nie chodzi — tylko nie chcę, żeby mnie pan sekował.
1143 Jak będziesz dla mnie lepsza, to będę w domu siedział.
1147 Ja ta nie potrzebuje. Może se pan iść do tych pannów.
1151 Albo to prawda! Aż się za mną trzęsiesz.
1155 Niech pan idzie, bo jeszcze starsza pani wejdzie.
1159 Ale o... Pocałuj pana w rękę, za to, żeś go rozgniewała.
1176 Chce ją objąć — wchodzi Mela, która wydaje lekki okrzyk — potem zaczerwieniona, z oczyma spuszczonymi idzie do fortepianu — Hanka ucieka — Mela siada i gra ćwiczenia pięciopalcowe. Gdy Mela zostaje sama, chwilką gra — potem wstaje, idzie do pokoju Zbyszka i puka.
1184 wychyla głowę ze drzwi — nieubrany
1192 Nie bójcie się... ja nic mamci nie powiem.
1196 Na czysto zwariowała.
1200 Bo przecież to nie wasza wina.
1210 No... Hanka i ty... jeżeli wy...
1214 A fe! mówić o takich rzeczach? Wstydź się... majtki widać, a — taka popsuta...
1218 Ja? ależ Zbyszko — ja właśnie myślę przeciwnie... ja...
1225 Chowa się. Mela stoi smutna i zamyślona — podchodzi do fortepianu i zaczyna grać — w tej chwili wpada Hesia w płaszczyku i kapeluszu. Taki sam płaszczyk i kapelusz ma w ręku dla Meli — na ziemię rzuca książki w paskach.
1237 Mela — Hesia — Dulska — Hanka
1241 Ubieraj się, Ofelio! żywo! już chłopcy idą do szkoły.
1245 wstaje — kładzie płaszczyk i kapelusz
1247 Hesiu! ty nie będziesz tak strzelała oczami na tego wysokiego studenta.
1251 Będę robiła, co mi się podoba.
1255 Mnie za ciebie wstyd.
1259 To się wstydź! A spróbuj co powiedzieć przed mamą, to ja zaraz powiem, że ty zamiast spać w nocy, wzdychasz. Mama się będzie za to więcej gniewała, jak za studenta.
1267 Ale ja nie. Mama mnie zna i wie, że ja znam granice i że ja się nie zapomnę...
1271 Jak ty to rozumiesz?
1275 Ja już wiem, co mówię, o lelijo z pól rodzinnych!
1279 Hanka! chodź odprowadzić panienki.
1290 Macie parasol? iść prosto — nie oglądać się. Pamiętać: skromność — skarb dziewczęcia.
1298 Hanka wchodzi w chustce.
1304 Bierz, ciużmo pokręcona. Dowidzenia mamci!
1307 Dziewczęta wychodzą z Hanką. Dulska chodzi, ściera prochy — wzdycha — dzwonek w przedpokoju — Dulska idzie otwierać ostrożnie — zobaczywszy lokatorkę, cofa się.
1323 Przepraszam... jestem nieubrana. Proszę panią — zaraz wrócę.
1327 Ja tylko na chwilkę. Niech się pani gospodyni nie krępuje.
1332 Tak — tak — wrzucę tylko co na siebie.
1334 biegnie do swego pokoju. Lokatorka wchodzi powoli. Jest bardzo blada i smutna. Widocznie przeszła jakąś ciężką chorobę i moralne zmartwienie. Siada na najbliższym krześle — patrzy w ziemię i siedzi nieruchoma. Po chwili wchodzi Dulska, odziana w barchanowy, dostatni szlafrok.
1336 Proszę panią na kanapę.
1342 Dziękuję. Tylko parę słów. Dostałam list pani...
1349 Pani już zupełnie wyszła ze szpitala?
1353 Tak. Pozawczoraj mnie mama przywiozła.
1357 Widzę, że pani zdrowa.
1361 ze smutnym uśmiechem
1367 Och! w domeczku swoim wróci pani szybko do sił. Dla kobiety nie ma jak dom. Ja zawsze to powtarzam.
1371 Tak, skoro ktoś ma ten dom.
1375 Wszakże pani ma męża, stanowisko.
1382 milczenie. Z wysiłkiem.
1384 Proszę pani. Czy to rzeczywiście konieczne, ażebym na przyszłego pierwszego się wyprowadziła?
1389 Proszę pani... ja mieszkania pani koniecznie potrzebuję dla krewnych.
1393 Wolałabym pozostać. Trudno będzie znaleźć w zimie.
1397 Ach, to niemożliwe. Powtarzam pani, niemożliwe.
1401 Przecież przy dobrej woli. Wiem, że pani kazała kartę na mieszkanie wywiesić, a więc krewni pani się nie sprowadzają.
1407 Ach! niech pani nie zmusza mnie do sprawienia jej przykrości.
1411 Czy pani ma mi co do zarzucenia?
1417 A! proszę pani, to już przechodzi granice! A skandal, który pani przez swe otrucie wywołała!
1425 A o cóż innego? Płacili mi państwo czynsz — dzieci i psów nie mieli, ostatecznie tyle co o te ranne trzepanie dywanów się rozchodziło. I mogliby państwo mieszkać nadal, aż tu... skoro o tym pomyślę, pąsy na mnie biją. Pogotowie ratunkowe przed moją kamienicą!!! Pogotowie! jak przed szynkiem, gdzie się pobiją.
1429 Ależ, proszę pani, wypadek może się zdarzyć wszędzie.
1433 W porządnej kamienicy wypadki się nie trafiają. Czy pani widziała kiedy przed hrabską kamienicą Pogotowie? Nie! A potem ta publika w gazetach! Trzy razy wymienione nazwisko Dulskiej — nazwisko moich córek przy takim skandalu...
1437 Ależ, proszę pani — chyba pani zna przyczyny i...
1441 Wielka afera, że pani mąż, no i ta dziewczyna... to swoja rzecz...
1445 Ależ to była moja sługa. To szkaradztwo. Ja tego znieść nie mogłam. Skoro się przekonałam...
1449 Zażyła pani zapałek... taka trywialna trucizna... Ludzie się śmieli. I jeszcze jak się to skończyło. Cała komedia — gdyby pani była umarła — no...
1457 Nie mówię dlatego — tylko że to niby śmierć, to zawsze coś niby... ale tak... no... powiadam pani, śmieli się. Kiedyś jadę tramwajem — przejeżdżamy koło mej kamienicy, bo przystanek trochę dalej — a jacyś dwaj panowie pokazują na mój dom i mówią — patrz! to ten dom, co się ta zazdrosna żona truła... I zaczęli się śmiać. Myślałam, że tam na miejscu zostanę w tym tramwaju.
1463 Ja panią bardzo przepraszam za te nieprzyjemności.
1467 E! moja pani — publika została publiką.
1472 Ja bardzo to przechorowałam. Zresztą ja nie wiedziałam co robię. Ja byłam wtedy jak szalona...
1479 Pewnie, moja pani. Każdy samobójca musi być szalony i stracić poczucie moralności i wiary w obecność Boga. To, to jest tchórzostwo. Tak jest — tchórzostwo. A potem zagłada własnej duszy. Dobrze, że samobójców chowają osobno. Niech się nie pchają między porządnych ludzi. Zabijać się!... I dla kogo? Dla mężczyzny. A żaden mężczyzna, moja pani, nie jest wart, aby przez niego iść na potępienie wieczne.
1483 Proszę pani, to nie chodziło o mężczyznę, ale o męża.
1491 Nie mogłam ścierpieć tego pod moim dachem.
1495 Lepiej pod swoim, niż pod cudzym. Mniejsza publika. Nikt nie wie.
1503 Moja pani! Na to mamy cztery ściany i sufit, aby brudy swoje prać w domu i aby nikt o nich nie wiedział. Rozwłóczyć je po świecie, to ani moralne, ani uczciwe. Ja zawsze tak żyłam, ażeby nikt nie mógł powiedzieć, iż byłam powodem skandalu. Kobieta powinna przejść przez życie cicho i spokojnie. Ta już to jest tak i żadne nic nie pomoże.
1507 Gdyby jednak pan Dulski zapomniał się ze sługą...
1511 Felicjan ? — to niemożliwe. Pani go nie zna. A potem... to już pani rzecz. Ja muszę strzec siebie i swoich od publiki. Pani może znów taką bezbożność popełnić, bo to podobno taki szał to wraca. Więc...
1517 Rozumiem. Wyprowadzę się. Chciałam pani jednak powiedzieć, że kazać mi teraz szukać mieszkania, to ani dobre, ani uczciwe... Jestem taka osłabiona.
1523 Uczciwości mnie pani nie nauczy! Ja wiem co uczciwość. Pochodzę z zacnej, zasiedziałej rodziny i ja publiki nie wywołuję.
1530 Nie wątpię. Jednak może się pani nie obawiać. Drugi raz truć się nie będę. Na to trzeba wiele odwagi, pomimo tego, że pani to nazywa tchórzostwem... A potem trzeba wiele cierpieć. Na to już nie mam sił i... już bym tak nie potrafiła cierpieć raz jeszcze. Zresztą — rozstaję się z mężem, więc to najlepsza gwarancja, że już zazdrosna nie będę...
1532 uśmiecha się smutnie
1537 Rozstaje się pani z mężem? Bardzo pani źle robi. To nowa publika i nikt pani racji nie przyzna. Nawet z tej przyczyny nie mogłabym pani dłużej wynajmować mieszkania w mej kamienicy. Kobiety samotne to nie tego... to... no, pani rozumie.
1543 Tak, rozumiem. Jednak ta pani z pierwszego piętra, która po nocach wraca...
1549 To jest osoba żyjąca z własnych funduszów i zachowująca się nadzwyczaj skromnie. Ta mi jeszcze Pogotowia przed dom nie sprowadziła.
1555 Tylko gummy i automobile.
1559 Stają zawsze kilka kamienic dalej. A potem zdaje się, iż ja nie mam obowiązku zdawać sprawy z mego postępowania przed panią.
1563 Zapewne, zawiodłoby nas to za daleko. Żegnam panią.
1567 A proszę tych, co będą oglądać mieszkanie, nie zrażać...
1573 Powiem, że jest wilgoć, bo rzeczywiście jest wilgoć.
1577 Na to jest sąd, łaskawa pani.
1581 Tak mi każe moje sumienie. Żegnam panią.
1584 We drzwiach staje Juliasiewiczowa.
1590 Maniu! słyszysz? — będziesz świadkiem. Pani mówi, że...
1610 Dulska — Juliasiewiczowa
1616 A to... a to... takie coś, takie...
1620 Niechże się ciocia uspokoi.
1624 Jak tak dalej pójdzie, to będę musiała w lecie jechać do Karlsbadu i tam sztrudel pić!
1636 O cóż poszło? Zdaje mi się, że to lokatorka z parteru, ta co się truła.
1640 Tak... tak... ta sama. Wyszła ze szpitala. Skandal! Przecież po czymś podobnym trzymać ją w kamienicy nie mogę. Sama byłaś świadkiem. Jak ją wynosili, to była prawie naga. Horendum! Wymówiłam jej mieszkanie.
1644 Tak? A to się dobrze składa. Nam właśnie podwyższyli. My chętnie to mieszkanie weźmiemy.
1652 Przecież mogłaby to ciocia zrobić dla nas, jako dla krewnych.
1656 Za ciężkie czasy na zbytki.
1660 Rozumiem. Ciocia przypuszcza, że nie będziemy płacili.
1664 Ja tam nic nie przypuszczam. Tylko... wiem, że żyjecie nad stan.
1673 Chodzicie do teatru.
1677 I to na same masowe sztuki.
1686 Prenumerujecie pisma...
1690 To już ciocia daruje, ale...
1694 Ja zawsze pożyczę i wystarcza. Nie pożyczę, to się świat nie zawali, że tam drukowanych bajd nie będę czytała. Przyjmujecie gorącą kolacją...
