3 Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl/). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Narodową z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów BN.
4 Ten utwór nie jest chroniony prawem autorskim i znajduje się w domenie publicznej, co oznacza, że możesz go swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać.
26 „Do błędów, nagromadzonych przez przodków, dodali to, czego nie znali ich przodkowie — wahanie się i bojaźń; — i stało się zatem, — że zniknęli z powierzchni ziemi i wielkie milczenie jest po nich”.
31 „To be, or not to be, that is the question”.
50 Gwiazdy wokoło twojej głowy — pod twoimi nogi fale morza — na falach morza tęcza przed tobą pędzi i rozdziela mgły — co ujrzysz, jest twoim — brzegi, miasta i ludzie tobie się przynależą — niebo jest twoim — chwale twojej niby nic nie zrówna. —
56 Ty grasz cudzym uszom niepojęte rozkosze. — Splatasz serca i rozwiązujesz gdyby wianek, igraszkę palców twoich — łzy wyciskasz — suszysz je uśmiechem i na nowo uśmiech strącasz z ust na chwilę — na chwil kilka — czasem na wieki. — Ale sam co czujesz? — ale sam co tworzysz? — co myślisz? — Przez ciebie płynie strumień piękności, ale ty nie jesteś pięknością. — Biada ci — biada! — Dziecię, co płacze na łonie mamki — kwiat polny, co nie wie o woniach swoich, więcej ma zasługi przed Panem od ciebie. —
62 Skądżeś powstał, marny cieniu, który znać o świetle dajesz, a światła nie znasz, nie widziałeś, nie obaczysz? Kto cię stworzył w gniewie lub w ironii? — Kto ci dał życie nikczemne, tak zwodnicze, że potrafisz udać Anioła chwilą, nim zagrząźniesz w błoto, nim jak płaz pójdziesz czołgać i zadusić się mułem? — Tobie i niewieście jeden jest początek —
68 Ale i ty cierpisz, choć twoja boleść nic nie utworzy, na nic się nie zda. — Ostatniego nędzarza jęk policzon między tony harf niebieskich. — Twoje rozpacze i westchnienia opadają na dół i Szatan je zbiera, dodaje w radości do swoich kłamstw i złudzeń — a Pan je kiedyś zaprzeczy, jako one zaprzeczyły Pana. —
74 Nie przeto wyrzekam na ciebie, Poezjo, matko Piękności i Zbawienia. — Ten tylko nieszczęśliwy, kto na światach poczętych, na światach, mających zginąć, musi wspominać lub przeczuwać ciebie — bo jedno tych gubisz, którzy się poświęcili tobie, którzy się stali żywymi głosami twej chwały. —
80 Błogosławiony ten, w którym zamieszkałaś, jak Bóg zamieszkał w świecie, niewidziany, niesłyszany, w każdej części jego okazały, wielki, Pan, przed którym się uniżają stworzenia i mówią: „On jest tutaj”. — Taki cię będzie nosił gdyby gwiazdę na czole swoim, a nie oddzieli się od twej miłości przepaścią słowa. — On będzie kochał ludzi i wystąpi mężem pośród braci swoich. — A kto cię nie dochowa, kto zdradzi za wcześnie i wyda na marną rozkosz ludziom, temu sypniesz kilka kwiatów na głowę i odwrócisz się, a on zwiędłymi się bawi i grobowy wieniec splata sobie przez całe życie. — Temu i niewieście jeden jest początek.
92 Pokój ludziom dobrej woli — błogosławiony pośród stworzeń, kto ma serce — on jeszcze zbawion być może. — Żono dobra i skromna, zjaw się dla niego — i dziecię niechaj się urodzi w domu waszym. —
100 W drogę, w drogę, widma, lećcie ku niemu! — Ty naprzód, ty na czele, cieniu nałożnicy, umarłej wczoraj, odświeżony w mgle i ubrany w kwiaty, dziewico, kochanko poety, naprzód. —
104 W drogę i ty, sławo, stary orle wypchany w piekle, zdjęty z palu, kędy cię strzelec zawiesił w jesieni — leć i roztocz skrzydła, wielkie, białe od słońca, nad głową poety. —Z naszych sklepów wynidź, spróchniały obrazie Edenu, dzieło Belzebuba — dziury zalepiem i rozwiedziemy pokostem — a potem, płótno czarodziejskie, zwiń się w chmurę i leć do poety — wnet się rozwiąż naokoło niego, opasz go skałami i wodami, na przemian nocą i dniem. — Matko naturo, otocz poetę!
108 Wieś — kościół — nad kościołem Anioł Stróż się kołysze.
113 Jeśli dotrzymasz przysięgi na wieki, będziesz bratem moim w obliczu Ojca niebieskiego.
119 Wnątrz kościoła — świadki — gromnica na ołtarzu. —
130 Wstaje para — Mąż ściska ręką żony i oddaje ją krewnemu — wszyscy wychodzą — on sam zostaje w kościele.
135 Zstąpiłem do ziemskich ślubów, bom znalazł tę, o której marzyłem — przeklęstwo mojej głowie, jeśli ją kiedy kochać przestanę. —
142 Komnata pełna osób — bal — muzyka — świece — kwiaty. — Panna Młoda walcuje i po kilku okręgach staje, przypadkiem napotyka męża w tłumie i głowę, opiera na jego ramieniu.
147 Jakżeś mi piękna w osłabieniu swoim — w nieładzie kwiaty i perły na włosach twoich — płoniesz ze wstydu i znużenia — o, wiecznie, wiecznie będziesz pieśnią moją. —
153 Będę wierną żoną tobie, jako matka mówiła, jako serce mówi. — Ale tyle ludzi jest tutaj — tak gorąco i huczno. —
159 Idź z raz jeszcze w taniec, a ja tu stać będę i patrzeć na cię, jakem nieraz w myśli patrzał na sunących aniołów. —
165 Pójdę, jeśli chcesz, ale już sił prawie nie mam. —
171 Proszę cię, moje kochanie. —
181 Noc pochmurna — Duch zły pod postacią dziewicy, lecąc —
186 Niedawnom jeszcze biegała po ziemi w taką samą porę — teraz gnają mnie czarty i każą świętą udawać. —
190 Kwiaty, odrywajcie się i lećcie do moich włosów. —
194 Świeżość i wdzięki umarłych dziewic, rozlane w powietrzu, płynące nad mogiłami, lećcie do jagód moich. —
198 Tu czarnowłosa się rozsypuje — cienie jej puklów, zawiśnijcie mi nad czołem. — Pod tym kamieniem zgasłych dwoje ócz błękitnych — do mnie, do mnie ogień, co tlał w nich! — Za tymi kraty sto gromnic się pali — księżnę dziś pochowano — suknio atłasowa, biała jak mleko,oderwij się od niej! — Przez kraty leci suknia do mnie, trzepocząc się jak ptak — a dalej, a dalej. —
205 Pokój sypialny — lampa nocna stoi na stole i blisko oświeca Męża śpiącego obok Żony. —
212 Skądże przybywasz, nie widziana, nie słyszana od dawna — jak woda płynie, tak płyną twoje stopy, dwie fale białe — pokój świątobliwy na skroniach twoich — wszystko, com marzył i kochał, zeszło się w tobie.
216 Gdzież jestem! — ha, przy żonie — to moja żona. —
220 Sądziłem, że to ty jesteś marzeniem moim, a otóż po długiej przerwie wróciło ono i różnym jest od ciebie. — Ty dobra i miła, ale tamta... Boże — co widzę — na jawie —
234 Przeklęta niech będzie chwila, w której pojąłem kobietę, w której opuściłem kochankę lat młodych, myśl myśli moich, duszę duszy mojej...
242 Co się stało — czy już dzień — czy powóz zaszedł? — Wszak mamy jechać dzisiaj po różne sprawunki. —
248 Noc głucha — śpij — śpij głęboko. —
253 Możeś zasłabł nagle, mój drogi? Wstanę i dam ci eteru
265 Powiedz mi, drogi, co masz, bo głos twój niezwyczajny i gorączką nabiegły ci jagody. —
273 Świeżego powietrza mi trzeba. — Zostań się — przez Boga, nie chodź za mną — nie wstawaj, powiadam ci raz jeszcze. —
282 Ogród przy świetle księżyca — za parkanem kościół. —
287 Od dnia ślubu mojego spałem snem odrętwiałym, snem żarłoków, snem fabrykanta Niemca przy żonie Niemce — świat cały jakoś zasnął wokoło mnie na podobieństwo moje — jeździłem po krewnych, po doktorach, po sklepach, a że dziecię ma się mi narodzić, myślałem o mamce. —
290 Bije druga na wieży kościoła.
293 Do mnie, państwa moje dawne, zaludnione, żyjące, garnące się pod myśl moją — słuchające natchnień moich — niegdyś odgłos nocnego dzwonu był hasłem waszym. —
295 chodzi i załamuje ręce
297 Boże, czyś Ty sam uświęcił związek dwóch ciał? czyś Ty sam wyrzekł, że nic ich rozerwać nie zdoła, choć dusze się odepchną od siebie, pójdą każda w swoją stronę i ciała, gdyby dwa trupy, zostawią przy sobie? —
301 Znowu jesteś przy mnie — o moja — o moja, zabierz mnie z sobą. — Jeśliś złudzeniem, jeślim cię wymyślił, a tyś się utworzyła ze mnie i teraz objawiasz się mnie, niechże i ja będę marą, stanę się mgłą i dymem, by zjednoczyć się z tobą. —
307 Pójdzieszli za mną, w którykolwiek dzień przylecę po ciebie? —
313 O każdej chwili twoim jestem. —
325 Zostań się — nie rozpraszaj się jako sen. — Jeśliś pięknością nad pięknościami, pomysłem nad wszystkimi myśli, czegóż nie trwasz dłużej od jednego życzenia, od jednej myśli? —
329 Okno otwiera się w przyległym domu.
334 Mój drogi, chłód nocy spadnie ci na piersi; wracaj, mój najlepszy, bo mi tęskno samej w tym czarnym, dużym pokoju. —
342 Znikł duch, ale obiecał, że powróci, a wtedy żegnaj mi, ogródku i domku, i ty, stworzona dla ogródka i domku, ale nie dla mnie.
348 Zmiłuj się — coraz chłodniej nad rankiem. —
354 A dziecię moje — o Boże!
363 Salon — dwie świece na fortepianie — kolebka z uśpionym dzieckiem w kącie — Mąż rozciągnięty na krześle, z twarzą ukrytą w dłoniach — Żona przy fortepianie.
368 Byłam u Ojca Beniamina, obiecał mi się na pojutrze. —
380 Posłałam do cukiernika, żeby kilka tort przysposobił, boś podobno dużo gości sprosił na chrzciny — wiesz — takie czokoladowe, z cyfrą Jerzego Stanisława. —
392 Bogu dzięki, że już raz się odbędzie ten obrządek — że Orcio nasz zupełnie chrześcijaninem się stanie — bo choć już chrzczony z wody, zdawało mi się zawsze, że mu nie dostaje czegoś. —
396 Śpij, moje dziecię — czy już się tobie coś śni, że zrzuciłeś kołderkę — ot, tak — teraz leż tak. — Orcio mi dzisiaj niespokojny — mój maleńki — mój śliczny, śpij. —
404 Parno — duszno — burza się gotuje — rychłoż tam ozwie się piorun, a tu pęknie serce moje? —
410 wraca, siada do fortepianu, gra i przerywa, znowu grać zaczyna i przestaje znowu
412 Dzisiaj, wczoraj ach! mój ty Boże, i przez cały tydzień, i już od trzech tygodni, od miesiąca słowa nie rzekłeś do mnie — i wszyscy, których widzę, mówią mi, że źle wyglądam. —
420 Nadeszła godzina nic jej nie odwlecze.—
424 Zdaje mi się owszem, że dobrze wyglądasz.
430 Tobie wszystko jedno, bo już nie patrzysz na mnie, odwracasz się, kiedy wchodzę, i zakrywasz oczy, kiedy siedzę blisko. — Wczoraj byłam u spowiedzi i przypominałam sobie wszystkie grzechy — a nie mogłam nic znaleźć takiego, co by cię obrazić mogło. —
448 Czuję, że powinienem cię kochać. —
454 Dobiłeś mnie tym jednym: „powinienem”. — Ach! lepiej wstań i powiedz — „nie kocham” — przynajmniej już będę wiedziała wszystko — wszystko. —
456 zrywa się i bierze dziecko z kolebki
458 Jego nie opuszczaj, a ja się na gniew twój poświęcę — dziecko moje kochaj — dziecko moje, Henryku. —
468 Nie zważaj na to, com powiedział — napadają mnie często złe chwile — nudy. —
474 O jedno słowo cię proszę — o jedną obietnicę tylko — powiedz, że go zawsze kochać będziesz. —
480 I ciebie, i jego — wierzaj mi.
484 Całuje ją w czoło — a ona go obejmuje ramionami — Wtem grzmot słychać — zaraz potem muzykę — akord po akordzie, i coraz dziksze.
491 dziecię ciśnie do piersi. Muzyka się urywa.
500 O mój luby, przynoszę ci błogosławieństwo i rozkosz — chodź za mną. —
502 O mój luby, odrzuć ziemskie łańcuchy, które cię pętają. — Ja ze świata świeżego, bez końca, bez nocy. — Jam twoja. —
508 Najświętsza Panno, ratuj mnie! — to widmo blade, jak umarły — oczy zgasłe i głos jak skrzypienie woza, na którym trup leży. —
514 Twe czoło jasne, twój włos kwieciem przetykany, o luba. —
520 Całun w szmatach opada jej z ramion. —
526 Światło leje się naokoło ciebie — głos twój raz jeszcze — niechaj zaginę potem. —
532 Ta, która cię wstrzymuje, jest złudzeniem. — Jej życie znikome — jej miłość jako liść, co ginie wśród tysiąca zeschłych — ale ja nie przeminę. —
538 Henryku, Henryku, zasłoń mnie, nie daj mnie — czuję siarkę i zaduch grobowy. —
544 Kobieto z gliny i błota, nie zazdrość, nie potwarzaj — nie bluźń — patrz — to myśl pierwsza Boga o tobie, ale tyś poszła za radą węża i stałaś się, czym jesteś. —
556 O luba! rzucam dom i idę za tobą. —
566 mdleje i pada z dzieckiem — drugi grzmot
573 Chrzest — Goście — Ojciec Beniamin — Ojciec Chrzestny — Matka Chrzestna — mamka z dzieckiem — na sofie na boku siedzi Żona — w głębi służący.
580 Dziwna rzecz, gdzie Hrabia się podział. —
586 Zabałamucił się gdzieś lub pisze. —
592 A Pani blada, niewyspana, słowa do nikogo nie przemówiła.
598 Chrzest dzisiejszy przypomina mi bale, na które zaprosiwszy gospodarz, zgra się wilią w karty, a potem gości przyjmuje z grzecznością rozpaczy. —
604 Opuściłem śliczną księżniczkę — przyszedłem — sądziłem, że będzie sute śniadanie, a zamiast tego, jako Pismo mówi, płacz i zgrzytanie zębów. —
610 Jerzy Stanisławie, przyjmujesz olej święty?
614 OJCIEC I MATKA CHRZESTNA
622 Patrzcie, wstała i stąpa, jak gdyby we śnie. —
628 Roztoczyła ręce przed się i chwiejąc się idzie ku synowi. —
634 Co mówicie! — Podajmy jej ramię, bo zemdleje. —
640 Jerzy Stanisławie, wyrzekasz się Szatana i pychy jego?
644 OJCIEC I MATKA CHRZESTNA
658 kładąc dłonie na głowie dziecięcia
660 Gdzie ojciec twój, Orcio? —
666 Proszę nie przerywać. —
672 Błogosławię cię, Orciu, błogosławię, dziecię moje. — Bądź poetą, aby cię ojciec kochał, nie odrzucił kiedyś. —
678 Ale pozwólże, moja Marysiu. —
684 Ty ojcu zasłużysz się i przypodobasz — a wtedy on twojej matce przebaczy. —
690 Bój się Pani Hrabina Boga. —
696 Przeklinam cię, jeśli nie będziesz poetą. —
698 mdleje — wynoszą ją sługi
706 Coś nadzwyczajnego zaszło w tym domu, wychodźmy, wychodźmy! —
710 Tymczasem obrzęd się kończy — dziecię płaczące odnoszą do kolebki.
717 Jerzy Stanisławie, dopiero coś został chrześcijaninem i wszedł do towarzystwa ludzkiego, a później zostaniesz obywatelem, a za staraniem rodziców i łaską Bożą znakomitym urzędnikiem — pamiętaj, że Ojczyznę kochać trzeba i że nawet za Ojczyznę zginąć jest pięknie...
