36a606e7ad264fcb6ce42a1a5af900779349a561
[wolnelektury.git] / books / mickiewicz_reduta_ordona.txt
1
2 -----
3 Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl/). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Narodową z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów BN.
4 Ten utwór nie jest chroniony prawem autorskim i znajduje się w domenie publicznej, co oznacza, że możesz go swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać.
5 Źródło:
6 -----
7
8 AUTOR: 
9 TYTUŁ: 
10
11
12   
13
14
15
16
17
18 Adam Mickiewicz
19
20 Reduta Ordona
21
22 Opowiadanie adiutanta
23
24
25
26
27
28
29
30 Nam strzelać nie kazano. — Wstąpiłem na działo
31 I spojrzałem na pole; dwieście armat grzmiało.
32 Artyleryji ruskiéj ciągną się szeregi,
33 Prosto, długo, daleko, jako morza brzegi;
34 I widziałem ich wodza; — przybiegł, mieczem skinął,
35 I jak ptak jedno skrzydło wojska swego zwinął.
36 Wylewa się z pod skrzydła ściśniona piechota
37 Długą, czarną kolumną, jako lawa błota,
38 Nasypana iskrami bagnetów. Jak sępy,
39 Czarne chorągwie na śmierć prowadzą zastępy.
40 Przeciw nim sterczy biała, wąska, zaostrzona,
41 Jak głaz, bodzący morze, reduta Ordona.
42 Sześć tylko miała harmat. Wciąż dymią i świecą;
43 I nie tyle prędkich słów gniewne usta miecą,
44 Nie tyle przejdzie uczuć przez duszę w rozpaczy,
45 Ile z tych dział leciało bomb, kul i kartaczy.
46
47 Patrz, tam granat w sam środek kolumny się nurza,
48 Jak w fale bryła lawy, pułk dymem zachmurza;
49 Pęka śród dymu granat, szyk pod niebo leci
50 I ogromna łysina śród kolumny świeci.
51 Tam kula, lecąc, z dala grozi, szumi, wyje,
52 Ryczy, jak byk przed bitwą, miota się, grunt ryje; —
53 Już dopadła; jak boa śród kolumn się zwija,
54 Pali piersią, rwie zębem, oddechem zabija.
55 Najstraszniejszéj nie widać, lecz słychać po dźwięku,
56 Po waleniu się trupów, po ranionych jęku:
57 Gdy kolumnę od końca do końca przewierci,
58 Jak gdyby środkiem wojska przeszedł anioł śmierci.
59
60 Gdzież jest król, co na rzezie tłumy te wyprawia?
61 Czy dzieli ich odwagę, czy pierś sam nadstawia?
62 Nie, on siedzi o pięćset mil na swéj stolicy,
63 Król wielki, samowładnik świata połowicy.
64 Zmarszczył brwi, — i tysiące kibitek wnet leci;
65 Podpisał, — tysiąc matek opłakuje dzieci;
66 Skinął, — padają knuty od Niemna do Chiwy.
67 Mocarzu, jak Bóg silny, jak szatan złośliwy!
68 Gdy Turków za Bałkanem twoje straszą spiże,
69 Gdy poselstwo paryskie twoje stopy liże:
70 Warszawa jedna twojéj mocy się urąga,
71 Podnosi na cię rękę i koronę ściąga,
72 Koronę Kazimierzów, Chrobrych z twojéj głowy,
73 Boś ją ukradł i skrwawił, synu Wasilowy!
74
75 Car dziwi się — ze strachu drżą Petersburczany,
76 Car gniewa się — ze strachu mrą jego dworzany;
77 Ale sypią się wojska, których Bóg i wiara
78 Jest Car. — Car gniewny: umrzem, rozweselim Cara!
79 Posłany wódz kaukaski z siłami pół-świata,
80 Wierny, czynny i sprawny — jak knut w ręku kata.
81
82 Ura! ura! Patrz, blisko reduty, już w rowy
83 Walą się, na faszynę kładąc swe tułowy;
84 Już czernią się na białych palisadach wałów.
85 Jeszcze reduta w środku, jasna od wystrzałów,
86 Czerwieni się nad czernią: jak w środek mrowiska
87 Wrzucony motyl błyska, — mrowie go naciska, —
88 Zgasł; — tak zgasła reduta. Czyż ostatnie działo,
89 Śtrącone z łoża, w piasku paszczę zagrzebało?