1702 Ha, no! jak konieczne, to się nie skarż, że ci nie wystarcza.
1706 Nie możemy żyć jak...
1712 Jak my? Zobaczymy, jak będziecie śpiewali na starość. Ja i Felicjan mamy inne pod tym względem zasady.
1716 Mój mąż nie umie się oszczędzać, ja także.
1720 Skoro miałaś takie usposobienie, trzeba było iść za tego aptekarza z Bobrki, co się o ciebie starał. Namawiałam cię.
1724 Przecież on rok temu umarł na suchoty.
1728 Właśnie. Miałabyś kamienicę i byłabyś wdową!
1736 Nie ma co — o!... byt zabezpieczony, to podstawa życia. A co do męża, można go uchodzić. Pensję zabierać, gdy zaferuje — co dzień dwie szóstki na kawę do łapy, a cygara samej kupować i suszyć na piecu. Inaczej, taki pan może cię zrujnować.
1748 Zbyszko — Dulska — Juliasiewiczowa
1752 Taki terkot, że spać nie można.
1756 Tym lepiej. Pójdziesz może do biura.
1765 Jak się masz, stara.
1770 Jak się masz, pokrako!
1774 patrzy w lustro, potem do Juliasiewiczowej
1780 Cóż to, oświadczasz się dzisiaj?
1784 Także... tylko ten stary — no wiesz, radca, będzie znów na mnie zgniłym okiem patrzał. A tam fury kawałków... fury...
1788 Zalegaj! zalegaj!...
1793 To nie ja zalegam, ale strony.
1795 opiera się o piec i grzeje
1800 zdejmuje szlafrok i zostaje w spódnicy i kaftanie
1802 Darujesz, moja droga, ale będę ścierać kurze, więc muszę oszczędzać szlafroka.
1806 Ale proszę... niech się ciocia nie krępuje.
1811 ściera kurze i z furią od czasu do czasu patrzy na Zbyszka
1815 To mama naprawdę wyrzuca tę, co się otruła, z kamienicy?
1823 Tak... słyszałem piąte przez dziesiąte. Byłem zbudowany mamusinym serduszkiem. Potem, ona mi jest bardzo sympatyczna, ta kobieta.
1827 Zupełnie wierzę. Szkandalistka.
1831 Zrobiła to z miłości dla męża. To w guście mamy. Miłość małżeńska...
1835 Aha, prawda była — za tym mężem. Ja tam w tę miłość nie wierzę. Szumi jedwabiami pod spodem...
1843 To, że nie jest uczciwą kobietą. Dla męża, mój panie, kobieta się nie potrzebuje pod spodem stroić. A takie co szumią — to...
1849 Siedźże spokojnie, bo i ty szumisz. A zresztą, co do tej z parteru, to ja ręczę, że uczciwa.
1859 Bom się do niej brał i dostałem po nosie.
1864 Mógłbyś też zostawić choćby lokatorki w spokoju. Usuń się... jak długo będziesz sterczał tu pod piecem!
1868 Gdy patrzę na ciebie, to chwilami wierzyć mi się nie chce, że jesteś moim dzieckiem.
1873 No — jeśli mama ma wątpliwości...
1879 Powiadam ci — nie miej nigdy dzieci.
1883 O! my się nie staramy o to.
1889 Nie — ty jesteś wyrodek — ty nie jesteś moim synem.
1894 Jestem, mamciu! jestem, niestety! i to właśnie cała moja tragedia...
1896 idzie do fortepianu i stojąc, zaczyna grać bardzo wprawnie
1901 Słyszałaś? mówi — niestety!
1905 Spodziewam się. Być Dulskim — to katastrofa.
1909 Doprawdy, Zbyszko — zanadto sobie pozwalasz...
1919 Żadnej moralności, żadnych zasad...
1923 Żadnego płaszczyka teoretycznego, jak mamcia.
1927 To się na tym skończy, że jeszcze do socjalistów przystanie.
1933 Za głupi jestem na to.
1939 Na socjalistę nie trzeba zdawać egzaminu.
1943 Właśnie że trzeba... i to najtrudniejszy egzamin.
1951 Przed swym sumieniem i własną duszą, słodki aniele.
1955 Na socjalistę nie trzeba mieć przede wszystkim Boga w sercu.
1959 Jest — — — dawno nie było mowy o Bogu w tym domu.
1977 Proszę wielmożnej pani parasol.
1981 Pozostaw w przedpokoju... a potem idź zamieć przedpokój. Czy kucharka wróciła?
1985 wraca z przedpokoju — idzie do kuchni
1992 Ja tylko na chwileczkę...
2001 Rzeczywiście — ciocia ma rację. Mógłbyś się trochę ustatkować. Wyglądasz jak śmierć angielska.
2005 Ty także ładnie wyglądasz...
2009 Ja? Ja wczoraj z domu nie wychodziłam.
2013 To znaczy — że ja się lumpowałem za domem, a ty w domu.
2019 Jesteś niemożliwy...
2026 Hanka przechodzi przez pokój z łopatką i ze szczotką, Zbyszko patrzy na nią.
2032 Cóż tak patrzysz za Hanką?
2044 A cóż to? nie kobieta? Zaręczam ci, że nawet bardzo...
2048 Wiesz już coś o tym?
2056 Myślałam, że masz gust wykwintniejszy.
2060 Głupia jesteś z twoją kołtuńską estetyką. A zresztą, ja jestem jak pianista. Gdy zobaczy fortepian, musi zaraz passaż...
2064 Tak... ale fortepianu nie...
2068 Moja droga — każda kobieta to fortepian — tylko trzeba umieć grać... Ach!... jaki ja śpiący...
2072 Czego ty po tych knajpach się włóczysz?
2076 A gdzież się będę włóczył? Gdzieś muszę.
2080 Ja na twoim miejscu starałabym się o jaką znajomość... solidną... no... Tyle mężatek co — Boże.
2084 Dziękuję. Mam dosyć kołtunerii w domu i w... samym sobie.
2088 Dlaczegóż jesteś... kołtunem?
2093 Bom się urodził po kołtuńsku, aniele! bo w łonie matki już nim byłem — bo żebym skórę zdarł z siebie, mam tam pod spodem, w duszy, całą warstwę kołtunerii, której nic wyplenić nie zdoła. Coś taki nowy, taki inny walczy z tym podstawowym — szarpie się, ciska. Ale ja wiem, że to do czasu — że ten kołtun rodzinny weźmie mnie za łeb, że przyjdzie czas, gdy ja będę Felicyanem, będę odbierał czynsze, będę... no... Dulskim, pra—Dulskim, ober—Dulskim — że będę rodził Dulskich, całe legiony Dulskich — będę miał srebrne wesele i porządny nagrobek, z dala od samobójców. I nie będę zielony, ale nalany tłuszczem i nalany teoriami i będę mówił dużo o Bogu...
2095 urywa — idzie do fortepianu i gra nerwowo
2102 Z kołtuństwa można się wyswobodzić.
2106 Nieprawda. Tobie się zdaje, że jesteś wyzwolona, bo masz trochę politury po wierzchu. Ale ty jesteś tylko zrobiona na mahoń — jak twoje secesyjne meble i twoje malowane włosy. To jest piętno... pani radczyni... piętno...
2110 grając z nim jedną ręką
2112 Czy ty się uczyłeś grać?
2117 Ja? nie znam ani jednej nuty. To tak we mnie coś gra... We mnie tłucze się także coś... ale to się wszystko z czasem zatłucze... e! co tam...
2121 Wiesz co... jesteś wcale... wcale...
2134 Passaże, moja droga... passaże...
2137 Hanka przechodzi przez pokój i rzuca ponure spojrzenie na nich oboje — wchodzi do kuchni.
2141 patrzy za nią uważnie
2143 A wiesz, to ciekawe.
2151 Ta dziewczyna. Gdybyś widział, jak ona na nas popatrzyła... Ja na twojem miejscu...
2155 Ja też jak będę miał czas...
2159 Nie rozumiesz mnie. Ja bym się właśnie daleko od niej trzymała.
2167 Jest zazdrosna. Będzie ci robić awantury.
2189 Jeszcze jesteś tutaj? Czy ci nie wstyd? Ojciec twój pracuje, ja pracuję — siostry...
2193 idzie do przedpokoju — bierze palto, kapelusz — wraca i ubiera się
2195 Mamciu! mamciu! czy się pracuje — czy nie, to wszystko idzie do jednego celu.
2199 Nieprawda — my ludzie pracy, a próżniacy to...
2203 A przecież i my, i wy jednako...
2212 Wyciągniemy kopytka... pa!
2232 Straszne rzeczy... straszne... słyszałaś, jak on mówi! a to najgorsze, że taki zdolny — taki utalentowany! ta żeby chciał, to przed nim kariera — no... ale nie chce, nie chce... zaraz dadzą drugie śniadanie!... Nie chce, mówię ci... nie, nie. Tylko lumpuje i lumpuje. Jak weźmie te parę reńskich w biurze, tak ginie. I jak tu wygląda!... Nic, tylko kawiarnie i spódnice.
2235 Hanka wnosi tacę z wódką, serem i zakąską.
2238 Proszę cię — moja droga!
2247 On jest jakiś podrażniony... niezadowolniony...
2255 Czy on sam wie, czego chce! Powinien Bogu dziękować — prosty, zdrów... Za twoje.
2259 Hanka!... idź posprzątaj u panicza.
2268 Kontenta ciocia z Hanki?
2278 Niech ją ciocia odprawi.
2302 Zdaje mi się, że Zbyszko się do niej bierze...
2312 Wiem, co mówię. Niech ciocia ją odprawi, póki czas.
2317 Moja kochana, pewnie ci się zdawało... A potem...
2321 wobec tego, co się dzieje, że niby... no... rozumiesz... to piwo co szumi.
2330 Słowem... że... rozumiesz?
2338 Ja nie mówię... ale...
2342 A wie ciocia — może ciocia ma rację...
2345 Chwila milczenia — przez scenę przechodzi w milczeniu Hanka i znika w kuchni — obie panie patrzą za nią.
2349 Trzeba jednak przyznać, że mężczyźni mają szczególny gust.
2353 A! niech tam!... byle się nie włóczył i nie tracił zdrowia... Trzeba być matką, aby zrozumieć jaki to ból patrzeć jak syn marnieje.
2357 Dziękuję. Ale żeby ona potem...
2362 Ona? także! będzie kontenta... to takie wszystko bez czci i wiary. Pokażę ci tok, co sobie kazałam przerobić.
2364 idzie do przedpokoju — wraca z tokiem z fiołków i białych piór — kładzie go na głowę, co przy kaftanie barchanowym i halce wywołuje dziwny efekt
2377 Muszę się oszczędzać... przerabiam stare łachy.
2381 No — na cioci wszystko się dobrze wyda. Czy ciocia w tym roku podwyższa?
2385 Spodziewam się. Muszę. Wszyscy podwyższają. Pokażę ci szpejscettel.
2393 wydobywa z szufladki papier, opiera się o stół — obie z zajęciem pochylają się nad papierem
2395 Suteryny całe w rumel o dwadzieścia... do sieni wstawię magle...
2399 Ciasno. Zęby sobie powybijają.
2403 To mi wszystko jedno. Ja tamtędy nigdy nie chodzę. Oba partery po pięć — pierwsze piętro, kokocica, o dziesięć...
2407 Kokocica? To za mało. Ja bym podwyższyła co najmniej o dwadzieścia...
2417 Naturalnie... ma pieniądze, lekko jej przychodzą... niech płaci.
2433 A więc — kokotka o dwadzieścia, radca o dziesięć... drugie piętro...
2436 Obie zacietrzewione, pochylone nad stołem, czytają. — Kurtyna wolno spada.
2450 Ta sama dekoracja co w akcie poprzednim. — Ściemnia się powoli — długie cienie liliowo szare padają przez zamarzłe szyby.— Po scenie, jak zwierz w klatce, tam i z powrotem automatycznym ruchem chodzi Dulski w szlafroku z zegarkiem w ręku.— Zamyka oczy i chodzi tak jak lalka drewniana. Wreszcie ustaje. — Zaraz otwierają się drzwi sypialni małżeńskiej i ukazuje się Dulska w gorsecie i spódnicy.