727 Piękna okolica — wzgórza i łasy — góry w oddali.
732 Tegom żądał, o to przez długie modliłem się lata i nareszciem już bliski mojego celu — świat ludzi zostawiłem z tyłu — niechaj sobie tam każda mrówka bieży i bawi się dźbłem swoim, a kiedy go opuści, niech skacze ze złości lub umiera z żalu. —
747 Góry i przepaście ponad morzem — gęste chmury — burza. —
752 Gdzie mi się podziała — nagle rozpłynęły się wonie poranku, pogoda się zaćmiła — stoję na tym szczycie, otchłań pode mną i wiatry huczą przeraźliwie. —
766 Jakże już daleko, a ja przesadzić nie zdołam przepaści. —
774 Gdzie skrzydła twoje? —
780 Zły duchu, co się natrząsasz ze mnie, gardzę tobą. —
786 U wiszaru góry twoja wielka dusza, nieśmiertelna, co jednym rzutem niebo przelecieć miała, ot kona! — i nieboga twoich stóp się prosi, by nie szły dalej — wielka dusza — serce wielkie. —
792 Pokażcie mi się, weźcie postać, którą bym mógł zgiąć i obalić. — Jeśli się was ulęknę, bodajbym Jej nie otrzymał nigdy. —
798 na drugiej stronie przepaści
800 Uwiąż się dłoni mojej i wzleć. —
806 Cóż się dzieje z tobą — kwiaty odrywają się od skroni twoich i padają na ziemię, a jak tylko się jej dotkną, ślizgają jak jaszczurki, czołgają jak żmije. —
818 Przez Boga, suknię wiatr zdarł ci z ramion i rozdarł w szmaty. —
824 Czemu się ociągasz? —
830 Deszcz kapie z włosów — kości nagie wyzierają z łona. —
836 Obiecałeś — przysiągłeś —
842 Błyskawica zrzenice jej wyżarła. —
848 Stara, wracaj do piekła — uwiodłaś serce wielkie i dumne, podziw ludzi i siebie samego. — Serce wielkie, idź za lubą twoją. —
854 Boże, czy Ty mnie za to potępisz, żem uwierzył, iż Twoja piękność przenosi o całe niebo piękność tej ziemi — za to, żem ścigał za nią i męczył się dla niej, ażem stał się igrzyskiem szatanów!
860 Słuchajcie, bracia — słuchajcie! —
866 Dobija ostatnia godzina. — Burza kręci się czarnymi wiry — morze dobywa się na skały i ciągnie ku mnie — niewidoma siła pcha mnie coraz dalej — coraz bliżej —z tyłu tłum ludzi wsiadł mi na barki i prze ku otchłani. —
872 Radujcie się, bracia — radujcie! —
878 Na próżno walczyć — rozkosz otchłani mnie porywa — zawrót w duszy mojej — Boże — wróg Twój zwycięża! —
886 Pokój wam, bałwany, uciszcie się. —
888 W tej chwili na głowę dziecięcia twego zlewa się woda święta. —
890 Wracaj do domu i nie grzesz więcej. —
892 Wracaj do domu i kochaj dziecię twoje. —
899 Salon z fortepianem — wchodzi Mąż — Służący ze świecą za nim. —
916 Byłem w jej pokoju — pusty. —
922 Jasny Panie, bo JW. Pani tu nie ma.
934 Odwieźli ją wczoraj...
954 Słuchaj, Mario, może ty udajesz, skryłaś się gdzie, żeby mnie ukarać? Ozwij się, proszę cię — Mario — Marysiu —
956 Nie — nikt nie odpowiada. — Janie — Katarzyno! — Ten dom cały ogłuchł — oniemiał. —
958 Tę, której przysiągłem na wierność i szczęście, sam strąciłem do rzędu potępionych już na tym świecie. — Wszystko, czegom się dotknął, zniszczyłem i siebie samego zniszczę w końcu. — Czyż na to piekło mnie wypuściło, bym trochę dłużej był jego żywym obrazem na ziemi?
960 Na jakiejże poduszce ona dziś głowę położy? — Jakież dźwięki otoczą ją w nocy? — Skowyczenia i śpiewy obłąkanych. Widzę ją — czoło, na którym zawsze myśl spokojna, witająca — uprzejma — przezierała — pochylone trzyma — a myśl dobrą swoją posłała w nieznane obszary, może za mną, i błąka się biedna, i płacze. —
972 Ha! — mój Szatan się odzywa —
974 bieży ku drzwiom, rozpycha podwoje
976 Tatara mi osiodłać — płaszcz mój i pistolety! —
983 Dom obłąkanych, w górzystej okolicy. — Ogród wokoło. —
988 z pękiem kluczów u drzwi
990 — Może Pan krewny Hrabiny. —
996 Jestem przyjacielem jej męża, on mnie tu przysłał. —
1002 Proszę Pana — wiele sobie z niej obiecywać nie sposób — mój mąż wyjechał, byłby to lepiej wyłuszczył — przywieźli ją zawczoraj — była w konwulsjach. — Jakie gorąco. —
1006 Mamy dużo chorych — żadnego jednak tak niebezpiecznie, jak ona. — Imainuj sobie Pan, ten instytut kosztuje nas ze dwakroć sto tysięcy. — Patrz Pan, jaki widok na góry — ale Pan, widzę, niecierpliwy — więc to nieprawda, że jakóbinyjej męża porwali w nocy? — Proszę Pana. —
1013 Pokój — kratowane okno — kilko krzeseł — łóżko — Żona na kanapie. —
1020 Chcę być z nią sam na sam. —
1026 Mój mąż by się gniewał, gdyby...
1032 Dajże mi W. Pani pokój! —
1034 drzwi za sobą zamyka i idzie ku Żonie
1040 W łańcuchy spętaliście Boga. — Jeden już umarł na krzyżu. — Ja drugi Bóg, i równie wśród katów. —
1046 Na rusztowanie głowy królów i panów — ode mnie poczyna się wolność ludu. —
1050 GŁOS ZZA PRAWEJ ŚCIANY
1052 Klękajcie przed królem, panem waszym. —
1056 GŁOS ZZA LEWEJ ŚCIANY
1058 Kometa na niebie już błyska — dzień strasznego sądu się zbliża. —
1064 Czy mnie poznajesz, Mario? —
1070 Przysięgłam ci na wierność do grobu. —
1076 Chodź — daj mi ramię, wyjdziemy. —
1082 Nie mogę się podnieść — dusza opuściła ciało moje, wstąpiła do głowy. —
1088 Pozwól, wyniosę ciebie. —
1094 Dozwól chwil kilka jeszcze, a stanę się godną ciebie. —
1106 Modliłam się trzy nocy i Bóg mnie wysłuchał. —
1118 Od kiedym cię straciła, zaszła odmiana we mnie — „Panie Boże” mówiłam i biłam się w piersi, i gromnicę przystawiałam do piersi, i pokutowałam, „spuść na mnie ducha poezji” i trzeciego dnia z rana stałam się poetą. —
1130 Henryku, mną teraz już nie pogardzisz — jestem pełna natchnienia — wieczorami już mnie nie będziesz porzucał. —
1142 Patrz na mnie. — Czy nie zrównałam się z tobą? — Wszystko pojmę, zrozumiem, wydam, wygram, wyśpiewam. — Morze, gwiazdy, burza, bitwa. — Tak, gwiazdy, burza, morze — ach! wymknęło mi się jeszcze coś — bitwa. — Musisz mnie zaprowadzić na bitwę — ujrzę i opiszę — trup, całun, krew, fala, rosa, trumna. —
1144 Nieskończoność mnie obleje
1145 I jak ptak, w nieskończoności
1146 Błękit skrzydłami rozwieję
1147 I lecąc, się rozemdleję
1148 W czarnej nicości. —
1154 Przeklęstwo — przeklęstwo! —
1160 obejmuje go ramionami i całuje w usta
1162 Henryku mój, Henryku, jakżem szczęśliwa. —
1168 Trzech królów własną ręką zabiłem — dziesięciu jest jeszcze — i księży stu śpiewających mszę. —
1174 Słońce trzecią część blasku straciło — gwiazdy zaczynają potykać się po drogach swoich — niestety — niestety.
1180 Dla mnie już nadszedł dzień sądu.
1186 Rozjaśnij czoło, bo smucisz mnie na nowo. — Czegóż ci nie dostaje? — Wiesz, powiem ci coś jeszcze.
1192 Mów, a wszystkiego dopełnię.
1198 Twój syn będzie poetą.
1210 Na chrzcie ksiądz mu dał pierwsze imię — poeta — a następne znasz, Jerzy Stanisław. — Jam to sprawiła — błogosławiłam, dodałam przeklęstwo — on będzie poetą. — Ach, jakże cię kocham, Henryku.
1216 Daruj im, Ojcze, bo nie wiedzą, co czynią.
1222 Tamten dziwne cierpi obłąkanie — nieprawdaż?
1234 On nie wie, co gada, ale ja ci ogłoszę, co by było, gdyby Bóg oszalał
1238 Wszystkie światy lecą to na dół, to w górę — człowiek każdy, robak każdy krzyczy — „Ja Bogiem” — i co chwila jeden po drugim konają — gasną komety i słońca. — Chrystus nas już nie zbawi — krzyż swój wziął w ręce obie i rzucił w otchłań. Czy słyszysz, jak ten krzyż, nadzieja milionów, rozbija się o gwiazdy, łamie się, pęka, rozlatuje w kawałki, a coraz niżej i niżej — aż tuman wielki powstał z jego odłamków — Najświętsza Bogarodzica jedna się jeszcze modli i gwiazdy, Jej służebnice, nie odbiegły Jej dotąd — ale i Ona pójdzie, kędy idzie świat cały. —
1244 Mario, może chcesz widzieć syna? —
1250 Jam mu skrzydła przypięła, posłała między światy, by się napoił wszystkim, co piękne i straszne, i wyniosłe. — On wróci kiedyś i uraduje ciebie. — Ach!
1262 W głowie mi ktoś lampę zawiesił i lampa się kołysze — nieznośnie. —
1268 Mario moja najdroższa, bądźże mi spokojna, jako dawniej byłaś. —
1274 Kto jest poetą, ten nie żyje długo.
1280 Hej! ratunku — pomocy! —
1284 Wpadają kobiety i Żona Doktora.
1289 Pigułek — proszków! — Nie — nic zsiadłego — owszem, płynne jakie lekarstwo. — Małgosiu, bież do apteczki! — Pan sam temu przyczyną — mój mąż mnie wyłaje. —
1295 Żegnam cię, Henryku. —
1301 To JW. Hrabia sam w osobie swojej!
1315 Dobrze mi, bo umieram przy tobie. —
1323 Jaka czerwona. — Krew rzuciła się do mózgu.
1329 Ale jej nic nie będzie!
1333 Wchodzi Doktor i zbliża się do kanapy.
1338 Już jej nic nie ma — umarła. —
1353 Czemu, o dziecię, nie hasasz na kijku, nie bawisz się lalką, much nie mordujesz, nie wbijasz na pal motyli, nie tarzasz się po trawnikach, nie kradniesz łakoci, nie oblewasz łzami wszystkich liter od A do Z? — Królu much i motyli, przyjacielu poliszynela, czarcie maleńki, czemuś tak podobny do aniołka? — Co znaczą twoje błękitne oczy, pochylone, choć żywe, pełne wspomnień, choć ledwo kilka wiosen przeszło ci nad głową? — Skąd czoło opierasz na rączkach białych i zdajesz się marzyć, a jako kwiat obarczony rosą, tak skronią twoje obarczone myślami? —
1359 A kiedy się zarumienisz, płoniesz jak stulistna róża i, pukle odwijając w tył, wzroczkiem sięgasz do nieba — powiedz, co słyszysz, co widzisz, z kim rozmawiasz wtedy? — Bo na twe czoło występują zmarszczki, gdyby cieniutkie nici, płynące z niewidzialnego kłębka — bo w oczach twoich jaśnieje iskra, której nikt nie rozumie — a mamka twoja płacze i woła na ciebie, i myśli, że jej nie kochasz — a znajomi i krewni wołają na ciebie i myślą, że ich nie poznajesz — twój ojciec jeden milczy i spogląda ponuro, a łza mu się zakręci i znowu gdzieś przepadnie. —
1365 Lekarz wziął cię za puls, liczył bicia i ogłosił, że masz nerwy. — Ojciec Chrzestny ciast ci przyniósł, poklepał po ramieniu i wróżył, że będziesz obywatelem pośród wielkiego narodu. — Profesor przystąpił i macał głowę twoją, i wyrzekł, że masz zdatność do nauk ścisłych. — Ubogi, któremuś dał grosz, przechodząc, do czapki, obiecał ci piękną żonę na ziemi i koronę w niebie. — Wojskowy przyskoczył, porwał i podrzucił, i krzyknął: „Będziesz pułkownikiem”. — Cyganka długo czytała dłoń twoją prawą i lewą, nic wyczytać nie mogła; jęcząc odeszła, dukata wziąć nie chciała. — Magnetyzer palcami ci wionął w oczy, długimi palcami twarz ci okrążył i przeląkł się, bo czuł, że sam zasypia. — Ksiądz gotował cię do pierwszej spowiedzi — i chciał ukląc przed tobą, jak przed obrazkiem. — Malarz nadszedł, kiedyś się gniewał i tupał nóżkami; nakreślił z ciebie szatanka i posadził cię na obrazie dnia sądnego między wyklętymi duchami. —
1371 Tymczasem wzrastasz i piękniejesz — nie ową świeżością dzieciństwa mleczną i poziomkową, ale pięknością dziwnych, niepojętych myśli, które chyba z innego świata płyną ku tobie — bo choć często oczy masz gasnące, śniade lica, zgięte piersi, każdy, co spojrzy na ciebie, zatrzyma się i powie: „Jakie śliczne dziecię!” — Gdyby kwiat, co więdnie, miał duszę z ognia i natchnienie z nieba, gdyby na każdym listku, chylącym się ku ziemi, anielska myśl leżała miasto kropli rosy, ten kwiat byłby do ciebie podobnym, o dziecię moje — może takie bywały przed upadkiem Adama. —
1382 Cmentarz — Mąż i Orcio przy grobie w gotyckie filary i wieżyczki.
1387 Zdejm kapelusik i módl się za duszę matki. —
1393 Zdrowaś Panno Maryjo, łaskiś Bożej pełna, Królowa niebios, Pani wszystkiego, co kwitnie na ziemi, po polach, nad strumieniami...
1399 Czego odmieniasz słowa modlitwy — módl się, jak cię nauczono, za matkę, która temu dziesięć lat właśnie o tej samej godzinie skonała.
1405 Zdrowaś Panno Maryjo, łaski Bożej pełna, Pan z Tobą, błogosławionaś między Aniołami, i każdy z nich, kiedy przechodzisz, tęczę jedną z skrzydeł swych wydziera i rzuca pod stopy Twoje. — Ty na nich, jak gdyby na falach...
