Added XML with genre families specification and script converting it to HTML.
[wolnelektury.git] / books / 01 / konopnicka_nasza_szkapa.xml
1 <?xml version='1.0' encoding='utf-8'?>
2 <utwor>
3   <opowiadanie>
4
5 <rdf:RDF xmlns:rdf="http://www.w3.org/1999/02/22-rdf-syntax-ns#" xmlns:dc="http://purl.org/dc/elements/1.1/">
6 <rdf:Description rdf:about="http://wiki.wolnepodreczniki.pl/Lektury:Konopnicka/Nasza_szkapa">
7 <dc:creator xml:lang="pl">Konopnicka, Maria</dc:creator>
8 <dc:title xml:lang="pl">Nasza szkapa</dc:title>
9 <dc:contributor.editor xml:lang="pl">Sekuła, Aleksandra</dc:contributor.editor>
10 <dc:contributor.technical_editor xml:lang="pl">Sutkowska, Olga</dc:contributor.technical_editor>
11 <dc:contributor.technical_editor xml:lang="pl">Jurewicz, Kamil</dc:contributor.technical_editor>
12 <dc:publisher xml:lang="pl">Fundacja Nowoczesna Polska</dc:publisher>
13 <dc:subject.period xml:lang="pl">Pozytywizm</dc:subject.period>
14 <dc:subject.type xml:lang="pl">Epika</dc:subject.type>
15 <dc:subject.genre xml:lang="pl">Nowela</dc:subject.genre>
16 <dc:description xml:lang="pl">Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Narodową z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów BN.</dc:description>
17 <dc:identifier.url xml:lang="pl">http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/nasza-szkapa</dc:identifier.url>
18 <dc:source.URL xml:lang="pl">http://www.polona.pl/Content/6012</dc:source.URL>
19 <dc:source xml:lang="pl">Maria Konopnicka, Nasza szkapa, Gebethner i Wolf, wyd. 3, Warszawa, 1913</dc:source>
20 <dc:rights xml:lang="pl">Domena publiczna - Maria Konopnicka zm. 1910</dc:rights>
21 <dc:date.pd xml:lang="pl">1910</dc:date.pd>
22 <dc:format xml:lang="pl">xml</dc:format>
23 <dc:type xml:lang="pl">text</dc:type>
24 <dc:type xml:lang="en">text</dc:type>
25 <dc:date xml:lang="pl">2008-06-10</dc:date>
26 <dc:audience xml:lang="pl">SP2</dc:audience>
27 <dc:language xml:lang="pl">pol</dc:language>
28 </rdf:Description>
29 </rdf:RDF>
30
31 <extra><!--<elementy_poczatkowe>--></extra>
32
33 <autor_utworu>Maria Konopnicka</autor_utworu>
34
35 <nazwa_utworu>Nasza szkapa</nazwa_utworu>
36
37 <extra><!--<elementy_poczatkowe>--></extra>
38
39 <extra><!--<tekst_glowny>--></extra>
40
41
42
43 <akap><begin id="b1210257489505"/><motyw id="m1210257489505">Czas, Jedzenie</motyw>Zaczęło się to od starego łóżka, cośmy na nim we trzech sypiali.</akap>
44
45
46 <akap><begin id="b1210244723560"/><motyw id="m1210244723560">Ojciec, Rodzina</motyw><begin id="b1213174834953"/><motyw id="m1213174834953">Koń, Praca</motyw>Tego dnia ojciec zły czegoś z rzeki wrócił i, siadłszy na ławie, ręką głowę potarł. Pytała się matka raz i drugi, co mu, ale dopiero za trzecim razem odpowiedział, że się ta robota koło żwiru skończyła i że szkapa tylko piasek wozić będzie. Zaraz mnie Felek szturchnął w bok, a matka jęknęła z cicha.<end id="e1213174834953"/></akap>
47
48
49 <akap>Miał ojciec nad wieczorem po doktora iść, ale mu jakoś niesporo<pe><slowo_obce>niesporo</slowo_obce> --- daw. z trudnością.</pe> było. <begin id="b1208561799859"/><motyw id="m1208561799859">Bieda, Dziecko</motyw>Chodził, medytował, po kątach pozierał, aż stanął przed matką i rzekł:</akap>
50
51 <akap_dialog>--- Co chłopakom po łóżku, Anulka? Sypiam ja na ziemi, toż i oni mogą.<end id="e1210244723560"/></akap_dialog>
52
53
54 <akap>Spojrzeliśmy po sobie. Dwie złote iskry zabłysły w siwych oczach Felka. Prawda! Co nam po łóżku? Piotrusia tylko pilnować trzeba, żeby z niego nie spadł.</akap>
55
56 <akap>--- Dalej! jazda! --- krzyknął Felek, i, zanim odpowiedzieć zdążyła, jużeśmy we trzech siennik na ziemię ściągnęli, a Felek kozły wywracać na nim zaczął.</akap>
57
58
59 <akap><begin id="b1208561652890"/><motyw id="m1208561652890">Handel, Żyd</motyw>Po ściągnięciu wszakże siennika okazało się, że desek w łóżku brakuje dwóch, a bok jeden ze wszystkim odłazi. Nie chciał tedy <wyroznienie>handel</wyroznienie>, którego mi ojciec zawołać kazał, o łóżku ani gadać, pieniądze, naliczone miedziakami, zgarnął w mieszek, związał i za chałat na piersi zasunął. Opuścił mu ojciec dziesiątkę, potem dwie, potem złotówkę całą, ale się Żydzisko uparło. Z sieni dopiero brodę do izby wsadził, postępując pół rubla bez siedmiu groszy, jeśli mu ojciec i poduszkę sprzeda.</akap>
60
61
62 <akap>Zawahał się ojciec, spojrzał na nas, spojrzał na matkę; wszystkiego razem miało być jedenaście złotych.</akap>
63
64 <akap_dialog>--- Cóż, chłopaki? --- zapytał wreszcie --- obejdziecie się bez poduszki tymczasem, póki matka chora?</akap_dialog>
65
66 <akap_dialog>--- Ojej! --- wrzasnął Felek przyduszonym głosem, gdyż właśnie na głowie stał, a nie zmieniając pozycji, poduszkę na izbę cisnął. Chwycił ją Piotruś i na Felka rzucił. Felek znów na mnie, aż nam ją <wyroznienie>handel</wyroznienie> z rąk wyrwał, żebyśmy nie poszarpali.</akap_dialog>
67
68 <akap_dialog>--- Ale bez poszewki! --- odezwała się słabym głosem matka.</akap_dialog>
69
70
71 <akap>Natychmiast wyrwaliśmy <wyroznienie>handlowi</wyroznienie> poduszkę, którą już pod pachą trzymał, i zaczęliśmy z niej poszewkę ściągać.</akap>
72
73
74 <akap>Po ściągnięciu wszakże poszewki okazało się, że poduszka w jednym rogu rozpruta, i że się z niej pierze sypie. Znów tedy <wyroznienie>handel</wyroznienie> jedenastu złotych dać nie chciał, tylko dziesięć bez piętnastu groszy.</akap>
75
76
77 <akap>Targ w targ, zgodził się z ojcem na całe dwa ruble, żeby mu jeszcze kołdrę naszą dodać.</akap>
78
79
80 <akap><begin id="b1208561704484"/><motyw id="m1208561704484">Choroba, Matka</motyw>Ojciec spojrzał na matkę. Była tak osłabiona i blada, że wyglądała, jak martwa, leżąc na wznak, z głęboko zapadłymi oczami.</akap>
81
82 <akap_dialog>--- Anulka?... --- szepnął ojciec pytająco.</akap_dialog>
83
84
85 <akap>Ale matkę chwycił kaszel, więc odpowiedzieć nie mogła.<end id="e1208561704484"/></akap>
86
87 <akap_dialog>--- My tam kołdry, proszę ojca, nie chcemy! --- krzyknął Felek. --- My się tylko o tę kołdrę co noc bić musimy. Niech Wicek powie!...</akap_dialog>
88
89 <akap_dialog>--- Prawda, proszę ojca! --- potwierdziłem gorliwie. --- Co noc się bić musimy, bo spada...</akap_dialog>
90
91
92 <akap><wyroznienie>Handel</wyroznienie> już kołdrę zwinął i pod pachę wsadził.<end id="e1208561652890"/> Wybiegliśmy za nim z tryumfem na podwórko.</akap>
93
94 <akap_dialog>--- Wiecie? --- krzyknął Felek chłopakom, co tam w klipę<pe><slowo_obce>klipa</slowo_obce> --- dawna gra chłopięca polegająca na odbijaniu kijkiem odpowiednio wystruganego kawałka drewna.</pe> grali --- <wyroznienie>handel</wyroznienie> kupił nasze łóżko, kołdrę i poduszkę! Będziemy teraz na ziemi na sienniku spali!...</akap_dialog>
95
96 <akap_dialog>--- Wielka parada! --- odkrzyknął blady Józiek od krawca z lewej oficyny. --- Ja już dwa lata u majstra na ziemi sypiam bez siennika nawet.<end id="e1208561799859"/></akap_dialog>
97
98
99 <akap>Zaimponował nam. Sypianie takie nie było więc już, widać, wynalazkiem naszym.</akap>
100
101
102 <akap><begin id="b1213175432843"/><motyw id="m1213175432843">Bieda, Sen, Zabawa</motyw>Tego dnia był u nas doktór, a ja biegałem aż dwa razy do apteki, bo matce znów było gorzej; ale kiedy przyszedł wieczór, tośmy ledwie ziemniaków dojeść mogli, tak nam pilno było na siennik, któryśmy sobie ułożyli w kąciku za piecem. <begin id="b1210236324092"/><motyw id="m1210236324092">Modlitwa</motyw>Felek to nawet z chlebem w ręku do pacierza klęknął i, oglądając się raz wraz na siennik, w trzy migi <tytul_dziela>Ojcze nasz</tytul_dziela> i <tytul_dziela>Zdrowaś</tytul_dziela> przeszeptał, takżem ja ofiarowania nie zaczął, a on już się w piersi bił, aż dudniało w izbie<end id="e1210236324092"/>, i, tylko katankę zrzuciwszy, zaraz się od pieca położył. Co prawda, to i ja miałem myśl, żeby się od pieca położyć; ale mi się z Felkiem zaczynać nie chciało, więc palnąłem go w ucho i położyłem się od ściany, a Piotrusia tośmy między siebie wzięli. Zrazu zdawało mi się, że mi głowa gdzieś z karku ucieka, bom do poduszki nawykł, ale potem podłożyłem sobie łokieć i dobrze.</akap>
103
104 <akap_dialog>--- Czymże ja was, robaki, odzieję? --- rzekł ojciec, patrząc, jakeśmy się jeden do drugiego tulili.</akap_dialog>
105
106
107 <akap>Obejrzał się po izbie, zdjął z kołka swój granatowy płaszcz i rzucił go na nas.</akap>
108
109
110 <akap>Wrzasnęliśmy z uciechy i natychmiast powsadzaliśmy ręce w rękawy. Piotruś tylko piszczał, nie mogąc do nich trafić, aleśmy go z głową peleryną nakryli, więc ucichł. Ojciec, nim się położył, raz jeszcze podszedł do nas.</akap>
111
112 <akap_dialog>--- No i cóż? ciepło wam, bąki? --- zapytał.</akap_dialog>
113
114 <akap_dialog>--- Mnie tam ciepło --- odpowiedziałem z głębi płaszcza.</akap_dialog>
115
116 <akap_dialog>--- A mnie jak! --- krzyknął Felek. --- O, proszę ojca, jak mi to gorąco.</akap_dialog>
117
118
119 <akap>I wystawił swoje długie, chude nogi, żeby okazać, jako o przykrycie nie dba.</akap>
120
121
122 <akap>Istotnie, przyjemne ciepło szło na nas z pieca, bo ojciec koksu przed wieczorem przyniósł, ogień rozpalił i matce herbatę gotował. Usnęliśmy też zaraz.<end id="e1213175432843"/> Ale nad ranem zrobiło się nagle bardzo chłodno. Pociągnąłem tedy płaszcz w swoją stronę. Felek zrazu skurczył się przez sen, ale potem i on płaszcz ciągnąć zaczął; a gdym nie puszczał, bo juścić od pieca cieplej jemu, niżeli mnie, było, sam się głębiej pod niego wsunąć usiłował.</akap>
123
124 <akap><begin id="b1209318776468"/><motyw id="m1209318776468">Opieka</motyw>Przy tym wsuwaniu się musiał jakoś nacisnąć Piotrusia, bo malec nagle piszczeć zaczął, a potem na dobre się rozbeczał.</akap>
125
126
127 <akap><begin id="b1213175483687"/><motyw id="m1213175483687">Matka</motyw>Matka stęknęła z cicha raz i drugi.</akap>
128
129 <akap_dialog>--- Filipie! Filipie! --- rzekła słabym głosem --- a zajrzyj no do chłopców, bo Piotruś czegoś płacze...</akap_dialog>
130
131
132 <akap>Ale ojciec spał.</akap>
133
134 <akap_dialog>--- Chłopcy! --- odezwała się znowu matka --- a czego tam Piotruś płacze?</akap_dialog>
135
136 <akap_dialog>--- To Felek, proszę mamy! --- odrzekłem.</akap_dialog>
137
138 <akap_dialog>--- Nieprawda, proszę mamy, to Wicek! --- zaprzeczył natychmiast zaspanym głosem.</akap_dialog>
139
140
141 <akap>Matka ciszej jeszcze stęknęła, a gdy nie przestawał płakać, zwlokła się z łóżka, wzięła Piotrusia na ręce i zaniosła go na swoją pościel.<end id="e1213175483687"/><end id="e1209318776468"/> Zaraz też nam się placu więcej zrobiło, więc mi Felek dał sójkę w bok, ja mu też, i, odwróciwszy się od siebie, spaliśmy wybornie do samego rana.</akap>
142