2462 Dulska — Dulski — Hesia
2470 budzi się i patrzy na nią
2474 Chodź! czemu nie chodzisz? Jeszcze niema dwóch kilometrów. Ja tam rachuję.
2478 pokazuje jej zegarek.
2482 Co mi zawracasz głowę zegarkiem! Ja mam najlepszy zegar w głowie. Nie chodź! nie chodź! Dobrze — powiem doktorowi. Umyślnie ci każę w pokoju chodzić na Wysoki Zamek, a nie po ulicy, żeby mieć nad tobą oko czy nie szachrujesz... a ty... zresztą to twoja rzecz.
2485 Chowa się za drzwi — Dulski zaczyna znów automatycznie chodzić — wpada Hesia, ubrana strojnie jasnoniebiesko, pantofelki, błękitne pończoszki — całuje ojca w mankiet.
2489 Ojciec idzie na Wysoki Zamek?
2497 A jeszcze ma ojciec daleko?
2513 To ojciec już koło Teatyńskiej?
2523 Ale tak! ale tak... a niech ojciec prędko idzie, bo tunel rozbijają.
2527 patrzy na nią surowo i wzrusza ramionami
2531 wskakuje na kanapę i przegląda się w lustrze
2535 podchodzi do niej i ściąga ją z kanapy
2542 biegnie do drzwi pokoju dziewcząt
2549 Hesiu! czy Mela ubrana?
2557 staje zgorszony i mruczy coś
2561 Ojciec nie rozumie? No... stroi się. Za ojca czasów tak nie mówiono? No to co? Teraz mówią...
2565 wychyla się, ubrana odświętnie
2567 Felicjan! przestań chodzić — już jesteś na Wysokim Zamku. Jutro pójdziesz do Kaiserwaldu
2570 Znika. — Hesia idzie do okna i chucha na szybę.
2576 Pozamarzało... jakby w jakim zlewie...
2579 Dulski ogląda się i cicho idzie do pieca, wyłazi na krzesło i kradnie cygaro — w tej samej chwili Hesia się odwraca i widzi to — Dulski chrząka, idzie do przedpokoju — odziewa się — wraca — podchodzi do drzwi Dulskiej — stuka — ona wychyla się
2583 Już cię niesie do kawiarni? No... masz swoje dwadzieścia centów. Teraz będę co dzień dawać po dwadzieścia centów. Tygodniowo — nie... na nic. Zaraz wszystko przetrącasz z koleżkami. A wracaj na kolację!
2586 Znika. — Dulski chwilę stroi się przed lustrem — wreszcie wychodzi. — Hesia biegnie natychmiast do pieca — włazi na krzesło i kradnie cygaro.
2598 Wchodzi Mela — ubrana jak Hesia — jest blada i chora.
2602 zatrzymuje się we drzwiach, zgorszona — po czym biegnie ku Hesi, która pokazuje jej język i ucieka ku kanapie
2604 Hesiu!... pokaż... coś ty wzięła?
2608 No... cygara... wielka afera.
2616 Och!... przed chwilą ojciec kradł także. Jak taki kamienicznik może to robić, czemu ja nie mogę?
2632 Jak będzie galówka. A potem pojadę...
2640 Nad Bałtyk. Albo nie — dam cygaro kochankowi kucharki. Powiadam ci — widziałam go. Jest pucerem. No — rozumiesz? u lejtnanta, bardzo, bardzo...
2644 Jak ty możesz się przyglądać takim.
2648 Czemu? Czemu?... Cóżeś taka blada?
2652 Głowa mnie strasznie boli.
2656 Może i ty buchnęłaś cygaro?
2660 Och!... nie!... ja ciągle jestem taka słaba — tylko bym spała.
2664 Lepiej spróbuj ze mną chasses — moja złota, ja ciągle zapominam z której nogi — moja droga — znów ten nauczyciel będzie mnie wstydził... masz... rozwiązał mi się pantofel... Hanka! Hanka!...
2667 Wchodzi Hanka blada, zmieniona.
2679 Mela — Hesia — Hanka
2683 Zawiąż trzewik. Cóż znów i ty jesteś chora? Patrz Mela, jak ta wygląda.
2687 Panience się tylko zdaje...
2691 Ale — ledwo się włóczysz. A teraz możesz iść...
2702 To nic dziwnego. Ja wiem, dlaczego ona taka zmieniona.
2710 Nic, Hesiu! to jej tajemnica. Mnie nie wolno nic powiedzieć — przynajmniej do czasu.
2715 Jak chcesz — taka tam ma tajemnice... no — no... daj łapę... jak to chasses — un, deux — un, deux
2727 Aha! ziemia się trzęsie — co ? — no, a teraz walca — moja brylantowa.
2729 obejmuje ją — walcują
2734 Dlaczego mnie tak ściskasz?
2740 Bo ja jestem mężczyzna.
2744 Ale ja nie mogę oddychać.
2749 Właśnie — a jak za kobietę, to tak! o!
2751 przerzuca się na ręką Meli
2753 omdlewająco! omdlewająco! a potem w oczy... w oczy... Ja tak zawsze robię...
2762 Ja! powiadam ci — studenty czerwienią się, jak buraki.
2779 No, to zagraj — cichutko, żeby mama nie przyszła. Ja nie mogę wpaść w tempo...
2781 popycha Melę do fortepianu
2787 Mela gra cichutko — Hesia chce tańczyć — robi pas — śmieje się — wpada w cake walka.
2790 Mela! cake walka!...
2793 Mela gra cake walka cichutko — Hesia skacze — wchodzi Zbyszko.
2815 Cake walk! Cake walk! Cake walk! A co? źle... prawda, że jest we mnie materiał na szansę?
2819 Na dwie, nie na jedną.
2833 Ignania mnie nauczyła. No wiesz — Ignania Olbrzycka. Jej brat ciągle w tinglach siedzi, więc ją nauczył, a ona mnie.
2839 Myślałem, że cię twoja kucharka nauczyła.
2847 Przecież dopełnia twojej edukacji.
2851 Co znowu? Jak Bozię kocham — nie.
2857 Jak to kłamie. Ech! tu wszyscy kłamią. Ale Boga to choć zostaw w spokoju ty przynajmniej.
2862 Znów się złościsz? a byłeś już jakiś lepszy. No... Mela jeszcze trochę... Powiedz, Zbyszko, czy dobrze? mój królu!... Tak?
2869 Ależ nie — przegnij się... trochę jeszcze.
2878 Jak dobrze, jak miło — jakby po powietrzu się latało.
2897 Co się tu dzieje? Co to za balet?
2901 Dopełniam edukacji mej siostry.
2906 Hesia! jak możesz tak?... co to...
2910 Z tobą to też jest krzyż pański. Albo chodzisz jak dzik, albo wyprawiasz wariacje i dziewczyny w to wciągasz.
2915 Dobrze już, dobrze. Po co tyle słów! Gdzież to was niesie w takiej paradzie?
2919 Przede wszystkim nie niesie.
2927 To jest nieprzyzwoite i o tym się nie mówi.
2931 A to przyzwoite ubrać dziewczęta jak baletniczki? O! jakie ażury!
2935 To są dzieci, im wolno.
2939 Ładne dzieci! Pannice, aż ha.
2943 Wszystkie panienki z dobrych domów tak na lekcje tańca chodzą.
2947 Niech się zaprawiają... niech się zaprawiają...
2955 Jak dorośniesz, będziesz się dekoltować na bal od góry — teraz, jako dziecię naiwne, od dołu.
2960 Zbyszko!... milcz!... Jak śmiesz?
2969 Cóż dziwnego? zmarzła.
2976 Głowa mnie strasznie boli. Mamusiu! ja bym nie poszła.
2981 Pokaż język! Biały. Znów coś zjadłaś.
2983 przykłada jej rękę do głowy
2985 Rozpalona. No, z tobą... to też... może cię kłuje? co?
2994 W lewej łopacie? Połóż sobie regolo. Jest tam używane, takie co ojciec przykładał. I rozbierz się.
2998 Z czego? ona już rozebrana. Niech się raczej ubierze.
3002 Hesia — płaszczyk! rękawiczki...
3006 Piechotą idziecie? Ona — tak? Jeszcze was zaaresztują.
3011 Rany boskie, nie wytrzymam. A lampy jeszcze nie zapalać.
3024 To przypilnuj pieca. My wrócimy za godzinę. Mela, idź się przebrać...
3027 Hesia i Dulska wychodzą — Mela do swego pokoju.
3040 Zbyszko sam — później Hanka. Zbyszko chwilę stoi nieruchomy — potem wyciąga ręce leniwym, znużonym ruchem przed siebie — zwraca się do pieca — otwiera drzwiczki kopnięciem nogi, przysuwa sobie fotel — siada i siedzi tak spokojnie z papierosem przylgniętym do ust, z ręką opuszczoną na dół. — Światło czerwonawe go oświetliło. Jest znużony i smutny. — Drzwi się otwierają cicho, wsuwa się Hanka — widzi go — przybliża się — przyklęka i delikatnie, z jakąś psią pokorą, całuje go w rękę. — On głaszcze ją po głowie — czyni to machinalnie, nie patrząc na nią.
3044 No już dobrze... dobrze...
3048 Proszę pana... ja...
3056 Ja idę... tam, gdzie pan kazał.
3060 A... tak. Idź! idź!... A nie bój się — tylko mów śmiało i wyraźnie, jak i co.
3064 klęczy nieruchoma, otulona w fałdy chustki
3068 No... czemu nie idziesz?
3072 A bo ja wiem — tak mi jakoś...
3076 Ach, nie marudź... idź... bo wrócą.
3085 wychodzi powoli — słychać jak zatrzaskuje za sobą ciężko drzwi
3102 W kaftaniczku — głowa związana. Podchodzi cicho do Zbyszka i siada na małym stołeczku naprzeciw niego.
3116 Nie mogę. Jeszcze mi gorzej. Czy ci nie przeszkadzam?
3120 Nie. Ty jeszcze z całej familii jesteś najmożliwsza. Może dlatego, że jesteś chora, więc jest w tobie coś milszego, coś innego, jak u tamtych.
3124 Coś innego? i czy myślisz, że dlatego że jestem chora?
3128 Tak. Nie masz dużo sił życiowych, więc nie idziesz, rozbijając łokciami, przez życie — ale się... skradasz. Rozumiesz? co?
3132 Tak. Mnie się także zdaje, że ja się wszystkim usuwam, że mnie lada chwila ktoś potrąci, że...
3136 To źle. Panna Dulska powinna iść naprzód tak... rozumiesz. Ktoś potrąci — ty jego... to powinna być nasza zasada. Jak najwięcej miejsca. Für die obere zehn tausend milionen kołtunen!
3140 patrzy na niego chwilę
3142 Zbyszko! dlaczego ty nas wszystkich tak nie lubisz?
3146 Za mało „nie lubisz”. Ja was wszystkich nienawidzę i siebie razem z wami.
3151 Siebie nienawidzisz także... A ja to znowu... Pozwól mi trochę z tobą porozmawiać. Dobrze? Jak szara godzina nadejdzie, to ja dałabym wszystko, żeby móc z kimś dobrze, cicho, spokojnie porozmawiać. Tylko że u nas to niepodobna. Jak w tartaku. Mama mówi, że się pracuje. Ale przecież można i myślą popracować. Prawda Zbyszku?