1417 Kiedy mi te słowa się nawijają i bolą w głowie tak, że, proszę Papy, muszę je powiedzieć. —
1423 Wstań, taka modlitwa nie idzie do Boga. — Matki nie pamiętasz — nie możesz jej kochać. —
1429 Widuję bardzo często Mamę. —
1435 Gdzie, mój maleńki? —
1441 We śnie, to jest, niezupełnie we śnie, ale tak, kiedy zasypiam, na przykład zawczoraj. —
1447 Dziecko moje, co ty gadasz?
1453 Była bardzo biała i wychudła. —
1459 A mówiła co do ciebie?
1465 Zdawało mi się, że się przechadza po wielkiej i szerokiej ciemności, sama bardzo biała, i mówiła:
1467 Ja błąkam się wszędzie,
1468 Ja wszędzie się wdzieram,
1469 Gdzie światów krawędzie,
1470 Gdzie aniołów pienie,
1471 I dla ciebie zbieram
1474 Myśli i natchnienie.
1476 I od duchów wyższych,
1477 I od duchów niższych
1481 Byś ty, o synku mój!
1482 Był, jako są w niebie,
1486 Widzi Ojciec, że pamiętam słowo w słowo — proszę kochanego Papy, ja nie kłamię. —
1492 opierając się o filar grobu
1494 Mario, czyż dziecię własne chcesz zgubić, mnie dwoma zgonami obarczyć?... Co ja mówię? Ona gdzieś w niebie, cicha i spokojna, jak za życia na ziemi — marzy się tylko temu biednemu chłopięciu. —
1500 I teraz słyszę głos jej, lecz nic nie widzę. —
1506 Skąd — w której stronie? —
1512 Jak gdyby od tych dwóch modrzewi, na które pada światło zachodzącego słońca. —
1521 Wszystko, co ludzie na ziemi, anieli w niebie
1522 Nazwali pięknością, —
1531 Czyż myśli ostatnie przy zgonie towarzyszą duszy, choć dostanie się do nieba — możeż być duch szczęśliwym, świętym i obłąkanym zarazem? —
1537 Głos Mamy słabieje, ginie już prawie za murem kośćtnicy, ot tam — tam — jeszcze powtarza —
1547 Boże, zmiłuj się nad dzieckiem naszym, którego, zda się, że w gniewie Twoim przeznaczyłeś szaleństwu i za wczesnej śmierci. — Panie, nie wydzieraj rozumu własnym stworzeniom, nie opuszczaj świątyń, któreś Sam wybudował Sobie — spojrzyj na męki moje, i aniołka tego nie wydawaj piekłu — mnieś przynajmniej obdarzył siłą na wytrzymanie natłoku myśli, namiętności i uczuć, a jemu? — dałeś ciało do pajęczyny podobne, które lada myśl wielka rozerwie — o Panie Boże — o Boże! —
1551 Od lat dziesięciu dnia spokojnego nie miałem — nasłałeś wielu ludzi na mnie, którzy mi szczęścia winszowali, zazdrościli, życzyli — spuściłeś na mnie grad boleści i znikomych obrazów, i przeczuciów, i marzeń — łaska Twoja na rozum spadła, nie na serce moje — dozwól mi dziecię ukochać w pokoju, i niechaj stanie mir już między Stwórcą i stworzonym. — Synu, przeżegnaj się i chodź ze mną. Wieczny odpoczynek.
1561 Spacer — damy i kawalerowie — Filozof — Mąż.
1566 Powtarzam, iż to jest nieodbitą, samowolną wiarą we mnie, że czas nadchodzi wyzwolenia kobiet i Murzynów. —
1578 I wielkiej do tego odmiany w towarzystwie ludzkim w szczególności i w ogólności — z czego wywodzę odrodzenie się rodu ludzkiego przez krew i zniszczenie form starych. —
1584 Tak się Panu wydaje? —
1590 Podobnie jako glob nasz się prostuje lub pochyla na osi swojej przez nagłe rewolucje. —
1596 Czy widzisz to drzewo spróchniałe? —
1602 Z młodymi listkami na dolnych gałązkach. —
1608 Dobrze. — Jak sądzisz — wiele lat jeszcze stać może?
1614 Czy ja wiem? — Rok — dwa lata. —
1620 A jednak dzisiaj wypuściło z siebie kilka listków świeżych, choć korzenie gniją coraz bardziej. —
1632 Nic — tylko, że gruchnie i pójdzie precz na węgle i popiół, bo nawet stolarzowi nie zda się na nic. —
1638 Przecie nie o tym mowa. —
1644 Jednak to obraz twój i wszystkich twoich, i wieku twego, i teorii twojej. —
1654 Wąwóz pomiędzy górami.
1659 Pracowałem lat wiele na odkrycie ostatniego końca wszelkich wiadomości, rozkoszy i myśli, i odkryłem — próżnię grobową w sercu moim — znam wszystkie uczucia po imieniu, a żadnej żądzy, żadnej wiary, miłości nie ma we mnie — jedno kilka przeczuciów krąży w tej pustyni — o synu moim, że oślepnie — o towarzystwie, w którym wzrosłem, że rozprzęgnie się — i cierpię tak, jak Bóg jest szczęśliwy, sam w sobie, sam dla siebie. —
1665 Schorzałych, zgłodniałych, rozpaczających pokochaj bliźnich twoich, biednych bliźnich twoich, a zbawion będziesz.
1679 Kłaniam uniżenie — lubię czasem zastanawiać podróżnych darem, który natura osadziła we mnie. — Jestem brzuchomowca. —
1685 podnosząc rękę do kapelusza
1687 Na kopersztychu podobną twarz gdzieś widziałem. —
1695 Hrabia ma dobrą pamięć. —
1699 Niech będzie pochwalon —
1705 Na wieki wieków — amen. —
1711 wchodząc pomiędzy skały
1713 Ty i głupstwo twoje. —
1719 Biedne dziecię, dla win ojca, dla szału matki przeznaczone wiecznej ślepocie — nie dopełnione, bez namiętności, żyjące tylko marzeniem, cień przelatującego anioła, rzucony na ziemię i błądzący w znikomości swojej. — Jakiż ogromny orzeł wzbił się nad miejscem, w którym ten człowiek zniknął! —
1731 Leci ku mnie, cały czarny — świst jego skrzydeł jako świst tysiąca kul w boju. —
1737 Szablą ojców twoich bij się o ich cześć i potęgę.
1743 Roztoczył się nade mną — wzrokiem węża grzechotnika ssie mi źrzenice — ha! rozumiem ciebie. —
1749 Nie ustępuj, nie ustąp nigdy — a wrogi twe, podłe wrogi twe pójdą w pył. —
1755 Żegnam cię wśród skał, pomiędzy którymi znikasz — bądź co bądź, fałsz czy prawda, zwycięstwo czy zaguba, uwierzę tobie, posłanniku chwały. — Przeszłości, bądź mi ku pomocy — a jeśli duch twój wrócił do łona Boga, niechaj się znów oderwie, wstąpi we mnie, stanie się myślą, siłą i czynem. —
1759 Idź, podły gadzie — jako strąciłem ciebie i nie ma żalu po tobie w naturze, tak oni wszyscy stoczą się w dół i po nich żalu nie będzie — sławy nie zostanie — żadna chmura się nie odwróci w żegludze, by
1760 spojrzeć za sobą na tylu synów ziemi, ginących pospołu. —
1764 Oni naprzód — ja potem. —
1768 Błękicie niezmierzony, ty ziemię obwijasz — ziemia niemowlęciem, co zgrzyta i płacze — ale ty nie drżysz, nie słuchasz jej, ty płyniesz w nieskończoność swoją. —
1772 Matko naturo, bądź mi zdrowa — idę się na człowieka przetworzyć, walczyć idę z bracią moją.
1779 Pokój. — Mąż — Lekarz — Orcio.
1784 Nic mu nie pomogli — w Panu ostatnia nadzieja. —
1790 Bardzo mi zaszczytnie...
1796 Mów panu, co czujesz. —
1802 Już nie mogę ciebie, Ojcze, i tego pana rozpoznać — iskry i nicie czarne latają przed moimi oczyma, czasem z nich wydobędzie się na kształt cieniutkiego węża — i nuż robi się chmura żółta — ta chmura w górę podleci, spadnie na dół, pryśnie z niej tęcza — i to nic mnie nie boli. —
1808 Stań, Panie Jerzy, w cieniu — wiele Pan lat masz? —
1816 Skończył czternaście. —
1822 Teraz odwróć się do okna. —
1834 Powieki prześliczne, białka przeczyste, żyły wszystkie w porządku, muszkuły w sile. —
1838 Śmiej się Pan z tego — Pan będziesz zdrów jak ja. —
1842 Nie ma nadziei. — Sam Pan Hrabia przypatrz się źrzenicy — nieczuła na światło — osłabienie zupełne nerwu optycznego. —
1848 Mgłą zachodzi mi wszystko — wszystko. —
1854 Prawda — rozwarta — Szara — bez życia. —
1860 Kiedy spuszczę powieki, więcej widzę niż z otwartymi oczyma. —
1866 Myśl w nim ciało przepsuła — należy się bać katalepsji. —
1872 odprowadzając Lekarza na stronę
1874 Wszystko, co zażądasz — pół mojego majątku. —
1880 Dezorganizacja nie może się zreorganizować. —
1882 bierze kij i kapelusz
1884 Najniższy sługa Pana Hrabiego, muszę jechać zdjąć jednej pani kataraktę. —
1890 Zmiłuj się, nie opuszczaj nas jeszcze. —
1896 Może Pan ciekawy nazwiska tej choroby?
1902 I żadnej, żadnej nie ma nadziei?
1908 Zowie się po grecku, amaurosis. Jest to ślepota spowodowana chorobą czy uszkodzeniem nerwu wzrokowego lub zmianami w mózgu. —
1916 przyciskając syna do piersi
1918 Ale ty widzisz jeszcze cokolwiek?
1924 Słyszę głos twój, Ojcze. —
1930 Spojrzyj w okno, tam słońce, pogoda. —
1936 Pełno postaci mi się wije między źrzenicą a powieką — widzę twarze widziane, znajome miejsca — karty książek czytanych. —
1948 Tak, oczyma duszy, lecz tamte pogasły. —
1958 Przed kim ukląkłem — gdzie mam się upomnieć o krzywdę mojego dziecka? —
1962 Milczmy raczej — Bóg się z modlitw, Szatan z przeklęstw śmieje. —
1968 Twój syn poetą — czegóż żądasz więcej?
1975 Lekarz — Ojciec Chrzestny
1980 Zapewnie, to wielkie nieszczęście być ślepym. —
1986 I bardzo nadzwyczajne w tak młodym wieku. —
1992 Był zawsze słabej kompleksji, i matka jego umarła nieco... tak...
2004 Poniekąd tak — Wać Pan rozumiesz — bez piątej klepki. —
2013 Przepraszam Pana, żem go prosił o tak późnej godzinie, ale od kilku dni mój biedny syn budzi się zawsze około dwunastej, wstaje i przez sen mówi — proszę za mną. —
2019 Chodźmy. — Jestem bardzo ciekawy owego fenomenu. —
2026 Pokój sypialny. — Służąca — Krewni — Ojciec Chrzestny — Lekarz — Mąż. —
2037 Obudził się, a nas nie słyszy.
2043 Proszę Panów nic nie mówić. —
2049 To rzecz arcydziwna. —
2069 Jak trzyma ręce założone na piersiach. —
2075 Nie mrugnie powieką — ledwo że usta roztwiera, a przecie głos ostry, przeciągły z nich się dobywa. —
2087 Precz ode mnie ciemności — jam się urodził synem światła i pieśni — co chcecie ode mnie? — czego żądacie ode mnie? —
2089 Nie poddam się wam, choć wzrok mój uleciał z wiatrami i goni gdzieś po przestrzeniach — ale on wróci kiedyś, bogaty w promienie gwiazd, i oczy moje rozogni płomieniem. —
2095 Tak jak nieboszczka, plecie sam nie wie co — to widok bardzo zastanawiający. —
2101 Zgadzam się z Panem Dobrodziejem. —
2107 Najświętsza Panno Częstochowska, weź mi oczy i daj jemu. —
2113 Matko moja, proszę cię — matko moja, naślij mi teraz obrazów i myśli, bym żył wewnątrz, bym stworzył drugi świat w sobie, równy temu, jaki postradałem. —
2119 Co myślisz, bracie, to wymaga rady familijnej. —
2131 Nie odpowiadasz mi — o matko! nie opuszczaj mnie. —
2139 Obowiązkiem moim jest prawdę mówić. —
2145 Tak jest — to jest obowiązkiem — i zaletą lekarzy, Panie Konsyliarzu.
2151 Pański syn ma pomieszanie zmysłów, połączone z nadzwyczajną drażliwością nerwów, co niekiedy sprawia, że tak powiem, stan snu i jawu zarazem, stan podobny do tego, który oczewiście tu napotykamy. —
2159 Boże, patrz, on Twoje sądy mi tłumaczy. —
2165 Chciałbym pióra i kałamarza — Cerasi laurei dwa grana etc. etc. ...
2171 W tamtym pokoju Pan znajdziesz — proszę wszystkich, by wyszli. —
2177 Dobranoc — dobranoc — do jutra —
2187 Dobrej nocy mi życzą — mówcie o długiej nocy — o wiecznej może — ale nie o dobrej, nie o szczęśliwej. —
2193 Wesprzyj się na mnie, odprowadzę cię do łóżka. —
2199 Ojcze, co to się ma znaczyć? —
2205 Okryj się dobrze i zaśnij spokojnie, bo doktor mówi, że wzrok odzyskasz. —
2211 Tak mi niedobrze — sen mi przerwały głosy czyjeś. —
2219 Niech moje błogosławieństwo spoczywa na tobie — nic ci więcej dać nie mogę, ni szczęścia, ni światła, ni sławy — a dobija godzina, w której będę musiał walczyć, działać z kilkoma ludźmi przeciwko wielu ludziom. — Gdzie się ty podziejesz, sam jeden i wśród stu przepaści, ślepy, bezsilny, dziecię i poeto zarazem, biedny śpiewaku bez słuchaczy, żyjący duszą za obrębami ziemi, a ciałem przykuty do ziemi — o ty nieszczęśliwy, najnieszczęśliwszy z aniołów, o ty mój synu? —