143 <akap><begin id="b1208562107312"/><motyw id="m1208562107312">Bieda</motyw><begin id="b1213175571281"/><motyw id="m1213175571281">Handel, Żyd</motyw>W parę dni potem znowu przyszedł <wyroznienie>handel</wyroznienie>. Nikt go nie wołał, ale przyszedł tak, z grzeczności, jak mówił, dowiedzieć się, czy matka zdrowsza. Zaraz też zaczął chodzić po izbie, oglądać szafę, stołki. Ale ojciec pochmurny był czegoś i gadać wiele z nim nie chciał.</akap>
144
145
146 <akap>Nazajutrz <wyroznienie>handel</wyroznienie> znowu przyszedł. <begin id="b1213175611046"/><motyw id="m1213175611046">Jedzenie</motyw>Tego dnia mieliśmy na obiad ziemniaki z solą tylko, bo okrasy brakło; chleb też się jakoś skończył, a Piotruś do ochrony bez śniadania poszedł.<end id="e1213175611046"/><end id="e1208562107312"/> Mnie ojciec kazał worek na węgle szykować. Szturchnął mnie Felek w bok, że to niby ciepło będziemy mieli, bo wiatr strasznie po izbie świstał, i zaraześmy się rozśmiali. Stałem już chwilę, ale ojciec zapomniał widać o węglach, bo, siedząc na matczynym łóżku, zadumał się i wąsy skubał. Chrząknąłem raz, nie spojrzał nawet w moją stronę; chrząknąłem drugi raz, spojrzał, jakby mnie nie widział; a na to właśnie <wyroznienie>handel</wyroznienie> wszedł i szafę targować zaczął.<end id="e1213175571281"/></akap>
147
148
149 <akap><begin id="b1213175647171"/><motyw id="m1213175647171">Ojciec</motyw>Przestępując z nogi na nogę, czekałem jeszcze chwilę, ale mi okrutnie pilno było, bo woda koło pompy zamarzła, i Felek poleciał jeździć; zaryzykowałem tedy i chrząknąłem raz trzeci. Jak się też ojciec nie obróci, jak nie palnie pięścią w stół! Skoczyłem duchem do sieni, o małom przez próg nie padł, a <wyroznienie>handel</wyroznienie> też wyszedł, nie bawiąc, i na Żydka z przeciwka palcem kiwać zaczął. Ojciec mnie tymczasem zawołał, choć mu się jeszcze ręce trzęsły czegoś, szesnaście groszy odliczył i po węgle biec kazał.<end id="e1213175647171"/></akap>
150
151
152 <akap><begin id="b1213175744562"/><motyw id="m1213175744562">Handel, Żyd</motyw>Kiedym wrócił, <wyroznienie>handel</wyroznienie> i Żydek z przeciwka wynosili szafę. Ojciec ode drzwi zastąpił, żeby dużo mrozu nie naszło, matka odwróciła głowę do ściany i stękała z cicha.<end id="e1213175744562"/></akap>
153
154
155 <akap><begin id="b1213175800328"/><motyw id="m1213175800328">Zabawa</motyw>Usunięcie szafy z kąta, gdzie stała, jak tylko zapamiętać mogę, odkryło nam nowe widoki; przykucnęliśmy tedy wśród nagromadzonych tam śmieci i rozpoczęły sie poszukiwania. Felek znalazł guzik blaszany, który sobie zaraz na rękawie przyszył,<uwaga>cały ten fragment, od początku wersu, wpisałem, nie było go</uwaga> a ja wygrzebałem patykiem ze szpary dużą, zardzewiałą igłę, oraz bożą krówkę z podkurczonymi pod siebie nóżkami i wyszczerbionym skrzydełkiem. Natychmiast zaczęliśmy na nią dmuchać, ale była zdechła.</akap>
156
157
158 <akap>Za każdym z tych odkryć wykrzykiwaliśmy radośnie, a ojciec nie mógł nas napędzić do kaszy, którą nam zgotował na obiad i której tylko matka jeść nie chciała. Przetrząsnęliśmy nareszcie wszystko, a przekonawszy się, że już żadnych skarbów w kącie nie ma, wymietliśmy resztę śmieci do sionki.</akap>
159
160
161 <akap>Teraz dopiero spostrzegłem, że w miejscu, gdzie stała szafa, kawał ściany bielszy się wydawał, niżeli reszta izby; udzieliłem tej wiadomości Felkowi, a że i matka w kąt ten patrzyła smutnym wzrokiem, wstał tedy ojciec od kaszy, wyszukał w skrzynce dwa gwoździe i, w ów jaśniejszy kawał ściany wbiwszy, powiesił na nich matczyną suknię brązową od święta i tę drugą modrą codzienną, chustką je pięknie okrył i z boków obcisnął. Wyglądało to bardzo dobrze, a Felek z Piotrusiem zaraz się w <wyroznienie>chowanego</wyroznienie> bawić tam zaczęli.<end id="e1213175800328"/></akap>
162
163
164 <akap><begin id="b1213175864093"/><motyw id="m1213175864093">Choroba, Jedzenie, Matka</motyw>Matce w tych czasach pogorszyło się jakoś; doktór jej kazał dobry rosół i świeże mięso jeść, a choć płakała na taką stratę i, jak mogła, ojcu broniła, to jednak coś przez tydzień do rzeźnika co dzień latałem, kupując czasem i całe pół funta.<end id="e1213175864093"/></akap>
165
166
167 <akap><begin id="b1208562487109"/><motyw id="m1208562487109">Bieda, Dziecko, Zabawa</motyw><begin id="b1213175906953"/><motyw id="m1213175906953">Żyd</motyw>A <wyroznienie>handel</wyroznienie> to już tak do nas przywykł, że, czy go kto wołał, czy nie wołał, co dzień choć przez drzwi zajrzał. Już nawet Hultaj, pies stróża, nie szczekał na niego. Po szafie kupił od nas <wyroznienie>handel</wyroznienie> cztery na orzech bejcowane krzesła, cośmy na nich do obiadu siadali.<end id="e1213175906953"/> Przy tych krzesłach tośmy mieli uciechę, bo <wyroznienie>handel</wyroznienie> nie mógł więcej wziąć sam, jak dwa, a drugie dwa samiśmy nieśli aż na Ordynackie.</akap>
168
169
170 <akap>Na głowach my z nimi paradowali samym środkiem ulicy, a Felek tak wrzeszczał: ,,na bok! na bok!", że aż dorożki stawały. <begin id="b1213175971265"/><motyw id="m1213175971265">Pieniądz</motyw><wyroznienie>Handla</wyroznienie> zostawiliśmy za sobą het precz, choć Żydzisko pędziło za nami, krzycząc, żeśmy rozbójniki, szwarcjury i inne tam takie żydowskie wymysły. Dopieroż na Ordynackiem dalej bębnić w stołki. Pozlatywali się ludzie, myśleli, że to <wyroznienie>sztuki</wyroznienie>; aż przecie nas <wyroznienie>handel</wyroznienie> dopadł i, chwyciwszy się za brodę na owo zbiegowisko przy stołkach, trzygroszniak nam dał, żebyśmy sobie poszli.<end id="e1213175971265"/><end id="e1208562487109"/></akap>
171
172
173 <akap>Tak nam ta wyprawa zasmakowała, żeśmy się tylko pytali, co trzeba wynosić.</akap>
174
175
176 <akap>Szczególniej Felek coraz miał nowe pomysły. Jak tylko wrócił z ochrony, zaraz ręce na plecy zakładał, po izbie chodził i po kątach, jak taksator<pe><slowo_obce>taksator</slowo_obce> --- rzeczoznawca ustalający cenę (taksę) czegoś.</pe> patrzył.</akap>
177
178 <akap_dialog>--- A może by, proszę ojca, garnek żelazny? A może by balię, albo zegar?</akap_dialog>
179
180 <akap_dialog>--- Poszedł precz! --- fuknął na niego ojciec, który teraz prawie ciągle był czegoś zły i smutny.</akap_dialog>
181
182 <akap_dialog>--- Felek! Co ty gadasz? --- odezwała się słabym głosem matka. --- A toć byś ty niedługo duszę w ciele sprzedał?</akap_dialog>
183
184
185 <akap>Ja i Piotruś zaczęliśmy także silnie protestować.</akap>
186
187 <akap_dialog>--- Ale!... Garnek!... Jeszcze czego!... A w czym to będziemy gotowali kaszę, albo i ziemniaki?</akap_dialog>
188
189 <akap_dialog>--- Albo zegar!... --- dodał z oburzeniem Piotruś. <begin id="b1208562387656"/><motyw id="m1208562387656">Głód</motyw>--- A jakże będziesz bez zegaru wiedział, kiedy ci się jeść chce, albo spać?...</akap_dialog>
190
191 <akap_dialog>--- Ojej!... --- wołał Felek z miną skończonego libertyna --- żeby o co, jak o to!... A ty, czy zegar pokazuje, czy nie pokazuje, tylko byś ciągle jadł.<end id="e1210257489505"/></akap_dialog>
192
193 <akap_dialog><begin id="b1213269892125"/><motyw id="m1213269892125">Kłótnia</motyw>--- A ty sklepikarce po bułki latasz, żeby ci <wyroznienie>kadryla</wyroznienie><pe><slowo_obce>kadryl</slowo_obce> --- daw. gorszy gatunek salcesonu.</pe> dała.</akap_dialog>
194
195 <akap_dialog>--- Nie latam! --- odparł, zaczerwieniwszy się, Felek.</akap_dialog>
196
197 <akap_dialog>--- Latasz!</akap_dialog>
198
199 <akap_dialog>--- Nie latam!</akap_dialog>
200
201 <akap_dialog>--- Owszem, latasz! Sam widziałem, jakeś <wyroznienie>kadryla</wyroznienie> jadł...</akap_dialog>
202
203 <akap_dialog>--- Ja <wyroznienie>kadryla</wyroznienie>?... Jak Boga kocham, tak nie jadłem!...</akap_dialog>
204
205
206 <akap>Tu uderzył się pięścią w piersi, aż echo jękło.</akap>
207
208 <akap_dialog>--- No to chuchnij!...</akap_dialog>
209
210
211 <akap>Nastawił się Felek i chuchnął, aż para poszła. Z próby tej wyszedł z tryumfem. Nic nie zdradzało spożycia <wyroznienie>kadryla</wyroznienie>, a z głębi zapadłej brzuszyny dobyła się tylko czczość wielka.<end id="e1213269892125"/><end id="e1208562387656"/></akap>
212
213
214 <akap>Wszakże przegłosowany Felek nie tracił miny. <begin id="b1210254054036"/><motyw id="m1210254054036">Vanitas</motyw>Pewnego dnia, obchodząc izbę i poglądając po ścianach, wykrzyknął nagle.</akap>
215
216 <akap_dialog>--- A rondel, proszę ojca! A moździerz! A żelazko!...</akap_dialog>
217
218
219 <akap>Struchleliśmy, słuchając. <begin id="b1210245017142"/><motyw id="m1210245017142">Dom, Dziecko</motyw><begin id="b1213270171250"/><motyw id="m1213270171250">Bieda, Bogactwo, Kondycja ludzka</motyw>Rondel, moździerz i żelazko --- to były niemal klejnoty rodzinne. Na półce wprost drzwi ustawione, błyszczały olśniewające, złote prawie. Środkowe miejsce zajmował rondel. Jak zapamiętać mogę, nigdym nie widział, żeby się w tym rondlu co gotowało. Byłoby to profanacją po prostu. Co sobotę wszakże czyściła go matka cegłą lub popiołem, i tak świecący stał z wystawionym na izbę uchem, błyskając w same oczy, gdy się do stancji wchodziło. Przy nim stał moździerz z tłuczkiem z jednej strony, a żelazko z drugiej. Moździerz był rówieśnikiem moim. Kupił go ojciec, gdym na świat przyszedł, aby matkę uradować i dobre jej serce za syna okazać. Żadnego wszakże z jednolatków moich w podwórzu, ba, na całej ulicy, nie szanowałem tak, jak szanowałem ten moździerz. Matka zdejmowała go raz do roku tylko, w Wielki Piątek, aby tłuc cynamon do wielkanocnego placka. Wtedy to zwykle powtarzało się to opowiadanie, w którym ja i moździerz byliśmy bohaterami. Właściwie różniliśmy się tym tylko, że mnie przyniósł bocian za darmo, a za moździerz trzeba było zapłacić. Nic więc dziwnego, że istnienie tego moździerza uważałem za ważniejsze, aniżeli moje własne, zwłaszcza patrząc na poszanowanie, jakiego stale używał, podczas gdy ze mną różnie bywało i wówczas, i potem...<end id="e1210245017142"/></akap>
220
221
222 <akap><begin id="b1209315847515"/><motyw id="m1209315847515">Kłótnia, Sąsiad</motyw>Żelazko także nader rzadko zstępowało z wyżyn półki na poziom naszego codziennego życia. Matka prasowała nim tylko półkoszulki niedzielne ojca i swoje tiulowe czepki; reszta bielizny szła pod maglownicę. Raz nawet o to żelazko pogniewała się matka ze stróżką, która je od nas pożyczyć chciała.</akap>
223
224 <akap_dialog>--- Moja pani! --- powiedziała jej matka bardzo stanowczym głosem. --- Taki <wyroznienie>porządek</wyroznienie> to nie na pożyczki, nie na ludzkie ręce!... To kosztuje!... To raz na całe życie sprawunek!...</akap_dialog>
225
226
227 <akap>Wszyscyśmy przecie pamiętali, jak na to stróżka drzwiami trzasnęła, jak w sieni język rozpuściła, a jak się matce z gniewu i z oburzenia ręce trzęsły, kiedy nam w chwilę potem chleb na śniadanie krajała. Od tej też chwili żelazko niezmiernie poszło w górę w moim rozumowaniu. Zaliczyłem je nawet w myśli do tych rzeczy, które są raz na całe życie, jak chrzest na przykład, bierzmowanie i granatowy płaszcz, o którym ojciec też mówił, że jest raz na całe życie.<end id="e1209315847515"/> A teraz patrzcież państwo, Felek tak o żelazku mówił, jakby to była warząchew, albo stara miotła.<end id="e1213270171250"/></akap>