3153 osuwa się przed nim tak, że światło z pieca oświetla grupą tych dwojga smutnych i zgnębionych
3162 Ty siebie nienawidzisz, a ja to siebie żałuję. Strasznie. Nie dzieje mi się nic złego. Mam ojca, mamcię, was, chodzę na pensję — jestem prosta, dbają o mnie, dają mi żelazo, nacierają wodą — uczę się wszystkiego, a przecież, przecież, Zbyszko, mnie się zdaje, że mi się dzieje jakaś krzywda — że mnie ktoś więzi, że mi ściśnięto gardło, że... Ja ci tego opowiedzieć nie mogę, ale...
3166 To źle, Melo, że ty tak czujesz — źle. Najlepiej pozbądź się tych sensacji. Niedługo wyrośniesz, pójdziesz dobrze za mąż i będziesz świat rozbijać łokciami.
3170 Nie — ja pójdę do klasztoru.
3174 Gadanie. Głębsza warstwa weźmie górę. Będziesz taka, jak mama.
3178 Ojciec przecież łokciami ludzi nie roztrąca.
3182 Bo ojciec wybrał dogodniejszą drogę. Mama za niego łokciami się przez świat przepycha, a on za nią.
3188 To wszystko bardzo jakieś smutne.
3196 Ty ze wszystkiego się śmiejesz.
3200 Tak śmieją się wisielce.
3217 Chciałam ci coś powiedzieć... ale... nie będziesz krzyczał? To widzisz z najlepszego serca. — Bo... wtedy... jak ja widziałam...
3227 Ciebie i Hankę. Tak mnie skrzyczałeś strasznie, a ja właśnie...
3231 Czego ty o tym mówisz?
3235 Bo mi żal i ciebie, i Hanki. Ja ciągle o was myślę. Ja się nawet za was modlę. Bo wy musicie być bardzo nieszczęśliwi.
3243 Jakże? ona prosta sługa, ty urzędnik z prokuratorii skarbu... jakże... i kochacie się... To bardzo smutne. Mamcia będzie się bardzo sprzeciwiać.
3251 No, jak się będziecie pobierać.
3255 Czyś ty oszalała? ja z Hanką?
3259 Cóż z tego, że ona niby niżej. Przecież Zygmunt August i Barbara...
3263 Ty jesteś jeszcze głupsza, jak myślałem.
3267 Proszę cię... tylko mi nie wymyślaj. Ja będę po waszej stronie. Ja nauczę Hankę mówić po ludzku i jeść widelcem, i będę ją uczyć tego, co umiem, aż ona będzie taka, jak my. Ja wam dopomogę.
3275 Tylko jest coś, co mnie bardzo martwi. Nie wiem, czy ci to powiedzieć...
3283 Tylko ty Hance tego nie mów. Daj słowo. Oto... Hanka ma na wsi... narzeczonego. Tak, tak. Ale się nie martw. Ona go nie kocha. To finanz wach. Ja znalazłam korespondentkę od niego do Hanki. Tam było ślicznie napisane. Panno Haniu, Szanowna Pani! — Gołębiem ślę tę kartę pod nóżki panny i pytam czemu pisanie od niej takie rzadkie... Tak było. O! gołębiem... to ładnie. Choć na tej kartce nie było gołębia, tylko była różowa świnka i cztery prosięta, ale on zawsze tak z serca to napisał. I on ją musi kochać. Tylko że ona mu odpisuje, i to źle z jej strony, bo on tam pisze...
3287 Proszę cię o jedno. Nie wtrącaj ty się w te sprawy. Głowa cię boli. Idź — połóż się.
3291 Ja tylko tak z dobrego serca.
3301 I... nie gniewasz się?
3305 Nie. Chodź — pocałuj mnie.
3311 To... ty mnie nie nienawidzisz?
3321 Dziękuję ci. Tak miło, kiedy ktoś łagodnie mówi... Dziękuję ci, Zbyszko.
3324 Wychodzi cichutko do swego pokoju. — Zbyszko wstaje — idzie do okna, skąd pada światło zapalonej latarni — opiera czoło o szyby i tak zostaje. — Wchodzi Hanka spłakana, otulona chustką — przystępuje do Zbyszka i mówi cicho.
3349 Tak jest jak ja mówiłam.
3351 zanosi się cicho od płaczu
3357 Ładna historia! a to pech!
3359 zaczyna chodzić po pokoju — Hanka pozostaje przy oknie w smudze światła — tragiczna w fałdach swej czarnej chustki
3372 Ale... żeby mnie tatko skórę zdarli. Nie pojadę.
3376 Zresztą nie becz. Jeszcze daleko. Może się jeszcze co zmieni.
3380 Ale... takim jak ja, to cygany los wyklną. Mnie zawsze najgorsze się trafi. Potrzebne mi to było. Boże! Boże!... To chyba się utopić.
3388 Śmierć na wszystko pomoże.
3404 Cicho bądź! nie płacz, bo mnie diabli wezmą...
3408 zakrywa się chustką i stara się stłumić łkanie.
3410 Długa chwila milczenia.
3412 Proszę pana, co ja teraz zrobię?
3416 patrzy na nią przez chwilę — potem wychodzi do swego pokoju
3418 A to pech! a to pech!...
3421 Hanka wybucha spazmatycznym płaczem, tuląc się do ściany — na palcach ze swego pokoju wysuwa się Mela.
3436 Mela podchodzi do Hanki i staje przed nią zafrasowana.
3440 Hanka! Ja słyszałam, że się Zbyszko o coś na ciebie gniewał. Prawda?
3448 Ale słyszałam. I boję się, że to przeze mnie. Pewnie o tego narzeczonego, co go masz na wsi. Ale dlaczego Hanka się z tym kryła. Tylko teraz to już trzeba przestać do niego pisać. Co się tak na mnie patrzysz. Ja wszystko wiem...
3452 patrzy na nią przerażona
3456 No, wszystko co się ciebie i Zbyszka dotyczy — rozumiesz?
3460 zakrywa twarz chustką
3464 I nie trzeba się bać. Ja będę z wami. Ojca też na waszą stronę przekabacę. Wszystko się zmieni i gdy już ślub się odbędzie...
3468 Ta co panienka mówi. Któż by się ze mną teraz ożenił?
3476 A no któż by cudze dziecko wziął?
3482 Cudze dziecko? O czym ty mówisz, Hanka? A może ty już wdowa, że masz dziecko? I tego Zbyszkowi nie mówisz...
3488 Cóż panienka mówi, że wszystko wie!
3492 No... niby ty i Zbyszko. To będzie mezalians, ale trudno...
3496 milczy, gryzie róg chustki i patrzy w ziemię
3500 Dlaczego nic nie mówisz, Hanka? Dlaczego ciągle płaczesz? Przecież ja do ciebie z najlepszą intencją. Nie płacz!... to się jakoś ułoży.
3506 Nic się nie ułoży... pomsta na mnie... nieszczęście... och, czemu się ja rodziłam...
3510 Boże... nie płacz, Hanka...
3514 A żebym nogi połamała, nimem tu nastała!
3519 Hanka! nie płacz, bo mnie serce pęknie.
3526 Niech mnie panienka puści!...
3538 Mela — Hanka — Juliasiewiczowa
3543 Jest tu kto? W kuchni drzwi otwarte...
3545 spostrzega Melę i Hankę
3547 Cóż wy tu robicie po ciemku?
3554 Co Mela ma za konszachty ze sługą?
3560 To nie żadne konszachty, tylko to całkiem co innego. Hanka jest bardzo nieszczęśliwa, a ja ją pocieszam.
3564 Najlepiej zapal lampę.
3570 I dlaczegóż to Hanka taka nieszczęśliwa?
3574 Och! to straszna historia.
3578 Niech mi ją Mela powie.
3582 Nie mogę, ciociu... nie mogę... ale to jest okropne... to może się strasznie skończyć.
3586 Najlepiej mi powiedzieć — może ja znajdę jaką radę.
3590 To prawda. Ciocia taka mądra, to najlepiej potrafi z mamcią sobie poradzić.
3593 Siadają przy stole pod lampą.
3597 A cóż tu mama będzie mieć do czynienia?
3602 Jak to? ona głównie.
3606 Ja cioci powiem — wszystko jak na spowiedzi — ale ciociu, jak ciocia mnie zdradzi, że to ja... to... już nie wiem co. Ciociu, ciociu!... tu stało się nieszczęście. Zbyszko zakochał się w Hance.
3617 Ciociu! niech się ciocia nie śmieje. To Bóg wie co z tego może być, bo mama nie pozwoli na to małżeństwo. Zobaczy ciocia.
3621 Najprzód — skąd to wiesz?
3625 Ja... podpatrzyłam. Niechcący! Jak Bozię kocham. Ja zaraz potem oczy zamknęłam.
3629 Lepiej było przedtem. Cóżeś widziała?
3633 Ciociu! oni się muszą pobrać... Oni się już całują!
3639 No, skoro się już całują...
3643 Tak, tak. Ja odkąd to zobaczyłam, to sypiać nie mogę już zupełnie. Co sobie przypomnę, to mną coś tak dziwnie zatarga. I płakać mi się chce, i smutno, i miło... Ale to ja. A mama to z pewnością Zbyszka przeklnie.
3647 Nie bój się, cielątko. Mama Zbyszka za to nie przeklnie.
3651 Żeby to jeszcze tylko — ale jest jeszcze dużo, dużo komplikacji. Jest jeszcze finanz wach tam na wsi i potem to już nie wiem... jest jeszcze cudze dziecko.
3659 No tak. Hanka mówiła.
3665 No... no... jak mówiła?
3669 Ja jej mówię — pójdziesz za mąż — niby za Zbyszka ja ciągle myślałam. A ona nie płacze, ale ryczy, i woła — a! kto mnie teraz z cudzym dzieckiem weźmie!
3677 Ciociu, ja nigdy nie kłamię. Tylko... ja tego wszystkiego ani weź pokombinować nie mogę. A ciocia co rozumie?
3685 opierając się o stół
3687 Niech mi ciocia wytłumaczy. Moja najdroższa...
3691 Nie, panienko. Ja ci tego nie wytłumaczę. Tylko niech Mela pamięta. Trzymać języczek za zębami. Ani słowa o tym do nikogo! Ani słowa. I dalej nie podpatrywać... Jakby się co znów zobaczyło — oczy zamknąć.
3695 A ciocia się tym zajmie.
3703 Moja ciociu święta. Oni się jeszcze wykradną albo zabiją. Tak było w Kijowie... Cicho... Zbyszko!
3718 Ubrany jak do wyjścia.
3722 Jak się masz. Wychodzisz?
3738 Siedziałeś przecież częściej już w domu.
3742 Widocznie mam już dosyć.
3746 Szkoda — lepiej wyglądasz. Utyłeś trochę.
3750 Zbyszko — zaraz wrócą wszyscy — będzie herbata.
3754 Nie czekajcie na mnie.
3758 Mama będzie znów zła.
3766 Mógłbyś być grzeczniejszy.
3774 Choćby ze mną... tak się zachowujesz...
3778 Moja droga — raz chcesz, aby ci uchybiać i aż prosisz się o to, to znów aby cię szanować. Wybierz już raz — matrona czy kokota.
3784 Najlepiej zrobię, jeśli z takim brutalem mówić nie będę.
3788 Najlepiej. A przestań się malować, bo wyglądasz jak kamienica odnowiona na przyjazd cesarza. Bądź zdrowa...
3792 Tak!... ej, żebyś nie pożałował twojej brutalności.
3797 Ja nigdy niczego nie żałuję!
3804 On znów taki zły, jak dawniej. I z Hanką się tak kłócili! tak kłócili! O! mamcia idzie przez kuchnię.
3816 Dulska — Hesia — Juliasiewiczowa — Mela — później Dulski
3822 Jak się masz... Cała jestem wzburzona.
3830 W tramwaju. Znów awantura. Jak Hesia siedzi, to przecież wygląda na dziecko, co nie ma metra wysokości. Mówię jej — skurcz się...