2227 Pan Konsyliarz każe JW. Pana prosić. —
2233 Dobra moja Katarzyno, zostań się przy małym. —
2250 Do pieśni — do pieśni.
2256 Kto ją zacznie, kto jej dokończy? — Dajcie mi przeszłość, zbrojną w stal, powiewną rycerskimi pióry. — Gotyckie wieże wywołam przed oczy wasze — rzucę cień katedr świętych na głowy wam. — Ale to nie to — tego już nigdy nie będzie. —
2262 Ktokolwiek jesteś, powiedz mi, w co wierzysz — łatwiej byś życia się pozbył, niż wiarę jaką wynalazł, wzbudził wiarę w sobie. Wstydźcie się, wstydźcie wszyscy, mali i wielcy, — a mimo was, mimo żeście mierni i nędzni, bez serca i mózgu, świat dąży ku swoim celom, rwie za sobą, pędzi przed się, bawi się z wami, przerzuca, odrzuca — walcem świat się toczy, pary znikają i powstają, wnet zapadają, bo ślisko — bo krwi dużo — krew wszędzie — krwi dużo, powiadam wam. —
2268 Czy widzisz owe tłumy, stojące u bram miasta wśród wzgórzów i sadzonych topoli — namioty rozbite — zastawione deski, długie, okryte mięsiwem i napojami, podparte pniami, drągami. — Kubek lata z rąk do rąk — a gdzie ust się dotknie, tam głos się wydobędzie, groźba, przysięga lub przeklęstwo. — On lata, zawraca, krąży, tańcuje, zawsze pełny, brzęcząc, błyszcząc, wśród tysiąców. — Niechaj żyje kielich pijaństwa i pociechy! —
2274 Czy widzicie, jak oni czekają niecierpliwie — szemrzą między sobą, do wrzasków się gotują — wszyscy nędzni, ze znojem na czole, z rozczuchranymi włosy, w łachmanach, z spiekłymi twarzami, z dłoniami pomarszczonymi od trudu — ci trzymają kosy, owi potrząsają młotami, heblami — patrz — ten wysoki trzyma topór spuszczony — a tamten stemplem żelaznym nad głową powija; dalej w bok pod wierzbą chłopię małe wisznię do ust kładzie, a długie szydło w prawej ręce ściska. — Kobiety przybyły także, ich matki, ich żony, głodne i biedne jak oni, zwiędłe przed czasem, bez śladów piękności — na ich włosach kurzawa bitej drogi — na ich łonach poszarpane odzieże — w ich oczach coś gasnącego, ponurego, gdyby przedrzeźnianie wzroku — ale wnet się ożywią — kubek lata wszędzie, obiega wszędzie. — Niech żyje kielich pijaństwa i pociechy! —
2280 Teraz szum wielki powstał w zgromadzeniu — czy to radość, czy rozpacz? — kto rozpozna jakie uczucie w głosach tysiąców? — Ten, który nadszedł, wstąpił na stół, wskoczył na krzesło i panuje nad nimi, mówi do nich. — Głos jego przeciągły, ostry, wyraźny — każde słowo rozeznasz, zrozumiesz — ruchy jego powolne, łatwe, wtórują słowom, jak muzyka pieśni — czoło wysokie, przestronne, włosa jednego na czaszce nie masz, wszystkie wypadły, strącone myślami — skóra przyschła do czaszki, do liców, żółtawo się wcina pomiędzy koście i muszkuły — a od skroni broda czarna wieńcem twarz opasuje — nigdy krwi, nigdy zmiennej barwy na licach — oczy niewzruszone, wlepione w słuchaczy — chwili jednej zwątpienia, pomieszania nie dojrzeć; a kiedy ramię wzniesie, wyciągnie, wytęży ponad nimi, schylają głowy, zda się, że wnet uklękną przed tym błogosławieństwem wielkiego rozumu — nie serca — precz z sercem, z przesądami, a niech żyje słowo pociechy i mordu! —
2286 To ich wściekłość, ich kochanie, to władzca ich dusz i zapału — on obiecuje im chleb i zarobek — krzyki się wzbiły, rozciągnęły, pękły po wszystkich stronach — „Niech żyje Pankracy! — chleba nam, chleba, chleba!” — A u stóp mówcy opiera się na stole przyjaciel czy towarzysz, czy sługa. —
2292 Oko wschodnie, czarne, cieniowane długimi rzęsy — ramiona obwisłe, nogi uginające się, ciało niedołężnie w bok schylone — na ustach coś lubieżnego, coś złośliwego, na palcach złote pierścienie — i on także głosem chrapliwym woła — „Niech żyje Pankracy!” — Mówca ku niemu na chwilę wzrok obrócił. — „Obywatelu przechrzto, podaj mi chustkę”.—
2298 Tymczasem trwają poklaski i wrzaski. — „Chleba nam, chleba, chleba! — Śmierć panom, śmierć kupcom — chleba, chleba!” —
2307 Szałas — lamp kilka — księga rozwarta na stole Przechrzty. —
2312 Bracia moi podli, bracia moi mściwi, bracia kochani, ssajmy karty Talmudu jako pierś mleczną, pierś żywotną, z której siła i miód płynie dla nas, dla nich gorycz i trucizna.
2318 Jehowa pan nasz, a nikt inny. — On nas porozrzucał wszędzie, On nami, gdyby splotami niezmiernej gadziny, oplótł świat czcicielów Krzyża, panów naszych, dumnych, głupich, niepiśmiennych. — Po trzykroć pluńmy na zgubę im — po trzykroć przeklęstwo im.
2324 Cieszmy się, bracia moi. — Krzyż, wróg nasz, podcięty, zbutwiały, stoi dziś nad kałużą krwi, a jak raz się powali, nie powstanie więcej. — Dotąd pany go bronią.
2330 Dopełnia się praca wieków, praca nasza markotna, bolesna, zawzięta. — Śmierć panom — po trzykroć pluńmy na zgubę im — po trzykroć przeklęstwo im!
2336 Na wolności bez ładu, na rzezi bez końca, na zatargach i złościach, na ich głupstwie i dumie osadzim potęgę Izraela — tylko tych panów kilku — tych kilku jeszcze zepchnąć w dół — trupy ich przysypać rozwalinami Krzyża. —
2342 Krzyż znamię święte nasze — woda chrztu połączyła nas z ludźmi — uwierzyli pogardzający miłości pogardzonych. —
2344 Wolność ludzi prawo nasze — dobro ludu cel nasz — uwierzyli synowie chrześcijan w synów Kajfasza.
2346 —Przed wiekami wroga umęczyli ojcowie nasi — my go na nowo dziś umęczym i nie zmartwychwstanie więcej. —
2352 Chwil kilka jeszcze, jadu żmii kropel kilka jeszcze — a świat nasz, nasz, o bracia moi! —
2358 Jehowa Pan Izraela, a nikt inny. — Po trzykroć pluńmy na zgubę ludom — po trzykroć przeklęstwo im. —
2367 Do roboty waszej — a ty, święta księgo, precz stąd, by wzrok przeklętego nie zbrudził kart twoich. —
2377 Swój — W imieniu Wolności, otwieraj. —
2383 Bracia, do młotów i powrozów. —
2393 Dobrze, Obywatele, że czuwacie i ostrzycie puginały na jutro. —
2395 do jednego z nich przystępuje
2397 A ty co robisz w tym kącie? —
2403 Stryczki, Obywatelu. —
2409 Masz rozum, bracie — kto od żelaza nie padnie w boju, ten na gałęzi skona. —
2415 Miły Obywatelu Leonardzie, czy sprawa pewna na jutro? —
2421 Ten, który myśli i czuje najpotężniej z nas wszystkich, wzywa cię na rozmowę przeze mnie. — On ci sam na to pytanie odpowie. —
2427 Idę — a wy nie ustawajcie w pracy — Jankielu, pilnuj ich dobrze. —
2429 wychodzi z Leonardem
2435 Powrozy i sztylety, kije i pałasze, rąk naszych dzieło, wyjdziecie na zatratę im — oni panów zabiją po błoniach — rozwieszą po ogrodach i borach — a my ich potem zabijem, powiesim. — Pogardzeni wstaną w gniewie swoim, w chwałę Jehowy się ustroją; słowo Jego zbawienie, miłość Jego dla nas zniszczeniem dla wszystkich. — Pluńmy po trzykroć na zgubę im, po trzykroć przeklęstwo im! —
2442 Namiot — porozrzucane butelki, kielichy.
2447 Pięćdziesięciu hulało tu przed chwilą i za każdym słowem moim krzyczało — Vivat — czy choć jeden zrozumiał myśli moje? — pojął koniec drogi, u początku której hałasuje? — Ach! servile imitatorum pecus. —
2450 Wchodzi Leonard i Przechrzta.
2453 Czy znasz hrabiego Henryka?
2460 Wielki Obywatelu, z widzenia raczej niż z rozmowy — raz tylko, pamiętam, przechodząc na Boże Ciało, krzyknął mi — „Ustąp się” — i spojrzał na mnie wzrokiem pana — za co mu ślubowałem stryczek w duszy mojej. —
2466 Jutro jak najraniej wybierzesz się do niego i oświadczysz, że chcę się z nim widzieć osobiście, potajemnie, pojutrze w nocy. —
2472 Wiele mi dasz ludzi? Bo nieostrożnie byłoby się puszczać samemu. —
2478 Puścisz się sam, moje imię strażą twoją — szubienica, na której powiesiliście Barona zawczoraj, plecami twymi. —
2490 Powiesz, że przyjdę do niego o dwunastej w nocy, pojutrze. —
2496 A jak mnie każe zamknąć lub obije? —
2502 To będziesz męczennikiem za Wolność Ludu. —
2508 Wszystko, wszystko za Wolność Ludu —
2518 Dobranoc, Obywatelu. —
2522 Przechrzta wychodzi.
2527 Na co ta odwłoka, te półśrodki, układy — rozmowy? — Kiedym przysiągł uwielbiać i słuchać ciebie, to że cię miałem za bohatera ostateczności, za orła lecącego wprost do celu, za człowieka stawiającego siebie i swoich wszystkich na jedną kartę. —
2539 Wszyscy gotowi — przechrzty broń ukuli i powrozów nasnuli — tłumy krzyczą, wołają o rozkaz; daj rozkaz, a on pójdzie jak iskra, jak błyskawica, i w płomień się zamieni, i przejdzie w grom. —
2545 Krew ci bije do głowy — to konieczność lat twoich, a z nią walczyć nie umiesz i to nazywasz zapałem. —
2551 Rozważ, co czynisz. Arystokraty w bezsilności swojej zawarli się w Św. Trójcy i czekają naszego przybycia jak noża gilotyny. — Naprzód, Mistrzu, bez zwłoki naprzód, i po nich.
2557 Wszystko jedno — oni stracili siły ciała w rozkoszach, siły rozumu w próżniactwie legnąć muszą. —
2563 Kogóż się boisz — któż cię wstrzymuje? —
2569 Nikt — jedno wola moja. —
2575 I na ślepo jej mam wierzyć?
2581 Zaprawdę ci powiadam — na ślepo. —
2593 Jak zwrotka u pieśni, tak zdrada u końca każdej mowy twojej — nie krzycz, bo gdyby nas kto podsłuchał...
2599 Tu szpiegów nie ma, a potem cóż?...
2605 Nic — tylko pięć kul w twoich piersiach za to, żeś śmiał głos podnieść o ton jeden wyżej w mojej przytomności. —
2607 przystępuje do niego
2609 Wierz mi — daj sobie pokój. —
2615 Uniosłem się, przyznaję — ale nie boję się kary. — Jeśli śmierć moja za przykład służyć może, sprawie naszej hartu i powagi dodać, rozkaż. —
2621 Jesteś żywy, pełny nadziei i wierzysz głęboko — najszczęśliwszy z ludzi, nie chcę pozbawiać cię życia. —
2633 Myśl więcej, gadaj mniej, a kiedyś mnie zrozumiesz. — Czy posłałeś do magazynu po dwa tysiące ładunków? —
2639 Posłałem Dejca z oddziałem. —
2645 A składka szewców oddana do kasy naszej?
2651 Z najszczerszym zapałem się złożyli co do jednego i przynieśli sto tysięcy.
2657 Jutro zaproszę ich na wieczerzę. — Czy słyszałeś co nowego o hrabim Henryku? —
2663 Pogardzam zanadto panami, bym wierzył temu, co o nim mówią — upadające rasy energii nie mają — mieć nie powinny, nie mogą. —
2669 On jednak zbiera swoich włościan i, zaufany w ich przywiązaniu, gotuje się iść na odsiecz zamkowi Świętej Trójcy.
2675 Kto nam zdoła się oprzeć — przecie w nas wcieliła się Idea wieku naszego. —
2681 Ja chcę go widzieć — spojrzeć mu w oczy — przeniknąć do głębi serca — przeciągnąć na naszą stronę. —
2687 Zabity arystokrata. —
2693 Ale poeta zarazem. — Teraz zostaw mnie samym. —
2699 Przebaczasz mi, Obywatelu?
2705 Zaśnij spokojnie — gdybym ci nie przebaczył, już byś zasnął na wieki. —
2711 Jutro nic nie będzie? —
2717 Dobrej nocy i miłego marzenia. —
2738 Pojutrze w nocy pójdziesz ze mną do hrabiego Henryka. —
2752 Dlaczegóż mnie, wodzowi tysiąców, ten jeden człowiek na zawadzie stoi? — Siły jego małe w porównaniu z moimi — kilkaset chłopów, ślepo wierzących jego słowu, przywiązanych miłością swojskich zwierząt... To nędza, to zero. — Czemuż tak pragnę go widzieć, omamić — czyż duch mój napotkał równego sobie i na chwilę się zatrzymał? — Ostatnia to zapora dla mnie na tych równinach — trza ją obalić, a potem... Myśli moja, czyż nie zdołasz łudzić siebie, jako drugich łudzisz — wstydź się, przecie ty znasz swój cel, ty jesteś myślą — panią ludu — w tobie zeszła się wola i potęga wszystkich — i co zbrodnią dla innych, to chwałą dla ciebie. — Ludziom podłym, nieznanym, nadałaś imiona — ludziom bez czucia wiarę nadałaś — świat na podobieństwo swoje — świat nowy utworzyłaś naokoło siebie — a sama błąkasz się i nie wiesz, czym jesteś. — Nie, nie, nie — ty jesteś wielką!
2754 pada na krzesło i duma
2761 Bór — porozwieszane płótna na drzewach — w środku łąka, na której stoi szubienica — szałasy — namioty — ogniska — beczki — tłumy ludzi.
2766 przebrany, w czarnym płaszczu, z czapką czerwoną wolności na głowie, wchodzi trzymając Przechrztę za ramię
2776 JW. Panie, oprowadzę cię — nie wydam cię, na honor. —
2782 Mrugnij okiem, palec podnieś, a w łeb ci strzelę — możesz się domyślić, że nie dbam o życie twoje... kiedym własne na to odważył. —
2788 Aj waj — żelaznymi kleszczami dłoń mi ściskasz — cóż mam robić!
2794 Mów ze mną jak ze znajomym, z przyjacielem nowo przybyłym. — Cóż to za taniec? —
2800 Taniec wolnych ludzi. Tańcują mężczyźni i kobiety wokoło szubienicy i śpiewają.
2806 Chleba, zarobku, drzewa na opał w zimie, odpoczynku w lecie! — Hura — Hura!
2810 Bóg nad nami nie miał litości — Hura — Hura! —
2814 Królowie nad nami nie mieli litości — Hura — Hura! —
2818 Panowie nad nami nie mieli litości — Hura! —
2822 My dziś Bogu, królom i panom za służbę podziękujem — Hura — Hura! —
2830 Cieszy mnie, żeś tak rumiana i wesoła.
2836 A dyć tośmy długo na taki dzień czekały. — Juści, ja myłam talerze, widelce szurowała ścierką, dobrego słowa nie słyszała nigdy — a dyć czas, czas, bym jadła sama — tańcowała sama — Hura! —
2842 Tańcuj, Obywatelko. —
2850 Zmiłuj się, JW. Panie — ktoś może cię poznać — wychodźmy. —
2856 Jeśli kto mnie pozna, toś zginął — idźmy dalej. —
2862 Pod tym dębem siedzi klub Lokajów. —
2874 Jużem ubił mojego dawnego pana. —
2880 Ja szukam dotąd mojego barona — zdrowie twoje! —
2886 Obywatele, schyleni nad prawidłem w pocie i poniżeniu, glancując buty, strzyżąc włosy, poczuliśmy prawa nasze — zdrowie klubu całego! —
2892 Zdrowie Prezesa — on nas powiedzie drogą honoru. —
2898 Dziękuję, Obywatele.
2904 Z przedpokojów, więzień naszych, razem, zgodnie, jednym wypadliśmy rzutem — Vivat! — Salonów znamy śmieszności i wszeteczeństwa — Vivat! — Vivat! —
2910 Cóż to za głosy, twardsze i dziksze, wychodzące z tej gęstwiny na lewo? —
2916 To chór rzeźników, JW. Panie. —
2922 Obuch i nóż to broń nasza — szlachtuz to życie nasze. — Nam jedno: czy bydło, czy panów rznąć. —
2926 Dzieci siły i krwi, obojętnie patrzym na drugich, słabszych i bielszych — kto nas powoła, ten nas ma — dla panów woły, dla ludu panów bić będziem.