228
229
230 <akap>Spojrzałem na ojca; byłem pewien, że Felek po uszach oberwie. Ale ojciec oczy w ziemię wbił, skubał wąsy. Dobrze jeszcze, że matka spała na tę chwilę.</akap>
231
232
233 <akap><begin id="b1213270208281"/><motyw id="m1213270208281">Jedzenie</motyw>Tego dnia nie latałem po mięso dla matki. Kości mi tylko ojciec za trojaka kupić dał i krupnik z nich uwarzył.<end id="e1213270208281"/></akap>
234
235
236 <akap><begin id="b1209316305375"/><motyw id="m1209316305375">Poświęcenie, Miłość, Ojciec</motyw>Nazajutrz przyszedł zziębnięty i, zacierając skostniałe ręce, od progu zawołał:</akap>
237
238 <akap_dialog>--- Ciesz się, Anulku! Wisła tylko patrzeć jak puści, bo się wiatr na zachód obrócił.</akap_dialog>
239
240
241 <akap>A matka, spojrzawszy na ojca, klasnęła w ręce i aż na pościeli siadła.</akap>
242
243 <akap_dialog><begin id="b1213270295187"/><motyw id="m1213270295187">Łzy, Śmiech</motyw>--- Filip! --- krzyknęła --- a kożuch?</akap_dialog>
244
245
246 <akap>Teraz dopiero zobaczyłem, że ojciec bez kożucha wrócił.</akap>
247
248
249 <akap>Nie miałem jednak czasu wielce się rozglądać, gdyż ojciec Piotrusia za ręce chwycił i siarczystego młynka z nim wywinął. Potem głośno się rozśmiał, Piotrusia puścił i, na łóżku matczynym siadłszy, śmiał się, aż mu łzy po twarzy sczerniałej pociekły. Otarł je prędko rękawem starego spencerka.<end id="e1213270295187"/></akap>
250
251 <akap_dialog>--- I cóż, Anulku? Jak ci tam?... --- zapytał.</akap_dialog>
252
253
254 <akap>Ale matka, na poduszki opadłszy, leżała, jak nieżywa.</akap>
255
256 <akap_dialog>--- Filip! --- szepnęła wreszcie z wyrzutem. --- Co ty?... Kożuch przedałeś?...</akap_dialog>
257
258 <akap_dialog>--- Kożuch! Kożuch! --- powtórzył ojciec. --- No i cóż kożuch?... Wielka parada kożuch! Dość go się nadźwigałem przez tyla czasu. A to ciężki, psia noga, jak młynarskie sumienie<pe>Młynarskie sumienie określa się jako ciężkie. Wsród młynarzy panowały pewne określone obyczaje. Nie mogli oni dopuścić do młyna spleśniałego ziarna, ponieważ to mogło zepsuć całą ich pracę.</pe>... Aż lżej człowiekowi, że go z siebie zrzucił!</akap_dialog>
259
260
261 <akap>A gdy matka jęknęła z cicha, po włosach ją pogładził ręką i dodał:</akap>
262
263 <akap_dialog>--- A też z ciebie, Anulka, krzywe drewno, że lada czego stękasz... Był kożuch, nie ma, ta i straszna historia! Cóż to? Da mi kożuch jeść, albo za mnie komorne zapłaci, albo co? Wiosna za pasem, tylko patrzeć, jak rzeka puści, a ja się tam będę w kożuchy fundował... A to, poczekawszy, i w spencerze za gorąco będzie, jak się robota otworzy...</akap_dialog>
264
265
266 <akap><begin id="b1209316019250"/><motyw id="m1209316019250">Lekarz, Bieda</motyw>Tego dnia znów był u nas pan doktór, i znów do apteki biegałem.</akap>
267
268 <akap_dialog>--- Zimno tu jakoś --- mówił pan doktór wychodząc --- i wilgoć czuć. Trzeba by lepiej palić...</akap_dialog>
269
270
271 <akap>I wstrząsnął się, otulając krótkim futerkiem. Ojciec słuchał ze spuszczoną głową. Cały ten dzień był ojciec bardzo wesół; ale równo musiało mu coś być, bo, jak tylko matka nie patrzyła na niego, odmieniał się na twarzy, zwieszał głowę, a oczy to mu się z siwych aż czarne robiły, taką w nich żałość miał.<end id="e1209316019250"/></akap>
272
273
274 <akap><begin id="b1213270998218"/><motyw id="m1213270998218">Ogień </motyw>Całe pół puda<pe><slowo_obce>pud</slowo_obce> --- daw. rosyjska jednostka masy. Użycie przez autorkę rosyjskich jednostek wskazuje na to, że akcja noweli rozgrywa się w zaborze rosyjskim. W tekście pojawiają się także inne znaki, które wskazują na to, że miejscem zdarzeń jest Warszawa.</pe> węgla kupiliśmy na odwieczerz w sklepiku i ogień taki był, że aż huczało w piecu. Ojciec ławę przysunął do naszego siennika i siadł sobie na niej, matka też się obróciła, żeby na ogień patrzeć, i takeśmy się wszyscy wygrzali, że to ha!<end id="e1213270998218"/></akap>
275
276
277 <akap><begin id="b1209316120937"/><motyw id="m1209316120937">Choroba, Bieda, Małżeństwo, Mąż, Żona, Obowiązek</motyw>Upłynęło znów ze dwa tygodnie. Ojciec niewiele co zarobku miał; a tu i w domu roboty było dość; tu szmaty upierz, tu strawę uwarz, choć się tam i nie zawsze warzyło, zawsze nie jedno, to drugie, a z nas to najwięcej posyłka jaka... Matce też nie było ni lepiej, ni gorzej; wyschła tylko strasznie i na twarzy zbielała, jak chusta; ciężkie kaszle też na nią przychodziły coraz częściej, osobliwie na świtaniu.</akap>
278
279
280 <akap><begin id="b1213271072078"/><motyw id="m1213271072078">Sąsiad</motyw>Zaglądały czasem sąsiadki do izby, dziwując się matce, że taka zmizerowana.</akap>
281
282 <akap_dialog>--- Żeby już albo w tę, albo w tę stronę pan Jezus dał! --- mówiła gwoździarka do ojca.</akap_dialog>
283
284 <akap_dialog>--- Tfu! --- splunął ojciec. --- Co tam pani takie rzeczy będzie gadała? Cóż to, przykrzy mi się, czy co? Czy my to tylko na zdrowe czasy przysięgali sobie, a na te chore to nie? Czy to ona przy kim, nie przy mnie, nie przy moich dzieciach zdrowie straciła?...<end id="e1209316120937"/></akap_dialog>
285
286
287 <akap>I na tym się skończyło.<end id="e1213271072078"/><end id="e1209316305375"/></akap>
288
289
290 <akap><begin id="b1209316379375"/><motyw id="m1209316379375">Zima</motyw>A mróz trzymał. Choć się i wiatr na zachód obrócił, zimnisko takie było w izbie, że aż para szła. A zelżało trochę pod wieczór, to znów śniegiem miotło tak, że świata widać nie było. Piotruś to już i do ochronki nie szedł, tylko za piecem, albo w nogach matczynego łóżka siedział, taki delikacik! A my z Felkiem pigułyśmy ze śniegu robili i walili w siebie na rozgrzewkę.<end id="e1209316379375"/></akap>
291
292
293 <akap>Jakoś się jednego dnia nie paliło w piecu Ojciec matkę przyodział derką<pe><slowo_obce>derka</slowo_obce> --- zniszczony koc.</pe>, a mnie do sąsiadki posłał po kawałek cukru do ziółek. Ale sąsiadka nie miała. <begin id="b1213271288718"/><motyw id="m1213271288718">Rozczarowanie</motyw>Otworzył tedy ojciec do kuferka, czy jeszcze gdzie nie wytrząśnie jakiej okruszyny, bo matka kaszlała tak, że aż w piersiach coś rwało. Zaraz my we trzech obstąpili ojca, bo w kuferku bywały różne rzeczy, któreśmy rzadko kiedy widywali. Były w pudełku brzytwy ojca, były w drugim korale matczyne, była czarna jedwabna chustka, co ją ojciec w wielkie święta na szyję wiązał; była szuba matczyna z czerwoną podszewką, była żółta serweta w kwiaty na stół, była kapa na łóżko z zielonego persu.</akap>
294
295
296 <akap>Ale tym razem zupełnieśmy się zawiedli; kuferek był pusty. W kątku tylko, w czerwoną chusteczkę związana, leżała kawalerska harmonijka ojca. Ojciec potrącił ją raz i drugi, szukając odrobiny cukru, jakby się bał ją podnieść i usunąć z kąta.<end id="e1213271288718"/> Brzękła i umilkła. Ale Felek już wsadził rękę do kuferka.</akap>
297
298 <akap_dialog>--- A harmonijka, proszę ojca! --- krzyknął, podnosząc czerwone zawiniątko. --- Nie można by harmonijki?...</akap_dialog>
299
300 <akap_dialog>--- Felek!... --- zawołała matka słabym głosem z łóżka.</akap_dialog>
301
302
303 <akap>Ojciec się zaczerwienił. Felkowi chustczynę z harmonijką odebrał i, włożywszy do kuferka, zamknął go na klucz.</akap>
304
305
306 <akap><begin id="b1209316451328"/><motyw id="m1209316451328">Głód</motyw>Tego dnia bardzośmy długo śniadania nie jedli; a obiadu --- to też nie było. Myślałem, że mnie ojciec choć po chleb pośle, ale nie. Piotrusiowi tylko dostała się wczorajsza kromka. Poszliśmy z Felkiem do sieni w klasy grać, bo nam się dłużyło jakoś.<end id="e1209316451328"/> <begin id="b1213271407546"/><motyw id="m1213271407546">Handel</motyw>Druga już może była, albo i trzecia, kiedy matka zawołała mnie do łóżka i rzekła zmęczonym, przerywanym głosem:</akap>
307
308 <akap_dialog>--- Wpadnij no Wicuś do maglarki na Szczyglą --- wiesz?...</akap_dialog>
309
310 <akap_dialog>--- Ojej... Co nie mam wiedzieć... Pod trzeci...</akap_dialog>
311
312 <akap_dialog>--- Pod trzeci --- powtórzyła matka. --- To porządna kobieta, może kupi żelazko...</akap_dialog>
313
314 <akap_dialog>--- Żelazko?... --- powtórzyłem, niepewny, czy dobrze słyszę.</akap_dialog>
315
316 <akap_dialog>--- Tylko żeby dopiero zmierzchem przyszła, żeby w podwórzu stróżka nie widziała... No idź...</akap_dialog>
317
318
319 <akap>Chwyciłem czapkę, kiedy mnie zawołała raz drugi:</akap>
320
321 <akap_dialog>--- Wicuś!...</akap_dialog>
322
323
324 <akap>Ale kiedym podszedł, popatrzyła na mnie i rzekła:</akap>
325
326 <akap_dialog>--- Nic już, nic! Idź...</akap_dialog>
327
328
329 <akap>Byłem we drzwiach, kiedy mnie zawołała raz jeszcze.</akap>
330
331
332 <akap>Była wpół podniesiona na łóżku, zapadłe jej oczy otwarte były szeroko.</akap>
333
334 <akap_dialog>--- I moździerz... --- szepnęła tak cicho, żem dosłyszał ledwie.</akap_dialog>
335
336
337 <akap>Skamieniałem. Doznałem wrażenia, jakby mnie samego sprzedawać miano.</akap>
338
339 <akap_dialog>--- Moździerz? --- powtórzyłem szeptem, nachylając się ku twarzy matki.</akap_dialog>
340
341
342 <akap>Dyszała ciężko, nierówno, w piersiach słychać było świst ostry. Nie odpowiedziała nic, tylko mnie przytrzymała za rękę. Dłoń jej była zimna, wilgotna. Dwa czy trzy razy otwarła usta bez głosu, pożółkłe jej czoło potem się okryło.</akap>
343
344
345 <akap>Chwyciła powietrza głębokim, do westchnienia podobnym oddechem.</akap>
346
347 <akap_dialog>--- I rondel... --- szepnęła z wysiłkiem.</akap_dialog>
348
349 <akap_dialog>--- Rondel?... --- rzekłem równie cichym głosem.</akap_dialog>
350
351
352 <akap>Skinęła tylko ręką, głowa jej opadła na poduszkę, oczy się przymknęły.</akap>
353
354
355 <akap>Wyleciałem, jak oparzony, trzymając czapkę w garści. W sieni spotkałem Felka.</akap>
356
357 <akap_dialog>--- Słysz, ty --- krzyknąłem mu w ucho. --- I rondel, i moździerz, i żelazko, wszystko ci het przedajem!<end id="e1213271407546"/></akap_dialog>
358
359 <akap_dialog>--- Siarczyste! --- rozśmiał się Felek i wyskoczył w górę na tę uciechę, trzasnąwszy się dłoniami po udach. Ten skok to była najlepsza sztuka w całym repertuarze jego. Nigdy mu w nim dorównać nie mogłem. Rzucał się w powietrze tak łatwo, jak ryba w wodę. Zaraz też we dwóch polecieliśmy na Szczyglą, bo Felek ambitny był i nigdy mi o włos przed sobą nie dał.</akap_dialog>
360
361
362 <akap>Ale maglarka nie chciała wielce ze mną gadać. Powiedziała, że jej rondel niepotrzebny, a moździerz i żelazko ma swoje. Wyszliśmy oburzeni.</akap>
363
364 <akap_dialog>--- Dzisz babę! --- krzyknął Felek. --- Rondel jej niepotrzebny! Taki rondel, jak nasz, i jej niepotrzebny.</akap_dialog>
365
366