3838 Ona na złość się wyciąga i zaraz potem z konduktorem secessja — wszyscy się patrzą...
3842 Ach! bo o ten cent, czy dwa.
3846 Kto nie szanuje grosza, ten nie wart... Hanka, nakrywaj! My tu pijemy herbatę teraz, bo piec w jadalni coraz gorszy.
3850 Czemu go ciocia nie poprawi?
3854 Albom ja głupia? I tak na przyszły rok nie będę tu mieszkać, tylko wynajmę. Wtedy mi lokator piec poprawi. Idę włożyć szlafrok. Hesia, przebrać się — Mela, zajmij się herbatą.
3857 Wychodzi — Hanka nakrywa — Juliasiewiczowa obserwuje Hankę.
3862 Dziś była marna lekcja — dobrze zrobiłaś, że cię nie było. Same sztubaki...
3869 Hanka! cóżeś tak zmizerniała?
3886 Żywo samowar! bułki... wypijesz z nami herbatę?
3893 Wchodzi Mela — niesie książkę i koszyk z robotą — później Hesia z zeszytami i książkami — siadają przy stole — Dulska i Juliasiewiczowa siadają także przy frontowej stronie stołu.
3897 Szczęśliwa jestem, że już jestem w domu. Dla kobiety nie ma jak dom. Ja to zawsze powtarzać będę. Zawołajcie Zbyszka.
3909 Ale pewnie zaraz wróci.
3913 A mówiła ciocia, że się poprawił.
3917 Bo też tak jest. Przekonał się, że nie ma jak dom i rodzina. Musiało mu coś wypaść.
3921 Wcale nie. Mówił, że mu już zbrzydł ten dom i ta rodzina.
3929 Tak. Przed chwilą. Zresztą nie mówił tak wyraźnie. Co mu tam zbrzydło... nie wiem. Dość że poszedł.
3933 Będzie się znów lumpował.
3937 Patrz swego nosa. Z tym chłopcem już nie ma rady. Już mu tak dogadzam, żeby go tylko w domu przytrzymać.
3943 E! proszę, cioci — może właśnie to dogadzanie osiąga przeciwny cel.
3947 Nie rozumiem. Przecież gdzie może być mu lepiej jak w rodzinnym kole?
3957 Co ty za miny do ciotki wyprawiasz?
3961 Do mnie? Zdaje się cioci. A co do tego rodzinnego koła...
3965 Co ty wiedzieć możesz o tym. Wiecznie tylko gdzieś latasz. I przyznam ci się nawet, że zaczynają coś o tobie mówić.
3973 O tobie mówią to, co sama chcesz, aby mówili.
3989 Wywołujesz taką opinię. Dlaczego o mnie tego nikt nie powie.
3995 Mogłaby ciocia przy dziewczynkach nauk mi nie dawać.
3999 To są dzieci, więc nie rozumieją. A potem niech nawet słyszą. To będzie dla nich nauką na przyszłość — to ich nauczy, gdzie zaprowadzić może lekkomyślność i chęć przypodobania się.
4002 Wchodzi Dulski — wita się z Juliasiewiczową skinieniem ręki — wyjmuje z kieszeni gazetę i siada koło stołu. Zaczyna czytać.
4006 coraz więcej podrażniona
4008 Doprawdy, że ciocia dziwnie pojmuje gościnność...
4012 Moja droga. Ja przede wszystkim pojmuję moralność i tę mam na względzie, czy tu w domu, czy...
4016 To znaczy, że moje życie jest niemoralne?
4020 Na zewnątrz... Ciągle cię widzą na ulicy.
4024 Nie mogę chodzić po dachach.
4028 Ufarbowałaś włosy na rudo. Gdzie widziałaś uczciwą kobietę z rudymi włosami?
4032 No... tego już nadto.
4036 Wczoraj na przykład — Krężlowa mówiła.
4042 E! już dosyć tego. Doprawdy — ciocia uwzięła się, aby mnie denerwować. Ja do cioci spraw nie zaglądam. A może także niejedno dałoby się powiedzieć.
4046 Proszę, proszę. Moje sumienie jest czyste i nie boję się dnia białego.
4050 No... już lepiej tu w biały dzień nie zaglądać... Dopatrzyć by się tu można nie jednego. A zresztą niech mnie ciocia nie wyzywa, bo doprawdy...
4056 Proszę — proszę powiedzieć, proszę się nie krępować.
4060 Mam wzgląd na dzieci.
4064 Hesia, Mela — proszę wyjść! Felicjan, i ty zabieraj się także...
4067 Hesia, Mela wychodzą — Dulski bierze gazetę, idzie do sypialni.
4070 Proszę cię — jesteśmy same. Mów, co mi masz powiedzieć.
4074 Doprawdy, że ciocia zasługuje na to, ażeby się dowiedziała. I to cioci powiem, że jeżeli ciocia do mego domu zagląda, to przede wszystkim ciocia powinna swój z brudów oczyścić.
4078 U mnie nic brudnego się nie dzieje. A przynajmniej po ulicach mój dom nie jest głośny.
4082 Będzie, będzie... jak się porządnie rozkrzyczy w swoim czasie.
4090 Wytłumaczę, jak mnie ciocia na chrzciny poprosi.
4094 Moja pani! niesmaczne żarty. Ja i Felicjan dawno już głupstwa wybiliśmy sobie z głowy.
4098 Ja też nie mówię, że ciocia będzie matką ale — babką.
4106 Zbyszko się o to postarał.
4118 Jezus, Maria! Co? jak? Kłamiesz — kłamiesz. Chcesz mnie chyba zabić! Strach! Nie dość, że mnie delożowali stróża, jeszcze takie coś wymyślają.
4122 Ja? kłamię? Najlepiej niech ciocia sama się Hanki zapyta.
4126 Szkandal!... Hanka!... Hanka!... chodź tu w tej chwili...
4130 Ja wolę tego nie słyszeć. Idę do dziewcząt. A jak ciocia się przekona, że nie skłamałam, to mnie ciocia przeprosi.
4134 Jutro rano! Hanka! Hanka!
4137 Juliasiewiczowa wychodzi szybko — wpada Hanka z bielizną do magla.
4153 Wielmożna pani wołała? Ja do magla...
4157 Hanka! odpowiadaj — ale tak jak przed księdzem. Czy to prawda, że ty... że ty jesteś... że...
4160 Hanka cofa się pod ścianę i stoi nieruchoma z oczyma szeroko otwartymi — Dulska naprzeciw niej, groźnie w nią wpatrzona.
4170 Tak... proszę wielmożnej pani...
4174 Może kłamiesz? może chcesz naciągnąć.
4182 Jak Boga chcesz mieć przy skonaniu?
4186 Jak Boga chcę mieć przy skonaniu!
4189 Długa chwila milczenia — Hanka stoi nieruchoma, oparta plecami o ścianę. Po jej twarzy płyną duże ciężkie łzy.
4195 Oddam ci książeczkę — zapłacę do pierwszego i wynoś się.
4199 Ja wolę pójść zaraz.
4205 Tak będzie lepiej. Pakuj się... połóż bieliznę. Ja takich dziewczyn, co o swoją dobrą sławę nie dbają, nie mogę u siebie trzymać. Wyniesiesz się zaraz... Idę po książeczkę.
4208 Wychodzi do sypialni — Hanka stoi nieruchoma chwilę, wreszcie ociera twarz i kieruje się do kuchni — Juliasiewiczowa wychodzi z pokoju dziewcząt.
4220 Juliasiewiczowa — Hanka — później Mela — Zbyszko
4237 Wielmożna pani wyrzuca mnie...
4241 Zobacz się z panem Zbyszkiem.
4246 Ale... co mi tam! niech ich za moją krzywdę!
4253 Ciociu! ciociu! i co? i co? ja się tak boję!
4257 Idź do siebie. Nie pokazuj się.
4261 Boże mój! Ciociu, niech ich ciocia nie opuszcza
4264 Juliasiewiczowa wpycha ją do pokoju dziewcząt — wchodzi Zbyszko.
4270 Ty tutaj? to dziwne... tam twój oficer spaceruje przed bramą i czeka.
4274 A tobie co do tego? Patrz lepiej, żebyś tu nie miał to, na coś zasłużył.
4282 To ty zmień twój ton. Będziesz ty inaczej za chwilę śpiewał. Wydały się twoje sprawki z Hanką.
4291 Aha! klnij. Dużo ci pomoże. Matka Hankę teraz wypędza. Ciekawa jestem, co twój honor uwodziciela każe ci teraz zrobić dla twej... ofiary.
4293 Śmieje się ironicznie.
4304 Byłam pewna. Kapelusz w rękę i fiut! Najlepszy punkt wyjścia.
4308 Milcz! Nie doprowadzaj mnie do pasji.
4320 Dulska — Juliasiewiczowa — Zbyszko
4326 Hanka! A ty tu? Nie wychodź!... Mam z tobą porachunek.
4330 Tak, tak. Wiem już o co chodzi. I... pokazałaby mama wiele taktu, gdyby o tym nie mówiła.
4334 Taktu? taktu? Ty śmiesz mówić o takcie? ty, który taki skandal wywołałeś pod rodzicielskim dachem. Jak się to rozniesie po ulicy, to chyba dom sprzedać i wynieść się do Bruchowic, czy na Zamarstynów.
4342 Bezwstydnik! do tego doprowadzić, żeby mi potem byle kto oczy tym wykalał.
4346 O, przepraszam! tym byle kto — to mam być ja?... Tego już zanadto. I to ciocia tak mówi? A czy wie ciocia, że ja potrzebuję tylko dwa słowa powiedzieć, aby ta śliczna historia inaczej wyglądała.
4350 Co powiesz, to będzie kłamstwo. Takiej jak ty nikt nie uwierzy.
4355 Jaka ja jestem, to jestem. Ale nigdy nie dopuściłabym się tego, czego się tu dopuszczono.
4359 Wiedz o tem, że ciocia o Hance od początku wiedziała.
4368 Aha!... nieprawda. Przez palce się patrzyło... przez palce... dopiero teraz, jak grozi głośny skandal, to na Zbyszka — na Hankę...
4372 A to ładna historia. I w jakim celu?
4376 Żebyś w domu siedział...
4388 Ona prawdę mówi. To bardzo na maminą moralność patrzy.
4392 bije pięścią w stół.
4407 Prawdę mówi. Ja to czuję! Ja to wiem! To jest to, co tu pełza tak brudno, tak ohydnie — co to za ścianę byle nie wyszło. Ale kto wiatr sieje, ten burzę zbiera!
4415 Mela i Hesia ukazują się na progu.
4423 A chce mama wiedzieć co zrobię? chce mama wiedzieć? Ja się z Hanką ożenię!
4427 Jezus, Maria! Szlak mnie trafi.
4431 Mamo! przebacz im! błogosław!
4438 Zbyszko wciąga Hankę.
4442 Hanka! rzuć te łachy! zostaniesz tutaj na zawsze.
4446 Kiedy mi pani wypowiedziała.
4450 Zostaniesz! Ja się z tobą żenię.
4462 To się na nic nie zda.
4466 Zbyszko! opamiętaj się!...
4470 do Dulskiego, który wszedł i patrzy zdumiony
4472 Felicjan! widzisz!... jaką twój syn daje nam synową?
4475 Dulski zainteresowany podchodzi.
4478 No... ruszże się... ty ojciec... przeklnij go, czy co, może się upamięta.
4482 To na nic. Tak będzie... Niech raz taka szpetota unurza się we własnem błocie.
4486 Rany boskie! Jak mi się kto spyta, jak moja synowa z domu...
4490 To powie mama, że nie z domu, ale z chałupy. To będzie najgorsza kara... Hanka, padnij do nóg i proś o błogosławieństwo...