90 Czy zapał krwią ostatni bombardyjer zalał?
91 Zgasnął ogień. — Już Moskal rogatki wywalał.
92 Gdzież ręczna broń? — Ach, dzisiaj pracowała więcéj,
93 Niż na wszystkich przeglądach za władzy książęcéj!
94 Zgadłem, dlaczego milczy, — bo nieraz widziałem
95 Garstkę naszych, walczącą z Moskali nawałem.
96 Gdy godzinę wołano dwa słowa: pal, nabij;
97 Gdy oddechy dym tłumi, trud ramiona słabi;
98 A wciąż grzmi rozkaz wodzów, wre żołnierza czynność;
99 Na koniec bez rozkazu pełnią swą powinność,
100 Na koniec bez rozwagi, bez czucia, pamięci,
101 Żołnierz, jako młyn palny, nabija, grzmi, kręci
102 Broń od oka do nogi, od nogi na oko:
103 Aż ręka w ładownicy długo i głęboko
104 Szukała, nie znalazła — i żołnierz pobladnął,
105 Nie znalazłszy ładunku, już bronią nie władnął,
106 I uczuł, że go pali strzelba rozogniona;
107 Upuścił ją i upadł; nim dobiją, skona!...
108 Takem myślił, — a w szaniec nieprzyjaciół kupa
109 Już lazła, jak robactwo na świeżego trupa.
110
111 Pociemniało mi w oczach; a gdym łzy ocierał,
112 Słyszałem, że coś do mnie mówił mój Jenerał.
113 On przez lunetę, wspartą na mojém ramieniu,
114 Długo na szturm i szaniec poglądał w milczeniu.
115 Na koniec rzekł: „Stracona”. — Spod lunety jego
116 Wymknęło się łez kilka, — rzekł do mnie: „Kollego,
117 Wzrok młody od szkieł lepszy; patrzaj, tam na wale,
118 Znasz Ordona, czy widzisz, gdzie jest?” — „Jenerale,
119 Czy go znam? — Tam stał zawsze, to działo kierował.
120 Nie widzę — znajdę — dojrzę — śród dymu się schował:
121 Lecz śród najgęstszych kłębów dymu, ileż razy
122 Widziałem rękę jego, dającą rozkazy...
123 Widzę go znowu — widzę rękę — błyskawicę,
124 Wywija, grozi wrogom, trzyma palną świécę,
125 Biorą go — zginął. — O, nie — skoczył w dół, do lochów!” —
126 „Dobrze — rzecze Jenerał, — nie odda im prochów”.
127
128 Tu blask, — dym, — chwila cicho — i huk jak stu gromów!sprawdzić w innym papierowym wydaniu czy jest to osobna strofa
129
130 Zaćmiło się powietrze od ziemi wyłomów:
131 Harmaty podskoczyły i jak wystrzelone
132 Toczyły się na kołach; lonty zapalone
133 Nie trafiły do swoich panew. I dym wionął
134 Prosto ku nam; i w gęstéj chmurze nas ochłonął.
135 I nie było nic widać, prócz granatów blasku,
136 I powoli dym rzedniał, opadał deszcz piasku.
137 Spojrzałem na redutę. — Wały, palisady,
138 Działa, i naszych garstka i wrogów gromady:
139 Wszystko jako sen znikło! — Tylko czarna bryła
140 Ziemi niekształtnéj leży — rozjemcza mogiła.
141 Tam i ci, co bronili, — i ci, co się wdarli,
142 Pierwszy raz pokój szczery i wieczny zawarli;
143 Choćby cesarz Moskalom kazał wstać: już dusza
144 Moskiewska, tam raz pierwszy, Cesarza nie słusza!
145 Tam zagrzebane tylu set ciała, imiona:
146 Dusze gdzie? nie wiem; lecz wiem, gdzie dusza Ordona
147 On będzie Patron szańców! — Bo dzieło zniszczenia
148 W dobréj sprawie jest święte, jak dzieło tworzenia:
149 Bóg wyrzekł słowo stań się, Bóg i zgiń wyrzecze!
150 Kiedy od ludzi wiara i wolność uciecze,
151 Kiedy ziemię despotyzm i duma szalona
152 Obleją, jak Moskale redutę Ordona:
153 Karząc plemie zwycięzców zbrodniami zatrute,
154 Bóg wysadzi tę ziemię, jak on swą redutę.
155
156
157
158
159