367 <akap>Z błyszczącymi oczyma czekała matka; a gdym jej o skutku naszej wyprawy powiedział, westchnęła, jakby doznawszy wielkiej jakiej ulgi.</akap>
368
369
370 <akap><begin id="b1209498326984"/><motyw id="m1209498326984">Handel, Żyd, Pieniądz</motyw>Przed wieczorem jednak znów mnie zawołała i kazała bieżyć po <wyroznienie>handla</wyroznienie>. Wylecieliśmy obaj z Felkiem, uszczęśliwieni, że się jeszcze ta sprawa nie skończy. <wyroznienie>Handel</wyroznienie> przyszedł, obejrzał żelazko, obejrzał moździerz, obejrzał rondel i, wykrzywiwszy wzgardliwie usta, powiedział, że to wszystko na szmelc tylko chyba. Żelazko przepalone, moździerz mały, rondel cienki i nitowany z boku... Za trzy te sztuki razem dawał dziesięć złotych.</akap>
371
372
373 <akap>Porwała się matka i na łóżku siadła.</akap>
374
375 <akap_dialog>--- Co?... Dziesięć złotych?... Sam moździerz kosztował pięć złotych i trzynaście groszy! A żelazko!... A rondel!</akap_dialog>
376
377 <akap_dialog>--- Nu, na szmelc... --- zaczął <wyroznienie>handel</wyroznienie>.</akap_dialog>
378
379
380 <akap>Ale nie dopuściła go do słowa i trzęsącą się ręką drzwi mu pokazywała.</akap>
381
382 <akap_dialog>--- Idźcie!... Idźcie!... Niech was moje oczy nie widzą!... Nie wy jedni na świecie. I posłała nas natychmiast po innego <wyroznienie>handla</wyroznienie>, po Rudego, co od nas stół ostatni kupił.</akap_dialog>
383
384
385 <akap>Lubiliśmy bardzo tego Żydka, bo koncepty różne, kupując ów stół, prawił, a za odniesienie go na drugą ulicę mnie i Felkowi po orzechu dał. Prawda, że Felków był dziurawy, ale cały dzień na nim gwizdał, że to niby kolej odchodzi. Polecieliśmy tedy po Rudego. Szwargotał na rogu przed sklepikiem z tym pierwszym, który od nas wyszedł. Zaraz jednak worek z butelkami na plecach poprawił i za nami poszedł.</akap>
386
387
388 <akap><begin id="b1213271683328"/><motyw id="m1213271683328">Łzy</motyw>Ale, obejrzawszy moździerz, rondel i żelazko, dawał za nie tylko dziewięć złotych i szesnaście groszy; mówił też, że moździerz to się i na szmelc nie zda. Matkę aż febra trzęsła i, choć się ruszyć prawie nie mogła na łóżku, wyrwała przecież rondel i puściła go na ziemię. Jęknął, jak dzwon rozbity...</akap>
389
390
391 <akap>Dziwnego wrażenia doznałem, słuchając tego jęku. Zdawało mi się, że jęknęły węgły naszej izby.</akap>
392
393
394 <akap>Matka zasłoniła oczy i zaczęła płakać.<end id="e1213271683328"/></akap>
395
396
397 <akap>Nim wieczór przyszedł, było u nas jeszcze z pięciu <wyroznienie>handlów</wyroznienie>; ale co jeden, to mniej dawał; choć o dwa, o trzy grosze, ale mniej. Szwargotali, kłócili się między sobą, wyrywali sobie nasz moździerz i nasze żelazko, hałas był większy, niż na Pociejowie.</akap>
398
399
400 <akap>Felek tylko mnie poszczypywał z tej uciechy.</akap>
401
402 <akap_dialog>--- To ci heca! --- wołał, dusząc się od tłumionego śmiechu, i dla ulżenia sobie wywinął pysznego kozła.</akap_dialog>
403
404
405 <akap><begin id="b1209498551125"/><motyw id="m1209498551125">Rozpacz, Kłótnia, Sąsiad</motyw>Powynosiły się nareszcie Żydy, zaduchu w izbie narobiwszy; rondel, żelazko i moździerz stały rzędem przy matce na ławie. Patrzyła na mnie wzrokiem smutnym, zmęczonym, osłupiałym prawie. Ale gdy mróz coraz większy na noc brał, a Piotruś, zwyczajnie bąk niewytrzymały, piszczeć zaczął, że mu zimno, że głodny, kazała mi matka bieżyć do stróżki i zapytać, czy żelazka nie kupi.</akap>
406
407
408 <akap>Ale stróżka nie zapomniała widać owej matczynej odmowy. Odęła się też zaraz, jak karmelicka bania.</akap>
409
410 <akap_dialog>--- Jak będę miała kupować, to se nowe kupię! Co mi tam po starym gracie!</akap_dialog>
411
412
413 <akap_dialog>Kiedym to powtórzył matce, ognie uderzyły na nią.</akap_dialog>
414
415 <akap_dialog>--- Nie, to nie! --- zawołała głosem, drżącym z gniewu. --- Widzicie ją! Grat!... stary grat!... Jaka pani! Jak pożyczyć, to jej było dobre, a jak kupić, to stary grat! poczekaj, ty flądro... jędzo...</akap_dialog>
416
417
418 <akap>Zakaszlała się i za piersi chwyciła, ale jej nie było co popić dać, bo ziółka dawno wyszły.</akap>
419
420 <akap_dialog>--- A to ci tyjatr!... --- szepnął Felek, szczypnąwszy mię do bolącego.</akap_dialog>
421
422 <akap_dialog>--- Wicuś! --- odezwała się matka przerywanym głosem --- biegaj no do tego najpierwszego <wyroznienie>handla</wyroznienie>, co dziesięć złotych dawał. Do tego czarnego, wiesz? Niech przychodzi. --- I, przymknąwszy zmęczone oczy, szeptała:</akap_dialog>
423
424 <akap_dialog>--- Za psie pieniądze przedam, zmarnuję, a tobie, jędzo, flądro jedna, wara od starych gratów na ludzki dobytek wydziwiać... Nie użyjesz! Nie użyjesz!</akap_dialog>
425
426
427 <akap>I umilkła, wyczerpana zupełnie.<end id="e1209498551125"/></akap>
428
429
430 <akap>Felek aż się piętami po łydkach bił, tak ze mną po Żyda leciał. Myśleliśmy, że go Bóg wie gdzie szukać przyjdzie, a on prawie wprost naszej bramy stał, ręce za pas u chałata założył i bokami spluwał. Zupełnie jakby czekał na nas. Kiedy Felek, podleciawszy, szturchnął go w łokieć, błysnęły mu oczy zmrużone, jak kotu, i pociągnął nosem. Poszedł za nami prędko, skwapliwie. Ale i on teraz więcej dać nie chciał, jak <wyroznienie>równe dziewięć złotych</wyroznienie>. To <wyroznienie>równe</wyroznienie> mówił takim głosem, jakby do owych dziewięciu złotych przynajmniej z pół rubla dokładał.</akap>
431
432
433 <akap>Matka znów się zapaliła na twarzy.</akap>
434
435 <akap_dialog>--- Człowieku! --- krzyknęła. --- A toć że tego nie ubyło! A toć żeście pierw dziesięć złotych dawali. A toć że to samo!</akap_dialog>
436
437 <akap_dialog>--- Nu, to co, że to samo? --- odrzekł flegmatycznie <wyroznienie>handel</wyroznienie>. --- Ja się namyślał...</akap_dialog>
438
439 <akap_dialog>--- Dajcież już tak dziesięć złotych, jakeście dawali... Miejcież sumienie!...</akap_dialog>
440
441 <akap_dialog>--- Nu, ja sumienie mam! Żeby ja sumienie nie miał, to by ja ośm złotych dał, a że ja sumienie mam, to ja dam równe dziewięć.</akap_dialog>
442
443 <akap_dialog>--- A żeby was Bóg ciężko skarał za moją krzywdę! --- jęknęła matka.</akap_dialog>
444
445 <akap_dialog>--- Co to skarał? --- szarpnął się <wyroznienie>handel</wyroznienie>. --- Za co skarał?... Czy ja darmo chcę wziąć? Czy ja plewy daję? Nu, ja daję gotowe pieniądze.</akap_dialog>
446
447
448 <akap><begin id="b1213271915562"/><motyw id="m1213271915562">Pieniądz</motyw>Matka już nic nie odpowiedziała, twarz jej była tak białą, jak krążek opłatka. Kiedy Żyd liczył pieniądze, Felkowi oczy latały za każdą dziesiątką. Co tylko która była choć trochę starta, natychmiast ją z szeregu wyrzucał, krzycząc, że fałszywa. Żyd sykał z początku, potem rozczerwienił się tak, jakby go apopleksja tknąć miała, zamierzył się raz nawet na Felka, doprowadzony do ostatniej pasji, aż nagle uśmiechnął się, dobył z kamizelki grosz dobrze sczerniały i, podając go Felkowi, rzekł:</akap>
449
450 <akap_dialog>--- Nu, ty mądry chłopiec! Ty urzędnikiem będziesz! Na tobie na piernik!</akap_dialog>
451
452
453 <akap>Ale Felek grosza nie brał.</akap>
454
455 <akap_dialog>--- Tu, patrzcie, gdzieście nie dołożyli trojaka --- rzekł, stukając palcem w kupkę groszaków, mającą przedstawiać złotówkę. --- Tu dołóżcie, a mnie nie zawracajcie piernikami głowy.<end id="e1213271915562"/></akap_dialog>
456
457
458 <akap>Żyd cmokał coraz silniej z podziwu.</akap>
459
460 <akap_dialog>--- A <slowo_obce>kluger Bub</slowo_obce><pe><slowo_obce>kluger Bub</slowo_obce> --- niem. mądry chłopak.</pe> --- szepnął sam do siebie.</akap_dialog>
461
462
463 <akap><begin id="b1213272017703"/><motyw id="m1213272017703">Jedzenie, Ogień </motyw>Nareszcie doliczyli się jakoś. Żyd z łoskotem żelazko, moździerz i rondel do brudnego worka wrzucił, a mnie matka posłała po węgle i po chleb<end id="e1209498326984"/>.</akap>
464
465
466 <akap>Kiedy ojciec przyszedł, palił się już w piecu ogień, a my popijaliśmy kolejno wodziankę z żelaznego garnczka.</akap>
467
468
469 <akap>Ojciec w progu przystanął, popatrzył na ogień, na nas, potem po izbie spojrzał, a kiedy wzrok jego zatrzymał się na opróżnionej półce, spuścił oczy i na palcach do łóżka matczynego poszedł.<end id="e1213272017703"/></akap>
470
471 <akap><begin id="b1210252134856"/><motyw id="m1210252134856">Rzeka, Wiosna</motyw>Niedługo jakoś potem zelżało. Ogromny huk pękających lodów na Wiśle słychać było nocami. Węgiel jednak ciągleśmy jeszcze kupowali, bo wilgoć w izbie była taka, że się po ścianach sączyło.<end id="e1210252134856"/></akap>
472
473
474 <akap><begin id="b1209498799875"/><motyw id="m1209498799875">Głód, Bieda</motyw>Stancja nasza wypróżniła się do czysta.</akap>
475
476 <akap_dialog>--- Na glanc<pe><slowo_obce>glanc</slowo_obce> --- niem. blask, połysk.</pe>... --- jak mówił Felek.</akap_dialog>
477
478
479 <akap><begin id="b1213272120265"/><motyw id="m1213272120265">Rozczarowanie</motyw>Poszła gorsza matczyna suknia, poszedł zegar, poszła balia, a kiedy i płaszcz ojca granatowy poszedł, straciłem zupełnie wiarę w te rzeczy, które są <wyroznienie>raz na całe życie</wyroznienie>, zwłaszcza po niedawnym doświadczeniu z żelazkiem.<end id="e1213272120265"/><end id="e1210254054036"/></akap>
480
481
482 <akap><begin id="b1213272158859"/><motyw id="m1213272158859">Bieda, Zabawa</motyw>Chodziliśmy teraz po pustej izbie, jakby po kościele, a Felek hukał, złożywszy przy ustach dłonie, żeby mu echo odpowiadało. Pan doktór wszakże przychodził do matki, a i do apteki latałem. Garnek żelazny też jeszcze był, aleśmy rzadko kiedy obiad gotowali; uwarzyło się ziemniaków na rano, to i na wieczór były, a w południe tośmy latali za kotami gospodarza, bo okrutnie po dachach wrzeszczały.<end id="e1213272158859"/><end id="e1209498799875"/></akap>
483
484
485 <akap>Jednego razu ojciec u kuferka na ziemi przysiadł, otworzył go i długo medytował nad nim.</akap>
486
487
488 <akap><begin id="b1210252791290"/><motyw id="m1210252791290">Wiosna</motyw>A była tego dnia duża odwilż, z dachów ciekło, wróble się darły, a słońce pierwszy raz tej zimy do naszej suteryny zajrzało. Ale matce było znowu gorzej. Całą noc kaszel ją męczył, a pić to wołała więcej, niż pięć razy.<end id="e1210252791290"/> Lekarstwa nie było. Felek wspiął się na palce i ojcu przez ramię patrzył. Myślał, że Bóg wie co zobaczy, a tymczasem nic. <begin id="b1209316854906"/><motyw id="m1209316854906">Muzyka, Miłość, Szczęście, Wspomnienia</motyw>Ojciec tylko głową kiwał, wąsy skubał i patrzył w milczeniu na czerwone, leżące na dnie zawiniątko. Sięgnął wreszcie po nie, harmonijkę wyjął i, siadłszy na matczynym łóżku, grać zaczął.</akap>
489
490
491 <akap>Matka ożywiła się nieco, słuchając, kazała sobie Piotrusia podać do łóżka, a my stanęliśmy w pobliżu, słuchając.</akap>
492
493
494 <akap>Zrazu grał ojciec wesoło, a grając, tak mówił do matki:</akap>