2928 Obuch i nóż broń nasza — szlachtuz życie nasze — szlachtuz — szlachtuz — szlachtuz. —
2934 Tych lubię — przynajmniej nie wspominają ani o honorze, ani o filozofii. — Dobry wieczór Pani. —
2942 JW. Panie, mów Obywatelko — lub Wolna Kobieto. —
2948 Cóż znaczy ten tytuł, skąd się wyrwał? — Fe — fe — cuchniesz starzyzną. —
2954 Język mi się zaplątał. —
2960 Jestem swobodną, jako ty, niewiastą wolną, a towarzystwu za to, że mi prawa przyznało, rozdaję miłość moją. —
2966 Towarzystwo znów za to ci dało te pierścienie i ten łańcuch ametystowy. — Och! podwójnie dobroczynne towarzystwo! —
2972 Nie, te drobnostki zdarłam przed wyzwoleniem moim — z męża mego, wroga mego, wroga wolności, który mnie trzymał na uwięzi. —
2978 Życzę Obywatelce miłej przechadzki. —
2982 Któż jest ten dziwny żołnierz — oparty na szabli obosiecznej, z główką trupią na czapce, z drugą na felcechu, z trzecią na piersiach? — Czy to nie sławny Bianchetti, taki dziś kondotier ludów, jako dawniej bywali kondotiery książąt i rządów? —
2988 On sam, JW. Panie — dopiero od tygodnia do nas przybyły. —
2994 Nad czym tak zamyślił się Generał? —
3000 Widzicie, Obywatele, ową lukę między jaworami? — Patrzcie dobrze — dojrzycie tam na górze zamek — doskonale widzę przez moją lunetę mury, okopy i cztery bastiony. —
3012 Tysiąc tysięcy królów! — można obejść jarem, podkopać się, i...
3020 Obywatelu Generale. —
3028 Czujesz ten kurek odwiedziony pod moim płaszczem? —
3040 Jakżeś więc to ułożył, Obywatelu Generale? —
3048 Chociażeście moi bracia w wolności, nie jesteście moimi braćmi w geniuszu — po zwycięstwie dowie się każdy o moich planach. —
3058 Radzę wam, go zabijcie, bo tak się poczyna każda Arystokracja. —
3064 Przeklęstwo — przeklęstwo. —
3070 Cóż robisz pod tym drzewem, biedny człowiecze — czemu patrzysz tak dziko i mgławo? —
3076 Przeklęstwo kupcom, dyrektorom fabryki — najlepsze lata, w których inni ludzie kochają dziewczyny, biją się na otwartym polu, żeglują po otwartych morzach, ja prześlęczałem w ciasnej komorze, nad warsztatem jedwabiu. —
3082 Wychylże czarę, którą trzymasz w dłoni. —
3088 Sił nie mam — podnieść do ust nie mogę — ledwo się tutaj przyczołgałem, ale dla mnie już nie zaświta dzień wolności. — Przeklęstwo kupcom, co jedwab sprzedają, i panom, co noszą jedwabie — przeklęstwo — przeklęstwo!
3096 Jaki brzydki trup. —
3102 Tchórzu wolności, obywatelu Przechrzto, patrz na tę głowę bez życia, pływającą w pokrwawie zachodzącego słońca. —
3104 Gdzie się podzieją teraz wasze wyrazy, wasze obietnice — równość — doskonałość i szczęście rodu ludzkiego? —
3112 Bodajbyś także za wcześnie zdechł i ciało twoje psy rozerwały na sztuki. —
3116 Puszczaj mnie — muszę zdać sprawę z mojego poselstwa. —
3122 Powiesz, żem cię miał za szpiega i dlatego zatrzymał. —
3126 Odgłosy biesiady głuchną z tyłu — przed nami już same tylko sosny i świerki, oblane promieńmi wieczoru. —
3132 Nad drzewami skupiają się chmury — lepiej byś wrócił do swoich ludzi, którzy i tak już od dawna czekają na ciebie w jarze Świętego Ignacego. —
3138 Dzięki ci za troskliwość, mości Żydzie — nazad! — Chcę obywateli raz jeszcze w zmierzchu obejrzyć. —
3142 GŁOS POMIĘDZY DRZEWAMI
3144 Syn chamów dobranoc zasyła staremu słonku.
3150 Zdrowie twoje, dawny wrogu nasz, coś nas pędził do pracy i znoju — jutro, wschodząc, zastaniesz twoich niewolników przy mięsiwie i konwiach — a teraz, szklanko, idź do czarta! —
3156 Orszak chłopów tu ciągnie. —
3162 Nie wyrwiesz się — stój za tym pniem i milcz.
3168 Naprzód, naprzód, pod namioty, do braci naszych — naprzód, naprzód, pod cień jaworów, na sen, na miłą wieczorną gawędkę — tam dziewki nas czekają — tam woły pobite, dawne pługów zaprzęgi, czekają nas.
3174 Ciągnę go i wlokę, zżyma się i opiera — idź w rekruty — idź! —
3180 Dzieci moje, litości, litości. —
3186 Wróć mi wszystkie dni pańszczyzny. —
3192 Wskrześ mi syna, Panie, spod batogów kozackich. —
3198 Chamy piją zdrowie twoje, Panie — przepraszają cię, Panie.
3206 Upiór ssał krew i poty nasze — mamy upiora — nie puścim upiora — przez biesa, przez biesa, ty zginiesz wysoko, jako pan, jako wielki pan, wzniesion nad nami wszystkimi. — Panom tyranom śmierć — nam biednym, nam głodnym, nam strudzonym jeść, spać i pić. — Jako snopy na polu, tak ich trupy będą — jako plewy w młockarniach, tak perzyny ich zamków — przez kosy nasze, siekiery i cepy, bracia, naprzód. —
3212 Nie mogłem twarzy dojrzeć wśród zastępów. —
3218 Może jaki przyjaciel lub krewny JW-go. —
3224 Nim pogardzam, a was nienawidzę — poezja to wszystko ozłoci kiedyś. — Dalej, Żydzie — dalej! —
3226 zapuszcza się w krzaki
3233 Inna część boru — wzgórze z rozpalonymi ogniami — zgromadzenie ludzi przy pochodniach.
3238 na dole, wysuwając się zza drzew z Przechrztą
3240 Gałęzie podarły na łachmany moją czapkę wolności. — A to co za piekło z rudawych płomieni, wznoszące się wśród tych dwóch ścian lasu, tych dwóch nawałów ciemności? —
3246 Zabłądziliśmy, szukając wąwozu Świętego Ignacego — nazad w krzaki, bo tu Leonard odprawia obrzędy nowej wiary. —
3254 Przez Boga, naprzód! — tegom żądał właśnie, nie lękaj się, nikt nas nie pozna. —
3260 Ostrożnie — powoli. —
3266 Wszędzie rozwaliny jakiegoś ogromu, który musiał wieki przetrwać, nim runął — filary, podnóża, kapitele, ćwiertowane posągi, rozrzucone floresy, którymi oplatano starodawne sklepienia — teraz mi pod stopą zamignęła stłuczona szyba — zda się, że twarz Bogarodzicy na chwilę wyjrzała z cieniu i znów tam ciemno — tu, patrz, cała arkada leży — tu krata żelazna, zasypana gruzem — z góry lunął błysk pochodni — widzę pół rycerza śpiącego na połowie grobu — gdzież jestem, przewodniku? —
3272 Nasi ludzie krwawo pracowali przez czterdzieści dni i nocy, aż wreszcie zburzyli ostatni kościół — na tych równinach. — Teraz właśnie cmentarz mijamy.
3278 Wasze pieśni, ludzie nowi, gorzko brzmią w moich uszach — czarne postacie z tyłu, z przodu, po bokach się cisną, a pędzone wiatrem blaski i cienie przechadzają się po tłumie, jak żyjące duchy. —
3284 W imieniu Wolności pozdrawiam was obu. —
3290 Przez śmierć panów witam was obu. —
3296 Czego się nie śpieszycie? Tam śpiewają kapłani Wolności. —
3302 Niepodobna się oprzeć — zewsząd nas pchają. —
3308 Któż jest ten młody człowiek, na gruzach przybytku stojący? — Trzy ogniska palą się pod nim, wśród dymu i łuny twarz jego płonie, głos jego brzmi szaleństwem. —
3314 To Leonard, prorok natchnięty Wolności — naokoło stoją nasze kapłany, filozofy, poeci, artyści, córki ich i kochanki. —
3320 Ha! wasza arystokracja — pokaż mi tego, który cię przysłał. —
3326 Nie widzę go tutaj. —
3332 Dajcie mi ją do ust, do piersi, w objęcia, dajcie piękną moją, niepodległą, wyzwoloną, obnażoną z zasłon i przesądów, wybraną spośród córek Wolności, oblubienicę moją. —
3338 Wyrywam się do ciebie, mój kochanku. —
3344 Patrz, ramiona wyciągam do ciebie — upadłam z niemocy — tarzam się po zgliszczach, kochanku mój. —
3350 Wyprzedziłam je — przez popiół i żar, ogień i dym stąpam ku tobie, kochanku mój. —
3356 Z rozpuszczonym włosem, z dyszącą piersią wdziera się na gruzy namiętnymi podrzuty.
3368 Do mnie, do mnie, o rozkoszo moja — córo Wolności. — Ty drżysz w boskim szale. — Natchnienie, ogarnij mą duszę — słuchajcie wszyscy — teraz wam prorokować będę. —
3374 Głowę pochyliła, mdleje. —
3380 My oboje obrazem rodu ludzkiego, wyzwolonego, zmartwychwstającego — patrzcie — stoim na rozwalinach starych kształtów, starego Boga. — Chwała nam, bośmy członki Jego rozerwali, teraz proch i pył z nich — a duch Jego zwyciężyli naszymi duchami — duch Jego zstąpił do nicości. —
3386 Szczęśliwa, szczęśliwa oblubienica Proroka — my tu na dole stoimy i zazdrościm jej chwały. —
3392 Świat nowy ogłaszam — Bogu nowemu oddaję niebiosa. Panie swobody i rozkoszy, Boże ludu, każda ofiara zemsty, trup każdego ciemięzcy twoim niech będzie ołtarzem — w oceanie krwi utoną stare łzy i cierpienia rodu ludzkiego — życiem jego odtąd szczęście — prawem jego równość — a kto inne tworzy, temu stryczek i przeklęstwo. —
3398 Rozpadła się budowa ucisku i dumy — kto z niej choć kamyczek podniesie, temu śmierć i przeklęstwo.
3406 Bluźnierce Jehowy, po trzykroć pluję na zgubę wam. —
3412 Orle, dotrzymaj obietnicy, a ja tu na ich karkach nowy kościół Chrystusowi postawię. —
3418 Wolność — szczęście — hura! — hejże! — rykacha! — hurracha! — hurracha!
3424 Gdzie pany, gdzie króle, co niedawno przechadzali się po ziemi w berłach i koronach, w dumie i gniewie? —
3430 Ja zabiłem króla Aleksandra. —
3442 Ja króla Emanuela. —
3448 Idźcie bez trwogi i mordujcie bez wyrzutów — boście wybrani z wybranych, święci wśród najświętszych — boście męczennikami — bohaterami Wolności. —
3454 Pójdziemy nocą ciemną, sztylety ściskając w dłoniach, pójdziemy, pójdziemy. —
3460 Obudź się, urodziwa moja. —
3466 Nuż, odpowiedzcie żyjącemu Bogu — wznieście pieśni wasze — chodźcie za mną wszyscy, wszyscy, jeszcze raz obejdziem i zdepcem świątynię umarłego Boga. —
3468 A ty podnieś głowę — powstań i obudź się.
3474 Pałam miłością ku tobie i Bogu twemu, światu całemu miłość rozdam moją — płonę — płonę.
3480 Ktoś mu zabiegł — padł na kolana — mocuje się sam z sobą, coś bełkoce, coś jęczy. —
3486 Widzę, widzę, to syn sławnego filozofa.
3492 Czego żądasz, Hermanie? —
3498 Arcykapłanie, daj mi święcenie zbójeckie.
3506 Podajcie mi olej, sztylet i truciznę.
3510 Olejem, którym dawniej namaszczano królów, na zgubę królom namaszczam cię dzisiaj — broń dawnych rycerzy i Panów na zatratę panów kładę w ręce twoje — na twoich Piersiach zawieszam medalion, pełny trucizny tam, gdzie twoje żelazo nie dojdzie, niech ona żre i pali wnętrzności tyranów. — Idź i niszcz stare pokolenia po wszech stronach świata. —
3516 Ruszył z miejsca i na czele orszaku ciągnie po wzgórzu. —
3522 Usuńmy się z drogi. —
3528 Nie — chcę tego snu dokończyć. —
3534 Po trzykroć pluję na ciebie. —
3538 Leonard może mnie poznać, JW. Panie — patrz, jaki nóż wisi na jego piersiach. —
3544 Zakryj się płaszczem moim. — Co to za niewiasty przed nim tańcują? —
3550 Hrabiny i księżniczki, które porzuciwszy mężów przeszły na wiarę naszą. —
3556 Niegdyś anioły moje — Pospólstwo go zewsząd oblało — zginął mi w natłoku — jedno po muzyce poznaję, że się od nas oddala. — Choć za mną — stamtąd lepiej nam patrzeć będzie. —
3558 wdziera się na odłamek muru
3564 Aj waj, aj waj! Każdy nas tu spostrzeże. —
3570 Widzę go znowu — drugie niewiasty cisną się za nim, blade, obłąkane, w konwulsjach. — Syn filozofa pieni się, potrząsa sztyletem. — Dochodzą teraz do ruin wieży północnej. —
3572 Stanęli — pląsają na gruzach — rozrywają nie obalone arkady — sypią iskrami na leżące ołtarze i krzyże — płomień się zajmuje i gna słupy dymu przed sobą — biada wam — biada! —
3578 Biada ludziom, którzy dotąd się kłaniają umarłemu Bogu. —
3584 Czarne bałwany nawracają się i ku nam pędzą. —
3596 Orle, wszak moja godzina nie tak bliska jeszcze? —
3608 przechodząc, zatrzymuje się
3610 Coś ty za jeden, bracie, z taką dumną twarzą — czemu nie łączysz się z nami? —
3616 Śpieszę z daleka na odgłos waszego powstania. — Jestem morderca klubu Hiszpańskiego i dopiero dziś przybyłem. —
3622 A ten drugi po co się w zawojach płaszcza twego kryje? —
3628 To mój brat młodszy — ślubował, że twarzy ludziom nie ukaże, nim zabije przynajmniej barona. —
3634 Ty sam czyją śmiercią się chlubisz? —
3640 Na dwa dni tylko przed wybraniem się w drogę starsi bracia dali mi święcenie. —
3646 Kogóż masz na myśli?
3652 Ciebie pierwszego, jeśli się nam sprzeniewierzysz. —
3658 Bracie, na ten użytek weź sztylet mój. —
3660 wyciąga sztylet z pasa
3666 dobywa swojego sztyletu
3668 Bracie, na ten użytek i mojego wystarczy. —
3674 Niech żyje Leonard! — Niech żyje morderca Hiszpański! —
3681 Jutro staw się u namiotu Obywatela Wodza.
3686 Pozdrawiamy cię, gościu, imieniem ducha Wolności — w ręku twoim część naszego zbawienia. — Kto walczy bez ustanku, morduje bez słabości, kto dniem i nocą wierzy zwycięstwu, ten zwycięży wreszcie. —
3694 My ród ludzki dźwignęli z dzieciństwa. — My prawdę z łona ciemności wyrwali na jaśnią. — Ty za nią walcz, morduj i giń.