4494 Proszę wielmożnej pani... ja... przecież...
4498 Idź precz!... Felicjan, odezwij się!
4503 A niech was wszyscy diabli!!!
4505 odchodzi do sypialni
4512 Nie wytrzymam — daję słowo — nie wytrzymam.
4517 Siadaj, Hanka — siadaj rzędem obok mamy. Teraz tu twoje miejsce...
4519 sadza gwałtem Hankę na kanapę
4527 Dzwonek — Hanka się zrywa i chce biegnąć otworzyć.
4531 Siedź! nie ruszaj się.
4543 sadza gwałtem Hankę — i, stając na progu przedpokoju, mówi
4545 Niech kucharka idzie otworzyć i powie, że obie panie Dulskie przyjmują!
4562 Scena przedstawia ten sam pokój. — Ranek — story podniesione — szare światło dnia zimowego — pod nierozpalonym piecem drzemie na stołeczku niskim Hanka, owinięta w chustkę czarną. Za podniesieniem zasłony słychać wicher, łopoczący o szyby. — Chwila milczenia. Słychać tylko jak Hanka oddycha ciężko i od czasu do czasu jęczy: „Jezus!” — drzwi otwierają się — wchodzi cichutko Mela w barchanowej spódniczce białej, koszulce i narzuconym na plecy barchanowym kaftaniku. Włosy ma rozpuszczone. W rękach bułka i garnuszek z kawą. Chwilę waha się. — Biegnie do drzwi sypialni małżeńskiej — słucha — wreszcie wraca — pochyla się nad Hanką i delikatnie, ostrożnie budzi ją.
4574 Mela — Hanka — później Hesia
4578 Andziu! Andziu!... zbudź się.
4586 Zbudź się — moja biedna Andziu!...
4591 A!... to wielmożna panienka... ja zaraz... po mleko...
4598 Nie — nie. Ty już teraz nie pójdziesz po mleko. Już kucharka przyniosła. Ja się śniadaniem zajęłam.
4606 Mama słaba — leży... Masz trochę kawy. Napij się. I bułkę zjedz.
4613 A... tak... tak... Zapomniałam, teraz już wiem.
4617 O Jezu! Jezusieczku!
4622 Czego płaczesz? Teraz wszystko na najlepszej drodze. Najgorsze przeszło. Już mamcia wie o wszystkim. Nie chce pozwolić — ale musi. Tylko teraz ty i Zbyszko musicie być stałymi i przemóc wszystko swoją miłością. Mama sama będzie wzruszona...
4626 Ja pójdę w piecach palić.
4630 Nie... nie. Daj spokój. Lepiej żebyś już się do niczego nie mieszała. Bo jak zaczniesz znów być służącą, to będzie jeszcze gorzej. Siedź tu spokojnie i czekaj co będzie.
4634 A bielizna niezmaglowana...
4638 Nie turbuj się. Teraz się przyjmie pokojową i ona już za ciebie to wszystko zrobi. Ty teraz jesteś narzeczona Zbyszka, to przecież nie możesz chodzić do magla ani w piecach palić. Pij kawę... moja złota...
4643 Dziękuję panience — nie mogę. Mnie tak od tego wczorajszego, że aż no... ha...
4654 Moja Andziu — ja wiem, że to przykre przejścia, ale to trudno. Zobaczysz, że jeszcze będziesz bardzo szczęśliwa za Zbyszkiem. Ubierzesz się inaczej — natrę ci ręce gliceryną — nauczę cię ładnie pisać — nie będziesz nic robić.
4658 E! gnić bez roboty...
4662 Ha — będziesz mieć inne zajęcie. Potem ja będę zawsze z tobą i przy tobie. Ja za mąż nie pójdę, bo ja nie mam zdrowia, a mamcia mówi, że do zamążpójścia to trzeba mieć końskie zdrowie. I właśnie chciałam ci powiedzieć, że... co do tego jakiegoś dziecka, coś ty mówiła, a co ja nie rozumiem... to jeżeli ty już byłaś zamężna i boisz się, że niby podobno mężczyźni niechętnie się żenią z wdowami, co mają dzieci... to nie bój się. Ja się tym dzieckiem zajmę — wychowam. A co by mi mamcia dała na wyprawę czy na posag, to dla dziecka oddam... Ja sobie tak umyśliłam dziś w nocy. Ja chciałam iść do klasztoru, bo tam cicho i tak miło musi być za murami, jak dzwonek rano dzwoni w maju. Ale przecież i na świecie można mieć ciszę.. I wolę się dla ciebie poświęcić. No... jedz bułkę... jedz... A ty za to musisz być dla mnie bardzo dobra i mówić do mnie — moja złota, dobra, kochana Melu... no... powtórz...
4666 Co też panienka... co też panienka...
4670 Mów mi Melu — a ja tobie... Andziu.
4678 Nie, jak Zbyszkowa żona — to Andzia.
4682 wpada — w jednej pończoszce — skacze na jednej nodze
4684 Pycha... dziewiąta blisko — w domu cisza — pensja się wściekła na dziś... pycha!...
4688 Cicho! mamcia chora.
4693 Dziś cały dom chory. Nikt nie idzie do roboty, tylko tatko naturalnie.
4697 Cóż ty? Belle soeur! a!... hi... hi... Serwus, czupiradło!
4702 Hesiu, jakże tak można.
4707 Cóż ty to na serio bierzesz? Przecież to cała komedia. Gzy, nic więcej. Hu... zimno tu... W piecu nie palą. Co to są — zaburzenia familijne.
4709 nagle siada przy Hance
4711 Powiedz!... czy ty pierwsza zaczepiałaś Zbyszka, czy on ciebie?
4716 Że też się panienka Boga nie boi...
4720 O! już się nauczyłaś Boga wzywać nadaremno. Jeszcze do naszej familii nie należysz. Hi! hi! Czy ty sobie wyobrażasz, ciućmo jedna, że się Zbyszko z tobą naprawdę ożeni?
4728 Hesia — nie rób jej przykrości.
4732 Ale nie — nie. Przyobiecuję być nawet drużką i powieść do ołtarza uroczą oblubienicę. Patrz, Mela, jak mi nogi urosły od wczoraj.
4750 Blada, w szlafroku — głowa związana.
4754 Co się tu dzieje? Wy tutaj? Nie na pensji?
4758 Nie ma nas kto odprowadzić.
4766 Ty? — odprowadzać panienki? no! no!... idźcie się ubierać.
4770 Ale z pensji nici, mamciu.
4774 Naturalnie. Wszystko tak i to przez...
4777 Mela całuje matkę, w rękę.
4784 Mamciu złota, daruj im! nie gniewaj się! już ona ci całe życie...
4788 Proszę się do tego nie mieszać.
4791 Mela odchodzi do swego pokoju ze spuszczoną głową.
4797 Ty idź do pokoiku, gdzie się składa brudną bieliznę. Tam siedź — nie ruszaj się, aż cię zawołam. Z kucharką ani słowa, ani z nikim. Rozumiesz? Twoja matka chrzestna, ta Tadrachowa, co prała dwa razy, zawsze mieszka na Św. Józefa?
4802 Tak, proszę wielmożnej pani.
4806 Dobrze — a teraz idź!
4809 Hanka odchodzi do sypialni małżeńskiej.
4815 Posłałaś list do ciotki?
4820 Posłałam. I powiedziałam, żeby stróż prosił, że mamcia prosi żeby ciocia zaraz przyszła.
4823 Dulska siada zgnębiona.
4826 Proszę mamci — może prochy pościerać?
4829 Dulska robi gest, że jej wszystko jedno. — Chwila milczenia.
4832 Proszę mamci... czy Zbyszko naprawdę się z tym czymś ożeni?
4840 Ja też myślałam, że to niemożliwe. Choćby ze względu na nas. Czy kto porządny później starałby się o mnie, albo o Melę.
4848 Zresztą Mela to mniejsza, bo ona i tak idzie na starą pannę, ale ja...
4852 A ja ci mówię, daj ty mi spokój, bo się na tobie skrupi.
4856 Tylko proszę mamy... ja nie rozumiem, jak mamcia tego nie widziała. Ja to już od dawna wypenetrowałam... ja...
4868 Dulska — Hesia — Zbyszko
4872 ubrany jak do wyjścia — kręci się chwilę po pokoju
4879 Pytam się, gdzie Hanka?
4884 Oblubienica z Lammermooru rondle myje.
4889 Proszę więcej jej nie używać do kuchennych posług. Gdzie Hanka dziś spała?
4893 Pytam się, gdzie Hanka dziś spała?
4898 Na stołeczku pod piecem — ręce w małdrzyk, a buzia w ciup.
4903 Trzeba inaczej się nią zająć.
4907 Bo... jeżeli... no... zresztą — ja wychodzę, za chwilę wrócę. Muszę jakiś porządek zrobić.
4914 Postaw łoże pod baldachimem w salonie...
4923 Nie chce mi się... nie chce mi się... Cake walk! cake walk!
4927 Hanuś, słodka narzeczona... — dziewczę z buzią jak malina...
4939 Strach!... jeszcze czegoś podobnego, jak długo żyję, nie widziałam.
4943 Stróż jest. w kuchni. Dowiem się. Tylko wie mamcia, ja wątpię, czy ciocia przyjdzie, bo strasznie była wczoraj naindyczona.
4951 Wychodzi Hesia — Dulska zawiązuje mocniej głowę — słyszy trzepanie dywanów — nadsłuchuje — porywa się — biegnie do okna — otwiera i krzyczy całkiem innym głosem.
4955 Nie wolno... na dziedzińcu się trzepie... nie wolno!...
4962 Ciocia powiedziała, że przyjdzie zaraz.
4966 Teraz idź, ubierz się.
4970 A potem żeby trochę na spacer? co?
4974 Co ci w głowie? tu taki szkandał za pasem, a ona na spacer?
4979 No dobrze... dobrze... już idę!
4994 Dulska — Juliasiewiczowa
4998 w płaszczu na matince — z godnością
5000 Ciocia mnie wezwała?
5008 Właściwie nie powinnam przyjść po tak dotkliwej obrazie, ale w nieszczęściu powinno darować się winy. Cóż zatem ciocia sobie życzy?
5014 Zlituj się! ratuj!... wybaw mnie z tego położenia. Przecież taki ożenek dla Zbyszka to ostatnia zguba. Jak ja ludziom w oczy spojrzę?
5018 Moja ciociu... sama ciocia piwa nawarzyła. Ja radziłam — odprawić Hankę.
5022 Ale kiedy ci wytłumaczyłam, dlaczego ją trzymam, sama się zgodziłaś, że tak lepiej. Ja to przecież zrobiłam dla jego dobra. Patrzeć już nie mogłam, jak się wisusował. To się nieraz robi. Ja nie pierwsza i nie ostatnia.
5030 Radź! ratuj! ty masz doskonały złodziejski spryt — ty coś wymyślisz. Przede wszystkim — weź tę, tę Hankę, do siebie. Wyrzucić jej nie mogę, bo obniesie nas po mieście. U ciebie będziesz ją pilnować, żeby z nikim nie pyskowała.
5034 A już co to — to nie... Dziękuję za taki mebel. Nigdy nie wiadomo z takimi co w trawie piszczy. Ale trzeba rzeczywiście coś zrobić, bo i dla nas samych to bardzo nieprzyjemne. Mój mąż aż jeść kolacji nie mógł, jak się o tym dowiedział. Czy ona ma jaką rodzinę?
5038 Ma tu tylko matkę chrzestną — praczkę...
5042 Trzeba ją tu sprowadzić.
5046 Posłałam po nią kucharkę.
5050 Może się wyda coś o tej Hance... może ona już dobrze tam na wsi się bawiła. Jeżeli się Zbyszko dowie... choć według mego przekonania, Zbyszko jedynie tylko na złość cioci to wszystko zrobił.