495
496 <akap_dialog>--- Pamiętasz, Anulku, Bielany? Pamiętasz, jak my się to poznali? Jakem ci to przygrywał idący?</akap_dialog>
497
498 <akap_dialog>--- Pamiętam, serce --- rzekła matka z cicha.</akap_dialog>
499
500 <akap_dialog>--- Albo to, pamiętasz?... To ci było w Trójcę, na odpuście, na Solcu...</akap_dialog>
501
502 <akap_dialog>--- Pamiętam --- szepnęła matka.</akap_dialog>
503
504 <akap_dialog>--- Tęgi sztajer<pe><slowo_obce>sztajer</slowo_obce> --- (niem.) w daw. miejskim folklorze rodzaj skocznej polki.</pe>! --- mruknął do mnie Felek, szturchnąwszy mnie pod żebro.</akap_dialog>
505
506 <akap_dialog>--- Miałaś wtedy tę różową w kratkę suknię, i okrutnie mi się potem bez ciebie cniło<pe><slowo_obce>cnić się</slowo_obce> --- daw. tęsknić za czymś lub za kimś.</pe>, coś ze trzy dni --- mówił ojciec miękkim głosem. --- A to, Anulka?...</akap_dialog>
507
508 <akap_dialog>--- Tego nie wiem...</akap_dialog>
509
510 <akap_dialog>--- Jak to nie wiesz?... To przecie było na Woli, co my tam ze szwagrem poszli, com to kuflem cisnął w tego Niemca, że się do ciebie przysiadł...</akap_dialog>
511
512 <akap_dialog>--- A prawda! --- szepnęła matka.</akap_dialog>
513
514
515 <akap>Ojciec grał dalej. Harmonijkę na kolanie trzymał, rozciągał ją i zesuwał, a po klapeczkach drobniutko palcami przebierał.</akap>
516
517
518 <akap>Jak żyję, nie słyszałem piękniejszej muzyki.</akap>
519
520 <akap_dialog>--- Anulka! A to?... Jakże?...</akap_dialog>
521
522 <akap_dialog>--- Pamiętam, Filipku! --- mówiła matka --- to było tej niedzieli, kiedyś na zapowiedzi dał. W Czerniakowie my byli z nieboszczką matką...</akap_dialog>
523
524 <akap_dialog>--- Po miesiącuśmy już wracali --- dodał ojciec. --- Graliśmy w zielone...</akap_dialog>
525
526 <akap_dialog>--- A jak wtedy bez pachniał... A co słowików śpiewało...</akap_dialog>
527
528 <akap_dialog>--- A jaka ty wtedy śliczna była... Jak ta róża w kwiecie...</akap_dialog>
529
530
531 <akap>Felek szturchnął mnie w żebro.</akap>
532
533 <akap_dialog>--- A jak ty wtedy grał, serce... Jak ty grał...</akap_dialog>
534
535
536 <akap>Uśmiechnęła się, westchnęła, zdawała się zasypiać.</akap>
537
538
539 <akap>Ojciec i teraz grał ślicznie. Z początku wesoło, raźnie, jak gdyby do tańca, same nogi nam podrygiwały. Potem, jakby się do tej wesołości co przymieszało, coraz smutniej, jakoby do płaczu, tak że i Felek pięścią oczy raz i drugi wytarł; aż rozciągnął ojciec harmonijkę razem ze stron obu i dobył z niej głos tak żałosny, jak na organach kiedy umarłemu grają.</akap>
540
541
542 <akap><begin id="b1213272474578"/><motyw id="m1213272474578">Sen</motyw>Matka spała. Często na nią teraz przychodził sen taki, jakby nagle kto makiem oczy jej posypał. A budziła się potem osłabła, blada, z zimnym potem na wychudłej twarzy.<end id="e1213272474578"/></akap>
543
544
545 <akap>Posiedział tedy ojciec ze zwieszoną głową, posiedział, po czym, westchnąwszy, wstał, harmonijkę w ową czarną<uwaga>to ciekawe - wcześniej za każdym razem ta chustka była czerwona; Olga</uwaga> chustczynę owinął, pod pachę ją wsadził, a nasunąwszy czapkę, na palcach wyszedł.</akap>
546
547
548 <akap><begin id="b1213272519500"/><motyw id="m1213272519500">Łzy</motyw>Kiedyśmy się we trzech na sienniku pod matczyną chustką znaleźli, trącił mnie Felek w bok i rzekł półgłosem:</akap>
549
550 <akap_dialog>--- Wicek!</akap_dialog>
551
552 <akap_dialog>--- A co?</akap_dialog>
553
554 <akap_dialog>--- Wiesz?... Stary to ci płakał przy tym graniu!</akap_dialog>
555
556 <akap_dialog>--- E--e--e...</akap_dialog>
557
558 <akap_dialog>--- Dalibóg! --- przysiągł Felek, palnąwszy się pięścią w piersi, aż mu w nich coś jękło. --- Przecieżem nie ślepy, widziałem... Tylko mu te łzy po wąsach kapały...</akap_dialog>
559
560 <akap_dialog>--- A cóż chcesz! --- dodał po chwili --- jak<uwaga>ten fragment dopisałem</uwaga> sobie człowiek tak wszystko jedno po drugim rozpomni...<end id="e1213272519500"/><end id="e1209316854906"/></akap_dialog>
561
562
563 <akap><begin id="b1213272561343"/><motyw id="m1213272561343">Noc, Sen</motyw>Westchnął ciężko, poleżał chwilę cicho i na bok się do pieca odwrócił; zaraz potem usłyszałem jego chrapanie. Ojciec tego wieczora późno do domu wrócił, ale przyniósł matce lekarstwo, ogień rozpalił i zrobił herbaty. <begin id="b1209317037250"/><motyw id="m1209317037250">Muzyka, Marzenie</motyw>Długo tej nocy usnąć nie mogłem, a w głowie ciągle mi coś grało to smutnie, to wesoło. Śniły mi się też różności do białego rana. A to że ogród jest w izbie i że bez na piecu kwitnie, a to że w sieni słowiki śpiewają, a to że na ścianie, tam gdzie dawniej zegar wisiał, teraz stoi srebrny księżyc w pełni...<end id="e1213272561343"/><end id="e1209317037250"/></akap>
564
565
566 <akap><begin id="b1209317146796"/><motyw id="m1209317146796">Głód, Bieda, Dziecko, Poświęcenie</motyw>Kiedym się obudził, Felek już stał na sienniku i zapinał pasek na opadających go porciętach. Przez otwartą, srodze połataną koszulę sterczały mu wychudzone żebra, z kołnierza wychylała się szyja cienka, jak u wróbla, a niezmiernie chude nogi czyniły go znacznie wyższym, niż był w istocie.</akap>
567
568 <akap_dialog>--- Felek! --- zawołałem. --- Cóżeś ty, tak jak tyka, przez ten miesiąc urósł?</akap_dialog>
569
570 <akap_dialog>--- Głupi! --- rozśmiał się Felek. --- Ja tylko tak się wyciągam, żeby brzuch mniejszy był.</akap_dialog>
571
572
573 <akap>Wyciągnął się przede mną, jak struna.</akap>
574
575 <akap_dialog>--- A co? --- zapytał.</akap_dialog>
576
577 <akap_dialog>--- A to wyglądasz, jak śledź marynowany.</akap_dialog>
578
579 <akap_dialog>--- To dobrze! --- zawołał Felek. --- Walę na pajaca.</akap_dialog>
580
581
582 <akap>A kiedym się śmiał:</akap>
583
584 <akap_dialog>--- A co? --- rzekł --- zły chleb, myślisz?</akap_dialog>
585
586
587 <akap>I, trzasnąwszy się rękami po udach, w górę wyskoczył, kozła w powietrzu przewrócił, po czym na cztery łapy, jak kot, cicho padł.</akap>
588
589 <akap_dialog><begin id="b1213272644234"/><motyw id="m1213272644234">Brat</motyw>--- Wiesz? --- rzekł --- to przez tego pędraka takem się wyciągnął --- i wskazał głową na Piotrusia, który zwykle najwcześniej się budził, i do garnka patrzeć szedł, czy tam czego od wczoraj nie znajdzie.</akap_dialog>
590
591 <akap_dialog>--- Jak idziem do ochrony --- mówił dalej Felek --- to ci całą drogę skomle, że głodny. Muszę ci mu co dzień pół mego chleba fasować, żeby cicho był.</akap_dialog>
592
593 <akap_dialog>--- E--e--e? --- zapytałem niedowierzająco, czując, że ja bym się może na bohaterstwo takie nie zdobył.</akap_dialog>
594
595 <akap_dialog>--- Jak Pana Boga kocham! --- przysiągł się natychmiast Felek, grzmotnąwszy się kułakiem w suche, jak szczapa, piersi.<end id="e1213272644234"/></akap_dialog>
596
597
598 <akap><begin id="b1213272666656"/><motyw id="m1213272666656">Śmiech</motyw>I, patrząc na Piotrusia, który na swoich krótkich, pałąkowatych nogach, z dużym rozdętym ziemniakami brzuchem przez izbę się toczył, wybuchnęliśmy obydwaj szalonym, niepowstrzymanym śmiechem.</akap>
599
600 <akap_dialog>--- Czego wy się tam tak śmiejecie, chłopcy? --- zapytała słabym głosem matka.</akap_dialog>
601
602 <akap_dialog>--- A to z Piotrusia --- odrzekł Felek --- że taki gruby...</akap_dialog>
603
604 <akap_dialog>--- Gdzie on tam gruby, biedaczysko! Z czegóż by on był gruby! --- mówiła matka. --- Piotruś! --- dodała. --- A pójdźże do mamy, sieroto.</akap_dialog>
605
606
607 <akap>I uśmiechnęła się do niego, głaszcząc go po głowie, podczas kiedy my obaj dusiliśmy się od śmiechu z tej <wyroznienie>hecy</wyroznienie>, jak mówił Felek.<end id="e1209317146796"/></akap>
608
609
610 <akap>Wesołość nasza jednak wkrótce zasępiona została.<end id="e1213272666656"/></akap>
611
612 <akap_dialog>--- Wiesz co, Anulka? --- rzekł tego dnia ojciec, siadając na matczynym łóżku. --- Trza będzie chyba szkapę między ludzi puścić.</akap_dialog>
613
614 <akap_dialog>--- Szkapę?... --- zawołała matka i aż się na łóżku podniosła. --- Bój się Boga, Filip! A toć nas ona wszystkich żywi!...</akap_dialog>
615
616
617 <akap>Ojciec się ciężko na ręku wsparł i wąsy w milczeniu skubał.</akap>
618
619 <akap_dialog>--- Żywi, albo i nie żywi! --- odezwał się po chwili. --- Z kacierzem na rzece się nie pokaż, woda rwie tak, że to ha. Koło żwiru nijakiej roboty nie ma, piasku też licho co odchodzi, na plecach by to człowiek rozniósł, a tu na każdy dzień sieczki kup, a i otrąb choć z garstkę, boć to owsa nie uwidzi w żłobie; tera pomieszczenie, tera ściółka, a wszystko drogo.</akap_dialog>
620
621
622 <akap>Matka jęknęła tylko.</akap>
623
624
625 <akap>Struchleliśmy, słuchając. Piotruś oczy na ojca wytrzeszczył i otworzył usta; ja stałem jakby skamieniały.</akap>
626
627
628 <akap>Dopiero Felek taką mi sójkę w bok wsadził, że mnie aż zamroczyło.</akap>
629
630 <akap_dialog>--- Słyszysz, Wicek! --- krzyknął mi w samo ucho.</akap_dialog>
631
632 <akap_dialog>--- A toć żem nie głuchy --- huknąłem mu w ucho głośniej jeszcze. I zaraz my wylecieli do sieni, bo nas taka żałość zdjęła, że tylko się za łby drzeć.</akap_dialog>
633
634
635 <akap><begin id="b1209317351140"/><motyw id="m1209317351140">Koń, Rodzina, Dziecko, Miłość</motyw>Szkapę kochaliśmy niezmiernie. Jak tylko zapamiętam na świecie, zawsze był ojciec, matka i szkapa. Felka potem dopiero bociany przyniosły, Piotrusia takoż; ale szkapa należała do rzędu tych istot, które są zawsze. Są, bo są. Wyobrazić sobie po prostu nie mogłem ani jej początku, ani też jej końca. Szkapa należała do nas, a my do niej, ani my od niej, ani ona od nas nie mogła się odłączyć. Było to tak naturalnym, żem zgoła nie pojmował innego porządku rzeczy. Kogo by tam brakło w naszej gromadce, to by brakło, ale nigdy szkapy. Toć to była cała nasza uciecha.</akap>
636
637
638 <akap>Kiedy ojciec z rzeki do domu wracał, wybiegaliśmy --- gdzie! aż wpół drogi, byle prędzej szkapę zobaczyć. Co który miał, to jej niósł i do pyska wtykał: kawałek chleba, ziemniak, znalezioną w podwórzu skórkę z cytryny...</akap>
639
640
641 <akap>I szkapa nas kochała bardzo. Z daleka już rżała ku nam i przyśpieszała kroku, strzygąc radośnie uszami; a kiedyśmy ją po szyi, po bokach klepali, rozumiała wybornie tę pieszczotę i, zwiesiwszy łeb swój ciężki, skubała nas po włosach, po kurtkach. Piotruś zwłaszcza był jej ulubieńcem; po prostu rżała na ojca, żeby go wziął z sobą.</akap>
642
643
644 <akap><begin id="b1209317308609"/><motyw id="m1209317308609">Zabawa</motyw>Kiedy ją ojciec wyprzągł, zaczynała się dopiero heca. Natychmiast Felek wskakiwał na jej grzbiet kościsty, od starego chomąta obdarty, i podczas kiedy szkapa zanurzała swój łeb ogromny w głębinach uwiązanego jej u karku worka z chudą sieczką, on, przyklęknąwszy na jedno kolano lub stanąwszy na jednej nodze, wywijał czapką i krzyczał:</akap>