3702 Towarzyszu bracie, czaszką starego świętego piję zdrowie twoje — do widzenia. —
3712 Zabij dla mnie księcia Jana. —
3718 Dla mnie hrabiego Henryka. —
3724 Prosimy cię ślicznie o głowę arystokraty. —
3730 Szczęść się twojemu sztyletowi! —
3736 Na ruinach gotyckich świątynię zbudujem tu nową — obrazów w niej ni posągów nie ma — sklepienie w długie puginały, filary w osiem głów ludzkich, a szczyt każdego filara jako włosy, z których się krew sączy — ołtarz jeden biały — znak jeden na nim — czapka wolności — Hurracha! —
3742 Dalej, dalej, już brzask świta.
3748 Rychło nas powieszą — gdzie szubienica. —
3754 Cicho, Żydzie — lecą za Leonardem, nie patrzą już na nas. — Ogarniam wzrokiem, raz ostatni podchwytuję myślą ten chaos, dobywający się z toni czasu, z łona ciemności, na zgubę moją i wszystkich braci moich — gnane szałem, porwane rozpaczą myśli moje w całej sile swej kołują. —
3757 Boże, daj mi potęgę, której nie odmawiałeś mi niegdyś — a w jedno słowo zamknę świat ten nowy, ogromny — on siebie sam nie pojmuje. — Lecz to słowo moje będzie poezją przyszłości. —
3769 Dzięki za radę. — Zemsta za zhańbione popioły ojców moich — przeklęstwo nowym pokoleniom — ich wir mnie otacza — ale nie porwie za sobą. — Orle, orle, dotrzymaj obietnicy! — A teraz na dół ze mną i do jaru Św. Ignacego.
3775 Już dzień bliski — nie pójdę dalej. —
3781 Drogę mi znajdź — puszczę cię potem. —
3787 Wśród mgły i zwalisk, cierni i popiołów gdzie mnie wleczesz? — Daruj mi, daruj. —
3793 Naprzód, naprzód i na dół ze mną! — Ostatnie pieśni ludu konają za nami. — ledwo gdzie jeszcze tli się pochodnia — pośród tych wyziewów bladych, tych zroszonych drzew czy widzisz cienie przeszłości — czy słyszysz te żałobne głosy? —
3799 Mgła wszystko zalewa — coraz bardziej zlatujemy w dół. —
3805 Płaczmy za Chrystusem, za Chrystusem wygnanym, umęczonym — gdzie Bóg nasz, gdzie kościół Jego? —
3811 Prędzej, prędzej do miecza, do boju! — Ja Go wam oddam — na tysiącach krzyżów rozkrzyżuję nieprzyjaciół Jego. —
3817 Strzegliśmy ołtarzy i pomników świętych — odgłos dzwonów na skrzydłach nosiliśmy wiernym — w dźwiękach organów były głosy nasze — w połyskach szyb katedry, w cieniach jej filarów, w blaskach pucharu świętego, w błogosławieństwie Ciała Pańskiego było życie nasze. Teraz gdzie się podziejemy? —
3823 Rozwidnia się coraz bardziej — ich postacie mdleją w promieniach zorzy. —
3828 Tędy droga twoja, tam jaru początek. —
3834 Hej! — Jezus i szabla moja! —
3836 zrzucając czapkę i zawijając w niej pieniądze
3838 Weź na pamiątkę rzecz i godło zarazem. —
3844 Wszak zaręczyłeś mi słowem, JW. Panie, bezpieczeństwo tego, który dziś o północy...
3850 Stary szlachcic dwa razy nie powtarza słowa — Jezus i szabla moja! —
3856 Maryja i szabla nasza — niech pan nasz żyje! —
3862 Wiara! do mnie — bądź zdrów, obywatelu! —
3864 Wiara! do mnie — Jezus i Maryja! —
3871 Noc — krzaki — drzewa. —
3878 Położyć się twarzą do murawy — leżeć w milczeniu — ognia mi nie krzesać, nawet do fajki — a za pierwszym strzałem skoczyć mi na pomoc. — Jeśli strzału nie będzie, nie ruszać się do dnia białego. —
3884 Obywatelu, raz cię jeszcze zaklinam. —
3890 Ty przylep się do tej sosny i dumaj. —
3896 Mnie jednego przynajmniej weź z sobą — to pan, to arystokrata, to kłamca. —
3902 wskazuje mu ręką, by został
3904 Stara szlachta słowa dotrzymuje czasem.
3911 Komnata podłużna — obrazy dam i rycerzy porozwieszane po ścianach — w głębi filar z tarczą herbowną — Mąż siedzi przy stoliku marmurowym, na którym lampa, para pistoletów, pałasz i zegar — naprzeciwko drugi stolik, srebrne konwie i puchary.
3916 Niegdyś o tej samej porze wśród grożących niebezpieczeństw i podobnych myśli Brutusowi ukazał się geniusz Cezara. —
3918 I ja dziś czekam na podobne widzenie. — Za chwilę stanie przede mną człowiek bez imienia, bez przodków, bez anioła stróża — co wydobył się z nicości i zacznie może nową Epokę, jeśli go w tył nie odrzucę nazad, nie strącę do nicości. —
3922 Ojcowie moi, natchnijcie mnie tym, co was panami świata uczyniło — wszystkie lwie serca wasze dajcie mi do piersi — powaga skroni waszych niechaj się zleje na czoło moje. — Wiara w Chrystusa i Kościół Jego, ślepa, nieubłagana, wrząca, natchnienie dzieł waszych na ziemi, nadzieja chwały nieśmiertelnej w niebie, niechaj zstąpi na mnie, a wrogów będę mordował i palił, ja, syn stu pokoleń, ostatni dziedzic waszych myśli i dzielności, waszych cnót i błędów.
3928 Teraz gotów jestem. —
3938 JW. Panie, człowiek, który miał się stawić, przybył i czeka. —
3955 Witam hrabiego Henryka. — To słowo „hrabia” dziwnie brzmi w gardle moim. —
3957 siada — zrzuca płaszcz i czapkę wolności i wlepia oczy w kolumnę, na której herb wisi —
3963 Dzięki ci, żeś zaufał domowi mojemu — starym zwyczajem piję zdrowie twoje. —
3965 bierze puchar, pije i podaje Pankracemu
3967 Gościu, w ręce twoje! —
3973 Jeśli się nie mylę, te godła czerwone i błękitne zowią się herbem w języku umarłych. — Coraz mniej takich znaczków na powierzchni ziemi.
3981 Za pomocą Bożą, wkrótce tysiące ich ujrzysz. —
3987 puchar od ust odejmując
3989 Otóż mi stara szlachta — zawsze pewna swego — dumna, uporczywa, kwitnąca nadzieją, a bez grosza, bez oręża, bez żołnierzy. — Odgrażająca się jak umarły w bajce powoźnikowi u furtki cmentarza — wierząca lub udająca, że wierzy w Boga — bo w siebie trudno wierzyć. — Ale pokażcie mi pioruny, na waszą obronę zesłane, i pułki aniołów, spuszczone z niebios. —
3997 Śmiej się z własnych słów. — Ateizm to stara formuła — a spodziewałem się czegoś nowego po tobie. —
4003 Śmiej się z własnych słów. — Ja mam wiarę silniejszą, ogromniejszą od twojej. — Jęk przez rozpacz i boleść wydarty tysiącom tysiąców — głód rzemieślników — nędza włościan — hańba ich żon i córek — poniżenie ludzkości, ujarzmionej przesądem i wahaniem się, i bydlęcym przyzwyczajeniem — oto wiara moja — a Bóg mój na dzisiaj — to myśl moja — to potęga moja — która chleb i cześć im rozda na wieki. —
4011 Ja położyłem siłę moją w Bogu, który Ojcom moim panowanie nadał. —
4017 A całe życie byłeś diabła igrzyskiem. — Zresztą zostawiam tę rozprawę teologom, jeśli jaki pedant tego rzemiosła żyje dotąd w całej okolicy — do rzeczy — do rzeczy! —
4023 Czegóż więc żądasz ode mnie, zbawco narodów, obywatelu-boże? —
4029 Przyszedłem tu, bo chciałem cię poznać — po wtóre ocalić. —
4035 Wdzięcznym za pierwsze — drugie zdaj na szablę moją. —
4041 Szabla twoja — szkło, Bóg twój, mara. — Potępionyś głosem tysiąców — opasanyś ramionami tysiąców — kilka morgów ziemi wam zostało, co ledwo na wasze groby wystarczy — dwudziestu dni bronić się nie możecie. — Gdzie wasze działa, rynsztunki, żywność — a wreście, gdzie męstwo?... Gdybym był tobą, wiem, co bym uczynił. —
4047 Słucham — patrz, jakem cierpliwy. —
4053 — Ja więc, hr. Henryk, rzekłbym do Pankracego: „Zgoda — rozpuszczam mój hufiec, mój hufiec jedyny — nie idę na odsiecz Świętej Trójcy — a za to zostaję przy moim imieniu i dobrach, których całość warujesz mi słowem”. —
4055 Wiele masz lat, hrabio? —
4061 Trzydzieści sześć, obywatelu. —
4067 Jeszcze piętnaście lat najwięcej — bo tacy ludzie niedługo żyją — twój syn bliższy grobu niż młodości — jeden wyjątek ogromowi nie szkodzi. — Bądź więc sobie ostatnim hrabią na tych równinach — panuj do śmierci w domu naddziadów — każ malować ich obrazy i rżnąć herby. — A o tych nędzarzach nie myśl już więcej. — Niech się wyrok ludu spełni nad nikczemnikami. —
4069 nalewa sobie drugi puchar
4071 Zdrowie twoje, ostatni hrabio! —
4077 Obrażasz mnie każdym słowem; zda się, próbujesz, czy zdołasz w niewolnika obrócić na dzień tryumfu swego. — Przestań, bo ja ci się odwdzięczyć nie mogę. — Opatrzność mojego słowa cię strzeże. —
4083 Honor święty, honor rycerski wystąpił na scenę — zwiędły to łachman w sztandarze ludzkości. — O! Znam ciebie, przenikam ciebie — pełnyś życia, a łączysz się z umierającymi, bo chcesz się oszukać, bo chcesz wierzyć jeszcze w kasty, w kości prababek, w słowo „ojczyzna” i tam dalej — ale w głębi ducha sam wiesz, że braci twojej należy się kara, a po karze niepamięć. —
4089 Tobie zaś i twoim cóż inszego?
4095 Zwycięstwo i życie. — Jedno tylko prawo uznaję i przed nim kark schylam — tym prawem świat bieży w coraz wyższe kręgi — ono jest zgubą waszą i woła teraz przez moje usta:
4097 „Zgrzybiali, robaczywi, pełni napoju i jadła, ustąpcie młodym, zgłodniałym i silnym”. —
4099 Ale — ja pragnę cię wyratować — ciebie jednego. —
4105 Bodajbyś zginął marnie za tę litość twoją. — Ja także znam świat twój i ciebie — patrzałem wśród cieniów nocy na pląsy motłochu, po karkach którego wspinasz się do góry — widziałem wszystkie stare zbrodnie świata, ubrane w szaty świeże, nowym kołujące tańcem — ale ich koniec ten sam co przed tysiącami lat — rozpusta, złoto i krew. — A ciebie tam nie było — nie raczyłeś zstąpić pomiędzy dzieci twoje — bo w głębi ducha ty pogardzasz nimi — kilka chwil jeszcze, a jeśli rozum cię nie odbieży, ty będziesz pogardzał sam sobą. —
4107 Nie dręcz mnie więcej. —
4109 siada pod herbem swoim
4115 Świat mój jeszcze nie rozparł się w polu — zgoda — nie wyrósł na olbrzyma — łaknie dotąd chleba i wygód — ale przyjdą czasy —
4117 wstaje, idzie ku Mężowi i opiera się na herbowym filarze
4119 Ale przyjdą czasy, w których on zrozumie siebie i powie o sobie: „Jestem” — a nie będzie drugiego głosu na świecie, co by mógł także odpowiedzieć: „Jestem”. —
4131 Z pokolenia, które piastuję w sile woli mojej, narodzi się plemię ostatnie, najwyższe, najdzielniejsze. — Ziemia jeszcze takich nie widziała mężów. — Oni są ludźmi wolnymi, panami jej od bieguna do bieguna. — Ona cała jednym miastem kwitnącym, jednym domem szczęśliwym, jednym warsztatem bogactw i przemysłu. —
4137 Słowa twoje kłamią — ale twarz twoja niewzruszona, blada, udać nie umie natchnienia. —
4143 Nie przerywaj, bo są ludzie, którzy na klęczkach mnie o takie słowa prosili, a ja im tych słów skąpiłem. —
4145 Tam spoczywa Bóg, któremu już śmierci nie będzie — Bóg, pracą i męką czasów odarty z zasłon — zdobyty na niebie przez własne dzieci, które niegdyś porozrzucał na ziemi, a one teraz przejrzały i dostały prawdy — Bóg ludzkości objawił się im.
4151 A nam przed wiekami — ludzkość przezeń już zbawiona. —
4157 Niechże się cieszy takim zbawieniem — nędzą dwóch tysięcy lat, upływających od Jego śmierci na krzyżu. —
4163 Widziałem ten krzyż, bluźnierco, w starym, starym Rzymie — u stóp Jego leżały gruzy potężniejszych sił niż twoje — sto bogów, twemu podobnych, walało się w pyle, głowy skaleczonej podnieść nie śmiało ku Niemu — a On stał na wysokościach, święte ramiona wyciągał na wschód i na zachód, czoło święte maczał w promieniach słońca — znać było, że jest Panem świata. —
4169 Stara powiastka — pusta jak chrzęst twego herbu. —
4173 Ale ja dawniej czytałem twe myśli. — Jeśli więc umiesz sięgać w nieskończoność, jeśli kochasz prawdę i szukałeś jej szczerze, jeśliś człowiekiem na wzór ludzkości, nie na podobieństwo mamczynych piosneczek, słuchaj, nie odrzucaj tej chwili zbawienia. Krwi, którą oba wylejem dzisiaj, jutro śladu nie będzie — ostatni raz ci mówię — jeśliś tym, czym wydawałeś się niegdyś, wstań, porzuć dom i chodź za mną. —
4179 Tyś młodszym bratem szatana. —
4181 wstaje i przechadza się wzdłuż
4183 Daremne marzenia — kto ich dopełni? — Adam skonał na pustyni — my nie wrócim do raju.
4191 Zagiąłem palec popod serce jego — trafiłem do nerwu poezji. —
4197 Postęp, szczęście rodu ludzkiego — i ja kiedyś wierzyłem — ot! macie, weźcie głowę moją, byleby... Stało się. — Przed stoma laty, przed dwoma wiekami polubowna ugoda mogła jeszcze... ale teraz, wiem — teraz trza mordować się nawzajem — bo teraz im tylko chodzi o zmianę plemienia. —
4203 Biada zwyciężonym — nie wahaj się — powtórz raz tylko „biada” — i zwyciężaj z nami. —
4209 Czyś zbadał wszystkie manowce Przeznaczenia — czy pod kształtem widomym stanęło Ono u wejścia namiotu twojego w nocy i olbrzymią dłonią błogosławiło tobie — lub w dzień czyś słyszał głos Jego o południu, kiedy wszyscy spali w skwarze, a tyś jeden rozmyślał — że mi tak pewno grozisz zwycięstwem, człowiecze z gliny, jako ja, niewolniku pierwszej lepszej kuli, pierwszego lepszego cięcia?