5057 Na złość mnie? matce?... i miej tu dzieci! Takem go chowała. Woziłam się z nim do Rabki — jak była ta matura, to niby... no... pokierowałam go do Prokuratorii Skarbu... a tu... a tu...
5064 Proszę cioci się uspokoić. To nic nie pomoże. Tu trzeba radzić energicznie. Co ona mówi?
5068 A cóż ona może mówić. Nic.
5072 To jeszcze całe szczęście, że ona zdaje się głupia — bo jakby tak wzięła na kieł. Niech jej ciocia da wódki i chleba z masłem.
5080 Już ja wiem co mówię. Miodem się muchy bierze, nie octem.
5092 Dulska — Juliasiewiczowa — Tadrachowa
5096 Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.
5110 Rączki całuję wielmożnej pani gospodyni. A cóż to, będzie znów duże pranie?
5115 Niech mnie ciocia pozwoli!
5119 Nie, moja dobra kobieto — my tu was zawezwali całkiem o co innego.
5128 Tu chodzi o Hankę...
5136 Widzicie, tak się stało. Hance trafia się doskonały mąż.
5144 Zaraz ciociu — doskonały mąż. Otóż, ponieważ to jest poczciwy rzemieślnik — wychowanek cioci, więc my chcemy naprzód wiedzieć, jaka też to uczciwość Hanczyna, bo to w takiej małej mieścinie, to rozmaicie, jak to pani Tadrachowa wie...
5148 No, no... tak, wielmożna pani... niby... to swoja rzecz.
5152 Właśnie... więc co do Hanki. Jak się ona tam sprawiała w domu. Tylko niech Tadrachowa powie pod przysięgą — jak na spowiedzi, bo to ważna sprawa.
5156 Niby... co do Hanki? A, wielmożna pani — to dziewczyna była jak szklanka. Nawet rysy nie było.
5160 Moglibyście na to przysiąc?
5164 Przed Przenajświętszym Sakramentem. Za nią, jak za siebie.
5168 No... a ten finanz wach?
5172 To insza inszość. On się z nią zaręczył. Ale co do tamtego — to o!... tylko że nie było pieniędzy, niby na gospodarstwo, więc bez to się to ślimaczy. Ale to całkiem uczciwie i honorowo — to sam ksiądz proboszcz może poświadczyć.
5176 No... a tu, w mieście?
5180 A... to już... chyba wielmożna pani gospodyni wie, bo przecie dziewczyna niby tu... jakby pod opieką...
5187 Może się pani Tadrachowa wódki napije.
5192 Rączki całuję wielmożnej pani — ja przysięgłam od wódki.
5211 Daj, Anielko, coś słodkiego.
5217 Pani Tadrachowa myśli, że Hanka może z czystym sumieniem iść za tego, co jej się trafia?
5221 Proszę wielmożnej pani, jak się jemu podoba, to chyba nie będzie taki skrupulant. To u państwa takie wymysły. A potem, czy ja wiem.
5224 Dulska wraca z kieliszkiem likieru i stawia przed Tadrachową.
5233 Rączki całuję — rączki całuję
5246 Aż mgli, takie dobre.
5266 Rączki całuję wielmożnemu młodemu panu gospodarzowi... rączki całuję...
5270 Czekajcie no... to wyście mi kiedyś nosili ubranie do krawca?
5274 Ja, wielmożny panie — po ostatnim praniu.
5278 Wy jesteście krewna Hanki?
5286 A to się doskonale składa. Muszę was zawiadomić, że ja się z Hanką żenię.
5290 Wielmożny pan ze mnie głupią robi!
5299 żenię się i to bardzo prędko. Chodziłem się dowiedzieć, jakie formalności. Gdzie Hanka chrzczona? Trzeba prędko jej metrykę. Rozumiecie? Zresztą przyjdźcie jutro, to się wszystko ułoży.
5306 W imię Ojca i Syna... chyba wielmożny młody gospodarz jest pomylony, albo bardzo na honorze delikatny.
5310 Jak wy to rozumiecie?
5314 A no... proszę wielmożnych pań... ta ja ślepa nie jestem. Ja przecie wiedziałam co i jak jest. Dość było popatrzeć jak to Hanka przymizerniała. A beczy po kątach — a do mnie wpadała... Ja jej zawsze mówiłam: Nie becz — pan jest godny, z rodziców świętych, pan cię zabezpieczy. Ale żeby się aż żenił...
5318 A cóż wy myślicie, że ja pozwolę na to małżeństwo!
5322 A, broń mnie Boże! Bez błogosławieństwa mamusi my ta do ołtarza nie pójdziemy. Ale chyba wielmożna pani gospodyni nie będzie dęba stawać, żeby się uczciwa rzecz nie stała... Skoro młody pan tak chce, to już od Boga natchniony, aby sierocie krzywdy nie robić. Całe jej wiano była ta uczciwość, a dziś nikt jej nie weźmie, bo bogactwem swego pohańbienia nie przykryje, a jeno jeszcze pieniędzami ludziom oczy mydlić można...
5326 Tak... macie rację... pieniędzmi... Może jeszcze kieliszeczek? — Anielciu!
5336 Ciociu! może ofiarować pewną summę...
5340 Jezus, Maria — tylko się za kieszeń trzymaj!
5348 Pomów ty jeszcze ze Zbyszkiem — moja droga — może on ciebie usłucha. Bój się Boga... płacić... Jak on powie, że nie chce, to wszystko się ułoży. Pomów z nim!...
5353 Dobrze. Ale wie ciocia, że to będzie twardo.
5357 Więc powiadacie, że pieniądze...
5362 To grunt, wielmożna pani. Taki już teraz świat. Jeden Judasz drugiego za pieniądze sprzeda. Oj czasy! czasy nastały. Ani paszy dla bydła, ani uczciwości ludzkiej.
5366 Macie rację. My tu jeszcze z panią gospodynią chcemy się naradzić.
5370 Co do Hanki? Jakaż tu rada? Młodzi chcą jedno drugie. Wielmożna pani nie będzie twarda. Przecie dzieje się to i po hrabskich domach, że się z niższymi żenią, a Hanka znów jest i ślubna, i znowu nie takie tam co, bo też z familii zasiedziałej, choć stanu murarskiego.
5374 Idźcie no tylko do jadalni i czekajcie aż was zawołamy.
5379 Całuję rączki pani gospodyni. Idę już — Panu Jezusowi oddaję — całuję rączki. A niech mamusia nie będzie twarda...
5394 Dulska — Juliasiewiczowa — Mela
5398 Słyszałaś?... mamusia? jak to sobie prędko taka pani pozwala... Dusi mnie formalnie... No! no
5402 Będę mówić ze Zbyszkiem. Niechże ciocia idzie do swego pokoju — proszę cioci.
5406 Zlituj się... rób wszystko, co można... powiedz, że ja i Felicjan tego nie przeżyjemy — że się go wydziedziczy... że złamanego centa nie dostanie nigdy — że...
5410 Dobrze, dobrze — już wiem. Tylko niech ciocia mnie zostawi samą.
5415 Idę... idę... mojaś ty, zrób wszystko... ja już z sił opadam!
5424 Pst... pst... ciociu!...
5436 Proszę Meli iść do siebie i nie pokazywać się tutaj!
5441 Ach, Boże! Boże! co to będzie!
5456 Juliasiewiczowa — Zbyszko
5460 chwilę się waha — potem podchodzi do drzwi Zbyszka
5462 Zbyszko! proszę cię tu na chwilę.
5470 No... wejdź-że tu. Trudno ażebym ja do ciebie wchodziła. Jestem na to i za stara... i za młoda.
5476 Właściwie czego chcesz.
5480 Przede wszystkim — nie patrz na mnie jak na wroga, bo ja twoim wrogiem nie jestem, mimo twego obchodzenia się ze mną. Mnie się zdaje, że ty nawet będziesz rad pomówić z kimś, kto ma zdrowy rozsądek i z boku patrzy na twoje postępowanie. Chodź-no tu... nie ciskaj się. Przecież o wszystkim można podyskutować.
5486 Jeżeli o Hance, to nie ma żadnej dyskusji. Tak będzie i basta.
5490 Naturalnie. I nie wyobrażaj sobie, że ja jestem przeciwna twemu projektowi. Owszem. Skoro chcesz „naprawiać” — tylko namawiać cię na to należy. Ciocia chciała, żebym twoją narzeczoną wzięła do siebie — ale...
5506 Mam męża i... c'est le premier pas qui coute — a tam, gdzie nie ma zmysłu moralnego, jak u takiej dziewczyny — to nigdy nie wiadomo co i jak.
5510 Czy to mi miałaś do powiedzenia?
5514 Ach, czekaj!... coś z Hanką trzeba zrobić. Na nową służbę nie pójdzie. Na „stancję” ją oddasz — Boże drogi! — takie milieu to ostatnia zgnilizna i rozpusta... a przy takich instynktach do dnia ślubu. Może na pensję... ale wątpię, czy wezmą, a potem...
5518 To są wszystko drwiny.
5522 Wątpię, czy mamcia ją będzie mogła długo trzymać w składziku... Cóż więc zrobisz?
5526 chodzi po pokoju i milczy
5532 Naturalnie — już o jakichkolwiek relacjach ze światem mowy być nie może.
5540 Masz rację. I ja także. Ale... żyjemy w ciągłym kontakcie.
5544 Pluję na kontakt!...
5548 Naturalnie. Tylko... musicie sobie sami wystarczyć. Nie znam jej — musi mieć dużą inteligencję wrodzoną.
5556 Ty to rozwiniesz — więc z moralnej strony nie ma obawy. Tylko materialna.
5564 Tak się mówi. Ale ty masz pensji 60 złr. I oprócz tego masę długów. Kondykt w powietrzu. Z tego we troje — to nędza. Hanka nie zarobi nic, chyba że będzie u siebie samej sługą... no, ale i to... a ty przyzwyczajony do puszczania pieniędzy swoich i nie swoich...
5570 Tak będzie, jak powiedziałem.
5574 Tak. Ale głównie o te pieniądze. Bo niby z czego żyć? Wieczorami możesz pisać. Mój mąż ci da jakie kawałki do odrabiania w domu... ale... i to...
5582 Bądźmy logiczni. Mieszkanie już jeden pokój z kuchenką 25 do 30—tu. Na życie — gulden, co jest nędzą. Ale — skoro się kochacie... To już cała pensja. A gdzież reszta?
5590 Mamcia ogłosi — nikt centa nie da. A rodzice jeszcze żyć mogą i trzydzieści lat. Będziesz nędzarzem długo, bardzo długo... no — ale...
5599 Boże drogi! gdyby to można tak życiu powiedzieć — daj mi spokój — ale ono włazi na kark, jak hydra, i zdławi.
5601 podchodzi do niego i siada na poręczy fotela
5603 Zbyszko! popatrz mi w oczy. Ty żałujesz tego, coś zrobił.
5612 Nie puszczę... Tu się rozchodzi o coś więcej, jak o głupie na złość... matce.
5616 To nie na złość... Ja chciałem raz zetrzeć w proch to podłe, to czarne, co tu jest duszą złych czynów w tych ścianach. Chciałem raz wziąć się za bary z tym czymś nieuchwytnym i...
5620 I wziąłeś się za bary — szamotałeś — pokazałeś kły, a teraz musisz ulec.
5624 Nie muszę... nie ulegnę...
5628 Masz siły do takiej ciągłej walki?
5636 Aha! aha!... nawet nie odpowiadasz. Ty jesteś zupełnie już wyczerpany. Ciebie ta jedna noc zmogła, a cóż dopiero całe takie życie...
5644 Cóż ja? Ciocia powiedziała, że ja mam złodziejski spryt. Tak! Bo zgodziłam się z życiem i kradnę to, co jest najmilszego. To jest szczyt mądrości. Walczyć? Don Kiszot!... Śmieszne... zresztą, sam powiedziałeś — wyciągniemy kopytka.