645
646 <akap_dialog>--- A to jest sławny jeździec z suteryny, co nigdy nie traci miny! Nazywa się Feliks Mostowiak, herbu gnat! Je chudy, ale chwat! Kto da więcej?...</akap_dialog>
647
648
649 <akap>Na to ,,kto da więcej" wybuchaliśmy tak piekielną wrzawą, że aż ludzie wybiegali z oficyn.</akap>
650
651
652 <akap>Po Felku gramolił się na szkapę Piotruś; aleśmy go ledwie podsadzić mogli, tak go przeważała rozdęta brzuszyna. Szkapę z Piotrusiem oprowadzaliśmy w tryumfie po podwórzu, nie dawszy jej spokojnie sieczki owej spożyć, a Felek znów wywijał czapką i wrzeszczał:</akap>
653
654 <akap_dialog>--- A to jest Piotruś herbu szczur! Ma dwie łaty i osiem dziur! Dwóch zębów nie ma na przedzie i na szkapie jedzie!... Kto da więcej?...</akap_dialog>
655
656
657 <akap>Skąd on tu to ,,kto da więcej" przyczepił, nigdym odgadnąć nie mógł; Felek sam utrzymywał, że to już tak jedno do drugiego pasuje. I znów wybuchaliśmy szatańską wrzawą, jakby nas nie trzech, ale ze trzydziestu było.</akap>
658
659 <akap_dialog>--- Przypatrzta się, moi ludzie --- mówiła, stojąc we drzwiach, tłusta sklepikarka --- co też te bestie chłopaki Mostowiaków nie wyprawiają z tą kobyłą! A toć to czyste małpy z <wyroznienie>meranżieryi</wyroznienie>.</akap_dialog>
660
661
662 <akap>I chwytała się za boki, trzęsąc od śmiechu, aż jej oczy w tłustej twarzy zupełnie ginęły.<end id="e1209317308609"/></akap>
663
664 <akap_dialog>--- Oj batem, batem! --- skrzeczała chuda kucharka z drugiego piętra. --- Ma tu dobrze na świecie być, ma tu Pan Bóg błogosławić, kiedy to ledwo od ziemi odrośnie, a już się rozpusty chwyta! Nie poszedłby to jeden z drugim do roboty, do <wyroznienie>rzemiesła</wyroznienie>, do książki? W gębę to co wetknąć nie ma, a taką sodomę--gomorę po świecie robi!</akap_dialog>
665
666
667 <akap>A Felek nuż się w lewo i w prawo kłaniać, nuż chudej kucharce od ust buziaki posyłać, aż baba w największej pasji trzasnęła lufcikiem i z okna poszła.</akap>
668
669
670 <akap><begin id="b1209317423671"/><motyw id="m1209317423671">Wyrzuty sumienia</motyw>Do szkapy odnosiliśmy wszystkie sprawy życia, o jej względy i łaski ubiegaliśmy się jeden przed drugim. Ona była ostatnią instancją w naszych sprawach. Korzystał z tego Piotruś niecnota, kiedy się za pokrzywdzonego przez nas miał, nie mówił ,,powiem ojcu" albo: ,,powiem mamie", ale: ,,powiem szkapie". Tej pogróżki nie lekceważyliśmy bynajmniej; i często gęsto dostał Piotruś jaki kąsek, szczególniej od Felka, byle tylko ,,nie powiadał szkapie".</akap>
671
672
673 <akap>Nie mogliśmy bowiem znieść, kiedy tak patrzyła na nas smutnie jednym okiem swoim, podczas kiedy na drugim, ślepym i zbielałym, powieka o siwej rzęsie podnosiła się i opadała z wolna, jak gdyby z wyrzutem...</akap>
674
675 <akap_dialog>--- Słysz, Wicek! --- mawiał Felek. --- Co ta szkapa takiego w tym ślepiu ma, co tak świdruje?... A to bym ci wolał, żeby mnie ojciec paskiem przemierzył, niż kiedy ona tak patrzy. Do samego ci <wyroznienie>hunoru</wyroznienie> człowiekowi sięga...<end id="e1209317423671"/></akap_dialog>
676
677
678 <akap><begin id="b1209318929328"/><motyw id="m1209318929328">Opieka</motyw>Szkapę czyściliśmy co dzień. Ale nigdy nie obeszło się przy tym bez bijatyki o szczotkę i zgrzebło. Cośmy jej wtedy sierści nadarli! cośmy naplątali grzywy! Stała jednak szkapa cierpliwie, zmrużywszy zdrowe oko, i tylko od czasu do czasu machała wypełzłym ogonem, jakby się oganiała od bąków.</akap>
679
680
681 <akap>Zaraz po Wielkiejnocy zaczynało się pławienie szkapy. Jeszcze woda zimna była, jak lód, a my już zawijamy porcięta --- i dalej do rzeki. Jaki to był tryumfalny pochód! Chłopaki z ulicy chcieli z nami lecieć, aleśmy ich odpędzali biczem.</akap>
682         
683         
684 <akap>Dopieroż szkapę wodą chlustać, dopieroż jej pęciny i boki wycierać, dopieroż jej wygwizdywać, jakeśmy to u ojca słyszeli. Największa bieda była, kiedy szkapa dla uwolnienia się od nas i naszej opieki parę kroków w wodę dalej poszła.</akap>
685
686 <akap_dialog>--- Utopi się! utopi! --- wrzeszczał Piotruś i aż siniał i przysiadał na ziemię, obu się rękami brzucha własnego trzymając. Brnęliśmy tedy po nią i za ogon ku brzegowi ciągnęli, po czym, zziajani, zmęczeni, wracaliśmy do domu, szkapa naprzód, my za nią, mokrzy, ociekający wodą, jak topielcy.<end id="e1209318929328"/></akap_dialog>
687
688
689 <akap><begin id="b1209317530375"/><motyw id="m1209317530375">Dziecko, Bijatyka, Rozpacz, Koniec świata</motyw>I tę to naszą kochaną szkapę ojciec by sprzedać miał?</akap>
690
691
692 <akap>Było to w naszym rozumieniu coś, jakby skończenie świata.<end id="e1209317351140"/></akap>
693
694
695 <akap>Zaraz też, wyleciawszy do sieni, palnąłem Felka w ucho, on mnie na odlew w kark, ja znów, nie bawiący, grzmotnąłem go w plecy, on znów mnie pięścią w bok, aż mi świeczki w oczach stanęły. Zaczem my się obaj za czupryny chwycili i splątali, jak kłębek, potoczyli razem do progu. A taka w nas żałość była, taka z tej żałości srogość, że żaden pary nie puścił, nie pisnął nawet.</akap>
696
697
698 <akap>Zaraz też nam się po tej <wyroznienie>dzierce</wyroznienie> lżej na sercu stało.<end id="e1209317530375"/></akap>
699
700 <akap><begin id="b1209568863031"/><motyw id="m1209568863031">Choroba, Cierpienie, Rozpacz, Bieda</motyw>Jużeśmy do izby wrócili, bo zimnisko ze dworu gnało, a ojciec precz jeszcze perswadował matce:</akap>
701
702 <akap_dialog>--- Tera ci się za nią siaki taki grosina weźmie; a jak przychudnie, boć już i sieczki ujmuję, to kto co za nią da? Cóż, Anulka! Jak se myślisz, serce?</akap_dialog>
703
704
705 <akap>Matka westchnęła ciężko.</akap>
706
707 <akap_dialog>--- I cóż ja se mam myśleć, mój Filipie?... Myślę, że nas Bóg ciężko dotknął tą chorobą. Myślę, żem ci się kamieniem u szyi stała i do dna cię ciągnę... O tych sierotach myślę...</akap_dialog>
708
709
710 <akap>Zakryła oczy ręką i zaszlochała głośno. Ojciec całował ją po głowie.</akap>
711
712 <akap_dialog>--- Anulka!... Serce!... Anulka!... --- powtarzał, aż nagle sam ryknął płaczem.</akap_dialog>
713
714 <akap_dialog>--- Siarczyste!... --- mruknął za mną Felek, wycierając oczy kułakiem.</akap_dialog>
715
716
717 <akap>Kilka dni minęło, a o sprzedaniu szkapy nie było jakoś mowy.</akap>
718
719
720 <akap>Matka miała się coraz gorzej. Jej ciężki, chrypiący kaszel z twardego snu dziecięcego po nocach nas budził. Raz wraz też zasypiała we dnie, a mimo że się nagle ciepło na świecie zrobiło, febra ją chwilami trzęsła, aż zęby szczękały. Ojciec chodził po izbie zgarbiony, żółty, jakby mu z dziesięć lat życia przybyło, a rękę na nas twardą miał i o byle co do czubów nam sięgał, aleśmy się tam wiele nie nastręczali, dużą część dnia spędzając w stajence.<end id="e1209568863031"/></akap>
721
722
723 <akap><begin id="b1209569016406"/><motyw id="m1209569016406">Miłość, Dziecko, Koń</motyw>Od kiedy zagroziła nam możność utracenia szkapy, stała się nam ona podwójnie drogą. Rozrzewniało nas teraz każde jej parsknięcie, każde ruszenie ogonem.</akap>
724
725 <akap_dialog>--- O... je! --- wołał Piotruś, wpatrzony w nią z zachwytem, gdy zanurzała w żłobie łeb swój wielki, a podniósłszy go, żuła gołą sieczkę, mrużąc zdrowe oko.</akap_dialog>
726
727 <akap_dialog>--- O... pije! --- wołał, gdy łeb wsadzała do starego wiaderka, aby żłopnąć raz i drugi wody, którąśmy jej przynosili własnoręcznie.</akap_dialog>
728
729
730 <akap>Ja i Felek siadaliśmy z obu jej stron na żłobie i, machając nogami, przyglądaliśmy się całymi godzinami każdemu jej ruchowi.</akap>
731
732
733 <akap>Ziemniaki nawet, któreśmy teraz już co dzień bez okrasy mieli, tuśmy przynosili, aby razem ze szkapą obiad jeść, chociaż dzielić się z nią nie było czym, bo nam samym jakoś się coraz szczuplej dostawało.</akap>
734
735
736 <akap>Weselej też było w stajence, niż w izbie, bo słońce w same zęby świeciło tu nam przez drzwi, na ścieżaj otwarte, a do suteryny od naszego kąta, jak rok długi, nie zajrzało nigdy.<end id="e1209569016406"/></akap>
737         
738 <akap_dialog><begin id="b1209319069281"/><motyw id="m1209319069281">Lekarz, Choroba, Bieda</motyw>--- Ależ tu zimno u was! --- mówił pan doktór, zachodząc do matki. --- I wilgoć straszna! Powinniście się postarać o suchą i ciepłą izbę dla żony --- dodawał, gdy go ojciec wyprowadzał do sieni --- żona wasza nie może w takiej izbie leżeć. Powietrze fatalne, zgniłe, żadnej wentylacji, żadnego światła. Powinniście przecież dbać o kobietę, kiedy chora. Z nią coraz gorzej i musi być gorzej w takich warunkach.</akap_dialog>
739
740
741 <akap>Ojciec gryzł wąsy i milczał ze spuszczoną głową.</akap>
742
743 <akap_dialog>--- Mleka by też jej trzeba świeżego, mięsa, wina kieliszek czasem... Tu lekarstwa nic nie poradzą, tu dietę trzeba posilną prowadzić...</akap_dialog>
744
745
746 <akap>Poszedł już, już i na drugą ulicę skręcił, bom patrzył za nim, a ojciec precz jeszcze w sieni stał, w ziemię patrzył i wąsy gryzł.</akap>
747
748
749 <akap>Aż nagle się poruszywszy, koszulę na piersiach szarpnął, woreczek ze szkaplerzem rozerwał, i dobywszy z niego srebrny pieniądz z Matką Boską, mnie po węgle i po mleko posłał, przykazując, żebym nie powiadał matce, jak i skąd.<end id="e1209319069281"/></akap>
750
751
752 <akap><begin id="b1209569567453"/><motyw id="m1209569567453">Mieszczanin, Rodzina, Handel</motyw>Nazajutrz w południe zabieraliśmy się właśnie do przedstawienia, i już się Felek na szkapę gramolił, gdy nagle ojciec do stajenki wszedł, a za nim pan Łukasz Smolik, chrzestny Piotrusia naszego, dorożkarz z Pragi. Zaraz mnie coś tknęło, więc szturchnąłem Felka, i obaj stanęliśmy, jak trusie.</akap>
753
754
755 <akap>Pan Łukasz, próg przestąpiwszy, bat swój w kącie postawił, ogromny kościsty nos w połę kapoty granatowej utarł i, wyciągnąwszy chudą długą szyję, tabakę z wolna zażywał. Człowiek to był już stary, wysoki i dobrze zgarbiony; oczki miał małe, czarne, świdrowate, brwi krzaczaste i chudy, zarastający od spodu podbródek. Pod jego kościstym nosem sterczały żółte, saperskie wąsy, którymi, biorąc tabakę, jak królik, poruszał. Spod wielkiej granatowej czapy wyglądały sine, białawym puszkiem porośnięte uszy, z których prawe ozdobione było srebrnym kolczykiem. Do nas zaglądał pan Łukasz rzadko, choć go kumoterstwo z nami łączyło; mówiła o nim matka, że kutwa, że na groszach siedzi; czasem znów przepowiadała, że wszystko Piotrusiowi zapisze, bo wdowiec bezdzietny był.</akap>
756
757
758 <akap><begin id="b1209569677375"/><motyw id="m1209569677375">Koń </motyw>Kiedyśmy się tak, oniemiawszy nagle, przypatrywali panu Łukaszowi, ojciec --- jakby nas nie widział --- do żłobu prosto poszedł, szkapę odwiązał i po zadzie ją dłonią uderzył.</akap>
759
760 <akap_dialog>--- A no, stara! --- zawołał, obracając ją łbem do światła. Szkapa zmrużyła zdrowe swoje oko, a ślepym, osłupiałym, szeroko otwartym zdawała się patrzeć gdzieś daleko, daleko.</akap_dialog>