4215 Nie łudź się marną nadzieją — bo nie draśnie mnie ołów, nie tknie się żelazo, dopóki jeden z was opiera się mojemu dziełu, a co później nastąpi, to już wam nic z tego. —
4221 Czas szydzi z nas obu. — Jeśliś znudzony życiem, przynajmniej ocal syna swego. —
4227 Dusza jego czysta, już ocalona w niebie — a na ziemi los ojca go czeka. —
4229 spuszcza głowę między dłonie i staje
4241 Milczysz — dumasz — dobrze — niechaj ten duma, co stoi nad grobem. —
4247 Z dala od tajemnic, które za krańcami twoich myśli odbywają się teraz w głębi ducha mojego! — Świat cielska do ciebie należy — tucz go jadłem, oblewaj posoką i winem — ale dalej nie zachodź i precz, precz ode mnie! —
4253 Sługo jednej myśli i kształtów jej, pedancie rycerzu, poeto, hańba tobie! — Patrz na mnie — myśli i kształty są woskiem palców moich. —
4259 Darmo, ty mnie nie zrozumiesz nigdy — bo każden z ojców twoich pogrzeban z motłochem pospołu, jako rzecz martwa, nie jako człowiek z siłą i duchem. —
4261 wyciąga rękę ku obrazom
4263 Spojrzyj na te postacie — myśl ojczyzny, domu, rodziny, myśl, nieprzyjaciółka twoja, na ich czołach wypisana zmarszczkami — a co w nich było i przeszło, dzisiaj we mnie żyje. — Ale ty, człowiecze, powiedz mi, gdzie jest ziemia twoja? — Wieczorem namiot twój rozbijasz na gruzach cudzego domu, o wschodzie go zwijasz i koczujesz dalej — dotąd nie znalazłeś ogniska swego i nie znajdziesz, dopóki stu ludzi zechce powtórzyć za mną: „Chwała ojcom naszym!” —
4269 Tak, chwała dziadom twoim na ziemi i niebie — w rzeczy samej jest na co patrzyć.
4271 Ów, starosta, baby strzelał po drzewach i Żydów piekł żywcem. — Ten z pieczęcią w dłoni i podpisem — „kanclerz” — sfałszował akta, spalił archiwa, przekupił sędziów, trucizną przyśpieszył spadki — stąd wsie twoje, dochody, potęga. — Tamten, czarniawy, z ognistym okiem, cudzołożył po domach przyjaciół — ów z Runem Złotym, w kolczudze włoskiej, znać służył u cudzoziemców — a ta pani blada, z ciemnymi puklami, kaziła się z giermkiem swoim — tamta czyta list kochanka i śmieje się, bo noc bliska — tamta, z pieskiem na robronie, królów była nałożnicą. — Stąd wasze genealogie bez przerwy, bez plamy. — Lubię tego w zielonym kaftanie — pił i polował z bracią szlachtą, a chłopów wysyłał, by z psami gonili jelenie. — Głupstwo i niedola kraju całego — oto rozum i moc wasza. — Ale dzień sądu bliski i w tym dniu obiecuję wam, że nie zapomnę o żadnym z was, o żadnym z ojców waszych, o żadnej chwale waszej. —
4277 Mylisz się, mieszczański synu. — Ani ty, ani żaden z twoich by nie żył, gdyby ich nie wykarmiła łaska, nie obroniła potęga ojców moich. — Oni wam wśród głodu rozdawali zboże, wśród zarazy stawiali szpitale — a kiedyście z trzody zwierząt wyrośli na niemowlęta, oni wam postawili świątynie i szkoły — podczas wojny tylko zostawiali doma, bo wiedzieli, żeście nie do pola bitwy. —
4279 Słowa twoje łamią się na ich chwale, jak dawniej strzały pohańców na ich świętych pancerzach — one ich popiołów nie wzruszą nawet — one zaginą jak skowyczenia psa wściekłego, co bieży i pieni się, aż skona gdzie na drodze. — A teraz czas już tobie wyniść z domu mego. — Gościu, wolno puszczam ciebie. —
4285 Do widzenia na okopach Świętej Trójcy. —
4287 A kiedy wam kul zabraknie i prochu...
4293 To się zbliżym na długość szabel naszych. — Do widzenia. —
4299 Dwa orły z nas — ale gniazdo twoje strzaskane piorunem. —
4301 bierze płaszcz i czapkę wolności
4303 Przechodząc próg ten, rzucam nań przeklęstwo, należne starości. — I ciebie, i syna twego poświęcam zniszczeniu. —
4315 Odprowadzić tego człowieka aż do ostatnich czat moich na wzgórzu. —
4321 Tak mi Panie Boże dopomóż! —
4341 Od baszt Świętej Trójcy do wszystkich szczytów skał, po prawej, po lewej, z tyłu i na przodzie leży mgła śnieżysta, blada, niewzruszona, milcząca, mara oceanu, który niegdyś miał brzegi swoje, gdzie te wierzchołki czarne, ostre, szarpane, i głębokości swoje, gdzie dolina, której nie widać, i słońce, które jeszcze się nie wydobyło. —
4344 Na wyspie granitowej, nagiej, stoją wieże zamku, wbite w skałę pracą dawnych ludzi i zrosłe ze skałą jak pierś ludzka z grzbietem u Centaura. — Ponad nimi sztandar się wznosi, najwyższy i sam jeden wśród szarych błękitów.
4347 Powoli śpiące obszary budzić się zaczną — w górze słychać szumy wiatrów — z dołu promienie się cisną — i kra z chmur pędzi po tym morzu z wyziewów. —
4350 Wtedy inne głosy, głosy ludzkie, przymieszają się do tej znikomej burzy i niesione na mglistych bałwanach, roztrącą się o stopy zamku. —
4353 Widna przepaść wśród obszarów, co pękły nad nią. —
4359 Czarno tam w jej głębi, od głów ludzkich czarno — dolina cała zarzucona głowami ludzkimi, jako dno morza głazami. —
4365 Słońce ze wzgórzów na skały wstępuje — w złocie unoszą się, w złocie roztapiają się chmury, a im bardziej nikną, tym lepiej słychać wrzaski, tym lepiej dojrzeć można tłumy, płynące u dołu. —
4368 Z gór podniosły się mgły — i konają teraz po nicościach błękitu. — Dolina Świętej Trójcy obsypana światłem migającej broni i Lud ciągnie zewsząd do niej jak do równiny Ostatniego Sądu. —
4377 Katedra w zamku Świętej Trójcy. —
4379 Panowie, senatory, dygnitarze siedzą po obu stronach, każdy pod posągiem jakiego króla lub rycerza — za posągami tłumy szlachty — przed wielkim ołtarzem w głębi Arcybiskup w krześle złoconym, z mieczem na kolanach — za ołtarzem Chór Kapłanów. — Mąż stoi w progu przez chwilą, potem zaczyna iść powoli ku Arcybiskupowi ze sztandarem w ręku. —
4384 Ostatnie sługi Twoje, w ostatnim kościele Syna Twego, błagamy Cię za czcią ojców naszych. — Od nieprzyjaciół wyratuj nas, Panie!
4390 Patrz, z jaką dumą spogląda na wszystkich. —
4396 Myśli, że świat podbił. —
4402 A on się tylko nocą przedarł przez obóz chłopów. —
4408 Sto trupów położył, a dwieście swoich stracił. —
4414 Nie dajmy, by go wodzem obrali.
4420 klęka przed Arcybiskupem
4422 U stóp twoich składam zdobycz moją. —
4428 Przypasz miecz ten, błogosławiony niegdyś ręką Świętego Floriana. —
4434 Niech żyje hr. Henryk — niech żyje!
4440 I przyjm ze znakiem Krzyża Św. dowództwo w tym zamku, ostatnim państwie naszym — wolą wszystkich mianuję cię wodzem. —
4446 Niech żyje — niech żyje! —
4458 Precz — precz — za drzwi! — Niech żyje Henryk! —
4464 Jeśli kto ma co do zarzucenia mnie, niechaj wystąpi, wśród tłumu się nie kryje. —
4470 Ojcze, szablę tę biorę i niech mi Bóg zrządzi zgon prędki, za wczesny, jeśli nią ocalić was nie zdołam. —
4476 Daj mu siłę — daj mu Ducha Świętego, Panie! — Od nieprzyjaciół wyratuj nas, Panie!
4482 Teraz przysięgnijcie wszyscy, że chcecie bronić wiary i czci przodków waszych — że głód i pragnienie umorzy was do śmierci, ale nie do hańby — nie do poddania się — nie do ustąpienia choćby jednego z praw Boga waszego lub waszych. —
4492 Arcybiskup klęka i krzyż wznosi. Wszyscy klękają.
4497 Krzywoprzysięzca gniewem Twoim niech obarczon będzie! — Bojaźliwy gniewem Twoim niech obarczon będzie! — Zdrajca gniewem Twoim niech obarczon będzie! —
4511 Teraz obiecuję wam sławę — u Boga wyproście zwycięstwo. —
4513 otoczony tłumem wychodzi
4520 Jeden z dziedzińców Świętej Trójcy. — Mąż — Hrabiowie — Barony — Książęta — księża — szlachta.
4525 na stronę odprowadza Męża
4527 Jakże — wszystko stracone? —
4533 Nie wszystko — chyba że wam serca zabraknie przed czasem. —
4551 odprowadza go w inszą stronę
4553 Hrabio, podobno widziałeś się z tym okropnym człowiekiem. — Będzież on miał litości choć trochę nad nami, kiedy się dostaniem w ręce jego? —
4559 Zaprawdę ci mówię, że o takiej litości żaden z ojców twoich nie słyszał — zowie się szubienica. —
4565 Trza się bronić jak można. —
4577 Parę słów na boku. —
4581 To wszystko dobre jest dla gminu, ale między nami oczywistym jest, że się oprzeć nie zdołamy. —
4587 Cóż więc pozostaje? —
4593 Obrano cię wodzem, a zatem do ciebie należy rozpocząć układy. —
4611 Boś, Mości Książę, już na śmierć zasłużył. —
4613 odwraca się do tłumu
4615 Kto wspomni o poddaniu się, ten śmiercią karanym będzie. —
4619 BARON, HRABIA, KSIĄŻĘ
4623 Kto wspomni o poddaniu się, ten śmiercią karanym będzie. —
4629 Śmiercią — śmiercią — vivat!
4639 Krużganek na szczycie wieży. — Mąż, — Jakub.
4650 W wieży północnej usiadł na progu starego więzienia i śpiewa proroctwa. —
4656 Najmocniej osadź basztę Eleonory — sam nie ruszaj się stamtąd i co kilka minut patrzaj lunetą na obóz buntowników. —
4662 Warto by, tak mi Panie Boże dopomóż, dla zachęty rozdać naszym po szklance wódki. —
4668 Jeśli potrzeba, każ otworzyć nawet piwnice naszych hrabiów i książąt. —
4671 Jakub wychodzi. — Mąż wchodzi kilkoma schodami wyżej, pod sam sztandar, na płaski taras. —
4674 Całym wzrokiem oczu moich, całą nienawiścią serca obejmuję was, wrogi. — Teraz już nie marnym głosem, nie mdłym natchnieniem będę walczył z wami, ale żelazem i ludźmi, którzy mnie się poddali. —
4676 Jakże tu dobrze być panem, być władzcą — choćby z łoża śmierci spoglądać na cudze wole, skupione naokoło siebie, i na was, przeciwników moich, zanurzonych w przepaści, krzyczących z jej głębi ku mnie, jak potępieni wołają ku niebu. —
4678 Dni kilka jeszcze, a może mnie i tych wszystkich nędzarzy, co zapomnieli o wielkich ojcach swoich, nie będzie — ale bądź co bądź — dni kilka jeszcze pozostało — użyję ich rozkoszy mej kwoli — panować będę — walczyć będę — żyć będę. — To moja pieśń ostatnia! —
4680 Nad skałami zachodzi słońce w długiej, czarnej trumnie z wyziewów. — Krew promienista zewsząd leje się na dolinę. — Znaki wieszcze zgonu mojego, pozdrawiam was szczerszym, otwartszym sercem, niż kiedykolwiek wprzódy witałem obietnice wesela, ułudy, miłości. —
4682 Bo nie podłą pracą, nie podstępem, nie przemysłem doszedłem końca życzeń moich — ale nagle, znienacka, tak, jakom marzył zawżdy.
4684 I teraz tu stoję na pograniczach snu wiecznego wodzem tych wszystkich, co mi wczoraj jeszcze równymi byli. —
4691 Komnata w zamku, oświecona pochodniami — Orcio siedzi na łożu — Mąż wchodzi i składa broń na stole.
4696 Sto ludzi zostawić na szańcach — reszta niech odpocznie po tak długiej bitwie. —
4702 Tak mi Panie Boże dopomóż! —
4708 Zapewne słyszałeś wystrzały, odgłosy naszej wycieczki — ale bądź dobrej myśli, dziecię moje, nie przepadniemy jeszcze ni dzisiaj, ni jutro. —
4714 Słyszałem, ale to nie tknęło mi serca — huk przeleciał i nie ma go więcej — co innego w dreszcz mnie wprawia, Ojcze.
4720 Lękałeś się o mnie. —
4726 Nie — bo wiem, że twoja godzina nie nadeszła jeszcze.
4732 Sami jesteśmy — ciężar spadł mi z duszy na dzisiaj, — bo tam w dolinie leżą ciała pobitych wrogów. — Opowiedz mi wszystkie myśli twoje — będę ich słuchał, jak dawniej w domu naszym. —
4738 Za mną, za mną, Ojcze — tam straszny sąd co noc się powtarza. —
4740 idzie ku drzwiom skrytym w murze i otwiera je
4746 Gdzie idziesz? — Kto ci pokazał to przejście? — Tam lochy wiecznie ciemne, tam gniją dawnych ofiar kości. —
4752 Gdzie oko twoje, zwyczajne słońcu, nie dowidzi — tam duch mój stąpać umie. — Ciemności, idźcie do ciemności! —
4761 Lochy podziemne — kraty żelazne, kajdany, narzędzia do tortur, połamane, leżące na ziemi. — Mąż z pochodnią u stóp głazu, na którym Orcio stoi.
4766 Zejdź, błagam cię, zejdź do mnie. —
4772 Czy nie słyszysz ich głosów, czy nie widzisz ich kształtów?
4778 Milczenie grobów — a światło pochodni na kilka stóp tylko rozświeca przed nami.
4784 Coraz już bliżej — coraz już widniej — idą spod ciasnych sklepień jeden po drugim i tam zasiadają w głębi.
4790 W szaleństwie twoim potępienie moje — szalejesz, dziecię — i siły moje niszczysz, kiedy mi ich tyle potrzeba. —
4796 Widzę duchem blade ich postacie, poważne, kupiące się na sąd straszny. — Oskarżony już nadchodzi i jako mgła płynie. —
4802 Siłą nam daną — za męki nasze, my, niegdyś przykuci, smagani, dręczeni, żelazem rwani, trucizną pojeni, przywaleni cegłami i żwirem, dręczmy i sądźmy, sądźmy i potępiajmy — a kary Szatan się podejmie. —
4814 Oskarżony — oskarżony — ot, załamał dłonie. —
4832 Na tobie się kończy ród przeklęty — w tobie ostatnim zebrał wszystkie siły swoje i wszystkie namiętności swe, i całą dumę swoją, by skonać. —
4838 Za to, żeś nic nie kochał, nic nie czcił prócz siebie, prócz siebie i myśli twych, potępion jesteś — potępion na wieki. —
4844 Nic dojrzeć nie mogę, a słyszę spod ziemi, nad ziemią, po bokach westchnienia i żale, wyroki i groźby. —
4850 On teraz podniósł głowę, jako ty, Ojcze, kiedy się gniewasz — i odparł dumnym słowem, jako ty, Ojcze, kiedy pogardzasz. —
4856 Daremno — daremno — ratunku nie ma dla niego ni na ziemi, ni w niebie.
4862 Dni kilka jeszcze chwały ziemskiej, znikomej, której mnie i braci moich pozbawili naddziady twoje — a potem zaginiesz ty i bracia twoi — i pogrzeb wasz jest bez dzwonów żałoby — bez łkania przyjaciół i krewnych — jako nasz był kiedyś na tej samej skale boleści. —
4868 Znam ja was, podłe duchy, marne ogniki, latające wśród ogromów anielskich. —
4870 idzie kilka kroków naprzód
4876 Ojcze, nie zapuszczaj się w głąb — na Chrystusa imię święte zaklinam cię, Ojcze. —
4884 Powiedz, powiedz, kogo widzisz? —
4902 To drugi ty jesteś — cały blady — spętany teraz męczą ciebie — słyszę jęki twoje —
4906 Przebacz mi, Ojcze — Matka pośród nocy przyszła i kazała...
4916 Tego nie dostawało. — Ha! dziecię własne przywiodło mnie do progu piekła! — Mario! — nieubłagany duchu — Boże! i Ty, druga Maryjo, do której modliłem się tyle! —
4918 Tam poczyna się nieskończoność mąk i ciemności. — Nazad! — muszę jeszcze walczyć z ludźmi — potem wieczna walka. —
4928 Za to, żeś nic nie kochał, nic nie czcił prócz siebie, prócz siebie i myśli twych, potępion jesteś — potępion na wieki. —
4935 Sala w zamku Świętej Trójcy. — Mąż, kobiety, dzieci, kilku starców i hrabiów klęczących u stóp jego — Ojciec Chrzestny stoi w środku sali — tłum w głębi — zbroje zawieszone, gotyckie filary, ozdoby, okna. —
4940 Nie — przez syna mego — przez żonę nieboszczkę moją, nie — jeszcze raz mówię — nie. —
4946 Zlituj się — głód pali wnętrzności nasze i dzieci naszych — dniem i nocą strach nas pożera. —
4952 Jeszcze pora — słuchaj posła — nie odsyłaj posła. —
4958 Całe życie moje obywatelskim było i nie zważam na twoje wyrzuty, Henryku. — Jeślim się podjął urzędu poselskiego, który w tej chwili sprawuję, to że znam wiek mój i cenić umiem całą wartość jego. — Pankracy jest reprezentantem obywatelem, że tak rzekę...