5648 Ty umiesz budzić we mnie kołtuna...
5652 Ależ on na chwilę w tobie nie zasnął. Ty się z nim nie borykaj. To na nic. Wiesz sam. Zresztą, co ty od cioci chcesz? Ona cię kocha. Dała ci życie.
5656 Ha! ha!... ja się na świat nie prosił.
5660 To komunał. Wychowała cię, według niej, najlepiej.
5664 Najlepiej!... to zgroza słuchać co ty mówisz.
5668 Według niej. Wszystko to zrobiła przez miłość dla ciebie. I teraz ona płacze, Zbyszku... ona płacze...
5676 Nie — e!... to jest... matka.
5680 siada na fotelu zgnębiony
5686 No... i co będzie, Zbyszko?
5702 Nie, nie — takie rzeczy przecina się od razu. Raz, dwa... Zobaczysz — odetchniesz, jak z tym skończysz.
5712 Już my na to poradzimy.
5721 A widzisz! a mówiłeś, że ci o świat nie chodzi!
5725 Więc nie będziesz się żenił?
5734 I przeprosisz matkę?
5743 Zrób to — obraziłeś ją bardzo. Ona chora, ona biedna.
5752 Ale... krzywda się jej nie stanie.
5756 Proszę cię, już ja w tym będę. Ciociu.
5768 Zbyszko — Dulska — Juliasiewiczowa
5772 Ciociu! Zbyszko cofa, co powiedział. Powrócił do rozumu... i przeprasza ciocię.
5780 podchodzi ku niej — całuje ją w rękę i mówi cicho
5782 Przepraszam mamę za to... a! psia krew... psia krew!
5788 No widzisz... znów klnie.
5792 Ach, to głupstwo. To nie ma znaczenia.
5798 Ma! ma! znaczenie... ma!
5807 Tak... tak... będę tym, kim byłem!... a! możecie być dumni.
5811 Ach! jak ja się będę teraz łotrował! jak ja się będę łotrował!...
5816 Dopóki się nie ożenisz... dobrze nie ożenisz... z panną fajną, z dobrego domu.
5821 Dopóki się dobrze nie ożenię... z posagiem, z kamienicą — z diabłem — z czortem...
5823 wybiega do swego pokoju
5832 Niech ciocia pozwoli mu wyburzyć się. Główna rzecz zrobiona. Teraz trzeba się wziąć do niej. Ciocia mi daje carte blanche?
5854 Też same — Tadrachowa
5858 Rączki całuję... jestem... jestem...
5862 Moja Tadrachowa, zaszły tu pewne zmiany. Młody pan żenić się z Hanką nie chce.
5866 Jakże to! sam mi to godnie oświadczył.
5874 Tak niby — mir nichts, dir nichts?
5878 Pod błogosławieństwem matki.
5882 To duże słowo. No, ale to krzywda dla Hanki, a ja przecie dziecka, com go do Chrztu świętego podawała, ukrzywdzić nie dam.
5886 Nikt jej ukrzywdzić nie chce. Pani gospodyni jest bardzo zacna osoba i może tam coś nie coś... Hance da jako odszkodowanie.
5899 No... czy ja wiem co i jak...
5903 Proszę wielmożnej pani — święty związek małżeński, a pieniądze to całkiem insza inszość.
5907 No... tak. Ale dobre i to. Każda inna matka to by dziewczynę wygnała bez dobrego słowa. A tu się jeszcze troszczą i chcą coś dodać... No, moja Tadrachowa — przyznajcie, że takich ludzi to mało na świecie.
5911 Ja zawsze mówiłam, że to święte państwo. Ale... krzywda krzywdą...
5915 E! samiście mówili, że pieniądze wszystko kryją. Jak Hanka mieć będzie coś w Sparkasie, to ani się nikt o resztę nie spyta.
5923 Jak myślicie — co i jak?
5927 Proszę wielmożnej pani — to już Hanki rzecz. Trzeba mi z nią pogadać...
5931 Naturalnie. Zaraz wam Hankę przyślemy. Chodźmy, ciociu.
5935 Całuję rączki wielmożnym paniom.
5942 I... miejcie rozum. Bo to tylko dobre serce pani, a żaden mus. Rozumiecie?
5949 Wchodzi Hanka — Juliasiewiczowa wychodzi.
5976 A to ci dopiero! a to ci dopiero!
5984 A jakże... chciał się żenić.
5996 A niech go pokręci z jego żenieniem. Co mi tam po takim ożenku. Ja do tego, czy co? Poniewierajom mną już od wczoraj. Myśleli, że wielki cymes.
6000 Zawszeć to — honorowo.
6008 I byłabyś panią — kamieniczną.
6016 Lepiej, jak za tego twego finansa. Bo choć to niby coś, ale zawsze trybelulka.
6020 To moja rzecz. Ale by mną nikt nie poniewierał. Każden ma swój honor.
6024 To ty nie obstajesz, żeby się pan z tobą żenił?
6028 Powiedziałam — co mi taki morowicz. Niech ta będzie moja krzywda.
6032 Oni cię ta nie ukrzywdzą. Chcą ci dać coś na rękę.
6038 Daj ta matka chrzestna spokój... daj ta matka chrzestna spokój...
6042 Ty jesteś durna — durna. Młoda jesteś i nie wiesz, co to świat. Jak będziesz mieć pieniądze, to będziesz mocarna... Ta czego beczysz? Ta już tamto przepadło. Teraz jeno żeby cię nie skrzywdzili.
6048 Daj ta matka chrzestna spokój...
6052 Ta to żadna łaska — ja już za ciebie będę gadać... ja cię skrzywdzić nie dam.
6058 Daj ta matka chrzestna spokój.
6070 Też same — Dulska — Juliasiewiczowa
6074 No i cóż? naradziłyście się? Trzeba się spieszyć, bo już późno. Czas iść do miasta.
6080 Proszę wielmożnych pań — to tak. Hanka gada, że wielmożny pan sam obiecywał ożenek...
6084 Pan żartował. Hanka tego na serio nie myśli.
6088 Byli świadkowie, proszę łaski wielmożnej pani.
6096 Wielmożna pani gospodyni.
6104 Zaraz, zaraz. Tu już mowy nie ma o ożenku. Pan żartował, powtarzam wam! Hanka dobrze wiedziała, co robi.
6108 Ja za nią, jak za siebie...
6112 A że ciocia chce coś z łaski zrobić, to powinniście być wdzięczni... Więc ja tak myślę, że...
6122 No... kilkadziesiąt koron...
6125 Nagle Hanka podstępuje do stołu i staje zuchwale pomiędzy nimi.
6133 Hanuś, czekaj... ja.
6137 Daj ta matka chrzestna spokój. Jak chcą mi moją krzywdę płacić — niech płacą!!!
6141 Patrzcie, jak się rozzuchwaliła.
6145 A ino... płaćcie! płaćcie!... A nie — to chodź matka chrzestna, i tak zapłacą. Są sądy i alimenta, a ja przysięgnę...
6149 Jezus, Maria! tego tylko brakuje.
6153 Dziewczyno! i ty miałabyś sumienie?
6157 O! a ze mną to mieli sumienie zrobić to, co zrobili? Jak nie mieli sumienia, to niech teraz płacą!
6161 Hanka... ta nie krzycz.
6165 Daj ta matka chrzestna spokój! Ja się sama za moją krzywdę upomnę. A Jagusia Wajdówna nie wyprawowała to u nas alimentów? co? Jak kto był bez sumienia nade mną, to i ja nad nim sumienia mieć nie będę.
6171 Zlituj się — daj jej, co chce — tylko nie dopuść do skandalu...
6179 Dajcie tysiąc koron.
6190 Chwila milczenia — kobiety mierzą się długiemi spojrzeniami.
6196 Niech ciocia da, bo będzie skandal.
6205 Cóż ty ze skóry mnie chcesz obedrzeć?
6210 A mnie tu w tym domu nie obdarli z uczciwości. Ja prosiłam się, żeby mnie puścić. Chodźcie, matko chrzestna!
6214 Czekajcie... Ale musicie się podpisać że nie macie do nas żadnego żalu i że jesteście załagodzeni.
6224 I nigdy się nas czepiać nie będziesz?
6228 Ja nigdy. Ale co ta ono zrobi jak dorośnie, to już jego rzecz i Pana Boga.
6232 Do tej pory ja już żyć nie będę. Chodźcie!...
6235 Wychodzą do sypialni.
6247 Juliasiewiczowa — Mela
6261 Ciociu, co się dzieje? Hesia, cały czas podsłuchuje i tak się śmieje... co się dzieje?...
6265 Nic. Wszystko w porządku.
6272 Juliasiewiczowa wchodzi do sypialni — po chwili wychodzi Hanka, Tadrachowa, Dulska.
6284 Hanka — Tadrachowa — Dulska — Juliasiewiczowa — później Zbyszko — Hesia — Mela
6288 A teraz kuferek i jazda — żeby mi was w minutę nie było.
6292 Idziemy, proszę łaski pani. Całujemy rączki.
6297 Ta chodźcie, matko chrzestna, ta co się kłaniacie.
6299 wychodzi z Tadrachową
6309 Jezus, Maria! co za dzień!... no!... ledwo żyję... przecież to straszne, co ja przejść musiałam. Tysiąc koron!...
6314 Widziała ciocia, że był nóż na gardle.
6322 Do widzenia cioci. Idę do siebie. I ja dostałam migreny z tego wszystkiego. Ale... może teraz ciocia mogłaby nam mieszkanie wynająć?
6326 Nigdy... u mnie dom spokojny, moja droga... potem, możecie nie zapłacić, a ja teraz muszę odbić to, co mi wydarli.
6330 Ciocię to nic już nie nauczy...
6336 A czegóż to ma mnie uczyć i kto? Ja sama, dzięki Bogu, wiem co i jak się należy.
6339 Juliasiewiczowa wzrusza ramionami i wychodzi — Dulska biegnie do drzwi Zbyszka.
6343 Zbyszko — idź do biura!
6347 Hesia, kurze ścierać... Mela, gammy...
6351 Felicjan... do biura...
6364 Otwieraj fortepian... no! będzie znów można zacząć żyć po Bożemu...
6367 Wybiega do kuchni — w głębi przez przedpokój widać jak Tadrachowa z Hanką przenoszą kufer.
6373 Andziu! Andziu! gdzie ty idziesz? Ty idziesz całkiem!
6378 Całuję rączki panience... jedna panienka tu co warta. Niech się ta panience powodzi... a innym to niech...
6380 robi groźny gest ręką
6385 biegnie do drzwi Zbyszka
6387 Zbyszko! Hanka się wyprowadza!... Zamknął się... Zbyszko!
6391 Mela! zwariowałaś!...
6394 Słychać ciężkie zamknięcie drzwi.
6399 Mama ją wyrzuca, Zbyszko!... Już drzwi się za nią zamknęły.
6403 Nie widać jej... o!... idzie — niesie kuferek... Gdzie ona idzie? Taki śnieg!... znikła za rogiem. Boże mój!
6413 A ja wiem! a ja wiem! wszystko słyszałam — co to? świeci się coś... papierek...
6415 na czworakach pełza pod fortepian
6420 stoi przy oknie, oparta o framugę
6422 Gdzie ona tak poszła? ona była zapłakana...
6426 tarza się po scenie i śmieje się
6428 A ja wiem! a ja wiem!
6432 Hesia, nie śmiej się... tu stało się coś bardzo złego. Jakby kogoś zabili... Hesia! Ona się jeszcze utopi!
6436 przewracając się po podłodze
6438 Ona się nie utopi!... wzięła tysiąc koron i pójdzie za swojego finanz wacha!
6442 z jakąś tragiczną rozpaczą
6444 Cicho, Hesia! Cicho! nie śmiej się, Hesia!
6450 Ona wzięła tysiąc koron! i pójdzie za swego finanz wacha.