761
762
763 <akap>Pan Łukasz, szczyptę tabaki u nosa trzymając, zaczął się słodko uśmiechać, a przekrzywiwszy głowę, patrzył na szkapę to z lewej, to z prawej strony.</akap>
764
765 <akap_dialog>--- He!... He!... He!... A co to kumeczek przedawać chcesz?... Skórę czy kości?</akap_dialog>
766
767
768 <akap>Spojrzał ojciec posępnie spod oka, i zaraz mu się wąsy podniosły, ale przełknął tylko ślinę i rzekł:</akap>
769
770 <akap_dialog>--- Skóra i kości zarobią u was, kumotrze, na mięso. Byle temu pochlebić trochę owsem, to to będzie, jak kluska, okrągłe.</akap_dialog>
771
772 <akap_dialog>--- A bodaj też kumeńka!... --- rozśmiał się pan Łukasz! --- Pochlebić! Pochlebić! Ale to owies drogi tera, kumeńku. Pięć złotych ćwiarteczka, kumeńku! I siano też drogie...</akap_dialog>
773
774 <akap_dialog>--- A drogie --- rzekł obojętnie ojciec, ale widziałem, że mu się oczy zapaliły.</akap_dialog>
775
776 <akap_dialog>--- Nastąp! Noga! Ano!... --- zawołał, uderzając szkapę, która przestąpiła wlokące się za nią postronki.</akap_dialog>
777
778 <akap_dialog>--- He!... He!... He!... --- rozśmiał się słodziej jeszcze pan Łukasz. --- I szpacik, widzę, jest...</akap_dialog>
779
780 <akap_dialog>--- A jest! --- odparł ojciec krótko, suchym głosem.</akap_dialog>
781
782         
783 <akap>Pociągnąłem Felka za rękaw, jako że bezpieczniej mi się zdało bliżej drzwi się trzymać, ale mnie tylko łokciem pchnął i szeroko otwartymi oczyma to na ojca, to na przybyłego patrzył.</akap>
784
785 <akap_dialog>--- U--u--u... szpat psia... --- mówił tymczasem pan Łukasz, wyciągając obrastający podbródek z żółtej bawełnianej chustki. --- U--u--u... szpat!... i ustami cmokać zaczął. Nie wyjdzie już ona z niego, nie! --- dodał, wciągając niuch tabaki i kiwając głową.</akap_dialog>
786
787
788 <akap>Ojcu podnosiły się wąsy coraz wyżej, aż je ręką w dół szarpnął.</akap>
789
790 <akap_dialog>--- Ja jej tam kumotrowi nie wpieram! --- rzekł, patrząc w ziemię. --- Dla mnie ona i ze szpatem dobra! Żeby nie choroba kobiety, to bym kobyły pewno nie puszczał między ludzi! Toć żywicielka nasza.</akap_dialog>
791
792
793 <akap>Pan Łukasz zmilczał, a schyliwszy się, dłonie na kolanach oparł i po nogach szkapie patrzył.</akap>
794
795 <akap_dialog>--- Łogawa może?... He!... He!... He!... --- rozśmiał się pytająco.</akap_dialog>
796
797 <akap_dialog>--- Łogawa! Ta kobyła łogawa! --- krzyknął ojciec, a już cały stał w ogniach. --- Żeby mnie tak Bóg skarał, jak ona łogawa! Pokaż, kumoter?... Gdzie ona łogawa?...</akap_dialog>
798
799 <akap_dialog>--- No... no!... --- uśmiechał się słodko pan Łukasz--- ja też tylko się pytam, boć to przy kupnie konia, jak przy żeniaczce: czego nie dopatrzysz okiem, to dopłacisz workiem...</akap_dialog>
800
801 <akap_dialog>--- Ja ta nie machlerz --- rzekł porywczo ojciec, a już mu ręce latać zaczęły. --- Ja ta nikogo omachlować nie chcę! Co prawda, powiem, a co nieprawda --- nie.</akap_dialog>
802
803 <akap_dialog>--- A co ona?... ślepa?... --- zapytał nagle, prostując się, pan Łukasz i, rozsunąwszy palcami zmartwiałą powiekę szkapy, z bliska jej w oczy zajrzał.</akap_dialog>
804
805
806 <akap>Poruszył się Felek, a przestąpiwszy z nogi na nogę, szczypnął mnie w słabiznę, tak żem omal nie wrzasnął.</akap>
807
808 <akap_dialog>--- A ślepa --- odrzekł na podziw spokojnym głosem ojciec, choć znów mu się wąsy zjeżyły. --- Na lewe oko ślepa. Takem ją już kupił i taka je. U mnie ta nie oślepła.</akap_dialog>
809
810 <akap_dialog>--- He! He! He!... --- rozśmiał się słodko pan Łukasz i znów do tabaki sięgnął.</akap_dialog>
811
812 <akap_dialog>--- Tak mi też, kumeńku, mów! Ślepa!... U--u--u... szpetnie ślepa!... U--u--u!...</akap_dialog>
813
814
815 <akap>Otrząsnął palce i tabakierkę schował.</akap>
816
817 <akap_dialog>--- Jak ona ślepa jest --- rzekł, pociągając nosem --- to znów inszy interes, insze gadanie...</akap_dialog>
818
819
820 <akap>Po twarzy ojca przeleciał nagły ogień.</akap>
821
822 <akap_dialog>--- A cóż tam za insze gadanie ma być? --- rzekł porywczym nieco głosem. --- Ślepa, to ślepa! Przecie jej kumoter na książce uczyć nie da, do szkoły nie pośle. A ja kumotrowi powiadam, że druga ślepa szkapa lepsza je, niż ta widząca. A to kobyła dróżna taka, żem, jak żyjący, przez tyle lat, dróżniejszej nie widział.</akap_dialog>
823
824 <akap_dialog>--- Ale... ale!... --- śmiał się słodko pan Łukasz. --- Bogdaj cię też, kumeńku, z taką mową. Toć byś ty, kumeńku, wmówić we mnie chciał, że ślepa szkapa najlepsza.</akap_dialog>
825
826 <akap_dialog>--- Najlepsza --- nie najlepsza! A równo com dróżniejszej kobyły nie widział, tom nie widział. A co o wmawianiu to najmniej, bom przecie katolik, nie Żyd.</akap_dialog>
827
828
829 <akap>Ojciec mówił z wolna, hamując się, ale głos mu kipiał.</akap>
830
831
832 <akap>Nagle, jakby nas dopiero co zobaczył, chwycił Felka za kark i, pchnąwszy go we drzwi, krzyknął:</akap>
833
834 <akap_dialog>--- A nie pójdziecie wy mi stąd, psienogi?... </akap_dialog>
835
836
837 <akap>Dmuchnęliśmy, jak wiatr, ze stajenki i, jak wiatr, do izby wpadli.</akap>
838
839
840 <akap><begin id="b1209569450531"/><motyw id="m1209569450531">Obyczaje</motyw>W parę pacierzy potem wszedł ojciec uspokojony wraz z panem Łukaszem, jako że nie godzi się o bydlę targu przybijać inaczej, tylko w izbie, pod dachem; cygany tylko nie pilnują tego. Zaraz też zaczęli sobie rękę dawać, pan Łukasz przez połę swej dorożkarskiej kapoty, ojciec przez spencer, co mu w strzępach na grzbiecie wisiał.</akap>
841
842 <akap_dialog>--- Bóg świadkiem --- mówił ojciec --- żebym obcemu, a jeszcze też Żydowi, za żadne pieniądze kobyły tej nie sprzedał. Tak wiem, przynajmniej w dobre ręce idzie.</akap_dialog>
843
844 <akap_dialog>--- He... He... He!... --- śmiał się pan Łukasz --- po kumoterstwie! Po kumoterstwie! Krzywdy jej nie zrobię...<end id="e1209569677375"/><end id="e1209569450531"/></akap_dialog>
845
846 <akap_dialog>--- A jakby, nie daj, Boże --- tu głową wskazał na matkę, która, jak martwa, z zamkniętymi oczami leżała --- no, toć człowiek nie kamień, toć już tak po przyjacielstwie darmo wywiozę...</akap_dialog>
847
848
849 <akap>Nie odrzekł ojciec nic, ani w tę, ani w tę stronę, tylko oczy spuścił, i wąsów szarpnął, а matka obudziła się z jękiem. Może nie spała nawet.<end id="e1209569567453"/></akap>
850
851
852 <akap>Kiedy pan Łukasz, zgiąwszy się we dwoje, z izby za ojcem wychodził, rzuciliśmy się w te pędy, żeby do szkapy lecieć.</akap>
853
854
855 <akap>Ale ojciec odwrócił się nagle:</akap>
856
857 <akap_dialog>--- Ani mi nosem za próg! --- krzyknął ostro. --- W izbie siedzieć...</akap_dialog>
858
859
860 <akap>I trzasnął drzwiami.</akap>
861
862
863 <akap>Byliśmy, jak ogłuszeni. Patrzyłem na Felka, a on patrzył na mnie; oczy robiły mu się coraz większe, coraz przeźroczystsze, usta i broda, jak w febrze, latały, aż, schwyciwszy się obu garściami za włosy: --- Siarczyste! --- krzyknął i zaniósł się wielkim płaczem.</akap>
864
865
866 <akap>Zaczęły się teraz dobre czasy. W izbie zrobiło się ciepło, grzyby po ścianach róść przestały, od sklepikarki pożyczyliśmy drugiego kaganka na kaszę.</akap>
867
868
869 <akap>Tylko, że bez szkapy okrutnie się nam widziało smutno, a co który na stajenkę spojrzał, to mu świeczki w oczach stawały. <begin id="b1209570069781"/><motyw id="m1209570069781">Choroba, Śmierć, Matka</motyw>A i matka jakoś nie miała wskórania.</akap>
870
871 <akap_dialog>--- Już ja będę umierać, Filipie... --- mówiła takim cichuchnym głosem, jak ten wiatr letni. --- Już się ty nie kosztuj na mnie.</akap_dialog>
872
873
874 <akap>To znów ni z tego, ni z owego jej się poprawiało; wołała, żeby jej piwa zagrzać, albo i mleka z masłem, a Piotrusia sama myła, czesała; opowiadała nam wtedy, jak to ona ozdrowieje, jak do Częstochowy pójdzie, jak nas ze sobą zabierze, jakie to my tam zobaczymy wieże, jaki kościół, jakie granie na organach będzie. A miała wtedy płomień na twarzy, a oczy świeciły jej, jak próchno. Bywało tak zwykle wieczorem.</akap>
875
876
877 <akap>Ale, gdy przyszedł ranek, leżała, niby bez duszy, co dzień bielsza, a jak ta mgiełka przezroczysta. Ani w niej głosu, ani w niej tchu, ani żadnego chcenia. Porywa się ojciec, ucho do ust przykłada, przykazuje nam cicho być --- i słucha. Aż westchnie głośno, jakby sam nagle ożył, i oczy do tego czarnego krzyża nad łóżkiem podniesie.</akap>
878
879
880 <akap>Aż raz się nie dosłuchał jakoś.</akap>
881
882
883 <akap><begin id="b1210267426947"/><motyw id="m1210267426947">Duch</motyw>Matka umarła w nocy tak cicho, że nikt nie słyszał nawet.</akap>
884
885
886 <akap>Piotruś przy niej tej nocy spał, a i on nie słyszał. Wyszła z niej duszyczka, jak para; ani się tyle nie załomotała, co wróbel, kiedy odlata.<end id="e1210267426947"/></akap>
887
888 <akap>Więc, kiedy ojciec, oderwawszy głowę od jej wyschłych piersi, krzyknął, że matka nie żyje, stanęliśmy przed łóżkiem w wielkim zadziwieniu, patrząc na posiniałe usta, to na Piotrusia, który przy jej zimnych, sztywnie wyciągniętych nogach spał ciepły, rumiany, perlistym potem na czołku okryty... Taki ci pędrak, że go śmierć łokciem trąciła, a on nic.<end id="e1209570069781"/></akap>
889
890
891 <akap><begin id="b1209570169328"/><motyw id="m1209570169328">Żałoba, Śmierć, Dziecko, Sierota, Sąsiad, Wdowiec</motyw>Zaraz się w naszej izbie tumult wielki zrobił, sąsiadek się naschodziło, zaczęły radzić, głowami kiwać, wzdychać, a że nam ojciec tego dnia kaszy nie gotował, a Piotruś jeść płakał, więc go sklepikarka wzięła do siebie, a i nam po bułce dała.</akap>
892
893 <akap_dialog>--- A to ci baba skruszała! --- szepnął Felek, po czym ją zaraz pocałował i bosymi nogami szastnął w zamaszystym ukłonie.</akap_dialog>
894
895
896 <akap><begin id="b1210267863846"/><motyw id="m1210267863846">Matka</motyw>Cały ten dzień było mi tak, jakby mi kto do ucha szeptał: ,,Nie ma już matki!... umarła już matka..." To zaraz wycierałem pięściami oczy, bo mi się okrutnie płakać chciało.</akap>
897
898
899 <akap>Mimo to jednak bawiliśmy się tego dnia doskonale, bo taka u nas ciżba była, jak na Ordynackiem. Jak zapamiętam, nigdym nie widział tylu ludzi w naszej suterynie; co kto przejdzie koło nas, to po głowach głaszcze, to się lituje, to pociąga nosem.</akap>
900
901
902 <akap>Wczoraj jeszcze w całej kamienicy nikt na nas inaczej nie wołał, tylko łobuzy, albo urwipołcie; a dziś, jakby im kto gęby miodem posmarował: ,,Sieroty! Sieroteńki! Niebożątka!..."</akap>
903
904
905 <akap>A Felek tylko się nastawia, a oczami mruga, a co kto przejdzie, to mnie poszturchuje.</akap>
906
907 <akap_dialog>--- A to ci komedyje! A to tyjatr!... --- szepcze i w ściśniętych pięściach robi dwie skandaliczne figi, a język sam mu się spoza zębów wysuwa, cienki i ostry, jak żądło.</akap_dialog>