4964 Precz z oczu moich, stary. —
4966 na stronie do Jakuba
4968 Przyprowadź tu oddział naszych. —
4972 Jakub wychodzi — kobiety powstają i płaczą. — mężczyźni się oddalają o kilka kroków.
4977 Zgubiłeś nas, Hrabio. —
4983 Wypowiadamy ci posłuszeństwo. —
4989 Sami ułożymy z tym zacnym obywatelem warunki poddania zamku. —
4995 Wielki mąż, który mnie przysłał, obiecuje wam życie, bylebyście przyłączyli się do niego i uznali dążenie wieku. —
5001 Uznajemy — uznajemy. —
5007 Kiedyście mnie wezwali, przysiągłem zginąć na tych murach — dotrzymam i wy wszyscy zginiecie wraz ze mną. —
5009 Ha! chce się wam żyć jeszcze! —
5011 Ha! zapytajcie ojców waszych, po co gnębili i panowali! —
5015 A ty czemu uciskałeś poddanych? —
5019 A ty czemu przepędziłeś wiek młody na kartach i podróżach daleko od Ojczyzny? —
5023 Ty się podliłeś wyższym, gardziłeś niższymi. —
5027 Dlaczegóżeś dzieci nie wychowała sobie na obrońców — na rycerzy? — Teraz by ci się zdały na coś. — Aleś kochała Żydów, adwokatów — proś ich o życie teraz. —
5029 staje i wyciąga ramiona
5031 Czego się tak śpieszycie do hańby — co was tak nęci, by upodlić wasze ostatnie chwile? — Naprzód raczej ze mną, naprzód, Mości Panowie, tam gdzie kule i bagnety — nie tam gdzie szubienica i kat milczący, z powrozem w dłoni na szyje wasze. —
5037 Dobrze mówi — na bagnety! —
5043 Kawałka chleba już nie ma. —
5049 Dzieci nasze, dzieci wasze! —
5055 Poddać się trzeba — układy — układy! —
5061 Obiecuję wam całość, że tak rzekę, nietykalność osób i ciał waszych. —
5067 przybliża się do Ojca Chrzestnego i chwyta go za piersi
5069 Święta osobo posła, idź skryć siwą głowę pod namioty przechrztów i szewców, bym ją krwią twoją własną nie zmazał. —
5072 Wchodzi oddział zbrojnych z Jakubem.
5075 Na cel mi wziąć to czoło zorane zmarszczkami marnej nauki — na cel tę czapkę wolności, drżącą od tchnienia słów moich na tej głowie bez mózgu. —
5079 Ojciec Chrzestny się wymyka.
5086 Związać go — wydać Pankracemu! —
5092 Chwila jeszcze, Mości Panowie! — Chodzi od jednego żołnierza do drugiego. Z tobą, zda mi się, wdzierałem się na góry za dzikim zwierzem — pamiętasz, wyrwałem cię z przepaści. —
5096 Z wami rozbiłem się na skałach Dunaju — Hieronimie, Krzysztofie, byliście ze mną na Czarnym Morzu. —
5100 Wam odbudowałem chaty zgorzałe. —
5104 Wyście uciekli do mnie od złego pana. — A teraz mówcie — pójdziecie za mną czy zostawicie mnie samego, ze śmiechem na ustach, żem wpośród tylu ludzi jednego człowieka nie znalazł? —
5110 Niech żyje hr. Henryk — niech żyje! —
5116 Rozdać im, co zostało wędliny i wódki — a potem na mury! —
5122 Wódki — mięsa — a potem na mury! —
5128 Idź z nimi, a za godzinę bądź gotów do walki. —
5134 Tak mi Panie Boże dopomóż! —
5140 Przeklinamy cię za niewiniątka nasze! —
5158 A ja was za podłość waszą. —
5167 Okopy Świętej Trójcy. — Trupy naokoło — działa potrzaskane — broń leżąca na ziemi. — Tu i ówdzie biegną żołnierze — Mąż oparty o szaniec, Jakub przy nim.
5172 szablę chowając do pochwy
5174 Nie ma rozkoszy, jak grać w niebezpieczeństwo i wygrywać zawżdy, a kiedy nadejdzie przegrać — to raz jeden tylko. —
5180 Ostatnimi naszymi nabojami skropieni odstąpili, ale tam w dole się gromadzą i niedługo wrócą do szturmu — darmo, nikt losu przeznaczonego nie uszedł, od kiedy świat światem. —
5186 Nie ma już więcej kartaczy? —
5192 Ani kul, ani lotek, ani śrutu — wszystko się przebiera nareszcie. —
5198 A więc syna mi przyprowadź, bym go raz jeszcze uściskał. —
5204 Dym bitwy zamglił oczy moje — zda mi się, jakby dolina wzdymała się i opadała nazad — skały w sto kątów łamią się i krzyżują — dziwnym szykiem także ciągną myśli moje. —
5208 Człowiekiem być nie warto — Aniołem nie warto. — Pierwszy z Archaniołów po kilku wiekach, tak jak my po kilku latach bytu, uczuł nudę w sercu swoim i zapragnął potężniejszych sił. — Trza być Bogiem lub nicością. —
5211 Jakub przychodzi z Orciem.
5214 Weź kilku naszych, obejdź sale zamkowe i pędź do murów wszystkich, co spotkasz. —
5220 Bankierów i hrabiów, i książąt. —
5228 Chodź, synu — połóż tu rękę swoją na dłoni mojej — czołem ust moich się dotknij — czoło matki twojej niegdyś było takiej samej bieli i miękkości. —
5234 Słyszałem głos jej dzisiaj, nim zerwali się męże twoi do broni — słowa jej płynęły tak lekko jak wonie, i mówiła: „Dziś wieczorem zasiądziesz przy mnie”. —
5240 Czy wspomniała choćby imię moje? —
5246 Mówiła: „Dziś wieczorem czekam na syna mego”. —
5254 U końca drogi czyż opadnie mnie siła? — Nie daj tego, Boże! — Za jedną chwilę odwagi masz mnie więźniem twoim przez wieczność całą. —
5258 O synu, przebacz, żem ci dał życie — rozstajemy się — czy wiesz, na jak długo? —
5264 Weź mnie i nie puszczaj — nie puszczaj — ja cię pociągnę za sobą. —
5270 Różne drogi nasze — ty zapomnisz o mnie wśród chórów anielskich, ty kropli rosy nie rzucisz mi z góry. — O Jerzy — Jerzy! — O synu mój! —
5276 Co za krzyki! — Drżę cały — coraz groźniej — coraz bliżej — huk dział i strzelb się rozlega — godzina ostatnia, przepowiedziana, ciągnie ku nam. —
5282 Śpieszaj, śpieszaj, Jakubie! —
5286 Orszak hrabiów i książąt przechodzi przez dolny dziedziniec — Jakub z żołnierzami idzie za nim.
5291 Daliście odłamki broni i bić się każecie. —
5297 Henryku, ulituj się! —
5303 Nie gnaj nas słabych, zgłodniałych ku murom! —
5309 Gdzie nas pędzą — gdzie?
5321 Tym uściskiem chciałbym się z tobą połączyć na wieki — ale trza mi w inszą stronę. —
5325 Orcio pada, trafiony kulą.
5330 Do mnie, do mnie duchu czysty — do mnie, synu mój! —
5336 Hej! do mnie, ludzie moi! —
5338 dobywa szabli i przykłada do ust leżącego
5340 Klinga szklanna jak wprzódy — oddech i życie uleciały razem. —
5341 Hej! tu — naprzód — już się wdarli na długość szabli mojej — nazad, w przepaść, syny wolności! —
5345 Zamieszanie i bitwa.
5351 Insza strona okopów — słychać odgłosy walki — Jakub rozciągnięty na murze — Mąż nadbiega, krwią oblany.
5356 Cóż ci jest, mój wierny, mój stary? —
5362 Niech ci czart odpłaci w piekle upór twój i męki moje. — Tak mi Panie Boże dopomóż! —
5372 Niepotrzebnyś mi dłużej — wyginęli moi, a tamci klęcząc wyciągają ramiona ku zwycięzcom i bełkocą o miłosierdzie! —
5376 Nie nadchodzą jeszcze w tę stronę — jeszcze czas — odpocznijmy chwilę. — Ha! już się wdarli na wieżę północną — ludzie nowi się wdarli na wieżę północną — i patrzą, czy gdzie nie odkryją hrabiego Henryka. — Jestem tu — jestem — ale wy mnie sądzić nie będziecie. — Ja się już wybrałem w drogę — ja stąpam ku sądowi Boga. —
5378 staje na odłamku baszty, wiszącym nad samą przepaścią
5380 Widzę ją całą czarną, obszarami ciemności płynącą do mnie, wieczność moją bez brzegów, bez wysep, bez końca, a pośrodku jej Bóg, jak słońce, co się wiecznie pali — wiecznie jaśnieje — a nic nie oświeca. —
5382 krokiem dalej się posuwa
5384 Biegną, zobaczyli mnie — Jezus, Maryja! — Poezjo, I bądź mi przeklęta, jako ja sam będę na wieki! — Ramiona, idźcie i przerzynajcie te wały!
5393 Dziedziniec zamkowy. — Pankracy — Leonard — Bianchetti na czele tłumów — przed nimi przechodzą Hrabiowie, Książęta, z żonami i dziećmi, w łańcuchach. —
5404 Krzysztof na Volsagunie. —
5410 Ostatni raz go wymówiłeś — a twoje?
5416 Władysław, pan Czarnolasu. —
5422 Ostatni raz go wymówiłeś — a twoje?
5428 Aleksander z Godalberg. —
5434 Wymazane spośród żyjących — idź! —
5442 Dwa miesiące nas trzymali, a nędzny rząd armat i lada jakie parapety. —
5448 Czy dużo ich tam jeszcze? —
5454 Oddaję ci wszystkich — niech ich krew płynie dla przykładu świata — a kto z was mi powie, gdzie Henryk, temu daruję życie. —
5460 Zniknął przy samym końcu. —
5466 Staję teraz jako pośrednik między tobą a niewolnikami twoimi — tymi przezacnego rodu obywatelami, którzy, wielki człowiecze, klucze zamku Św. Trójcy złożyli w ręce twoje.
5472 Pośredników nie znam tam, gdzie zwyciężyłem siłą własną. — Sam dopilnujesz ich śmierci. —
5478 Całe życie moje obywatelskim było, czego są dowody niemałe, a jeślim się połączył z wami, to nie na to, bym własnych braci szlachtę...
5484 Wziąść starego doktrynera — precz; w jedną drogę z nimi! —
5487 Żołnierze otaczają Ojca Chrzestnego i niewolników.
5490 Gdzie Henryk? — czy kto z was nie widział go żywym lub umarłym? — Wór pełny złota za Henryka — choćby za trupa jego! —
5493 Oddział zbrojnych schodzi z murów.
5496 A wy nie widzieliście Henryka? —
5503 Obywatelu wodzu, udałem się za rozkazem generała Bianchetti ku stronie zachodniej szańców, zaraz na początku wejścia naszego do fortecy, i na trzecim zakręcie bastionu ujrzałem człowieka rannego i stojącego bez broni przy ciele drugiego. — Kazałem podwoić kroku, by schwytać — ale nim zdążyliśmy, ów człowiek zeszedł trochę niżej, stanął na głazie chwiejącym się i patrzał chwilę obłąkanym wzrokiem — potem wyciągnął ręce jak pływacz, który ma dać nurka, i pchnął się z całej siły naprzód — słyszeliśmy wszyscy odgłos ciała spadającego po urwiskach — a oto szabla, znaleziona kilka kroków dalej. —
5511 Ślady krwi na rękojeści — poniżej herb jego domu. —
5513 To pałasz hrabiego Henryka — on jeden spośród was dotrzymał słowa. — Za to chwała jemu, giliotyna wam. —
5515 Generale Bianchetti, zatrudnij się zburzeniem warowni i dopełnieniem wyroku. —
5519 wstępuje na basztę z Leonardem
5525 Po tylu nocach bezsennych powinien byś odpocząć, mistrzu — znać strudzenie na rysach twoich. —
5531 Nie czas mi jeszcze zasnąć, dziecię, bo dopiero połowa pracy dojdzie końca swojego z ich ostatnim westchnieniem. — Patrz na te obszary — na te ogromy, które stoją w poprzek między mną a myślą moją — trza zaludnić te puszcze — przedrążyć te skały — połączyć te jeziora — wydzielić grunt każdemu, by we dwójnasób tyle życia się urodziło na tych równinach, ile śmierci teraz na nich leży. — Inaczej dzieło zniszczenia odkupionym nie jest. —
5537 Bóg Wolności sił nam podda. —
5543 Co mówisz o Bogu — ślisko tu od krwi ludzkiej. — Czyjaż to krew? — Za nami dziedzińce zamkowe — sami jesteśmy, a zda mi się, jakoby tu był ktoś trzeci. —
5549 Chyba to ciało przebite. —
5555 Ciało jego powiernika — ciało martwe — ale tu duch czyjś panuje — a ta czapka — ten sam herb na niej — dalej, patrz, kamień wystający nad przepaścią — na tym miejscu serce jego pękło. —
5561 Bledniesz, mistrzu. —
5567 Czy widzisz tam wysoko — wysoko? —
5573 Nad ostrym szczytem widzę chmurę pochyłą, na której dogasają promienie słońca. —
5579 Znak straszny pali się na niej. —
5585 Chyba cię myli wzrok. —
5591 Milion ludu słuchało mnie przed chwilą — gdzie jest lud mój? —
5597 Słyszysz ich okrzyki — wołają ciebie — czekają na ciebie. —
5603 Plotły kobiety i dzieci, że się tak zjawić ma, lecz dopiero w ostatni dzień. —
5615 Jak słup śnieżnej jasności, stoi ponad przepaściami — oburącz wspart na krzyżu, jak na szabli mściciel. — Ze splecionych piorunów korona cierniowa.
5621 Co się z tobą dzieje? co tobie jest? —
5627 Od błyskawicy tego wzroku chyba mrze, kto żyw. —
5633 Coraz to bardziej rumieniec zbiega ci z twarzy — chodźmy stąd — chodźmy — czy słyszysz mnie? —
5639 Połóż mi dłonie na oczach — zadław mi pięściami źrenice — oddziel mnie od tego spojrzenia, co mnie rozkłada w proch. —
5651 Nędzne ręce twe — jak u ducha bez kości i mięsa — przejrzyste jak woda — przejrzyste jak szkło — przejrzyste jak powietrze. — Widzę wciąż! —
5657 Oprzyj się na mnie. —
5663 Daj mi choć odrobinę ciemności! —
5675 Ciemności — ciemności! —
5681 Hej! obywatele — hej! bracia — demokraty, na pomoc! — Hej! ratunku — pomocy — ratunku! —
5689 stacza się w objęcia Leonarda i kona