908
909
910 <akap>Ojciec tymczasem, jak nieprzytomny, po izbie chodził, co weźmie, to położy, choć się tam w tej pustce nie było wielce czego jąć.</akap>
911
912
913 <akap>A baby nuż się po naszej biedzie rozglądać, nuż jedna drugiej na ucho szeptać, nuż ramionami ruszać, a głową trząść i stękać... Myślałem, że temu nigdy końca nie będzie, aż się nareszcie rozeszły, bo im obiad z garnków kipiał.</akap>
914
915
916 <akap><begin id="b1210267938303"/><motyw id="m1210267938303">Trup</motyw>Żeby nie to ludzkie litowanie, to byśmy i nie czuli tak bardzo, że matka umarła. Z pół roku już się nie podnosiła w tej chorobie, a w ostatnich czasach tak samo cichutko na pościeli leżała, jak i teraz. I teraz, kiedym na nią patrzył, zdawało mi się, że spod rzęs za Piotrusiem oczyma wodzi i uśmiecha się leciuchno i co tylko ma powiedzieć: ,,Gdzie on tam gruby, biedaczysko!" Zupełnie jak dawniej; tylko, że się tak świece nie paliły przy niej...</akap>
917
918
919 <akap>Od świec tych padała na nią żółtość przezroczysta, która mnie straszyła; uczułem też, że zimne miała ręce, gdy nam je ojciec pocałować kazał.<end id="e1210267863846"/> Ojcu jednak przy niej ciepło być musiało, bo, nabiegawszy się cały dzień, a to do kancelarii, a to do stolarzy, a to o furmankę --- kiedy się ludzie rozeszli, na zydlu u łóżka siadł, ręką głowę podparł i patrzył: to na krzyż czarny, nad łóżkiem matki wiszący, to na głębokie cienie jej zamkniętych oczu.<end id="e1210267938303"/> Usnąłem, a on jeszcze siedział. Ale w nocy obudziło mnie ciche szlochanie.</akap>
920
921
922 <akap>To Felek, który się przez cały dzień szastał i nastawiał i z ludzi wydziwiał, a mnie w boki szturchał, siedział teraz na sienniku, w otwartej na piersiach koszulinie, rękami sterczące kolana objął, patrzył w pustą izbę i płakał.<end id="e1209570169328"/></akap>
923
924
925 <akap><begin id="b1209570384000"/><motyw id="m1209570384000">Koń, Dziecko, Miłość</motyw>Trzeciego dnia, spaliśmy jeszcze pod maglą w sionce, gdzie nam ojciec siennik zaciągnąć kazał, kiedy we śnie usłyszałem jak gdyby znajome rżenie.</akap>
926
927
928 <akap>Zerwałem się; serce mi biło, jak młotem.</akap>
929
930
931 <akap>Rżenie odezwało się znowu.</akap>
932
933 <akap_dialog>--- Felek! Szkapa rży! --- krzyknąłem, chwyciwszy go za ramię.</akap_dialog>
934
935
936 <akap>Szarpnął się i na drugi bok przewrócił, ale, gdy znów słyszeć się dało, porwał się on także, na sienniku siadł i, szeroko otworzywszy oczy, słuchał...</akap>
937
938
939 <akap>Przeciągłe ciche rżenie odezwało się raz jeszcze.</akap>
940
941 <akap_dialog>--- Szkapa! --- wrzasnął Felek i, porwawszy na siebie katankę, ku schodom suteryny się rzucił.</akap_dialog>
942
943
944 <akap>Zacząłem się na gwałt odziewać, a tak mi ręce latały, żem do żadnego guzika trafić nie mógł.</akap>
945
946 <akap_dialog>--- Wstawaj, Piotruś --- wołałem --- wstawaj! Szkapa przyszła!</akap_dialog>
947
948
949 <akap>I trząsłem nim, jak wiązką słomy, bo się niełatwo budził.</akap>
950
951
952 <akap>Istotnie, przed bramą, zaprzężona do prostego, zasłanego kilimkiem woza, stała nasza szkapa. U karku jej wisiał już Felek, objąwszy ją oburącz, o ile dostać mógł; przy wozie stał pan Łukasz Smolik i częstował stróża tabaką.</akap>
953
954
955 <akap>Podnieśliśmy zaraz wrzask nie do opisania.</akap>
956
957 <akap_dialog>--- Szkapa! Nasza szkapa! Nasza droga, kochana, stara! --- wołaliśmy na przemian, głaszcząc ją, klepiąc, tuląc się do niej, gdzie kto mógł. Piotruś gwałtem gramolić się chciał na nią.</akap_dialog>
958
959 <akap_dialog>--- Stęskniła się bez nas szkapa, co?... Przyszła do nas szkapa?... Przyszła?... Poczciwa, dobra, stara szkapa nasza.</akap_dialog>
960
961
962 <akap>I nuż jej zaglądać w zęby, nuż jej obmacywać nogi, nuż jej grzywę palcami czesać. Ani nam w myśli powstało, po co ta szkapa do nas przyszła, na co to wóz ten czekał.</akap>
963
964
965 <akap>Ale i ona poznała nas także, i ona cieszyła się nami: przednią nogą, którą szpat znacznie pogrubiał, uderzała po bruku wesoło, ochoczo, jakoby krzesząc dla nas iskierki radości; łeb jej to podnosił się, to schylał, nozdrza parskały raźno; to znów na głosy nasze i śmiechy strzygła uszami, wyciągała szyję, a donośne jej rżenie przenikało nas niewymowną rozkoszą.<end id="e1209570384000"/></akap>
966
967
968 <akap><begin id="b1209571445203"/><motyw id="m1209571445203">Pogrzeb</motyw>Rżenie to zlewało się w jedno z trynitarskim dzwonem, który w tej chwili posępnie bić zaczął. Jednocześnie rozległ się z suteryny głuchy odgłos młotka. Aniśmy się spostrzegli, kiedy na wozie ustawiono trumnę.</akap>
969
970 <akap_dialog>--- Wio! --- zawołał pan Łukasz. Szkapa ruszyła, a my przy niej kłusem.</akap_dialog>
971
972
973 <akap>Na rogu ulicy obejrzałem się: gromadka sąsiadek i przechodniów już się rozproszyła, a za wozem, na którym pan Łukasz siedząc powoził, szedł ojciec sam, z czapką w ręku i zwieszoną głową.</akap>
974
975
976 <akap>Co do nas, biegliśmy tuż przy szkapie wesoło, ochoczo, ani na chwilę nie przerywając rozmów i pieszczoty. Poranek był majowy, promienie słońca zalewały blaskiem ulice, most, Wisłę; z każdego gzymsu świerkały wróble. Głośniej wszakże, niż wróble, szczebiotała nasza gromadka.</akap>
977
978 <akap_dialog>--- Dzisz, Wicek --- wołał Felek --- jak ci to zgrubiała! Jakie ci to boki wyłożone ma?... Dzisz, jakie ci nowe naszelniki... jaki ci kantar...</akap_dialog>
979
980
981 <akap>I my znów dalej chórem:</akap>
982
983 <akap_dialog>--- Szkapa! nasza szkapa! Nasza droga, stara szkapa!</akap_dialog>
984
985
986 <akap><begin id="b1209571277140"/><motyw id="m1209571277140">Vanitas, Przemijanie, Dziecko</motyw>Ludzie oglądali się za nami. Dziwnym się wydawał ten pogrzeb, z trójką tak dobrze bawiących się dzieci na czele. Zwłaszcza na moście, gdzie wolniej w tłoku trzeba było jechać, robił nasz orszak pogrzebowy szczególne wrażenie.</akap>
987
988
989 <akap>Przechodnie stawali i wzruszali ramionami. Parę razy nawet krzyknął na nas pan Łukasz, żeby za wozem iść, aleśmy ani na krok szkapy odstąpić nie chcieli.</akap>
990
991
992 <akap>Słońce przygrzewało coraz silniej, droga stała się piaszczysta, żmudna; szkapa ciągnęła swój ciężar z pewnym wysileniem: zdrowe jej oko mrużyło się od blasku, na ślepym, osłupiałem, siadały rozdrażnione gorącem muchy. Natychmiast ułamaliśmy kilka wierzbowych witek i zaczęli ją skwapliwie oganiać. Sami nie czuliśmy zmęczenia. Boso, w lichych szarawarkach i kurtkach łatanych dreptaliśmy obok szkapy wesoło, ochoczo, a krzyże cmentarne wciąż rosły a rosły przed nami...</akap>
993
994
995 <akap><begin id="b1210270076497"/><motyw id="m1210270076497">Grób</motyw>Że trumny nie miał kto nieść, puszczono nas z wozem za bramę. Ale tu czekać trzeba, gdyż grabarz dołka nie skończył kopać i dopiero teraz pośpiesznie wyrzucać zaczął z niego żółty piasek. Natychmiast zaczęliśmy rwać dla szkapy szczaw zajęczy i soczystą babkę, której pełno było na drożynie. <begin id="b1210270115764"/><motyw id="m1210270115764">Chrystus</motyw>Tymczasem ojciec z panem Łukaszem zdjęli z wozu trumnę i postawili ją nad brzegiem dołka. Nie musiała być ciężką, bo kumoter, choć stary, prosto pod nią stał; a jednak ojca tak zgięła do ziemi, jak ten krzyż padającego Chrystusa, com go na stacjach bernardyńskich widział.<end id="e1210270115764"/></akap>
996
997
998 <akap><begin id="b1210269769916"/><motyw id="m1210269769916">Ksiądz</motyw>Zaraz też brzęknął cienkim głosem dzwonek, a w chwilę potem przyszedł ksiądz w komeżce i kościelny z krzyżem i kropidłem. <begin id="b1210269512046"/><motyw id="m1210269512046">Modlitwa</motyw>Spojrzał na nas ojciec surowo, więc my poklękli z Felkiem, trzymając w pięściach pęki świeżej trawy. <begin id="b1210270214996"/><motyw id="m1210270214996">Ojciec</motyw>Pan Łukasz i ojciec poklękli także, grabarz kończył robotę. Raz, dwa, trzy, odprawił ksiądz swoją łacińską modlitwę, wspomniał imię i nazwisko matki, <tytul_dziela>Ojcze nasz</tytul_dziela> mówić kazał, sam zacząwszy głośno.</akap>
999
1000
1001 <akap><begin id="b1210269447012"/><motyw id="m1210269447012">Łzy</motyw>Podniósł ojciec twarz i obie ręce w niebo; z jego oczu padały łzy ciężkie, grube.<end id="e1210269447012"/> Felek, tuż przy mnie klęcząc, trzepał pacierz z wzrokiem utkwionym w szkapę.<end id="e1210269512046"/></akap>
1002
1003
1004 <akap>Zrobiła się cisza taka, że słychać było leciuchne szmery wierzby i cykanie świerszcza.</akap>
1005
1006 <akap_dialog>--- O, je!... je!... --- rozległ się nagle wśród tej ciszy cienki głos Piotrusia, który pełne rączyny trawy i wiosennego kwiecia szkapie przed pyskiem trzymał, rozsypując bratki polne i białe stokrocie. Szkapa delikatnie z rąk dziecka brała wargami trawę i żuła ją, przechylając łeb, melancholicznie zwróciwszy ślepe, zbielałe oko w słońce. Spojrzał ksiądz, zmarszczył się ojciec, a ponieważ najbliżej klęczałem mu pod ręką, silnie mnie za ucho pociągnął.<end id="e1210270214996"/></akap_dialog>
1007
1008
1009 <akap>Wnet Felek zaczął się rozgłośnie pięścią w pierś bić, na znak, jako już pacierz i wszystko, co do niego należało, dokumentnie skończył, zaczem, zerknąwszy na ojca, chyłkiem do szkapy pomknął, a i na mnie kiwnął. Ksiądz też, trumnę pokropiwszy, z czego i nam się niecoś poświęcenia dostało, z kościelnym odszedł.</akap>
1010
1011
1012 <akap>Dołek jeszcze nie był wybrany. Grabarz na glinę natrafił i po trochu ją tylko, jak masła na chleb, na łopatę brał.<end id="e1210269769916"/></akap>
1013
1014
1015 <akap>Ojciec modlił się ciągle. Wszakże panu Łukaszowi pilno widać było, bo raz wraz tabakę niuchał i na wóz pozierał, a w głowę się drapał, aż się ścisnęli, potrzęśli raz i drugi z wielkim przyjacielstwem, po czym kumoter do szkapy poszedł.</akap>
1016
1017
1018 <akap>Jużeśmy ją wystroili, jakby pannę młodą. Świeże, rozkwitłe gałęzie akacji sterczały jej za uszami, za uprzężą, za chomątem, gdzie tylko co wetknąć się dało. Pęk żółtych mleczów tkwił nad czołem, pod skrzyżowym rzemieniem. Z grzywy opadały ostróżki i zajęcze maczki. Resztę zieleni trzymaliśmy w rękach, aby szkapę od bąków opędzać.</akap>
1019
1020
1021 <akap>Zaczął się teraz prawdziwy tryumfalny pochód.</akap>
1022
1023
1024 <akap>Najpierw kroczył Piotruś, nie patrzący drogi, nadeptując małe, świeże, z żółtego piasku sypane grobki dziecięce, ile razy się na wóz obejrzał. Za Piotrusiem szkapa --- wyrzucała z cichym parskaniem łbem, obciążonym kwieciem i zielenią, ja zaś i Felek, jak giermkowie, po lewej i po prawej stronie. Wóz toczył się z wolna, to podnosząc się, to opadając na zapadłych grobach, a za nami, z głuchym, coraz głuchszym łoskotem, padała ziemia na matczyną trumnę.<end id="e1210270076497"/><end id="e1209571445203"/><end id="e1209571277140"/></akap>
1025
1026
1027 <extra><!--<tekst_glowny>--></extra>
1028
1029 </opowiadanie>
1030 </utwor>